Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ciemność i Światło. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ciemność i Światło. Pokaż wszystkie posty

piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział 20: Odnaleziony Raj

Hermiona obudziła się powoli, powracając z zaświatów. Nie do końca wiedziała, gdzie się znajduje. Po pierwsze, czuła, że dotykają ją szpitalne prześcieradła. Nikłe bóle w jej umyśle, przypomniały o bólu, który był jak sen, ale zignorowała je. Delektowała się świeżym powietrzem i usłyszała czyjś śmiech.
Zamrugała oczami i zobaczyła, że jest w znajomym pomieszczeniu: rzędy czystych białych łóżek, słaby cytrynowy zapach środka dezynfekującego, uspokajające kolory. Ale dlaczego tu jest? Coś musiało się stać… pamiętała to, trochę. Bała się, była torturowana… Lucjusz Malfoy.
Wspomnienia niechętnie wróciły. Wybawił ją ze szkoły fałszywym listem. Potem ją schwytali i zabrali do dworu Lucjusza. Skrzywiła się na wspomnienie bólu. A potem… została uratowana, tak, przypomniała sobie, ale słabo. Ramiona wokół niej, ktoś był zdenerwowany. Rozmawiał z nią. Ich głosy były pełne bólu… mogła odwzorować ich brzmienie, jak szept.
Hermiona?
– Draco…
Draco. Na jej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech, poczuła wewnętrzne ciepło. Oczywiście to on ją uratował. Przypomniała sobie jak się do niego uśmiechnęła, kiedy nie mógł uwierzyć, że ona naprawdę żyje.
– Żyjesz?
Żyję. Ja żyję…
– Żyjesz. Żyjesz…
Czuła się… szczęśliwa. Tak szczęśliwa, to dobre słowo. Wpół martwa, cała we krwi, każdy ruch sprawiał jej ból, ale była szczęśliwa. Przez niego. Ze względu na Draco.
I nagle przypomniała sobie ostatnią rzecz, jaką mu powiedziała.
Kocham cię…
Hermiona podniosła się na łóżku do pozycji pionowej, krzywiąc się, ale nie zwróciła na to uwagi. Kocham cię… powiedziała to do Draco. I kiedy to mówiła, miała to na myśli. Kochała go. I kiedy przypomniała sobie jak zachowuje się kiedy o nim myśli, poczuła wewnętrzne ciepło, więc zaprzeczanie nie miało sensu.
Była w nim zakochana.
Nagle zadzwonił dzwonek, przerywając jej myśli. Na korytarzu usłyszała rozmowy ludzi, wychodzących z zajęć. Zamrugała, biorąc uspokajający oddech i ułożyła się na poduszkach. Znowu kochała Draco. Albo przynajmniej myślała, że tak jest… Nie, nie, tak było. Nie ma sensu w to wątpić. Tak było… Teraz, wszystko co musi zrobić to… powiedzieć mu.
Poczuła skręt żołądka, na myśl o tym, ale zignorowała to. To chyba normalne, że czuje się dziwnie, jeśli ma mu powiedzieć, coś tak ważnego. A prawdopodobieństwo, że będą jakieś problemy podczas tej rozmowy było prawie takie samo jak to, że sklątki tylnowybuchowe nagle wyrosną dwa cale nad jej głową.
Spojrzała w górę, żeby się upewnić. Po tym wszystkim, wszystko może się zdarzyć…
Hermiona odepchnęła dziwne myśli na bok i zastanawiała się, co dokładnie powiedzieć, kiedy usłyszała znajomy głos.
– Obudziłaś się!
Spojrzała w górę, nie mogąc powstrzymać uśmiechu i zobaczyła Draco uśmiechającego się podobnie. Widziała wiele jego uśmiechów: naturalnych, szyderczych, pełnych kpiny, ale ten uśmiech był prawdziwy. Poczuła motylki w brzuchu.
– Tak – odpowiedziała z uśmiechem. – I czuję się świetnie. Co się stało? Jak długo spałam? A i gdzie jest pani Pomfrey? Normalnie biegałaby rozdrażniona po skrzydle szpitalnym…
Jego uśmiech nieznacznie się zmniejszył. – Pani Pomfrey jest na konferencji uzdrowicieli w Świętym Mungu. Byłaś nieprzytomna przez trzy dni… – powiedział, siadając na drewnianym krześle obok niej. – Cóż, wiele się wydarzyło…
– Co? – zapytała Hermiona. – Powiedz mi… od początku. – Miała jakieś złe przeczucia ale zignorowała je. – W jaki sposób uciekliśmy z Malfoy Manor?
– Ktoś powiadomił Ministerstwo – mruknął krótko, po czym dodał: – Nie mam pojęcia kto, bo Harry i Ron rozglądali się po pokoju zszokowani, moja matka krzyczała, a jedyną osobą, która nic nie wiedziała, był… – urwał.
Hermiona zmarszczyła brwi, jej lęk wzrósł. – Kto? Tą osoba, która nie wiedziała był… twój ojciec – Draco skrzywił się, co jeszcze bardziej zdziwiło Hermionę. – Co? Coś nie tak?
– On nie żyje. – odpowiedział, nie patrząc jej w oczy. – Zabiłem go.
Oczy Hermiony rozszerzyły się w szoku, zdała sobie sprawę, że szczęka jej opadła i szybko ją zamknęła. Draco zabił swojego ojca? Wiedziała, że nienawidził Lucjusza… ale czy to powód do morderstwa?
Denerwujący głos w jej głowie przypomniał jej, że takie rzeczy się zdarzają. Zdarzyło się to pod wpływem impulsu, kiedy Draco był na granicy wytrzymałości, bo myślał, że umarła… Ona to spowodowała. Kiedy zobaczył jak Lucjusz ją torturuje, nie wytrzymał.
– Oh – jęknęła.
– Zapomnij o tym – powiedział od niechcenia, zakładając ręce i patrząc w podłogę. Jego twarz, która zazwyczaj była pozbawiona emocji, zdradzała głęboką nienawiść. – To było… To nie jest…
– W porządku – odpowiedziała, uśmiechając się słabo. – To znaczy, wiem ile to dla ciebie znaczy… byłeś zły. Miałeś prawo być zły. I cóż…
– To nadal złe – odrzekł. – Nie chciałem nikogo zabić.
– Wiem – powiedziała ze współczuciem. – Zapomnij o tym, jeśli cię to denerwuje… powiedz mi, co jeszcze się wydarzyło.
– Dokończyliśmy eliksir – odpowiedział bez entuzjazmu. – To była Mandy Brocklehurst… Krukonka. Nasz rok.
– Naprawdę? – zapytała. – Czy nauczyciele wiedzą? Co się z nią stało?
– Próbują zdecydować, co z nią zrobić – odpowiedział. – Nauczyciele wiedzą. Przyznała się, nie wiedząc, że ją obserwują… i nagrali to jako dowód. – Nadal nie patrzył jej w oczy, ale na jego twarzy nie było już tyle złości jak wcześniej. Wciąż jednak zamartwiał się sytuacją z ojcem.
– Dobry pomysł – zauważyła z uśmiechem. Kiedy zobaczyła jego zaskoczenie, zaczęła się zastanawiać, kiedy będzie miała szansę, powiedzieć mu o swoich uczuciach.
– Oczywiście, że to był dobry pomysł – powiedział z uśmiechem i ich oczy się spotkały. – W końcu to był mój pomysł.
Hermiona zaczęła się śmiać. Cały Draco – pomyślała ciepło… Ale kiedy spojrzała na niego, zobaczyła, że znowu wpatruje się w podłogę. Wpatrywał się z roztargnieniem w prześcieradła i wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał.
– Czy dobrze się czujesz? – zapytała niepewnie, wiedząc doskonale, że takie zachowanie może być spowodowane sytuacją z jego ojcem. Ale Draco westchnął i kiwnął głową.
– W porządku – odpowiedział. – Tylko myślę o czymś. Nic ważnego, tylko to co powiedziałaś… Pewnie wtedy bredziłaś i wątpię, że to pamiętasz.
Serce Hermiony podskoczyło. – Co powiedziałam? – zapytała zaciekawiona. – Co to było?
– To nic ważnego…
– To… jest ważne – powiedziała, przełykając ślinę. – Bo pamiętam, co powiedziałam… i to co powiedziałam, jest ważne. To nie były brednie. To był… prawda.
Odwrócił się do niej, jego twarz była pełna nadziei i zwątpienia. – Czy powiedziałaś to co myślę, że powiedziałaś? – zapytał prawie bezgłośnie.
Hermiona uśmiechnęła się i skinęła głową stanowczo. – Tak – powiedziała.  Kocham cię. I to miałam na myśli.
Oczy Draco rozszerzyły się ze zdumienia. – Naprawdę?
Skinęła głową, rozglądając się niemal nieśmiało, zanim spojrzała mu w oczy. Zadrżała na ich widok, czując, że z jego oczu może wyczytać wszystko.
– Powiedziałaś to przedtem… ale wiedziałem, że kłamałaś – powiedział, prawie szepcząc. Hermiona poczuła, że się rumieni. – Ale teraz – oczy Draco obserwowały jej twarz – nie kłamiesz.
Obserwowali się, nic wokół nich nie miało znaczenia. Czuła tylko bicie swojego serca, widziała jego szare oczy pełne ciepła…
I zanim zorientowała się, co się dzieje, poczuła jego usta na swoich, całujące ją delikatnie. Poderwała się zaskoczona, emocje w niej szalały. Zamknęła oczy i delikatnie odwzajemniła pocałunek. Objął ją ramionami i jej ręce instynktownie znalazły się na jego plecach. Trzymali się mocno i całowali.
Chwilę później usłyszała dźwięk z korytarza i skrzypnięcie drzwi. Podskoczyła na ten dźwięk, podobnie jak Draco, który rzucił się do pozycji siedzącej, tak mocno, że omal nie spadł na podłogę z krzykiem.
Hermiona rzuciła zawstydzone i winne spojrzenie w kierunku drzwi, gdzie stali zszokowani Harry i Ron.
– Um – powiedział Ron taktownie, jego uszy zaczerwieniły się. – Widzę, że się obudziłaś.
– Tak – skinęła głową. Zapadła cisza, przerwana przez Draco, który wstał z fałszywym uśmiechem i spróbował usiąść przyzwoicie na krześle.
– To dobrze – zgodził się Harry, mrugając. – Widzę, że czujesz się dobrze…
– Tak – powiedziała Hermiona. Znowu nastała cisza, ale nagle Draco wybuchł śmiechem. Zwrócił uwagę trójki Gryfonów.
– Z czego u licha się śmiejesz? – zapytała Hermiona, marszcząc brwi.
– Z was – odparł, wciąż się śmiejąc – można by pomyśleć, ze nigdy nie widzieliście całujących się ludzi!
– Cóż, nie widzieliśmy was całujących się – powiedział Harry taktownie. – To co innego, jeśli widzisz osoby, które znasz.
– Możemy zostawić was w spokoju, jeśli chcecie – zaoferował Ron, jego uszy pokryły się purpurą.
Hermiona spojrzała na Draco – Nie sądzę, że tego potrzebujemy – odparła. – Będziemy mieć na to dużo czasu… – uśmiechnęła się.

♥ ♥ ♥ ♥

Hermiona opuściła skrzydło szpitalne tydzień później. To był doskonały, letni dzień, jak z wakacyjnego przewodnika. Żar lał się z nieba, powodując, że wszyscy marzyli o lodach i zamrożonych zimnych napojach. Praktycznie wszyscy, łącznie z nauczycielami, odpoczywali na błoniach.
Hermiona, Draco, Harry i Ron nie byli wyjątkiem. Usiedli w cieniu wierzby, aby chociaż trochę osłonić się przed promieniami słonecznymi. Hermiona odpoczywała, oparta wygodnie o ramię Draco. Pani Pomfrey mówiła, że dziewczyna jest słaba, ale Draco zapewnił ją, że zaopiekuje się Hermioną.
Harry i Ron grali w szachy czarodziejów. Ron był w nich mistrzem. Było zbyt gorąco, żeby rozmawiać, zbyt gorąco na wszystko oprócz odpoczynku.
Hermiona ucięła sobie drzemkę, z której obudził ją wesoły głos. – Panienka Hermiona, czuje się lepiej!
Spojrzała na uśmiechniętą twarz Śpiewki. – Cześć Śpiewko – powiedziała z uśmiechem. – Jak się masz?
Skrzat uśmiechnął się. – Śpiewka ma się bardzo dobrze, panienko Hermiono!
Hermiona mrugnęła i podniosła głowę. Śpiewka była rozpromieniona i trzymała za rękę Zgredka, który miał identyczny uśmiech.
– Jesteście…? – zapytała i Śpiewka skinęła dumnie głową. – To świetnie! – odparła Hermiona z uśmiechem. – Gratuluję! Ekhm… Mrużka dobrze to przyjęła?
– Mrużka ma się bardzo dobrze, panienko Hermiono – odpowiedział Zgredek. – Mrużka zaprzyjaźniła się z innym skrzatem… – kiedy powiedział zaprzyjaźniła zasugerował, że to coś więcej.
– To dobrze – uśmiechnęła się dziewczyna, opierając się o Draco. Czuła się szczęśliwa. Była otoczona krzykiem i śmiechami jej przyjaciół, cichymi szeptami i okresowymi wybuchami radości Rona, i ramionami Draco.
W przeszłości było wiele zła ale to już koniec. Przyszłość przyjdzie, ale nie miała złudzeń, że będzie w niej ciemność. Ale teraz jest bezpieczna i szczęśliwa. Nie myśli o tym co było i o tym co będzie. Czuła tylko ciepło słońca, chłód cienia, uczucie miłości, szczęścia i pokoju. Wiedziała, że cokolwiek się stanie, dobre czy złe, jasne lub ciemne, zawsze skończy się dobrze. Przejdą przez to razem: Hermiona, Harry, Ron i Draco.
I tylko to się liczyło.

KONIEC
 _______________

Witajcie :) To już koniec tej historii. Przyznam szczerze, że trochę mi smutno, bo polubiłam to opowiadanie. Najważniejsze, że jest happy end :) Przy okazji Śpiewka znalazła swojego księcia <3 Jak Wam się podoba rozdział? Iva doczekałaś się pocałunku. Mam nadzieję, że jesteś usatysfakcjonowana :)
Teraz robię małą przerwę od publikowania nowego opowiadania. Chcę poprawić wcześniejsze rozdziały, bo początki moich tłumaczeń pozostawiają wiele do życzenia. Jak napiszę czwarty rozdział Muzycznej misji zacznę poprawianie. Możliwe, że niedługo ukaże się zapowiedź nowej historii. Ale niestety nie wiem dokładnie kiedy to się stanie.
To chyba tyle. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!




wtorek, 19 kwietnia 2016

Rozdział 19: Jad Węża

– Powinienem czuć się źle, tak sądzę. Winny. Ale tak nie jest i nie zamierzam udawać. Jaki w tym sens? Cieszę się, że on nie żyje, cieszę się, że go zabiłem… i chciałbym zrobić to znowu.
Draco powiedział to z odrobiną przekory w głosie i ostrym błyskiem w oku, który podobny był do spojrzenia jego zmarłego ojca. Oczywiście tylko nieco podobne, jednak było w nim podobieństwo.
Jednakże nie było nikogo, kto zauważyłby to podobieństwo, przynajmniej nikogo kto nie spał. Draco siedział w skrzydle szpitalnym Hogwartu, przy łóżku nieprzytomnej Hermiony. Nie wyglądała jak żywa, ale na szczęście żyła. Jej skóra była biała jak szpitalne prześcieradła, ledwo oddychała.
Zatrzymał się i westchnął cicho, po czym kontynuował. – W każdym razie… to co działo się po zabiciu Lucjusza jest rozmyte… Naprawdę myślałem, że nie żyjesz, tak wyglądałaś… Nadal tak wyglądasz. Pamiętam krzyk mojej matki i Harry’ego i Rona, którzy pewnie przylecieli do Malfoy Manor na miotłach — ale to nie było ważne. To było jak sen albo jak koszmar. Ludzie zawsze pojawiają się znikąd, kiedy już jest po wszystkim. Myślę, że część mnie zastanawiała się, kiedy obudzę się z tego cholernego snu w moim dormitorium…
Zatrzymał się z parsknięciem. – Przepraszam, jestem strasznie chaotyczny. A nie powinienem. Ślizgoni nie są chaotyczni. Chciałbym po prostu… nie chcę siedzieć tu w ciszy. – Co było dziwne, biorąc pod uwagę, że w pokoju wspólnym Ślizgonów nigdy nie było głośnych rozmów z przyjaciółmi. Ale przy Hermionie milczenie było niewygodne i nie wiedział dlaczego… było w niej coś takiego, że chciał z nią rozmawiać. I tak robił.
– W każdym razie… jeśli mnie słyszysz — w co wątpię — prawdopodobnie chcesz wiedzieć co się stało. Harry i Ron pewnie lepiej zdadzą ci relację, bo ja niezbyt wiem co się stało… Moja matka krzyczała, ale o tym już wspominałem, prawda? Ktoś powiadomił ministerstwo, prawdopodobnie ona, ale nie widziałem, żeby to robiła… Obawiam się, że byłem dość rozkojarzony. Cały dwór nagle zaroił się od urzędników, jeden z nich rzucił na mnie Stupefy — zapewne dlatego, że byłem uważany za niebezpiecznego psychopatę.
Przerwał, uśmiechając się, chociaż nadal czuł ból. – Obudziłem się w budynku ministerstwa w Londynie. Dumbledore był tam i naprawdę myślałem, że ześlą mnie do Azkabanu czy coś… ale najwyraźniej udało mu się udowodnić, że działałem w obronie koniecznej lub w obronie ciebie, ewentualnie jakiejś luki prawniczej. Udowodnili, że mój ojciec był śmierciożercą i że nas torturował. Zebraliśmy wszystkie dowody, że ci groził, wszystkie jego listy i rzeczy. A i okazało się, kto jest tajemniczym M.B. Mamy plan, jak ją przyłapać, ja go wymyśliłem. To bardzo, bardzo przebiegły plan, ale pewnie sama się domyślisz, co z niego wyniknie. Opowiem ci wszystko w szczegółach.
Spojrzał na zegarek i zmarkotniał. – Cóż, chciałbym, ale powinienem być za minutę w innej części zamku. Cholera. – Wyskoczył z krzesła i chwycił tornister, ale zatrzymał się żeby spojrzeć na Hermionę. – Zapomniałem ci powiedzieć kim ona była, prawda? Mandy Brocklehurst. Jest z Ravenclawu.
Uśmiechnął się, szeroki uśmiech wyglądał dziwnie na twarzy Malfoya. – Zdrowiej – powiedział, zanim odwrócił się i wyszedł ze skrzydła szpitalnego na kręte korytarze Hogwartu.

♥ ♥ ♥ ♥

Pięć minut później Draco, Harry i Ron czekali w małym i pustym magazynku, należącym do klasy zaklęć. Magazyn był pełen różnych przedmiotów: piór, poduszek, skarpetek, butów, części podręczników i krocie innych niedbale porozrzucanych rzeczy.
Jeśli chłopcy słuchali uważnie, mogli usłyszeć jak uczniowie wymawiają zaklęcie poznane na lekcji i cienki szept profesora poprawiającego uczniów – Nie, nie, nie! To ma być długie e, jak to: Eeeeeeeeeeeeee! – To brzmiało dokładnie jak mała mysz i cała klasa wybuchła śmiechem, co profesor szybko uciszył.
Śmiech szybko zamienił się w jęki uczniów otrzymujących pracę domową i usłyszeli cichy szum chowanych piórników i różdżek — ważne było, żeby wyjść pierwszym z sali, bo kto dziś wyszedł pierwszy, na następnych zajęciach mógł zająć najlepsze miejsce z tyłu. Draco zacisnął dłoń na różdżce.
– Pamiętajcie, ja będę mówił – powiedział cicho, a jego oczy zabłyszczały niebezpiecznie.
– Tak, tak, bo jesteśmy Gryfonami i wszystko byśmy zepsuli. Słyszeliśmy to już wcześniej – odpowiedział Ron, patrząc z irytacją, ale kąciki ust Harry’ego drgnęły. Draco spojrzał w jego kierunku, zaskoczony jego reakcją na niespodziewany komentarz Rona.
– Właściwie, nie miałem na myśli… – zaczął, ale przerwał mu szum uczniów wychodzących z klasy zaklęć i ich uwaga skierowała się na coś ważniejszego od głupiej kłótni. Jeżeli się nie uda, cały ich plan pójdzie na marne… i Mandy pójdzie w inną stronę.
Na szczęście, szła dość blisko ściany, z tyłu grupy. Miała torbę podobną do torby Hermiony, jej oczy miały podobny brązowy odcień — choć trochę ciemniejszy — ale jej proste blond włosy były takiej samej długości. Bystre oczy Draco obserwowały jej arogancki spacer i sposób w jaki trzymała lewą rękę — ramię, na którym pewnie miała Mroczny Znak.
Wyciągnął się od niechcenia, złapał ją za ramię i szarpnął mocno do magazynu. Krzyknęła odruchowo chcąc uciec, ale Harry trzymał drzwi i je zamknął.
Mandy wyrwała swoją rękę z uścisku Draco i cofnęła się z dala od chłopców. – Pozwólcie mi odejść – powiedziała automatycznie. – Teraz, albo zgłoszę to dyrektorowi.
Na słowo dyrektor zimne szare oczy Draco zamigotały niespokojnie. Spojrzał szybko w bok, ale jego oczy zatrzymały się na Mandy. Okrutny, zimny Ślizgon — który zawsze w nim był — wyszedł z niego, ostry jak brzytwa i zaczął działać.
– Ale dlaczego? – zapytał jedwabistym głosem. – Czy zrobiłem coś złego? Wszystko co chcę, to zwrócić ci to.
Wyjął białe pióro z jej inicjałami, przekręcając je delikatnie i udając, że jest nim zainteresowany. Nikt inny tego nie zauważył, ale jej mięśnie drżały i wyglądała jakby się bała. Wiedziała, co się święci.
– Nigdy nie widziałam takiego pióra – upierała się. – Popełniłeś błąd.
Draco uśmiechnął się. – Och, nie sądzę. Sprawdziliśmy je. Z pewnością należy do ciebie… – urwał, delektując się tą chwilą jak dobrym winem. Mandy była w potrzasku. Chciała uciec, ale nie miała drogi ucieczki…
– Ciekawe pióro – skomentował. – Z interesującą historią. Wiesz, znalazłem je obok miejsca, gdzie ktoś zaatakował Hermionę Granger. Jestem przekonany, że jest dobry powód dlaczego tam leżało. Bardzo ciekawy powód. Dlaczego nam nie powiesz?
Mandy pokręciła głową niecierpliwie. – Moja torba ma dziurę i pewnie przez nią wypadło, kiedy szłam korytarzem – powiedziała. – Niezbyt interesująca odpowiedź, prawda?
Draco uniósł brew. Była w tym jakaś siła, prosta, elegancka i przebiegła siła, siła węża, który śledzi swoją ofiarę. To było takie proste, takie łatwe, takie zabawne. Cieszyło go to. Cieszył się jak prawdziwy Ślizgon, który wpędza przeciwnika w narożnik, mający radość z polowania… z zabijania…
– Naprawdę? – zapytał. – Byłem pod wrażeniem, że został upuszczony przez pomocnika Voldemorta. Oczywiście, nie podejrzewam ciebie oto. Przypuszczam, że powinnaś iść na następną lekcję. Ale najpierw, pozwól mi zobaczyć twoje przedramię.
– Nie – zaczęła, dociskając rękę do boku.
– Dlaczego nie? – zapytał. – To uświadomiłoby mi, że to nie ty. Co złego może się stać? O ile, oczywiście, naprawdę masz Mroczny Znak… co jest wprost nie do pomyślenia.
Pokręciła głową. – Nie możesz mnie…
– Doprawdy? – Zrobił krok do przodu, jego ruchy były płynne jak u węża łapiącego swoją ofiarę, złapał ją za rękę i podciągnął do góry rękaw, aby ujawnić…
Mroczny Znak.
Na chwilę zapadła absolutna cisza.
– Chciałbym wiedzieć – powiedział Draco, jego głos brzmiał groźnie – co już zrobiłaś.
– Nic nie zrobiłam – błagała. – Zmusili mnie… wbrew mej woli… moi rodzice…
– Przestań grać, to na mnie nie działa – splunął, jego oczy były pełne jadu. – Dlaczego? Jedynie to chcę wiedzieć. Dlaczego?
Nagle jej twarz się zmieniła, jakby zrzuciła maskę. Przestała błagać, jej oczy zamarzły. Wyprostowała się i spojrzała na Draco.
– Wszystko co chciałam wiedzieć, to dlaczego. Dlaczego Draco, dlaczego on się od niego odwrócił? Nic nie zyskasz walcząc po stronie szlam. Nic nie zyskałeś, wszystko straciłeś. Mogłeś być wielki, miałeś moc, o której wielu z nas może tylko pomarzyć… jesteś głupcem i idiotą, że go opuściłeś.
Jego oczy zwęziły się. – Nigdy dla niego nie pracowałem. Nigdy. Widziałem do czego to prowadzi, to prowadzi do… nienawiści i niczego. Poco mi moc skoro nie jestem szczęśliwy?
– Moc sprawia, że jesteś szczęśliwy – odpowiedziała po prostu. Z jakiegoś powodu, Draco prawie zadrżał, ale powstrzymał się.
– Więc, pracowałaś dla Voldemorta. Co zrobiłaś?
Mandy wzruszyła ramionami. – To co widziałeś. Zanosiłam wiadomości, wysyłałam przynęty, aby pozbyć się tej szlamy, którą się opiekowałeś…
Krew Draco zagotowała się, kiedy usłyszał jak nazwała Hermionę, ale starał się uspokoić. – I to ty ją zaatakowałaś? Na rozkaz Voldemorta?
– Tak - syknęła. – Zdecydował, że nie jest już przydatna, w kontrolowaniu ciebie… była jednym wielkim szkodnikiem. Zabiłabym ja, gdybyś mnie nie powstrzymał. Chciałam to zrobić. Jedna brudna szlama mniej…
Draco prawie ją zaatakował, jego oczy zabłysnęły, podniósł różdżkę i kiedy chciał wymówić najobrzydliwszą klątwę jaką znał, przerwał mu głos.
– Dziękuję za to, panno Brocklehurst – powiedział Dumbledore, zdejmując z siebie i profesora Snape’a pelerynę niewidkę Harry’ego. – Wierzę, że te dowody wystarczą, aby cię skazać. Żałuję tylko, że nie wiedziałem tego wcześniej…
Mandy była zdziwiona, jakby poraził ją prąd – Ale… ale jak? Nie możecie mi niczego udowodnić, nie ma sposobu, żebym powiedziała to poza tym pokojem. I nikt z was mnie do tego nie przekona… nawet taki stary idiota jak ty!
– Błąd, panno Brocklehurst – powiedział miękko Snape, podnosząc różdżkę. – Aperi Memoria Virgae.
Cienka strużka światła wyleciała z końca różdżki, ukazując idealną miniaturę pokoju, jak w mugolskim filmie. Zaczęło się w momencie, kiedy Harry zatrzasnął drzwi za Mandy, która wyrwała się Draco i ponownie zażądała. – Pozwólcie mi odejść. Teraz, albo zgłoszę to dyrektorowi.
Snape machnął różdżką i wizja rozmyła się. – Wszystko jest zapisane, panno Brocklehurst – powiedział. – Każde wypowiedziane słowo.
– A teraz idziemy do mojego gabinetu – powiedział dyrektor poważnie. – Przypuszczam, że twoi rodzice o tym nie wiedzą? Cóż, więc powiadomimy ich. A potem oczywiście ministerstwo. Mam nadzieję, że będą wyrozumiali…
Wyprowadził bladą i wstrząśniętą Mandy. Snape szedł za nimi, ale zatrzymał się na chwilę, aby spojrzeć na Draco. – Bardzo imponujące zastraszanie, panie Malfoy – powiedział. Draco, nie wiedząc zupełnie dlaczego, zadrżał.

Aperi Memoria Virgae — dosłownie oznacza „ujawnij pamięć różdżki”. Jest to zaklęcie, które pozwala żeby czarodzieje i czarownice, mogli używać swojej różdżki jak kamery video, aby odtwarzać wspomnienia.
____________

Witajcie :) Tak jak obiecałam dziś publikuję 19 rozdział. Wreszcie poznaliśmy tożsamość M.B. Tak jak przypuszczaliśmy, to OC wymyślone przez cyropi. Swoją drogą, niezła intrygantka z tej Mandy. Jak Wam się podoba postawa Draco? Niezły z niego szantażysta :D I znowu wymigał się od konsekwencji swoich czynów ;)
Prawdopodobnie ostatni rozdział opublikuję w piątek. Po nim na chwilę zrobię przerwę przed publikacją nowego opowiadania i zabiorę się za poprawianie poprzednich rozdziałów, bo wreszcie będę miała na to czas :)
Dzisiaj mam zamiar zacząć pisać 4 rozdział Muzycznej misji. Mam go już w głowie. wystarczy jedynie spisać :D Także możliwe, że pod koniec tygodnia będzie gotowy.
Przy okazji informuję, że na Stowarzyszeniu Dramione organizowany jest konkurs na miniaturkę na jeden spośród trzech zaproponowanych tematów. Czas na napisanie jest do 30 kwietnia. Oczywiście zachęcam do udziału w konkursie :)
To tyle. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia :) Enjoy!



sobota, 16 kwietnia 2016

Rozdział 18: Nienawiść i Miłość

W mgnieniu oka wszystko ucichło. Każdy szczegół pokoju wyróżniał się jak ostrze noża: tekstury ścian, wzory na drewnianych meblach, barwy dywanu. Ten obraz wrył się w jego głowę. Nigdy nie zapomni tej chwili.
Nigdy nie zapomni tego okropnego przerażającego widoku na środku pokoju: krwi Hermiony na dywanie, jej nieporuszającego się ciała, pełnego blizn i zamkniętych oczu, jakby spała. Jednak ona nie spała, ona…
Nie zaprzeczał — nigdy nie wyparł się prawdy — ale to co zobaczył przeraziło go. Nie mógł uwierzyć, że Hermiona jest martwa. On po prostu stał i patrzył, nie mogąc zrozumieć, pozbawiony jakichkolwiek wewnętrznych uczuć. To było niemożliwe, nie mogło się zdarzyć, bo kiedy zdecydował się opuścić świat zła i śmierciożerców, Hermiona była jego światem. Śmierć Hermiony była końcem jego świata.
I Hermiona nie żyje.
Nagle pustka została wypełniona — nie było etapu przejścia między pustką i pełnią, wszystko zmieniło się momentalnie, jakby ktoś pstryknął palcem. Targało nim wiele emocji: wściekłość, furia, gniew, okrucieństwo, które wypełniały każdy fragment jego ciała. Rozsądek odstawił na bok.
Wściekłość i szał żądały zapłaty. Chciał się zemścić.
Srebrne oczy zapłonęły, po czym doszedł do kominka i chwycił jeden z wiszących nad nim mieczy. Przeciągnął swojego ojca z dala od Hermiony. Obejmował jego twarz, w głowie miał tylko chęć zemsty, jego serce krwawiło ze straty ukochanej osoby.
Lucjusz uśmiechał się lecz szybko zmienił wyraz twarzy w zaskoczenie, kiedy Draco podniósł miecz i z całej siły wbił go w serce swego ojca.
Wyraz jego twarzy nie zmienił się, kiedy zwłoki upadły na podłogę, jak zamrożone. Draco upadł na podłogę koło swojego ojca. Był podniecony i dyszał z wściekłości. Próbował zrozumieć co się właśnie stało, jednak wszystko było niewyraźne.
Przechylił głowę, zamknął oczy i wtedy wszystko pojął. Jego ojciec nie żyje. Jego ojciec, który znęcał się nad nim od urodzenia, nie żyje. Jego ojciec, którego miał szanować i obawiać się, ten którego nienawidził i bał się, nie żyje. Zabity jego własną ręką. Jest określenie na zabicie własnego ojca, jak ono brzmiało? Ojcobójstwo? Tak, pomyślał niejasno, popełnił ojcobójstwo.

♥ ♥ ♥ ♥

— Spójrz prawdzie w oczy, Harry — powiedział Ron ponurym głosem. — Zgubiliśmy się.
Harry zmarszczył brwi, lekko wilgotne od mżawki deszczu i pokręcił głową.
– Musimy ją znaleźć – powiedział z przekonaniem.
Ron spojrzał pesymistycznie. – To miejsce jest ogromne – zauważył. – I nie wiemy gdzie szukać. Ona może być wszędzie. Zajęłoby tygodnie przeszukanie tego miejsca. – Westchnął i oparł się o ścianę, trzymając miotłę w ręce, prawdopodobnie niszcząc drogie tapety. – Może powinniśmy wrócić do szkoły, pójść do Dumbledore’a lub kogoś…
– Nie – odpowiedział szybko Harry. – Nie ma na to czasu.
Ron jęknął. – Słuchaj, Draco jej szuka, a że to jest jego dom, to prawdopodobnie ma większe szanse na znalezienie jej niż my. I wiesz, że nie pozwoliłby żeby stało jej się coś złego. Byłoby o wiele lepiej dla Hermiony, gdybyśmy poszli do Dumbledore’a…
– Nie poddam się. Znajdziemy ją – powiedział Harry stanowczo, po czym losowo obrał kierunek drogi i zaczął iść. Ron musiał biec żeby za nim nadążyć. Twarz Harry’ego była skupiona, pełna determinacji. – To nie jest poddanie się, Harry, to jest cholerny zdrowy rozsądek! – Ron próbował przetłumaczyć przyjacielowi. – Nie zrobimy nic dobrego dla niej, kiedy władujemy się w krwawą walkę lub wylądujemy w lochu.
– Nie zgubimy się – odpowiedział dość spokojnie. – I nie poddamy się.
Ron jęknął zrozpaczony. Wiedział, że nie przekona Harry’ego. Na dodatek musiał biec za przyjacielem.
Korytarze Malfoy Manor były długie i puste. Na ścianach nie było gobelinów i obrazów, były tylko mahoniowe deski, grube dywany i szare kamienne mury łukowato zakończone. Nie było nawet okien, chyba że ich droga przebiegała blisko drzwi na zewnątrz. Każdy korytarz był taki sam.
Co jakiś czas Harry stawał i zaglądał do pokoi. Wtedy Ron go doganiał. Nie chciał prosić przyjaciela, żeby zwolnił: on też martwił się o Hermionę i chciał ją znaleźć. Poczuł ulgę, kiedy Harry zatrzymał się w ciemnym korytarzu.
– Słyszałeś to? – zapytał, marszcząc brwi. Jego ręka instynktownie poszukała różdżki.
– Co słyszałem? – wysapał Ron.
Harry potrząsnął głową. – Przysięgam, że słyszałem kroki… – urwał i jak na zawołanie usłyszeli ciche skrzypnięcie deski podłogowej.
– To może być Hermiona! – wyszeptał z podnieceniem. – No chodź! – Ruszył w kierunku hałasu, tak szybko jak potrafił, a za nim Ron z nową nadzieją i siłą.
Dobiegli do zakrętu i zatrzymali się.
Przed nimi stała wysoka blondynka, która trzymała różdżkę skierowaną bezpośrednio na nich. Patrzyła na nich z pogardą, jakby byli niczym.
– Jeżeli drgniecie – zagroziła niskim głosem – przeklnę was każdym mrocznym zaklęciem jakie znam. – Potem jej oczy rozszerzyły się, skoncentrowała się na bliźnie Harry’ego i jęknęła głośno: – Harry Potter!
Obaj chłopcy spróbowali wyjąć ukradkiem różdżki, ale krzyknęła – Accio różdżki – i mogli tylko patrzeć z przerażeniem, jak ich ostatnia linia obrony leci do jej ręki.
Petrificus Totalus – powiedziała z uśmiechem, patrząc z radością, jak dwaj chłopcy runęli na ziemię nie mogąc się poruszyć. – Słynny Harry Potter schwytany przez Narcyzę Malfoy – powiedziała zaciskając zęby. – Lucjusz będzie zadowolony… Voldemort także. Śmierciożerca, który przyprowadzi do niego Chłopca, Który Przeżył będzie honorowany ponad wszystkimi innymi. A tą osobą – dodała szybko – będę ja. Mobilicorpus!
Chłopcy wystraszyli się jeszcze bardziej, kiedy unieśli się nad ziemię, całkowicie bezsilni.

♥ ♥ ♥ ♥

Nicość. Absolutna nicość, czysta i pusta, tak spokojna. Niezbyt zdawała sobie sprawę z tego co się dzieje. Rzeczywistość była odległym marzeniem, tak zagmatwanym i niejasnym, jak opowieść małego dziecka.
Malutki punkcik świadomości płynął przez ciemny i pusty świat, pozbawiony życia i śmierci. Stopniowo sytuacja zaczęła się zmieniać: dźwięki, zmysły, światło, aż jej świadomość powróciła z ciemności do rzeczywistości.
Światło przebijało się przez jej powieki, poczuła ból. Jej skóra była pokryta czymś ciepłym i lepkim, poczuła miedziany metaliczny smak w ustach. Przełknęła ślinę, próbując pozbyć się smaku, kiedy usłyszała głos.
– Hermiona?
Brzmiało to jak półszept pełen nadziei. Z trudem otworzyła swoje oczy, ale ponownie je zamknęła, kiedy oślepił ją blask światła. Pomrugała parę razy, żeby oswoić się ze światłem.
Wszystko wokół niej było niewyraźne, pełne żywych kolorów. Nad nią była zbieranina światła i cienia, która wyglądała jak twarz pełna zmartwienia, troski i nadziei… skądś ją znała. Zamrugała, próbując sobie przypomnieć. Srebrne włosy, blada skóra… rozpoznała kształt i osobę.
Uśmiechnęła się słabo, powodując, że wypełniło go szczęście. – Draco… – odparła.
– Żyjesz? – odetchnął i czuła jego dotyk na swojej ręce, jakby spodziewał się, że znowu straci przytomność. Złapała go mocniej za rękę.
– Żyję – przytaknęła, zamykając oczy przed tańcem światła i kolorów. – Ja żyję…
Poczuła jego ręce owijające się wokół niej, ciągnące ją do pozycji pionowej i przytulające ją mocno do siebie. – Żyjesz – powtórzył łamiącym się głosem. – Żyjesz…
Nicość zachęcała ją, ale chłopak przytrzymał ją mocniej i zamknął w ciepłym uścisku. Nie chciała go wypuścić… Draco był tutaj, będzie bezpieczna. Draco. Uśmiechnęła się. Draco…
– Kocham cię – szepnęła, po czym straciła przytomność. Wspomnienia w jej umyśle były przycienione, ale nie miały teraz znaczenia. Liczyło się tylko to, co działo się teraz. Czuła to niezależnie od wspomnień i czarów.
Kochała go…

♥ ♥ ♥ ♥

To było straszne doświadczenie, unosić się w powietrzu i nie wiedzieć co się z tobą stanie. Porażenie ciała uniemożliwiało im jakiekolwiek ruchy. Mogli tylko patrzeć prosto przed siebie — w sufit — i oczekiwać na to co się stanie.
Nagle zatrzymali się, ale nie wiedzieli gdzie: widzieli tylko zakręt i ozdobną ścianę, nic więcej.
Narcyza zapukała w drzwi. – Lucjuszu? Mam… dla ciebie niespodziankę. Wartą uwagi niespodziankę.
Nie było odpowiedzi.
– Lucjuszu? – zapytała, marszcząc brwi. – Mogę wejść?
Po kilku sekundach ciszy rozległ się odgłos otwieranych drzwi i przelewitowała ich delikatnie przez próg. Narcyza szła za nimi.
Dźwięk kobiecego krzyku przeszył powietrze – Hermiona? – pomyśleli rozpaczliwie — ale nie, ten krzyk był tuż za nimi, pochodził od Narcyzy…
Upadła na podłogę z hukiem, jak martwa, różdżki wyleciały jej z ręki. Leżeli w agonii, nie wiedząc co się dzieje, nie mogli obrócić głów i rozejrzeć się po pokoju. Czy z Hermioną wszystko dobrze? Czy była ranna? Co… co tam jest, że Narcyza krzyknęła?
Usłyszeli cichy głos. – Finite Incantatem – Ich mięśnie rozluźniły się. Siadając, rozejrzeli się po pokoju.
W jednym rogu, z mieczem wbitym w pierś i ze zdziwieniem na twarzy, leżał Lucjusz Malfoy. Mniej więcej w połowie pokoju, Draco tulił nieprzytomną i krwawiącą Hermionę, patrząc na nich bez emocji.
Ron zrobił jedyną sensowną rzecz w takiej sytuacji i zaklął cicho.

 ____________________

Witajcie :) Tak jak obiecałam, Hermiona żyje. Pewnie zdziwił Was sposób w jaki Draco zemścił się na ojcu? Widać mugolskie sposoby też działają na czarodziei :D Jak wrażenia po rozdziale? Cieszycie się, że Hermiona powiedziała upragnione słowa? Tym razem nie kłamała ;)
Prawdopodobnie w przyszłym tygodniu zakończymy Ciemność i Światło. Zostały dwa rozdziały i nie chcę Was długo trzymać w niepewności. W tym tygodniu mam zamiar napisać czwarty rozdział Muzycznej misji. Mam nadzieję, że mi się uda. Wszystko zależy od ilości wolnego czasu.
To chyba tyle. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!



poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Rozdział 17: Krwawienie

Słońce zachodziło, gdy Hermiona wyszła na zewnątrz, starannie zamykając za sobą drzwi frontowe. Nikt nie zauważył jej wyjścia. Nie było nikogo, kto mógłby to zauważyć. W sumie to wyglądało tak, jakby szła na wieczorny spacer.
Poprawiając swój zimowy płaszcz, aby ochronić się przed zimnem, Hermiona szła przez plac otaczający Hogwart. Panowała dziwna cisza. Ptaki nie śpiewały. Nikt nie krzyczał. Szumiał tylko wiatr, który brzmiał jak krzyk śmierci wydostający się przez drzewa. Zadrżała.
Jestem pewny, że po drodze nic Ci się nie stanie. Tak Draco napisał w swoim liście. Wierzyła w to. Jeśli powiedział, że nie grozi jej niebezpieczeństwo, to tak będzie… Nie naraziłby jej na to. Prawda? Nie, znała go bardzo dobrze.
Więc, dlaczego się bała?
Panowała niesamowita atmosfera. To było jak film: zachodzące słońce czerwone jak krew, krzyk wiatru, dziwna, nienaturalna cisza… Ponadto była zaniepokojona listem Draco.
Wszystko co mogę powiedzieć, to, to, że jesteś w wielkim niebezpieczeństwie.
Ale co było tym niebezpieczeństwem i dlaczego się pogorszyło? Dlaczego chciał natychmiast z nią porozmawiać, tak daleko od budynku szkoły?
Szkoła jest zbyt niebezpieczna, dopóki nie dowiemy się, kim są wrogowie. Jego słowa brzmiały złowieszczo i pilnie, chociaż nie wiedziała, jakie to kłopoty, ufała mu. On… kochał ją, dziwnie było myśleć, że nie jest tym, który powoduje jej niebezpieczeństwo.
Jego list był irytująco skryty i brakowało w nim wielu informacji, ale napisał, że… to byłoby zbyt niebezpieczne, jeżeli ten list zostałby przechwycony. Powie jej wszystko, kiedy się spotkają, jeszcze chwilę musi poczekać…
Bramy pojawiły się przed jej oczami, wznosiły się złowrogo. Wydawało się, że promieniuje od nich chłód, powodujący gęsią skórkę na rękach Hermiony. Gdy do nich dotarła, zobaczyła, że wrota są lekko uchylone. Otwór był na tyle szeroki, że zdołała przejść. Zawiał wiatr i rozejrzała się, zdając sobie sprawę, ze nikogo tu nie ma.
– Draco? – zapytała zdziwiona.
A potem była tylko ciemność.

♥ ♥ ♥ ♥

– Co? – zapytał Ron, marszcząc brwi.
Draco spojrzał na nich, poczuł suchość w ustach. Przełknął ślinę. – Nie napisałem tego.
Dwóch Gryfonów zmarszczyło brwi. – Co masz na myśli? – zapytał Harry. – Jeśli ty tego nie napisałeś, to kto?
– Och, daj spokój, to nie jest takie trudne – odpowiedział Draco sarkastycznym tonem. – Kto kogo znamy, chce zabić Hermionę? Kto chce się jej pozbyć z Hogwartu?
– Twój ojciec – odpowiedział Harry, marszcząc brwi i pocierając swoją bliznę. – Ale nie mamy pewności, że to on…
– Kto inny mógłby? - warknął Draco, zaskakując samego siebie swoją gwałtownością. – Pomyśl o tym!
Rzucił list na najbliższy stół, patrząc na niego złowrogo i przeczytał kolejny raz. To był jego charakter pisma, jego sposób pisania listów… Słowa zdawały się kpić z niego, śmiały się z niego, siedząc niewinnie na papierze. Wystarczyło użyć prostego zaklęcia, żeby pismo wyglądało jak jego. Przyrząd. Przyrząd, zaprojektowany tak, aby zwabić Hermionę z dala od szkoły.
Aby zwabić ją po śmierć.
– Idę po nią – powiedział cicho, prostując się. Dwukrotnie złożył list i wepchnął go do wąskiej kieszeni.
– Tak jak my – powiedział Ron dzielnie, jak typowy Gryfon, a Harry skinął głową.
– Nie, nie idziecie – oznajmił Draco odwracając się w ich stronę. Jego srebrne oczy płonęły. – To jest sprawa między mną i moim ojcem.
– Hermiona jest też naszą przyjaciółką… – zaczął Harry.
– Muszę zrobić to sam – przerwał mu Draco. Nie wiedział dlaczego nie chce ich pomocy. Jeśli ratowałby Hermionę z rąk swojego ojca, potrzebowałby wsparcia. Ale… był zły. – Mam tego dość. Wkurza mnie to, że on chce kontrolować moje życie, próbując zmusić mnie do bycia kimś kim nie jestem. Mówi mi, kto ma być moim przyjacielem, jaka powinna być moja przyszłość, co powinienem myśleć… – urwał gorzko.
Zapadła cisza.
– Nadal idziemy – powiedział Ron stanowczo.
– Bez względu na to co powiesz – dodał Harry trochę delikatniej.
– Nie idziecie – powtórzył Draco. – Nie ma czasu na kłótnie. Hermiona… nie ma czasu.
– Nie możesz nas powstrzymać – zauważył Ron.
– Czyżby? – zapytał Draco. Nie patrząc na nich, wyszedł z sali, zatrzaskując za sobą drzwi.
Kiedy dwie sekundy później Harry i Ron podbiegli do drzwi, Draco zniknął.

♥ ♥ ♥ ♥

Piętnaście minut później Draco zatrzasnął ciężkie drzwi Hogwartu i wybiegł na zewnątrz. Niebo miało złowieszczy kolor — nie czarny, ale fioletowy. Księżyc w kształcie cienkiego sierpa, oświecał otoczenie, gwiazdy układały się w dziwne konstelacje.
Dwie sylwetki szybowały przez niebiosa, łatwe do rozpoznania: dwóch mężczyzn na miotłach, kierujących się w stronę Malfoy Manor. Nie oczekiwał, że pozostaną w tyle, ale nie miało to jakiegoś znaczenia. Będzie tam przed nimi. Miał nadzieję, że zanim noc się skończy, razem z Hermioną wróci do szkoły.
Większość z tych myśli tworzyła się w części jego mózgu, z której wycofał się zdrowy rozsądek. Było w nim wiele emocji: gniew, strach, niepokój, panika i inne.
Wyścig myśli trwał w najlepsze. Minuty były jak wieczność, uczucia wirowały w nim jak wicher podczas burzy. Mnogość krzyków, paniki, gniewu, nienawiści i miłości powoli go ogarniały i mieszały się w nim. Były połączone jak tłum ludzi, którzy krzyczą jednym głosem, gotowi do akcji, zjednoczeni w jednym celu.
Kierując się tym odurzającym koktajlem, Ślizgon przebiegł przez teren, smuga jasnych włosów odbijała się na czarnych szatach. Nie zatrzymał się dopóki nie dotarł do bramy, zatrzymując się na chwilę, aby pchnąć wrota. Nie było nikogo.
Ale tam, na ziemi, w brudzie zauważył słabe oznaki ostatnich śladów. Rozproszony pył świadczył o tym, że ktoś tu upadł, prawdopodobnie stracił przytomność. A potem kolejne ślady biegnące do upadłego ciała. I nic więcej.
Przez chwilę przetwarzał informacje, a kiedy zdał sobie sprawę co się stało – przyszedł zbyt późno, żeby ją uratować – wpadł w szał. Dlaczego ona? Dlaczego ja? Dlaczego on to robi? Dlaczego się zakochałem? Gdybym tego nie zrobił, byłaby bezpieczna i szczęśliwa i nie przechodziłbym przez to, ojciec nadal by mi rozkazywał, to działało…
Ale rozsądek podpowiadał, że w przeszłości nie był szczęśliwy.
Obezwładniony na chwilę, wrzasnął gotowy do działania. Na pozór spokojny i opanowany sięgnął do kieszeni. Kilka minut wcześniej włożył do niej list od ojca. Ten, który służył za przynętę. Ten, który skusił Hermionę do pójścia z nim do Manor. Ten, który spowodował utratę pamięci Hermiony.
Ten, który był świstoklikiem do Malfoy Manor.
Włożył rękę do kieszeni i zniknął.

♥ ♥ ♥ ♥

Hermiona obudziła się w bogatym i żywym pokoju. Ściany pomalowane głęboką zielenią, pokryto obrazami w krzykliwych złotych ramach. Nad kominkiem z delikatnego zielonego marmuru wisiały dwa ostre miecze. Okna były długie, otoczone ciemnozielonymi aksamitnymi zasłonami. Pokój był prawie pusty z wyjątkiem kilku krzeseł i drogiego stołu.
Jednak pierwszą rzeczą, jaką zobaczyła była podłoga, na której leżał gruby perski dywan. Oszołomiona kolorami, próbowała zastanowić się, gdzie jest.
Jej wzrok wylądował na parze nóg.
Stopy ubrane były w czarne skórzane buty, eleganckie i najwyższej jakości, ale bez szaleństw. Nie było wzorów, bo nie były konieczne. Wszystko było rozważne i z klasą. Krzyczały z bogactwa, ale tym samym były zimne, nieskazitelnie czyste, ale pozbawione osobowości.
Hermiona spojrzała w górę jak zahipnotyzowana. Zatrzymała się na twarzy, a raczej na wyrazie twarzy, która patrzyła na nią jak ślimak duszący się solą. Obrzydzenie mieszało się z zainteresowaniem.
Lucjusz Malfoy.
– Hermiona Granger, szlama – powiedział z pogardą. – Znów się spotykamy.
Zamrugała, uzmysłowiając sobie gdzie się znajduje i przypominając sobie ucieczkę.
– Porwałeś mnie – splunęła. – Zawsze tak robisz.
– To stwierdzenie jest trochę banalne, nie sądzisz? – zapytał, obserwując swoją różdżkę i badając drewno. – Mogę zapewnić, że będę. A co do porwania, to dość śmieszne pojęcie. Przeniesiemy cię do Zakazanego Lasu pewnej nocy i tam rozszarpią cię zwierzęta. Będziesz tak głęboko w lesie, że będą się bali szukać twojego ciała. Ile zajęłoby im znalezienie ciebie? Tygodnie, miesiące, lata? – Uśmiechnął się okrutnie, jego oczy błysnęły złowrogo. – Co za tragedia.
Pokręciła głową. – Draco będzie wiedział, co zrobiłeś, Harry i Ron także. Zostawiłam list na mojej poduszce. Oni wiedzą, że to ty. Wystarczy rzucić zaklęcia, żeby dowiedzieć się kto go napisał…
– Oczywiście list – Zaczął kręcić różdżkę w palcach. – Co za obciążający dowód. Tyle tylko, że spali się w pył. – Zatrzymał się, odwracając wzrok od różdżki i spojrzał na Hermionę. – Eliksir Posiadania, to pewnie twój pomysł. Muszę przyznać, że sprytny pomysł. Taka szkoda, że nigdy się nie dowiesz, co z niego wyszło…
Więc to teraz. Umrze. Dziwne, że nie czuła się zdenerwowana albo zła, po prostu… było jej żal. Nigdy nie zda OWTMów. Nigdy nie dostanie pracy, nie wyjdzie za mąż. Nigdy nie zobaczy swoich rodziców lub przyjaciół… Harry’ego, Rona i Draco. Nigdy… cóż nigdy nie zrobi wielu rzeczy. Nigdy nie zakocha się w nim ponownie. Nigdy, nigdy, nigdy.
– Jeżeli chcesz mnie zabić, zrób to teraz – powiedziała głucho. – Avada Kedavra zabije mnie w oka mgnieniu…
– Ale dlaczego nie rozciągnąć tej chwili, aby trwała dłużej? – zapytał z okrutnym i zimnym uśmiechem. Jego oczy błysnęły.
Sanguinem Funde!

♥ ♥ ♥ ♥

Stopy Draco odbijały się od kamiennej podłogi korytarza. Wyprostował się, jego myśli dzwoniły w uszach. Ta część Manor musiała być prywatnym skrzydłem Lucjusza: nie rozpoznawał jej, był tu jeden raz, kiedy Hermiona straciła pamięć…
Z szarpnięciem poczuł nagłe porażenie prądem, mrowienie i ogień bólu Hermiony, rozpaczliwie wzywającej pomocy. Zanim jego stopa dotknęła ziemi, usłyszał krzyk pełen bólu i zatrzymanie serca. Emocje paliły się w nim, każda walczyła o swoje miejsce, a jego napędzał strach. Biegł w kierunku krzyku, wystraszył się, kiedy nie słyszał jej krzyku, jej ból wzrastał…
Wpadł przez drzwi, stając twarzą w twarz z okrutnym widokiem. Jego ojciec stał, uśmiechając się z zadowoleniem, z podniesioną różdżką. Na podłodze leżała mniejsza postać o białej skórze i brązowych włosach. Wszędzie było pełno krwi…. Oczy miała zamknięte, ciało nieruchome…
Hermiona. Martwa.


Sanguinem Funde — pochodzi z łaciny, a oznacza „Zacznij krwawić”
__________

Witajcie :) Na samym początku chcę Was uspokoić: Hermiona nie umarła. Żyje ale nie jest z nią najlepiej. Czy Draco ją uratuje, dowiecie się z następnego rozdziału. Tradycyjnie przepraszam za przerwanie w takim momencie.
Jak Wam się podobał rozdział? Szczerze mówiąc, uwielbiam rozdziały pełne akcji, a Wy? W końcowej części będzie się wiele działo. Jeszcze nie raz westchniecie ze strachu ;)
Nie wiem kiedy opublikuję kolejne rozdziały. Możliwe, że 18 rozdział pojawi się pod koniec tygodnia ale nie obiecuję. Przez moją pracę nie mam nawet czasu na tłumaczenie Simply Irresistible. Naszło mnie na pisanie miniaturki na konkurs z Katalogu Granger. Więc teraz głównie na tym się skupiam :)
No nic to tyle. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!



Obserwatorzy