sobota, 14 czerwca 2025

[T] To, co jest między nami: Przejmowanie kontroli

 Lipiec 2004

 

W pokoju, do którego weszła, było ciemno i cicho. Miotełka do kurzu uniosła się ze srebrnego stojaka obok kominka i delikatnie otrzepała resztki z jej ciała, zanim wróciła na swój uchwyt. Hermiona ledwo oddychała, wpatrując się w ciemność. Wnioskując po światłach za dużymi oknami, była w Londynie — mugolskim Londynie — i pomimo ciemności wciąż dostrzegała zarys tego, co wyglądało na nowoczesne, brutalistyczne meble.

— H-halo? — zawołała ostrożnie. — Malfoy?

Brak odpowiedzi.

Przełknęła ślinę i nieśmiało przeszła w głąb pomieszczenia. Jej obcasy głośno odbijały się od drewnianej podłogi, ale poza słabym hałasem ruchu ulicznego za ogromnymi oknami, nie dosłyszała innego dźwięku. Dom był pusty.

— Cholera jasna — syknęła do siebie i zacisnęła szczękę. 

Straciła trochę odwagi i pomyślała o powrocie, ale ciekawość wzięła górę. Wyjmując różdżkę z torebki, wymamrotała:

Lumos.

Strumień słabego światła  poprowadził ją przez pokój, który wyglądał na salon połączony z otwartą i nowoczesną kuchnią. Podłogi wykonano z ciemnego, twardego drewna, ściany z białego betonu, a meble były dość minimalistyczne. Nie wyglądało na to, by ktokolwiek faktycznie przebywał w tym mieszkaniu (to było raczej lokum pokazowe) i przez chwilę rozważała, że mógł jej nie podać adresu domowego, ale miejsca, do którego zabierał swoje randki.

Skrzywiła się i wzdrygnęła na samą myśl. Tylko dupek zrobiłby coś takiego. Z drugiej strony, on całkiem nieźle pasował do tego opisu. Przynajmniej mieszkanie pachniało jak on.

Stąpając, upewniła się, że robi to cicho. Podeszła do uchylonych drzwi i dyskretnie zajrzała do środka. W samym centrum stało ogromne łóżko, starannie zaścielone drogimi tkaninami. Ciężkie kotary zasłaniały okno, a jedną ze ścian zajmowały szafy. Jedynym znakiem prawdziwego życia była zniszczona książka, leżąca na najdalszej szafce nocnej, z zakładką wystającą ze środka.

Hermiona przeszła do łazienki, gdzie był duży prysznic, ogromna wanna, która bez problemu pomieściłaby dwie osoby, a na powierzchni ścian zamontowano lustra. Szare kafelki pokrywały całe pomieszczenie, sufit wykonano z szarego betonu, a jedyną rzeczą, która odcinała się od brutalnej szarości, były zielone liście w doniczce. Hermiona znów miała wrażenie, że nikt tu tak naprawdę nie mieszka.

Ostatnie drzwi były zamknięte. Wymamrotała zaklęcie, aby upewnić się, że drzwi nie są zabezpieczone, a gdy poczuła się na tyle bezpiecznie, aby je otworzyć, zrobiła to z ostrożnością. Okazało się, że był tam gabinet, w którym jako jedynym znajdowały się znaczące dowody życia. Nie było tak sztywno i zimno jak w innych pomieszczeniach; drewniane biurko wyglądało dość staro, a regały były przepełnione książkami, od podłogi do sufitu. Papiery leżały porozrzucane na biurku, ale nie tak chaotycznie, jak wyglądałoby to w jej gabinecie, a kałamarz i pióro z maleńkimi kropelkami atramentu dookoła dowodziły, że często ich używano. Może to rzeczywiście było jego mieszkanie. I to całkiem tragiczne.

Ten pokój naprawdę wyglądał tak, jakby nie był częścią tego samego mieszkania co reszta pomieszczeń. Był cieplejszy i o wiele bardziej zachęcający. Hermiona podeszła do biurka i ostrożnie sięgnęła do szuflad, ale nie znalazła w nich nic interesującego. Kilka listów od matki, zaproszenia na kolacje, gale i do ekskluzywnych klubów oraz parę wycinków z gazet.

Jednak górna, środkowa szuflada była zamknięta na klucz. Przygryzając wargę, próbowała ją otworzyć za pomocą magii, ale ta nawet nie drgnęła. Musiała więc być zabezpieczona.. Znajdowało się tam coś, czego Malfoy nie chciał nikomu pokazać. Coś cennego.

Palce Hermiony aż świerzbiły, gdy rzucała wszystkie znane zaklęcia odblokowujące i łamiące bariery. Żadne z nich nie zadziałało. Blokada była dokładna i, musiała przyznać, dość imponująca. Ale jednocześnie sprawiała, że jeszcze bardziej chciała się dowiedzieć, co tam ukrywa.

Po próbach trwających około dziesięciu minut, poddała się z oburzeniem. Nie była w stanie samodzielnie otworzyć szuflady, a w pokoju nie znalazła klucza. Zaciskając dłonie, postanowiła wrócić do salonu i czekać.

Usiadła na dużej kanapie. Nie była niewygodna, ale z pewnością nie była to sofa, na której można by się zwinąć, żeby obejrzeć film. Z drugiej strony Malfoy nie miał telewizora, a ona nie była nawet pewna, czy wiedział, jak go obsługiwać. Przecież był fanatykiem czystej krwi.

Udało jej się przejść przez dziesiątki emocji, czekając, aż Sieć Fiuu ożyje. Trzymała różdżkę w dłoni, na wypadek gdyby nie spodobała mu się jej obecność w jego domu; gdyby chciał kolejnego pojedynku, byłaby gotowa.

Ale czuła też dziwny ścisk w żołądku, którego nie potrafiła opisać. Rozpoznała to jako strach, ale to nie był tylko strach — coś głębszego jakby zawrót głowy lub oczekiwanie, które sprawiło, że poczuła się zdezorientowana i być może trochę zawstydzona. Obrazy i wrażenia z ich ostatnich spotkań przemknęły przez jej umysł i ciało, i poczuła, że kipi pożądaniem. Gorąco zebrało się w jej brzuchu, spływając niżej, a oddech stał się nieregularny. Na Merlina, nawet go tam nie było, a ona dostawała szału!

Była wściekła. Strasznie wściekła. Dlaczego miały się cieszyć na jej widok? Co sobie wyobrażała? Że rzuci się na nią, gdy tylko ją zobaczy, i ogłosi, że wiecznie jej pożądał? Że nazwie ją szlamą i znów przeleci przy ścianie? Nawet nie miała pojęcia, którą z tych opcji woli. Nie wiedziała, czego oczekuje i nagle poczuła się niesamowicie głupio. Może nawet nie wróci do domu sam; co jeśli wpadnie na jedną ze swoich pięknych modelek, która chętnie znajdzie się u jego boku? Co ona sobie myślała, że facet taki jak Malfoy postawi wszystkie swoje karty na kogoś takiego jak ona?

Poniżenie zabarwiło jej twarz na czerwono, gdy westchnęła i wrzuciła różdżkę z powrotem do torby. To było bezcelowe i desperackie, i powinna wrócić do domu.

W tym momencie kominek buchnął, a zielone światło oświetliło przestrzeń.

Hermiona straciła oddech, jej ciało zamarło, a oczy wpatrywały się dziko w osobę wychodzącą z ognia — a Draco Malfoy odwzajemnił spojrzenie.

Stał tam, ubrany w elegancką, białą koszulę i czarne spodnie, tak samo irytująco przystojny jak zawsze, podczas gdy miotełka ostrożnie oczyszczała go z sadzy. Kilka pasm jego platynowych włosów opadło mu na twarz, ale to był jedyny dowód na to, że przetrwał ciężki dzień. Patrzył na nią bladymi, dzikimi i hipnotyzującymi oczami, jego wyrzeźbiona szczęka opadła lekko z szoku.

— Granger — powiedział i pstryknął palcami, żeby włączyć światło, zanim wsunął ręce do kieszeni. — Całkiem zaskakujące, śmiem twierdzić.

Hermiona gwałtownie zachłysnęła się powietrzem, gdy poderwała się z kanapy, a jej twarz płonęła.

— Ja… przepraszam, nie chciałam… nie powinnam… po prostu… — Zamknęła usta i szybko odwróciła wzrok, zakładając kosmyk włosów za ucho. — To… to jest żenujące. Chyba powinnam już iść.

Ruszyła w stronę kominka szybkim krokiem, gdy jego ramię nagle zablokowało jej drogę, kiedy próbowała go ominąć.

— Nie — warknął. Odwrócił twarz w jej stronę, jego oczy błyszczały w napięciu. — Zostań.

Serce waliło jej w piesi, a puls dudnił w uszach. Zostań. To mogło być sugestią, ale na pewno brzmiało jak rozkaz. Poczuła drżenie kolan, oddech znów stał się ciężki i przełknęła ślinę. Stał tak blisko, że zapach cytrusów i drzewa cedrowego uderzył w tył jej gardła i niemal ją zaczarował. Długie palce owinęły się wokół jej ramienia, gdy przyciągnął ją do siebie i obrysował jej twarz opuszkami, finalnie chwytając ją za brodę. Jego dotyk był hipnotyzujący, elektryzujący i poczuła, jak się rozpływa pod jego palcami. Celem było uwiedzenie go, więc dlaczego czuła, że to on uwodzi ją?

— Więc Złota Dziewczyna w końcu postanowiła wypełnić rozkazy i przyjść tutaj — powiedział łagodniej niż kiedykolwiek wcześniej, ale jego oczy wyrażały coś zupełnie przeciwnego i sprawiły, że zadrżała.

Przełknęła ślinę.

— Nie wiedziałam, że to był rozkaz.

To kłamstwo. Brudne kłamstwo. Wiedziała.

Zacmokał z dezaprobatą i przechylił głowę, a jego lodowate spojrzenie przesunęło się na jej usta.

— Granger, Granger, Granger, co ja mam z tobą zrobić? — Kciukiem dotknął jej dolnej wargi, pochylając twarz tak blisko, że czuła zapach Ognistej Whisky w jego oddechu. — Nie mogę odebrać punktów, nie mogę cię wysłać na szlaban… — wyszeptał, a kącik jego ust uniósł się lekko. — Chyba po prostu muszę improwizować.

Nachylił się bardziej, powoli, jakby świat obracał się w zwolnionym tempie. Jego usta lekko musnęły jej usta. Wciągnęła gwałtownie powietrze, serce podskoczyło jej w piersi, a coś przeszło ją na wylot; pożądanie, oczekiwanie, niepokój, wątpliwości — wszystko. To było wszystkim. Ich oddechy się mieszały, oczekiwanie gęstniało w powietrzu, cytrusy i drzewo cedrowe ją otulały, i przysunęła twarz odrobinę bliżej. Kiedy przycisnął swoje usta do jej ust, poczuła, jakby spadała na podłogę.

Całował ją.

Draco Malfoy ją całował.

Jego usta były miękkie i ciepłe, nawet delikatne, ale w jej wnętrzu wszystko eksplodowało.

Obrazy z ich wspólnych lat w Hogwarcie przelatywały w jej umyśle. Jego szyderstwa, uśmieszki, obelgi i groźby. Sposób, w jaki ją obserwował z tak palącą nienawiścią i obrzydzeniem, i sposób, w jaki ona odwzajemniała spojrzenie z tym samym uczuciem. Sposób, w jaki piekła ją ręka, po tym jak go uderzyła na trzecim roku i to uczucie zwycięstwa, które czuła, widząc jego zdezorientowaną twarz, gdy szła u boku Wiktora Kruma podczas Balu Bożonarodzeniowego. Widziała, jak nęka ją w bibliotece, wykorzystując uprawnienia Brygady Inkwizycyjnej. Widziała, jak nazywa ją szlamą i kpi z niej przed atakiem na Mistrzostwach Świata w Quidditchu. Widziała, jak gapi się na nią, gdy jego ciotka ją torturowała i wyryła wulgarne słowo na jej ramieniu. Widziała rozczarowanie na jego twarzy, gdy zdał sobie sprawę, że pracują w tym samym Departamencie i widziała złośliwość w jego oczach, ilekroć udało mu się przechylić aprobatę współpracowników na swoją stronę, stawiając ją w złym świetle.

To wszystko splatało się z jej cichym, pielęgnowanym przez lata marzeniem — by poczuć jego pocałunek, zetknięcie ich warg i napięcie, które mogłoby się z tego narodzić.

W jakiś sposób wszystko to prowadziło do jednego wniosku: każde ich spotkanie powodowało, że przyciągali się jak magnesy — i w tym momencie wydawało się to tak naturalne, jak i dziwne. Ale co ważniejsze, wydawało się właściwe.

Przesunął językiem wzdłuż linii jej warg, błagając o dostęp, a Hermiona poddała się niemal natychmiast. Uczucie jego języka sprawiło, że jęknęła, oplatając ramionami jego szyję i wspinając się na palce, by przyciągnąć się bliżej.

Malfoy warknął i wplątał jedną rękę w jej włosy, drugą obejmując jej talię, a jego pocałunek stał się żarłoczny. Eksplorował jej usta, sunąc językiem po podniebieniu, zębach i wargach, a Hermiona nie mogła zrobić nic innego, jak tylko pójść za jego przykładem. Smakował jak niebezpieczeństwo i Ognista Whisky, coś uwodzicielskiego i dekadenckiego, a jego zapach wirował wokół niej jak oddech smoka.

Nigdy wcześniej nie całował jej nikt w ten sposób. Z Ronem zawsze było niechlujnie, wilgotnie i trochę desperacko, ale nigdy satysfakcjonująco; pocałunki z Wiktorem były przelotne i pozbawione uczuć. Z każdym innym mężczyzną, którego całowała, było pobieżnie i bez uczuć.

Te pocałunki były zupełnie inne. Tak samo karzące, jak erotyczne, zręczne i pobłażliwe, budzące w niej coś, o czego istnieniu nie wiedziała, a on całował ją tak, jakby był wygłodniałym mężczyzną. Jedna ręka przesunęła się na jej pośladek, aby za niego ścisnąć, podczas gdy druga zacisnęła się na jej włosach, na tyle mocno, by zabolało. Syknęła, a on chwycił jej dolną wargę między zęby.

— Kurwa, Granger — warknął, odsuwając się od niej, gdy jego oczy pociemniały. Ciężko oddychał, a w zagłębieniach jego policzków pojawił się leciutki odcień różu. — To właśnie powinienem zrobić w Taczce, a nie zmuszać się do…

— Nie — pisnęła i przywarła do niego kurczowo, bojąc się, że upadnie, jeśli go puści. — Nie przepraszaj za to. Przynajmniej nie teraz.

Zmarszczył brwi i oblizał usta, patrząc na nią z ciekawością.

— Więc czego chcesz? Co powinienem zrobić??

Zamrugała, czując wirowanie w głowie. Serce waliło jej w piersi, kończyny drżały, cipka pulsowała — bała się to przyznać, bała się podać mu siebie na tacy, ale właśnie tego chciała. Przełknęła ślinę.

— Chcę, żebyś przejął kontrolę.

Przyglądał jej się przez chwilę, analizując jej słowa, zanim warknął i zaatakował ją ponownie. Pocałował ją głęboko, ze zrozumieniem, wziął jej usta w swoje i pociągnął za wargę. Kiedy się odsunął, odrywając jej ramiona od swojej szyi, i pozostawiając ją bez tchu i kości, pozwolił sobie przesunąć wzrok po jej ciele.

Ręce Hermiony zadrżały i splotła  je razem, by to ukryć. To było… kompletnie nie to, czego się spodziewała — i być może wszystko, czego kiedykolwiek pragnęła. I to ją przerażało.

Malfoy przekręcił szczęką i zajęło mu tylko kilka sekund, żeby się uspokoić. Uniósł brew i nonszalancko rozpiął mankiety, przeciągając słowa:

— Jesteś pewna, że tego chcesz?

Przygryzła wargę i zacisnęła pięści, próbując uspokoić szalejące serce.

— Tak.

Spojrzał na nią z niedowierzaniem.

— Wiesz, co to znaczy?

Przestąpiła z nogi na nogę, nagle niepewna.

— Że ty… że ty jesteś… — Przełknęła ślinę, jej policzki płonęły, a usta nagle zrobiły się bardzo suche. — Że jesteś szorstki i… dominujący. Że jesteś złoczyńcą.

Świetnie. Miażdżąca próba uwiedzenia. Nazywanie swojego faceta złoczyńcą! To z pewnością go przekona.

Malfoy zaśmiał się złowieszczo i pokręcił głową.

— To znaczy, że nie przejmuję kontroli, Granger. Tylko że ty mi ją oddajesz. To wielka różnica. Nie będę dominować, dopóki się temu nie poddasz.

Jej serce waliło jak młot w piersi, oddech był napięty, a dłonie zaczęły się pocić. Dominowanie. Poddawanie się. Wszystko to brzmiało bardzo ostatecznie.

— Ale wynik jest taki sam, prawda?

Zmarszczył brwi i przechylił głowę.

— Jedno oznaczałoby dobrowolną zabawę. Drugie nie.

Przełknęła ślinę, kiedy jej determinacja osłabła.

— To, co zrobiłeś w Taczce — powiedziała potulnie. — Ja… chcę tego jeszcze raz.

Malfoy zamarł na sekundę, marszcząc brwi z niedowierzaniem, zanim złożył ręce za plecami, przyglądając się jej uważnie.

— Granger, nie mam w zwyczaju siłą zmuszać kobiet i przypierać ich ściany. Wtedy miałem zły dzień. Nie chcesz, żebym teraz za to przepraszał, więc tego nie zrobię, ale jeśli szukasz tylko stanowczej ręki, to pchasz się w coś, co cię przerasta.

Sposób, w jaki to powiedział, głosem przepełnionym rozbawieniem, sprawił, że jej brzuch się zacisnął, a pożądanie wzrosło. Oddychała ciężej, jej nogi drżały.

— Dlaczego?

Wyprostował się i spojrzał na nią znad szlacheckiego nosa. Wziął głęboki oddech i powiedział:

— W porządku. Spróbujmy. Oto, co się stanie, Granger. — Przeciągał słowa, sprawiając, że naprężył się każdy mięsień w jej ciele. — Zdejmij teraz tę krótką, kuszącą sukienkę, razem ze stanikiem i majtkami, a potem pochyl się nad oparciem kanapy, wypinając się. Dasz radę to zrobić?

Hermiona przełknęła ślinę, jej klatka piersiowa zacisnęła się, gdy próbowała znaleźć trochę stabilności w tej przytłaczającej sytuacji. Zanim się zorientowała, jej ręce powędrowały do guzików z przodu sukienki. Zdając sobie sprawę z tego, co się dzieje, wyjąkała:

— A-ale czekaj, ja…

— Jeśli nie o to ci chodziło, powinnaś wrócić do domu i zastanowić się, czego pragniesz — mruknął i spojrzał na nią zimnym wzrokiem. Westchnąwszy, dodał: — Nie zrobię ci krzywdy ani niczego, czego nie lubisz, Granger. Możemy przerwać w każdej chwili, ale jeśli chcesz zostać, wiesz, co musisz zrobić.

Powoli podwinął rękawy, odsłaniając zgrabne i muskularne przedramiona, które sprawiły, że zadrżała z niepokoju. Miała urywany oddech i instynktownie pocierała uda na myśl o tym, co mógłby zrobić z całą tą siłą mięśni. Spod rękawa na jego prawym ramieniu coś przypominającego ogon węża wyzierało i pełzło wokół jego ręki; a na wewnętrznej stronie lewego zobaczyła głęboko ciemny Mroczny Znak i nagle przypomniała sobie, dlaczego w ogóle tu przyszła.

Nie chodziło o to, by cieszyć się wieczorem rozpusty z bardzo przystojnym mężczyzną; to był po prostu miły efekt uboczny.

Przełknęła ślinę i drżącymi palcami odpinała guziki. Mogła to zrobić, a przynajmniej próbowała to sobie wmówić. To było poszukiwanie prawdy. Mogła rozebrać się przed Draco Malfoyem dla wyższego celu. Na pewno… Nie czuła się niekomfortowo ze swoim ciałem, po prostu rzadko je aż tak eksponowała. I bardzo rzadko pokazywała je komuś takiemu jak Malfoy. Nie była nawet pewna, czy kiedykolwiek była całkowicie naga przed kimkolwiek poza Ronem. Jeśli chodzi o Malfoya, cóż była pewna, że widział wiele pięknych kobiet, z którymi ona nigdy nie będzie w stanie konkurować.

Ale musiała dokończyć to, co zaczęła, niech dumę trafi szlag. Zdjęła sukienkę, odsłaniając biały, koronkowy komplet bielizny, a kiedy Malfoy zatrzymał się, by się jej przyjrzeć, momentalnie poczuła się skrępowana. Nie to, żeby nie robiła tego wcześniej. Rozbieranie się przed nim było czymś zupełnie innym niż przed Ronem; to było jak eksponowanie się, by zostać rozszarpaną, kończyna po kończynie, przez kogoś, kto nią gardził, i czuła, że przez to jej twarz płonie ze wstydu.

Malfoy patrzył na nią z niemal przerażającą intensywnością, taką, która mogłaby spalić resztki godności, które w niej zostały, a Hermiona musiała wziąć kilka głębokich oddechów, zanim była w stanie zająć się stanikiem. Jej sutki zesztywniały pod wpływem powietrza, i nie wiedziała, czy mroczne spojrzenie w oczach Malfoya było czymś dobrym, czy złym. Wstrzymała oddech, przypominając sobie uczucie jego dłoni ocierających się o jej sutki, a myśl, że mogłaby znowu to poczuć, brzmiała nierealnie. Teraz rumieniec rozlał się po jej całym ciele.

Nerwowo potarła dłońmi o uda, zanim wsunęła kciuki pod gumkę majtek i ściągnęła je w dół bioder. Koronkowy materiał opadł na kostki i wyszła z majtek, ze wzrokiem utkwionym w Malfoyu. Jego spojrzenie było tak intensywne, że instynktownie położyła ręce na piersiach.

— Nie — mruknął chrapliwie, a rozkaz przeszył ją jak prąd elektryczny, sprawiając, że złapała oddech i opuściła ręce.

Przesunął po niej oczami i zahaczył dolną wargę między zęby w sposób, który sprawił, że jej nogi niemal zamieniły się w galaretę. Skinięciem głowy w stronę sofy zaprosił Hermionę, by ją ominęła, a gdy się poruszyła, jej stawy były sztywne i nieposłuszne.

— A-a teraz? — wyszeptała i spojrzała na niego.

Mięsień w jego szczęce zadrżał, gdy się zbliżył, wysuwając różdżkę z kieszeni i kładąc ją na stoliku kawowym, okrążając Hermionę.

Starała się nie okazywać żadnych emocji na widok głogowej różdżki, ale upewniła się, że zanotowała sobie w pamięci, gdzie została położona. Przynajmniej, pomyślała, nie miał jej już przy sobie.

Stanął za nią, jego ciepło sprawiło, że zesztywniała. Poruszał się powoli, szelest jego ubrań ogłuszał w ciszy pokoju. Lekko jak piórko palce dotknęły zewnętrznej strony jej ud, sprawiając, że złapała oddech, ale podskoczyła i pisnęła, gdy jego dłonie wylądowały na biodrach. Natychmiast wszystkie myśli o różdżce zniknęły w oparach gorąca, pragnienia i… i… bezpieczeństwa. Jego dłonie były ciepłe, większe, niż pamiętała, i zrogowaciałe po latach treningu Quidditcha, ale nie w taki sam sposób jak u Rona, ale bardziej doświadczone, kompetentne. Malfoy zanurzył twarz w jej włosach i głęboko wciągnął powietrze, przeciągając dłonie po jej miękkim brzuchu aż do piersi. Tam delikatnie musnął ich dolną część, muskając krzywiznę. Było to okrutne, ale także w pewnym sensie zachwycające. Kiedy w końcu ujął je w swoje dłonie, złapała oddech, wypinając się do przodu, a on zaczął je ściskać, zanim jego ręce znów zsunęły się niżej.

— Oddanie kontroli nie równa się porażce — powiedział cicho. — Jeśli już, musisz być silna i pewna siebie, żeby to zrobić. — Jego palce powoli, torturująco kreśliły kręgi na jej nagiej skórze. — Ale to również oznacza, że musisz pozwolić komuś innemu przejąć stery na jakiś czas, wydawać rozkazy i musisz odpuścić. Musisz robić to, co ci nakazano. Przed chwilą, gdy kazałem ci się rozebrać — jak się z tym czułaś?

W głowie Hermiony było niewiele więcej niż mgła, ale nadal kiwała głową.

— Ja… ja czułam się podekscytowana — wyszeptała i nie było to kłamstwo. — To było proste.

Cóż, ostatnie zdanie było kłamstwem. Chociaż rozbieranie się nie było trudne same w sobie. To stanie przed nim później, pod jego wilczym wzrokiem, było trudne. Fakt, że niemal instynktownie podążała za jego instrukcjami, powinien ją obrzydzać, ale tak nie było. Miał naturalny talent i było to widać.

Zanucił z aprobatą przy jej uchu, opuszczając ręce niżej.

— Grzeczna dziewczynka — wymruczał, a Hermiona westchnęła cicho.

Wiedziała, że nie powinna doceniać uwłaczającego wydźwięku jego słów, ale jej umysł zarejestrował tylko pochwałę. Następnie silne ręce opadły na jej wzgórek łonowy i przesunęły się po brązowych, kręconych włoskach na jej nabrzmiałe, wilgotne wargi.

Wydała z siebie zduszony jęk i odchyliła głowę do tyłu, a jej powieki opadły. To, jak ją muskał, nie przypominało żadnego dotyku, jakiego kiedykolwiek doświadczyła — jednocześnie zaborczy i nagradzający, a stabilność jego postury pozwoliła jej się do niego przytulić, wiedząc, że ją podtrzyma. Po raz pierwszy od dawna pozwoliła sobie na skorzystanie ze wsparcia.

— Zawsze jesteś taka mokra, Granger? — zanucił jej do ucha, gdy jedną ręką objął jej gardło. — A może tylko dla mnie?

— Nie schlebiaj sobie — zdołała wykrztusić.

Przyszło jej to naturalnie, albo może jako mechanizm obronny. Nie miała tego na myśli, ale nie potrafiła się powstrzymać. Posiadała tak wiele automatycznych odpowiedzi dla Draco Malfoya. Krzyknęła, gdy męskie palce mocniej wbiły się w jej gardło, a jej myśli zawirowały, spadając w najciemniejsze otchłanie umysłu, gdzie krążyły zakazane fantazje o niebezpieczeństwie i uległości.

— Nie, nie, nie — zbeształ ją melodyjnym tonem i przechylił jej głowę w swoją stronę, bardziej odsłaniając gardło. — Myślałem, że rozumiesz zasady, ale chyba się zapędziłem. Kiedy zadaję pytanie, odpowiadasz. Więc, czy zawsze jesteś taka mokra, czy tylko dla mnie?

Ledwo mogła oddychać, gdy pocierał jej wrażliwą łechtaczkę palcami, od czasu do czasu szczypiąc.

— T-tylko dla ciebie!

Mruknął z aprobatą i przeciągnął palcami po jej wargach.

— Tak lepiej.

Pocałował jej gardło, lizał i ssał skórę, a następnie przesunął dłonią od jej gardła do piersi.

Hermiona wygięła plecy, napierając piersiami na jego dłonie, gdy ciepło gromadziło się i wzrastało w jej lędźwiach. Rysował leniwe kręgi wokół jej łechtaczki, drażniąc i dręcząc, a ona wierciła się w jego uścisku, mocno zaciskając dłonie na krawędzi sofy. Przyjemność była jak sznur zaciskający się w jej wnętrzu, grożący pęknięciem w każdej chwili. Ale nie była jedyną, której się to podobało; kiedy przycisnęła się do niego, poczuła, jak sztywny kutas ociera się o jej dolną część pleców.

Jęknęła, odurzająco i żądliwie, jej ciało mimowolnie szarpnęło się przeciwko jego nieustannemu drażnieniu. Sięgając w dół, długie palce Malfoya wślizgnęły się do środka. Doznanie było nieokiełznane, nie do opisania i jęknęła głośno, wbijając paznokcie w poduszki. Zawsze miała dobrą pamięć i chociaż z ekscytacją wspominała ich spotkanie w Taczce, nie zdawała sobie sprawy, że może czuć się aż tak dobrze. Oddychanie graniczyło z cudem, a ciało wibrowało, gdy poruszyła biodrami, by mógł sięgnąć jeszcze głębiej. Na to Malfoy zaśmiał się, chowając twarz w jej włosach.

— Jesteś wymagająca, prawda? — zanucił.

— Spieprzaj, Malfoy! — krzyknęła na wydechu.

Już i tak była zawstydzona, nie musiał jej o tym przypominać.

— Okej — prychnął i nagle wszystko ustało.

Jego dłonie zniknęły z jej ciała, gdy się cofnął, a Hermiona osunęła się na oparcie kanapy. Chłód przywrócił ją do rzeczywistości w brutalny sposób.

— Cóż, skoro to jest moje mieszkanie — wycedził — przypuszczam, że to ty, jak to ujęłaś, masz spieprzać, Granger. Albo celowo zachowujesz się jak bachor, co jest zupełnie inną sprawą, albo nie jesteś na to gotowa. Stawiam na to drugie.

— Nie — wyszeptała gorliwie i poderwała się na nogi, by się odwrócić, zdesperowana, by powrócić do tej błogiej bańki pożądania i zawrotu głowy. Nie obchodziło jej nawet, że jest naga. Spojrzała na niego i poczuła dziwne poczucie winy, widząc jego pogardliwy uśmieszek; był rozczarowany i w pewnym sensie ją to przerażało. — Ja… nie to miałam na myśli.

— Jeśli chcesz to zrobić, Granger — zbeształ ją i uniósł brodę — musisz popracować nad swoimi manierami. — Przesunął oceniającym spojrzeniem po jej sylwetce. — Myślę, że zasługuję na przeprosiny.

Gniew rozkwitł w jej piersi i odruchowo prychnęła. Ale czego się spodziewała? To był Malfoy — wyniosły i arogancki dupek. Oczywiście, że mu się podobało upokarzanie jej w ten sposób. Ale Hermiona była zdeterminowana. Jeśli będzie musiała pełzać na kolanach, żeby mieć szansę na sprawdzenie jego różdżki, niech tak będzie. Poza tym powiedziała mu, że chce, żeby przejął kontrolę, i nie mogła udawać, że to nie było trochę podniecające — albo bardzo podniecające — i nie mogła zaprzeczyć, że gdy ją dotykał, zapominała o otaczającym ją świecie, a to samo w sobie było euforyczne.

Przygryzła wargę i ostrożnie podeszła ku mężczyźnie.

— Przepraszam, Malfoy.

Uniósł brew i pozwolił, by jego wzrok zatrzymał się na chwilę na jej twardych sutkach, zanim omiótł resztę jej ciała. Oblizał usta.

— A za co dokładnie przepraszasz?

Westchnęła i przekręciła szczękę.

— Za to, że kazałam ci spieprzać.

— Tak. — Skinął głową. — Byłaś niegrzeczna. I nie odpowiedziałaś na moje pytanie.

Przełknęła ślinę i delikatnie dotknęła jego klatki piersiowej.

— Nie odpowiedziałam.

Jego spojrzenie niemal ją paliło.

— Cóż, jaka więc jesteś? Potrzebująca?

Podniosła na niego wzrok.

— Tak. — Ledwo mogła wymówić to słowo i zabrzmiało jak wymuszony szept. Jej twarz płonęła z zażenowania, podczas gdy jej wnętrze pulsowało z pożądania. — Proszę… ja… potrzebuję cię.

Westchnął, szczęka mu zadrżała, a kciuk przesunął się po jej ustach.

— Wiesz — mruknął cicho — słyszenie tych słów z twoich ust bardzo mnie pobudza.

Ciężko było jej oddychać. Jego dotyk sprawił, że na całym jej ciele znów pojawiła się gęsia skórka i niecierpliwie zacisnęła uda.

— Proszę — wyszeptała, a Malfoy gwałtowne nabrał powietrza.

Jęknął cicho i znów złapał ją za gardło, zmuszając do jęku. Przesuwając dolną wargę przez zęby, mruknął:

— Pozwól mi wyjaśnić jedną rzecz, Granger: nie lubię pyskowania. Wiem, że może być ci ciężko się powstrzymać, ale zrób, co mówię, a cię wynagrodzę.

— A jeśli nie?

Pytanie wyrwało się z jej ust, zanim zdążyła je powstrzymać. Nie miała czasu, by mu odpowiedzieć, ale było coś niebezpiecznie podniecającego w posiadaniu zasad w sypialni. I chociaż nie przepadała za tym mężczyzną, perspektywa bycia poprawianą przez Malfoya w sytuacji seksualnej była dziwnie… kusząca. Niebezpieczna.

Uśmiechnął się złośliwie, gdy jego druga ręka przesunęła się po jej plecach i opadła na jej pupę.

— Cóż, jeśli zaakceptowałaś zasady gry — uszczypnął ją mocno — musisz grać według nich lub zostać ukarana. Lubię zabawy z uderzaniem: klapsy, chłosta, lanie… Co o tym myślisz?

Przełknęła ślinę, a serce głośno zadudniło jej w uszach. Klapsy, chłosta, lanie — byłaby podłą kłamczuchą, gdyby twierdziła, że sobie tego nie wyobrażała, samotnie zabawiając się pod kołdrą, ale w prawdziwym życiu? Z nim?

— Nie wiem. Nigdy tego nie próbowałam.

Jego uśmieszek stał się złowrogi. Gwałtowny klaps odbił się echem po pokoju, gdy jego dłoń zetknęła się z miękkością jednego z jej pośladków, a Hermiona jęknęła i szarpnęła się, zszokowana nagłym bólem. Jeszcze bardziej zaskoczyło ją nagłe, odurzające uczucie, które poczuła w piersi i które rozpłynęło się do głębi. Zaśmiał się i ścisnął jej piekącą skórę.

— Podobało ci się? — zapytał zachrypniętym głosem.

Jej puls gwałtownie przyspieszył. Ten klaps bolał, ale ból był nadal umiarkowany i wiedziała, że Malfoy był zdolny do czegoś gorszego. Znacznie gorszego. Powinno ją to zaniepokoić, ale tak się nie stało. W rzeczywistości tylko rozpaliło płomień. Gorąco rozprzestrzeniło się od uderzenia także między jej nogami, i poczuła narastającą wilgoć. Nie wiedziała, czy ma być przerażona, czy zafascynowana. Nieśmiało skinęła głową.

— Boli, prawda? — Znów się uśmiechnął. — Z każdym klapsem będzie gorzej.

Naprawdę nie wiedziała, dlaczego to brzmiało zachęcająco, ale przygryzła wargę w oczekiwaniu, na co wzrok Malfoya stał się niebezpieczny.

— Dla przypomnienia, jeśli nie o to ci chodziło, powinnaś wrócić i to przemyśleć — powiedział.

— Będę… będę przestrzegać zasad.

Jego twarz złagodniała, a oczy zaiskrzyły jak rtęć.

— Grzeczna dziewczynka.

Gdy słowa spłynęły po niej, Hermiona ponownie rozkoszowała się pochwałą i poczuła dziwne, ale potężne uczucie spełnienia; spływało niżej i lądowało ciężko w jej lędźwiach, wyciągając jęk z głębi jej ciała. Kurwa, nigdy nie była tak podniecona.

Malfoy skierował ją z powrotem na kanapę, obracając ją powolnymi, rozważnymi ruchami. Jego usta musnęły skórę na ramieniu, dłonie objęły piersi, a oczy Hermiony zamrugały. Jej skóra płonęła, oddech był niestabilny i nie mogła zrobić nic innego, jak jęczeć, gdy złapał ją za włosy i delikatnie popchnął na oparcie kanapy.

— Widzisz — powiedział niższym tonem głosu — gdy mnie nie posłuchasz, muszę cię ukarać. Przeprosiny były dobre, ale to nie wystarczy. Poza tym wystawiłaś mnie wczoraj wieczorem. Kazałaś mi czekać jak żałosnemu nastolatkowi. Więc uderzę cię w tyłek, a ty mi za to podziękujesz. Rozumiesz?

Jej głowa spoczywała na siedzeniu, biodra zwisały na krawędzi oparcia. Nie była to wygodna pozycja, ale cholera, była mega seksowna.

— Ja… rozumiem — wyszeptała.

Malfoy rozsunął jej nogi i poczuła powiew wiatru na swoich mokrych wargach.

— Będziesz się do mnie zwracać właściwie. „Panie” na razie wystarczy. Jeśli to dla ciebie za dużo, każ mi przestać. Czy wyrażam się jasno?

— Tak — szepnęła.

— Tak, co?

Dreszcz przebiegł po jej całym ciele.

— Tak, panie.

— Grzeczna dziewczynka.

Załkała cicho, gdy jego palce przesunęły się po cipce, rozchylając jej wargi, odsłaniając wilgotne wejście i pulsującą łechtaczkę, a on jęknął.

— Jesteś cholernie piękna, Granger — mruknął, pieszcząc ją palcami z drażniącą lekkością. — Jak to możliwe, że nadal jesteś singielką?

Ledwo mogła przetworzyć jego słowa, ale zadał jej pytanie i zażądał odpowiedzi.

— Ja nie… nie wiem, ja…

Klaps. Uderzył ją ponownie, jego ręka trafiła w drugi pośladek.. Był to ostry ból, wstrząsający od pupy, przez piersi, aż do łechtaczki.

— Myślę, że ci się spodobało — mruknął z rozbawieniem.

Trzeci klaps, potem czwarty, piąty, szósty, siódmy. Nie był delikatny, a uderzenia odbijały się ostrym echem między betonowymi ścianami.

Hermiona drżała, jej tyłek płonął, a cipka pulsowała. Jęczała, oczy ją piekły. Jeśli nie sprawi, że wkrótce dojdzie, rzuci na niego urok, albo niech jej Godryk dopomoże! Ale uderzył ją ponownie, a ból stawał się coraz mocniejszy. Podobnie jak potrzeba. Chciała, żeby ją dotknął i przeleciał, bo inaczej oszaleje.

Pogłaskał jej obolały tyłek, delikatnie i lekko — niemal czule.

— Przyjmiesz jeszcze jeden?

Zaskoczyła ją łagodność w jego głosie, jego szczerość. Jakby go to obchodziło. Gdyby nie była w takiej sytuacji, mogłaby się roześmiać. Ale tylko przełknęła ślinę i skinęła głową.

— Tak.

Jęknął, wzmacniając intensywność pieszczot.

— Bardzo dobrze sobie radzisz.

Pochwała rozbrzmiała w jej ciele. Rozpromieniała ją. Ostatni klaps był tak mocny, że wywołał łzy w jej oczach i żałosny, gardłowy jęk. Malfoy nie powstrzymywał się z siłą, jednak Hermiona wiedziała, że z łatwością mógłby sprawić jej więcej bólu.. Gdy żar uderzenia się nagromadził, łaskocząc ją jak drobne igiełki na skórze, jej brzuch zacisnął się z rozpaczliwej żądzy.

— Co teraz? — zamruczał, głaszcząc jej obolałe ciało.

— Dziękuję, panie — wyszeptała lekko łamiącym się głosem.

— Jesteś bardzo grzeczną dziewczynką, Granger.

Wszystko wirowało, serce waliło jej w uszach, i prawie zapłakała z ulgi, gdy poczuła, jak jego palce wślizgują się do jej wnętrza.

Chociaż nie widziała, domyśliła się, że najpierw użył dwóch palców, a potem trzeciego. Uczucie rozpierania było na skraju jej wytrzymałości. Wbiła palce w sofę, pozwalając, by szczęka opadła szeroko i zamknęła oczy. Stając na palcach, jej kolana uderzyły o tylny panel; skóra ocierała się o szorstką tkaninę, paliła, gdy wkładał i wyjmował palce powolnymi, kontrolowanymi ruchami.

— Tak kurewsko ciasna — warknął. Jego oddech stawał się coraz cięższy i poczuła pożądanie w jego dotyku. — Tak pięknie mokra.

Jęknęła w poduszkę, starając się nie myśleć o tym, że jej sztywne sutki również ocierają się o materiał. Krawędź pleców wrzynała się w jej biodra, od kąta czuła zawroty głowy, ale nie chciała, żeby przestał. Na Merlina, nie mógł przestać!

Sznur się rozciągał, wszystko w jej wnętrzu zaciskało. Jego rytm przyspieszał, kciuk ocierał się o jej łechtaczkę. Całe jej ciało drżało, gdy rozwijający się orgazm narastał i narastał, jej mięśnie przyspieszyły do startu, który, jak wiedziała, będzie oszałamiający.

— Dochodzisz, kochanie? — syknął ponuro.

Mokre, uderzające dźwięki jego palców były lubieżne i makabryczne, a mimo własnych jęków Hermiona ledwo mogła pojąć, że pochodzą od niej.

— Dochodzisz? — zapytał ponownie, wplatając dłoń w jej włosy i ciągnąc mocno.

Hermiona krzyknęła i zaczęła szukać ciałem oparcia.

T-tak!

— Dobrze — warknął. — Dojdź dla mnie, szlamo. Dojdź wokół moich palców.

To słowo powinno ją zniechęcić, rozgniewać, ale że będąc tak blisko, jedyne co zrobił, nazywając ją szlamą, to zepchnął ją w przepaść i otchłań ciemności, gdzie czekały wstydliwe myśli.

Zawyła, gdy orgazm rozerwał ją na strzępy, i zadrżała. Każdy mięsień napiął się, cipka pulsowała, szczyt zbierał się, zaciskał i kurczył, i to po prostu nie ustawało. Orgazm wciąż ją ogarniał, przyjemność rozciągała się, wirowała w jej klatce piersiowej, brzuchu i nogach. Nie mogła oddychać, nogi nie potrafiły przestać się trząść, a jej sutki były tak twarde, że bolały. Wbiła paznokcie w materiał tak mocno, że jej palce zdrętwiały i dopiero gdy najgorsze skurcze ustąpiły, mogła oddychać.

Z trudem łapała powietrze, wszystko wciąż pulsowało, ciągnęło i falowało. Jej uszy były zatkane przez to uczucie, a jedynymi dźwiękami, jakie mogła usłyszeć, były jej własne, płytkie, zawodzące oddechy i szaleńcze bicie serca. Nie zdawała sobie sprawy, że płakała, dopóki nie otworzyła oczu. Z jej ust wydobyły się stłumione szlochy, które ją zaskoczyły, i próbowała się podnieść z kanapy, ale jej ramiona trzęsły się zbyt gwałtownie.

Malfoy ciężko oddychał za nią, wysuwając z niej palce i głaszcząc jej cipkę powolnymi, delikatnymi ruchami. Podniósł Hermionę delikatniejszym dotykiem, niż się spodziewała, i przytrzymał.

— Wszystko w porządku? — zapytał, obejmując ją ramionami, ponownie przytrzymując.

Znów padło to pytanie i tym razem zrozumiała jego sens. Skinęła głową.

— Czy nazywanie cię tym obraźliwym określeniem to dla ciebie za dużo? — zapytał.

Przełknęła ślinę, drżąc w jego ramionach. Szlama. Powinna nienawidzić tego słowa — nienawidziła! — ale kiedy powiedział to w ten sposób, z palcami głęboko w niej, coś się wydarzyło.

— Mówiłeś poważnie? — zdołała wydusić.

Przez chwilę milczał, na tyle długo, że jej pierś zacisnęła się nieprzyjemnie. Kiedy w końcu odpowiedział, jego głos brzmiał szorstko.

— Nie poza seksem — powiedział, ściskając ją mocniej. — Tylko między nami, tu i teraz. Tylko dla przyjemności. Możesz mi zaufać w tej kwestii?

Zaufanie; jeśli chodzi o Malfoya było kapryśną i niebezpiecznie zdradziecką ścieżką. Czy ufała, że nie uważał jej już za szlamę? Nie. Czy poczuła mdłe podniecenie, kiedy to powiedział? Cóż, najwyraźniej. Przygryzła wargę i sztywno skinęła głową.

— Podobało mi się. Ale… tylko tutaj.

Zamruczał w jej włosy.

— Tylko między nami.

Zadrżała. Uszy powoli się odetkały, choć wciąż słyszała w nich lekkie dzwonienie. Tyłek bolał ją od klapsów, a jej skóra była tak podrażniona, że nawet cienki materiał jego spodni wydawał się szorstki w dotyku. Ale za to poczuła napierającą na nią erekcję.

— A co z tobą? — zapytała i lekko zakręciła pośladkami, ocierając się o jego rozporek.

Malfoy jęknął i wygiął biodra, ale potem zaśmiał się w jej włosy.

— Myślałaś, że to już wszystko? O nie, Granger. Jeszcze nie skończyliśmy.

Pomimo bólu ciała, Hermiona prawie stęknęła.

Wyszeptał jej do ucha:

— Zamierzam wypieprzyć cię dziś wieczorem tak dobrze, że zapomnisz o wszystkim, co do tej pory nazywałaś przyjemnością.

Hermiona odchyliła głowę do tyłu, eksponując swoją szyję. To była rzeczywiście wielka obietnica, a jej mroczna część była ciekawa, czy faktycznie będzie mógł ją spełnić, czy też przemawiało przez niego nadmuchane ego. Rozpaczliwie liczyła na tę pierwszą opcję.

Obrócił ją w ramionach, by spojrzeć prosto w jej twarz. Jego oczy były burzliwe, głodne i ciemne, gdy ją obserwował.

Powieki Hermiony zdawały się ociężałe z wyczerpania, ale skupiła wzrok. Nie mogła zaprzeczyć jego pięknu; alabastrowej skórze, wyrzeźbionej szczęce, idealnym brwiom i ponętnym oczom — och, gdyby nie był takim palantem, prawdopodobnie padłaby do jego stóp.

Obdarzył ją długim i leniwym pocałunkiem, który był równie wymagający, co drażniący. Jego język musnął jej język, zawirował w jej ustach, a gdy się odsunął, zassał jej dolną wargę z głębokim jękiem, gryząc ją.

— Idealne usta do całowania — mruknął i uśmiechnął się złośliwie.

Poczuła, jak jej policzki płoną jeszcze bardziej.

Dając jej jeszcze jednego całusa, złapał ją za rękę i pociągnął za sobą, głębiej do mieszkania. Wiedziała, że zabiera ją do sypialni ze starannie pościelonym, ogromnym łóżkiem i nie był w tym powściągliwy. Złapał ją za talię i wciągnął na materac, zanim wpełzł na nią. Jego oczy błyszczały w ciemności, srebrne jak księżyc, gdy nad nią klęknął.

Hermiona poczuła się dziwnie odsłonięta. W łóżku wszystko wydawało się o wiele bardziej realne, chociaż powinno wydawać się mniej dziwne. Ale tutaj, w ten sposób, mogła go zobaczyć, widzieć, jak na nią patrzył. Stała się bardzo świadoma swoich nagich piersi, twardych sutków, wilgoci między udami i rumieniącej się skóry. Spojrzała na niego stanowczo i zrelaksowanie; jego ramiona były naprawdę majestatyczne, a żyły na przedramionach lekko się uwypukliły, na tyle, by uwydatnić wijące się mięśnie pod spodem. Włosy nieco opadły, ale to tylko sprawiło, że wyglądał jeszcze przystojniej. Przełknęła ślinę i podpełzła wyżej po łóżku, w stronę wezgłowia.

Malfoy pozostał tam, gdzie był, ale przechylił głowę, a jego wzrok przesunął się po jej ciele.

— Czy kiedykolwiek byłaś skrępowana, Granger?

Wpatrywała się w niego, a jej serce biło dwa razy szybciej.

— C-co?

— Związana.

Spojrzał na nią chłodno, jakby to było najzwyklejsze pytanie.

Podciągnęła kolana do brody, po czym pokręciła głową.

Wzrok Malfoya nieco złagodniał.

— Chcesz spróbować?

Tysiące myśli wirowało jej w głowie na to pytanie; gdyby ktoś pytał ja kilka tygodni temu, co myśli o takich czynach, nazwałaby to poniżaniem i kpiną z szacunku do samej siebie — ale kłamałaby w żywe oczy. Może myślałaby, że to jej uczucia, ale zawsze tkwiło w niej to mroczne pragnienie, fantazje, które utrzymywały ją przy zdrowych zmysłach w trudnych chwilach, tęsknota za tym, by jej partnerzy byli bardziej asertywni seksualnie. Stając w obliczu bardzo realnej możliwości bycia związaną przez nikogo innego, jak samego Draco Malfoya, wstrząsnęła nią prawda i przerażająca ciekawość. Jeśli otworzy tę bramę, czy kiedykolwiek będzie w stanie ją zamknąć?

— Ja… nie wiem.

Przysunął się między jej rozchylone kolana. Pochylił twarz tuż nad nią, jego oddech pieścił ją swoim ciepłem.

— Możemy zrobić coś prostego. Sprawię, że będzie ci dobrze.

Usta Hermiony rozchyliły się. Był tak blisko, więc ostrożnie położyła dłonie na jego piersi, czując zarys mięśni.

— Dlaczego się na to zgadzasz? — zapytała cicho. — By to zrobić ze mną?

Zmarszczył brwi, zanim je uniósł.

— Dlaczego chcę cię pieprzyć? Cóż, jestem łatwy.

Hermiona zmarszczyła brwi. Wiedziała, że to kłamstwo — w Ministerstwie było wiele kobiet, które chciały się dobrać do Draco Malfoya, ale wszystkie narzekały na to, jaki jest wybredny.

— Nie kłam, Malfoy.

Jego oczy błysnęły, a szczęka drgnęła.

— Masz mnie, Granger. Lubię wyzwania. — Dłoń musnęła jej pierś, palce obrysowały kształt jej napinającego się sutka. — I chyba mam słabość do małych mądrali.

Ugryzła się w wargę, próbując kontrolować oddech.

— Musiałabym ci zaufać.

Zaśmiał się i lekko pocałował jej obojczyk.

— Tak. Ale jesteśmy tu tylko ty i ja. Co bym zyskał, upokarzając cię tutaj?

Zwilżyła usta i spojrzała mu w oczy. Nikt nie wiedział, że tu przyszła. Mógł z nią zrobić, co tylko chciał, i nikt się o tym nie dowie. Do diabła z dumą, ale to sprawiło, że jej żołądek zacisnął się z oczekiwania.

— Aby wygrać.

Nadal pieścił jej pierś, co jakiś czas muskając sutek.

— Masz rację. Wygrałbym. Ale co bym wygrał, Granger? Twoją nienawiść? Szczerze mówiąc, wolałbym zdobyć twoje zaufanie.

— Wyrzuciłbyś mnie ze swojej głowy — wyszeptała.

Jego usta się rozchyliły.

— Nie sądzę, żebym mógł cię wyrzucić z mojej głowy, Granger. Nawet nie jestem pewien, czy bym tego chciał.

Wciągnęła gwałtownie powietrze, jej serce zabiło mocniej. Nie spodziewała się tego po nim.

— Nie?

Jego spojrzenie padło na jej usta i podniósł rękę, by je pogłaskać. A potem na gardło. Przesunął kciukiem także tam, w dół do obojczyków i mostka, nad wypukłością jej piersi i spoczął na jednym z sutków.

— Nie — mruknął.

Po czym pochylił się, a Hermiona stęknęła, gdy poczuła jego oddech na swojej piersi. Malfoy zamknął usta wokół jego stwardniałego sutka, delikatnie ściskając za drugi.

Opadła na wezgłowie łóżka, z jej gardła wyrwał się cichy jęk. Malfoy diabelnie ssał jej sutek, skrobiąc zębami wrażliwą skórę. Pomimo że orgazm wyssał z niej ostatnią cząstkę energii, w jej brzuchu migotało niegodziwe pożądanie.

Sięgnęła, by wpleść palce w jego włosy i znów poczuć ich miękkość, ale zanim zdążyła, złapał ją za nadgarstek i przygwoździł do materaca. Zrobił to samo z drugą ręką, przytrzymując je obie jedną dłonią nad jej głową, a Hermiona, dla samej przyjemności, próbowała się uwolnić. Nie mogła. Był zbyt silny. Uświadomienie sobie tego zaczęło się od strachu i rozkwitło w niej coś miękkiego, gęstego i ciepłego, rozluźniając mięśnie, kojąc roztrzęsione nerwy. Świat Hermiony nagle zaznał spokoju.

Malfoy zaśmiał się cicho, patrząc na nią z chytrym uśmieszkiem.

— To trochę ekscytujące, prawda?

Gardło Hermiony zacisnęło się. Nie mogła przyznać, że uważała to za dość ekscytujące, prawda? Sutek, który ssał, pulsował; skóra była zmiękczona i spuchnięta, a ciemne oczy Malfoya błyszczały głodem, który ona również czuła w sobie. W końcu skinęła głową i w tym samym momencie wyrwało się jej ciche jęknięcie.

Malfoy ją puścił i odchylił się, głaszcząc jej uda.

— Ustalimy hasło bezpieczeństwa — powiedział. — Powinienem był zrobić to wcześniej, ale przyznaję, że trochę mnie poniosło. Jeśli poczujesz, że to zbyt wiele, powiedz „gargulec”, a przestanę. „Nie” lub „Przestań” to… cóż w tego typu momentach jest pewna szara strefa. Ale słowa bezpieczeństwa są absurdalne bez dwuznaczności. Uwolnię cię i pozwolę ci zdecydować, co dalej. Zgoda?

Przełknęła ślinę, ale zmarszczyła brwi.

— Dlaczego „gargulec”?

Przewrócił oczami.

— Możesz wybrać dowolne słowo, pod warunkiem że będzie łatwe do zapamiętania i to nie będzie coś, co łatwo mogłoby ci się wymsknąć.

Rozmyślała nad tym i przygryzła wargę. Dawno temu ona i Ginny rozważały pomysł posiadania słów bezpieczeństwa. Nie żeby kiedykolwiek myślały, że będą ich używać. Hermiona miała trudności ze swoim; czuła, że musi coś znaczyć, jakby samo słowo musiało oznaczać integralność. Kiedy o tym myślała, w jej umyśle pojawiło się jedno stworzenie. I tak całkowicie hipotetycznie narodziło się słowo bezpieczeństwa — ale już nie było hipotetyczne.

Skubiąc nerwowo usta, powiedziała:

— Hipogryf.

Malfoy prychnął, ale się uśmiechnął, unosząc brew w powątpiewaniu.

— Myślę, że cię to o wiele bardziej kręci, niż dajesz po sobie poznać.

Nie mogła powstrzymać cichego chichotu, ale jej serce niemal waliło o żebra, przez co jej piersi drżały.

Wziął głęboki oddech, mocno ściskając jej uda, i szarpnął ją w dół do siebie. Krzyknęła i próbowała się trzymać, ale wszystko wydarzyło się tak szybko, że zanim zdążyła cokolwiek zrobić, znalazła się na plecach. Malfoy górował nad nią, jego ręce powoli przesuwały się w górę jej ciała, po piersiach i w dół po ramionach.

— Więc, jeśli poczujesz się niepewnie lub niekomfortowo, ale nie chciałabyś, żeby scena się skończyła, powiedz pauza, dobrze? — oznajmił. — Ocenimy i dostosujemy tak, żeby było dobrze.

Hermiona zwilżyła usta i skinęła głową.

— Okej.

— Mogę od czasu do czasu zapytać, czy wszystko w porządku, tak?

Ponownie skinęła głową.

— Dobrze. Dlaczego… dlaczego nazywasz to sceną?

Zmarszczył brwi, jego spojrzenie padło na jej usta, a potem z powrotem na oczy.

— Sesja, spotkanie, gra — możesz to nazwać, jak chcesz, ale to oznacza, że weszliśmy do magicznego kręgu. — Jego kciuk delikatnie musnął miejsce na jej ramieniu, gdzie powinna być jej makabryczna blizna, ale ukryła ją pod urokiem. — Świat zewnętrzny nie jest zaproszony, nie jest ważny, a kiedy wychodzimy z kręgu, ze sceny, wracamy do ludzi, którymi jesteśmy w prawdziwym świecie.

— Więc — wyszeptała — to jest przedstawienie? My odgrywamy?

Uśmiechnął się złośliwie.

— W pewnym sensie. Albo wcale nie odgrywamy. Żadnych murów, zero zbroi. Możesz przestać myśleć o obowiązkach i oczekiwaniach swojego normalnego życia, i zostawić to mnie.

Brzmiało to tak kusząco, niemal zbyt pięknie, by mogło być prawdą, a jej umysł gorączkowo próbował połączyć tę fantazję z kimś takim jak Draco Malfoy. Zawsze był samolubny, małostkowy i podły — jak mógłby być mężczyzną, który uwolniłby ją od wszelkich obowiązków i oczekiwań, które ją powoli przytłaczały? Ale ona chciała, żeby tak było. Na Merlina, jakże tego pragnęła!

Jego długie palce zamknęły się wokół jej nadgarstków i delikatnie uniósł jej ramiona nad głowę. Wyszeptał zaklęcie i Hermiona poczuła, jak coś owija się wokół jej obu nadgarstków, łącząc je ze sobą. Magia bezróżdżkowa. Była zdumiona.

— Jak to zrobiłeś? — wyszeptała.

— Jestem Aurorem, Granger — powiedział. — Myślisz, że mogę sobie pozwolić być zupełnie bezużytecznym bez różdżki? — Usiadł na piętach i ją obserwował. Z rękami związanymi nad głową, magicznie przymocowanymi do wezgłowia łóżka, czuła się bardziej odsłonięta niż kiedykolwiek, a jego spojrzenie było, delikatnie mówiąc, żarłoczne. — Walka wręcz jest oczywiście niezbędna, ale odkryłem, że odrobina magii bezróżdżkowej może zmienić bieg wydarzeń w trudnej sytuacji.

Nie chciała tego przyznać, ale jego kompetentność sprawiła, że stał się atrakcyjniejszy.

— Czy zdarza się, że — musiała przełknąć, ponieważ jej usta były bardzo suche — jest dużo walki wręcz?

Mrugnął powoli, kącik jego ust drgnął, gdy kusząco lekko dotknął ją tuż pod krągłościami jej piersi.

— Zdarza się. Nie boję się pobrudzić sobie rąk.

Objął jej piersi dłońmi, wydając z siebie jękliwy oddech i powoli je ugniatał.

— Nie boisz się, że… — wydała z siebie kolejny jęk, gdy musnął jej sutki, po czym zaczął głaskać ją po brzuchu i udach. — Zgubić spinek do mankietów?

— Zawsze mogę kupić nowe — zanucił i rozchylił jej nogi.

Hermiona walczyła o oddech, gdy zobaczyła, jak zniża się do jej wzgórka łonowego, zostawiając palące pocałunki na wewnętrznej stronie jej uda. Nagle ogarnęła ją panika i zaczęła się wiercić, jej dłonie napinały się pod węzłem.

— Nie, proszę, poczekaj! — Przełknęła ślinę i zamknęła oczy, jej ciało się napięło. — P-pauza!

Malfoy przerwał, jego usta delikatnie musnęły delikatną skórę w miejscu, gdzie jej biodro stykało się z udem.

— O co chodzi, kochanie?

— Nie… nie jestem pewna, czy mi się to spodoba.

Ostatni i jedyny raz, kiedy mężczyzna zrobił jej coś takiego, powiedział jej, że to ani seksowne, ani przyjemne. Tym mężczyzną był Ron, co sprawiło, że wszystko stało się o wiele gorsze.

Poczuła, jak usta Malfoya odsuwają się od jej skóry.

— Nikt nigdy wcześniej ci tego nie robił?

Przełknęła ślinę.

— N-nie, zdarzyło się, ale… — Westchnęła. — Nie podobało mu się to.

Ale tobie się podobało?

Skrzywiła się.

— Przypuszczam, że było w porządku.

Oczekiwanie na akt było bardziej satysfakcjonujące niż sam akt, który stał się okropnym rozczarowaniem; nie doszła, czuła się niekomfortowo, a ciągłe grymasy Rona wryły się w jej pamięć. Malfoy westchnął i poczuła jego obecność nad swoją twarzą.

— Spójrz na mnie, Granger.

— Wiem, że nie masz o mnie najlepszego zdania — mruknął — ale kiedy powiedziałem, że wypieprzę cię tak, że zapomnisz o wszystkim, o czym myślałaś jako o przyjemności, nie żartowałem. — Przekręcił szczęką, a jego oczach błysnęło coś niebezpiecznego. — Nie obchodzi mnie, czym Łasic albo jakiś innym kretyn cię rozczarował — nie ma niczego w twoim ciele, co by mi się nie podobało, i nie obchodzi mnie, czy jesteś… — Pochylił się, by pocałować ją w pierś. — … małą… — pocałunek — wszystkowiedzącą — pocałunek — kujonką — pocałunek — i szlamą.

Znów dotarł do jej wzgórka łonowego, a ona cicho jęknęła.

Malfoy rozchylił jej nogi jeszcze raz, duże dłonie ulokowały się na jej udach, zakrywając je, wpychając je w materac po obu stronach. Skrzywiła się, dyskomfort palił ją w piersi. Ledwo odważyła się na niego spojrzeć, bojąc się, że będzie odczuwał taką samą odrazę jak Ron.

Ale ciekawość wzięła górę i zerknęła. Nie wyglądał na zniesmaczonego; ale na wygłodniałego.

— Pozwolisz mi? — zapytał, jego oddech musnął jej wnętrze i lekko się szarpnęła. — Zrozumiem jeśli nie pozwolisz, ale cholernie chciałbym cię posmakować.

Przygryzła wargę, a jej umysł wirował. Przecież nie mogło mu się to podobać, prawda? Ron sprawił, że to wyglądało na takie… obrzydliwe. Z jednej strony, być może mogła to zrozumieć, ale z drugiej, zawsze zastanawiała się dlaczego: co czyniło ją taką nieatrakcyjną? Czy Malfoy byłby rozczarowany i zniesmaczony? Czy może lubił to robić z innymi kobietami, ale uznałby to za równie obrzydliwe z nią, tak jak Ron?

Dostrzegł w niej początek spiralnych myśli, więc zacisnął mocniej chwyt na jej udach, wywierając nacisk, by ją uziemić, a Hermiona przypomniała sobie o teraźniejszości. To wszystko było bardzo nowe. Już leżała dla niego rozciągnięta, mokra i opuchnięta, i nie, nie wyglądał na zniesmaczonego. Być może to był znak. Odwaga rozkwitła w niej i szybko skinęła głową.

— Musisz to powiedzieć, Granger — zanucił.

— Tak — pisnęła. — Proszę.

— O co prosisz? — zażartował.

Jej serce niemal wyrywało się z piersi.

— Proszę, panie… spróbuj mnie.

Wciąż czuła niepokój — przerażenie, że go to zniechęci! — ale wszystko to zniknęło w chwili, gdy jego język przesunął się po jej ociekających wargach, posyłając wstrząs elektryczny prosto przez jej ciało. Zawyła, wygięła biodra i pociągnęła za węzeł.

— O, Boże!

Malfoy wydał dźwięk, który był zarówno dziki, jak i obiecujący, i polizał ją jeszcze raz, głębiej.

— Kurewsko pyszne.

Wszystko w jej wnętrzu szalało; nie czuła tego, kiedy Ron to robił. W rzeczywistości czuła się zupełnie przeciwnie. Sprawił, że czuła się brudna i zepsuta, podczas gdy Malfoy pożerał ją, jakby była słodkim puddingiem. To było niebiańskie. Tak to robili we Francji?

Wziął jej wargi do ust, pobłażliwie je pocałował, sprawiając, że całe jej ciało skupiło uwagę na tym mokrym akcie. Jego oddech był gorący, a język jeszcze gorętszy. Sposób, w jaki poruszały się jego usta, rozkazywał jej ciału w sposób, który uważała za niemożliwy, ale w tym momencie uległa. Jeśli tak to robił, mógł rozkazywać jej, ile tylko chciał.

Jej cipka pulsowała, ciepło wirowało i zbierało się od brzucha do ud. Palce u stóp się podwinęły, oddech urywał, a ona jęczała rozpaczliwie, gdy przyjemność sprawiała, że wirowało jej w głowie, a ciało się wiło.

Jego język zanurzył się w jej wnętrzu, drażniąc i pchając, a Hermiona dyszała z aprobatą, ciche jęki wydobywały się w niej mimowolnie. Następnie owinął usta wokół łechtaczki i ssał, jego język wielokrotnie głaskał spód, a ostry prąd w końcu sprawił, że sznur pękł.

Łkała, gdy dochodziła, przyjemność wybuchła w niej jak biały płomień. Wygięła plecy, jej mięśnie bolały od napięcia, ale Malfoy trzymał ją mocno na materacu, jednocześnie z niej spijając.

— Właśnie tak — mruknął do niej, mając krótki oddech. — Cholernie piękny orgazm, Granger.

Zadrżała, a odrętwienie łaskotało jej nogi, gdy w końcu błogość minęła. Wszystko wirowało, a ona powoli wróciła do rzeczywistości i zdała sobie sprawę, że Malfoy puścił jej nogi. Mrugnęła, patrząc na niego, zobaczyła, jak oblizuje usta z uśmieszkiem tak diabelskim, jak to tylko możliwe, i zadrżała.

— Pocałuj mnie — szepnęła, a on syknął, zanim rzucił się na nią, uderzając ustami o jej usta w rozwiązłym pożądaniu.

W tym pocałunku nie było nic drażniącego; otwarte usta, ślizgający się język i dokładnie tak odurzający, jak tego potrzebowała. Poczuła swój własny cierpki smak na jego języku i nie zniechęciło jej to ani trochę. Jeśli cokolwiek, to uświadomiło jej, jakim samolubnym, dużym dzieckiem był Ron, tak brutalnie ją odrzucając.

Malfoy tego nie zrobił. Jeśli już, wydawał się jeszcze bardziej zdeterminowany, żeby ją przelecieć — jego pocałunek był niemal siniaczący. Kiedy się odsunął, znów obsypał pocałunkami jej ciało, wziął jej sutki w usta i kontynuował w dół i z powrotem do jej cipki.

— Wiedziałem, że będziesz w tym dobra — warknął i zaczął rozpinać koszulę.

Nawet mając rozpięte tylko kilka guzików, mogła dostrzec zarys mięśni pod spodem. Kiedy zdjął białą koszulę, musiała powstrzymać westchnięcie. Wszyscy Aurorzy powinni dbać o sylwetkę, ponieważ dobra kondycja czasami mogła pomóc ze złapaniem przeciwnika, ale Draco Malfoy był w swojej własnej lidze; wyrzeźbiony jak grecki bóg — nie za muskularny, ale zdecydowanie wystarczająco onieśmielający — jego skóra niemal lśniła w świetle księżyca. Srebrne blizny ciągnęły się wzdłuż jego torsu, wyglądając niemal jak wzór Lichtenberga, uprzejmość Harry’ego Pottera, ale nie wyglądały makabrycznie — nie, raczej ujmująco.

Mroczny Znak był widoczny na jego lewym ramieniu, numer z Azkabanu miał wytatuowany na szyi, tuż pod kołnierzem, a na drugim ramieniu tatuaż gadziego ogona zmienił się w całego smoka, który wił się na jego ramieniu i opadał na klatkę piersiową. Był wspaniały i chciała go dotknąć.

Ale więzy trzymały mocno, na co ona niecierpliwie się skrzywiła. Przyznała, że bycie powściągliwą było dość ekscytujące. Zwłaszcza z nim. Wiedziała, że nie powinna oddawać się bestii w środku, tej, której nie chciała uznać, ale to właśnie to ją rozwijało. Uczucie utraty kontroli było przerażające, niepokojące, a jednocześnie… wcale takie nie było. Obchodził się z nią tak po mistrzowsku, że poczuła, że powoli odpuszcza.

Wstrzymała oddech, gdy jego ręka opadła na pasek. Musiał się naprawdę męczyć, pomyślała, skoro dał jej już dwa orgazmy, podczas gdy sam nie doszedł ani razu. Rozpiął zamek błyskawiczny i sięgnął ręką pod bokserki. Hermiona prawie się udusiła, gdy wyciągnął swojego kutasa; podejrzewała, że był większy niż ten, do którego była przyzwyczajona, ale zobaczenie go to zupełnie inna sprawa. Gruby, długi i dumnie stojący na brzuchu, z pewnością był czymś pięknym. Zacisnął na nim pięść, przesuwając po długości kilka razy i jęknął, nie odrywając od niej wzroku.

Hermiona wiła się, gwałtownie wydychając powietrze, czując desperacką potrzebę, by mieć to coś w sobie jeszcze raz.

— Podoba ci się widok, Granger? — podjudzał ją z uśmieszkiem, masując się i bawiąc kropelką spermy na czubku. Och, ten arogancki bufon dobrze wiedział, jak wyglądał. Jego oczy przesunęły się między jej nogi, do błyszczącej cipki. — Jasne, że tak.

Zdjął spodnie z większą elegancją, niż można by się spodziewać w takich okolicznościach, i wrócił między jej nogi.

Pocałował ją ponownie, tym razem delikatnie i szturchnął czubkiem w jej środek. Jęknęła i wygięła biodra, by spotkać się z jego penisem. Był powolny i skrupulatny, niemal okrutny w swej kontroli, gdy ocierał swoją grubą długość o jej wilgoć.

Hermiona jęknęła, pragnąc, by po prostu w nią wszedł, tak jak to zrobił w pubie, ale najwyraźniej miał inne pomysły. Wydawał się cieszyć jej frustracją, gdy wciąż ocierał się o nią, przez co więcej kropel wilgoci spływało po jej skórze; główka jego kutasa wciąż uderzała w jej łechtaczkę, sprawiając, że za każdym razem krzyczała.

— Tak cholernie niecierpliwa — zanucił w jej usta, muskając językiem jej rozchylone wargi.

— Proszę — wychrypiała.

— O co prosisz, szlamo? — warknął, mocniej szarpiąc biodrami w jej stronę. — Chcesz być wyruchana przez wielkiego, złego Śmierciożercę?

Hermiona skrzywiła się i zmarszczyła brwi, wstrzymując oddech. Niebezpieczne. To było bardzo niebezpieczne — bo tak, naprawdę tego chciała.

— T-tak… proszę, panie!

— Uczysz się zasad jak grzeczna dziewczynka — zamruczał i płynnym, powolnym manewrem wbił się w nią.

Hermiona krzyknęła, jej ciało się napięło. Nie była przyzwyczajona do niczego, co w nią wchodziło, poza jej delikatnymi palcami i smutnym, małym wibratorem, który kupiła po rozstaniu z Ronem, a Malfoy był, cóż, czymś zupełnie innym. Wypełniał ją tak dobrze, jakby jego ciało rzucało jej wyzwanie, by znalazła kogoś, kto będzie nią rządził tak jak on. Poruszał się z łatwością, ale wciąż było wystarczająco dużo oporu, by dotrzeć na skraj. Jęknął cicho, jego czoło opadło na jej czoło, zanim delikatnie uderzył biodrami o nią, wpychając się głębiej.

Zawyła, jej oddech był niemal świszczący.

— O, Boże, Malfoy!

— Tak, Granger — warknął i znów w nią wszedł, wreszcie znajdując odpowiedni kąt. — Nazywaj mnie bogiem.

— Tak — wyszeptała i cieszyła się, czując, jak stymuluje ją w tak wstrząsający sposób; była wypełniona, rozciąganie lekko paliło, aż przerodziło się w ryzykowną rozkosz. — Tak!

— Tak ci się to podoba? — jęknął i pchnął szczególnie mocno. — Ostro i bez emocji?

Tak cholernie niebezpieczny.

— Tak — krzyknęła, jej wnętrzności płonęły zarówno tępym bólem, jak i niewiarygodną przyjemnością, połączeniem, które sprawiło, że pozbyła się swoich najgorszych lęków. — Proszę, tak!

I to był koniec uprzejmości Draco Malfoya. Warknął, złapał ją za gardło i narzucił brutalne tempo, które pozbawiło ją tchu i sprawiło, że się zatoczyła. Każdy ruch jego bioder rozszerzał jej uda, a ich ciała stykały się w mokrych uderzeniach, które były równie lubieżne, co okrutne.

Hermiona nie mogła myśleć. Nie była w stanie przetworzyć tego doświadczenia. Połączyli w jakiejś niegodziwej i nienawistnej żądzy.

Wyczarowane liny wokół jej nadgarstków paliły, jej dłonie drętwiały od wysiłku; pot pokrywał jej skórę, a cycki podskakiwały w rytm jego pchnięć. Tyłek bolał ją od wcześniejszej kary i piekł jeszcze bardziej od fal uderzeniowych. Rano będzie obolała.

Ale sznur znów się zaciskał.

Jego kutas sięgał głęboko przy każdym uderzeniu, a głęboki, nieubłagany orgazm, który nadchodził, był bezlitosny. Kiedy jego ręka zanurzyła się, by pocierać jej łechtaczkę, wybuchła; silny i brutalny orgazm zamienił jej ciało w węzeł, który zacisnął się wokół jego taranującego kutasa. Jęknęła głęboko, jej płuca odmówiły pracy. Orgazm był palący i prawie bolesny, rozdzierając ją na strzępy w rajskiej błogości. Jej oczy przewróciły się do tyłu, palce stóp boleśnie się podwinęły, a wszystkie możliwe emocje wirowały w niej i łączyły w jedno, strasznie dziwne uczucie. Bulgotało, wirowało i wznosiło się przez jej klatkę piersiową. Wyciekało we łzach, płynących stale z jej oczu, podczas gdy mamrotała rzeczy, których znaczenia nie rozumiała.

Malfoy przepchnął się przez jej orgazm, ale jego podziwiane tempo trochę osłabło. Znieruchomiał, gdy doszedł w niej i ukrył twarz w jej włosach, jęcząc.

Kurwa — wrzasnął, pchając jeszcze raz. — Kurwa…

A potem wszystko ucichło.

Hermiona szlochała cicho, jej ciało było obolałe i podrażnione. Malfoy delikatnie się wycofał i złożył delikatne pocałunki na jej szczęce oraz policzku. Scałował jej łzy, jego oddech był ciepły, zanim wymamrotał zaklęcie przeciwstawne na więzy wokół jej nadgarstków, a liny rozpuściły się w nicość. Delikatnie opuścił jej dłonie i pocałował je, wcierając krew z powrotem jej ramiona. Zauważyła, że podnosi jej prawą rękę do swoich ust i składa lekkie pocałunki na jej brzydkiej, obraźliwej bliźnie, a czułość sprawiła, że jej pierś ścisnęła się ze zdziwienia. Urok zniknął i chociaż wzdrygnęła się na widok słowa na swoim ramieniu, on tego nie zrobił.

Hermiona próbowała się pozbierać, wciąż z dzikim oddechem, ale kłębek emocji, który wywołał jej ostatni orgazm, wciąż szalał w środku, wciąż potrzebował wydostać się na zewnątrz.

— Poradziłaś sobie bardzo dobrze, kochanie — wyszeptał Malfoy w jej skroń. — Poradziłaś sobie doskonale. — Pocałował ją w czoło. — Nikt nie mógłby prosić o więcej. — Pocałował jej powieki. — Nikt nie mógłby pragnąć więcej. — Pocałował ją w bok ust. — Czy wszystko w porządku?

Hermiona próbowała powstrzymać drżenie warg, ale nie mogła. Z jej oczu popłynęły nowe łzy, skinęła głową, ale nie mogła mówić. Ta łagodność nie była czymś, czego się po nim spodziewała, nawet w najśmielszych wyobrażeniach i nigdy nie spodziewała się, że będzie jej potrzebować — ale nie chciała, żeby ją puścił. Nie chciała, żeby przestał głaskać jej włosy, żeby przestał ją tak czule całować.

Potarł nosem o jej nos.

— To było dla ciebie za dużo?

Może tak, a może potrzebowała czegoś więcej. Jeśli już, to mogłoby być dokładnie to, czego potrzebowała, chociaż nie wiedziała tego, kiedy weszła w ten zielony płomień. Zacisnęła szczękę i pokręciła głową, ośmielając się otworzyć oczy, by spojrzeć mu w oczy przez łzy.

Wyglądał na spokojnego, opanowanego. Platynowe pasma opadały mu na oczy, niektóre łaskotały jej czoło, a ona była niemal przytłoczona tym, jak piękny wydawał się w tamtym momencie. Nie tylko przystojnym — pięknym.

— Czasami to może być przytłaczające — wyszeptał. — Nie ma się czego wstydzić. Wystarczy słowo, a następnym razem będę dla ciebie łagodniejszy.

— Następnym razem? — szlochała, jej serce ośmieliło się mieć nadzieję.

Kącik jego ust uniósł się w geście zwycięstwa.

— Jeszcze nie wyrzuciłem cię z głowy.

Zdołała się lekko roześmiać przez łzy.

— Nie. Ja też nie.

Uśmiechnął się i pocałował ją kolejny raz, a w jego słowach dało się wyczuć obietnicę, że coś ważnego się między nimi zmieniło. Czy mogli być jednocześnie kochankami i wrogami, czy to był tylko bezużyteczny oksymoron?

Nagle w jej umyśle pojawiła się myśl: różdżka. To był powód, dla którego tam była — nie po to, by znów uprawiać z Malfoyem oszałamiający seks. Nie, różdżka, dowód, że używał Czarnej Magii. Że był czarnoksiężnikiem. Że był czarnoksiężnikiem zatwierdzonym przez Ministerstwo.

Jej serce się ścisnęło. Musiała zrealizować swój plan i nie pozostawać dłużej w jego ramionach, żeby znów nie zapomnieć, albo co gorsza — nie zmienić zdania. Ale nie mogła tego zrobić. Kula emocji wciąż bulgotała, a ona pozwoliła mu się głaskać po włosach i całować jeszcze przez chwilę.

W końcu odwróciła twarz do niego i lekko się pod nim obróciła.

— Czy… czy mogę skorzystać z twojego prysznica?

Uniósł brew ze zdziwienia.

Hermiona poczuła, jak od razu ogarnia ją zażenowanie.

— Nie, nie, przepraszam. Powinnam wrócić do domu…

— Bzdura — prychnął i przetoczył się na bok. — Pozwól, że przygotuję ci kąpiel i…

— Nie, nie! Prysznic wystarczy.

Zmarszczył brwi, zaciskając szczękę.

— Jeśli chcesz. W szafce po prawej stronie są świeże ręczniki. Chcesz, żebym ci pomógł?

— Nie, dam sobie radę.

Hermiona wciągnęła powietrze, nagle dość nieśmiała. Spojrzała na niego, wahając się, czy się ruszyć, ale on wygodnie ułożył się na łóżku i wsunął rękę pod głowę. Powstrzymała się od pokusy, by przesunąć palcami po jego skórze, ale nie mogła się powstrzymać, by nie spojrzeć na jego pępek.

Jego półmiękki członek leżał przy udzie, lśniąc od ich połączonej wilgoci.

— Będziesz brać prysznic czy się gapić? — Uśmiechnął się z wyższością, a ona szybko odwróciła wzrok. — Nie żebym narzekał…

— Zaraz… zaraz wrócę — mruknęła i wstała z łóżka.

Jej nogi były miękkie i słabe, cipka bolała ją od jego gwałtowności, a w głowie wciąż lekko się kręciło, ale weszła na korytarz. Zakryła się, mimo że byli sami i skierowała się do łazienki. Tam odkręciła prysznic i pozwoliła wodzie lecieć, ale nie weszła do kabiny. Nie, z powrotem wślizgnęła się do salonu, zostawiając drzwi do łazienki lekko otwarte.

Szybko i bezszelestnie założyła sukienkę, robiąc miny, by stłumić jęki, które chciały się wydostać. Gdy już się ubrała, sięgnęła po swoją torebkę z koralikami i wyciągnęła różdżkę, by pozbyć się bałaganu między nogami. Różdżka Malfoya wciąż leżała na stoliku kawowym, a ona rzuciła szybkie spojrzenie w korytarz, gdzie były drzwi do sypialni. Poczekała chwilę, upewniając się, że nie ruszy się z łóżka, zanim uklękła przy stole przed różdżką. Syknęła z powodu dyskomfortu między nogami, nieugięta, by skupić się tylko na czekającym ją zadaniu.

Inquiri Incantatem Avada Kedavra — wyszeptała, kierując różdżkę z winorośli w stronę głogu.

Jej serce dudniło mocno, gdy patrzyła na różdżkę, ale nic się nie stało. Poczuła ulgę. Nigdy nie użył Zaklęcia Zabijającego.

Inquiri Incantatem Crucio.

Wokół różdżki pojawiło się słabe światło, pulsujące na czerwono. Zmarszczyła brwi i znów spojrzała w stronę sypialni. Nadal panowała cisza. Spojrzała wstecz i na różdżkę, zagryzła wargę. Wiedziała, że został skazany za użycie Zaklęcia Cruciatus, a zaklęcie ujawniające czary wykryło każde użycie zaklęcia. Ponownie przyłożyła swoją różdżkę i wyszeptała:

Inquiri Incantatem Imperio.

Światło zmieniło się z czerwonego na delikatnie fioletowe. Nadal było słabe, jakby nie było używane od dłuższego czasu.

To mogło oznaczać cokolwiek, domyśliła się, że jedno było pewne: ostatnio nie używał żadnego z Zaklęć Niewybaczalnych. Mogła sprawdzić, czy nie rzucał innych klątw, ale nie miała na to czasu. Przygryzła wargę i zastanawiała się, czy wrócić do niego, czy może do domu, myśląc, że ryzykuje przywiązaniem się, jeśli zostanie, a tego właśnie nie chciała. Była pewna, że w świetle dnia, kiedy jej mózg uwolni się od hormonów, które sprawiały, że coś do niego czuła, znów zacznie go nienawidzić.

Skierowała różdżkę z powrotem na jego i szepnęła:

Finite.

I przez chwilę obserwowała różdżkę. Jeśli nie używał Czarnej Magii, dlaczego jego Mroczny Znak nie wyblakł? To pytanie dręczyło ją w głębi umysłu, a wszystkie teorie na temat wzmacniania i przewodzenia zaczęły…

Różdżka nagle oderwała się od stołu i pomknęła w ciemność. Hermiona złapała oddech i upadła na obolały tyłek, sycząc. Spojrzała w górę i w ciemność zobaczyła jego błyszczące oczy, zanim pokazał się w całości, ubrany w parę miękkich, czarnych spodni dresowych, z różdżką w dłoni. Bez słowa, bezróżdżkowe Accio. Smok na jego ramieniu wydawał się niemal żywy w cieniu, a Mroczny Znak bardzo ciemny.

— Miły prysznic, Granger? — zapytał niebezpiecznie lodowatym tonem.

Przełknęła ślinę i zacisnęła dłoń na różdżce.

— Ja… ja tylko patrzyłam.

Zmarszczył brwi i przyjrzał się różdżce z głogu.

— Tak, bo jest taka interesująca.

Przesunął spojrzenie z powrotem na nią; zimne i niebezpieczne.

Hermiona odchrząknęła i niezgrabnie się podniosła. Zdała sobie sprawę, że nie ma na sobie majtek, z trudem zakryła krocze, odpychając się od podłogi, jakby wcześniej się nią nie bawił, całując ją.

— Po prostu myślałam — to była różdżka, która zabiła Voldemorta. — Mrugnęła na niego, czując, jak jej policzki czerwienieją. — Jestem… zaskoczona, że do ciebie wróciła. Chodzi mi o to, że przez jakiś czas należała do Harry’ego.

— Tak — wycedził i podszedł bliżej, wciąż podejrzliwie patrząc. — Okazuje się, że włos jednorożca jest niezwykle lojalny wobec swojego pierwszego właściciela.

Nie celował w nią bezpośrednio, ale trzymał ją w sposób, który pokazywał, że jest gotowy do walki.

Hermiona zwilżyła usta i opuściła różdżkę. Włos jednorożca. Zapomniała o tym. Czytała o tym na Wiedzy tajemnej o różdżkach w Cambridge. Skinęła głową i poczuła, jak wstyd rozkwita w jej piersi.

— I jest bardzo niechętny wobec Czarnej Magii.

— Szokujące więc — mruknął — że wróciła do Śmierciożercy.

— Nigdy nie myślałam, że jesteś Śmierciożercą — powiedziała szybko, cicho. — Niezupełnie.

Prychnął i pokręcił głową, chowając różdżkę do kieszeni.

— Racja.

Zapadła cisza, a Hermiona niezręcznie się przesunęła. Przełknęła ślinę.

— Powinnam… chyba powinnam iść.

Tym razem nie protestował.

Skubiąc usta zębami, podeszła do sofy, żeby wziąć torebkę. Mijając Malfoya, pomyślała, że ją zatrzyma — może miała taką nadzieję — ale tego nie zrobił. Dopiero gdy go minęła, jego dłoń delikatnie musnęła jej ramię i zamarła z sercem w gardle.

— Możesz zostać — mruknął, jego palce znów musnęły skórę jej ramienia. — Naprawdę, powinnaś, po tym wszystkim. Twoje emocje rekalibrują.

Ledwo mogła oddychać. Jego dotyk robił z nią różne rzeczy, przytwierdzał ją do podłogi, uniemożliwiając jej pogrążenie się w myślach; gdyby ją pocałował, rzuciłaby wszystko i wróciła z nim do sypialni, pomimo bólu w ciele i wstydu w piersi.

Jego twarz była nieczytelna, zimna, ale delikatny dotyk na skórze gorący.

Rozchyliła usta, żeby zaczerpnąć powietrza, czując, jak rumieniec napływa aż po same uszy. Chciała zostać, ale wiedziała, że nie powinna.

— N-nie — wyjąkała i odsunęła się od niego, wyrywając ramię z jego dłoni. — Powinnam iść. Krzywołap prawdopodobnie jest głodny i…

— Krzywołap?

— Mój kot.

— Ta pomarańczowa kula futra jeszcze żyje?

Uśmiechnęła się słabo.

— To pół-kuguchar. Poza tym zwykłe koty mogą dożyć dwudziestu lat. On prawdopodobnie pięćdziesięciu.

Prychnął i uniósł brew. Po czym kiwnął głową i wsunął ręce do kieszeni. Jego oblicze było zimne, obojętne.

— No to do zobaczenia, Granger.

Zacisnęła szczękę i skinęła głową, zanim chwyciła garść proszku Fiuu ze srebrnego pudełka na kominku. Wrzucając go do środka, wypowiedziała swój adres, nie przejmując się, że może usłyszeć. Odwróciła się przez ramię, rzucając mu ostatnie spojrzenie, zanim weszła w płomienie.

__________________

Witajcie :) nadszedł czas na publikację kolejnego rozdziału tej historii. Wiele się działo, ale wydaje mi się, że lubicie takie rozdziały. Ja w sumie też, chociaż moja beta miała ręce pełne roboty, bo jeszcze nie mam wprawy w tego typu scenach. Dajcie znać jak wrażenia.

Kolejny rozdział pojawi się 28 czerwca. Jeśli chodzi o inne historie to nie wiem jak będzie i kiedy pojawią się nowe rozdziały. Mam małe zawirowania w pracy i zero chęci do życia po pracy, także nie ma lekko. Ale może się zbiorę w sobie i coś podłubię. Trzymajcie kciuki.

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu! Enjoy!

Obserwatorzy