niedziela, 21 stycznia 2024

[T] Dziesięć na dziesięć: Dzień piąty

 

Kiedy Hermiona obudziła się rano piątego dnia, stanowczo stwierdziła, że jej reakcja z poprzedniego wieczora była przypadkowa — po prostu siła sugestii połączona z możliwymi halucynacjami wywołanymi głodem. To, czy Malfoy był atrakcyjny, czy nie (nie miała własnego zdania na ten temat) miało niewielkie znaczenie w porównaniu z tym, co musiała zrobić. I z pewnością nie miało to żadnego związku z propozycją, którą planowała mu złożyć tego dnia.

Kiedy przechodziła obok salonu, zauważyła Malfoya stojącego ze skrzyżowanymi rękami przed wyłączonym telewizorem.

Gdy weszła do pomieszczenia, podniósł wzrok i ruchem głowy wskazał czarny ekran.

— Jeśli to ma być sztuka, to jej nie rozumiem.

Hermiona westchnęła, przyglądając się kilkunastu otwartym pudełkom z kasetami VHS i płytami DVD rozłożonym na dywanie. Na szczęście nie wyglądało na to, żeby oddzielił każdą z nich od okładek; po prostu otworzył opakowania, aby zajrzeć do środka.

— To nie jest sztuka — powiedziała po prostu. Nie było mowy, żeby wyjaśniała Malfoyowi jak działa telewizja bez filiżanki kawy. — Przynajmniej nie w tym momencie.

Jego brwi uniosły się na to tajemnicze stwierdzenie, ale nie poprosił o wyjaśnienia.

Hermiona odwróciła się do niego plecami, ufając, że posprząta filmy w ten sam sposób jak inne rzeczy, które wcześniej oglądał w całym domu. Włączyła czajnik i zaczęła wsypywać zmieloną kawę do zaparzacza. 

— Hermiono?

Jej ramiona napięły się.

— Co, Malfoy?

— O co chodzi z tymi napisami?

Podniosła wzrok i zobaczyła, że spogląda ponad jej głową na drewnianą tabliczkę nad drzwiami prowadzącymi do małego pomieszczenia, w którym znajdowała się pralka i suszarka. Wypalono na niej słowa Pobłogosław ten bajzel artystycznie wyblakłymi, drukowanymi literami.

Zanim zdążyła odpowiedzieć, jego wzrok przesunął się na napis na ścianie obok niej. Brzmiał Ale najpierw… kawa, z literą „a” w kształcie małej filiżanki.

Zauważyła też, że spogląda na ten znajdujący się nad stołem kuchennym, który głosił Razem jest najlepiej.

— Moja ciocia mieszka w Arkansas — powiedziała, jakby było to wystarczającym wyjaśnieniem. — Ona je wysyła. Uważa, że są zabawne.

— A są?

Hermiona znów na niego spojrzała.

— Są jakie?

— Śmieszne.

— Nie wiem — wymamrotała z irytacją, wyłączając czajnik. — Są banalne, ale to nie znaczy, że niektóre z nich nie dają dobrych rad.

— W moim pokoju jest napis o treści Bądź powodem czyjegoś uśmiechu

— Tak, cóż, nie będę oczekiwać tego momentu w napięciu — mruknęła.

Zachichotał, a ona odwróciła się do niego, czekając na zaparzenie się kawy. 

— Poszczęściło ci się? — zapytała, tłumiąc ziewnięcie. — Z księgami dotyczącymi więzi małżeńskich?

Uśmiech natychmiast zniknął z jego twarzy.

— Niestety nie.

Hermiona pokręciła głową. Znów nie spała przez pół nocy, ale też niczego nie znalazła. Poza węzłem niepokoju, który zdawał się stale ściskać jej wnętrzności. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo polegała na idei szybkiego i bezosobowego skonsumowania małżeństwa, dopóki ta perspektywa nie została jej odebrana. Tak naprawdę nie zastanawiała się nad szczegółami, ale założyła, że nie byłoby tak strasznie, gdyby pozwoliła, żeby tak po prostu się to wydarzyło. Przy zgaszonych światłach. Nadal ubrana. Prawdopodobnie od tyłu.

Dobra, może trochę o tym myślała. Nieważne jednak co się wydarzy, zakładała, że jeśli do tego dojdzie, to będzie jej wybór. Pieprzenie lub Azkaban. Ale nie mogła dojść podczas seksu. Zwłaszcza nie z Malfoyem.

Groźba dwudziestu lat więzienia nigdy nie była bardziej namacalna i po raz pierwszy naprawdę się przestraszyła.

— Myślę… — zaczęła i musiała odchrząknąć. — Myślę, że może powinniśmy popracować nad planem awaryjnym.

Malfoy patrzył na nią pustym wzrokiem.

— Planem awaryjnym?

Skinęła głową.

— Na wypadek, gdybyśmy nie znaleźli luki prawnej.

— Jakiego rodzaju plan masz na myśli?

— Plan pomyślnego skonsumowania małżeństwa.

Skrzywił się.

— Z pewnością to zbyt daleko idące, nawet jak na ciebie, Granger. To całkiem proste.

Wyprostowała ramiona.

— W skali od jednego do dziesięciu, jak komfortowo czujesz się ze mną fizycznie?

— Zero.

Usta Hermiony zacisnęły się z irytacji, ponieważ naprawdę powinna była to przewidzieć. Jakie to urocze, że że wciąż zaskakiwał ją fakt, jak wielkim był dupkiem.

— Dokładnie — powiedziała stanowczo.

Wyglądał na zaskoczonego.

— Nie wiem, jakie masz doświadczenie w sprawianiu przyjemności kobietom…

Prychnął z oburzeniem.

— … ale mogę powiedzieć, że większości z nich, a na pewno mnie, nie przychodzi to ot tak. — Pstryknęła palcami dla podkreślenia wypowiedzianych słów. — I na pewno nie z kimś, kogo oceniam na zero jeśli chodzi o poczucie komfortu.

— Powinienem się domyślić, że utrudnisz to tak bardzo, jak tylko możliwe — zauważył.

— Nie utrudniam — odparowała. — Jestem realistką.

— Nie możesz po prostu wyluzować? Chociaż raz w swoim cholernym życiu?

— Nie, nie mogę! — krzyknęła. — Wyląduję przez to w Azkabanie!

— Nie pójdziesz do Azkabanu, Granger.

— Mogę! — powiedziała, teraz wpadając w histerię. Nie zareagował tak, jak tego oczekiwała. Jeśli nie chciał jej pomóc, to oboje mieli przejebane. Naciskała na niego dalej, podnosząc swój głos. — A jeśli zostanę skazana na karę więzienia, wolałabym, żeby stało się to dlatego, że sprzeciwiliśmy się temu z własnego wyboru, a nie dlatego, że nie potrafimy się porządnie pieprzyć!

— Och, mogę cię porządnie wyruchać! — krzyknął, dopasowując się do jej tonu. Odepchnął się od blatu, pochylając się w jej stronę. — I spodoba ci się!

— Nie musi mi się to podobać, Malfoy! Muszę dojść!

— I zrobisz to! — wrzasnął. — Sprawię, że dojdziesz, choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię!

— Świetnie! — Przeszła obok niego zmierzając do drzwi.

— Doskonale! — krzyknął za nią.

— Nie mogę się doczekać! — wrzasnęła z głębi korytarza.

— Ja też! — dobiegły zza rogu jego słowa.

Hermiona zatrzymała się u podnóża schodów, czerwona na twarzy i zdyszana, odtwarzając w myślach to, co właśnie powiedziała.

— Nie miałam na myśli tego ostatniego! — krzyknęła.

— Ja też nie! — wrzasnął, wyglądając na równie szalonego, jak ona się czuła.

— I zapomniałam kawy!

— Dobra! — Przebiegł obok niej korytarzem i wyszedł tylnymi drzwiami.

Hermiona odkręciła kran i wsadziła twarz pod strumień lodowatej wody.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Zdeterminowana, by unikać Malfoya jeszcze bardziej niż dotychczas, Hermiona zdecydowała się wybrać na spontaniczne, popołudniowe zakupy. Wyciągnęła mały notatnik, który trzymała w torebce, i szybko zapisała pozycje wypisane na tablicy kredowej w kuchni.

 

- cebule

- herbata

- ciastka

- poczucie humoru

- groszek

 

Głowa Hermiony gwałtownie podskoczyła. Rzeczywiście, Malfoy szydził sobie z jej listy i naigrywał się z niej swoimi cholernymi bazgrołami.

— Co za dupek — warknęła pod nosem, przesuwając gąbką po zakurzonej powierzchni.

Ostrożnie ominęła znajdujące się w kącie tablicy serduszko, narysowane przez matkę na krótko przed wyjazdem rodziców do Australii. To było głupie, ale Hermiona troskliwie chroniła te drobne pamiątki, które przypominały jej o ich wcześniejszym życiu. Nie dopuszczała do siebie możliwości, by pogrążyć się w samotności i poczuciu winy, ale pozwoliła sobie na to. Na odrobinę nieszkodliwego sentymentalizmu od czasu do czasu.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Sklep był zatłoczony a to frustrowało Hermionę. Przez swoją irytację na Malfoya nie zdążyła zrobić odpowiedniego przeglądu zapasów żywnościowych przed wyjściem. Jej lista była krótka i nie obejmowała składników na nawet jeden, pełny posiłek. Żywiła się głównie serem, krakersami i innymi przekąskami, które mogła zabrać do pokoju, zanim Malfoy mógł zająć się swoją ulubioną rozrywką inną niż przeszukiwanie domu: denerwowaniem jej. Nie zjadła porządnego posiłku od czasu ceremonii zaślubin i gdy się tak nad tym zastanowić, nie widziała, by Malfoy w ogóle cokolwiek jadł. Może był jakimś emocjonalnym wampirem, potrafiącym przetrwać dzięki wysysaniu z niej szczęścia.

Pamiętając, że przez kilka lat widywała go jedzącego w Wielkiej Sali, odrzuciła tę teorię i dodała do koszyka kilka torebek chipsów.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Tajemnica nawyków żywieniowych Malfoya została rozwiązana później tego wieczora, kiedy Hermiona wróciła ze sklepów i zastała go siedzącego przy kuchennym stole, zajadającego się czymś, co wyglądało jak fachowo przyrządzona wołowina.

Hermiona z hukiem rzuciła torby na ladę.

— Mówiłam ci, że nie chcę tu skrzatów.

Malfoy przestraszył się teatralnie, zerkając szybko przez oba ramiona.

— O nie! Widzisz tu jakiegoś?

Przewróciła oczami.

— Oczekujesz, że uwierzę, że ugotowałeś to z tego, co mieliśmy w domu?

Włożył do ust wyjątkowo smakowicie wyglądający kawałek i powoli przeżuwał. Hermiona odchrząknęła, żeby zagłuszyć odgłos burczenia w brzuchu.

— To nie moja sprawa, jakie małe kłamstwa musisz sobie wmawiać, by przetrwać dzień, Hermiono. — Uśmiechnął się do niej, po czym popił kęs mięsa łykiem aromatycznego, czerwonego wina, którego również nie rozpoznała. — Jednak jeśli zechcesz odłożyć na jeden wieczór swoją niestosowną moralność — kontynuował, wskazując miejsce naprzeciwko siebie — możesz do mnie dołączyć.

— Brzmi cudownie — powiedziała pogodnie, uśmiechając się, gdy jego twarz opadła. W końcu skrzaty zadały sobie trud przygotowania jedzenia i nic nie zirytowałoby go bardziej niż fakt, że przyjęła jego żartobliwą ofertę.

Nawet nie próbował powstrzymać grymasu, gdy nakryła do stołu, i zaserwowała sobie hojną porcję wołowiny. Naprawdę wyglądała niesamowicie.

— Mmm — wydała z siebie jęk przyjemności, gdy pierwszy kęs rozpłynął się na jej języku. — To jest doskonałe.

Uścisk Malfoya zacieśnił się wokół kieliszka z winem, ale podniósł go ku niej.

— Powinnaś spróbować z winem.

— Myślę, że tak — mruknęła zadowolona z siebie, nalewając sobie hojną porcję. Kiedy znów się odezwał, jej usta były pełne dekadenckiego płynu.

— To dzieło skrzatów.

Hermiona zakrztusiła się, wyrywając serwetkę z kolan i przyciskając ją do ociekających warg, próbując kaszleć przez nos. Malfoy uśmiechnął się.

— Dobre, prawda? — zapytał niewinnie.

— Bardzo — sapnęła, krzywiąc się lekko i odkładając kieliszek. — Ale zbyt bogate, jak na mój gust.

— Szkoda — zaklął. — Ale smakuje ci Wellington?

— Mhm — mruknęła, wiedząc, że była to najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek jadła.

— Wspaniale. Nilly!

Hermiona znów się zakrztusiła, gdy obok stołu pojawiła się mała skrzatka. Oczy Nilly rozszerzyły się na widok Hermiony, ale szybko odwróciła wzrok i ukłoniła się.

— Nilly — zaczął Malfoy niezwykle słodkim głosem — twoja pani chciałaby przekazać komplementy dotyczące kolacji, czy chciałabyś je usłyszeć?

Skrzatka natychmiast się wyprostowała i zakryła usta obiema dłońmi z długimi palcami, jakby przytłaczało ją samo myślenie o tym.

Hermiona z całych sił kopnęła Malfoya w goleń. Krzyknął, rozlewając na talerz sporą ilość wina skrzatów, co było całkiem satysfakcjonujące. Jednak serce Hermiony zacisnęło się boleśnie, gdy spojrzała na małego skrzata.

— Jest pyszne, Nilly — powiedziała łagodnie. — Dziękuję bardzo za przygotowanie tego posiłku.

Łzy zebrały się w kącikach oczu Nilly.

— Och, panienko, proszę bardzo. Nilly przyniesie wszystko, czego pani chce: tartę z melasą? Budyń toffi? A może eklerki z kremem?

— Nie! — powiedziała szybko Hermiona. — Nie przynoś żadnych deserów, Nilly. Nie trzeba.

— Może po trochu każdego z nich — mruknęła Nilly z roztargnieniem zanim się deportowała.

Hermiona patrzyła na Malfoya przez kilka sekund, podczas których skrzatka zdążyła powrócić do kuchni.

— Proszę bardzo, panienko! — pisnęła, stawiając na stole duży talerz z przeróżnymi smakołykami. — Proszę, zawołaj Nilly, jeśli będziesz czegoś potrzebować.

— Dziękuję — powiedziała Hermiona z westchnieniem. — Zawołam.

Stworzenie znowu się nisko ukłoniło, po czym ponownie zniknęło.

Malfoy wychylił się do przodu i sięgnął po eklerka z talerza, patrząc jej w oczy z rozkoszą, gdy go ugryzł.

— Mam nadzieję, że smakuje tak dobrze, jak groźba dwudziestu lat więzienia — Hermiona wrzała — ponieważ przysięgam na Merlina, że jeśli ponownie użyjesz jej, żeby mnie prowokować, pójdę tam z uśmiechem na twarzy, wiedząc, że też tam wylądujesz.

— O nie — odpowiedział Malfoy, oblizując wargi. — Mocne słowa, jak na kogoś, kto nigdy tam nie był.

— To nie może być gorsze niż spędzenie reszty życia z tobą.

— Zapewniam cię, że może.

Hermiona potrząsnęła głową, a buzujący w niej gniew szybko zamienił się w przyprawiający o mdłości strach.

— Naprawdę jest tam tak źle?

Malfoy podniósł wzrok znad talerza, słysząc jej ton. Chciała powiedzieć coś kąśliwego, jakieś porównanie życia z nim do przebywania w obecności dementorów wysysających dusze jak z horroru, ale wydała z siebie tylko żałosne skomlenie, którym ujawniła swoje prawdziwe odczucia.

Gdy na niego patrzyła, jego oczy stwardniały, a błysk złośliwości zniknął i zmienił się w ponurą nudę.

— Nie pójdziesz do Azkabanu, Granger.

Nie zabrzmiało to bardziej pocieszająco niż wtedy, gdy powiedział to rano, i była wściekła, gdy poczuła, jak jej oczy wypełniły się łzami. Oboje tam wylądują, jeśli odmówi jej pomocy. Chociaż nie była zaskoczona, że nienawidził ją na tyle, by sprowadzić na nią taki los, to raczej bolało go to, że nienawidził jej na tyle, by potępić także siebie.

Potencjalnie ta sama myśl właśnie przyszła mu do głowy, ponieważ odchrząknął i wytarł usta serwetką.

— Co miałaś na myśli, mówiąc o planie awaryjnym?

Splótł ręce na kolanach i pochylił się lekko do przodu, jakby chciał wzmocnić swoją postawą zmianę tematu.

Hermiona skrzywiła się.

— Żartujesz.

— Nie — oznajmił poważnie. — Chociaż nie podoba mi się, że moje umiejętności łóżkowe są kwestionowane…

— Nie chodzi o twoje umiejętności!

— Rozumiem — dokończył, unosząc rękę, by stłumić jej wybuch. — Doceniam twoje wątpliwości.

— Jakie to wspaniałomyślne z twojej strony — warknęła.

Jego twarz była pozbawiona emocji.

— Więc od czego zaczynamy?

Hermiona nie mogła uwierzyć w jego tupet. Czy on naprawdę myślał, że teraz będzie z nim współpracować tylko dlatego, że nagle zdecydował się wziąć się w garść?

Odpowiedź była oczywiście twierdząca, sądząc po jego wyczekującym wyrazie twarzy. I z bolesnym ukłuciem uświadomiła sobie, że miał rację. Ponieważ pozostało im tylko dziewięć dni.

Hermiona westchnęła ciężko.

— Cóż, najwyraźniej zaczynamy od zera.

Jego usta drgnęły na tyle, by dać jej znać, że nie żałuje swojego wcześniejszego żartu, ale udało mu się powstrzymać swój zwykły ironiczny uśmieszek.

— W porządku — powiedział, przechylając lekko głowę. — O co w tym chodzi?

Przez kilka długich chwil przyglądała się przestrzeni między nimi, po czym wyciągnęła rękę i położyła dłoń na stole w geście zaproszenia.

Malfoy spojrzał na na jej dłoń na stole, potem z powrotem na jej twarz i znów w dół.

Czekała.

Oboje znali stawkę i chociaż nienawidziła być od niego zależną, cokolwiek miało się wydarzyć później, było wyłącznie jego wyborem. Pewnie powinna poczuć się bardziej poniżona, bo wydawało się, że potrzebował całej minuty, aby zdecydować się, czy chce jej dotknąć, ale pamiętne wymiotowanie u jego stóp zadało dość trwały cios w godność.

W końcu wyciągnął rękę i położył obok swoją dłoń. Jego oczy ponownie odnalazły jej wzrok, gdy zacisnął palce na jej dłoni. Patrzyli na siebie przez stół, trzymając się za ręce i to była…

najbardziej niezręczna sytuacja, jakiej kiedykolwiek doświadczyła.

Była boleśnie świadoma każdego ze swoich palców, a twarz zdawała się drgać z wysiłku, jakim było nieruchome trzymanie ręki. Pomimo starań, jej kciuk przesunął się po krawędzi jego dłoni, a on rozluźnił uścisk w odpowiedzi na ten ruch. Nie była pewna, czy próbował puścić, czy po prostu instynktownie zareagował na jej ruch, ale kiedy tak rozmyślała, obrócił dłoń w jej stronę i rozłożył palce, wsuwając je między jej własne. Ścisnął lekko, gdy jej palce podkurczyły się i spoczęły na wierzchu jego dłoni. Hermiona była zawstydzona, czując rumieniec wpełzający na jej szyję. Wytrzymała jego spojrzenie, gdy tak siedzieli ze splecionymi palcami, a jej policzki płonęły, jakby nigdy wcześniej nie dotykała chłopaka. Opuszek kciuka Malfoya zakreślał delikatną ścieżkę wzdłuż boku jej własnego palca, a Hermiona przełknęła ślinę wyraźnie spięta.

Nie wiedziała, jak długo tak siedzieli, ale dla Malfoya musiał to być jakiś kamień milowy, ponieważ skinął lekko głową i wysunął rękę z jej dłoni. Nic nie mówił, ale widziała, że jego wzrok skupił się na czymś ponad jej ramieniem.

Wstał od stołu i choć jego ciało zasłaniało jej widok, gdy zerknęła za siebie, rozpoznała dźwięk kredy przesuwającej się po tablicy.

Gdy się odsunął, Hermiona wzięła drżący oddech, analizując narysowaną przez niego cyfrę.

 

1.

___________________

Witajcie :) w niedzielne popołudnie zapraszam na kolejny rozdział tłumaczenia. Historia powoli się rozkręca i mam nadzieję, że jesteście ciekawi, co wydarzy się dalej. A jak wrażenia po tym rozdziale? Dajcie znać.

Kolejny rozdział mam zamiar opublikować jeszcze w styczniu.

Tyle ode mnie! Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia! Enjoy!

Obserwatorzy