Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Neville Longbottom. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Neville Longbottom. Pokaż wszystkie posty

środa, 21 maja 2025

[T] Hot for Teacher: Reducto

 

Od odnowienia kontaktu z Hermioną Granger, Draco znalazł się w wielu sytuacjach, w których czuł się jak niezdarny nastolatek. Ale nigdy nie było to bardziej prawdziwe niż teraz. Miał nadzieję, że wygląda bardziej cool niż się czuje, ponieważ siedzenie obok niej sprawiało, że jego ciało praktycznie jęczało z pożądania i był zmuszony się ogarnąć, ponieważ był otoczony przez dorosłych — profesorów Hogwartu — i to go przytłaczało. Nie potrafił zdecydować, która emocja przeważa… podniecenie czy frustracja.

Decyzję podjął za niego los, gdy ciepły wiatr przeleciał przez trybuny, niosąc ze sobą perfumy Hermiony, wywołując natychmiastową reakcję w jego spodniach. Przygryzł wargę tak mocno, że był pewien, iż krwawił.

— TERAZ CZAS NA DRUŻYNĘ GRYFFINDORU Z NOWĄ SZUKAJĄCĄ, ROSE WEASLEY! TO Z PEWNOŚCIĄ OBIECUJĄCY NOWY TALENT W DRUŻYNIE. TA DZIEWCZYNA MA QUIDDITCHA WE KRWI, PANIE I PANOWIE!

Draco zauważył serdeczny uśmiech na twarzy Hermiony na wzmiankę o jej chrześnicy. Nie mógł się powstrzymać od uśmiechu na ten widok.

Nachylając się ku nie, zażartował:

— Zaryzykowałbym przypuszczenie, że jest jedną z twoich ulubionych.

Lekko szturchnął ją w żebra, co wywołało niski, gardłowy chichot czarownicy.

— Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Kocham wszystkie moje chrześniaki tak samo. Poza Rose i Lily, które uwielbiam odrobinę bardziej.

Draco parsknął śmiechem.

— Cóż, nikt nie mógłby cię oskarżyć o hipokryzję. Jak to jest uczyć swoje chrześniaki?

Hermiona się uśmiechnęła.

— Lily i Rose są wzorowymi uczennicami. Lily jest słodka i odrobinę nieśmiała, i czasem ciężko uwierzyć, że to córka Harry’ego i Ginny. Rose jest… ona… prawie przypomina mi…

Draco szturchnął ją.

— Może siebie?

To było absolutnie urocze, jak bardzo była dumna z Rose.

Hermiona się zarumieniła.

— Może trochę.

Draco się uśmiechnął.

— I oczywiście wszyscy wiemy, że Albus jest wyjątkową osobą.

Hermiona parsknęła śmiechem.

— „Wyjątkową” to dość rozsądnie powiedziane. Chociaż tak naprawdę nie jest złym uczniem. Jest dość inteligentny pod wieloma względami. A James… cóż, tak naprawdę wydaje mi się, że przypomina osobę, którą mógłbyś się stać, gdybyś trafił do Gryffindoru.

Draco jęknął.

— Zakładam, że to nic dobrego.

Hermiona się roześmiała.

— Chodzi po zamku, jakby był jego właścicielem. Kilka razy nawet dałam mu szlaban za nękanie Ślizgonów.

Draco otworzył usta ze zdumienia.

Merlinie, role się odwróciły.

Hermiona odwróciła się do niego, uśmiechając się i unosząc brew.

— Zdecydowanie tak.

Wyglądała tak dobrze z uśmieszkiem. Jej pełne usta uniosły się drażniąco, a miodowe oczy zabłysły. Nagle poczuł chęć, żeby zobaczyć ją ubraną tylko w ten uśmieszek.

Odwzajemnił minę i lekko się pochylił.

— Mówiąc o odwróceniu ról, wiesz, o czym myślałem dziś rano, zanim tu przyszedłem?

Twarz Hermiony rozpromieniła się z ciekawości.

— O czym?

— O tym, że gdyby nastoletni ja mógł mnie teraz zobaczyć… nie uwierzyłby…

Hermiona wstrzymała oddech.

— W co?

Draco pochylił się bliżej. Tak bardzo chciał wciągnąć ją na kolana i pocałować, ale na boisku były dzieci… a jego gdzieś w pobliżu. Uspokoił się, szybko rozglądając się po trybunach, aby upewnić się, że nikt nie patrzy, zanim schował kilka zbłąkanych włosów za jej ucho, pozwalając, by jego palce przesunęły się po jej szyi w dół.

Rozkoszował się tym wspaniałym rumieńcem na jej twarzy, gdy pochylił się, by szepnąć jej chrapliwie do ucha:

— Jak bardzo nie mogłem się doczekać, żeby cię dzisiaj zobaczyć.

Hermiona nie mogła się powstrzymać od zamknięcia oczu, a skóra mrowiła ją od wibracji jego głosu. Cholera, chyba właśnie zaszłam w ciążę.

Jej głos był szorstki i drżący.

— Naprawdę?

Skinął głową, przybliżając się, jego oddech musnął jej policzek.

— O tak. Nawet po tym, jak spędziłem bardzo nieprzyjemny poranek, błagając moje skrzaty domowe, żeby wzięły ode mnie pieniądze. Biedne, małe diabły.

Hermiona zachichotała i nieśmiało odwróciła się do niego.

— Zrobiłeś to dla mnie?

Uśmiechnął się szeroko.

— Zaskoczona?

Przygryzła wargę.

Być może spędziłam poranek, czytając o Quidditchu, żeby ci zaimponować.

Twarz Draco rozciągnęła się w samouwielbionym uśmiechu, gdy rzucił żart, którym rozpaczliwie chciał rzucić podczas ich pierwszego spotkania kilka tygodni temu (z kilkoma sugestywnymi modyfikacjami).

— Proszę, proszę, profesor Granger. Bardzo mnie cieszy fakt, że nadal jesteś tą wszystkowiedzącą kujonką.

Jego oczy śledziły każdy jej ruch, gdy językiem musnęła swoje usta. Był tym tak zafascynowany, że ledwo usłyszał, kiedy wywołano drużynę Slytherinu.

— WYGLĄDA NA TO, ŻE DRUŻYNA SLYTHERINU JEST GOTOWA DO WALKI, Z NOWYM SZUKAJĄCYM, AIDENEM THRASHEREM!

Draco niechętnie odsunął się od Hermiony i dołączył do oklasków. Chociaż uwielbiał oglądać mecze, zdecydowanie bardziej wolał flirtować z czarownicą o kręconych włosach siedzącą obok niego.

— WEASLEY MA KAFLA. O NIE! BACA ZE SLYTHERINU WŁAŚNIE GO PRZECHWYCIŁ. PODAJE DO FLAVINA, TEN WYGLĄDA NA ZDECYDOWANEGO, BY ZDOBYĆ GOLA… DZIESIĘĆ DO ZERA DLA SLYTHERINU!

Draco pochylił się.

— Z czystej ciekawości, czego się dowiedziałaś?

Dało się zauważyć konsternację na twarzy Hermiony.

— Powiedziałaś, że czytałaś o Quidditchu, żeby mi zaimponować. Cóż teraz masz szansę, pani profesor. Zamieniam się w słuch.

Uśmiechnął się zarozumiale, wyglądając jak Książę Slytherinu.

Hermiona przygryzła wargę, żeby powstrzymać chichot.

— Wyczytałam, że Quidditch to symbol przyjaźni i pracy zespołowej, nigdy nie należy grać ostro i że Tom i Sara uważają, że to najlepsza dyscyplina na świecie.

Teraz nadeszła kolej Draco na bycie zdezorientowanym. Nie było możliwe granie w Quidditcha, nie będąc ostrym. I kim, do cholery, byli Tom i Sara?

Hermiona się roześmiała.

— Pani Pince była bezczelną suką, gdy poprosiłam o podręcznik o Quidditchu dla początkujących i dała mi kolorowankę dla dzieci.

Draco nie mógł powstrzymać śmiechu, który wstrząsnął jego ciałem.

To najwspanialsze, co usłyszałem w swoim życiu!

— Miło…

— Na równi z narodzinami mojego syna!

Hermiona przewróciła oczami, uśmiechając się wbrew sobie.

— Cieszę się niezmiernie, że moje upokorzenie cię bawi.

Draco pokręcił głową, uśmiechając się figlarnie.

— Chciałaś mi zaimponować? Cóż, jestem pod wrażeniem. Jestem pod bardzo dużym wrażeniem, profesor Granger. Dziesięć punktów dla Gryffindoru.

Był raczej dumny z siebie, że udało mu się żartować i bawić się z nią po tych wszystkich upokorzeniach, z którymi się zmagał, żeby dojść do tego momentu. Zastanawiał się, dlaczego kiedykolwiek wcześniej czuł się nieśmiały w jej obecności.

Hermiona zmrużyła oczy, patrząc na niego żartobliwie.

— To moja praca, panie Malfoy.

Uśmiech Draco rozpłynął się niemal w jęk, gdy jego kutas drgnął w spodniach. O tak. Dlatego.

— PAŁKARZ SLYTHERINU, FITCH, WYDAJE SIĘ ZDEZORIENTOWANY. EJ, FITCH, CHŁOPAKI W ZIELONYM SĄ W TWOJEJ DRUŻYNIE! NIE ZRZUCAJ ICH Z MIOTŁ!

Hermiona, Longbottom i Slughorn natychmiast zaczęli chichotać pod nosem. Draco nagle poczuł, że nie rozumie wewnętrznego żartu.

— Co w tym takiego śmiesznego? — zapytał.

Hermiona przewróciła oczami.

— Jakkolwiek nieprofesjonalnym byłoby przyznanie tego, Fitch jest… cóż… on jest…

Neville wtrącił się.

— To najgłupszy dzieciak w całym, cholernym zamku. Przysięgam, że jest po części trollem.

Hermiona lekko uderzyła go w ramię.

— Neville, to nie było miłe. — Zamrugała przez chwilę. — Ale tak.

Slughorn zaśmiał się.

— Wiesz, że nigdy nie przeszedł pierwszego roku eliksirów? Teraz jest na szóstym, więc po prostu zgodziliśmy się, żeby wykreślili te zajęcia z jego planu, ale mimo to wątpię, żeby przez te pięć lat chłopak dostrzegł różnicę między liśćmi mandragory a włosami jednorożca.

Neville dodał:

— Nie pamięta mojego nazwiska, więc nazywa mnie profesorem Lickbottomem… w sumie teraz, jak o tym pomyślę, to podchodzi pod molestowanie seksualne.

Twarz Hermiony wyglądała na lekko zbolałą.

— Podniósł rękę na zajęciach pewnego dnia i zapytał mnie, jak się pisze „pomarańczowy”.

— FITCH! OBUDŹ SIĘ, TY DURNIU! JAK TY W OGÓLE…? — westchnął spiker. — NIE MOGĘ. JA PO PROSTU… OCH NA LITOŚĆ BOSKĄ, FITCH! TY CHOLERNY PÓŁTROLLU, OBUDŹ SIĘ!

Pałkarz Slytherinu obudził się gwałtownie, entuzjastycznie wirując miotłą i odrzucając tłuczek za siebie.

— O, bogowie, nie…. KRYĆ SIĘ!

Odruchy aurorskie Hermiony wzrosły, gdy uciekający tłuczek śmignął w stronę trybuny kadry nauczycielskiej i darczyńców.

REDUCTO!

Tłuczek eksplodował, gdy niemal uderzył w głowę Draco.

Wszystko, co Draco mógł usłyszeć, to wysoki dźwięk dzwonienia w uszach, gdy osunął się na ziemię. Tuż przed zamknięciem oczu zobaczył Hermionę unoszącą się nad nim, z szeroko otwartymi oczami pełnymi troski, a słońce świecące za jej plecami sprawiało, że wyglądała jak Walkiria.

Być może był jedyną osobą, która kiedykolwiek zemdlała z uśmiechem na twarzy.

_______________

Nie wiem jak Wy, ale ja czasem nie mogę wytrzymać ze śmiechu, czytając to opowiadanie. A z pewnością właśnie dziś było mi to potrzebne.

[T] Hot for Teacher: Nie-bzykanie

 

— Profesor Granger! Wielka niespodzianka widzieć cię na trybunach — profesor Slughorn powitał Hermionę z entuzjazmem.

— Uznałam, że powinnam wesprzeć mój dom. W końcu gramy ze Slytherinem.

Hermiona uśmiechnęła się szeroko, dołączając do mężczyzny i Neville’a Longbottoma, który dawno temu objął stanowisko profesora zielarstwa i był obecnym opiekunek Gryffindoru.

— Myślałem, że nienawidzisz Quidditcha, Hermiono — skwitował Neville.

— Nie nienawidzę Quidditcha. Po prostu nie uważam go za szczególnie stymulujący. Ale teraz jestem profesorem i absolwentką Gryffindoru. Nie zaszkodzi od czasu do czasu pokazać trochę sportowego ducha.

— Oczywiście, że tak, moja droga. I niech wygra najlepszy. Oczywiście będzie to Slytherin.

Neville przewrócił oczami.

— Horacy, naprawdę chcesz się przekomarzać z Gryfonami?

Profesor Slughorn parsknął śmiechem.

— Pomijając rywalizację domów, Slytherin ma w tym roku świetną drużynę. Najlepszego szukającego od czasów Draco Malfoya.

Hermiona poczuła, że jej uszy robią się różowe na wspomnienie Draco. Nawiasem mówiąc, gdzie on się podziewał? Rozejrzała się po trybunie i ze zdumieniem zauważyła, że oprócz wielu członków kadry nauczycielskiej Hogwartu, znajdowało się tu wielu darczyńców, którzy przyszli okazać wsparcie jednej z dwóch rywalizujących drużyn. Niestety nie dostrzegła wśród nich Draco.

— Szukasz kogoś, Hermiono? — zapytał Neville.

Hermiona szybko odwróciła głowę ku niemu.

— Nic z tych rzeczy. Po prostu nie zdawałam sobie sprawy, ilu darczyńców przyszło obejrzeć mecz.

Profesor Slughorn skinął głową.

— Żaden mecz nie przyciąga ich tak wielu jak starcie Gryffindoru ze Slytherinem. Chyba że to mecz finałowy. A skoro mowa o wsparciu dla Slytherinu, panie Malfoy, jak cudownie pana widzieć!

Hermiona szybko się przekręciła i zobaczyła przystojnego blondyna, byłego Ślizgona, uśmiechającego się szeroko, gdy ścisnął dłoń profesora Slughorna. Musiała się uszczypnąć, żeby się na niego nie gapić.

Nigdy nie widziała go ubranego tak na luzie. Zamiast swoich zwykłych szat miał na sobie parę ciemnych dżinsów i zieloną koszulę moro z lekko podwiniętymi rękawami. Jego jasne blond włosy były tak seksownie potargane, że Hermiona nie mogła się powstrzymać od fantazjowania o przeczesaniu dłonią tej idealnej czupryny. Pomimo mugolskiego stroju wyglądał bardzo ślizgońsko.

Nie trzeba dodawać, że życzyła sobie, aby mogli pominąć mecz i udać się do jej pokoju i ujeżdżać go, dopóki oboje nie postradają zmysłów.

— Profesorze Longbottom — Draco zwrócił się do Neville’a z serdeczną formalnością, pomimo faktu, że był dla niego bezwzględnym tyranem w szkole.

— Malfoy.

Neville nie wydawał się zbyt chętny do dłuższej rozmowy z Draco, biorąc pod uwagę, że to ten mężczyzna splatał mu sznurowadła, gdy mieli jedenaście lat.

Draco zwrócił się do Hermiony.

— Profesor Granger. Wspaniale znowu cię widzieć.

Poza kącikiem ust, który lekko się uniósł, gdy się z nią przywitał, jego twarz pozostawała uosobieniem opanowania i etykiety Ślizgona.

Hermiona jednak nie była taka spokojna. Nie mogła powstrzymać rumieńca na policzkach, gdy powitało ją to ciacho.

— Panie Malfoy, dołączysz do nas?

Draco zignorował lekki grymas na twarzy Neville’a na propozycję Hermiony i przytaknął z uprzejmością.

— Będę zachwycony.

Usiadł po drugiej stronie Hermiony, z dala od Neville’a. Gdy się o nią otarł, poczuła czysty zapach jego wody kolońskiej, co podświadomie dodała do stale rosnącej listy rzeczy, które w tym mężczyźnie pozostawiały wrażenie na jej majtkach. Usiadł wystarczająco blisko, by czuła się skrępowana każdym oddechem. Z pewnością słyszał, jak serce waliło w jej piersi.

Draco przygryzł szczękę od środka, żeby nie jęknąć z powodu tego, jak bardzo chciał pocałować Hermionę. Była taka piękna, w obcisłym, szkarłatnym swetrze, który opinał jej krągłości w genialny sposób… akurat na tyle, by kusić. Kiedy usiadł obok niej, próbował poprawić spodnie, ponieważ nie mógł powstrzymać się od wąchania jej wywołujących erekcje perfum, kiedy wcisnął się w siedzenie obok niej. Jej skóra była tak gładka i zdawała się błagać, by jej dotknął. Dlaczego uważał, że dobrym pomysłem będzie, żeby poszli razem na mecz Quidditcha w Hogwarcie? To była ich trzecia randka i cholernie chciał ją pocałować!

Zdecydował się pochylić na tyle, by szepnąć, tak by tylko ona mogła usłyszeć:

— Bądź gotowa na moje żarty później. Po tym, jak Slytherin zmiażdży Gryffindor, będę absolutnie niemożliwy.

Na jej twarzy pojawił się mały uśmiech.

— Zawsze byłeś niemożliwy. A kiedy Gryffindor wygra, z pewnością odwdzięczę się tym samym.

Draco zagryzł wargę, by stłumić uśmieszek, który zdradziecko usiłował pojawić się na jego ustach. Jego głos był chrapliwym szeptem:

— Nie mogę się doczekać.

Opuścił rękę na bok i musnął jej dłoń knykciami, wysyłając fale uderzeniowe przez swoje ciało przy drobnym, fizycznym kontakcie.

Hermiona była niemal pewna, że nie przeżyje tego meczu. Seksowny głos Draco Malfoya i jego ręka dotykająca jej z pewnością roztopiłyby ją w kałużę na trybunach, niczym Zła Czarownica z Zachodu. Kiedy przejechał knykciami po jej dłoni, poczuła wstrząs elektryczny, który pełzł wzdłuż jej kręgosłupa i brzucha. Weź. Się. W. Garść. On tylko dotknął twojej dłoni, a ty, do cholery, prawie miałaś orgazm.

Neville zerknął kątem oka, by zobaczyć, że Hermiona i Draco mają podobne miny na zarumienionych twarzach, ich oczy były zaszklone, a źrenice rozszerzone. Przez chwilę zastanawiał się, czy zostali zaczarowani, dopóki nie zobaczył, jak Malfoy przejeżdża grzbietem dłoni po ręce Hermiony. Jego oczy lekko się rozszerzyły i otrząsnął się. Może to jego ktoś przeklął, bo nie było mowy, żeby to, co widzi, działo się naprawdę.

Zaryzykował kolejne spojrzenie i dostrzegł, że para siedzi, stykając się udami. Oboje wydawali się oddychać ciężej niż zwykle. Neville przewrócił oczami, widząc dwójkę dorosłych, na których działały hormony, próbujących bezskutecznie ukryć wyraźne zainteresowanie drugą osobą. Cicho się zaśmiał.

— Coś cię śmieszy, Neville? — zapytał profesor Slughorn.

Neville pokręcił głową i zwrócił się do kolegi i opiekuna jednego z domów.

— Tylko myślałem, Horacy. Uczymy nastolatki dla zarobku. Zastanawiam się, czy jest możliwe, że kiedykolwiek dorośniemy.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Scorpius siedział na trybunach między Albusem i Simonem, z lekko zmarszczonym czołem. Nie przepadał za Quidditchem, ale zostałby niezłe bęcki od współlokatorów, gdyby nie poszedł na mecz Gryffindoru ze Slytherinem.

To było takie głupie. Quidditch. Po prostu kolejny sposób na wzajemne dręczenie się skłóconych domów. Poza tym Gryfoni byli totalnymi kretynami, podczas rozmów o słynnych czarownicach i czarodziejach, którzy pochodzili z ich domu.

Na przykład Rose Weasley. Zawsze paradowała po zamku z nosem w górze, bo jej ojciec był cholernym bohaterem wojennym. Co czyniło tak wyjątkową? Ojcem Albusa był Harry Potter i chłopak nie przechwalał się tym. Pamiętał, jak na początku tego roku, kiedy została ścigającą w drużynie Gryffindoru, była absolutnie nie do zniesienia. Non stop gadała, że jej ciotka Ginny była jedną z najlepszych ścigających, jaką kiedykolwiek miały Harpie z Holyhead. To tak jakby… tak.. wiem. Znowu… to mama Albusa. Głupia Rose Weasley i jej irytujące, rude włosy. Zawsze wyrywała się do odpowiedzi na zajęciach, odpowiadając na każde cholerne pytanie, jakie zadawali profesorowie.

Nie wspominając o bracie Albusa, Jamesie Potterze, Królu Gryffindoru. Zdaniem Scorpiusa był najgorszym łobuzem w całej szkole. Nigdy nie przepuścił okazji, żeby czepiać się Ślizgonów. Co w ogóle sprawiało, że Gryfoni byli tacy wspaniali?

— W porządku, stary?

Albus zwrócił się do swojego zamyślonego przyjaciela.

Scorpius pokręcił głową.

— Po prostu nie chcę tu być.

— Co twój tata sądzi o tym, że nie lubisz Quidditcha? — zapytał Albus.

— Nic. Wydaje mi się, że zbytnio go to nie obchodzi. Nauczył mnie latać i bardzo to lubię, ale Quidditch jest cholernie nudny.

Albus przewrócił oczami.

— Masz szczęście. Mój tata zachował się jak skończony palant, gdy mu powiedziałem, że nie lubię Quidditcha. Kupił mi Błyskawicę 3000 na urodziny w tym roku. Nawet nie wyjąłem jej z pudełka.

Simon i Scorpius spojrzeli na niego z niedowierzaniem. Simon zabrał głos:

— Stary. Jeśli jej nie chcesz, daj mi ją. Ja na niej, kurwa, polatam.

Scorpius wtrącił się.

— Tak, albo ja. Jestem jego najlepszym przyjacielem.

Simon przewrócił oczami.

— Obaj macie bogatych tatusiów. Ja jestem cholernym wieśniakiem. Możecie we mnie rzucać resztkami.

Albus mówił spokojnie, nie mrugając.

— Rozważam użycie jej do posprzątania pokoju. Ma doskonałe rozmieszczenie włókien do zbierania kurzu.

Simon pokręcił głową.

— Albusie, czy ktoś ci kiedykolwiek powiedział, że jesteś najdziwniejszą osobą na tym świecie, na Merlina?

Albus skinął głową.

— Wiele razy.

— TERAZ CZAS NA DRUŻYNĘ GRYFFINDORU Z NOWĄ SZUKAJĄCĄ, ROSE WEASLEY! TO Z PEWNOŚCIĄ OBIECUJĄCY NOWY TALENT W DRUŻYNIE. TA DZIEWCZYNA MA QUIDDITCHA WE KRWI, PANIE I PANOWIE!

Scorpis przewrócił oczami i przyłożył Omnikulary do twarzy. Założyłby się o wszystko, że ten mały, wyniosły słodziak wyglądał teraz na cholernie zadowoloną. Nie żeby chciał na nią patrzyć, czy coś, ale no weź! Scorpius przeskanował powietrze wokół drużyny Gryffindoru, mających na twarzach  identyczne, niezaprzeczalne samouwielbienie szyderstwa. Tak cholernie typowe.

Zauważył też… Chwila. Co do cholery? Przyłożył Omnikulary do twarzy.

Albus i Simon przenieśli na niego swoją uwagę. Wyglądał, jakby został trafiony Zaklęciem Wiążącym Ciało. Miał szeroko otwarte oczy, przestał mrugać i lekko otworzył usta.

Albus szturchnął go.

— Stary, wszyscy wiemy, że skrycie podkochujesz się w Rose i w ogóle, ale nie ma mowy, że wygląda tak dobrze w stroju do gry. Chodzi mi o te rude włosy…

— Nie, debilu. Spójrz! Na trybunę kadry nauczycielskiej i darczyńców. Co widzisz?

Scorpius podał mu Omnikulary. Albus rozejrzał się po trybunach.

— No cóż, zobaczmy. Jest Sluggy. Jak zwykle nawalony prawie w trupa. Widzę profesora Longbottoma z jego zarośniętymi brwiami. Boże, chciałbym takie mieć. I jest… uuuuuu! Czy to twój tata? Siedzi z profesor Granger? No, no, no, to jest interesujące.

Simon wyciągnął ręce po Omnikulary.

— Daj mi zobaczyć! Podaj mi je, Albusie! — Przysunął urządzenie do twarzy, a Scorpius zrobił się biały jak ściana, gdy twarz przyjaciela rozciągnęła się w powolnym, szerokim uśmiechu. — Wciąż chcesz nam wmawiać, że twój tata nie rucha profesor Granger?

Scorpius pokręcił głową z niedowierzaniem.

— Nie może. Nie ma mowy.

Za tym postulatem nie kryło się zbytnie przekonanie. Głównie próbował przekonać samego siebie.

Simon uśmiechnął się krzywo.

Jasne. Dlatego ciągle się do niej uśmiecha. Spójrz na ten rumieniec profesor Granger. Och, zdecydowanie się pieprzyli.

Albus położył rękę na ramieniu Scorpiusa.

— Powiem ci coś pocieszające, Scorp. W tej chwili się nie ruchają.

Scorpius odwrócił się do przyjaciela z iście malfoyowskim wyrazem twarzy.

— W jaki dokładnie sposób ma to mi poprawić humor?

Albus wzruszył ramionami.

— Nie mówiłem, że poprawi ci humor. Chciałem cię tylko pocieszyć.

Simon kontynuował obserwację pary.

— Och, Merlinie, on zakłada jej włosy za ucho. Teraz szepta jej coś do ucha. Scorpius, ty szczęściarzu, będziesz miał bardzo smakowitą, nową mamusię.

Scorpius uderzył Simona w ramię.

— Zamknij się, ty durniu! Oni się nie bzykają!

Albus zmrużył oczy i przechylił głowę na bok.

— Dokładnie. Po przyjacielsku oglądają razem mecz Quidditcha. To część nie-bzykania.

Scorpius uniósł brew.

— Co masz na myśli?

Albus przewrócił oczami.

— Merlinie, jesteś beznadziejny w kontaktach z dziewczynami, prawda? Chyba nie powinienem być zaskoczony tym listem, który wysłałeś do profesor Granger. Nie możesz po prostu się pojawić i ruchać dziewczyny. Musisz ją uwieść. Małymi kroczkami. „Nie-bzykanie” to wszystko, co robisz, by oczarować dziewczynę, żeby móc przejść do części z pieprzeniem. Wygląda na to, że twój tata jest w tym cholernym artystą. Przypadkowe dotykanie, szepty do ucha. On nawet ją rozśmiesza.

Scorpius zmrużył oczy.

— Czyli to znaczy, że…?

Albus skinął głową.

— Po meczu zamierza ją wyruchać na umór.

Simon uniósł brew.

— Skąd ty wiesz tyle o dziewczynach, Al? Przecież one w ogóle cię nie lubią.

Albus skinął głową z roztargnieniem.

— Czytam dużo erotyki. Moja mama trzyma w całym domu mnóstwo sprośnych książek. Mogę ci opowiedzieć ze szczegółami, jak doprowadzić trzydziestoletnią kobietę do orgazmu. Ale tylko w teorii. W rzeczywistości myślę, że zemdlałbym, gdybym zobaczył ramiączko stanika dziewczyny.

Scorpius już dawno przestał śledzić rozmowę. Nie mógł wyrzucić z głowy słów Albusa. Po meczu zamierza ją wyruchać. Chyba mu niedobrze. Zamierzał obrzygać trybuny Quidditcha. Zaraz po dziewczynach z piątego roku Slytherinu. To będzie upokarzające, a potem chłopaki porządnie go spiorą, ale nie mógł się powstrzymać.

Nie wierzył w zachowanie swojego ojca. To było nie do pomyślenia, żeby osoba, którą podziwiał najbardziej na świecie, zamierzała ukraść jego kobietę marzeń. Nie mógł w to uwierzyć. Nie zrobił tego. Dopóki nie zobaczy tego na własne oczy.

___________

Witajcie :) wiem, że nikt się tego nie spodziewał, ale jestem i mam się dobrze. Powoli ogarniam życie i kolejne rozdziały tego tłumaczenia. Dziś wpadnie trzy rozdziały, bo dlaczego by nie? Miłej lektury!

sobota, 8 czerwca 2024

[T] Apartament 9 i 3/4: Rozdział 17

 

Hermiona siedziała przy wyspie kuchennej z Ginny, Harrym i Luną, jedząc śniadanie, kiedy drzwi się otworzyły i szybko wszedł Ron.

— Dobra, Sprout właśnie dostał odpowiedź ze szkoły. Istnieje ryzyko, że wpadnie w depresję lub dostanie zawału serca, więc zachowajmy spokój — powiedział szybko.

Wszyscy się zaśmiali i ponownie zabrali za jedzenie. Właśnie wtedy usłyszeli pospieszne walenie w sufit i po dziesięciu sekundach Neville wbiegł przez drzwi. Trzymał w rękach list i skakał z nogi na nogę.

— I? — zapytała Ginny z wahaniem.

— UDAŁO SIĘ! KURWA, MAM TO! BĘDĘ PROFESOREM HOGWARTU! — wrzasnął, rzucając list w powietrze.

Wszyscy zaczęli skakać z radości i świętować.

— Dobra robota, stary! — krzyknął Harry.

— Merlinie! To się dzieje. Będę miał naprawdę dorosłą pracę. Dziękuję, Ron, że mnie do tego namówiłeś, jesteś niesamowity. Mógłbym cię pocałować! Ale tego nie zrobię, bo to… fuj. Ale i tak jest zajebiście! — bełkotał Neville, rozśmieszając wszystkich.

— Kiedy zaczynasz? — zapytała Luna.

— Nie wiem, przeczytałem tylko, że proponują mi pracę i przybiegłem tutaj — wymamrotał Neville, czytając treść jeszcze raz. — We wrześniu… Tak, wolne wakacje… Będę nauczał wszystkie roczniki… Przeprowadzka do… Hogwartu. Zostać w… Hogwarcie — urwał i spojrzał na wszystkich. — Muszę się przeprowadzić.

— Przeprowadzić się? Do Hogwartu? — zapytał cicho Ron.

— Nie, Ron, do Niemiec — powiedział Harry sarkastycznie.

— Cóż, tak. Będę musiał tam zostać podczas roku szkolnego — mruknął Neville.

— Och… Cóż, to świetnie! Będziesz, hmm, cóż, to twoja wymarzona praca, prawda? Gratulacje, stary — wymamrotał Ron, próbując brzmieć na zadowolonego.

— Stary, ja… — Neville urwał.

— Co? To wielka okazja dla ciebie. Znów będziesz blisko Hanny, dała ci swój numer, prawda? No i proszę, twoje życie nabiera tempa. — Ron posłał mu smutny uśmiech.

— Cóż, racja. Chyba tak… pójdę wysłać sowę McGonagall. Dam jej znać, że przyjmuję tę pracę.

Neville wstał i wrócił na górę. Ron westchnął i położył brodę na blacie.

— Przykro mi, Ron — powiedziała Hermiona i poklepała go po plecach.

— Oczywiście cieszę się jego szczęściem, ale mieszkaliśmy razem przez ostatnie dwa lata. To już nie będzie to samo — mruknął.

— Ale będzie tu przyjeżdżał. Będziemy się z nim widywać podczas wakacji i będziemy mogli odwiedzać go w Hogsmeade — zapewniła brata Ginny.

— Wiem, wiem — mruknął Ron.

W tym momencie drzwi się otworzyły i weszli Draco z Blaise’em.

— Rany, kto umarł? — Draco uśmiechnął się.

— Neville dostał pracę — powiedziała Luna.

— A to źle, bo? — zapytał Blaise.

— Przeprowadza się do Hogwartu — jęknął Ron.

— To świetnie. Zawsze marzył o tej pracy i przecież będziemy go widywać — powiedział Draco.

— Tak, ale wy to co innego. Nie przyjaźnicie się z nim tak długo jak my, a przez ostatnie siedem lat byliśmy praktycznie nierozłączni — wyjaśniła Ginny.

— No dobra, ale gdyby pewnego dnia Pansy zgłupiała i powiedziała, że przeprowadza się do Nowego Jorku, wszyscy bylibyśmy zdruzgotani, ale przecież byśmy ją widywali. Pojechalibyśmy do niej, albo ona odwiedziłaby nas — jesteśmy czarodziejami, mamy transmutację i Fiuu — powiedział Blaise.

— Chyba… po prostu będzie dziwnie — byliśmy razem w dormitorium w Hogwarcie, wprowadziłem się do Harry’ego, gdy tylko skończyliśmy, ale on był niedaleko, a przez ostatnie dwa lata mieszkaliśmy razem — wymamrotał Ron.

— Wszystko będzie dobrze, nadal mamy siebie — oświadczyła Luna.

Po dłuższej rozmowie wszyscy poszli do pracy.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Hermiona wróciła do domu z pracy późnym wieczorem — o dwudziestej pierwszej. Nie było nowych informacji o śmierciożercach, ale to nie powstrzymywało napływania papierkowej roboty i niezakończonych spraw. Otworzyła drzwi i stwierdziła, że mieszkanie jest puste — Luna musiała być u Teo. Położyła torbę na blacie i włożyła tosty do tostera. Gdy smarowała kromkę masłem, stała tyłem do drzwi, więc nie zauważyła wchodzącego Draco, dopóki nie owinął swoich ramion wokół jej talii.

— Dobry wieczór — powiedziała.

— Bardzo dobry — mruknął.

Odgarnął jej kręcone włosy z szyi i delikatnie ją pocałował. Hermiona wzięła głęboki oddech i odwróciła głowę w bok, gdy dotarł do jej obojczyka. Odwróciła się i pocałowała go namiętnie, opierając plecy o blat. Draco podniósł ją i usiadła na blacie, przez co talerz z tostami spadł na podłogę. Rozdzielili się i roześmiali, zanim Hermiona chwyciła go za kołnierz koszuli i ponownie pocałowała. Całowali się dalej, aż usłyszeli, jak ktoś chrząka. Odwrócili się i zobaczyli Lunę i Teo stojących w drzwiach.

— No cóż, było fajnie, pójdę już — powiedział Draco i skierował się do wyjścia.

— Czekaj, czekaj, nie pozwól nam zepsuć wam zabawy. — Luna roześmiała się. — Będziemy tam.

Oboje śmiejąc się, poszli do pokoju blondynki. Draco owinął ramiona wokół talii Hermiony i ponownie ją pocałował. Właśnie wtedy rozległo się bzyczenie.

— Co to było? — zapytała Hermiona.

— Ech, akurat teraz — jęknął Draco i wyciągnął z kieszeni sygnalizator dźwiękowy.

— Czy to pager? To nie ma ze sto lat? — Hermiona uśmiechnęła się.

— Tak, ale ponieważ nie jestem w stanie dotrzeć do pracy na czas, mój szef dał mi jeden. Ułatwia to też życie w nagłych sytuacjach, czyli właśnie teraz. Przepraszam, Miona, do zobaczenia jutro.

Pocałował ją w policzek, zanim wybiegł przez drzwi. Hermiona westchnęła i zeskoczyła z kontuaru. Posprzątała bałagan z podłogi i przygotowała tosty na nowo zanim poszła spać.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Następnego dnia Hermiona od razu po wejściu do kuchni stwierdziła, że jej mieszkanie jest pełne ludzi. Westchnęła i nikt jej nie zauważył. Dopiero gdy uderzyła w Harry’ego i ten wylał mleko na kafelki, została zauważona.

— Przepraszam, Miona — powiedział Harry.

Przewróciła oczami i szybko posprzątała machnięciem różdżki, zanim otworzyła szafkę.

— Gdzie są Cheeriosy? — zapytała.

— Nie jestem pewien, ale ja nie jadłem — mruknął Teo, chwytając swoją miskę.

Hermiona jęknęła i otworzyła drugą szafkę, aby wziąć tosty. Niemal od razu wylała się na nią zawartość butelki soku dyniowego.

— Kto ostatni pił sok? — warknęła.

Ron zaczął wylewać napój do zlewu. Hermiona zatrzasnęła szafkę i wytarła włosy. Usiadła na stołku, ale poczuła pod sobą coś dziwnego. Wyciągnęła starą skarpetkę.

— Czyje to?

— Dzięki. — Teo uśmiechnął się i włożył ją do kieszeni.

— Dosyć, nie mogę tak dalej żyć! — Hermiona krzyknęła, zrywając się na nogi i uderzając pięścią w blat. — Przychodzicie tu, jakby to było wasze mieszkanie i wyjadacie całe nasze jedzenie! Mam tego dość, siedzicie tu dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, oglądając telewizję i napadając na naszą lodówkę i to jest mega denerwujące!

Chwyciła leżącą z boku kurtkę, paczkę ciastek i wybiegła z mieszkania. Poszła drogą do parku, usiadła na ławce ze skrzyżowanymi nogami i zjadła kilka ciastek. Nie było to najzdrowsze śniadanie, ale nie mogła dłużej tam wytrzymać. Kochała swoich przyjaciół, ale nie potrzebowała ich w mieszkaniu, jedzących jej jedzenie i pojawiających się w każdej minucie dnia. Było jej przykro, że na nich nakrzyczała, ale po prostu straciła cierpliwość. Po kilku minutach ktoś usiadł obok niej.

— Zabawny poranek, co nie? — powiedział Harry.

— Przepraszam — wymamrotała. — Nie powinna byłam krzyczeć.

— W porządku, Miona, wiem, że wszyscy jesteśmy wrzodami na tyłku. — Uśmiechnął się.

— Mam po prostu dość tego, że Ginny codziennie ogląda Glee, Teo zjada lody, które kupuję dla siebie i Luny,  Pansy korzysta z prysznica za każdym razem, gdy kończy jej się woda. — Hermiona westchnęła.

Oboje pokręcili głowami i roześmiali się.

— Porozmawiam z nimi. Po prostu od czasu do czasu każ nam się odwalić. Możesz też rzucić w nas urokami, jak kiedyś w Draco — doradził Harry.

— I to niby pomoże?

— Kto wie. — Harry wstał i wziął ją za rękę. — No dalej, chodźmy i powiedzmy im, żeby się odwalili.

Przyjaciele przeszli przez park i wrócili do mieszkania.

______________

Witajcie jeszcze raz :) kolejny rozdział za nami, mieszanka emocji i śmiechu. To opowiadanie może i jest parodią, ale mimo wszystko poprawia mi humor. A co Wy sądzicie? Tęskniliście? :D

Kolejne rozdziały chcę opublikować w najstępnym tygodniu, a w weekend wleci Dziesięć na dziesięć. Także wracamy na pełnej 😎

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!

[T] Apartament 9 i 3/4: Rozdział 16

 

Był dwudziesty drugi czerwca i Neville zaprzątał sobie głowę tylko jedną sprawą — rozmową kwalifikacyjną. Dobrze się bawił, pracując z Ronem i George’em, ponieważ nikogo nie obchodziło, czy zrobił coś głupiego — to był sklep z żartami do rozpuku. Jeśli miałby kiedykolwiek pracować w Hogwarcie, choć nie sądził, że w ogóle dostanie tę pracę, musiałby zachowywać się… jak dorosły, którym nie był. Hermiona i Luna bez przerwy namawiały go, by to zrobił, ale zlekceważył je, przekonany, iż to nie jest dla niego. Tego dnia w sklepie było bardzo cicho, a Neville siedział znudzony za ladą. Ron podszedł do niego i walnął go w głowę egzemplarzem Proroka Codziennego.

— Hej! Za co to było? — zapytał.

— Chcę, żebyś wyświadczył mi przysługę. Możesz wstać i przejść dziesięć kroków w lewo. — Neville to uczynił. — Weź trochę proszku Fiuu i wrzuć go do kominka. — Też to zrobił. — I idź na rozmowę kwalifikacyjną.

Neville zaśmiał się i przewrócił oczami, po czym ponownie usiadł. Ron zawołał George’a i szepnął mu coś na ucho. Ten uśmiechnął się i podszedł do Neville’a.

— Nev, obawiam się, że mamy złe wieści — powiedział uroczyście.

— O co chodzi? — zapytał.

— Musimy pozwolić ci odejść. — George uśmiechnął się.

— Co masz na myśli? — westchnął.

— ZWALNIAM CIĘ! — wrzasnął George, wskazując na jego palcem. — Przepraszam, zawsze chciałem to zrobić. Ale tak, zwalniam cię. — Zaśmiał się, gdy dołączył do nich Ron.

— Wygląda na to, że potrzebujesz nowej pracy — mruknął Ron. — Och! Patrz na to! — Położył na blacie gazetę, wskazując ogłoszenie o rozmowie kwalifikacyjnej.

— Ron, mówiłem ci, że tego nie zrobię — warknął Neville.

— Tak, ale dlaczego? — zapytał niewinnie.

— Ponieważ… Ponieważ to jest Hogwart! Miejsce, gdzie my… Gdzie straciliśmy wszystkich… To miejsce, gdzie Hermiona została spetryfikowana, gdzie Harry musiał wziąć udział w turnieju, gdzie Draco drwił z nas przez lata, miała tam też miejsce ta cała sprawa z pająkiem… Zbyt wiele złych wspomnień — wymamrotał.

— Tak, ale co z tymi wszystkimi dobrymi momentami? Kiedy pokochałeś zielarstwo, kiedy ty i Ginny poszliście na bal i nie wróciliście aż do świtu! A co z tym, że uratowałeś wszystkich, zabijając Nagini — to ohydne wspomnienie, ale byłeś bohaterem — powiedział George.

— Zdaję sobie sprawę z tego, że to brzmi jak naprawdę głupi pomysł, ale masz tak wiele do zaoferowania — jesteś zabawny, masz zielarstwo w jednym paluszku i dzieci będą cię kochać! — wykrzyknął Ron.

Neville zastanawiał się przez minutę, zanim podjął decyzję.

— Dobra, niech będzie, zrobię to — powiedział, a Ron klepnął go po plecach. — O cholera, naprawdę to robię… Dobra! Kurtka, mózg, panika — mam wszystko. Życzcie mi powodzenia! — Neville miotał się.

— Oddychaj, Sprout, oddychaj. — George uśmiechnął się ironicznie.

— Oddychać?! Nie mam na to czasu. Chwila — jeśli mnie nie przyjmą, mogę tu wrócić? — zapytał.

— Tak, oczywiście. A teraz idź, zanim stchórzysz! — Ron roześmiał się.

Neville pomachał im na pożegnanie, po czym aportował się do Hogsmeade. Szedł brukowaną ulicą aż do bram Hogwartu, gdzie zastał swoich dawnych profesorów McGonagall i Flitwicka, stojących na zewnątrz.

— Longbottom! Jak cudownie cię widzieć. Co cię tutaj sprowadza? — zapytała McGonagall.

— Przyszedłem na rozmowę kwalifikacyjną. Chcę zostać nauczycielem zielarstwa! — wypalił.

— Och, świetnie! Byłoby wspaniale, gdyby dawny uczeń z nami pracował! — wykrzyknął Flitwick, klaszcząc w swoje małe dłonie.

— Masz świadomość, że rozmowy zaczynają się za pół godziny?

— Naprawdę? Cóż, to była dość spontaniczna decyzja, trochę jak w filmie, w którym wcieliłem się w idiotę, a potem był moment o cholera, muszę to zrobić i nie zastanawiałem się ani chwili. W filmach zazwyczaj przeskok czasowy jest od razu, bo to wygodne dla aktora i zdaję sobie sprawę, że to nie jest film, ale w zasadzie próbuję powiedzieć, że jestem przygłupem i nie powinniście mnie zatrudniać — mamrotał, a McGonagall zachichotała i poklepała go po ramieniu.

— Dobrze cię znów widzieć. — Rozpromieniła się. — Chodź. Oprowadziłabym cię, ale już znasz wszystkie kąty.

— Cóż, aż tak to nie. — Neville uśmiechnął się.

McGonagall i Flitwick poprowadzili go przez znajome korytarze, które teraz wyglądały zupełnie inaczej niż przed wojną. Zabrali go do starego biura Dumbledore’a.

— Usiądź tu, za chwilę cię poprosimy — powiedziała McGonagall i oboje profesorowie weszli do gabinetu.

Neville rozejrzał się i zobaczył coś na ścianie. Na środku znajdował się złoty talerz z imionami wszystkich, którzy zginęli: Nimfadory Tonks, Remusa Lupina, Freda Weasleya, Severusa Snape’a, Colina Creeveya i wielu innych. Wokół talerza wisiały nazwiska i zdjęcia wszystkich uczniów, którzy walczyli na wojnie. Neville wzdrygnął się, gdy zobaczył swoje imię — krew spływała mu po twarzy i trzymał gigantyczny miecz, rozmawiając z Luną. Uczniowie przeszli obok niego, kilku z nich rozpoznał i uważał, aby nie nawiązywać z nimi kontaktu wzrokowego, kiedy weszło kilku innych dorosłych. Neville zaczął się denerwować — wszyscy wyglądali bardzo profesjonalnie; dorośli w garniturach z walizkami, podczas gdy on miał na sobie dżinsy i rozpinany sweter. Szybko zorientował się, że nadal ma przypiętą odznakę Magicznych Dowcipów Wealseyów, więc ją zdjął. Jedno po drugim mężczyźni wchodzili do gabinetu, aż w końcu przyszła kolej na Neville’a. Wziął głęboki oddech i wszedł.

— Dzień dobry, panie Longbottom — McGonagall przywitała się. Neville prychnął i musiał zakryć usta dłonią, gdy dwóch profesorów i ktoś, kto, jak przypuszczał, był z Ministerstwa, posłali mu pytające spojrzenia.

— Przepraszam, po prostu nie jestem do tego przyzwyczajony. To normalne… Longbottom, mówiłem ci, żebyś zamienił kota w filiżankę, a nie w talerz! — Uśmiechnął się.

Flitwick zaśmiał się, a pozostali zachowali powagę. Neville odchrząknął i usiadł.

— Na początek, jakie masz doświadczenie zawodowe? — zapytała McGonagall.

— Cóż, pracowałem jako auror, ale zostałem zwolniony, bo podpaliłem dokumenty Harry’ego. Potem próbowałem pracować z mugolami i przypadkowo użyłem zaklęcia, przez co musiałem wymazać im z pamięci moje istnienie. Później pracowałem u George’a Wealsyea w sklepie, ale mnie zwolnił, więc przyszedłem na tę rozmowę — wyjaśnił Neville, cały czas myśląc o tym, jak głupio to zabrzmiało. Zaczął żałować, że w ogóle tu przyszedł.

— W porządku, jakie OWUTEMy pan zdał? — zapytał pracownik Ministerstwa.

— Na miarę moich możliwości; oblałem eliksiry, oblałem transmutację, zdałem zielarstwo, dobrze poradziłem sobie z wróżbiarstwem i zdałem astrologię — powiedział Neville.

— Jakie ma pan doświadczenie z dziećmi? — spytał Flitwick.

— Szczerze mówiąc, niewielkie. Mieszkam niedaleko Harry’ego i Ginny, u których co weekend jest Teddy Lupin, więc widuję go często i… Słuchajcie, nie będę was okłamywać, bo prawdopodobnie mam najmniejsze kwalifikacje do tej pracy spośród wszystkich kandydatów. Skończyłem Hogwart zaledwie cztery lata temu, ale uwielbiam zielarstwo i kocham tę szkołę. Chcę móc pomagać dzieciom. Cholera, dziwnie się czuję, mówiąc to, ponieważ chodziłem do szkoły z wieloma z nich — ale nauczyłbym ich wielu fajnych rzeczy i myślę, że byłbym w tym całkiem niezły — plątał się.

Po kolejnych pytaniach było po wszystkim. Neville wyszedł, nie czując się zbyt pewnie, czy dostanie tę pracę. Zszedł ze wzgórza i wszedł do baru Hogs Head. Usiadł przy stoliku w rogu i zamówił piwo imbirowe. Kelnerka przyniosła je minutę później.

— Proszę bardzo, jedno piwo imbirowe. Co taka smutna mina? — zapytała.

— Poddaję się i tyle — wymamrotał. Kelnerka wpatrywała się w niego, wyglądając, jakby próbowała sobie coś przypomnieć. — Co?

— O Merlinie! Neville! Neville Longbottom! — wykrzyknęła.

— Tak, i… Och! Hanna! Hanna Abbot!

— We własnej osobie. — Zaśmiała się. — Świetnie cię widzieć.

— Ciebie też — odpowiedział.

— Więc, co porabiałeś? — zapytała, odsuwając krzesło.

— Staram się o pracę, ale jak zwykle zawaliłem. — Uśmiechnął się. — A ty?

— Próbuję utrzymać porządek w barze. Bezskutecznie. — Zachichotała. — Jak to się stało, że tu jesteś? Mieszkasz z Ronem, prawda?

— Tak. Luna i Hermiona obok nas, Harry i Gin po drugiej stronie ulicy. Jest wspaniale. A ja właśnie byłem na rozmowie kwalifikacyjnej w Hogwarcie — profesor Sprout odeszła na emeryturę — odpowiedział.

— Ach, super. Byłoby świetnie, gdybyś dostał tę pracę, wymiatałbyś. — Uśmiechnęła się.

— Nie rób sobie nadziei. — Westchnął.

— Jestem pewna, że poradziłeś sobie lepiej, niż myślisz. W każdym razie ja…

— Hanna! Tutaj! — zawołał mężczyzna za barem.

— Obowiązki wzywają. — Przewróciła oczami. — Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy.

Po czym wstała i przysunęła krzesło do stolika. Napisała coś na serwetce i podała mu ją. Mrugnęła i wróciła za bar. Neville uśmiechnął się do siebie i dokończył drinka, po czym aportował się do domu.

____________

Witajcie :) pewnie nikt się tego nie spodziewał. W sumie to była dość spontaniczna decyzja, ale powinniście być zadowoleni. Rozdział dotyczący Neville'a i jego dream job. Jak zwykle wyszło śmiesznie, ale chyba to w tym opowiadaniu lubimy.

Jeśli chodzi o moją sytuację, to opowiadanie jest bez bety i chyba już tak je dokończę. Wydaje mi się, że nie ma poważnych błędów, chociaż po takiej przerwie mogą się zdarzyć. Gdyby ktoś chciał pomóc to dajcie znać. 

Od razu zapraszam na rozdział 17, który także został opublikowany. :)

Obserwatorzy