Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Malus Orbis. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Malus Orbis. Pokaż wszystkie posty

środa, 20 stycznia 2016

Rozdział 15: Ogień i Lód

Kiedy Hermiona znalazła się w dormitorium chłopców Slytherinu, przeraziła ją panująca ciemność. Nie było okien, ale i tak niewiele byłoby widać, bo księżyc dzisiejszego wieczora był za chmurami. Światło prowadzące do dormitoriów było bardzo słabe i blade. Rzucało czarno-szare cienie na ściany. Bardzo dobrze komponowało się to z hasłem Tenebrae. Łacina dla cieni. Pamiętała, jak Draco wyszeptał je wczoraj do jej ucha - wydawało się jej, że to było wieki temu. Pamiętała dźwięk jego głosu, wargi dotykające jej ucha.
Ostrożnie, wybrała drogę wzdłuż łóżek. Zauważyła Crabbe’a, który podczas snu wyglądał mniej groźnie niż w prawdziwym życiu. Dobrze - weszła do odpowiedniego pomieszczenia. Skradała się tak cicho, jak tylko mogła, modląc się, żeby deski podłogowe nie skrzypiały i bardziej naciągnęła pelerynę niewidkę.
Czuła się dziwnie spokojna. Owszem była zdenerwowana, ale nie panikowała. To były nerwy, które zdawały się mówić, że to może być trudne, ale mogę to zrobić. To było jak kolejny egzamin z zaklęć. Po prostu kolejny test, który wiedziała, że zda.
Które łóżko było Dracona? Cóż, są tu Crabbe i Goyle, a także jakiś chłopak, którego imienia nie znała… Reszta łóżek miała opuszczone zasłony. Marszcząc brwi skierowała się w kierunku najbliższego łóżka blisko goryli Malfoya i rozsunęła szmaragdowe zasłony.
Jej serce podskoczyło do gardła. Koce leżały obok jego brody, jego twarz była ukryta w cieniu, ale srebrne włosy zdradzały, że to on. Zatrzymała się, jej oddech był prawie niesłyszalny. Był inny kiedy spał. Kiedy się budził miał w sobie wiele emocji - od fałszywej niewinności do przebiegłego uśmiechu, złośliwy uśmieszek lub gniewne spojrzenie i wiele innych. Ale nigdy nie widziała go w takiej postaci. Jego twarz rozluźniła się, uśmiechał się słabo. To nie był szczęśliwy uśmiech, ale także nie smutny - to zmęczony uśmiech, uśmiech kogoś, kto widział cuda i lęki i dla kogo sen jest miłą ucieczką od rzeczywistości po długim dniu.
Starannie zaciągnęła zasłony, nie robiąc przy tym hałasu i zdjęła pelerynę z głowy. Odwróciła się w stronę łóżka, złożyła płaszcz i zobaczyła Draco, a raczej jego otwarte oczy, które błyszczały w półmroku. Dyszała ze zdziwienia.
- Draco! - wykrzyknęła, ledwie zdołają utrzymać swój głos na granicy szeptu. - Myślałam, że śpisz.
- Spałem - powiedział swoim normalnym tonem, co spowodowało, że dziewczyna przeraziła się, że obudzą pozostałych. - Obudziłaś mnie kiedy zaciągałaś zasłony. A i nie musisz szeptać. Na pierwszym roku nałożyłem zaklęcia na to łóżko - nikt nie słyszy co dzieje się od wewnątrz nich.
- Musisz mieć uszy jak nietoperz. - Hermiona pokręciła głową. - Ale dlaczego masz zaklęcia wyciszające?
Wzruszył ramionami, omijając pytanie. - Równie dobrze mógłbym zapytać, dlaczego tu jesteś. Przyszłaś współpracować z Crabbe’m o północy? - Uśmiechnął się złośliwie i odwrócił swą twarz w jej kierunku.
Przewróciła oczami, siadając na brzegu łóżka. Było niezwykle miękkie, prawie jak chmurka. Przypomniała sobie, że w Hogwarcie miękkość łóżek jest dostosowana do osoby, która na nim śpi. Draco był wychowany w luksusowych warunkach, więc nie była zbyt zaskoczona, że jego łóżko jest tak miękkie.
- Nie bądź głupi - odpowiedziała. Spojrzała na niego. Obserwował ją spokojnymi oczami. - Cóż myślę… powodem dlaczego tutaj jestem jest to, że…
Wzięła głęboki oddech i zastanawiała się jak przekazać mu to, co powiedział jej Harry. - Harry… Harry powiedział mi, że… Powiedział mi co było lekarstwem na klątwę Glacios. - Skończyła w pośpiechu, jej żołądek wariował.
Nie odważyła się spojrzeć na niego. Nie odrywała wzroku od zasłon.
Głos Draco, gdy przemówił, był zmęczony. - Zapomnij o tym Hermiono. To nie ma znaczenia.
Odwróciła się w jego kierunku, ale on odwrócił się w drugą stronę i naciągnął na siebie koc. - Nie Draco, to ma znaczenie, ja…
- Nie ma. - Jego głos był szorstki, pełen uczuć, które próbował ukryć, ale nie potrafił. - Wiem, co myślisz. Nigdy nie mogłabyś mnie pokochać i ja to wiem. Byłem głupi, że kiedykolwiek o tym pomyślałem. Zapomnij o tym. To nie ma znaczenia.
Hermiona wpatrywała się w jego plecy, nie wiedząc co robić. - Draco, ty nie rozumiesz… - wyszeptała. - Draco, ja… - Gula w gardle rosła z każdą sekunda. Nie tak miało być. Wyciągnęła ramię i obróciła go w swoją stronę. - Draco spójrz na mnie i posłuchaj…
Urwała, gdy ujrzała jego oczy. Były pełne emocji, nigdy ich takich nie widziała. Miłość ujawniła się, towarzyszył jej najbardziej straszliwy smutek, jaki kiedykolwiek widziała. Ból w jego oczach nie był tym, czego pragnął… wyglądał jakby miał złamane serce.
Mogła płakać. Mogła, ale nie zrobiła tego. Zamiast tego, pochyliła się i delikatnie pocałowała go w usta.
Nie wiedziała, czego może się spodziewać i nawet jeśli nie miała innych pomysłów, nie przypuszczała, że to się stanie. Był delikatny, prawie niezdecydowany. Zaskoczony na początku, stopniowo pogłębił pocałunek, trzymając ją lekko w ramionach. To nie był rodzaj pocałunku, który powoduje, że fajerwerki gasną w twoich oczach. Ten pocałunek był czysty i prosty. To było kocham cię powiedziane bez słów, bo nie potrafił wyrazić tego słowami. A niektóre rzeczy są tak piękne, tak ważne, że nie powinny być zanieczyszczone zwyczajnymi słowami.

♥ ♥ ♥ ♥

Kiedy Hermiona obudziła się następnego ranka, pierwszą rzeczą, jaką poczuła było ciepło. Uzmysłowiła sobie także, że źródłem ciepła jest Draco, jest w dormitorium Slytherinu i już jest poranek.
Na jej ustach błąkał się mały uśmieszek. Co ludzie pomyślą! Hermiona Granger, idealna uczennica, przestrzegająca wszystkich zasad… Zacisnęła mocno oczy, rozkoszując się chwilą.
- Dobry - powiedział głos do jej ucha, lekko rozbawiony. - Dobrze spałaś?
Otworzyła oczy, spoglądając na szare Draco. Błyszczały w nich figlarne iskierki. - Oczywiście - odpowiedziała.
Leżeli tak przez kilka minut, nie odzywając się, bo nie było nic, co należało powiedzieć. Wszystko co istniało, nie miało dla nich znaczenia. Liczył się tylko ten idealny moment.
- Powinnaś iść - powiedział Draco niechętnie.
- Muszę?
- Czy raczej wolisz poczekać, aż znajdzie nas jakiś Ślizgon?
- Nie - westchnęła. - Masz rację, powinnam iść.
Usiadła, biorąc pelerynę niewidkę spod poduszki, gdzie włożyła ją wczoraj w nocy.
- Zobaczymy się na eliksirach - powiedziała, wstając i narzucając płaszcz na ramiona. Jej głowa unosiła się w powietrzu. Draco nawet nie mrugnął.
Czuła się trochę dziwnie, zostawiając go w taki sposób. To tak jakby coś cofnąć albo niedopowiedzieć… Wciągnęła pelerynę na głowę, aby całkowicie zniknąć i rozsunęła zasłony. Kiedy miała zrobić krok do przodu, zatrzymała się.
Biorąc głęboki oddech, na pół szeptem powiedziała - Kocham cię.
Czując wdzięczność, że peleryna niewidka ukrywa jej rumieniec, odwróciła głowę w stronę Draco. Uśmiechał się, uśmiechem pełnym szczęścia.
- Też cię kocham - odpowiedział brzmiąc tak, jakby nigdy nie wypowiedział tych słów. Hermiona poczuła falę ciepła. Spontanicznie i niemal nie myśląc, schyliła się i pocałowała go w policzek, zanim niechętnie wyszła do wieży Gryffindoru.

♥ ♥ ♥ ♥

Światło słoneczne przebijające się przez wschodnie okna, zwiastowało zbliżające się lato. Świeciło na ściany wieży, ocieplając pomieszczenia.
Hermiona chodziła korytarzami jakby była w transie, ledwie zauważając światło słoneczne, które oświecało jej drogę. Zatrzymała się, aby zdjąć pelerynę niewidkę i stanęła naprzeciwko obrazu Grubej Damy.
- Ogień - mruknęła, po czym weszła do pokoju wspólnego. Wspinała się po schodach powoli. Otworzyła drzwi do swojego dormitorium i poczuła znajomy zapach. Jej myśli wciąż szalały, a w brzuchu szalały motyle.
- Hermiona! - krzyknęła Lavender, zauważając dziewczynę kiedy zamykała drzwi. - Gdzie byłaś?
Parvati podbiegła do niej, wciąż była ubrana w niebieską piżamę. - Martwiłyśmy się! Myślałyśmy, że znowu ktoś cię porwał, ale kiedy zapytałyśmy Harry’ego powiedział, że wie, gdzie poszłaś i że wszystko w porządku, ale nie chciał nam powiedzieć nic więcej. Byłyśmy bardzo zaniepokojone, ale uspokoił nas, że nie musimy się martwić.
Hermiona musiała się skoncentrować, bo trudno było wyłapać o co tak naprawdę chodzi Parvati. Dziewczyna zazwyczaj potrafiła paplać godzinami, szczególnie gdy była podekscytowana i zdenerwowana.
- Więc gdzie byłaś? - Lavender ponownie spytała.
Hermiona machnęła ręką, próbując znaleźć odpowiednie słowa. - Och, po prostu…
- Czekaj, nie mów mi. To spojrzenie w twoich oczach, jesteś taka roztargniona i rozmarzona - powiedziała blondynka.
- Tak sądzisz? - zapytała Parvati z powątpiewaniem. - Nigdy nie myślałam, że ona jest taka… jest bardziej molem książkowym. Bez obrazy Hermiono, ale taka jesteś.
- Czy możecie wyjaśnić do czego zmierzacie?
- Chłopcy - odpowiedziały jednocześnie. Hermiona poczuła, że się rumieni. Czy tak łatwo można odczytać jej emocje?
- Cóż, prawda jest taka, że… - zaczęła, ale przerwał jej pisk dziewcząt.
- Oh wow! Hermiono! - Lavender z wrażenia rzuciła jej się na szyję.
Hermiona poczuła, że się dusi.
- Kto jest tym szczęściarzem? - Parvati chciała wiedzieć.
Hermiona poczuła, że coraz bardziej się czerwieni. Jak zareagują?
- No cóż… - patrzyła na twarze dziewcząt oczekujących w napięciu. - To Draco.
- Draco! - krzyknęły jednocześnie, brzmiąc jak nadpobudliwe echo.
- Nie mówisz poważnie? Draco Malfoy?
Hermiona skinęła głową w milczeniu.
- O mój Boże! - powiedziała z niedowierzaniem Parvati, siadając na najbliższym łóżku. Hermiona przełknęła ślinę. Czy odtrącą ją za kochanie Ślizgona?
- Jesteś bez wątpienia - zaczęła Lavender - najszczęśliwszą dziewczyną w całym Hogwarcie!
- Po prostu spójrz na niego!
- Te srebrne włosy!
- Jego oczy są cudowne!
Hermiona przestała czuć ulgę i zaczęła się irytować. W końcu mówią o jej nowym chłopaku.
- Więc, Hermiono - zaczęła Parvati, kładąc rękę na jej ramiona. - Podstawowe pytanie: czy dobrze całuje?

♥ ♥ ♥ ♥

Południowe słońce było wysoko nad jeziorem. Drzewa były pełne świeżych zielonych liści, które dawały schronienie różnym zwierzętom - magicznym jak i nie-magicznym - żyjącym na terenie Hogwartu.
Draco też cieszył się z cienia. Usiadł na skraju jeziora, na skalistym brzegu ukrytym między kępami drzew. Drzewa były dla niego ochroną przed słońcem ale także przed szkołą. Gdy spoglądał wysoko, nie widział jedynie Wieżę Astronomiczną.
Tyle rzeczy wydarzyło się w ciągu ostatnich dni. Wielu z nich się nie spodziewał. Atak śmierciożerców, a potem sytuacja z Hermioną. Kiedy powiedziała mu że wie, lodowata ręka znów chwyciła go za serce, jakby klątwa Glacios powróciła ze zdwojoną siłą. Myślał, że nigdy nie mogłaby go pokochać, pomyślał, że przyszła aby mu powiedzieć - uprzejmie w swoim stylu - że go nie kocha. Ale nie zrobiła tego. Kochała go.
Wieści rozeszły się jak ogień i cała szkoła huczała od plotek. Ale, o dziwo, nikt nie był zły. Ślizgonów ciekawił związek Malfoya z dziewczyną mugolskiego pochodzenia, ale mruknął coś niejasno o tajnych planach i dominacji nad światem i zostawili go w spokoju. Taka taktyka zawsze sprawdzała się wśród Ślizgonów. Mógłby podpalić szkołę, a oni nadal by się nie wtrącali, uważając, że to część misternego planu.
Większość Gryfonów przyjęła to dobrze, podobnie jak Puchoni i Krukoni. Domyślał się, że Weasley - Ron - nie jest zbyt szczęśliwy. Hermiona powiedziała, że Ron był przeciwko ich związkowi, ale ona z Harrym pracują nad nim.
Pomyślał o powodzie, dlaczego tu przyszedł. W jednej ręce trzymał Malus Orbis. Tak, zapewniała mu ochronę. Ale to przedmiot ciemności. Czy to dobry sposób ochrony?
Kłamstwa z jego dzieciństwa skończyły się. Po raz pierwszy Draco wiedział co jest dobre a co złe. Może było by lepiej, gdyby zatrzymał kulę. Może uratowałaby mu życie. Ale czy to właściwe? Pożądał jej, odkąd poznał jej moc. Dzięki niej mógł uniknąć większości zabójczych zaklęć! Ochrona.
To przedmiot ciemności. Nie chciał mieć nic wspólnego z ciemnością, ojcem i Voldemortem. To go chroniło, tak, ale nie za cenę pozbawienia moralności. Większość ludzi, którzy znaleźliby taką kulę, nie pozwoliliby, aby trafiła w niepowołane ręce. Powinna być bezpieczna.
Wstając, Draco przekręcił kulę. Pojedynczy włos leżał wewnątrz. Obrócił kulę do góry nogami, pozwalając, aby włos uniósł się na wietrze. Następnie zamknął szczelnie i rzucił najdalej jak mógł na środek jeziora.
Wylądowała z głośnym odgłosem, strasząc ptaki na drzewach. Przez chwilę Draco poczuł żal. Spokój tego miejsca zawsze uświadamiał mu, ze zło czai się pod wodą. Ale czy życie w taki sposób ma sens? Zawsze zło czaiło się za rogiem. Trzeba czekać i obserwować.
Draco patrzył na zmarszczki na wodzie, rozkładające się w pierścienie. Obserwował je, dopóki nie dotarły do brzegu, po czym odwrócił się i poszedł w kierunku zamku.

_______

W tym momencie mogłabym napisać wyczekiwane przez Was słowo Koniec jednak nie zrobię tego, ponieważ ta historia jeszcze się nie skończyła :) Cyropi zrobiła nam wszystkim bardzo miłą niespodziankę i napisała kontynuację Ognia i Lodu. Zaskoczeni? Mam nadzieję, że tak ;) Kontynuacja nosi tytuł Ciemność i Światło i jednym z głównych bohaterów będzie niezbyt lubiany Lucjusz Malfoy. Więcej informacji o kontynuacji przeczytacie tu. Tak jak mówiłam szybko nie zakończę tej historii ;)
Korzystając z okazji chciałabym podziękować wszystkim, którzy komentowali rozdziały, a także tym, którzy wchodzili na mojego bloga. To dla mnie bardzo miłe. Nie przypuszczałam, że moja historia tak Wam się spodoba :)
Jakie wrażenia po rozdziale? Mam nadzieję, że nie zawiodłam oczekiwań. Opinie mile widziane :) W następnym tygodniu rozpoczynamy przygodę z Ciemnością i Światłem. Mam nadzieję, że będzie równie popularna jak Ogień i Lód.
To by było na tyle. Enjoy!


piątek, 8 stycznia 2016

Rozdział 13: Wygrawerowana Nienawiść

Ktoś krzyknął, przerywając napięcie grozy, które ogarnęło nauczycieli i uczniów. Te dzieci, które były najbliżej drzwi, skierowały się w ich kierunku, ale zaklęcie jednego z zamaskowanych Śmierciożerców odcięło im drogę ucieczki.
Zapanował chaos. Wielka Sala była pełna krzyków i błysków światła. Hermiona wstała szybko, ale ławka, w której siedziała przewróciła się nagle i runęła na kolana. Co się działo? Jak…? Otworzyła oczy, aby zobaczyć swój tornister i różdżkę wypadającą z kieszeni. Chwyciła ją mocno i wstała.
- Harry? Ron? - krzyknęła, ale zgubili się w chaosie. Ogarnął ją strach. Co jeśli są ranni? Leżą gdzieś ranni? Umierający? Co jeśli nie żyją? Co jeśli…?
Ale nie było czasu na strach. Po jej prawej stronie stał Śmierciożerca, który swoją różdżką wskazywał Puchonkę z pierwszego roku.
- Petrificus Totalus! - krzyknęła i mężczyzna runął na podłogę. - Biegnij! - nakazała przerażonej dziewczynie i ruszyła do walki ze sługami Voldemorta. Mieszanina nienawiści i adrenaliny pulsowała w jej żyłach. Za nią, druga zamaskowana postać budziła nieprzytomnego partnera przeciwzaklęciem.
Hermiona zauważyła, że wbrew wszystkiemu co dzieje się wokół, Hogwart wygrywał. Śmierciożercy znali wiele zaklęć, ale nie mieli przewagi liczebnej. Nie docenili Hogwartu. Nie przypuszczali, że uczniowie będą walczyć. Na jej twarzy pojawił się ponury uśmiech i ruszyła w wir walki.
Wokół niej latały zaklęcia i przeciwzaklęcia. Rzuciła Stupefy! w Śmierciożercę, uwalniając jego ofiarę od klątwy Cruciatus. Rozejrzała się za przyjaciółmi. - Harry? Ron? - krzyknęła - Draco? Lavender? Parvati? Najbardziej martwiła się o Harry’ego - jego w szczególności Voldemort chciał zabić. Ale teraz zdała sobie sprawę, że Draco także może być w wielkim niebezpieczeństwie. Czy jego ojciec nie będzie próbował go zabić? - Harry? Draco? - krzyknęła znowu. Ale nie widziała żadnego z nich. Ze złością rzuciła zaklęciem w Śmierciożercę i pobiegła dalej.
Minutę później zobaczyła Draco. Był oparty o ścianę, na altanie, tak że nie było go widać, chyba że patrzyło się pod kątem prostym. Patrzyła, jak niemal leniwie machnął różdżką i Śmierciożerca spadł na podłogę. Wyglądał, jakby dobrze się bawił. Typowy Draco. Uśmiechnęła się do siebie i przyśpieszyła. Jego oczy zaświeciły się, kiedy ją rozpoznał.
- Hermiona - powiedział. - W porządku? Przesunął się w bok, aby mogła się ukryć. Odwrócił się do niej, światło za nim świeciło przez jego posrebrzane włosy i cieniowaną twarz.
- Czuję się dobrze - zapewniła. - A ty? Wiesz jak Śmierciożercy się tu dostali? Widziałeś Harry’ego lub Rona? Czy z nimi w porządku?
Altana była większa niż się wydawało, mogłaby służyć za mały pokój, gdyby dodano drzwi. Nagle przypomniała sobie Historię Hogwartu, gdzie pisało, że takie altany są z każdej strony Wielkiej Sali. Powszechnie służyły do ukrywania tajemnych przejść w zamku. Jedno było pewne - to było świetne miejsce do ukrycia się i atakowania przeciwników.
Draco spojrzał lekko zirytowany. - Widziałem ich minutę temu, wyglądali dobrze, więc nie panikuj. Jeśli chodzi o Śmierciożerców, to nie wiem. Musieli złamać zaklęcia powstrzymujące teleportację.
Stali razem kilka minut, ukryci we wnęce i rzucali zaklęcia na każdego, kto znalazł się wystarczająco blisko. Wielu Śmierciożerców zostało oszołomionych ich zaklęciami. Niestety słudzy Czarnego Pana znali zaklęcie Enervate, które szybko budziło nieprzytomnych towarzyszy i atakowali z coraz większą zawziętością.
- Żałuję, że nie wziąłem… - zaczął Draco, ale nagle się zatrzymał.
- Czego nie wziąłeś?
- Och, nic takiego - powiedział. Hermiona wiedziała, że to zdecydowanie coś ważnego, ale on nie chciał jej powiedzieć. - Tylko… coś, co może cię ochronić, ale tylko wtedy, gdy trzymasz to w ręce - wyjaśnił.
Hermiona postanowiła przyjąć to za odpowiedź, wiedząc, że było bardzo mało prawdopodobne, że Draco powie jej dokładniej o co chodzi.
Ale wtedy usłyszała inny głos, podobny do Dracona, ale mroczniejszy i straszniejszy. Draco odwrócił się gwałtownie. Tuż przy drzwiach ich altany stał Lucjusz Malfoy.
Podniósł różdżkę, tak samo leniwie jak Draco, gdy atakował Śmierciożerców parę minut temu. Zanim zdążyła zareagować, rozbroił ją. Patrzyła smutno za swoją różdżką w rękach Lucjusza. Mogła jedynie polegać na Draco…
- Synu - powiedział mężczyzna, głosem, w którym nie było pogardy i obrzydzenia, a jedynie proste potwierdzenie rzeczywistości.
- Ojcze - oznajmił Draco ostrożnie. Zauważyła, że mocniej zacisnął różdżkę, jego palce były niemal białe.
Lucjusz zaśmiał się, robiąc krok do altany. Draco cofnął się, jak najdalej od niego. - Muszę przyznać, że moja pierwsza reakcja na temat twojej małej… przygody… była taka, że zbuntowałeś się przeciwko naszej stronie. - Jego głos był zimny i okrutny. - Ale potem zrozumiałem twój ukryty motyw. - Hermiona zmarszczyła brwi. Ukryty motyw? - Muszę pogratulować ci przebiegłości Draco. Czarny Pan będzie miłosierny. Teraz chodź ze mną i walcz po naszej stronie. Zwycięskiej stronie.
Wyciągnął rękę w kierunku swego syna. Hermiona przypomniała sobie moment z pierwszego roku kiedy Draco dokładnie w taki sam sposób próbował przeciągnąć Harry’ego na złą stronę. Chłopcy byli tak różni, brunet i blondyn, miły i okrutny.
Ale wszystko się zmieniło. Dwóch mężczyzn naprzeciwko niej wyglądało niemal identycznie. Obaj bladzi z identycznym kolorem włosów i oczu. Ale była między nimi różnica. Oczy Lucjusza były takie same jak Dracona, takie jak kilka tygodni temu, gdy spojrzała w oczy chłopaka - zimne jak lód. Jednak oczy Draco zmieniły się od tamtego czasu. Mimo, że ich nie widziała, wiedziała jak wyglądają. Było w nich więcej ciepła i chłopak był łagodniejszy. Opuszczona dłoń Draco drgała przy jego boku. Nie rób tego - pomyślała. - Nie podawaj mu jej…
Cofnął się. - Myślę, że będę walczył po stronie szkoły, ale dzięki. - Podniósł różdżkę, ale Lucjusz był szybszy. Różdżka Draco znalazła się w ręce Lucjusza. Hermionie zrobiło się niedobrze ze strachu. Co teraz?
- To było głupie - powiedział Lucjusz szeptem. Machnął różdżką i Draco przeleciał w powietrzu, po czym upadł boleśnie na ścianę i zsunął się na podłogę. Hermiona westchnęła, chciała pomóc chłopakowi, ale bała się poruszyć. Jej jęk przyciągnął uwagę Lucjusza.
- Oczywiście. Szlama. - Zmrużył oczy, podniósł różdżkę i zanim dziewczyna zdążyła zareagować, poczuła ból wywołany klątwą Cruciatus. Słabo pamiętała to uczucie z porwania, jednak wspomnienia a rzeczywistość to dwie różne rzeczy. Poczuła ból, jakby płonących noży przecinających jej ciało. To bolało, bardzo bolało. Chciała, żeby przestał.
Usłyszała niski, spokojny głos. - Zostaw ją w spokoju.
Ból zniknął. Otworzyła oczy i zobaczyła Draco, który leżał na podłodze tam gdzie spadł, próbując się podnieść. Oczy Lucjusza zwęziły się, kiedy spojrzał na syna.
- Troska sprawia, że jesteś słaby. - Syknął i rzucił nim o kolejną ścianę. Ledwie spadł na podłogę, a znów został wyrzucony w powietrze, tym razem przeleciał blisko Hermiony. Upadł prawie na dziewczynę i ta odruchowo go złapała.
Lucjusz rzucił im mordercze spojrzenie. - Więc mój syn zadaje się ze szlamami i wielbicielami mugoli. - Splunął. - Crucio! - Hermiona skrzywiła się, spodziewając się, że kolejna klątwa jest skierowana na nią, ale była dla Draco, którego twarz wykrzywiła się z bólu. Nie krzyczał.
Zacisnęła rękę wokół chłopaka. Jego twarz wykrzywiała się z tak silnego bólu, że nie umiał tego ukryć. Bolał ją ten widok. Wyglądał tak niewinnie, tak młodo jak cierpiał. Ale musiała na to patrzeć, bo gdyby nie to, musiałaby spojrzeć w oczy jego ojca, przepełnione nienawiścią. Chciała to zapamiętać. Co potrafił robić własnemu synowi… jak go torturował. Chciała zapamiętać dokładnie wyraz twarzy Draco, tak dokładnie, jak pamiętała zło Śmierciożerców. I patrzyła, grawerując jego twarz w swoim umyśle, mimo, że rozdzierało to jej serce.
Minuty mijały i złość została zastąpiona zmartwieniami. Długie użycie klątwy Cruciatus może spowodować szaleństwo, a nawet śmierć. Ile jeszcze Draco jej w stanie znieść?
- Zabijesz go - powiedziała, patrząc po raz pierwszy w kierunku Lucjusza. Jej głos, zaskakujący nawet dla jego właścicielki był pełen bólu i nienawiści, przerwał subtelną ciszę, która zapanowała w altanie. Milczenie łączyło się z płaczem i krzykami z zewnątrz, a także westchnieniami bólu, których Draco nie był w stanie stłumić.
- Wiem, kiedy przestać - powiedział Lucjusz spokojnie. - Jednakże, twoja troska jest… wzruszająca. - Splunął, z wyrazem w oczach, który mówił jej, że wcale tak nie myśli. Skuliła się z dala od niego, odwracając głowę do Draco. No dalej, Draco. Dasz radę. Nie poddawaj się. Była zaskoczona, gdy poczuła łzę spływającą po jej policzku. Otarła ją szybko, zanim Lucjusz mógłby ją zobaczyć.
Wydawało się, że w altanie zapanowała ciemność. Draco pół leżąc w jej ramionach, cierpiał atakowany Cruciatusem. A potem wieczność się skończyła i chłopak został uwolniony z bólu. Jego oddech był szybki i płytki. Zamrugał oczami i otworzył je. Dziewczyna uśmiechnęła się z ulgą. Jej oczy były pełne troski, a on powoli wracał do siebie. Wydawało się, że mówi Już w porządku. Dam radę.
Lucjusz stał, obserwując ich zmrużonymi oczami. Draco spojrzał w jego kierunku, marszcząc brwi i spróbował usiąść. Oparł się o kamienną ścianę.
- Chciałbym zaprosić twoją szlamowatą przyjaciółkę na kolejne sesje tortur do Malfoy Manor - zaczął uśmiechając się złośliwie - ale obawiam się, że nie mamy na to czasu. Pożegnaj się Draco. - Uniósł różdżkę, jego oczy błyszczały złem. - Avada…
To co stało się w tym momencie, nigdy nie było jasne dla Hermiony. Ale kiedy otworzyła oczy, zauważyła Draco na pół klęczącego między nią a swoim ojcem, na linii zaklęcia uśmiercającego. Dyszała z szoku, a kiedy zrozumiała, że żyje, obejrzała się przez ramię.
Lucjusz leżał nieprzytomny na podłodze, a w drzwiach stała znajoma ruda postać.
- Ron! - powiedział jej głos, dziwnie wysoki i niestabilny. - Uratowałeś nas!
Wbiegł do środka i uklęknął obok niej. - W porządku?
- Ja… ja czuję się dobrze. - Utkwiła wzrok w Draco, który spojrzał na nią dziwnie zdrętwiałymi oczami. Wyglądał tak, jakby nie rozumiał co się dzieje. Był bardzo blady.
- Draco? - zapytała.
- Ja… - zaczął, ale nagle zachwiał się w miejscu. Wyciągnął rękę, żeby nie stracić równowagi. - Ja… - Prawie z wdziękiem, upadł na podłogę. Hermiona zdążyła złapać go za głowę, zanim uderzył w kamień.
Ron spojrzał na nią pytająco. - Cruciatus. - powiedziała niskim głosem. Ron skinął głową, a Hermiona delikatnie wciągnęła głowę Draco na kolana. - Co teraz? - zapytała cicho.
- Uczniowie pierwszego i drugiego roku pilnują nieprzytomnych Śmierciożerców. Wezmę go tam - powiedział Ron, rzucając spojrzenie pełne nienawiści w stronę Lucjusza.
- Dobrze. Ale wyjmij nasze różdżki z jego kieszeni. Zostanę tu z Draco i będę atakować każdego, kto będzie stał zbyt blisko. - Posłała mu smutny uśmiech.
- Jesteś pewna? - powiedział Ron niepewnie. Był zmartwiony. - Byłoby lepiej, gdybyś wyszła i walczyła na zewnątrz…
- Nie mogę go zostawić samego. Nie martw się, dam sobie radę.
Ron lewitował nieprzytomnego ojca Draco i podał Hermionie różdżki. Wyszedł, ledwo dając jej czas na - Dziękuję!
Dziewczyna przesunęła się bliżej wejścia, ostrożnie, tak aby nie zranić Draco. Mimo nieprzytomności, wyglądał na zmartwionego. Jego srebrne włosy spadały na twarz. Delikatnie je odsunęła. Jego skóra była miękka, a włosy lekkie jak piórko. Na jego włosach były krople krwi.
Westchnęła i wyjrzała na zewnątrz. Wyglądało na to, że szkoła wygrywa. Nie widziała, żadnych cierpiących uczniów na podłodze. To były ciężkie chwile dla Śmierciożerców, którzy mieli problemy z zachowaniem przytomności i z prawidłowym rzucaniem zaklęciami. Kiedy tak patrzyła, zdała sobie sprawę, że szkoła wygrywa, bo wszyscy współpracują. Ślizgoni mieli bardzo sprytne pomysły na łapanie Śmierciożerców. Hermiona założyła, że to oni wymyślili, żeby uczniowie pierwszego i drugiego roku pilnowali nieprzytomnych Śmierciożerców. Krukoni wykorzystywali swoją inteligencję w planowaniu, zwłaszcza w momentach gdy coś szło nie tak jak powinno. Zawsze mieli w zanadrzu jakieś mądre zaklęcie. Puchoni i Gryfoni lojalnie i dzielnie walczyli dla szkoły, zawsze gotowi do podejmowania ryzyka, realizowali wymyślone plany. A kiedy coś nie wychodziło, byli tymi, którzy stali na linii ognia i atakowali zawzięcie. Nauczyciele biegali, pomagając gdy coś szło nie tak i walczyli tak mocno, jak tylko mogli. I to działało. Razem, byli znacznie groźniejszym przeciwnikiem niż gdyby każdy dom walczył osobno.
Walka trwała jeszcze około dziesięciu minut, Hermiona oszołomiła przyzwoitą liczbę Śmierciożerców, zanim Draco się obudził.
- Dobrze się czujesz? - zapytała.
- Tak myślę - odpowiedział. Próbował wstać, ale jego ręka zdrętwiała i opadł na kolana. - Najwyraźniej nie. - Musiała wyglądać na zmartwioną, bo dodał - Ale nie martw się, będzie dobrze. Muszę trochę odpocząć. A z tobą w porządku?
- Czuję się dobrze - powiedziała z uśmiechem.
Minuty mijały, a obserwowali szaloną walkę. Hermiona co jakiś czas rzucała zaklęcia w Śmierciożerców.
- Gdzie jest moja różdżka? - zapytał Draco. Dała mu ją, obserwując, jak jego ręka robi się sztywna.
Usiadł elegancko, mimo siniaków i skaleczeń od ścian oraz tępego bólu w kościach, będącego pozostałością po Cruciatusie. Hermiona uśmiechnęła się do siebie, ciesząc się, że Draco pozostał taki sam jak wcześniej. Usiedli koło siebie, robiąc co tylko się dało, aby Hogwart wygrał walkę. Kiedy rozmawiali, mówili spokojnymi głosami.
- Wiesz… to z twoim ojcem? Kiedy próbował mnie zabić, a ty…
- Tak?
- To było bardzo odważne.
- Odważne? To był bardziej… odruch.
- Nadal uważam, że to było odważne.
Bitwa trwała, kolorowe zaklęcia latały w powietrzu. Śmierciożercy powoli się poddawali. Zostało czternastu… trzynastu… jedenastu. Stało się oczywiste, że słudzy Voldemorta nie wygrają, a ta świadomość sprawiała, że uczniowie walczyli z większą determinacją. A potem, tak nagle jak przybyli, każdy ze Śmierciożerców zniknął.
Wygrali.
Wielka Sala milczała, dopóki wszyscy nie zdali sobie sprawy, co się stało. A potem wszyscy zaczęli krzyczeć na raz. Uśmiechy, krzyki i radosny śmiech było słychać wszędzie.
Hermiona i Draco wyszli razem z altany, torując sobie drogę przez tłum, który teraz był jeszcze bardziej chaotyczny niż podczas walki. Na szczęście Harry i Ron ich zobaczyli i podbiegli do nich.
- Hermiona, jesteś cała!
- Mówiłem ci, że z nią dobrze…
- Martwiłem się po tym jak Ron powiedział mi co się stało!
Nie mieli szansy na rozmowy, ponieważ Dumbledore stanął na jednej z ławek i uciszył tłum jednym gestem.
- Po pierwsze muszę zapytać, czy ktoś został poważnie ranny albo martwy? - zapytał, patrząc poważnie. Hermiona spojrzała na Draco, zastanawiając się, czy chce iść do skrzydła szpitalnego, ale delikatnie dał jej do zrozumienia, że nie chce.
Nikt się nie odezwał i Dumbledore uśmiechnął się szeroko. - Dobrze. Dzisiejszy dzień, jak wszyscy wiemy, jest nie tylko sprawdzianem naszej magii i inteligencji, ale także naszej jedności i współpracy. Nie udałoby nam się wygrać, gdyby nie to, że potrafiliście odłożyć na bok różnice w trosce o Hogwart i walczyć ramię w ramię z tymi, którzy kiedyś byli naszymi wrogami. - Hermiona mogłaby przysiąc, że w tym momencie dyrektor spojrzał na nią.
- Przypominam wam wszystkim, Gryfoni i Ślizgoni, Puchoni i Krukoni, że jesteście przede wszystkim uczniami Hogwartu, a ci którzy sobie wzajemnie nie pomagali, prawdopodobnie nie przetrwali. - Uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Jestem pewien, że teraz wszyscy chcecie się zrelaksować. Dlatego dzisiejszy dzień jest wolny od zajęć. Wracajcie do swoich pokoi wspólnych. Pani Pomfrey, jeśli byłabyś taka miła i odwiedziła każdy z pokoi wspólnych, aby upewnić się, czy rzeczywiście nie ma żadnych urazów?
Uczniowie śmiali się od ucha do ucha, a potem wylewali się przez drzwi Wielkiej Sali niczym powódź. Dumbledore wraz z nauczycielami rozmawiali o powolnym procesie przywrócenia szkoły do porządku. Wielka Sala była w tragicznym stanie, a oddziały teleportacyjne trzeba przebudować.
- Myślisz, że dasz radę samodzielnie wrócić do pokoju wspólnego Ślizgonów? - zapytała Hermiona Draco, wiedząc, że pewnie martwi się niepotrzebnie.
- Poradzę sobie - zapewnił.
Ktoś, kto brzmiał podejrzanie jak Fred Weasley krzyknął - Impreza w pokoju wspólnym Gryfonów!
Draco uśmiechnął się do niej. - Idź się bawić. Dam sobie radę.
Hermiona spojrzała wątpliwie, ale odwróciła się i wyszła razem z Ronem i Harrym. Czuła wewnętrzny smutek. Kiedy dotarła do drzwi, odwróciła się i posłała mu promienny uśmiech.
On także się uśmiechnął i powoli ruszył do swojego pokoju wspólnego.
__________

Witajcie :) Tak jak obiecałam, 13 rozdział pojawił się na blogu jeszcze przed weekendem. To wszystko dzięki Wam. Dziękuję za każdy komentarz i wyświetlenia. Jak wrażenia po rozdziale? To chyba najbardziej emocjonująca część z tych które opublikowałam. Mam nadzieję, że się podoba ;) Oczywiście zachęcam do komentowania. W przyszłym tygodniu obiecana niespodzianka :D No nic, nie będę przedłużać. Enjoy!


piątek, 18 grudnia 2015

Rozdział 9: Rewelacje

Było ciepło. Było ciepło i przytulnie. Było ciepło, przytulnie i miękko.
Draco nie zamierzał wstać z łóżka w najbliższym czasie.
Ale znajomy głos wdarł się w jego myśli i w pełni go obudził.
— Draco?
Otworzył jedno oko, aby zobaczyć Hermionę na sąsiednim łóżku.
— Hmm? — sennie zamknął oczy.
— Co się stało? — zapytała tonem, używanym podczas leczenia. — Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, jest to, że Ron i Harry przybyli mnie uratować… ty też tam byłeś… co się stało?
Draco mocniej owinął się kocem. Nie lubił poranków i lepiej było się wtedy do niego nie zbliżać.
— To długa historia — wymamrotał.
— Mamy czas.
Draco westchnął i niechętnie otworzył oczy.
— Ja i Potter mieliśmy sen o twoim porwaniu, wyruszyliśmy, aby cię uratować przy pomocy sieci Fiuu, uwolniliśmy cię i byliśmy ścigani przez śmierciożerców, uciekliśmy na miotłach, znowu ścigali nas śmierciożercy, a potem wróciliśmy tutaj.
— Wydaje się, że to niezbyt długa historia — zauważyła Hermiona.
— Pominąłem kilka drobniejszych szczegółów.
— Czekaj — powiedziała ostrożnie. — Uciekliście na miotłach?
Draco skinął głową i próbował ponownie zapaść w drzemkę.
— Uciekaliście na miotłach ze mną nieprzytomną. — Jej głos był zaniepokojony. — Kto się mną opiekował i jak się upewnił, że nie spadnę?
— Cóż, najpierw zajął się tobą Potter, ale potem cię upuścił.
— On CO? — krzyknęła, siadając na łóżku.
— Ale ja ciebie złapałem. — dodał szybko.
Hermiona położyła się blada na twarzy.
— Harry mnie upuścił.
— Eee… tak.
— I ty mnie złapałeś?
— Tak.
Zapadła cisza. Hermiona wyglądała na przestraszoną i Draco pomyślał, że pewnie myśli o „strasznym zagrożeniu” jakim było transportowanie jej na miotle. Podjęcie ryzyka było prawdopodobnie bezpieczniejsze od pozostania w rezydencji pełnej śmierciożerców. I został wyleczony z klątwy Glacios.
— Pamiętasz, jak powiedziałem ci o klątwie Glacios? — zaczął, kuszony przez uczucie, że ona pewnie też chciałaby o tym wiedzieć.
Hermiona zaczęła mówić szybko i z podnieceniem:
— Och! Ostatniej nocy znalazłam w bibliotece książkę, w której było o niej napisane, ale nie zdążyłam przeczytać, bo biblioteka została zamknięta, zanim mogłam to zrobić. Ale możemy tam iść i przeczytać, jestem pewna, że jest na to lekarstwo…
— Jestem wyleczony — przerwał. Usiadł na łóżku, spoglądając na Hermionę. Była blada i za mała na łóżko, w którym leżała. Ale jej oczy ożywiły się, tańczyły w nich brązowe iskierki.
— Co? — spojrzała szybko na niego, jej oczy były pełne zdziwienia.
— Kiedy złapałem cię w nocy. To po prostu… — zamilkł.
— Och.
— Ale ja nadal nie wiem, dlaczego to mnie wyleczyło.
Hermiona uśmiechnęła się.
— Cóż, możemy iść, wziąć książkę, poszukać i się dowiedzieć!
Jej oczy zalśniły na chwilę. Draco zastanawiał się, o czym myśli. Prawdopodobnie rozkoszuje się pomysłem rozwiązania zagadki — pomyślał. Hermiona właśnie taka była, pełna energii do rozwiązywania problemów i uczenia się nowych rzeczy.
Jego myśli przerwało wejście pani Pomfrey.
— Ach, obudziłaś się. Zdawało mi się, że słyszę twój głos. — Podeszła rozpromieniona do Hermiony. — Jak się czujesz dzisiaj, kochanie? — zapytała.
— Dobrze, dziękuję.
— Twoi przyjaciele będą szczęśliwi, byli tu już dwa razy i patrzyli na ciebie. — Krzątała się wokół zbierając buteleczki po eliksirach i cały czas mówiła o niebezpieczeństwie, zagrożeniu i śmierciożercach.
Rozległo się pukanie do drzwi i pani Pomfrey poszła je otworzyć. W progu stali Ron i Harry, patrzący z nadzieją.
— Czy Hermiona… — zaczął Ron, ale pani Pomfrey przerwała mu.
— Tak, obudziła się. — Twarze chłopców rozpromieniły się.
— Czy możemy ją zobaczyć? — zmarszczyła brwi. — Miała straszną noc… ale nie ma wielu obrażeń, jedynie kilka siniaków i skaleczeń, więc… — Gryfoni ożywili się. — Ale tylko na dziesięć minut i nie męczcie jej za bardzo.
Draco leżał na łóżku i słuchał, jak Harry i Ron opowiadają w najdrobniejszych szczegółach historię z zeszłej nocy. Nie ignorowali Draco, ale nic do niego nie mówili. Czasami spojrzeli na niego, zwłaszcza w momentach, gdy on był w centrum wydarzeń.
Po chwili przyszła pani Pomfrey i kazała im kończyć. Chłopcy wyszli niechętnie, obiecując, że jeszcze przyjdą. Dwoje pacjentów leżało w niezręcznej ciszy, krótko przerwaną przez Hermionę.
— Wiesz co to znaczy, że ktoś próbował cię zabić? I atakował cię Cruciatusem?
— Tak? — odpowiedział ostrożnie.
Zaskoczyła go następnym pytaniem:
— Co byś powiedział na to, że Harry i Ron nie wiedzą?
— Nic — odpowiedział, przybierając maskę zdziwienia. — Skąd ten pomysł?
— Obserwowałam cię kiedy mówili. Kiedy jest coś, co nie chcesz, aby ludzie wiedzieli, twoja twarz gaśnie. Jak maska.
Draco przerwał. Tak naprawdę nie chciał jej powiedzieć, co wie, ale było w niej coś takiego, co sprawiło, że chciał jej odpowiedzieć. Mógł jej zaufać. Nie potrafił przekonać do tego pomysłu, w końcu był Ślizgonem, wychowanym, aby nikomu nie ufać.
— Wiem kto to był i kto to zrobił — mówił obojętnym tonem. — Rozpoznałem jego głos. To był mój ojciec.
Hermiona wysapała:
— Twój ojciec? Twój ojciec próbował cię zabić?
Pani Pomfrey uratowała Draco od odpowiedzi, wychodząc ze swego biura, rozpromieniona jak zwykle. Podeszła do Draco.
— Więc, zjadłeś całą czekoladę? — zapytała.
— Tak. — odpowiedział.
— Cóż, jeśli czujesz się lepiej, możesz iść. Jeszcze zdążysz na śniadanie, jeśli jesteś głodny.
Draco skinął głową i odsunął pościel. Pani Pomfrey uśmiechnęła się szerzej do niego i wróciła do swojego biura wykonywać swoje normalne zadania. Draco ostrożnie wyjął Malus Orbis, ukrywając je przed wzrokiem Hermiony i schował go kieszeni. Hermiona powiedziała bardzo cicho:
— Ta książka, którą znalazłam. Nazywa się Mroczne Klątwy: Przewodnik. Znalazłam ją w dziale obrony przed czarną magią.
Draco w odpowiedzi skinął głową i opuścił skrzydło szpitalne, aby coś zjeść.


Przerwa śniadaniowa wydawała się najbezpieczniejszym czasem poza północą. Kilku Ślizgonów wracało do swojego pokoju wspólnego w porze obiadu, ale nikogo nie było podczas przerwy. I tak Draco stał samotnie przy palącym się jasnym ogniem kominku, wpatrując się w jego głębię. Fascynował go, wreszcie mógł poczuć ciepło płomieni, a nie tylko oglądać ich taniec. Chciał zanurzyć rękę w ogniu, aby zobaczyć, jak to jest czuć spalanie.
Zamiast tego, sięgnął do kieszeni i wyciągnął srebrną błyszczącą kulę. Wiele ryzykował, aby ją mieć — i Hermionę — ale opłaciło się. Podziwiał jej wzór, skręcający się w różnym kierunku, w zależności od kąta obracania. Mógł na to patrzeć bez końca.
Trzymał kulę mocno w dłoniach. Nagle kula rozłożyła się na dwie części, tworząc dwie wydrążone połówki. Wewnątrz jednej leżał jeden włos, podobny do włosów Dracona, ale jednak inny. Wyciągnął rękę i trzymając kulę nad płomieniem, wyrzucił zawartość w ogień. Poczuł nieprzyjemny zapach spalonych włosów ojca, ale nie przejmował się tym. Ostrożnie wyrwał jeden swój i bez mrugnięcia okiem, umieścił do w środku kuli. Połączył dwie połówki i zobaczył błysk światła.
Malus Orbis należał do niego.


Cała szkoła szeptała o dramatycznym porwaniu — i ratunku — które miało miejsce wczoraj w nocy. Ku wielkiej uldze Draco, mieszkańcy domu Slytherina mówili, że całą noc chorował i nikt nie podejrzewał prawdy. Nie chciał, żeby ktokolwiek wiedział, że brał udział w ratowaniu. Wielu członków jego domu nie pochwalałoby tego. I mimo tego, że nie miał tu dużo przyjaciół, był na tyle mądry, żeby nie poznać ich od złej strony.
Po obiedzie udał się do biblioteki, gdzie bez problemu znalazł szukaną książkę. Usiadł przy stole i zaczął przeglądać indeks klątw, ale nagle przestał. Zamknął jąi po chwili wyszedł na korytarz, udając się do skrzydła szpitalnego.
Korytarze były jeszcze pełne paplaniny. Powstawały nierealne teorie o tym, jak śmierciożercom udało się porwać dziewczynę — rozgryźli okręgi, ktoś w wieży Gryffindoru był śmierciożercą, Hermiona sama była śmierciożercą i uciekła, żeby przyłączyć się do towarzyszy, ale nie liczyła na to, że Harry i Ron będą ją „ratować”. Większość Gryfonów była zbyt „dobra”, zbyt „odważna” żeby dołączyć do Voldemorta. I Hermiona śmierciożercą? Nigdy! Hermiona była… zupełnie inną osobą. Hermiona śmierciożercą, to jakby włożyć kwadratowy kołek do okrągłego otworu. To nierealne.
Draco dotarł do skrzydła szpitalnego i pozwolono mu ją zobaczyć. Wyglądała na znudzoną, leżąc na łóżku i czekając, aż pozwolą jej stąd wyjść. Kiedy go zobaczyła, jej twarz się rozjaśniła i dziewczyna uśmiechnęła się promiennie. Draco był zaskoczony faktem, że sam się uśmiechnął i poczuł falę ciepła w swoim ciele.
— Cześć — powiedziała z uśmiechem.
Przywitał się i usiadł na jednym z krzeseł przy jej łóżku. Na stole leżało kila pudełek ze słodyczami i kilka zwiędłych kwiatów, pewnie zbieranych na błoniach. Spojrzał na nie z uniesionymi brwiami.
Podążyła za jego wzrokiem.
— Lavender i Parvati nie miały żadnych słodyczy, bo są na diecie, więc przyniosły mi kwiaty.
Draco przytaknął niewyraźnie.
— Mam książkę — powiedział.
— I co jest w niej napisane? — zapytała niecierpliwie.
— Jeszcze nie czytałem. — Wyjął książkę z torby.
— Więc otwórz ją! — brzmiała jak niecierpliwe dziecko w Boże Narodzenie. Nie mógł powstrzymać uśmiechu. Zazwyczaj się nie uśmiechał, ale Hermiona powodowała, że tego chciał.
Kartkował indeks i wkrótce znalazł odpowiednią stronę.
— Klątwa Glacios — czytał. — Wynaleziona w 1215 roku… sprawia, że poszkodowany czuje się, jakby zamarzał… Wydaje się, że atakuje tylko skórę i to jest bardzo silne złudzenie, które wyjaśnia, dlaczego nie umieram na zapalenie płuc albo coś podobnego.
Spojrzał na następną stronę i zatrzymał wzrok na górnym akapicie. A potem przeczytał go jeszcze raz, wolniej i z niedowierzaniem.

Jedynym lekarstwem na klątwę Glacios jest dotyk skóry, osoby, którą naprawdę kochasz…

____________________

Hej ;) Kolejny rozdział za nami. Jak się podoba? Końcówka brzmi jak z romantycznego filmu... no ale w sumie chyba można się było tego spodziewać ;) 
Już ponad 2800 wyświetleń i wiele komentarzy za które serdecznie dziękuję. Oczywiście mam nadzieję, że będzie ich więcej :)
Mój blog ostatnio bardzo się zmienił. A to za sprawą cudownego szablonu, za który bardzo jestem wdzięczna!
Nie będę zanudzać. Informacje o nowym rozdziale znajdziecie w Proroku Codziennym.
Enjoy!


poniedziałek, 14 grudnia 2015

Rozdział 8: Cuda w przestworzach

I tak, około pięć minut później, trio było gotowe do drogi. Harry trzymał mocno Hermionę, obejmując ją jedną ręką wokół tali, druga służyła jej za poduszkę, a dodatkowo trzymał nią miotłę.
Wystartowali przez okno w ciemną noc. Mimo że Draco nie czuł chłodnego powietrza wokół niego, po smaku i zapachu wiedział, iż to kolejna typowo zimowa marcowa noc. Księżyc w pełni świecił jasno, a wiejący wiatr szczypał ich w twarze. Na fioletowo-czarnym niebie migotały gwiazdy. To była idealna noc. Teraz, gdy byli poza rezydencją, wszystko wydawało się bezpieczne. Draco zabrał Malus Orbis, mieli żywą Hermionę i wracają do zamku.
Ron i Harry lecieli razem, by móc porozmawiać i jednocześnie przypilnować Hermiony. Draco leciał trochę dalej, ale mógł usłyszeć strzępki ich rozmów.
— Wiesz, porwali ją, aby mnie dorwać. To moja wina, że jest ranna.
— Oczywiście, że nie. Nie mogliśmy pomóc, bo oni nagle wymyślili ten zły plan i porwali ją. I nawet nie wiemy, dlaczego to zrobili.
— Jestem pewien, że zajęło im trochę czasu i wysiłku, dostanie się do Hogwartu, aby porwać jedną dziewczynę mugolskiego pochodzenia.
— Ale jeśli poświęci czas i wysiłek na dostanie się do Hogwartu, i chcieli ciebie, nie byłoby o wiele prościej, przyjść i porwać ciebie?
Harry westchnął z ulgą po tej myśli, dopóki Draco nie przemówił.
— W twoim dormitorium są okręgi. Nikt z Mrocznym Znakiem nie może tam wejść. — Harry był zaskoczony.
— Okręgi w moim dormitorium?
— Skąd wiesz?
— Mój ojciec jest śmierciożercą. Podsłuchałem to. — powiedział, obserwując ich miny. Jakby dotąd nie wiedzieli…
Harry zadrżał i zmienił temat:
— Jest zimno.
— Zamarzniemy — zauważył Ron.
Draco nie powiedział nic. Zawsze zamarzał i nie mógł powiedzieć, jak zimno było.
Lecieli w milczeniu, każdy zamyślony. Blondyn zastanawiał się, czy szybko się obudzi i okaże się, że to był sen. Nie wiedział, czy tego chciał, czy nie. Z jednej strony, miał Malus Orbis i żywą partnerkę na runy. Z drugiej strony, jego ojciec prawdopodobnie chciałby go zamordować najszybciej jak to możliwe. Dzisiejsza noc była inna, niezwykła i przerażająca, ale czuł radosne podniecenie z mieszanką szaleństwa i rozsądku w jednym. To zmieniło jego życie.
I miało zmienić się jeszcze bardziej.
Harry i Ron rozmawiali z ożywieniem, nawet się kłócili. Draco nie słuchał. Trzymał się mocno, zerkając przez ramię, bojąc się, że są śledzeni. Co, jeśli jeden ze śmierciożerców wyjrzał przez okno? Co, jeśli ich gonią? Co mogą zrobić, jeśli tamci mieliby szybsze miotły i znają klątwy ciemności? Mogą ich złapać i zabić jednego po drugim…
Był tak bardzo zamyślony, że nie wiedział dokładnie, jak Hermiona spadła.
— HERMIONA!
Głowa Draco odwróciła się w kierunku krzyku. Hermiona spadała, głową w dół. Jego serce zabiło mocniej.
Bez namysłu, zaczął nurkować. Szybciej, szybciej, prosił miotłę. Drzewa pędziły w górę, aby się z nim spotkać, jak śmiercionośne czarno-zielone kolce. Niewyraźnie widział, że Harry leci tuż za nim i nawiedziło go wspomnienie czasów, kiedy grali ze sobą w Quidditcha. Ale był skupiony wyłącznie na dziewczynie przed sobą, jej włosy rozwiewał wiatr, spadała ku śmierci.
Wyciągnął rękę najdalej jak mógł i chwycił ją za nadgarstek. Szarpnęło i zatrzymała się, a jej cały ciężar był zawieszony na ramieniu chłopaka. Doleciał drugi. I wtedy…
Fala czegoś rozprzestrzeniła się w jego ramieniu, zaczynając od nadgarstka, którym ją trzymał w śmiertelnym uścisku, pęczniała i rosła aż wypełniła go całkowicie. Zajęło mu chwilę, aby to rozpoznać. Ciepło. Znów był ciepły.
Jakoś, klątwa Glacios została zniszczona.
Harry zepsuł tę chwilę, zatrzymując się obok Draco, biały na twarzy.
— Czy z nią w porządku? — zapytał, z paniką w głosie.
— Nic jej nie jest, Potter, oprócz zrzucenia przez niekompetentnego głupca. — Draco wycedził automatycznie. Ostrożnie wciągnął Hermionę. Popatrzył z irytacją na twarz Pottera. Wyglądał jak winny.
Instynktownie wciągnął Hermionę na kolana, patrząc na Harry’ego i Rona, który podleciał w międzyczasie.
— Nie powierzyłbym wam nawet opieki nad gumochłonem — powiedział do nich, a potem usadził Hermionę wygodniej. — Zajmę się nią. — Odleciał, zanim zaczęliby się spierać.
Nie dyskutowali, ale Draco wyczuwał, że są oburzeni. Zignorował to i wrócił do swoich myśli. Jak klątwa została zniesiona? Co to spowodowało? Było tak wiele możliwych odpowiedzi, które spełniały kryteria. Ale to koniec. To niesamowite uczucie.
Zapomniał, jak ostre może być nocne powietrze, jak to jest czuć ciepło innej osoby. Spojrzał na Hermionę, nieprzytomną w jego ramionach. Musiał przyznać, że trudno było ją utrzymać, ale właśnie w tym momencie nie podda się, nawet gdyby dawali mu tysiąc galeonów. Część niego wiedziała, tak samo jak wiesz, że ogień się pali, a lód zamarza, że jego wyleczenie ma coś wspólnego z Hermioną. Ta noc zmieniła go całkowicie. Wcześniej był… zimny. Przyczyniła się do tego klątwa Glacios. Gdy patrzył na nieprzytomną dziewczynę w swoich ramionach, czuł wewnętrzne ciepło.
I był za to wdzięczny.
Głos Rona przerwał jego myśli.
— Nienawidzę siebie za to, że muszę to powiedzieć, ale spójrz za siebie.
Draco odwrócił się i zobaczył to, czego się obawiał. Kilkunastu śmierciożerców leciało za nimi.
Zaklęcia śmigały obok nich, znikając z ciemności nocy. Draco wyciągnął różdżkę. Pora walczyć.
Ale najpierw wskazał różdżką na siebie:
Funis. — Liny wyleciały z różdżki, okręcając się wokół niego i Hermiony w kilka pętli, zabezpieczających ich na miotle. Zawiązał mocniej przy kieszeni, w której miał Malus Orbis, chcąc mieć je przy sobie. Miał doświadczenie w klątwach ciemności i nie chciał ryzykować.
Lecieli w napiętej ciszy. Śmierciożercy byli zbyt daleko, aby atakować, ale zbliżali się w zastraszającym tempie. Gdy tylko się zbliżyli, zaczęli rzucać zaklęciami. Harry i Ron nie mogli zrobić więcej niż tylko blokować klątwy lub uchylać się od nich. Rzucali głównie Impedimenta i jemu podobne, które powodowały spowolnienie wroga na długo. Draco miał inne zmartwienia.
— Malfoy, używasz klątw ciemności? — Draco uśmiechnął się swoim najbardziej złośliwym uśmiechem, co wywołało oburzenie Harry’ego. — Nie ciemności. Mroczne, co najwyżej. — Zatrzymał się, aby to przetrawić. — Czy nigdy nie słyszałeś o walce ognia z ogniem?
Harry spojrzał wątpliwie, ale odwrócił się, robiąc unik od zaklęcia. Nagle, jak Święty Graal, zauważyli nikły kształt Hogwartu na horyzoncie. Draco oszacował, że jeszcze około pięciu minut i będą na miejscu i…
AVADA KEDAVRA!
Usłyszał znajomy głos, krzyczący zaklęcie uśmiercające. Draco ledwie zdążył spojrzeć przez ramię i już wiedział, że zaklęcie zmierza wprost na niego.
Odruchowo szarpnął miotłą, szybując tak szybko, jak tylko mógł, aby uniknąć śmierci. Wyczuł nieszkodliwy świst obok siebie. Ledwie usłyszał głos — Harry albo Ron, nie mógł powiedzieć — klął ze zdziwieniem. Jego serce waliło gwałtownie. Ten głos…
Nie miał czasu, żeby się zatrzymać, bo głos znowu przemówił, tym razem inaczej.
Crucio!
Draco uniknął znajomego zaklęcia. Mocniej objął nieprzytomną dziewczynę, którą się opiekował, z nadzieją, że liny nie zostaną przecięte.
Nie zdążył zrobić szybkiego uniku, a śmierciożercy rzucili kolejnego Cruciatusa. Poczuł ból i mimowolnie krzyknął, zagryzając wargę, aby się powstrzymać. Nie chciał krzyczeć… nie musi krzyczeć… nie może okazać słabości…
 Z dziwną zmianą perspektywy, poczuł, że świat obrócił się do góry nogami. Pomijając fakt, że był do góry nogami przywiązany linami do miotły. Upuścił różdżkę, czując, ze spada bardzo szybko. Poczuł piekący ból i zdał sobie sprawę, że jego ramiona troskliwie trzymają Hermionę. Nie chciał żeby cierpiała…
A potem ból zniknął.
— Dobrze się czujesz? — zapytał głos. Otworzył oczy i zobaczył Harry’ego.
— W porządku — odparł, kładąc ręce z powrotem na miotle i ustawiając się do pozycji pionowej. Dotknął wargę, w którą się ugryzł i poczuł ciepłą krew.
— Jesteśmy prawie na miejscu, nie poddawaj się — powiedział Ron, zerkając na nadal lecących śmierciożerców.
Wkrótce, wieże Hogwartu zmaterializowały się przed nimi. I kiedy stało się jasne, że chłopcy dotarli do Hogwartu przed śmierciożercami, słudzy Voldemorta wycofali się.
Harry i Ron krzyczeli i wiwatowali. Draco tylko się uśmiechnął. Byli bezpieczni. I jeśli jakiekolwiek szaleństwo będzie dziać się jutro, teraz jest bezpieczny.
Wlecieli przez okno w skrzydle szpitalnym, strasząc panią Pomfrey. Potem miały miejsce wszystkie zwykłe rzeczy po takich przygodach. Hermionę ułożono na łóżku, Dumbledore przyszedł, aby posłuchać opowieści. Draco usiadł wygodnie na krześle i słuchał, jak Harry i Ron opowiadają dyrektorowi, co się stało. Dyrektor wydawał się być rozbawiony ich przygodą i patrzył na Dracona porozumiewawczo. Osobiście, Draco myślał, że ktoś, kto rzuca porozumiewawczymi spojrzeniami, powinien albo podejść i powiedzieć co go tak interesuje, albo wyjść i wydłubać sobie oczy. Nie wiedział, którą opcję wolał.
Chłopcy zmierzali do końca opowieści.
— I jeden ze śmierciożerców próbował zabić Malfoya, ale na szczęście zdążył skręcić.
— Było bardzo blisko. A potem śmierciożerca rzucał w niego Cruciatusem.
Słysząc to, pani Pomfrey prawie zemdlała.
— Dyrektorze, nalegam! Cruciatus jest niezwykle bolesny, powinnam się o tym dowiedzieć natychmiast! On potrzebuje odpoczynku, potrzebuje snu…
Dumbledore przerwał jej w pół zdania.
— Oczywiście, Poppy. Możesz się nim teraz zająć.
W ciągu pięciu minut Draco leżał na miękkim łóżku, jego przecięta warga została oczyszczona i uzdrowiona. W ręce trzymał dużą tabliczkę czekolady, którą miał zjeść. Jego płaszcz wisiał na oparciu krzesła, a Malus Orbis ukradkiem wyjął z kieszeni i schował pod poduszkę. Niechętnie ugryzł kawałek. Niezbyt lubił różnorodne rodzaje mleka dodawane do czekolad, preferował gorzką i ciemną.
Ale ta nie była zła, więc zjadł ją, słuchając paplaniny dwóch Gryfonów, kończących swoją opowieść. Wyszli szybko i pani Pomfrey zgasiła światło, mrucząc coś o lekkomyślnych chłopcach i śmierciożercach.
Draco leżał w ciemności. Spojrzał na łóżko obok niego, na którym leżała Hermiona. Wyglądała tak krucho, ale spokojnie. Miał nadzieję, że z nią wszystko w porządku.

Zapadł w spokojny sen. Ale po raz pierwszy od dawna, jego sny były pełne ciepła.

_____________

Kolejny rozdział za nami :)
Rzeczywiście w powietrzu wydarzył się cud.... kto by się go spodziewał? :D Jak Wam się podoba? Mnie osobiście Draco zaczyna się coraz bardziej podobać ;)
Zapraszam do komentowania. Przy okazji dziękuję za tak miłe komentarze pod poprzednim rozdziałem :)
Enjoy!


Obserwatorzy