Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lilie słonowodne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lilie słonowodne. Pokaż wszystkie posty

sobota, 6 maja 2023

[T] Lilie słonowodne: Epilog

 Cztery dni bez Draco

 

— Wiesz, gdzie jesteś?

— W Świętym Mungo.

— Ile masz lat?

— Osiemnaście.

— Jak się nazywają twoi rodzice?

— Jean i Richard Granger.

— Jak się nazywasz?

— Hermiona Jean Malfoy.

— Kim jest Ronald Weasley?

— Moim najlepszym przyjacielem.

— Kim jest Harry Potter?

Blada dziewczyna na łóżku przerwała, a przez jej twarz przemknął wyraz zmieszania.

— Mordercą.

Uzdrowicielka westchnęła i odwróciła się od łóżka. W wejściu do prywatnej sali szpitalnej zwróciła się do ciemnowłosego czarodzieja i powiedziała:

— Nie ma poprawy, panie Potter. Proszę się nie martwić, jeszcze jest wcześnie. Ona po prostu potrzebuje czasu. Panna Granger wiele przeszła, emocjonalny wstrząs spowodował spustoszenie w normalnym funkcjonowaniu jej mózgu.

Harry przeczesał dłonią włosy i podziękował jej, zamykając drzwi do sali Hermiony.

 

Dziesięć dni bez Draco

 

— Wiesz, gdzie jesteś?

— W Świętym Mungo.

— Ile masz lat?

— Osiemnaście.

— Jak się nazywają twoi rodzice?

— Jean i Richard Granger.

— Jak się nazywasz?

— Hermiona Jean Malfoy.

— Kim jest Draco Malfoy?

— Moim mężem — przerwała, a potem dodała: — Moim Partnerem.

Uzdrowicielka położyła delikatnie dłoń na nodze Hermiony.

— Wiesz, co się stało, panno Granger?

Hermiona spojrzała na uzdrowicielkę. Coś nieprzyjemnego poruszyło się w jej umyśle. Za kogo ta kobieta się uważała? Granger? Gdyby tylko wiedziała, do czego jesteś zdolna, traktowałaby cię z większym szacunkiem.

— Malfoy. Nazywam się Malfoy. — Usiadła na łóżku. — Mój mąż został zabity na moich oczach. Umarł w moich ramionach i dobrze o tym wiesz. Wynoś się! — Na jej ton zadrżały szyby w oknach, a lekki wietrzyk poruszył zasłonami.

Ron przywitał znękaną uzdrowicielkę przed salą Hermiony.

— I jak?

— Myślę, że być może będzie potrzebny lekki magiczny wytłumiacz, dopóki trochę nie dojdzie do siebie.

Potem kobieta odwróciła się i praktycznie pobiegła korytarzem, desperacko próbując uciec przed ciężarem czarnej magii wypełniającej salę Hermiony.

 

Czternaście dni bez Draco

 

— Wiesz, gdzie jesteś?

— W Świętym Mungo.

— Ile masz lat?

— Osiemnaście.

— Jak się nazywają twoi rodzice?

— Jean i Richard Granger.

— Jak się nazywasz?

— Hermiona Jean Malfoy.

Sędziwa uzdrowicielka siedząca obok łóżka Hermiony westchnęła i odłożyła pióro. Zerknęła na Harry’ego i delikatnie potrząsnęła głową. Hermiona po prostu wpatrywała się w pustą ścianę przed nią.

— No dalej — mruknął Harry.

Wiedział, że to bezużyteczne. Robili to od tygodni, ale nikt nie mógł do niej dotrzeć. Hermiona odpowiadała na wszystkie pytania uzdrowicieli tym samym mechanicznym głosem. Okazywała jedynie coś na kształt emocji tylko wtedy, gdy wspominano o Draco Malfoyu.

— Gdzie chodziłaś do szkoły?

— Hogwart.

— Z kim się przyjaźniłaś?

Zatrzymała się. Zawsze zatrzymywała się na tym pytaniu, jakby bardzo intensywnie myślała, próbując przypomnieć sobie ludzi, którzy teraz prawie dla niej nie istnieli.

— Z Harrym i Ronem.

— Kim jest Draco Malfoy?

Pociągnęła nosem; Harry’emu wydawało się, że widział łzę spływającą po jej policzku, zanim ją otarła.

— Moim mężem.

— Co się z nim stało?

— Został zamordowany przez Harry’ego Pottera.

Co za śmieć, jak śmie stać w kącie sali, jakbyśmy go nie widzieli? Nie martw się, dziewczyno, niedługo wszystko będzie dobrze.

Harry miał dość. Skinął głową uzdrowicielce i wszedł do poczekalni, gdzie siedział Ron, przeglądając Proroka Codziennego.

— Co z nią? — zapytał rudzielec, załamując nerwowo ręce.

— Bez zmian. Nadal upiera się, że jest żoną tego idioty, a ja mordercą.

Harry usiadł na rozklekotanym krześle w poczekalni i przeczesał dłonią swoje już rozczochrane włosy.

— Dość tego.

Ron wstał gwałtownie i wmaszerował do sali Hermiony.

— Kim jestem, Hermiono? Powiedz mi, kim dla ciebie jestem?

Uzdrowicielka wyglądała na zaskoczoną, a Hermiona tylko zamrugała.

— Jesteś Ronaldem Weasleyem i moim najlepszym przyjacielem.

Ron stłumił dreszcz, słysząc łagodny głos jego najlepszej przyjaciółki. Tak naprawdę była kimś więcej, zdawała się jednak nie pamiętać, a on nie zamierzał jej o tym przypominać, dopóki nie wróci do siebie z tego czegoś, czymkolwiek to było.

— Zostawiłeś mnie.

Jej głos był teraz łagodniejszy, bardziej przypominał prawdziwą ją, a smutek w nim łamał mu serce.

— Nie. Każdego dnia próbowałem po ciebie wrócić, Hermiono. Sprawili, że Dwór był nienanoszalny; dosłownie nie mogliśmy się z tobą skontaktować. Próbowałem, naprawdę próbowałem, Miona.

— Ron.

Wyciągnęła do niego rękę, a on, powłócząc nogami, podszedł i usiadł na skraju jej łóżka.

— Gdzie jest Draco? — wyszeptała.

Serce Rona zamarło.

— On nie żyje…

— Wiem, Ronald, byłam tam! — Iskry migotały na końcówkach jej włosów, kiedy krzyczała; to była największa emocja, jaką okazała od tygodni.

— Więc co masz na myśli, pytając, gdzie on jest? — warknął Ron, wyrywając rękę z jej uścisku.

— Jego ciało. Gdzie jest?

Zakon spalił go razem z jego ojcem i innymi Śmierciożercami, którzy zginęli w bitwie. Popiół został rozrzucony przez wiatr i rozproszony. Draco Malfoy odszedł. Po prostu musi się nauczyć sobie z tym radzić. Ron odwrócił się gwałtownie i opuścił salę.

Nie mógł tego zrobić, nie mógł zmusić się do powiedzenia swojej najlepszej przyjaciółce, że mężczyzna, którego ona myśli, że kocha, nie ma miejsca spoczynku. Z pewnością nie mógł jej pocieszać, gdy opłakiwała kogoś, kogo powinna nienawidzić.

 

Dwadzieścia trzy dni bez Draco

 

Hermiona była gotowa i kiedy uzdrowicielka weszła do jej sali, odezwała się pierwsza:

— Chcę zobaczyć Lucjusza i Narcyzę.

Uzdrowicielka zatrzymała się i spojrzała na młodą kobietę przed sobą. Ich interakcje do tej pory były powtarzalne i bardzo ograniczone ze strony Hermiony. Teraz czarownica stała wyprostowana przy oknie i miała żądania. Pytanie o rzekomych teściów niekoniecznie było postępem, którego oczekiwali, ale, mimo wszystko, było postępem.

— Chodzi o to, panienko…

Hermiona posłała uzdrowicielce spojrzenie pełne odrazy.

— Pani Malfoy, Hermiono… Lucjusz, no cóż. — Uzdrowicielka wzięła oddech; coś w tej dziewczynie ją przerażało. To było naprawdę zabawne. Była o połowę młodsza i nawet nie ukończyła edukacji w Hogwarcie; tak szczerze, młoda czarownica nie mogła jej nic zrobić. W końcu otrzymywała dawkę ciężkiego magicznego wytłumiacza. — Zobaczę, co da się zrobić. Może pani Malfoy, czyli Narcyza, będzie mogła przyjść z wizytą, oczywiście z przyzwoitką.

Hermiona podeszła bliżej.

— Dlaczego moja teściowa miałaby potrzebować przyzwoitki, żeby się ze mną zobaczyć? — Jej głos był lodowato zimny, a spojrzenie płonęło nieprzyjemnie.

— Dla twojego bezpieczeństwa; wiele przeszłaś i…

Uzdrowicielka została odrzucona do tyłu, zderzając się z łóżkiem na tyle mocno, że straciła przytomność. Żałosne. Jakby jakiś eliksir mógł powstrzymać twoją moc. Naprawdę, żadne z nich nie ma najmniejszego pojęcia…

 

Dwadzieścia cztery dni bez Draco

 

Uzdrowicielka została wyniesiona z sali Hermiony niedługo po jej wypadku i zastąpiona w obowiązkach przez mężczyznę wyglądającego na zaniedbanego trzydziestolatka. Wygląda jak świnia — prychnął głos w głowie Hermiony. Musiała przyznać, że miał rację. W jego rysach było coś świńskiego. Wyglądało jednak na to, że jej prośba została spełniona i wszedł do sali w towarzystwie Narcyzy Malfoy.

Narcyza wyglądała na kruchą, mniej poukładaną niż Hermiona widziała ją wcześniej, i zaczęła się zastanawiać, jak ona sama musi wyglądać. Czy podzielała ten udręczony wyraz twarzy i smutne oczy?

— Hermiono, moja słodka dziewczyno.

Przyciągnęła Hermionę do siebie w ciasnym uścisku i stały nieruchomo, przytulając się przez jakiś czas. Kiedy się rozdzieliły, Hermiona zapytała:

— Gdzie jest Lucjusz? Co się stało? Nikt mi nic nie mówi.

Narcyza nie wymówiła słowa, tylko potrząsnęła głową i starła kilka zabłąkanych łez z twarzy.

— Tęsknię za nim, tęsknię za Draco. Nie pozwalają mi o nim rozmawiać, ale tęsknię za nim tak bardzo, że czuję, jakby moje serce zostało wyrwane z piersi.

— Wiem, też za nim tęsknię, kochanie, będzie dobrze. Obiecuję.

— Co się tam dzieje, Cyziu?

— Złapali wszystkich, postawili nas przed sądem, to kompletna fikcja. Dołohov i Carrowowie zostali skazani na dożywocie w Azkabanie. Powinnam być w areszcie domowym, musiałam być tutaj eskortowana przez aurorów, a Bella… Bellatrix została obdarzona pocałunkiem dementora.

Ostatnie zdanie sprawiło, że Narcyza zalała się łzami.

— Bardzo mi przykro. Nie dogadywałyśmy się, w sumie mnie nienawidziła, ale nie zasłużyła na to. Była lojalną sługą Czarnego Pana. Szkoda jednak, że teraz już się do niczego nie przyda.

Narcyza natychmiast przestała płakać.

— Co masz na myśli, Hermiono? Czarny Pan nie żyje, komu się przyda?

— Nie, on żyje. Mam ci wiele do opowiedzenia, ale nie tutaj. Najpierw muszę się stąd wydostać.

 

Trzydzieści jeden dni bez Draco

 

— Wiesz, gdzie jesteś?

— W Świętym Mungo.

— Ile masz lat?

— Osiemnaście.

— Jak się nazywają twoi rodzice?

— Jean i Richard Granger.

— Jak się nazywasz?

— Hermiona Jean Granger.

— Kim jest Draco Malfoy?

— Śmierciożercą. Znęcał się nade mną.

— Kim jest Narcyza Malfoy?

— Matką Draco, była dla mnie dobra. Chroniła mnie we Dworze.

— Kim jest Harry Potter?

— Moim najlepszym przyjacielem. Gdzie on jest? Chciałabym go zobaczyć, jeśli mogę.

Uzdrowiciel uśmiechnął się, w końcu postęp.

— Chce się z panem zobaczyć, panie Potter. Wygląda na to, że wróciła do siebie. Przynajmniej w części.

Kiedy Harry i Ron weszli do małej, szpitalnej sali, Hermiona siedziała na łóżku ze skrzyżowanymi nogami i czytała. Było prawie tak, jakby nic się nie zmieniło i przez chwilę Harry pozwolił sobie na nadzieję. Być może uzdrowiciele mieli rację i tylko potrzebowała czasu.

— Hermiono?

Ron podszedł do niej i położył dłoń na jej ramieniu. Spojrzała na niego spode łba i uniosła dłoń, wracając do swojej książki. Skończyła czytać stronę, po czym ostrożnie odłożyła książkę na nocny stolik.

— Cześć.

Jej głos był cichy, stracił metaliczny ton robota i obaj czarodzieje poczuli wtedy, że wróciła. Hermiona do nich wróciła. Trio rzuciło się sobie w ramiona, wszyscy pospiesznie przepraszali za różne występki, dopóki nie padli z wyczerpania.

Gdy się rozdzielili, Hermiona odwróciła się do Harry’ego i powiedziała bardzo wyraźnie:

— Dziękuję. Za Draco. Uratowałeś mnie i bardzo żałuję, że wcześniej nie zdałam sobie z tego sprawy.

Harry natychmiast jej wybaczył. Oczywiście, że ci wybacza. Jest słaby.

— Chciałabym jak najszybciej się stąd wydostać, myślicie, że możecie zamienić z nimi słowo i zobaczyć, co da się zrobić? Nie od razu, oczywiście. Wiem, że prawdopodobnie chcą mnie monitorować przez jakiś czas, upewnić się, że nie będę miała nawrotu czy coś… — pozwoliła sobie na urwanie. Nie warto było naciskać zbyt mocno.

— Jestem pewien, że możemy coś zrobić, Miona — powiedział radośnie Ron, obejmując ją ramieniem i całując w czubek głowy. — Możesz zostać w Norze, mama zamartwia się od tygodni i wiem, że desperacko chce się kimś opiekować.

Hermiona odsunęła się nieco, tłumiąc dreszcz spowodowany swobodną intymnością chłopaka.

— Nie trzeba się mną opiekować. To nie pomoże.

— Tak, racja, miałem na myśli tylko to… cóż, twoja rodzina… po prostu chcemy, żebyś  była z nami w domu, gdzie będziesz kochana.

Posłał jej krzywy uśmiech. Gdzieś głęboko w zakamarkach jej umysłu Hermiona Granger krzyknęła. To był Ron, jej Ron. Słodki, miły i opiekuńczy, ale całkowicie nieświadomy pochłaniającej ją ciemności.

— Jeżeli w Norze będzie za tłoczno, zawsze możesz zamieszkać ze mną na Grimmauld Place. Zdecydowanie będę potrzebował pomocy w remoncie. — Harry roześmiał się. — Możecie zamieszkać oboje, będzie jak za dawnych czasów. Nasza trójka razem.

Harry, oj Harry. Tak to wyglądało według ciebie? Lata z nim w twojej głowie. Jak kiedykolwiek z tym walczyłeś?

— To naprawdę urocze z waszej strony, ale… właściwie pomyślałam, że mogłabym zostać z Narcyzą. Przyszła z wizytą i cóż, chroniła mnie przed wszystkim. Chroniła mnie przed Nim, naprawdę przed wszystkim. Ona też doznała straty i możemy sobie nawzajem pomóc. — Harry sztywno skinął głową, a Ron cofnął rękę. — Oczywiście, że chciałabym jadać kolacje w Norze i majsterkować w Londynie, ale ona mnie rozumie. Byłyśmy w tym razem, wiecie?

Dwóch czarodziei wymieniło długie spojrzenia, a Hermiona udawała, że jest zajęta swoimi paznokciami. Trio milczało przez chwilę, aż Harry powiedział:

— Dobrze, ale zostaniesz oddana pod naszą opiekę, nie jej. Tylko dopóki nie wyzdrowiejesz. Tylko po to, żebyśmy mogli cię chronić.

Hermiona skinęła głową i uśmiechnęła się do swoich przyjaciół. Brawo, dziewczyno.

 

Czterdzieści pięć dni bez Draco

 

Narcyza i jej nowy gość siedziały w salonie Dworu Malfoyów, obserwując przez otwarte okna pawie przechadzające się przy żywopłocie. Ciepłe powietrze napłynęło, niosąc słodki zapach lata. Dla Hermiony pachniało to szansą. Jak nowe początki.

— Dobrze, to wszystko, Hermiono. Jeśli będziesz czegoś potrzebować lub zostawiłaś coś w Norze, po prostu zafiukaj, dobrze?

Ronald Weasley niezdarnie przesunął dłonią w górę i w dół jej ramienia.

— Dziękuję, Ron. Doceniam to, ale nie musieliście mi pomagać w przenoszeniu moich rzeczy, poradziłabym sobie.

Harry uśmiechnął się ciepło.

— Chcieliśmy się upewnić, że się zadomowisz i będziesz szczęśliwa.

— Jestem, właściwie bardzo.

Hermiona przytuliła obu i nie wzdrygnęła się, gdy Ron złożył lekki pocałunek na jej policzku. Harry odsunął się, by podziękować Narcyzie za przyjęcie Hermiony do siebie. Z tego, co dosłyszała, była to sztywna rozmowa, ale przynajmniej Harry był uprzejmy, podczas gdy Narcyza wręcz lekceważąca. Kto mógłby ją winić. Ten bękart zabił jej syna.

Ron wziął Hermionę za rękę i lekko uniósł jej podbródek, tak, aby na niego patrzyła.

— Miona, chciałem ci tylko powiedzieć, że tu jestem. Jeśli mnie potrzebujesz, jeśli jest coś, czego chcesz, pytaj śmiało. Moglibyśmy… chciałbym kiedyś o czymś porozmawiać. Kiedy będziesz gotowa… to znaczy, jeśli będziesz chciała.

Hermiona była pewna, że kiedyś to jego chaotyczne zachowanie mogło być dla niej ujmujące, ale teraz po prostu przyprawiało ją o mdłości.

— Wkrótce, Ron, obiecuję, że wkrótce porozmawiamy.

Kiedy czarodzieje wyszli, Narcyza i Hermiona skierowały się do jadalni. Narcyza zajęła swoje zwykłe miejsce, a Hermiona usiadła na czele. Przez chwilę spojrzała na puste krzesło Draco i poczuła ucisk w klatce piersiowej, lecz stłumiła to uczucie. Nie było czasu na jej smutek. Miały coś do przedyskutowania i Hermiona nie zamierzała marnować ani sekundy.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Lord Voldemort dryfował po omszałej ziemi, podążając za jej wezwaniem. Umysł dziewczyny był jaśniejszy niż kiedykolwiek Pottera. Było tam dość wygodnie. Łatwo było wpleść jego świadomość w jej i wyszeptać jej plany do ucha; przyjęła to wszystko. Chłonęła każde słowo. Taka grzeczna, mała marionetka. Dokonał dobrego wyboru. Nadszedł czas…

___________

Witajcie :) wreszcie nadszedł dzień, kiedy kończy się ta historia. Razem z Kerą mamy nadzieję na ciąg dalszy, bo to aż się o niego prosi, prawda? Przecieki mówią, że autorka ma go w planach, więc trzymajmy kciuki.

Jak Wasze ogólne wrażenia? Wiem, że nie każdy jest fanem tego motywu. Przyznam, że ja też nie byłam, ale ta historia zmieniła moje przekonania i po prostu polubiłam angsty. Także możecie w przyszłości spodziewać się więcej tłumaczeń w tym stylu.

Dziękuję, że byliście ze mną, za każdy komentarz czy ocenę. To wiele dla mnie znaczy, że mimo upływu lat wciąż tu jesteście i kibicujecie. Kerze dziękuję za perfekcyjną betę i nasze wspólne przeżywanie tej historii (Wilk naszym ulubieńcem ❤)!

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłej niedzieli. Enjoy!

środa, 3 maja 2023

[T] Lilie słonowodne: Rozdział 9

Hermiona

 

Draco chrapał cicho obok niej, ich nogi splątały się pod kołdrą. Wyglądał młodo. Był młody, pomyślała; oboje byli, ale to nie miało znaczenia. Miała obowiązki wobec ich Pana. Nie chciała go ponownie zawieść. Cicho zsunęła się z łóżka, narzuciła szlafrok i wymknęła z pokoju.

Nie była pewna, czy uda jej się go znaleźć, ale głos w jej głowie prowadził ją przez korytarze i schody, aż dotarła do dużych, czarnych, podwójnych drzwi. Czuła promieniującą przez nie magię, mroczną i, co zaskakujące, nie tak przytłaczającą, jak powinna.

— Wejść — zabrzmiał zimny, wysoki głos, zanim jeszcze zapukała.

Pchnęła drzwi i znalazła się w bogato umeblowanym pokoju z płonącym kominkiem otoczonym ciemnozieloną sofą i zestawem czarnych foteli. Przez łukowe przejście zauważyła olbrzymie łóżko z ciemnymi zasłonami.

— Czego chcesz, dziewczyno? — powiedział Czarny Pan z jednego z czarnych foteli.

Desperacko próbowała uspokoić drżące ręce, ignorując tę część siebie, która czuła się niedobrze, zdradzając Draco. Musisz, to jest właściwe — zachęcał nieznajomy głos.

— Zawiodłam cię wcześniej, nie mówiąc o Harrym. Więcej nie popełnię tego błędu. Chodzi o Draco, on martwi się, że… — on myśli, że nas zabijesz! Nie mogła wypowiedzieć słów; jej język był ciężki i skręcony w ustach. Spróbowała ponownie. — Martwi się nadchodzącą bitwą i tym, co… co się stanie później… nam. On zamierza… — Kurwa! Głupia, cholerna więź godowa. — Chce, żebyśmy mieli plan awaryjny. Powiedziałam, że nie i że nas nie opuścisz, ale pomyślałam, że powinieneś wiedzieć, iż nie jest tak… — lojalny, jak myślisz. — Silny, jak mógłby być.

Czarny Pan zdawał się przyglądać jej przez minutę, po czym wstał powoli z fotela, zbliżając się do niej z gracją wielkiego węża. Chwycił jej podbródek między palcem wskazującym a kciukiem, mówiąc:

— Dobrze się spisałaś, dziewczyno. Wynagrodzę cię za to. Draco będzie jutro na linii frontu i dam mu szansę na bycie silnym. Jeśli mu się nie powiedzie, nie zasługuje na szansę ani na ciebie.

Przesunął kciukiem po jej policzku i wpatrywał się w nią tak intensywnie, że zapomniała, jak się oddycha.

— J-jutro? — zająknęła się.

— Tak.

Gdy ją puścił, Hermionie zrobiło się zimno.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Draco

 

Hermiona zniknęła. Nie było jej także w łazience. W szaleństwie wybiegł z pokoju w samej bieliźnie, wołając ją po imieniu w rezydencji. Jego głos odbijał się głuchym echem od ścian i zarówno Draco, jak i Wilk starali się uspokoić. Na dworze wciąż było ciemno, a korytarze wyglądały upiornie, oświetlone tylko gdzieniegdzie przez świece.

Potem poczuł jej zapach; był słaby, ale wystarczająco ostry, by mógł za nim podążyć. Musiał wyglądać jak obłąkany, chodząc po korytarzach w samej bieliźnie, bezustannie węsząc w powietrzu. Zobaczył ją; wchodziła po schodach z delikatnym uśmiechem na twarzy, jakby myślała o czymś miłym. Możliwe, że poszła sobie, bo nie była szczęśliwa w jego łóżku. Wilk zaskomlał cicho.

— Draco! — Wyglądała na zaskoczoną, delikatny uśmiech zniknął z jej twarzy. — Co ty, na Merlina, robisz?

— Zniknęłaś. — Jego głos był ochrypły i wzdrygnął się na myśl o tym, jak żałośnie zabrzmiał.

— Zeszłam tylko do kuchni po szklankę wody, nie chciałam niepokoić Milly. — Wskazała na trzymaną w dłoni szklankę, której wcześniej nie zauważył.

— Proszę, nie rób tego więcej, zostawiaj wiadomość czy coś… Ja… martwiliśmy się.

Przyciągnął ją do siebie i wdychał delikatny zapach. Słona woda i lilie pachniały spokojem, domem i wszystkim, co dobre. Wilk uspokoił się i Draco poczuł, jak jego własny oddech się wyrównuje.

— Chodź, wracajmy do łóżka, jeszcze nie ma jutra — wymamrotała na tyle cicho, że nie usłyszał dokładnie.

Świt przyniósł nie tylko słońce, ale i wieści o bitwie. To był ten dzień. Mieli wyruszyć do Hogwartu na bitwę, która zakończy wszelkie spory.

Draco nie mógł przestać się trząść. Nadal nie przekonał Hermiony, że potrzebują planu ucieczki, a ona już go nie posłucha.

— Musisz być dzisiaj odważny, Draco — powiedziała cicho, pomagając mu zapinać szaty. — On wynagrodzi nas za nasz udział w tym wszystkim, ale musisz być odważny i bezwzględny.

Coś ciemnego zamigotało w jej oczach i trochę go to ośmieliło.

Tylko skinął głową. Zrobiło mu się niedobrze i nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Bardzo się zmieniła przez ostatnie półtora miesiąca. Co się stało z tą dziewczyną z lochu? Tą, która wyglądała na tak zniesmaczoną swoją karą? Gdzie była Hermiona, która miała pewność, że Draco nie jest zabójcą?

— Pamiętaj, teraz jesteś Alfą. Musisz trzymać stado w ryzach. Niech Czarny Pan zobaczy twoją moc. Pokaż mu to, co widziałam w twoich oczach, kiedy oderwałeś głowę Greybacka od jego kar…

Przerwał jej mocnym pocałunkiem. Nie chciał więcej słyszeć tego jej okrutnego jadu. Za bardzo przypominało mu to jego ciotkę. Hermiona odpowiedziała ochoczo, obejmując go ramionami, gdy z łatwością ją podniósł, przyciskając do ściany. Jego przedramię zaczęło płonąć. Już czas.

— Hermiono, ja… koch…

— Nie. Nie mów tak. Nigdy więcej tak do mnie nie mów… nie w ten sposób. Nie żegnasz się ze mną. Masz zamiar do mnie wrócić. Pamiętasz? Potrzebuję cię.

Draco skinął głową, opuszczając ją, by mogła stanąć na nogi.

— Taki mam zamiar. Wiesz o tym, prawda? Oboje tego chcemy.

— Wiem.

Potem Draco odwrócił się i wyszedł z ich pokoju.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Hermiona

 

Nie poszła za Draco na dół, nie było sensu. Nie zostałaby wpuszczona na spotkanie przed bitwą i nie musiała. Jej rozmowa z Czarnym Panem wystarczająco ją we wszystkim uświadomiła. Draco miał otrzymać szansę, by wywyższyć ich oboje. Odniesie sukces, była tego pewna. Pomimo swoich zmartwień i obmyślania planu ucieczki, był jej lojalny. To z kolei oznaczało, że był lojalny wobec Czarnego Pana. Hermiona nie pozwoliła sobie na zbyt długie rozważanie nad swoją lojalnością. Była pewna, że znacznie się zmieniła, odkąd zajęła swoje miejsce we Dworze Malfoyów.

Hermiona wzięła kąpiel i założyła swoje ulubione szaty, te ciemnofioletowe, w które ubrała ją Narcyza podczas jej pierwszej nocy z Draco. Westchnęła, przesuwając palcami po złotej nici. Tak bardzo się bała tamtej nocy, ale teraz nie wiedziała, dlaczego. To była doniosła okazja, noc, podczas której w końcu znalazła swoje miejsce na tym świecie.

Dwór był niesamowicie cichy, kiedy Hermiona schodziła po wielkich schodach. Nawet portrety, które zazwyczaj mamrotały, gdy przechodziła, milczały. Większość ram świeciła pustkami, jakby mieszkańcy uciekli w inny kąt Dworu. Zastała Narcyzę w rodzinnej jadalni, skubiącą kromkę tosta i wyglądającą z roztargnieniem przez duże okna.

— Dzień dobry, Narcyzo, już się teleportowali?

— Tak.

Hermiona usiadła, a Milly podała jej herbatę i jajecznicę na grzance. Obie kobiety siedziały w ciszy, podczas gdy Hermiona jadła. W końcu poczuła, że powinna coś powiedzieć; jej teściowa najwyraźniej nie miała takiego samego poziomu wiary, co Hermiona.

— Wszystko będzie dobrze. Stado będzie chronić Draco z całych sił, a Draco nigdy nie pozwoli, by jego ojcu stała się jakakolwiek krzywda.

Narcyza cicho pociągnęła nosem, ale nie odpowiedziała. Po kolejnych dwóch filiżankach herbaty Hermiona poddała się i wyszła na werandę. Często lubiła tu przesiadywać i czytać. Było spokojnie, a wypielęgnowane tereny działały kojąco. Usiadła i zaczęła lekturę.

Ten irytujący głos z tyłu głowy nie pozwalał jej się skoncentrować. Powtarzał jej, że powinna się bać; że coś naprawdę strasznego dzieje się z ludźmi, których kocha. Hermiona wiedziała, że coś jest nie tak, ale za każdym razem, gdy była bliska zrozumienia, wyraźnie nie jej głos oddalał myśli i przypominał jej, że zwątpienie jest formą nielojalności.

Zrezygnowała z czytania i ponownie wyruszyła na poszukiwanie Narcyzy. Znalazła ją w szklarniach i spędziły kilka godzin na zbieraniu składników, które były przydatne do eliksirów leczniczych. Będą potrzebne bez względu na wynik.

Po obiedzie, podczas którego obie czarownice nie zjadły zbyt wiele, zaczęły warzyć eliksiry lecznicze, napoje uspokajające, eliksir Słodkiego Snu, środki zwiotczające mięśnie, eliksiry uzupełniające krew i przeciwbólowe. Wszystkie i wszystko, co uznały za przydatne. Hermiona odkryła, że to odwraca jej uwagę od niepokojącej wojny w jej głowie. Częste sprzeczki między jej własnym sumieniem a tym drugim głosem przyprawiały ją o ból głowy. Krojenie, mielenie i mieszanie eliksirów zatrzymywało to wszystko na chwilę, nawet jeśli nie mogła wykonać niezbędnych zaklęć. Pracowały cicho, a jedynym dźwiękiem było delikatne nucenie Narcyzy, która machała różdżką nad różnymi kociołkami.

Kiedy naturalne światło zaczęło gasnąć, wróciły do środka. Hermiona chodziła w kółko, nie mając rozproszenia w postaci warzenia. Policzyła, ile jest kroków od kominka do pianina, od pianina do stołu jadalnego, od stołu do sofy i od sofy do drzwi. Mimo to czuła, że powinna się bać. Czasami czuła, że powinna z czymś walczyć, próbując opuścić Dwór. Odrzuciła tę myśl. Hermiona była pewna, że po prostu chciała pomóc Draco. Nie mogła tego zrobić bez różdżki, więc po co się nad tym zastanawiać?

Dlaczego nie masz różdżki, Hermiono? Powinnaś ją mieć, ale nie masz, bo jesteś więźniem.

Nie, jesteś gościem. Dlaczego szanowna żona Draco Malfoya miałaby potrzebować różdżki? Z kim musiałabyś walczyć?

Powinnaś próbować uciec.

To twój dom.

Harry cię potrzebuje.

Draco cię potrzebuje. Czarny Pan cię potrzebuje.

Horkruksy, Hermiono. Pamiętaj o horkruksach…

Głosy walczyły dalej i w końcu rzuciła się na sofę obok Narcyzy, która coś haftowała.

— To trwa zbyt długo — warknęła Hermiona. — Powinni działać szybko; Harry z pewnością jest już martwy. Nie może się równać z Czarnym Panem.

Narcyza delikatnie poklepała ją po nodze.

— Jest dobrze, Hermiono, niedługo wrócą. Odpocznij trochę, będziemy potrzebne, gdy przybędą.

Hermiona wiedziała, że nie będzie mogła zasnąć, ale i tak położyła się na sofie. Na całe pięć minut. Potem wróciła do chodzenia po pokoju.

— Grasz? — zapytała Hermiona, przesuwając palcem po klawiszach pianina wykonanych z kości słoniowej.

— Tak, chcesz, żebym cię nauczyła?

Narcyza przeszła trzydzieści pięć kroków od sofy do pianina i zasiadła na stołku. Poklepała miejsce obok siebie i Hermiona usiadła. Patrzyła z podziwem, jak palce Narcyzy przesuwają się po klawiszach, wydobywając z instrumentu eleganckie dźwięki. Utwór był lekki i ładny; muzyka wirowała i wznosiła się delikatnie, zanim opadała na kolana Hermiony i zaczynała się od nowa. Była jak wiosna i coś niemal smutnego. Jak miłość, która może trwać wiecznie.

Hermiona nie wiedziała, jak długo siedziały. Narcyza grała utwór po utworze. Gdzieś na terenie zaskrzeczał paw i Hermionie wydawało się, że słyszy wycie wilka, może skomlenie.

— Chyba pójdę sprawdzić eliksiry, nie potrwa to długo. Spróbuj trochę odpocząć. — Głos Narcyzy był delikatny i miły, gdy wyślizgnęła się z pokoju.

Hermiona wstała i założyła pokrywę na pianino. Potem obserwowała ciemną noc przez duże okna. Przez chwilę pozwoliła sobie na zastanowienie się, co przyniesie przyszłość, co by zrobiła, gdyby Draco nie wrócił. Miała nadzieję, że to bezsensowne przemyślenia. Wróci do niej. Potrzebowała go. Nie wiedziała, kim jest bez niego.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Draco

 

To było okropne. Gorsze niż naloty, gorsze niż szatańska pożoga, która zniszczyła tę mugolską ulicę. Hogwart był spowity dymem i popiołem; jasne błyski światła przedarły się przez mgłę jak fajerwerki. Draco nic nie widział, nie miał pojęcia, czy strzela do przyjaciela, czy do wroga, ale dalej rzucał zaklęcia, a czerwone ogłuszacze wystrzeliwały z jego różdżki co sekundę.

Wszystko zaczęło się, gdy tylko przedarli się przez obronę zamku, bo ktoś był tak hojny w Bombardach, że teraz cały budynek był na krawędzi zawalenia, a olbrzymy oczywiście nie pomagały. Draco nie chciał wiedzieć, w jaki sposób Lord Voldemort zdobył ich lojalność.

Na początku trzymał się Severusa, polegając na swoim ojcu chrzestnym, który znał najlepszą trasę przez zamek, najlepszy plan działania. Pozostał obok niego, kiedy Lord Voldemort wezwał go z pola bitwy i patrzył ukryty w cieniu, jak jego ojciec chrzestny bierze ostatnie tchnienie.

Teraz musiał się skupić na znalezieniu Pansy, Blaise’a, Teo i Dafne, by pomóc im się stąd wydostać. Wysłał stado, by patrolowali błonia i atakowali każdego, kto próbowałby przebić się przez zaklęcia chroniące zamek przed aportacjami. Draco miał nadzieję, że uchroni ich to przed kłopotami; stado dzikich wilków było ostatnią rzeczą, jakiej ktokolwiek potrzebował dodawać do tego bałaganu.

— Ej, Malfoy!

Kurwa. Draco obrócił się, by stanąć twarzą w twarz ze swoimi niedoszłymi napastnikami, ale nie mógł ich zobaczyć przez mgłę dymu. Pociągnął nosem, próbując wyczuć zapach, który rozpoznawał, ale wszystko, co czuł, to krew i przytłaczająca woń strachu.

— Kto tam? — zawołał.

To był strzał w ciemno, ale może będą na tyle odważni, by zadeklarować, kim są, zanim go zabiją. A może byli przyjaciółmi.

Złowroga, zielona klątwa przebiła się przez chmurę dymu prosto w niego. Dobra, zdecydowanie nieprzyjaciel. Draco zanurkował w samą porę i wystrzelił ogłuszacz w kierunku, skąd nadeszła klątwa.

— Daj spokój, Malfoy, potrafisz rzucić coś lepszego niż ogłuszacz, prawda?

Znał ten głos.

— Longbottom? Co ty, kurwa, robisz? Wypierdalaj stąd natychmiast!

Neville Longbottom wyłonił się z mgły z różdżką wycelowaną prosto w pierś Draco i… czy to był zakrwawiony Miecz Godryka Gryffindora w jego drugiej ręce?!

— To samo powiedziałeś Lunie, zanim ją zabrałeś? Dałeś jej szansę na ucieczkę? A co z Hermioną? Gdzie one teraz są?

Neville zbliżał się do niego powoli; wściekłość w jego głosie była ewidentna i Draco zdecydował, że to nie czas, by powiedzieć mu, że Luna została zabita w jakimś przerażającym rytuale, który uczynił Hermionę… inną.

— Hermiona ma się dobrze. Jest bezpieczna, Longbottom. Nigdy bym jej nie skrzywdził, a Luna…

Draco nie zdążył powiedzieć Neville’owi, że to, co się stało z Luną, nie było jego winą. Przerwał mu znajomy, wysoki głos.

— Harry Potter nie żyje. Poddajcie się, a dostaniecie miejsca wśród moich zwolenników. Zostaniecie nagrodzeni. — Głos Lorda Voldemorta odbił się echem po terenie Hogwartu.

Nie. Nie, nie, nie, głupi, jebany Potter.

Hermiona.

Draco nie zatrzymał się, by pomyśleć, zanim odwrócił się i pobiegł przez zamek, w górę po schodach z połamanymi balustradami, w dół korytarzy, którymi chodził latami. Biegł po swojej szkole jak opętany. Hermiona. Musiał ją zabrać w bezpieczne miejsce, musiał do niej wrócić. Potknął się o ciało. Upadł na ciało. Znajome czarne włosy zarejestrowały się w jego umyśle. Pansy, ale teraz to nie miało żadnego znaczenia. Ona nie miała teraz znaczenia, a on nie był w stanie uratować ani jej, ani innych Ślizgonów.

Draco biegł dalej, przez sekretne przejścia i zniszczone gobeliny. Jego klatka piersiowa falowała, a nogi płonęły. Tam, dojrzał go. Gargulec, który strzegł gabinetu dyrektora, był na wpół przewrócony, Draco przeskoczył nad nim i wspiął się po schodach do kominka. Do Hermiony.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Hermiona

 

Draco potknął się w salonie, gdy wyszedł przez Sieć Fiuu, wyglądając na wstrząśniętego. Jego włosy były pokryte popiołem i krwią. Jego szaty były podarte, a krew płynęła mu po twarzy.

— On nie żyje. — Jego głos był ledwo słyszalny.

— Kto nie żyje, Draco? — Hermiona chwyciła go za ramiona i powstrzymała chęć potrząśnięcia nim.

— Potter.

Voldemort wygrał. Czarny Pan pokonał Chłopaka. Głos w jej głowie był radosny, gdy powiedział: Pomogłaś. Będzie taki dumny. Zostaniecie nagrodzeni, ty i Draco. Gdzieś w głębi umysłu Hermiona Granger chciała płakać za Harrym Potterem, ale żadne łzy nie nadeszły.

— Musimy cię stąd zabrać. Musimy uciekać, proszę, Hermiono. Opowiem ci wszystko później, możesz nawet zobaczyć to w cholernej Myślodsiewni, ale musimy uciekać! — Draco położył dłonie na jej twarzy i spojrzał głęboko w jej brązowe oczy swoimi szarymi. Był całkowicie sobą, gdy ją całował. Miękko, ale natarczywie, jakby próbował jej powiedzieć coś ważnego, ale nie mógł znaleźć słów. — Proszę, posłuchaj mnie. Czarny Pan wygrał i nie jest tu dla ciebie bezpiecznie. W głębi duszy o tym wiesz, jestem o tym przekonany. Musimy…

Sieć Fiuu za jego plecami rozbłysła na zielono i Draco popchnął ją za siebie, odwracając się twarzą do przybysza.

Sectumsempra.

Nastąpił kolejny błysk, tym razem czerwony, i rozlała się krew.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Podniosła wzrok na napastnika jej Partnera. Harry stał przed nią z bezwładną różdżką w dłoni.

— Co ty zrobiłeś? — wyszeptała.

— Hermiono, przybyliśmy cię uratować, wygraliśmy, to koniec. Musimy już iść. Pozostali przeszli przez różne kominki, niedługo tu będą.

Zrobił krok do przodu, jakby chciał wziąć ją za rękę i odciągnąć od Draco.

— Trzymaj się ode mnie z daleka. Nie dotykaj go, kurwa! Nie dotykaj go, Harry Potterze!

Chwyciła różdżkę Draco i skierowała ją w stronę Harry’ego, jej ręka lekko drżała. Harry cofnął się, podnosząc ręce w geście poddania, gdy patrzył, jak jego najlepsza przyjaciółka najwyraźniej opłakuje swojego wroga z dzieciństwa.

Hermiona nie modliła się. Wiedziała, że niektóre czarownice i czarodzieje modlili się do Kirke, a niektórzy mugole do różnych bogów, ale nie znała żadnych modlitw. Żałowała, że nie znała ani jednej, gdy trzymała Draco blisko siebie, głaszcząc go po włosach.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Draco 

 

Sectumsempra.

Ciemnowłosy czarodziej machnął różdżką. Draco poczuł, jak klątwa bierze górę. Uderzył go ostry ból. Sapnął, zataczając się do tyłu. Złapał się za klatkę piersiową, próbując zatamować krwotok.

Był trzymany. Zapach lilii i słonej wody działał kojąco, więc przełknął pachnące powietrze.

Krzyczała na kogoś, wrzeszczała, przyciskając go do siebie. „Nie dotykaj go, Harry Potterze!” Potter? Oczywiście, znów znalazł sposób na przeżycie zabójczej klątwy.

— Draco? Już dobrze. Jestem tutaj, wszystko będzie dobrze. Znajdziemy Snape’a, on zna przeciwzaklęcie. Po prostu oddychaj, jestem tutaj.

Wiedział lepiej. Severus nie żył. Pomoc nie nadejdzie, musiała uciekać.

— Musisz uciekać, kochanie. Jest dobrze. Severus mi pomoże. Wkrótce tu będzie. Musisz uciekać. Znajdę cię. Obiecuję. Bez względu na to, co się stanie, znajdę cię.

Słony zapach w powietrzu nasilił się i zobaczył, że płacze i kręci głową. Uniósł dłoń do jej twarzy i otarł łzę.

— Hermiono, czy mogę to teraz powiedzieć?

— Nie, nigdy.

Jej głos był miękki i kojący. Spłynęła kolejna łza i w tym momencie zdał sobie sprawę, że Hermiona Granger nigdy nie pachniała morzem. Zawsze pachniała łzami.

_____________

Witajcie :) wreszcie pojawiam się z tym rozdziałem. Nie wiem jaka była Wasza reakcja, ale mnie końcówka totalnie rozbiła, a zwłaszcza ostatnie zdanie. Ta scena jest piękna i mega smutna zarazem. A jak wrażenia po rozdziale? Dajcie znać.

Epilog tej historii pojawi się na dniach. Właśnie siadam do jego tłumaczenia, także myślę, że opublikuję go w piątek. A później powrót do „Dziesięć na dziesięć” i „Apartamentu 9 i 3/4”. Także pracowity maj przede mną.

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłej końcówki tygodnia! Enjoy!

niedziela, 16 kwietnia 2023

[T] Lilie słonowodne: Rozdział 8

 Draco

 

Wilk wył bez przerwy od chwili, gdy Hermiona wyszła z salonu, a Draco zaczynała boleć głowa. Próbował zbliżyć się do Pansy, aby dowiedzieć się, co tu robi, ale za każdym razem Dołohov ją zabierał, szeptając jej do ucha strumień słów.

Dwukrotnie usiłował przejść przez pokój, próbując zignorować Alecto Carrow, która nalegała, by w pełni pogratulować mu pozbycia się Greybacka. W końcu zapytał ją, dlaczego nie jest w szkole, bo z pewnością miała lepsze rzeczy do roboty, takie jak torturowanie pierwszoroczniaków. To ją uciszyło, a teraz stał w kącie i rozmyślał. Poczuł ulgę, gdy Milly pojawiła się obok niego, szarpiąc jego szaty.

— Pan Draco musi iść szybko, Panienka jest ranna.

Draco był na siebie wściekły. Powinien był pójść za nią i nalegać, by być obecnym przy ich spotkaniu. Szybko zdał sobie sprawę, że Czarnego Pana nie obchodziło, jak lojalny ktoś jest i jak bardzo stara się go szanować. Było mu głupio, że nie zorientował się wcześniej. Dał się wciągnąć w ideologię Czarnego Pana, nie myśląc o konsekwencjach. Nawet kiedy jego ojca zostawiono w Azkabanie, a on został zamieniony w mieszańca, po prostu nie miał nic do stracenia. Dało mu to możliwość uwierzenia w sprawę bez namysłu.

Teraz było inaczej; miał coś do stracenia, kogoś do stracenia.

Hermiona siedziała na jego łóżku; była blada i trochę roztrzęsiona, ale przynajmniej przytomna.

— Co się stało? — zapytał Draco, siadając na brzegu łóżka.

— Chciał dowiedzieć się czegoś o Harrym i horkruksach. Był zły, że nie powiedziałam mu wcześniej, więc mnie ukarał. Wszystko jest dobrze, czuję się dobrze, to trwało tylko kilka minut.

Zbyła jego troskę tak łatwo, że przez chwilę pomyślał, że może przesadza. Wtedy zdał sobie sprawę, co powiedziała.

— Horkruksy? Potter ma horkruksy? O czym ty mówisz, na Salazara?

Przyłożył dłoń do jej czoła, ale nie poczuł gorączki, która tłumaczyłaby jej bełkot.

— Nie. — Rozejrzała się po pokoju, jakby ktoś mógł ją podsłuchiwać. Następnie wyjaśniła ściszonym głosem: — Czarny Pan ma horkruksy. Liczne przedmioty zawierające części jego duszy. W taki sposób przeżył ostatni raz. Harry je niszczył. Kiedy zajrzał do mojego umysłu, zobaczył, że rozmawialiśmy o zabiciu Nagini i wpadł w wściekłość. — Potem dodała niemal jękiem: — Zdradziłam go.

— Nie, nie zrobiłaś tego, Hermiono. Nie mogłaś powstrzymać Czarnego Pana przed wejściem do twojego umysłu. Ani razu nie zdradziłaś Pottera, odkąd tu jesteś.

Jego umysł na chwilę powędrował do jej oczywistego zaprzeczenia ukrywania się Pottera w Muszelce, ale odrzucił tę myśl. To nie było zamierzone.

— Nie Harry’ego, mam gdzieś Harry’ego — warknęła Hermiona. — Zdradziłam Go. Czarnego Pana. Przez cały czas wiedziałam, co robi Harry, i nic nie powiedziałam.

Przerażony Draco patrzył na nią, kiedy wybuchła płaczem. O czym ona, do cholery, mówiła? Dlaczego Hermiona miałaby płakać nad Lordem Voldemortem? Nie wiedział, co Czarny Pan jej zrobił, ale najwyraźniej namieszał jej w głowie.

Wilk warknął na niego, a Draco otoczył ramieniem swoją Partnerkę.

— Ciii, już dobrze, kochanie.

W końcu się uspokoiła i Draco poprosił Milly, żeby przyniosła im herbatę. Kiedy oboje usiedli z kubkami w dłoniach, Draco przemówił:

— Muszę ci opowiedzieć, co widziałem w szkole. To chaos. Uczniowie są zmuszani do torturowania się nawzajem, a on próbuje zwerbować dzieci w swoje szeregi.

Hermiona spojrzała na niego tępo, jakby nie widziała w tym żadnego problemu.

— Myślę, że nadchodzi wojna, wielka. Może ostateczna wojna, nie wiem. Ale nie sądzę, że będziemy bezpieczni, jeśli On wygra. To, jak cię traktuje, przeraża mnie i nie wiem, co ci zrobił… ale sposób, w jaki na niego patrzysz, jakbyś go podziwiała, potrzebowała go czy coś, nie jest w porządku.

— Draco, nie jesteś zazdrosny, prawda? Oczywiście, że go podziwiam. Lord Voldemort to wspaniały człowiek. Uczynił nas oboje potężnymi, połączył nas.

Jej głos był całkowicie zły, automatyczny i pusty. To sprawiło, że Draco zrobiło się niedobrze. Ale porzucił to. Teraz nie było czasu na radzenie sobie z jej urojeniami.

— Nie, Hermiono, słuchaj, potrzebujemy planu, jeśli wszystko pójdzie nie tak. Nie strzegą dokładnie Sieci Fiuu. Myślę, że gdybyś musiała, mogłabyś uciec. Musisz zrozumieć, co mówię. — Fizycznie krzywdziło go sugerowanie tego. Wilk jęczał i wył, odmawiając zaakceptowania jakiejkolwiek sytuacji, w której Hermiona byłaby bezpieczna bez nich, ale Draco wiedział, że to prawda. — Możesz się wtopić i przez jakiś czas żyć jak mugolaczka, dopóki cię nie odnajdę. To nie będzie trudne, po prostu pójdę za twoim zapachem. — Milczała, wpatrując się w niego, jakby oszalał. — Wiesz, że zawsze cię znajdę, prawda?

Chwycił jej dłoń, desperacko próbując pokazać, że tak myśli.

— Nie bądź głupi, Draco. Nigdzie się nie wybieramy — powiedziała to tak stanowczo, że Draco wiedział, iż nie ma sensu się z nią kłócić.

Kiedy pochyliła się i go pocałowała, wszystkie myśli o ucieczce opuściły jego umysł i Wilk przejął kontrolę.

__________

Witajcie :) jestem bardzo ciekawa, co sądzicie o tym, co tu się wyprawia. Mnie osobiście cieszy fakt, że Draco dostrzega dziwną przemianę Hermiony. Nie wiem, czy też tak macie, ale Hermiona mnie mega irytuje i ciekawi jednocześnie. To takie dziwne uczucie.

Zostały dwie części do końca — Rozdział 9 i epilog. Planuję w tym tygodniu oba przetłumaczyć i opublikować. Także czekajcie, bo naprawdę warto!

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia! Enjoy!

[T] Lilie słonowodne: Rozdział 7

 Hermiona

 

Hermiona obudziła się wcześnie; poprzednia noc była dość spokojna, gdy Draco przejął stery i zabrał stado na tereny. Kiedy Snape upewnił się, że nic jej nie dolega, pozwoliła Milly, żeby ją wykąpała i przebrała do snu.

Teraz, gdy słońce ogrzewało łóżko, łóżko Draco, czuła się zupełnie swobodnie. Przyjście do jego pokoju nie było świadomą decyzją, ale wydawało się słuszne. Nie była tu od nocy pokładzin i skorzystała z okazji, by w pełni to przetrawić.

Był to dość bezosobowy pokój i poza kilkoma zdjęciami zgromadzonymi na komodzie wyglądał jak kolejny pokój gościnny. W końcu zieleń była na porządku dziennym w domu należącym do rodziny Ślizgonów. Przyjrzała się dokładnie zdjęciom; na jednym Crabbe, Goyle i Draco siedzieli na murku, śmiejąc się i machając; byli młodzi, więc musiało zostać zrobione przed Hogwartem. Inne przedstawiało drużynę Quidditcha Slytherinu. W tle zauważyła Pansy Parkinson i Dafne Greengrass robiące miny do siebie. Było także jedno z jego rodzicami, inne z Draco i Zabinim oraz chłopakiem, którego niejasno rozpoznała jako Teodora Notta.

Uświadomiła sobie, że ci ludzie to jego rodzina. Tak jak Harry, Ron i Weasleyowie byli jej. Byli… to brzmiało dziwnie. Już nie są? Nie, oczywiście, że nie, powiedział głos. Nie ma ich tutaj. Nie przyszli cię uratować ani ochronić. Draco cię chroni. Czarny Pan cię ocalił. Oszczędził, poprawiła. Czarny Pan ją oszczędził. Nie, on cię uratował. Niejasno zastanowiła się, kiedy przestała nazywać go Voldemortem i zaczęła Czarnym Panem. Z pewnością był to zwyczaj, który przejęła od Malfoyów.

Zeszłej nocy w ogóle nie myślała o rodzinie Draco. Teraz zastanawiała się, jak się mają Narcyza i Lucjusz. Czy byli bezpieczni zeszłej nocy, kiedy Wilk i jego wataha krążyli na wolności?

Bez potrzeby się zamartwiała, bo kiedy przyszła na śniadanie, rodzice Draco siedzieli na swoich miejscach w rodzinnej jadalni. Obok Narcyzy siedział także Snape. Wszyscy przestali rozmawiać, gdy weszła.

— Dzień dobry — Hermiona starała się, by jej głos brzmiał lekko, gdy usiadła i nalała sobie herbaty.

— Dzień dobry, Hermiono. Słyszałam, że narobiłaś wczoraj bałaganu w salonie.

Narcyza nie wyglądała na zirytowaną, ale Hermiona przez chwilę poczuła się źle. Dlaczego? Nie zrobiłaś nic złego.

— Tak, bardzo przepraszam, naprawiłabym to, ale, jak widzisz, nie mam różdżki, więc… — Zmierzyła matronę Malfoyów twardym spojrzeniem.

— Już zostało naprawione, Narcyzo. Uważam też, że nasz syn jest winny w równym stopniu — wtrącił się Lucjusz.

Hermiona jęknęła, popijając herbatę. Najwyraźniej Snape opowiedział wszystko, co się wydarzyło, gdy on i Draco wrócili z Hogwartu.

Narcyza uśmiechnęła się.

— Widziałaś Draco dzisiaj rano?

— Nie. Jest wcześnie, ale jestem pewna, że niedługo przyjdzie. Prawdopodobnie jest zajęty, stado jest bardzo zdezorganizowane z tego, co widziałam. Pewnie stawia wszystkich do pionu.

Wzmianka o stadzie dolała oliwy do ognia. Greyback nie żył z ręki Draco. Hermiona poczuła zmianę atmosfery i czekała, aż ktoś poprosi o więcej szczegółów. Tak się jednak nie stało.

— Kiedy dojdzie do siebie, Czarny Pan zechce z nim porozmawiać — oświadczył Lucjusz, po czym on i Snape wstali i wymaszerowali z pokoju.

Gdy zostały same, Narcyza wyciągnęła rękę przez stół.

— Wszystko w porządku, Hermiono? Ostatnio wydajesz się inna. Od incydentu z Nim. Nie jesteś całkowicie sobą.

— Czuję się dobrze, dziękuję, Narcyzo. Przypuszczam, że właśnie przystosowałam się do nowej pozycji.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Draco

 

Draco był nagi, do połowy zakopany w listowiu rozległego lasu posiadłości. Wokół niego członkowie Stada zaczęli wstawać; niektórzy mieli na sobie skrawki materiału, które nie zostały poszarpane podczas ich przemiany.

Podniósł się i przyjrzał gromadzie wilków, która była teraz pod jego dowództwem. Jeden po drugim podchodzili i ściskali mu dłoń, formalnie potwierdzając jego nową pozycję.

— Słuchaj, chciałem tylko powiedzieć, że nie będziemy już z nią zadzierać. To był pomysł Greybacka — powiedział chudy mężczyzna.

Draco prawie docenił ten gest.

— Oczywiście, że nie będziecie. Jeśli którykolwiek z was spojrzy na nią w zły sposób, nie dotrwa do kolejnej pełni.

Po tych słowach Draco odwrócił się i ruszył w stronę Dworu w poszukiwaniu śniadania i swojej wiedźmy.

Znalazł Hermionę i swoją matkę w rodzinnej jadalni, kończące śniadanie. Hermiona spojrzała na niego, po czym zeskoczyła z krzesła prosto w jego ramiona. Pocałował ją przelotnie, zanim odsunął się, by się jej przyjrzeć. Wilk nie uspokoi się, dopóki nie będzie świadom, że nic jej się nie stało po wydarzeniach z ubiegłej nocy.

Po części spodziewał się, że będzie patrzyła na niego z obrzydzeniem; w końcu widziała, jak odrywał głowę innemu wilkowi. To, co zobaczył, było całkowitą przeciwnością. W jej oczach zauważył uwielbienie i, jeśli się nie mylił, pożądanie.

— Draco, jeśli masz zamiar spóźnić się na śniadanie, przynajmniej załóż jakieś ubranie, zanim usiądziesz do stołu — zawołała jego matka, ale zignorował ją.

— Wydaje mi się, że już skończyłaś jeść, matko, i powinnaś wyjść.

Hermiona zaczęła drapać paznokciami po jego torsie, całując jego klatkę piersiową. Tak, zdecydowanie miał rację. Podnieciła ją przemoc. Podejrzewał to po tym, jak rzuciła się na niego, kiedy wciąż miał na sobie krew jej przyjaciół, ale wtedy zwalił to na jej zbytnią emocjonalność.

Słyszał, jak jego matka mamrocze z irytacją „poważnie”, kiedy wychodziła. Jego uwaga od poczucia winy, że przeszkodził matce w śniadaniu, została szybko odwrócona przez usta Hermiony. Jego wiedźma opadła na kolana i obsypywała pocałunkami jego twardniejącego kutasa. Wydał z siebie niski warkot, a ona uśmiechnęła się do niego. Wilk nadal przodował i nie był w nastroju do żartów. Chwycił garść jej włosów i odchylił jej głowę do tyłu, przyciskając czubek swojego kutasa do jej ust. Kiedy je otworzyła, wpił się w nie, ignorując zszokowane sapnięcie, gdy się nim zakrztusiła. Odsunął się, pozwalając jej odetchnąć, po czym ponownie ruszył do przodu, pieprząc jej usta, gdy drapała jego uda. Jej zduszone jęki wibrowały wokół niego, a on sam wydał niski jęk, gdy spojrzał w dół i zobaczył łzy w jej oczach.

— Wyglądasz tak ładnie na kolanach, Hermiono. Lubisz, jak Alfa używa twoich ust, prawda, księżniczko?

Nie zwolnił tempa, by pozwolić jej odpowiedzieć. Zamiast tego chwycił jej włosy i wcisnął się głębiej w jej usta, aż poczuł, jak zaciska gardło wokół niego, gdy doszedł. Połknęła wszystko, co jej dał, a kiedy się wysunął, Hermiona wzięła głęboki oddech. Sapiąc, spojrzała na niego; mała strużka śliny i spermy spłynęła po jej brodzie, a on wytarł ją kciukiem, wpychając palec z powrotem w jej usta, żeby mogła wyssać go do czysta.

Postawił ją na nogi i posadził sobie na kolanach, kiedy usiadł na krześle ojca przy stole.

— Nic ci nie jest? — zapytała orientacyjnie.

— Nigdy nie czułem się lepiej. Moja kochana — wymamrotał, biorąc głęboki oddech i wdychając jej delikatny, kwiatowy zapach. Moja. Wilk jęknął w jego głowie.

— Czarny Pan chce cię widzieć — powiedziała Hermiona, smarując mu tosty masłem.

— Chodź ze mną.

— Dlaczego? To nie mnie chce zobaczyć, Draco. Mam lepsze rzeczy do roboty.

Draco ugryzł kęs tosta i powiedział:

— Nie, nie masz.

Po krótkim postoju, aby założyć jakieś szaty, Draco i Hermiona udali się do salonu, gdzie Czarny Pan lubił przebywać. Pokój był pełen zamaskowanych, zakapturzonych postaci, a Czarny Pan zdawał się instruować Dołohova i innego, młodszego rekruta.

Młodsza postać nie była zamaskowana, ale miała na sobie kaptur do połowy zakrywający twarz. Dopiero gdy Czarny Pan przemówił, Draco zdał sobie sprawę z tego, kto to był.

— Powiedziano mi, że jest pani szczególnie dobra w zaklęciach uzdrawiających, panno Parkinson.

Cała adrenalina natychmiast opuściła ciało Draco i prawie się zachwiał. Hermiona posłała mu surowe spojrzenie, a on doprowadził się do pionu, zadowolony z maski zakrywającej jego twarz.

— Tak, mój Panie — nadeszła odpowiedź od Pansy.

— Dobrze. Myślę, że będziesz przydatna. Niektórzy z moich zwolenników nie są w stanie uchronić się przed niebezpieczeństwem. Nie możemy zbyt szybko tracić ludzi. — Machnął ręką, pozwalając jej odejść. — Możesz jutro wrócić do szkoły, kiedy Dołohov oceni twoje umiejętności.

Pansy ukłoniła się nisko i cofnęła w tłum. Draco próbował złapać jej wzrok, ale zbyt intensywnie wpatrywała się w swoje stopy.

— Ach, moja ulubiona szlama i jej pies! — zawołał Czarny Pan, jakby witał starych przyjaciół.

Ta zniewaga zabolała i Draco z trudem powstrzymał Wilka przed odpowiedzią warknięciem.

Ignorując chichoty dobiegające z kątów pokoju, zrobili krok do przodu. Draco ukłonił się, a Hermiona dygnęła tak nisko, że praktycznie usiadła na podłodze. Z perspektywy Hermiony było jasne, że próbowała wykonać niski ukłon Pansy. Spojrzała na Czarnego Pana, który posłał jej aprobujący uśmieszek, gdy wstała. Po plecach Draco przebiegł zimny dreszcz. Nie podobał mu się sposób, w jaki Hermiona i Czarny Pan patrzyli na siebie; było w tym coś na granicy podziwu.

— Twoje działania zeszłej nocy nie przeszły niezauważone. Wyjaśnij.

Kiedy zwrócił się do Draco, twarz Lorda Voldemorta była znowu zimna i nieczytelna.

— Greyback był słaby, stałby się obciążeniem. Nie potrafił kontrolować stada ani siebie. Ja mogę.

Jego odpowiedź była krótka i na temat. Nie było potrzeby upiększania faktów, a jego Pan nie doceniłby sentymentalizmu Wilka chroniącego swoją Partnerkę.

— Potrafisz utrzymać stado w ryzach?

Pytanie było bardziej wyzwaniem niż czymkolwiek innym.

— Tak, mój Panie. Zeszłej nocy nawet osłony nie były potrzebne, by trzymać ich z dala od posiadłości.

— Bardzo dobrze. Może jeszcze przywrócisz trochę honoru swojej rodzinie. — Potem Czarny Pan przemówił do całego pokoju. — Już prawie czas, moi przyjaciele, by zniszczyć Chłopaka. Na razie możecie świętować nasz przyszły sukces.

Rozległy się okrzyki radości i grupy zaczęły rozmawiać między sobą, gdy pojawiły się skrzaty, rozdające kieliszki z szampanem.

Zanim Hermiona i Draco zdołali wkroczyć w tłum Śmierciożerców, Czarny Pan wystąpił do przodu i szepnął coś do ucha Hermionie. Wilk warknął i Draco był pewien, że dało się to słyszeć. Potem Czarny Pan zniknął w tłumie, rzucając Draco okrutny uśmieszek.

— Co ci powiedział? — warknął Draco.

— Chce porozmawiać ze mną o Harrym, na osobności.

— Jebać to, nigdzie nie pójdziesz z nim sam na sam. Nadal nie wiemy, co ci zrobił ostatnim razem.

Twarz Hermiony przybrała pogodny wyraz, gdy położyła dłoń na jego piersi.

— Draco, on jest naszym Panem. Musimy robić to, o co prosi. To nie potrwa długo.

Potem złożyła długi pocałunek na jego policzku i wyszła za Lordem Voldemortem z pokoju.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Hermiona

 

Hermiona wyszła za Czarnym Panem z salonu i przeszła przez kilka korytarzy, których wcześniej nie odkryła. Kiedy dotarli do pustego fragmentu ściany, zatrzymał się i machnął różdżką nad wyblakłą tapetą. Ściana rozpłynęła się i została zastąpiona prostymi drzwiami. Otworzył je i wszedł do środka, gestem zapraszając ją do pójścia za nim.

Wślizgnęła się nerwowo do pomieszczenia i z ulgą stwierdziła, że to tylko biuro. Na środku stało duże, drewniane biurko z krzesłami po obu stronach. Ściany zastawiono regałami z książkami i różnymi drobiazgami. Hermiona nie miała jednak czasu, by dokładnie przyjrzeć się tym rzeczom.

— Siadaj — syknął wężousty czarodziej, wskazując głową na jedno z krzeseł.

Usiadł na drugim i patrzył na nią wyczekująco.

— Może mógłbyś wyjaśnić, w jaki sposób mogę ci pomóc, mój Panie. Jestem trochę zdezorientowana.

— Tak, muszę wiedzieć, co wiesz na temat horkruksów i co o nich wie Harry Potter.

— Ja nie… nie mogę ci nic powiedzieć, mój Panie. Nic nie wiem.

Hermiona nie zdradziłaby Harry’ego i Zakonu w taki sposób.

Ale dlaczego? Zostawili cię. Nie są wobec ciebie lojalni. Dlaczego nalegasz na bycie lojalną wobec nich? Powinnaś być lojalna wobec swojego męża, swojego Partnera. Jest lojalny wobec Czarnego Pana, tak samo jak ty.

— Nie musisz nic mówić, dziewczyno, spójrz na mnie, a zobaczę.

Kiedy Hermiona nawiązała kontakt wzrokowy z Czarnym Panem, obrazy zaczęły tańczyć w jej umyśle. Harry siedzący w namiocie, wyliczający możliwe horkruksy i wymieniający te, które zniszczyli. Miecz Gryffindoru wnoszony do namiotu przez Rona z triumfalnym uśmiechem na twarzy. Cała trójka dyskutująca o najlepszym sposobie na zabicie węża. Miesiące ucieczki z chłopakami, wszystkie ich rozmowy o horkruksach. Widział to wszystko.

Bolała ją głowa, miała wrażenie, że zaraz eksploduje od ciśnienia. To uczucie było niesamowicie znajome, jakby miało miejsce wcześniej. Potem odrzuciło ją do tyłu i wylądowała z hukiem na drzwiach biura.

— Mój Panie?

Zignorował ją i wezwał Nagini. Jego wściekłość była ewidentna. Coś, co zobaczył, rozwścieczyło go. Gdy machał różdżką nad gigantycznym wężem, opadło na niego niebieskie światło. Hermiona rozpoznała to jako rodzaj ochronnego pola siłowego. Cholera. Pokazała mu wszystko, czego nie wiedział na pewno, i właśnie zostało to potwierdzone.

Co jest z tobą nie tak, dałaś mu wszystko. Dobrze. Dobrze zrobiłaś, pozwalając mu zobaczyć. Trwała walka jej podświadomości.

— Dobrze się spisałaś, szlamo, ale powinnaś wcześniej powiedzieć mi o waszych nikczemnych planach. Crucio.

Przeszył ją znajomy piekący ból i walczyła, by zapanować nad swoim ciałem, które drżało pod różdżką Czarnego Pana.

Przerwał po zaledwie kilku minutach i przeszedł nad nią, zostawiając ją samą w biurze. Cicho zawołała Milly.

_____________

Witajcie :) w niedzielny wieczór pojawiam się z kolejną dawką tej historii. Robi się mrocznie i dość zaskakująco, nie sądzicie? Pomysł na Hermionę jako horkruksa coraz bardziej do mnie przemawia, mimo że wiem, jakie będzie zakończenie... ale nie będę spojlerować, nie martwcie się. Dajcie znać, co sądzicie o tym rozdziale.

I od razu zapraszam na kolejny, bo też dzisiaj został opublikowany! :)

Obserwatorzy