Tak oto zostali sami
19 grudnia 1998
Mówi
się, że najlepsze sekrety są trzymane na widoku, a oni nie mieli zamiaru ukrywać
tego, co posiadali — równowagi, którą odnaleźli.
Na
początku wszystko wciąż było zbyt delikatne, zbyt kruche, by ustalić zasady,
nadać temu nazwę, więc stąpali ostrożnie, dbali o to, tchnęli w to życie i
pozwolili swobodnie wędrować. Było tam, gdzie każdy mógł je zobaczyć i
zinterpretować według własnego uznania. Z czasem wszyscy to zrobili.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Draco
miał spędzić święta Bożego Narodzenia w Hogwarcie. Uraza, którą czuł do
rodziców sięgała zenitu. Przebaczenie Lucjuszowi było czymś niewyobrażalnym.
Nie spieszyło mu się do szybkiego wybaczenia człowiekowi, który omal nie
zrujnował mu życia.
Niestety,
to była jedyna sprawa, o której jego matka mówiła — Draco powinien być dobrym
synem i wybaczyć ojcu — dlatego postanowił się od tego odciąć. Nie była
całkowicie winna, nie tak jak jego ojciec, ale nic nie zrobiła, by go
powstrzymać, i z tego powodu Draco również do niej żywił urazę. Kochał matkę,
ale wciąż czuł się zraniony i wolał leczyć rany z dala od niej.
Stanie
na dworcu bez bagażu i myśl, że wszyscy jego przyjaciele — prawie wszyscy —
wyjeżdżają, a on zostaje, wydawały się dziwne. Ale towarzyszyło temu
oczekiwanie i oczekiwania, których nie potrafił ubrać w słowa. Powietrze było
inne, on też, i nie chciał wypowiedzieć na głos swoich powodów.
Pożegnał
się już z Pansy, Blaise’em i Luną. Theo chciał być ostatni; zasugerował mu to,
bo musieli pogadać.
—
Więc jak się czujesz, wiedząc, że spędzisz z nią święta? — zapytał Theo z
psotnym uśmieszkiem.
—
Co? — odparł Draco, starając się brzmieć jak najbardziej naturalnie.
—
Z nią. Z Granger. Z Hermioną.
—
Nie spędzę z nią świąt. Całkowicie przypadkowo zostaje w zamku i ja też. A poza
tym, do niedawna nawet nie wiedziałem, że zostaje.
—
Wygodne.
—
Spierdalaj.
—
Musisz przyznać, że tak.
—
Idź już.
—
Słuchaj. — Theo wziął głęboki, dramatyczny oddech, zanim kontynuował: — Wiem,
że ta ponura natura jest częścią twojej niesamowitej osobowości…
Draco
spiorunował go wzrokiem.
—
I że z jakiegoś cholernego powodu uważasz, że bycie męczennikiem to właściwe
postępowanie…
—
Co do kurwy…
—
Ale tak nie jest. Popełniłeś błędy i płacisz za nie do tej pory. Prawdopodobnie
będziesz je spłacał przez wiele lat…
To
była prawda, prosta i szczera. Szczerość w głosie Theo w jednej chwili
rozbroiła Draco, a jego brawura zniknęła.
—
Nie da się tego uniknąć, ale to nie znaczy, że nie zasługujesz na dobre rzeczy.
To nie znaczy, że musisz się powstrzymywać.
Draco
nie wiedział, kiedy Theo tak wydoroślał, ale miał mgliste pojęcie, skąd bierze
się ta cała mądrość. Theo był jego powiernikiem, ale nikomu, nawet jemu, nie
powiedział o swojej relacji z Hermioną i uczuciach, które się z nią wiązały.
—
Żadne z was nie musi.
Draco
wpatrywał się w przyjaciela, niezdolny powiedzieć nic na swoją obronę.
—
Tak się składa, że żaden z twoich kolegów z roku nie jest ślepy. Szokujące,
wiem. Ale jeszcze większą sensacją dla ciebie może być to, że są ludzie, a
właściwie całkiem sporo z nas, którzy wam kibicują. I nie proś o podanie
nazwisk, bo na razie tego nie zrobię — powiedział Theo, mrugając. — Chodzi mi o
to, najdroższy Draco, że życie jest cholernie krótkie. Mogłeś umrzeć, wszyscy
mogliśmy, a zamiast tego jesteśmy tutaj. Pomyśl o tym.
—
Co…
—
Wykorzystaj tę szansę najlepiej, jak potrafisz. Nie będzie kolejnego ósmego
roku. Przestać. Się. Powstrzymywać. Zburz mury.
Patrzył
w oczy Draco, gdy mówił.
Ten
gapił się na niego z otwartymi ustami.
—
Spędzasz za dużo czasu z Luną.
—
Widać, co? — zadrwił Theo, uśmiechając się szeroko. — A skoro już o Lunie mowa,
czuję się trochę winny, że mój najlepszy przyjaciel będzie w Hogwarcie na
święta. — Westchnął. — Ja… gdyby nie to, że jestem z Luną i będę u niej, wiesz,
że…
—
Wiem. Wesołych Świąt, palancie — mruknął Draco, próbując złagodzić emocje,
które spowodował w nim Theo swoją wypowiedzią.
—
I nawzajem — rzucił Theo, przytulając Draco, który stał tam sztywny jak deska.
— Będziemy musieli popracować nad demonstracją uczuć, kiedy wrócę.
—
Wolałbym nie. Leć już, na Merlina…
Theo
roześmiał się i wsiadł do pociągu. Luna, która na niego czekała, pomachała
Draco, mając rozmarzony uśmiech na twarzy. Skinął głową w odpowiedzi, odwrócił
się plecami do pociągu i zastanawiał się, co się, do cholery, właśnie stało.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Dziwnie
było znowu tam być, jak wiele razy wcześniej, ale nie było z nimi Harry’ego i
Rona. Jasne, Hermiona za nimi tęskniła, ale nie spędziła ostatnich miesięcy na
marzeniu o tym, by byli z nią w Hogwarcie. Wiedziała, że są szczęśliwi i
cieszyła się ich szczęściem. Niezależnie od tego, było coś w stacji Hogsmeade,
coś w Hogwart Ekspres, co ją zasmucało, ponieważ nie było tam jej dwóch
najlepszych przyjaciół.
To
był inny rodzaj melancholii, której nie potrafiła wytłumaczyć. Ich przyjaźń
zaczęła się właśnie tam, w tym pociągu, a jej najcenniejsze wspomnienia
związane z przybyciem do Hogwartu były z nimi splecione.
Należało
się pożegnać. Postanowiła spędzić Boże Narodzenie w Hogwarcie, pomimo protestów
Ginny i reszty klanu Weasleyów. To po prostu nie wydało się właściwe. Nie
wtedy, gdy jej rodzice mieli spędzić Boże Narodzenie jako Wendel i Monica Wilkins.
Hermiona
pogodziła się z faktem, że jej rodzice prawdopodobnie nigdy nie będą jej
pamiętać, ale fakt, że została sierotą z wyboru, wciąż bolał. Jej ciało wibrowało z gniewy, raniło w miejscach,
które nie wiedziała, że może poczuć, i pozostawiało gorzki posmak w ustach. To
była jej osobista porażka, a nie była do tego przyzwyczajona. Wszyscy nazywali
ją bohaterką wojenną, ale nie mogła się przed tym uchronić; nie mogła odzyskać
rodziców.
Okres
świąteczny, Boże Narodzenie, nigdy nie będą takie same, ze względu na to, ilu
Weasleyów próbowało ją pocieszyć. Kochała ich, ale nie byli jej rodzicami, a
skoro nie mogła być z nimi, udawanie, że ma rodzinę, po prostu nie wchodziło w
grę.
Rodzice
byli głównym powodem, dla którego została w Hogwarcie, ale nie jedynym.
—
Pociąg zaraz odjeżdża, więc zapytam jeszcze raz, bo mama mnie zabije, jeśli
ponownie nie spróbuję — powiedziała Ginny.
Hermiona
pokręciła głową.
—
Jesteś pewna, że chcesz tu zostać? Jedź z nami do Nory. Obiecuję, że będziesz
się dobrze bawić, a Ron będzie się dobrze zachowywał. Przeklnę go, jeśli się
zapomni — dodała, mrugając.
—
Ginny, wiesz, że to nie ma nic wspólnego z Ronem.
—
Wiem. Przeczuwam, że to ma związek z twoimi rodzicami.
Hermiona
westchnęła.
—
Wiesz, nie musisz być sama — mruknęła Ginny z nadzieją.
—
Wiem — odpowiedziała Hermiona, uśmiechając się lekko do przyjaciółki.
Ginny
się nie poruszyła, więc Hermiona spojrzała na nią pytająco.
—
Co?
Ginny
przygryzła dolną wargę.
—
Nic mi nie powiedziałaś, a ja strasznie się starałam, by się nie wtrącać…
Hermiona
wiedziała, do czego to zmierza.
—
Bo chcę być dobrą przyjaciółką i dać ci przestrzeń i cały ten syf…
—
Ginny…
—
Ale chcę ci powiedzieć, muszę ci powiedzieć, że zasługujesz na szczęście. Nawet
po tym wszystkim, co się stało z twoimi rodzicami i po tej cholernej wojnie,
ty, Hermiono Granger, zasługujesz na to, żeby być nastolatką…
—
Mam dziewiętnaście lat.
—
Nieważne. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze, łącznie ze szczęściem i
miłością — oświadczyła Ginny, trzymając ją za ręce.
Hermiona
czuła, jak rumieniec na jej policzkach rozlewa się po całej twarzy.
—
I nikt nie musi akceptować ani rozumieć, w kim się zakochasz — dodała Ginny.
—
Ja…
Ścisnęła
dłonie Hermiony.
—
Ale, jeśli to cokolwiek znaczy, ja rozumiem. Nie żebyś tego cholernie potrzebowała,
ale akceptuję. Daję ci moje błogosławieństwo — powiedziała Ginny ze śmiechem. —
Nie wierzę, że to mówię, ale naprawdę go lubię — wyszeptała do Hermiony, która
teraz gapiła się na przyjaciółkę. — Nie mów mu, że to powiedziałam! Zresztą,
wszyscy go lubimy. Naprawdę.
Hermiona
zamrugała raz, dwa, trzy, cztery razy, przetwarzając słowa Ginny.
—
Zmienił się. Wszyscy musieliśmy się zmienić i nie straciliśmy tak wiele tylko
po to, żeby teraz tracić wszystko, co możemy mieć.
Hermionę
bolała pierś. Nie wiedziała, czy to z wdzięczności, z prawdziwego bólu po
stracie, czy z miłości, którą czuła w tej chwili do swojej przyjaciółki,
siostry, która była tak inna od niej, ale jak prawdziwa siostra kochała ją
bezwarunkowo. Nie potrzebowała pozwolenia Ginny, żeby czuć to, co czuła. Na jej
uczucia nie miały wpływu czyjekolwiek słowa, nie dało się ich powstrzymać, ale
to ją pocieszało; czuła się kochana.
Kim właściwie są ci „wszyscy”? zastanawiała się Hermiona.
—
Dobrze, pozostawię cię zamyśloną. Wypoczywaj — powiedziała rudowłosa, obejmując
Hermionę. — Wesołych Świąt.
Hermiona
odwzajemniła uścisk i mocno ją przytuliła.
—
Wesołych Świąt. Kocham cię. Przekaż pozdrowienia Harry’emu i pozostałym.
—
Też cię kocham. Pamiętaj, żeby pisać.
—
Napiszę.
—
Pewnego dnia opowiesz mi wszystko, dobrze?
Hermiona
zachichotała i poczuła, jak jej policzki robią się coraz bardziej rumiane.
—
Dobrze.
—
Nie mogę się doczekać!
Ginny
rozpromieniła się i po raz ostatni uścisnęła dłonie Hermiony, po czym weszła do
pociągu.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Odkąd
dowiedział się, że Hermiona zostaje w zamku, starał się powstrzymać panikę,
która groziła wybuchem. Nie będzie nikogo z ich roku; nikt z przyjaciół nie
zostanie w szkole.
Tak,
nawiązała się między nimi pewnego rodzaju przyjaźń, ale nigdy nie byli sami. Nawet
jeśli przebywali tylko we dwoje, zawsze ktoś znajdował się w pobliżu. Jeśli
sytuacja stawała się zbyt napięta, jeśli coś w jego piersi wymykało się spod
kontroli, jak to się czasami zdarzało, i błagała go, by stanął bliżej, żeby ją
dotknął, zawsze znajdował pretekst, by odejść. Spotykał się z Theo, albo Pansy
na niego czekała, albo Blaise chciał pograć w szachy. Będą tylko we dwoje i nie
wiedział, jak ogarnąć te wszystkie emocje, które nim targały przez to coś.
To
coś — zaczął to tak nazywać, bo alternatywa była przerażająca. Mówiła o
rzeczach, których nie mógł zmienić i nie chciał zmieniać. Szeptała o wieczności
i wspólnym życiu, a to było za dużo.
Przeczytał
wszystko, co mógł znaleźć, i był pewien, ze Granger też to zrobiła, ale żadne z
nich nie miało pojęcia, o co w tym chodzi. Niemówienie o tym dawało mu poczucie
kontroli, ale sprawiało, że znikało. To przyciąganie, ta więź — coś w jego
piersi wzywało ją i narastało, odkąd spotkali się ponownie we wrześniu.
Ale
słowa Theo dały mu do myślenia. Podejrzewał, że jego przyjaciele, być może jej
też, domyślali się, że coś ich łączy, ale nikt nic nie powiedział, bo
zaprzeczenie przychodziło mu łatwo, więc tak robił.
Wiedzieli.
Cokolwiek ich zdaniem się działo, kibicowali mu. Cała ta wymiana zdań, choć
niezręczna, sprawiła, że zwątpił w swoją sytuację.
Patrząc
w oddali na Granger rozmawiającą z Ginervą, rozmyślał o tym, co im dano. Żadne
z nich o to nie prosiło, ale po całym chaosie, jaki przeżyli, zastanawiał się,
czy całe to tłumienie uczuć było warte zachodu. Słowa Theo dały mu do myślenia.
Jaki był sens powstrzymywania się? Czy naprawdę tego chciał?
Czekał
na nią.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Słowa
Ginny zaskoczyły ją. Hermiona nie chciała analizować swojego postępowania ani
zastanawiać się, co inni o nim pomyślą. Owszem, spędzała dużo czasu z Malfoyem,
nie zawsze sam na sam, ale zawsze krążyli wokół siebie, ciągle rozmawiali; poznawali
się na nowo w zamku pełnym ludzi, którzy niewątpliwie to zauważyli.
Nie,
nikomu nie była winna wyjaśnień, a nawet gdyby chciała, jak miałaby cokolwiek
wyjaśnić? Co by powiedziała?
To
wszystko przeszło jej przez myśl. Zamyśliła się, patrząc na odjeżdżający
pociąg, a kiedy się odwróciła, zobaczyła go opartego o ścianę.
Czekał
na nią.
—
Granger — przywitał się z krzywym uśmieszkiem na twarzy, gdy do niego podeszła.
Czuła,
jak jej dłonie pocą się w rękawiczkach.
—
Malfoy — odpowiedziała Hermiona, odwzajemniając uśmiech z pewnością siebie,
której tak naprawdę nie czuła, i spojrzała mu w oczy.
—
Dopiero kilka dni temu dowiedziałem się, że zostajesz na święta w Hogwarcie.
Myślałem, że spędzisz je z Weasleyami. Czy ty i ja…
Hermiona
nie pozwoliła mu dokończyć.
—
Jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi, niczym więcej.
Chociaż
rozmawiali o wielu rzeczach, związki romantyczne nie były tematem ich rozmów.
Właściwie była pewna, że nigdy wcześniej nie rozmawiali o Ronie. Od ich
spotkania w pociągu była pewna, że Draco nie ma nikogo, żadnej drugiej połówki.
Nie wiedziała, dlaczego czuła taką pewność w tym temacie. Po prostu tak było i
w tej chwili chciała mu dać do zrozumienia, że między nią a Ronem nic nie ma.
—
Jak co rok zapraszali mnie na święta. Weasleyowie — powiedziała z naciskiem —
są dla mnie prawie jak rodzina. — Westchnęła. — Ale nie miałam ochoty spędzać
tych dni z kimś, kto jest prawie jak rodzina. Chcę mojej rodziny, ale już jej nie
mam.
—
Racja. Twoi rodzice…
Nie
chciała rozmawiać o sprawach, które ją smuciły.
—
Dlaczego ty tu jesteś? — zapytała. — Dlaczego zostajesz?
—
Ja… — Westchnął. — Nie chciałem widzieć rodziców.
Mrugnęła
zdezorientowana.
—
Co? Dlaczego nie chcesz ich widzieć? Przynajmniej nadal masz rodziców.
—
Nie porównuj mojej sytuacji do swojej — powiedział surowym tonem, który
sprawił, że cofnęła się o krok.
—
Przepraszam, ja…
Draco
zamknął oczy i odetchnął. Jego słowa wybrzmiały ostrzej, niż zamierzał.
—
Chodziło mi o to, żebyś nie porównywała swoich rodziców do moich. Powody, dla
których nie jesteśmy teraz ze swoimi bliskimi, są zupełnie inne. Jestem pewien,
że twoi rodzice nigdy nie pozwoliliby Czarnemu Panu wykorzystać cię jako
marionetki.
Rozmowa
w mgnieniu oka stała się trudna i napięta. To nie było dla nich nic nowego.
—
Słuchaj, nie bronię tego, jak postąpili twoi rodzice. Nigdy bym tego nie
zrobiła. Ale jestem pewna, że na swój sposób cię kochają. Po prostu… spieprzyli
sprawę — powiedziała, wzruszając ramionami i próbując rozluźnić atmosferę.
Może
to była lekceważąca wypowiedź, może po prostu przez to, że powiedziała prawdę,
Draco wpatrywał się w nią, po czym wybuchnął śmiechem.
—
Rzeczywiście spieprzyli — zgodził się i śmiał się dalej.
Hermiona
uśmiechnęła się szeroko; jej oczy zamieniły się w szparki, a struna w piersi
pulsowała. Uświadomiła sobie, że nigdy wcześniej nie słyszała jego śmiechu, nie
w taki sposób. Podczas gdy wcześniej mógł w nim być cień złośliwości lub
okrucieństwa, teraz był beztroski i szczery.
W
pierwszych minutach spędzonych sam na sam, naprawdę sam na sam, przekonała się
już, że dźwięk śmiechu Draco Malfoya miał moc wywoływania tak szerokiego
uśmiechu, że aż bolały ją policzki, a serce waliło w piersi na samą myśl.
_________________
Pewnie zastanawiacie się, o co chodzi z tą więzią łączącą Draco i Hermionę. Sama do końca tego nie rozumiem, ale to coś ala połączenie dusz. Ciekawe, prawda? Przed nami jeszcze dwa rozdziały, więc warto poczekać. Dajcie znać, jak dotychczasowe wrażenia.
Prawdopodobnie po świętach zostanie opublikowany kolejny rozdział „To, co jest między nami”. W przerwie świątecznej planuję tłumaczenie i publikację „Bezwględnej gry”, ale nie wiem dokładnie kiedy. Na razie chcę się nacieszyć świąteczną gorączką i przebywaniem z rodziną, którą widuję tak rzadko.
Korzystając z okazji, życzę wszystkim wesołych świąt spędzonych w gronie najbliższych, góry prezentów, radości, szczęścia i wszystkiego dobrego w Nowym Roku 2026! Oby był lepszy i bardziej owocny niż obecny. Najlepszego!
To tyle. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!