Tytuł
oryginału i link: Her Divorce, His Forever
Autor
oryginału:
naarna
Autor
tłumaczenia:
Arcanum Felis
Zgoda na
tłumaczenie:
jest
Beta: Acrimonia
Fandom: Harry Potter
Para: Draco
Malfoy/Hermiona Granger
Status: Miniaturka
(liczba słów: 4009)
Gatunek:
hurt/comfort/romance
Klasyfikacja: T
Opis: Świeżo
rozwiedziona Hermiona opuszcza kraj i wyjeżdża do południowej Francji,
wspominając sobie błędy, które popełniła. Opowiadanie jest kontynuacją „Jej
ślub, jego pogrzeb”.
Wolna. Była wolna. Czy tak właśnie
odczuwa się wolność? Hermiona po raz kolejny przeczytała dokumenty spoczywające
w jej dłoniach, które otrzymała zaledwie dwa dni temu przez sowę. Teraz były
już dość wymięte i nawet rozdarte w kilku miejscach w wyniku kilkukrotnego
czytania; musiała się upewnić, że to nie sen. Gdy je dostała, poczuła jedynie
ulgę i natychmiastowy ucisk w sercu. Tak, odetchnęła z ulgą, że skończył się
ten koszmarny publiczny rozwód, większość Weasleyów nadal uważała ją za członka
swojej rodziny. W głębi serca odczuwała rosnącą potrzebę porzucenia wszystkiego
— swojej pracy, rodziny, przyjaciół, po prostu wszystkiego — aby zrobić sobie przerwę.
W dowolnym miejscu na ziemi, byle nie w Anglii. Gdziekolwiek, choć w
rzeczywistości myślała o czymś konkretnym. Ciągle zaprzątało jej to myśli,
czuła, że właśnie tam powinna się znaleźć, dlatego postanowiła wybrać się na
wycieczkę. Do niego. Na Merlina, praktycznie błagała Lunę, aby jej powiedziała,
gdzie teraz przebywał, prawie na kolanach!
Westchnęła. Luna go chroniła; dopiero
wtedy, gdy Hermiona pokazała jej papiery rozwodowe i przyznała się do błędu, ta
postanowiła jej powiedzieć. Widać było, że robiła to niechętnie, ponieważ
prosiła, by była ostrożna. Właśnie dlatego siedziała teraz w Szybkobieżnym
Pociągu z Paryża do Tulonu znajdującego się na francuskim wybrzeżu Morza
Śródziemnego. Zarezerwowała wycieczkę zaraz po otwarciu biura podróży.
Hermiona wyjrzała przez okno i
obserwowała krajobraz. Wyjechali z Paryża około godzinę temu, ale nadal padał
deszcz, choć nie tak silnie jak wcześniej. Francja była pięknym krajem, jeśli
miało się możliwość jazdy pociągiem, choć sam transport publiczny tutaj nie należał
do najlepszych. Mimo to Hermiona uwielbiała podróżować w ten sposób — zawsze go
wybierała — ponieważ miała czas na zadumę i pozwalała sobie na dryfowanie wśród
myśli. A w tym momencie desperacko potrzebowała czasu, aby wszystko ułożyć w
swojej głowie. Czarodzieje nigdy tak naprawdę nie rozważali tego aspektu, kiedy
przemieszczali się z jednego miejsca do drugiego; zawsze znikało się
natychmiast w jednym, a chwilę później pojawiało się gdzieś indziej, prawie nie
przejmując się odległościami między tymi nimi. Nie było czasu na przygotowanie
swojego umysłu, na analizowanie myśli. Kilka kropel deszczu uderzyło w okno,
szare niebo zakryte ciężkimi chmurami nieco pasowało do jej nastroju. Hermiona
westchnęła i wyjęła z torebki butelkę wody, a także jedną z kanapek, które
kupiła na stacji w Paryżu, gdy czekała na pociąg. Jej francuski nie był na
wysokim poziomie, ale była w stanie coś kupić. Uśmiechnęła się lekko na
wspomnienie sprzedawcy śmiejącego się z jej próby mówienia po francusku;
starała się mówić powoli, a potem wskazywała wyświetlacz na wadze. To była dość
upokarzająca chwila — najmądrzejsza czarownica swojego roku, która powinna
wiedzieć wszystko, nie umiała mówić po francusku. Szybko jednak zrezygnowała z
kanapki i jedynie napiła się wody.
— Ach, mademoiselle, toujours là... —
Kontroler przeszedł obok jej bagażu, robiąc obchód po pociągu po raz pierwszy,
odkąd wyjechali z Paryża.
Hermiona tylko grzecznie się do niego
uśmiechnęła, z roztargnieniem bawiąc się butelką wody i obserwując, jak
mężczyzna kontynuował swój spacer przez wagony. Uśmiechał się do każdego
pasażera, którego mijał, czasami pytał, czy wszystko w porządku, zwłaszcza gdy
natknął się na rodzinę. Wydawał się przyjazny, zaledwie kilka lat starszy od
niej samej; zaokrąglony z ciemnymi blond włosami i kilkoma zmarszczkami wokół
oczu, które ukazywały się za każdym razem, gdy na jego twarzy pojawiał się
uśmiech. Mogła mieć tylko nadzieję, że pewnego dnia wokół jej oczu pojawią się
takie zmarszczki, chociaż w obecnej chwili nie miała wielu okazji do radości.
— Mademoiselle. — Kontroler zrobił
rundkę i usiadł w przedziale naprzeciwko niej, ponieważ był jednym z pierwszych
w wagonie. Jego uśmiech był przyjazny, gdy patrzył na nią, jakby uważnie ją
obserwował. — Vous avez l'air triste, mademoiselle, vous êtes bien?
Hermiona uśmiechnęła się do niego; nie
miała ochoty na rozmowę, ale z tego, co zrozumiała, pytał, czy wszystko z nią w
porządku.
— Na...naprawdę przepraszam, ale
bardzo słabo znam francuski…
— Ach, une Anglaise — odpowiedział
ciepłym głosem.
To zdecydowanie zrozumiała, dlatego
szybko przytaknęła.
— Przepraszam.
— Nie ma sprawy — odpowiedział z
zaskakująco lekkim francuskim akcentem. — Chciałem tylko powiedzieć, że
wyglądasz… jak to się mówi po angielsku? Triste?
— Smutno? — zaproponowała Hermiona,
odkładając butelkę wody i dokumenty rozwodowe; nie musiał ich widzieć.
— Ouais, właśnie tak. Smutno. Wszystko
w porządku?
— Tak, jest dobrze. Dziękuję, to
bardzo miłe, że pan pyta — odpowiedziała. — Chciałabym zostać teraz sama, muszę
trochę pomyśleć.
Przytaknął ze zrozumieniem, nawet jego
uśmiech zmienił się na bardziej sympatyczny.
— Zostawiłaś kogoś.
— Tak.
Znowu westchnęła i wróciła do
patrzenia przez okno. Miał rację, zostawiła kogoś, kogoś, kto udowodnił, że był
niewłaściwym wyborem. Zabrało jej to dwa lata małżeńskiego szczęścia, cztery
lata starań, aby się udało i kolejny, niekończący się rok, podczas którego
uzyskała rozwód. Patrząc wstecz, znów bolało, gdy uświadomiła sobie, że
wszystkie próby, które podejmowała, aby jej małżeństwo z Ronem miało sens, były
bezużyteczne. Podstawowy problem stanowiły różnice w ich życiowych ambicjach.
Ona koncentrowała się na karierze i wiedziała, że może zajść daleko, podczas
gdy Ron to typ domatora, który zadowalał się obecną pozycją aurora, po tym jak pomagał
swojemu bratu w sklepie. Był dobry w swojej pracy, zwłaszcza gdy współpracował
z Harrym, nie koncentrował się, tak jak ona, na tym, aby zrobić coś ze swoim
życiem po tej przeklętej wojnie. Nadal cieszyła go wciąż trwająca sława za
bycie członkiem Złotego Trio — czegoś, co ona z biegiem czasu znienawidziła — a
także ze swojej pracy i jej jako swojej żony. Ale to stanowiło największy
problem. Cieszył się, bo w tym momencie miał wszystko, czego chciał od życia. I
w tej radości zapomniał o niej. Hermionę zaskoczył ryk, który wydobył się z jej
ust na samą myśl o tym. Zaczął jej nie doceniać, wymagał jej poparcia dla jego
pracy jako aurora, pomimo jej dobrze prosperującej kariery kazał wypełniać
prace domowe. Pieprzony, leniwy drań! Nawet rozmowa z Molly pomogła na krótką
metę, ale przynajmniej ona zawsze była po jej stronie, nawet podczas rozwodu.
Była jej bardzo wdzięczna za wsparcie podczas tego roku. Hermiona wzięła łyk
wody, gdy zaczęło ją drapać w gardle.
Molly miała wystarczającą ilość
miłości dla wszystkich i niespodziewanie to właśnie jej Hermiona zwierzyła się
z obaw o ciąży, gdy spóźniał jej się okres. Wszyscy mieli już absolutnie urocze
dzieci, uwielbiała być ich ukochaną ciocią, ale sama nie czuła się gotowa na
posiadanie swoich. Wiedziała, że wtedy musiałaby zrezygnować z kariery. Nie
chciała doprowadzać do sytuacji, kiedy to tylko Ron jako jedyny przynosiłby
pieniądze do domu. Dlatego właśnie udała się do uzdrowicielki, aby upewnić się
i wziąć eliksir Spokojnego Sumienia, żeby uniknąć przerażającej wizji ciąży.
Molly była jedyną osobą, która o tym wiedziała i nigdy nie wydawało się, że
miała z tym jakikolwiek problem — powiedziała, że rozumie, iż Hermiona jest
przeznaczona dla większych rzeczy. To Ron oszalał, gdy dowiedział się o
eliksirze. Zamieniło się to w największą kłótnię z prawie połową rodziny,
ponieważ Ron od dawna oczekiwał, że będzie miał dzieci, gdy się ożeni. Nie
rozumiał, o co jej chodziło, nawet gdy Ginny próbowała przemówić mu do rozumu.
Wtedy wszystko zaczęło się sypać. To był decydujący dzień, ponieważ tego dnia
wyprowadził się z ich sypialni.
Hermiona szybko wytarła pojedynczą łzę
z policzka, myśląc o tych wszystkich momentach, które sprawiały, że czuła się
jednocześnie zła i smutna, prawdopodobnie nie pomyślałaby o tym bez emocji.
Wiedziała, że nie może. A potem nadszedł ten okropny dzień, gdy Harry
powiedział jej, co się wydarzyło, gdy wszedł do pracy prawie rok temu. Tego
dnia Ron ośmielił się pocałować swoją sekretarkę z większą pasją niż powinien,
będąc żonatym — domyślała się, że Harry próbował zachować dla siebie
najbardziej bolesne szczegóły, ale mimo to powiedział jej, kipiąc ze złości, że
niektóre części ich garderoby leżały na podłodze. Tego samego dnia wyrzuciła go
z domu, na oczach wielu sąsiadów, pozwalając sobie na ukazanie całej
frustracji, którą tłumiła w sobie przez wszystkie lata. Poinformowała także
Molly o tym, co odważył się zrobić jej syn, wiedząc doskonale, że kobieta nie
akceptowała tak niemoralnego zachowania ze strony któregoś z jej dzieci.
Hermiona uśmiechnęła się na myśl o rozmowie Molly z jej synem o czymś więcej
niż zdrada swojej żony. Następnego dnia złożyła pozew o rozwód, biorąc dzień
wolny, aby mieć wystarczająco czasu na papierkowe sprawy. Teraz poczuła ulgę,
że miała ten bałagan za sobą.
— Martin. — Krótkofalówka umieszczona
na pasie kontrolera zaczęła szeleścić, odciągając Hermionę od rozmyślań. — Il y
a une problème avec la machine...
— Qu'est-ce qu'il y a? — zapytał
kontroler profesjonalnym głosem, a potem wsłuchał się uważnie, gdy maszynista
mówił mu, co się dzieje. — Merde — wymamrotał i wstał, aby użyć telefonu za jej
przedziałem.
Hermiona słuchała i była bardzo
zaskoczona, że mężczyzna przekazywał pasażerom wiadomość po angielsku w miłym
dla ucha akcencie, co sprawiło, że na jej twarzy pojawił się uśmiech.
Najwyraźniej maszynista musiał podjechać do następnej wioski, żeby sprawdzić
silnik, ale nie wyglądało to na poważną usterkę. Wyciągnęła nogi i przetarła
twarz. Dlaczego do diabła stało się to dzisiaj? Czy dokonała złego wyboru?
Westchnęła i wsunęła głowę między ręce, ponownie patrząc przez okno. Być może
nie powinna się ukrywać ze swoimi uczuciami i do niej należało wykonanie
pierwszego kroku, a nie do Draco. Draco.
— Voilà, mademoiselle. Un café.
Wyglądasz, jakbyś jej potrzebowała. — Kontroler ponownie pojawił się obok niej
razem z kawą, którą przyniósł ze stacji. Usiadł na swoim poprzednim miejscu,
posyłając jej ciepły uśmiech.
— Merci. — Hermiona delektowała się
zapachem; pachniała jakby ktoś ją dopiero przyrządził. Wzięła ostrożny pierwszy
łyk, bojąc się oparzenia. Nie tylko pachniała przyzwoicie, ale nawet dobrze
smakowała.
— Jestem Ben, widzę, że znasz trochę
francuski, mademoiselle — zauważył rozbawionym tonem, unosząc kubek w cichym
toaście.
Uśmiechnęła się lekko.
— Właśnie o to chodzi, trochę się
boję. — Trzymając kubek w dłoniach, wzięła kolejny łyk, czując kawę w przełyku.
— Jak to możliwe, że tak dobrze mówisz po angielsku? Spotkałam kilku Francuzów
i wszyscy mieli dość charakterystyczny akcent. — Była tym nieco zainteresowana,
bo przynajmniej przez chwilę nie musiała bić się ze swoimi myślami.
— Ben — zaczął, uśmiechając się do
niej z zakłopotaniem w momencie, gdy pociąg kontynuował swoją podróż na
południe. — Miałem kiedyś partnera, który pochodził z Anglii i właśnie od niego
się uczyłem. — Wzruszył ramionami, upijając kawę. — Zostawiłaś kogoś?
Skinęła głową, ukrywając zraniony
wzrok za kubkiem.
— Rozwiodłam się. To było bolesne i
potrzebuję przerwy.
— Ouais, rozumiem. To boli.
— Trochę tak — szepnęła.
— Będzie dobrze — odpowiedział,
starając się trochę ją pocieszyć.
— Mam nadzieję.
Wzdychając po raz kolejny, Hermiona
wróciła do swej poprzedniej pozycji, patrząc przez okno. W sumie kawa trochę
podniosła ją na duchu, ale przypomniała sobie, dlaczego tak naprawdę siedziała
w pociągu w drodze do Tulonu. Nie chodziło o to, żeby gdzieś wyjechać ani też
aby uciec przed czymś lub przed kimś. Myśl, która zrodziła się w jej głowie
spowodowała, że na ustach pojawił się lekki uśmiech. Draco. Bogowie, jak za nim
tęskniła przez te wszystkie lata! Jak się teraz miewał? Co robił? Czy będzie
chciał z nią porozmawiać, czy powinna go szukać w Tulonie? Czy nadal czuł się
skrzywdzony? Nie dała mu znać, że przyjedzie, bojąc się, że może nie chcieć jej
zobaczyć. Mimo to wciąż odczuwała nieodpartą chęć, by go ujrzeć. W tej chwili
był jedyną dobrą rzeczą, która spotkała ją w tym bałaganie, jakim było jej
życie. Tęskniła za nim, właściwie za wszystkim, co było z nim związane. Tak
bardzo doceniła ich ciężko wywalczoną przyjaźń, że jego wyjazd złamał jej
serce. Od tego czasu brakowało jej nie tylko rozmów z nim, ale także
inteligentnego przekomarzania się, a nawet jego ciągłych uwag na temat jej
włosów.
Z uśmiechem na ustach przypomniała
sobie, jak zostali umieszczeni w jednym gabinecie, gdy zaczynali pracę w ministerstwie.
Na początku naprawdę nie mogli ze sobą wytrzymać, rzucali docinkami w siebie
nawzajem podczas burzliwych kłótni, obydwoje chcieli mieć to ostatnie słowo.
Hermiona zachichotała na samą myśl, żadne z nich nie hamowało się w tamtym
czasie. Kiedy wszystkie obelgi zostały wypowiedziane, wszystkie klątwy rzucone,
a cała frustracja i gniew związane z wojennymi doświadczeniami wyparowały,
wreszcie byli w stanie zapomnieć o przeszłości i zakolegować się. Dopiero
później przyszła przyjaźń, głównie przez ich pracę. Zajęło to raptem kilka dni.
Jej przyjaciele potrzebowali więcej
czasu, ale ostatecznie został w pełni zaakceptowany przez wszystkich. Myśląc o
tamtych chwilach, uświadomiła sobie, że Draco zawsze o nią dbał, w rozmowach starał
się być zabawny i szczery oraz zdecydowanie bardziej dyskretny w konfrontacjach
z jej przyjaciółmi. Potem przyszedł czas, kiedy awansowała na szefa Biura
Relacji z Mugolami, aby kierować dużym projektem. Była tak dumna, że otrzymała
stanowisko, w którym będzie mogła zrobić coś dobrego; zwróciła się wtedy z
prośbą o przeniesienie Draco, wiedząc, że nudziłby się bez niej, nie mając
rozrywki od czasu do czasu.
Tego wieczoru wybrali się na drinka,
aby uczcić jej nową posadą, opowiedziała mu o swoich planach, pomysłach. To był
wspaniały wieczór i — z perspektywy czasu — była w stanie zauważyć, że oboje
flirtowali ze sobą tymi niewinnymi spojrzeniami i niewielkimi gestami, które
ich zbliżały do siebie. Zadbał nawet o to, żeby nieco wstawiona bezpiecznie dotarła
do domu, co doprowadziło do tego, że prawie całowali się na schodach
prowadzących do jej mieszkania. Po aportacji straciła równowagę, a on
powstrzymał ją przed upadkiem, przyciągając do siebie na odległość kilku cali.
Hermiona wzdrygnęła się, gdy przypomniała sobie jego oczy w tamtym momencie;
zrobiły się ciemniejsze, gdy niemal prześwietlał ją wzrokiem. Teraz, kilka lat
później, wiedziała, że powinna była pocałować go tamtego wieczora. Gdyby tylko
go pocałowała! Ale jej podniecenie zaistniałą sytuacją trochę ją
zdezorientowało, a w głowie plątało się milion pytań bez odpowiedzi.
Wypiła do końca kawę i wyrzuciła pusty
kubek do małego kosza pod stołem, zauważając kontrolera, który siedział w
przeciwległym przedziale, zajmując się jakimś urządzeniem. Przynajmniej pogoda
nieco się poprawiła, choć niebo było zachmurzone, ale gdzieniegdzie dawało się
dostrzec nawet niebieskie prześwity. Odgarnęła kosmyk włosów z twarzy i dalej
patrzyła przez okno na pagórkowaty krajobraz. Francja to cudowny kraj, w którym
można było podróżować pociągami. Pomyślała, że pewnego dnia powinna wybrać się
na wycieczkę tymi regionalnymi, aby obejrzeć wioski, które mijali. A może
wreszcie powinna nauczyć się prowadzić samochód i zdecydować się na podróż
przez Francję? Uśmiechnęła się na samą myśl.
Krótkofalówka znów trzasnęła i
usłyszeli głos maszynisty.
— Encore une fois? — zapytał
kontroler, brzmiąc nieco zirytowany.
Wymienił kilka słów z maszynistą,
których Hermiona nie zrozumiała, ale z tonu jego głosu domyśliła, że nie był
zadowolony z powodu tej dyskusji. Kilka sekund później wstał, ponuro
przeklinając, by wydać kolejne oświadczenie.
Hermiona uśmiechnęła się raz jeszcze,
gdy usłyszała znajomy angielski akcent. Była pewna, że była jedyną osobą w
pociągu, która nie pochodziła z Francji, ale mimo to uznała to za miła odmianę.
Musieli zrobić kolejny nieplanowany postój. Najwyraźniej maszynista chciał
sprawdzić silnik — lub coś, co było uszkodzone — jeszcze raz i dlatego
zatrzymywali się na najbliższej stacji.
Na szczęście postój nie trwał zbyt
długo, a kontroler wkrótce wrócił na swoje miejsce z kolejnymi kubkami świeżo
zaparzonej kawy, wyglądając, jakby stresował go fakt, że pociąg znowu ruszał
oraz to, że musiał być w kontakcie z główną stacją kontroli.
— Co się stało? Mówiłeś coś o problemach
technicznych? — zapytała, studząc swoją kawę; pachniała tak samo dobrze jak
poprzednia.
Kontroler przytaknął i westchnął
głęboko.
— Maszynista powiedział mi, że jakieś
światło migotało i musiał sprawdzić silnik. C'est la merde, ponieważ teraz mamy
spore opóźnienie. Ale czego można oczekiwać? To publiczny francuski transport…
— Uniósł kubek z kawą w cichym toaście. — Wyglądasz trochę lepiej. Widzę
niewielki uśmiech na twojej twarzy.
Pokiwała głową.
— Kawa pomogła, ale nie musisz mi jej
przynosić — odpowiedziała, biorąc kolejny łyk.
— Ach, bon, gdy widzę kogoś tak
smutnego jak ty, zawsze staram się go trochę rozweselić. To stary nawyk i
dzięki temu podróż w pociągu mija szybciej. Ale nie martw się, je suis marié. —
Z szerokim uśmiechem, uniósł dłoń, ukazując obrączkę ślubną. — Jestem bardzo
szczęśliwy.
— Mimo wszystko, dziękuję.
— De rien. — Upił łyk kawy. — Alors,
mogę cię o coś spytać?
Hermiona przyglądała mu się przez
chwilę, wciąż nie będąc z nastroju do rozmowy, a zwłaszcza o tym, co, jak
sądziła, chciał wiedzieć. Mimo wszystko skinęła głową.
Błysnął ciepłym uśmiechem.
— Masz nadzieję znaleźć kogoś w
Tulonie, prawda?
Przytaknęła powoli.
— Kogoś, kogo nie widziałam przez lata
— przyznała cicho i odwróciła głowę.
Nie, zdecydowanie nie chciała rozmawiać
o Draco. Kątem oka dostrzegła, że mężczyzna zrozumiał jej zachowanie i nie
zadawał dalszych pytań. Westchnęła smutno, zaskoczona, że zabolała nawet sama
próba rozmowy o Draco.
Ostatni raz widziała go w Boże
Narodzenie krótko po swym ślubie i nigdy nie zapomniała spojrzenia w jego
oczach — smutnego, rozpaczliwego, ale wciąż pełnego miłości. Czy to naprawdę
zaczęło się tego wieczoru, gdy świętowali jej awans i jej własne biuro, jak to
wspomniał na tabliczkach? Dlaczego nie powiedział czegoś wcześniej? Dlaczego
nawet nie próbował jej zapytać po tym wieczorze? Zawsze wydawał się taki pewny
siebie i tego, czego pragnął. Ale nie w tej sprawie. Czy uważał ją za niegodną
pójścia z nim na randkę? A może czekał na jakiś wyraźny znak od niej, którego
nigdy nie dała? Był dla niej bardzo ważny, robił dla niej tak wiele, choćby
przynosząc codziennie rano ulubioną kawę i przez kilka minut z rana
przekomarzając się z nią, nim zabrali się za pracę. Potrafił wysłuchać jej
chaotycznych opowieści, gdy potrzebowała kogoś, kto mógł po prostu być, a od
czasu do czasu drwić z sytuacji. Zawsze uwielbiała jego sarkazm w takich
momentach, bo zazwyczaj pomagało jej to odzyskać balans. Między nim naprawdę
się układało i miała ogromną nadzieję, że zaprosi ją na randkę, aby powstało
jeszcze więcej chemii między nimi. Może powinna zrobić pierwszy krok, podążać
za głosem serca — tak, być może powinna była tak postąpić. A wtedy…
Wtedy wszystko się skomplikowało. Ron
zaprosił ją na randkę, mówiąc w swój własny sposób, że podobała mu się od czasów
wojny, zgodziła się, bo także coś do niego czuła — również od czasów Hogwartu.
Z perspektywy czasu wszystko wydarzyło się za szybko i nagle zaczęła spotykać
się z Ronem, jednocześnie zapominając o Draco. Skrzywiła się na to wspomnienie.
Traktowała go jak przyjaciela! Czy była dla niego niesprawiedliwa? Westchnęła.
Odkąd złożyła pozew o rozwód i rozpoczął się ten upokarzający proces, dużo
myślała o straconej szansie z Draco, a także obietnicy bezwarunkowej miłości w
jego oczach. Im więcej o tym rozmyślała, tym bardziej zdawała sobie sprawę z
faktu, że była głupia, pozwalając mu odejść, teraz była bardziej niż chętna
oddać mu swoje serce, jeśli nadal tego chciał.
Kolejne ogłoszenie odciągnęło Hermionę
od rozmyślań; kontroler oznajmił, że przybyli do Awinionu — dało to sygnał, że
została tylko jedna stacja do Tulonu. Wyjrzała na zewnątrz, chmury prawie
zniknęły, pozostało tylko kilka upartych przybierających czerwony odcień,
ponieważ słońce powoli zachodziło — prawdopodobnie będzie ciemno, gdy dotrą do
Tulonu, ale nie powinna się spóźnić na meldowanie w hotelu, którego adres
zapisała w pośpiechu. Nie wiedziała wiele o Awinionie, ale pamiętała, że słynął
z mostu, o którym wspomina francuska piosenka dla dzieci. Może za kilka dni
mogłaby się tu wybrać na wycieczkę i obejrzeć ten most jak prawdziwy mugolski
turysta? Uśmiechnęła się szeroko na sam pomysł. Tak, czemu nie? Mając to na
myśli, zamknęła oczy i pozwoliła sobie dryfować wśród snów.
***
— Mademoiselle, réveillez-vous!
— C...co? — Hermiona poderwała się ze
swej pozycji, otwierając oczy i wpatrując się w rozbawioną twarz kontrolera,
który ją obudził. Po chwili uświadomiła sobie, że zasnęła w przedziale uśpiona
odgłosem turkotu wagonu.
Uśmiechnęła się do niego nieśmiało,
zanim się podniosła.
— Za kilka minut dojedziemy do Tulonu,
mademoiselle — poinformował ją mężczyzna, cofając się o krok, a na jego twarzy
pojawiły się charakterystyczne radosne zmarszczki wokół oczu.
— M...merci. Przepraszam, zasnęłam.
— Nie przejmuj się. Przynajmniej
uśmiechałaś się we śnie.
Uśmiechała? Nigdy tak naprawdę nie
pamiętała swoich snów, tylko czasami rano czuła się trochę dziwnie, ale tym
razem czuła się lepiej, pełna nadziei. Na zewnątrz niebo było ciemne, ozdobione
błyszczącymi gwiazdami. Kąciki jej ust unosiły się nieznacznie, kiedy zaczęła
pakować swoje rzeczy — niedojedzoną kanapkę, pustą butelkę z wodą i dokumenty.
Wylądowały na dnie torby podróżnej — nie musiała dłużej na nie patrzeć i wracać
do przeszłości, którą miała już daleko za sobą. Przyjechała tu w innym celu: aby
szukać nowych możliwości i sprawdzić, czy to miasto przyniesie jej szczęście.
Odnalazła w kieszeni kurtki adres hotelu, po czym wstała, nakładając torbę na
ramię.
— Alors, mademoiselle, Toulon, gare
terminus. — Szeroko się uśmiechając, pozwolił jej przejść i towarzyszył jej aż
do drzwi, gdzie czekali inni pasażerowie, nawet rodzina z dwójką małych dzieci.
Wyszła na zewnątrz z pomocą
kontrolera.
— Merci. Zwłaszcza za kawę —
powiedziała, gdy wreszcie stanęła na peronie. — Nawet jeśli sprawiałam mylne
wrażenie, to wiele dla mnie znaczyło…
— Do usług — odparł mężczyzna
skinięciem głowy. — Po prostu daj mu znać o… o twoich uczuciach, dobrze? —
dodał, jeszcze bardziej radośnie, gdy przytaknęła, po czym wrócił do pracy,
rozglądając się po peronie, aby upewnić się, że wszyscy pasażerowie bezpiecznie
wysiądą z pociągu.
Po głębokim wdechu i szybkim
rozejrzeniu się Hermiona podążyła za innymi do wyjścia. Ulżyło jej, że w końcu
dotarła; czuła zapach soli unoszący się w powietrzu i natychmiast przed oczami
pojawił się obraz spaceru boso po plaży i wpatrywania się w morze. W końcu
Tulon był jednym z większych miast wybrzeża Francji — przynajmniej takie
informacje znalazła przed wyjazdem z Londynu do Paryża. Może kilka dni
spędzonych na plaży dałoby jej wystarczająco dużo czasu, aby wymyślić, jak
porozmawiać z Draco, co mu powiedzieć, by przeprosić za swe zaślepienie kilka
lat temu. Sama rozmowa z nim byłaby miłym początkiem, aby odbudować ich
przyjaźń. Mając tę myśl na uwadze i pełen nadziei uśmiech na ustach, przeszła
przez korytarz, idąc za wszystkimi, zmierzała w stronę wyjścia na ulicę,
uważając żeby inni nie wpadli na jej torbę podróżną. Zrobiła tylko kilka kroków
na zewnątrz, gdy uderzył ją odgłos ruchliwej ulicy, wtedy poczuła dłoń na swym
ramieniu. To był delikatny dotyk, ale sprawił, że podskoczyła i poczuła
łopotanie w klatce piersiowej; wstrzymując oddech, powoli odwróciła się,
gotowa, aby na wszelki wypadek się obronić. Ale wtedy…
Jej serce zatrzymało się na sekundę,
gdy głośno westchnęła, widząc, kto stał przed nią. Draco.
Pozwolił swojej ręce opaść na jej
ramię, delikatnie dotykając obnażonej skóry. Po tych wszystkich latach kształt
jego twarzy się zmienił, nawet zmiękł, cera przybrała brązowy odcień, przez co
wciąż platynowe włosy wyróżniały się jeszcze bardziej niż gdy nosił je w
krótszy, bardziej swobodny sposób. Jego oczy miały wyraz nieodgadniętego
zdziwienia, wręcz czuła niewypowiedziane pytanie. Nie odezwał się nawet słowem,
tylko spojrzał na nią, po cichu żądając odpowiedzi.
Hermiona
położyła torbę podróżną na ziemię, między stopami; wiedziała, o co mu chodziło,
po prostu nie mogła znaleźć słów. Zamiast tego delikatnie złapała go za rękę i
splotła palce z jego; nie mogła się powstrzymać przed nieśmiałym uśmiechem.
Ten
prosty gest był wszystkim, czego potrzebował i natychmiast chwycił ją mocno za
rękę, pozwalając, by jego emocje eksplodowały po raz pierwszy. Oddając pełen
nadziei uśmiech, zrobił krok do przodu, skracając odległość między nimi.
Hermiona poczuła ulgę przebiegającą
przez jej ciało w odpowiedzi na jego reakcję; tak się bała, że nie będzie
chciał jej widzieć, że za bardzo go zraniła przez te wszystkie lata. A jednak
był tutaj, jakby nic się nie zmieniło — czekał na nią. Wolną ręką wytarła oczy,
przez które wypływały wszystkie jej emocje tłumione od czasu rozwodu, pierwszą
była ulga.. Chciała coś powiedzieć, przyznać, jaka była głupia i że jest jej
przykro z powodu wszystkiego i… I… Nie, nie mogła wyrazić słowami tego, co
teraz czuła, było tego zbyt wiele. Mogła tylko się uśmiechać do niego i ścierać
łzy płynące po jej policzkach.
Puścił jej dłoń, aby delikatnie ująć
jej twarz, przechylając lekko głowę w górę i z wielkim zadowoleniem wytarł z
policzków jej uparcie lecące łzy.
Hermiona wstrzymała oddech pod wpływem
jego dotyku, był to pieszczotliwy gest, a ona wręcz tonęła w jego
hipnotyzującym spojrzeniu, które było przepełnione uczuciami. Sprawiło, że po
jej ciele przebiegł dreszcz, mogła to zrobić lata temu, ale lepiej późno niż
wcale. W odpowiedzi na jego delikatne dłonie oplatające jej twarz, uniosła
swoje ręce do jego i delikatnie dotknęła policzków, uśmiechając się lekko, gdy
zamknął oczy w odpowiedzi na jej dotyk.
Kilka chwil później znów otworzył oczy
i pozwolił swojemu kciukowi dotknąć jej warg, zanim pochylił się do jej poziomu
i złożył pierwszy delikatny pocałunek na jej ustach.
— W końcu — wyszeptał, a jego głos się
załamał.
Kolejny pocałunek był głębszy,
łapczywy, aż krzyczał, jak bardzo domagał się jej ust, właściwie to wszystkiego,
co tylko mogła mu dać.
Hermionę zmiażdżyły emocje, które wlał
w ten pocałunek — miłość, którą wciąż do niej czuł po tylu latach, ból, przez
który przeszedł, odrodzoną nadzieję, a przede wszystkim ulgę, że nie czekał na
próżno. Zapominając o wszystkich wokół nich, przyciągnęła go do siebie i
zaczęła całować z pasją. Dotyk jego ust, jego język w jej ustach był taki
elektryzujący, gdy się w niej zagłębiał, a ona w końcu pozwoliła mu na
przejęcie swojego serca. Tak, w końcu to było dobre słowo.
___________
Witajcie :) w ten wigilijny wieczór publikuję miniaturkę, którą przygotowałam specjalnie na tę okazję. Równo dwa lata temu pojawiła się tutaj pierwsza część i zapewne większość z Was dobrze ją pamięta. Ta miniaturka ma w sobie o wiele więcej zadumy i przemyśleń, więc idealnie komponuje się ze świątecznym nastrojem. Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Korzystając z okazji życzę Wam wesołych, rodzinnych i serdecznych świąt Bożego Narodzenia, spędzonych z najbliższymi. Odpoczywajcie podczas przerwy świątecznej i ładujcie akumulatory na Nowy Rok. Wszystkiego najlepszego!
Mam Cię! Znalazłam kolejną osobę, którą kojarzę z dawnych lat blogosfery! Bardzo się cieszę, że całkiem niedawno coś tutaj dodałaś. Mam nadzieję, że już niedługo znowu coś opublikujesz, a ten komentarz nie zniknie w odmętach internetu nigdy przez nikogo nieprzeczytany!
OdpowiedzUsuńŚciskam,
https://precious-fondness.blogspot.com/