Listopad 1996
Wrzące
kociołki rozgrzewały całą klasę. Włosy Hermiony zdawały się puszyć z każdą
sekundą bez względu na to, ile Ulizannej użyła.
Eliksir
frustrował ją do granic możliwości. Nie zmieniał się tak, jak powinien, i
doprowadzał ją do szału. Rozglądając się po sali, nieco się uspokoiła, widząc,
że większość uczniów ma problemy z warzeniem. Za to Harry radził sobie świetnie
— ku uciesze Slughorna — tak, jak Malfoy, ale on nie wydawał się zwracać na
siebie zbytniej uwagi nauczyciela. W każdym razie, nie to żeby tego chciał.
Hermiona
zmrużyła oczy. Malfoy zachowywał się dość dziwnie, odkąd wysiedli z pociągu we
wrześniu i coś z nim było nie tak. Wiecznie zamyślony, ponury i nawet nie
wydawał się zainteresowany drwinami z niej, Harry’ego czy Rona.
Harry
był przekonany, że został Śmierciożercą w czasie wakacji, ale Hermiona uważała
tę myśl za dość śmieszną. Był tylko chłopcem. Miał zaledwie szesnaście lat. Z
pewnością Voldemort poszuka bardziej doświadczonych zwolenników, zanim zacznie
wybierać spośród nastolatków z Hogwartu.
W
pewnym sensie bolało ją serce z tego powodu. Nie żeby się nim przejmowała, czy
nawet go lubiła, ale w końcu był
tylko chłopcem. Czuła, że cierpi, więc część niej chciała po prostu podejść i
zapytać, jak się czuje. Może go przytulić — Merlin wiedział, że wyglądał, jakby
tego potrzebował. Zastanawiała się, jak to jest go przytulać; był o wiele
wyższy od niej, miał tak szerokie ramiona i wiedziała, że będzie pachniał…
Jego
blade, szare oczy uniosły się, by spotkać się z jej oczami i Hermiona prawie
przewróciła fiolkę soku Skaczących Pająków, gdy szybko odwróciła wzrok. Jej
serce waliło, a ręce drżały. Jakie to byłoby żenujące, gdyby zobaczył, że się
na niego gapi!
Może
to poczuł? Dlatego w ogóle na nią patrzył? Czy spojrzał w górę roztargnionym
wzrokiem, nie wiedząc, że ją tam znajdzie? A może zrobił to, by na nią zerknąć?
Sama
ta myśl sprawiła, że poczuła zawrót głowy, chociaż wiedziała, że nie powinna.
Był aroganckim dupkiem, tyranem; złamał nos Harry’emu w pociągu, nazywał ją szlamą, kiedy tylko mógł, i nigdy nie
przegapił okazji, żeby z kogoś zadrwić. Powinna go nienawidzić — nienawidziła! — ale też życzyła sobie,
żeby pewnego dnia ją po prostu złapał i powiedział, jak bardzo żałuje
wszystkiego, co jej zrobił. W tej fantazji nawet rzucił komplementem, że jest
piękna.
To
prawie ją rozśmieszyło. Zastanawiała się, co byłoby bardziej prawdopodobne —
Malfoy mówiący przepraszam, czy nazywający ją
piękną?
—
Och, panno Granger. — Profesor Slughorn przeszedł obok jej biurka z poważnym
wyrazem twarzy. — Co za rozczarowanie. Taka genialna czarownica, a jednak, jak
się wydaje, odniosłaś spektakularną porażkę.
Przełknęła
i zamieszała miksturę, a jej policzki płonęły.
—
Postępowałam zgodnie z instrukcją, proszę pana! W każdym kroku! Nie wiem,
dlaczego nie warzy się tak, jak powinien.
Slughorn
zmarszczył nos.
—
Cóż, to dziwne. Zobaczmy… — Wyciągnął szyję, by rozejrzeć się po lochu. — Ach!
Panie Malfoy, pana eliksir jest idealny! Czy mógłby pan powiedzieć, jaki błąd
popełniła panna Granger?
Gdy
Hermiona spojrzała w górę z przerażeniem, jej krew zamarzła.
Malfoy
zmarszczył brwi i zacisnął szczękę, a jego szare oczy wypełniły się pogardą.
—
Sądzę, że przeceniła swoje umiejętności.
—
No, no — zaśmiał się profesor — panna Granger jest doskonałą uczennicą. Nie
wątpię, że postępowała zgodnie z instrukcją w każdym kroku z najwyższą
starannością – a jednak eliksir nie jest taki, jaki powinien być. Pański jest,
panie Malfoy. Chyba że jest jakaś różnica w podręcznikach i zrobiłeś coś
inaczej. Podejdź i zobacz.
Malfoy
westchnął ciężko, a jego szarobrązowe brwi drgnęły, zanim zrobił krok ku jej
stanowisku.
Hermiona
prowadziła wewnętrzną walkę, żeby nie zdenerwować się jeszcze bardziej. Malfoy? Malfoy zamierzał jej pomóc? Absurd. Nie wiedziała, jak
oszukiwał, ale jakoś to robił. Harry miał swoją książkę, więc naturalnie Malfoy
posiadał coś jeszcze. Poczuła powiew jego świeżego zapachu, gdy się zbliżył, i
przełknęła ślinę. Zmienił się przez lato; zeszczuplał jeszcze bardziej niż w
zeszłym roku, a jego twarz wyglądała o wiele dojrzalej. Był… cóż, po prostu
niesprawiedliwie przystojny, a ona tego faktu nienawidziła. Próbowała zachować
spokój, patrząc na niego.
Spojrzał
na nią z pogardą i zajrzał do jej kociołka, pochylając się niebezpiecznie
blisko obok niej. Miał ściągnięte usta, gdy się odchylił.
—
Za dużo skrzydeł nocnych ciem.
Hermiona
zmarszczyła brwi.
—
Co? Nie! W instrukcji jest napisane piętnaście i tylu użyłam!
Zadowolenie
przemknęło przez twarz Malfoya i wzruszył ramionami.
—
Może powinnaś nauczyć się liczyć, Granger.
—
Umiem liczyć, dziękuję bardzo — warknęła i wyprostowała się. — Wstawiłam
piętnaście skrzydeł nocnych ciem. — Odwróciła się do Slughorna. — Piętnaście,
proszę pana. Przysięgam.
—
Cóż — wycedził Malfoy, a Hermiona wyczuła, że celebruje tę chwilę i jej
całkowite upokorzenie — to musiałyby być bardzo duże skrzydła nocnych ciem.
—
Zwykłe, letnie skrzydła, Malfoy — mruknęła, rzucając groźne spojrzenie.
—
Letnie skrzydła? — powtórzył Slughorn. — Och, moja droga, one są zdecydowanie
za duże. Pan Malfoy najwyraźniej miał rację. Tylko to nie kwestia ilości, ale
wielkości. Dziesięć punktów dla Slytherinu za spostrzegawczość, panie Malfoy.
Możesz wrócić na swoje stanowisko.
Spojrzenie
Malfoya przebiło się przez jej spojrzenie z triumfem, uśmiechnął się złośliwie
i wycofał do swojego biurka.
Policzki
Hermiony zapłonęły, gdy uparcie mieszała swój zrujnowany eliksir. Nadal czuła
na sobie wzrok Malfoya, a gdy podniosła głowę, by spojrzeć na niego gniewnie,
patrzył na nią złośliwie. Och, cieszył się z jej porażki, jakby dodawała mu
nowej energii i wigoru. Wyprostował się, przeczesał ręką jedwabiste włosy i na
moment jego dawne ja znalazło się w tej klasie.
Hermiona
odwróciła wzrok z powrotem do swojego kociołka, zażenowanie paliło ją od
środka. Nigdy by jej nie przeprosił. Nigdy by nie powiedział, że jest piękna.
Nienawidziła go, gardziła nim jak karaluchem, którym był, a jednak sam fakt, że
wciąż czuła na sobie jego palące spojrzenie, sprawiał, że jej kolana drżały.
~*~*~*~*~*~*~*~
Lipiec 2004
Biuro
Hermiony stanowiło chaotyczny bałagan notatek, teczek, dokumentów, jej zestawu
eliksirów i książek, więc za każdym razem, gdy ktoś ją odwiedzał, musiała
rzucić kilka zaklęć, aby zrobić miejsce, gdzie gość mógłby usiąść. Harry z
kolei był przyzwyczajony do jej bałaganu i po prostu bez pytania przeniósł stos
książek oraz dokumentów z krzesła na jej biurko, po czym po prostu usiadł.
Wypili
razem kawę, trochę porozmawiali o różnych rzeczach, ale jak to bywało w
większości rozmów, ta również zeszła na temat dzieci, ciąży i bezczelnie dużego
brzucha Ginny.
—
Mówię ci, Miona, to się stanie lada dzień. Ginny wygląda, jakby miała pęknąć, a
ja… no cóż, jestem cholernie zdenerwowany!
—
Nie martw się, Harry. — Hermiona uśmiechnęła się i oparła o biurko. — Będziesz
wspaniałym ojcem i dobrze o tym wiesz. — Uniosła ręce. — Poza tym to dziecko
będzie miało najlepszych wujków na świecie…
—
I oczywiście najlepszą ciocię na świecie.
Harry
uśmiechnął się i puścił oczko.
Hermiona
przewróciła oczami, ale nie potrafiła ukryć uśmiechu.
—
Cóż, oczywiście.
Harry
rozpromienił się i przechylił głowę na bok.
—
Jak się masz? — zapytał, mrużąc oczy. — Przez ostatni tydzień byłaś trochę
nieobecna.
Chłód
rozprzestrzenił się po jej piersi, gdy szybko pokręciła głową.
—
Co? Nie wiem, o czym mówisz, Harry. Wszystko ze mną w porządku.
—
Hermiono. — Mrugnął i użył tego cierpliwego tonu, który zawsze stosował, kiedy
wiedział, że ma rację. — Coś jest nie tak. Ginny też to zauważyła w zeszłą
niedzielę. Byłaś zbyt cicha.
Zmarszczyła
brwi i prychnęła.
—
Doceniam to, że moi przyjaciele się o mnie troszczą, ale zapewniam cię, że nic
się nie stało.
Nigdy
nie mogłaby mu powiedzieć prawdy. Czyż nie byłoby idealnie, gdyby wypaliła: Cóż, tak naprawdę, Harry, tak, coś jest nie
tak. W zeszły weekend Malfoy mnie przeleciał i nie jestem pewna, czy to było
całkowicie dobrowolne. Gdyby chciała to jeszcze bardziej rozwinąć, powinna
dodać: A teraz nie mogę przestać o tym
myśleć — właściwie myślałam o tym dziś rano pod prysznicem, podczas
masturbacji. I tak, ja też doszłam, jeśli się nad tym zastanawiasz. Tak, to
byłaby idealna odpowiedź.
Obserwował
ją zielonymi, błyszczącymi oczami. Oczywiście, że ją przejrzał. Znali się,
odkąd skończyli jedenaście lat. Znał ją lepiej niż ktokolwiek inny. Ale
podniósł ręce w geście poddania.
—
Dobrze. Skoro tak mówisz. — Westchnął i wstał. — Ale pamiętaj, że jeśli coś się
wydarzy, zawsze możesz ze mną porozmawiać.
—
Wiem. — Uśmiechnęła się, wzdychając. — Harry, obiecuję, że to nic.
—
W porządku — mruknął, przeczesując dłonią swoje potargane włosy. — Skoro tak
mówisz.
—
Tak.
Skinął
głową i wziął głęboki oddech.
—
Idziesz dziś do archiwum?
—
Tak. — Hermiona przytaknęła i zmarszczyła brwi. — W sumie idę tam teraz.
Potrzebujesz czegoś?
—
Tak, czy mogłabyś mi przynieść akta Donovana z tysiąc dziewięćset
dziewięćdziesiątego czwartego roku?
Hermiona
uniosła brew.
—
Wciąż nad tym siedzisz?
Harry
potarł bliznę. Robił to od czasu do czasu, jakby odruchowo, kiedy był
zamyślony.
—
To tylko przeczucie, ale nie zaszkodzi do tego wrócić. — Mrugnął. — Wiesz,
zawsze możesz pozwolić mi je skopiować.
Wpatrywała
się w niego beznamiętnie.
—
Dobrze wiesz, że nie mogę tego zrobić.
Zachichotał
i położył dłoń na klamce.
—
Tak, wiem.
Rzucił
jej ostatnie spojrzenie, zanim opuścił jej biuro, a Hermiona wzięła głęboki,
drżący oddech.
Musiała
usiąść, żeby się uspokoić, i zdała sobie sprawę, że trzęsą jej się ręce.
Miała
koszmar w zeszły piątek wieczorem, po powrocie z Taczki. Ten sam, który śnił
jej się regularnie od czasu wojny. Biegła przez las, a ciemna postać goniła ją,
śmiejąc się okrutnie. Śmierciożerca z różdżką w pogotowiu. Za każdym razem, gdy
spoglądała przez ramię, widziała postać tak samo blisko jak zawsze, nigdy
niecofającą się i nigdy niedoganiającą. Srebrna maska lśniła w upiornym świetle
księżyca, a szaty buchały za sylwetką jak czarny dym. Kilka razy spojrzała
przez ramię i ostatnim razem, gdy to zrobiła, był tuż za nią, sięgając ku niej.
A potem zawsze się budziła. Zawsze to był ten sam sen, tylko tamtej nocy się
zmienił.
Postać
zbliżyła się, a Hermiona próbowała biec szybciej, jednak nie mogła. Śmierciożerca
nagle złapał ją za ramię i pociągnął z powrotem w ciemność. Szarpała się, ale
bezskutecznie. Wiedziała, że to mężczyzna, a gdy została przyciśnięta do
ściany, a za nią znajdowało się silne i stanowcze ciało Śmierciożercy, strach
przerodził się w coś innego, coś roztopionego w dolnej części jej brzucha.
Poddała się, oddając swój los w jego złowrogie ręce.
Przemówił
do niej we śnie słowami: „Taka grzeczna, mała szlama”.
Obudziła
się, zanim dłonie w rękawiczkach zaczęły pieścić jej ciało, ku jej uldze i
rozczarowaniu. Wiedziała, kto nim był w jej śnie i była przerażona, że jej
własna podświadomość zmieniła coś, co powinno być przerażające, w coś
podniecającego. To podsyciło te mroczne myśli z tyłu jej umysłu, te, o których
istnieniu próbowała zapomnieć.
Wiedziała,
że były mechanizmem radzenia sobie, stworzonym, by dać jej chwile wytchnienia w
szczytowym momencie wojny — by pomyśleć o tym, że zostanie pojmana przez
Śmierciożerców, podda się, przestanie walczyć. Racjonalnie rzecz biorąc, zawsze
wiedziała, że to okropny pomysł, ale fantazje nie były racjonalne. Zostały
stworzone, by dać jej komfort, by wyobraziła sobie świat, który nie byłby taki
straszny, gdyby przegrali (lub taki, który nie byłby taki straszny dla niej). Ale pomimo zrozumienia celu fantazji,
rekompensowały one jej największy wstyd.
To,
co miało miejsce na zapleczu Taczki, nie powinno się wydarzyć. Przez cały
weekend odtwarzało się w jej umyśle raz po raz, mieszając się z nową wersją jej
koszmaru. Jego dotyk, słowa, oddech na jej szyi, usta na skórze, jęki i
warczenia; strach, ból, niewyobrażalna przyjemność. Kiedy wróciła do domu tej
nocy, płakała pod prysznicem. Gdy jej łzy wyschły, spędziła prawie całą noc,
analizując, dlaczego w ogóle płakała. Czuła się brudna, nie dlatego, że tak bardzo
nim gardziła, ale dlatego, że pozwoliła sobie na cieszenie się tym. Może trochę
za bardzo. Płakała, ponieważ zdała sobie sprawę, że jakiekolwiek uczucie, które
mogła czuć do niego w szkole, było o wiele głębsze, niż myślała, i ponieważ
była pewna, że już je przezwyciężyła. Ku jej wielkiemu zaskoczeniu, nie zrobiła
tego.
Nigdy
nie była zakochana w Draco Malfoyu,
nigdy nie była nim zauroczona. Cóż, było coś w rodzaju ciekawości podczas szóstego roku nauki, ale nigdy nic więcej. Był
dla niej wredny w szkole, bardziej niż dla większości, ale czasem miała
wrażenie, że był to pewien rodzaj zainteresowania nią i nie chodziło tylko o
to, żeby z niej żartować. Właśnie to rozbudziło w niej ciekawość, którą szybko
zakopała w najciemniejszych zakamarkach umysłu. Ale były chwile, kiedy była
zarówno zachwycona, jak i sfrustrowana jego błyskotliwością w klasie oraz
takie, podczas których pozwalała sobie wyobrazić świat, w którym nie byłby
takim dupkiem — albo ona nie byłaby mugolaczką. Co mogliby czuć do siebie w
takim świecie?
Ale
te myśli były fantazją uczennicy, a kiedy nadeszła wojna, którą rozpoczął sam
Malfoy, postanowiła zostawić dziecinne myśli za sobą. Wciąż mogła czasami do
nich wrócić, kiedy wyglądał szczególnie przystojnie lub kiedy patrzył na nią w ten pewien sposób, ale Hermiona
myślała, że odłożyła wszystkie te głupie pomysły na bok. Najwyraźniej tak nie
było i to ją wkurzało.
Jeszcze
ten orgazm. Nigdy wcześniej takiego
nie miała, nigdy nie doświadczyła takiej intensywności; to ją całkowicie
powaliło, ponieważ po prostu myślała, że nie jest tak sprawna seksualnie jak
inni, a jej orgazmy po prostu nie były niczym innym jak przyjemnym dreszczem.
Wszyscy mówili o wybuchowych wytryskach, oszałamiających wzlotach, ale Hermiona
zawsze czuła tylko przyjemne zaciskanie, a potem — nic. Przeważnie w ogóle nie
dochodziła — chyba że zrobiła to sama — i nigdy
nie spodziewała się, że będzie miała orgazm bez pieszczenia przez kogoś. Och,
udowodnił jej, że się myliła; to sprawiło, że coś się w niej zmieniło, obudziło
i przypomniała sobie, jak to rozdzierało ją z bezlitosną siłą i zamiarem. Po
prostu drażnił ją fakt, że to z nim
przeżywała to doświadczenie.
Ale
gorsze było to, że nie rozumiała jego intencji. Po prostu stracił nad sobą
kontrolę? Chciał ją nastraszyć? Czy naprawdę jej pragnął? Nie rozumiała i to doprowadzało ją do szału.
Ledwo
pojmowała swoje własne pragnienia. Tej samej nocy jej umysł próbował umieścić
go na liście osób, z którymi nie chciała uprawiać seksu. Brzydziła się nim, ale
przynajmniej mogła się przyznać przed samą sobą, że czuje do niego pociąg i tak
było od dłuższego czasu. Oczywiście, to było czysto fizyczne i nawet się tego
nie wstydziła. Może nie chciała ogłaszać światu, że czuje pociąg do Draco
Malfoya, ale mogła to przyznać przed samą sobą; myśl, że on może czuć do niej to samo, była po prostu zbyt
dziwaczna.
A
potem pojawiła się kwestia zgody. Rozważała od momentu zdarzenia, czy powinna
to uznać za napaść, czy nie. Racjonalnie rzecz biorąc, wiedziała, że powinna;
złapał ją, odciągnął od tłumu i praktycznie zmusił do seksu. To miało wszystkie
znamiona ataku. Cóż, to był atak.
No
cóż, jednak prosił o zgodę, albo coś w tym stylu. Odejdę, jeśli naprawdę chcesz, żebym to zrobił. Powiedz, żebym przestał, a przestanę.
Pamiętała, że to brzmiało bardziej jak ostrzeżenie i w tym momencie przeklęłaby
go, gdyby przestał. Nie była nawet pewna, czy zgodziłaby się na cokolwiek,
gdyby zapytał ją wcześniej, ale sama myśl o Draco
Malfoyu podchodzącym do niej i pytającym: „Masz ochotę na seks?”, była po
prostu śmieszna. Nie chciał jej. Była dla niego tylko szlamą.
Ale
sposób, w jaki na nią patrzył, jego mrocznym i dominującym spojrzeniem,
sprawił, że jej kolana zadrżały. Przejął — jej kontrolę, ciało, autonomię — a
mimo to dał jej wyjście. Powiedz mi,
żebym przestał, a przestanę. Chciała, żeby nadal brał, pozbawiając ją
szansy na zrobienie tego, co słuszne, i tak właśnie zrobił.
W
pewnym sensie, mimo że wiedziała, że to niepokojąca myśl, była wdzięczna, że to
on ją zainicjował. Oczywiście, nie było to coś, do czego mogłaby się
kiedykolwiek przyznać komukolwiek. Czy ona, Złota
Dziewczyna, przyznałaby, że podobało jej się, kiedy jej szkolny wróg
przeleciał ją tak brutalnie, że odczuwała ból przez wiele dni? Czy ona
Najzdolniejsza Czarownica Swojego Pokolenia przyznałaby, że podobało jej się,
że całkowicie była na łasce kogoś innego? Co to za wzór do naśladowania dla
młodszych pokoleń — dla kobiet na całym świecie! Ta myśl sprawiła, że
zmarszczyła brwi.
Ale
dlaczego Draco Malfoy wybrał właśnie ją ze wszystkich kobiet w tym barze?
Dlaczego ją ze sobą pociągnął? Dlaczego ją dotykał? Dlaczego ją pieprzył? I nie było to egoistyczne
pieprzenie z jego strony — nie, przejmował się nią — i później zapytał ją, czy
wszystko w porządku.
Wzdrygnęła
się na wspomnienie jego palców w jej wnętrzu, uczuciu bycia zdominowaną.
Wiedziała, że powinna nienawidzić tego wrażenia tak samo mocno, jak
nienawidziła jego, ale właśnie o to chodziło — nie mogła. To było zbyt przyjemne i przerażało ją bardziej niż
cokolwiek innego. Gdyby się kiedykolwiek dowiedział, wykorzystałby to przeciwko
niej. Nierównowaga sił byłaby zbyt znacząca i to jej ciążyło.
Ale
był też wrodzony strach, który pojawiał się za każdym razem, gdy czuła jego
zapach na korytarzach lub słyszała jego głos. Zaczynał się w jej piersi, od
trzepoczącego serca i ściskających płuc, a zanim się zorientowała, jej kolana
drżały. Nie bała się Malfoya — zawsze odmawiała, by się go bać — a jednak jej pierś się zacisnęła. Być może bała się władzy,
jaką będzie nad nią miał, albo może wpływu, jaki wywrą na niej jego szare oczy.
Z pewnością rozsądek podpowiadał, że powinna się bać również jego fizyczności,
ponieważ mógł ją łatwo pokonać, tak, jak to zrobił w pubie.
Ale
najbardziej bała się samej siebie. To, co wydarzyło się w Taczce, nie było
całkowicie winą Malfoya, choć głównie. Ona też tam była. Pozwoliła mu,
zachęciła go. Ona… cóż, flirtowała z nim w barze, chociaż był to ruch
strategiczny, a nie chęć uzyskania miłosnych zalotów z jego strony. Powiedział
jej, że sama się o to prosiła, i chociaż nie było to do końca prawdą, z
pewnością nie błagała go, żeby przestał. Na Merlina, sprawił jej przyjemność w
sposób, w jaki żaden mężczyzna nie zrobił tego wcześniej.
Nie
żeby było wielu, z którymi mogłaby go porównać. Mogła ich policzyć na palcach
jednej ręki. Ron oczywiście był jednym z nich, ale ich namiętność nigdy nie
przeniosła się do sypialni. Kiedy z nią zerwał, odnowiła kontakt z Viktorem
Krumem, a chociaż zawodnik Quidditcha był przystojny i potężny, był
równocześnie niezdarny i być może trochę zbyt miły. Spali ze sobą tylko raz i
to wystarczyło, żeby oboje zdali sobie sprawę, że powinni zostać tylko
przyjaciółmi.
Po
Krumie Hermiona poszła na kilka randek, ale nie było łatwo. Cudem udawało się
jej docieranie do etapu drugiego spotkania. Jeśli miała być realistką, spała
tylko z dwoma mężczyznami od czasu rozstania z Ronem, nie licząc Malfoya —
dzieliły ich lata, więc mogła się cieszyć kilkoma latami celibatu, gdy
największy dupek na świecie otwierał drzwi do krainy, której nigdy wcześniej
nie odważyła się zbadać.
Wzdychając,
poderwała się z krzesła. Nie czuła już żalu do siebie za to, że upadła tak
nisko, by przespać się ze swoim wrogiem. Malfoy był przystojnym mężczyzną, a
Hermiona była świadoma, że także pożądanym kawalerem. Nie miała się czego
wstydzić. Wygładziła kamizelkę i sięgnęła po stos papierów, które zamierzała
wynieść do archiwum, gdzie chciała spędzić resztę popołudnia.
~*~*~*~*~*~*~*~
W
pomieszczeniu było ciemno, a powietrze zdawało się duszne. Ludzie rzadko
przychodzili do archiwum, chyba że było to absolutnie konieczne. Eunice,
kobieta odpowiedzialna za archiwum, miała prawie sto lat i nie miała już ani
dobrego słuchu, ani wzroku, więc Hermiona wzięła na siebie posortowanie i
zorganizowanie archiwum w bardziej wydajny oraz logiczny sposób.
Lubiła
wiedzieć, gdzie wszystko jest i gdzie powinno się znaleźć. To bardzo ułatwiało
jej pracę i oszczędzało godzin działań administracyjnych. Właściwie lubiła
spędzać tu czas. Miała chwilę na myślenie i refleksję, a kiedy nie chciała
myśleć czy się zastanawiać, mogła zająć się sortowaniem i wyszukiwaniem przez
wiele godzin.
Szybko
uporządkowała przyniesione przez siebie dokumenty, a następnie posortowała i
ułożyła część papierów, które zostały wysłane od czasu jej ostatniego pobytu.
Na koniec wyjęła teczkę dla Harry’ego i wsunęła ją pod pachę, po czym
skierowała się do wejścia.
Zrobiła
zaledwie kilka kroków, zanim barytonowy głos sprawił, że stanęła jak wryta.
—
Eunice. Jak zawsze miło cię widzieć.
Arystokratyczny
akcent Malfoya czasami brzmiał nienagannie uprzejmie.
—
Och, panie Malfoy! — Eunice pisnęła
słodko. Jak na tak starą czarownicę, była dziewczęco zainteresowana
przystojnymi czarodziejami. — Co cię tu
sprowadza?
—
Potrzebuję akt — powiedział Malfoy. —
Sprawa Burke’a.
—
Tak, dobrze, widzisz — wymamrotała
Eunice i westchnęła. — Panna Granger
porządkowała archiwa, więc nie jestem pewna, czy mogłabym… ale och! Jest tutaj,
jestem pewna, że mogłaby ci pomóc. Panno Granger!
Hermiona
szybko schowała się za dużą półką z książkami, z sercem w gardle. Nie chciała
stawić czoła Malfoyowi, a już na pewno nie w głębi archiwum, gdzie jedynym
świadkiem byłaby półślepa i półgłucha Eunice.
—
Bogowie, jestem pewna, że ona gdzieś tam
jest — mruknęła Eunice. — Panno Granger!
Jej
chrapliwy głos odbił się echem wzdłuż alejek.
—
Nie zawracaj sobie głowy, Eunice —
rzekł Malfoy. — Znajdę ją.
A
wraz z tymi słowami pewne kroki rozbrzmiały głębiej, a Hermiona szybko
wślizgnęła się głębiej w labirynt półek.
Znała
to miejsce jak własną kieszeń i nie pozwoliłaby mu się tu znaleźć, niech dumę i
dojrzałość trafi szlag.
—
Granger? — Jego głos był niski, ale
nadal niósł się przez ciasne alejki archiwum. Zachichotał i zabrzmiało to dość
złowieszczo, jakby żywcem wyjęte z koszmarów. Przeszły ją dreszcze, które
powinny niepokoić, ale zamiast tego ją podniecały. Do diabła z tym – nie
dzisiaj! — Ukrywasz się?
Hermiona
musiała ugryźć się w język, żeby nie prychnąć. Nie pozwoli mu się sprowokować.
—
Wyjdź, wyjdź, gdziekolwiek jesteś —
zanucił żartobliwie, mijając przejście, w którym się schowała.
Zobaczyła
jego dużą posturę, częściowo zasłoniętą słabym światłem; zatrzymał się przy
wejściu, zaciskając szczękę, gdy jego blade spojrzenie przesunęło się po
ciemności, w której się ukryła. Jedna sekunda. Dwie. To była gra w kotka i
myszkę — nie, w wilka i łanię — i Hermiona wstrzymała oddech. Poruszał się
powoli, jego oczy podejrzliwie przeszukiwały resztę przejść, a zapach cytrusów
i drzewa cedrowego unosił się, gdy przechodził.
Wypuściła
powietrze, zacisnęła klatkę piersiową. Ścisnęła różdżkę, gotowa go ogłuszyć,
jeśli będzie to konieczne, jednocześnie przyciskając się do ściany. Nie pozwoli
mu ponownie przejąć kontroli.
—
No wychodź, Granger. — Brzmiał na
zirytowanego, ale oddalał się. — Nie mam
całego dnia. Potrzebuję akt Burke’a. Nie mam czasu na twoje dziwne
uwodzicielskie gierki.
—
Uwodzicielskie? — Zabrzmiało jak wrzask. Nie mogła się powstrzymać, nawet jeśli
w myślach uderzyła się w twarz. Wyprostowała się i wyszła z ciemnego przejścia,
a gniew i zażenowanie trzeszczały w jej palcach. — Przepraszam, ale w jakim
świecie ludzie, którzy są zajęci pracą, mają czas na uwodzicielskie gierki z kimś takim jak ty?
Malfoy
się odwrócił. Z początku wyglądał na zaskoczonego, ale potem jego
charakterystyczny uśmieszek rozciągnął się na jego ustach, a wzrok powoli przesunął
się po jej ciele. Wsunął ręce do kieszeni czarnych spodni; był ubrany elegancko
w dopasowaną, ciemnoszarą koszulę, starannie wsuniętą w pas spodni, a czarny
krawat miał zapięty małą, rodzinną broszką. Jego kabura na różdżkę była zapięta
na prawym ramieniu, co dowodziło, że rzeczywiście był leworęczny. Sposób, w
jaki jej dotykał tamtej nocy, oczywiście również to potwierdzał — nie żeby
Hermiona zastanawiała się, której ręki użył do dotykania jej, ani żeby ta sama
ręka, która znajdowała w jej wnętrzu, była przytwierdzona do ramienia, na
którym nosił Mroczny Znak.
—
Tu jesteś — powiedział i przechylił głowę. — Czyli chcesz powiedzieć, że byłaś
zbyt zajęta, żeby mi odpowiedzieć,
kiedy cię wołałem?
Hermiona
uniosła brodę.
—
Mam ważniejsze rzeczy do roboty, niż zrywanie się na nogi za każdym razem, gdy mnie
wołasz, Malfoy.
Uniósł
brwi, nierozbawiony, zanim skinął głową.
—
Naturalnie — wycedził. — Niemniej jednak potrzebuję akt Burke’a.
—
Sam je znajdź. — Wzruszyła ramionami i poprawiła pasmo włosów, które wypadło
jej z koka, starając się jak najbardziej zignorować szybkość swojego pulsu. —
Jak powiedziałam, jestem zajęta. Akta są posegregowane w kolejności
chronologicznej. Rok, miesiąc, dzień. Potem alfabetycznie. Nazwisko, imię,
drugie imię.
Malfoy
wpatrywał się w nią, jego szare oczy były apodyktyczne.
—
Ale wiesz, gdzie się znajduje.
—
Wiem — powiedziała rzeczowo — i wiem też, jak zebrać śmieci i wrzucić je do
kosza, ale nie robię tego dla ciebie, prawda?
Przekręcił
szczęką, jego spojrzenie wyostrzyło się.
—
Naprawdę? Chcesz być trudna? — Jego twarz przybrała arogancki wyraz, zanim
zrobił krok ku niej. Powietrze między nimi zdawało się drżeć, jego rtęciowe
oczy płonęły czymś niebezpiecznym. — Ujarzmiałem czarownice trudniejsze od
ciebie, Granger.
Żołądek
Hermiony wykonał salto na ton jego głosu, ale przełknęła ślinę i zrobiła co
mogła, by unieść brew i brodę.
—
Nie jestem trudna. Tylko pomocna. A teraz, jeśli wybaczysz.
Zadarła
nos i ruszyła główną alejką, mając nadzieję, że jej nie przeszkodzi — i nie
zrobił tego. Właściwie Hermiona była z siebie zadowolona. Postawiła granice;
nie była jego asystentką. Nie dostawała pieniędzy za pomaganie mu. Była śledczą na miejscu zbrodni, na Merlina,
i nie będzie tolerowała takiego braku szacunku!
Uśmiech
rozciągnął się na jej ustach, gdy zmierzała ku Eunice i wejściu, ale zrobiła
zaledwie kilka krótkich kroków, gdy usłyszała potężny huk dochodzący z wnętrza
archiwum. Był tak głośny, że nawet Eunice zareagowała.
A
potem nastąpił kolejny huk. I kolejny. I kolejny.
—
Och, bogowie — jęknęła Eunice i zmrużyła stare oczy za okularami. — Co się
dzieje? A ja właśnie miałam iść na przerwę!
—
Idź, Eunice. — Westchnęła Hermiona. — Zajmę się tym. Idź i napij się herbaty.
—
Mam nadzieję, że pan Malfoy nie robi sobie krzywdy — powiedziała starsza pani,
kierując się do drzwi.
—
Nie, ale ja mogę go skrzywdzić —
mruknęła do siebie Hermiona i ruszyła w stronę łoskotów Nastąpiły szybko, więc
pospieszyła do alejki. Gdy wbiegła głębiej w archiwum, natknęła się na kilka
akt rozrzuconych na podłodze, wraz z pudełkiem, które właśnie zostało strącone
z półki. I nie było jedyne; trzy inne pudełka, wszystkie jeszcze niedawno
wypełnione dokumentami, które kiedyś były starannie poukładane i uporządkowane,
teraz pokrywały podłogę. Gapiła się na tę scenę i rozglądała za winowajcą.
Tam,
krocząc przejściem, Malfoy, wyrywał pudełko za pudełkiem swoją różdżką,
mrucząc:
—
Accio akta Burke’a.
Wściekłość
w niej wybuchła, gdy wyciągnęła różdżkę i warknęła:
—
Pertificus Totalus!
Malfoy
obrócił się i odbił zaklęcie z gracją, z okrutnym szyderstwem przyklejonym do
twarzy. Powinna była wziąć pod uwagę jego refleksy szukającego, ale było już za
późno. Pojedynek się rozpoczął.
Wypluł
wiążącą klątwę, szybką jak żmija, a ona zdołała odskoczyć w momencie, gdy
przeleciała obok niej i uderzyła w koniec przeciwległego przejścia. Czarne
pnącza wybuchły od uderzenia, pełzając po podłodze i suficie.
Hermiona
opuściła szczękę i spojrzała na niego.
—
Próbujesz mnie zabić? — Ale zanim
zdążył odpowiedzieć, krzyknęła: — Drętwota!
To
było jednak kolejne zaklęcie, które odbił jednym ruchem nadgarstka.
On
nawet się nie zaśmiał, co za zarozumiały drań.
—
Jesteś niechlujna, Granger — wycedził. — Nie trenujesz pojedynków zbyt często,
co?
—
Zamknij się, Malfoy — warknęła i rzuciła w niego klątwą wiążącą język, ale
blondyn uniknął jej równie łatwo jak pozostali, a w tym momencie Hermiona zdała
sobie sprawę, że zrobił to bez słowa.
Och,
to było irytujące.
Malfoy
nadal się śmiał, wsuwając wolną rękę do kieszeni, i nawet miał czelność
wyglądać na zrelaksowanego.
Hermiona
warknęła pod nosem i krzyknęła:
—
Reducto!
Oczywiście,
odbił też tę klątwę i posłał ją w jedną z półek na książki, która eksplodowała,
rozrzucając na nich papiery i dokumenty. Hermiona ledwo go widziała w tym
chaosie, ale czuła, że powinna się ruszyć. Miał rację, nie ćwiczyła pojedynków
wystarczająco często, a już na pewno nie z innymi aurorami w ten sposób. I
dlaczego już się nie śmiał?
Ruszaj się, Hermiono.
Świat
się zniekształcił; odległe krzyki wzywały ją, wołały jej imię, klątwy latały
wszędzie. Grzmoty kamieni, krzyki poległych, zapach siarki i śmierci. Wojna.
Wróciła. Jej serce głośno dudniło w uszach, kolana zaczęły drżeć; gonił ją
śmierciożerca. Musiała się ruszyć. Ale nie zrobiła tego. Nie mogła.
Bezsłowne
zaklęcie powaliło ją na podłogę, gdy rzeczywistość powróciła z impetem,
uderzając w nią jak fala przypływu. Straciła oddech, głowa bolała ją od
gwałtownego lądowania i gwałtownie wciągnęła powietrze.
Dopiero
gdy papiery opadły, zobaczyła ciemną postać, w której rozpoznała Malfoya,
powoli zbliżającą się do niej, wciąż celując w nią różdżką. Mrugnęła na niego,
wciąż zdyszana. Panika ścisnęła jej klatkę piersiową i próbowała się od niego
odczołgać, a przytępione wspomnienie wciąż odbijało się gdzieś w jej pulsującej
głowie. Próbowała podnieść różdżkę, ale położył na niej buta ze smoczej skóry,
przyciskając ją do podłogi, miażdżąc jej palce na tyle, by zmusić ją do
wypuszczenia różdżki z jękiem. Spoglądając na niego, z sercem bijącym w piersi,
walczyła ze swoim zamglonym umysłem, by w pełni powrócić do rzeczywistości.
Była w archiwach Ministerstwa, a Malfoy patrzył na nią. Surowo, być może z
rozczarowaniem i zdecydowanie ze zniesmaczeniem. Pozwolił, by jego spojrzenie
podążyło za jej kształtem, zanim powróciło do jej oczy i cmoknął.
—
To tyle, Granger? — zagrzmiał i przechylił głowę. — To pojedynek, którego się
podejmujesz? Nie tak zacięty, jak myślałem. Nic z lwa. Co najwyżej kociak.
Hermiona
ledwo zdążyła zaprotestować, gdy pochylił się, by złapać ją za ramię. Została
podniesiona na nogi, o wiele za łatwo, i zachwiała się, zanim siłą go
odepchnęła, a jej ręce gwałtownie drżały.
—
Nie dotykaj mnie, Malfoy!
Jej
głos się załamał, brzmiąc żałośnie, i przeklęła samą siebie za to, że tak się
rozpada w jego obecności.
Zmarszczył
brwi i uniósł dłonie, po czym odsunął się od niej o krok.
—
Pomogłem tylko koleżance, która upadła. Powinnaś być ostrożna, Granger. —
Spojrzał na nią powoli, a na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek. — Bycie
tak niezdarną może cię wpędzić w dość niepewne sytuacje.
Prychnęła
i otrzepała się ze złością, udając, że nie wcale nie czuje gorąca na
policzkach. Jej serce waliło boleśnie o żebra, każde uderzenie było na tyle
głośne, że odbijało się echem w jej uszach, podczas gdy jej umysł wirował w
dysonansie.
—
Dlaczego, do cholery, to zrobiłeś?
Malfoy,
tak samo niewzruszony jak zawsze, obejrzał swoją różdżkę, unosząc brwi, zanim
schował ją do kabury.
—
Co? Broniłem się?
—
Zniszczyłeś archiwa! — Hermiona gestem wskazała na rozrzucone na podłodze akta.
— Posegregowanie tego zajęło mi godziny!
—
To tylko papier, Granger — wycedził. — Segregowanie nie jest w twoich
obowiązkach, więc nie rób tego. Daj sobie spokój. Niech chociaż raz ktoś zrobi
coś za ciebie.
Coś
ostrego przeszyło jej ciało. Chociaż raz.
—
Jesteś kompletnym dupkiem, Malfoy.
Zmierzył
ją wzrokiem, po czym powoli zamrugał.
—
Po prostu daj mi akta, których potrzebuję i… — Wyciągnął rękę i z lekkim jak
piórko dotykiem, podniósł z jej włosów dymiący kawałek papieru, lekko muskając
palcami jej policzki, a wzrok przenosząc na jej usta — będziesz mieć mnie z
głowy.
Serce
Hermiony gwałtownie opadło, a gorąco jeszcze bardziej nasiliło się na jej
twarzy. Panika, którą czuła chwilę temu, rozpłynęła się w coś innego,
całkowicie nieuzasadnionego. Nie chciała tego. Nie, nie chciała. Zacisnęła zęby i pięści. Jej loki podskoczyły, gdy
szybko odsunęła się od jego dotyku. Rzuciła mu groźne spojrzenie, zanim
pochyliła się, by sięgnąć po różdżkę, a tył jej głowy pulsował od tego ruchu.
—
Accio tysiąc dziewięćset
dziewięćdziesiąt dziewięć, Burke, Richard J.
Akta
wyleciały z korytarza i wpadły w jej dłoń, mijając jego głowę zaledwie o cal.
Wcisnęła plik w jego jędrną pierś.
—
Masz i zjeżdżaj stąd.
—
Bardzo dziękuję — niemal zamruczał i błysnął swoimi ładnymi zębami, gdy
uśmiechnął się z politowaniem, zanim odwrócił się na pięcie i wyszedł z
archiwum.
Dopiero
gdy usłyszała, jak drzwi zamykają się za nim, znów mogła oddychać. Skrzywiła
się przez ból w głowie i ostrożnie jej dotknęła, by upewnić się, że nie krwawi.
Krwi nie było.
Wzdychając,
rozejrzała się dookoła. Papiery i dokumenty leżały wszędzie, a kurz ze
zniszczonej biblioteczki zaśmiecał jedną alejkę, podczas gdy gęste, czarne
pnącza zaśmiecały drugą. To było nieprofesjonalne. Rozpoczęcie takiego
pojedynku w Ministerstwie było wystarczającym powodem do zawieszenia, a co
dopiero takiego, który niszczył akta. Nie podobała jej się myśl, że musiałaby
ufać, iż Malfoy tego nie zgłosi.
Z
drugiej strony, nigdy by tego nie zrobił, ponieważ jej amunicja przeciwko niemu
była o wiele większego kalibru.
Jej
ręka poszybowała do policzka, którego dotknął swoimi palcami, i przez sekundę
poczuła trzepotanie w brzuchu.
—
Nie — mruknęła do siebie i opuściła rękę. — Nie, Hermiono. Przestań. Nie brnij
w to. Nie warto.
Jęcząc,
machnęła różdżką i zaczęła wyczerpujące porządkowanie wszystkiego.
~*~*~*~*~*~*~*~
Harry
podskoczył tak wysoko, że oderwał stopy od biurka, gdy Hermiona rzuciła na nie
teczkę.
—
Sprawa Donovana z tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego czwartego — mruknęła i
skierowała się do swojego gabinetu.
—
Hej, Hermiono! — zawołał za nią Harry, zrywając się z krzesła. — Zaczekaj!
—
Co się stało, Harry? — zanuciła niecierpliwie.
—
Siedziałaś tam godzinami — powiedział, gdy ją dogonił. — O mało nie wysłałem po
ciebie ekipy poszukiwawczej.
—
Cóż — mruknęła Hermiona — doszło do wypadku i musiałam przestawić kilka półek.
—
Jakiego wypadku? — zapytał Harry, szukając.
Hermiona
przewróciła oczami, wchodząc do swojego biura.
—
Takim, w którym regał eksploduje i rozrzuca wszędzie papiery.
—
Co? Coś było ustawione? Albo przeklęte? Co się stało?
Cmoknęła
i odwróciła się do Harry’ego ze skrzyżowanymi na piersi ramionami.
—
Nie martw się, Harry. Doszło do wypadku i spędziłam całe popołudnie na
naprawianiu bałaganu. — Zmarszczyła brwi. — Co w ciebie wstąpiło? Czemu nagle
jesteś taki nerwowy?
Twarz
Harry’ego posmutniała i opuścił ramiona.
—
Przepraszam, Miona. Chyba to wszystko przez ten poród. Czuję się niemal… nie
wiem, nadpobudliwy.
Hermiona
westchnęła i się odprężyła. Uśmiechnęła się do niego delikatnie i położyła dłoń
na jego ramionach.
—
Wszystko będzie dobrze, Harry. Nie martw się.
—
Dzięki, Miona. — Odwzajemnił uśmiech. — Och, i przy okazji, Ron i Vanessa
wpadną jutro na kolację. Masz ochotę dołączyć?
Zbolały
grymas wpełzł na twarz Hermiony.. Nie chodziło o to, że nie lubiła Vanessy (no,
może trochę), po prostu Ron był w niej tak zakochany, że nie mógł oderwać od
niej rąk. Widok tych dwojga przytulonych do siebie przypominał jej o mdłej
scenie z nim i Lavender Brown podczas szóstego roku nauki. Nie wspominając o
fakcie, że Hermiona będzie jedyną singielką. Samotną. Niechcianą.
—
Ginny byłaby szczęśliwa, gdybyś wpadła — powiedział cicho, jakby dostrzegł jej
niechęć.
—
Dobra, dobra — mruknęła. — Ale jeśli Ron i Vanessa zaczną się całować, idę do
domu.
—
Och, a czy ja i Ginny możemy iść z tobą? — Harry parsknął śmiechem i uniósł
brwi. — Wierz mi, nikt nie chce oglądać ich walki na języki.
Hermiona
zadrżała i skrzywiła się, a twarz Harry’ego zrobiła się zielona, zanim oboje
wybuchli śmiechem. Zdała sobie sprawę, że to było przyjemne. Przez ostatnie dni
spędziła zdecydowanie za dużo czasu, myśląc o spotkaniu z Malfoyem; śmianie się
z Harrym wydawało się być tym, czego potrzebowała.
—
No dobra. — Westchnął. — Pora do domu. Masz jeszcze mnóstwo pracy, czy też już
niedługo kończysz?
Hermiona
jęknęła cicho.
—
Muszę zrobić kilka rzeczy, zanim wyjdę, ale nie chcę zostać dłużej niż do
szóstej.
Harry
uśmiechnął się szeroko.
—
Dobrze. Robisz postępy.
—
Idź już. — Zmarszczyła brwi i poprowadziła go do drzwi. — I pozdrów ode mnie
Ginny.
—
Zrobię to. Do zobaczenia jutro!
Pomachała
Harry’emu, gdy wychodził, a kiedy znów została sama, opadła na krzesło za
biurkiem. Bolała ją głowa i czuła guz, który powoli się tworzył. Malfoyowi
pewnie sprawiło radość oglądanie jej cierpienia; taki mężczyzna w ogóle nie
powinien wychodzić na ulicę.
Mamrocząc
do siebie, zaczęła sortować dokumenty na biurku, przygotowując się do
cotygodniowego raportu dla szefa aurorów Robardsa. Aurorzy z jej zespołu
odnieśli w tym tygodniu wielki sukces — żadnych aresztowań, ale zajmowali się
dwoma nalotami i całą piwnicą wypełnioną przeklętymi przedmiotami — i uznała,
że zasługują na kilka dni urlopu.
Jednak
jeden dokument przykuł jej uwagę. Był to formularz zgłoszeniowy wypełniony
przez Davida Gallaghera. Zmarszczyła brwi i szybko wstała od biurka. Jeśli
będzie miała szczęście, dogoni go tuż przed wyjściem.
Pospiesznie
idąc korytarzem, odwróciła się w stronę jego boksu, w momencie gdy zakładał
kurtkę. Wychodził ostatni.
—
Granger? — Wydawał się zaskoczony i patrzył na nią z tą samą mieszanką
rozbawienia i zainteresowania, co zawsze. — Co mogę dla ciebie zrobić?
—
Co to jest? — Podniosła wniosek i zacisnęła usta. — Chcesz pozwolenia na użycie
Zaklęć Niewybaczalnych? — Przewrócił oczami, ale zanim zdążył odpowiedzieć,
Hermiona dodała: — Wiesz, że ani Montague, ani Robards nie pozwalają aurorom
ich wykorzystywać.
—
Mam tego świadomość, Granger — mruknął Gallagher. — Ale rozmawiałem ostatnio z
McLeodem i powiedział, że Malfoy ma prawo ich używać.
Hermiona
skrzywiła się i rzuciła wniosek na jego biurko.
—
Czy ty oszalałeś? Nikt nie jest
upoważniony do używania Niewybaczalnych i ty też nie będziesz! Harry jest
liderem twojego zespołu i jest na dobrej drodze do zostania Szefem Aurorów, i
uwierz mi, gdy mówię, że wprowadzi o wiele więcej restrykcji, jeśli chodzi o
jakiekolwiek użycie Czarnej Magii. To… — wskazała na wniosek — jest
bezpośrednią zniewagą za wszystko, co dla ciebie zrobił.
Twarz
Gallaghera się skrzywiła.
—
Nie przychodź tu i nie krzycz na mnie za obrażanie Harry’ego, kurwa, Pottera!
Gdyby nie był takim grzecznym chłopcem, już dawno by zrozumiał, że najlepiej
jest zwalczać ogień ogniem! Wszyscy by zrozumieli. Nikt w tym jebanym wydziale
tego nie rozumie, a potem daje pozwolenie takiemu gościowi jak Malfoy? Dlatego, że był szkolony przez
Mrocznych Aurorów we Francji?
Hermiona
wściekła się.
—
Mrocznych Aurorów?
—
Tak, w Departamencie Czarnej Magii w Biurze Aurorów we Francji! — Gallagher
prychnął. — Są o wiele lepsi niż my kiedykolwiek będziemy z normalną, cholerną
magią!
—
Lepsi? — Hermiona wrzała. — Myślisz, że Czarna Magia czyni cię lepszym? Twoja arogancja jest naprawdę
zdumiewająca, Davidzie.
—
Cóż, gdybyś nie była taką zarozumiałą suką,
mogłabyś dostrzec w tym sens — warknął Gallagher.
Wzdrygnęła
się, czując, jak gniew znów rozkwita w jej wnętrzu. Ale bolała ją głowa i była
zbyt zmęczona, by wszczynać kolejną kłótnię. Po prostu potrząsnęła głową i
otworzyła usta, by odpowiedzieć, gdy za nią pojawiła się jakaś nadciągająca
postać, a twarz Gallaghera zrzedła.
—
Co się dzieje?
Głos
Malfoya był niski, a Hermiona była przepełniona lodowatym strachem. Odwróciła
głowę, by na niego spojrzeć, robiąc krok do tyłu.
—
Nic, stary — powiedział Gallagher, jego usta drgnęły nerwowo. — Granger i ja po
prostu mieliśmy małą… różnicę zdań.
Bladoniebieskie
oczy Malfoya badały aurora miażdżącym spojrzeniem.
—
Nazywasz swoją koleżankę „zarozumiałą suką”? — Cmoknął i przechylił głowę. —
Nie brzmi to dobrze, Gallagher.
Niższy
czarodziej roześmiał się.
—
Tak, ale… wiesz, co mam na myśli.
Malfoy
zmrużył oczy.
—
Nie. Chyba nie.
Ledwo
poruszył mięśniem, a mimo to jego obecność zdawała się w jakiś sposób
dominować.
Obaj
mężczyźni spojrzeli na siebie wrogo, a Hermiona poczuła, jak jej serce wali w
uszach. To było niezwykłe. Czy Malfoy jej
bronił? Ta myśl była równie śmieszna, co dziwaczna, a mimo to nie mogła się
od niej oderwać, kiedy jej oczy przeskakiwały między nimi. Wcześniej tego nie
zauważyła, ale Malfoy rzeczywiście miał w sobie coś złowrogiego —
autorytatywność, potężność. To sprawiło, że jej kolana zmiękły. Nie, przestań, Hermiono!
—
Cóż — wymamrotał w końcu Gallagher, przerywając kontakt wzrokowy i pospiesznie
zakładając kurtkę. — Ja wychodzę!
Przepchnął
się obok Hermiony i Malfoya, i ruszył korytarzem, a jego brązowe włosy
podskakiwały mu na głowie.
W
pomieszczeniu zapadła cisza. Powietrze wokół nich zgęstniało.
Cytrusy i drzewo cedrowe.
Ciężkie oddechy przy jej uchu.
Jego ręka we włosach.
Zimne cegły przy jej twarzy.
On mocno wbijający się w nią.
Hermiona
przygryzła wargę i spojrzała na swoje buty na pół sekundy, zanim przygotowała
się do powrotu do swojego biura.
—
Wszystko w porządku, Granger?
Zdezorientowana
rzuciła mu spojrzenie.
—
Co?
—
Wszystko w porządku? — powtórzył i spojrzał na nią.
Znów
padło to pytanie, to samo, które zadał jej po gwałtownej schadzce pubie. Wszystko w porządku? Co miała na to
odpowiedzieć? Nie, nie było w porządku, ponieważ otworzyła śluzę ukrytych
uczuć, których już nie chciała doświadczać. Nie, nie było w porządku, ponieważ
nienawidziła go za to, że był takim aroganckim dupkiem, zachowującym się tak,
jakby piątek w ogóle się nie wydarzył. Nie, nie było w porządku, ponieważ znów
chciała poczuć na sobie jego władcze, cholerne ręce.
Ale
jego szare spojrzenie było pozbawione kpiny i pogardy. Prawdę mówiąc, wyglądał
na raczej zaniepokojonego. Skierował się ku niej, a szerokość jego ciemnych
ramion uderzała na tle ponurego boksu.
— Gallagher to palant.
Hermiona mrugnęła. Och. O tym mówił. O Gallagherze. Prychnęła, a
potem odwróciła się na pięcie.
—
Nie potrzebuję, żebyś mnie bronił, Malfoy. Co ty tu w ogóle robisz?
—
Zawsze taka wdzięczna — mruknął i poszedł za nią. — Szukałem Pottera, ale chyba
już za późno.
—
Co za bystra obserwacja — zażartowała i wpadła do swojego biura, trzaskając
drzwiami.
Nie
minęło nawet dziesięć sekund, nim zapukał. Westchnęła głęboko i wyprostowała
ramiona, zanim otworzyła drzwi.
—
Co?
Malfoy
westchnął i zacisnął szczękę, opierając się o framugę drzwi, trzymając ręce w
kieszeniach.
—
Nie odpowiedziałaś mi. Wszystko w porządku?
—
Poradzę sobie z Gallagherem, bardzo dziękuję.
Miała
właśnie zamknąć drzwi, gdy powstrzymała ją jego dłoń na drewnie. Spojrzał na
nią uważnie.
—
Nie miałem na myśli jego.
Spojrzała
na mężczyznę, nagle nie mogąc znaleźć słów. Jego twarz pozostała niewzruszona,
cierpliwa, a Hermiona prychnęła i skrzyżowała ramiona, ignorując gorąco na
twarzy.
—
Nagle cię to obchodzi? Mogłeś mnie
zabić tym zaklęciem odrzucającym, wiesz?
Celowo
pominęła to, co wydarzyło się w Taczce. Jeśli on nie zamierzał o tym wspominać,
ona też nie.
Zmarszczył
brwi.
—
A ty mogłaś mnie zabić tym Reducto. —
Przesunął po niej wzrokiem, zanim uśmiechnął się z politowaniem. — Ale nie
zabiłbym cię. — Przechylił głowę, a jego wzrok opadł na jej usta. — Może trochę
cię zranił — zamruczał, a kiedy spojrzał jej w oczy, jego wzrok pociemniał. —
Podobałoby ci się to?
Hermionie
zrobiło się sucho w ustach. Próbowała przełknąć, ale nie mogła, więc zwilżyła
usta i zobaczyła, jak jego źrenice się rozszerzają. Stał zbyt blisko. Jego
zapach ją otulał, a górująca sylwetka była zbyt kusząca. Cofnęła się o krok i
spięła się, gdy rumieniec na jej twarzy wykwitał wyraźniej. Ból z tyłu głowy
przypominał jej, jakim palantem był. Ona go nie obchodziła; chciał się tylko
upewnić, że go nie zgłosi, ponieważ w gruncie rzeczy, to on ją skrzywdził.
—
Spędziłam wiele godzin na sprzątaniu bałaganu po tobie, wiesz? — wymamrotała
przez zaciśnięte zęby. — To było bardzo nieprofesjonalne z twojej strony.
Stonował
ostre rysy twarzy, poruszył szczęką, a rtęć w jego oczach zawirowała jak chmury
burzowe.
—
To była tylko zabawa, Granger — powiedział. — Sortowanie archiwum nie jest
twoją pracą.
—
To nie ma znaczenia! — krzyknęła. — To było dziecinne z twojej strony!
—
Gdybyś tylko pomogła mi znaleźć te cholerne akta, o które cię poprosiłem, nie
musiałbym tak chaotycznie przeszukiwać półek.
—
Gdybym pomogła? — Hermiona gapiła się
na niego, niemal się śmiejąc. — Czy to nie ty powiedziałeś przed chwilą, że to
nie moja praca?
—
Cóż, pomaganie nie jest związane z zajmowanym stanowiskiem, prawda? — Prychnął,
ale szybko westchnął i pokręcił głową. — Też nie to miałem na myśli.
Serce
pulsowało jej w uszach, a ramiona drżały. Otworzyła usta, żeby przemówić, ale
zamknęła je, nie wiedząc, co właściwie powiedzieć. Od czego w ogóle zacząć? Czy
powinna go zrugać — czy podziękować mu? Czy w ogóle chciała o tym rozmawiać?
Może po prostu najlepiej było to przemilczeć. Przełknęła ślinę i wymamrotała:
—
Zostaw mnie w spokoju, Malfoy.
Wciągnął
głęboko powietrze i odepchnął się od framugi drzwi.
—
Naprawdę źle ci wychodzi udawanie, wiesz?
—
Nienawiści? — prychnęła. — Och, nigdy nie musiałam tego udawać.
Uśmiechnął
się z wyższością i opuścił brodę.
—
Twój rumieniec świadczy o czymś innym.
Prychnęła
i zmarszczyła brwi.
—
Nie schlebiaj sobie, Malfoy. Wkurzasz mnie i tyle.
Tylko
zaśmiał się ponuro, przekraczając próg i wchodząc do jej gabinetu, a Hermiona
jęknęła i cofnęła się do swojego biurka. Rozejrzał się nonszalancko,
przyglądając się jej miejscu pracy, zanim sięgnął po książkę leżącą na szczycie
jednego z wielu stosów. Klątwy i inne
magiczne dolegliwości. Wyważonymi ruchami rozchylił okładkę, pozwalając jej
opaść w drugiej ręce. Jego środkowy i serdeczny palec przesunęły się po
stronach, jakby ją uwodził, sięgając daleko, a rodzinny pierścień błyszczał na
dłoni. Ruch był urzekający, hipnotyzujący i Hermiona nie mogła powstrzymać się
od poczucia echa tych palców dotykających jej środka, tak jak dotykały stron
tej książki. Dreszcze przebiegły po jej kręgosłupie, poruszając coś dzikiego w
jej brzuchu.
—
Naprawdę? — mruknął, a Hermiona przez sekundę pomyślała, że może odczytał jej
myśli i poczuła, jak jej policzki płoną. Odłożył książkę i spojrzał na nią.
Jego oczy błyszczały. — No cóż, jeśli naprawdę chcesz, żebym ulotnił się z
twojej przestrzeni, powiedz to, a wyjdę.
Przełknęła
ślinę, gdy jej kolana zadrżały. Ostrzeżenie zamiast zapewnienia. Wszyscy w
biurze poszli do domów, nikt nie przyjdzie. Poczuła, jak ciepło przechodzi
wzdłuż jej szyi aż do uszu. Serce waliło jej w piersiach, oddech stał się
płytki, a ciepło osiadło w jej brzuchu. Zrobił krok ku niej, jego spojrzenie
pieściło ją żarłocznie.
—
No dalej — zanucił.
Hermiona
była oszołomiona. Nie mogła wypowiedzieć ani jednego słowa, gdy blondyn zrobił
kolejny krok. Wkrótce przyparł ją do biurka, jego ręce powoli wysuwały się z
kieszeni. Jedna wylądowała na drewnie obok niej, a druga sięgnęła do jej
twarzy.
—
Powiedz mi, żebym poszedł, Granger — szepnął i przesunął po jej policzku,
wzdłuż linii szczęki i gardła, w ten sam sposób, w który dotykał książki. Jego
pieszczota była lekka, ale pozostawiała po sobie ogień, przez co zadrżała
gwałtownie. — Powiedz mi, żebym poszedł… — Długie palce owinęły się wokół jej
gardła, wystarczająco ciasno, by jej puls podskoczył ze strachu, ale
wystarczająco luźno, by nie wywołać paniki — albo zaliczę cię teraz na biurku.
Tego chcesz?
Hermiona
jęknęła, jej umysł i ciało desperacko walczyły ze sobą.
—
T-ty mnie nienawidzisz, a ja nienawidzę ciebie — wychrypiała. — Dlaczego to
robisz?
Malfoy
zanucił i pochylił się, jego oddech musnął małżowinę jej ucha.
—
Szczegóły — wymamrotał, zanim objął ją w talii i posadził na biurku. Z jego
gardła wydobył się cichy pomruk, a delikatne usta dotknęły wrażliwej skóry pod
jej uchem, na co jęknęła niemal bez tchu. — Powiedz mi — zanucił, rozsuwając
jej nogi — czy myślisz o tym, co zrobiliśmy tamtego wieczoru, gdy jesteś sama?
Przygryzła
wargę, chcąc, by jęk z powrotem wślizgnął się do jej gardła.
—
Zadałem ci pytanie — mruknął i ponownie chwycił ją mocno za gardło. Jego oczy
były jak ze stali.
—
Tak — wyszeptała i zamknęła oczy w porażce, zaciskając nogi, między którymi
poczuła wilgoć.
Tak,
ledwo była w stanie myśleć o czymkolwiek innym.
—
Czy to sprawia, że dochodzisz?
Hermiona
poczuła, jak bolesne wyznanie wymyka się z jej ust.
—
Tak.
—
Ja też — wyszeptał, a czubek jego języka musnął płatek jej ucha.
Hermiona
westchnęła głęboko; nie było sensu walczyć z tym, czymkolwiek to było,
jakiekolwiek nagłe i mało prawdopodobne się wydawało. Ostrożnie przesunęła
dłonie w górę, do jego ramion. Gorące, wyrzeźbione, sprawne; zaczerpnęła
oddech, gdy pocałował ją w szyję, jego usta były ciepłe i miękkie, a dłoń
przesunęła się na jej dolną część pleców. Przyciągnął ją blisko, rozchylił jej
uda wąskimi biodrami i wsunął język w miejsce, które pocałował, liżąc i
smakując, gdy jego uścisk wokół niej zacieśnił się.
Przechylił
ją na bok, odsłaniając szyję, a ona ciężko oddychała, czując, jak ciepło wiruje
w dolnej części jej brzucha. Cytrusy i cedr wypełniły jej zmysły, a jego ciepło
przenikało przez ubranie i w głąb jej skóry. Przesunęła dłonie na jego szyję, a
nawet odważyła się wsunąć palce w blond włosy. Były bardziej miękkie, niż sobie
wyobrażała, wręcz jedwabiste w dotyku.
Malfoy
jęknął pod wpływem dotyku i wysunął biodra ku niej, by poczuła, jak jego
podniecenie napina się w spodniach. Drżąc, przypomniała sobie rozciąganie i
przyjemność, jaką mu to przyniosło. Jęknęła, gdy poczuła, jak jego zęby skubią
miejsce, które całował, a on odsunął się, by zamiast tego zostawić pocałunki na
jej szczęce.
Jęknęła
bez tchu, gdy jej dłonie zacisnęły się na jego włosach. Malfoy warknął, zanim
chwycił jej loki i odchylił jej głowę do tyłu. Syknęła i gwałtownie otworzyła
oczy; jego twarz unosiła się tuż nad nią, a usta wygięły się w grymasie.
Hermiona
obserwowała nieokiełznane, całkowicie przerażające pożądanie w jego twarzy,
ciemność w oczach i gorąco w jej brzuchu, które zbierało się niżej między jej
nogami. Oblizała usta w tęsknocie. Nie powinna tego chcieć — gardziła tym
mężczyzną — ale nie mogła zaprzeczyć pociągowi, niemal zwierzęcemu, który czuła
w tym momencie, i zastanawiała się, czy on mógł czuć to samo, nawet jeśli była
szlamą. Być może to właśnie go podniecało, a w tym momencie nawet jej nie
przeszkadzało. Jego uścisk na jej włosach był bolesny, ale w dobry sposób. Malfoy sprawiał, że jej
sutki się napinały, a łechtaczka pulsowała, podczas gdy dzikie myśli w jej
głowie podpowiadały, żeby po prostu się poddała. To było niepodobne do niczego,
czego kiedykolwiek doświadczyła i czego kiedykolwiek myślała, że będzie
chciała.
Jego
spojrzenie przesunęło się na jej usta, pragnąc, i gdy Hermiona myślała, że
zamierza ją pocałować, niespodziewanie ściągnął ją z biurka, obracając w
miejscu i zrobił dokładnie to, co powiedział. Wrzasnęła i oparła się o biurko,
jego ręka była silna, gdy ją dociskał. Jej policzek wylądował na dokumencie na
biurku, zapach atramentu był silny, a w tej pozycji było coś, co obudziło
niektóre z jej najgłębiej skrywanych pragnień. Malfoy jęknął za nią, drugą ręką
głaszcząc jej tyłek zdradziecko delikatnym dotykiem. Hermiona czekała z zapartym
tchem, czekała na jego następny ruch, a oczekiwanie przetaczało się przez nią
jak grzmot.
—
Powiedz mi, żebym przestał, jeśli musisz — mruknął cicho, gdy zbliżył się
bardziej, a jego erekcja naciskała na krzywiznę jej tyłka.
Hermiona
chwyciła się krawędzi blatu, jej oddech ucichł w jęku, podczas gdy dłoń Malfoya
szukała drogi do rąbka spódnicy. Zamierzał znowu ją przelecieć, w jej
gabinecie, a ta myśl sprawiła, że zadrżała z niezrównywanego podniecenia. Ale
głosy i śmiech dochodzące z korytarza sprawiły, że nagle się zatrzymał.
Całkowicie
odsunął się od niej i Hermiona szybko się wyprostowała, odwracając ku niemu.
Malfoy stał nieruchomo, jego oczy się rozszerzyły. Cofnął się, poprawił włosy i
krawat. Rzucając jej ostatnie spojrzenie, w jego oczach błysnęło coś na kształt
żalu, zacisnął szczękę i wyszedł z jej gabinetu.
Hermiona
próbowała złapać oddech i oparła się o biurko. Poczuła rumieniec i zawroty
głowy, jej ciało wciąż wirowało w niezaspokojonym pragnieniu, a gdy jej oddech
powoli wracał do normy, zdała sobie sprawę, że prawie to zrobiła. Pozwoliła
Malfoyowi się sprowokować, pozwoliła mu się przytłoczyć, a on zrobiły z nią, co
tylko chciał, gdyby im nie przerwano.
Przełknęła ślinę i poprawiła włosy drżącymi rękami, zanim odsunęła się od biurka. Obok jej gabinetu przeszło dwóch aurorów z innego zespołu. Żaden z nich nie zajrzał do środka, jakby w ogóle nie istniała.
____________________
Witajcie :) w sobotnie popołudnie pora na nowy rozdział tłumaczenia. Bardzo dziękuję mojej becie za pomoc i rozmowy, które zrobiły mi dzień 😃 Dajcie znać jak wrażenia po tej części. Wiem, że jeszcze niewiele się wydarzyło, ale jest zabawnie i mimo trudności tłumaczy mi się bardzo fajnie. Kolejny rozdział tej historii planuję opublikować na koniec miesiąca.
W przyszłym tygodniu wyjeżdżam na urlop, więc będę miała o wiele więcej czasu na tłumaczenia. Planuję opublikować trochę rozdziałów Hot for Teacher, a resztę na spokojnie w przerwie między świętami i majówką.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)