sobota, 12 kwietnia 2025

[T] To, co jest między nami: Nigdy nie musiałem udawać

 Listopad 1996

 

Wrzące kociołki rozgrzewały całą klasę. Włosy Hermiony zdawały się puszyć z każdą sekundą bez względu na to, ile Ulizannej użyła.

Eliksir frustrował ją do granic możliwości. Nie zmieniał się tak, jak powinien, i doprowadzał ją do szału. Rozglądając się po sali, nieco się uspokoiła, widząc, że większość uczniów ma problemy z warzeniem. Za to Harry radził sobie świetnie — ku uciesze Slughorna — tak, jak Malfoy, ale on nie wydawał się zwracać na siebie zbytniej uwagi nauczyciela. W każdym razie, nie to żeby tego chciał.

Hermiona zmrużyła oczy. Malfoy zachowywał się dość dziwnie, odkąd wysiedli z pociągu we wrześniu i coś z nim było nie tak. Wiecznie zamyślony, ponury i nawet nie wydawał się zainteresowany drwinami z niej, Harry’ego czy Rona.

Harry był przekonany, że został Śmierciożercą w czasie wakacji, ale Hermiona uważała tę myśl za dość śmieszną. Był tylko chłopcem. Miał zaledwie szesnaście lat. Z pewnością Voldemort poszuka bardziej doświadczonych zwolenników, zanim zacznie wybierać spośród nastolatków z Hogwartu.

W pewnym sensie bolało ją serce z tego powodu. Nie żeby się nim przejmowała, czy nawet go lubiła, ale w końcu był tylko chłopcem. Czuła, że cierpi, więc część niej chciała po prostu podejść i zapytać, jak się czuje. Może go przytulić — Merlin wiedział, że wyglądał, jakby tego potrzebował. Zastanawiała się, jak to jest go przytulać; był o wiele wyższy od niej, miał tak szerokie ramiona i wiedziała, że będzie pachniał…

Jego blade, szare oczy uniosły się, by spotkać się z jej oczami i Hermiona prawie przewróciła fiolkę soku Skaczących Pająków, gdy szybko odwróciła wzrok. Jej serce waliło, a ręce drżały. Jakie to byłoby żenujące, gdyby zobaczył, że się na niego gapi!

Może to poczuł? Dlatego w ogóle na nią patrzył? Czy spojrzał w górę roztargnionym wzrokiem, nie wiedząc, że ją tam znajdzie? A może zrobił to, by na nią zerknąć?

Sama ta myśl sprawiła, że poczuła zawrót głowy, chociaż wiedziała, że nie powinna. Był aroganckim dupkiem, tyranem; złamał nos Harry’emu w pociągu, nazywał ją szlamą, kiedy tylko mógł, i nigdy nie przegapił okazji, żeby z kogoś zadrwić. Powinna go nienawidzić — nienawidziła! — ale też życzyła sobie, żeby pewnego dnia ją po prostu złapał i powiedział, jak bardzo żałuje wszystkiego, co jej zrobił. W tej fantazji nawet rzucił komplementem, że jest piękna.

To prawie ją rozśmieszyło. Zastanawiała się, co byłoby bardziej prawdopodobne — Malfoy mówiący przepraszam, czy nazywający piękną?

— Och, panno Granger. — Profesor Slughorn przeszedł obok jej biurka z poważnym wyrazem twarzy. — Co za rozczarowanie. Taka genialna czarownica, a jednak, jak się wydaje, odniosłaś spektakularną porażkę.

Przełknęła i zamieszała miksturę, a jej policzki płonęły.

— Postępowałam zgodnie z instrukcją, proszę pana! W każdym kroku! Nie wiem, dlaczego nie warzy się tak, jak powinien.

Slughorn zmarszczył nos.

— Cóż, to dziwne. Zobaczmy… — Wyciągnął szyję, by rozejrzeć się po lochu. — Ach! Panie Malfoy, pana eliksir jest idealny! Czy mógłby pan powiedzieć, jaki błąd popełniła panna Granger?

Gdy Hermiona spojrzała w górę z przerażeniem, jej krew zamarzła.

Malfoy zmarszczył brwi i zacisnął szczękę, a jego szare oczy wypełniły się pogardą.

— Sądzę, że przeceniła swoje umiejętności.

— No, no — zaśmiał się profesor — panna Granger jest doskonałą uczennicą. Nie wątpię, że postępowała zgodnie z instrukcją w każdym kroku z najwyższą starannością – a jednak eliksir nie jest taki, jaki powinien być. Pański jest, panie Malfoy. Chyba że jest jakaś różnica w podręcznikach i zrobiłeś coś inaczej. Podejdź i zobacz.

Malfoy westchnął ciężko, a jego szarobrązowe brwi drgnęły, zanim zrobił krok ku jej stanowisku.

Hermiona prowadziła wewnętrzną walkę, żeby nie zdenerwować się jeszcze bardziej. Malfoy? Malfoy zamierzał jej pomóc? Absurd. Nie wiedziała, jak oszukiwał, ale jakoś to robił. Harry miał swoją książkę, więc naturalnie Malfoy posiadał coś jeszcze. Poczuła powiew jego świeżego zapachu, gdy się zbliżył, i przełknęła ślinę. Zmienił się przez lato; zeszczuplał jeszcze bardziej niż w zeszłym roku, a jego twarz wyglądała o wiele dojrzalej. Był… cóż, po prostu niesprawiedliwie przystojny, a ona tego faktu nienawidziła. Próbowała zachować spokój, patrząc na niego.

Spojrzał na nią z pogardą i zajrzał do jej kociołka, pochylając się niebezpiecznie blisko obok niej. Miał ściągnięte usta, gdy się odchylił.

— Za dużo skrzydeł nocnych ciem.

Hermiona zmarszczyła brwi.

— Co? Nie! W instrukcji jest napisane piętnaście i tylu użyłam!

Zadowolenie przemknęło przez twarz Malfoya i wzruszył ramionami.

— Może powinnaś nauczyć się liczyć, Granger.

— Umiem liczyć, dziękuję bardzo — warknęła i wyprostowała się. — Wstawiłam piętnaście skrzydeł nocnych ciem. — Odwróciła się do Slughorna. — Piętnaście, proszę pana. Przysięgam.

— Cóż — wycedził Malfoy, a Hermiona wyczuła, że celebruje tę chwilę i jej całkowite upokorzenie — to musiałyby być bardzo duże skrzydła nocnych ciem.

— Zwykłe, letnie skrzydła, Malfoy — mruknęła, rzucając groźne spojrzenie.

— Letnie skrzydła? — powtórzył Slughorn. — Och, moja droga, one są zdecydowanie za duże. Pan Malfoy najwyraźniej miał rację. Tylko to nie kwestia ilości, ale wielkości. Dziesięć punktów dla Slytherinu za spostrzegawczość, panie Malfoy. Możesz wrócić na swoje stanowisko.

Spojrzenie Malfoya przebiło się przez jej spojrzenie z triumfem, uśmiechnął się złośliwie i wycofał do swojego biurka.

Policzki Hermiony zapłonęły, gdy uparcie mieszała swój zrujnowany eliksir. Nadal czuła na sobie wzrok Malfoya, a gdy podniosła głowę, by spojrzeć na niego gniewnie, patrzył na nią złośliwie. Och, cieszył się z jej porażki, jakby dodawała mu nowej energii i wigoru. Wyprostował się, przeczesał ręką jedwabiste włosy i na moment jego dawne ja znalazło się w tej klasie.

Hermiona odwróciła wzrok z powrotem do swojego kociołka, zażenowanie paliło ją od środka. Nigdy by jej nie przeprosił. Nigdy by nie powiedział, że jest piękna. Nienawidziła go, gardziła nim jak karaluchem, którym był, a jednak sam fakt, że wciąż czuła na sobie jego palące spojrzenie, sprawiał, że jej kolana drżały.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Lipiec 2004

 

Biuro Hermiony stanowiło chaotyczny bałagan notatek, teczek, dokumentów, jej zestawu eliksirów i książek, więc za każdym razem, gdy ktoś ją odwiedzał, musiała rzucić kilka zaklęć, aby zrobić miejsce, gdzie gość mógłby usiąść. Harry z kolei był przyzwyczajony do jej bałaganu i po prostu bez pytania przeniósł stos książek oraz dokumentów z krzesła na jej biurko, po czym po prostu usiadł.

Wypili razem kawę, trochę porozmawiali o różnych rzeczach, ale jak to bywało w większości rozmów, ta również zeszła na temat dzieci, ciąży i bezczelnie dużego brzucha Ginny.

— Mówię ci, Miona, to się stanie lada dzień. Ginny wygląda, jakby miała pęknąć, a ja… no cóż, jestem cholernie zdenerwowany!

— Nie martw się, Harry. — Hermiona uśmiechnęła się i oparła o biurko. — Będziesz wspaniałym ojcem i dobrze o tym wiesz. — Uniosła ręce. — Poza tym to dziecko będzie miało najlepszych wujków na świecie…

— I oczywiście najlepszą ciocię na świecie.

Harry uśmiechnął się i puścił oczko.

Hermiona przewróciła oczami, ale nie potrafiła ukryć uśmiechu.

— Cóż, oczywiście.

Harry rozpromienił się i przechylił głowę na bok.

— Jak się masz? — zapytał, mrużąc oczy. — Przez ostatni tydzień byłaś trochę nieobecna.

Chłód rozprzestrzenił się po jej piersi, gdy szybko pokręciła głową.

— Co? Nie wiem, o czym mówisz, Harry. Wszystko ze mną w porządku.

— Hermiono. — Mrugnął i użył tego cierpliwego tonu, który zawsze stosował, kiedy wiedział, że ma rację. — Coś jest nie tak. Ginny też to zauważyła w zeszłą niedzielę. Byłaś zbyt cicha.

Zmarszczyła brwi i prychnęła.

— Doceniam to, że moi przyjaciele się o mnie troszczą, ale zapewniam cię, że nic się nie stało.

Nigdy nie mogłaby mu powiedzieć prawdy. Czyż nie byłoby idealnie, gdyby wypaliła: Cóż, tak naprawdę, Harry, tak, coś jest nie tak. W zeszły weekend Malfoy mnie przeleciał i nie jestem pewna, czy to było całkowicie dobrowolne. Gdyby chciała to jeszcze bardziej rozwinąć, powinna dodać: A teraz nie mogę przestać o tym myśleć — właściwie myślałam o tym dziś rano pod prysznicem, podczas masturbacji. I tak, ja też doszłam, jeśli się nad tym zastanawiasz. Tak, to byłaby idealna odpowiedź.

Obserwował ją zielonymi, błyszczącymi oczami. Oczywiście, że ją przejrzał. Znali się, odkąd skończyli jedenaście lat. Znał ją lepiej niż ktokolwiek inny. Ale podniósł ręce w geście poddania.

— Dobrze. Skoro tak mówisz. — Westchnął i wstał. — Ale pamiętaj, że jeśli coś się wydarzy, zawsze możesz ze mną porozmawiać.

— Wiem. — Uśmiechnęła się, wzdychając. — Harry, obiecuję, że to nic.

— W porządku — mruknął, przeczesując dłonią swoje potargane włosy. — Skoro tak mówisz.

— Tak.

Skinął głową i wziął głęboki oddech.

— Idziesz dziś do archiwum?

— Tak. — Hermiona przytaknęła i zmarszczyła brwi. — W sumie idę tam teraz. Potrzebujesz czegoś?

— Tak, czy mogłabyś mi przynieść akta Donovana z tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego czwartego roku?

Hermiona uniosła brew.

— Wciąż nad tym siedzisz?

Harry potarł bliznę. Robił to od czasu do czasu, jakby odruchowo, kiedy był zamyślony.

— To tylko przeczucie, ale nie zaszkodzi do tego wrócić. — Mrugnął. — Wiesz, zawsze możesz pozwolić mi je skopiować.

Wpatrywała się w niego beznamiętnie.

— Dobrze wiesz, że nie mogę tego zrobić.

Zachichotał i położył dłoń na klamce.

— Tak, wiem.

Rzucił jej ostatnie spojrzenie, zanim opuścił jej biuro, a Hermiona wzięła głęboki, drżący oddech.

Musiała usiąść, żeby się uspokoić, i zdała sobie sprawę, że trzęsą jej się ręce.

Miała koszmar w zeszły piątek wieczorem, po powrocie z Taczki. Ten sam, który śnił jej się regularnie od czasu wojny. Biegła przez las, a ciemna postać goniła ją, śmiejąc się okrutnie. Śmierciożerca z różdżką w pogotowiu. Za każdym razem, gdy spoglądała przez ramię, widziała postać tak samo blisko jak zawsze, nigdy niecofającą się i nigdy niedoganiającą. Srebrna maska lśniła w upiornym świetle księżyca, a szaty buchały za sylwetką jak czarny dym. Kilka razy spojrzała przez ramię i ostatnim razem, gdy to zrobiła, był tuż za nią, sięgając ku niej. A potem zawsze się budziła. Zawsze to był ten sam sen, tylko tamtej nocy się zmienił.

Postać zbliżyła się, a Hermiona próbowała biec szybciej, jednak nie mogła. Śmierciożerca nagle złapał ją za ramię i pociągnął z powrotem w ciemność. Szarpała się, ale bezskutecznie. Wiedziała, że to mężczyzna, a gdy została przyciśnięta do ściany, a za nią znajdowało się silne i stanowcze ciało Śmierciożercy, strach przerodził się w coś innego, coś roztopionego w dolnej części jej brzucha. Poddała się, oddając swój los w jego złowrogie ręce.

Przemówił do niej we śnie słowami: „Taka grzeczna, mała szlama”.

Obudziła się, zanim dłonie w rękawiczkach zaczęły pieścić jej ciało, ku jej uldze i rozczarowaniu. Wiedziała, kto nim był w jej śnie i była przerażona, że jej własna podświadomość zmieniła coś, co powinno być przerażające, w coś podniecającego. To podsyciło te mroczne myśli z tyłu jej umysłu, te, o których istnieniu próbowała zapomnieć.

Wiedziała, że były mechanizmem radzenia sobie, stworzonym, by dać jej chwile wytchnienia w szczytowym momencie wojny — by pomyśleć o tym, że zostanie pojmana przez Śmierciożerców, podda się, przestanie walczyć. Racjonalnie rzecz biorąc, zawsze wiedziała, że to okropny pomysł, ale fantazje nie były racjonalne. Zostały stworzone, by dać jej komfort, by wyobraziła sobie świat, który nie byłby taki straszny, gdyby przegrali (lub taki, który nie byłby taki straszny dla niej). Ale pomimo zrozumienia celu fantazji, rekompensowały one jej największy wstyd.

To, co miało miejsce na zapleczu Taczki, nie powinno się wydarzyć. Przez cały weekend odtwarzało się w jej umyśle raz po raz, mieszając się z nową wersją jej koszmaru. Jego dotyk, słowa, oddech na jej szyi, usta na skórze, jęki i warczenia; strach, ból, niewyobrażalna przyjemność. Kiedy wróciła do domu tej nocy, płakała pod prysznicem. Gdy jej łzy wyschły, spędziła prawie całą noc, analizując, dlaczego w ogóle płakała. Czuła się brudna, nie dlatego, że tak bardzo nim gardziła, ale dlatego, że pozwoliła sobie na cieszenie się tym. Może trochę za bardzo. Płakała, ponieważ zdała sobie sprawę, że jakiekolwiek uczucie, które mogła czuć do niego w szkole, było o wiele głębsze, niż myślała, i ponieważ była pewna, że już je przezwyciężyła. Ku jej wielkiemu zaskoczeniu, nie zrobiła tego.

Nigdy nie była zakochana w Draco Malfoyu, nigdy nie była nim zauroczona. Cóż, było coś w rodzaju ciekawości podczas szóstego roku nauki, ale nigdy nic więcej. Był dla niej wredny w szkole, bardziej niż dla większości, ale czasem miała wrażenie, że był to pewien rodzaj zainteresowania nią i nie chodziło tylko o to, żeby z niej żartować. Właśnie to rozbudziło w niej ciekawość, którą szybko zakopała w najciemniejszych zakamarkach umysłu. Ale były chwile, kiedy była zarówno zachwycona, jak i sfrustrowana jego błyskotliwością w klasie oraz takie, podczas których pozwalała sobie wyobrazić świat, w którym nie byłby takim dupkiem — albo ona nie byłaby mugolaczką. Co mogliby czuć do siebie w takim świecie?

Ale te myśli były fantazją uczennicy, a kiedy nadeszła wojna, którą rozpoczął sam Malfoy, postanowiła zostawić dziecinne myśli za sobą. Wciąż mogła czasami do nich wrócić, kiedy wyglądał szczególnie przystojnie lub kiedy patrzył na nią w ten pewien sposób, ale Hermiona myślała, że odłożyła wszystkie te głupie pomysły na bok. Najwyraźniej tak nie było i to ją wkurzało.

Jeszcze ten orgazm. Nigdy wcześniej takiego nie miała, nigdy nie doświadczyła takiej intensywności; to ją całkowicie powaliło, ponieważ po prostu myślała, że nie jest tak sprawna seksualnie jak inni, a jej orgazmy po prostu nie były niczym innym jak przyjemnym dreszczem. Wszyscy mówili o wybuchowych wytryskach, oszałamiających wzlotach, ale Hermiona zawsze czuła tylko przyjemne zaciskanie, a potem — nic. Przeważnie w ogóle nie dochodziła — chyba że zrobiła to sama — i nigdy nie spodziewała się, że będzie miała orgazm bez pieszczenia przez kogoś. Och, udowodnił jej, że się myliła; to sprawiło, że coś się w niej zmieniło, obudziło i przypomniała sobie, jak to rozdzierało ją z bezlitosną siłą i zamiarem. Po prostu drażnił ją fakt, że to z nim przeżywała to doświadczenie.

Ale gorsze było to, że nie rozumiała jego intencji. Po prostu stracił nad sobą kontrolę? Chciał ją nastraszyć? Czy naprawdę jej pragnął? Nie rozumiała i to doprowadzało ją do szału.

Ledwo pojmowała swoje własne pragnienia. Tej samej nocy jej umysł próbował umieścić go na liście osób, z którymi nie chciała uprawiać seksu. Brzydziła się nim, ale przynajmniej mogła się przyznać przed samą sobą, że czuje do niego pociąg i tak było od dłuższego czasu. Oczywiście, to było czysto fizyczne i nawet się tego nie wstydziła. Może nie chciała ogłaszać światu, że czuje pociąg do Draco Malfoya, ale mogła to przyznać przed samą sobą; myśl, że on może czuć do niej to samo, była po prostu zbyt dziwaczna.

A potem pojawiła się kwestia zgody. Rozważała od momentu zdarzenia, czy powinna to uznać za napaść, czy nie. Racjonalnie rzecz biorąc, wiedziała, że powinna; złapał ją, odciągnął od tłumu i praktycznie zmusił do seksu. To miało wszystkie znamiona ataku. Cóż, to był atak.

No cóż, jednak prosił o zgodę, albo coś w tym stylu. Odejdę, jeśli naprawdę chcesz, żebym to zrobił. Powiedz, żebym przestał, a przestanę. Pamiętała, że to brzmiało bardziej jak ostrzeżenie i w tym momencie przeklęłaby go, gdyby przestał. Nie była nawet pewna, czy zgodziłaby się na cokolwiek, gdyby zapytał ją wcześniej, ale sama myśl o Draco Malfoyu podchodzącym do niej i pytającym: „Masz ochotę na seks?”, była po prostu śmieszna. Nie chciał jej. Była dla niego tylko szlamą.

Ale sposób, w jaki na nią patrzył, jego mrocznym i dominującym spojrzeniem, sprawił, że jej kolana zadrżały. Przejął — jej kontrolę, ciało, autonomię — a mimo to dał jej wyjście. Powiedz mi, żebym przestał, a przestanę. Chciała, żeby nadal brał, pozbawiając ją szansy na zrobienie tego, co słuszne, i tak właśnie zrobił.

W pewnym sensie, mimo że wiedziała, że to niepokojąca myśl, była wdzięczna, że to on ją zainicjował. Oczywiście, nie było to coś, do czego mogłaby się kiedykolwiek przyznać komukolwiek. Czy ona, Złota Dziewczyna, przyznałaby, że podobało jej się, kiedy jej szkolny wróg przeleciał ją tak brutalnie, że odczuwała ból przez wiele dni? Czy ona Najzdolniejsza Czarownica Swojego Pokolenia przyznałaby, że podobało jej się, że całkowicie była na łasce kogoś innego? Co to za wzór do naśladowania dla młodszych pokoleń — dla kobiet na całym świecie! Ta myśl sprawiła, że zmarszczyła brwi.

Ale dlaczego Draco Malfoy wybrał właśnie ją ze wszystkich kobiet w tym barze? Dlaczego ją ze sobą pociągnął? Dlaczego ją dotykał? Dlaczego ją pieprzył? I nie było to egoistyczne pieprzenie z jego strony — nie, przejmował się nią — i później zapytał ją, czy wszystko w porządku.

Wzdrygnęła się na wspomnienie jego palców w jej wnętrzu, uczuciu bycia zdominowaną. Wiedziała, że powinna nienawidzić tego wrażenia tak samo mocno, jak nienawidziła jego, ale właśnie o to chodziło — nie mogła. To było zbyt przyjemne i przerażało ją bardziej niż cokolwiek innego. Gdyby się kiedykolwiek dowiedział, wykorzystałby to przeciwko niej. Nierównowaga sił byłaby zbyt znacząca i to jej ciążyło.

Ale był też wrodzony strach, który pojawiał się za każdym razem, gdy czuła jego zapach na korytarzach lub słyszała jego głos. Zaczynał się w jej piersi, od trzepoczącego serca i ściskających płuc, a zanim się zorientowała, jej kolana drżały. Nie bała się Malfoya — zawsze odmawiała, by się go bać — a jednak jej pierś się zacisnęła. Być może bała się władzy, jaką będzie nad nią miał, albo może wpływu, jaki wywrą na niej jego szare oczy. Z pewnością rozsądek podpowiadał, że powinna się bać również jego fizyczności, ponieważ mógł ją łatwo pokonać, tak, jak to zrobił w pubie.

Ale najbardziej bała się samej siebie. To, co wydarzyło się w Taczce, nie było całkowicie winą Malfoya, choć głównie. Ona też tam była. Pozwoliła mu, zachęciła go. Ona… cóż, flirtowała z nim w barze, chociaż był to ruch strategiczny, a nie chęć uzyskania miłosnych zalotów z jego strony. Powiedział jej, że sama się o to prosiła, i chociaż nie było to do końca prawdą, z pewnością nie błagała go, żeby przestał. Na Merlina, sprawił jej przyjemność w sposób, w jaki żaden mężczyzna nie zrobił tego wcześniej.

Nie żeby było wielu, z którymi mogłaby go porównać. Mogła ich policzyć na palcach jednej ręki. Ron oczywiście był jednym z nich, ale ich namiętność nigdy nie przeniosła się do sypialni. Kiedy z nią zerwał, odnowiła kontakt z Viktorem Krumem, a chociaż zawodnik Quidditcha był przystojny i potężny, był równocześnie niezdarny i być może trochę zbyt miły. Spali ze sobą tylko raz i to wystarczyło, żeby oboje zdali sobie sprawę, że powinni zostać tylko przyjaciółmi.

Po Krumie Hermiona poszła na kilka randek, ale nie było łatwo. Cudem udawało się jej docieranie do etapu drugiego spotkania. Jeśli miała być realistką, spała tylko z dwoma mężczyznami od czasu rozstania z Ronem, nie licząc Malfoya — dzieliły ich lata, więc mogła się cieszyć kilkoma latami celibatu, gdy największy dupek na świecie otwierał drzwi do krainy, której nigdy wcześniej nie odważyła się zbadać.

Wzdychając, poderwała się z krzesła. Nie czuła już żalu do siebie za to, że upadła tak nisko, by przespać się ze swoim wrogiem. Malfoy był przystojnym mężczyzną, a Hermiona była świadoma, że także pożądanym kawalerem. Nie miała się czego wstydzić. Wygładziła kamizelkę i sięgnęła po stos papierów, które zamierzała wynieść do archiwum, gdzie chciała spędzić resztę popołudnia.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

W pomieszczeniu było ciemno, a powietrze zdawało się duszne. Ludzie rzadko przychodzili do archiwum, chyba że było to absolutnie konieczne. Eunice, kobieta odpowiedzialna za archiwum, miała prawie sto lat i nie miała już ani dobrego słuchu, ani wzroku, więc Hermiona wzięła na siebie posortowanie i zorganizowanie archiwum w bardziej wydajny oraz logiczny sposób.

Lubiła wiedzieć, gdzie wszystko jest i gdzie powinno się znaleźć. To bardzo ułatwiało jej pracę i oszczędzało godzin działań administracyjnych. Właściwie lubiła spędzać tu czas. Miała chwilę na myślenie i refleksję, a kiedy nie chciała myśleć czy się zastanawiać, mogła zająć się sortowaniem i wyszukiwaniem przez wiele godzin.

Szybko uporządkowała przyniesione przez siebie dokumenty, a następnie posortowała i ułożyła część papierów, które zostały wysłane od czasu jej ostatniego pobytu. Na koniec wyjęła teczkę dla Harry’ego i wsunęła ją pod pachę, po czym skierowała się do wejścia.

Zrobiła zaledwie kilka kroków, zanim barytonowy głos sprawił, że stanęła jak wryta.

Eunice. Jak zawsze miło cię widzieć.

Arystokratyczny akcent Malfoya czasami brzmiał nienagannie uprzejmie.

Och, panie Malfoy! — Eunice pisnęła słodko. Jak na tak starą czarownicę, była dziewczęco zainteresowana przystojnymi czarodziejami. — Co cię tu sprowadza?

Potrzebuję akt — powiedział Malfoy. — Sprawa Burke’a.

Tak, dobrze, widzisz — wymamrotała Eunice i westchnęła. — Panna Granger porządkowała archiwa, więc nie jestem pewna, czy mogłabym… ale och! Jest tutaj, jestem pewna, że mogłaby ci pomóc. Panno Granger!

Hermiona szybko schowała się za dużą półką z książkami, z sercem w gardle. Nie chciała stawić czoła Malfoyowi, a już na pewno nie w głębi archiwum, gdzie jedynym świadkiem byłaby półślepa i półgłucha Eunice.

Bogowie, jestem pewna, że ona gdzieś tam jest — mruknęła Eunice. — Panno Granger!

Jej chrapliwy głos odbił się echem wzdłuż alejek.

Nie zawracaj sobie głowy, Eunice — rzekł Malfoy. — Znajdę ją.

A wraz z tymi słowami pewne kroki rozbrzmiały głębiej, a Hermiona szybko wślizgnęła się głębiej w labirynt półek.

Znała to miejsce jak własną kieszeń i nie pozwoliłaby mu się tu znaleźć, niech dumę i dojrzałość trafi szlag.

Granger? — Jego głos był niski, ale nadal niósł się przez ciasne alejki archiwum. Zachichotał i zabrzmiało to dość złowieszczo, jakby żywcem wyjęte z koszmarów. Przeszły ją dreszcze, które powinny niepokoić, ale zamiast tego ją podniecały. Do diabła z tym – nie dzisiaj! — Ukrywasz się?

Hermiona musiała ugryźć się w język, żeby nie prychnąć. Nie pozwoli mu się sprowokować.

Wyjdź, wyjdź, gdziekolwiek jesteś — zanucił żartobliwie, mijając przejście, w którym się schowała.

Zobaczyła jego dużą posturę, częściowo zasłoniętą słabym światłem; zatrzymał się przy wejściu, zaciskając szczękę, gdy jego blade spojrzenie przesunęło się po ciemności, w której się ukryła. Jedna sekunda. Dwie. To była gra w kotka i myszkę — nie, w wilka i łanię — i Hermiona wstrzymała oddech. Poruszał się powoli, jego oczy podejrzliwie przeszukiwały resztę przejść, a zapach cytrusów i drzewa cedrowego unosił się, gdy przechodził.

Wypuściła powietrze, zacisnęła klatkę piersiową. Ścisnęła różdżkę, gotowa go ogłuszyć, jeśli będzie to konieczne, jednocześnie przyciskając się do ściany. Nie pozwoli mu ponownie przejąć kontroli.

No wychodź, Granger. — Brzmiał na zirytowanego, ale oddalał się. — Nie mam całego dnia. Potrzebuję akt Burke’a. Nie mam czasu na twoje dziwne uwodzicielskie gierki.

— Uwodzicielskie? — Zabrzmiało jak wrzask. Nie mogła się powstrzymać, nawet jeśli w myślach uderzyła się w twarz. Wyprostowała się i wyszła z ciemnego przejścia, a gniew i zażenowanie trzeszczały w jej palcach. — Przepraszam, ale w jakim świecie ludzie, którzy są zajęci pracą, mają czas na uwodzicielskie gierki z kimś takim jak ty?

Malfoy się odwrócił. Z początku wyglądał na zaskoczonego, ale potem jego charakterystyczny uśmieszek rozciągnął się na jego ustach, a wzrok powoli przesunął się po jej ciele. Wsunął ręce do kieszeni czarnych spodni; był ubrany elegancko w dopasowaną, ciemnoszarą koszulę, starannie wsuniętą w pas spodni, a czarny krawat miał zapięty małą, rodzinną broszką. Jego kabura na różdżkę była zapięta na prawym ramieniu, co dowodziło, że rzeczywiście był leworęczny. Sposób, w jaki jej dotykał tamtej nocy, oczywiście również to potwierdzał — nie żeby Hermiona zastanawiała się, której ręki użył do dotykania jej, ani żeby ta sama ręka, która znajdowała w jej wnętrzu, była przytwierdzona do ramienia, na którym nosił Mroczny Znak.

— Tu jesteś — powiedział i przechylił głowę. — Czyli chcesz powiedzieć, że byłaś zbyt zajęta, żeby mi odpowiedzieć, kiedy cię wołałem?

Hermiona uniosła brodę.

— Mam ważniejsze rzeczy do roboty, niż zrywanie się na nogi za każdym razem, gdy mnie wołasz, Malfoy.

Uniósł brwi, nierozbawiony, zanim skinął głową.

— Naturalnie — wycedził. — Niemniej jednak potrzebuję akt Burke’a.

— Sam je znajdź. — Wzruszyła ramionami i poprawiła pasmo włosów, które wypadło jej z koka, starając się jak najbardziej zignorować szybkość swojego pulsu. — Jak powiedziałam, jestem zajęta. Akta są posegregowane w kolejności chronologicznej. Rok, miesiąc, dzień. Potem alfabetycznie. Nazwisko, imię, drugie imię.

Malfoy wpatrywał się w nią, jego szare oczy były apodyktyczne.

— Ale wiesz, gdzie się znajduje.

— Wiem — powiedziała rzeczowo — i wiem też, jak zebrać śmieci i wrzucić je do kosza, ale nie robię tego dla ciebie, prawda?

Przekręcił szczęką, jego spojrzenie wyostrzyło się.

— Naprawdę? Chcesz być trudna? — Jego twarz przybrała arogancki wyraz, zanim zrobił krok ku niej. Powietrze między nimi zdawało się drżeć, jego rtęciowe oczy płonęły czymś niebezpiecznym. — Ujarzmiałem czarownice trudniejsze od ciebie, Granger.

Żołądek Hermiony wykonał salto na ton jego głosu, ale przełknęła ślinę i zrobiła co mogła, by unieść brew i brodę.

— Nie jestem trudna. Tylko pomocna. A teraz, jeśli wybaczysz.

Zadarła nos i ruszyła główną alejką, mając nadzieję, że jej nie przeszkodzi — i nie zrobił tego. Właściwie Hermiona była z siebie zadowolona. Postawiła granice; nie była jego asystentką. Nie dostawała pieniędzy za pomaganie mu. Była śledczą na miejscu zbrodni, na Merlina, i nie będzie tolerowała takiego braku szacunku!

Uśmiech rozciągnął się na jej ustach, gdy zmierzała ku Eunice i wejściu, ale zrobiła zaledwie kilka krótkich kroków, gdy usłyszała potężny huk dochodzący z wnętrza archiwum. Był tak głośny, że nawet Eunice zareagowała.

A potem nastąpił kolejny huk. I kolejny. I kolejny.

— Och, bogowie — jęknęła Eunice i zmrużyła stare oczy za okularami. — Co się dzieje? A ja właśnie miałam iść na przerwę!

— Idź, Eunice. — Westchnęła Hermiona. — Zajmę się tym. Idź i napij się herbaty.

— Mam nadzieję, że pan Malfoy nie robi sobie krzywdy — powiedziała starsza pani, kierując się do drzwi.

— Nie, ale ja mogę go skrzywdzić — mruknęła do siebie Hermiona i ruszyła w stronę łoskotów Nastąpiły szybko, więc pospieszyła do alejki. Gdy wbiegła głębiej w archiwum, natknęła się na kilka akt rozrzuconych na podłodze, wraz z pudełkiem, które właśnie zostało strącone z półki. I nie było jedyne; trzy inne pudełka, wszystkie jeszcze niedawno wypełnione dokumentami, które kiedyś były starannie poukładane i uporządkowane, teraz pokrywały podłogę. Gapiła się na tę scenę i rozglądała za winowajcą.

Tam, krocząc przejściem, Malfoy, wyrywał pudełko za pudełkiem swoją różdżką, mrucząc:

Accio akta Burke’a.

Wściekłość w niej wybuchła, gdy wyciągnęła różdżkę i warknęła:

Pertificus Totalus!

Malfoy obrócił się i odbił zaklęcie z gracją, z okrutnym szyderstwem przyklejonym do twarzy. Powinna była wziąć pod uwagę jego refleksy szukającego, ale było już za późno. Pojedynek się rozpoczął.

Wypluł wiążącą klątwę, szybką jak żmija, a ona zdołała odskoczyć w momencie, gdy przeleciała obok niej i uderzyła w koniec przeciwległego przejścia. Czarne pnącza wybuchły od uderzenia, pełzając po podłodze i suficie.

Hermiona opuściła szczękę i spojrzała na niego.

— Próbujesz mnie zabić? — Ale zanim zdążył odpowiedzieć, krzyknęła: — Drętwota!

To było jednak kolejne zaklęcie, które odbił jednym ruchem nadgarstka.

On nawet się nie zaśmiał, co za zarozumiały drań.

— Jesteś niechlujna, Granger — wycedził. — Nie trenujesz pojedynków zbyt często, co?

— Zamknij się, Malfoy — warknęła i rzuciła w niego klątwą wiążącą język, ale blondyn uniknął jej równie łatwo jak pozostali, a w tym momencie Hermiona zdała sobie sprawę, że zrobił to bez słowa.

Och, to było irytujące.

Malfoy nadal się śmiał, wsuwając wolną rękę do kieszeni, i nawet miał czelność wyglądać na zrelaksowanego.

Hermiona warknęła pod nosem i krzyknęła:

Reducto!

Oczywiście, odbił też tę klątwę i posłał ją w jedną z półek na książki, która eksplodowała, rozrzucając na nich papiery i dokumenty. Hermiona ledwo go widziała w tym chaosie, ale czuła, że powinna się ruszyć. Miał rację, nie ćwiczyła pojedynków wystarczająco często, a już na pewno nie z innymi aurorami w ten sposób. I dlaczego już się nie śmiał?

Ruszaj się, Hermiono.

Świat się zniekształcił; odległe krzyki wzywały ją, wołały jej imię, klątwy latały wszędzie. Grzmoty kamieni, krzyki poległych, zapach siarki i śmierci. Wojna. Wróciła. Jej serce głośno dudniło w uszach, kolana zaczęły drżeć; gonił ją śmierciożerca. Musiała się ruszyć. Ale nie zrobiła tego. Nie mogła.

Bezsłowne zaklęcie powaliło ją na podłogę, gdy rzeczywistość powróciła z impetem, uderzając w nią jak fala przypływu. Straciła oddech, głowa bolała ją od gwałtownego lądowania i gwałtownie wciągnęła powietrze.

Dopiero gdy papiery opadły, zobaczyła ciemną postać, w której rozpoznała Malfoya, powoli zbliżającą się do niej, wciąż celując w nią różdżką. Mrugnęła na niego, wciąż zdyszana. Panika ścisnęła jej klatkę piersiową i próbowała się od niego odczołgać, a przytępione wspomnienie wciąż odbijało się gdzieś w jej pulsującej głowie. Próbowała podnieść różdżkę, ale położył na niej buta ze smoczej skóry, przyciskając ją do podłogi, miażdżąc jej palce na tyle, by zmusić ją do wypuszczenia różdżki z jękiem. Spoglądając na niego, z sercem bijącym w piersi, walczyła ze swoim zamglonym umysłem, by w pełni powrócić do rzeczywistości. Była w archiwach Ministerstwa, a Malfoy patrzył na nią. Surowo, być może z rozczarowaniem i zdecydowanie ze zniesmaczeniem. Pozwolił, by jego spojrzenie podążyło za jej kształtem, zanim powróciło do jej oczy i cmoknął.

— To tyle, Granger? — zagrzmiał i przechylił głowę. — To pojedynek, którego się podejmujesz? Nie tak zacięty, jak myślałem. Nic z lwa. Co najwyżej kociak.

Hermiona ledwo zdążyła zaprotestować, gdy pochylił się, by złapać ją za ramię. Została podniesiona na nogi, o wiele za łatwo, i zachwiała się, zanim siłą go odepchnęła, a jej ręce gwałtownie drżały.

— Nie dotykaj mnie, Malfoy!

Jej głos się załamał, brzmiąc żałośnie, i przeklęła samą siebie za to, że tak się rozpada w jego obecności.

Zmarszczył brwi i uniósł dłonie, po czym odsunął się od niej o krok.

— Pomogłem tylko koleżance, która upadła. Powinnaś być ostrożna, Granger. — Spojrzał na nią powoli, a na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek. — Bycie tak niezdarną może cię wpędzić w dość niepewne sytuacje.

Prychnęła i otrzepała się ze złością, udając, że nie wcale nie czuje gorąca na policzkach. Jej serce waliło boleśnie o żebra, każde uderzenie było na tyle głośne, że odbijało się echem w jej uszach, podczas gdy jej umysł wirował w dysonansie.

— Dlaczego, do cholery, to zrobiłeś?

Malfoy, tak samo niewzruszony jak zawsze, obejrzał swoją różdżkę, unosząc brwi, zanim schował ją do kabury.

— Co? Broniłem się?

— Zniszczyłeś archiwa! — Hermiona gestem wskazała na rozrzucone na podłodze akta. — Posegregowanie tego zajęło mi godziny!

— To tylko papier, Granger — wycedził. — Segregowanie nie jest w twoich obowiązkach, więc nie rób tego. Daj sobie spokój. Niech chociaż raz ktoś zrobi coś za ciebie.

Coś ostrego przeszyło jej ciało. Chociaż raz.

— Jesteś kompletnym dupkiem, Malfoy.

Zmierzył ją wzrokiem, po czym powoli zamrugał.

— Po prostu daj mi akta, których potrzebuję i… — Wyciągnął rękę i z lekkim jak piórko dotykiem, podniósł z jej włosów dymiący kawałek papieru, lekko muskając palcami jej policzki, a wzrok przenosząc na jej usta — będziesz mieć mnie z głowy.

Serce Hermiony gwałtownie opadło, a gorąco jeszcze bardziej nasiliło się na jej twarzy. Panika, którą czuła chwilę temu, rozpłynęła się w coś innego, całkowicie nieuzasadnionego. Nie chciała tego. Nie, nie chciała. Zacisnęła zęby i pięści. Jej loki podskoczyły, gdy szybko odsunęła się od jego dotyku. Rzuciła mu groźne spojrzenie, zanim pochyliła się, by sięgnąć po różdżkę, a tył jej głowy pulsował od tego ruchu.

Accio tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć, Burke, Richard J.

Akta wyleciały z korytarza i wpadły w jej dłoń, mijając jego głowę zaledwie o cal. Wcisnęła plik w jego jędrną pierś.

— Masz i zjeżdżaj stąd.

— Bardzo dziękuję — niemal zamruczał i błysnął swoimi ładnymi zębami, gdy uśmiechnął się z politowaniem, zanim odwrócił się na pięcie i wyszedł z archiwum.

Dopiero gdy usłyszała, jak drzwi zamykają się za nim, znów mogła oddychać. Skrzywiła się przez ból w głowie i ostrożnie jej dotknęła, by upewnić się, że nie krwawi. Krwi nie było.

Wzdychając, rozejrzała się dookoła. Papiery i dokumenty leżały wszędzie, a kurz ze zniszczonej biblioteczki zaśmiecał jedną alejkę, podczas gdy gęste, czarne pnącza zaśmiecały drugą. To było nieprofesjonalne. Rozpoczęcie takiego pojedynku w Ministerstwie było wystarczającym powodem do zawieszenia, a co dopiero takiego, który niszczył akta. Nie podobała jej się myśl, że musiałaby ufać, iż Malfoy tego nie zgłosi.

Z drugiej strony, nigdy by tego nie zrobił, ponieważ jej amunicja przeciwko niemu była o wiele większego kalibru.

Jej ręka poszybowała do policzka, którego dotknął swoimi palcami, i przez sekundę poczuła trzepotanie w brzuchu.

— Nie — mruknęła do siebie i opuściła rękę. — Nie, Hermiono. Przestań. Nie brnij w to. Nie warto.

Jęcząc, machnęła różdżką i zaczęła wyczerpujące porządkowanie wszystkiego.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Harry podskoczył tak wysoko, że oderwał stopy od biurka, gdy Hermiona rzuciła na nie teczkę.

— Sprawa Donovana z tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego czwartego — mruknęła i skierowała się do swojego gabinetu.

— Hej, Hermiono! — zawołał za nią Harry, zrywając się z krzesła. — Zaczekaj!

— Co się stało, Harry? — zanuciła niecierpliwie.

— Siedziałaś tam godzinami — powiedział, gdy ją dogonił. — O mało nie wysłałem po ciebie ekipy poszukiwawczej.

— Cóż — mruknęła Hermiona — doszło do wypadku i musiałam przestawić kilka półek.

— Jakiego wypadku? — zapytał Harry, szukając.

Hermiona przewróciła oczami, wchodząc do swojego biura.

— Takim, w którym regał eksploduje i rozrzuca wszędzie papiery.

— Co? Coś było ustawione? Albo przeklęte? Co się stało?

Cmoknęła i odwróciła się do Harry’ego ze skrzyżowanymi na piersi ramionami.

— Nie martw się, Harry. Doszło do wypadku i spędziłam całe popołudnie na naprawianiu bałaganu. — Zmarszczyła brwi. — Co w ciebie wstąpiło? Czemu nagle jesteś taki nerwowy?

Twarz Harry’ego posmutniała i opuścił ramiona.

— Przepraszam, Miona. Chyba to wszystko przez ten poród. Czuję się niemal… nie wiem, nadpobudliwy.

Hermiona westchnęła i się odprężyła. Uśmiechnęła się do niego delikatnie i położyła dłoń na jego ramionach.

— Wszystko będzie dobrze, Harry. Nie martw się.

— Dzięki, Miona. — Odwzajemnił uśmiech. — Och, i przy okazji, Ron i Vanessa wpadną jutro na kolację. Masz ochotę dołączyć?

Zbolały grymas wpełzł na twarz Hermiony.. Nie chodziło o to, że nie lubiła Vanessy (no, może trochę), po prostu Ron był w niej tak zakochany, że nie mógł oderwać od niej rąk. Widok tych dwojga przytulonych do siebie przypominał jej o mdłej scenie z nim i Lavender Brown podczas szóstego roku nauki. Nie wspominając o fakcie, że Hermiona będzie jedyną singielką. Samotną. Niechcianą.

— Ginny byłaby szczęśliwa, gdybyś wpadła — powiedział cicho, jakby dostrzegł jej niechęć.

— Dobra, dobra — mruknęła. — Ale jeśli Ron i Vanessa zaczną się całować, idę do domu.

— Och, a czy ja i Ginny możemy iść z tobą? — Harry parsknął śmiechem i uniósł brwi. — Wierz mi, nikt nie chce oglądać ich walki na języki.

Hermiona zadrżała i skrzywiła się, a twarz Harry’ego zrobiła się zielona, zanim oboje wybuchli śmiechem. Zdała sobie sprawę, że to było przyjemne. Przez ostatnie dni spędziła zdecydowanie za dużo czasu, myśląc o spotkaniu z Malfoyem; śmianie się z Harrym wydawało się być tym, czego potrzebowała.

— No dobra. — Westchnął. — Pora do domu. Masz jeszcze mnóstwo pracy, czy też już niedługo kończysz?

Hermiona jęknęła cicho.

— Muszę zrobić kilka rzeczy, zanim wyjdę, ale nie chcę zostać dłużej niż do szóstej.

Harry uśmiechnął się szeroko.

— Dobrze. Robisz postępy.

— Idź już. — Zmarszczyła brwi i poprowadziła go do drzwi. — I pozdrów ode mnie Ginny.

— Zrobię to. Do zobaczenia jutro!

Pomachała Harry’emu, gdy wychodził, a kiedy znów została sama, opadła na krzesło za biurkiem. Bolała ją głowa i czuła guz, który powoli się tworzył. Malfoyowi pewnie sprawiło radość oglądanie jej cierpienia; taki mężczyzna w ogóle nie powinien wychodzić na ulicę.

Mamrocząc do siebie, zaczęła sortować dokumenty na biurku, przygotowując się do cotygodniowego raportu dla szefa aurorów Robardsa. Aurorzy z jej zespołu odnieśli w tym tygodniu wielki sukces — żadnych aresztowań, ale zajmowali się dwoma nalotami i całą piwnicą wypełnioną przeklętymi przedmiotami — i uznała, że zasługują na kilka dni urlopu.

Jednak jeden dokument przykuł jej uwagę. Był to formularz zgłoszeniowy wypełniony przez Davida Gallaghera. Zmarszczyła brwi i szybko wstała od biurka. Jeśli będzie miała szczęście, dogoni go tuż przed wyjściem.

Pospiesznie idąc korytarzem, odwróciła się w stronę jego boksu, w momencie gdy zakładał kurtkę. Wychodził ostatni.

— Granger? — Wydawał się zaskoczony i patrzył na nią z tą samą mieszanką rozbawienia i zainteresowania, co zawsze. — Co mogę dla ciebie zrobić?

— Co to jest? — Podniosła wniosek i zacisnęła usta. — Chcesz pozwolenia na użycie Zaklęć Niewybaczalnych? — Przewrócił oczami, ale zanim zdążył odpowiedzieć, Hermiona dodała: — Wiesz, że ani Montague, ani Robards nie pozwalają aurorom ich wykorzystywać.

— Mam tego świadomość, Granger — mruknął Gallagher. — Ale rozmawiałem ostatnio z McLeodem i powiedział, że Malfoy ma prawo ich używać.

Hermiona skrzywiła się i rzuciła wniosek na jego biurko.

— Czy ty oszalałeś? Nikt nie jest upoważniony do używania Niewybaczalnych i ty też nie będziesz! Harry jest liderem twojego zespołu i jest na dobrej drodze do zostania Szefem Aurorów, i uwierz mi, gdy mówię, że wprowadzi o wiele więcej restrykcji, jeśli chodzi o jakiekolwiek użycie Czarnej Magii. To… — wskazała na wniosek — jest bezpośrednią zniewagą za wszystko, co dla ciebie zrobił.

Twarz Gallaghera się skrzywiła.

— Nie przychodź tu i nie krzycz na mnie za obrażanie Harry’ego, kurwa, Pottera! Gdyby nie był takim grzecznym chłopcem, już dawno by zrozumiał, że najlepiej jest zwalczać ogień ogniem! Wszyscy by zrozumieli. Nikt w tym jebanym wydziale tego nie rozumie, a potem daje pozwolenie takiemu gościowi jak Malfoy? Dlatego, że był szkolony przez Mrocznych Aurorów we Francji?

Hermiona wściekła się.

— Mrocznych Aurorów?

— Tak, w Departamencie Czarnej Magii w Biurze Aurorów we Francji! — Gallagher prychnął. — Są o wiele lepsi niż my kiedykolwiek będziemy z normalną, cholerną magią!

— Lepsi? — Hermiona wrzała. — Myślisz, że Czarna Magia czyni cię lepszym? Twoja arogancja jest naprawdę zdumiewająca, Davidzie.

— Cóż, gdybyś nie była taką zarozumiałą suką, mogłabyś dostrzec w tym sens — warknął Gallagher.

Wzdrygnęła się, czując, jak gniew znów rozkwita w jej wnętrzu. Ale bolała ją głowa i była zbyt zmęczona, by wszczynać kolejną kłótnię. Po prostu potrząsnęła głową i otworzyła usta, by odpowiedzieć, gdy za nią pojawiła się jakaś nadciągająca postać, a twarz Gallaghera zrzedła.

— Co się dzieje?

Głos Malfoya był niski, a Hermiona była przepełniona lodowatym strachem. Odwróciła głowę, by na niego spojrzeć, robiąc krok do tyłu.

— Nic, stary — powiedział Gallagher, jego usta drgnęły nerwowo. — Granger i ja po prostu mieliśmy małą… różnicę zdań.

Bladoniebieskie oczy Malfoya badały aurora miażdżącym spojrzeniem.

— Nazywasz swoją koleżankę „zarozumiałą suką”? — Cmoknął i przechylił głowę. — Nie brzmi to dobrze, Gallagher.

Niższy czarodziej roześmiał się.

— Tak, ale… wiesz, co mam na myśli.

Malfoy zmrużył oczy.

— Nie. Chyba nie.

Ledwo poruszył mięśniem, a mimo to jego obecność zdawała się w jakiś sposób dominować.

Obaj mężczyźni spojrzeli na siebie wrogo, a Hermiona poczuła, jak jej serce wali w uszach. To było niezwykłe. Czy Malfoy jej bronił? Ta myśl była równie śmieszna, co dziwaczna, a mimo to nie mogła się od niej oderwać, kiedy jej oczy przeskakiwały między nimi. Wcześniej tego nie zauważyła, ale Malfoy rzeczywiście miał w sobie coś złowrogiego — autorytatywność, potężność. To sprawiło, że jej kolana zmiękły. Nie, przestań, Hermiono!

— Cóż — wymamrotał w końcu Gallagher, przerywając kontakt wzrokowy i pospiesznie zakładając kurtkę. — Ja wychodzę!

Przepchnął się obok Hermiony i Malfoya, i ruszył korytarzem, a jego brązowe włosy podskakiwały mu na głowie.

W pomieszczeniu zapadła cisza. Powietrze wokół nich zgęstniało.

Cytrusy i drzewo cedrowe.

Ciężkie oddechy przy jej uchu.

Jego ręka we włosach.

Zimne cegły przy jej twarzy.

On mocno wbijający się w nią.

Hermiona przygryzła wargę i spojrzała na swoje buty na pół sekundy, zanim przygotowała się do powrotu do swojego biura.

— Wszystko w porządku, Granger?

Zdezorientowana rzuciła mu spojrzenie.

— Co?

— Wszystko w porządku? — powtórzył i spojrzał na nią.

Znów padło to pytanie, to samo, które zadał jej po gwałtownej schadzce pubie. Wszystko w porządku? Co miała na to odpowiedzieć? Nie, nie było w porządku, ponieważ otworzyła śluzę ukrytych uczuć, których już nie chciała doświadczać. Nie, nie było w porządku, ponieważ nienawidziła go za to, że był takim aroganckim dupkiem, zachowującym się tak, jakby piątek w ogóle się nie wydarzył. Nie, nie było w porządku, ponieważ znów chciała poczuć na sobie jego władcze, cholerne ręce.

Ale jego szare spojrzenie było pozbawione kpiny i pogardy. Prawdę mówiąc, wyglądał na raczej zaniepokojonego. Skierował się ku niej, a szerokość jego ciemnych ramion uderzała na tle ponurego boksu.

— Gallagher to palant.

Hermiona mrugnęła. Och. O tym mówił. O Gallagherze. Prychnęła, a potem odwróciła się na pięcie.

— Nie potrzebuję, żebyś mnie bronił, Malfoy. Co ty tu w ogóle robisz?

— Zawsze taka wdzięczna — mruknął i poszedł za nią. — Szukałem Pottera, ale chyba już za późno.

— Co za bystra obserwacja — zażartowała i wpadła do swojego biura, trzaskając drzwiami. 

Nie minęło nawet dziesięć sekund, nim zapukał. Westchnęła głęboko i wyprostowała ramiona, zanim otworzyła drzwi.

Co?

Malfoy westchnął i zacisnął szczękę, opierając się o framugę drzwi, trzymając ręce w kieszeniach.

— Nie odpowiedziałaś mi. Wszystko w porządku?

— Poradzę sobie z Gallagherem, bardzo dziękuję.

Miała właśnie zamknąć drzwi, gdy powstrzymała ją jego dłoń na drewnie. Spojrzał na nią uważnie.

— Nie miałem na myśli jego.

Spojrzała na mężczyznę, nagle nie mogąc znaleźć słów. Jego twarz pozostała niewzruszona, cierpliwa, a Hermiona prychnęła i skrzyżowała ramiona, ignorując gorąco na twarzy.

Nagle cię to obchodzi? Mogłeś mnie zabić tym zaklęciem odrzucającym, wiesz?

Celowo pominęła to, co wydarzyło się w Taczce. Jeśli on nie zamierzał o tym wspominać, ona też nie.

Zmarszczył brwi.

— A ty mogłaś mnie zabić tym Reducto. — Przesunął po niej wzrokiem, zanim uśmiechnął się z politowaniem. — Ale nie zabiłbym cię. — Przechylił głowę, a jego wzrok opadł na jej usta. — Może trochę cię zranił — zamruczał, a kiedy spojrzał jej w oczy, jego wzrok pociemniał. — Podobałoby ci się to?

Hermionie zrobiło się sucho w ustach. Próbowała przełknąć, ale nie mogła, więc zwilżyła usta i zobaczyła, jak jego źrenice się rozszerzają. Stał zbyt blisko. Jego zapach ją otulał, a górująca sylwetka była zbyt kusząca. Cofnęła się o krok i spięła się, gdy rumieniec na jej twarzy wykwitał wyraźniej. Ból z tyłu głowy przypominał jej, jakim palantem był. Ona go nie obchodziła; chciał się tylko upewnić, że go nie zgłosi, ponieważ w gruncie rzeczy, to on ją skrzywdził.

— Spędziłam wiele godzin na sprzątaniu bałaganu po tobie, wiesz? — wymamrotała przez zaciśnięte zęby. — To było bardzo nieprofesjonalne z twojej strony.

Stonował ostre rysy twarzy, poruszył szczęką, a rtęć w jego oczach zawirowała jak chmury burzowe.

— To była tylko zabawa, Granger — powiedział. — Sortowanie archiwum nie jest twoją pracą.

— To nie ma znaczenia! — krzyknęła. — To było dziecinne z twojej strony!

— Gdybyś tylko pomogła mi znaleźć te cholerne akta, o które cię poprosiłem, nie musiałbym tak chaotycznie przeszukiwać półek.

Gdybym pomogła? — Hermiona gapiła się na niego, niemal się śmiejąc. — Czy to nie ty powiedziałeś przed chwilą, że to nie moja praca?

— Cóż, pomaganie nie jest związane z zajmowanym stanowiskiem, prawda? — Prychnął, ale szybko westchnął i pokręcił głową. — Też nie to miałem na myśli.

Serce pulsowało jej w uszach, a ramiona drżały. Otworzyła usta, żeby przemówić, ale zamknęła je, nie wiedząc, co właściwie powiedzieć. Od czego w ogóle zacząć? Czy powinna go zrugać — czy podziękować mu? Czy w ogóle chciała o tym rozmawiać? Może po prostu najlepiej było to przemilczeć. Przełknęła ślinę i wymamrotała:

— Zostaw mnie w spokoju, Malfoy.

Wciągnął głęboko powietrze i odepchnął się od framugi drzwi.

— Naprawdę źle ci wychodzi udawanie, wiesz?

— Nienawiści? — prychnęła. — Och, nigdy nie musiałam tego udawać.

Uśmiechnął się z wyższością i opuścił brodę.

— Twój rumieniec świadczy o czymś innym.

Prychnęła i zmarszczyła brwi.

— Nie schlebiaj sobie, Malfoy. Wkurzasz mnie i tyle.

Tylko zaśmiał się ponuro, przekraczając próg i wchodząc do jej gabinetu, a Hermiona jęknęła i cofnęła się do swojego biurka. Rozejrzał się nonszalancko, przyglądając się jej miejscu pracy, zanim sięgnął po książkę leżącą na szczycie jednego z wielu stosów. Klątwy i inne magiczne dolegliwości. Wyważonymi ruchami rozchylił okładkę, pozwalając jej opaść w drugiej ręce. Jego środkowy i serdeczny palec przesunęły się po stronach, jakby ją uwodził, sięgając daleko, a rodzinny pierścień błyszczał na dłoni. Ruch był urzekający, hipnotyzujący i Hermiona nie mogła powstrzymać się od poczucia echa tych palców dotykających jej środka, tak jak dotykały stron tej książki. Dreszcze przebiegły po jej kręgosłupie, poruszając coś dzikiego w jej brzuchu.

— Naprawdę? — mruknął, a Hermiona przez sekundę pomyślała, że może odczytał jej myśli i poczuła, jak jej policzki płoną. Odłożył książkę i spojrzał na nią. Jego oczy błyszczały. — No cóż, jeśli naprawdę chcesz, żebym ulotnił się z twojej przestrzeni, powiedz to, a wyjdę.

Przełknęła ślinę, gdy jej kolana zadrżały. Ostrzeżenie zamiast zapewnienia. Wszyscy w biurze poszli do domów, nikt nie przyjdzie. Poczuła, jak ciepło przechodzi wzdłuż jej szyi aż do uszu. Serce waliło jej w piersiach, oddech stał się płytki, a ciepło osiadło w jej brzuchu. Zrobił krok ku niej, jego spojrzenie pieściło ją żarłocznie.

— No dalej — zanucił.

Hermiona była oszołomiona. Nie mogła wypowiedzieć ani jednego słowa, gdy blondyn zrobił kolejny krok. Wkrótce przyparł ją do biurka, jego ręce powoli wysuwały się z kieszeni. Jedna wylądowała na drewnie obok niej, a druga sięgnęła do jej twarzy.

— Powiedz mi, żebym poszedł, Granger — szepnął i przesunął po jej policzku, wzdłuż linii szczęki i gardła, w ten sam sposób, w który dotykał książki. Jego pieszczota była lekka, ale pozostawiała po sobie ogień, przez co zadrżała gwałtownie. — Powiedz mi, żebym poszedł… — Długie palce owinęły się wokół jej gardła, wystarczająco ciasno, by jej puls podskoczył ze strachu, ale wystarczająco luźno, by nie wywołać paniki — albo zaliczę cię teraz na biurku. Tego chcesz?

Hermiona jęknęła, jej umysł i ciało desperacko walczyły ze sobą.

— T-ty mnie nienawidzisz, a ja nienawidzę ciebie — wychrypiała. — Dlaczego to robisz?

Malfoy zanucił i pochylił się, jego oddech musnął małżowinę jej ucha.

— Szczegóły — wymamrotał, zanim objął ją w talii i posadził na biurku. Z jego gardła wydobył się cichy pomruk, a delikatne usta dotknęły wrażliwej skóry pod jej uchem, na co jęknęła niemal bez tchu. — Powiedz mi — zanucił, rozsuwając jej nogi — czy myślisz o tym, co zrobiliśmy tamtego wieczoru, gdy jesteś sama?

Przygryzła wargę, chcąc, by jęk z powrotem wślizgnął się do jej gardła.

— Zadałem ci pytanie — mruknął i ponownie chwycił ją mocno za gardło. Jego oczy były jak ze stali.

— Tak — wyszeptała i zamknęła oczy w porażce, zaciskając nogi, między którymi poczuła wilgoć.

Tak, ledwo była w stanie myśleć o czymkolwiek innym.

— Czy to sprawia, że dochodzisz?

Hermiona poczuła, jak bolesne wyznanie wymyka się z jej ust.

— Tak.

— Ja też — wyszeptał, a czubek jego języka musnął płatek jej ucha.

Hermiona westchnęła głęboko; nie było sensu walczyć z tym, czymkolwiek to było, jakiekolwiek nagłe i mało prawdopodobne się wydawało. Ostrożnie przesunęła dłonie w górę, do jego ramion. Gorące, wyrzeźbione, sprawne; zaczerpnęła oddech, gdy pocałował ją w szyję, jego usta były ciepłe i miękkie, a dłoń przesunęła się na jej dolną część pleców. Przyciągnął ją blisko, rozchylił jej uda wąskimi biodrami i wsunął język w miejsce, które pocałował, liżąc i smakując, gdy jego uścisk wokół niej zacieśnił się.

Przechylił ją na bok, odsłaniając szyję, a ona ciężko oddychała, czując, jak ciepło wiruje w dolnej części jej brzucha. Cytrusy i cedr wypełniły jej zmysły, a jego ciepło przenikało przez ubranie i w głąb jej skóry. Przesunęła dłonie na jego szyję, a nawet odważyła się wsunąć palce w blond włosy. Były bardziej miękkie, niż sobie wyobrażała, wręcz jedwabiste w dotyku.

Malfoy jęknął pod wpływem dotyku i wysunął biodra ku niej, by poczuła, jak jego podniecenie napina się w spodniach. Drżąc, przypomniała sobie rozciąganie i przyjemność, jaką mu to przyniosło. Jęknęła, gdy poczuła, jak jego zęby skubią miejsce, które całował, a on odsunął się, by zamiast tego zostawić pocałunki na jej szczęce.

Jęknęła bez tchu, gdy jej dłonie zacisnęły się na jego włosach. Malfoy warknął, zanim chwycił jej loki i odchylił jej głowę do tyłu. Syknęła i gwałtownie otworzyła oczy; jego twarz unosiła się tuż nad nią, a usta wygięły się w grymasie.

Hermiona obserwowała nieokiełznane, całkowicie przerażające pożądanie w jego twarzy, ciemność w oczach i gorąco w jej brzuchu, które zbierało się niżej między jej nogami. Oblizała usta w tęsknocie. Nie powinna tego chcieć — gardziła tym mężczyzną — ale nie mogła zaprzeczyć pociągowi, niemal zwierzęcemu, który czuła w tym momencie, i zastanawiała się, czy on mógł czuć to samo, nawet jeśli była szlamą. Być może to właśnie go podniecało, a w tym momencie nawet jej nie przeszkadzało. Jego uścisk na jej włosach był bolesny, ale w dobry sposób. Malfoy sprawiał, że jej sutki się napinały, a łechtaczka pulsowała, podczas gdy dzikie myśli w jej głowie podpowiadały, żeby po prostu się poddała. To było niepodobne do niczego, czego kiedykolwiek doświadczyła i czego kiedykolwiek myślała, że będzie chciała.

Jego spojrzenie przesunęło się na jej usta, pragnąc, i gdy Hermiona myślała, że zamierza ją pocałować, niespodziewanie ściągnął ją z biurka, obracając w miejscu i zrobił dokładnie to, co powiedział. Wrzasnęła i oparła się o biurko, jego ręka była silna, gdy ją dociskał. Jej policzek wylądował na dokumencie na biurku, zapach atramentu był silny, a w tej pozycji było coś, co obudziło niektóre z jej najgłębiej skrywanych pragnień. Malfoy jęknął za nią, drugą ręką głaszcząc jej tyłek zdradziecko delikatnym dotykiem. Hermiona czekała z zapartym tchem, czekała na jego następny ruch, a oczekiwanie przetaczało się przez nią jak grzmot.

— Powiedz mi, żebym przestał, jeśli musisz — mruknął cicho, gdy zbliżył się bardziej, a jego erekcja naciskała na krzywiznę jej tyłka.

Hermiona chwyciła się krawędzi blatu, jej oddech ucichł w jęku, podczas gdy dłoń Malfoya szukała drogi do rąbka spódnicy. Zamierzał znowu ją przelecieć, w jej gabinecie, a ta myśl sprawiła, że zadrżała z niezrównywanego podniecenia. Ale głosy i śmiech dochodzące z korytarza sprawiły, że nagle się zatrzymał.

Całkowicie odsunął się od niej i Hermiona szybko się wyprostowała, odwracając ku niemu. Malfoy stał nieruchomo, jego oczy się rozszerzyły. Cofnął się, poprawił włosy i krawat. Rzucając jej ostatnie spojrzenie, w jego oczach błysnęło coś na kształt żalu, zacisnął szczękę i wyszedł z jej gabinetu.

Hermiona próbowała złapać oddech i oparła się o biurko. Poczuła rumieniec i zawroty głowy, jej ciało wciąż wirowało w niezaspokojonym pragnieniu, a gdy jej oddech powoli wracał do normy, zdała sobie sprawę, że prawie to zrobiła. Pozwoliła Malfoyowi się sprowokować, pozwoliła mu się przytłoczyć, a on zrobiły z nią, co tylko chciał, gdyby im nie przerwano.

Przełknęła ślinę i poprawiła włosy drżącymi rękami, zanim odsunęła się od biurka. Obok jej gabinetu przeszło dwóch aurorów z innego zespołu. Żaden z nich nie zajrzał do środka, jakby w ogóle nie istniała.

____________________

Witajcie :) w sobotnie popołudnie pora na nowy rozdział tłumaczenia. Bardzo dziękuję mojej becie za pomoc i rozmowy, które zrobiły mi dzień 😃 Dajcie znać jak wrażenia po tej części. Wiem, że jeszcze niewiele się wydarzyło, ale jest zabawnie i mimo trudności tłumaczy mi się bardzo fajnie. Kolejny rozdział tej historii planuję opublikować na koniec miesiąca.

W przyszłym tygodniu wyjeżdżam na urlop, więc będę miała o wiele więcej czasu na tłumaczenia. Planuję opublikować trochę rozdziałów Hot for Teacher, a resztę na spokojnie w przerwie między świętami i majówką.

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy