—
Więc w końcu zachowałeś się jak twój
imiennik? — Pani Pomfrey spiorunowała Scorpiusa wzrokiem, gdy ten pokazał jej
posiniaczone kostki do oględzin. — Bójka, co?
—
Mur — odpowiedział ponuro.
Nie
zamierzał przyznać, że uderzył w twarz jednego z najpopularniejszych chłopaków
w szkole, niezależnie od tego, jak bardzo tamten na to zasłużył.
—
Yhm, ciekawe. Tak się składa, że dziś rano przyszedł tu „mur” z opuchniętą
szczęką.
Scorpius
się zarumienił.
Pani
Pomfrey uśmiechnęła się ironicznie.
—
Nie mówię tego oficjalnie, ponieważ jako szkolna pielęgniarka powinnam być bezstronna
w kwestii szkolnych dramatów, ale zauważyłam, że pan Potter znęca się nad
ludźmi z twojego domu.
Scorpius
nic nie powiedział.
—
Wiesz, że mam obowiązek zgłaszać wszelkie obrażenia będące wynikiem sprzeczki.
Chłopak
skinął głową.
—
Więc oczywiście zrozumiesz, kiedy zasugeruję ci, żebyś w przyszłości
powstrzymywał się od uderzenia w mury.
Puściła
oko, a Scorpius się uśmiechnął.
—
Dziękuję, pani Pomfrey.
Wychodząc
ze Skrzydła Szpitalnego, skręcił za róg i omal nie wpadł na drobną postać.
—
Scorpius!
—
Rose!
Poczuł
ciepło w brzuchu. Szybko zwiał z imprezy poprzedniego wieczoru i od tamtej pory
nie mieli okazji porozmawiać. A co, jeśli była na niego zła?
Chwila. Czy ona właśnie
powiedziała?
Uśmiechnął
się ironicznie.
—
Powiedziałaś do mnie „Scorpius”.
Wyprostowała
się wyniośle.
—
No i? Ty powiedziałeś do mnie „Rose”.
—
To twoje imię.
—
Tak, no cóż… Scorpius to twoje imię. — Strzepnęła niewidzialny kurz ze
spódnicy.
Wpatrywał
się w swoje buty.
—
Mam nadzieje, że nikt cię nie zaczepiał. Za to, że nas zaprosiłaś.
Uśmiechnęła
się szeroko.
—
Technicznie rzecz biorąc, zaprosiłam tylko ciebie.
Zarumienił
się.
—
Ja… eee… miło spędziłem czas. Zanim pojawił się James.
Rozpromieniła
się.
—
Ja też. I nie martw się. Rozmawiałam z prawie wszystkimi, którzy tam byli, o
tym, co James powiedział. Wszyscy się zgadzają, że to było dość niegrzeczne z
jego strony.
—
Naprawdę to zrobiłaś?
Skinęła
głową, rumieniąc się.
—
On… on naprawdę nie powinien był tyle pić. Jestem pewna, że inaczej nie
powiedziałby takich okropnych rzeczy.
Scorpius
zachichotał.
—
Zawsze myślisz, że ludzie mają w sobie coś dobrego?
Uśmiechnęła
się, przygryzając wargę i wskazując na jego dłoń.
—
Wszystko w porządku?
—
To? — Uniósł dłoń. — Nic takiego. Po prostu… nigdy wcześniej nikogo nie
uderzyłem. Nie spodziewałem się, że to aż tak boli.
Skinęła
głową.
—
Cieszę się, że nic ci nie jest.
Uniósł
pytającą brew.
—
Przyszłaś tu, żeby zobaczyć, jak się mam?
Zarumieniła
się.
—
Źle się z tym czułam. To ja cię zaprosiłam i nigdy być się nie zranił, gdyby
nie ja i…
—
Rose.
—
Tak?
Uśmiechnął
się.
—
Dziękuję.
Zarumieniła
się słodko.
—
Proszę bardzo. Chcesz się później spotkać i pouczyć do egzaminu z numerologii?
Skinął
głową.
—
Bardzo chętnie.
—
Dobrze. Do zobaczenia później.
Kiedy
zniknęła w korytarzu, Scorpius uśmiechnął się głupkowato. Scorpiusie Malfoyu, ty wspaniały draniu.
~*~*~*~*~*~*~*~
Draco
siedział, obejmując Hermionę w pasie, nie chcąc jej puścić. Była ubrana,
spakowana i gotowa do powrotu do Hogwartu. A
przynajmniej była, dopóki Draco żartobliwie nie położył jej na łóżku.
Zachichotała.
—
Wiesz, że nie mogę tu zostać. W końcu muszę wrócić.
Zacisnął
mocniej uścisk.
—
Nie.
Zaśmiała
się i zaczęła się szarpać.
—
Nie możesz mnie tu tak po prostu zatrzymać.
—
Oczywiście, że mogę.
Przycisnął
ją pod siebie i bezwładnie opadł na nią.
—
O mój Boże, ważysz tonę. Wstawaj!
Draco
udawał chrapanie.
—
Draco Malfoyu, nie śpisz. Zejdź ze
mnie!
Westchnął
posłusznie.
—
Szkoda. Wyglądasz tak dobrze w moim łóżku.
Uśmiechnęła
się ironicznie.
—
Jak to sobie wyobrażasz? Nigdy nie wrócę do Hogwartu, a ty i ja będziemy leżeć
w twoim łóżku, aż umrzemy?
—
Umarłbym szczęśliwy.
Zachichotała.
—
Wspomniałam już dzisiaj, jakim jesteś palantem?
—
Mówiłem już, że mnie to nie obchodzi?
—
Zamierzasz mnie odprowadzić do kominka, czy dalej będziesz zgrywał duże
dziecko?
Draco
się uśmiechnął.
—
No to chodź. Chyba musisz wrócić do bycia produktywnym członkiem społeczeństwa.
Hermiona
promieniała, biorąc go za rękę. Ten weekend był cudowny. Nie pamiętała, żeby
kiedykolwiek w życiu była tak uwodzona. Wczoraj wieczorem zabrał ją na spacer
po posiadłości, która z pewnością dorównywała ogrodom w Wersalu, i zaczarował
zimowit, by wrzucić jej to we włosy. To było strasznie banalne i zupełnie nie w
tym stylu, na jaki Hermiona kiedykolwiek by się zdecydowała, ale niech ją
diabli wezmą, jeśli nie zarumieni się mocniej niż prostytutka w kościele.
Kiedy
dotarli do kominka, przyciągnął ją do siebie i złożył na jej ustach delikatny,
lecz zmysłowy pocałunek.
—
Więc podoba ci się mój dom? — wyszeptał.
Powieki
jej zadrżały na dźwięk jego głosu i wibracji na skórze. Pomimo podniecenia,
które poczuła w brzuchu, wiedziała, co robi. Uwodził ją, żeby myślała o nim bez
przerwy, aż go znowu zobaczy. Nie
żeby potrzebował w tym pomocy.
Skinęła
głową.
—
Tak.
—
Czy dotrzymałem obietnicy, że sprawię ci przyjemność, aż stracisz zdolność
myślenia?
Zaraz zemdleję. Dotrzymał
obietnicy. Uśmiechnęła się krzywo.
—
Wracam do Hogwartu jako mniej inteligentna kobieta.
Zaśmiał
się i wziął ją za rękę, muskając kciukiem kostki palców.
—
Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem tak udany weekend.
—
Ja też.
Ujął
jej policzek i pocałował ją w usta na pożegnanie. Kiedy się żegnali, Draco
poczuł ukłucie żalu, że musi odejść, i przypływ szczęścia na myśl o rychłym
spotkaniu z nią. Nie czuł się tak od…
O nie, Draco, nie. Tym razem nie.
Nie będziesz się spieszyć. Spróbuj, a odstraszysz ją szybciej, niż zdążysz
powiedzieć „Na zawsze sam”.
Po
jej wyjściu dom wydawał się pusty. Cichy. Czy zawsze był taki cichy?
Whimsy
pojawiła się obok kominka, podając tacę z herbatą, owsianką i miseczką jagód.
—
Whimsy pomyślała, że pan Draco będzie chciał tu dzisiaj zjeść.
—
Dziękuję, Whimsy.
Wpatrywał
się w kominek, siadając na kanapie i zaczął słodzić herbatę.
—
Panny Hermiony nie będzie na śniadaniu? — zapytała skrzatka.
—
Próbowałem ją przekonać, ale upierała się, że musi wrócić do Hogwartu przed
porannymi zajęciami.
Whimsy
skinęła głową.
—
Wszyscy bardzo lubimy pannę Hermionę. Ma takie śliczne włosy i pochwaliła
Whimsy za poszewkę na poduszkę.
Draco
zachichotał.
—
Ona rzeczywiście ma ładne włosy.
Zabawne,
że kiedyś z nich żartował. Był takim idiotą za dzieciaka.
—
Whimsy myśli, że panna Hermiona uszczęśliwia pana Draco.
Ten
uśmiechnął się szeroko, upijając łyk herbaty.
—
Też tak myślę.
~*~*~*~*~*~*~*~
Szkockie
Highlands w listopadzie były naprawdę czymś godnym podziwu — co oznaczało, że
pas drzew liściastych sprawiał, iż wyglądały o tej porze roku dokładnie tak
samo jak we wszystkie inne miesiące w roku, ale było chłodniej. To była w
zasadzie ulepszona tundra, ale to nie powstrzymało Draco przed dobrą zabawą,
gdy siedział z ręką na kolanie Hermiony w kącie uroczej kawiarenki w Hogsmeade.
Ostatnie półtora miesiąca, odkąd Hermiona oficjalnie zgodziła się zostać jego
dziewczyną, było cudowne. A dzisiejsze spotkanie to spontaniczny wypad, więc on
i Hermiona nie musieli się chować, spacerując ręka w rękę po sklepach i ulicach
wioski.
—
Tak sobie myślałam… — zaczęła Hermiona.
—
Błagam, niech następne słowa,
wychodzące z twoich ust, brzmią: „Żebyśmy wrócili do zamku i żebym mogła
założyć to małe, zielone coś, które lubisz”. Bo właśnie o tym pomyślałem.
Jego
dłoń na jej kolanie powoli powędrowała w górę jej spódnicy. Uśmiechnął się
krzywo na wspomnienie tego, jak zaskoczyła go dwa tygodnie temu, zakładając pod
sukienkę oliwkowozielony, koronkowy gorset, który sprawiał, że jej skóra miała
śmietankowy odcień. Draco nie zdążył nawet zdjąć z niej tego czegoś, zanim
wszedł w nią głęboko.
Zerknęła
na niego kątem oka.
—
Nie mówię nie. Ale Harry i Ginny zaprosili nas jutro do siebie na wieczór
filmowy.
Draco
zmrużył oczy.
—
Ostatnim razem, gdy byłem w tamtym domu, portret mojej zmarłej ciotki
skutecznie osłabił mój popęd.
—
Ostatnim razem, gdy tam byliśmy, całowaliśmy się po raz pierwszy. Czemu o tym nie pomyślisz?
—
Bo kończą nam się pierwsze razy i nie jestem pewny, czy dom Pottera to
najlepszy sposób na odkrywanie tych, które nam zostały.
Lekko
klepnęła go w ramię.
—
Daj spokój. Biorąc wszystko pod uwagę, dobrze się bawiłam ostatnim razem.
—
Czy kiedykolwiek powiedziałem, że ja nie? Jestem prawie pewny, że wszelkie
uprzejmości z mojej strony były po prostu próbą dobrania się do twoich majtek.
Hermiona
uśmiechnęła się psotnie.
—
Próbowałeś… wślizgnąć się do moich
majtek jak rasowy Ślizgon?
Draco
przybrał bolesny wyraz twarzy.
—
Myślałem, że to ja tu jestem ojcem.
Suchary są zarezerwowane tylko dla mnie.
Masz po prostu szczęście, że jesteś taka ładna.
Hermiona
go zignorowała.
—
Lubisz Harry’ego i Ginny, przyznaj to.
—
Toleruję ich, bo nasi synowie są
kumplami, a ich najlepsza przyjaciółka jest moją dziewczyną. Są dodatkiem. Ale oczywiście pójdę do
nich jutro na… czymkolwiek jest „film”… bo podejrzewam…
i popraw mnie, jeśli się mylę… że nie masz teraz na sobie majtek.
Uśmiechnęła
się ironicznie.
—
Dziesięć punktów dla Slytherinu, panie Malfoy.
Zamknął
oczy i wziął głęboki oddech.
—
Hermiono, wiesz, jak na mnie działa twój profesorski ton.
Wyniośle
upiła łyk kawy.
—
Mówiąc językiem mądrego człowieka, naprawdę wierzę, że twoja ślizgonskość ma na
mnie wpływ.
Uniósł
brew i uśmiechnął się.
—
Jeśli się zgodzisz, żebyśmy natychmiast stąd zwiali, mogę sprawić, że wpłynie
na ciebie jeszcze bardziej.
~*~*~*~*~*~*~*~
Następnego
wieczoru Hermiona, Draco, Ron i Susan zebrali się na Grimmauld Place 12 na
chińskie jedzenie na wynos i Narzeczoną
dla księcia — dwie ulubione mugolskie rzeczy Harry’ego i Hermiony, z
których ta druga była najwyraźniej zmorą Ginny.
—
Za każdym razem, gdy oglądacie ten film, rozmawiacie o nim przez cały czas i
spędzacie kilka następnych godzin na cytowaniu fragmentów. Widziałam go już z
pięć razy i nadal nie mam pojęcia, o
czym jest — prychnęła Ginny.
—
Czym jest film? — zapytał niewinnie Draco.
Piątka
dorosłych zachichotała z ignorancji Draco. Hermiona westchnęła i mruknęła:
—
Taki uroczy.
Susan
przyszła mu z pomocą.
—
To jak sztuka teatralna, ale można ją obejrzeć w domu na telewizorze… to
znaczy, na czymś w rodzaju telewizora, który pokazuje ruchome obrazy.
Draco
zmarszczył brwi.
—
Dlaczego ktokolwiek miałby to robić? Cała frajda z chodzenia do teatru polega
na tym, żeby się stroić.
—
Następnym razem ją wybieram film —
nalegała Ginny.
Harry
zachichotał.
—
Nie ma mowy. Zawsze upierasz się przy horrorach, ale nie chcesz przyznać, że przerażają cię na śmierć. Potem masz koszmary
przez kilka kolejnych dni i to zawsze cię uspokaja,
bo nie śpisz wystarczająco długo. I ja
nie śpię wystarczająco długo. A to jest niedopuszczalne.
Ginny
spiorunowała go wzrokiem.
—
Dobra. To może Szczęki 3?
Draco
z zainteresowaniem przyglądał się telewizorowi.
—
To na tym czymś… — zwrócił się do Hermiony po potwierdzenie i otrzymał
potwierdzające mrugnięcie — oglądamy film?
Wszyscy
skinęli głowami. Draco zmrużył oczy.
—
Jesteście pewni, że to nie magia?
Kolejne
ciche chichoty. Hermiona odpowiedziała:
—
Zdecydowanie nie. Ludzie kręcą filmy, nagrywają je, a potem na małe płyty, żeby
inni mogli je oglądać w domu.
Draco
wyniośle uniósł brew.
—
To brzmi sztucznie, ale w porządku.
Hermiona
zmrużyła oczy, patrząc na Harry’ego i Ginny.
—
Skąd wy to w ogóle macie? I Internet?
Zawsze mam pełny zasięg w komórce, kiedy tu przyjeżdżam. Zazwyczaj magiczne
domy nie są kompatybilne z technologią.
Harry
i Ginny uśmiechnęli się sugestywnie. Harry wzruszył ramionami.
—
No cóż… powiedzmy, że znam pewnego gościa.
Ginny
przewróciła oczami.
—
Zabrzmiało to dość złowieszczo. Jest taki charłak, którego Harry poznał w pracy
i który odkrył, jak połączyć technologię i magię. Pracował w dziale Harry’ego
i… tak jakby… zapytaliśmy go, czy zrobiłby to samo dla nas.
Ron,
Susan i Hermiona parsknęli śmiechem z mieszanką podziwu i zazdrości.
—
Niech przyjdzie do nas i zrobi tak
samo — powiedział Ron.
Harry
skinął głową, sięgając do portfela. Wyciągnął kartkę.
—
Wyślij mu sowę. Napisz, że to z mojego polecenia.
Ginny
przewróciła oczami i odwróciła się do męża.
—
Uwielbiasz to mówić, prawda?
Ron
obejrzał kartkę i podał ją Susan.
—
Włóż ją sobie w dekolt, żeby się nie zgubiła.
Susan
się skrzywiła.
—
Sam sobie włóż.
Draco
się odezwał:
—
Nie rozumiem. Wykorzystasz swoje wpływy, żeby zdobyć ten enternet…
—
Internet — poprawiła go Hermiona.
—
Nieważne. Ale nie każesz nikomu przyjść i wyrwać portretu starego nietoperza z
twojego holu?
—
SŁYSZAŁAM TO, TY NIEWDZIĘCZNY ZDRAJCO
KRWI!
—
Och, pamięta mnie — mruknął Draco, przewracając oczami.
Harry
i Ginny wzruszyli ramionami.
Oczy
Draco się rozszerzyły.
—
Merlinie, jesteście przywiązani do
tego cholerstwa, prawda?
—
Nie rozumiesz — powiedziała Ginny. — Tak, ona jest okropna. Ale jesteśmy też do
niej po prostu… przyzwyczajeni.
Rozumiesz?
Zadzwonił
dzwonek do drzwi.
—
MUGOLE! MUGOLE W STAROŻYTNYM DOMU BLACKÓW!
—
Jedzenie przyjechało.
Ginny
podeszła do drzwi, żeby je otworzyć, gdy Harry pobiegł przez korytarz, by
rzucić Zaklęcie Wyciszające na panią Black.
Draco
zwrócił się do Hermiony z pytaniem w oczach.
—
Nie chcę brzmieć jak kompletny
ignorant, ale co to właściwie jest „chińskie jedzenie”?
Ron
wtrącił się, gdy Hermiona otworzyła usta.
—
Kurczak w różnych sosach, podawany z ryżem.
Susan
i Hermiona przewróciły oczami.
—
Ron nie przepada za niczym, co nie jest polane sosem — wyjaśniła Hermiona.
Ron
prychnął.
—
Nieprawda. Lubię każde jedzenie. Po prostu denerwują mnie pałeczki, którymi to
się je.
Draco
objął Hermionę ramieniem.
—
Pałeczki?
—
Nauczę cię.
—
A mnie kto nauczy? Chyba czas, żebym
się w końcu nauczył — oznajmił Ron, gdy Harry ponownie wszedł do pokoju.
—
Nie teraz — odparli jednocześnie i beznamiętnie Harry i Hermiona.
Uświadomiwszy
sobie wzajemną niechęć do tego zadania, spojrzeli na siebie szeroko otwartymi
oczami.
—
Nie — powiedział Harry.
—
Muszę uczyć Draco. To niesprawiedliwe, żebym robiła jedno i drugie.
—
Wcale nie czuję się jak obciążenie — prychnął Ron.
Susan
przewróciła oczami.
—
Na Merlina. Nauczę cię. Ale lepiej, żebyś się skupił. Nie denerwował na mnie i
nie rzucał pałeczkami.
Ron
parsknął.
—
Nie robię tego.
Harry
prychnął.
—
Tak jasne. Jak ostatnim razem poszliśmy na sushi, wpadłeś w furię, bo ciągle
rzucałeś sobie na kolana te „rybki”.
Hermiona
skrzyżowała ramiona i spiorunowała go wzrokiem.
—
Tamtego wieczoru prawie wybiłeś mi oko. Nadal mamy tam zakaz wstępu.
Ron
wzruszył ramionami.
—
Przeprosiłem.
—
Doprowadziłeś kelnera do płaczu.
Ginny
pojawiła się z torbami jedzenia o dziwnym zapachu.
—
Położę wszystko na stole i będziemy się częstować.
Draco
sceptycznie spojrzał na jedzenie.
—
Co dodają do kurczaka?
Hermiona
się roześmiała.
—
No cóż, jest tu… — spojrzała na przyjaciół, szukając pomocy, ale oni również
mieli rozbawienie wypisane na twarzach. — Właściwie, ten. — Pstryknęła palcami.
— Sos sojowy. Właśnie to. I… —
Poddała się. — Nieważne. Polubisz. — Rozejrzała się po pudełkach przed nimi. —
Lubisz pikantne jedzenie?
Draco
wzruszył ramionami.
—
Nie wiem. Nie mogę powiedzieć, żebym kiedykolwiek je jadł.
Hermiona
zachichotała. O mój Boże, on jest jak
duże dziecko.
—
Wyglądasz na kogoś, komu będzie smakowało — stwierdziła, biorąc na talerz kilka
papryczek chili i kurczaka kung pao i podała je Draco.
Harry
przewrócił oczami.
—
Mówisz tak tylko dlatego, że jesteś
dziwadłem, które preferuje jedzenie o skali ostrości „piekło i potępienie”.
—
To lekka przesada.
Ginny
pokręciła głową.
—
Widziałam, jak wkładasz do ust całe papryczki habanero. To nienaturalne.
—
I dodajesz do wszystkiego okropnie
dużo sosu tabasco, zanim spróbujesz — dodał Ron.
—
Skończyliście już krytykować moje
preferencje kulinarne?
Draco
usiadł przy stole i natychmiast wszystkie głowy zwróciły się ku niemu.
—
Jemy w salonie. Chodź — powiedziała Hermiona.
Draco
skrzywił się.
—
Co? Dlaczego?
—
Bo to fajne.
Draco
mruknął coś pod nosem, idąc za dziewczyną i siadając obok niej na kanapie.
—
To totalne barbarzyństwo.
Hermiona
zachichotała i podała mu pałeczki.
—
Proszę. Użyjesz ich zamiast noża i widelca.
Draco
z lekkim wahaniem przyjrzał się nowym, dziwnym sztućcom. Hermiona jednak
szczegółowo wyjaśniła, jak ich używać, i ku ich obojga zaskoczeniu, okazał się
całkiem łatwym uczniem. To były jedyny raz, kiedy widziała, jak zachowuje się
przy stole w sposób daleki od ideału, ale biorąc wszystko pod uwagę, nie radził
sobie źle.
Susan
jednak nie odnosiła takiego sukcesu z Ronem.
—
Cholera jasna, Ron. Mówiłam ci, żebyś się nie irytował.
—
Po co w ogóle musimy tym jeść? To Anglia. Jemy tu nożem i widelcem. Normalnym
widelcem.
Draco
prychnął.
—
Nie. My, znaczy… reszta nas je nożem i widelcem. Widziałem twoje maniery przy stole,
Weasley. I nie ma w tym nic porządnego.
—
Mam pomysł. Może przez dwie minuty nie będziesz się zachowywał jak wymuskany,
mały dupek, co Malfoy? — warknął Ron.
—
Zamknijcie się obaj, zaczyna się — powiedział Harry.
Malfoy
z zainteresowaniem przyglądał się dziwnym, ruchomym obrazom. To było dość
fascynujące.
Hermiona
westchnęła cicho, gdy na ekranie pojawił się Cary Elwes. Ginny i Harry
przewrócili oczami.
—
Proszę, ogranicz omdlenia do minimum
— poprosił Harry.
—
Nic nie powiedziałam.
Harry
zwrócił się do Draco.
—
Zawsze podkochiwała się w Westleyu.
Draco
skrzywił się.
—
Kim jest Westley?
—
Ten blondyn.
Oczy
Ginny się rozszerzyły.
—
O mój Boże, właśnie zrozumiałam, dlaczego Hermiona lubi Draco. Bo wygląda jak Westley.
Draco
uśmiechnął się na widok zarumienionych policzków Hermiony, podczas gdy jej
„przyjaciele” śmiali się z niej. Pocałował ją w skroń.
—
Masz wyśmienity gust, kochanie.
Złożył
na jej ustach delikatny jak piórko pocałunek, myśląc, że nikt nie patrzy.
—
Fuj — jęknął głośno Ron. — Musicie to
robić przy nas?
Draco
przewrócił oczami.
—
Dlaczego? Odechciewa ci się jeść? Bo myślę, że mogę mówić w imieniu nas
wszystkich, kiedy powiem, że patrzenie jak jesz tę górę sajgonek, było po
prostu obrzydliwe.
—
Czy wy dwaj możecie się zamknąć, do cholery? — zapytał Harry.
Draco
nie był do końca pewny, o co chodziło w filmie. Miało być zabawne? Jak na jego
gust, był dość prymitywny. Ale Hermionie zdawało się to dziwnie sprawiać
przyjemność.
—
Nie do pomyślenia! — wykrzyknęła.
Harry
odpowiedział, kiepsko naśladując hiszpański akcent:
—
Ciągle używasz tych słów. Nie sądzę, żeby to oznaczało to, co myślisz.
Oboje
zachichotali i przybili sobie piątki.
Ginny
przewróciła oczami.
—
Moglibyście pozwolić aktorom mówić
kwestie? To ich praca.
Harry
objął żonę ramieniem.
—
Ginny, popełniasz jedną z klasycznych gaf.
Hermiona
uśmiechnęła się ironicznie.
—
Nigdy nie sprzeciwiaj się Sycylijczykowi…
—
Kiedy w grę wchodzi śmierć! —
wykrzyknęli jednocześnie Harry i Hermiona.
Ginny
prychnęła.
—
Idioci.
—
Jesteśmy niesamowici — odparła Hermiona.
—
Chciałabym zrozumieć, jaką dziwną moc na ten film nad wami. Ale niestety nigdy
tego nie zrozumiem, bo nigdy nie będę w stanie wsłuchać się w niego
wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, o co w nim chodzi.
—
Zdajesz sobie sprawę, że to ty teraz gadasz przez cały film? — zauważyła
Hermiona.
Ginny
przewróciła oczami.
—
Chciałabym być nadal superwysportowana, by móc skopać ci tyłek. Ale potem
musiałaś zostać Aurorką i już się mnie nie boisz.
Hermiona
zachichotała.
—
Tylko wtedy, gdy pomyślę, że poprosisz mnie o opiekę nad twoimi diabolicznymi dziećmi.
Z
okolicy Ginny poleciała poduszka i uderzyła Hermionę w głowę.
—
Ała — powiedziała ospale.
—
Malfoy, uszczypniesz ode mnie swoją dziewczynę? — poprosiła Ginny.
—
Nie ma mowy, Potterowa. Mogłaby z łatwością
skopać mi tyłek. A chciałbym mieć dzisiaj szczęście, więc podziękuję.
Ron
i Harry udawali, że wymiotują do talerzy. Ginny i Susan wymieniły uśmieszki.
—
Nigdy nie przyzwyczaję się do tego, że ty i Hermiona się pieprzycie —
powiedział Ron.
Draco
się uśmiechnął i otworzył usta, by odpowiedzieć.
—
Nieee! Nie będziecie psuć tego arcydzieła
swoimi kłótniami! — zbeształ go Harry.
Draco
wzruszył ramionami i odchylił się na kanapie, ciągnąc Hermionę między swoje
nogi, żeby móc ją objąć i oglądać film.
Dziewczyna,
Buttercup, wydała mu się najbardziej bezużyteczną postacią, jaką kiedykolwiek
uwieczniono w sztuce lub literaturze. Zupełnie nie w jego typie. Scenarzyści
mogliby ją zastąpić króliczkiem i efekt byłby podobny.
Postać
Westleya była w porządku, ale był bardzo lekkomyślny. Bardzo szybko stracił
zaufanie do kobiety, którą rzekomo kochał. Miał jednak ładne włosy.
Ulubioną
postacią Draco był olbrzym. Wydawał się jedynym, który naprawdę wiedział, co
się dzieje. Czemu ten film nie mógł być tylko o nim?
Ale
ulubiony moment Draco w filmie nie miał z nim nic wspólnego. Chodziło o ciepło
i wygodę, jaką dawało mu trzymanie Hermiony w ramionach. Co jakiś czas
dyskretnie całował ją w policzek lub szyję, upewniając się, że nikt nie patrzy,
bo żadne z nich nie przepadało za publicznym okazywaniem uczuć. Bawiło go, jak
Hermiona co jakiś czas podskakiwała, a ona i Potter wykrzykiwali jakąś
absurdalną kwestię z filmu. Wpadli w jeszcze większe szaleństwo podczas sceny
ze staruszkiem i jego żoną, która przywróciła Westleya do życia.
—
Ile razy widziałaś ten film? — zapytał Draco.
—
Cicho. Nie rozmawiamy podczas oglądania.
Przewrócił
oczami na swoją głupiutką dziewczynę.
—
Hipokrytka — powiedział, całując ją w ucho.
—
FUJ — wrzasnął Ron.
—
Dosyć tego.
Harry
podniósł dziwny, czarny prostokąt i telewizor się wyłączył, wywołując chóralne
„hej” i „ej”.
—
Zamknijcie się, kurwa, albo wynoście się z mojego domu.
~*~*~*~*~*~*~*~
—
Nie mogę uwierzyć, że nas wyrzucił —
syknęła Hermiona, idąc z Draco ulicą.
—
Nie mogę uwierzyć, że pozwoliłaś mi włożyć do ust jedną z tych piekielnie
ostrych, czerwonych papryczek.
—
Pomogłam ci, prawda? Rzuciłam Zaklęcie Chłodzące.
—
Jak ty to jesz? To cholernie piecze.
—
Są pyszne — zignorowała jego komentarz.
—
Nie wiem, co masz na myśli, mówiąc „pyszne”. Nie wiem nawet, co mam czuć poza
bólem.
—
Zachowujesz się jak dziecko.
—
Nie. Jesteś po prostu twardzielką. W
porównaniu z tobą wszyscy jesteśmy dziećmi.
Przewróciła
oczami.
—
W sumie, jak ci się podobał twój pierwszy film?
Wzruszył
ramionami.
—
Eee. Był w porządku. Całkiem podobała mi się ta część, w której ty i ja sprawiliśmy,
że Weasley poczuł się nieswojo, gdy przytulaliśmy się na kanapie Pottera.
—
Nie musisz aż tak go drażnić.
—
Nie robię tego. Po prostu go nie lubię.
Przewróciła
oczami.
—
Cóż, musisz przynajmniej spróbować być miły. Tak jak ja staram się być miła dla
Zabiniego.
—
Blaise jest dżentelmenem z klasą.
—
Jest wężem.
—
Ja jestem wężem.
Uśmiechnęła
się szeroko i szturchnęła go biodrem.
—
Jesteś wężem, który będzie miły dla
moich przyjaciół.
Rzucił
jej szelmowski uśmieszek i objął ją ramieniem.
—
Jak sobie życzysz.
Hermiona
zaśmiała się.
—
Dobra, Groźny Piracie Draco, chodźmy do twojego domu. Właśnie zasłużyłeś na tę
zieloną rzecz.
_____________________
Witajcie :) Nie wiem, jak Wy, ale ja bardzo lubię ten rozdział. Niesamowicie mnie bawi. Ale mimo wszystko cieszę się, że to tłumaczenie niedługo się skończy.
Zapraszam na jeszcze jeden rozdział! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)