niedziela, 24 sierpnia 2025

[T] Hot for Teacher: Malfoyowie stawiają czoła prześladowcom

 

Hermiona obudziła się z uczuciem ciepła i szczęścia. Ramiona Draco obejmowały ją zaborczo, a jego ciało było bardzo przyjemne w dotyku na jej nagiej skórze. Poczuła, jak się porusza, zacieśniając ucisk. Przytuliła się do niego mocniej i westchnęła, czując ciepłe usta na ramieniu.

— Dobrze spałaś? — zapytał ochrypłym głosem.

— Bardzo dobrze.

Wygięła szyję, by uczynić ją bardziej dostępną dla niego. Musnął lekko zębami zagłębienie, gdzie jej szyja stykała się z ramieniem. Jęknęła, czując, jak jego język muska jej świeżo rozbudzoną skórę.

— Ja też — wyszeptał jej do ucha, skubiąc małżowinę. — Czuję się wyczerpany.

Zachichotała.

— To ty byłeś tym, który… hmm.

Uciszył ją zmysłowym pocałunkiem. Rozpłynęła się pod nim i rozluźniła ciało, gdy poruszył się nad nią i masował jej lewą pierś. Jego usta zostawiały ślady na kościach policzkowych, szczęce i szyi. Przygryzła wargę, gdy ruszył w dół w kierunku piersi i wtuliła biodra w niego, wywołując jęk.

Słodki Merlinie — usłyszała jego cichy szept tuż przy jej obojczyku.

Jej powieki zadrżały, rozkoszowała się jego ustami ssącymi wrażliwą skórę. Prawie nie zauważyła stada skrzatów domowych zebranych wokół szpaty w drzwiach sypialni Draco.

— O mój Boże, Draco!

— Mmm, Hermiono — jęknął, wciągając sutek do ust.

— Zejdź!

— Ty pierwsza, kochanie.

Napalony mężczyzna nie zdawał sobie sprawy z zażenowania Hermiony. Ta przybrała nauczycielski ton, gdy powiedziała:

— Draco, twoje skrzaty domowe nas obserwują.

Opadła mu szczęka.

— Na Merlina, mówisz serio? — Odwrócił się w stronę drzwi, a skrzaty ulotniły się, gdy tylko na nie spojrzał. Westchnął głęboko i ścisnął nasadę nosa, mrużąc oczy. — Nawet nie wiem, jak mam za to przeprosić.

Hermiona zaśmiała się.

— Jest dobrze.

— Nie, nie jest.

Czy to było zbyt wiele prosić bóstwa, te mściwe suki, żeby dały mu spokój na tyle długo, by mógł uprawiać poranny seks z Hermioną? Bez lekcji z bachorami i wścibskich skrzatów domowych, które wszystko psują? Westchnął.

— Pójdę z nimi porozmawiać.

Hermiona stłumiła chichot, gdy się nadąsał, narzucając na siebie spodnie i szlafrok. Odwrócił się do niej, uśmiechając się lekko na widok jej w nieładzie.

Była cholernym bóstwem. Jej dzikie, kręcone włosy potargały się na wszystkie strony we wzór, który krzyczał „świeżo wyruchana”. Przykryła piersi cienką kołdrą, by zakryć nagość. I uśmiechała się sugestywnie, jakby chciała, by powiedział „jebać to” i wskoczył z powrotem do łóżka, żeby móc z nią zrobić, co tylko zechce.

— Nigdzie nie odchodź. Jeszcze nie skończyliśmy — zażartował, kierując się do drzwi.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Na Merlina, to cholernie niezręczne. Jak mam powiedzieć „Chciałbym w spokoju przelecieć moją dziewczynę bez podglądaczy” i ich nie urazić?

Skrzaty domowe zebrały się, zgodnie z instrukcją Quincy’ego, w służbówce. Draco nie lubił zwracać się do nich grupowo. Spojrzenie w dół na około dwadzieścia par ogromnych, nieruchomych oczu po prostu przypomniało mu, że był w mniejszości.

Odchrząknął.

— Jak wiecie, w moim pokoju przebywa gość. Gość płci żeńskiej. I ona.. wymagamy prywatności.

Brak reakcji.

— Rozumiem, że to dość niespotykane, ale proszę was, żebyście starali się nie gapić na nią za bardzo. Dajcie jej trochę przestrzeni. Ale traktujcie ją tak, jak każdego mojego dostojnego gościa.

Whimsy, elegancka skrzatka w poszewce na poduszkę, zawsze była nieco odważniejsza od reszty.

— Pan Draco będzie częściej przyprowadzał tu pannę Hermionę?

Merlinie, tak, mam taką nadzieję.

— Najprawdopodobniej, Whimsy. I jak mówiłem…

— Czy panna Hermiona jest tak ładna, jak mówią?

To pytanie padło z ust młodszego skrzata domowego.

Draco zarumienił się.

— Ona… ona jest śliczna, tak. I rozumiem, że większość z was nie jest przyzwyczajona do młodej kobiety w tym domu. Ale proszę, uszanujcie nasze granice.

Skrzaty domowe nadal gapiły się na swojego pana. Miał ochotę krzyknąć I jesteście wolne, żeby sprowokować ich do reakcji. Nie czuł się komfortowo z tym vibem jak z Dzieci kukurydzy, który od nich emanował.

— Dziękuję. Możecie… zająć się swoimi obowiązkami.

Gdy pobiegły na korytarz, Draco odwrócił się, by wyjść, ale zobaczył Quincy’ego z założonymi rękami, stojącego przed drzwiami.

— Czy pan Draco mógłby poświęcić chwilę na rozmowę z Quincym?

Draco nie odważył się mu odmówić. Quincy przebywał we Dworze dłużej niż on, i skrzat domowy czy nie, Draco został wychowany w szacunku dla starszych. Zwłaszcza tak onieśmielających starszych jak Quincy.

— Oczywiście.

— Quincy martwi się, że pan Draco ma kochankę w domu pana rodziców. Skąd pochodzi ta panna Hermiona? Kim ona jest?

Draco był nieco zaskoczony. Miał nadzieję, że Quincy nie miał na myśli tego, co myślał, że miał na myśli. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, by rasistowski lokaj szyderczo patrzący na jego dziewczynę.

— Hermiona nie jest moją „kochanką”, Quincy. Nie zapraszałem do tego domu żadnej kobiety od czasów Astorii, jeśli dobrze pamiętasz. Więc nie powinno cię dziwić, że Hermiona jest dla mnie ważna. Co do jej „pochodzenia”, nie wiem dokładnie, co masz na myśli, ale mam nadzieję, że nie chodzi ci o jej status krwi. Wielu uważa ją za Najbystrzejszą Czarownicę Swojego Pokolenia. Jest też bohaterką wojenną i mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że nie ma nikogo bardziej godnego…

— Qiuncy słyszał, że to panna Hermiona jest powodem, dla którego pan Draco chce nam „płacić” pieniądze.

Żaden inny skrzat domowy nie odważyłby się przerwać swojemu panu. Ale stojąc teraz z Quincym, Draco miał wrażenie, że ta rozmowa była stonowaną wersją tej, którą odbyłby z ojcem, gdyby żył. Był tylko jeden sposób, aby zdobyć jego szacunek.

— Quincy, jestem twoim panem. Rozumiem, że jesteś we Dworze odkąd mój dziadek Abraxas był małym chłopcem, ale to nie daje ci prawa kwestionowania tego, z kim spędzam czas. Hermiona to urocza osoba, którą z dumą poznaję, i będę ją tu przyprowadzał tak często, jak zechcę. To mój dom i masz ją traktować z szacunkiem, na jaki zasługuje.

Qiuncy wydawał się raczej zaskoczony, że młody Malfoy zwraca się do niego w tej sposób. Ale dało się dostrzec, że nieco złagodniał.

— Oczywiście, pan Draco ma rację. Qiuncy porozmawia z innymi i upewni się, że panna Hermiona ma wszystko, czego potrzebuje — łącznie z prywatnością.

Draco skinął głową i odwrócił się, by opuścić służbówkę. Początkowy zachwyt nad nowo odkrytą odwagą opadł i teraz miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje do najbliższego wazonu. Merlinie, nigdy nie słyszał, żeby jego ojciec tak zwracał się do Qiuncy’ego. Jakimś cudem dotarł do swojego pokoju, a jego serce mocniej zabiło na widok nagiej piękności w łóżku.

Hermiona uniosła brew.

— Trochę to trwało. Wszystko w porządku? Wyglądasz na trochę chorego.

Opadł na łóżko i odpowiedział jej, a jego głos stłumiła pościel:

— Chyba udziela mi się twoja gryfońska natura.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Trzej Ślizgoni opuścili Wielką Salę, po raz kolejny zauważając, że profesor Granger nie ma przy stole nauczycielskim.

— Jak myślisz, czy twój tata teraz rucha profesor Granger? — zapytał Simon bezceremonialnie.

Scorpius wzruszył ramionami.

— Mam to gdzieś.

Albus poklepał go po plecach.

— Wiesz, co by cię rozweseliło?

— Nie będę znów poprawiał twojego fan fika o Star Treku, Al

Albus przewrócił oczami.

— Dobra. Ale miałem na myśli moją kuzynkę… znasz moją kuzynkę, Rose, prawda? Rude włosy, władcza, z miotłą na stałe wbitą w tyłek? W każdym razie ona stoi tam i gapi się na ciebie, i wygląda tak, jakby albo zastanawiała się, czy do ciebie podejść i z tobą porozmawiać, albo zaraz zesra się w gacie.

Scorpius odwrócił się i zobaczył bardzo zdenerwowaną Rose Weasley opartą o kolumnę. Oboje natychmiast się wyprostowali, gdy tylko nawiązali kontakt wzrokowy. Coś w Rose zwyciężyło i podeszła do Scorpiusa.

— Cześć, Scor… eee, znaczy, Malfoy.

Chłopak obniżył ton głosu.

— Hej, Weasley. — Przeczesał palcami włosy, przyciągając uwagę do swoich rozczochranych, blond loków. — Co tam?

— Yyy… nic. Po prostu… dziś wieczorem jest impreza w wieży Gryffindoru i… pomyślałam, że może zechcesz przyjść?

Rose zazwyczaj była gadułą. Ale coś w tym blondynie ze Slytherinu sprawiało, że nie potrafiła się wysłowić.

Serce Scorpiusa przestało bić na jakieś dwie sekundy. Rose Weasley zaprosiła do na imprezę w wieży Gryffindoru. Co to znaczy?

— Eee… tak. Jasne. Brzmi fajnie.

Rose wypuściła oddech, który zdawała się wstrzymywać.

— Dobrze. Super. O dziewiątej.

Po czym odwróciła się i odeszła tak szybko, że o mało nie wpadła na drugoklasistę z Ravenclawu.

Scorpius tego nie dostrzegł. Stał tam, maniakalnie wpatrując się w ścianę i zastanawiając się, czy ta interakcja miała miejsce naprawdę, czy wydarzyła się tylko w jego głowie.

Albus podszedł do niego od tyłu.

— Słuchaj, gapienie się w ścianę jest całkowicie akceptowalne. Robię to cały czas. Ale wydaje się to dla ciebie raczej niepodobne.

— Rose Weasley właśnie zaprosiła mnie na imprezę dziś wieczorem — powiedział spokojnie Scorpius, wciąż wpatrując się w jakiś punkt na ścianie.

Albus uniósł brwi.

— Cóż, miło widzieć, że któreś z was miało jaja, by zrobić pierwszy krok.

Scorpius w końcu mrugnął. Odwrócił się do kumpla z dzikością w oczach.

— Musisz ze mną iść.

Albus lekko zmrużył oczy.

— Eee… zwykła wymówka.

Scorpius skrzywił się.

— Czy ty właśnie powiedziałeś „zwykła wymówka”, żeby wymigać się od pójścia na imprezę?

— Och, przepraszam. Nie wiedziałem, że oczekujesz czegoś bardziej wyszukanego.

— Al. Idziesz.

— Albo, ALBO… posłuchaj mnie… — Albus odczekał chwilę. — Mógłbym się zdrzemnąć i nie wchodzić w interakcję z ludźmi, których nie znam i nie lubię.

— No weź, Al. Nie znam dobrze żadnego z Gryfonów. Będę wyglądać jak dziwak.

Albus był niewzruszony.

— Jeśli naprawdę cię kocha, zaakceptuje cię takim, jakim jesteś.

— Jak masz znaleźć przyjaciół, skoro się nie wysilasz?

— Nie potrzebuję kolejnego. Mam już dwóch.

— Zrobiłbym to dla ciebie.

— Doceniam to. Ale na twoje szczęście nie robię sobie żartów z nadętych, gryfońskich kujonów. Twoje usługi nie byłyby potrzebne.

— Al. Jesteś moim najlepszym kumplem. Proszę cię, zrób to dla mnie. Błagam.

Albus prychnął. Scorpius właśnie powołał się na łatkę „najlepszego kumpla”. Cholera, to było świętością.

— Dobra, masz mnie. Pójdę z tobą.

Scorpius wniósł pięść w powietrze.

— TAK!

— Pod jednym warunkiem.

— Jakim?

— Chcę, żebyś przyznał, że lubisz Rose.

Scorpiusowi zrzedła mina.

— To naprawdę konieczne?

— Po prostu to powiedz, Scorp. Ja to wiem. Ty także. Może nigdy wcześniej nie powiedziałeś tego na głos. Ale jeśli chcesz, żebym imprezował w wieży lwów z Gryfonkami, byś mógł poderwać moją kuzynkę, to powiesz te słowa.

Scorpius przewrócił oczami.

— Dobra. — Wypuścił powietrze. — Lubię Rose. Zadowolony?

Albus uśmiechnął się do niego z wyższością.

— Dwadzieścia tysięcy punktów dla Slytherinu.

Scorpius spiorunował kumpla wzrokiem.

— Jest o dziewiątej. Wyjdziemy o dziesiątej?

Albus uniósł brew.

— Och, patrzcie na tego elegancika z nienagannymi manierami. „Wyjdziemy o dziesiątej?” Możesz wyjść o dziesiątej, jeśli chcesz. Ja natomiast nadal nie będę się zachowywał jak kujon i przybędę elegancko spóźniony.

— Pozwolisz, żebym poszedł tam sam?

— Pomyśl, stary. Naprawdę chcesz przyjść z kumplem? Nie uważasz, że mój brat już wystarczająco cię dręczy?

Scorpius zmrużył oczy.

— Tylko się nie spóźnij.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Albus się spóźniał.

Ale o dziwo, jak dotąd wszystko szło całkiem nieźle. Scorpius przybył punktualnie o dwudziestej pierwszej i od razu znalazł Rose, ponieważ byli jedynymi osobami, które zawsze zjawiały się punktualnie. Rozmawiali swobodnie przez ostatnie trzy kwadranse o lekcjach i książkach, które właśnie czytają. Zaskakująco łatwo się z nią rozmawiało (chociaż pewnie częściowo dzięki piwu kremowemu). Wyglądała tak ślicznie w swoim zielonym swetrze moro i rudych włosach opadających na ramiona. Zastanawiał się, czy ubrała się tak dla niego i uśmiechnął się na tę myśl.

— Co?

Rose zarumieniła się na widok nagłego uśmiechu chłopaka.

— Nic. — Wzruszył ramionami. — Podoba mi się twój sweter.

Powstrzymywała uśmiech.

— Nigdy nie sądziłam, że Scorpius Malfoy polubi coś, co założę.

— Dobrze wyglądasz w zielonym.

Zaskoczył samego siebie, gdy wyciągnął rękę, by odgarnąć kosmyk włosów z jej ramienia i musnąć miękki materiał jej swetra. Skąd, do cholery, mu się to wzięło? Czy odziedziczyłem po ojcu zdolność uwodzenia kobiet? Naprawdę jestem w tym tak dobry, ale o tym nie wiedziałem?

Rose też była zaskoczona.

— Dz-dzięki, Malfoy. Eee… ty też… dobrze wyglądasz.

Upiła długi łyk piwa kremowego, żeby ukryć rumieniec.

— Hej, czy to mój młodszy brat? Co ty tu robisz, Albusie? Będziesz towarzyszyć małemu, nadętemu blondynowi? No dalej, wpuście go, kurwa.

Scorpius wzdrygnął się na dźwięk zgryźliwego głosu Jamesa Pottera. Nigdy nie potrafił pojąć, jak to możliwe, że należał do rodziny Ala. Potterowie byli tacy mili, a Lily wydawała się być w porządku. Albus oczywiście był dla niego jak brat. To, że James Potter, najbardziej irytująca osoba w czarodziejskiej Brytanii, urodził się w tak kochającej i fajnej rodzinie, przekraczało ludzkie pojęcie.

Rose się odezwała.

— Albus tu jest? Dlaczego? Nie zna nikogo w Gryffindorze.

Scorpius uniósł brew.

— Zna ciebie. Jesteś jego kuzynką. I jego brata, Jamesa. I siostrę. A co ze mną? Ja też nikogo nie znam, oprócz ciebie.

Nie chciał brzmieć na zirytowanego, ale nigdy nie lubił, gdy ktoś próbował pozbyć się Albusa.

— Nie to miałam na myśli… — Westchnęła. — Albus jest po prostu… no wiesz. Nie jest taki jak ty. On jest trochę… aspołeczny. Każdą rozmowę ucina z piskiem opon.

— To mój najlepszy kumpel — powiedział Scorpius z nuta stanowczości, być może nieco bardziej wrogo, niż zamierzał.

Jak na zawołanie Albus pojawił się w zasięgu jego wzroku, ubrany w biały T-shirt, który zdawał się być pokryty dużą ilością zaschniętej krwi wzdłuż lewego boku. Na piersi widniał wyraźny, czarny napis Nic mi nie jest.

— Przepraszam za spóźnienie — rzucił, stając obok Scorpiusa.

— Co się stało.

Albus uniósł brew.

— Nic. Po prostu nie chciałem tu przyjść.

Scorpius skinął głową na drzwi.

— Miałeś jakieś problemy z wejściem?

Albus przewrócił oczami z nonszalancką nudą.

— Nie słyszałeś? Mój brat jest Królem Gryffinforu. Jego sługusy musiały mnie wpuścić, gdy tylko się zorientowały, kim jestem.

Rose skinęła głową.

— James potrafi być niezłym dupkiem.

Scorpius i Albus patrzyli na nią z zainteresowaniem. Scorpius uśmiechnął się ironicznie.

— Czy właśnie powiedziałaś coś złego o kimś innym?

Albus położył dłoń na piersi, udając zdziwienie.

— Takie słowa od młodej damy z dobrej rodziny.

Przewróciła oczami.

— Skoro macie tu stać, to proszę, nie zawstydzajcie mnie. W końcu to ja was zaprosiłam.

Albus uśmiechnął się ironicznie.

— A jeśli o to chodzi. Czemu właściwie… ała, Scorp, co do cholery?

Scorpius uszczypnął Albusa w żebra, żeby powstrzymać do przed wskazaniem an sedno sprawy — mianowicie fakt, że on i Rose się lubili, ale unikali tematu jak ognia.

— Więc co tu robisz, braciszku?

Dołączył do nich pijany Król Gryffindoru.

Uratowany przez Dupka, pomyślał Scorpius.

— Och, znasz mnie. Po prostu uwielbiam imprezować. Imprezowicz, powiadam.

James prychnął.

— Swoją drogą, fajna koszulka. Chyba powinienem się cieszyć, że nie założyłeś czarnej bluzy z kapturem i nie stanąłeś w kącie, masturbując się i obserwując wszystkich.

Albus przewrócił oczami.

— Czy wyglądam, jakbym posiadał bluzę z kapturem?

Scorpius uniósł brwi.

— W tym momencie, stary? Tak, trochę.

Rose zachichotała.

Ta koszulka to temat do rozmowy. Dzięki niej nie muszę prowadzić prawdziwej.

James się roześmiał.

— Czemu po prostu nie uciekniesz się do swojego dawnego sposobu i nie zaczniesz krzyczeć najgłośniej, jak potrafisz, aż wszyscy sobie pójdą?

Raz. Raz tak zrobiłem, miałem wtedy siedem lat.

— A ty co tu robisz, Malfoy?

James zwrócił uwagę na Scorpiusa.

Dawno temu nauczył się nie wdawać z Jamesem w dyskusję, kiedy ten najbardziej się wściekał.

— Rose mnie zaprosiła.

James rzucił ironiczny uśmieszek.

Rany! Naprawdę? To po prostu cholernie urocze.

Rose zmrużyła oczy.

Zamknij się, James.

Zignorował ją i upił łyk z czerwonego kubka, który sądząc po zapachu, prawdopodobnie zawierał Ognistą Whisky.

— Wiedziałem, że to tylko kwestia czasu, zanim ty i ten dziwak będziecie razem.

Nie jesteśmy razem. Tylko się przyjaźnimy.

Scorpius czuł się bezużyteczny i nieco niezręcznie, stojąc między dwójką kłócących się kuzynów.

— I nie jest dziwakiem — dodała.

Scorpius posłał jej uśmiech przepełniony wdzięcznością.

James prychnął.

— Może w porównaniu z moim bratem, ale szczerze mówiąc, to mało prawdopodobne.

Scorpius rozejrzał się za Albusem, który już dawno wyrwał się z tej pseudo rozmowy. Stał koło Gryfonki z czwartego roku, próbując nawiązać rozmowę.

— Hej, ładna dziś pogoda.

Dziewczyna przewróciła oczami i odeszła, zostawiając chłopaka samego. Ten wzruszył ramionami i mruknął:

— Ech, Gryfonki są takie prymitywne.

James natomiast kontynuował atakowanie Scorpiusa.

— Ale nie powiesz mi, że nie jest dziwny. Jego ojciec jest cholernym Śmierciożercą, który powinien siedzieć w Azkabanie, a jego matka się udusiła, bo jej bogata rodzinka nie miała dość rozumu, żeby przestać rodzić dzieci, które i tak umrą z powodu jakiejś głupiej klątwy.

Scorpius wpadł w szał. I to nie taki, jak wtedy, gdy Rose rumieniła się na jego słowa, a to pasowało do koloru jej włosów. Stanął z Jamesem twarzą w twarz.

Nigdy — podkreślił słowo szturchnięciem Jamesa — nie mów tak o mojej rodzinie, ty jebany dupku.

Potter stanął mu na drodze.

— Będę o nich mówił, jak mi się podoba, Malfoy. Co zamierzasz z tym zrobić? Zawołasz tatusia, który wpełźnie pod spódnicę dyrektorki? O nie, czekaj. Przecież to robi z moją matką chrzestną, prawda?

Scorpius zacisnął usta. Rose stanęła w jego obronie.

— Zostaw go w spokoju, James. I mylisz się co do jego ojca i cioci Hermiony.

James parsknął śmiechem.

Obudź się, Rose. Wszyscy widzieli ich na meczu Quidditcha. Ten snob nie mógł się ogarnąć i uratowała go Gryfonka. Jak zwykle. Słyszałem, że ktoś widział go następnego ranka w Hogsmeade. Założę się o wszystko, że ruchał się z nią. Zawsze miała słabość do leszczy…

Scorpius walnął go pięścią w szczękę, zanim zdążył dokończyć zdanie. Natychmiast przyszły mu do głowy dwie myśli. Pierwsza… jasny gwint! Nikt nie mówił, że uderzenie kogoś tak cholernie boli. I druga… musi stąd spierdalać, zanim dostanie wpierdol.

— Osłaniam cię, stary — zapewnił go Albus, gdy przedzierali się przez Gryfonów.

Albus nie był wojownikiem. No cóż… przynajmniej nie w tradycyjnym sensie. Wolał przechytrzyć przeciwnika. Wydał z siebie mrożący krew w żyłach jęk niczym banshee w piekle. Rozległ się on po Pokoju Wspólnym i zdawał się trwać w nieskończoność. Na wpół pijani Gryfoni byli tak zaskoczeni tym dźwiękiem, że usuwali mu się z drogi, by uniknąć psychicznie niezrównoważonego chłopaka.

Samą siłą swojej osobowości Albus rozstąpił ich jak Mojżesz Morze Czerwone.

Zanim otworzył drzwi prowadzące do wyjścia, odwrócił się do Gryfonów, ubranych w brzydkie, czerwone szaty, i pozdrowił ich wolkańskim salutem:

ŁOHO! Żyjcie długo i szczęśliwie, skurwysyny!

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Kiedy chłopcy byli już bezpieczni w lochu Slytherinu Scorpius spojrzał na kumpla.

— Dzięki za to.

Albus machnął ręką.

— Zawsze do usług.

Scorpius energicznie pokręcił głową.

— Al, ty… ty nie rozumiesz. To, co tam zrobiłeś… i to, że pojawiłeś się na tej imprezie… wiem, że nie chciałeś i… — Westchnął. — Naprawdę jesteś najlepszym przyjacielem, jakiego mogłem sobie wymarzyć.

Albus poklepał go po ramieniu.

— I wzajemnie.

Dwaj chłopcy wpadli sobie w objęcia na półtorej sekundy. Więcej byłoby przesadą.

Scorpius uśmiechnął się krzywo.

— W ogóle przepraszam, że walnąłem twojego brata.

Albus przewrócił oczami.

— Stary, błagam. Od lat marzyłem, żeby to zrobić. I o czym ty, kurwa, mówisz? Jesteś moim bratem, stary.

Zapadła chwila ciszy między dwoma chłopakami. Każdy z nich skinął głową ze zrozumieniem, dając upust emocjom, na ile pozwalała im ich krucha, trzynastoletnia męskość.

Scorpius odetchnął.

— Ty też jesteś moim bratem. — Uśmiechnął się krzywo. — Byle tylko Rose nie stała się moją kuzynką.

Albus skrzywił się.

Boleśnie się na was patrzy.

______________________

Witajcie :) w niedzielny wieczór zapraszam na trzy rozdziały tłumaczenia. Ten to mieszanka problemów Malfoyów, ale chyba jest śmiesznie, prawda? Dajcie znać jak wrażenia.

Tymczasem zapraszam na kolejny rozdział :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy