niedziela, 31 sierpnia 2025

[T] Hot for Teacher: Powrót syna marnotrawnego

 

— Jebać dyskrecję. I tak jesteśmy w tym kiepscy.

Determinacja w jego oczach była wręcz zwierzęca i posłała Hermionie falę ciepła prosto w dolne partie ciała, przypominając jej o cenie, jaką jej życie seksualne zapłaciło za tę sprzeczkę z Draco. Jej oddech przyspieszył.

— Czy to znaczy, że…

— Och, wykrzyczę to na cały głos.

Ułożyła usta w kształt litery „O”, zanim złapał ją za kark i złączył ich usta. Stłumił pisk zaskoczenia i uśmiechnął się ironicznie, plądrując jej chętne usta.

— Tęskniłem za tobą… — pocałunek — tak bardzo — wyszeptał.

Jęknęła w odpowiedzi, a jej zręczne palce zaczęły rozpinać guziki jego koszuli.

Warknął gardłowo, rozpoznając ją, a jego dłonie niemal zawibrowały, gdy przesuwał nimi po jej ciele.

— Hmm, nie tutaj. — Niechętnie się cofnął. — Trzymaj się mnie.

Zmrużyła pytająco oczy, a serce waliło jej zbyt mocno, by mogła w tej chwili wydusić z siebie jakieś słowa. Poczuła znajomy skurcz w pępku, gdy jej palce wbiły się w ramiona Draco. Rozejrzała się po pomieszczeniu.

— Aportowałeś nas do swojej sypialni?

— Nie mogłem się doczekać — powiedział, przyciągając ją do siebie z rumieńcem i ponownie pożerając jej usta.

Hermiona była oszołomiona, gdy ona i Draco rozbierali się nawzajem. Kiedy podniósł ją i rzucił na łóżko, przez chwilę zastanawiała się, czy rzeczywiście zrywali z siebie ubrania, bo nie pamiętała dokładnie ostatniej półtorej minuty. Diabelska wersja Hermiony przejęła kontrolę i teraz liczyło się tylko to, że zaraz wyrucha blondyna, który właśnie na nią napierał.

Nie tracąc czasu, zaatakował jej usta, chwytając je i przesuwając dłonie po całym ciele. Nie mógł nawet myśleć. Jego ciało działało instynktownie, mając jeden cel: wyruchać tę wiedźmę do nieprzytomności.

Jak zwykle nie mógł przestać się z nią bawić. Nie będzie żadnej gry wstępnej. Jej mowa ciała powiedziała mu wszystko, co musiał wiedzieć. Była na niego gotowa.

— Proszę — wyjęczała.

To jedno słowo brzmiało w jego uszach jak modlitwa. Jebać życie, tak bardzo kocham tę wiedźmę.

Ustawił się przy wejściu i pchnął. Ich jednoczesne jęknięcie mogłoby rozwalić dom.

— Merlinie, tak bardzo cię kocham, Hermiono…

— Kurwa, tak, Draco, proszę, Boże, pieprz mnie!

Dałby jej wszystko, o co poprosiła — niebo, księżyc, nawet jej własną planetę — ale jedyne, o co prosiła, to żeby ją pieprzył. Więc to zrobił.

Był szalony, oszalał z miłości i pożądania do tej kobiety. Nigdy w życiu nie czuł się tak spragniony. Pragnienie, by zanurzyć się w niej tak głęboko, ze nigdy nie przestanie go czuć, doprowadzało go do szaleństwa.

— O Boże, Draco, tak! — krzyknęła.

Warknął, poruszając biodrami jeszcze mocniej i szybciej.

— Właśnie tak, Hermiono. — Spojrzał jej w oczy. — Jesteś moja. Najbystrzejsza. Czarownica. Swojego Pokolenia. I będziesz doszczętnie wyruchana przez Draco Malfoya.

Jęknęła jak dobrze opłacana dziwka. Bogowie, kto by pomyślał, że lubi, gdy tak się do niej zwraca?

Otarł się miednicą o jej łechtaczkę, wysyłając fale przyjemności przez całe jej ciało. Nawet jej łokcie zdawały się radować z prymitywnego pulsowania, które odczuwała.

— Chcę, żebyś doszła — warknął. — Chcę, żebyś krzyczała moje imię.

Jego słowa dotarły do jej części, o której istnieniu nie wiedziała, a jej ciało zdawało się poddawać. Wystarczyło kilka chwil tego rytmicznego tarcia i pchania, żeby doszła.

— Kurwa, kurwa, Draco! — krzyczała, gdy fala za falą orgazmu przetaczała się przez jej ciało. Czuła, jakby miała się rozpaść.

Zacisnęła się na nim tak mocno, że poczuł to ze wszystkich stron. Jęknął głośno, dochodząc w niej. Zobaczył gwiazdy i kolory, o których istnieniu nie miał pojęcia. Chciał więcej, więc pochłonął jej usta w namiętnym pocałunku, biorąc z niej wszystko, czego potrzebował.

Leżeli tak przez kilka chwil, całując się, dysząc i łapiąc oddech po najlepszym seksie w życiu. Draco w końcu się odsunął i spojrzał jej w oczy. Oblizał usta.

— Ja… Hermiono, to było…

— Wiem.

Uśmiechnął się szeroko i pogłaskał ją po twarzy. Nic więcej nie powiedzieli. Nie było potrzeby.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Whimsy wraz z trzema innymi skrzatami domowymi stały w bibliotece z przerażonymi minami. Chcieli dać swojemu panu prywatność i mogliby zignorować ciche dudnienie łóżka w oddali, a nawet echo jego i panny Granger połączonych pomruków i jęków, gdyby nie dźwięk, który rozległ się zaraz potem.

— O Boże, Draco, tak!

Whimsy westchnęła głęboko.

— Panna Hermiona jest głośna. Whimsy idzie po zatyczki do uszu.

Jeden z młodszych skrzatów domowych prychnął.

— Pan Draco nie jest dużo cichszy.

Pozostałe skrzaty domowe zachichotały, zanim się skrzywiły, uświadamiając sobie, że właśnie skrytykowały, choć lekko, swojego pana.

Whimsy zwróciła się do nich:

— Nie, Pan Draco nie lubi, kiedy sami się karzemy. Nie zrobimy sobie krzywdy. Pan Draco jest głośny, a my po prostu musimy zatkać uszy, żeby dać mu prywatność, której potrzebuje on i panna Hermiona.

Rozdała zatyczki do uszu.

— Myślicie, że panna Hermiona zostanie naszą panią? — zapytał jeden ze skrzatów, wkładając zatyczki do uszu.

Whimsy zachichotała.

— Panna Hermiona jest miła. A pan Draco tęsknił za nią przez cały tydzień, kiedy z nim nie rozmawiała. — Uśmiechnęła się ironicznie, dziwnie imitując swojego pana. — Whimsy myśli, że w przyszłości będziemy musieli częściej używać zatyczek do uszu.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Scorpius i Albus weszli przez kominek na Grimmauld Place 12. James ostentacyjnie zignorował chłopców i wbiegł po schodach do swojego pokoju, nawet nie spoglądając na matkę.

— Cóż, ciebie też miło widzieć. — Ginny przewróciła oczami. Uśmiechnęła się promiennie, przytulając Albusa. — Urosłeś.

— Tak — powiedział.

— I pachniesz jak dziewczyna. — Pocałowała go w bok głowy, dostrzegając jego uśmieszek. — Więc kim jest ta Mała Miss?

— Monica Flint.

Ginny zmrużyła oczy w skupieniu.

— Chyba już gdzieś ją widziałam. Ciemne włosy? Blada? Zdecydowanie za dużo eyelinera?

Albus wzruszył ramionami.

— Podoba mi się jej eyeliner.

Ginny uśmiechnęła się szeroko.

— Oczywiście, że tak, mój synu. — Zwróciła się do Scorpiusa i uśmiechnęła się ciepło. — Witaj w naszym domu, Scorpiusie.

— Dziękuję za gościnę, pani Potter.

— Przyjemność po naszej stronie. Jesteście głodni?

Od momentu, gdy wszedł do salonu przez kominek, Scorpius czuł cudowny aromat pieczeni Ginny Weasley. Jego żołądek zaburczał na znak, że to zrozumiał.

— Tak — powiedzieli jednocześnie chłopcy.

Ginny zachichotała, widząc przewidywalną dwoistość umysłu chłopców. Jedzenie i seks. Seks i jedzenie. Większość młodych mózgów była zajęta tymi dwoma tematami.

— Kolacja zaraz będzie gotowa. Biegnijcie na górę się odświeżyć.

W drodze do pokoju Albusa, Scorpius spotkał Jamesa na korytarzu.

— Fajna peruka, Malfoy — zadrwił, patrząc na blond włosy. — Z czego jest zrobiona?

— Z włosów z klaty twojej matki!

James prychnął i zszedł po schodach. Scorpius odwrócił się do Albusa i powiedział:

— Bez urazy dla twojej mamy, Albusie. Wiesz, że jest w świetnej formie.

Albus skrzywił się, jakby coś go bolało.

— Co masz do rudych kobiet?

Scorpius zachichotał.

— Dobrze piecze. I ma niezłe cyc..

— Nie kończ tego zdania — ostrzegł Albus.

— Ale serio ma — odezwał się głęboki męski głos.

Dwaj chłopcy odwrócili się i zobaczyli tatę Albusa stojącego w drzwiach do pokoju.

Scorpius mocno się zarumienił.

— Panie Potter! Nie chciałem…

Harry zbył to machnięciem ręki.

— Bez obaw, Scorpiusie. Moja żona ma niezłe cycki. Nie mówisz niczego, czego bym już nie wiedział.

Albus zakrztusił się i zaczął rozpakowywać walizkę. Scorpius zachichotał.

— Dzięki, panie Potter.

— Łazienka jest tuż za rogiem, jeśli chcesz się odświeżyć przez kolacją — zaproponował Harry.

— Chętnie, Dziękuję, panie Potter.

Gdy Scorpius zniknął za rogiem, Albus parsknął śmiechem, zanim zdał sobie sprawę, że jego przyjaciel będzie teraz monopolizował łazienkę swoją frywolną, niepotrzebnie długą rutyną odświeżania, która polegała głównie na dbaniu o włosy.

— Mam coś dla ciebie — powiedział ojciec do Albusa.

Albus uniósł brew.

— Do świąt jeszcze kilka dni.

Harry uśmiechnął się szeroko.

— Wiem. Ale jeśli masz tu spędzić całe ferie, będziesz potrzebował tego konkretnego prezentu już teraz.

— Niech zgadnę. Zestaw do pielęgnacji miotły. — Harry przewrócił oczami. — Nie, nie, czekaj. Wiem — kontynuował Albus. — Mój własny sweter Gryffindoru, który będę mógł założyć do snu, żeby móc wypędzić ze mnie Ślizgona.

— Jesteś przezabawny — odparł Harry, wręczając Albusowi paczkę. — Otwórz.

Albus wziął prezent i zaczął go rozpakowywać. Jego brwi zniknęły na linię włosów, gdy odkrył skarb w środku.

— Tato — powiedział, poruszony troskliwością prezentu. — To… — wykrztusił, zbyt wzruszony, by kontynuować.

— Rozumiem, że wszyscy czasami trochę przesadzamy. Chciałem tylko, żebyś wiedział, że szanuję twoją potrzebę prywatności.

Albus skinął głową, trzymając w ramionach słuchawki z redukcją szumów, jakby były najcenniejszą rzeczą na świecie.

— Czy to znaczy, że nie muszę rozmawiać, jeśli nie chcę?

Harry skinął głową.

— Jeśli zobaczymy, że masz je na sobie, będziemy wiedzieć, że to sygnał, żeby z tobą nie rozmawiać.

Albus się rozpłakał.

— To ta część filmu, w której syn marnotrawny mocno przytula swojego ojca.

Harry uśmiechnął się szeroko.

— Nie musisz, jeśli nie chcesz.

Albus westchnął.

— Jesteś najlepszym tatą na świecie.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Wychodząc z pokoju Albusa, Harry wpadł na Scorpiusa.

— Wszystko w porządku, Scorpiusie?

Ten uśmiechnął się.

— Jeszcze raz dziękuję, że pozwolił mi pan tu przyjechać, panie Potter.

Harry skinął głową.

— Nie ma sprawy. Ginny i ja zawsze się cieszymy, że tu jesteś. — Scorpius szedł do pokoju Albusa, gdy Harry wyrzucił z siebie: — Może to nie moja sprawa… — Scorpius odwrócił się. — Ale czy między tobą a twoim tatą jest wszystko w porządku?

Scorpius się tego nie spodziewał.

— Eee… — Westchnął. — Niezupełnie.

— Wciąż jesteś na niego zły, że ci nie powiedział o Hermionie.

Scorpius przygryzł wargę.

— Czy… Czy wiedział pan o tym, panie Potter?

Harry skinął głową.

— To moja najlepsza przyjaciółka. Wiem o niej od jakiegoś czasu.

Scorpius westchnął.

— Nie jestem zły, że są razem.

— Wiem.

— Po prostu… — Pokręcił głową. — Chciałbym, żeby był ze mną szczery.

— Jesteście z tatą bardzo blisko, prawda?

Scorpius skinął głową.

— Myślałem, że tak.

— Jesteś. Powinieneś usłyszeć, co o tobie mówi. Jest z ciebie cholernie dumny, przepraszam za język.

Scorpius uniósł brew.

— Przepraszam, jeśli to przegięcie, ale wydawało mi się, że nie dogaduje się pan z moim tatą.

Harry zaśmiał się.

— Nie dogadywałem się. Od lat. Ale ostatnio nawiązaliśmy swego rodzaju porozumienie. W końcu spotyka się z moją najlepszą przyjaciółką.

— No w sumie tak.

Scorpius otworzył usta, żeby coś jeszcze powiedzieć, ale się rozmyślił. Zaczął od nowa, zanim po raz kolejny zrezygnował.

— Coś ci chodzi po głowie?

— Eee… rozmawiał pan z nim? O wszystkim?

Harry westchnął.

— Ku mojemu rozczarowaniu, tak. Twój tata może i na zewnątrz wygląda na wielkiego, złego Ślizgona, ale muszę powiedzieć, że brzmiał jak cholerny Puchon, kiedy ani ty, ani Hermiona z nim nie rozmawialiście. Przepraszam za słownictwo.

Scorpius uniósł brew.

— Więc oni naprawdę… traktują ten związek poważnie?

— Nie mnie to oceniać, ale twój tata bardzo chciał ze mną o tym rozmawiać. Był mocno załamany, że dowiedziałeś się o wszystkim w taki sposób.

Scorpius skinął głową.

— Pogodzili się już?

— Szczerze mówiąc, nie wiem.

Scorpius pomyślał o swoim ojcu, który miał spędzić samotnie święta, i poczuł poczucie winy. To nie był on. Nie unikał rozmów o ważnych sprawach — nie z ojcem. Nigdy nie był mistrzem zajmowaniu stron.

— Panie Potter… Przepraszam, że to robię, ale zastanawiam się, czy mógłbym skorzystać z waszej Sieci Fiuu.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Scorpius wszedł do salonu Dworu i natychmiast powitał go Quincy pełen entuzjazmu, który w uszach miał coś, co przypominało waciki.

— Ach, panicz powrócił. Pan Draco powiedział, że nie będzie panicza w domu przez najbliższe tygodnie. Ucieszy się na wieść o panicza przybyciu… eee… kiedy będzie już… świadomy.

Scorpius spojrzał na Quincy’ego z zaciekawieniem.

— Co masz na myśli?

W oddali rozległ się cichy dźwięk trzaskania i coś jeszcze… co to było? Brzmiało jak… o kurwa.

— O Boże, Draco, tak!

Kolor natychmiast odpłynął z twarzy Scorpiusa. Jego oczy się rozszerzyły. Próbował, lecz bezskutecznie, pozbyć się swojej egzystencji w tej chwili, gdy usłyszał dźwięk, który niewątpliwie pochodził od jego ojca w odpowiedzi na jęki.

Quincy skrzywił się ze współczuciem.

— Może panicz zechciałby pójść z Quincym do kuchni… tam jest cicho?

Scorpius skinął głową, w duchu przeklinając fakt, że nie nauczy się zaklęć usuwających wspomnienia przed siódmym rokiem nauki.

____________________

Ten rozdział bardzo mnie rozbawił, nie wiem czy Was także. Ale przynajmniej mam nadzieję, że się dobrze bawiliście. :) Przed nami ostatni rozdział, zatem zapraszam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy