—
Jebać dyskrecję. I tak jesteśmy w tym kiepscy.
Determinacja
w jego oczach była wręcz zwierzęca i posłała Hermionie falę ciepła prosto w
dolne partie ciała, przypominając jej o cenie, jaką jej życie seksualne
zapłaciło za tę sprzeczkę z Draco. Jej oddech przyspieszył.
—
Czy to znaczy, że…
—
Och, wykrzyczę to na cały głos.
Ułożyła
usta w kształt litery „O”, zanim złapał ją za kark i złączył ich usta. Stłumił
pisk zaskoczenia i uśmiechnął się ironicznie, plądrując jej chętne usta.
—
Tęskniłem za tobą… — pocałunek — tak bardzo — wyszeptał.
Jęknęła
w odpowiedzi, a jej zręczne palce zaczęły rozpinać guziki jego koszuli.
Warknął
gardłowo, rozpoznając ją, a jego dłonie niemal zawibrowały, gdy przesuwał nimi
po jej ciele.
—
Hmm, nie tutaj. — Niechętnie się cofnął. — Trzymaj się mnie.
Zmrużyła
pytająco oczy, a serce waliło jej zbyt mocno, by mogła w tej chwili wydusić z
siebie jakieś słowa. Poczuła znajomy skurcz w pępku, gdy jej palce wbiły się w
ramiona Draco. Rozejrzała się po pomieszczeniu.
—
Aportowałeś nas do swojej sypialni?
—
Nie mogłem się doczekać — powiedział, przyciągając ją do siebie z rumieńcem i
ponownie pożerając jej usta.
Hermiona
była oszołomiona, gdy ona i Draco rozbierali się nawzajem. Kiedy podniósł ją i
rzucił na łóżko, przez chwilę zastanawiała się, czy rzeczywiście zrywali z siebie ubrania, bo nie
pamiętała dokładnie ostatniej półtorej minuty. Diabelska wersja Hermiony
przejęła kontrolę i teraz liczyło się tylko to, że zaraz wyrucha blondyna,
który właśnie na nią napierał.
Nie
tracąc czasu, zaatakował jej usta, chwytając je i przesuwając dłonie po całym
ciele. Nie mógł nawet myśleć. Jego ciało działało instynktownie, mając jeden
cel: wyruchać tę wiedźmę do nieprzytomności.
Jak
zwykle nie mógł przestać się z nią bawić. Nie będzie żadnej gry wstępnej. Jej
mowa ciała powiedziała mu wszystko, co musiał wiedzieć. Była na niego gotowa.
—
Proszę — wyjęczała.
To
jedno słowo brzmiało w jego uszach jak modlitwa. Jebać życie, tak bardzo kocham tę wiedźmę.
Ustawił
się przy wejściu i pchnął. Ich jednoczesne jęknięcie mogłoby rozwalić dom.
— Merlinie, tak bardzo cię kocham,
Hermiono…
— Kurwa, tak, Draco, proszę, Boże,
pieprz mnie!
Dałby
jej wszystko, o co poprosiła — niebo, księżyc, nawet jej własną planetę — ale
jedyne, o co prosiła, to żeby ją pieprzył. Więc to zrobił.
Był
szalony, oszalał z miłości i pożądania do tej kobiety. Nigdy w życiu nie czuł
się tak spragniony. Pragnienie, by zanurzyć się w niej tak głęboko, ze nigdy
nie przestanie go czuć, doprowadzało go do szaleństwa.
—
O Boże, Draco, tak! — krzyknęła.
Warknął,
poruszając biodrami jeszcze mocniej i szybciej.
—
Właśnie tak, Hermiono. — Spojrzał jej w oczy. — Jesteś moja. Najbystrzejsza.
Czarownica. Swojego Pokolenia. I
będziesz doszczętnie wyruchana przez Draco
Malfoya.
Jęknęła
jak dobrze opłacana dziwka. Bogowie, kto by pomyślał, że lubi, gdy tak się do
niej zwraca?
Otarł
się miednicą o jej łechtaczkę, wysyłając fale przyjemności przez całe jej
ciało. Nawet jej łokcie zdawały się radować z prymitywnego pulsowania, które
odczuwała.
—
Chcę, żebyś doszła — warknął. — Chcę, żebyś krzyczała moje imię.
Jego
słowa dotarły do jej części, o której istnieniu nie wiedziała, a jej ciało
zdawało się poddawać. Wystarczyło kilka chwil tego rytmicznego tarcia i
pchania, żeby doszła.
—
Kurwa, kurwa, Draco! — krzyczała, gdy
fala za falą orgazmu przetaczała się przez jej ciało. Czuła, jakby miała się
rozpaść.
Zacisnęła
się na nim tak mocno, że poczuł to ze wszystkich stron. Jęknął głośno,
dochodząc w niej. Zobaczył gwiazdy i kolory, o których istnieniu nie miał
pojęcia. Chciał więcej, więc pochłonął jej usta w namiętnym pocałunku, biorąc z
niej wszystko, czego potrzebował.
Leżeli
tak przez kilka chwil, całując się, dysząc i łapiąc oddech po najlepszym seksie
w życiu. Draco w końcu się odsunął i spojrzał jej w oczy. Oblizał usta.
—
Ja… Hermiono, to było…
—
Wiem.
Uśmiechnął
się szeroko i pogłaskał ją po twarzy. Nic więcej nie powiedzieli. Nie było
potrzeby.
~*~*~*~*~*~*~*~
Whimsy
wraz z trzema innymi skrzatami domowymi stały w bibliotece z przerażonymi
minami. Chcieli dać swojemu panu prywatność i mogliby zignorować ciche
dudnienie łóżka w oddali, a nawet echo jego i panny Granger połączonych
pomruków i jęków, gdyby nie dźwięk, który rozległ się zaraz potem.
— O Boże, Draco, tak!
Whimsy
westchnęła głęboko.
—
Panna Hermiona jest głośna. Whimsy idzie po zatyczki do uszu.
Jeden
z młodszych skrzatów domowych prychnął.
—
Pan Draco nie jest dużo cichszy.
Pozostałe
skrzaty domowe zachichotały, zanim się skrzywiły, uświadamiając sobie, że
właśnie skrytykowały, choć lekko, swojego pana.
Whimsy
zwróciła się do nich:
—
Nie, Pan Draco nie lubi, kiedy sami się karzemy. Nie zrobimy sobie krzywdy. Pan Draco jest głośny, a my po prostu
musimy zatkać uszy, żeby dać mu prywatność, której potrzebuje on i panna
Hermiona.
Rozdała
zatyczki do uszu.
—
Myślicie, że panna Hermiona zostanie naszą panią? — zapytał jeden ze skrzatów,
wkładając zatyczki do uszu.
Whimsy
zachichotała.
—
Panna Hermiona jest miła. A pan Draco tęsknił za nią przez cały tydzień, kiedy
z nim nie rozmawiała. — Uśmiechnęła się ironicznie, dziwnie imitując swojego
pana. — Whimsy myśli, że w przyszłości będziemy musieli częściej używać
zatyczek do uszu.
~*~*~*~*~*~*~*~
Scorpius
i Albus weszli przez kominek na Grimmauld Place 12. James ostentacyjnie
zignorował chłopców i wbiegł po schodach do swojego pokoju, nawet nie
spoglądając na matkę.
—
Cóż, ciebie też miło widzieć. — Ginny przewróciła oczami. Uśmiechnęła się
promiennie, przytulając Albusa. — Urosłeś.
—
Tak — powiedział.
—
I pachniesz jak dziewczyna. — Pocałowała go w bok głowy, dostrzegając jego
uśmieszek. — Więc kim jest ta Mała Miss?
—
Monica Flint.
Ginny
zmrużyła oczy w skupieniu.
—
Chyba już gdzieś ją widziałam. Ciemne włosy? Blada? Zdecydowanie za dużo
eyelinera?
Albus
wzruszył ramionami.
—
Podoba mi się jej eyeliner.
Ginny
uśmiechnęła się szeroko.
—
Oczywiście, że tak, mój synu. — Zwróciła się do Scorpiusa i uśmiechnęła się
ciepło. — Witaj w naszym domu, Scorpiusie.
—
Dziękuję za gościnę, pani Potter.
—
Przyjemność po naszej stronie. Jesteście głodni?
Od
momentu, gdy wszedł do salonu przez kominek, Scorpius czuł cudowny aromat
pieczeni Ginny Weasley. Jego żołądek zaburczał na znak, że to zrozumiał.
—
Tak — powiedzieli jednocześnie chłopcy.
Ginny
zachichotała, widząc przewidywalną dwoistość umysłu chłopców. Jedzenie i seks.
Seks i jedzenie. Większość młodych mózgów była zajęta tymi dwoma tematami.
—
Kolacja zaraz będzie gotowa. Biegnijcie na górę się odświeżyć.
W
drodze do pokoju Albusa, Scorpius spotkał Jamesa na korytarzu.
—
Fajna peruka, Malfoy — zadrwił, patrząc na blond włosy. — Z czego jest
zrobiona?
—
Z włosów z klaty twojej matki!
James
prychnął i zszedł po schodach. Scorpius odwrócił się do Albusa i powiedział:
—
Bez urazy dla twojej mamy, Albusie. Wiesz, że jest w świetnej formie.
Albus
skrzywił się, jakby coś go bolało.
—
Co masz do rudych kobiet?
Scorpius
zachichotał.
—
Dobrze piecze. I ma niezłe cyc..
—
Nie kończ tego zdania — ostrzegł Albus.
—
Ale serio ma — odezwał się głęboki męski głos.
Dwaj
chłopcy odwrócili się i zobaczyli tatę Albusa stojącego w drzwiach do pokoju.
Scorpius
mocno się zarumienił.
—
Panie Potter! Nie chciałem…
Harry
zbył to machnięciem ręki.
—
Bez obaw, Scorpiusie. Moja żona ma niezłe cycki. Nie mówisz niczego, czego bym
już nie wiedział.
Albus
zakrztusił się i zaczął rozpakowywać walizkę. Scorpius zachichotał.
—
Dzięki, panie Potter.
—
Łazienka jest tuż za rogiem, jeśli chcesz się odświeżyć przez kolacją —
zaproponował Harry.
—
Chętnie, Dziękuję, panie Potter.
Gdy
Scorpius zniknął za rogiem, Albus parsknął śmiechem, zanim zdał sobie sprawę,
że jego przyjaciel będzie teraz monopolizował łazienkę swoją frywolną,
niepotrzebnie długą rutyną odświeżania, która polegała głównie na dbaniu o
włosy.
—
Mam coś dla ciebie — powiedział ojciec do Albusa.
Albus
uniósł brew.
—
Do świąt jeszcze kilka dni.
Harry
uśmiechnął się szeroko.
—
Wiem. Ale jeśli masz tu spędzić całe ferie, będziesz potrzebował tego
konkretnego prezentu już teraz.
—
Niech zgadnę. Zestaw do pielęgnacji miotły. — Harry przewrócił oczami. — Nie,
nie, czekaj. Wiem — kontynuował Albus. — Mój własny sweter Gryffindoru, który
będę mógł założyć do snu, żeby móc wypędzić ze mnie Ślizgona.
—
Jesteś przezabawny — odparł Harry, wręczając Albusowi paczkę. — Otwórz.
Albus
wziął prezent i zaczął go rozpakowywać. Jego brwi zniknęły na linię włosów, gdy
odkrył skarb w środku.
—
Tato — powiedział, poruszony troskliwością prezentu. — To… — wykrztusił, zbyt
wzruszony, by kontynuować.
—
Rozumiem, że wszyscy czasami trochę przesadzamy. Chciałem tylko, żebyś
wiedział, że szanuję twoją potrzebę prywatności.
Albus
skinął głową, trzymając w ramionach słuchawki z redukcją szumów, jakby były
najcenniejszą rzeczą na świecie.
—
Czy to znaczy, że nie muszę rozmawiać, jeśli nie chcę?
Harry
skinął głową.
—
Jeśli zobaczymy, że masz je na sobie, będziemy wiedzieć, że to sygnał, żeby z
tobą nie rozmawiać.
Albus
się rozpłakał.
—
To ta część filmu, w której syn marnotrawny mocno przytula swojego ojca.
Harry
uśmiechnął się szeroko.
—
Nie musisz, jeśli nie chcesz.
Albus
westchnął.
—
Jesteś najlepszym tatą na świecie.
~*~*~*~*~*~*~*~
Wychodząc
z pokoju Albusa, Harry wpadł na Scorpiusa.
—
Wszystko w porządku, Scorpiusie?
Ten
uśmiechnął się.
—
Jeszcze raz dziękuję, że pozwolił mi pan tu przyjechać, panie Potter.
Harry
skinął głową.
—
Nie ma sprawy. Ginny i ja zawsze się cieszymy, że tu jesteś. — Scorpius szedł
do pokoju Albusa, gdy Harry wyrzucił z siebie: — Może to nie moja sprawa… —
Scorpius odwrócił się. — Ale czy między tobą a twoim tatą jest wszystko w
porządku?
Scorpius
się tego nie spodziewał.
—
Eee… — Westchnął. — Niezupełnie.
—
Wciąż jesteś na niego zły, że ci nie powiedział o Hermionie.
Scorpius
przygryzł wargę.
—
Czy… Czy wiedział pan o tym, panie Potter?
Harry
skinął głową.
—
To moja najlepsza przyjaciółka. Wiem o niej od jakiegoś czasu.
Scorpius
westchnął.
—
Nie jestem zły, że są razem.
—
Wiem.
—
Po prostu… — Pokręcił głową. — Chciałbym, żeby był ze mną szczery.
—
Jesteście z tatą bardzo blisko, prawda?
Scorpius
skinął głową.
—
Myślałem, że tak.
—
Jesteś. Powinieneś usłyszeć, co o tobie mówi. Jest z ciebie cholernie dumny,
przepraszam za język.
Scorpius
uniósł brew.
—
Przepraszam, jeśli to przegięcie, ale wydawało mi się, że nie dogaduje się pan
z moim tatą.
Harry
zaśmiał się.
—
Nie dogadywałem się. Od lat. Ale ostatnio nawiązaliśmy swego rodzaju
porozumienie. W końcu spotyka się z moją najlepszą przyjaciółką.
—
No w sumie tak.
Scorpius
otworzył usta, żeby coś jeszcze powiedzieć, ale się rozmyślił. Zaczął od nowa,
zanim po raz kolejny zrezygnował.
—
Coś ci chodzi po głowie?
—
Eee… rozmawiał pan z nim? O wszystkim?
Harry
westchnął.
—
Ku mojemu rozczarowaniu, tak. Twój tata może i na zewnątrz wygląda na
wielkiego, złego Ślizgona, ale muszę powiedzieć, że brzmiał jak cholerny Puchon, kiedy ani ty, ani
Hermiona z nim nie rozmawialiście. Przepraszam za słownictwo.
Scorpius
uniósł brew.
—
Więc oni naprawdę… traktują ten związek poważnie?
—
Nie mnie to oceniać, ale twój tata bardzo chciał ze mną o tym rozmawiać. Był
mocno załamany, że dowiedziałeś się o wszystkim w taki sposób.
Scorpius
skinął głową.
—
Pogodzili się już?
—
Szczerze mówiąc, nie wiem.
Scorpius
pomyślał o swoim ojcu, który miał spędzić samotnie święta, i poczuł poczucie
winy. To nie był on. Nie unikał rozmów o ważnych sprawach — nie z ojcem. Nigdy
nie był mistrzem zajmowaniu stron.
—
Panie Potter… Przepraszam, że to robię, ale zastanawiam się, czy mógłbym
skorzystać z waszej Sieci Fiuu.
~*~*~*~*~*~*~*~
Scorpius
wszedł do salonu Dworu i natychmiast powitał go Quincy pełen entuzjazmu, który
w uszach miał coś, co przypominało waciki.
—
Ach, panicz powrócił. Pan Draco powiedział, że nie będzie panicza w domu przez najbliższe
tygodnie. Ucieszy się na wieść o panicza przybyciu… eee… kiedy będzie już… świadomy.
Scorpius
spojrzał na Quincy’ego z zaciekawieniem.
—
Co masz na myśli?
W
oddali rozległ się cichy dźwięk trzaskania i coś jeszcze… co to było? Brzmiało
jak… o kurwa.
— O Boże, Draco, tak!
Kolor
natychmiast odpłynął z twarzy Scorpiusa. Jego oczy się rozszerzyły. Próbował,
lecz bezskutecznie, pozbyć się swojej egzystencji w tej chwili, gdy usłyszał dźwięk,
który niewątpliwie pochodził od jego ojca w odpowiedzi na jęki.
Quincy
skrzywił się ze współczuciem.
—
Może panicz zechciałby pójść z Quincym do kuchni… tam jest cicho?
Scorpius
skinął głową, w duchu przeklinając fakt, że nie nauczy się zaklęć usuwających wspomnienia
przed siódmym rokiem nauki.
____________________
Ten rozdział bardzo mnie rozbawił, nie wiem czy Was także. Ale przynajmniej mam nadzieję, że się dobrze bawiliście. :) Przed nami ostatni rozdział, zatem zapraszam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)