Po
wyrazie jej twarzy z dnia kłótni Scorpius wywnioskował, że profesor Granger
była równie zła jak on, że tata nie powiedział mu o ich związku. Współczuł jej.
To nie była jej wina.
Miał
nadzieję, że przez to nie zerwali. Chociaż wciąż się złościł, chciał, żeby tata
był szczęśliwy. Myślał o tym wszystkim podczas zajęć obrony przed czarną magią,
szukając na twarzy profesor Granger śladów złamanego serca. Wyglądała na nieco
zmęczoną i nie mówiła z typową dla siebie charyzmą. Była też trochę smutna.
Po
zajęciach Scorpius podszedł do biurka profesor Granger. W jej oczach pojawił
się błysk wahania, gdy uśmiechnęła się do niego ciepło.
—
Panie Malfoy. Potrzebuje pan czegoś?
Przełknął
głośno ślinę.
—
Chciałem tylko powiedzieć, że… nie byłem zły na tatę za to, że się z panią
spotykał. Byłem po prostu zły, że mi nie powiedział.
Uśmiechnęła
się smutno.
—
Ja też.
Scorpius
skinął głową.
—
Nie zerwała z nim pani z tego powodu, prawda?
Otworzyła
szeroko oczy i pokręciła głową.
—
Nie. Po prostu… potrzebujemy trochę czasu.
—
Tak. — Przygryzł wargę, starannie rozważając, jak sformułować kolejne pytanie.
Mogłoby zostać odebrane nietaktownie, gdyby nie zrobił tego we właściwy sposób.
— Pani profesor, czy mogę zapytać o coś osobistego?
Zaśmiała
się ciepło.
—
W zaistniałych okolicznościach, nie widzę przeciwwskazań.
—
Kocha pani mojego ojca?
Próbowała,
ale nie udało jej się ukryć zaskoczenia na twarzy.
—
Cóż… jeszcze sobie tego nie powiedzieliśmy.
—
Ale… kocha pani? — Zauważył wahanie w
jej oczach, gdy przygryzła wargę, i zdał sobie sprawę, jak duże znaczenie mają
te słowa. — Przepraszam, wiem, że to pewnie niegrzeczne pytanie, zwłaszcza że
jeszcze mu tego pani nie powiedziała. Ale ja po prostu… myślę, że powinna pani
wiedzieć, że nie sądzę, żeby mój tata zadał sobie tyle trudu, by to przede mną
ukryć, gdyby nie był panią zainteresowany
— to znaczy, gdyby myślał, że mi to przeszkadza, ale i tak chciał się z panią
umawiać. A ja… tak naprawdę nie pamiętam mojej matki… — Jego głos się załamał.
— Więc nigdy wcześniej go takiego nie widziałem. I chciałbym wiedzieć, czy
powinienem się o niego martwić? Bo jeśli go pani nie kocha, może pani złamać mu
serce, a ja… po prostu nie chcę, żeby to się stało.
Oczy
Hermiony napełniły się łzami, które z trudem powstrzymywała. To było piekielnie mocne stanowisko.
—
Panie Malf.. znaczy… Sciorpiusie. Czy mogę tak do pana mówić?
Skinął
głową.
—
W zaistniałych okolicznościach, nie widzę przeciwwskazań.
Zaśmiała
się.
—
Scorpiusie, wciąż zastanawiam się, co czuję do twojego taty. On ma ten sam
problem. Ale zapewniam cię, że ostatnią rzeczą, jaką chciałabym zrobić, to
zranienie go. On… — Przełknęła ślinę. — On bardzo wiele dla mnie znaczy. Czy to
odpowiedź na twoje pytanie?
Scorpius
skinął głową.
—
Chyba tak. Dziękuję. — Odwrócił się, by wyjść z sali, ale powstrzymał się przed
drzwiami. — A profesor Granger?
—
Tak, Scorpiusie?
—
Proszę nie być zbyt surową dla mojego taty. Wiem, że nie powinienem teraz tak
mówić, bo obecnie nie jestem jego wielkim fanem, ale… może po prostu… proszę go
wysłuchać.
Uśmiechnęła
się.
—
Wezmę to pod uwagę.
~*~*~*~*~*~*~*~
Po
rozmowie ze Scorpiusem Hermiona poczuła potrzebę wyjścia z zamku na świeże
powietrze. Zrobiła więc to, co praktykuje wielu dorosłych, gdy potrzebują
oczyścić umysł — napiła się alkoholu, żeby jeszcze bardziej go zamglić.
Westchnęła, popijając piwo kremowe.
Draco
był nieustępliwy przez ostatnie dni, wysyłając jej kwiaty, czekoladki i inne
prezenty na przeprosiny. To było miłe, ale nie tego oczekiwała. Wszystkie te
prezenty tylko dowodziły, że jest szczęśliwy w ich związku i chce, żeby trwał.
Ale nie pokazywały jej tego, czego od
niego potrzebowała — że jest gotów na zobowiązania. Miała nadzieję, że Scorpius
ma rację do co uczuć ojca do niej. Ale chciała usłyszeć to od samego Draco.
Jęknęła
do butelki.
—
Fuj, obrzydlistwo. Brzmię jak
stereotypowa dziewczyna.
—
O ile mi wiadomo, mój kumpel Draco nie gra do drużyny przeciwnej, więc chyba
właśnie nią jesteś, Granger.
Akcent
Blaise’a Zabiniego oznajmił jego przybycie do pubu.
—
Zabini? Co tu robisz?
—
Miałem nadzieję, że znajdę cię w zamku, ale skrzat domowy powiedział mi, że
poszłaś do wioski na drinka.
—
Miło wiedzieć, że ochrona Hogwartu jest szczelna jak zawsze.
Popijała
kremowe piwo z nonszalancką jadowitością.
—
Nie chcesz wiedzieć, dlaczego chciałem się z tobą spotkać?
—
Wydaje mi się, że to ma coś wspólnego z pewnym blondynem, z którym się umawiam.
—
Twój intelekt jest naprawdę imponujący.
Usiadł
obok niej na barowym stołku.
—
Nie powiedziałam, że możesz usiąść.
—
Wiesz, w takich chwilach kwestionuję gust Draco. Nie masz monopolu na to
krzesło.
Przewróciła
oczami.
—
Czego chcesz, Zabini?
—
Porozmawiaj z Draco.
Pociągnęła
długi łyk drinka.
—
Dlaczego?
—
Granger, nie wiem, w co ty grasz, ale musisz przestać.
Zmrużyła
oczy.
—
Gram? Czemu myślisz, że to robię? To
nie ja zwodziłam go przez ostatnie kilka miesięcy bez zamiaru upublicznienia
naszego związku.
Blaise
przewrócił oczami.
—
Dość tego dramatyzmu. Brzmisz, jakby
ukrywał cię na strychu. On tylko powstrzymywał się przed powiedzeniem o tym
synowi, co trudno uznać za
przestępstwo.
Hermiona
zmrużyła oczy.
—
Chodzi o zasadę…
—
Zanim zaczniesz wygłaszać jakąś otępiającą tyradę o „zasadach” i masę innych
niewątpliwie naiwnych, gryfońskich bzdur, powiem tylko, że nie do końca uważam, że dobrze postąpił.
Mówiłem mu dawno temu, że musi powiedzieć o tobie synowi. Mimo to obawiam się,
że nawet go nie wysłuchasz.
Hermiona
od razu spoważniała.
—
Wysłał cię na mediację?
—
Draco nie wie, że tu jestem i byłbym wdzięczny, gdybyś mu to tym nie mówiła.
Jestem tu, bo jest moim najlepszym przyjacielem i nie chcę, żeby dąsał się jak
pajac.
—
Cóż, może powinien był pomyśleć o tym wcześniej…
—
Granger, z całym szacunkiem… proszę, przestań się zachowywać jak diva, zamknij
się i mnie wysłuchaj.
Hermiona
nie była przyzwyczajona do takiego traktowania. Diva? Nie jestem divą. Jak on śmie. Nie wie, kim jestem?
—
Słuchaj, Granger… Draco za tobą szaleje.
—
Wiem o tym. Ja też za nim szaleję. To
nie stanowi problemu.
—
Problemem jest to, że martwisz się, iż on zadowala się tkwieniem w tym słodkim
zawieszeniu, nie angażując się w związek z tobą.
Hermiona
uniosła brwi ze zdziwienia. Kto by pomyślał, że Blaise Zabini ma choć odrobinę
inteligencji emocjonalnej?
—
Tak, w zasadzie o to chodzi.
—
Pamiętasz, że ożenił się z Astorią, kiedy miał dziewiętnaście lat? Nie boi się
zobowiązań.
—
To było coś innego.
—
To prawda. Teraz jest starszy, mądrzejszy i jeszcze bardziej zaangażowany. Jezu,
Granger, powinnaś usłyszeć, w jaki sposób o tobie mówi. Uwierz mi, ten facet
jest w tobie zakochany.
Hermiona
się zarumieniła i stłumiła chęć pytania o szczegóły dotyczące tego, co Draco o
niej mówił.
—
Cóż, pierwszy raz o tym słyszę.
—
Prawdopodobnie dlatego, że cholernie
się ciebie boi. I jest onieśmielony. Może sprawiać wrażenie, że ma wszystko,
ale stracił prawie wszystko, co było dla niego ważne. Poza Scorpiusem. Więc
może jest trochę nadopiekuńczy wobec tego dzieciaka. To nie zmienia faktu, że
kiedy Draco kocha, ta osoba staje się dla niego całym światem. Nigdy nikt nie będzie cię kochał tak, jak Draco
Malfoy.
Hermiona
milczała podczas przemowy Blaise’a. Przełknęła ślinę.
Blaise
kontynuował:
—
Dał ci moc, żebyś go skrzywdziła, i cholernie
dobrze ci to wychodzi. Więc albo skróć jego cierpienie, albo z nim porozmawiaj.
Ale przestań udawać wredną dziewczynę, bo oboje wiemy, że taka nie jesteś.
Hermiona
nie mogła ukryć uśmiechu, który pojawił się na jej twarzy.
—
Dzięki, Zabini.
—
Za co?
—
Za to, że troszczysz się o niego na tyle, żeby obgadywać go za plecami.
Blaise
przewrócił oczami.
—
Może po prostu mam dość patrzenia, jak zmienia się w ponurego, sfrustrowanego,
małego skurwiela. Zniszczyłaś dobrego człowieka, Granger.
—
Jeszcze tego nie zrobiłam.
—
Więc postaraj się, żeby do tego nie doszło, dobrze?
Hermiona
zachichotała.
—
Nie wierzę. Naprawdę jesteś dobrym
człowiekiem, Blaisie Zabini.
Ten
skinął uprzejmie głową.
—
Dziękuję. I proszę, nie myśl, że przesadzam, mówiąc, że jeśli komuś powiesz, zabójcy
pojawią się pod twoimi drzwiami szybciej, niż zdążysz powiedzieć „czas poprosić
o przysługę moich podejrzanych krewnych z mafii”.
~*~*~*~*~*~*~*~
— Weź te cholernie dni, Draco —
powiedziała ta cholernie, wkurzona kobieta.
Draco
był rozdrażniony. Nie chciał więcej przestrzeni. Była przereklamowana. Przez
całe życie miał tylko przestrzeń. Na litość boską, spójrzcie tylko na ten cholerny dom.
Pragnął
jej. Ale nie odpowiedziała na żadną z
jego wiadomości ani prezentów. Może powinien wysłać kolejny.
Usłyszał
kominek aktywujący się w salonie i podniósł się z krzesła, żeby ocenić
sytuację. Zdziwił się, widząc Harry’ego Pottera stojącego w środku.
—
Wskakuj, suko. Idziemy na zakupy.
—
Co?
Harry
wzruszył ramionami.
—
Zawsze chciałem to powiedzieć. Przy okazji, proszę, nie mów Hermionie, że lubię
ten film.
—
Jaki film?
—
Nieważne. Przyjechałem po ciebie i pójdziemy na drinka, bo słyszałem, że stałeś
się dla siebie zagrożeniem.
Draco
prychnął.
—
Nie to żebym tego chciał. Po prostu za nią tęsknię.
—
Świetnie. Chodźmy.
—
Dlaczego myślisz, że mam teraz czas albo że w ogóle chcę iść?
Harry
przewrócił oczami.
—
Założę się, że gdybym teraz poszedł do twojego gabinetu, znalazłbym na twoim
biurku niedokończony list do Hermiony, wręcz ociekający zniewieściałą desperacją.
Draco
zmrużył oczy, patrząc na Harry’ego, i kilka razy otworzył usta, zanim w końcu
się odezwał.
—
Dobra, chodźmy.
Dwaj
dawni rywale siedzieli razem w Dziurawym Kotle, popijając Ognistą Whisky.
Draco
westchnął.
—
Więc, co mogę jej powiedzieć…
—
Nie, nie, nie, nie. Nie przyszliśmy tu, żeby rozmawiać o Hermionie.
Harry
wziął solidny łyk drinka.
Draco
spojrzał na niego z ciekawością.
—
Jesteś jej najlepszym przyjacielem. Mógłbyś chociaż dobrze mi poradzić.
—
Ale to by oznaczało, że się w to wmieszam, prawda? Obiecałem sobie od tamtego
wieczoru w Trzech Miotłach, kiedy nie przestawaliście się na siebie gapić, że
nie będę się w to angażował.
—
Czym innym to ma być? Po co wyciągnąłeś mnie z mojego domu, żeby tu przyjść i
pić kiepską Ognistą Whisky, jeśli nie po to, żeby rozmawiać ze mną o Hermionie?
Harry
zamknął oczy i potarł skronie.
—
Malfoy… posłuchaj, bo powiem to tylko raz. — Wziął głęboki oddech. — Istnieje niewielka szansa, że nie uważam ciebie za najgorszą osobę na
świecie.
Draco
uniósł brwi.
—
Wow… Potter. To… — Draco był wzruszony. — Nie wiem, co powiedzieć.
—
Po prostu się wycisz i wypij swojego drinka. Nie musisz aż tak się rozczulać.
Harry
przewrócił oczami i wziął kolejny łyk.
Draco
skinął głową.
—
Więc co to ma być… żal ci mnie?
Harry
wzruszył ramionami.
—
Może po prostu nie mogłem znieść myśli, że zamienisz się w ludzką tkankę i
będziesz ryczał w tym swoim wielkim, tandetnym domu.
—
Nie miałem zamiaru…
—
To nie było pytanie.
Draco
otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale zdał sobie sprawę, że to daremne. Był
strasznie nieszczęśliwy przez ostatnie kilka dni. Nie było sensu kłamać komuś,
kto wyszkolił się w wykrywaniu kłamstw.
—
Dzięki, chyba — rzucił Draco.
Harry
skinął głową.
—
Proszę bardzo. Chyba.
Dwaj
mężczyźni siedzieli przez chwilę w milczeniu, zanim zamówili kolejną kolejkę.
Draco posępnie sączył drinka. Westchnął, wpatrując się w szklankę.
—
Merlinie, jesteś najgorszym kumplem do picia, jakiego kiedykolwiek miałem.
Przestań się dąsać.
—
Zaczynam rozumieć, skąd ma to w sobie twój zaborczy syn — odparł Draco.
Harry
zmarszczył brwi.
—
Hej. Ja mogę to mówić. Ty nie. James to mój syn i jest…
—
Dupkiem, Potter. Twój syn to dupek.
Harry
westchnął.
—
Ej, kogo ja oszukuję? To tyran. Ginny i ja zastanawiamy się, czy nie wysłać go
na lato do kuzyna Dudleya. Zaciągnąć do pracy na kuchni. Może spróbować
zaszczepić w nim jakąś… moralność czy
coś w tym stylu. — Harry upił łyk drinka. — I hej, jeśli to coś znaczy…
przepraszam za wszystkie te bzdury, które wygadywał do Scorpiusa. Trochę mi
wstyd.
Draco
zbył to machnięciem ręki.
—
Nie przepraszaj, Potter. Scorp jest zrobiony z silniejszego materiału, niż mu
się wydaje.
Harry
zachichotał.
—
Tak, rzeczywiście zlał Jamesa na kwaśne jabłko. Co… muszę przyznać… było dokładnie
tym, na co zasługiwał.
Draco
uśmiechnął się szeroko.
—
Wolałbym, żeby w ogóle się nie bił,
ale mimo wszystko… — Zaśmiał się złośliwie. — Wiesz… Hermiona uczyła ich „walki
wręcz” na zajęciach z obrony przed czarną magią. Nabijałem się z tego. — Pokręcił
czule głową. — Nie uczyłem go walki na pięści, do licha.
Wypił
zawartość swojego drinka.
Harry
pytająco uniósł brew.
—
Jak ty to robisz?
Draco
zmrużył oczy.
—
Co? Piję te siuśki? Na luzie. Wystarczy wstrzymać oddech i o tym nie myśleć.
Harry
przewrócił oczami.
—
Nie Ognistą Whisky, ty niedorobiony głupku. Ty i Scorpius jesteście sobie tak
bliscy. Wygląda na to, że się rozumiecie. Jak ty to robisz?
—
Chyba nie jestem odpowiednią osobą, którą powinieneś teraz o to pytać. Mój syn
nawet nie chce ze mną rozmawiać.
Skinął
na barmana, by nalał kolejną kolejkę.
Harry
prychnął.
—
Tak, wcale mi ciebie nie żal. Twój syn nie chce z tobą rozmawiać, bo
praktycznie cię ubóstwia i uważa za
swojego najlepszego przyjaciela. A
kiedy znalazłeś sobie dziewczynę, nic mu o tym nie mówiąc, zraniłeś go. Tak,
Malfoy. Brzmi okropnie, mieć takie relacje z synem.
Draco
westchnął.
—
Naprawdę wszystko zjebałem. Ze Scorpiusem, z Hermioną… nie chciałem skrzywdzić
żadnego z nich. Chciałem tylko poczekać, aż…
Pokręcił
głową.
—
Dopóki… to nie będzie na serio. A ty jeszcze nie doszedłeś do tego momentu. To
nie przestępstwo, Malfoy.
Draco
pokręcił głową.
—
Ale widzisz, Potter, o to właśnie chodzi. Myślę o niej na poważnie. Cholernie
poważnie.
Harry
poruszył się niespokojnie na krześle.
—
To brzmi prawie tak, jakbyśmy
wchodzili na niebezpieczny teren rozmowy o Hermionie.
Draco
skinął głową.
—
Tak, chyba tak.
—
Przechodząc do bezpieczniejszego tematu, wiem, że słyszysz to bez przerwy, ale
powinieneś być dumny ze Scorpiusa. To świetny dzieciak. Ginny i ja uwielbiamy
go u siebie gościć.
Draco
skinął głową.
—
Dzięki, Potter. I to samo tyczy się Albusa. To zabawny chłopak, prawda?
Harry
zachichotał.
—
Nie wiedziałem, że tak się będą różnić, zanim się urodził. Chciałbym po prostu
być… sam nie wiem… lepszym ojcem dla niego. I dla Jamesa też. — Westchnął. —
Czasami po prostu nie rozumiem swoich synów.
Draco
wzruszył ramionami.
—
Cóż, spotkałem Jamesa tylko raz, więc prawdopodobnie nie mam prawa komentować
jego charakteru. Ale mogę wypowiadać się na temat Albusa — wiele w życiu
osiągnie. Naprawdę wie, czego chce. Bogowie, dałbym wszystko, żeby mieć taką wiedzę, gdy sam miałem trzynaście lat.
Harry
się roześmiał.
—
Merlinie, masz rację. Mój trzynastolatek jest mądrzejszy ode mnie.
—
Witaj w klubie. Scorpius jest o niebo mądrzejszy ode mnie.
—
Tak, ten dzieciak w ogóle cię nie przypomina, Malfoy.
Draco
uśmiechnął się szeroko.
—
To nieprawda. Jesteśmy do siebie bardzo podobni. Po prostu nie widać tego od
razu. Ale jeśli się wsłuchasz, naprawdę dostrzeżesz nić podobieństwa.
Harry
wciągnął głęboko powietrze.
—
To zabrzmi naprawdę źle, więc proszę, nie osądzaj mnie. Jakbym… powoływał się
na Bractwo Ojców albo coś w tym
stylu. — Harry westchnął głęboko. — Czasami chciałbym, żeby Albus i James byli
choć trochę bardziej do mnie podobni. Albo po prostu… bardziej bliscy, żebym
mógł ich zrozumieć. Zwłaszcza Albusa. Czuję się taki… odizolowany.
Draco
pokręcił głową.
—
Nie jest tak źle. Chcesz prawdziwej relacji z synami. Nie ma w tym nic złego.
Ale musisz pozwolić im być sobą. —
Skrzywił się lekko. — No cóż… przynajmniej Albusowi. Jest spoko. James… cóż,
mam nadzieję, że spotka jakąś miłą dziewczynę, tak jak było w moim przypadku, i
przejdzie całkowitą metamorfozę swojej osobowości.
—
Trzymam za to kciuki.
—
Muszą wiedzieć, że ich akceptujesz. Ja
też taki byłem w ich wieku. Zrobiłbym wszystko, żeby ojciec mnie zauważył.
Harry
parsknął śmiechem.
—
Tak, na przykład robiąc sobie obleśny, śmiercionośny tatuaż na przedramieniu i
przeprowadzić żałosne zamachy na życie zgrzybiałego starca.
Draco
zmrużył oczy.
—
To było niegrzeczne.
Harry
skrzywił się.
—
Tak, przepraszam.
—
Chodzi o to, że musisz mieć relację z
nimi, a nie z jakąś inną wersją ich samych.
Harry
westchnął.
—
Kupiłem Albusowi Błyskawicę 3000 na urodziny w tym roku.
Oczy
Draco się rozszerzyły.
—
Tytuł Ojca Roku trafia do…?
—
Nienawidzi Quidditcha.
Draco
prychnął.
—
No dobra.
—
I latania.
—
Jasna cholera, Potter. Ile pieniędzy
wydałeś na profesjonalną miotłę wyścigową dla trzynastolatka, który nawet nie
lubi latać?
—
Powiedział Richie Rich.
—
Kto?
—
Nieważne. Chodzi mi o to, że próbowałem zrobić z mojego syna kogoś innego.
Jestem złym ojcem.
Draco
przewrócił oczami.
—
Jeśli oczekujesz, że będę cię głaskał po plecach i mówił, jakim jesteś kochanym
i wspaniałym rodzicem, to źle trafiłeś. Nie masz żony, która mogłaby to
ogarnąć?
Harry
zachichotał.
—
Wiesz, czasami zapominam, że jesteś wdowcem.
Draco
westchnął, wpatrując się w dal.
—
Czasami… — westchnął głęboko. — Czasami ja też. I to… to cholernie
niesprawiedliwe wobec niej.
—
Wobec Hermiony?
—
Wobec Astorii.
—
Och, czyli martwisz się, że co? Że bycie z Hermioną jest w jakiś sposób
krzywdzące dla wspomnieć o twojej żonie?
Draco
pokręcił głową.
—
Nie, Astoria nie chciałaby, żebym był sam na zawsze. Po prostu… Hermiona mnie uszczęśliwia i czasami… mam takie… przebłyski chwil, kiedy… kiedy ledwo
pamiętam czasy, gdy nie było jej w moim życiu.
Harry
skrzywił się lekko, a jego oczy rozszerzyły się z niedowierzania.
—
Kurwa. Kochasz ją, prawda?
Draco
zamyślił się i zakręcił drinkiem w szklance.
—
Chyba tak.
—
Więc co do cholery, Malfoy? Dlaczego
jej o tym nie powiedziałeś? Zdajesz sobie sprawę, że wszystkie twoje problemy
poszłyby w niepamięć, gdybyś to zrobił?
—
Nie chcę jej wystraszyć, Potter. Powiedziałem sobie, że nie będę się spieszyć.
Przecież ożeniłem się w wieku dziewiętnastu
lat! Kto tak robi?
Harry
pokręcił głową z niedowierzaniem i zaczął wyliczać.
—
Ron. Susan. Ja ożeniłem się w wieku osiemnastu lat. Ginny miała siedemnaście, bo byłem wielkim, grubym
rozpustnikiem i zapłodniłem ją, zanim jeszcze skończyła szkołę…
—
Łapię, Potter. Wszyscy byliśmy bandą ckliwych dzieciaków. Ale wtedy było
inaczej. Wojna się skończyła. Wszyscy cieszyliśmy się, że żyjemy. Jednak Hermiona była zupełnie inna. Zadziorna i niezależna.
Nie chciałaby jakiegoś wdzięczącego się faceta, który zmusza ją go czegoś, do
czego nie jest gotowa.
—
Tak, bo Hermiona uwielbia, kiedy
ludzie decydują za nią, czego powinna chcieć, a czego nie.
Draco
westchnął.
—
Masz rację. Powinienem po prostu wziąć się w garść.
Harry
potarł twarz z irytacją.
—
Obiecywałem, że nie będę się w to
mieszał. Właśnie kiedy myślałem, że mi się udało, wciągnęli mnie z powrotem.
—
Ale kto?
Harry
przewrócił oczami.
—
Dobra, Romeo, skoro już na zawsze masz być z moją najlepszą przyjaciółką, to
naprawdę musimy nadrobić zaległości w edukacji filmowej, bo musisz nadążać za
naszymi odniesieniami.
Draco
skrzywił się.
—
Dobra. — Upił łyk Ognistej. — Ale jeśli mam z tobą utknąć, Potter, to musisz nauczyć się wybierać dobry alkohol,
bo to jest naprawdę okropne.
—
Pij i nie narzekaj, ty wybredny dupku. Tani alkohol to jedyne lekarstwo na
problemy z dziewczynami.
Draco
prychnął.
—
Czemu nie mogłem zakochać się w kobiecie, która nie ma wokół siebie wianuszka
facetów? — Westchnął, uśmiechając się z rozmarzeniem. — Ale jest tego warta.
Harry
gapił się na czarodzieja.
—
Merlinie, muszę rzucić tę cholerną pracę.
___________________
Witajcie :) w niedzielne popołudnie pora na publikację końcowych rozdziałów tego tłumaczenia. Jak wrażenia po rozmowach? Zdziwieni, zaskoczeni? Dajcie znać. I od razu zapraszam na kolejne rozdziały. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)