niedziela, 31 sierpnia 2025

[T] Hot for Teacher: Wiele spotkań

 

Po wyrazie jej twarzy z dnia kłótni Scorpius wywnioskował, że profesor Granger była równie zła jak on, że tata nie powiedział mu o ich związku. Współczuł jej. To nie była jej wina.

Miał nadzieję, że przez to nie zerwali. Chociaż wciąż się złościł, chciał, żeby tata był szczęśliwy. Myślał o tym wszystkim podczas zajęć obrony przed czarną magią, szukając na twarzy profesor Granger śladów złamanego serca. Wyglądała na nieco zmęczoną i nie mówiła z typową dla siebie charyzmą. Była też trochę smutna.

Po zajęciach Scorpius podszedł do biurka profesor Granger. W jej oczach pojawił się błysk wahania, gdy uśmiechnęła się do niego ciepło.

— Panie Malfoy. Potrzebuje pan czegoś?

Przełknął głośno ślinę.

— Chciałem tylko powiedzieć, że… nie byłem zły na tatę za to, że się z panią spotykał. Byłem po prostu zły, że mi nie powiedział.

Uśmiechnęła się smutno.

— Ja też.

Scorpius skinął głową.

— Nie zerwała z nim pani z tego powodu, prawda?

Otworzyła szeroko oczy i pokręciła głową.

— Nie. Po prostu… potrzebujemy trochę czasu.

— Tak. — Przygryzł wargę, starannie rozważając, jak sformułować kolejne pytanie. Mogłoby zostać odebrane nietaktownie, gdyby nie zrobił tego we właściwy sposób. — Pani profesor, czy mogę zapytać o coś osobistego?

Zaśmiała się ciepło.

— W zaistniałych okolicznościach, nie widzę przeciwwskazań.

— Kocha pani mojego ojca?

Próbowała, ale nie udało jej się ukryć zaskoczenia na twarzy.

— Cóż… jeszcze sobie tego nie powiedzieliśmy.

— Ale… kocha pani? — Zauważył wahanie w jej oczach, gdy przygryzła wargę, i zdał sobie sprawę, jak duże znaczenie mają te słowa. — Przepraszam, wiem, że to pewnie niegrzeczne pytanie, zwłaszcza że jeszcze mu tego pani nie powiedziała. Ale ja po prostu… myślę, że powinna pani wiedzieć, że nie sądzę, żeby mój tata zadał sobie tyle trudu, by to przede mną ukryć, gdyby nie był panią zainteresowany — to znaczy, gdyby myślał, że mi to przeszkadza, ale i tak chciał się z panią umawiać. A ja… tak naprawdę nie pamiętam mojej matki… — Jego głos się załamał. — Więc nigdy wcześniej go takiego nie widziałem. I chciałbym wiedzieć, czy powinienem się o niego martwić? Bo jeśli go pani nie kocha, może pani złamać mu serce, a ja… po prostu nie chcę, żeby to się stało.

Oczy Hermiony napełniły się łzami, które z trudem powstrzymywała. To było piekielnie mocne stanowisko.

— Panie Malf.. znaczy… Sciorpiusie. Czy mogę tak do pana mówić?

Skinął głową.

— W zaistniałych okolicznościach, nie widzę przeciwwskazań.

Zaśmiała się.

— Scorpiusie, wciąż zastanawiam się, co czuję do twojego taty. On ma ten sam problem. Ale zapewniam cię, że ostatnią rzeczą, jaką chciałabym zrobić, to zranienie go. On… — Przełknęła ślinę. — On bardzo wiele dla mnie znaczy. Czy to odpowiedź na twoje pytanie?

Scorpius skinął głową.

— Chyba tak. Dziękuję. — Odwrócił się, by wyjść z sali, ale powstrzymał się przed drzwiami. — A profesor Granger?

— Tak, Scorpiusie?

— Proszę nie być zbyt surową dla mojego taty. Wiem, że nie powinienem teraz tak mówić, bo obecnie nie jestem jego wielkim fanem, ale… może po prostu… proszę go wysłuchać.

Uśmiechnęła się.

— Wezmę to pod uwagę.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Po rozmowie ze Scorpiusem Hermiona poczuła potrzebę wyjścia z zamku na świeże powietrze. Zrobiła więc to, co praktykuje wielu dorosłych, gdy potrzebują oczyścić umysł — napiła się alkoholu, żeby jeszcze bardziej go zamglić. Westchnęła, popijając piwo kremowe.

Draco był nieustępliwy przez ostatnie dni, wysyłając jej kwiaty, czekoladki i inne prezenty na przeprosiny. To było miłe, ale nie tego oczekiwała. Wszystkie te prezenty tylko dowodziły, że jest szczęśliwy w ich związku i chce, żeby trwał. Ale nie pokazywały jej tego, czego od niego potrzebowała — że jest gotów na zobowiązania. Miała nadzieję, że Scorpius ma rację do co uczuć ojca do niej. Ale chciała usłyszeć to od samego Draco.

Jęknęła do butelki.

Fuj, obrzydlistwo. Brzmię jak stereotypowa dziewczyna.

— O ile mi wiadomo, mój kumpel Draco nie gra do drużyny przeciwnej, więc chyba właśnie nią jesteś, Granger.

Akcent Blaise’a Zabiniego oznajmił jego przybycie do pubu.

— Zabini? Co tu robisz?

— Miałem nadzieję, że znajdę cię w zamku, ale skrzat domowy powiedział mi, że poszłaś do wioski na drinka.

— Miło wiedzieć, że ochrona Hogwartu jest szczelna jak zawsze.

Popijała kremowe piwo z nonszalancką jadowitością.

— Nie chcesz wiedzieć, dlaczego chciałem się z tobą spotkać?

— Wydaje mi się, że to ma coś wspólnego z pewnym blondynem, z którym się umawiam.

— Twój intelekt jest naprawdę imponujący.

Usiadł obok niej na barowym stołku.

— Nie powiedziałam, że możesz usiąść.

— Wiesz, w takich chwilach kwestionuję gust Draco. Nie masz monopolu na to krzesło.

Przewróciła oczami.

— Czego chcesz, Zabini?

— Porozmawiaj z Draco.

Pociągnęła długi łyk drinka.

— Dlaczego?

— Granger, nie wiem, w co ty grasz, ale musisz przestać.

Zmrużyła oczy.

— Gram? Czemu myślisz, że to robię? To nie ja zwodziłam go przez ostatnie kilka miesięcy bez zamiaru upublicznienia naszego związku.

Blaise przewrócił oczami.

Dość tego dramatyzmu. Brzmisz, jakby ukrywał cię na strychu. On tylko powstrzymywał się przed powiedzeniem o tym synowi, co trudno uznać za przestępstwo.

Hermiona zmrużyła oczy.

— Chodzi o zasadę

— Zanim zaczniesz wygłaszać jakąś otępiającą tyradę o „zasadach” i masę innych niewątpliwie naiwnych, gryfońskich bzdur, powiem tylko, że nie do końca uważam, że dobrze postąpił. Mówiłem mu dawno temu, że musi powiedzieć o tobie synowi. Mimo to obawiam się, że nawet go nie wysłuchasz.

Hermiona od razu spoważniała.

— Wysłał cię na mediację?

— Draco nie wie, że tu jestem i byłbym wdzięczny, gdybyś mu to tym nie mówiła. Jestem tu, bo jest moim najlepszym przyjacielem i nie chcę, żeby dąsał się jak pajac.

— Cóż, może powinien był pomyśleć o tym wcześniej…

— Granger, z całym szacunkiem… proszę, przestań się zachowywać jak diva, zamknij się i mnie wysłuchaj.

Hermiona nie była przyzwyczajona do takiego traktowania. Diva? Nie jestem divą. Jak on śmie. Nie wie, kim jestem?

— Słuchaj, Granger… Draco za tobą szaleje.

— Wiem o tym. Ja też za nim szaleję. To nie stanowi problemu.

— Problemem jest to, że martwisz się, iż on zadowala się tkwieniem w tym słodkim zawieszeniu, nie angażując się w związek z tobą.

Hermiona uniosła brwi ze zdziwienia. Kto by pomyślał, że Blaise Zabini ma choć odrobinę inteligencji emocjonalnej?

— Tak, w zasadzie o to chodzi.

— Pamiętasz, że ożenił się z Astorią, kiedy miał dziewiętnaście lat? Nie boi się zobowiązań.

— To było coś innego.

— To prawda. Teraz jest starszy, mądrzejszy i jeszcze bardziej zaangażowany. Jezu, Granger, powinnaś usłyszeć, w jaki sposób o tobie mówi. Uwierz mi, ten facet jest w tobie zakochany.

Hermiona się zarumieniła i stłumiła chęć pytania o szczegóły dotyczące tego, co Draco o niej mówił.

— Cóż, pierwszy raz o tym słyszę.

— Prawdopodobnie dlatego, że cholernie się ciebie boi. I jest onieśmielony. Może sprawiać wrażenie, że ma wszystko, ale stracił prawie wszystko, co było dla niego ważne. Poza Scorpiusem. Więc może jest trochę nadopiekuńczy wobec tego dzieciaka. To nie zmienia faktu, że kiedy Draco kocha, ta osoba staje się dla niego całym światem. Nigdy nikt nie będzie cię kochał tak, jak Draco Malfoy.

Hermiona milczała podczas przemowy Blaise’a. Przełknęła ślinę.

Blaise kontynuował:

— Dał ci moc, żebyś go skrzywdziła, i cholernie dobrze ci to wychodzi. Więc albo skróć jego cierpienie, albo z nim porozmawiaj. Ale przestań udawać wredną dziewczynę, bo oboje wiemy, że taka nie jesteś.

Hermiona nie mogła ukryć uśmiechu, który pojawił się na jej twarzy.

— Dzięki, Zabini.

— Za co?

— Za to, że troszczysz się o niego na tyle, żeby obgadywać go za plecami.

Blaise przewrócił oczami.

— Może po prostu mam dość patrzenia, jak zmienia się w ponurego, sfrustrowanego, małego skurwiela. Zniszczyłaś dobrego człowieka, Granger.

— Jeszcze tego nie zrobiłam.

— Więc postaraj się, żeby do tego nie doszło, dobrze?

Hermiona zachichotała.

— Nie wierzę. Naprawdę jesteś dobrym człowiekiem, Blaisie Zabini.

Ten skinął uprzejmie głową.

— Dziękuję. I proszę, nie myśl, że przesadzam, mówiąc, że jeśli komuś powiesz, zabójcy pojawią się pod twoimi drzwiami szybciej, niż zdążysz powiedzieć „czas poprosić o przysługę moich podejrzanych krewnych z mafii”.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

— Weź te cholernie dni, Draco — powiedziała ta cholernie, wkurzona kobieta.

Draco był rozdrażniony. Nie chciał więcej przestrzeni. Była przereklamowana. Przez całe życie miał tylko przestrzeń. Na litość boską, spójrzcie tylko na ten cholerny dom.

Pragnął jej. Ale nie odpowiedziała na żadną z jego wiadomości ani prezentów. Może powinien wysłać kolejny.

Usłyszał kominek aktywujący się w salonie i podniósł się z krzesła, żeby ocenić sytuację. Zdziwił się, widząc Harry’ego Pottera stojącego w środku.

— Wskakuj, suko. Idziemy na zakupy.

— Co?

Harry wzruszył ramionami.

— Zawsze chciałem to powiedzieć. Przy okazji, proszę, nie mów Hermionie, że lubię ten film.

— Jaki film?

— Nieważne. Przyjechałem po ciebie i pójdziemy na drinka, bo słyszałem, że stałeś się dla siebie zagrożeniem.

Draco prychnął.

— Nie to żebym tego chciał. Po prostu za nią tęsknię.

— Świetnie. Chodźmy.

— Dlaczego myślisz, że mam teraz czas albo że w ogóle chcę iść?

Harry przewrócił oczami.

— Założę się, że gdybym teraz poszedł do twojego gabinetu, znalazłbym na twoim biurku niedokończony list do Hermiony, wręcz ociekający zniewieściałą desperacją.

Draco zmrużył oczy, patrząc na Harry’ego, i kilka razy otworzył usta, zanim w końcu się odezwał.

— Dobra, chodźmy.

Dwaj dawni rywale siedzieli razem w Dziurawym Kotle, popijając Ognistą Whisky.

Draco westchnął.

— Więc, co mogę jej powiedzieć…

— Nie, nie, nie, nie. Nie przyszliśmy tu, żeby rozmawiać o Hermionie.

Harry wziął solidny łyk drinka.

Draco spojrzał na niego z ciekawością.

— Jesteś jej najlepszym przyjacielem. Mógłbyś chociaż dobrze mi poradzić.

— Ale to by oznaczało, że się w to wmieszam, prawda? Obiecałem sobie od tamtego wieczoru w Trzech Miotłach, kiedy nie przestawaliście się na siebie gapić, że nie będę się w to angażował.

— Czym innym to ma być? Po co wyciągnąłeś mnie z mojego domu, żeby tu przyjść i pić kiepską Ognistą Whisky, jeśli nie po to, żeby rozmawiać ze mną o Hermionie?

Harry zamknął oczy i potarł skronie.

— Malfoy… posłuchaj, bo powiem to tylko raz. — Wziął głęboki oddech. — Istnieje niewielka szansa, że nie uważam ciebie za najgorszą osobę na świecie.

Draco uniósł brwi.

— Wow… Potter. To… — Draco był wzruszony. — Nie wiem, co powiedzieć.

— Po prostu się wycisz i wypij swojego drinka. Nie musisz aż tak się rozczulać.

Harry przewrócił oczami i wziął kolejny łyk.

Draco skinął głową.

— Więc co to ma być… żal ci mnie?

Harry wzruszył ramionami.

— Może po prostu nie mogłem znieść myśli, że zamienisz się w ludzką tkankę i będziesz ryczał w tym swoim wielkim, tandetnym domu.

— Nie miałem zamiaru

— To nie było pytanie.

Draco otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale zdał sobie sprawę, że to daremne. Był strasznie nieszczęśliwy przez ostatnie kilka dni. Nie było sensu kłamać komuś, kto wyszkolił się w wykrywaniu kłamstw.

— Dzięki, chyba — rzucił Draco.

Harry skinął głową.

— Proszę bardzo. Chyba.

Dwaj mężczyźni siedzieli przez chwilę w milczeniu, zanim zamówili kolejną kolejkę. Draco posępnie sączył drinka. Westchnął, wpatrując się w szklankę.

— Merlinie, jesteś najgorszym kumplem do picia, jakiego kiedykolwiek miałem. Przestań się dąsać.

— Zaczynam rozumieć, skąd ma to w sobie twój zaborczy syn — odparł Draco.

Harry zmarszczył brwi.

Hej. Ja mogę to mówić. Ty nie. James to mój syn i jest…

— Dupkiem, Potter. Twój syn to dupek.

Harry westchnął.

— Ej, kogo ja oszukuję? To tyran. Ginny i ja zastanawiamy się, czy nie wysłać go na lato do kuzyna Dudleya. Zaciągnąć do pracy na kuchni. Może spróbować zaszczepić w nim jakąś… moralność czy coś w tym stylu. — Harry upił łyk drinka. — I hej, jeśli to coś znaczy… przepraszam za wszystkie te bzdury, które wygadywał do Scorpiusa. Trochę mi wstyd.

Draco zbył to machnięciem ręki.

— Nie przepraszaj, Potter. Scorp jest zrobiony z silniejszego materiału, niż mu się wydaje.

Harry zachichotał.

— Tak, rzeczywiście zlał Jamesa na kwaśne jabłko. Co… muszę przyznać… było dokładnie tym, na co zasługiwał.

Draco uśmiechnął się szeroko.

Wolałbym, żeby w ogóle się nie bił, ale mimo wszystko… — Zaśmiał się złośliwie. — Wiesz… Hermiona uczyła ich „walki wręcz” na zajęciach z obrony przed czarną magią. Nabijałem się z tego. — Pokręcił czule głową. — Nie uczyłem go walki na pięści, do licha.

Wypił zawartość swojego drinka.

Harry pytająco uniósł brew.

— Jak ty to robisz?

Draco zmrużył oczy.

— Co? Piję te siuśki? Na luzie. Wystarczy wstrzymać oddech i o tym nie myśleć.

Harry przewrócił oczami.

— Nie Ognistą Whisky, ty niedorobiony głupku. Ty i Scorpius jesteście sobie tak bliscy. Wygląda na to, że się rozumiecie. Jak ty to robisz?

— Chyba nie jestem odpowiednią osobą, którą powinieneś teraz o to pytać. Mój syn nawet nie chce ze mną rozmawiać.

Skinął na barmana, by nalał kolejną kolejkę.

Harry prychnął.

— Tak, wcale mi ciebie nie żal. Twój syn nie chce z tobą rozmawiać, bo praktycznie cię ubóstwia i uważa za swojego najlepszego przyjaciela. A kiedy znalazłeś sobie dziewczynę, nic mu o tym nie mówiąc, zraniłeś go. Tak, Malfoy. Brzmi okropnie, mieć takie relacje z synem.

Draco westchnął.

— Naprawdę wszystko zjebałem. Ze Scorpiusem, z Hermioną… nie chciałem skrzywdzić żadnego z nich. Chciałem tylko poczekać, aż…

Pokręcił głową.

— Dopóki… to nie będzie na serio. A ty jeszcze nie doszedłeś do tego momentu. To nie przestępstwo, Malfoy.

Draco pokręcił głową.

— Ale widzisz, Potter, o to właśnie chodzi. Myślę o niej na poważnie. Cholernie poważnie.

Harry poruszył się niespokojnie na krześle.

— To brzmi prawie tak, jakbyśmy wchodzili na niebezpieczny teren rozmowy o Hermionie.

Draco skinął głową.

— Tak, chyba tak.

— Przechodząc do bezpieczniejszego tematu, wiem, że słyszysz to bez przerwy, ale powinieneś być dumny ze Scorpiusa. To świetny dzieciak. Ginny i ja uwielbiamy go u siebie gościć.

Draco skinął głową.

— Dzięki, Potter. I to samo tyczy się Albusa. To zabawny chłopak, prawda?

Harry zachichotał.

— Nie wiedziałem, że tak się będą różnić, zanim się urodził. Chciałbym po prostu być… sam nie wiem… lepszym ojcem dla niego. I dla Jamesa też. — Westchnął. — Czasami po prostu nie rozumiem swoich synów.

Draco wzruszył ramionami.

— Cóż, spotkałem Jamesa tylko raz, więc prawdopodobnie nie mam prawa komentować jego charakteru. Ale mogę wypowiadać się na temat Albusa — wiele w życiu osiągnie. Naprawdę wie, czego chce. Bogowie, dałbym wszystko, żeby mieć taką wiedzę, gdy sam miałem trzynaście lat.

Harry się roześmiał.

— Merlinie, masz rację. Mój trzynastolatek jest mądrzejszy ode mnie.

— Witaj w klubie. Scorpius jest o niebo mądrzejszy ode mnie.

— Tak, ten dzieciak w ogóle cię nie przypomina, Malfoy.

Draco uśmiechnął się szeroko.

— To nieprawda. Jesteśmy do siebie bardzo podobni. Po prostu nie widać tego od razu. Ale jeśli się wsłuchasz, naprawdę dostrzeżesz nić podobieństwa.

Harry wciągnął głęboko powietrze.

— To zabrzmi naprawdę źle, więc proszę, nie osądzaj mnie. Jakbym… powoływał się na Bractwo Ojców albo coś w tym stylu. — Harry westchnął głęboko. — Czasami chciałbym, żeby Albus i James byli choć trochę bardziej do mnie podobni. Albo po prostu… bardziej bliscy, żebym mógł ich zrozumieć. Zwłaszcza Albusa. Czuję się taki… odizolowany.

Draco pokręcił głową.

— Nie jest tak źle. Chcesz prawdziwej relacji z synami. Nie ma w tym nic złego. Ale musisz pozwolić im być sobą. — Skrzywił się lekko. — No cóż… przynajmniej Albusowi. Jest spoko. James… cóż, mam nadzieję, że spotka jakąś miłą dziewczynę, tak jak było w moim przypadku, i przejdzie całkowitą metamorfozę swojej osobowości.

Trzymam za to kciuki.

— Muszą wiedzieć, że ich akceptujesz. Ja też taki byłem w ich wieku. Zrobiłbym wszystko, żeby ojciec mnie zauważył.

Harry parsknął śmiechem.

— Tak, na przykład robiąc sobie obleśny, śmiercionośny tatuaż na przedramieniu i przeprowadzić żałosne zamachy na życie zgrzybiałego starca.

Draco zmrużył oczy.

— To było niegrzeczne.

Harry skrzywił się.

— Tak, przepraszam.

— Chodzi o to, że musisz mieć relację z nimi, a nie z jakąś inną wersją ich samych.

Harry westchnął.

— Kupiłem Albusowi Błyskawicę 3000 na urodziny w tym roku.

Oczy Draco się rozszerzyły.

— Tytuł Ojca Roku trafia do…?

— Nienawidzi Quidditcha.

Draco prychnął.

— No dobra.

— I latania.

Jasna cholera, Potter. Ile pieniędzy wydałeś na profesjonalną miotłę wyścigową dla trzynastolatka, który nawet nie lubi latać?

Powiedział Richie Rich.

— Kto?

— Nieważne. Chodzi mi o to, że próbowałem zrobić z mojego syna kogoś innego. Jestem złym ojcem.

Draco przewrócił oczami.

— Jeśli oczekujesz, że będę cię głaskał po plecach i mówił, jakim jesteś kochanym i wspaniałym rodzicem, to źle trafiłeś. Nie masz żony, która mogłaby to ogarnąć?

Harry zachichotał.

— Wiesz, czasami zapominam, że jesteś wdowcem.

Draco westchnął, wpatrując się w dal.

— Czasami… — westchnął głęboko. — Czasami ja też. I to… to cholernie niesprawiedliwe wobec niej.

— Wobec Hermiony?

— Wobec Astorii.

— Och, czyli martwisz się, że co? Że bycie z Hermioną jest w jakiś sposób krzywdzące dla wspomnieć o twojej żonie?

Draco pokręcił głową.

— Nie, Astoria nie chciałaby, żebym był sam na zawsze. Po prostu… Hermiona mnie uszczęśliwia i czasami… mam takie… przebłyski chwil, kiedy… kiedy ledwo pamiętam czasy, gdy nie było jej w moim życiu.

Harry skrzywił się lekko, a jego oczy rozszerzyły się z niedowierzania.

— Kurwa. Kochasz ją, prawda?

Draco zamyślił się i zakręcił drinkiem w szklance.

— Chyba tak.

— Więc co do cholery, Malfoy? Dlaczego jej o tym nie powiedziałeś? Zdajesz sobie sprawę, że wszystkie twoje problemy poszłyby w niepamięć, gdybyś to zrobił?

— Nie chcę jej wystraszyć, Potter. Powiedziałem sobie, że nie będę się spieszyć. Przecież ożeniłem się w wieku dziewiętnastu lat! Kto tak robi?

Harry pokręcił głową z niedowierzaniem i zaczął wyliczać.

— Ron. Susan. Ja ożeniłem się w wieku osiemnastu lat. Ginny miała siedemnaście, bo byłem wielkim, grubym rozpustnikiem i zapłodniłem ją, zanim jeszcze skończyła szkołę…

— Łapię, Potter. Wszyscy byliśmy bandą ckliwych dzieciaków. Ale wtedy było inaczej. Wojna się skończyła. Wszyscy cieszyliśmy się, że żyjemy. Jednak Hermiona była zupełnie inna. Zadziorna i niezależna. Nie chciałaby jakiegoś wdzięczącego się faceta, który zmusza ją go czegoś, do czego nie jest gotowa.

— Tak, bo Hermiona uwielbia, kiedy ludzie decydują za nią, czego powinna chcieć, a czego nie.

Draco westchnął.

— Masz rację. Powinienem po prostu wziąć się w garść.

Harry potarł twarz z irytacją.

Obiecywałem, że nie będę się w to mieszał. Właśnie kiedy myślałem, że mi się udało, wciągnęli mnie z powrotem.

— Ale kto?

Harry przewrócił oczami.

— Dobra, Romeo, skoro już na zawsze masz być z moją najlepszą przyjaciółką, to naprawdę musimy nadrobić zaległości w edukacji filmowej, bo musisz nadążać za naszymi odniesieniami.

Draco skrzywił się.

— Dobra. — Upił łyk Ognistej. — Ale jeśli mam z tobą utknąć, Potter, to musisz nauczyć się wybierać dobry alkohol, bo to jest naprawdę okropne.

— Pij i nie narzekaj, ty wybredny dupku. Tani alkohol to jedyne lekarstwo na problemy z dziewczynami.

Draco prychnął.

— Czemu nie mogłem zakochać się w kobiecie, która nie ma wokół siebie wianuszka facetów? — Westchnął, uśmiechając się z rozmarzeniem. — Ale jest tego warta.

Harry gapił się na czarodzieja.

— Merlinie, muszę rzucić tę cholerną pracę.

___________________

Witajcie :) w niedzielne popołudnie pora na publikację końcowych rozdziałów tego tłumaczenia. Jak wrażenia po rozmowach? Zdziwieni, zaskoczeni? Dajcie znać. I od razu zapraszam na kolejne rozdziały. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy