czwartek, 18 grudnia 2025

[T] Bezwzględna gra: Rozdział 1

Dzień pierwszy

 

Hermiona przybyła na konferencję, trzymając w ręce luźne arkusze pergaminu, mając pospiesznie zapięte guziki płaszcza i rozczochrane włosy.

Davis i Yvonne już byli, ale ona chciała skorygować jeszcze jedną zmienną w eliksirze numer trzynaście i, jak można było się spodziewać, straciła poczucie czasu, porównując wyniki.

I tak nie chciała być na tej konferencji. Hermiona byłaby o wiele cenniejsza dla Piersona i Watkirka w swoim laboratorium, prowadząc ważne eksperymenty — zamiast słuchając nudnych, niedopracowanych i nieprzemyślanych wykładów mało inspirujących mistrzów eliksirów.

A jednak była tutaj, bo choć wściekała się na decyzje przełożonych, robienie tego, czego od niej żądali, było dosłownie wpisane w jej kontrakt. A to było jak dotąd najlepsze laboratorium, w którym mogła kontynuować swoją pracę.

Zaniepokojona, przeszła przez atrium hotelu, w którym odbywał się doroczny Zjazd Brodericka Dotyczący Eliksirów, i ruszyła ku głównej sali konferencyjnej. Hermiona rzadko zapamiętywała szczegóły, które uważała za nieistotne w jej codziennym życiu.

Meldując się, wzięła identyfikator i przypięła go do swetra szybkim, cichym zaklęciem, po czym udała się do sali wykładowej numer jeden.

Na szczęście wykład inauguracyjny jeszcze się nie zaczął, ale dzieliło ją od tego zaledwie kilka minut, a sala była już pełna.

Dostrzegła kilka pustych krzeseł tuż przy szokująco różowych włosach Yvonne, ale stały na środku i Hermionie nie do końca podobała się męka przeciskania się między grupką mężczyzn, którzy gapili się na jej tyłek i żartowali z pożądliwości, że mogłaby im usiąść na kolanach, gdyby chciała.

Niestety, została w ostatnim rzędzie, w którym siedziało tylko kilka znudzonych gości.

Westchnęła, weszła po schodach i usiadła na krześle.

Wyjmując pergamin i mugolski długopis (zaraz po opuszczeniu Hogwartu Hermiona natychmiast wróciła do długopisów i ołówków, ponieważ pióra i atrament były zbyt niepewne w pracy, którą chciała wykonywać), w myślach wymieniła kilka zaklęć, które mogłaby rzucić, by lepiej słyszeć mówiącego, na wypadek gdyby nie chciało mu się rzucać zaklęcia wzmacniającego dźwięk.

Była tak skupiona na własnych myślach, że nie zauważyła butów ze smoczej skóry, które pojawiły się w jej polu widzenia, ani nie usłyszała pierwszej prośby o przesunięcie się.

— Na Salazara, Granger. Mam tu stać przez cały weekend?

Lodowy ton wyrwał Hermionę z zamyślenia i spojrzała w twarz nikogo innego, tylko samego Draco Malfoya.

Poczuła, jak szyderczy uśmieszek wykrzywia jej twarz, zanim mózg zdążył się zorientować.

— Co ty tu robisz?

Malfoy przewrócił oczami, a potem mimo wszystko przepchnął się obok niej, uderzając ją w nogi i sprawiając, że pergamin i długopis, które trzymała na kolanie, spadły na podłogę.

— Jestem Mistrzem Eliksirów, a to jest konferencja ich dotycząca, więc z pewnością Najbystrzejsza Czarownica Swojego Pokolenia potrafi dodać dwa do dwóch.

Sposób, w jaki wypowiedział jej znienawidzony tytuł, kipiał kpiną i okrucieństwem, a jego głos był zimny. Więc dzisiaj postanowił być sobą, pomyślała Hermiona.

Jej burzliwe relacje z Draco podczas lat w Hogwarcie — pomimo zmowy z czarnoksiężnikiem — stały się jeszcze bardziej antagonistyczne po wyjątkowo nieprzyjemnej przygodzie sprzed kilku lat.

Nieświadomie zostali umieszczeni razem w komisji i nie zgadzali się na wielu frontach, między innymi co do najlepszego sposobu postępowania w przypadku eliksirów nasennych w kontekście kipiących ogniem, stosowania proszku jednorożca w leczeniu suszy oraz tego, czy używanie magii bezróżdżkowej w projektach realizowanych we współpracy jest nieetyczne.

Można śmiało powiedzieć, że ich wzajemna nienawiść tylko się nasiliła.

Do tego stopnia, że kiedy oboje zgłosili swoje praco do corocznej nagrody w dziedzinie eliksirów, wywiązała się między nimi nieprzyjemna rywalizacja medialna, a Hermiona nigdy do końca nie pogodziła się z ostatecznym zwycięstwem Malfoya. Starała się nie być rozgoryczona, ale kiedy praca o śluzie ślimaka została uznana za „bardziej innowacyjną” niż jej artykuł o użyciu mugolskiej ropy naftowej jako substytutu smoczych łusek w preparatach wzmacniających skórę, trudno było zachować spokój.

Chociaż medialny szum ucichł, gdy dorośli, a wizja pojedynku Odkupionego Malfoya ze Złotą Dziewczyną straciła na aktualności, ich osobista rywalizacja nie osłabła.

Oboje mieli słabość do naśmiewania się z siebie nawzajem, gdy któreś z nich opublikowało artykuł w Tygodniku Mistrzów Eliksirów.

I oczywiście uwielbiali się dręczyć podczas corocznych Zjazdów Brodericka Dotyczących Eliksirów. Jedno z nich niezmiennie zapisywało się na wszystkie wydarzenia, w których uczestniczyło drugie, i vice versa. Malfoy często kąśliwie wypowiadał się na temat jej prób włączenia mugolskiej nauki do swojej pracy nad eliksirami. Nie żeby był jedyny. Praktyki Hermiony były wielokrotnie krytykowane i omawiane. Nie powstrzymało jej to jednak przed próbami uczynienia eliksirów bardziej przystępnymi, tańszymi i znacznie krótszymi w przygotowaniu dla przeciętnego czarodzieja lub czarownicy.

Hermiona naprawdę nie powinna być zaskoczona, że zastał ją na korytarzu, ani tym, że jak zwykle był drażliwy.

Postanowiła go zignorować, gdy usiadł obok niej. Ale wtedy musiał dostrzec jej notatki na kolanach i powiedział:

— Wciąż próbujesz wcisnąć mugolską naukę do swojej pracy, Granger? Myślałem, że utrata Nagrody Rosary wystarczy, by cię od tego odwieść.

Możliwe, że kopnęła nogą, odrobinę za daleko, zakładając nogę na nogę i strącając kałamarz Malfoya z uchwytu, rozlewając go po jego notatkach i kolanach.

Rzuciła udawaną przepraszającą minę, protekcjonalnie przypominając mu, że może pożyczyć od niej jedno z jej długopisów, słodko tłumacząc mu, że to właśnie czyni mugolską „naukę” tak użyteczną.

— Żadnych głupich, przypadkowych rozlań, skoro atrament jest w całości zamknięty.

Jego spojrzenie było bardzo lodowate; tak przesadzone, że ledwo powstrzymała uśmieszek, z trudem utrzymując udawany wyraz zaniepokojenia.

— Właściwie próbuję słuchać wykładu — warknął i skierował wzrok na scenę przed nimi.

Hermiona uniosła brew i prychnęła.

— Dlaczego? To ta sama bzdura, co w zeszłym roku. Wykład Trunklehorna i tak jest dopiero o drugiej, a to jedyny ciekawy temat w dzisiejszym planie. Ale pewnie strasznie się cieszysz na wykłady o śluzie ślimaka. Może napiszesz kolejny artykuł o wszystkich jego właściwościach i dodasz go do setki innych egzemplarzy, które mówią dokładnie to samo.

— Więc po co w ogóle przyszłaś? Mogłaś pojawić się tylko na tym, jeśli tylko na tym ci zależy.

Nie mylił się. Ale zawsze istniała szansa, że pozostałe wykłady ją zaskoczą. Poza tym, nigdy nie dałby jej spokoju, gdyby wybierała sobie wykłady. Hermiona wiedziała, że to fakt. Bo nigdy nie dałaby mu spokoju, gdyby zrobił to samo.

Więc, choć była pewna, że większość wykładów w ten weekend okaże się zbędna — po co używać skórki gumochłona do słodkiej nalewki, skoro skórka mandarynki jest równie skuteczna, o połowę tańsza i sprawia, że smakuje dziesięć razy lepiej — Hermiona nie chciała, żeby Malfoy był w czymś lepszy od niej.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Wykładowczyni weszła na scenę, zanim Draco zdążył odpowiedzieć Hermionie, i musiał zadowolić się kipieniem złością w milczeniu, usuwając atrament ze spodni i pergaminu.

Draco niekoniecznie wszedł do pomieszczenia i szukał Granger we własnej osobie. Spóźnił się, bo Perkins, jego nic niewart asystent, spieprzył pomiary jednego z długich warzeń i musiał wszystko powtórzyć. Nie żeby odkładał wyjazd na konferencję, choć uważał je za coraz mniej przydatne, ale niech go diabli wezmą, zanim pozwoli Granger iść na nie z kimś innym niż on. Przestanie chodzić, kiedy ona to zrobi. Nie przyćmi go jako najlepsza Mistrzyni Eliksirów w Wielkiej Brytanii. Pracował dziesięć razy ciężej niż ona, żeby dojść do tego miejsca, i nawet Złota Dziewczyna nie mogła tego zepsuć.

Nie słyszał ani słowa z tego, co powiedziała wykładowczyni otwierająca konferencję, ale był prawie pewien, że Granger też nie. Robiła notatki, ale założyłby się o wszystkie galeony, że tak naprawdę nie słuchała.

Zamiast tego jego myśli powędrowały do jego aktualnego zestawu eliksirów i zaczął w myślach dodawać i odejmować składniki, próbując znaleźć sposób na transport bez ponoszenia zbyt dużych kosztów.

Draco potrzebował kilku dezorientujących chwil, by uświadomić sobie, że wykład się skończył i ludzie wstają, by przejść do innych sal wykładowych.

Mieli dziesięć minut przerwy, podczas której ludzie mogli pójść po coś do picia, porozmawiać, a w przypadku Draco, znaleźć względnie ustronne miejsce i spróbować przypomnieć sobie stare obliczenia dotyczące eliksirów z siódmego roku w Hogwarcie, ponieważ był pewien, że to rozwiąże jego problem.

Granger odsunęła się od niego, nie oglądając się za siebie, i zobaczył, że rozmawia ze znajomymi. Nienawidził wielu z nich. Rożowowłosa czarownica zawsze wyglądała na kompletnie nieprofesjonalną, a drugi mężczyzna emanował dziwną aurą.

Draco zostawił ją samą i znalazł dla siebie ustronne miejsce, gdzie mógł przejrzeć swoje notatki i spróbować zacząć pracę nad swoimi badaniami, które miał oddać za niecałe dwa miesiące. Cieszył się, że Granger nie było w pobliżu, żeby „przypadkowo” wylać na niego więcej atramentu.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Po pierwszym wykładzie Hermiona spotkała się z Davisem i Yvonne w hotelowym holu. Davis tylko rzucił jej spojrzenie, po czym wrócił do swoich notatek. Yvonne przewróciła oczami na widok jego pochylonej głowy, uśmiechnęła się przelotnie do Hermiony i przytuliła ją jedną ręką.

— Jak się sprawuje eliksir numer trzynaście?

Hermiona wypuściła sfrustrowany oddech i zmarszczyła brwi. Yvonne zachichotała.

— Wciąż puszcza różowe bańki?

Hermiona skinęła głową.

— Jesteś pewna, że przypadkiem nie wpadł do niego jeden z twoich włosów?

Yvonne sapnęła i uniosła dłoń do piersi.

— Jak śmiesz oskarżać mnie o tak bezpodstawny sabotaż? O hańbę!

Hermiona zaśmiała się. Yvonne odpowiedziała jej uśmiechem.

Yvonne była o kilka lat młodsza od Hermiony i uczyła się w Ilvermony, mimo że była Brytyjką. Jej rodzice przeprowadzili się tam tuż przed dziesiątymi urodzinami Yvonne, z powodu zbliżającej się wojny. Była chaotyczna, uwielbiała płatać figle i często doprowadzała Hermionę do szału. Była jednak pierwszorzędną Mistrzynią Eliksirów i ulubioną koleżanką Hermiony.

Davis natomiast był na tym samym roku co Percy w Hogwarcie i najwyraźniej był równie spięty jak on. Gardził wszystkim i wszystkimi oprócz siebie i swojej pracy. Davis uważał, że Hermiona dostała posadę w firmie tylko dzięki więzi z Harrym i przypominał jej o tym przy każdej okazji.

Miał też niefortunny nawyk wpatrywania się w jej klatkę piersiową zamiast w twarz.

Choć Hermiona nienawidziła Draco, to i tak nic w porównaniu z tym, co czuła do Davisa. Przynajmniej Malfoy miał umiejętności, by uzasadniać swoje drwiny i szyderstwa. Davis był po prostu drugorzędowym Mistrzem Eliksirów z kompleksem niższości. Hermiona go nienawidziła.

Ale był jej bezpośrednim przełożonym, więc musiała znosić go najlepiej, jak potrafiła.

Ona i Yvonne zostawiły Davisa, by wpatrywał się w swoje notatki, i poszły po kawę. Hermiona z zadowoleniem pozwoliła Yvonne bezmyślnie paplać o jakiejś czarownicy, z którą się spotykała. Słuchała, ale nie do końca. Połowa jej mózgu słyszała, że kobieta nie zdjęła butów, kiedy weszły do mieszkania Yvonne, i nie używała podstawki na stoliku kawowym, ale miała wielki talent językowy. Druga połowa próbowała przejrzeć w myślach katalog składników i receptur eliksirów, próbując ustalić, co mogłaby zrobić, by ulepszyć swój eliksir melancholii.

Z atrium rozległ się okrzyk wzywający na kolejną sesję wykładów, a grupy zaczęły się rozchodzić po salach wykładowych.

Nic dziwnego, że Draco i Hermiona zapisali się na ten sam wykład. Tym razem Draco zajął miejsce, zanim Hermiona weszła, i zasalutował jej szyderczo, gdy tylko złapał jej spojrzenie. Spojrzała na niego gniewnie, przeszła kilka rzędów i postanowiła go ignorować przez cały wykład.

Jak się spodziewała, była to strata czasu i po siedmiu minutach przestała słuchać. Hermiona rzuciła na długopis swoje ulubione zaklęcie notujące i wróciła do rozmyślań, kontynuując analizę różnych wariantów eliksiru numer trzynaście. Udało jej się zawęzić listę do sześciu do końca wykładu i nie mogła się doczekać, aż weekend się skończy, żeby móc wrócić do laboratorium i je przetestować.

Ciekawe, czy ktoś by zauważył, gdybym się teraz wymknęła i spróbowała jednego z nich przed wykładem o czternastej? — zamyśliła się, pakując torbę.

Draco, jakby usłyszał jej tok myślenia, podszedł do niej, gdy wychodzili z sali.

— Więc co sądzisz o metodzie Doherty’ego, polegającej na ekstrakcji ślimaków?

Hermiona zesztywniała. Zamrugała, patrząc na niego, a potem zobaczyła, jak jego usta wyginają się w ten okropny uśmieszek. Uniosła brodę.

— Osobiście bym tego nie użyła — powiedziała wyniośle.

Uśmieszek wciąż malował się na jego twarzy. Hermiona westchnęła.

— Doherty nie wspomniał nic o ślimakach na tym wykładzie — powiedział z samozadowoleniem. — Wygląda na to, że ktoś nie był skupiony.

Jego ostatnie słowa wybrzmiały śpiewnym tonem.

Hermiona wykrzywiła usta.

— Nieważne — powiedziała lekceważąco. — I tak to była kompletna strata czasu. Przestałam słuchać, kiedy pomylił jednostkę miary dla łez jednorożca.

Uśmieszek Draco nie schodził z jego głupiej twarzy. Po prostu nucił coś pod nosem i odszedł. Odepchnęła jego oddalającą się rękę i pospieszyła na kolejny wykład.

Resztę poranka spędziła na ogłupiającej nudzie. Do lunchu wyczerpała wszystkie formuły myślowe i uciekła się do próby wyliczenia wszystkich rebelii goblinów między trzynastym a czternastym wiekiem.

Ale po obiedzie o drugiej po południu odbywał się panel dyskusyjny, na którego czele stał Alfred Trunklehorn. Jego praca nad skórą jaszczurek w ciągu ostatniej dekady całkowicie odmieniła sposób, w jaki branża traktowała zasoby płazów. Był nie tylko mistrzem najwyższej klasy, ale też fantastycznym mówcą, a jego wykłady zawsze były przejmujące. To był jeden z niewielu powodów, dla których pozwoliła się wysyłać na te konferencje.

Trunklehorn był dla niej Victorem Krumem i właśnie w takich chwilach zrozumiała fanatyzm kibiców Quidditcha. Jeśli tak się czuli na widok swojej ulubionej drużyny, to naprawdę nie mogła mieć im tego za złe.

Zrezygnowała z lunchu, zamierzając dotrzeć do sali wcześniej, by zająć dobre miejsce i pochłonąć sałatkę, którą ze sobą wzięła. Ale kiedy weszła na salę, okazało się, że Hermiona nie była jedyną osobą, która wpadła na ten sam pomysł. Sala była w ponad połowie pełna, a wszystkie dobre miejsca zajęte. Z ponurą miną znalazła rząd pustych krzeseł i rzuciła się na jedno z nich.

— Ktoś zajął twoje ulubione miejsce, Granger?

Usłyszała jedwabisty głos znad swojej głowy. Odwróciła się i zobaczyła, w rzędzie tuż za sobą, Draco Malfoya.

Hermiona zaklęła, cytując obrzydliwą kombinację, którą podłapała od Ginny, a Malfoy uniósł brew. Patrzył tak, jakby był pod wrażeniem.

— Śledzisz mnie w ten weekend? — zapytała, rzucając pudełko z sałatką na kolana.

Poczuła się zdenerwowana i znowu nie w sosie.

— Merlinie, jesteś dziś bardzo drażliwa. Chyba potrzebujesz się trochę odstresować, Granger. Jest Montgomery? Z pewnością ucieszyłby się, gdybyś pocałowała go w dupę i może wtedy trochę byś się rozluźniła.

Gdyby Hermiona była postacią z kreskówek, które oglądała jako dziecko, para buchnęłaby z jej uszu. Całe jej ciało zamarło w bezruchu, każdy mięsień zesztywniał z napięcia, by nie odwrócić się i nie rzucić na Malfoya klątwy, która pozbawiłaby go przytomności. Zmusiła się do zaczerpnięcia powietrza przez zęby, a potem wypuszczenia go, po czym powtórzyła cały proces.

Krew szumiała jej w głowie, co było korzystne, ponieważ oznaczało, że mogła się na tym skupić, a nie na nienawistnych słowach, które Malfoy wciąż wygłaszał.

Jessup Montgomery był wykładowcą na pierwszej konferencji, w której uczestniczyli Malfoy i Hermiona. Pracowali wtedy w różnych laboratoriach i oboje byli jeszcze dość nowi w tej dziedzinie. Hermiona była wielką fanką prac Montgomery’ego i nie mogła się doczekać spotkania z nim. Chciała mu opowiedzieć, jak jego praca o eliksirach pamięciowych pomogła jej rodzicom odzyskać pamięć. Spiesząc na scenę, potknęła się o krzesło i spadła ze schodów, zwijając się tuż u jego stóp.

Malfoy nigdy nie pozwolił jej o tym zapomnieć.

— Nie jesteśmy już tak przewrażliwieni w tym temacie, prawda? — Jego głos przebił się przez jej natłok myśli i pomyślała, że jest o wiele bliżej niż wcześniej. Zamknęła oczy i miała nadzieję, że sobie to wyobraziła. — Jestem pewny, że Montgomery uznał za pochlebne to, że chciałaś mu pokazać majtki, ale nie możesz winić tego mężczyzny za to, że po tym wszystkim chciał od ciebie trochę przestrzeni.

Nie, jego głos zdecydowanie się zbliżył. Hermiona otworzyła oczy i powoli odwróciła się w lewo. I rzeczywiście, siedział tam Draco Malfoy, z jedną nogą figlarnie przerzuconą przez drugą, prawą ręką zwisającą z oparcia krzesła, a koniuszki palców muskały jej ramię.

— Co ty, kurwa, robisz? — zapytała.

Uniósł brew.

— Czekam na rozpoczęcie wykładu, co ty robisz?

— Nie — powiedziała przez zaciśnięte zęby. — Co ty robisz na krześle obok mnie? Siedziałeś tam?

Wycelowała palcem w tył.

Uśmiech Draco poszerzył się.

— Myślałem, że moglibyśmy porównać notatki. A przez porównanie mam na myśli, że ty mogłabyś je napisać, a ja mógłbym je po prostu przepisać.

Hermiona jęknęła i przycisnęła pięści do czoła.

— Jesteś najbardziej nieznośną osobą, jaką kiedykolwiek miałam nieprzyjemność poznać — wymamrotała przez przedramiona.

— Wiem — odpowiedział śpiewnym głosem.

Uniosła głowę, by spojrzeć na niego gniewnie.

Zanim zdążyli wymienić kolejne obelgi, wykładowca wszedł na scenę, a tłum wybuchnął brawami. Po kilku minutach Trunklehorn uniósł rękę i cała sala natychmiast ucichła. Nawet Malfoy się wyprostował i pomimo drwin, wyciągnął własne pióro (tym razem było to pióro z zabezpieczeniem przed wyciekaniem, do ponownego napełniania, zauważyła Hermiona) i był gotowy do rozpoczęcia notowania.

Trunklehorn był Bogiem Eliksirów. Hermiona już o tym wiedziała, ale mimo wszystko jego wykład ją oczarował. Sposób, w jaki opowiadał o swoich badaniach i jak z taką energią i kunsztem przeplatał praktyczne przykłady. Hermiona w końcu przestała mówić wprost, rzuciła swoje ulubione zaklęcie notujące i postanowiła po prostu obserwować go bez żadnych zakłóceń. Pochyliła się na kolanach, opierając brodę na dłoni.

Trunklehorn był w połowie przemówienia o zastosowaniu kłów węża, gdy poczuła mrowienie na plecach, a w głębi jej umysłu zaczęła kiełkować myśl. Dostrzegła, że Draco sztywnieje obok niej, ale nie spuszczała wzroku z wykładowcy, gdy zaczęła przywoływać do głowy kolejne obrazy swoich notatek z badań. Jego oko miała utkwione w notesie, a drugie w Trunklehornie, gdy powoli wszystko stawało się jasne.

Draco gwałtownie wciągnął powietrze i kątem oka zobaczyła, jak jego ręka przyspieszyła, gdy zaczął gorączkowo skrobać po pergaminie. Było mnóstwo podkreśleń, wykrzykników i agresywnego zakreślania punktów.

— Widzicie, to właśnie jest w kłach węża tak wszechstronne; nadają eliksirowi elastyczność, a także magiczną głębię. Warstwy jadu i przeciwciał, które znajdują się w szpiku kostnym kła, są niezrównane w warzeniu eliksirów — nie potrafię wystarczająco podkreślić, jak niedoceniany jest to składnik — mówił Trunklehorn.

Mózg Hermiony pracował z prędkością światła, w myślach dodawał i odejmował, warzył i obliczał.

Tajnym składnikiem, którego potrzebowała do swojego eliksiru był kieł węża.

Wykład dobiegł końca, a ona i Draco natychmiast zerwali się na równe nogi, wpychając papiery do teczek i zarzucając kurtki na jedną rękę. Hermiona odepchnęłaby Draco, gdyby nie szedł już przejściem i nie wychodził przez drzwi. Wybiegła za nim i pobiegła w kierunku, gdzie widziała Yvonne rozmawiającą z chłopakiem z personelu hotelowego.

— Hermiono! — Yvonne uśmiechnęła się do niej, gdy do nich dotarła. — Jak wykład Trunklehorna? Nie mogłam znaleźć miejsca, ale mam nadzieję, że zrobiłaś dla mnie notatki…

— Kieł węża! — wybuchła Hermiona, a jej podekscytowanie przerwało Yvonne w pół zdania.

— Przepraszam?

— Właśnie tego mi brakuje! Ale nie wiem, o który konkretnie kieł węża chodzi. Muszę wracać do laboratorium, więc musisz to wziąć — wcisnęła Yvonne swój zaczarowany długopis w dłoń — i zrobić dla mnie notatki. Proszę. Nie będzie mnie tylko godzinę, muszę tylko to zapisać w metodzie, zanim zapomnę o szczegółach.

Yvonne przyglądała się długopisowi, trzymając go między opuszkami palców, jakby to były dziwne przedmioty.

— Ale jak ja mam to używać?

— Dosłownie trzyma się go tak samo, jak pióro, po prostu przykłada się końcówkę — nie, nie tę, tą ostrą, o tak. Przyłóż końcówkę do pergaminu, a on powinien po prostu spisać punkty z wykładu.

Z tym pospiesznym poleceniem Hermiona pobiegła w stronę kominka z podpiętą Siecią Fiuu i wróciła do swojego laboratorium.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Draco wybiegł z sali i skierował się prosto do kominka z Siecią Fiuu. Zazwyczaj nie zapisywał się na żadne wykłady zaraz po tym Trunklehorna, bo chciał mieć godzinę na omówienie tego, co usłyszał, ale widział nazwisko Granger na liście chętnych, więc miał związane ręce. Musiał więc zadowolić się zaufaniem swojemu bezużytecznemu asystentowi. Wrzuciwszy proch do ognia, wsadził głowę do środka i zawołał Grantham i Kelpie, laboratorium numer siedem.

— Perkins — warknął, gdy tylko głowa chłopaka pojawiła się w płomieniach. — Weź pióro i zapasowy kawałek pergaminu, tak, natychmiast, oczywiście, że natychmiast. Dobrze, teraz uważaj, musisz to dobrze zrobić. Chcę, żebyś natychmiast zaczął badać różne rodzaje kłów węży i ich związek z rozwojem. Zawęź typy, które mają odniesienie do tego, co mamy w aktach — czy zapisujesz to wszystko? Nie chcę, żebyś ufał swojej pamięci, wiesz, że nie jest zbyt dobra. Dobrze, dobrze. Więc potrzebuję, żebyś porównał te zapytania z naszymi eksperymentami, gdy używaliśmy oczy chrząszczy i sprawdził, czy będą kompatybilne z partiami od czterdzieści trzy do sześćdziesiąt osiem. Chcę, żeby wszystko było gotowe do końca weekendu. Spodziewam się raportu z wynikami na moim biurku punktualnie o dziewiątej rano w poniedziałek, jasne? Postaram się wpaść po tym wykładzie na kilka godzin, wtedy sprawdzę twoje postępy.

Perkins wyglądał na bladego jak ściana, gdy przytakiwał, jąkając się. Draco nie miał czasu na pierdolenie. Perkins był idiotą, ale też najlepszym asystentem, jakiego Draco miał do tej pory, i jeszcze niczego nie schrzanił. Gdyby chłopak wiedział, co jest dla niego dobre, potraktowałby to zadanie priorytetowo. Wstając, Draco otrzepał sadzę z ramion, zebrał notatki i torbę, i pospieszył na salę wykładową. Oby Granger nie siedziała znów na środku i będzie mógł usiąść obok niej.

Założył, że wykład wydał jej się równie interesujący jak jemu. Nie wiedział, co konkretnie z niego wyniosła, ale był prawie pewien, że słyszał, jak krzyczy kieł węża do swojej różowowłosej koleżanki. Lepiej, żeby nie pracowała nad czymś podobnym. To był jego projekt i nie zamierzał dzielić się chwałą swoich okryć z tą nieznośną mądralą. Musiał zrobić wszystko, by dać jej to jasno do zrozumienia podczas następnego wykładu.

Ale kiedy wpadł do pomieszczenia i jego wzrok natychmiast powędrował w poszukiwaniu absurdalnie bujnych włosów, nic nie znalazł.

Co? Gdzie ona jest? Merlinie, opuściła wykład.

Z początku narastało w nim oburzenie. Postanowił powierzyć te ważne badania swojej ledwie kompetentnemu asystentowi, a ona opuściła wykład? Ale potem dotarła do niego rzeczywistość.

Hermiona Granger opuściła wykład, na którym miała być. Och, ileż to miało mu dać amunicji. Usiadł obok jakiegoś nudnego staruszka i splótł palce za głową. Nie miało znaczenia, jak nudny był ten wykład. Draco był, a Granger nie. Ona opuściła wykład, a on nie. Złamała zasady, a Draco miał moc, by jej o tym przypominać do końca życia.

Czas nie płynął szybko, bez względu na to, jak bardzo to odkrycie wprawiło Draco w zachwyt. Wykładowca był nudny, a jego temat jeszcze nudniejszy, ale Draco zabijał czas, próbując rozwiązać z pamięci obliczenia dotyczące eliksirów.

Narysował też karykaturę Granger nabijaną na te jej głupie długopisy. I jedną, na której znowu spadła ze schodów. Na innej Granger jeździła na hipogryfie, a potem spadła z niego. Czas minął więc znośnie.

Kiedy wykład dobiegł końca, Draco jako pierwszy wyszedł za drzwi i postanowił oprzeć się o punkt informacyjny, tak że znalazł się naprzeciwko kominków z Siecią Fiuu. Wygiął biodro i skrzyżował ramiona.

Granger wyskoczyła przez kratę w natłoku niesfornych włosów, papierów… i wyrazem dzikiej radości. Draco zamrugał. Dostrzegła go i zatrzymała się gwałtownie.

Jej grymas w odpowiedzi był oczyszczający.

Odepchnął się od biurka i podszedł do niej.

— No cóż, ktoś uznał się za zbyt ważnego, żeby wysłuchiwać cennych informacji, które nasi pracodawcy nam przesłali. Miałaś umówioną wizytę u fryzjera? Bo jeśli tak, powinnaś go zwolnić. Jest beznadziejny w swojej pracy.

Hermiona wpatrywała się w niego z otwartymi oczami.

— Co to za obelga? — Zamrugał. — Stać cię na więcej, Malfoy, ogarnij się.

To… Nie tak miała zareagować. Próbował się otrząsnąć.

— Przegapiłaś świetny wykład. Bardzo pouczający. Parę skomplikowanych, pomocnych nowych formuł.

Posłał jej swój firmowy, protekcjonalny uśmiech.

Granger tylko uniosła brwi.

— Ach tak — odpowiedziała niemal równie protekcjonalnym tonem. — Wykład Gorrella o gumochłonach to coś, czego z pewnością będę żałować do końca mojej kariery. Gdybym tylko była na tyle przezorna, żeby poprosić cię o robienie notatek!

Uśmiechnęła się do niego sztucznie i ruszyła w stronę następnej Sali wykładowej.

— I tak bym ich dla ciebie nie zrobił, Granger. Nie uczysz się, przepisując cudze notatki.

W tym momencie podeszła do nich różowo włosa kobieta i podała Granger zeszyt i ten swój dziwaczny długopis.

— Boże, to był najnudniejszy wykład, na jakim kiedykolwiek byłam. Czemu się na to zapisałaś? W każdym razie, oto twoje notatki. To jakaś sprytna magia, którą na to nałożyłaś.

Dziewczyna uśmiechnęła się do Hermiony i rzuciła Draco spojrzenie. Uśmiechnęła się również do niego, ale nie odwzajemnił gestu.

Przewróciła oczami i odeszła.

— Wcale nie potrzebowałaś moich notatek — powiedział sucho. — To i tak liczy się jako oszustwo, bo to nie były twoje notatki.

Widział, że to brzmi desperacko, ale nie potrafił się nie przejąć.

— Właściwie — mruknęła śpiewającym tonem, otwierając drzwi. — Ten długopis jest zaczarowany zaklęciem, które sama stworzyłam — podobnym do tego, którego Skeeter używała na swoim piórze do szybkich notatek. Jest zaczarowany na wykłady i zapisuje informacje, które moim zdaniem byłyby przydatne w moim sposobie robienia notatek. Więc tak naprawdę to moje notatki. Yvonne nic nie napisała. I w sumie to dobrze, bo jej umiejętności robienia notatek pozostawiają wiele do życzenia.

Zajęli już swoje miejsca, oboje odruchowo usiedli obok siebie. Draco kilka razy zacisnął szczękę.

— Jesteś irytująca.

W końcu poczuł satysfakcję.

Prychnęła.

— Ty też. A teraz, możesz się zamknąć?

Zmrużył oczy, patrząc na nią.

— Czemu jesteś w takim dobrym humorze?

Granger tylko wzruszyła ramionami.

— Dokonałam przełomu.

Wykładowcy wyszli na scenę, zanim Draco zdążył zadać kolejne pytania.

Nie wysłuchał ani słowa z wykładu, myślami wciąż tkwiąc w swoim laboratorium i myśląc o odkryciach Perkinsa.

Kiedy wykład się skończył, Draco pobiegł prosto do kominka i stamtąd do laboratorium, gdzie na szczęście Perkins czekał na niego z cennymi informacjami.

— Och, więc potrafisz wykonywać swoją pracę? Wspaniale. Pamiętaj o tym dniu, następnym razem, gdy spieprzysz prostą transfuzję.

Perkins, trzeba mu było przyznać, nawet nie mrugnął okiem. Po prostu natychmiast wskazał na wyniki, a następnie wrócił na swoje stanowisko pracy.

Draco pracował, aż nadszedł czas powrotu na konferencję. Najbardziej irytującym aspektem całego weekendu było to, że każdy uczestnik miał zapewniony nocleg w hotelu i wszystkie firmy dawno temu rezerwowały pokoje. Draco chciał tylko zostać w laboratorium, dopóki nie poczuje się bardzo śpiący, a potem aportować się do pokoju na kilka godzin snu, wrócić, by sprawdzić postępy i ruszyć w drogę powrotną. Niestety, gdyby jego szefowie dowiedzieli się, że nie wrócił do hotelu, miałby kłopoty, a nie chciał narażać swoich funduszy. Nie teraz, gdy był o krok od przełomu.

Niechętnie zostawił swoje eliksiry i wrócił na konferencję.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Hermiona spędziła ostatnie kilka godzin w laboratorium, pracując nad eliksirem numer trzynaście, i niechętnie wróciła do hotelu. Była rozdrażniona i z niecierpliwością wyczekiwała poniedziałku, żeby móc poświęcić tyle czasu, ile tylko zechce, na pracę nad wykorzystaniem kła węża w swojej najnowszej próbie. Ten weekend wydawał się niczym więcej niż frustracją i kolosalną stratą czasu.

Skoro mowa o kolosalnej stracie czasu, jej irytacja wzrosła, gdy zobaczyła Malfoya zmierzającego do recepcji i ściany z kluczami do pokoi.

— Malfoy — powiedziała sztywno.

— Granger.

Oboje machnęli różdżkami w stronę ściany, ale tylko jeden klucz się zaświecił. Sięgnęli po niego, po czym spojrzeli na siebie gniewnie.

— To mój klucz.

— Nie, zapewniam cię, że to mój klucz.

Patrzyli na siebie przez kilka sekund. Malfoy miał czelność unieść brew. Hermiona skrzywiła się i ponownie rzuciła zaklęcie.

Klucz zaświecił się na zielono.

Uśmiech, jaki mu posłała, sięgając po klucz, był wręcz dziki. Ale on uderzył różdżką o jej kostki i ostry ból przeszył jej dłoń. Zanim zdążyła zareagować, machnął nadgarstkiem, ponownie rzucając zaklęcie lokalizujące.

Ten sam klucz zaświecił się na zielono.

Powolne zrozumienie przebiegło po kręgosłupie Hermiony. Zamknęła oczy, ściskając nasadę nosa, gdy determinacja ogarnęła jej ramiona.

Malfoy odwrócił się do niej z przerażeniem i lekko otwartymi ustami. Zignorowała go i ruszyła w stronę recepcji.

Recepcjonistka była świadkiem całej tej tragedii i już przeglądała arkusz, a panika widoczna była w jej sztywnej postawie.

— Wygląda na to, że doszło do pomyłki — warknął Malfoy swoim najbardziej wyniosłym tonem Dziedzica Malfoyów. — Z jakiegoś powodu zaklęcie tej kobiety podświetla mój klucz do pokoju. Natychmiast to wyjaśnij.

— Przepraszam bardzo, ale to ty próbujesz przejąć klucz do mojego pokoju.

Oboje z oczekiwaniem odwrócili się do recepcjonistki, która z bladą twarzą przeglądała zaczarowany arkusz kalkulacyjny przed sobą.

Odchrząknęła, po czym szybko spojrzała na nich oboje i cicho powiedziała:

— Obawiam się, że nastąpił błąd po naszej stronie.

— Jaki błąd? — zapytał Malfoy przez zaciśnięte zęby.

Recepcjonistka zachichotała nerwowo.

— Obawiam się, że macie państwo zarezerwowany ten sam pokój.

Zamarli w bezruchu.

— Więc przenieście ją do innego pokoju — warknął Malfoy po chwili, prostując się na całą wysokość.

Zanim Hermiona zdążyła odpowiedzieć, recepcjonistka skrzywiła się i wyjaśniła lekko pospiesznie:

— Obawiam się, że nie ma już wolnych pokoi. Wszystkie zostały zarezerwowane na konferencję.

Oboje mrugali na nią przez chwilę, dwie, może trzy.

Hermiona nie odwróciła się, żeby na niego spojrzeć, ale wiedziała, że Malfoya zamurowało.

W końcu odzyskał nieco zdolności mówienia i wycedził:

— Co to właściwie znaczy?

Recepcjonistka miała dość odwagi, żeby lekko się skrzywić.

— To znaczy, że albo będą państwo dzielić pokój, albo skorzystają państwo z innego hotelu.

Malfoy zaklął. Hermiona również. Najbliższy magiczny hotel znajdował się w innym hrabstwie i był trzy razy droższy.

Malfoy miał czelność odwrócić się do niej z oczekiwaniem. Nie musiał nawet nic mówić, bez trudu odczytała jego twarz.

— Nie udam się do innego hotelu — oświadczyła wyniośle. — Ale ty możesz.

— Nie zrobię tego. Po co miałbym? To mój pokój.

Zacisnął szczękę, a ona zacisnęła usta.

Recepcjonistka spojrzała na nich.

— Więc będą państwo dzielić pokój? — zapytała niepewnie.

Wpatrywali się w siebie przez kolejną, pełną napięcia sekundę, czekając, aż druga osoba się wycofa. Jego mina wciąż wyrażała oczekiwanie. Hermiona zacisnęła zęby.

Naprawdę oczekuje, że się wycofam, prawda? Zadufany drań.

Recepcjonistka odchrząknęła.

Hermiona odwróciła się i obdarzyła kobietę swoim najszczerszym, sztucznym uśmiechem.

— Podzielimy się. — Czuła na policzku gorące spojrzenie Malfoya. Odwróciła się do niego, unosząc brwi. — Prawda, Malfoy? Jesteśmy dorośli. Możemy dzielić pokój, prawda?

Hermiona obserwowała, jak kilka wściekłych wyrazów twarzy przemknęło przez rysy Malfoya, zanim obdarzył ją ironicznym uśmieszkiem. Odwracając się z powrotem do recepcjonistki, powiedział:

— Oczywiście, to żaden problem.

Podróż do pokoju była co najmniej lodowata. Oboje nie zwracali na siebie uwagi i stali jak najdalej od siebie w windzie, stoicko nie patrząc na siebie.

Kiedy dotarli do drzwi, nastąpiła niezręczna sytuacja, gdy oboje próbowali je otworzyć w tym samym momencie.

Hermiona fuknęła, unosząc ręce.

— Na Merlina, sam to zrób.

Malfoy machnął różdżką i wpuścił ich oboje do środka.

Pokój był malutki.

Ledwo starczyło miejsca na podwójne łóżko — które zdawało się spełniać te kryteria — szafa od podłogi do sufitu i wąski stolik przy oknie, na którym stała miska hotelowa (można było zapisać ulubioną przekąskę na kawałku pergaminu i wrzucić ją tam, a ona się pojawi. Były horrendalnie drogie). Na lewo, przy wejściu znajdowała się mała łazienka. Bez wanny, tylko prysznic.

Łazienka nie wyglądała na zbyt małą, ale zdecydowanie nie było w niej wystarczająco dużo miejsca, by dwie osoby mogły zachować między sobą niezbędny dystans.

Oboje zatrzymali się tuż za progiem, chłonąc wszystko wzrokiem.

— Kurwa — wyszeptał Malfoy.

— Kurwa — powtórzyła Hermiona.

— Transmutuję łóżko — powiedział Draco po kilku długich, niezręcznych sekundach i zdecydowanym krokiem podszedł bliżej.

Hermiona rzuciła torbę na podłogę, skrzyżowała ramiona i patrzyła.

Zdecydowanie machnął różdżką i pewnym głosem wypowiedział:

Separatum.

Nic się nie stało. Zmarszczył brwi i spróbował ponownie.

Wciąż nic. Warknął z frustracją i powtórzył to samo, wypowiadając słowo przez zaciśnięte zęby.

Nic.

Hermiona prychnęła.

— To Se-PA-ratum, a nie Sepa-RA-tum — poinstruowała go.

Spojrzał na nią gniewnie.

— Wiem, jak się to wymawia, Granger. Nie jestem imbecylem.

Hermiona przewróciła oczami i wyjęła różdżkę.

— Jasne — mruknęła. — Po prostu daj mi spróbować.

— Śmiało, Granger — wycedził i oparł się o ścianę ze skrzyżowanymi ramionami.

Rzuciła zaklęcie i czekała.

Nic się nie stało. Zrobiła to jeszcze raz. Bez zmian. Syknęła, a potem rzuciła zaklęcie diagnostyczne.

— Rzucili na nie cholerne zaklęcie antytransmutacyjne.

— Co ty nie powiesz.

Hermiona zamknęła oczy i policzyła do trzech. Jej cierpliwość wobec Malfoya była na wyczerpaniu nawet w najlepszych chwilach, ale teraz wisiała na włosku.

— Dobrze. No cóż. — Hermiona rozejrzała się po pokoju, nie mogąc skupić wzroku na łóżku zbyt długo. — Po prostu… będę spała na podłodze. Jestem pewna, że mogę przemienić moją teczkę w materac, czy coś.

— Nie zrobisz czegoś takiego — odparł natychmiast Malfoy. — Ja będę spał na podłodze.

Wyglądał na równie przerażonego wizją jej spania na podłodze, co zbolałego na samą myśl, że to on powinien to zrobić.

— O nie. Nie możesz próbować mnie prześcignąć, udając szarmanckiego — odwarknęła natychmiast.

Niemal słyszała zgrzytanie zębów przez pokój.

— Co więc proponujesz?

Hermiona spojrzała na łóżko, potem z powrotem na Malfoya i znowu na łóżko. Oblizała zęby, a potem wyprostowała ramiona.

— Będziemy musieli się podzielić.

— Dobrze.

— Świetnie.

Oboje spojrzeli na łóżko.

— Idę pod prysznic — powiedziała sztywno Hermiona i weszła do łazienki.

Wzięła znacznie dłuższy prysznic niż zwykle. Myjąc twarz, miała nadzieję, po raz pierwszy w życiu, że magia nie sprawi, że rury z gorącą wodą staną się bezużyteczne, bo z przyjemnością zużyłaby całą gorącą wodę.

Zamiast tego postanowiła spędzić ponad godzinę i zastosować wszystkie możliwe zabiegi upiększające, jakie tylko przyszły jej do głowy. W końcu jednak musiała przyznać się do porażki i założyła piżamę. Otworzyła drzwi, żeby wrócić do sypialni i stanęła twarzą w twarz z ramieniem Malfoya.

Uniósł rękę, jakby miał zamiar zapukać, a na twarzy malowała się wrogość.

— Salazarze, długo ci to zajęło, prawda?

Hermiona uśmiechnęła się do niego beznamiętnie i przeszła obok. Zatrzasnął za sobą drzwi.

Ponownie rozejrzała się po łóżku. Było wystarczająco duże dla nich dwojga, ale tylko na chwilę. Nie było sposobu, żeby którekolwiek z nich zapomniało o obecności drugiego. Gdyby któreś z nich się poruszyło, choćby odrobinę, drugie natychmiast by to wyczuło.

Nie było nawet miejsca, żeby wsunąć między nich poduszkę.

Zerknęła na podłogę. Pomimo wcześniejszych słów, nigdzie nie było wystarczająco dużo miejsca, żeby którekolwiek z nich spróbowało wygodnie zasnąć.

Hermiona zakryła oczy dłońmi.

Jak to się stało? Jak znalazłam się w tej sytuacji z cholernym Draco Malfoyem? — pomyślała.

Prysznic się wyłączył, więc Hermiona postanowiła po prostu położyć się do łóżka. Może uda jej się sprawić wrażenie, że już śpi. Rzuciwszy torbę w kąt, wybrała prawą stronę i wsunęła się pod kołdrę. Materac był jednocześnie miękki i za twardy, a poduszka grudkowata. Westchnęła, odchyliła głowę i zakryła oczy ramieniem.

Drzwi łazienki się otworzyły i usłyszała, jak Malfoy wchodzi z powrotem do pokoju. Jego torba uderzyła o podłogę, a potem zapadła podejrzana cisza. Hermiona uchyliła powiekę i uniosła lekko rękę, żeby zobaczyć, co robi. Wpatrywał się w łóżko ze skomplikowanym wyrazem twarzy. W jego oczach malowało się przerażenie, postawa była sztywna i nieugięta, ale w oczach dostrzegła coś jeszcze. Nie miała najlepszego kąta, żeby mu się dobrze przyjrzeć, i zanim zdążyła pomyśleć o zmianie pozycji, otrząsnął się z zamyślenia i przeszedł na drugą stronę łóżka.

Natychmiast zamknęła oczy i mocniej przycisnęła rękę do twarzy. Jak dziecko, a skoro go nie widziała, to znaczy, że nie mogło go tu być, i nie zamierzali dzielić łóżka. To się nie działo.

Poczuła, jak jego ciężar ugina materac po lewej stronie.

Zdecydowanie to się działo.

Hermiona przewróciła się na bok, zakrywając kołdrą pachy. Poczuła ostre szarpnięcie i ciche przekleństwo przesączające się przez ciemność.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Draco był świadomy wszystkiego. Czuł każdy wdech i dostrzegał każdy ruch ciała Granger obok siebie. Nie mógł wyrzucić z głowy widoku jej w piżamie. Wyglądała tak… rozpraszająco. To go wkurzało.

Pociągnął kołdrę, próbując się przykryć, ale napotkał opór.

Spróbował ponownie.

Opór nie ustawał.

— Granger. — Jego głos brzmiał szorstko i chrapliwie. — Przestań zabierać tę cholerną kołdrę.

— Nie zabieram.

— Dlaczego połowa mojego ciała jest wystawiona na działanie żywiołów?

Poczuł, jak materac lekko się ugina, gdy wzruszyła ramionami.

— Może dlatego, że jesteś potwornie wysoki?

Pociągnął jeszcze raz, mocno, aż w końcu ustąpiło i udało mu się zakryć nogi. Niestety, siła z jaką naciągnął kołdrę, sprawiła, że Granger odwróciła się wraz z nią. Jej włosy opadły na poduszkę i jego.

Pachniały pomarańczą i bergamotką. Zrzucił je.

— Proszę, zostań po swojej stronie łóżka.

— To przestań zajmować całe miejsce — odparła.

Czemu nie mogła udać się do innego hotelu? Czemu on tego nie zrobił? W tym tempie w ogóle nie zaśnie.

Coś otarło się o jego nogę i całe jego ciało zesztywniało, przeszył go nagły dreszcz. Doznania zniknęły niemal natychmiast, gdy je poczuł, ale usłyszał, jak jej oddech się zacina.

— Dlaczego twoje nogi leżą po mojej stronie łóżka? — syknęła, ale w jej głosie słychać było zadyszkę, która niwelowała ewentualny jad.

— Nie leżą, właśnie mnie kopnęłaś. Postaraj się nie ruszać, a nie będzie problemu.

Granger nie odpowiedziała, ale usłyszał, jak sapnęła i przewróciła się na drugi bok. Materac się zapadł. Draco głęboko wciągnął powietrze.

Było mu za gorąco. Jego skóra była spocona i napięta. Powietrze było zbyt blisko. Krew dudniła mu pod skórą nieprzerwalnym rytmem, a on mógł się skupić tylko na czuciu jej ciała obok siebie, na rytmie jej oddechu i na tym, jak wszystkie włosy na jego ramionach stawały dęba, gdy czuł, jak się porusza. To było okropne, rozpraszające i nie sprzyjało zasypianiu.

Draco sapnął i przewrócił się na bok, plecami do niej.

______________

Witajcie :) późnym wieczorem zapraszam na nowe, krótkie tłumaczenie. Komedia pomyłek, pełna zabawnych sytuacji, kłótni i dzikiej Hermiony. Tłumacząc je, świetnie się bawię i już dawno chciałam je opublikować, ale jakoś się nie składało. Pomyślałam, że to dobry pomysł na świąteczną niespodziankę. Więc jak wrażenia? Dajcie znać! :)

Być może jeszcze w tym tygodniu wpadnie kolejny rozdział, może w niedzielę. Jeśli nie to wszystkiego dobrego na święta. :)

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy