Dzień pierwszy
Hermiona
przybyła na konferencję, trzymając w ręce luźne arkusze pergaminu, mając
pospiesznie zapięte guziki płaszcza i rozczochrane włosy.
Davis
i Yvonne już byli, ale ona chciała skorygować jeszcze jedną zmienną w eliksirze
numer trzynaście i, jak można było się spodziewać, straciła poczucie czasu,
porównując wyniki.
I
tak nie chciała być na tej konferencji. Hermiona byłaby o wiele cenniejsza dla
Piersona i Watkirka w swoim laboratorium, prowadząc ważne eksperymenty —
zamiast słuchając nudnych, niedopracowanych i nieprzemyślanych wykładów mało
inspirujących mistrzów eliksirów.
A
jednak była tutaj, bo choć wściekała się na decyzje przełożonych, robienie
tego, czego od niej żądali, było dosłownie wpisane w jej kontrakt. A to było
jak dotąd najlepsze laboratorium, w którym mogła kontynuować swoją pracę.
Zaniepokojona,
przeszła przez atrium hotelu, w którym odbywał się doroczny Zjazd Brodericka
Dotyczący Eliksirów, i ruszyła ku głównej sali konferencyjnej. Hermiona rzadko
zapamiętywała szczegóły, które uważała za nieistotne w jej codziennym życiu.
Meldując
się, wzięła identyfikator i przypięła go do swetra szybkim, cichym zaklęciem,
po czym udała się do sali wykładowej numer jeden.
Na
szczęście wykład inauguracyjny jeszcze się nie zaczął, ale dzieliło ją od tego
zaledwie kilka minut, a sala była już pełna.
Dostrzegła
kilka pustych krzeseł tuż przy szokująco różowych włosach Yvonne, ale stały na
środku i Hermionie nie do końca podobała się męka przeciskania się między
grupką mężczyzn, którzy gapili się na jej tyłek i żartowali z pożądliwości, że
mogłaby im usiąść na kolanach, gdyby chciała.
Niestety,
została w ostatnim rzędzie, w którym siedziało tylko kilka znudzonych gości.
Westchnęła,
weszła po schodach i usiadła na krześle.
Wyjmując
pergamin i mugolski długopis (zaraz po opuszczeniu Hogwartu Hermiona
natychmiast wróciła do długopisów i ołówków, ponieważ pióra i atrament były
zbyt niepewne w pracy, którą chciała wykonywać), w myślach wymieniła kilka
zaklęć, które mogłaby rzucić, by lepiej słyszeć mówiącego, na wypadek gdyby nie
chciało mu się rzucać zaklęcia wzmacniającego dźwięk.
Była
tak skupiona na własnych myślach, że nie zauważyła butów ze smoczej skóry,
które pojawiły się w jej polu widzenia, ani nie usłyszała pierwszej prośby o
przesunięcie się.
—
Na Salazara, Granger. Mam tu stać przez cały weekend?
Lodowy
ton wyrwał Hermionę z zamyślenia i spojrzała w twarz nikogo innego, tylko
samego Draco Malfoya.
Poczuła,
jak szyderczy uśmieszek wykrzywia jej twarz, zanim mózg zdążył się zorientować.
—
Co ty tu robisz?
Malfoy
przewrócił oczami, a potem mimo wszystko przepchnął się obok niej, uderzając ją
w nogi i sprawiając, że pergamin i długopis, które trzymała na kolanie, spadły
na podłogę.
—
Jestem Mistrzem Eliksirów, a to jest konferencja ich dotycząca, więc z
pewnością Najbystrzejsza Czarownica Swojego Pokolenia potrafi dodać dwa do dwóch.
Sposób,
w jaki wypowiedział jej znienawidzony tytuł, kipiał kpiną i okrucieństwem, a
jego głos był zimny. Więc dzisiaj
postanowił być sobą, pomyślała Hermiona.
Jej
burzliwe relacje z Draco podczas lat w Hogwarcie — pomimo zmowy z
czarnoksiężnikiem — stały się jeszcze bardziej antagonistyczne po wyjątkowo
nieprzyjemnej przygodzie sprzed kilku lat.
Nieświadomie
zostali umieszczeni razem w komisji i nie zgadzali się na wielu frontach,
między innymi co do najlepszego sposobu postępowania w przypadku eliksirów
nasennych w kontekście kipiących ogniem, stosowania proszku jednorożca w
leczeniu suszy oraz tego, czy używanie magii bezróżdżkowej w projektach
realizowanych we współpracy jest nieetyczne.
Można
śmiało powiedzieć, że ich wzajemna nienawiść tylko się nasiliła.
Do
tego stopnia, że kiedy oboje zgłosili swoje praco do corocznej nagrody w
dziedzinie eliksirów, wywiązała się między nimi nieprzyjemna rywalizacja
medialna, a Hermiona nigdy do końca nie pogodziła się z ostatecznym zwycięstwem
Malfoya. Starała się nie być rozgoryczona, ale kiedy praca o śluzie ślimaka
została uznana za „bardziej innowacyjną” niż jej artykuł o użyciu mugolskiej
ropy naftowej jako substytutu smoczych łusek w preparatach wzmacniających
skórę, trudno było zachować spokój.
Chociaż
medialny szum ucichł, gdy dorośli, a wizja pojedynku Odkupionego Malfoya ze
Złotą Dziewczyną straciła na aktualności, ich osobista rywalizacja nie osłabła.
Oboje
mieli słabość do naśmiewania się z siebie nawzajem, gdy któreś z nich
opublikowało artykuł w Tygodniku Mistrzów
Eliksirów.
I
oczywiście uwielbiali się dręczyć podczas corocznych Zjazdów Brodericka
Dotyczących Eliksirów. Jedno z nich niezmiennie zapisywało się na wszystkie
wydarzenia, w których uczestniczyło drugie, i vice versa. Malfoy często
kąśliwie wypowiadał się na temat jej prób włączenia mugolskiej nauki do swojej
pracy nad eliksirami. Nie żeby był jedyny. Praktyki Hermiony były wielokrotnie
krytykowane i omawiane. Nie powstrzymało jej to jednak przed próbami uczynienia
eliksirów bardziej przystępnymi, tańszymi i znacznie krótszymi w przygotowaniu
dla przeciętnego czarodzieja lub czarownicy.
Hermiona
naprawdę nie powinna być zaskoczona, że zastał ją na korytarzu, ani tym, że jak
zwykle był drażliwy.
Postanowiła
go zignorować, gdy usiadł obok niej. Ale wtedy musiał dostrzec jej notatki na
kolanach i powiedział:
—
Wciąż próbujesz wcisnąć mugolską naukę do swojej pracy, Granger? Myślałem, że
utrata Nagrody Rosary wystarczy, by cię od tego odwieść.
Możliwe,
że kopnęła nogą, odrobinę za daleko, zakładając nogę na nogę i strącając
kałamarz Malfoya z uchwytu, rozlewając go po jego notatkach i kolanach.
Rzuciła
udawaną przepraszającą minę, protekcjonalnie przypominając mu, że może pożyczyć
od niej jedno z jej długopisów, słodko tłumacząc mu, że to właśnie czyni mugolską
„naukę” tak użyteczną.
—
Żadnych głupich, przypadkowych rozlań, skoro atrament jest w całości zamknięty.
Jego
spojrzenie było bardzo lodowate; tak przesadzone, że ledwo powstrzymała
uśmieszek, z trudem utrzymując udawany wyraz zaniepokojenia.
—
Właściwie próbuję słuchać wykładu — warknął i skierował wzrok na scenę przed
nimi.
Hermiona
uniosła brew i prychnęła.
—
Dlaczego? To ta sama bzdura, co w zeszłym roku. Wykład Trunklehorna i tak jest
dopiero o drugiej, a to jedyny ciekawy temat w dzisiejszym planie. Ale pewnie
strasznie się cieszysz na wykłady o śluzie ślimaka. Może napiszesz kolejny
artykuł o wszystkich jego właściwościach i dodasz go do setki innych
egzemplarzy, które mówią dokładnie to samo.
—
Więc po co w ogóle przyszłaś? Mogłaś pojawić się tylko na tym, jeśli tylko na
tym ci zależy.
Nie
mylił się. Ale zawsze istniała szansa, że pozostałe wykłady ją zaskoczą. Poza
tym, nigdy nie dałby jej spokoju, gdyby wybierała sobie wykłady. Hermiona
wiedziała, że to fakt. Bo nigdy nie dałaby mu
spokoju, gdyby zrobił to samo.
Więc,
choć była pewna, że większość wykładów w ten weekend okaże się zbędna — po co
używać skórki gumochłona do słodkiej nalewki, skoro skórka mandarynki jest
równie skuteczna, o połowę tańsza i sprawia, że smakuje dziesięć razy lepiej —
Hermiona nie chciała, żeby Malfoy był w czymś lepszy od niej.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Wykładowczyni
weszła na scenę, zanim Draco zdążył odpowiedzieć Hermionie, i musiał zadowolić
się kipieniem złością w milczeniu, usuwając atrament ze spodni i pergaminu.
Draco
niekoniecznie wszedł do pomieszczenia i szukał Granger we własnej osobie.
Spóźnił się, bo Perkins, jego nic niewart asystent, spieprzył pomiary jednego z
długich warzeń i musiał wszystko powtórzyć. Nie żeby odkładał wyjazd na
konferencję, choć uważał je za coraz mniej przydatne, ale niech go diabli
wezmą, zanim pozwoli Granger iść na nie z kimś innym niż on. Przestanie
chodzić, kiedy ona to zrobi. Nie przyćmi go jako najlepsza Mistrzyni Eliksirów
w Wielkiej Brytanii. Pracował dziesięć razy ciężej niż ona, żeby dojść do tego
miejsca, i nawet Złota Dziewczyna nie mogła tego zepsuć.
Nie
słyszał ani słowa z tego, co powiedziała wykładowczyni otwierająca konferencję,
ale był prawie pewien, że Granger też nie. Robiła notatki, ale założyłby się o
wszystkie galeony, że tak naprawdę nie słuchała.
Zamiast
tego jego myśli powędrowały do jego aktualnego zestawu eliksirów i zaczął w
myślach dodawać i odejmować składniki, próbując znaleźć sposób na transport bez
ponoszenia zbyt dużych kosztów.
Draco
potrzebował kilku dezorientujących chwil, by uświadomić sobie, że wykład się
skończył i ludzie wstają, by przejść do innych sal wykładowych.
Mieli
dziesięć minut przerwy, podczas której ludzie mogli pójść po coś do picia,
porozmawiać, a w przypadku Draco, znaleźć względnie ustronne miejsce i
spróbować przypomnieć sobie stare obliczenia dotyczące eliksirów z siódmego
roku w Hogwarcie, ponieważ był pewien, że to rozwiąże jego problem.
Granger
odsunęła się od niego, nie oglądając się za siebie, i zobaczył, że rozmawia ze
znajomymi. Nienawidził wielu z nich. Rożowowłosa czarownica zawsze wyglądała na
kompletnie nieprofesjonalną, a drugi mężczyzna emanował dziwną aurą.
Draco
zostawił ją samą i znalazł dla siebie ustronne miejsce, gdzie mógł przejrzeć
swoje notatki i spróbować zacząć pracę nad swoimi badaniami, które miał oddać
za niecałe dwa miesiące. Cieszył się, że Granger nie było w pobliżu, żeby
„przypadkowo” wylać na niego więcej atramentu.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Po
pierwszym wykładzie Hermiona spotkała się z Davisem i Yvonne w hotelowym holu.
Davis tylko rzucił jej spojrzenie, po czym wrócił do swoich notatek. Yvonne
przewróciła oczami na widok jego pochylonej głowy, uśmiechnęła się przelotnie
do Hermiony i przytuliła ją jedną ręką.
—
Jak się sprawuje eliksir numer trzynaście?
Hermiona
wypuściła sfrustrowany oddech i zmarszczyła brwi. Yvonne zachichotała.
—
Wciąż puszcza różowe bańki?
Hermiona
skinęła głową.
—
Jesteś pewna, że przypadkiem nie wpadł do niego jeden z twoich włosów?
Yvonne
sapnęła i uniosła dłoń do piersi.
—
Jak śmiesz oskarżać mnie o tak bezpodstawny sabotaż? O hańbę!
Hermiona
zaśmiała się. Yvonne odpowiedziała jej uśmiechem.
Yvonne
była o kilka lat młodsza od Hermiony i uczyła się w Ilvermony, mimo że była Brytyjką.
Jej rodzice przeprowadzili się tam tuż przed dziesiątymi urodzinami Yvonne, z
powodu zbliżającej się wojny. Była chaotyczna, uwielbiała płatać figle i często
doprowadzała Hermionę do szału. Była jednak pierwszorzędną Mistrzynią Eliksirów
i ulubioną koleżanką Hermiony.
Davis
natomiast był na tym samym roku co Percy w Hogwarcie i najwyraźniej był równie
spięty jak on. Gardził wszystkim i wszystkimi oprócz siebie i swojej pracy.
Davis uważał, że Hermiona dostała posadę w firmie tylko dzięki więzi z Harrym i
przypominał jej o tym przy każdej okazji.
Miał
też niefortunny nawyk wpatrywania się w jej klatkę piersiową zamiast w twarz.
Choć
Hermiona nienawidziła Draco, to i tak nic w porównaniu z tym, co czuła do
Davisa. Przynajmniej Malfoy miał umiejętności, by uzasadniać swoje drwiny i
szyderstwa. Davis był po prostu drugorzędowym Mistrzem Eliksirów z kompleksem
niższości. Hermiona go nienawidziła.
Ale
był jej bezpośrednim przełożonym, więc musiała znosić go najlepiej, jak
potrafiła.
Ona
i Yvonne zostawiły Davisa, by wpatrywał się w swoje notatki, i poszły po kawę.
Hermiona z zadowoleniem pozwoliła Yvonne bezmyślnie paplać o jakiejś
czarownicy, z którą się spotykała. Słuchała, ale nie do końca. Połowa jej mózgu
słyszała, że kobieta nie zdjęła butów, kiedy weszły do mieszkania Yvonne, i nie
używała podstawki na stoliku kawowym, ale miała wielki talent językowy. Druga
połowa próbowała przejrzeć w myślach katalog składników i receptur eliksirów,
próbując ustalić, co mogłaby zrobić, by ulepszyć swój eliksir melancholii.
Z
atrium rozległ się okrzyk wzywający na kolejną sesję wykładów, a grupy zaczęły
się rozchodzić po salach wykładowych.
Nic
dziwnego, że Draco i Hermiona zapisali się na ten sam wykład. Tym razem Draco
zajął miejsce, zanim Hermiona weszła, i zasalutował jej szyderczo, gdy tylko
złapał jej spojrzenie. Spojrzała na niego gniewnie, przeszła kilka rzędów i
postanowiła go ignorować przez cały wykład.
Jak
się spodziewała, była to strata czasu
i po siedmiu minutach przestała słuchać. Hermiona rzuciła na długopis swoje
ulubione zaklęcie notujące i wróciła do rozmyślań, kontynuując analizę różnych
wariantów eliksiru numer trzynaście. Udało jej się zawęzić listę do sześciu do
końca wykładu i nie mogła się doczekać, aż weekend się skończy, żeby móc wrócić
do laboratorium i je przetestować.
Ciekawe, czy ktoś by zauważył,
gdybym się teraz wymknęła i spróbowała jednego z nich przed wykładem o
czternastej? — zamyśliła się,
pakując torbę.
Draco,
jakby usłyszał jej tok myślenia, podszedł do niej, gdy wychodzili z sali.
—
Więc co sądzisz o metodzie Doherty’ego, polegającej na ekstrakcji ślimaków?
Hermiona
zesztywniała. Zamrugała, patrząc na niego, a potem zobaczyła, jak jego usta
wyginają się w ten okropny uśmieszek. Uniosła brodę.
—
Osobiście bym tego nie użyła — powiedziała wyniośle.
Uśmieszek
wciąż malował się na jego twarzy. Hermiona westchnęła.
—
Doherty nie wspomniał nic o ślimakach na tym wykładzie — powiedział z
samozadowoleniem. — Wygląda na to, że ktoś nie był skupiony.
Jego
ostatnie słowa wybrzmiały śpiewnym tonem.
Hermiona
wykrzywiła usta.
—
Nieważne — powiedziała lekceważąco. — I tak to była kompletna strata czasu.
Przestałam słuchać, kiedy pomylił jednostkę miary dla łez jednorożca.
Uśmieszek
Draco nie schodził z jego głupiej twarzy. Po prostu nucił coś pod nosem i
odszedł. Odepchnęła jego oddalającą się rękę i pospieszyła na kolejny wykład.
Resztę
poranka spędziła na ogłupiającej nudzie. Do lunchu wyczerpała wszystkie formuły
myślowe i uciekła się do próby wyliczenia wszystkich rebelii goblinów między
trzynastym a czternastym wiekiem.
Ale
po obiedzie o drugiej po południu odbywał się panel dyskusyjny, na którego
czele stał Alfred Trunklehorn. Jego praca nad skórą jaszczurek w ciągu
ostatniej dekady całkowicie odmieniła sposób, w jaki branża traktowała zasoby
płazów. Był nie tylko mistrzem najwyższej klasy, ale też fantastycznym mówcą, a
jego wykłady zawsze były przejmujące. To był jeden z niewielu powodów, dla
których pozwoliła się wysyłać na te konferencje.
Trunklehorn
był dla niej Victorem Krumem i właśnie w takich chwilach zrozumiała fanatyzm
kibiców Quidditcha. Jeśli tak się czuli na widok swojej ulubionej drużyny, to
naprawdę nie mogła mieć im tego za złe.
Zrezygnowała
z lunchu, zamierzając dotrzeć do sali wcześniej, by zająć dobre miejsce i
pochłonąć sałatkę, którą ze sobą wzięła. Ale kiedy weszła na salę, okazało się,
że Hermiona nie była jedyną osobą, która wpadła na ten sam pomysł. Sala była w
ponad połowie pełna, a wszystkie dobre miejsca zajęte. Z ponurą miną znalazła
rząd pustych krzeseł i rzuciła się na jedno z nich.
—
Ktoś zajął twoje ulubione miejsce, Granger?
Usłyszała
jedwabisty głos znad swojej głowy. Odwróciła się i zobaczyła, w rzędzie tuż za
sobą, Draco Malfoya.
Hermiona
zaklęła, cytując obrzydliwą kombinację, którą podłapała od Ginny, a Malfoy
uniósł brew. Patrzył tak, jakby był pod wrażeniem.
—
Śledzisz mnie w ten weekend? — zapytała, rzucając pudełko z sałatką na kolana.
Poczuła
się zdenerwowana i znowu nie w sosie.
—
Merlinie, jesteś dziś bardzo drażliwa. Chyba potrzebujesz się trochę
odstresować, Granger. Jest Montgomery? Z pewnością ucieszyłby się, gdybyś
pocałowała go w dupę i może wtedy trochę byś się rozluźniła.
Gdyby
Hermiona była postacią z kreskówek, które oglądała jako dziecko, para
buchnęłaby z jej uszu. Całe jej ciało zamarło w bezruchu, każdy mięsień
zesztywniał z napięcia, by nie odwrócić się i nie rzucić na Malfoya klątwy,
która pozbawiłaby go przytomności. Zmusiła się do zaczerpnięcia powietrza przez
zęby, a potem wypuszczenia go, po czym powtórzyła cały proces.
Krew
szumiała jej w głowie, co było korzystne, ponieważ oznaczało, że mogła się na
tym skupić, a nie na nienawistnych słowach, które Malfoy wciąż wygłaszał.
Jessup
Montgomery był wykładowcą na pierwszej konferencji, w której uczestniczyli
Malfoy i Hermiona. Pracowali wtedy w różnych laboratoriach i oboje byli jeszcze
dość nowi w tej dziedzinie. Hermiona była wielką fanką prac Montgomery’ego i
nie mogła się doczekać spotkania z nim. Chciała mu opowiedzieć, jak jego praca
o eliksirach pamięciowych pomogła jej rodzicom odzyskać pamięć. Spiesząc na
scenę, potknęła się o krzesło i spadła ze schodów, zwijając się tuż u jego
stóp.
Malfoy
nigdy nie pozwolił jej o tym zapomnieć.
—
Nie jesteśmy już tak przewrażliwieni w tym temacie, prawda? — Jego głos przebił
się przez jej natłok myśli i pomyślała, że jest o wiele bliżej niż wcześniej.
Zamknęła oczy i miała nadzieję, że sobie to wyobraziła. — Jestem pewny, że
Montgomery uznał za pochlebne to, że chciałaś mu pokazać majtki, ale nie możesz
winić tego mężczyzny za to, że po tym wszystkim chciał od ciebie trochę
przestrzeni.
Nie,
jego głos zdecydowanie się zbliżył. Hermiona otworzyła oczy i powoli odwróciła
się w lewo. I rzeczywiście, siedział tam Draco Malfoy, z jedną nogą figlarnie
przerzuconą przez drugą, prawą ręką zwisającą z oparcia krzesła, a koniuszki
palców muskały jej ramię.
—
Co ty, kurwa, robisz? — zapytała.
Uniósł
brew.
—
Czekam na rozpoczęcie wykładu, co ty robisz?
—
Nie — powiedziała przez zaciśnięte zęby. — Co ty robisz na krześle obok mnie?
Siedziałeś tam?
Wycelowała
palcem w tył.
Uśmiech
Draco poszerzył się.
—
Myślałem, że moglibyśmy porównać notatki. A przez porównanie mam na myśli, że
ty mogłabyś je napisać, a ja mógłbym je po prostu przepisać.
Hermiona
jęknęła i przycisnęła pięści do czoła.
—
Jesteś najbardziej nieznośną osobą, jaką kiedykolwiek miałam nieprzyjemność
poznać — wymamrotała przez przedramiona.
—
Wiem — odpowiedział śpiewnym głosem.
Uniosła
głowę, by spojrzeć na niego gniewnie.
Zanim
zdążyli wymienić kolejne obelgi, wykładowca wszedł na scenę, a tłum wybuchnął
brawami. Po kilku minutach Trunklehorn uniósł rękę i cała sala natychmiast
ucichła. Nawet Malfoy się wyprostował i pomimo drwin, wyciągnął własne pióro
(tym razem było to pióro z zabezpieczeniem przed wyciekaniem, do ponownego
napełniania, zauważyła Hermiona) i był gotowy do rozpoczęcia notowania.
Trunklehorn
był Bogiem Eliksirów. Hermiona już o tym wiedziała, ale mimo wszystko jego
wykład ją oczarował. Sposób, w jaki opowiadał o swoich badaniach i jak z taką
energią i kunsztem przeplatał praktyczne przykłady. Hermiona w końcu przestała
mówić wprost, rzuciła swoje ulubione zaklęcie notujące i postanowiła po prostu
obserwować go bez żadnych zakłóceń. Pochyliła się na kolanach, opierając brodę
na dłoni.
Trunklehorn
był w połowie przemówienia o zastosowaniu kłów węża, gdy poczuła mrowienie na
plecach, a w głębi jej umysłu zaczęła kiełkować myśl. Dostrzegła, że Draco
sztywnieje obok niej, ale nie spuszczała wzroku z wykładowcy, gdy zaczęła
przywoływać do głowy kolejne obrazy swoich notatek z badań. Jego oko miała
utkwione w notesie, a drugie w Trunklehornie, gdy powoli wszystko stawało się
jasne.
Draco
gwałtownie wciągnął powietrze i kątem oka zobaczyła, jak jego ręka przyspieszyła,
gdy zaczął gorączkowo skrobać po pergaminie. Było mnóstwo podkreśleń,
wykrzykników i agresywnego zakreślania punktów.
—
Widzicie, to właśnie jest w kłach węża tak wszechstronne; nadają eliksirowi elastyczność,
a także magiczną głębię. Warstwy jadu i przeciwciał, które znajdują się w
szpiku kostnym kła, są niezrównane w warzeniu eliksirów — nie potrafię
wystarczająco podkreślić, jak niedoceniany jest to składnik — mówił
Trunklehorn.
Mózg
Hermiony pracował z prędkością światła, w myślach dodawał i odejmował, warzył i
obliczał.
Tajnym
składnikiem, którego potrzebowała do swojego eliksiru był kieł węża.
Wykład
dobiegł końca, a ona i Draco natychmiast zerwali się na równe nogi, wpychając
papiery do teczek i zarzucając kurtki na jedną rękę. Hermiona odepchnęłaby
Draco, gdyby nie szedł już przejściem i nie wychodził przez drzwi. Wybiegła za
nim i pobiegła w kierunku, gdzie widziała Yvonne rozmawiającą z chłopakiem z
personelu hotelowego.
—
Hermiono! — Yvonne uśmiechnęła się do niej, gdy do nich dotarła. — Jak wykład
Trunklehorna? Nie mogłam znaleźć miejsca, ale mam nadzieję, że zrobiłaś dla
mnie notatki…
—
Kieł węża! — wybuchła Hermiona, a jej podekscytowanie przerwało Yvonne w pół
zdania.
—
Przepraszam?
—
Właśnie tego mi brakuje! Ale nie wiem, o który konkretnie kieł węża chodzi.
Muszę wracać do laboratorium, więc musisz to wziąć — wcisnęła Yvonne swój
zaczarowany długopis w dłoń — i zrobić dla mnie notatki. Proszę. Nie będzie
mnie tylko godzinę, muszę tylko to zapisać w metodzie, zanim zapomnę o
szczegółach.
Yvonne
przyglądała się długopisowi, trzymając go między opuszkami palców, jakby to
były dziwne przedmioty.
—
Ale jak ja mam to używać?
—
Dosłownie trzyma się go tak samo, jak pióro, po prostu przykłada się końcówkę —
nie, nie tę, tą ostrą, o tak. Przyłóż końcówkę do pergaminu, a on powinien po
prostu spisać punkty z wykładu.
Z
tym pospiesznym poleceniem Hermiona pobiegła w stronę kominka z podpiętą Siecią
Fiuu i wróciła do swojego laboratorium.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Draco
wybiegł z sali i skierował się prosto do kominka z Siecią Fiuu. Zazwyczaj nie
zapisywał się na żadne wykłady zaraz po tym Trunklehorna, bo chciał mieć
godzinę na omówienie tego, co usłyszał, ale widział nazwisko Granger na liście
chętnych, więc miał związane ręce. Musiał więc zadowolić się zaufaniem swojemu
bezużytecznemu asystentowi. Wrzuciwszy proch do ognia, wsadził głowę do środka
i zawołał Grantham i Kelpie, laboratorium
numer siedem.
—
Perkins — warknął, gdy tylko głowa chłopaka pojawiła się w płomieniach. — Weź
pióro i zapasowy kawałek pergaminu, tak, natychmiast, oczywiście, że
natychmiast. Dobrze, teraz uważaj, musisz to dobrze zrobić. Chcę, żebyś
natychmiast zaczął badać różne rodzaje kłów węży i ich związek z rozwojem.
Zawęź typy, które mają odniesienie do tego, co mamy w aktach — czy zapisujesz
to wszystko? Nie chcę, żebyś ufał swojej pamięci, wiesz, że nie jest zbyt
dobra. Dobrze, dobrze. Więc potrzebuję, żebyś porównał te zapytania z naszymi
eksperymentami, gdy używaliśmy oczy chrząszczy i sprawdził, czy będą
kompatybilne z partiami od czterdzieści trzy do sześćdziesiąt osiem. Chcę, żeby
wszystko było gotowe do końca weekendu. Spodziewam się raportu z wynikami na
moim biurku punktualnie o dziewiątej rano w poniedziałek, jasne? Postaram się
wpaść po tym wykładzie na kilka godzin, wtedy sprawdzę twoje postępy.
Perkins
wyglądał na bladego jak ściana, gdy przytakiwał, jąkając się. Draco nie miał
czasu na pierdolenie. Perkins był idiotą, ale też najlepszym asystentem,
jakiego Draco miał do tej pory, i jeszcze niczego nie schrzanił. Gdyby chłopak
wiedział, co jest dla niego dobre, potraktowałby to zadanie priorytetowo.
Wstając, Draco otrzepał sadzę z ramion, zebrał notatki i torbę, i pospieszył na
salę wykładową. Oby Granger nie siedziała znów na środku i będzie mógł usiąść
obok niej.
Założył,
że wykład wydał jej się równie interesujący jak jemu. Nie wiedział, co
konkretnie z niego wyniosła, ale był prawie pewien, że słyszał, jak krzyczy kieł węża do swojej różowowłosej
koleżanki. Lepiej, żeby nie pracowała nad czymś podobnym. To był jego projekt i
nie zamierzał dzielić się chwałą swoich okryć z tą nieznośną mądralą. Musiał
zrobić wszystko, by dać jej to jasno do zrozumienia podczas następnego wykładu.
Ale
kiedy wpadł do pomieszczenia i jego wzrok natychmiast powędrował w poszukiwaniu
absurdalnie bujnych włosów, nic nie znalazł.
Co? Gdzie ona jest? Merlinie,
opuściła wykład.
Z
początku narastało w nim oburzenie. Postanowił powierzyć te ważne badania swojej
ledwie kompetentnemu asystentowi, a ona opuściła wykład? Ale potem dotarła do
niego rzeczywistość.
Hermiona
Granger opuściła wykład, na którym miała być. Och, ileż to miało mu dać
amunicji. Usiadł obok jakiegoś nudnego staruszka i splótł palce za głową. Nie
miało znaczenia, jak nudny był ten wykład. Draco był, a Granger nie. Ona
opuściła wykład, a on nie. Złamała zasady, a Draco miał moc, by jej o tym
przypominać do końca życia.
Czas
nie płynął szybko, bez względu na to, jak bardzo to odkrycie wprawiło Draco w
zachwyt. Wykładowca był nudny, a jego temat jeszcze nudniejszy, ale Draco
zabijał czas, próbując rozwiązać z pamięci obliczenia dotyczące eliksirów.
Narysował
też karykaturę Granger nabijaną na te jej głupie długopisy. I jedną, na której
znowu spadła ze schodów. Na innej Granger jeździła na hipogryfie, a potem
spadła z niego. Czas minął więc znośnie.
Kiedy
wykład dobiegł końca, Draco jako pierwszy wyszedł za drzwi i postanowił oprzeć
się o punkt informacyjny, tak że znalazł się naprzeciwko kominków z Siecią
Fiuu. Wygiął biodro i skrzyżował ramiona.
Granger
wyskoczyła przez kratę w natłoku niesfornych włosów, papierów… i wyrazem
dzikiej radości. Draco zamrugał. Dostrzegła go i zatrzymała się gwałtownie.
Jej
grymas w odpowiedzi był oczyszczający.
Odepchnął
się od biurka i podszedł do niej.
—
No cóż, ktoś uznał się za zbyt ważnego, żeby wysłuchiwać cennych informacji,
które nasi pracodawcy nam przesłali. Miałaś umówioną wizytę u fryzjera? Bo
jeśli tak, powinnaś go zwolnić. Jest beznadziejny w swojej pracy.
Hermiona
wpatrywała się w niego z otwartymi oczami.
—
Co to za obelga? — Zamrugał. — Stać cię na więcej, Malfoy, ogarnij się.
To…
Nie tak miała zareagować. Próbował się otrząsnąć.
—
Przegapiłaś świetny wykład. Bardzo pouczający. Parę skomplikowanych, pomocnych
nowych formuł.
Posłał
jej swój firmowy, protekcjonalny uśmiech.
Granger
tylko uniosła brwi.
—
Ach tak — odpowiedziała niemal równie protekcjonalnym tonem. — Wykład Gorrella
o gumochłonach to coś, czego z pewnością będę żałować do końca mojej kariery.
Gdybym tylko była na tyle przezorna, żeby poprosić cię o robienie notatek!
Uśmiechnęła
się do niego sztucznie i ruszyła w stronę następnej Sali wykładowej.
—
I tak bym ich dla ciebie nie zrobił, Granger. Nie uczysz się, przepisując cudze
notatki.
W
tym momencie podeszła do nich różowo włosa kobieta i podała Granger zeszyt i
ten swój dziwaczny długopis.
—
Boże, to był najnudniejszy wykład, na jakim kiedykolwiek byłam. Czemu się na to
zapisałaś? W każdym razie, oto twoje notatki. To jakaś sprytna magia, którą na
to nałożyłaś.
Dziewczyna
uśmiechnęła się do Hermiony i rzuciła Draco spojrzenie. Uśmiechnęła się również
do niego, ale nie odwzajemnił gestu.
Przewróciła
oczami i odeszła.
—
Wcale nie potrzebowałaś moich notatek — powiedział sucho. — To i tak liczy się
jako oszustwo, bo to nie były twoje notatki.
Widział,
że to brzmi desperacko, ale nie potrafił się nie przejąć.
—
Właściwie — mruknęła śpiewającym tonem, otwierając drzwi. — Ten długopis jest
zaczarowany zaklęciem, które sama stworzyłam — podobnym do tego, którego Skeeter
używała na swoim piórze do szybkich notatek. Jest zaczarowany na wykłady i
zapisuje informacje, które moim zdaniem byłyby przydatne w moim sposobie
robienia notatek. Więc tak naprawdę to moje notatki. Yvonne nic nie napisała. I
w sumie to dobrze, bo jej umiejętności robienia notatek pozostawiają wiele do
życzenia.
Zajęli
już swoje miejsca, oboje odruchowo usiedli obok siebie. Draco kilka razy
zacisnął szczękę.
—
Jesteś irytująca.
W
końcu poczuł satysfakcję.
Prychnęła.
—
Ty też. A teraz, możesz się zamknąć?
Zmrużył
oczy, patrząc na nią.
—
Czemu jesteś w takim dobrym humorze?
Granger
tylko wzruszyła ramionami.
—
Dokonałam przełomu.
Wykładowcy
wyszli na scenę, zanim Draco zdążył zadać kolejne pytania.
Nie
wysłuchał ani słowa z wykładu, myślami wciąż tkwiąc w swoim laboratorium i
myśląc o odkryciach Perkinsa.
Kiedy
wykład się skończył, Draco pobiegł prosto do kominka i stamtąd do laboratorium,
gdzie na szczęście Perkins czekał na niego z cennymi informacjami.
—
Och, więc potrafisz wykonywać swoją pracę? Wspaniale. Pamiętaj o tym dniu,
następnym razem, gdy spieprzysz prostą transfuzję.
Perkins,
trzeba mu było przyznać, nawet nie mrugnął okiem. Po prostu natychmiast wskazał
na wyniki, a następnie wrócił na swoje stanowisko pracy.
Draco
pracował, aż nadszedł czas powrotu na konferencję. Najbardziej irytującym
aspektem całego weekendu było to, że każdy uczestnik miał zapewniony nocleg w
hotelu i wszystkie firmy dawno temu rezerwowały pokoje. Draco chciał tylko
zostać w laboratorium, dopóki nie poczuje się bardzo śpiący, a potem aportować
się do pokoju na kilka godzin snu, wrócić, by sprawdzić postępy i ruszyć w
drogę powrotną. Niestety, gdyby jego szefowie dowiedzieli się, że nie wrócił do
hotelu, miałby kłopoty, a nie chciał narażać swoich funduszy. Nie teraz, gdy
był o krok od przełomu.
Niechętnie
zostawił swoje eliksiry i wrócił na konferencję.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hermiona
spędziła ostatnie kilka godzin w laboratorium, pracując nad eliksirem numer
trzynaście, i niechętnie wróciła do hotelu. Była rozdrażniona i z niecierpliwością
wyczekiwała poniedziałku, żeby móc poświęcić tyle czasu, ile tylko zechce, na
pracę nad wykorzystaniem kła węża w swojej najnowszej próbie. Ten weekend
wydawał się niczym więcej niż frustracją i kolosalną stratą czasu.
Skoro
mowa o kolosalnej stracie czasu, jej irytacja wzrosła, gdy zobaczyła Malfoya
zmierzającego do recepcji i ściany z kluczami do pokoi.
—
Malfoy — powiedziała sztywno.
—
Granger.
Oboje
machnęli różdżkami w stronę ściany, ale tylko jeden klucz się zaświecił.
Sięgnęli po niego, po czym spojrzeli na siebie gniewnie.
—
To mój klucz.
—
Nie, zapewniam cię, że to mój klucz.
Patrzyli
na siebie przez kilka sekund. Malfoy miał czelność unieść brew. Hermiona
skrzywiła się i ponownie rzuciła zaklęcie.
Klucz
zaświecił się na zielono.
Uśmiech,
jaki mu posłała, sięgając po klucz, był wręcz dziki. Ale on uderzył różdżką o
jej kostki i ostry ból przeszył jej dłoń. Zanim zdążyła zareagować, machnął
nadgarstkiem, ponownie rzucając zaklęcie lokalizujące.
Ten
sam klucz zaświecił się na zielono.
Powolne
zrozumienie przebiegło po kręgosłupie Hermiony. Zamknęła oczy, ściskając nasadę
nosa, gdy determinacja ogarnęła jej ramiona.
Malfoy
odwrócił się do niej z przerażeniem i lekko otwartymi ustami. Zignorowała go i
ruszyła w stronę recepcji.
Recepcjonistka
była świadkiem całej tej tragedii i już przeglądała arkusz, a panika widoczna
była w jej sztywnej postawie.
—
Wygląda na to, że doszło do pomyłki — warknął Malfoy swoim najbardziej
wyniosłym tonem Dziedzica Malfoyów. — Z jakiegoś powodu zaklęcie tej kobiety
podświetla mój klucz do pokoju. Natychmiast to wyjaśnij.
—
Przepraszam bardzo, ale to ty próbujesz przejąć klucz do mojego pokoju.
Oboje
z oczekiwaniem odwrócili się do recepcjonistki, która z bladą twarzą
przeglądała zaczarowany arkusz kalkulacyjny przed sobą.
Odchrząknęła,
po czym szybko spojrzała na nich oboje i cicho powiedziała:
—
Obawiam się, że nastąpił błąd po naszej stronie.
—
Jaki błąd? — zapytał Malfoy przez zaciśnięte zęby.
Recepcjonistka
zachichotała nerwowo.
—
Obawiam się, że macie państwo zarezerwowany ten sam pokój.
Zamarli
w bezruchu.
—
Więc przenieście ją do innego pokoju — warknął Malfoy po chwili, prostując się
na całą wysokość.
Zanim
Hermiona zdążyła odpowiedzieć, recepcjonistka skrzywiła się i wyjaśniła lekko
pospiesznie:
—
Obawiam się, że nie ma już wolnych pokoi. Wszystkie zostały zarezerwowane na
konferencję.
Oboje
mrugali na nią przez chwilę, dwie, może trzy.
Hermiona
nie odwróciła się, żeby na niego spojrzeć, ale wiedziała, że Malfoya
zamurowało.
W
końcu odzyskał nieco zdolności mówienia i wycedził:
—
Co to właściwie znaczy?
Recepcjonistka
miała dość odwagi, żeby lekko się skrzywić.
—
To znaczy, że albo będą państwo dzielić pokój, albo skorzystają państwo z
innego hotelu.
Malfoy
zaklął. Hermiona również. Najbliższy magiczny hotel znajdował się w innym
hrabstwie i był trzy razy droższy.
Malfoy
miał czelność odwrócić się do niej z oczekiwaniem. Nie musiał nawet nic mówić,
bez trudu odczytała jego twarz.
—
Nie udam się do innego hotelu — oświadczyła wyniośle. — Ale ty możesz.
—
Nie zrobię tego. Po co miałbym? To mój
pokój.
Zacisnął
szczękę, a ona zacisnęła usta.
Recepcjonistka
spojrzała na nich.
—
Więc będą państwo dzielić pokój? — zapytała niepewnie.
Wpatrywali
się w siebie przez kolejną, pełną napięcia sekundę, czekając, aż druga osoba
się wycofa. Jego mina wciąż wyrażała oczekiwanie. Hermiona zacisnęła zęby.
Naprawdę oczekuje, że się wycofam,
prawda? Zadufany drań.
Recepcjonistka
odchrząknęła.
Hermiona
odwróciła się i obdarzyła kobietę swoim najszczerszym, sztucznym uśmiechem.
—
Podzielimy się. — Czuła na policzku gorące spojrzenie Malfoya. Odwróciła się do
niego, unosząc brwi. — Prawda, Malfoy? Jesteśmy dorośli. Możemy dzielić pokój,
prawda?
Hermiona
obserwowała, jak kilka wściekłych wyrazów twarzy przemknęło przez rysy Malfoya,
zanim obdarzył ją ironicznym uśmieszkiem. Odwracając się z powrotem do
recepcjonistki, powiedział:
—
Oczywiście, to żaden problem.
Podróż
do pokoju była co najmniej lodowata. Oboje nie zwracali na siebie uwagi i stali
jak najdalej od siebie w windzie, stoicko nie patrząc na siebie.
Kiedy
dotarli do drzwi, nastąpiła niezręczna sytuacja, gdy oboje próbowali je
otworzyć w tym samym momencie.
Hermiona
fuknęła, unosząc ręce.
—
Na Merlina, sam to zrób.
Malfoy
machnął różdżką i wpuścił ich oboje do środka.
Pokój
był malutki.
Ledwo
starczyło miejsca na podwójne łóżko — które zdawało się spełniać te kryteria —
szafa od podłogi do sufitu i wąski stolik przy oknie, na którym stała miska
hotelowa (można było zapisać ulubioną przekąskę na kawałku pergaminu i wrzucić
ją tam, a ona się pojawi. Były horrendalnie drogie). Na lewo, przy wejściu
znajdowała się mała łazienka. Bez wanny, tylko prysznic.
Łazienka
nie wyglądała na zbyt małą, ale zdecydowanie nie było w niej wystarczająco dużo
miejsca, by dwie osoby mogły zachować między sobą niezbędny dystans.
Oboje
zatrzymali się tuż za progiem, chłonąc wszystko wzrokiem.
—
Kurwa — wyszeptał Malfoy.
—
Kurwa — powtórzyła Hermiona.
—
Transmutuję łóżko — powiedział Draco po kilku długich, niezręcznych sekundach i
zdecydowanym krokiem podszedł bliżej.
Hermiona
rzuciła torbę na podłogę, skrzyżowała ramiona i patrzyła.
Zdecydowanie
machnął różdżką i pewnym głosem wypowiedział:
—
Separatum.
Nic
się nie stało. Zmarszczył brwi i spróbował ponownie.
Wciąż
nic. Warknął z frustracją i powtórzył to samo, wypowiadając słowo przez
zaciśnięte zęby.
Nic.
Hermiona
prychnęła.
—
To Se-PA-ratum, a nie Sepa-RA-tum — poinstruowała go.
Spojrzał
na nią gniewnie.
—
Wiem, jak się to wymawia, Granger. Nie jestem imbecylem.
Hermiona
przewróciła oczami i wyjęła różdżkę.
—
Jasne — mruknęła. — Po prostu daj mi spróbować.
—
Śmiało, Granger — wycedził i oparł się o ścianę ze skrzyżowanymi ramionami.
Rzuciła
zaklęcie i czekała.
Nic
się nie stało. Zrobiła to jeszcze raz. Bez zmian. Syknęła, a potem rzuciła
zaklęcie diagnostyczne.
—
Rzucili na nie cholerne zaklęcie antytransmutacyjne.
—
Co ty nie powiesz.
Hermiona
zamknęła oczy i policzyła do trzech. Jej cierpliwość wobec Malfoya była na
wyczerpaniu nawet w najlepszych chwilach, ale teraz wisiała na włosku.
—
Dobrze. No cóż. — Hermiona rozejrzała się po pokoju, nie mogąc skupić wzroku na
łóżku zbyt długo. — Po prostu… będę spała na podłodze. Jestem pewna, że mogę
przemienić moją teczkę w materac, czy coś.
—
Nie zrobisz czegoś takiego — odparł natychmiast Malfoy. — Ja będę spał na podłodze.
Wyglądał
na równie przerażonego wizją jej spania na podłodze, co zbolałego na samą myśl,
że to on powinien to zrobić.
—
O nie. Nie możesz próbować mnie prześcignąć, udając szarmanckiego — odwarknęła
natychmiast.
Niemal
słyszała zgrzytanie zębów przez pokój.
—
Co więc proponujesz?
Hermiona
spojrzała na łóżko, potem z powrotem na Malfoya i znowu na łóżko. Oblizała
zęby, a potem wyprostowała ramiona.
—
Będziemy musieli się podzielić.
—
Dobrze.
—
Świetnie.
Oboje
spojrzeli na łóżko.
—
Idę pod prysznic — powiedziała sztywno Hermiona i weszła do łazienki.
Wzięła
znacznie dłuższy prysznic niż zwykle. Myjąc twarz, miała nadzieję, po raz
pierwszy w życiu, że magia nie sprawi, że rury z gorącą wodą staną się bezużyteczne,
bo z przyjemnością zużyłaby całą gorącą wodę.
Zamiast
tego postanowiła spędzić ponad godzinę i zastosować wszystkie możliwe zabiegi
upiększające, jakie tylko przyszły jej do głowy. W końcu jednak musiała
przyznać się do porażki i założyła piżamę. Otworzyła drzwi, żeby wrócić do
sypialni i stanęła twarzą w twarz z ramieniem Malfoya.
Uniósł
rękę, jakby miał zamiar zapukać, a na twarzy malowała się wrogość.
—
Salazarze, długo ci to zajęło, prawda?
Hermiona
uśmiechnęła się do niego beznamiętnie i przeszła obok. Zatrzasnął za sobą
drzwi.
Ponownie
rozejrzała się po łóżku. Było wystarczająco duże dla nich dwojga, ale tylko na
chwilę. Nie było sposobu, żeby którekolwiek z nich zapomniało o obecności
drugiego. Gdyby któreś z nich się poruszyło, choćby odrobinę, drugie
natychmiast by to wyczuło.
Nie
było nawet miejsca, żeby wsunąć między nich poduszkę.
Zerknęła
na podłogę. Pomimo wcześniejszych słów, nigdzie nie było wystarczająco dużo
miejsca, żeby którekolwiek z nich spróbowało wygodnie zasnąć.
Hermiona
zakryła oczy dłońmi.
Jak to się stało? Jak znalazłam się
w tej sytuacji z cholernym Draco Malfoyem? — pomyślała.
Prysznic
się wyłączył, więc Hermiona postanowiła po prostu położyć się do łóżka. Może
uda jej się sprawić wrażenie, że już śpi. Rzuciwszy torbę w kąt, wybrała prawą
stronę i wsunęła się pod kołdrę. Materac był jednocześnie miękki i za twardy, a
poduszka grudkowata. Westchnęła, odchyliła głowę i zakryła oczy ramieniem.
Drzwi
łazienki się otworzyły i usłyszała, jak Malfoy wchodzi z powrotem do pokoju.
Jego torba uderzyła o podłogę, a potem zapadła podejrzana cisza. Hermiona
uchyliła powiekę i uniosła lekko rękę, żeby zobaczyć, co robi. Wpatrywał się w
łóżko ze skomplikowanym wyrazem twarzy. W jego oczach malowało się przerażenie,
postawa była sztywna i nieugięta, ale w oczach dostrzegła coś jeszcze. Nie
miała najlepszego kąta, żeby mu się dobrze przyjrzeć, i zanim zdążyła pomyśleć
o zmianie pozycji, otrząsnął się z zamyślenia i przeszedł na drugą stronę
łóżka.
Natychmiast
zamknęła oczy i mocniej przycisnęła rękę do twarzy. Jak dziecko, a skoro go nie
widziała, to znaczy, że nie mogło go tu być, i nie zamierzali dzielić łóżka. To
się nie działo.
Poczuła,
jak jego ciężar ugina materac po lewej stronie.
Zdecydowanie
to się działo.
Hermiona
przewróciła się na bok, zakrywając kołdrą pachy. Poczuła ostre szarpnięcie i
ciche przekleństwo przesączające się przez ciemność.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Draco
był świadomy wszystkiego. Czuł każdy wdech i dostrzegał każdy ruch ciała
Granger obok siebie. Nie mógł wyrzucić z głowy widoku jej w piżamie. Wyglądała
tak… rozpraszająco. To go wkurzało.
Pociągnął
kołdrę, próbując się przykryć, ale napotkał opór.
Spróbował
ponownie.
Opór
nie ustawał.
—
Granger. — Jego głos brzmiał szorstko i chrapliwie. — Przestań zabierać tę
cholerną kołdrę.
—
Nie zabieram.
—
Dlaczego połowa mojego ciała jest wystawiona na działanie żywiołów?
Poczuł,
jak materac lekko się ugina, gdy wzruszyła ramionami.
—
Może dlatego, że jesteś potwornie wysoki?
Pociągnął
jeszcze raz, mocno, aż w końcu ustąpiło i udało mu się zakryć nogi. Niestety,
siła z jaką naciągnął kołdrę, sprawiła, że Granger odwróciła się wraz z nią.
Jej włosy opadły na poduszkę i jego.
Pachniały
pomarańczą i bergamotką. Zrzucił je.
—
Proszę, zostań po swojej stronie łóżka.
—
To przestań zajmować całe miejsce — odparła.
Czemu
nie mogła udać się do innego hotelu? Czemu on tego nie zrobił? W tym tempie w
ogóle nie zaśnie.
Coś
otarło się o jego nogę i całe jego ciało zesztywniało, przeszył go nagły
dreszcz. Doznania zniknęły niemal natychmiast, gdy je poczuł, ale usłyszał, jak
jej oddech się zacina.
—
Dlaczego twoje nogi leżą po mojej stronie łóżka? — syknęła, ale w jej głosie
słychać było zadyszkę, która niwelowała ewentualny jad.
—
Nie leżą, właśnie mnie kopnęłaś. Postaraj się nie ruszać, a nie będzie problemu.
Granger
nie odpowiedziała, ale usłyszał, jak sapnęła i przewróciła się na drugi bok.
Materac się zapadł. Draco głęboko wciągnął powietrze.
Było
mu za gorąco. Jego skóra była spocona i napięta. Powietrze było zbyt blisko.
Krew dudniła mu pod skórą nieprzerwalnym rytmem, a on mógł się skupić tylko na
czuciu jej ciała obok siebie, na rytmie jej oddechu i na tym, jak wszystkie
włosy na jego ramionach stawały dęba, gdy czuł, jak się porusza. To było
okropne, rozpraszające i nie sprzyjało zasypianiu.
Draco
sapnął i przewrócił się na bok, plecami do niej.
______________
Witajcie :) późnym wieczorem zapraszam na nowe, krótkie tłumaczenie. Komedia pomyłek, pełna zabawnych sytuacji, kłótni i dzikiej Hermiony. Tłumacząc je, świetnie się bawię i już dawno chciałam je opublikować, ale jakoś się nie składało. Pomyślałam, że to dobry pomysł na świąteczną niespodziankę. Więc jak wrażenia? Dajcie znać! :)
Być może jeszcze w tym tygodniu wpadnie kolejny rozdział, może w niedzielę. Jeśli nie to wszystkiego dobrego na święta. :)
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)