Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Albus Potter. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Albus Potter. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 31 sierpnia 2025

[T] Hot for Teacher: Powrót syna marnotrawnego

 

— Jebać dyskrecję. I tak jesteśmy w tym kiepscy.

Determinacja w jego oczach była wręcz zwierzęca i posłała Hermionie falę ciepła prosto w dolne partie ciała, przypominając jej o cenie, jaką jej życie seksualne zapłaciło za tę sprzeczkę z Draco. Jej oddech przyspieszył.

— Czy to znaczy, że…

— Och, wykrzyczę to na cały głos.

Ułożyła usta w kształt litery „O”, zanim złapał ją za kark i złączył ich usta. Stłumił pisk zaskoczenia i uśmiechnął się ironicznie, plądrując jej chętne usta.

— Tęskniłem za tobą… — pocałunek — tak bardzo — wyszeptał.

Jęknęła w odpowiedzi, a jej zręczne palce zaczęły rozpinać guziki jego koszuli.

Warknął gardłowo, rozpoznając ją, a jego dłonie niemal zawibrowały, gdy przesuwał nimi po jej ciele.

— Hmm, nie tutaj. — Niechętnie się cofnął. — Trzymaj się mnie.

Zmrużyła pytająco oczy, a serce waliło jej zbyt mocno, by mogła w tej chwili wydusić z siebie jakieś słowa. Poczuła znajomy skurcz w pępku, gdy jej palce wbiły się w ramiona Draco. Rozejrzała się po pomieszczeniu.

— Aportowałeś nas do swojej sypialni?

— Nie mogłem się doczekać — powiedział, przyciągając ją do siebie z rumieńcem i ponownie pożerając jej usta.

Hermiona była oszołomiona, gdy ona i Draco rozbierali się nawzajem. Kiedy podniósł ją i rzucił na łóżko, przez chwilę zastanawiała się, czy rzeczywiście zrywali z siebie ubrania, bo nie pamiętała dokładnie ostatniej półtorej minuty. Diabelska wersja Hermiony przejęła kontrolę i teraz liczyło się tylko to, że zaraz wyrucha blondyna, który właśnie na nią napierał.

Nie tracąc czasu, zaatakował jej usta, chwytając je i przesuwając dłonie po całym ciele. Nie mógł nawet myśleć. Jego ciało działało instynktownie, mając jeden cel: wyruchać tę wiedźmę do nieprzytomności.

Jak zwykle nie mógł przestać się z nią bawić. Nie będzie żadnej gry wstępnej. Jej mowa ciała powiedziała mu wszystko, co musiał wiedzieć. Była na niego gotowa.

— Proszę — wyjęczała.

To jedno słowo brzmiało w jego uszach jak modlitwa. Jebać życie, tak bardzo kocham tę wiedźmę.

Ustawił się przy wejściu i pchnął. Ich jednoczesne jęknięcie mogłoby rozwalić dom.

— Merlinie, tak bardzo cię kocham, Hermiono…

— Kurwa, tak, Draco, proszę, Boże, pieprz mnie!

Dałby jej wszystko, o co poprosiła — niebo, księżyc, nawet jej własną planetę — ale jedyne, o co prosiła, to żeby ją pieprzył. Więc to zrobił.

Był szalony, oszalał z miłości i pożądania do tej kobiety. Nigdy w życiu nie czuł się tak spragniony. Pragnienie, by zanurzyć się w niej tak głęboko, ze nigdy nie przestanie go czuć, doprowadzało go do szaleństwa.

— O Boże, Draco, tak! — krzyknęła.

Warknął, poruszając biodrami jeszcze mocniej i szybciej.

— Właśnie tak, Hermiono. — Spojrzał jej w oczy. — Jesteś moja. Najbystrzejsza. Czarownica. Swojego Pokolenia. I będziesz doszczętnie wyruchana przez Draco Malfoya.

Jęknęła jak dobrze opłacana dziwka. Bogowie, kto by pomyślał, że lubi, gdy tak się do niej zwraca?

Otarł się miednicą o jej łechtaczkę, wysyłając fale przyjemności przez całe jej ciało. Nawet jej łokcie zdawały się radować z prymitywnego pulsowania, które odczuwała.

— Chcę, żebyś doszła — warknął. — Chcę, żebyś krzyczała moje imię.

Jego słowa dotarły do jej części, o której istnieniu nie wiedziała, a jej ciało zdawało się poddawać. Wystarczyło kilka chwil tego rytmicznego tarcia i pchania, żeby doszła.

— Kurwa, kurwa, Draco! — krzyczała, gdy fala za falą orgazmu przetaczała się przez jej ciało. Czuła, jakby miała się rozpaść.

Zacisnęła się na nim tak mocno, że poczuł to ze wszystkich stron. Jęknął głośno, dochodząc w niej. Zobaczył gwiazdy i kolory, o których istnieniu nie miał pojęcia. Chciał więcej, więc pochłonął jej usta w namiętnym pocałunku, biorąc z niej wszystko, czego potrzebował.

Leżeli tak przez kilka chwil, całując się, dysząc i łapiąc oddech po najlepszym seksie w życiu. Draco w końcu się odsunął i spojrzał jej w oczy. Oblizał usta.

— Ja… Hermiono, to było…

— Wiem.

Uśmiechnął się szeroko i pogłaskał ją po twarzy. Nic więcej nie powiedzieli. Nie było potrzeby.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Whimsy wraz z trzema innymi skrzatami domowymi stały w bibliotece z przerażonymi minami. Chcieli dać swojemu panu prywatność i mogliby zignorować ciche dudnienie łóżka w oddali, a nawet echo jego i panny Granger połączonych pomruków i jęków, gdyby nie dźwięk, który rozległ się zaraz potem.

— O Boże, Draco, tak!

Whimsy westchnęła głęboko.

— Panna Hermiona jest głośna. Whimsy idzie po zatyczki do uszu.

Jeden z młodszych skrzatów domowych prychnął.

— Pan Draco nie jest dużo cichszy.

Pozostałe skrzaty domowe zachichotały, zanim się skrzywiły, uświadamiając sobie, że właśnie skrytykowały, choć lekko, swojego pana.

Whimsy zwróciła się do nich:

— Nie, Pan Draco nie lubi, kiedy sami się karzemy. Nie zrobimy sobie krzywdy. Pan Draco jest głośny, a my po prostu musimy zatkać uszy, żeby dać mu prywatność, której potrzebuje on i panna Hermiona.

Rozdała zatyczki do uszu.

— Myślicie, że panna Hermiona zostanie naszą panią? — zapytał jeden ze skrzatów, wkładając zatyczki do uszu.

Whimsy zachichotała.

— Panna Hermiona jest miła. A pan Draco tęsknił za nią przez cały tydzień, kiedy z nim nie rozmawiała. — Uśmiechnęła się ironicznie, dziwnie imitując swojego pana. — Whimsy myśli, że w przyszłości będziemy musieli częściej używać zatyczek do uszu.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Scorpius i Albus weszli przez kominek na Grimmauld Place 12. James ostentacyjnie zignorował chłopców i wbiegł po schodach do swojego pokoju, nawet nie spoglądając na matkę.

— Cóż, ciebie też miło widzieć. — Ginny przewróciła oczami. Uśmiechnęła się promiennie, przytulając Albusa. — Urosłeś.

— Tak — powiedział.

— I pachniesz jak dziewczyna. — Pocałowała go w bok głowy, dostrzegając jego uśmieszek. — Więc kim jest ta Mała Miss?

— Monica Flint.

Ginny zmrużyła oczy w skupieniu.

— Chyba już gdzieś ją widziałam. Ciemne włosy? Blada? Zdecydowanie za dużo eyelinera?

Albus wzruszył ramionami.

— Podoba mi się jej eyeliner.

Ginny uśmiechnęła się szeroko.

— Oczywiście, że tak, mój synu. — Zwróciła się do Scorpiusa i uśmiechnęła się ciepło. — Witaj w naszym domu, Scorpiusie.

— Dziękuję za gościnę, pani Potter.

— Przyjemność po naszej stronie. Jesteście głodni?

Od momentu, gdy wszedł do salonu przez kominek, Scorpius czuł cudowny aromat pieczeni Ginny Weasley. Jego żołądek zaburczał na znak, że to zrozumiał.

— Tak — powiedzieli jednocześnie chłopcy.

Ginny zachichotała, widząc przewidywalną dwoistość umysłu chłopców. Jedzenie i seks. Seks i jedzenie. Większość młodych mózgów była zajęta tymi dwoma tematami.

— Kolacja zaraz będzie gotowa. Biegnijcie na górę się odświeżyć.

W drodze do pokoju Albusa, Scorpius spotkał Jamesa na korytarzu.

— Fajna peruka, Malfoy — zadrwił, patrząc na blond włosy. — Z czego jest zrobiona?

— Z włosów z klaty twojej matki!

James prychnął i zszedł po schodach. Scorpius odwrócił się do Albusa i powiedział:

— Bez urazy dla twojej mamy, Albusie. Wiesz, że jest w świetnej formie.

Albus skrzywił się, jakby coś go bolało.

— Co masz do rudych kobiet?

Scorpius zachichotał.

— Dobrze piecze. I ma niezłe cyc..

— Nie kończ tego zdania — ostrzegł Albus.

— Ale serio ma — odezwał się głęboki męski głos.

Dwaj chłopcy odwrócili się i zobaczyli tatę Albusa stojącego w drzwiach do pokoju.

Scorpius mocno się zarumienił.

— Panie Potter! Nie chciałem…

Harry zbył to machnięciem ręki.

— Bez obaw, Scorpiusie. Moja żona ma niezłe cycki. Nie mówisz niczego, czego bym już nie wiedział.

Albus zakrztusił się i zaczął rozpakowywać walizkę. Scorpius zachichotał.

— Dzięki, panie Potter.

— Łazienka jest tuż za rogiem, jeśli chcesz się odświeżyć przez kolacją — zaproponował Harry.

— Chętnie, Dziękuję, panie Potter.

Gdy Scorpius zniknął za rogiem, Albus parsknął śmiechem, zanim zdał sobie sprawę, że jego przyjaciel będzie teraz monopolizował łazienkę swoją frywolną, niepotrzebnie długą rutyną odświeżania, która polegała głównie na dbaniu o włosy.

— Mam coś dla ciebie — powiedział ojciec do Albusa.

Albus uniósł brew.

— Do świąt jeszcze kilka dni.

Harry uśmiechnął się szeroko.

— Wiem. Ale jeśli masz tu spędzić całe ferie, będziesz potrzebował tego konkretnego prezentu już teraz.

— Niech zgadnę. Zestaw do pielęgnacji miotły. — Harry przewrócił oczami. — Nie, nie, czekaj. Wiem — kontynuował Albus. — Mój własny sweter Gryffindoru, który będę mógł założyć do snu, żeby móc wypędzić ze mnie Ślizgona.

— Jesteś przezabawny — odparł Harry, wręczając Albusowi paczkę. — Otwórz.

Albus wziął prezent i zaczął go rozpakowywać. Jego brwi zniknęły na linię włosów, gdy odkrył skarb w środku.

— Tato — powiedział, poruszony troskliwością prezentu. — To… — wykrztusił, zbyt wzruszony, by kontynuować.

— Rozumiem, że wszyscy czasami trochę przesadzamy. Chciałem tylko, żebyś wiedział, że szanuję twoją potrzebę prywatności.

Albus skinął głową, trzymając w ramionach słuchawki z redukcją szumów, jakby były najcenniejszą rzeczą na świecie.

— Czy to znaczy, że nie muszę rozmawiać, jeśli nie chcę?

Harry skinął głową.

— Jeśli zobaczymy, że masz je na sobie, będziemy wiedzieć, że to sygnał, żeby z tobą nie rozmawiać.

Albus się rozpłakał.

— To ta część filmu, w której syn marnotrawny mocno przytula swojego ojca.

Harry uśmiechnął się szeroko.

— Nie musisz, jeśli nie chcesz.

Albus westchnął.

— Jesteś najlepszym tatą na świecie.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Wychodząc z pokoju Albusa, Harry wpadł na Scorpiusa.

— Wszystko w porządku, Scorpiusie?

Ten uśmiechnął się.

— Jeszcze raz dziękuję, że pozwolił mi pan tu przyjechać, panie Potter.

Harry skinął głową.

— Nie ma sprawy. Ginny i ja zawsze się cieszymy, że tu jesteś. — Scorpius szedł do pokoju Albusa, gdy Harry wyrzucił z siebie: — Może to nie moja sprawa… — Scorpius odwrócił się. — Ale czy między tobą a twoim tatą jest wszystko w porządku?

Scorpius się tego nie spodziewał.

— Eee… — Westchnął. — Niezupełnie.

— Wciąż jesteś na niego zły, że ci nie powiedział o Hermionie.

Scorpius przygryzł wargę.

— Czy… Czy wiedział pan o tym, panie Potter?

Harry skinął głową.

— To moja najlepsza przyjaciółka. Wiem o niej od jakiegoś czasu.

Scorpius westchnął.

— Nie jestem zły, że są razem.

— Wiem.

— Po prostu… — Pokręcił głową. — Chciałbym, żeby był ze mną szczery.

— Jesteście z tatą bardzo blisko, prawda?

Scorpius skinął głową.

— Myślałem, że tak.

— Jesteś. Powinieneś usłyszeć, co o tobie mówi. Jest z ciebie cholernie dumny, przepraszam za język.

Scorpius uniósł brew.

— Przepraszam, jeśli to przegięcie, ale wydawało mi się, że nie dogaduje się pan z moim tatą.

Harry zaśmiał się.

— Nie dogadywałem się. Od lat. Ale ostatnio nawiązaliśmy swego rodzaju porozumienie. W końcu spotyka się z moją najlepszą przyjaciółką.

— No w sumie tak.

Scorpius otworzył usta, żeby coś jeszcze powiedzieć, ale się rozmyślił. Zaczął od nowa, zanim po raz kolejny zrezygnował.

— Coś ci chodzi po głowie?

— Eee… rozmawiał pan z nim? O wszystkim?

Harry westchnął.

— Ku mojemu rozczarowaniu, tak. Twój tata może i na zewnątrz wygląda na wielkiego, złego Ślizgona, ale muszę powiedzieć, że brzmiał jak cholerny Puchon, kiedy ani ty, ani Hermiona z nim nie rozmawialiście. Przepraszam za słownictwo.

Scorpius uniósł brew.

— Więc oni naprawdę… traktują ten związek poważnie?

— Nie mnie to oceniać, ale twój tata bardzo chciał ze mną o tym rozmawiać. Był mocno załamany, że dowiedziałeś się o wszystkim w taki sposób.

Scorpius skinął głową.

— Pogodzili się już?

— Szczerze mówiąc, nie wiem.

Scorpius pomyślał o swoim ojcu, który miał spędzić samotnie święta, i poczuł poczucie winy. To nie był on. Nie unikał rozmów o ważnych sprawach — nie z ojcem. Nigdy nie był mistrzem zajmowaniu stron.

— Panie Potter… Przepraszam, że to robię, ale zastanawiam się, czy mógłbym skorzystać z waszej Sieci Fiuu.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Scorpius wszedł do salonu Dworu i natychmiast powitał go Quincy pełen entuzjazmu, który w uszach miał coś, co przypominało waciki.

— Ach, panicz powrócił. Pan Draco powiedział, że nie będzie panicza w domu przez najbliższe tygodnie. Ucieszy się na wieść o panicza przybyciu… eee… kiedy będzie już… świadomy.

Scorpius spojrzał na Quincy’ego z zaciekawieniem.

— Co masz na myśli?

W oddali rozległ się cichy dźwięk trzaskania i coś jeszcze… co to było? Brzmiało jak… o kurwa.

— O Boże, Draco, tak!

Kolor natychmiast odpłynął z twarzy Scorpiusa. Jego oczy się rozszerzyły. Próbował, lecz bezskutecznie, pozbyć się swojej egzystencji w tej chwili, gdy usłyszał dźwięk, który niewątpliwie pochodził od jego ojca w odpowiedzi na jęki.

Quincy skrzywił się ze współczuciem.

— Może panicz zechciałby pójść z Quincym do kuchni… tam jest cicho?

Scorpius skinął głową, w duchu przeklinając fakt, że nie nauczy się zaklęć usuwających wspomnienia przed siódmym rokiem nauki.

____________________

Ten rozdział bardzo mnie rozbawił, nie wiem czy Was także. Ale przynajmniej mam nadzieję, że się dobrze bawiliście. :) Przed nami ostatni rozdział, zatem zapraszam. 

[T] Hot for Teacher: Zrozumienie

 

— Cholernie zimno.

Scorpius przewrócił oczami. Albus nigdy nie mógł znieść nawet chwili fizycznego dyskomfortu. Szczerze mówiąc, ludzie uważali go za rozpieszczonego.

— Więc wracaj do zamku i wsiądź do powozów dla pierwszorocznych i drugorocznych.

— Nigdy w życiu. Co jeśli przypadkiem musiałbym ćwiczyć? Nie sądzę, żeby uczennice Hogwartu były na to gotowe.

Był to ostatni dzień semestru i wszyscy uczniowie od trzeciego roku w górę czekali na Express Hogwart w Hogdmeade. Niektórzy chodzili po sklepach i robili zakupy na ostatnią chwilę. Inni schowali się w Herbaciarni Pani Puddifoot, by spędzić ostatnie, miłe chwile ze swoją drugą połówką. Inni wpadli do Świńskiego Łba, żeby się porządnie schlać, zanim spędzą kolejne tygodnie w domu z rodzinami.

— Idziemy do Trzech Mioteł? — zapytał Albus.

— Eee. Nie wiem. Trochę mnie to nudzi. Myślę, że powinniśmy chociaż spróbować odwiedzić inne…

— Scorpius!

Odwrócił się i zobaczył rudowłosą postać biegnącą ku niemu. Zarumienił się.

— Właśnie miałyśmy iść do Trzech Mioteł. — Rose skinęła na przyjaciółkę — Gryfonkę o popielatych włosach, której imienia Scorpius nigdy nie próbował zapamiętać. — Chcielibyście do nas dołączyć?

Serce Scorpiusa waliło w piersi.

Zabawne. Właśnie mówiłem Albusowi, jak bardzo chciałbym tam pójść.

Rose się rozpromieniła.

— To moje ulubione miejsce w Hogsmeade.

— Moje też. Uwielbiam Trzy Miotły. Albusie, powiedz jej, jak bardzo uwielbiam Trzy Miotły.

Albus przewrócił oczami i sprawdził czystość swoich paznokci.

— Uwielbia Trzy Miotły — mruknął beznamiętnie.

Rose uśmiechnęła się szeroko.

— Świetnie. To co… idziemy?

Kiedy Scorpius się uśmiechnął do Rose, poczuł mocne uderzenie w tył głowy.

Ała! Za co to było, do cholery?

— Choć uroczo się patrzy na waszą dwójkę, nigdy nie zgadzałem się na bycie skrzydłowym…

Wiem

— Ale oczywiście i tak to zrobię, bo założyłem się z Simonem, że któryś z was w końcu będzie miał dziewczynę, to drugi się podda i zapłaci, ale…

— Jesteś nieoceniony. Naprawdę

— Ale jesteś szalony, jeśli myślisz, że możesz to coś ciągnąć. Mogę postawić galeony na nią

Hej, stary. Naprawdę?

— Ale jeśli będę musiał siedzieć godzinę, patrząc, jak wy dwoje się rumienicie, zerkając na siebie nawzajem, to Boże, zwymiotuję tak obficie, że podłoga u Madam Rosmerty nigdy już nie będzie taka sama.

Scorpius prychnął.

— Skończyłeś?

— Całkowicie.

— Jestem ci winny jedno.

Albus prychnął, idąc za Scorpiusem do pubu.

— Straciłem rachubę, ile tych „jednych” jesteś mi winien na ten moment.

Pub był ciepły i pełen uczniów. Chłopcy skierowali się do stolika, przy którym siedziały Rose i… Gemma, a przynajmniej tak myślał Scorpius.

Rose uśmiechnęła się do niego promiennie.

— Już zamówiłam nam drinki. Znacie Jenny, prawda?

Niewiele się pomylił.

— Oczywiście, że znamy, prawda, Albusie?

Odwrócił się do swojego nadąsanego przyjaciela, który wślizgnął się na krzesło obok niego, ignorując pytanie. Bez pardonu odchylił się na krześle, sięgnął za plecy i wyjął książkę. Jenny przewróciła oczami na okładkę, na której widniał napis Nie jesteś sam: jak żyć z wielkim penisem.

Scorpius szturchnął przyjaciela.

— Al, naprawdę myślisz, że to odpowiedni moment, by nadrobić zaległości w czytaniu?

Albus oblizał palec, przewracając stronę.

— Oczywiście, że tak.

Kaszlnął i kiwnął głową w lewo. Scorpius podążył za jego gestem i zobaczył Monicę stojąca przy barze, patrzącą na czwórkę zmrużonymi oczami. Ukryła śmiech, gdy jej wzrok padł na Albusa.

— Powinieneś z nią porozmawiać.

Uwaga Albusa nie odwróciła się od książki.

— Nie. — Przewrócił kolejną stronę. — Nie potrzebujesz mnie tutaj?

Scorpius zarumienił się i zerknął na Rose, która zmieszana obserwowała chłopaków. Zniżył głos do szeptu.

— Jeśli zawiodę, to będzie tylko moja wina. Nie powinno cię to powstrzymywać od podrywania dziewczyny, która ci się podoba.

Albus westchnął, zamykając książkę.

— Dobra.

Podszedł do Monici, uśmiechając się szeroko, patrząc na jej sznurowane, skórzane buty i czarny lakier do paznokci. Jak wiele dziewczyn ze Slytherinu, eksperymentowała z lekko punkowym stylem. W przeciwieństwie do wielu Ślizgonek, naprawdę jej to pasowało. Z rozkloszowaną spódnicą i dużymi, zielonymi oczami przypominała mu jeden z tych portretów punkowej wróżki podpartej na gigantycznym grzybie.

— Hej — przywitał się.

— Hej.

Stali przez chwilę w komfortowej ciszy. Albus wskazał na jej stopy.

— Podobają mi się twoje buty.

— Dzięki.

Minęła kolejna chwila nieskrępowanej ciszy. Właśnie dlatego Albus lubił Monicę — nigdy nie sprawiała wrażenia, że czuje się przy nim niekomfortowo. Jasne, mogła udawać, że go nie lubi, ale wolałby to niż kolejną osobę, która patrzyłaby na niego jak na świra.

— Ta książka, którą czytałeś, wygląda przezabawnie.

Wzruszył ramionami.

— Nie wiem, o czym mówisz. To poważny poradnik dla mężczyzn cierpiących w milczeniu.

Monica uśmiechnęła się krzywo.

— Jesteś najdziwniejszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałam.

Skinął głową.

— Często to słyszę.

Przewróciła oczami.

— Przyszedłeś tu, żeby ze mną porozmawiać, bo mnie lubisz, prawda?

Oczy Albusa się rozszerzyły. To było coś nowego. Co to za… dziwne uczucie, które czuł? Hmm. Bardzo interesujące. Czy to… czy to mogło być… napięcie społeczne? Ha. Więc to właśnie tak czuła się większość ludzi, rozmawiając z nim?

Nie było aż tak źle. Ludzie potrafią być takimi mięczakami.

Zacisnął usta.

— Cóż, ta interakcja społeczna naprawdę nie idzie tak, jak ćwiczyłem pod prysznicem.

Rose i Scorpius uśmiechnęli się do siebie nieśmiało, każde z nich popijało piwo kremowe, próbując ukryć rumieniec na twarzy. Jenny przewróciła oczami i zaczęła rozglądać się po sali za innymi znajomymi.

— Więc — zaczęła Rose. — Dawno się razem nie uczyliśmy.

Scorpius przygryzł wargę.

— Tak, przepraszam. Od kilku tygodni codziennie mam szlaban.

— A tak, racja. Przez tę kłótnię.

— Tak.

Zapadła między nimi chwila niezręcznej ciszy. Próbowali rozładować napięcie, popijając szybko napój.

— Wiesz — powiedziała Rose, ocierając pianę z ust (ten ruch nie umknął uwadze Scorpiusa) — mówiłam ci, żebyś tego dnia za nim nie szedł.

— Wiem — odparł ze śmiechem. — Miałaś rację, jak zwykle.

Uśmiechnęła się szeroko.

— Powinieneś o tym pamiętać.

— Och, zapamiętam — mruknął.

Jenny prychnęła teatralnie i wstała z miejsca, by dołączyć do pary Puchonów, których ledwo znała, ale mieli przewagę, bo nie flirtowali ze sobą.

— Wracasz do Dworu na święta? — zapytała Rose.

— Eee. — Scorpius spojrzał na kufel z poczuciem winy. — Nie. Jadę do Potterów.

Rose zmrużyła oczy.

Wiesz, że James też tam mieszka, prawda?

Scorpius przewrócił oczami.

— Tak, wiem. Ale większość czasu będzie spędzał w swoim pokoju. I nie będzie niczego próbował w obecności swoich rodziców.

Rose skinęła głową.

— Twój tata się na to zgadza? Że nie spędzisz z nim świąt?

Scorpius westchnął. Szczerze mówiąc, nienawidził tego, że zostawia ojca samego na święta. To było okropne. Ale w tym roku pracowała między nimi tak napięta atmosfera. Po prostu nie był jeszcze gotowy, by stawić temu czoła. Ta romantyczna rywalizacja między nimi wydobyła na światło dzienne te cechy każdego z nich, które — choć Scorpius wiedział, że naprawdę tacy nie byli — zmieniły ich relację. Tak czy inaczej, jego ojciec przeszedł od tego, że nigdy, przenigdy go nie okłamywał ani niczego przed nim nie ukrywał, do tego, że potajemnie się ukrywał i sprawił, że była ukochana Scorpiusa stała się jego dziewczyną. Pomimo tego wszystkiego, poczucie winy, które Scorpius czuł, zostawiając ojca samego na Boże Narodzenie, pozostawiało gorzki posmak w ustach.

— Wszystko w porządku? — zapytała Rose. — Wyglądasz trochę blado. Znaczy… bardziej niż zwykle.

Scorpius spróbował się uśmiechnąć na jej żart.

— Tak, nic mi nie jest. Mogę cię przeprosić na chwilę?

Wstał i szybko udał się w kierunku toalety. Może będzie wymiotował. Przekręcił gałkę w drzwiach i… JASNA CHOLERA, SERIO?

To, co zobaczył po drugiej stronie drzwi, natychmiast rozwiało wszelkie myśli o zwymiotowaniu piwa kremowego.

— Albus. Co wy, kurwa, robicie?

Albus i Monica byli mocno przytuleni do siebie, z ustami spuchniętymi od intensywnego pocałunku, który właśnie przerwał im Scorpius. Żadne z nich nie przejęło się tym, że zostali przyłapani.

Albus zwrócił się do Monici.

— Zaraz wracam.

Skinęła głową, sprawiając stan swoich włosów w lustrze.

Albus wyprowadził Scorpiusa z toalety.

— Co tam?

Scorpius wpatrywał się w przyjaciela z otwartymi ustami.

— Co… jak w ogóle do tego doszło?

Albus wzruszył ramionami.

— W sumie nie wiem. Pochwaliłem jej buty, że są świetne. A ona pochwaliła mój wybór literatury, bo jest super. I… — Zacisnął usta w zamyśleniu. — Potem trochę pogadaliśmy. I wydawało się, że wszystko idzie dobrze. Nie wyglądało na to, żeby miała ochotę uciec czy coś. Więc po prostu ją zapytałem, czy chce się całować. A ona się zgodziła. I robiliśmy to przez chwilę, było bardzo miło, dopóki nie wszedłeś i nam nie przerwałeś.

Rzucił przyjacielowi karcące spojrzenie.

Scorpius wybałuszył oczy na kumpla.

— I tyle? Po prostu ją zapytałeś, czy chce się całować?

— Cóż, może nie jest taką arystokratką jak ty, kolego. Ale nie jestem aż tak bezczelny, żeby po prostu pocałować ptaszynę bez uprzedniego, grzecznego zapytania.

Scorpius zrobił serię podwójnych spojrzeń z szeroko otwartymi ustami.

Jak? W jaki sposób ją zapytałeś?

Albus wzruszył ramionami.

— Chyba po angielsku. Chyba że mówi po klingońsku. Albo po węgiersku, którego nauczyłem się latem…

Nie. Nie, nie, nie o to mi chodziło. Tylko o to, jak ją zapytałeś? Po prostu powiedziałeś „Hej, Mon. Masz ochotę na całusa?”, a ona się zgodziła?

Albus skinął głową.

— Zrobiłem to trochę płynniej, ale tak, mniej więcej tak to brzmiało. Po prostu pomyślałem, że dziś ładnie wygląda, więc jej powiedziałem. Wydawała się zadowolona, a ja pomyślałem „Hej, może podobam jej się bardziej niż sądziłem”. Więc spróbowałem. I zadziałało.

Scorpius poczuł, jakby dostał cios w brzuch. Oto Albus całuje się z dziewczyną, o której jeszcze godzinę temu mógłby przysiąc, że go nienawidzi, a on nie potrafił powiedzieć dziewczynie, z którą systematycznie się uczył i flirtował przez ostatnie dwa miesiące, że mu się podoba. To było niewiarygodne.

— Muszę na chwilę usiąść, żeby to przetrawić — powiedział Scorpius, kierując się do toalety.

Nie. Nie ma mowy. — Albus objął go ramieniem i odwrócił w przeciwnym kierunku. — Musisz tam wrócić i powiedzieć Rose, że ją lubisz, żebym mógł wrócić i całować się z Mon do utraty tchu. — Poklepał go po plecach. — Wierzę w ciebie, stary.

Po czym odwrócił się, żeby wejść do toalety.

— Nie, Al, czekaj! — Scorpius złapał Albusa za ramię i obrócił. — Nie mogę tego zrobić. Wiem, że powinienem, bo ją lubię, a ona mnie, ale po prostu nie mogę, do cholery.

— O czym ty mówisz? Składałeś profesor Granger niemoralne propozycje. Przecież potrafisz powiedzieć trzynastolatce, że ci się podoba.

— Tak, i poszło mi zajebiście, prawda? Wybacz, jeśli moja pewność siebie trochę się podkopała po tym doświadczeniu.

Albus westchnął.

— Scorp. Jesteś moim najlepszym kumplem. I kocham cię jak brata. Ale przysięgam na jebanego Merlina, że jeśli nie pójdziesz tam i nie wyznasz swojej dozgonnej miłości mojej irytującej krewnej, to na Boga, zniszczę ci fryzurę. — Zmrużył oczy, patrząc na Scorpiusa, który podświadomie uniósł dłoń do swoich nieskazitelnie potarganych włosów, na co poświęcił żenująco dużo czasu tego ranka. — Zniszczę ją tak bardzo, że będziesz musiał je znowu umyć. — Scorpius sapnął. — Dokładnie — kontynuował Albus. — Będziesz musiał je myć dwa razy dziennie jak cholerny barbarzyńca. Tekstura będzie zupełnie inna i powrót do normalności zajmie ci kilka dni.

— Dobra, dobra, dobra! — Scorpius uniósł ręce w geście poddania. — Zrobię to.

— Grzeczny chłopak.

Albus poklepał go po plecach i wrócił do toalety.

Scorpius przełknął ślinę. Albus musiał żartować. To było niemożliwe. Jak ludzie to robią? Teraz, bardziej niż kiedykolwiek, marzył o rozmowie z tatą. Wiedziałby dokładnie, co powiedzieć. Spójrzcie tylko na kobietę, która jest jego dziewczyną. Wypuścił powietrze.

Dam radę. Jestem Malfoyem. Malfoyowie to przystojniacy.

Podszedł do niej, uśmiechając się z pewnością siebie, której nawet nie czuł. Kiedy spojrzała na niego tymi wielkimi, niebieskimi oczami, poczuł, jak jego uśmiech znika.

Tak. Nie mogę.

— Jesteś pewien, że wszystko gra? Wyglądasz na chorego.

Scorpius prychnął.

— Jest super. A z tobą wszystko dobrze?

Rose spojrzała na niego.

— To dlatego, że pytałam o twojego tatę? Słyszałam o nim i cioci Hermionie. — Westchnęła. — Ty… ty już się w niej nie podkochujesz, prawda? Bo wiesz, że to…

— Rose, zostaniesz moją dziewczyną?

Jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki.

— Co?

— Co?

Nie mógł uwierzyć, że to powiedział.

— Chcesz, żebym została twoją dziewczyną?

Oboje byli tak zarumieni, że mogliby wspólnie ogrzać cały pub.

Scorpius wpatrywał się nieruchomo w punkt na stole.

— Eee… tak?

Westchnął, zamykając oczy. Świetna robota, Casanovo. Zdurniałeś doszczętnie?

Niepewnie na nią zerknął, a jego oddech zamarł na widok jej ust unoszących się w słodkim uśmiechu.

Jebać to.

— Rose, nie podoba mi się profesor Granger. Ty mi się podobasz. W sumie już od jakiegoś czasu.

Uśmiechnęła się promiennie.

— Też mi się podobasz.

TY PSIE NA BABY! 

— O mój Boże. Genialnie. — Na jego twarzy pojawił się głupkowaty uśmiech. — Więc.. chcesz być…

— Tak.

Mrugnął. Raz, dwa, trzy razy, patrząc na swoją dziewczynę. Potem zerknął na toaletę, gdzie Albus i Monica wciąż, bez wątpienia, wysysali sobie nawzajem życie z twarzy. Spojrzał z powrotem na Rose, która uśmiechała się do niego nieśmiało.

— Nie mogę uwierzyć, że to, kurwa, zadziałało — mruknął pod nosem.

Rose zachichotała i wstała z krzesła.

Dokąd ona idzie? Nie odchodź!

Podeszła do jego strony stołu i usiadła obok niego.

— Cześć.

Przełknął ślinę.

— Cześć — odpowiedział ochrypłym głosem.

Pochyliła się ku niemu, a on instynktownie poczuł, jak jego powieki się zamykają, gdy spotkał ją w połowie drogi. Cynamonowy zapach jej włosów ogarnął jego zmysły, odurzając. Kiedy ich usta się spotkały, uszczypnął się w udo, żeby upewnić się, że to nie sen.

Całował Rose Weasley, a ona odwzajemniła pocałunek!

Czuł tylko cynamon, miękkie usta i słodki smak piwa kremowego, które piła. Nigdy wcześniej nikogo nie całował i miał nadzieję, że robi to dobrze, bo nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się tak wspaniale. Kiedy poczuł, jak skubie jego dolną wargę, jęknął z głębi gardła. Nie obchodziło go, że znajdują się na środku Trzech Mioteł i prawie wszyscy uczniowie ich obserwują.

Kiedy się rozdzielili, poczuł się zdezorientowany, jakby właśnie obudził się z popołudniowej drzemki w jakimś niezwykłym miejscu. Wpatrywał się w nią szklanymi oczami, uśmiechając się głupio.

— To było… naprawdę fajne — powiedział nieśmiało.

Skinęła głową.

I to jak.

Mrugnął powoli, wciąż czując się pijany.

— Jakiego szamponu używasz?

Uniosła pytająco brwi.

— Co?

— Twoje włosy. Pachną naprawdę dobrze — cynamonem. I tylko się zastanawiałam…

Boże, jaki z ciebie dureń — jęknęła, pochylając się i znów go całując.

Kiedy poczuł, jak jej dłonie przesuwają się po jego włosach, lekko je mierzwiąc, zupełnie się tym nie przejął.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Draco wpatrywał się w kominek.

Może i tak powinien go odebrać.

Ale wiedział, ze to się na nim zemści. Zawsze szanował swojego syna, kiedy potrzebował przestrzeni.

Merlinie, co jest z ludźmi, których kocham, że potrzebują przestrzeni ode mnie?

Kiedy Draco kilka dni temu dostał sowę od Scorpiusa z informacją, że spędzi święta Bożego Narodzenia u Potterów, stłumił chęć odegrania roli rodzica (czego nigdy wcześniej nie musiał robić) i wysłać chłopakowi Wyjca, informując go, że jest oczekiwany we Dworze na święta, bo jego ojciec tak powiedział. Ale oczywiście wiedział, że to sprawiłoby, że byłyby to najbardziej niezręczne i napięte święta w historii.

No może poza jednymi, kiedy Lord Voldemort był ich gościem i po prostu, kurwa, na stałe się tu zadomowił, ale to zdecydowanie stanowiłoby drugie miejsce.

Przynajmniej pierwsza piątka.

Możliwe, że pierwsza dziesiątka.

Westchnął. Scorpius potrzebował przestrzeni. Hermiona potrzebowała przestrzeni. Scorpius w końcu mu wybaczy, bo musi. Był jego synem i żadna przestrzeń tego nie zmieni. W zasadzie był skazany na niego jako ojca.

Ale Hermiona to co innego. Mogła to zakończyć, kiedy tylko chciała. Nie żeby Draco jej to ułatwiał, gdyby to zrobiła. Rozmowa z Potterem dała mu do myślenia. Ale jedno było pewne — kochał Hermionę Granger.

Po prostu jej to powiedz, kretynie! Przestań zwlekać.

Koniec z tym. Koniec z tchórzostwem. Nie mógł sobie pozwolić na kolejne nieporozumienia z ludźmi w swoim życiu.

Chwycił pióro…

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Hermiona zgniotła kolejną kartkę pergaminu i rzuciła ją za biurko. Straciła rachubę, ile listów zaczęła pisać do Draco, tylko po to, by odkryć, że po raz pierwszy w życiu zabrakło jej słów.

 

Drogi Draco,

beznadziejnie mi idzie przepraszanie, więc proszę, nie zmuszaj mnie.

 

Dobra, to było idiotyczne. A może…

 

Drogi Draco,

mój wibrator nie jest w stanie…

 

Skreśl to. Ostatnią rzeczą, jaką chciała, żeby pomyślał, było to, że nie traktuje ich związku poważnie — o co oskarżała Draco. Draco, idealny facet, który cierpliwie siedział i słuchał, jak ona i Harry paplają cytaty z Narzeczonej dla księcia, nigdy nie narzekając… chwila.

Draco nic nie wiedział o kulturze mugoli. Nie wiedziałby, gdyby ona po prostu…

 

Drogi Draco,

dla mnie jesteś idealny.

 

Przerwał jej widok lśniącej sowy, która wleciała przez okno, niosąc małą kopertę. Natychmiast rozpoznała w niej sowę Draco.

— Dziękuję — powiedziała do zwierzęcia, delikatnie głaszcząc je za uszami.

Otworzyła kopertę, żeby przeczytać list.

 

Wykorzystałem te dni. Wiem, czego chcę. I wiem, że pragnę tylko ciebie.

Draco

 

To było lepsze niż To właśnie miłość. To było lepsze niż cokolwiek innego, bo to było dla niej. Poczuła pieczenie w oczach, sygnalizujące łzy, które groziły wylaniem.

Jebać to.

Zdeterminowana, pobiegła do kominka.

Kiedy wyszła z kominka w salonie Dworu, zderzyła się głową z Draco, który próbował wejść do środka, gdy się pojawiła.

Ała!

Ała!

Oboje potrzebowali chwili, żeby dojść do siebie, po czym spojrzeli na siebie otwarcie. Na ich twarzach malowały się identyczne wyrazy szczerości i wrażliwości.

Draco przełknął ślinę.

— Właśnie do ciebie szedłem.

— Wyprzedziłam cię.

Skinął głową, ciężko dysząc.

— Cholernie cię kocham, Hermiono.

Poczuła gorąco w ciele.

A potem rzucili się ku sobie, desperacko pragnąc posiąść swoje usta. Stali tam, tląc się w zielonych płomieniach, owinięci tak ciasno wokół siebie, że mogliby się stopić w jedną istotę. Hermiona straciła poczucie czasu. Zapomniała swojego imienia. Zapomniała przemówienia, które przygotowała w ciągu dwudziestu sekund między przeczytaniem listu a wejściem do kominka.

Kiedy się od siebie oderwali, spojrzał na nią z tak wielką miłością, jego srebrne oczy wpijały się w jej bursztynowe.

Uśmiechnęła się promiennie.

— Ja też cię kocham.

Odetchnął z ulgą, muskając kciukiem jej kość policzkową.

Jebać dyskrecję. I tak jesteśmy w tym kiepscy.

________________

Ten rozdział był pełen wyznań, do których już dawno powinno dojść, prawda? Będzie mi brakować tych rozmów chłopców, bo zawsze fajnie mi się je tłumaczyło. Ale to jeszcze nie koniec! 

Obserwatorzy