Kiedy
Hermiona weszła następnego ranka do Pokoju Wspólnego, pierwszą rzeczą, jaką
zobaczyła, była Lavender z nogami wokół Rona, chichocząca na jego kolanach.
Siedzieli nos w nos, szepcząc do siebie. Hermionie zrobiło się niedobrze. Było
zdecydowanie za wcześnie, żeby znowu musiała się z tym wszystkim mierzyć.
Nie
chodziło o to, że czuła coś do Rona, a przynajmniej nie do końca, ale on nigdy
nie zachowywał się tak wobec niej, gdy byli razem. Nigdy jej nie przytulał,
nigdy nie całował jej do utraty tchu. Nigdy nie był wobec niej takim
chichoczącym głupcem. I Hermiona zastanawiała się, co jest z nią nie tak, że
nie wywołuje u mężczyzn takich reakcji.
Ginny
podeszła do niej i podążyła za jej wzrokiem.
—
Bogowie, nie dam rady znosić tego na pusty żołądek. Chodź, Miona, idziemy na
śniadanie.
Ginny
odciągnęła Hermionę od sceny za rękaw jej koszuli. Zeszły spiralnymi schodami,
opuściły wieżę i skierowały się do Wielkiej Sali.
—
Jak minął twój pierwszy dzień pracy? Nie widziałam cię wczoraj wieczorem po
powrocie — zapytała Ginny, gdy usiadły przy długim stole Gryffindoru.
Hermiona
westchnęła, nakładając sobie na talerz jajka, kiełbasę i bekon.
—
Co, książki nie były tak przyjazne, jak się spodziewałaś?
Hermiona
szturchnęła przyjaciółkę ramieniem.
—
Nie, okazuje się, że oprócz książek i szefa mam jeszcze jednego współpracownika.
Ginny
otworzyła szeroko oczy.
—
Och, kogo?
Hermiona
skinęła głową w stronę chłopaka wchodzącego do sali właśnie w tym momencie.
Jego jasne, blond włosy lśniły w świetle wpadającym przez okna w suficie. Był tak
cholernie wysoki, że górował co najmniej o głowę nad większością uczniów, a
jego szpiczasta szczęka i arystokratyczny nos były tak charakterystyczne, że
nie sposób było go nie zauważyć.
—
Nie! — Ginny jęknęła. — Musisz pracować z Malfoyem? Jak, do cholery, w ogóle go
zatrudnili?
—
Właściwie nie jest współpracownikiem. Raczej wolontariuszem? Służącym
kontaktowym? — Pokręciła głową. — Realizuje projekt dla Ministerstwa w ramach
okresu próbnego. Chyba Stokes zatrudnił mnie po to, żebym miała na niego oko.
Jestem wynajętą opiekunką Malfoya.
Ginny
się roześmiała.
—
Och, to niesamowite. Moc, którą teraz posiadasz, jest satysfakcjonująca.
—
Co jest satysfakcjonujące? — zapytał Ron, mierząc wzrokiem jedzenie rozłożone
przed nimi, gdy on i Lavender usiedli naprzeciwko nich.
—
Kontrola Hermiony nad…
Hermiona
kopnęła Ginny w goleń pod stołem, przerywając jej wypowiedź. Ginny zerknęła na
nią zdenerwowana, ale kiedy Hermiona nieznacznie pokręciła głową, prosząc
Ginny, żeby przestała, dziewczyna posłuchała.
Kaszlnęła,
próbując wyjaśnić swoją pauzę.
—
Przepraszam, eee, kontrola Hermiony nad jej nawykami uczenia się. Chciałabym
być tak zdyscyplinowana.
Harry
usiadł za stołem i pocałował Ginny w policzek.
—
Jesteś równie zdyscyplinowana w treningach Quidditcha.
Ginny
się zarumieniła. Publiczne okazywanie uczuć było dla nich czymś nowym. Kiedy
wrócili z polowania na horkruksy, Ginny była na nich wszystkich bardzo zła, że
ją zostawili, a na Harry’ego najbardziej. Wybaczyła mu po wielu próbach
ugłaskania jej i powoli wracali do siebie.
—
Dzięki, Harry. A propos, chciałbyś pójść dziś wieczorem na trening?
Chłopak
uśmiechnął się do pięknej rudowłosej.
—
Brzmi świetnie. Nie przegapiłbym tego.
Hermiona
była szczerze zadowolona z ich szczęścia. Stanowili piękną parę. Po prostu
idealnie do siebie pasowali. Ale to nie znaczy, że nie czuła lekkiego ukłucia
zazdrości, patrząc na nich. Pragnęła tego, co mieli. Dotychczas miała tylko
trzy „związki”: Viktora, który był nią oczarowany, ale niestety ona nie czuła
tego samego; Rona, który zdawał się całować ją, bo myślał, że powinien, i
wyraźnie mu ulżyło, gdy powiedziała, że nie muszą już udawać związku; oraz jej
nieudanej próby wzbudzenia zazdrości w Ronie: Cormaca. Mężczyzny, który
całowałby drzewo, gdyby pień był wystarczająco krzywy. Nie, Hermiona wyraźnie
poniosła porażkę na miłosnej arenie. A tak bardzo nienawidziła porażek.
Jej
dzień był nieco mniej koszmarny niż poprzedni. Przyszła punktualnie na zajęcia,
profesor Vector pochwalił ją za zaangażowanie na numerologii, co dodało jej
pewności siebie. Podczas długiej przerwy Hermiona zrezygnowała z lunchu na
rzecz nauki w bibliotece i odkryła, że jej ulubiony stolik jest pusty. Padała
na niego idealna ilość naturalnego światła i był wystarczająco oddalony od
głównej części biblioteki, by zapewnić jej chwilę spokoju i ciszy. Po odłożeniu
torby Hermiona poszła po kilka książek o teorii transmutacji do pracy domowej,
nad którą pracowała dla nowego profesora Kalibana. Kiedy wróciła, zauważyła, że
ktoś siedzi przy jej idealnym stoliku.
—
Malfoy, co ty tu robisz? — zapytała, starając się mówić spokojnie, by nie
narazić się na gniew pani Pince.
Spojrzał
w górę, udając zdziwienie na jej widok.
—
Och, siedziałaś tu? Wybacz.
Hermiona
prychnęła, odsuwając krzesło i rzucając książki na drewniany blat.
—
Najwyraźniej wiedziałeś, że tak. Czego chcesz, Malfoy?
Zmarszczył
brwi.
—
Nie, jestem pewien, że celowo nie naraziłbym się na twoją ohydną obecność.
—
Przekomiczne — odpowiedziała. — Czego chcesz?
—
Wiesz, że chodzę na zaawansowane eliksiry z twoją rudowłosą przyjaciółką? —
zapytał.
—
Musisz mówić konkretniej — odparła Hermiona.
—
Łasicą — rzucił z westchnieniem.
—
Ach. — Hermiona skinęła głową. — Zdaje się, że Ginny wspomniała coś o tym, że
jest zmuszona patrzeć, jak zamartwiasz się w kącie, tak.
—
Nie „zamartwiam się” — burknął głośniej, na co pani Pince rzuciła mu miażdżące
spojrzenie.
—
Streszczaj się, Malfoy. Mam coś do zrobienia.
—
Wspomniała, że myślisz o odejściu z pracy w księgarni.
Pozwolił,
by słowa zawisły w powietrzu.
—
I co w związku z tym?
Hermiona
zaczęła kartkować książkę na temat transmutacji żywej istoty w żywą istotę.
—
Cóż, po prostu myślałem, że jesteś ulepiona z silniejszego materiału — zadrwił
słabo.
Hermiona
podniosła wzrok, jej oczy spotkały się z nim, a w głowie zaczęła kiełkować
myśl.
—
Potrzebujesz mnie.
Wzdrygnął
się.
—
Co? Nie.
Uśmiech
zaczął drgać w kącikach jej ust.
—
O mój Boże, naprawdę mnie potrzebujesz! Kiedy mówiłam to wczoraj wieczorem,
myślałam, że bredzę, ale naprawdę mnie potrzebujesz, prawda?
Wstał,
odsuwając krzesło, które zaskrzypiało na drewnianej podłodze.
—
Nie. Nie jesteś mi do niczego potrzebna, Granger. Brzmisz absurdalnie. Idę
sobie.
Hermiona
szeroko się uśmiechnęła.
—
Do zobaczenia wieczorem, Malfoy! — zawołała za nim, gdy odchodził.
Swoimi
słowami przyciągnęła w ich stronę wiele spojrzeń, ale to pełne obrzydzenia,
którym ją obrzucił, sprawiło, że było warto.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Tego
popołudnia, wychodząc z zamku, zauważyła tego głupiego blondyna, który również
zmierzał do wyjścia. Musiała się postarać bardziej niż on, żeby zmniejszyć
dystans między nimi, ale udało jej się go dogonić.
Kiedy
się zbliżyła, odwrócił się, żeby na nią spojrzeć.
—
Tak bardzo chcesz mnie znów zobaczyć, Granger? Zarumienię się.
Parsknęła
śmiechem.
—
Czy to nie drugi raz, kiedy używasz tej drwiny? Albo jesteś pozbawiony
wyobraźni, albo naprawdę nie potrafisz przestać się przy mnie rumienić.
Prychnął
i przyspieszył kroku. Wyprzedził ją tuż przed drzwiami i otworzył je na oścież,
przez co Stokes zerwał się z miejsca przy kasie. Hermiona podbiegła i weszła
tuż za blondynem. Oboje musieli zakryć usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem na
widok czystego przerażenia na twarzy Stokesa.
—
Och, on się ciebie strasznie boi — szepnęła Hermiona do Malfoya.
Skinął
głową na znak zgody.
—
Przepraszam pana, chciałem się tylko upewnić, że będę na czas — powiedział, próbując
uspokoić trzęsącego się mężczyznę.
Stokes
spojrzał na zegar ścienny, który wskazywał, że oboje byli pięć minut przed
czasem i odchrząknął.
—
Cóż, doceniam entuzjazm, jednakże przydałaby się odrobina dobrego wychowania.
Hermiona
zacisnęła usta, starając się wyglądać na skruszoną, choć wcale nie czuła, że
powinna. Szczerze mówiąc, czuła do tego mężczyzny taką samą złość, co do
Malfoya. W końcu to on ją zatrudnił pod fałszywym pretekstem.
—
Tak, proszę pana. Czy znowu mam pracować na zapleczu? A może będę miała okazję
poćwiczyć na kasie i obsłudze?
Stokes
przeskanował wzrokiem Malfoya, a potem znów spojrzał na Hermionę.
—
Myślę, że najlepiej będzie, gdy będziesz towarzyszyć panu Malfoyowi. On ma
mnóstwo pracy, a ja mam tu wszystko pod kontrolą.
Hermiona
podejrzewała, że właśnie tak odpowie, ale zamierzała pytać dalej, aż mężczyzna
w końcu ustąpi. Hermiona była uparta jak cholera. Przetrwa to, była tego pewna.
Skinęła głową na znak zrozumienia, po czym poszła za Malfoyem do pokoju na
zapleczu.
—
Tak, proszę pana? — zadrwił Draco,
unosząc jedną brew. — Lizuska.
Hermiona
szeroko otworzyła oczy i spojrzała na niego niewinnie.
—
Och, proszę pana, nie wiem, co pan ma na myśli. Jestem po prostu czarownicą
pełną szacunku dla innych.
Malfoy
kaszlnął, przerywając jej wystąpienie.
—
Podlizywanie się działa. I co z tego? — zapytała go, gdy nadal klepał się po
piersi, a jego policzki poczerwieniały, gdy kaszel ustał.
—
To raczej ślizgońskie myślenie, Loczku. Jesteś pewna, że trafiłaś do właściwego
domu? — spytał, wyciągając rękę i pociągając za jeden z jej loków, obserwując,
jak ten podskakuje.
Hermiona
przechyliła głowę na bok, wymykając się spod jego ręki.
—
Właściwie to miałam trzy opcje. I nigdy więcej nie nazywaj mnie Loczkiem.
Nienawidzę tego.
—
Zanotowane, Loczku — odpowiedział z diabolicznym uśmieszkiem na twarzy.
Hermiona
jęknęła, uświadamiając sobie swój błąd, i postanowiła szybko o tym zapomnieć.
—
W sumie mogłam wybrać między Ravenclawem, Slytherinem i Gryffindorem.
—
Popisujesz się — mruknął, zabierając się do pracy nad zadaniem dla
Ministerstwa.
Hermiona
nie miała w tej chwili ochoty mu pomagać. Zamiast tego wskoczyła na jeden ze
stołów, usiadła z nogami zwisającymi swobodnie i rozejrzała się po
pomieszczeniu.
Malfoy
podniósł wzrok znad zwoju, który czytał.
—
Co ty robisz?
Jego
wzrok przesunął się po jej ciele, skupiając się na nogach w legginsach. Nie
pozwoliła, by dosadnie wyraził pogardę dla jej mugolskich ubrań.
—
Cóż, moim zadaniem jest być twoją opiekunką, a nie odsiadywać za ciebie wyrok w
zawieszeniu. Więc chyba ci dziś nie pomogę.
Westchnął.
—
I co, będziesz tu siedzieć i patrzeć, jak pracuję? To cholernie dziwne,
Granger.
—
O nie, Draco Malfoy uważa mnie za dziwną! To najgorsza obelga, jaką
kiedykolwiek słyszałam, zwłaszcza od niego! Co mam począć?
Przewróciła
oczami i zeskoczyła ze stołu. Weszła głębiej do magicznie powiększonego pokoju.
W pomieszczeniu panował już mrok, ale im dalej szła, tym trudniej było
cokolwiek dostrzec, bo książki piętrzyły się coraz wyżej, zasłaniając światło z
kinkietów.
Rzuciła
własne zaklęcie płomieni i posłała kilka z nich, by zawisły pod sufitem kilka
kroków przed nią. Zaczynała niepokoić się ilością książek. Gdyby Malfoy musiał
przejrzeć je wszystkie, mógłby nigdy nie opuścić tej przeklętej księgarni. W
końcu dotarła do tylnej ściany, ale teraz, gdy zrozumiała rozmiary
pomieszczenia, była pod wrażeniem. Wracając na przód, rzuciła kilka zaklęć
odkurzających, żeby trochę zmniejszyć ponure wrażenie. Skoro miała tu codziennie
pracować, równie dobrze mogła sprawić, by było tu przyjemniej. Posłała rząd
płomieni wzdłuż ścieżki, którą szła, i zawiesiła je w powietrzu, żeby rozjaśnić
otoczenie.
Kiedy
wróciła, dostrzegła, że Malfoy nie zarejestrował jej obecności. Pracował w
ciszy, z oczami głęboko wpatrzonymi w pergamin przed sobą. Przyzwyczaiła się do
widoku jego twarzy w grymasie szyderstwa lub niegrzecznego uśmieszku, więc ze
zdziwieniem zauważyła, że gdy odpoczywał, bardzo wyraźnie było widać, jak
bardzo jest zmęczony. Pod jego oczami pojawiły się sińce zamaskowane lekkim
zaklęciem, a twarz była szczupła, choć nie tak wychudła jak na szóstym roku. Prawie
poczuła się źle, widząc go w takim stanie. Prawie. Jakimś cudem, pomimo
zmęczenia, wciąż był nieznośnie i irytująco atrakcyjny. Najwyraźniej spędził
trochę czasu na treningach przed ósmym rokiem. Nadal był dość szczupły, ale
dostrzegała jego siłę. Koszula marszczyła się wokół bicepsów i ciasno opinał
klatkę piersiową. Musiał odświeżyć garderobę, bo ubrania nie do końca pasowały
do jego nowej sylwetki. Oczywiście, wiedząc, jak bardzo jest próżny, prawdopodobnie
lubił popisywać się swoją muskulaturą.
—
Mogę ci w czymś pomóc, Granger? — zapytał, a w jego głosie dało się usłyszeć
charakterystyczny przekąs.
Nie
była pewna, ile czasu minęło, odkąd zarejestrował jej obecność, ale i tak było
jej wstyd, że została przyłapana na patrzeniu się na niego.
—
Myślałem, że jesteś jedyną osobą, która nie gapi się na przerażającego
Śmierciożercę.
Pokręcił
głową z irytacją.
Hermiona
się roześmiała. Był tak daleki od jej prawdziwych myśli.
—
Już ci mówiłam. Malfoy, nie ma w tobie nic strasznego. Czy w ogóle można cię
nazwać Śmierciożercą?
Zamarł.
Szare oczy przygwoździły ją do ziemi niczym fizyczne doznanie. Nadal wpatrywał
się w nią, idąc naprzód, podwijając lewy rękaw koszuli z długim rękawem.
Hermiona spuściła wzrok, śledząc ruch. Głęboki, czarny ślad odciskał się na
jego skórze, nie jak tatuaż, a raczej jako piętno. Skrzywiła się nieświadomie,
wyobrażając sobie, jak bardzo musiało boleć otrzymanie go.
—
Tak, to cholernie obrzydliwe, Granger, zgadza się. Powiedziałbym więc, że
zdecydowanie jestem Śmierciożercą. Powinnaś się mnie cholernie bać, ty głupia dziewczyno.
Jego
słowa były kąśliwe i trafiły w sedno. Po raz pierwszy odkąd została z nim sam
na sam w ciemnym pomieszczeniu, poczuła prawdziwy strach. Ale jednocześnie
nasuwały się jej kolejne pytania. Jej umysł nieustannie szukał zagadek i
schematów, ale to nie było zachowanie człowieka dumnego z tego, czego dokonał. Wstydził
się. I to bardzo. Dlaczego więc nie wyrzekł się nauk, którymi tak gardził?
Wiedziała,
że powinna odpuścić. Był jak okaleczona bestia, czająca się na każdego, kto
próbował się do niego zbliżyć. Ale nigdy nie posiadała instynktu
samozachowawczego.
—
Ciekawe.
Zaskoczyła
samą siebie, słysząc, jak to słowo rozbrzmiewa w powietrzu gęstniejącym od
napięcia.
—
Spierdalaj, Granger.
Podeszła
bliżej.
—
Jesteś przerażony. Ale dlaczego?
Odsunął
się, nie pozwalając jej podejść.
—
Niczego się nie boję. Bredzisz.
—
Czy… byłeś w Azkabanie przez cały ten czas? Czekając na proces?
Uniosła
dłoń, by dotknąć jego twarzy. Zadrżał, ale się nie poruszył, nie przyjmując jej
dotyku, ale też nie stawiając oporu.
Opuszki
jej palców przesunęły się po jego policzku, skóra była zimna w dotyku.
Westchnął, jego ciało zwiotczało, a oczy zamknęły się, gdy poczuł ciepło jej
dłoni.
—
Przez co przeszedłeś?
Pokręcił
głową, ledwo się poruszając, gdyż jej palce nadal lekko przyciskały się do jego
policzka.
—
To nie Azkaban. Tylko…
Drzwi
się otworzyły.
—
Czas zamykać, moja ciężko pracująca ekipo z zaplecza! — zawołał Stokes, a jego
radosny ton brzmiał nieharmonijnie, drażniąco.
Malfoy
odskoczył, a jego plecy dosłownie zetknęły się ze ścianą. Odepchnął się od
niej, otrząsając się i prześlizgując obok Hermiony w ciasnym labiryncie książek
i słów. Złapał torbę i kurtkę, i wyszedł, zanim Hermiona zdążyła zauważyć, że
się ruszył.
—
Dobranoc, proszę pana! — zawołała Hermiona, chwytając swoje rzeczy i podążając
za Malfoyem.
Ale
kiedy wyszła na ulicę, już go nie było. Podejrzewała, że po prostu schował się
w jakieś alejce lub za rogiem. Możliwe jednak, że się aportował, więc zamiast
szukać bez celu, postanowiła wrócić do Hogwartu. Mógł lizać rany w ukryciu, ale
ona i tak uzyska od niego odpowiedzi. Musiała być cierpliwa.
______________
Witajcie :) mam nadzieję, że pierwsze dwa rozdziały Was zaintrygowały i będziecie czekać na kolejne części. Dajcie znać!
Planuję publikować dwa razy w tygodniu. Kolejne rozdziały pojawią się w środę. Czekajcie cierpliwie, bo warto. :)
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia! Enjoy!