Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ron Weasley. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ron Weasley. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 7 września 2025

[T] Rzeczy, których nie nauczysz się z książek: Rozdział 2

 

Kiedy Hermiona weszła następnego ranka do Pokoju Wspólnego, pierwszą rzeczą, jaką zobaczyła, była Lavender z nogami wokół Rona, chichocząca na jego kolanach. Siedzieli nos w nos, szepcząc do siebie. Hermionie zrobiło się niedobrze. Było zdecydowanie za wcześnie, żeby znowu musiała się z tym wszystkim mierzyć.

Nie chodziło o to, że czuła coś do Rona, a przynajmniej nie do końca, ale on nigdy nie zachowywał się tak wobec niej, gdy byli razem. Nigdy jej nie przytulał, nigdy nie całował jej do utraty tchu. Nigdy nie był wobec niej takim chichoczącym głupcem. I Hermiona zastanawiała się, co jest z nią nie tak, że nie wywołuje u mężczyzn takich reakcji.

Ginny podeszła do niej i podążyła za jej wzrokiem.

— Bogowie, nie dam rady znosić tego na pusty żołądek. Chodź, Miona, idziemy na śniadanie.

Ginny odciągnęła Hermionę od sceny za rękaw jej koszuli. Zeszły spiralnymi schodami, opuściły wieżę i skierowały się do Wielkiej Sali.

— Jak minął twój pierwszy dzień pracy? Nie widziałam cię wczoraj wieczorem po powrocie — zapytała Ginny, gdy usiadły przy długim stole Gryffindoru.

Hermiona westchnęła, nakładając sobie na talerz jajka, kiełbasę i bekon.

— Co, książki nie były tak przyjazne, jak się spodziewałaś?

Hermiona szturchnęła przyjaciółkę ramieniem.

— Nie, okazuje się, że oprócz książek i szefa mam jeszcze jednego współpracownika.

Ginny otworzyła szeroko oczy.

— Och, kogo?

Hermiona skinęła głową w stronę chłopaka wchodzącego do sali właśnie w tym momencie. Jego jasne, blond włosy lśniły w świetle wpadającym przez okna w suficie. Był tak cholernie wysoki, że górował co najmniej o głowę nad większością uczniów, a jego szpiczasta szczęka i arystokratyczny nos były tak charakterystyczne, że nie sposób było go nie zauważyć.

— Nie! — Ginny jęknęła. — Musisz pracować z Malfoyem? Jak, do cholery, w ogóle go zatrudnili?

— Właściwie nie jest współpracownikiem. Raczej wolontariuszem? Służącym kontaktowym? — Pokręciła głową. — Realizuje projekt dla Ministerstwa w ramach okresu próbnego. Chyba Stokes zatrudnił mnie po to, żebym miała na niego oko. Jestem wynajętą opiekunką Malfoya.

Ginny się roześmiała.

— Och, to niesamowite. Moc, którą teraz posiadasz, jest satysfakcjonująca.

— Co jest satysfakcjonujące? — zapytał Ron, mierząc wzrokiem jedzenie rozłożone przed nimi, gdy on i Lavender usiedli naprzeciwko nich.

— Kontrola Hermiony nad…

Hermiona kopnęła Ginny w goleń pod stołem, przerywając jej wypowiedź. Ginny zerknęła na nią zdenerwowana, ale kiedy Hermiona nieznacznie pokręciła głową, prosząc Ginny, żeby przestała, dziewczyna posłuchała.

Kaszlnęła, próbując wyjaśnić swoją pauzę.

— Przepraszam, eee, kontrola Hermiony nad jej nawykami uczenia się. Chciałabym być tak zdyscyplinowana.

Harry usiadł za stołem i pocałował Ginny w policzek.

— Jesteś równie zdyscyplinowana w treningach Quidditcha.

Ginny się zarumieniła. Publiczne okazywanie uczuć było dla nich czymś nowym. Kiedy wrócili z polowania na horkruksy, Ginny była na nich wszystkich bardzo zła, że ją zostawili, a na Harry’ego najbardziej. Wybaczyła mu po wielu próbach ugłaskania jej i powoli wracali do siebie.

— Dzięki, Harry. A propos, chciałbyś pójść dziś wieczorem na trening?

Chłopak uśmiechnął się do pięknej rudowłosej.

— Brzmi świetnie. Nie przegapiłbym tego.

Hermiona była szczerze zadowolona z ich szczęścia. Stanowili piękną parę. Po prostu idealnie do siebie pasowali. Ale to nie znaczy, że nie czuła lekkiego ukłucia zazdrości, patrząc na nich. Pragnęła tego, co mieli. Dotychczas miała tylko trzy „związki”: Viktora, który był nią oczarowany, ale niestety ona nie czuła tego samego; Rona, który zdawał się całować ją, bo myślał, że powinien, i wyraźnie mu ulżyło, gdy powiedziała, że nie muszą już udawać związku; oraz jej nieudanej próby wzbudzenia zazdrości w Ronie: Cormaca. Mężczyzny, który całowałby drzewo, gdyby pień był wystarczająco krzywy. Nie, Hermiona wyraźnie poniosła porażkę na miłosnej arenie. A tak bardzo nienawidziła porażek.

Jej dzień był nieco mniej koszmarny niż poprzedni. Przyszła punktualnie na zajęcia, profesor Vector pochwalił ją za zaangażowanie na numerologii, co dodało jej pewności siebie. Podczas długiej przerwy Hermiona zrezygnowała z lunchu na rzecz nauki w bibliotece i odkryła, że jej ulubiony stolik jest pusty. Padała na niego idealna ilość naturalnego światła i był wystarczająco oddalony od głównej części biblioteki, by zapewnić jej chwilę spokoju i ciszy. Po odłożeniu torby Hermiona poszła po kilka książek o teorii transmutacji do pracy domowej, nad którą pracowała dla nowego profesora Kalibana. Kiedy wróciła, zauważyła, że ktoś siedzi przy jej idealnym stoliku.

— Malfoy, co ty tu robisz? — zapytała, starając się mówić spokojnie, by nie narazić się na gniew pani Pince.

Spojrzał w górę, udając zdziwienie na jej widok.

— Och, siedziałaś tu? Wybacz.

Hermiona prychnęła, odsuwając krzesło i rzucając książki na drewniany blat.

— Najwyraźniej wiedziałeś, że tak. Czego chcesz, Malfoy?

Zmarszczył brwi.

— Nie, jestem pewien, że celowo nie naraziłbym się na twoją ohydną obecność.

— Przekomiczne — odpowiedziała. — Czego chcesz?

— Wiesz, że chodzę na zaawansowane eliksiry z twoją rudowłosą przyjaciółką? — zapytał.

— Musisz mówić konkretniej — odparła Hermiona.

— Łasicą — rzucił z westchnieniem.

— Ach. — Hermiona skinęła głową. — Zdaje się, że Ginny wspomniała coś o tym, że jest zmuszona patrzeć, jak zamartwiasz się w kącie, tak.

— Nie „zamartwiam się” — burknął głośniej, na co pani Pince rzuciła mu miażdżące spojrzenie.

— Streszczaj się, Malfoy. Mam coś do zrobienia.

— Wspomniała, że myślisz o odejściu z pracy w księgarni.

Pozwolił, by słowa zawisły w powietrzu.

— I co w związku z tym?

Hermiona zaczęła kartkować książkę na temat transmutacji żywej istoty w żywą istotę.

— Cóż, po prostu myślałem, że jesteś ulepiona z silniejszego materiału — zadrwił słabo.

Hermiona podniosła wzrok, jej oczy spotkały się z nim, a w głowie zaczęła kiełkować myśl.

— Potrzebujesz mnie.

Wzdrygnął się.

— Co? Nie.

Uśmiech zaczął drgać w kącikach jej ust.

— O mój Boże, naprawdę mnie potrzebujesz! Kiedy mówiłam to wczoraj wieczorem, myślałam, że bredzę, ale naprawdę mnie potrzebujesz, prawda?

Wstał, odsuwając krzesło, które zaskrzypiało na drewnianej podłodze.

— Nie. Nie jesteś mi do niczego potrzebna, Granger. Brzmisz absurdalnie. Idę sobie.

Hermiona szeroko się uśmiechnęła.

— Do zobaczenia wieczorem, Malfoy! — zawołała za nim, gdy odchodził.

Swoimi słowami przyciągnęła w ich stronę wiele spojrzeń, ale to pełne obrzydzenia, którym ją obrzucił, sprawiło, że było warto.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Tego popołudnia, wychodząc z zamku, zauważyła tego głupiego blondyna, który również zmierzał do wyjścia. Musiała się postarać bardziej niż on, żeby zmniejszyć dystans między nimi, ale udało jej się go dogonić.

Kiedy się zbliżyła, odwrócił się, żeby na nią spojrzeć.

— Tak bardzo chcesz mnie znów zobaczyć, Granger? Zarumienię się.

Parsknęła śmiechem.

— Czy to nie drugi raz, kiedy używasz tej drwiny? Albo jesteś pozbawiony wyobraźni, albo naprawdę nie potrafisz przestać się przy mnie rumienić.

Prychnął i przyspieszył kroku. Wyprzedził ją tuż przed drzwiami i otworzył je na oścież, przez co Stokes zerwał się z miejsca przy kasie. Hermiona podbiegła i weszła tuż za blondynem. Oboje musieli zakryć usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem na widok czystego przerażenia na twarzy Stokesa.

— Och, on się ciebie strasznie boi — szepnęła Hermiona do Malfoya.

Skinął głową na znak zgody.

— Przepraszam pana, chciałem się tylko upewnić, że będę na czas — powiedział, próbując uspokoić trzęsącego się mężczyznę.

Stokes spojrzał na zegar ścienny, który wskazywał, że oboje byli pięć minut przed czasem i odchrząknął.

— Cóż, doceniam entuzjazm, jednakże przydałaby się odrobina dobrego wychowania.

Hermiona zacisnęła usta, starając się wyglądać na skruszoną, choć wcale nie czuła, że powinna. Szczerze mówiąc, czuła do tego mężczyzny taką samą złość, co do Malfoya. W końcu to on ją zatrudnił pod fałszywym pretekstem.

— Tak, proszę pana. Czy znowu mam pracować na zapleczu? A może będę miała okazję poćwiczyć na kasie i obsłudze?

Stokes przeskanował wzrokiem Malfoya, a potem znów spojrzał na Hermionę.

— Myślę, że najlepiej będzie, gdy będziesz towarzyszyć panu Malfoyowi. On ma mnóstwo pracy, a ja mam tu wszystko pod kontrolą.

Hermiona podejrzewała, że właśnie tak odpowie, ale zamierzała pytać dalej, aż mężczyzna w końcu ustąpi. Hermiona była uparta jak cholera. Przetrwa to, była tego pewna. Skinęła głową na znak zrozumienia, po czym poszła za Malfoyem do pokoju na zapleczu.

Tak, proszę pana? — zadrwił Draco, unosząc jedną brew. — Lizuska.

Hermiona szeroko otworzyła oczy i spojrzała na niego niewinnie.

— Och, proszę pana, nie wiem, co pan ma na myśli. Jestem po prostu czarownicą pełną szacunku dla innych.

Malfoy kaszlnął, przerywając jej wystąpienie.

— Podlizywanie się działa. I co z tego? — zapytała go, gdy nadal klepał się po piersi, a jego policzki poczerwieniały, gdy kaszel ustał.

— To raczej ślizgońskie myślenie, Loczku. Jesteś pewna, że trafiłaś do właściwego domu? — spytał, wyciągając rękę i pociągając za jeden z jej loków, obserwując, jak ten podskakuje.

Hermiona przechyliła głowę na bok, wymykając się spod jego ręki.

— Właściwie to miałam trzy opcje. I nigdy więcej nie nazywaj mnie Loczkiem. Nienawidzę tego.

— Zanotowane, Loczku — odpowiedział z diabolicznym uśmieszkiem na twarzy.

Hermiona jęknęła, uświadamiając sobie swój błąd, i postanowiła szybko o tym zapomnieć.

— W sumie mogłam wybrać między Ravenclawem, Slytherinem i Gryffindorem.

— Popisujesz się — mruknął, zabierając się do pracy nad zadaniem dla Ministerstwa.

Hermiona nie miała w tej chwili ochoty mu pomagać. Zamiast tego wskoczyła na jeden ze stołów, usiadła z nogami zwisającymi swobodnie i rozejrzała się po pomieszczeniu.

Malfoy podniósł wzrok znad zwoju, który czytał.

— Co ty robisz?

Jego wzrok przesunął się po jej ciele, skupiając się na nogach w legginsach. Nie pozwoliła, by dosadnie wyraził pogardę dla jej mugolskich ubrań.

— Cóż, moim zadaniem jest być twoją opiekunką, a nie odsiadywać za ciebie wyrok w zawieszeniu. Więc chyba ci dziś nie pomogę.

Westchnął.

— I co, będziesz tu siedzieć i patrzeć, jak pracuję? To cholernie dziwne, Granger.

— O nie, Draco Malfoy uważa mnie za dziwną! To najgorsza obelga, jaką kiedykolwiek słyszałam, zwłaszcza od niego! Co mam począć?

Przewróciła oczami i zeskoczyła ze stołu. Weszła głębiej do magicznie powiększonego pokoju. W pomieszczeniu panował już mrok, ale im dalej szła, tym trudniej było cokolwiek dostrzec, bo książki piętrzyły się coraz wyżej, zasłaniając światło z kinkietów.

Rzuciła własne zaklęcie płomieni i posłała kilka z nich, by zawisły pod sufitem kilka kroków przed nią. Zaczynała niepokoić się ilością książek. Gdyby Malfoy musiał przejrzeć je wszystkie, mógłby nigdy nie opuścić tej przeklętej księgarni. W końcu dotarła do tylnej ściany, ale teraz, gdy zrozumiała rozmiary pomieszczenia, była pod wrażeniem. Wracając na przód, rzuciła kilka zaklęć odkurzających, żeby trochę zmniejszyć ponure wrażenie. Skoro miała tu codziennie pracować, równie dobrze mogła sprawić, by było tu przyjemniej. Posłała rząd płomieni wzdłuż ścieżki, którą szła, i zawiesiła je w powietrzu, żeby rozjaśnić otoczenie.

Kiedy wróciła, dostrzegła, że Malfoy nie zarejestrował jej obecności. Pracował w ciszy, z oczami głęboko wpatrzonymi w pergamin przed sobą. Przyzwyczaiła się do widoku jego twarzy w grymasie szyderstwa lub niegrzecznego uśmieszku, więc ze zdziwieniem zauważyła, że gdy odpoczywał, bardzo wyraźnie było widać, jak bardzo jest zmęczony. Pod jego oczami pojawiły się sińce zamaskowane lekkim zaklęciem, a twarz była szczupła, choć nie tak wychudła jak na szóstym roku. Prawie poczuła się źle, widząc go w takim stanie. Prawie. Jakimś cudem, pomimo zmęczenia, wciąż był nieznośnie i irytująco atrakcyjny. Najwyraźniej spędził trochę czasu na treningach przed ósmym rokiem. Nadal był dość szczupły, ale dostrzegała jego siłę. Koszula marszczyła się wokół bicepsów i ciasno opinał klatkę piersiową. Musiał odświeżyć garderobę, bo ubrania nie do końca pasowały do jego nowej sylwetki. Oczywiście, wiedząc, jak bardzo jest próżny, prawdopodobnie lubił popisywać się swoją muskulaturą.

— Mogę ci w czymś pomóc, Granger? — zapytał, a w jego głosie dało się usłyszeć charakterystyczny przekąs.

Nie była pewna, ile czasu minęło, odkąd zarejestrował jej obecność, ale i tak było jej wstyd, że została przyłapana na patrzeniu się na niego.

— Myślałem, że jesteś jedyną osobą, która nie gapi się na przerażającego Śmierciożercę.

Pokręcił głową z irytacją.

Hermiona się roześmiała. Był tak daleki od jej prawdziwych myśli.

— Już ci mówiłam. Malfoy, nie ma w tobie nic strasznego. Czy w ogóle można cię nazwać Śmierciożercą?

Zamarł. Szare oczy przygwoździły ją do ziemi niczym fizyczne doznanie. Nadal wpatrywał się w nią, idąc naprzód, podwijając lewy rękaw koszuli z długim rękawem. Hermiona spuściła wzrok, śledząc ruch. Głęboki, czarny ślad odciskał się na jego skórze, nie jak tatuaż, a raczej jako piętno. Skrzywiła się nieświadomie, wyobrażając sobie, jak bardzo musiało boleć otrzymanie go.

— Tak, to cholernie obrzydliwe, Granger, zgadza się. Powiedziałbym więc, że zdecydowanie jestem Śmierciożercą. Powinnaś się mnie cholernie bać, ty głupia dziewczyno.

Jego słowa były kąśliwe i trafiły w sedno. Po raz pierwszy odkąd została z nim sam na sam w ciemnym pomieszczeniu, poczuła prawdziwy strach. Ale jednocześnie nasuwały się jej kolejne pytania. Jej umysł nieustannie szukał zagadek i schematów, ale to nie było zachowanie człowieka dumnego z tego, czego dokonał. Wstydził się. I to bardzo. Dlaczego więc nie wyrzekł się nauk, którymi tak gardził?

Wiedziała, że powinna odpuścić. Był jak okaleczona bestia, czająca się na każdego, kto próbował się do niego zbliżyć. Ale nigdy nie posiadała instynktu samozachowawczego.

— Ciekawe.

Zaskoczyła samą siebie, słysząc, jak to słowo rozbrzmiewa w powietrzu gęstniejącym od napięcia.

— Spierdalaj, Granger.

Podeszła bliżej.

— Jesteś przerażony. Ale dlaczego?

Odsunął się, nie pozwalając jej podejść.

— Niczego się nie boję. Bredzisz.

— Czy… byłeś w Azkabanie przez cały ten czas? Czekając na proces?

Uniosła dłoń, by dotknąć jego twarzy. Zadrżał, ale się nie poruszył, nie przyjmując jej dotyku, ale też nie stawiając oporu.

Opuszki jej palców przesunęły się po jego policzku, skóra była zimna w dotyku. Westchnął, jego ciało zwiotczało, a oczy zamknęły się, gdy poczuł ciepło jej dłoni.

— Przez co przeszedłeś?

Pokręcił głową, ledwo się poruszając, gdyż jej palce nadal lekko przyciskały się do jego policzka.

— To nie Azkaban. Tylko…

Drzwi się otworzyły.

— Czas zamykać, moja ciężko pracująca ekipo z zaplecza! — zawołał Stokes, a jego radosny ton brzmiał nieharmonijnie, drażniąco.

Malfoy odskoczył, a jego plecy dosłownie zetknęły się ze ścianą. Odepchnął się od niej, otrząsając się i prześlizgując obok Hermiony w ciasnym labiryncie książek i słów. Złapał torbę i kurtkę, i wyszedł, zanim Hermiona zdążyła zauważyć, że się ruszył.

— Dobranoc, proszę pana! — zawołała Hermiona, chwytając swoje rzeczy i podążając za Malfoyem.

Ale kiedy wyszła na ulicę, już go nie było. Podejrzewała, że po prostu schował się w jakieś alejce lub za rogiem. Możliwe jednak, że się aportował, więc zamiast szukać bez celu, postanowiła wrócić do Hogwartu. Mógł lizać rany w ukryciu, ale ona i tak uzyska od niego odpowiedzi. Musiała być cierpliwa.

______________

Witajcie :) mam nadzieję, że pierwsze dwa rozdziały Was zaintrygowały i będziecie czekać na kolejne części. Dajcie znać!

Planuję publikować dwa razy w tygodniu. Kolejne rozdziały pojawią się w środę. Czekajcie cierpliwie, bo warto. :)

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia! Enjoy!

niedziela, 24 sierpnia 2025

[T] Hot for Teacher: Draco próbuje nowych rzeczy

 

— Więc w końcu zachowałeś się jak twój imiennik? — Pani Pomfrey spiorunowała Scorpiusa wzrokiem, gdy ten pokazał jej posiniaczone kostki do oględzin. — Bójka, co?

— Mur — odpowiedział ponuro.

Nie zamierzał przyznać, że uderzył w twarz jednego z najpopularniejszych chłopaków w szkole, niezależnie od tego, jak bardzo tamten na to zasłużył.

— Yhm, ciekawe. Tak się składa, że dziś rano przyszedł tu „mur” z opuchniętą szczęką.

Scorpius się zarumienił.

Pani Pomfrey uśmiechnęła się ironicznie.

— Nie mówię tego oficjalnie, ponieważ jako szkolna pielęgniarka powinnam być bezstronna w kwestii szkolnych dramatów, ale zauważyłam, że pan Potter znęca się nad ludźmi z twojego domu.

Scorpius nic nie powiedział.

— Wiesz, że mam obowiązek zgłaszać wszelkie obrażenia będące wynikiem sprzeczki.

Chłopak skinął głową.

— Więc oczywiście zrozumiesz, kiedy zasugeruję ci, żebyś w przyszłości powstrzymywał się od uderzenia w mury.

Puściła oko, a Scorpius się uśmiechnął.

— Dziękuję, pani Pomfrey.

Wychodząc ze Skrzydła Szpitalnego, skręcił za róg i omal nie wpadł na drobną postać.

— Scorpius!

— Rose!

Poczuł ciepło w brzuchu. Szybko zwiał z imprezy poprzedniego wieczoru i od tamtej pory nie mieli okazji porozmawiać. A co, jeśli była na niego zła?

Chwila. Czy ona właśnie powiedziała?

Uśmiechnął się ironicznie.

— Powiedziałaś do mnie „Scorpius”.

Wyprostowała się wyniośle.

— No i? Ty powiedziałeś do mnie „Rose”.

— To twoje imię.

— Tak, no cóż… Scorpius to twoje imię. — Strzepnęła niewidzialny kurz ze spódnicy.

Wpatrywał się w swoje buty.

— Mam nadzieje, że nikt cię nie zaczepiał. Za to, że nas zaprosiłaś.

Uśmiechnęła się szeroko.

— Technicznie rzecz biorąc, zaprosiłam tylko ciebie.

Zarumienił się.

— Ja… eee… miło spędziłem czas. Zanim pojawił się James.

Rozpromieniła się.

— Ja też. I nie martw się. Rozmawiałam z prawie wszystkimi, którzy tam byli, o tym, co James powiedział. Wszyscy się zgadzają, że to było dość niegrzeczne z jego strony.

— Naprawdę to zrobiłaś?

Skinęła głową, rumieniąc się.

— On… on naprawdę nie powinien był tyle pić. Jestem pewna, że inaczej nie powiedziałby takich okropnych rzeczy.

Scorpius zachichotał.

— Zawsze myślisz, że ludzie mają w sobie coś dobrego?

Uśmiechnęła się, przygryzając wargę i wskazując na jego dłoń.

— Wszystko w porządku?

— To? — Uniósł dłoń. — Nic takiego. Po prostu… nigdy wcześniej nikogo nie uderzyłem. Nie spodziewałem się, że to aż tak boli.

Skinęła głową.

— Cieszę się, że nic ci nie jest.

Uniósł pytającą brew.

— Przyszłaś tu, żeby zobaczyć, jak się mam?

Zarumieniła się.

— Źle się z tym czułam. To ja cię zaprosiłam i nigdy być się nie zranił, gdyby nie ja i…

— Rose.

— Tak?

Uśmiechnął się.

— Dziękuję.

Zarumieniła się słodko.

— Proszę bardzo. Chcesz się później spotkać i pouczyć do egzaminu z numerologii?

Skinął głową.

— Bardzo chętnie.

— Dobrze. Do zobaczenia później.

Kiedy zniknęła w korytarzu, Scorpius uśmiechnął się głupkowato. Scorpiusie Malfoyu, ty wspaniały draniu.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Draco siedział, obejmując Hermionę w pasie, nie chcąc jej puścić. Była ubrana, spakowana i gotowa do powrotu do Hogwartu. A przynajmniej była, dopóki Draco żartobliwie nie położył jej na łóżku.

Zachichotała.

— Wiesz, że nie mogę tu zostać. W końcu muszę wrócić.

Zacisnął mocniej uścisk.

— Nie.

Zaśmiała się i zaczęła się szarpać.

— Nie możesz mnie tu tak po prostu zatrzymać.

— Oczywiście, że mogę.

Przycisnął ją pod siebie i bezwładnie opadł na nią.

— O mój Boże, ważysz tonę. Wstawaj!

Draco udawał chrapanie.

— Draco Malfoyu, nie śpisz. Zejdź ze mnie!

Westchnął posłusznie.

— Szkoda. Wyglądasz tak dobrze w moim łóżku.

Uśmiechnęła się ironicznie.

— Jak to sobie wyobrażasz? Nigdy nie wrócę do Hogwartu, a ty i ja będziemy leżeć w twoim łóżku, aż umrzemy?

— Umarłbym szczęśliwy.

Zachichotała.

— Wspomniałam już dzisiaj, jakim jesteś palantem?

— Mówiłem już, że mnie to nie obchodzi?

— Zamierzasz mnie odprowadzić do kominka, czy dalej będziesz zgrywał duże dziecko?

Draco się uśmiechnął.

— No to chodź. Chyba musisz wrócić do bycia produktywnym członkiem społeczeństwa.

Hermiona promieniała, biorąc go za rękę. Ten weekend był cudowny. Nie pamiętała, żeby kiedykolwiek w życiu była tak uwodzona. Wczoraj wieczorem zabrał ją na spacer po posiadłości, która z pewnością dorównywała ogrodom w Wersalu, i zaczarował zimowit, by wrzucić jej to we włosy. To było strasznie banalne i zupełnie nie w tym stylu, na jaki Hermiona kiedykolwiek by się zdecydowała, ale niech ją diabli wezmą, jeśli nie zarumieni się mocniej niż prostytutka w kościele.

Kiedy dotarli do kominka, przyciągnął ją do siebie i złożył na jej ustach delikatny, lecz zmysłowy pocałunek.

— Więc podoba ci się mój dom? — wyszeptał.

Powieki jej zadrżały na dźwięk jego głosu i wibracji na skórze. Pomimo podniecenia, które poczuła w brzuchu, wiedziała, co robi. Uwodził ją, żeby myślała o nim bez przerwy, aż go znowu zobaczy. Nie żeby potrzebował w tym pomocy.

Skinęła głową.

— Tak.

— Czy dotrzymałem obietnicy, że sprawię ci przyjemność, aż stracisz zdolność myślenia?

Zaraz zemdleję. Dotrzymał obietnicy. Uśmiechnęła się krzywo.

— Wracam do Hogwartu jako mniej inteligentna kobieta.

Zaśmiał się i wziął ją za rękę, muskając kciukiem kostki palców.

— Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem tak udany weekend.

— Ja też.

Ujął jej policzek i pocałował ją w usta na pożegnanie. Kiedy się żegnali, Draco poczuł ukłucie żalu, że musi odejść, i przypływ szczęścia na myśl o rychłym spotkaniu z nią. Nie czuł się tak od…

O nie, Draco, nie. Tym razem nie. Nie będziesz się spieszyć. Spróbuj, a odstraszysz ją szybciej, niż zdążysz powiedzieć „Na zawsze sam”.

Po jej wyjściu dom wydawał się pusty. Cichy. Czy zawsze był taki cichy?

Whimsy pojawiła się obok kominka, podając tacę z herbatą, owsianką i miseczką jagód.

— Whimsy pomyślała, że pan Draco będzie chciał tu dzisiaj zjeść.

— Dziękuję, Whimsy.

Wpatrywał się w kominek, siadając na kanapie i zaczął słodzić herbatę.

— Panny Hermiony nie będzie na śniadaniu? — zapytała skrzatka.

— Próbowałem ją przekonać, ale upierała się, że musi wrócić do Hogwartu przed porannymi zajęciami.

Whimsy skinęła głową.

— Wszyscy bardzo lubimy pannę Hermionę. Ma takie śliczne włosy i pochwaliła Whimsy za poszewkę na poduszkę.

Draco zachichotał.

— Ona rzeczywiście ma ładne włosy.

Zabawne, że kiedyś z nich żartował. Był takim idiotą za dzieciaka.

— Whimsy myśli, że panna Hermiona uszczęśliwia pana Draco.

Ten uśmiechnął się szeroko, upijając łyk herbaty.

— Też tak myślę.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Szkockie Highlands w listopadzie były naprawdę czymś godnym podziwu — co oznaczało, że pas drzew liściastych sprawiał, iż wyglądały o tej porze roku dokładnie tak samo jak we wszystkie inne miesiące w roku, ale było chłodniej. To była w zasadzie ulepszona tundra, ale to nie powstrzymało Draco przed dobrą zabawą, gdy siedział z ręką na kolanie Hermiony w kącie uroczej kawiarenki w Hogsmeade. Ostatnie półtora miesiąca, odkąd Hermiona oficjalnie zgodziła się zostać jego dziewczyną, było cudowne. A dzisiejsze spotkanie to spontaniczny wypad, więc on i Hermiona nie musieli się chować, spacerując ręka w rękę po sklepach i ulicach wioski.

— Tak sobie myślałam… — zaczęła Hermiona.

Błagam, niech następne słowa, wychodzące z twoich ust, brzmią: „Żebyśmy wrócili do zamku i żebym mogła założyć to małe, zielone coś, które lubisz”. Bo właśnie o tym pomyślałem.

Jego dłoń na jej kolanie powoli powędrowała w górę jej spódnicy. Uśmiechnął się krzywo na wspomnienie tego, jak zaskoczyła go dwa tygodnie temu, zakładając pod sukienkę oliwkowozielony, koronkowy gorset, który sprawiał, że jej skóra miała śmietankowy odcień. Draco nie zdążył nawet zdjąć z niej tego czegoś, zanim wszedł w nią głęboko.

Zerknęła na niego kątem oka.

— Nie mówię nie. Ale Harry i Ginny zaprosili nas jutro do siebie na wieczór filmowy.

Draco zmrużył oczy.

— Ostatnim razem, gdy byłem w tamtym domu, portret mojej zmarłej ciotki skutecznie osłabił mój popęd.

— Ostatnim razem, gdy tam byliśmy, całowaliśmy się po raz pierwszy. Czemu o tym nie pomyślisz?

— Bo kończą nam się pierwsze razy i nie jestem pewny, czy dom Pottera to najlepszy sposób na odkrywanie tych, które nam zostały.

Lekko klepnęła go w ramię.

— Daj spokój. Biorąc wszystko pod uwagę, dobrze się bawiłam ostatnim razem.

— Czy kiedykolwiek powiedziałem, że ja nie? Jestem prawie pewny, że wszelkie uprzejmości z mojej strony były po prostu próbą dobrania się do twoich majtek.

Hermiona uśmiechnęła się psotnie.

— Próbowałeś… wślizgnąć się do moich majtek jak rasowy Ślizgon?

Draco przybrał bolesny wyraz twarzy.

— Myślałem, że to ja tu jestem ojcem. Suchary są zarezerwowane tylko dla mnie. Masz po prostu szczęście, że jesteś taka ładna.

Hermiona go zignorowała.

— Lubisz Harry’ego i Ginny, przyznaj to.

Toleruję ich, bo nasi synowie są kumplami, a ich najlepsza przyjaciółka jest moją dziewczyną. dodatkiem. Ale oczywiście pójdę do nich jutro na… czymkolwiek jest „film”… bo podejrzewam… i popraw mnie, jeśli się mylę… że nie masz teraz na sobie majtek.

Uśmiechnęła się ironicznie.

— Dziesięć punktów dla Slytherinu, panie Malfoy.

Zamknął oczy i wziął głęboki oddech.

— Hermiono, wiesz, jak na mnie działa twój profesorski ton.

Wyniośle upiła łyk kawy.

— Mówiąc językiem mądrego człowieka, naprawdę wierzę, że twoja ślizgonskość ma na mnie wpływ.

Uniósł brew i uśmiechnął się.

— Jeśli się zgodzisz, żebyśmy natychmiast stąd zwiali, mogę sprawić, że wpłynie na ciebie jeszcze bardziej.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Następnego wieczoru Hermiona, Draco, Ron i Susan zebrali się na Grimmauld Place 12 na chińskie jedzenie na wynos i Narzeczoną dla księcia — dwie ulubione mugolskie rzeczy Harry’ego i Hermiony, z których ta druga była najwyraźniej zmorą Ginny.

— Za każdym razem, gdy oglądacie ten film, rozmawiacie o nim przez cały czas i spędzacie kilka następnych godzin na cytowaniu fragmentów. Widziałam go już z pięć razy i nadal nie mam pojęcia, o czym jest — prychnęła Ginny.

— Czym jest film? — zapytał niewinnie Draco.

Piątka dorosłych zachichotała z ignorancji Draco. Hermiona westchnęła i mruknęła:

— Taki uroczy.

Susan przyszła mu z pomocą.

— To jak sztuka teatralna, ale można ją obejrzeć w domu na telewizorze… to znaczy, na czymś w rodzaju telewizora, który pokazuje ruchome obrazy.

Draco zmarszczył brwi.

— Dlaczego ktokolwiek miałby to robić? Cała frajda z chodzenia do teatru polega na tym, żeby się stroić.

— Następnym razem ją wybieram film — nalegała Ginny.

Harry zachichotał.

— Nie ma mowy. Zawsze upierasz się przy horrorach, ale nie chcesz przyznać, że przerażają cię na śmierć. Potem masz koszmary przez kilka kolejnych dni i to zawsze cię uspokaja, bo nie śpisz wystarczająco długo. I ja nie śpię wystarczająco długo. A to jest niedopuszczalne.

Ginny spiorunowała go wzrokiem.

— Dobra. To może Szczęki 3?

Draco z zainteresowaniem przyglądał się telewizorowi.

— To na tym czymś… — zwrócił się do Hermiony po potwierdzenie i otrzymał potwierdzające mrugnięcie — oglądamy film?

Wszyscy skinęli głowami. Draco zmrużył oczy.

— Jesteście pewni, że to nie magia?

Kolejne ciche chichoty. Hermiona odpowiedziała:

— Zdecydowanie nie. Ludzie kręcą filmy, nagrywają je, a potem na małe płyty, żeby inni mogli je oglądać w domu.

Draco wyniośle uniósł brew.

— To brzmi sztucznie, ale w porządku.

Hermiona zmrużyła oczy, patrząc na Harry’ego i Ginny.

— Skąd wy to w ogóle macie? I Internet? Zawsze mam pełny zasięg w komórce, kiedy tu przyjeżdżam. Zazwyczaj magiczne domy nie są kompatybilne z technologią.

Harry i Ginny uśmiechnęli się sugestywnie. Harry wzruszył ramionami.

— No cóż… powiedzmy, że znam pewnego gościa.

Ginny przewróciła oczami.

— Zabrzmiało to dość złowieszczo. Jest taki charłak, którego Harry poznał w pracy i który odkrył, jak połączyć technologię i magię. Pracował w dziale Harry’ego i… tak jakby… zapytaliśmy go, czy zrobiłby to samo dla nas.

Ron, Susan i Hermiona parsknęli śmiechem z mieszanką podziwu i zazdrości.

— Niech przyjdzie do nas i zrobi tak samo — powiedział Ron.

Harry skinął głową, sięgając do portfela. Wyciągnął kartkę.

— Wyślij mu sowę. Napisz, że to z mojego polecenia.

Ginny przewróciła oczami i odwróciła się do męża.

Uwielbiasz to mówić, prawda?

Ron obejrzał kartkę i podał ją Susan.

— Włóż ją sobie w dekolt, żeby się nie zgubiła.

Susan się skrzywiła.

— Sam sobie włóż.

Draco się odezwał:

— Nie rozumiem. Wykorzystasz swoje wpływy, żeby zdobyć ten enternet…

— Internet — poprawiła go Hermiona.

— Nieważne. Ale nie każesz nikomu przyjść i wyrwać portretu starego nietoperza z twojego holu?

SŁYSZAŁAM TO, TY NIEWDZIĘCZNY ZDRAJCO KRWI!           

— Och, pamięta mnie — mruknął Draco, przewracając oczami.

Harry i Ginny wzruszyli ramionami.

Oczy Draco się rozszerzyły.

— Merlinie, jesteście przywiązani do tego cholerstwa, prawda?

— Nie rozumiesz — powiedziała Ginny. — Tak, ona jest okropna. Ale jesteśmy też do niej po prostu… przyzwyczajeni. Rozumiesz?

Zadzwonił dzwonek do drzwi.

— MUGOLE! MUGOLE W STAROŻYTNYM DOMU BLACKÓW!

— Jedzenie przyjechało.

Ginny podeszła do drzwi, żeby je otworzyć, gdy Harry pobiegł przez korytarz, by rzucić Zaklęcie Wyciszające na panią Black.

Draco zwrócił się do Hermiony z pytaniem w oczach.

— Nie chcę brzmieć jak kompletny ignorant, ale co to właściwie jest „chińskie jedzenie”?

Ron wtrącił się, gdy Hermiona otworzyła usta.

— Kurczak w różnych sosach, podawany z ryżem.

Susan i Hermiona przewróciły oczami.

— Ron nie przepada za niczym, co nie jest polane sosem — wyjaśniła Hermiona.

Ron prychnął.

— Nieprawda. Lubię każde jedzenie. Po prostu denerwują mnie pałeczki, którymi to się je.

Draco objął Hermionę ramieniem.

— Pałeczki?

— Nauczę cię.

— A mnie kto nauczy? Chyba czas, żebym się w końcu nauczył — oznajmił Ron, gdy Harry ponownie wszedł do pokoju.

— Nie teraz — odparli jednocześnie i beznamiętnie Harry i Hermiona.

Uświadomiwszy sobie wzajemną niechęć do tego zadania, spojrzeli na siebie szeroko otwartymi oczami.

— Nie — powiedział Harry.

— Muszę uczyć Draco. To niesprawiedliwe, żebym robiła jedno i drugie.

— Wcale nie czuję się jak obciążenie — prychnął Ron.

Susan przewróciła oczami.

— Na Merlina. Nauczę cię. Ale lepiej, żebyś się skupił. Nie denerwował na mnie i nie rzucał pałeczkami.

Ron parsknął.

— Nie robię tego.

Harry prychnął.

— Tak jasne. Jak ostatnim razem poszliśmy na sushi, wpadłeś w furię, bo ciągle rzucałeś sobie na kolana te „rybki”.

Hermiona skrzyżowała ramiona i spiorunowała go wzrokiem.

— Tamtego wieczoru prawie wybiłeś mi oko. Nadal mamy tam zakaz wstępu.

Ron wzruszył ramionami.

— Przeprosiłem.

— Doprowadziłeś kelnera do płaczu.

Ginny pojawiła się z torbami jedzenia o dziwnym zapachu.

— Położę wszystko na stole i będziemy się częstować.

Draco sceptycznie spojrzał na jedzenie.

— Co dodają do kurczaka?

Hermiona się roześmiała.

— No cóż, jest tu… — spojrzała na przyjaciół, szukając pomocy, ale oni również mieli rozbawienie wypisane na twarzach. — Właściwie, ten. — Pstryknęła palcami. — Sos sojowy. Właśnie to. I… — Poddała się. — Nieważne. Polubisz. — Rozejrzała się po pudełkach przed nimi. — Lubisz pikantne jedzenie?

Draco wzruszył ramionami.

— Nie wiem. Nie mogę powiedzieć, żebym kiedykolwiek je jadł.

Hermiona zachichotała. O mój Boże, on jest jak duże dziecko.

— Wyglądasz na kogoś, komu będzie smakowało — stwierdziła, biorąc na talerz kilka papryczek chili i kurczaka kung pao i podała je Draco.

Harry przewrócił oczami.

— Mówisz tak tylko dlatego, że jesteś dziwadłem, które preferuje jedzenie o skali ostrości „piekło i potępienie”.

— To lekka przesada.

Ginny pokręciła głową.

— Widziałam, jak wkładasz do ust całe papryczki habanero. To nienaturalne.

— I dodajesz do wszystkiego okropnie dużo sosu tabasco, zanim spróbujesz — dodał Ron.

Skończyliście już krytykować moje preferencje kulinarne?

Draco usiadł przy stole i natychmiast wszystkie głowy zwróciły się ku niemu.

— Jemy w salonie. Chodź — powiedziała Hermiona.

Draco skrzywił się.

— Co? Dlaczego?

— Bo to fajne.

Draco mruknął coś pod nosem, idąc za dziewczyną i siadając obok niej na kanapie.

— To totalne barbarzyństwo.

Hermiona zachichotała i podała mu pałeczki.

— Proszę. Użyjesz ich zamiast noża i widelca.

Draco z lekkim wahaniem przyjrzał się nowym, dziwnym sztućcom. Hermiona jednak szczegółowo wyjaśniła, jak ich używać, i ku ich obojga zaskoczeniu, okazał się całkiem łatwym uczniem. To były jedyny raz, kiedy widziała, jak zachowuje się przy stole w sposób daleki od ideału, ale biorąc wszystko pod uwagę, nie radził sobie źle.

Susan jednak nie odnosiła takiego sukcesu z Ronem.

— Cholera jasna, Ron. Mówiłam ci, żebyś się nie irytował.

— Po co w ogóle musimy tym jeść? To Anglia. Jemy tu nożem i widelcem. Normalnym widelcem.

Draco prychnął.

— Nie. My, znaczy… reszta nas je nożem i widelcem. Widziałem twoje maniery przy stole, Weasley. I nie ma w tym nic porządnego.

— Mam pomysł. Może przez dwie minuty nie będziesz się zachowywał jak wymuskany, mały dupek, co Malfoy? — warknął Ron.

— Zamknijcie się obaj, zaczyna się — powiedział Harry.

Malfoy z zainteresowaniem przyglądał się dziwnym, ruchomym obrazom. To było dość fascynujące.

Hermiona westchnęła cicho, gdy na ekranie pojawił się Cary Elwes. Ginny i Harry przewrócili oczami.

Proszę, ogranicz omdlenia do minimum — poprosił Harry.

— Nic nie powiedziałam.

Harry zwrócił się do Draco.

— Zawsze podkochiwała się w Westleyu.

Draco skrzywił się.

— Kim jest Westley?

— Ten blondyn.

Oczy Ginny się rozszerzyły.

— O mój Boże, właśnie zrozumiałam, dlaczego Hermiona lubi Draco. Bo wygląda jak Westley.

Draco uśmiechnął się na widok zarumienionych policzków Hermiony, podczas gdy jej „przyjaciele” śmiali się z niej. Pocałował ją w skroń.

— Masz wyśmienity gust, kochanie.

Złożył na jej ustach delikatny jak piórko pocałunek, myśląc, że nikt nie patrzy.

Fuj — jęknął głośno Ron. — Musicie to robić przy nas?

Draco przewrócił oczami.

— Dlaczego? Odechciewa ci się jeść? Bo myślę, że mogę mówić w imieniu nas wszystkich, kiedy powiem, że patrzenie jak jesz tę górę sajgonek, było po prostu obrzydliwe.

— Czy wy dwaj możecie się zamknąć, do cholery? — zapytał Harry.

Draco nie był do końca pewny, o co chodziło w filmie. Miało być zabawne? Jak na jego gust, był dość prymitywny. Ale Hermionie zdawało się to dziwnie sprawiać przyjemność.

— Nie do pomyślenia! — wykrzyknęła.

Harry odpowiedział, kiepsko naśladując hiszpański akcent:

— Ciągle używasz tych słów. Nie sądzę, żeby to oznaczało to, co myślisz.

Oboje zachichotali i przybili sobie piątki.

Ginny przewróciła oczami.

Moglibyście pozwolić aktorom mówić kwestie? To ich praca.

Harry objął żonę ramieniem.

— Ginny, popełniasz jedną z klasycznych gaf.

Hermiona uśmiechnęła się ironicznie.

— Nigdy nie sprzeciwiaj się Sycylijczykowi…

— Kiedy w grę wchodzi śmierć! — wykrzyknęli jednocześnie Harry i Hermiona.

Ginny prychnęła.

— Idioci.

— Jesteśmy niesamowici — odparła Hermiona.

— Chciałabym zrozumieć, jaką dziwną moc na ten film nad wami. Ale niestety nigdy tego nie zrozumiem, bo nigdy nie będę w stanie wsłuchać się w niego wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, o co w nim chodzi.

— Zdajesz sobie sprawę, że to ty teraz gadasz przez cały film? — zauważyła Hermiona.

Ginny przewróciła oczami.

— Chciałabym być nadal superwysportowana, by móc skopać ci tyłek. Ale potem musiałaś zostać Aurorką i już się mnie nie boisz.

Hermiona zachichotała.

— Tylko wtedy, gdy pomyślę, że poprosisz mnie o opiekę nad twoimi diabolicznymi dziećmi.

Z okolicy Ginny poleciała poduszka i uderzyła Hermionę w głowę.

— Ała — powiedziała ospale.

— Malfoy, uszczypniesz ode mnie swoją dziewczynę? — poprosiła Ginny.

— Nie ma mowy, Potterowa. Mogłaby z łatwością skopać mi tyłek. A chciałbym mieć dzisiaj szczęście, więc podziękuję.

Ron i Harry udawali, że wymiotują do talerzy. Ginny i Susan wymieniły uśmieszki.

— Nigdy nie przyzwyczaję się do tego, że ty i Hermiona się pieprzycie — powiedział Ron.

Draco się uśmiechnął i otworzył usta, by odpowiedzieć.

— Nieee! Nie będziecie psuć tego arcydzieła swoimi kłótniami! — zbeształ go Harry.

Draco wzruszył ramionami i odchylił się na kanapie, ciągnąc Hermionę między swoje nogi, żeby móc ją objąć i oglądać film.

Dziewczyna, Buttercup, wydała mu się najbardziej bezużyteczną postacią, jaką kiedykolwiek uwieczniono w sztuce lub literaturze. Zupełnie nie w jego typie. Scenarzyści mogliby ją zastąpić króliczkiem i efekt byłby podobny.

Postać Westleya była w porządku, ale był bardzo lekkomyślny. Bardzo szybko stracił zaufanie do kobiety, którą rzekomo kochał. Miał jednak ładne włosy.

Ulubioną postacią Draco był olbrzym. Wydawał się jedynym, który naprawdę wiedział, co się dzieje. Czemu ten film nie mógł być tylko o nim?

Ale ulubiony moment Draco w filmie nie miał z nim nic wspólnego. Chodziło o ciepło i wygodę, jaką dawało mu trzymanie Hermiony w ramionach. Co jakiś czas dyskretnie całował ją w policzek lub szyję, upewniając się, że nikt nie patrzy, bo żadne z nich nie przepadało za publicznym okazywaniem uczuć. Bawiło go, jak Hermiona co jakiś czas podskakiwała, a ona i Potter wykrzykiwali jakąś absurdalną kwestię z filmu. Wpadli w jeszcze większe szaleństwo podczas sceny ze staruszkiem i jego żoną, która przywróciła Westleya do życia.

— Ile razy widziałaś ten film? — zapytał Draco.

— Cicho. Nie rozmawiamy podczas oglądania.

Przewrócił oczami na swoją głupiutką dziewczynę.

— Hipokrytka — powiedział, całując ją w ucho.

— FUJ — wrzasnął Ron.

— Dosyć tego.

Harry podniósł dziwny, czarny prostokąt i telewizor się wyłączył, wywołując chóralne „hej” i „ej”.

— Zamknijcie się, kurwa, albo wynoście się z mojego domu.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

— Nie mogę uwierzyć, że nas wyrzucił — syknęła Hermiona, idąc z Draco ulicą.

— Nie mogę uwierzyć, że pozwoliłaś mi włożyć do ust jedną z tych piekielnie ostrych, czerwonych papryczek.

— Pomogłam ci, prawda? Rzuciłam Zaklęcie Chłodzące.

— Jak ty to jesz? To cholernie piecze.

— Są pyszne — zignorowała jego komentarz.

— Nie wiem, co masz na myśli, mówiąc „pyszne”. Nie wiem nawet, co mam czuć poza bólem.

— Zachowujesz się jak dziecko.

— Nie. Jesteś po prostu twardzielką. W porównaniu z tobą wszyscy jesteśmy dziećmi.

Przewróciła oczami.

— W sumie, jak ci się podobał twój pierwszy film?

Wzruszył ramionami.

— Eee. Był w porządku. Całkiem podobała mi się ta część, w której ty i ja sprawiliśmy, że Weasley poczuł się nieswojo, gdy przytulaliśmy się na kanapie Pottera.

— Nie musisz aż tak go drażnić.

— Nie robię tego. Po prostu go nie lubię.

Przewróciła oczami.

— Cóż, musisz przynajmniej spróbować być miły. Tak jak ja staram się być miła dla Zabiniego.

— Blaise jest dżentelmenem z klasą.

— Jest wężem.

Ja jestem wężem.

Uśmiechnęła się szeroko i szturchnęła go biodrem.

Jesteś wężem, który będzie miły dla moich przyjaciół.

Rzucił jej szelmowski uśmieszek i objął ją ramieniem.

— Jak sobie życzysz.

Hermiona zaśmiała się.

— Dobra, Groźny Piracie Draco, chodźmy do twojego domu. Właśnie zasłużyłeś na tę zieloną rzecz.

_____________________

Witajcie :) Nie wiem, jak Wy, ale ja bardzo lubię ten rozdział. Niesamowicie mnie bawi. Ale mimo wszystko cieszę się, że to tłumaczenie niedługo się skończy. 

Zapraszam na jeszcze jeden rozdział! :)

Obserwatorzy