Pokazywanie postów oznaczonych etykietą walka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą walka. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 9 grudnia 2018

Rozdział 39: Lojalność


Rozdział pisany w trzeciej osobie

Harry bierze głęboki oddech.
— Zwyciężymy — szepcze Hermiona.
Poczucie winy ściska go w dole brzucha, ale kiwa głową.
— Chodźmy — woła.
Wszyscy zebrani w Wielkiej Sali wychodzą na zewnątrz. Przez chwilę Hermiona jest zaskoczona, widząc pojedynki rozgrywające się na terenie Hogwartu. Ostatnio nie potrzebowali zaklęć rozgrzewających, ale wtedy nic im nie sprzyjało.
Draco odciąga ją brutalnie na bok, a zaklęcie wbija się w ścianę.
— W porządku? — pyta chłopak.
Hermiona przytakuje i zaczyna rzucać własne klątwy.

~*~*~*~*~*~

Harry rzuca kilka zaklęć, zmierzając na środek korytarza. Voldemort bacznie mu się przygląda. Spotykają się w samym centrum chaosu.
— Gotowy na śmierć, Harry Potterze? — pyta Voldemort.
— Tak, ale najpierw ty — odpowiada Harry.
Różdżka Voldemorta jest ledwo widoczna, ponieważ rzuca klątwę po klątwie. Umiejętności Harry’ego znacznie się poprawiły, odkąd spotkali się na cmentarzu dwa i pół roku temu. Czarna różdżka ma niesamowitą moc.

~*~*~*~*~*~

— Nie pozwól, żeby zaatakował cię innym zaklęciem niż klątwa zabijania — ostrzegła Luna. — Twoje ciało musi być nienaruszone.

~*~*~*~*~*~

Harry unika ognia, który pali trawę. Następnie odpowiada tym samym. Odetchnij głęboko, myśli chłopak.
Expelliarmus — wymawia formułę, a Voldemort odpowiada zaklęciem.
— Pora umierać — syczy. Harry znajduje drzwi z błyskawicą w swoim umyśle. — Avada Kedavra — mówi Voldemort.
Zielone światło zmierza do Harry’ego, gdy ten otwiera drzwi, wypuszczając horkruksa.
Harry upada na ziemię z pustymi oczami.
Voldemort wybucha histerycznym, triumfalnym śmiechem.

~*~*~*~*~*~

Stworek pojawia się obok Snape’a w dworze Malfoyów.
— Pan powiedział, że będziesz tego potrzebował — mówi skrzat, podając miecz Gryffindoru.
Nagini siedzi zwinięta w kącie, ale zaczyna się wić, gdy Snape sięga po miecz. Odwraca się do węża. Nagini napręża się i atakuje mistrza eliksirów. Severus wymachuje mieczem i odrąbuje głowę gada.
Potem robi krok w tył.
— Chodźmy — mówi, po czym Stworek bierze go za rękę i teleportują się z trzaskiem.

~*~*~*~*~*~

— NIE! — wrzeszczy Voldemort na polu bitwy.
Harry wstaje z ziemi, a Voldemort patrzy wprost na niego, rzucając kolejne klątwy. Harry robi unik i wbija w wir walki.
Jego zaklęcia są dokładniejsze i potężniejsze, kiedy zbliża się do Czarnego Pana, odpychając go.

~*~*~*~*~*~

Draco nie walczy o swoje życie, tylko dla niej i to zmienia wszystko. Wychodzi z niego demon z zębami ostrymi jak brzytwy i pazurami w postaci zaklęć. Dolał oliwy do ognia, gdy zdecydował się walczyć przeciwko innym bestiom, aby wyrządzić krzywdę.
Ale teraz go to nie obchodzi. Niech potwór go pochłonie. Nie ma nic do stracenia. Umrze dzisiejszej nocy, a ona przeżyje. Tylko to się liczy.

~*~*~*~*~*~

Oszaleli, myśli Hermiona, widząc jak Śmierciożerca celuje w Draco. Paradoksalnie mężczyźni są w różnych obozach, ale dziewczyna zauważa, że zwolennik Voldemorta jest przepełniony wściekłością i nie ma żadnych zahamowań. Hermiona postanawia walczyć dla Draco.
Nie mogę cię stracić, myśli desperacko. Śmierciożerca zmierzający w jej kierunku, upada kilka cali przed nią, ale wciąż się porusza.
Dziewczyna stoi dziesięć jardów dalej, kiery klątwa leci w kierunku Draco. Widzi, jak blondyn zaciska zęby, gdy niebieski płomień uderza z wielką siłą. Opada na kolana, jego ciało sztywnieje, a ręce wbijają się w ziemię.
— Nie — szepcze Hermiona. — NIE! — krzyczy.
Biegnie przed siebie, omijając przeszkody. On nie może umrzeć, nie teraz.
Śmierciożerca podnosi różdżkę i zielone światło tryska z jej czubka.

~*~*~*~*~*~

Krzyk Hermiony przecina powietrze. Tonks spogląda w tamtą stronę, widząc dziewczynę, która wygląda na torturowaną.
Tonks podąża za wzrokiem wiedźmy do jej kuzyna, Dracona, który leży na ziemii. Nigdy go nie spotkała, ale słyszała plotki, że zabrał swoją matkę i wyrzekł się Voldemorta. Voldemort za to torturował jego ojca. Tonks nie może współczuć Lucjuszowi.
Ale współczuje Hermionie. Oczywisty jest ból po stracie ukochanej osoby.
Tonks zerka na Remusa, walczącego obok niej.
Kocham cię, mówi w myślach.

~*~*~*~*~*~

Draco walczy z wściekłością, pokonując śmierciożerców na lewo i prawo. Kiedy klątwa uderza go w plecy, nie jest zaskoczony. Śmierciożercy byli wściekli, że zażarcie z nimi walczył i to spowodowało, że chcieli mu dopiec.
Bawili się, zakładając, że ucieknie od walki, że nie ma w sobie tyle odwagi, aby podnieść różdżkę. Precyzja z jaką rzucał zaklęcia spadła na jego byłych współtowarzyszy, co rozwścieczyło ich jeszcze bardziej.
Coraz więcej ludzi go atakowało, desperacko próbując zabić tego, który miał być tajną bronią, a ich porzucił.
To nie uderzenie klątwy go zaskoczyło, nie ból, gdy upadł na kolana. Tylko to, że wciąż żyje, mając chwilę na to, by wyszukać wzrok Hermiony. Ból wzrasta, przewraca się na bok, a jego oczy znajdują ukochaną.
Przepraszam, chce powiedzieć. Chce wyjaśnić, że nie było innego sposobu. Że nie zasłużył na druga szansę i musi zapłacić za ból i cierpienie, których był sprawcą w ich teraźniejszości. Że to była jego pokuta. Że jest szczęśliwy, umierając, mając ją koło siebie. Że ją kocha.
Ale nie było czasu, żeby to wyjaśnić. Nie mógł jej powiedzieć tego wcześniej, bo znalazłaby sposób, żeby go powstrzymać. Widzi migoczące zielone światło zmierzające w jego stronę, ale nie chce odwrócić wzroku od ukochanej.
Jasnoniebieska zasłona pada między niego i Hermionę.
— Zaopiekuj się nią — rozkazuje szorstki głos.
Ból mija, a poczucie winy eksploduje.
— NIE! — krzyczy mężczyzna w oddali.

~*~*~*~*~*~

Remus spogląda na żonę. Jest zaskoczony, widząc miłość, którą mu okazuje. Na zawsze będzie jej za to wdzięczny. Wciąż nie wie, jakim jest szczęściarzem i jak to się stało, że na nią zasłużył. Niecałe dwa miesiące temu urodziła mu syna, a teraz walczą ramię w ramię na polu bitwy.
Prosił ją, by nie szła. Wiedział, że się nie zgodzi, ale musiał spróbować. Może dla Teddy’ego… ale nie, musiała walczyć i to właśnie dla ich syna.
Kochał ją za to, ale i tak był przerażony.

~*~*~*~*~*~

— NIE! — krzyczy Hermiona.
Remus rozgląda się, szukając cierpiących ludzi, ale nie dostrzega nikogo. Znajduje tylko oczy Tonks. Kocham cię, mówi jej wzrok, ale przepraszam ukrywa się w zmarszczkach wokół nich. Jest w tym finezja, która wstrząsa nim do głębi.
Remus wyciąga rękę do Tonks, ale ona biegnie przed siebie. Jej włosy zmieniają się na jaskrawoniebieskie, gdy wyskakuje w powietrze.
Zielone światło uderza w niezabezpieczone plecy kobiety.
— NIE — krzyczy Remus, a dźwięk zamienia się w ryk.
Wilk wydobywa się z jego wnętrza. Jego partnerka umarła. Bestia rzuca się do przodu, atakując śmierciożercę, który rzucił śmiercionośną klątwę. Rozprawia się z oprawcą, nie mając żadnych skrupułów.

~*~*~*~*~*~

— Ty — syczy Voldemort, wściekły z powodu utraty cennego węża i horkruksa.
Rusza do Harry’ego, rzucając klątwy.
— Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się — pyta chłopak, robiąc unik i odpowiadając ogniem — co znaczyło proroctwo o mocy, której nie znałeś?
Voldemort rzuca zaklęcie uśmiercające, które rozbija kamień, przywołany przez Harry’ego.
— Lojalność — odpowiada Harry, a Voldemort wybucha śmiechem.
— Mam lojalność — szydzi Voldemort. — Moi zwolennicy są mi lojalni aż do śmierci.
— Są szaleńcami aż do śmierci — poprawia Harry, a następnie unika kolejnej mrocznej klątwy, która najprawdopodobniej także powoduje śmierć. — Ale nie można wymuszać prawdziwej lojalności i powstrzymywać jej strachem. A strach jest wszystkim, co kiedykolwiek miałeś.
Harry ponownie odpycha Voldemorta.
— Ta wojna skończy się teraz — mówi, wskazując różdżką Czarnego Pana.

~*~*~*~*~*~

— Musisz naprawdę tego chcieć. Naprawdę chcieć — głos Bellatrix przebija się przez jego wspomnienia.

~*~*~*~*~*~

Chce tego. Chce śmierci Voldemorta. Nie dla przyjemności albo żeby wywołać czyjś ból. Nadszedł czas, aby wszystko zakończyć. Chce być wolny i żeby inni byli wolni. Chce, żeby zniknął ból.
Avada Kedavra — mówi Harry.
Zielone światło leci w stronę Voldemorta, a wokół niego wirują białe promienie światła.
Powód ma znaczenie, myśli Harry, patrząc jak zaklęcie uśmiercające uderza w Voldemorta, który przez chwilę wygląda na zdziwionego, ale potem upada na ziemię i umiera.
To koniec.


___________

Witajcie :) w niedzielne popołudnie czas na przedostatnią część tej historii. Zapewne spodziewaliście się większej dawki emocji, ale myślę, że nie powinniście być zawiedzeni. W sumie jestem ciekawa, co myślicie o ofiarności Tonks. Piszcie śmiało!
Epilog pojawi się na dniach. Już jest gotowy, ale nie chciałam publikować obu części tego samego dnia, bo planuję dłuższe podziękowania pod ostatnią. Jestem szczęśliwa i wzruszona jednocześnie, więc pewnie poleje się jeszcze więcej łez. A potem... potem zobaczymy, co będzie. 
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia. Enjoy!

niedziela, 2 grudnia 2018

Rozdział 38: Środa


Rozdział pisany w trzeciej osobie

Draco wymyka się z biblioteki pod pretekstem pójścia do toalety, podczas gdy Hermiona zostaje zaczytana w książce. Cztery tygodnie temu znalazła zaklęcie ukrywające magiczną obecność i tak naprawdę tylko księgi były w stanie powstrzymać ją przed myśleniem o bitwie, która miała się odbyć za dwa dni.
Z kolei Draco szuka innej czarownicy, która odpoczywa w pokoju na strychu. Luna Lovegood siedzi na parapecie okna, wpatrując się w sunące po niebie chmury.
— Witaj — mówi lekko, nie patrząc na czarodzieja.
Draco powoli wchodzi do pokoju.
— Luna, ja… mam do ciebie pytanie — szepce, zatrzymując się na środku.
Dziewczyna kiwa głową i spogląda na niego.
— Wiem — mówi.
— Jakie są szanse na przeżycie Hermiony? — pyta blondyn.
Jego oczy spoglądają wprost w oczy Luny, chociaż stoi nienaturalnie wyprostowany.
— Kiedy Hermiona dowiedziała się, że jestem jasnowidzem, bez trudu potrafiła to wykorzystać — wyjaśnia Luna, zsuwając się z parapetu i cicho wstając na nogi. — Chciała uzyskać jak największe szanse na pokonanie Toma przez Harry’ego i przede wszystkim przeżycie Harry’ego. Życie innych schodziło na dalszy plan.
— Jej szanse, Luno.
— Gdy Tom umrze, Harry też może. Jasna strona przegra bez Wybrańca, który zjednoczył wszystkich, więc tak naprawdę Harry musi przeżyć, abyśmy mogli naprawdę wygrać.
— Proszę — błaga Draco cicho.
Luna zatrzymuje się przed nim i patrzy w szare oczy.
— 50% — odpowiada.
Draco odwraca się, gdy dreszcz przebiega przez jego ciało. Oddech, uwięziony w ciele, nie ma szans dotrzeć do płuc. Po chwili chłopak odwraca się do blondynki.
— Czy mogę coś zrobić? — pyta, ale Luna milczy. — Jeśli tam będę, czy… to coś zmieni?
— Oczywiście, że tak — odpowiada dziewczyna, patrząc smutno. — Jeśli tam będziesz, szanse na przeżycie Hermiony wzrosną do 94%, ale ty masz tylko 17% szans.
— Jeśli będę pod przykrywką…
— 4%.
— Ale…
Luna dotyka jego ramienia.
— Przepraszam — szepcze i wychodzi z pokoju.
Draco wciąż czuje jej dłoń, gdy jej stopy stąpają po schodach i słyszy, że wstrzymuje oddech, by powstrzymać łzy.
— Nie — szepcze Draco w pustym pomieszczeniu. — Nie płacz.

~*~*~*~*~*~

Draco dotyka dłoni Hermiony, co powoduje, że dziewczyna podnosi wzrok znad książki i uśmiecha się.
— Kocham cię, wiesz o tym? — mówi Draco.
Hermiona patrzy w jego kierunku.
— Tak… czy wszystko w porządku? — pyta.
— Jeszcze dwa dni — odpowiada chłopak.
Hermiona odwraca wzrok.
— Wiem.
— Ale cię kocham.
— Ja ciebie też.
— Nie mogę cię stracić — szepce Draco.
— Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby wrócić do domu — odpowiada Hermiona. — Ale to wszystko, co mogę obiecać.
— Będę walczył dla ciebie — mówi Draco, patrząc w jej miodowe oczy.
— Draco… nie musisz.
Chłopak przytakuje.
— Wiem, ale nie mogę siedzieć tutaj, czekając na odpowiedzi, podczas gdy ty walczysz. Ja… nie mogę.
Hermiona spontanicznie zarzuca ręce na jego szyję.
— Kocham cię.
Draco przysuwa ją bliżej do siebie. Ja ciebie też. Bardziej niż myślisz, dodaje w myślach.

~*~*~*~*~*~

Tracy i Ron siedzą na podłodze w sali balowej. Dziewczyna siedzi na jego kolanach, całując go.
— Tutaj pocałowałam cię pierwszy raz — mówi Tracy, gdy odsuwają się od siebie.
— To nie będzie ostatni — obiecuje Ron.
— Lepiej żeby nie był — mówi dziewczyna — bo skopię ci tyłek, jeśli umrzesz, słyszysz?
Ron uśmiecha się.
— Tak, prze pani.
Tracy także się uśmiecha, próbując ukryć strach w oczach. Ron przyciąga ją do siebie.
— To nie będzie ostatni raz — szepce do jej włosów.

~*~*~*~*~*~

Luna wślizguje się do pokoju, który dzieli z Harrym. Chłopak wstaje z łóżka, gdy ją zauważa. Dotyka dłonią jej twarzy, ocierając łzy i otacza ramionami.
— Co się stało? — pyta cicho Harry.
Luna wtula się w niego.
— Draco zamierza walczyć — mówi łamiącym się głosem.
— Czy to źle? — pyta chłopak, przyciągając ją bliżej.
— On umrze — mamrocze dziewczyna. — Najprawdopodobniej umrze.
Blondynka ukrywa twarz w piersi Harry’ego, a on powoli kieruje się w stronę łóżka i gdy wyczuwa materac, siada, wciągając Lunę na swoje kolana.
— To moja wina — szepce dziewczyna.
— Luna…
— Nie walczyłby, gdybym mu nie powiedziała o Hermionie — kontynuuje.
— Co z nią, kochanie? — dopytuje Harry.
— Ma 50% szans na śmierć. Jeśli bym mu tego nie powiedziała, nie narażałby się.
— To nie twoja wina — twierdzi Harry, kołysząc ją z boku na bok. — Podąża za swoją ukochaną, ponieważ musi tam być, aby się upewnić, że ona przeżyje. Nie mógłby bez niej żyć. Poza tym może pokona przeciwności.
Niebieskie oczy Luny spoglądają w górę.
— Nie zrobi tego — wyjaśnia, opierając twarz w zagłębieniu szyi chłopaka.
Harry wzdycha i mocniej obejmuje blondynkę.
Hermiona poświęciła zbyt wiele, myśli,  nie może też stracić Malfoya.

~*~*~*~*~*~

Fred, George i Blaise siedzą przy kuchennym stole z butelką Ognistej Whisky przed nimi. Pełny, nietknięty kieliszek stoi przed każdym z nich.
— Myślicie, że wygramy? — pyta Blaise, nie podnosząc wzroku znad alkoholu.
— Tak — odpowiadają razem bliźniacy.
— Nie walczylibyśmy, gdybyśmy nie mieli wygrać — mówi Fred.
Ale to nie znaczy, że przeżyjemy, myśli George. Fred spogląda na brata, wyczuwając jego myśli.
— Wszystko będzie dobrze — oświadcza Fred.
Nadal siedzą, patrząc na whisky, ale żaden nie pije.

~*~*~*~*~*~

— Już czas — mówi Luna.
Grupa wstaje.
— Nie spóźnij się — mówi Hermiona do Harry’ego, uśmiechając się i patrząc zmartwionymi oczami.
Chłopak przytakuje.
— Pamiętaj — przypomina Luna, patrząc na niego. — Nie wstawaj, dopóki nie usłyszysz krzyku.
— Na trzy — rozkazuje Draco, lewitując świstoklik. — Raz, dwa, trzy.
Fred, George, Ron, Tracy, Blaise, Hermiona i Draco obejmują świstoklik i zaczynają wirować. W tym samym czasie Harry się teleportuje.
Harry aportuje się w zaułku Hogsmeade. Wysoki, piskliwy dźwięk przeszywa powietrze. Chłopak rozgląda się w górę i po ulicy. Nie widzi nic podejrzanego i wie, że to fałszywy alarm, ale mimo wszystko biegnie.
— Potter — w całym miasteczku rozbrzmiewa głos.
Zaklęcia lecą w kierunku chłopaka, ale ten szybko rzuca zaklęcie tarczy i odpowiada ogniem.
— Nie masz drogi ucieczki, Potter — odzywa się głos, gdy otaczają go szmalcownicy.
— Nie wydaje mi się — odpowiada Harry, powiększając swoją miotłę.
Szybko na nią siada i wzbija się w powietrze. Przeciwnicy rzucają zaklęcia w jego kierunku, ale wszystko na próżno, ponieważ chłopak już pikuje na Błonia Hogwartu.
— No to jesteśmy w domu — szepce Harry, lądując obok Czarnego Jeziora.

~*~*~*~*~*~

Grupa ląduje w Gospodzie pod Świńskim Łbem. Z zewnątrz dobiegają krzyki. Pan Dumbledore biegnie w ich stronę od razu popychając na zaplecze w piwnicy.
— Potter — krzyczy ktoś z zewnątrz.
Grupa wymienia spojrzenia, ale podąża za barmanem.
— Dziękuję — szepce Hermiona, wkraczając do sekretnego tunelu.
Wszyscy szybko przechodzą do zamku.
— Tu jesteście — mówi Harry, otwierając portret po drugiej stronie.
— Czas na przedstawienie — oświadcza Ron.
Harry, Ron i Hermiona przytakują, oddzielając się od Freda, George’a, Blaise’a, Draco i Tracy. Złota trójca kieruje się do gabinetu dyrektora. Zatrzymują się za rogiem.
— Co tak długo? — pyta Hermiona desperacko.
— Świstoklik źle działał, a ja musiałem aportować się do Hogsmeade — odpowiada Harry.
— Więc oni wiedzą, że tu jesteśmy?
— O tak.
— Inna grupa zasygnalizowała, że są na miejscu i zajmą się wężem, gdy Voldemort ruszy do pojedynku — informuje Hermiona. — Dopóki się nie dowie, że już dotarliśmy, powinniśmy zdążyć pokonać węża i zabrać eliksir z biura Dumbledore’a.
— Może powinniśmy się wycofać — mówi z niepokojem Ron.
— Nie będziemy mieć kolejnej szansy — naciska Hermiona. — Ruszajmy.
Zanim zdążają wykonać jakikolwiek ruch, Snape staje na ich drodze.
— Kogo ja widzę — szydzi, wskazując różdżką grupę.
Ron przeklina pod nosem.
— Ty zdrajco — warczy Harry.
Hermiona wysyła oślepiające światło i ucieka wraz z chłopakami.

~*~*~*~*~*~

Snape biegnie do biura dyrektora, gdy tylko odzyskuje wzrok. Złota trójca zniknęła, ale ma wiadomość do wysłania. Bierze garść proszku Fiuu i wchodzi do kominka.
— Dwór Malfoyów — mówi wyraźnie, po czym znika.

~*~*~*~*~*~

Harry, Hermiona i Ron dołączają do pozostałych w Wielkiej Sali. Są tutaj profesorowie, z wyjątkiem Slughorna i Carrowów, i trzy czwarte uczniów siódmego roku.
— Panie Potter — sapie McGonagall.
— Nie mamy zbyt dużo czasu — mówi Harry — ale generalnie ta wojna skończy się dzisiaj. — Uczniowie wiwatują. — Voldemort tu przyjdzie — kontynuuje Harry, a sala zamiera. — Profesorze Flitwick mógłbyś zabrać Hermionę do gabinetu dyrektora, aby użyć sieci Fiuu? Członkowie Zakonu będą się stamtąd teleportować. Malfoy? — Harry zwraca się do blondyna.
— Carrowie są załatwieni, uczniowie z młodszych roczników ich pilnują. Zdublowaliśmy i potroiliśmy mapę — relacjonuje Draco. — Gdy śmierciożercy zrzucą osłony, od razu usuniemy ich za pomocą świstoklików.
— Dobrze. Jeżeli jest tutaj ktoś, kto nie chce walczyć, teraz ma czas, aby to powiedzieć — mówi Harry, rozglądając się, jednak nikt się nie porusza. — Okej. Mamy około dziesięciu minut nim wszystko się zacznie. Ale damy radę. Wojna skończy się dzisiaj.

~*~*~*~*~*~

Flitwick i Hermiona stają przed gargulcem.
— Hasło? — pyta strażnik.
Butelkowa sława — odpowiada Flitwick, przewracając oczami.
Kamień ociera się o kamień, otwierając wejście. Hermionie przypomina się sytuacja z jej teraźniejszości, jednak nie ma czasu na wspomnienia. Szybko robi pierwszy krok i wchodzi po schodach.
— Istnieje zaklęcie, które ukrywa magiczną obecność — mówi Hermiona profesorowi,  a on unosi brwi, więc dziewczyna kontynuuje. — Zaklęcie to nazywa się Inobservatus. Wystarczy zrobić tak. — Dziewczyna kieruje różdżkę w dół i do środka koło mężczyzny, a potem okrąża go. — Okej?
Czarodziej kiwa głową.
— Tak, ale tylko Snape może odblokować sieć Fiuu — mówi Flitwick.
Hermiona uśmiecha się lekko, widząc zielony ogień.
— Chyba już to zrobił — mamrocze.
Sekundę później Molly Weasley wychodzi z kominka.
— Hermiono! — Kobieta otacza ją ramionami.
— Bliźniaki i Ron są bezpieczni — wyjaśnia Hermiona, wiedząc, że matka desperacko potrzebuje informacji. — Inobservatus — wypowiada formułę, wirując różdżką.
Kobieta lśni przez chwilę, zanim znów staje się widzialna.
— Co to było? — pyta Molly.
— Coś, co da nam przewagę — mówi Hermiona. — Chłopcy są w Wielkiej Sali, śmiało może pani tam iść.
Molly kiwa głową i wychodzi, żeby sprawdzić, jak miewają się jej dzieci.
Reszta klanu Weasleyów pojawia się w Hogwarcie w asyście innych członków Zakonu Feniksa. Na każdego zostało rzucone zaklęcie, ukrywające obecność. Kiedy ostatnia osoba schodzi po schodach, Hermiona wzdycha.
— To wszystko — mówi, po czym razem z Flitwickiem podąża do Wielkiej Sali.

~*~*~*~*~*~

Snape wychodzi z kominka w dworze Malfoyów. W salonie znajduje się wiele osób.
— Mój panie — mówi, osuwając się na kolana.
— Jakie nowiny przynosisz, Severusie? — pyta Voldemort swego oddanego sługę.
— Potter jest w Hogwarcie — mówi Snape.
— Wiem, ale go tu nie przyprowadziłeś — głos Voldemorta jest niski i niebezpieczny.
— Próbowałem, mój Panie, ale uciekł, dlatego postanowiłem to natychmiast zgłosić — wyjaśnia.
— Poinformowano mnie, że jest w Hogwarcie — oświadcza Czarny Pan.
— Jest jeszcze coś — dodaje Snape.
— Mów.
— Chcieli ukraść trochę eliksiru, który zostawił dla nich Dumbledore. Planują także kolejny atak. Chodzi o twojego węża.
— Nagini?
— Tak, dowiedzieli się, że będziesz tutaj razem z wężem.
— Zobaczymy, czy mówisz prawdę — szydzi Voldemort.
Snape patrzy mu w oczy, pozwalając wniknąć do swojego umysłu, a Voldemort bez trudu zanurza się w jego myślach.

~*~*~*~*~*~

— Świstoklik źle działał, a ja musiałem aportować się do Hogsmeade — odpowiada Harry.
— Więc oni wiedzą, że tu jesteśmy?
— O tak.
— Inna grupa zasygnalizowała, że są na miejscu i zajmą się wężem, gdy Voldemort ruszy do pojedynku — informuje Hermiona. — Dopóki się nie dowie, że już dotarliśmy, powinniśmy zdążyć pokonać węża i zabrać eliksir z biura Dumbledore’a.
— Może powinniśmy się wycofać — mówi z niepokojem Ron.
— Nie będziemy mieć kolejnej szansy — naciska Hermiona. — Ruszajmy.
Zanim zdążają wykonać jakikolwiek ruch, Snape staje na ich drodze.
— Kogo ja widzę — szydzi, wskazując różdżką grupę.

~*~*~*~*~*~

Voldemort ryczy z frustracji, gdy opuszcza jego umysł.
— Zostaniesz tutaj i ochronisz Nagini — nakazuje Snape’owi. — Oddziały powinny ją chronić, ale jeśli ucierpi w jakikolwiek sposób, obiecuję, że reszta twojego życia będzie bardzo bolesna.
Snape pochyla głowę.
— Dziękuję, mój panie — mówi z przejęciem.
— Muszę raz na zawsze zająć się bachorem Potterów — oświadcza Voldemort i teleportuje się ze swoimi zwolennikami.

~*~*~*~*~*~

Voldemort i śmierciożercy usuwają osłony.
Indico — warczy Voldemort, raniąc kilku starszych uczniów i nauczycieli.
— Ukryli się za nauczycielami i uczniami — woła do śmierciożerców, którzy wybuchają śmiechem. — Nikt nie pomoże Potterowi. Wszyscy młodzi czarodzieje są narażeni na niebezpieczeństwo. Bierzcie, co chcecie, ale Potter jest mój.
Śmierciożercy wiwatują i ruszają do ataku.


______________

Witajcie :) w mroźną niedzielę publikuję kolejny rozdział opowiadania. Wielkimi krokami zbliża się finałowe rozstrzygnięcie, jednak zanim to nastąpi mogliśmy poczytać o burzliwych przygotowaniach. Co sądzicie o decyzji Draco i jego wyznaniu? Ja osobiście uwielbiam go w takiej wersji. I bardzo się cieszę, że autorka wszelakie wyznania zostawiła na sam koniec historii. Piszcie, co sądzicie.
Cóż, został jeden rozdział i epilog. Tak mało, a zarazem dużo.... Mam wielką nadzieję, że uda mi się na dniach skończyć tłumaczenie. Zastanawiałam się, co mogłabym robić później. Planowałam pisanie własnego opowiadania, ale... chyba potrzebuję przerwy, aby pozbierać myśli i zastanowić się, co dalej. Taki reset dobrze mi zrobi, co myślicie?
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia. Enjoy!

niedziela, 25 listopada 2018

Rozdział 37: Bella i dwóch


Blaise Zabini dołączył do nas pięć dni temu. Początkowo wydawało się, że planuje konkretną zemstę na tych, którzy skrzywdzili jego matkę. Draco i Tracy rozmawiali z nim przez kilka godzin.
Potem wkroczyła pani Malfoy. Znała go tak długo jak jego własna matka. To dzięki niej przyznał, że zwolennicy Czarnego Pana powinni zostać powstrzymani, a my możemy w tym pomóc.
Jednak Harry nie był przekonany, że chłopak, który mógłby zezwolić na jakąkolwiek torturę, powinien brać udział w ostatecznej bitwie. Blaise dobrze wiedział, kto krzywdził jego matkę i nawet Harry nie miał dostatecznych argumentów, aby go powstrzymać. Obiecał jedynie, że jego zemsta będzie subtelniejsza.

~*~*~*~*~*~

Szóstego października, dwa tygodnie po dołączeniu Blaise’a, zebraliśmy się w Pokoju Wojennym, jak to go nazwał Ron.
— Zostało sześć tygodni do ostatecznej bitwy — zaczyna Luna. — W tym czasie będziemy musieli usunąć tych śmierciożerców.
Na stole ląduje kartka papieru.

Bellatrix Lestrage
Jugson
Thorfinn Rowle

— Jest więcej? — pyta Ron, zerkając w górę.
— Tak, po prostu… skutki zaklęcia na Bellatrix miały nieprzewidziane konsekwencje — wyjaśnia Luna.
— W postaci dwóch kolejnych nazwisk? — dopytuje Draco, a Luna kiwa głową. — Czy w ciągu sześciu tygodni będziemy mieli okazję ich pokonać?
— Tak — odpowiada dziewczyna. — Ale musimy być bardziej precyzyjni.

~*~*~*~*~*~

Po naradzie Draco staje z Blaise’em z boku pokoju. Zasłaniam ich plecami, aby dać odrobinę prywatności i żeby reszta grupy nic nie słyszała, ponieważ nadal są w pomieszczeniu, żywo dyskutując.
— Nie musisz walczyć — mówi Draco. — Ta strona tego nie wymaga.
Blaise prycha.
— Wiem, stary — odpowiada. — Ale muszę, nie dla nich, ale dla mojej matki.
Draco wzdycha.
— Myślałem, że jesteś kochankiem, a nie wojownikiem — dodaje blondyn, unosząc brew.
— Kłamałem — śmieje się Blaise. — Ale rozumiem, dlaczego ty nie walczysz — mówi cicho.
Draco kiwa głową.
— Uważaj — szepce i wychodzi na korytarz.
Blaise pojawia się za mną i obejmuje mnie ramieniem.
— Co z nim zrobimy? — pyta, a ja wzruszam ramionami.
— Nie wiem jak ty, ale myślałam, że mogłabym go pocałować — mówię.
Blaise śmieje się głośno.
— Jesteś idealną partią dla niego — oświadcza, po czym odchodzi.
Blaise jest taki pozytywny i tak samo serdeczny jak bliźniacy. Przyznaję, że nie wiedziałam o nim zbyt wiele, kiedy się do nas wprowadził, ale w jego ruchach można wyczuć napięcie, które mówi o bólu. Taki ból zobaczyłam, gdy powiedzieliśmy mu o śmierci matki.

~*~*~*~*~*~

— Blaise. — Draco klapie go w ramię i wpuszcza do domu.
Chłopak rozgląda się po mieszkaniu.
— Więc to jest to miejsce, w którym się ukrywacie — mówi. — Byłem zaskoczony, widząc wiadomość od ciebie. Nie byłem pewny, czy te plotki są prawdą. To, że opuściłeś ciemną stronę.
— To dlaczego przyszedłeś? — pytam nagle. — Gdybyś nie był pewny, że Draco pracuje dla Sam-Wiesz-Kogo, wpadłbyś w pułapkę.
Blaise chichocze.
— Nie — odpowiada. — Draco, nawet zły Draco, nie wciągnąłby mnie w pułapkę. To była część naszej umowy.
Patrzę na dwóch byłych Ślizgonów.
— Jakiej umowy?
— Najlepszej w swoim rodzaju — odpowiada Blaise. — Niespisanej, niewypowiedzianej, niepewnej.
Unoszę brwi z niedowierzania.
— Przyzwyczaisz się — mówi Draco.
— A o co chodzi z tą godziną? — pyta Blaise. — Dlaczego teraz?
— Ja… nie byłem pewien, czy wcześniej to było bezpieczne, ale… chodź tutaj.
Draco kieruje się do nieużywanego pokoju, który będzie należał do Blaise’a. Rzuca zaklęcia prywatności, gdy chłopak siada na łóżku. Potem ich oczy się spotykają.
— Czy wiedziałeś, że Czarny Pan miał twoją matkę? — pyta Draco.
Czarnoskóry chłopak sztywnieje.
— Znaleźliśmy ją podczas jednego z naszych nalotów — kontynuuje Draco. — Sprowadziliśmy ją tutaj, ale to, co z nią zrobili… nie mieliśmy szans.
Z gardła Blaise’a wydobywa się szloch, oczy otwierają szeroko, błagając o kłamstwo.
— Nie — sapie.
— Kiedy będziesz gotowy, zabiorę cię na miejsce jej pochówku — oznajmia Draco z powagą w głosie.
Ciałem Blaise’a wstrząsa szloch. Draco dotyka ramienia przyjaciela.
— Nie — szepce w kółko chłopak.
W tej chwili czuję się jak intruz, ale jestem tutaj z jakiegoś powodu.
— Obiecałam twojej matce, że przekażę jej wiadomość — mówię, a jego oczy patrzą na moje. — Moje światło, moja miłość, moja duszo, będę cię kochać na wieki wieków.
— Dziękuję — szepce.
— Daj nam znać, jeśli będziesz czegoś potrzebował — mówię, po czym razem z Draco wychodzimy z pokoju.
— Nie powiedziałeś mu, że musieliśmy… co jej zrobiono — mamroczę, patrząc na Draco, gdy zamykamy drzwi od biblioteki.
— Wiedza o tym, jak została potraktowana najbliższa mu osoba, sprawi więcej bólu. Nie musi wiedzieć, jak źle było — odpowiada Draco.
Przytakuję, tuląc się do jego boku.

~*~*~*~*~*~

— Merlinie — krzyczy Blaise, gdy Draco sięga po swoją różdżkę.
— Czy mam cię zakneblować? — pyta blondyn. — Przestań się ruszać.
— To cholernie boli — krzyczy chłopak.
Bliźniacy snują się po kuchni, a jednocześnie naszym oddziale ratunkowym.
— To zawsze cholernie boli — mówi Ron. — Ale to lepsze od stracenia ręki.
— Jeżeli nie przestaniecie gadać, uciszę was na zawsze — mówi Draco, wciąż pochylony nad ramieniem Blaise’a.
— Proszę, zrób to — wtrącam się, czując pulsowanie w głowie.
— Czy przynajmniej pozbyliście się Jugsona? — pyta Draco.
— Tak — mówi Harry. — Właściwie był trudniejszy od Rolwe’a.
— Czyli pozostała tylko… — zaczyna Tracy.
— Bellatrix — kończy Fred.
— Znowu — wtrąca George.
— Teraz ją dopadniecie — obiecuje Blaise. — w końcu macie mnie.
— Patrzcie na niego, czy to nie napawa was pewnością siebie? — pyta Draco, kończąc bandażowanie ramienia. — Hermiono.
Podchodzę bliżej i siadam na krześle, które przed chwilą zwolnił Blaise. Świat wiruje, a ja kładę ręce po obu stronach, próbując zachować równowagę.
— Kto ci przyłożył? — pyta Draco, rzucając zaklęcia diagnostyczne.
— Jugson — odgryzam się pomimo nasilającego się bólu.
— Połóż się. — Draco kieruje mnie na leżankę, po czym podaje mi eliksir. — Pij.
Niemal od razu świat rozmazuje się, a potem zapada ciemność.

~*~*~*~*~*~

Cztery dni później Draco pozwala mi wstać z łóżka. Oczywiście niechętnie, ale nie spiera się ze mną, ponieważ odbywa się zebranie.
— Dwa tygodnie — mówi Luna.
— Więc dwudziesty szósty listopada? — pytam. — W środę?
Blondynka przytakuje.
— Tak, kto by się spodziewał, że celowo napadną na szkołę w środę? — podjudza.
Wszyscy wzruszamy ramionami. Walczymy w środę.
— Ale wcześniej — kontynuuje Luna.
— Bellatrix — warczy Fred.
— Tak i mamy tylko jedną okazję, a mianowicie niedzielną noc, żeby ją pokonać — wyjaśnia Luna. — Może nie jest pełnosprawna fizycznie z powodu utraconego oka, ale nie możecie jej lekceważyć, bo jest tak samo żądna krwi.
— Jakie mamy szanse? — pyta Draco.
Wiem, że błaga o szanse na pokonanie jej, ale także na to, aby żadne z nas nie ucierpi.
— Możemy to zrobić — mówi tylko Luna.

~*~*~*~*~*~

Kiedy znajduję się w wirze niedzielnej bitwy, bardzo dobrze rozumiem zachowanie Luny, która nie mówi o szansach. To najgorszy z nalotów, w których braliśmy udział.
Odbijam kolejne zaklęcie i odpowiadam ogniem. Blaise stoi za moimi plecami, celując ogień w śmierciożerców.
— Padnij! — krzyczy Ron i wszyscy padamy na ziemię. Kilku śmierciożerców podąża za nami, ale inni są odrzucani do tyłu przez zaklęcie, które rzucił Ron. Może podniosą się ponownie, ale za dobre kilka godzin, ewentualnie wcale.
Bellatrix należy do tych, którzy padli na ziemię. Tracy odpycha Rona, gdy w jego stronę leci zaklęcie uśmiercające. Klątwa obszarowa to fajna sztuczka, ale strasznie osłabia rudzielca. Tracy musi chronić zbierającego siły chłopaka przed Bellatrix i czterema śmierciożercami.
— Głupi zdrajca krwi — krzyczy Bellatrix, zanim rzuca więcej zaklęć w stronę kucającego Rona.
Bliźniacy szybko pędzą na ratunek, ale można się domyślić, że to nie wystarczy.
Owijam winoroślą jednego ze śmierciożerców. Nie będzie w stanie rzucić zaklęcia cięcia szybciej ode mnie. Zauważam zieloną smugę skierowaną na plecy Blaise’a. Nie waham się. Nie mogę. Atakuję biczem sługę Voldemorta, który nią wycelował. Opada na ziemię, mając puste oczy.
— Bracie — jęczy śmierciożerca, który stał obok.
Odwraca się do mnie i zaczyna podążać naprzód. Odbija moje zaklęcia. Nic nie jest w stanie go powstrzymać.
— Brudna — syczy. — Mała… szlama…
Upada na twarz.
— Nie wydaje mi się — mówi Blaise, po czym walczy z innym przeciwnikiem.
Podbiegam do Harry’ego i przejmuję jego śmierciożercę.
— Pomóż bliźniakom — mówię. — Zajmę się tym.
Harry macha różdżką i ognisty płomień otacza nogę Bellatrix. Czarownica krzyczy.
Dopiero teraz możemy się przyjrzeć jej twarzy. Czarne oko zastąpiło brakujące. Srebro zakrywa lewą stronę od czoła do brody. Cała konstrukcja jest zaczepiona przy uchu kobiety. Metal wygląda tak, jak ręka stworzona przez Voldemorta dla Petera.
Bellatrix walczy i zaczyna rzucać śmiertelne zaklęcia w kierunku Harry’ego. Chłopak unika ich, ale bliźniacy wciąż są w pobliżu, gotowi do ataku, jednak za każdym razem zostają odepchnięci.
— Wystarczy — krzyczy Bellatrix. — Avada Kedavra!
Zielone światło leci w stronę Harry’ego. W ostatniej chwili chłopak robi unik i klątwa przelatuje w odległości kilku cali.
Kiedy zerka na wiedźmę, jej twarz trzęsie się, przynajmniej metalowa część. Ciemne srebro zsuwa się po policzku, przesuwając na gardło kobiety.
— Mój — syczy metal, krążąc wokół jej szyi.
— Panie — krzyczy kobieta, szarpiąc metal.
Połowa jej twarzy niknie, tak jak kości policzkowe, brwi, zęby, skóra. Ucisk na szyi zwiększa się.
— Tylko mój — syczy, unieruchamiając ciało Bellatrix.
— Cholera jasna — komentuje Ron.
Ostatni śmierciożerca rozgląda się i znika.
— Wracajmy — mówię i momentalnie pojawiamy się przed domem.

~*~*~*~*~*~

— Dlaczego myślisz, że to ją zabiło? — pyta Draco następnego dnia, gdy pijemy herbatę.
— Rozkazał, by nikt poza nim nie zabijał Harry’ego… To była jego magia i widziałam, jak rzucała w kierunku Harry’ego zaklęcie uśmiercające. Voldemort potraktował to jak zdradę — wyjaśniam.
— Dlatego przysięgi lojalności nie działają wśród psychopatów — mówi Draco.
Przewracam oczami.
— Tak, to jeden z powodów — dodaję, próbując się uśmiechnąć, chociaż wciąż drżę na wspomnienie ubiegłej nocy. — Tylko dziesięć dni — szepcę.
Draco chwyta mnie za rękę.
— Wiem.

Czytaj dalej →
_____________

Witajcie :) kończy się weekend, więc publikuję kolejny rozdział opowiadania. Wreszcie udało się pokonać Bellę, chociaż nie obyło się bez efektów specjalnych. W powietrzu można wyczuć wojenną aurę i pewnie już nie możecie się doczekać rozstrzygnięć. W sumie ja też. 
U mnie ostatnio tyle zawirowań, że wszystko zeszło na drugi plan. Gdy tylko próbuję sobie poukładać moje życie, coś pojawia się znienacka i znowu koło rozpędza się na nowo. Wiem, że zostały trzy rozdziały i na dobrą sprawę mogłabym je opublikować w ciągu tygodnia. Owszem mogłabym, ale dowiedziałam się, że znowu idę na drugą zmianę do pracy i mój czas będzie bardzo ograniczony. Jednak zrobię wszystko, żeby skończyć tłumaczenie tak do dwóch tygodni. Byłoby miło gdybyście trzymali kciuki!
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia. Enjoy!

Obserwatorzy