Pokazywanie postów oznaczonych etykietą porwanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą porwanie. Pokaż wszystkie posty

piątek, 18 listopada 2016

Rozdział 12: Jak się nazywa?

Siedzę razem z Harrym na wygodnych fotelach w Pokoju Życzeń. Od półtora tygodnia uczę go Oklumencji i przez ten czas udało mu się stworzyć dwie tarcze. Teraz będzie ciężej, ponieważ musimy jeszcze wznieść cztery podstawowe i jedną dodatkową tarczę.
Harry popija gorącą czekoladę, patrząc na mnie znad krawędzi.
— Robisz duże postępy — mówię po prostu, nie mając w głowie innych słów.
— Hmm — mruczy, co jest jego jedyną odpowiedzią.
Wciąż się na mnie gapi, co mówiąc szczerze bardzo mnie irytuje. Odstawiam swoją filiżankę i patrzę mu prosto w oczy.
— Oh, na litość Merlina, co to ma znaczyć, Harry? — fukam.
Uśmiecha się, po czym odstawia swoją filiżankę obok mojej.
— Jak on się nazywa?
— Kto?
— Ten Ślizgon, z którym się umawiasz.
Moja szczęka opada aż do ziemi.
— C-co? J-ja z nikim się nie umawiam — jąkam się.
On w odpowiedzi przechyla głowę i unosi wysoko brwi.
— Daj spokój, Hermiono. Nie jestem głupi — mówi. — Ostatnio wydajesz się być taka radosna i naprawdę odpuściłaś tę sprawę z Ronem. Wszyscy z obrzydzeniem patrzymy jak on obściskuje się z Lavender, a ty w ogóle nie okazujesz zazdrości. A dodatkowo kolory tego pokoju o czymś świadczą. To oczywiste, że jest Ślizgonem.
— Harry — mamroczę, nie okazując przy tym żadnych emocji.
— Hermiono — odpowiada miłym tonem.
— Z nikim się nie umawiam — oświadczam.
— Ale spędzasz z kimś swój wolny czas.
— My po prostu razem się uczymy.
Harry uśmiecha się, a ja przewracam oczami, po czym odwracam wzrok.
— Jak się nazywa? — pyta ponownie.
Znowu na niego patrzę, próbując zachować twarz.
— Nie powiem.
Chłopak nagle smutnieje.
— Dlaczego?
Spoglądam w dół.
— Powiem ci, jak skończymy lekcje Oklumencji. Potraktuj to jako nagrodę — oferuję.
— Hermiono — zaczyna, wciąż patrząc poważnie. — Czy dzieje się coś złego?
Pozwalam sobie na oschły śmiech.
— Ostatnio dzieje się wiele złego, Harry — odpowiadam, spoglądając mu prosto w oczy. — Ale on nie jest tym złym.
Mruży oczy, a sekundę później kiwa głową i sięga po swoją filiżankę.
— Trzymam cię za słowo — mówi, biorąc kolejny łyk napoju.
Przytakuję, bo wiem, że tak jest.

~*~*~*~*~*~

Piątek, w końcu jest piątek. Ron obserwuje mnie, kiedy odchodzę od stołu po skończonej kolacji. Ale ja go ignoruję. Ciągle odtwarzam w głowie moją wczorajszą rozmowę z Harrym. Dlaczego pomyślał, że umawiam się z Draco? My tylko spędzamy razem czas, ale… nie w taki sposób.
Wspinam się po schodach na siódme piętro, ale nagle czuję mrowienie w okolicy karku. Rozglądam się dookoła, jednak nikogo nie zauważam. Kontynuuję moją wędrówkę wysoko unosząc głowę z różdżką w gotowości. Te trzy lata wojny nauczyły mnie wierzyć swojemu instynktowi. Ja po prostu wiem, że ktoś mnie obserwuje.
Przyklejam się plecami do ściany i zerkam na korytarz na siódmym piętrze. Trzymam różdżkę na wysokości ramienia i czekam. Nagle zza rogu wychodzi Teodor Nott. Nieznacznie unosi ręce, gdy zauważa mnie gotową do ataku.
— Mam dla ciebie wiadomość, Granger — mówi, uśmiechając się.
— Jaką? — pytam, nie siląc się na uprzejmości.
— Oh, to nie takie proste — odpowiada.
Ktoś mamrocze coś pod nosem i nagle w moim kierunku leci strumień czerwonego światła. Szybko robię unik, a zaklęcie trafia w kamień. Wygląda na to, że Nott nie przyszedł sam. Cóż, walczyłam z większą ilością przeciwników, więc nie boję się dwóch Ślizgonów.
Do walki włącza się Teodor, jednak rzuca słabe zaklęcia, tak jakby nie chciał mnie uszkodzić. Z łatwością odbijam każde z nich. Nie mogąc się powstrzymać, kieruję w stronę Notta mocne zaklęcie, które zwala go z nóg. Przez chwilę mam wrażenie, że to koniec, ale chłopak wstaje o własnych siłach, uśmiechając się pod nosem.
Moje zmysły wyczuwają kogoś tuż za mną i szybko patrzę w tamtą stronę. Zauważam Marcusa Flinta. Rzucam zaklęcie tarczy, nie mając pojęcia co on zamierza. On sięga ręką do przodu i zaciska swoje tłuste ramię wokół mojej szyi. W myślach rzucam urok w kierunku jego brzucha, a on zaczyna wyć z bólu, jednak nadal mnie dusi. Robi mi się ciemno przed oczami. Moja różdżka leci w powietrzu i uderza mnie zaklęciem prosto w plecy. Wbijam paznokcie w rękę Flinta. On jęczy i uderza moją głową o ścianę, a potem wszystko robi się czarne.

~*~*~*~*~*~

Rennervate — mówi ktoś poza ciemnością.
Oślepia mnie czerwone światło, powoli otwieram oczy i wracam do świadomości.
— Oh, obudziłaś się, Granger — mamrocze Nott.
Stoi przede mną, opierając się o drzwi schowka na miotły, w którym właśnie przebywamy. Siedzę na krześle ze skrępowanymi z tyłu rękami. Kiedy poruszam ramionami, czuję ostry ból.
— Gdybym była tobą, nie kręciłabym się za bardzo. — Słyszę irytujący głos Pansy Parkinson po swojej prawej stronie.
— Jak powiedziałem, mamy dla ciebie wiadomość — zaczyna Nott. — Od Czarnego Pana. — Mrużę oczy, ale nie reaguję. Chłopak nachyla się nade mną. — Tik tak, Granger. Czas ucieka. Już jest luty. Lepiej będzie jeśli pospieszysz się z wykonaniem swojego zadania.
Parkinson prowadzi czubek różdżki od mojego barku aż do nadgarstka, robiąc przy tym wielką paskudną ranę. Moja skóra pęka, a ja syczę z bólu, ale zaciskam szczękę. Będziesz jeszcze gorsza — przypominam sobie. Teodor uśmiecha się i przechodzi do przodu.
— Ubierasz się jak dziwka, więc równie dobrze można ciebie traktować jak jedną z nich — szydzi.
Wypowiada zaklęcie, wymachując przy tym różdżką blisko mojego ciała. Moje ubrania rwą się przy każdym jego ruchu, a na skórze pojawiają się krwawiące zadrapania. Cofa się do tyłu, oceniając swoją pracę. Moja koszula i spódnica są podarte na milion kawałków i odkrywają więcej niż powinny.
— Cóż, musimy iść — oświadcza Ślizgon, chowając różdżkę. — Marcus?
Flint staje naprzeciwko mnie i z całej siły uderza mnie w twarz. Czuję w ustach smak krwi. Świat wiruje, kiedy ta trójka opuszcza schowek. Zanim tracę świadomość, czytam słowa napisane na czerwono na drzwiach.

Tik tak

~*~*~*~*~*~

Nie wiem, jak długo byłam nieprzytomna. Patrzę na czerwony napis na drzwiach. Krew spływa po moim ramieniu, skwiercząc nieznacznie, kiedy kapie na oplatający moje dłonie sznur. W ustach czuję metaliczny smak krwi. Próbuję się nie ruszać, zaciskam mocno szczęki. Jednak po chwili szarpię się jak opętana, chcąc jak najszybciej stąd uciec. Kiedy moja próba się nie udaje, wybucham płaczem. Nie mam pojęcia, jak długo tu jestem.
Minuty… godziny… dni? Jestem wykończona i czuję, że wraz z krwią z mojego ciała wypłynęła wszelka zgromadzona do tej pory energia. Moja różdżka, moje zbawienie, leży dwie stopy przede mną, ale nawet nie mam siły po nią sięgnąć.
Kolejny szloch wydobywa się z moich ust. Ten dźwięk rani moje uszy i obolałą twarz. Staram się uspokoić, ale z każdą sekundą jest coraz gorzej. Łzy spływają strumieniami po mojej twarzy i pieką, kiedy spadają na zadrapania. Co za ironia, mój szloch przynosi mi więcej cierpienia niż ulgi. A czas płynie. Tik tak.

~*~*~*~*~*~

Słyszę ryk za drzwiami. Przestaję płakać i nadsłuchuję.
— Cholera, szukam Hermiony! — krzyczy mężczyzna. — Wreszcie.
Klika zamek w drzwiach i otwierają się. Mimowolnie zamykam oczy, chcąc uchronić się przed ostrym światłem.
— Hermiono? — mówi słabo.
Szybko do mnie podchodzi i przy pomocy różdżki odwiązuje sznur. Czuję ulgę, kiedy węzeł puszcza. Jednak sekundę później garbię się na krześle.
— Merlinie, co oni ci zrobili? — pyta mężczyzna.
Zmuszam się, żeby spojrzeć w górę.
— Draco? — mamroczę, po czym spontanicznie zarzucam mu ręce na szyję. Moim ciałem wstrząsa kolejny szloch.
— Granger — mówi, ale nie reaguję. — Granger? — Nadal płaczę. — Hermiono, muszę cię zabrać do Skrzydła szpitalnego.
Momentalnie zastygam bez ruchu. Kręcę głową.
— Nie, nie, nie mogę.
— Hermiono — Ton jego głosu zamienia się w ostrzegawczy.
— J-ja n-nie mogę… J-ja umiem o siebie zadbać. N-nie potrzebuję tego — jąkam się.
Wzdycha.
— Okay, chodź.
Draco wręcza mi moją różdżkę i bierze mnie na ręce. Nie okazuje zbędnych emocji, ale kątem oka zauważam, że jego szczęka drga niebezpiecznie. Trzyma mnie mocno blisko swojej piersi. Idzie prosto do Pokoju Życzeń. Kiedy jesteśmy na miejscu, spaceruje trzy razy w tę i z powrotem. Po kilku minutach wchodzimy do środka i kładzie mnie na łóżku przypominającym to ze Skrzydła szpitalnego.
— Dziękuję — mówię, gdy przestaję łkać.
Kręci głową i wyciąga różdżkę.
— Co zamierzasz…
— Podczas wojny byłem całkiem niezły w zaklęciach leczniczych — przerywa mi. — I niektórych z nich nie będziesz w stanie rzucić sama.
Wskazuje różdżką zadrapania i mamrocze coś pod nosem. W tym momencie wygląda jak uzdrowiciel. Zadrapania zaczynają znikać, a on zajmuje się moją ręką. Pod wpływem jego zaklęć, ból słabnie.
Potem zajmuje się moją głową. Czuję, że warga się zrasta, a ból głowy jest mniej odczuwalny. Draco wzdycha pod nosem i sięga na jedną z półek, które wiszą na ścianie. Podaje mi fiolkę z niebieskim płynem.
— Weź to — mówi, wkładając mi w dłoń fiolkę. — Pomoże na ból głowy i uleczy obrażenia, chociaż przez najbliższe dni będziesz musiała się oszczędzać.
Przytakuję i wypijam eliksir.
— Dopilnuję, żeby nikt nie uderzył mnie w głowę przez najbliższe dwa tygodnie — szeptam, uśmiechając się lekko.
Blondyn rzuca w moim kierunku ostre spojrzenie, a jego usta zaciskają się w wąską kreskę.
— Kto to zrobił? — pyta, a ja aż drżę słysząc ton jego pytania.
— Draco — mówię, kręcąc głową.
— Jak on się nazywa?
— On?
— To była dziewczyna?
— Draco — odpowiadam protekcjonalnym tonem.
— Podaj. Mi. Nazwiska. — warczy.
— Nie.
— Cholera, Hermiono — woła, uderzając pięścią w ścianę. — Kto to zrobił?
— Nie możesz nic zrobić — mówię, starając się brzmieć obojętnie, jednak mój głos bardzo drży i zapewne nie brzmię wiarygodnie.
— Akurat — ryczy, po czym odwraca się w moją stronę.
Szybko podchodzi go łóżka, na którym siedzę. Powoli dotyka ręką mojej twarzy i delikatnie ociera kciukiem samotną łzę, która gdzieś się zapodziała.
— Hermiono — mówi cicho. — Powiedz mi, kto to zrobił.
— Voldemort — mamroczę, odpychając jego dłoń i wstając z łóżka.
Wydaje się być zamrożony tym, co przed chwilą usłyszał, ale ja nie mogę siedzieć bezczynnie. Zaczynam chodzić po pokoju.
— Chciał mi wysłać wiadomość. Tik tak. Czas ucieka. Zabij przywódcę jasnej strony. To co zwykle — wyjawiam.
— Cholera — szepta.
— Tak — kontynuuję, zatrzymując się przed nim. — Jeśli powiem komukolwiek, będą chcieli wiedzieć, dlaczego muszę to zrobić. Nie mogę powiedzieć prawdy, bez złamania wieczystej przysięgi. Jeśli ktoś dowie się tego nie ode mnie, Voldemort zrobi wszystko żeby znaleźć kreta. Więc nie, nic nie można zrobić. Nie ma kary, nie ma pokuty, nie ma sprawiedliwości.
Patrzę w dół na swoje ubrania, które pokazują więcej niż powinny. Kieruję na nie swoją różdżkę, wypowiadając zaklęcie naprawiające. Kiedy nic się nie dzieje, rzucam zaklęcie wiążące. Kilka zaklęć później wciąż stoję pośrodku pokoju w moim dość oryginalnym stroju. Patrzę na zmęczonego Draco.
— Zaklęcie które oni rzucili, kimkolwiek są, powodują, że ubrania nie mogą być naprawione za pomocą jakiejkolwiek magii — odpowiada.
— Więc już ich nie naprawię? Nigdy? — pytam, otwierając szeroko oczy, na co on kręci głową. — Jak mam wrócić do mojego dormitorium?
Malfoy wzdycha.
— Skrzacie? — woła.
Pojawia się mały skrzat w czystym białym ubraniu.
— W czym może wam pomóc Bąbelek? — pyta stworzenie, uśmiechając się szeroko.
— Bąbelku, prosimy o przyniesienie nowego stroju z kufra panny Granger. Nikt nie może ciebie zobaczyć — poucza chłopak.
Bąbelek kłania się i znika z trzaskiem. Dopiero po chwili pojawia się ponownie. Złożone ubrania kładzie na łóżku.
— Czy coś jeszcze Bąbelek może dla was zrobić?
— Nie — odpowiada blondyn.
— Dziękuję, Bąbelku — mówię.
Na twarzy skrzatki pojawia się szeroki uśmiech, ale po chwili znika tak szybko jak się pojawiła.
— Pozwolę ci się przebrać — mamrocze Draco, zanim znika za drzwiami.
Zakładam nową spódnicę i bluzkę, czując wielką ulgę. Wszystkie widoczne oznaki wieczornego incydentu zostały usunięte i mogłabym zapomnieć o tym, co się stało. No tak mogłabym. Patrzę na ramię, które rozcięła Parkinson, ale nie widzę żadnej blizny. Nie ma także blizny, którą rzuciła Bellatrix.
— Dlaczego na mojej ręce nie ma blizny „szlama”, którą rzuciła Bellatrix? — pytam Draco, kiedy wychodzę na korytarz.
— Cóż, w tej rzeczywistości torturowała ciebie dla zabawy, a nie dla informacji — odpowiada.
— Czym to się różni?
— Grawerowanie tego słowa na twoim ramieniu było torturami psychicznymi i fizycznymi. Jednak oni wiedzą, że jeśli nawet przeżyjesz, będziesz miała tę bliznę na zawsze… ale najbardziej na świecie woleliby tego uniknąć. Oni wierzą, że mogą tak po prostu odejść i wrócić do swojego życia, jakby nic się nie stało. A blizna jest przeszkodą na drodze do tej fantazji.
— Nigdy nie można wrócić do życia, jakby nic nigdy się nie stało — mówię.
— Nie — odpowiada. — Ale można wierzyć, że niektórzy mają po prostu gorzej od nas.
Przytakuję, bo to ma sens.
— Hermiono? — mamrocze chłopak po chwili.
Odwracam się do niego.
— Uważaj, dobrze?
— Będę — odpowiadam. — Dobranoc.
— Dobranoc, Granger.
Przez chwilę patrzymy na siebie, ale sekundę później kierujemy się w stronę naszych pokoi wspólnych.

____________

Witajcie :) W to piątkowe popołudnie publikuję kolejny rozdział opowiadania, w którym wreszcie coś się dzieje. Czy Wy także jesteście zadowoleni z postawy Draco? Ja go lubię coraz bardziej, a raczej jego oblicze. Staje się taki ludzki. Jestem ciekawa Waszych opinii.
A teraz informacja, która może Was bardzo zaskoczyć. Dzisiaj, tj. 18 listopada, mija rok od założenia tego bloga i tym samym rok mojego "istnienia" w blogosferze. Nie mam pojęcia kiedy to minęło. Przez ten rok tyle się wydarzyło... Założyłam tego bloga, który o dziwo szybko stał się popularny, potem zaczęłam tłumaczyć Simply i świat zwariował, bo ludzie także tamtą historię zaczęli czytać. Dopiero w marcu zaczęłam pisać swoje opowiadania i powiem szczerze, że nie wyobrażam sobie tego, że mogłabym tak po prostu przestać. Pisanie i tłumaczenie stało się czymś normalnym i codziennym rytuałem. Oczywiście to dopiero początek mojej przygody z pisaniem i tłumaczeniem, bo mam w zanadrzu kilka miniaturek i tłumaczeń ;) Także jeszcze długo będziecie o mnie słyszeć i mam nadzieję czytać moje wypociny.
Korzystając z okazji chciałam wszystkim podziękować za wsparcie i motywujące komentarze. Daliście mi wiele energii i motywacji. Oczywiście są osoby, które towarzyszą mi od początku (nie będę ich wymieniać, ale zainteresowane zapewne domyślą się, że to o nie chodzi) i bardzo im za to dziękuję ❤ 
Dziękuję także za ponad 96 tysięcy wyświetleń. Nigdy nie spodziewałam się takiego zainteresowania :)
Cóż, to tyle. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu. Enjoy!




poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Rozdział 17: Krwawienie

Słońce zachodziło, gdy Hermiona wyszła na zewnątrz, starannie zamykając za sobą drzwi frontowe. Nikt nie zauważył jej wyjścia. Nie było nikogo, kto mógłby to zauważyć. W sumie to wyglądało tak, jakby szła na wieczorny spacer.
Poprawiając swój zimowy płaszcz, aby ochronić się przed zimnem, Hermiona szła przez plac otaczający Hogwart. Panowała dziwna cisza. Ptaki nie śpiewały. Nikt nie krzyczał. Szumiał tylko wiatr, który brzmiał jak krzyk śmierci wydostający się przez drzewa. Zadrżała.
Jestem pewny, że po drodze nic Ci się nie stanie. Tak Draco napisał w swoim liście. Wierzyła w to. Jeśli powiedział, że nie grozi jej niebezpieczeństwo, to tak będzie… Nie naraziłby jej na to. Prawda? Nie, znała go bardzo dobrze.
Więc, dlaczego się bała?
Panowała niesamowita atmosfera. To było jak film: zachodzące słońce czerwone jak krew, krzyk wiatru, dziwna, nienaturalna cisza… Ponadto była zaniepokojona listem Draco.
Wszystko co mogę powiedzieć, to, to, że jesteś w wielkim niebezpieczeństwie.
Ale co było tym niebezpieczeństwem i dlaczego się pogorszyło? Dlaczego chciał natychmiast z nią porozmawiać, tak daleko od budynku szkoły?
Szkoła jest zbyt niebezpieczna, dopóki nie dowiemy się, kim są wrogowie. Jego słowa brzmiały złowieszczo i pilnie, chociaż nie wiedziała, jakie to kłopoty, ufała mu. On… kochał ją, dziwnie było myśleć, że nie jest tym, który powoduje jej niebezpieczeństwo.
Jego list był irytująco skryty i brakowało w nim wielu informacji, ale napisał, że… to byłoby zbyt niebezpieczne, jeżeli ten list zostałby przechwycony. Powie jej wszystko, kiedy się spotkają, jeszcze chwilę musi poczekać…
Bramy pojawiły się przed jej oczami, wznosiły się złowrogo. Wydawało się, że promieniuje od nich chłód, powodujący gęsią skórkę na rękach Hermiony. Gdy do nich dotarła, zobaczyła, że wrota są lekko uchylone. Otwór był na tyle szeroki, że zdołała przejść. Zawiał wiatr i rozejrzała się, zdając sobie sprawę, ze nikogo tu nie ma.
– Draco? – zapytała zdziwiona.
A potem była tylko ciemność.

♥ ♥ ♥ ♥

– Co? – zapytał Ron, marszcząc brwi.
Draco spojrzał na nich, poczuł suchość w ustach. Przełknął ślinę. – Nie napisałem tego.
Dwóch Gryfonów zmarszczyło brwi. – Co masz na myśli? – zapytał Harry. – Jeśli ty tego nie napisałeś, to kto?
– Och, daj spokój, to nie jest takie trudne – odpowiedział Draco sarkastycznym tonem. – Kto kogo znamy, chce zabić Hermionę? Kto chce się jej pozbyć z Hogwartu?
– Twój ojciec – odpowiedział Harry, marszcząc brwi i pocierając swoją bliznę. – Ale nie mamy pewności, że to on…
– Kto inny mógłby? - warknął Draco, zaskakując samego siebie swoją gwałtownością. – Pomyśl o tym!
Rzucił list na najbliższy stół, patrząc na niego złowrogo i przeczytał kolejny raz. To był jego charakter pisma, jego sposób pisania listów… Słowa zdawały się kpić z niego, śmiały się z niego, siedząc niewinnie na papierze. Wystarczyło użyć prostego zaklęcia, żeby pismo wyglądało jak jego. Przyrząd. Przyrząd, zaprojektowany tak, aby zwabić Hermionę z dala od szkoły.
Aby zwabić ją po śmierć.
– Idę po nią – powiedział cicho, prostując się. Dwukrotnie złożył list i wepchnął go do wąskiej kieszeni.
– Tak jak my – powiedział Ron dzielnie, jak typowy Gryfon, a Harry skinął głową.
– Nie, nie idziecie – oznajmił Draco odwracając się w ich stronę. Jego srebrne oczy płonęły. – To jest sprawa między mną i moim ojcem.
– Hermiona jest też naszą przyjaciółką… – zaczął Harry.
– Muszę zrobić to sam – przerwał mu Draco. Nie wiedział dlaczego nie chce ich pomocy. Jeśli ratowałby Hermionę z rąk swojego ojca, potrzebowałby wsparcia. Ale… był zły. – Mam tego dość. Wkurza mnie to, że on chce kontrolować moje życie, próbując zmusić mnie do bycia kimś kim nie jestem. Mówi mi, kto ma być moim przyjacielem, jaka powinna być moja przyszłość, co powinienem myśleć… – urwał gorzko.
Zapadła cisza.
– Nadal idziemy – powiedział Ron stanowczo.
– Bez względu na to co powiesz – dodał Harry trochę delikatniej.
– Nie idziecie – powtórzył Draco. – Nie ma czasu na kłótnie. Hermiona… nie ma czasu.
– Nie możesz nas powstrzymać – zauważył Ron.
– Czyżby? – zapytał Draco. Nie patrząc na nich, wyszedł z sali, zatrzaskując za sobą drzwi.
Kiedy dwie sekundy później Harry i Ron podbiegli do drzwi, Draco zniknął.

♥ ♥ ♥ ♥

Piętnaście minut później Draco zatrzasnął ciężkie drzwi Hogwartu i wybiegł na zewnątrz. Niebo miało złowieszczy kolor — nie czarny, ale fioletowy. Księżyc w kształcie cienkiego sierpa, oświecał otoczenie, gwiazdy układały się w dziwne konstelacje.
Dwie sylwetki szybowały przez niebiosa, łatwe do rozpoznania: dwóch mężczyzn na miotłach, kierujących się w stronę Malfoy Manor. Nie oczekiwał, że pozostaną w tyle, ale nie miało to jakiegoś znaczenia. Będzie tam przed nimi. Miał nadzieję, że zanim noc się skończy, razem z Hermioną wróci do szkoły.
Większość z tych myśli tworzyła się w części jego mózgu, z której wycofał się zdrowy rozsądek. Było w nim wiele emocji: gniew, strach, niepokój, panika i inne.
Wyścig myśli trwał w najlepsze. Minuty były jak wieczność, uczucia wirowały w nim jak wicher podczas burzy. Mnogość krzyków, paniki, gniewu, nienawiści i miłości powoli go ogarniały i mieszały się w nim. Były połączone jak tłum ludzi, którzy krzyczą jednym głosem, gotowi do akcji, zjednoczeni w jednym celu.
Kierując się tym odurzającym koktajlem, Ślizgon przebiegł przez teren, smuga jasnych włosów odbijała się na czarnych szatach. Nie zatrzymał się dopóki nie dotarł do bramy, zatrzymując się na chwilę, aby pchnąć wrota. Nie było nikogo.
Ale tam, na ziemi, w brudzie zauważył słabe oznaki ostatnich śladów. Rozproszony pył świadczył o tym, że ktoś tu upadł, prawdopodobnie stracił przytomność. A potem kolejne ślady biegnące do upadłego ciała. I nic więcej.
Przez chwilę przetwarzał informacje, a kiedy zdał sobie sprawę co się stało – przyszedł zbyt późno, żeby ją uratować – wpadł w szał. Dlaczego ona? Dlaczego ja? Dlaczego on to robi? Dlaczego się zakochałem? Gdybym tego nie zrobił, byłaby bezpieczna i szczęśliwa i nie przechodziłbym przez to, ojciec nadal by mi rozkazywał, to działało…
Ale rozsądek podpowiadał, że w przeszłości nie był szczęśliwy.
Obezwładniony na chwilę, wrzasnął gotowy do działania. Na pozór spokojny i opanowany sięgnął do kieszeni. Kilka minut wcześniej włożył do niej list od ojca. Ten, który służył za przynętę. Ten, który skusił Hermionę do pójścia z nim do Manor. Ten, który spowodował utratę pamięci Hermiony.
Ten, który był świstoklikiem do Malfoy Manor.
Włożył rękę do kieszeni i zniknął.

♥ ♥ ♥ ♥

Hermiona obudziła się w bogatym i żywym pokoju. Ściany pomalowane głęboką zielenią, pokryto obrazami w krzykliwych złotych ramach. Nad kominkiem z delikatnego zielonego marmuru wisiały dwa ostre miecze. Okna były długie, otoczone ciemnozielonymi aksamitnymi zasłonami. Pokój był prawie pusty z wyjątkiem kilku krzeseł i drogiego stołu.
Jednak pierwszą rzeczą, jaką zobaczyła była podłoga, na której leżał gruby perski dywan. Oszołomiona kolorami, próbowała zastanowić się, gdzie jest.
Jej wzrok wylądował na parze nóg.
Stopy ubrane były w czarne skórzane buty, eleganckie i najwyższej jakości, ale bez szaleństw. Nie było wzorów, bo nie były konieczne. Wszystko było rozważne i z klasą. Krzyczały z bogactwa, ale tym samym były zimne, nieskazitelnie czyste, ale pozbawione osobowości.
Hermiona spojrzała w górę jak zahipnotyzowana. Zatrzymała się na twarzy, a raczej na wyrazie twarzy, która patrzyła na nią jak ślimak duszący się solą. Obrzydzenie mieszało się z zainteresowaniem.
Lucjusz Malfoy.
– Hermiona Granger, szlama – powiedział z pogardą. – Znów się spotykamy.
Zamrugała, uzmysłowiając sobie gdzie się znajduje i przypominając sobie ucieczkę.
– Porwałeś mnie – splunęła. – Zawsze tak robisz.
– To stwierdzenie jest trochę banalne, nie sądzisz? – zapytał, obserwując swoją różdżkę i badając drewno. – Mogę zapewnić, że będę. A co do porwania, to dość śmieszne pojęcie. Przeniesiemy cię do Zakazanego Lasu pewnej nocy i tam rozszarpią cię zwierzęta. Będziesz tak głęboko w lesie, że będą się bali szukać twojego ciała. Ile zajęłoby im znalezienie ciebie? Tygodnie, miesiące, lata? – Uśmiechnął się okrutnie, jego oczy błysnęły złowrogo. – Co za tragedia.
Pokręciła głową. – Draco będzie wiedział, co zrobiłeś, Harry i Ron także. Zostawiłam list na mojej poduszce. Oni wiedzą, że to ty. Wystarczy rzucić zaklęcia, żeby dowiedzieć się kto go napisał…
– Oczywiście list – Zaczął kręcić różdżkę w palcach. – Co za obciążający dowód. Tyle tylko, że spali się w pył. – Zatrzymał się, odwracając wzrok od różdżki i spojrzał na Hermionę. – Eliksir Posiadania, to pewnie twój pomysł. Muszę przyznać, że sprytny pomysł. Taka szkoda, że nigdy się nie dowiesz, co z niego wyszło…
Więc to teraz. Umrze. Dziwne, że nie czuła się zdenerwowana albo zła, po prostu… było jej żal. Nigdy nie zda OWTMów. Nigdy nie dostanie pracy, nie wyjdzie za mąż. Nigdy nie zobaczy swoich rodziców lub przyjaciół… Harry’ego, Rona i Draco. Nigdy… cóż nigdy nie zrobi wielu rzeczy. Nigdy nie zakocha się w nim ponownie. Nigdy, nigdy, nigdy.
– Jeżeli chcesz mnie zabić, zrób to teraz – powiedziała głucho. – Avada Kedavra zabije mnie w oka mgnieniu…
– Ale dlaczego nie rozciągnąć tej chwili, aby trwała dłużej? – zapytał z okrutnym i zimnym uśmiechem. Jego oczy błysnęły.
Sanguinem Funde!

♥ ♥ ♥ ♥

Stopy Draco odbijały się od kamiennej podłogi korytarza. Wyprostował się, jego myśli dzwoniły w uszach. Ta część Manor musiała być prywatnym skrzydłem Lucjusza: nie rozpoznawał jej, był tu jeden raz, kiedy Hermiona straciła pamięć…
Z szarpnięciem poczuł nagłe porażenie prądem, mrowienie i ogień bólu Hermiony, rozpaczliwie wzywającej pomocy. Zanim jego stopa dotknęła ziemi, usłyszał krzyk pełen bólu i zatrzymanie serca. Emocje paliły się w nim, każda walczyła o swoje miejsce, a jego napędzał strach. Biegł w kierunku krzyku, wystraszył się, kiedy nie słyszał jej krzyku, jej ból wzrastał…
Wpadł przez drzwi, stając twarzą w twarz z okrutnym widokiem. Jego ojciec stał, uśmiechając się z zadowoleniem, z podniesioną różdżką. Na podłodze leżała mniejsza postać o białej skórze i brązowych włosach. Wszędzie było pełno krwi…. Oczy miała zamknięte, ciało nieruchome…
Hermiona. Martwa.


Sanguinem Funde — pochodzi z łaciny, a oznacza „Zacznij krwawić”
__________

Witajcie :) Na samym początku chcę Was uspokoić: Hermiona nie umarła. Żyje ale nie jest z nią najlepiej. Czy Draco ją uratuje, dowiecie się z następnego rozdziału. Tradycyjnie przepraszam za przerwanie w takim momencie.
Jak Wam się podobał rozdział? Szczerze mówiąc, uwielbiam rozdziały pełne akcji, a Wy? W końcowej części będzie się wiele działo. Jeszcze nie raz westchniecie ze strachu ;)
Nie wiem kiedy opublikuję kolejne rozdziały. Możliwe, że 18 rozdział pojawi się pod koniec tygodnia ale nie obiecuję. Przez moją pracę nie mam nawet czasu na tłumaczenie Simply Irresistible. Naszło mnie na pisanie miniaturki na konkurs z Katalogu Granger. Więc teraz głównie na tym się skupiam :)
No nic to tyle. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!



piątek, 4 grudnia 2015

Rozdział 6: Kłopotliwe Sojusze

Draco siedział na łóżku, przeczesując włosy ręką. Był rozdrażniony. Zmarszczył czoło. Zastanawiał go ostatni sen. Zazwyczaj nic mu się nie śniło, a jeśli nawet, to i tak tego nie pamiętał. Ale ten sen był bardzo… realistyczny. To nie była jakość, którą Draco mógł opisać. To było jak… w normalnych snach czuł się jak piasek, a tu był kamieniem. Czuł się bardziej realny i zdefiniowany.
Raz, kiedy był młodszy, miał równie realistyczny sen. Śnił, że jego ojciec został zaatakowany przez dobrą stronę. Obudził się w taki sam sposób, kiedy jego ojciec walił w drzwi, krzycząc na skrzata, a z tego, co podsłuchał, wynikało, że jego sen był prawdą. Wtedy, zdziwiony swoimi umiejętnościami jasnowidza, które pewnie odziedziczył po babce, odwrócił się i natychmiast zasnął.
Teraz, to się powtórzyło. I jeśli Hermiona została porwana… To nie jego problem. Śpij dalej, Draco.
Tyle, że czuł takie nękające uczucie w dole żołądka, które namawiało go, żeby iść do wieży Gryffindoru i sprawdzić, czy Hermiona tam jest (Draco szczycił się tym, że znał lokalizację wszystkich domów, a także wszystkie hasła. To nieprawdopodobne, jak wiele można kupić za kilka galeonów).
Starając się ignorować głosik, zastanawiał się, w jaki sposób porywacze dostali się do szkoły. Z tego co widział, weszli przez kominek… Oczywiście, przecież to takie proste! Sieć Fiuu w Hogwarcie nie była otwarta, bo wtedy Voldemort mógłby łatwo przejąć całą szkołę. Malfoy Manor nie miał sieci Fiuu z tego samego powodu. Ale oczywiście, zawsze można było kogoś przekupić, aby otworzyć połączenie… To był chytry plan, przebiegły w swojej prostocie, wykreowany przez genialny umysł.
Położył się na łóżku, gotów spać dalej. Porwanie Hermiony to nie jego problem. Pomyślał, z uśmiechem o twarzy Łasicy i Pottera, kiedy dowiedzieli się o zniknięciu dziewczyny. Pewnie oszaleli!
I wtedy przypomniał sobie kulę. Lśniącą, srebrną kulę, trzymaną przez człowieka, który torturował Hermionę. Gryfonka była przekonana, że to ojciec Draco. Kula jest zamknięta w szufladzie w lochach, w Malfoy Manor.
Kula jest potężnym mrocznym przedmiotem, związanym z jej właścicielem poprzez kilka jego włosów. Znana jako Malus Orbis, daje ochronę właścicielowi przed klątwami ciemności, zwiększając jego magiczne zdolności. Jako dziecko, Draco pragnął jej. Nikt nie mógłby go skrzywdzić. Jego ojciec zawsze trzymał ją zamkniętą z innymi rzadkimi i strasznymi magicznymi przedmiotami. Wyjmował ją, tylko wtedy, gdy musiał.
Draco wiedział, gdzie ona teraz się znajduje i gdyby był teraz w Malfoy Manor, mógłby ją ukraść, żądać jej dla siebie… to znaczy dla bezpieczeństwa. Irytujący głosik powiedział mu, że powinien ratować Hermionę, ale to wydawało mu się szaleństwem… posiadanie Malus Orbis było bardzo kuszące.
Postanowił już, że pójdzie. Zatrzymał się na kilka minut, aby przemyśleć swój plan. Pójście tam samotnie jest niebezpieczne. Jeżeli ojciec by go złapał, byłby martwy. Jednak… jego usta wygięły się w coś na kształt uśmiechu. Jeżeli byłby tam Potter, zająłby Lucjusza, a ten nie przejmował się zbytnio swoim synem… to, co musi zrobić, to powiedzieć Potterowi i Łasicy o porwaniu Hermiony i zaproponować, że mogą mu towarzyszyć w wyprawie do Malfoy Manor. Jeśliby ich nakryli, Potter usunąłby go w cień, a on wyszedłby z tego bez szwanku, z dobrą wymówką. Jeśli ich nie nakryją, Hermiona będzie bezpieczna, a on zdobędzie Malus Orbis. Potter i Łasica będą mu wdzięczni do końca życia. To doskonały plan!
Zebrał kilka rzeczy, założył płaszcz na piżamę i ruszył do wieży Gryffindoru. Pierwsza najważniejsza rzecz: jeśli Hermiona zaginęła, wiedziałby, że jego sen był prawdziwy.


Korytarze Hogwartu były opuszczone w nocy, z wyjątkiem Filcha i jego przeklętego kota. To dość osobliwe uczucie chodzić po zamku, który w dzień jest pełny życia i koloru, a teraz taki szary, upiorny i pusty, tylko kamienie i blask księżyca.
Draco obrał trasę tak, aby omijać główne korytarze, szedł nieużywanymi drogami. Portrety szeptały o jego determinacji, ale nikt z nim nie rozmawiał, nikt nie próbował go zatrzymywać. Po chwili stały się rozrywką dla chłopaka, tworząc jeszcze bardziej niesamowitą atmosferę.
Wspiął się na schody, płaszcz, który nałożył na piżamę, falował za nim. W kieszeni ukrył worek proszku Fiuu, zabrany z jego osobistych zapasów „rzeczy, o których nie sądzę, że będę kiedykolwiek potrzebował, ale lepiej być przygotowanym”. To była taka chwila. Jeśli kanały sieci Fiuu są nadal otwarte, może uda się ocalić Hermionę, czego by się nie spodziewali.
Niezbyt martwił się o Hermionę. Przecież była jedną z Gryfonów. Zależało mu tylko na Malus Orbis. Jeśli chodzi o ratowanie ludzi, Draco tylko niewinnie się przyglądał.
Nie dlatego, że Draco był niewinny.
Daleko mu do tego.
Dotarł do obrazu Grubej Damy ubranej w różową sukienkę, którą jego „współpracownik” przekupił, aby dowiedzieć się, gdzie jest wejście do pokoju wspólnego Gryffindoru. Nigdy nie musiał tego używać, ale teraz czas na sprawdzenie swojej wiedzy.
Kobieta spojrzała na niego podejrzliwie. Chłopak wstrzymał powietrze.
— Hasło? — zapytała z nieufnością.
Ogień — odpowiedział natychmiast.
Dama spojrzała na niego nieufnie i niechętnie otworzyła wejście do pokoju wspólnego Gryfonów.
Draco wszedł przez otwór i rozejrzał się z zainteresowaniem. Pokój był taki sam jak ten, który widział we śnie, ale na żywo bardziej imponujący. Duży, przytulny i wygodny, to słowa, które przyszły mu do głowy, a pomimo kolorów wyglądał dość interesująco.
Ale nie przyszedł tu podziwiać wystroju i szybko rozejrzał się za drogą do dormitoriów. Do góry po schodach? Prawdopodobnie. Ledwie zrobił krok we właściwym kierunku, usłyszał nagłe kroki po spiralnych schodach i zmartwione głosy.
— Gdzie ona może być? Co powinniśmy zrobić?
— Nie wiem. Ale musimy powiedzieć Dumbledore’owi.
— Myślisz, że naprawdę została porwana? Może po prostu poszła do biblioteki, czy coś…
Ale drugi głos nie odpowiedział, bo Harry i Ron odwrócili się na ostatnim wirażu schodów i stanęli twarzą w twarz z Malfoyem.
Przez chwilę obaj Gryfoni stali w szoku. Ron pierwszy wybełkotał:
— Ty!
— Co ty tutaj robisz? — zapytał Harry słabo.
— Co zrobiłeś z Hermioną? — zapytał Ron, krzycząc tak, że aż poczerwieniał na twarzy.
— Nic z nią nie zrobiłem — odpowiedział Draco cicho. — Czy została porwana? — Gdyby tak było, mógłby uzyskać Malus Orbis.
— Cóż, powinieneś wiedzieć, skoro to TY byłeś jedynym, który MÓGŁ TO ZROBIĆ!
— Ja nie…
— Skąd więc wiesz, że została porwana? — zapytał Harry.
Gryfoni byli coraz bardziej zdenerwowani, trzymali różdżki tak mocno, że pobielały im kostki. Draco starał się zachować spokój, ale [to] trudne, kiedy stoi przed tobą dwóch wściekłych nastoletnich chłopców próbujących dowiedzieć się, czy twój partner ze starożytnych runów został porwany. Ukradkiem wyciągnął różdżkę i trzymał ją za plecami. Miał nadzieję, że nie zareagują gwałtownie. Przemoc jest taka brudna.
— Śniło mi się to — powiedział Draco, ale nie miał czasu, aby powiedzieć coś więcej, bo Ron przerwał mu, parskając z niedowierzaniem.
— O tak, jestem pewien, że widziałeś to w swojej kryształowej kuli, Malfoy. Powiedz mi gdzie ona jest i przysięgam, że jeśli spadnie jej włos z głowy, będę…
Draco przerwał monolog Rona, gdy zaczął mu grozić:
— Moja babcia była jasnowidzem. Takie geny pojawiają się czasami.
Bycie uprzejmym dla wrogów irytowało go, ale musiał ich przekonać, żeby mu zaufali. Gdzieś głęboko w środku, w miejscu, gdzie znajdowała się jego moralność i sumienie, paliła się malutka iskierka lęku i niepokoju. To pozory, powiedział sobie, to emocje związane z możliwością posiadania Malus Orbis.
Ron szykował się do ataku, ale Harry zaskoczył ich obu, pytając:
— Co widziałeś?
Draco opowiedział im swój sen. Gdy skończył, Harry skinął głową.
— To samo widziałem w swoim śnie. — Dotknął ręką blizny.
— Twoim śnie? — zapytał Draco, zaskoczony. Ale po chwili, pamiętając plotki, które usłyszał, zrozumiał. — A tak, blizna… to powoduje sny.
Ron wybuchł.
— Nie słuchaj go. Był prawdopodobnie jednym z porywaczy.
Harry potrząsnął głową, patrząc na Draco w niepokojący sposób, który był zarówno miły i podejrzliwy. — Te postacie były zbyt wysokie, żeby być Malfoyem. I on nie ma kominka z siecią Fiuu.
Ron spojrzał wściekle, ale nie miał żadnych argumentów. Spojrzał gwałtownie na Malfoya.
— Gdybyśmy tylko wiedzieli, gdzie ona jest! — warknął Harry, patrząc ze złością. — Moglibyśmy ją uwolnić… jakoś…
— Wiem, gdzie ona jest — stwierdził Draco, uśmiechając się.
Harry i Ron odezwali się jednocześnie, w sposób który wywołał wewnętrzny śmiech Dracona.
— Gdzie?
— Chcielibyście wiedzieć? — Teraz było więcej zabawy. Szydzenie z Gryfonów. Ach, co za radość.
— Powiedz nam, Malfoy — powiedział Harry, mrużąc oczy. Draco zastanawiał się, dlaczego nie domyślił się tego, podczas snu.
— Poznałem lochy. Jest w Malfoy Manor.
Dwaj chłopcy zamyślili się na chwilę, chcąc przetrawić informację.
— Racja — zaczął Harry — więc twój ojciec, który, założę się, jest w kręgu zwolenników Voldemorta, zamknął Hermionę w lochach posiadłości twojej rodziny.
— Zasadniczo, tak.
— W twoim domu są lochy? — zapytał Ron.
— Tak, wygrali konkurs „Który ze śmierciożerców jest największym sadystą”. Nagrodą były lochy działające przez pięć lat. Czterogwiazdkowa izba tortur i cała reszta.
Harry i Ron spojrzeli dziwnie na Dracona. Gryfoni — pomyślał Ślizgon. — Nie mają poczucia humoru.
— Jak oni się tu dostali? Nie można dostać się siecią Fiuu do Hogwartu — zastanawiał się Harry.
— Myślę, że musieli przekupić kogoś do otwarcia kanału kominka — odpowiedział Draco, starając się brzmieć tak, jakby tłumaczył coś dziecku. — Kominek prawdopodobnie nadal jest otwarty, jeśli chcecie być jak typowi Gryfoni i uratować ją… — podpowiedział, pragnąc dostać się do Manor szybko. Chciał tę kulę. Odzyskanie Hermiony to dodatek. Nie chciał sam wszystkiego tłumaczyć… ona jest w tym o wiele lepsza od niego.
Cofnął się po płaszcz z workiem proszku Fiuu i rzucił go Harry’emu, który otworzył torbę, aby zbadać zawartość.
— Co w ciebie wstąpiło, Malfoy? — zapytał z niedowierzaniem.
Draco wzruszył ramionami. Nie chciał ujawniać swoich ukrytych motywów. Nie, wolał zachować to w tajemnicy. Niech myślą, że robi to z własnej woli. Tak łatwiej było zdobyć ich zaufanie.
— Jeśli Hermiona zginie, będę musiał tłumaczyć sam — powiedział półżartem.
Harry chwycił torbę w dłoń, odwracając się w stronę ognia.
— Chcesz iść pierwszy, czy mogę ja? — zapytał Rona.
Draco poczuł dreszcz. Potter faktycznie miał zamiar to zrobić. Wydawało mu się głupie, wtargnąć do domu wypełnionego wrogami, aby uratować przyjaciółkę. Nie było konkretnego planu, ale emocje i adrenalina z tym związana, robiły swoje.
— Ty decyduj — odpowiedział Ron i Draco przewrócił oczami. To nie był czas na rycerskość. Potrzebował tej kuli…
I Hermiony. Idziesz także po Hermionę, pamiętasz?
Skrzywił się. Idzie tam przede wszystkim po kulę. Hermiona była bonusem…
Hermiona? Bonus? Nie, chcesz jej z powrotem tak samo mocno, jak kuli. Nieprawdaż?
Czy tak? Czy chciał ją odzyskać? Cóż… tak. Była lepszym towarzystwem niż Ślizgoni. Była miła, rozmowna i było z nią dużo śmiechu. Dlaczego więc nie chcieć jej odzyskać? Czarodzieje mugolskiego pochodzenia nie są tacy źli, jak się ich lepiej pozna. I nie ma argumentów, że czysta krew jest lepsza…
Więc idź po nią z takim zapałem jak po kulę. Zrób coś dla kogoś innego.
— Jeśli chcecie spędzić całą noc rycersko — powiedział — ja pójdę pierwszy.
Gryfoni patrzyli na niego.
— Idziesz?
— Czy któryś z was wie, gdzie są lochy w Malfoy Manor?
Potrząsnęli tępo głowami. Draco zaprezentował swój firmowy uśmiech i wyrwał torbę z proszkiem Fiuu z ręki Harry’ego. Podszedł blisko ognia. Z takiej odległości, powinien krzywić się z gorąca, ale nic nie czuł. Klątwa Glacios.
Rzucił szczyptę proszku Fiuu w ogień, patrząc w głębię szmaragdowych płomieni.

— Malfoy Manor!
__________

Hej :)
No i mamy szósty rozdział, który jest kontynuacją piątego.
Sojusz Draco z Harrym i Ronem to dopiero przedsmak tego, co będzie się działo ;)
Zapraszam do komentowania


niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział 5: Odkrycia i Niebezpieczeństwo

Dni mijały. Pod koniec tygodnia, Hermiona nie mogła szczerze powiedzieć, że nienawidzi Draco. To prawda, był denerwujący, okrutny i niedobry — ale złośliwość zniknęła.
Nadal powoli pracowali nad tłumaczeniem Laekalii. Ku irytacji Hermiony i radości Draco, Tenebrae (o imieniu Zyax) nie został zamordowany, a stał się jednym z przyjaciół Azury.
— I tak nie będą razem — powiedziała ponuro.
— O tak, będą — odpowiedział Draco z uśmiechem zadowolenia. Dziewczyna spiorunowała go wzrokiem. — W końcu przyznasz, że tak będzie, Granger. Szykuj pięć galeonów.
Spojrzała na niego. — Nie możesz być pewien, że będą razem, chyba, że wcześniej przeczytałeś tę książkę. — Draco uśmiechał się podstępnie, notując starannie zdania. Nagle ją olśniło.
— Przeczytałeś tę książkę wcześniej, prawda? — Cłopak nie odpowiedział, tylko szerzej się uśmiechnął. — Ty absolutny, bezwzględny, całkowity…
Nie mogła znaleźć słów.
— Jestem absolutny, bezwzględny, całkowity? — uniósł brwi, rozkoszując się jej irytacją. — Wspaniale dobierasz słowa.
Spojrzała na niego z gniewem. Draco uśmiechnął się z wyższością i skrzyżował ramiona. Nagle skrzywił się. — Cholerne pióro — mruknął, oglądając rękę. Miał na niej długie, głębokie zadrapanie.
— Wygląda boleśnie — powiedziała Gryfonka z troską w głosie. Strużka krwi spływała po nadgarstku, by zniknąć w jego rękawie. Chłopak zaklął pod nosem.
— Chyba mam chusteczki… — powiedziała, szukając [ich] w torbie — Masz. — Podała mu prosty, biały kwadrat.
— Dziękuję — odparł, wycierając krew. Może i był najbardziej denerwującą, egoistyczną, egocentryczną i okrutną osobą we wszechświecie, ale wiedział, kiedy należy dziękować. Hermiona patrzyła, jak musnął ranę, ale nie mógł powstrzymać krwawienia.
— Och, na litość boską! — wykrzyknęła, wyciągając się, by wyciągnąć chusteczkę z jego ręki. — Obwiąż ją wokół rany, nie tylko…
Ale przerwała, ponieważ szarpnął gwałtownie, jakby się bał jej dotyku. Hermiona była zdezorientowana. Czy Draco się bał? Był zły? Czy to dlatego, że jest mugolskiego pochodzenia? Podejrzane iskierki zapłonęły tam, gdzie kiedyś płonął ogień. Niezdarnie próbował owinąć ranę ręką, patrząc na nią nieufnie. Gdy próbował zawiązać supełek, dziewczyna straciła cierpliwość.
— Chodź tu. Pozwól mi zawiązać.
Spróbował pociągnąć rękę jeszcze raz, ale udało jej się złapać jego palce. Tym razem to ona szarpnęła.
— Jesteś lodowaty! — zawołała, z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami.
— Zauważyłem — prychnął. W jego oczach była lodowata złość i gniew, które miały ją wystraszyć, ale nie dała się zmylić.
Był taki zimny… jak lód… ale jak może być zimnym jak lód i żyć?
— To klątwa — rzucił niechętnie, patrząc na nią. — Klątwa ciemności. Znana jako klątwa Glacios.
Wyglądała na zaskoczoną.
— I?
— I co? — Odsunął się lekko na krześle, zakładając ręce na piersi, jedną ręką trzymał chusteczkę. Jego oczy błyszczały z wściekłości, kiedy spojrzał na nią morderczo. Hermiona czuła się niezwykle niezręcznie, ale jej ciekawość przezwyciężyła.
— No cóż… jak ona działa? Kto ją na ciebie rzucił? Można ją wyleczyć? — zadawała pytania z prędkością światła, jakby się bała, że Draco jej przerwie, krzycząc na nią.
Odpowiedział krótko i opryskliwie.
— Pierwsze pytanie: powoduje, że jestem na stałe zamrożony. Nie czuję ciepła z zewnątrz. Drugie pytanie: mój ojciec. Trzecie pytanie: prawdopodobnie tak, ale nie wiem jak.
— Twój ojciec rzucił ją na ciebie? — Hermiona była w szoku. Wiedziała, że ojciec Draco nie należy do najmilszych osób na świecie, szczególnie, że prawdopodobnie jest śmierciożercą. Ale nigdy nie pomyślała, że mógłby rzucić klątwę na własnego syna.
Draco skinął głową, nie patrząc jej w oczy. Teraz, mimo że wyglądał jak zły, było coś innego w jego oczach. Jakby… ból.
— Ale dlaczego?
— Zdenerwowałem go.
Hermiona postanowiła go nie naciskać. Miała wiele pytań, ale zdała sobie sprawę, że chłopak pewnie nie będzie chciał odpowiedzieć. Nastąpiła niezręczna cisza. Nagle Draco spojrzał na Hermionę, a potem wstał i wybiegł z pokoju zły jak chmura gradowa.
Zagryzła wargę, patrząc za nim zmartwionym wzrokiem. Cóż, przynajmniej wyjaśniło się sporo na temat Dracona. Nic dziwnego, że był taki okropny, jeśli ma takiego okrutnego ojca!
Cichy głos za jej plecami, przerwał jej myśli. Obróciła się i zobaczyła głowy Harry’ego i Rona unoszące się w powietrzu obok regału. Podskoczyła, zanim zorientowała się, że mieli na sobie pelerynę niewidkę. Na ich twarzach było widać zaskoczenie.
— Cóż, nie spodziewałem się czegoś takiego — powiedział Harry.
— Szpiegujecie mnie? — zapytała z niedowierzaniem.
Byli zmieszani.
— Więc, martwiliśmy się — powiedziała głowa Rona. — Przecież to Malfoy i…
— Chcieliśmy się upewnić, że znowu cię nie skrzywdzi — dodał Harry.
Hermiona potrząsnęła głową.
— Nie jestem pewna, czy mam się na was złościć czy myśleć, że to słodkie.
Chłopcy zdjęli pelerynę i usiedli przy stole, ale dziewczyna zauważyła, że żaden nie zajął miejsca, na którym wcześniej siedział Draco. Zapadła niezręczna cisza.
— Przepraszamy za szpiegowanie ciebie — powiedział Harry.
— W porządku — uśmiechnęła się. — Wiem, że chcieliście tylko pomóc i takie tam… ale mogliście mi powiedzieć…
— Hermiono, nigdy nie pozwoliłabyś nam siebie szpiegować — zauważył Ron.
Uśmiechnęła się słabo.
— Lepiej skończę to tłumaczenie.
— A to nie jest praca grupowa? Malfoy nie powinien ci pomóc?
— Nie, jest w porządku. Chyba lepiej poczekać, aż nie będzie taki zły. Niech trochę odpocznie.
Trójka przyjaciół siedziała wokół ciemnego drewnianego stołu, rozmawiając cicho. Wokół nich panowała przygnębiająca atmosfera.


Dni ciągnęły się, tworząc tydzień po tygodniu. Czas szybko zleciał, na tłumaczeniu kolejnych stron Laekalii poprzez lekcje, prace domowe i weekendy spędzone z przyjaciółmi, aż do połowy marca.
Hermiona i Draco nie walczyli ze sobą, odkąd dziewczyna dowiedziała się o klątwie. To prawda, sprzeczali się niemal bez przerwy, ale były to bardziej przyjazne kłótnie niż te wcześniejsze. Coraz rzadziej nazywał ją szlamą. Tolerowała go, a on zdawał się traktować ją z większym szacunkiem i uprzejmością.
Przetłumaczyli już trzy czwarte książki. Hermiona, o dziwo, nie czekała na koniec. Jakoś w ciągu tych ostatnich tygodni, pomimo faktu, że był denerwującym, egoistycznym, zimnym i okrutnym dupkiem, w jakiś sposób zdążyła go polubić. To nie tak, że nigdy by się do tego nie przyznała. Tak, ciągle się spierali, ale to wszystko było zabawą. Tak, czasem myślał o niej jak o szlamie, ale coraz rzadziej. Ilekroć próbowała myśleć o ich dziwnej pół-przyjaźni, kończyło się to bólem głowy. Ale gdy o tym nie myślała, to miało sens.
Hermiona nie zapomniała o klątwie Glacios. Kiedy tylko miała czas, szła do biblioteki i szukała rozwiązania. Po tym, co powiedział Draco, stwierdziła, że musi jakieś być. Niestety, klątwa była bardzo rzadko spotykana, została wymieniona tylko w kilku książkach. Tak więc w pewien czwartek wieczorem poszła na palcach do biblioteki, mając nadzieję, że jej poszukiwania będą bardziej owocne od poprzednich.
Przez pół godziny szukała w dziale obrony przed czarną magią, ale bez rezultatu. Przejrzała Słowniczek mrocznych klątw, Mroczne klątwy — jak je zwalczać, Klątwy Ciemności: Lista. Sprawdziła Tysiąc i jedna klątwę, Klątwy zachowane w tajemnicy przez Ministerstwo i wiele innych. Miała kilka minut do zamknięcia biblioteki. Była coraz bardziej zdesperowana. Może coś byłoby w Dziale Ksiąg Zakazanych? Ale jak uzyskać przepustkę?
Kartkowała indeks grubej książki Mroczne Klątwy: Przewodnik, mrucząc nazwy klątw, aż dotarła do:
— Gestito… Gibbus… Glacios…
Urwała.
— Tutaj jest! Glacios, strona 212. — Ostrożnie przewracała kartki. Książka była bardzo stara i gruba.
— Klątwa Glacios — czytała z przejęciem. — Wynaleziona w 1215 roku przez czarownicę ciemności Lady Maestra…
Przerwało jej chrząknięcie pani Pince, stojącej przy regale. — Biblioteka powinna być zamknięta pięć minut temu. — Wskazała na zegar.
— Ale to bardzo ważne…
— Bardzo mi przykro, ale zamykam bibliotekę.
— A czy mogę ją wziąć?
Bibliotekarka spojrzała na nią. 
— Masz już dwie książki ponad limit. Książka będzie tu nadal jutro rano.
Spędziła tyle czasu na poszukiwaniach, a kiedy już znalazła, została powstrzymana! Będzie musiała poczekać do otwarcia biblioteki jutro rano. Pani Prince zamknęła książkę i starannie odłożyła ją na półkę. Hermiona ostatni raz spojrzała na książkę, tęsknym wzrokiem i skierowała się do wyjścia.


Niewyraźna plama szkarłatu i złota. Nagłe uczucie strachu. Obrazy łączyły się, ukazując długi, nieznacznie zamazany pokój. Przy ścianach stały miękkie łóżka, przykryte czerwonym i złotym materiałem, wyglądającym jak słońce na krwi. W drugim łóżku od drzwi spokojnie spała Hermiona, z małym uśmiechem na twarzy. Wszystko wyglądało spokojnie, jednak wyczuwało się aurę niebezpieczeństwa.
Nagle drzwi na końcu pokoju otworzyły się powoli ze skrzypnięciem. Przeszły przez nie dwie zakapturzone postacie. Skradały się przez pokój jak myszy, aż doszli do łóżka Hermiony. Jeden z nich wyciągnął różdżkę i wyszeptał zaklęcie. Śpiące ciało Hermiony wzniosło się o kilka cali nad łóżko. Postacie po cichu, jak śmierć, skierowały się w stronę drzwi, lewitując przed sobą ciało dziewczyny.
Pchnęli delikatnie drzwi i cicho zeszli po schodach do pokoju wspólnego, pełnego wygodnych kanap w kolorze czerwieni i złota. Zbliżyli się do ognia i jeden z nich wyjął z kieszeni papierową torbę. Rzucił garść proszku w płomienie, powodując wybuch szmaragdowego ognia. Pierwszy z nich wszedł w płomienie mamrocząc słowa. Drugi wszedł za nim, lewitując nieprzytomną dziewczynę przed sobą.
Zabłysnęło zielenią i scena zmieniła się w kamienny ponury pokój oświetlony zimno i surowo. Hermiona oprzytomniała. Siadła na podłodze, rozglądając się przerażonymi, błędnymi oczami. Wymamrotała coś cicho. Jeden z nich odpowiedział lodowatym głosem, którego nie potrafiła rozpoznać. Wstała, próbowała uciekać, ale gdy zrobiła krok, zatrzymał ją zaklęciem zamrażającym kończyny, tak że osunęła się na ziemię. Ale nadal rozglądała się, przerażona do granic możliwości.
Sen zmienił się i teraz Hermiona była w celi. Zakapturzony śmierciożerca stał przed nią, trzymając srebrną kulę w ręce. Wycelował w dziewczynę różdżką i coś krzyknął. Hermiona upadła z krzykiem, jej przerażony głos przeszywał jak nóż. Mężczyzna zaśmiał się chłodno, jego kaptur zsunął się, ujawniając srebrne blond włosy…
Obraz tortur rozmył się, było widać, jak mężczyzna chowa kulę do szuflady blisko celi, zamyka ją małym srebrnym kluczem i wchodzi na górę.
Scena uległa zmianie. Teraz była widoczna znajoma twarz Lucjusza Malfoya, z okrutnym uśmiechem na ustach. Mówił, tym razem jego przemówienie było doskonale słyszalne.
— Pojmaliśmy dziewczynę, mój Panie. Jest zamknięta w lochach.
— Dobrze. — odpowiedział drugi, zimny głos. Zatrzymał się na chwilę, po czym kontynuował spokojnym tonem: — Teraz kawałki planu w końcu się połączą. — Zaśmiał się, wysokim zimnym śmiechem…
… a w Hogwarcie dwóch chłopców obudziło się przestraszonych.
_______________

Hej :)
Mamy kolejny rozdział. Wreszcie zaczyna się coś dziać ;) Następny rozdział może Was bardzo zaskoczyć, ale nie będę spojlerować :) 
Dziękuję za wcześniejsze komentarze, szkoda, że nie ma ich zbyt wiele, ale może z czasem będzie więcej. Czytajcie i komentujcie. Enjoy!


Obserwatorzy