Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lucjusz Malfoy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lucjusz Malfoy. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 21 kwietnia 2025

[T] Ocean między nami: Rozdział 7

 

— Nie chcę stąd wyjeżdżać. Ani dziś, ani jutro, nigdy — wyszeptał Draco, delikatnie całując jej skroń, gdy skończyli, leżąc błogo w poduszkach.

— Powiedziałeś, że nawet nie chcesz studiować na Oksfordzie — przypomniała mu Hermiona, przesuwając palcami po jego piersi.

— Miałem na myśli ten pokój — poprawił się. — Po prostu tu zostańmy.

Hermiona wpatrywała się w niego, jej oczy go prześwietlały.

— Jutro rano świat nadal będzie się kręcił, Draco. Masz tyle samo możliwości, co wszyscy inni. Dlaczego z nich nie skorzystasz?

Usiadła i przywołała pióro wraz z pergaminem.

— Co robisz?

Zaśmiał się.

— Listę. Czym się interesujesz?

— Quidditchem, muzyką i pikantnym jedzeniem. Chciałbym podróżować, może do Bangkoku.

Zachichotała, zapisując wszystko.

— Co jeszcze?

— Czytanie… więcej czytania.

Zmrużyła oczy, patrząc na niego żartobliwie.

— To nie są cele życiowe, Draco.

Westchnął.

— Jestem szczęśliwy, kiedy rysuję — przyznał. Przyciągnął pergamin do siebie i przeczytał zapiski. — Chyba zapomniałaś o najważniejszym — rzucił jakby od niechcenia.

— O czym? — zapytała, pozwalając mu wyrwać pióro ze swoich palców.

Napisał Hermiona na początku listy, po czym wyrzucił pióro i przetoczył się na nią, połykając jej chichoty, gdy ponownie ją pocałował.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Draco długo czekał przed salą rozmów, całkowicie ignorując, gdy wywołano go na ostatnią rozmowę. Wiedział, czego chce, a Oksford nie był częścią tego planu.

— Powiedz nam, panno Granger, dlaczego wybrałaś Oksford?

Pytanie egzaminatora przemknęło przez drzwi.

— Czy zna pan porównanie do przykutego łańcuchami hipogryfa? Hipogryfy są jednymi z najpotężniejszych magicznych stworzeń, jakie istnieją, jednak gdy są przykute łańcuchami, nie walczą ani nie ciągną. Analogia ta jest zwykle używana do opisania samoograniczającego się zestawu przekonań: większość ludzi jest o wiele bardziej zdolna niż sami to przed sobą przyznają — wyjaśniła Hermiona, a Draco uśmiechnął się, wyobrażając sobie sposób, w jaki gestykulowałaby, przykuwając ich uwagę.

— Zaczynam zdawać sobie sprawę, że związałam się ze swoją przyszłością, przez co nie dałam sobie czasu na cieszenie się małymi rzeczami. Teraz wiem, że to przystanek, który robimy po drodze, tworzy nasze prawdziwe życie. Zdałam sobie sprawę, że już nie boję się przyszłości, ponieważ to w teraźniejszości decydujemy, czy nasze marzenia się spełnią i czy staniemy się ludźmi, którymi zawsze chcieliśmy być. Potrzeba odwagi, aby myśleć poza teraźniejszością. Czasami spojrzenie innej osoby rzuca nowe światło na naszą przyszłość. Po raz pierwszy czuję, że dotarłam do celu. Nie chcę przyspieszać ani się cofać; chcę być tutaj i z tego czerpać.

Draco uśmiechnął się, opierając głowę o framugę drzwi. Była cudowna, idealna. Razem mogli wszystko.

— Każdy zasługuje na świat pełen możliwości; by marzyć, być tym, kim się chce, kochać kogo się chce. Teraz widzę moją przyszłość wyraźniej niż kiedykolwiek.

Draco siedział i słuchał, jak kończyła rozmowę, biorąc ją za rękę, gdy wyszła z sali. Poczekał, aż przejdą w mniej uczęszczany korytarz, aby ją pocałować, podnieść i zakręcić. Rozstali się przy kominku, Draco dołączył do Pansy, a Hermiona do Ginny.

Puścił do niej oko, zanim zniknęła w zielonych płomieniach. Pansy przewróciła oczami i pociągnęła go za sobą. Weszli do Dworu i zastali tam ciszę oraz pokój ciężki od napięcia.

Lucjusz opierał się o biurko, czekając na nich.

— Usiądźcie — rozkazał.

— Ojcze, wszystko w porządku? — zapytał Draco, stając przy krześle Pansy, która automatycznie usiadła.

— Powiedziałem, usiądź — powtórzył Lucjusz.

Draco usiadł na poręczy krzesła Pansy, nie chcąc słuchać narzekań. Lucjusz westchnął, zirytowany.

— Narcyza zaraziła się smoczą ospą — powiedział cicho, nie patrząc na nich.

Draco i Pansy zaczęli mówić jednocześnie.

— Gdzie ona jest…

— Jak się czuje…

— Nie żyje. — Lucjusz wypowiedział te słowa ostro, chłodno, bez emocji. — Udaliśmy się do Świętego Munga przedostatniej nocy. Nie mogli nic zrobić. Mam szczęście, że się nie zaraziłem. Teraz dezynfekują Dwór.

— Dlaczego nas nie zawiadomiłeś? — zapytała Pansy łamiącym się głosem, a łzy spływały jej po policzkach.

— Narcyza była dumna z waszych osiągnięć, z waszych rozmów. Nie chcieliśmy wam przeszkadzać.

Sieć Fiuu rozświetliła się na zielono i w ogniu pojawiła się twarz. Lucjusz podszedł i natychmiast zaczął cicho z nim dyskutować.

— Mówiłem ci, że zadowolenie inwestorów jest naszym priorytetem — powiedział uszczypliwym tonem. — Nie możemy sobie na to pozwolić… nie, wiem o tym! — rzekł Lucjusz, przekrzykując każdego, kto ośmielił się mu przerwać.

Draco zacisnął dłonie w pięści, w jego głowie odtwarzało się wspomnienie kłótni z matką. Był zimny, zdystansowany, niegrzeczny. Traktował ją tak, jak ojciec zachowywał się wobec niego. Zbierało mu się na wymioty. Spojrzał wściekle na plecy ojca, nienawidząc go bardziej niż kiedykolwiek.

Pansy dostrzegła to, wyciągając rękę, by chwycić go za rękaw.

— Draco, nie — ostrzegła.

Jednak zignorował ją i rzucił się na ojca, krzycząc i płacząc, uderzając go raz za razem.

Snape pojawił się w mgnieniu oka i odciągnął go, gdy Lucjusz warknął i rzucił się na niego. Snape rzucił szybkie Protego, rozdzielając ich tarczą. Pansy szlochała szczerze na swoim krześle, praktycznie zawodząc. Draco odwrócił się i wściekły wyszedł z Dworu. Przechadzał się po ogrodzie różanym matki, przesuwając kciukiem po zegarku kieszonkowym, który mu podarowała, wpatrując się w misterne zawijasy i pętle oraz migoczące M pośrodku.

W jednej chwili jego plany się zmieniły. Nie mógł zawieść Narcyzy. Uhonoruje jej życzenia po jej śmierci, czego nie udało mu się zrobić za jej życia. Będzie żył tak, jak dla niego zaplanowała życiem, którego chce jego ojciec. Hermiona będzie musiała zrozumieć. Rodzina jest najważniejsza. Włożył zegarek z powrotem do kieszeni na piersi i wrócił do Dworu.

_____________

Tak oto kończy się ta historia. Mam nadzieję, że autorka postanowi napisać kontynuację, ponieważ czuję wielki niedosyt. Wiem, że tak było w serialu, na którym głównie się wzorowała, ale i tak mi smutno, że tak się wszystko potoczyło. Słodko-goszkie zakończenia zdecydowanie nie są moimi ulubionymi. A Wam jak się podobało? Dajcie znać.

Teraz robię sobie krótką przerwę od publikacji tłumaczeń, ponieważ chciałabym mieć więcej czasu na samo tłumaczenie i trochę odetchnąć na urlopie. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z moim planem. Najbliższa publikacja jest planowana na 30 kwietnia w moje urodziny. Planuję wtedy opublikować kolejny rozdział „To, co jest między nami”. Na resztę musicie poczekać do maja.

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia. Enjoy!

[T] Ocean między nami: Rozdział 5

 

Draco stanął przed nią i złapała go za rękaw, zerkając na jego ojca zza ramienia. Lucjusz prychnął, nawet nie kryjąc obrzydzenia.

— Jestem przekonany, że dyrektor byłby niezadowolony, wiedząc, że koordynatorka wydarzenia była tak… rozproszona, kiedy impreza w Wielkiej Sali to jeden wielki chaos.

Draco spojrzał na nią, kiwając głową w lewo.

— Idź, sprawdź, czy wszystko w porządku. Nic mi nie będzie — obiecał, błagając ją wzrokiem, by zniknęła z pola widzenia jego ojca.

Skinęła głową w milczeniu, delikatnie ściskając jego dłoń, zanim go ominęła i pospieszyła ku Wielkiej Sali; spódnica jej sukni szeleściła, gdy w połowie szła, a w połowie uciekała od nich.

Draco przeniósł wzrok na ojca, spotykając jego spojrzenie. Nie przeprosi za swoje czyny; nie da mu tej satysfakcji.

— Wychodzimy — powiedział ojciec, jego głos emanował ostrością i wściekłością.

Coś w jego oczach zapowiadało ból, jeśli Draco by się sprzeciwił. Skinął głową i poszedł za nim do gabinetu Snape’a, szybko przechodząc przez kominek i wracając do Dworu. Pansy siedziała już na jednej ze skórzanych sof, z rozmazanym makijażem i tuszem do rzęs spływającym po policzkach. Miała oczy i nos czerwone od płaczu, a warga drżała, grożąc kolejnymi łzami. Draco usiadł obok niej, udem ocierając się o nogę siostry — to było jedyne pocieszenie jakie mógł jej zaoferować pod badawczym spojrzeniem ojca.

— Wasz dzisiejszy numer był największą zniewagą, jaką kiedykolwiek musiałem znieść — zaczął groźnym, wężowym szeptem. — Czekaliście na najważniejszy moment dekady dla naszej rodziny, by zrobić numer z zamianą bliźniaków, jak ci plugawi bliźniacy Weasley? — Nagle odwrócił się do Pansy, jego twarz wykrzywiła się z wściekłości, gdy warknął: — Po wszystkim, co przez ciebie przeszliśmy, masz czelność pojawiać się dziś wieczorem, żeby reprezentować naszą firmę? — Głośno prychnął. — Nigdy nie pozwolę dziwce takiej tak ty zszargać starannie pielęgnowanej reputacji.

Pansy wzdrygnęła się na jego słowa, a Draco zacisnął mocno knykcie pod szatą, próbując powoli oddychać przez nos, by się uspokoić.

— Ojcze — jęknęła Pansy — wiesz, że wiem wszystko o Domie Malfoyów! Znam tę mowę na pamięć! Kurwa, to ja ją napisałam!

Spojrzał na nią wściekle i znów się wycofała.

— Pansy, to nie zmienia faktu — zadrwił — że rujnujesz wszystko, czego się dotkniesz. Zawsze chciałaś być moją ulubienicą, numerem jeden. Córeczką tatusia — zakpił. — Ale zawsze brakowało ci dyscypliny, która pozwalałaby ci zdobyć mój szacunek i szacunek Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki. Więc zrobiłem to, co musiałem; wtrąciłem się. Obróciłem to. Przypomniałem naszej publiczności, że młody dziedzic Malfoyów chodzi do szkoły, ma obowiązki i powinności wobec swojej szkoły.

Obrócił się do Draco, mrużąc oczy.

— Nasz młody celebryta, samozwańczy Romeo, który troszczy się o rodzinę tylko wtedy, gdy wpasowuje się to w jego napięty grafik. — Zaśmiał się ponuro. — Biedny Draco, który przychodzi do tatusia na kolanach, gdy zostaje zawieszony w drużynie Quidditcha, ale nie może wypełnić swojego obowiązku jedynego wieczoru, kiedy go o to poprosiłem. — Cmoknął, klikając językiem o tylną część zębów. Spojrzał na syna, a jemu serce waliło w piesi, gdy dłonie się pociły. — Więc, Draco, jak będzie? Otwierasz usta tylko po to, żeby wsadzić język do gardła tego małego, szlamowatego zwierzęcia? Jakie życie ona musi sobie wyobrażać dla was obojga; ty, uwięziony w jakiejś norze w mugolskim mieście, pchający swojego teścia na wózku inwalidzkim, podczas gdy wszyscy radośnie czytacie sobie do snu i pieczecie ciasta.

Draco wstał, wściekły.

— Kazałeś ją śledzić?

Lucjusz uśmiechnął się złośliwie.

— Ta dziewczyna nigdy niczego nie osiągnie, a jeśli nawet, to tylko dlatego, że spała z idiotami, którzy byli zbyt głupi, by zdać sobie sprawę, że wykorzystywała ich, by osiągnąć swoje cele. Nie pozwolę…

— ZAMKNIJ SIĘ! — krzyknął Draco; miał urywany oddech i pięści zaciśnięte tak mocno, że paznokcie wrzynały mu się w dłonie.

— Słucham? — zapytał zaskoczony Lucjusz.

— Jeśli powiesz jeszcze jedno słowo przeciwko niej…

Słowa Draco zostały ucięte, gdy ręka Lucjusza wystrzeliła tak szybko, że Draco nie zauważył, co się stanie, czując tylko, że uderzyła go tak mocno w twarz, że jego głowa odskoczyła do tyłu i upadł na podłogę. Pansy głośno jęknęła, przesuwając się ku niemu. Draco spojrzał na ojca, wycierając krew z wargi, która pękła, gdy trafił ją sygnet ojca. Lucjusz przykucnął przed nim nisko, a jego oczy znów złośliwie błyszczały.

— Sprawdziłem Hermionę Granger, jak każdego, kto próbuje wkraść się w nasze łaski. Wiem, że jej ojciec musiał sprzedać swoje udziały w rodzinnym biznesie stomatologicznym i że teraz polega wyłącznie na dochodach żony i ciastach, które ta kobieta sprzedaje bez zezwolenia w swoim domu. Wiem, że dwa razy zastawiali swój dom i że Hermiona uczęszcza do Hogwartu dzięki stypendium. To naprawdę wstyd; gdyby nie stracił źródła utrzymania po wypadku, mogłaby z łatwością pozwolić sobie na naukę w Hogwarcie bez stypendium. Jedno spotkanie z Radą i stypendium przepadnie. Kilka zaklęć i jej rodzina wyniesie się z domu. Lunch ze starym przyjacielem z Oksfordu i dopilnuję, żeby nie postawiła stopy na ich terenie.

Draco poczuł się sparaliżowany groźbami ojca. Lucjusz wyciągnął rękę i poklepał Draco po policzku.

— Zniszczę ją — zagroził, podnosząc się i ponownie patrząc na syna. — Nie będzie więcej ostrzeżeń. Zakończ romans z nią albo zabiję ją i całą jej rodzinę.

Po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju, nie spojrzawszy ani razu. Pansy i Draco siedzieli w oszałamiającej ciszy, zbyt zranieni własnymi rozmowami, by zrobić coś więcej niż kurczowo się do siebie przytulać, wiedząc, że nie ma swój pocieszenia, które mogliby sobie nawzajem zaoferować.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Draco zignorował wpis w dzienniku, a potem sowę od Hermiony, gdy nie odpowiedział na pytanie, czy wszystko w porządku. Wziął Eliksir Bezsennego Snu i pogrążył się w zapomnieniu. Następnego ranka ubierał się powoli, jego umysł i ciało były odrętwiałe. Musiał ją ignorować dla jej własnego dobra. Jego ojciec go w tym upewnił, kradnąc wszelkie pozory kontroli, które Draco sądził, że zgromadził. On i Pansy wrócili razem do szkoły.

Najpierw Teo dostrzegł ich idących przez dziedziniec.

— Tam są! Niepowtarzalne bliźniaki Malfoy!

Dominick odwrócił głowę, dołączając do zabawy.

— Pansy Malfoy, jak zwykle wyglądasz oburzająco dobrze. Powiedz mi, Pansy — zarzucił rękę na jej ramię, uśmiechając się szeroko — masz pozwolenie na to zabójcze spojrzenie?

Przewróciła oczami i odtrąciła go.

— Nara, idioci — powiedziała lekceważąco.

Dominick westchnął, patrząc, jak odchodzi.

— Pragnie mnie — mruknął, odwracając się do Draco, Teo i Blaise’a, którzy go zignorowali.

Dominick i Blaise zaczęli iść i prowadzić ożywioną rozmowę o Gali. Teo dotrzymał kroku Draco, dostrzegając rozciętą wargę blondyna.

— Astoria ci przyłożyła, czy Blaise próbował cię uciszyć przez to, co widziałeś?

Draco rzucił mu wrogie spojrzenie.

— Wszedłem w drzwi. Spiłem się na Gali, to wszystko.

— Powinieneś był do nas dołączyć, byliśmy w Dziale Ksiąg Zakazanych, urządzając nielegalną imprezę.

— Później to nadrobimy. Co powiecie na imprezę dziś wieczorem, chłopaki? — zapytał Draco wystarczająco głośno, by wciągnąć Dominicka i Blaise’a z powrotem do rozmowy.

Dominick odwrócił się do niego i z entuzjazmem położył obie ręce na jego ramionach, lekko nim potrząsając.

Oto Malfoy, którego znamy i kochamy! Gdzie byłeś przez ostatnie kilka tygodni? — zapiał Teo, a Draco przewrócił oczami, idąc za nim do zamku.

Odłączył się od swojej grupy przyjaciół, gdy zauważył Pansy i Lupina rozmawiających cicho w kącie. Rzucił na siebie zaklęcie kameleona, podszedł bliżej, podsłuchując.

— Co się stało? Dlaczego ostatnio byłaś taka zdenerwowana? — zapytał Lupin cichym głosem z troską widoczną na twarzy.

— Muszę iść na zajęcia — powiedziała Pansy, próbując uniknąć rozmowy, omijając go, by iść dalej korytarzem.

Lupin wyciągnął rękę i złapał ją za nadgarstek, przyciągając z powrotem do siebie.

— Ucieknijmy — zaproponował.

Draco uniósł brew na ten pomysł.

— Co? — jęknęła Pansy prawie bez tchu.

— Powiedziałaś, że chciałabyś uciec ze mną; że przeniesiesz się do Beauxbaton albo innej szkoły, może do Ameryki. Mogę dostać pracę gdzieś indziej i…

Pansy przerwała mu, jej głos był przepełniony bólem:

— Powiedziałeś, że nie chcesz.

— Zapomnij o tym, co mówiłem — rzekł pospiesznie, stanowczo. — Nie mogę tego dłużej znieść. Potrzebuję cię, Pansy. Kocham cię!

— Teraz tak mówisz — wymamrotała łamliwym głosem — a potem zaczniesz gadać o odpowiedzialności.

— Kocham cię — nalegał Lupin.

— Kochasz tę pracę — odpowiedziała.

Pokręcił głową.

— Ciebie kocham bardziej. Proszę, po prostu stąd zniknijmy.

Nadzieja zaczęła rozprzestrzeniać się na twarzy Pansy.

— Zwariowałeś.

— Spotkajmy się w naszym miejscu w czwartek o piątej. Wszystko omówimy — wyszeptał podekscytowany Lupin.

Pansy skinęła szybko głową, na jej policzkach pojawił się rumieniec ekscytacji, a następnie rozdzielili się, znikając w tłumie. Draco patrzył za nimi przez długi czas, zanim anulował zaklęcie kameleona i poszedł na zajęcia. Zauważył Hermionę, która pomachała z ekscytacją i uśmiechnęła się, gdy go zobaczyła. Przeszedł obok niej, jego oczy przesuwały się po niej, jakby nic nie znaczyła, zauważając, jak jej twarz posmutniała, gdy przechodził obok. Zrozumiał, że nienawidził Lucjusza; szczerze go nienawidził.

Dumbledore zatrzymał go w pobliżu klasy.

— Panie Malfoy — przywitał się.

— Proszę pana — odpowiedział Draco, kiwając uprzejmie głową.

— Wczoraj panna Granger wypowiadała się o panu bardzo dobrze. Chwaliła pańską pomysłowość i zaradność w Komitecie. Nalegała, dość stanowczo, abym oprócz napisania jej listu polecającego na Oksford, pozwolił panu powrócić do drużyny Quidditcha. — Dumbledore spojrzał ponad okularami w kształcie półksiężyców, jego oczy lekko zamrugały, gdy na twarzy pojawił się lekki uśmiech. — Nieczęsto pozwalam inny mówić mi, co mam robić, panie Malfoy, ale w tym przypadku obawiam się, że nie mogę sprzeciwiać się pannie Granger. Naprawdę chciałbym, abyśmy pokonali Durmstrang po raz trzeci z rzędu.

— Dziękuję, proszę pana — powiedział szybko Draco, a jego serce waliło z podniecenia.

Wrócił do drużyny! Czuł, jakby spadł mu kamień z serca — to wszystko dzięki Hermionie i nawet nie mógł jej podziękować. Wiedział, że go znienawidzi, i nic nie mógł na to poradzić.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Później na boisku Quidditcha usłyszał Dominicka mówiącego:

— Malfoy, twoja dziewczyna przyszła.

Kiwnął głową w stronę Hermiony, która z zacięciem na twarzy szła przez boisko i patrzyła na niego, opierając ręce na biodrach.

Westchnął i skierował miotłę w dół, zawisając w powietrzu tak, że musiała gwałtownie odchylić głowę do tyłu, żeby na niego spojrzeć.

— Możesz tu zejść?

— Co się stało?

Draco próbował nadać głosowi twardy i zimny ton, jak głos ojca. Chciał także odtworzyć szyderczy uśmiech, tak jak to robił z łatwością w przeszłości. Teraz to wydawało się niewłaściwe.

— Zachowujesz się jak kompletny dupek!

— Naprawdę?

— Przestań udawać głupiego i powiedz mi, dlaczego mnie ignorujesz? — zażądała Hermiona z czerwonymi policzkami i łzami w oczach.

Zacisnął zęby i spojrzał na nią, ignorując jej emocje.

— Co się stało wczoraj wieczorem? To przez twojego ojca? On ci to zrobił? — zapytała, wskazując na rozcięcie na jego wardze.

— Nic nie wiesz o moim ojcu ani o tym, do czego jest zdolny — powiedział ponuro.

— Co to ma znaczyć?

Uśmiechnął się do niej szyderczo, unosząc miotłę, tak ze zawisł jeszcze wyżej nad nią.

— Myślałaś, że odpłyniemy w stronę zachodzącego słońca z powodu jednego, niewinnego pocałunku?

Jego głos był drwiący, brzmiał na niezainteresowanego.

— To było coś więcej niż pocałunek…

Przerwał jej śmiechem.

— Serio wierzyłaś, że ktoś taki jak ja mógłby być zainteresowany kimś takim jak ty?

Jej twarz się skrzywiła, łza spłynęła po policzku.

— Dlaczego tak się zachowujesz?

Uniósł się o kilka cali wyżej, odsuwając się od niej.

— Przykro mi, jeśli nie zrozumiałaś, co to było, Henrietto — powiedział, po czym odwrócił się i odleciał, mocno ściskając miotłę i gryząc się w policzek, byleby na nią nie spojrzeć.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

— Draco!

Usłyszał zaniepokojony głos matki przez chmurę Ognistej Whisky, która obecnie znieczulała jego myśli i uczucia.

— Draco, kochanie, wszystko w porządku? — zapytała z troską. — No, wstań — mruknęła, pomagając mu wstać i zarzucając jego rękę na swoje ramię. Zauważyła rozcięcie na wardze. — Co się stało?

— Goyle załatwił mnie przypadkowym tłuczkiem podczas treningu Quidditcha — wybełkotał.

— Merlinie. — Skrzywiła się, delikatnie pocierając jego policzek. — Chodź, położę cię do łóżka — powiedziała, wciągając go do jego pokoju i rzucając na materac.

— Mamo?

Poczuł się głupio, nazywając ją tak. Mówił do niej „matko” odkąd skończył pięć lat, ponieważ ojciec non stop go poprawiał, mówiąc mu, żeby przestał być dzieckiem.

— Tak, kochanie?

Narcyza odwróciła się do niego zaniepokojona. Mippy przyniosła eliksiry i starannie ułożyła je na stoliku nocnym, po czym znów zniknęła. Malfoy sięgnął po buteleczkę i przesunął wzrokiem po słowach „Środek na trawienie od Dudleya Dursleya; przerobiony przez Marcusa Belby’ego na eliksir na czarodziejskiego kaca!”. Draco przełknął go, krzywiąc się na pudrowy smak.

— Czy kiedykolwiek chciałaś być z kimś innym?

Wpatrywała się w niego, mając ściągnięte brwi i usta wysuwające się z troską.

— Kochanie, myślę, że każdy czasem tego pragnie.

— Czy kiedykolwiek byłaś… nieszczęśliwa? — zapytał Draco.

— Ja… byłam nieszczęśliwie zakochana w przeszłości… przed twoim ojcem — wymamrotała. Wpatrywał się w nią, czekając. — Myślę, że każdy osiąga taki punkt w życiu, w którym mniej więcej wie, kim jest i przestaje gonić za rzeczami, które do niego nie pasują. Pochłonęła mnie rola żony i matki.

Odgarnęła mu kosmyk włosów z czoła i objęła policzek dłonią.

— Co się z nim stało – z tym drugim facetem?

Westchnęła ze zrezygnowaniem.

— Wybrał inną drogę. Draco, musisz zrozumieć: czasami ludzie unieszczęśliwiają się nawzajem, bez względu na to, jak bardzo się kochają. Czasami jest lepiej po prostu… odpuścić.

— To boli — zaprotestował.

— Ale co?

— Odpuszczanie — wyszeptał cicho, zbyt pijany, by wstydzić się tego, jak żałośnie brzmiał.

— Myślę, że przekonasz się, że możesz znieść więcej, niż myślisz, jeśli uwierzysz, że to, co robisz, jest najlepsze dla wszystkich. Teraz śpij — rozkazała, pochylając się do przodu, by pocałować go w czoło.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Draco siedział w bibliotece, wciśnięty w narożnik za rzędem regałów z książkami. Widział Hermionę przez szpary w półkach i obserwował ją, pozostając niezauważonym. Astoria podeszła do stołu Hermiony i usiadła na skraju.

— Czy to nie nasza ulubiona, mała szlama? — zanuciła, jej głos był pełen pogardy. Hermiona zignorowała ją, pisząc spokojnie na kawałku pergaminu. — Dobrze sobie radzisz z odrzuceniem. Szkoda, że mnie to ominęło. Dominick powiedział, że było bardzo dramatycznie. „Draco, Draco, dlaczego? Dlaczego nie możemy być razem, Draco? Błagam!” — przedrzeźniała, jej głos był wysoki i nosowy, gdy udawała Hermionę. — Ktokolwiek nie wiedział od początku, że to nie wypali, nie był po prostu ślepy… ale także głupi.

Prychnęła z pogardą.

Hermiona kontynuowała pisanie, nie podnosząc wzroku.

— Weź go sobie, Astorio. Jest cały twój. Jaka szkoda, że znów jesteś druga po mnie — dodała Hermiona, rzucając Astorii szybkie spojrzenie, zanim wróciła do swojego wypracowania, całkowicie ją ignorując.

Blondynka spojrzała gniewnie, prychając z oburzeniem, po czym odeszła.

Pansy podeszła do Draco, odciągając jego uwagę.

— Wszystko w porządku?

— Uczę się, Pansy. Nie każdy może mieć nauczyciela na wyłączność, żeby…

Pansy przerwała mu gniewnym spojrzeniem, siadając i przyciskając twarz do niego, szepcząc:

— Związek między mną i Remusem nie jest taki, jak myślisz!

— Ja nic nie myślę — odparł.

— Sądzisz, że go uwiodłam, albo on mnie — warknęłam. — Po raz pierwszy przyszłam do ciebie po tym, jak Hermiona nas przyłapała. Ani razu nie zapytałeś, co jest między nami.

— Nie mówimy sobie wszystkiego — argumentował Draco, zawstydzony, że miała rację.

— Na początku byliśmy anonimowymi przyjaciółmi korespondencyjnymi. Był pierwszą osobą, która się o mnie troszczyła, zanim poznał moje imię. Wiedziałam tylko, że interesuje się nauczaniem, nic więcej. Był pierwszą osobą, z którą rozmawiałam po przebudzeniu i ostatnią, której mówiłam dobranoc.

Draco ugryzł się w wargę. Wiedział, jak to jest — mieć kogoś, z kim chciało się rozmawiać cały dzień. Kogoś z zewnątrz, kogo nie obchodziły tytuły i pieniądze.

— Nie wiedziałam, czego się spodziewać, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, ale nagle pojawił się przede mną ten mężczyzna. I był prawdziwy. Wiedziałam, ze ojciec zamieni moje życie w piekło, jeśli to wyjdzie na jaw, ale nie mogłam się przejąć. Kochałam go, zanim go poznałam. Potem dostał pracę tutaj, w Hogwarcie, i wiedzieliśmy, że to nie może trwać.

Draco spojrzał na nią ze współczuciem.

— To nasza wina, że pozwoliliśmy sobie na uczucia.

— Żałosne — zgodziła się Pansy. — Powinniśmy pozostać emocjonalnie okaleczeni i bezużyteczni.

— Zamiast tego zhańbiliśmy nazwisko Malfoy — podsumował Draco.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Draco chodził po pokoju, obojętnie obserwując, jak Mippy pakuje bagaż na rozmowy kwalifikacyjne na Oksfordzie. Większość jego kolegów z roku też jechała; Pansy, Teo, Blaise, Dominick, Hermiona i Ginny i inni. Nie wiedział, jak da radę przebywać w jej obecności, czując na szyi ciasną pętlę gróźb ojca — bał się, co może się stać, jeśli pozwoli sobie na odrobinę luzu.

Narcyza zapukała do jego drzwi i weszła bez zaproszenia.

— Przyniosłam ci coś — powiedziała, wkładając mu do rąk stary zegarek kieszonkowy. — Należał do twojego pradziadka. Wiem, że twój ojciec i ja daliśmy ci jeden na urodziny, ale pomyślałam, że to może pomóc ci poczuć się bardziej… związanym z rodzinną spuścizną.

Draco skinął głową i rzucił go na wierzch ubrań, które Mippy włożyła go jego bagażu.

— Czy mogę prosić chociaż o odrobinę szacunku? — zapytała ostro Narcyza.

— Dziękuję, matko, za kilka funtów sentymentalnego ciężaru i oczekiwań na moich barkach — mruknął.

Spojrzała na niego wściekle, wzdychając przez nos.

— Niepokój to oczekiwana emocja. W przyszłym roku będziesz się śmiać z tego, jak ta podróż cię zmartwiła. Spodoba ci się Oksford, obiecuję.

— A jeśli nie? Czy to coś zmieni? — zapytał gorzkim tonem.

— Co masz na myśli?

— Co jeśli tego nienawidzę? Co jeśli chcę to rzucić? Co jeśli nie chcę być tym, kogo ode mnie oczekujecie w Domu Malfoyów, ani Domu Malfoyów?

Narcyza siadła na jego łóżku, składając koszulę, którą Mippy właśnie fachowo złożyła i położyła na wierzchu stosu. Skrzatka spojrzała na nią wrogo, co Narcyza zignorowała.

— Nie rozumiesz, jakie masz szczęście, że masz pod sobą siatkę bezpieczeństwa w postaci nazwiska Malfoy…

— Sama powiedziałaś, że nie wszyscy tak samo rozumieją szczęście.

— Czego więc chcesz, Draco?

— Szansy, by się dowiedzieć? — rzekł spekulująco.

— Draco, jesteś jeszcze taki młody. Lucjusz też kiedyś narzekał na obowiązki i oczekiwania. Dom Malfoyów rozsławił w świecie jego nazwisko, historię i pozycję….

Zgrzytał zębami, sfrustrowany.

— Więc mam się ugiąć i też to zaakceptować?

Spojrzała na niego gniewnie przez to, że ciągle jej przerywał. Westchnął.

— Możesz już odejść, matko. Nie przekroczę granic; nie mam tego w genach.

Narcyza przełknęła ślinę i skinęła głową, odkładając jego koszulę z powrotem do bagażu, prostując zegarek kieszonkowy na koszuli. Ponownie głaszcząc go po policzku, złożyła niewinny pocałunek na jego czole, zanim opuściła pokój.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Draco podążał za swoimi przyjaciółmi przez kampus, ignorując przewodnika, który prowadził ich do pokoi. Zauważył Hermionę i Ginny żywo rozmawiające z ich własnym przewodnikiem, który z uznaniem przyglądał się Hermionie. Draco przewrócił oczami. Oczywiście skończyły z przewodnikiem bardziej skupionym na dobieraniu się do majtek, a nie tak jak on z gościem zauroczonym historią cholernych jaskrów.

Blaise nerwowo kręcił dłońmi, rozglądając się po kampusie.

— Mam nadzieję, że tego nie spieprzę — mruknął.

— Nonsens — pocieszył go Dominick. — Mógłbyś zwymiotować do śmietnika profesora, a i tak cię przyjmą.

— Ach, nie, właściwie trzeba się trochę przyłożyć, żeby tu się dostać — odparł Teo.

— Och, cóż, może nie będzie tak łatwo. Głowa do góry! — rzekł Dominick, lekko uderzając pięścią w szczękę Blaise’a.

Wzrok Draco powędrował z powrotem do Hermiony. Przewodnik z uznaniem na nią spoglądał, a ona się zarumieniła.

— Nazywam się Jude i jestem na drugim roku. Będę wam pomagał w całym procesie rekrutacji — powiedział, co usłyszał Draco.

Ich grupy się spotkały, przewodnik Draco dołączył do Jude’a na czele. Hermiona stanowczo zignorowała Draco.

— Podczas pierwszej rozmowy profesorowie chcą sprawdzić wasze umiejętności krytycznego myślenia. Podczas drugiej sprawdzą, jak radzicie sobie pod presją. Trzecia i ostatnia dotyczy was; jest najważniejsza. Określa, czy naprawdę jesteście odpowiednimi kandydatami na Oksford.

Hermiona była blada, szybko przeglądała swoje notatki, gdy weszli do jednego z budynków i usiedli w audytorium. Draco siedział z tyłu, nie odrywając oczu od Hermiony. Była zaskoczona, czy wywołali jej nazwisko, i drżąc wstała, kierując się w jego stronę i do drzwi. Nie miał zamiaru tego robić, ale jego ręka wysunęła się i złapała ją za nadgarstek, gdy przechodziła obok. Zatrzymała się, czując szarpnięcie, i spojrzała na niego pytająco. Lekko musnął kciukiem jej dłoń i puścił, szepcząc ciche „Powodzenia”, zanim się odwróciła i zniknęła. Jego palce zaszumiały od naelektryzowania w miejscu, gdzie ją dotknął, i delikatnie się do siebie uśmiechnął.

______________

Witajcie :) wreszcie nadszedł ten dzień, kiedy publikuję końcowe rozdziały tej opowieści. Zdaję sobie sprawę, że nie jest ona zbyt popularna. Nie wiem, może to zły czas na publikację albo po prostu nie jesteście fanami. Nie mam Wam tego za złe, chociaż byłoby miło przeczytać komentarze.

Nie przedłużając, zapraszam na kolejne rozdziały!

sobota, 19 kwietnia 2025

[T] Ocean między nami: Rozdział 4

 

Przyglądał jej się przez chwilę; miała tak spokojną twarz, gdy spała. Tak inną od zwykłego wyrazu. Zwykła linia jej brązowych włosów wygładziła się, szczęka rozluźniła i rozwarła. Nie mógł sobie wyobrazić przerażenia, jakie poczuła w chwili, gdy Dominick ją upuścił. Zawsze czuł się wyśmienicie na miotle, kiedy powietrze smagało mu włosy i szczeliny w ubraniu. To sprawiało, że czuł się nieważki. Świat i presja oraz oczekiwania, jakie na niego nakładano, opadały, aż stawały się zaledwie pyłkiem kurzu na wietrze, bardziej zobowiązanymi prądom termicznym i zaspami niż obowiązkom dziedzica Malfoyów.

Hermiona nie czuła tego spokoju. Latanie było dla niej równoznaczne ze spadaniem; zakładał, że w jej umyśle nie istniała różnica między tymi dwoma stanami. Jej życie tak bardzo różniło się od jego. Miała prawdziwe cele i aspiracje, jej motywacja, by dostać się na Oksford była tak uzewnętrzniona, że zdawała się być wrodzona. Jemu wręcz to narzucono. Gdyby ktokolwiek z jego rodziny zapytał — wiedział, że nigdy tego nie zrobią — całkowicie zrezygnowałby z pójścia na studia. Nie chciał przejmować firmy. Pansy bardziej się do tego nadawała, a co więcej rozpaczliwie tego pragnęła. Draco nie miał żadnych ambicji poza byciem niezależnym. Nigdy nie miał takiej opcji. Będąc dziedzicem, jego los został przesądzony, zanim wziął pierwszy oddech.

Im więcej czasu z nią spędzał, tym bardziej zaczynał zdawać sobie sprawę, że jego postrzeganie świata było błędne — niekompletne. Myślał, że znał wszystkie sposoby na utratę kontroli: alkohol, seks, nielegalne eliksiry. Patrząc, jak Hermiona spada z nieba, słysząc całkowita desperację w jej głosie, jego serce zabiło szybciej, gdy nie wynurzyła się od razu… teraz wiedział, co to znaczy stracić kontrolę nad swoimi uczuciami.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Przemycił ją z powrotem do szkoły wczesnym rankiem, gdy było jeszcze ciemno, zostawiając ją przy drzwiach dormitorium z delikatnym pocałunkiem w czoło, kciukiem głaszcząc jej policzek.

Podczas śniadania jedna ze szkolnych sów nisko opadła i upuściła przed nim małą paczkę. Złapał ją zręcznie, natychmiast szarpiąc sznurek. Nie spodziewał się niczego, a paczki z domu nie były tak prosto pakowane. Zauważył skórzany dziennik. Otworzył okładkę i zobaczył schludne pismo Hermiony.

To dziennik działający w dwie strony; mam jego bliźniaka. Wszystko, co napiszesz w swoim, pojawi się w moim i odwrotnie.

 

PS. Dziękuję za wczoraj – H.J.G.

 

Uśmiechnął się do siebie, jego oczy przesunęły się na jej stół. Obserwowała go, najwyraźniej czekając na jego reakcję. Pomachał jej dziennikiem, uśmiechając się szeroko.

 

Nigdy nie wyjaśniłaś, co oznacza to „J”  – D.L.M.

 

Przewróciła oczami, gdy to przeczytała, lekko potrząsając głową.

 

Nigdy nie powiem. – H.J.G.

 

Przyznaj, że to skrót od Jednoznacznie zakochana w Draco Malfoyu – D.L.M.

 

Przyglądał się jej reakcji. Spojrzała na niego, a gniewny wyraz twarzy zastąpił cichy śmiech, który uciekł z jej ust. Napisała coś jeszcze, a jej wzrok powrócił do niego, gdy tylko odłożyła pióro.

 

Czy kiedykolwiek bolą cię plecy od podtrzymywania Twojego wielkiego ego? - H.J.G.

 

Uśmiechnął się z politowaniem na jej odpowiedź.

 

Nigdy. Używam lekkiego uroku. Musi to być coś okropnego, skoro tak bardzo unikasz odpowiedzi. – D.L.M.

 

Może moje „J” za twoje „L”? – H.J.G.

 

Niezła próba. Jak się czujesz po wczoraj? – D.L.M.

 

Jestem… zdenerwowana tym, co przyniesie dzisiejszy dzień – H.J.G.

 

Nie powinnaś. Jeśli ktoś widział cokolwiek w ciemności, to tylko moje mokre plecy, zanim zniknęliśmy. – D.L.M.

Szczęściarze. – H.J.G.

 

Obserwował, jak trzepocze rzęsami, gdy znów podniosła wzrok, ale już go nie było przy stole. Szybko zniknął z jej pola widzenia i stanął za nią, stukając ją w prawe ramię i przesuwając się w lewo. Przewidywalnie spojrzała za siebie w prawo, potem w lewo, a jej grymas zmienił się w pełen ulgi uśmiech, gdy go zobaczyła.

— Hermiono Granger, czy ty ze mną flirtujesz? — zadrwił z niej z rozbawionym wyrazem twarzy.

— Chyba nie działa, skoro musisz pytać.

Uśmiechnęła się do niego.

Podał jej rękę, pomagając wstać od stołu. Pochylił się, ciesząc się rumieńcem, który rozlał się na jej policzkach.

— Wiesz mi, działa — wyszeptał, muskając wargami małżowinę jej ucha.

Po czym odsunął się, uśmiechnął i podał jej ramię. Przyjęła je nieśmiało, podchodząc do niego, gdy skierowali się do wyjścia.

— O co chodzi z tymi morderczymi spojrzeniami? — zapytał, obserwując, jak jej twarz się napina, im dalej szli.

— Wszyscy się gapią — syknęła, a jej policzki się zaróżowiły.

Zatrzymał się, odwracając ją twarzą do siebie.

— Nie możesz pozwolić, żeby cię to dotknęło — poinstruował. — Całkowita nonszalancja, zawsze, właśnie tak to robię.

Jego twarz stała się spokojna, może trochę zbyt zadowolona z siebie.

— Wyglądasz, jakbyś chciał dostać w twarz. — Zaśmiała się.

Podszedł do niej bliżej.

— Mogłoby mi się to spodobać.

Jego głos był niski i uwodzicielski, a ona ładnie się zarumieniła.

Grupa dziewcząt przeszła obok, szepcząc do siebie, gdy się gapiły.

— Patrz, to Hermiona Granger! Draco Malfoy niósł ją na rękach, po tym jak ją uratował wczoraj wieczorem, co za szczęściara — krzyknął Draco teatralnym tonem; jego głos był wysoki i dziewczęcy, gdy z nich kpił.

— Przestań! — zrugała go Hermiona, a potem zamilkła, a jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. — Znaczy… nieważne.

Uśmiechnął się z politowaniem, widząc jej próbę naśladowania jego nieudawanej maniery.

— Bardzo dobrze. Może kiedyś w to uwierzysz.

Rozproszył się, gdy zobaczył Teo prowadzącego drużynę Quidditcha na boisko, śmiejącego się i podjudzającego innych.

— Tęsknisz za tym, prawda? — zapytała Hermiona.

Odwrócił się do niej i ponownie złączyli ramiona.

— To… nieważne — powtórzył, prowadząc ją korytarzem i ignorując skandowanie „Hogwart, Hogwart, wielki, wielki Hogwart” tuż za nimi.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Dołączył do Pansy przy jej stoliku na historii magii po odprowadzeniu Hermiony na zielarstwo, po raz kolejny przesuwając palcem po jej policzku, zanim odszedł. Pansy próbowała wepchnąć mały liścik do torby, ale Draco złapał ją za nadgarstek i wyrwał go z jej palców.

 

Pansy, przestań mnie ignorować. Powiedz mi prawdę, czy Draco jest z tą beznadziejną szlamą, czy nie?

 

Draco przewrócił oczami, rozpoznając pismo Astorii. Odłożył pergamin na biurko po stronie Pansy.

— Trochę zdesperowana, prawda?

Pansy przygryzła wewnętrzną część wargi.

— Dziwisz jej się? Ruchałeś ją na imprezie u jej brata zaledwie miesiąc temu. A teraz co, nagle jesteś z mugolaczką, o której nikt nie wiedział do tego semestru? Myślałam, że zamierzasz ją zniszczyć, żeby nie wygadała mojego sekretu i… no wiesz — Pansy ściszyła głos, wpatrując się w niego uważnie.

— Nie powie. Nie jest taka. Wcześniej źle ją oceniłem — przyznał Draco.

Pansy odwróciła swoją uwagę od niego, gdy zaczęła się lekcja, zaciskając szczękę i kładąc pięści na stole. Zignorował ją. Wiedział, co robi; przynajmniej miał taką nadzieję.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Pod koniec zajęć Draco i Pansy byli zaskoczeni, gdy ich ojciec wszedł do sali, a jego platynowe włosy błyszczały w słońcu, a laska miarowo dudniła po kamiennej podłodze. Pozostali po cichu wyszli z pomieszczenia, kiedy Lucjusz Malfoy oparł się o biurko nauczyciela, podniósł jabłko i uważnie je obejrzał.

Oparł je o udo, gdy sala opustoszała i zostali sami. Pansy i Draco wymienili ostrożne spojrzenia.

— Powiedz mi, Draco, dlaczego skrzaty domowe poinformowały mnie, że wczoraj wieczorem razem z tobą w twoim pokoju przebywała ta irytująca, mała szlama?

Draco zbladł. Wiedział, że zabranie jej do swojego domu wiązało się z ryzykiem. Gdyby strażnicy nie zaalarmowali ojca o ich obecności, mogły to zrobić skrzaty domowe. Po prostu myślał, że Mippy jest trochę bardziej lojalna wobec niego — najwyraźniej się mylił.

— Ona prawie się utopiła, ojcze, co oczekiwałeś, że zrobię w tej sytuacji?

Lucjusz uniósł brwi, patrząc na niego z góry w sposób, który sprawił, że Draco znów poczuł się jak pięciolatek.

— Pozwolisz jej utonąć — powiedział chłodno.

Draco zacisnął zęby, a Pansy gwałtownie wciągnęła powietrze.

Lucjusz spojrzał na nią, jego oczy szybko przesunęły się po niej, zanim całkowicie ją zignorował.

— Dobrze by było, Pansy, gdybyś mu przypomniała, że lokowanie swoich uczuć w niewłaściwej osobie może mieć konsekwencje. Dom Malfoyów mógł, a nawet powinien być twój. W końcu to był twój pomysł. Może następnym razem, jeśli uda ci się trzymać z dala od skandali i złej prasy.

Odwrócił od niej wzrok, jakby była jakimś irytującym, bezdomnym kotem, który wciąż próbował zostać adoptowany.

— To moje ostatnie ostrzeżenie, Draco — rzekł cicho Lucjusz, jego głos i tak do nich dobiegł w opustoszałej klasie. Ugryzł jabłko; chrupnięcie było ostre i groźne. Wstał i podszedł do nich, wpychając jabłko w pierś Draco, który natychmiast podniósł rękę, by je złapać. — Następnym razem nie będę taki miły — warknął Lucjusz do ucha syna, po czym odszedł, a jego szaty powiewały za nim.

W jakiś sposób dudnienie laski zdawało się podkreślać groźny ton jego ojca, nawet gdy cichło w korytarzu.

Draco zignorował Pansy, był zbyt zawstydzony naganą, żeby stawić jej czoła. Poszedł do Wielkiej Sali, gdzie zobaczył Hermionę biegającą w panice, a reszta komitetu ostrożnie ją obserwowała.

— Lavender, ty i Romilda zajmijcie się ustawianiem świec. Rozrysowałam wam układ — powiedziała, wciskając go w ręce blondynki. — Marietta i Cho, wy możecie udrapować wstążki.

Podała im duże pudełko i kolejny rysunek. Jeszcze nie zauważyła Draco, a on był rozdarty między zaoferowaniem jej pomocy, a patrzeniem, jak nimi rządzi. To było dziwnie atrakcyjne. Uśmiechnął się, patrząc, jak Potter podąża za nią jak zagubiony szczeniak.

— Hermiono, co mam robić? — zapytał Potter bez tchu, chłonąc każde jej słowo.

— Zaraz przyjadą dostawcy, możesz ich poinstruować?

Nawet nie podniosła wzroku znad listy rzeczy do zrobienia, gdy mu to zaproponowała. Potter szybko odszedł, chętny, by wykonać zadanie.

Ginny podeszła do Hermiony.

— No więc jak było?

— Ale co? — zapytała Hermiona, rozkojarzona.

— Całować Draco Malfoya, oczywiście! — rzuciła Ginny, szarpiąc Hermionę za łokieć, aż ta spojrzała na nią ostro.

— Nie wiem, nie całowaliśmy się — wymamrotała, brzmiąc na lekko zirytowaną.

— Żartujesz. Powiedz, że żartujesz — błagała Ginny. — Cała szkoła o tym mówi! Uratował cię, wyniósł z sadzawki całą przemoczoną i kurczowo do niego przyklejoną, po czym aportował się, i mówisz mi, że się nie całowaliście?

Hermiona spojrzała na nią wściekle, koniuszki jej uszu były czerwone.

— Nie możesz umawiać się z międzynarodowym potentatem i oczekiwać, że nikt nie będzie komentował tego, co jest między wami — zauważyła Ginny.

— Nie jestem pewna, czy to była randka — mruknęła Hermiona.

— Chciałaś, żeby była? — zapytała Ginny.

Draco pochylił się do przodu, wciąż niezauważony przez żadną z czarownic. Bardzo go interesowała odpowiedź na to konkretne pytanie. Jednak niespodziewanie podbiegł do nich Potter, spanikowany i zdyszany, niosąc dwie, bardzo duże skrzynie.

— Mały problem — wysapał.

— Co się stało? — zapytała natychmiast Hermiona, zapominając o rozmowie z Ginny.

— Wpadka… nieporozumienie między rzeźnikiem a obsługa cateringową. Przywieźli dwieście żywych kuropatw — wyjaśnił.

Hermiona jęknęła.

— Zaraz tam będę. Na razie zanieś je Hagridowi, on będzie wiedział, co z nimi zrobić.

Draco podszedł do niej, gdy Potter czmychnął.

— Co, na Merlina, zrobiłaś temu typowi?

Spojrzała na niego, lekko się rumieniąc, gdy położył rękę na jej plecach w geście powitania.

— Komu?

— Potterowi, oczywiście. Nie robił tego przedstawienia z klatkami dla ptaków tylko dla mnie, nawet jeśli to był zaskakujący pokaz sprawności fizycznej — zażartował.

Przewróciła oczami.

— To, że jest dla mnie miły, nie znaczy, że czegoś ode mnie oczekuje — upomniała.

— Skoro tak uważasz — mruknął. Rozejrzał się po Wielkiej Sali. Nawet z dekoracjami, które dopiero co zaczęto wieszać, wyglądała elegancko. — Chyba to pierwsza gala, na którą kiedykolwiek czekałem — przyznał. — I nawet mogę przybyć na czas.

— W takim razie będziesz na urodzinach Hermiony — powiedziała Ginny, ignorując spojrzenie, jakie Hermiona jej rzuciła.

— Jutro masz urodziny? — zapytał zaskoczony Draco.

— Nie słyszałeś? Dumbledore urządza galę na moją cześć — zażartowała.

— W takim razie na pewno będę na czas, w przeciwnym razie Potter spróbuje cię porwać na pierwszy taniec.

— Najpierw musimy zająć się cateringiem. — Westchnęła Hermiona. — Ginny, pomożesz mi z tym? Draco, czy mógłbyś pomóc Harry’emu w ich transporcie?

Po czym odeszła z Ginny, ich głowy były złączone, gdy rozważały potencjalne rozwiązania.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Teo zauważył go na terenach, wracając z boiska. Podążył za Draco, biorąc od niego jedną z klatek na kuropatwy.

— Jak się czuje Hermiona? — zapytał, brzmiąc na szczerze zaniepokojonego.

— Lepiej — powiedział Draco ze stoickim spokojem.

— Dominick jest idiotą — mruknął Teo, a Draco skinął głową, zaciskając szczękę.

— Przepraszam — zaczął, patrząc na Teo — że nakryłem wczoraj ciebie i Blaise’a. Blaise nie wyglądał na zadowolonego.

Draco szczerze mówiąc, nie miał zamiaru nakryć tej dwójki w namiętnym uścisku w jednej z sypialni na piętrze podczas imprezy. Po prostu szukał miejsca, w którym mógłby się ukryć przed Astorią, tracąc nadzieję, że Hermiona się pojawi. Blaise zaczął krzyczeć i schował się za Teo. Draco wymamrotał szybkie przeprosiny i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Stojąc na balkonie, zobaczył Pansy rozmawiającą z Hermioną i pospieszył, by interweniować. Pansy zauważyła go ponad ramieniem Hermiony i szybko wślizgnęła się w tłum, zanim zdążył kazać jej spadać.

Teo westchnął.

— Nie jest gotowy… żeby ludzie się dowiedzieli. Ukrywa się.

— Ale co do niego czujesz? — zapytał Draco.

— Jest tego wart.

— To z pewnością pomaga.

— Trochę.

Dołączył do nich Dominick, a reszta drużyny podążyła za nim.

— Nigdy nie sądziłem, że doczekam dnia, w którym Draco Malfoy będzie nosił przepiórki dla jakiejś dziewczyny.

Draco rzucił mu groźne spojrzenie i rozważał, czy mu nie przyłożyć za wyczyn z poprzedniego wieczoru.

Dominick odciągnął go na bok, zabierając mu klatkę.

— Tylko żartowałem, nie wiedziałem, że będzie tak przestraszona. Przepraszam.

— To nie mnie powinieneś przepraszać — zauważył Draco. Dominick skinął głową. — Możesz to zrobić po tym, jak pomożesz z kuropatwami — dodał.

— Gdzie zanieść?

— Do Hagrida.

— Robi się — powiedział, zanim odwrócił się do drużyny. — Hej, ładujcie je, chłopaki, ruszamy!

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

— Dlatego to dla mnie zaszczyt…

Charles, jego menager od public relations, przerwał mu:

— Dlatego to dla mnie wielki zaszczyt i jeszcze większa przyjemność — poprawił.

Draco westchnął. Ćwiczył przemowę od lat i z jakiegoś powodu nie potrafił powiedzieć jej idealnie, mimo że w przeszłości takie rzeczy przychodziły mu z łatwością.

— Musisz nad tym popracować — zasugerował Charles, zatrzymując się, by porozmawiać z Lucjuszem przed wyjściem.

Draco wstał i podszedł do ojca, wiedząc, że zostanie wezwany, gdy Charles odejdzie.

Lucjusz uniósł krytycznie brew.

— Jak poszło?

— Dobrze — powiedział Draco krótko.

— Jutro jest najważniejsze wydarzenie w twojej karierze — oświadczył Lucjusz. Draco powstrzymał się od przewrócenia oczami. Każde wydarzenie było najważniejsze… aż do nadejścia kolejnego. — Ufam, że będziesz dobrze przygotowany.

— Wiem, czego ode mnie oczekujesz — odpowiedział Draco.

— Jutro zostaniesz kolejnym wielkim Malfoyem. Młodszym prezesem. Następcą tronu. Nie pozwolę, żebyś ośmieszył siebie, naszą rodzinę lub firmę, tylko dlatego, że jesteś zapatrzony w jakąś dziewczynę.

— Będę kim, kogo ode mnie oczekujesz — wymamrotał Draco przez zaciśnięte zęby.

— Rita Skeeter dołączy do nas na kolację i drinki po imprezie. Bądź gotowy.

— Jutro mam Galę Dobroczyńców w Hogwarcie — przypomniał mu Draco.

Lucjusz wpatrywał się w niego.

— Życie to kwestia wyborów, Draco. Nie możesz mieć wszystkiego. Nie pozwolę ci zmarnować swojej przyszłości przez romans ze szlamą, której za dwa lata nie będziesz pamiętał.

Jego głos był spokojny, ale w słowach kryła się groźba.

Draco skinął głową i wyszedł z pokoju. Znalazł Pansy w szklarni, czytającą książkę. Usiadł obok niej, opierając głowę na jej ramieniu.

— Przepraszam — wyszeptał.

— Za co?

— Za to co powiedziałem o Lupinie, że dla niego nie istniejesz.

Westchnęła.

— Miałeś rację.

Usiadł i spojrzał na nią, marszcząc brwi.

Jej dolna warga zadrżała.

— Bzyka się z Pippą, jestem tego pewna. Kiedyś się spotykali — wyjaśniła. — Już ruszył dalej, zapomniał o mnie.

Draco objął ją ramieniem, żeby ją pocieszyć. Nie wiedział, co powiedzieć.

— Kochałam go — prychnęła Pansy. — Nie był moim nauczycielem, kiedy się poznaliśmy, wiesz?

Draco spojrzał na nią. Nie wiedział. Nigdy mu nie powiedziała.

— Był pierwszą osobą, która zobaczyła mnie dla mnie, nie dla nazwiska, tytułu czy pieniędzy. Kiedy się dowiedzieliśmy, że dostał pracę w Hogwarcie, próbowaliśmy przestać. To, co Hermiona zobaczyła, było chwilową słabością. — Łzy napłynęły do jej oczu i szybko spłynęły po policzkach. — Chciałam z nim uciec. Nie zrobiłby tego. Powiedział, że nie byłoby to sprawiedliwe wobec mnie, że nie może tak zniszczyć mi życia. — Szybko otarła łzę wierzchem dłoni. — Po prostu… chciałam, żeby chociaż raz ktoś mnie wybrał.

— Przepraszam, Pansy. Nie zasługiwałaś na takie traktowanie. Wiem, że czujesz, jakby ojciec zawsze wybierał mnie…

— Bo zawsze tak jest. Nie masz pojęcia, co to znaczy być drugim wyborem wszystkich — warknęła.

Złapał ją za rękę, odwracając się w jej stronę, a w jego umyśle wykształcił się pomysł.

— Co ojciec zawsze mówi? — zapytał, jasnym i ożywionym głosem.

Spojrzała na niego pytająco, zanim niepewnie odpowiedziała:

— Nie pozwól, żeby twój przeciwnik myślał, że ma inny wybór?

— Dokładnie! Ty idź na premierę, a ja pójdę na Galę! Kiedy mnie tam nie będzie, będzie musiał przedstawić ciebie jako twarz Domu Malfoyów, zamiast ryzykować skandalem odwołania lub przełożenia. Oboje dostaniemy to, czego chcemy.

Powolny uśmiech przemknął przez twarz Pansy, a następnie rzuciła się na niego, chichocząc, gdy go przytuliła. Zadowolony uśmiechnął się do jej włosów.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Wcześnie przybył do Wielkiej Sali, by zastać ją w całkowitym chaosie. Kuropatwy jakoś uciekły i wleciały do środka, a lewitujące świece, girlandy i wstążki były atakowane przez ptaki próbujące się zagnieździć. Hermiona i pozostali biegali jak szaleni, próbując złapać je gołymi rękami.

Uniósł różdżkę i powiedział głośno:

Immobulus.

Kuropatwy znieruchomiały, dryfując powoli w powietrzu. Głowa Hermiony obróciła się gwałtownie na dźwięk jego głosu. Uśmiechnął się do niej z politowaniem.

— Jesteś czarownicą, czy nie? — drażnił ją, obracając różdżkę między palcami.

Szybki ruch jej własnej i ptaki wleciały do swoich klatek. Pozostali zaczęli naprawiać dekoracje. Draco sięgnął i wyrwał piórko z jej włosów, obracając je tak samo jak różdżkę.

— Dziękuję — powiedziała cicho, uśmiechając się do niego.

Wyciągnął prezent zza pleców i podał jej go z rozmachem.

— Wszystkiego najlepszego, Hermiono.

Złapała oddech i zarumieniła się, ostrożnie biorąc podarunek i siadając. Delikatnie pociągnęła za wstążkę, aż ta opadła, trzepocząc na jej kolanach. Podniosła wieko pudełka i wyciągnęła skórzaną torbę z wytłoczonym na skórze napisem „H.J.G.”.

— Jest piękna — mruknęła, przesuwając kciukiem po inicjałach.

— Rzuciłem na nią urok lekkości jak piórko, więc nie będzie ci ciążyć, bez względu na to, ile książek do niej włożysz — wyjaśnił.

Uśmiechnęła się i zarzuciła mu ramiona na szyję, zaskakując go.

— Podoba mi się, dziękuję! — wykrzyknęła.

— Nie ma za co — odpowiedział szczerze.

Ginny podbiegła do nich.

— Hermiono, chodź, musimy się przygotować. Goście niedługo przybędą!

Hermiona zerknęła na zegarek, nagle spanikowana. Odwróciła się do Draco, gdy Ginny ciągnęła ją w stronę drzwi, wołając do niego:

— Wkrótce się zobaczymy!

Zasalutował jej, śmiejąc się, gdy potknęła się o własne nogi, próbując dotrzymać kroku Ginny.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Czekał na nią u podnóża schodów, a świat wokół niego zanikał, gdy powoli schodziła po stopniach, przesuwając dłoń po poręczy. Światła pochodni migotały i rzucały na nią ciepłe, jarzące się światło. Miała włosy elegancko zaczesane do tyłu. Biżuteria, którą wysłał z sukienką, błyszczała na jej szyi, a on przełknął ślinę, gapiąc się na nią. Uśmiechnęła się do niego, a jego serce niepewnie zatrzepotało w piersi.

Przeszli przez tłum, a goście imprezy odwrócili się, by na nich popatrzeć, gdy prowadził ją na parkiet. Złapał ją w talii, drugą ręką przytrzymując jej dłoń. Tańczyli walca, a jej spódnica kołysała się na jego piszczelach, gdy się poruszali. Czuł, jak jej klatka piersiowa się rozszerza z każdym oddechem. Czuł jej trzepoczące w piersi serce, gdy przycisnęła klatkę piersiową do niego. Wpatrywał się w jej oczy z zachwytem.

Potter podszedł i szybko szepnął jej coś do ucha, a ona odwróciła się do niego spanikowana.

— Czego potrzebujesz? — zapytał Draco, zdecydowany rozwiązać problem, niezależnie od tego, co to było.

— Skończyły nam się kociołkowe pieguski — powiedziała poważnym tonem.

Draco zagryzł policzek, żeby powstrzymać się od śmiechu.

— Bez obaw, Potter, naprawimy to — rzekł przez ramię, odciągając ją od parkietu i prowadząc do kuchni.

Pogłaskał gruszkę na dużym portrecie i pojawiły się tajne drzwi, które umożliwiły im wejście.

— Skąd o tym wiedziałeś? — zapytała Hermiona, patrząc na niego z podziwem.

— Teo robi się marudny, gdy spada mu poziom cukru we krwi; odkryłem kuchnię dla własnej wygody — wyjaśnił, śmiejąc się.

Kilka skrzatów domowych podbiegło do nich i Draco wytłumaczył sytuację.

— Dobby mówił pannie Hermionie, że nie jest potrzebny catering z zewnątrz, ale ona nie chciała słuchać — powiedział dramatycznie jeden ze skrzatów, strofując się, potrząsając głową, przez co jego uszy zaczęły trzepotać.

— Nie chciałam was przemęczać — zaprotestowała Hermiona.

— Dobby ma to pod kontrolą, Dobby zrobi najlepsze kociołkowe pieguski i udowodni, że catering nie był potrzebny! — nalegał głośno skrzat.

Hermiona spojrzała na Draco, a on wzruszył ramionami.

— One żyją dla takich rzecz, wiesz — zauważył Draco, uśmiechając się szeroko.

— Najwyraźniej! — prychnęła, a zdumiony uśmiech rozprzestrzenił się na jej twarzy.

Draco wyprowadził ją z kuchni i zaprowadził do Wielkiej Sali.

Pociągnęła go za ramię, wciągając do wnęki.

— Nigdy ci nie podziękowałam za ten piękny portret, który mi wysłałeś w dzienniku — powiedziała, rumieniąc się.

— Zastanawiałem się, kiedy go znajdziesz — mruknął, wyobrażając sobie portret, który naszkicował w dzienniku tego ranka. Wzruszył ramionami. — Lubię rysować. Myślę, że gdybym miał wybór, właśnie to chciałbym robić w życiu.

— Czemu tego nie zrobisz? — zapytała Hermiona, gapiąc się na niego i marszcząc brwi.

— Nie mam wyboru — rzucił. — Cała moja rodzina poszła na Oksford.

— Dlaczego to oznacza, że ty też musisz?

— Ja… po prostu tak jest. — Westchnął, niepewny, jak wytłumaczyć jej starożytne zasady i tradycje Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki.

— Każdy powinien móc podążać za swoimi pasjami — argumentowała. — Gonić za momentami, które sprawiają, że reszta świata się oddala, kierować się swoją intuicją.

— Zgadzam się — wyszeptał, po czym pochylił się i ją pocałował.

Rozpłynęła się w nim, jej dłonie prześlizgnęły się przez jego włosy, gdy złapał ją w talii i przyciągnął bliżej. Ich oddechy stały się ciężkie, usta były mocno przyciśnięte do siebie. Żadne z nich nie było w stanie oddać kontroli drugiemu.

Ktoś zakaszlał sugestywnie i gwałtownie się rozdzielili, automatycznie poprawiając włosy i ubrania. Światło różdżki przysłoniło im pole widzenia, ale Draco wszędzie rozpoznałby głos swojego ojca.

— Więc tak się zachowujesz, gdy wiesz, czego od ciebie oczekuję? — wycedził Lucjusz.

__________________

Witajcie :) trochę niespodziewanie pojawiam się z nowym rozdziałem, ale właśnie skończyłam go tłumaczyć i chciałam od razu się nim z Wami podzielić. Wiem, że ta historia nie cieszy się popularnością, ale mimo wszystko ją lubię. Przepraszam za przerywanie w takim momencie, sama tego nie lubię, jednak to zamysł autorki. W sumie dobry, bo kolejny rozdział to huśtawka emocji. Zapewnie zostanie opublikowany po świętach, także czekajcie.

Jeszcze raz Wesołych Świąt!

Obserwatorzy