2 września 2008
—
Nic na to nie poradzę. Każdego roku myślę o naszej ceremonii przydziału —
zadumała się Hanna, gdy Hermiona nalała jej kieliszek pysznego Shirazu, w który
zaopatrzyła się na ich pierwszy wieczór nadrabiania zaległości. Obie zrzuciły
buty, siadając razem na pluszowej kanapie.
—
Tak, pamiętam, że ty poszłaś na pierwszy ogień. Muszę powiedzieć, że byłam w
kompletnej rozsypce. Tak mnie to stresowało, że próbowałam się uspokoić, mówiąc
do siebie na głos. Rzucono mi kilka dziwnych spojrzeń — wspominała Hermiona, po
czym wzięła łyk wina i przywołała koc, by okryć ich stopy przed chłodem.
Ogień
trzeszczał w kominku, ogrzewając jej komnatę. Wielka ulewa na zewnątrz
uniemożliwiała ćwiczenie Quidditcha i wielu innych zajęć na świeżym powietrzu,
więc uczniowie, którzy przybyli dopiero wczoraj, byli podekscytowani, ale i
trochę niespokojni. Ponieważ w tym roku pierwszy września przypadał w
poniedziałek, uczniowie rano otrzymali swoje plany zajęć, a Hermiona
obserwowała, jak pierwszoroczni zaczynają szeptać o różnorodnych zajęciach i o
tym, co chcieliby zobaczyć w tym roku.
—
Tiara miała trudny wybór? Chodzi mi o to, że ledwo dotknęła mojej głowy, a już
ruszyłam do Puchonów — zamyśliła się Hanna, uwalniając miedziane włosy z
eleganckiego koka, który nosiła tego dnia, powoli rozplątując je palcami.
Hermiona
skinęła głową.
—
Nigdy nikomu o tym nie mówiłam, ale martwiłam się, że w ogóle nie przydzieli
mnie do żadnego domu i odeśle z powrotem do moich mugolskich rodziców, bo
wysłanie mi listu było błędem. Zdradziła mi, że bardzo dobrze sobie poradzę w
każdym domu Hogwartu. Trochę odradzała mi wybór domu Salazara Slytherina,
ponieważ byłabym najmniej szczęśliwa, ale powiedziała, że mogę wybrać, co tylko
zechcę — wyjaśniła.
—
I wybrałaś Gryffindor? Zawsze myślałam, że będziesz wspaniałą Kruchonką lub
Puchonką — wyznała Hanna.
—
Właściwie, to nie. Przez moment o tym myślałam, a potem poprosiłam, by
umieściła mnie w domu, w którym najlepiej mogłabym zrealizować moją przyszłość,
i przydzieliła mnie do Gryffindoru — zaśmiała się Hermiona. — Myślę, że
ponieważ byłam na tyle odważna, by poprosić o to, czego chcę, zdecydowała, iż
to będzie najlepsze miejsce dla mnie.
—
I jak się okazuje, tiara miała rację — zachichotała Hanna.
—
Cóż, to dyskusyjne. Gdybym była Krukonką, moja nauka tutaj byłaby nieco
bardziej normalna. — Wzruszyła ramionami z rozbawionym uśmiechem.
—
Zgadza się, a Voldemort wciąż by żył, ponieważ nie byłoby ciebie, żeby Harry i
Ron przetrwali. — Hanna machnęła ręką w jej kierunku. Zawsze uważała, że męska
część Złotego Trio zyskała dużą sławę, ale mózg całej operacji został
pominięty. Jej przyjacióka naprawdę potrzebowała większego uznania.
Hermiona
sączyła wino.
—
Kto wie, co by się stało. Jeśli masz z kimś skrzyżować ścieżki i stać się
częścią jego życiowej podróży, to i tak to zrobisz — odparła z przekonaniem,
które odziedziczyła po matce. Była oczywiście bardzo racjonalną osobą, ale w
społeczności czarodziejów panowała powszechna wiara w los. Z biegiem lat
zaczęła doceniać fakt, że być może coś w tym było, ponieważ niektórych rzeczy
ani nauka, ani magia nie potrafiły wyjaśnić.
—
Na przykład z Draco Malfoyem? — spytała Hanna z uśmiechem. — Widzę, że dobrze
się dogadujesz z małym Scorpiusem. Wiesz, co mówią; droga do serca rodzica
prowadzi przez jego dziecko — zauważyła.
—
Han! Zwariowałaś! — prychnęła Hermiona. — Jesteśmy wobec siebie uprzejmi,
przeprosił mnie za bycie durniem podczas wojny. Ale, szczerze mówiąc, nie
sądzę, żebym w ogóle znała tego człowieka. Nie zrozum mnie źle, wciąż jest
sarkastyczny i bystry, ale nie jest już okrutny ani przygnębiony. Jego syn jest
uroczy, ale jestem tylko bibliotekarką, która pomaga mu odkrywać wiedzę i
potencjał. Więc nic sobie nie dopowiadaj — zakpiła.
Rozległo
się pukanie do drzwi. Hermiona wstała i boso podeszła, by sprawdzić, kto to. Po
drugiej stronie, w ślicznej szałwiowej sukience sweterkowej z kaszmiru, z
włosami ułożonymi w perfekcyjny, charakterystyczny kok, stała Astrid Vidal.
Hermiona pomyślała, że albo to jedna z tych osób, które były stylowe bez
względu na rodzaj zajęć, albo że zdenerwowała się ich pierwszym spotkaniem i
pragnęła bardziej postarać.
—
Witaj, jak zawsze wyglądasz ślicznie. — Hermiona uśmiechnęła się i odsunęła na
bok, by ją wpuścić.
—
Merci. — Astrid uśmiechnęła się lekko, znacznie mniej powściągliwie, niż gdy spotkały
się na zebraniu kadry. — Też przyniosłam wino. Mówiłaś, że zwykle pijasz wino
lub ciepły cydr? — zapytała, mając nadzieję, że nic nie pomyliła.
—
O tak, dziękuję! Zwykle pijamy je na zmianę. Mam otwartą butelkę, jeśli lubisz
Shiraz? — Hermiona wskazała na butelkę, gdy podeszły do sofy.
—
O tak, to byłoby cudowne. — Uśmiechnęła się i przyjęła kieliszek po przywitaniu
się z Hanną. — Więc to coś w rodzaju… cotygodniowych spotkań? — zapytała,
siadając na wolnym fotelu, nie do końca pewna, czy powinna.
Hermiona
skinęła głową, oferując jej zapasowy koc, który ta z radością przyjęła.
—
Po prostu lubimy spotykać się raz w tygodniu, aby nadrobić zaległości, jeśli
możemy. Zazwyczaj dołącza do nas Sara, ale walczy z migreną, więc dzisiaj nie
mogła. Wciąż jest zajęta administracyjnymi sprawami, związanymi z początkiem
roku. Nie zazdroszczę jej tego — wyjaśniła.
Astrid
pokiwała głową ze zrozumieniem.
—
Muszę powiedzieć, że dziwnie jest porównywać Hogwart do Beauxbatons, to dwie
bardzo różne szkoły — zadumała się, mając nadzieję, że nie przerwała im rozmowy
sprzed swojego przybycia.
—
Tego nie wiem, bo nigdy tam nie byłam. Możesz nam opowiedzieć coś więcej? —
spytała Hanna z ciekawością, chcąc lepiej poznać tę kobietę.
—
Cóż, od czego by zacząć? — zapytała, podtrzymując konwersację, zanim opisała
uczucie bycia całkowitą jednością z naturą w górach, w otoczeniu wspaniałych
ogrodów, które odzwierciedlały pory roku i dostarczały im świeżych plonów i
owoców do zbioru w miesiącach letnich czy jesiennych. Brzmiało to jak
piękny zamek, pełen wielu narodowości, języków, centrum sztuki i kultury, a także
nauki o eliksirach i walce. W mgnieniu oka zachwyciła je opowieściami o wielu
cudach i czynnościach. — Och, i mamy… jak to się nazywało… rzeźby de glace? — zapytała, marszcząc
delikatnie brwi.
—
Rzeźby z lodu? Macie rzeźby z lodu w Wielkiej Sali? — zapytała Hermiona ze
zdumieniem. Z pewnością mieli jedną lub dwie w okresie świątecznym tutaj, w
Hogwarcie, ale rzeźby lodowe w holu przez cały rok? Niespotykane.
—
Oui, właśnie tak. — Skinęła głową
Astrid. — To moje ulubione miejsce, ale niestety nie było wolnych etatów, gdy
chciałam aplikować, i uznano mnie za zbyt młodą, by uczyć. Pomyślałam, że
przyjadę tutaj i zdobędę trochę doświadczenia — wyjaśniła.
—
I jak się odnajdujesz? — spytała Hanna z zaciekawieniem, wstając, by otworzyć
drugą butelkę, którą Hermiona zostawiła na stole, aby uzupełnić ich kieliszki.
—
Bien, jednak pogoda jest taka
kłopotliwa! Lubię chodzić na spacery, ale ten deszcz nie jest dobry dla włosów.
— Zmarszczyła brwi na widok ciemnych chmur i burzy na zewnątrz.
—
Ja tęsknię za bieganiem. Może, jeśli lubisz poranny jogging, chciałabyś do mnie
dołączyć? — zaproponowała Hermiona, zadowolona z pierwszego wrażenia, jakie
wywarła nowa koleżanka.
—
Z chęcią — oświadczyła Astrid z uśmiechem. Poczuła się mile widziana przez dwie
młode kobiety i zaczęła wierzyć, że może dobrze zaaklimatyzuje się w Hogwarcie.
4 września 2008
—
Dzień dobry, proszę pani.
Hermionie
przerwano przeglądanie spisu i spojrzała w górę, by zobaczyć uśmiechniętą twarz
Camille Deardon, bystrej Puchonki z szóstego roku.
—
Camille, dobrze cię widzieć. Masz cudowną opaleniznę. Tym razem Włochy? —
zapytała i skinęła na młodą kobietę, aby poszła za nią, biorąc po drodze kilka
zwróconych książek, i udając się w głąb biblioteki, by odłożyć je na właściwe
miejsce.
—
Właściwie to Turcja. Uczyliśmy angielskiego w Stambule i udało nam się zobaczyć
wiele miejscowych zabytków. — Rozpromieniła się na wspomnienie podróży ze swoim
chłopakiem, Krukonem z siódmego roku. Przez ostatnie dwa lata planowali
wakacje, aby odkryć więcej świata i innych kultur.
—
Brzmi cudownie. Powinnam zajrzeć do Stambułu, zawsze chciałam odwiedzić Hagię
Sophię — zadumała się Hermiona, gdy zatrzymała się obok regału 13A i odesłała
kilka książek na swoje miejsce. — Co mogę dzisiaj dla ciebie zrobić? — zapytała
uczennicę.
—
Przyszłam zapytać, jaką książkę będziemy omawiać na przyszłotygodniowym
spotkaniu Klubu Książki. Chciałam przeczytać ją w weekend — wyjaśniła.
—
Ach, zapomniałam, że nie rozesłałam informacji po Pokojach Wspólnych! Muszę to
zrobić dzisiaj wieczorem — jęknęła Hermiona.
—
Z radością się tym zajmę, proszę pani — zaoferowała usłużnie Camille.
—
To bardzo miłe z twojej strony, dziękuję, Camille. — Hermiona uśmiechnęła się
na jej dobroć. — Mogłabyś je rozprowadzić? — zapytała, przywołując plakaty,
które zrobiła wcześniej, i wręczyła je dziewczynie. — Będziemy czytać „Orlando”
Virginii Woolf. To jedna z moich ulubionych powieści i mam kilka interesujących
tematów do przeanalizowania.
—
Kim jest Orlando? — spytała Camille.
Hermiona
uśmiechnęła się, zastanawiając, jak najlepiej to wytłumaczyć.
—
Pomyśl o nim, jak o fikcyjnej wersji najbliższej przyjaciółki i kochanki Woolf,
Vicie Sackville-West. Jeśli chcesz się dowiedzieć więcej o ich historii
miłosnej, mogę wypożyczyć ci kilka biografii Woolf — zasugerowała.
—
Chętnie, proszę pani — powiedziała podekscytowana Camille, która nie czytała
wcześniej nic z twórczości Virginii Woolf.
Hermiona
pomogła jej wyjąć dwie książki i jeszcze raz podziękowała za rozdanie ulotek,
zanim wróciła do swojego biurka. Spojrzała na zegarek i zauważyła, że była
prawie piąta. Pozbierała materiały informacyjne, które przygotowała wcześniej,
i wypiła ostatnią herbatę, zanim ostatnia grupa pierwszoroczniaków została
wprowadzona do biblioteki.
Przez
całe popołudnie opiekunowie Gryffindoru, Hufflepuffu i Ravenclawu sprowadzali
pierwszoroczniaków w małych grupach, aby oprowadzić ich po bibliotece i
opowiedzieć o technikach wyszukiwania. Gryfoni byli w tym roku najliczniejsi i
najgłośniejsi, jak niemal co roku. Krukoni byli zafascynowani i natychmiast
planowali spędzać więcej czasu w bibliotece; robili obszerne notatki, pomimo
danych im materiałów informacyjnych. Puchoni byli uroczy jak zawsze, pełni
szacunku i chłonący wszystkie informacje, gdy spacerowali. Hermiona wiedziała
już, że można się spodziewać czegoś wielkiego po kilku pierwszoroczniakach,
którzy, mimo tak młodego wieku, wykazywali się niesamowitym potencjałem.
Ślizgoni przyszli jako ostatni, tuż przed kolacją, i wiedziała, że
prawdopodobnie będzie to najmniej liczna grupa.
I
kiedy przygotowywała stół, przy którym ich posadzi, Draco przeszedł przez drzwi
z małą grupą pięciu Ślizgonów i swoim synem, Scorpiusem.
—
Panno Granger — powitał ją, chociaż kąciki jego ust wydawały się unosić w
lekkim uśmiechu w związku z niezbędnymi formalnościami przed uczniami.
—
Profesorze Malfoy, dziękuję za przyprowadzenie ich. Witaj, Scorpiusie.
Dołączasz do nas dzisiaj? — zapytała uprzejmie. Chłopiec skinął głową, trochę
nieśmiały między pierwszoroczniakami, ale był już wystarczająco wysoki, by
wtapiać się w tłum, więc miała nadzieję, że będzie się z nimi dobrze czuł. —
Bardzo dobrze. Może usiądziecie i weźmiecie po jednej z ulotek leżących na
krawędzi stołu? — Wskazała, zanim Draco podszedł bliżej niej.
—
Przepraszam za ten dodatek. Chciał być wprowadzony razem z innymi, by móc
samodzielnie szukać własne książki — wyjaśnił szeptem, aby nikt go nie
podsłuchał.
—
Wcale mi to nie przeszkadza; to sprawia, że grupa jest żywsza — oświadczyła. —
Kiedy skończymy, wyślę go na kolację z resztą uczniów — obiecała z małym
uśmiechem.
—
Dzięki, Granger. Doceniam to. — Skinął głową na pożegnanie i wyszedł.
Hermiona
odwróciła się do grupy i uśmiechnęła do dziecięcych twarzy przed nią.
—
Witamy w bibliotece Hogwartu. Dzisiaj omówimy układ i różne sekcje w
bibliotece, jak przeszukiwać zbiory, zasady panujące tutaj, a także wykonamy
przykładowe ćwiczenie: jak szukać informacji na wasze zadania domowe. —
Przejrzała spis, zanim oprowadziła ich po bibliotece i przystąpiła do zajęć,
które dla nich zaplanowała.
Skończyli
kilka minut po szóstej, więc Hermiona sprowadziła ich do Wielkiej Sali na
kolację. Byli już prawie przy drzwiach, kiedy poczuła, że Scorpius szarpie ją
za rękaw.
—
Idźcie przodem — zasugerowała pierwszoroczniakom i czekała, aż znikną z pola
zasięgu, zanim odwróciła się do Scorpiusa. — Wszystko w porządku? — zapytała.
—
Dziękuję, proszę pani. Podoba mi się pani biblioteka. Mogę jutro przyjść tam
się uczyć? — spytał.
—
Oczywiście, że możesz. Ustawię ci stolik przy moim biurku, jeśli chcesz? —
zaproponowała.
Skinął
głową z ekscytacją.
—
I dostanę gorącą czekoladę? — zapytał z nadzieją.
—
Oczywiście. — Zaśmiała się. — Po prostu upewnij się, że twój tata nie ma nic
przeciwko, że zostaniesz ze mną w bibliotece, i zobaczymy się rano. — Wskazała
mu, żeby poszedł na kolację.
—
Pani nie idzie? — zapytał zdezorientowany.
Hermiona
potrząsnęła głową.
—
Nie dzisiaj, mam już plany. Ale zobaczymy się na śniadaniu i potem możemy razem
udać się do biblioteki — obiecała i odesłała go, zanim udała się do swojej
komnaty.
W
momencie, gdy drzwi się zamknęły, potarła bolące skronie i pozwoliła, by
ogarnęła ją melancholia, którą czuła przez cały dzień. Mrużka była na tyle
uprzejma, że zostawiła trochę rosołu z kurczaka na stoliku do kawy przed
trzaskającym kominkiem. Była wdzięczna za zasunięte zasłony, które przytłumiły
ostatnie promienie słońca na zewnątrz.
Tym,
co ją zaskoczyło, była butelka elfiego wina, eliksir na ból głowy i niewielki
liścik, który leżał obok fiolki. Usiadła, podniosła pergamin ze swoim
nazwiskiem, po czym otworzyła go i przeczytała krótką wiadomość.
Longbottom wspomniała, że może
się to przydać dzisiaj wieczorem. Musisz za nimi tęsknić, wiem, czasami tęsknię
za moją mamą. Jeżeli potrzebujesz towarzystwa, będę dzisiaj w laboratorium
warzyć eliksiry i nie miałbym nic przeciwko dodatkowej parze rąk do pomocy w
krojeniu i szatkowaniu. Obiecaj, że nie będziesz zbyt wstrętnym, obleśnym i
małym karaluchem.
D.M.
Uśmiechnęła
się wbrew sobie i swojemu mrocznemu nastrojowi. Najwyraźniej Hanna lub Neville
dostrzegli go podczas śniadania i podzielili się wiedzą, dlaczego Hermiona nie
jest zwykłym chodzącym słoneczkiem.
W
tym roku minęła dziesiąta rocznica śmierci jej rodziców. Mimo wszystkich
rzeczy, które mogły mieć miejsce, i pomimo całego niebezpieczeństwa, jakie
stanowiła dla nich córka czarownica, Monica i Wendel Wilkins zginęli w
przyziemnym wypadku samochodowym, spowodowanym przez zmęczonego kierowcę.
Oczywiście wyszedł z kolizji z kilkoma zadrapaniami i siniakami, ale nic nie
mogło pomóc jej rodzicom, którzy zginęli niemal natychmiast. Hermiona otrzymała
wiadomość tylko dlatego, że ustawiła powiadomienia o australijskich
wiadomościach, jeśli pojawiłyby się ich nazwiska. Kiedy przeczytała, co się
stało, jej serce pękło po raz drugi, bo pożegnała się z nimi na zawsze.
Wiedziała, że nigdy jej nie poznają i nigdy więcej nie będą częścią jej życia
po tym, jak wymazała ich pamięć. Nie było powrotu, żadnych wspomnień do
przywrócenia, po prostu zniknęły. Przepadła. Ale przynajmniej chciała wiedzieć,
że wiedli bez niej szczęśliwe życie przez lata, a nie tylko kilka miesięcy po
wojnie.
Pogodzenie
się z ich śmiercią zajęło jej trochę czasu, zwłaszcza, że wieści pojawiły się
podczas jej pierwszego tygodnia na uniwersytecie, kiedy się aklimatyzowała i
dzięki studiom tworzyła swoje nowe życie. Ale udało jej się przetrwać i
przypominać sobie ich życie raz do roku na początku września.
Hermiona
postanowiła w tym roku nie tarzać się w mroku, i kiedy prawie zjadła zupę,
złapała butelkę wina i poszła do laboratorium Mistrza Eliksirów. Draco stał
przy wysokim stole z rękawami szarej koszuli podwiniętymi do łokci, odsłaniając
gładkie, blade przedramiona, z ciemnym śladem, który kiedyś szpecił ciało.
—
Przyszłaś — skomentował, ale nie podniósł wzroku znad rogu dwurożca, który z
wyćwiczoną łatwością miażdżył w moździerzu.
—
Nie wiem, co mnie opętało — oświadczyła, lekko się uśmiechając, po czym
odstawiła wino na narożny stolik na żywność i nalała każdemu po kieliszku.
—
Próbujesz mnie upić, Granger? Wystarczyło zapytać. — Uśmiechnął się, ale w jego
spojrzeniu nie było złośliwości. Być może na swój sposób starał się ją
wspierać, rozpraszając ją.
I
Hermiona o tym wiedziała.
—
Pomyślałam, że docenisz bardziej ślizgońską taktykę; powolną, alkoholową
perswazję. — Upiła łyk delikatnego burgundowego płynu i zanuciła. — Jest
pyszne, dziękuję — dodała, po czym podeszła bliżej ławki.
—
Nie ma za co. Zaopatruję się u francuskiego sprzedawcy. Jeśli komuś wydasz moje
źródło, będę musiał cię zabić — oświadczył, uśmiechając się, i wręczył jej
korzeń mandragory.
—
Chciałabym zobaczyć, jak próbujesz. — Odwróciła się i spojrzała na składniki,
rozpoznając je i procedurę do przygotowania eliksiru pieprzowego.— Jak duża
partia? — zapytała.
—
Osiem średniej wielkości kociołków. Poppy kończą się zapasy i ma listę innych balsamów
i mikstur, które trzeba uzupełnić. Czy jesteś tak dobra w eliksirach, jak
pamiętam?
Hermiona
skinęła głową.
—
Wciąż często sama coś warzę — przyznała. Ten nawyk zachowała od czasów wojny,
ufając własnym eliksirom bardziej niż nieznanemu alchemikowi czy sprzedawcy.
—
To tak, jak ja — rzekł śmiertelnie ponuro, chociaż jego szare oczy rozjaśnił
humor. — Jeśli możesz mi pomóc przygotować składniki, będę mógł nadzorować
warzenie, a ty możesz zacząć eliksir nasenny tutaj, jeżeli chcesz —
zasugerował.
—
Jasne — powiedziała nieco łagodniej, właściwie zadowolona, że wyszła ze swojej
komnaty i że jej ręce były zajęte. Wzięła zapasowy fartuch, związała loki w
ciasny kok, aby upewnić się, że żaden nie ucieknie i nie zanieczyści jej ławki.
Przez
następne cztery godziny prawie nie rozmawiali ze sobą, poza potwierdzaniem
ilości i procesów związanych z eliksirami. Butelka wina już dawno się
skończyła, kiedy posprzątali, a Hermiona oznaczyła ostatnią fiolkę.
Po
umyciu rąk odwróciła się, by spojrzeć na Mistrza Eliksirów, który zebrał swoje
czarne szaty nauczyciela i skinął na nią, by skierowała się do drzwi. W
milczeniu szli schodami do komnat nauczycieli, ale nie było niezręcznie; raczej
panowała między nimi towarzyska cisza po długim dniu pracy.
—
Możesz pozwolić uczennicom od piątego do siódmego roku warzyć eliksiry
przeciwbólowe — powiedziała nagle Hermiona, gdy wspinali się po ostatnich
schodach.
—
Dlaczego miałbym to robić, skoro mogą iść do skrzydła szpitalnego? — zapytał,
nie wiedząc nawet, skąd wzięła się ta sugestia.
—
Ponieważ pomaga im to doskonalić swoje umiejętności warzenia, bo na ten proces
wpływa wiele różnych składowych. I będą mogły nauczyć się warzyć miksturę o
różnych mocach na własne potrzeby — wyjaśniła.
—
Nadal nie jestem pewien, czy rozumiem, Granger. — Zmarszczył brwi. — Po co
miałyby potrzebować własnych eliksirów na ból?
—
Może nie jako dodatkowa ocena lub zorganizowane zajęcia, ale mogłyby warzyć
własne mikstury co miesiąc lub dwa,
jeśli potrzebują większą partię? — zasugerowała, dając wskazówkę. Uczennice… warzące co miesiąc mikstury
przeciwbólowe…
W
końcu zrozumiał i rozważył sugestię.
—
Właściwie, to nie jest zły pomysł. Dzięki temu zrozumieją, że opanowanie
podstawowych eliksirów jest znacznie tańsze i wygodniejsze na użytek domowy. —
Skinął głową. — Dzięki, Granger. Nie wierzę, że na to nie wpadłem — przyznał.
—
Próbuję tylko pomóc. Dzięki za dzisiejszy wieczór, Malfoy — powiedziała, gdy
zatrzymali się przed jej drzwiami.
Draco
jedynie skinął głową w uznaniu.
—
Wszyscy mamy swoje demony — powiedział po prostu, przed udaniem się do swojej
komnaty. — Dobranoc, Granger — pożegnał się, na co mu pomachała, zanim oboje
położyli się spać.
__________
Witajcie :) przed świętami pojawiam się z kolejnym rozdziałem tłumaczenia, który wnosi trochę informacji i myślę, że miło się go czyta. Uwielbiam relację Draco i Hermiony w tej historii. Nigdy nie lubiłam, gdy w opowiadaniach od razu wpadali sobie w ramiona albo wypominali sobie błędy przeszłości. Tutaj mamy uprzejmą relację pełną zrozumienia i dojrzałości, która przerodzi się w coś bardzo fajnego. Dajcie znać, co myślicie o tej części.
Kolejny rozdział pojawi się w niedzielę. Wiem, że to szybko, ale to jeden z moich ulubionych rozdziałów i już nie mogę się doczekać, żebyście mogli go przeczytać. Kuszące? Mam nadzieję, że tak. Mimo że są święta, nie mam wielkich planów wyjazdowych, więc będę miała czas na tłumaczenie.
Korzystając z okazji chciałam Wam złożyć życzenia świąteczne: zdrowych, wesołych i radosnych świąt Bożego Narodzenia w gronie rodziny i przyjaciół, a także pomyślności w Nowym Roku. Oby był lepszy niż obecny pod wieloma względami. :)
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!
Trafiłam tu totalnie przez przypadek,ale serduszko zabiło szybciej widząc że jakaś część świata polskiego dramione wciąż żyje. Mnóstwo blogów po prostu przestało pisać i jest mi okropnie przykro. I strasznie miło zobaczyć, że piszesz- Pisz kobieto, błagam pisz. A ja zmykam czytać- Wesołych świąt
OdpowiedzUsuńSmutno jest na samą myśl, że tak wiele wspaniałych autorek zakończyło swoją przygodę z pisaniem, ale ja jeszcze jakoś się trzymam i nie zamierzam zniknąć! :)
UsuńMiłej lektury i udanego odpoczynku!
Pozrawiam
Arcanum