niedziela, 26 grudnia 2021

[T] Bibliotekarka Hogwartu: Rozdział 6

 30 października 2008

 

Hermiona uśmiechnęła się do zgromadzonej grupy uczniów z roczników od piątego do siódmego, widząc podekscytowanie dotyczące zbliżających się zajęć. Wraz z nadejściem jesieni i pogorszeniem pogody wielu uczniów zaczęło spędzać więcej czasu w zamku niż w plenerze, a w tym roku dużą popularnością cieszyły się zajęcia pozalekcyjne i kluby organizowane przez ich profesorów. Hermiona regularnie miała co najmniej piętnastu uczniów na zajęciach z Klubu Książki, a w czwartki robiła przysługę profesor obrony przed czarną magią.

Astrid okazała się świetną koleżanką i utalentowaną profesor, która szybko stała się ulubienicą uczniów, a także dobrą przyjaciółką Hermiony i Hanny. Puchonka ostatnio była bardzo zajęta swoim dorastającym synem, który zmagał się z nietolerancją mleka, więc często dawała Hermionie szansę na lepsze poznanie Astrid. Francuzka dopasowała się do ich małej grupy.

Innym popularnym wyborem wśród uczniów był nowy mistrz eliksirów, który w przeciwieństwie do swoich poprzedników, właściwie nie faworyzował uczniów domu węża na zajęciach z eliksirów i wszystkich traktował sprawiedliwie. Stał się dość popularny wśród starszych roczników, którzy mogli warzyć własne mikstury, a jeśli grzecznie poprosili, raz w tygodniu pod jego nadzorem ćwiczyli eliksiry do egzaminów. Jego syn stale spędzał czas w bibliotece i zaprzyjaźnił się z kilkoma pierwszoroczniakami, więc czuł się o wiele lepiej w Hogwarcie. Dość szybko czytał kolekcję powieści graficznych, znajdującą się w zbiorach, więc Hermiona musiała zamawiać kolejne i okazało się, że jest to popularny wybór wśród starszych roczników, którzy lubili Marverla i komiksy DC. Scorpiusa nie było dzisiaj wśród zebranych uczniów, ponieważ był zbyt młody, by móc być świadkiem pojedynku swojego ojca.

— Uwaga, uczniowie. — Astrid klasnęła w dłonie, by uciszyć otaczający ją tłum. Wydawało się, że Klub Pojedynków staje się bardzo popularny, gdyż to było dopiero trzecie spotkanie, a już musieli przenieść się do większej sali, aby pomieścić wszystkich obecnych uczniów. Stoły zamieniono w wielopoziomowe ławy, które otaczały pomieszczenie, a ponad setka uczniów rozmawiała z ekscytacją.

— Uwaga — powiedziała Astrid ostrzej i w pomieszczeniu zapadła zupełna cisza. — Bien. Dzisiejszy Klub Pojedynków będzie trochę inny. Mamy zaszczyt powitać dwoje magicznie utalentowanych, ocalałych z wojny, którzy walczyli w Ostatecznej Bitwie podczas drugiej wojny czarodziejów. Jestem pewna, że nie muszę nikomu przedstawiać dwójki bohaterów wojennych, panny Granger i Lorda Malfoya. — Wskazała na nich i sala wybuchła brawami, którym towarzyszyły szepty. Nie tylko ich wojenny wysiłek podczas drugiej wojny czarodziejów został dostrzeżony, ale także ich szkolna animozja była legendarna; żadne z nich nie było zdziwione, widząc, że wszyscy chcieli zobaczyć ich pojedynek.

— Dzisiejsza sesja będzie składać się z pokazu pojedynku i walki wręcz między naszymi gośćmi, a następnie możecie zadawać im pytania związane z technikami pojedynkowania i walki. Jakieś pytania, zanim zaczniemy? — zapytała i zobaczyła podnoszącą się rękę. — Oui, monsieur Bellamy? — Skinęła na niego, by się nie krępował.

— Czy są jakieś zasady dotyczące zakazanych klątw? A może to będzie tylko pokaz, proszę pani? — spytał.

Bien, dobre pytanie. — Skinęła głową i uniosła różdżkę, tworząc wielką tarczę wokół rzędów ław. — Rzuciłam tarczę ochronną po obu stronach sali. Widzicie te niebieskie kryształy, ustawione wokół siedzeń, oui? — Wskazała na podłogę. Co pięć stóp, dookoła wielopoziomowych ław, znajdował się piękny, niebieski kamień wielkości większej pięść, i każdy z nich płonął. — To są magiczne wzmacniacze, które utrzymują tarcze wokół was wszystkich przed wszelkimi klątwami, które będą latać wokół. Nie oznacza to, że jeśli zobaczycie prześwit, macie nie reagować. Wręcz przeciwnie — bądźcie czujni i sami rzućcie zaklęcie tarczy, zanim ktoś poprosi mnie o ratunek — wyjaśniła i wszyscy uczniowie skinęli głowami.

— Dobrze. Co do zasad — zwróciła się do swoich kolegów — oczywiście żadnych zaklęć niewybaczalnych i takich, na które nie znamy przeciwzaklęcia. Poza tym proszę, abyście nie traktowali tego jako ćwiczenia, ale jako rzeczywistą walkę — poprosiła i otrzymała dwa przytaknięcia na zgodę. — Pewnie chcecie się przygotować. — Wskazała na kąt w pomieszczeniu obok stołu nauczycielskiego, gdzie znajdował się parawan, za którym mogli się przebrać.

Draco skinął na Hermionę, by poszła za nim, po czym okrążyli parawan, natychmiast zaczynając zmieniać swoje ubrania. Draco zdjął ciężkie, nauczycielskie szaty i transmutował swoją białą koszulę w prostą białą podkoszulkę dla wygody ruchu. Zachował spodnie, ale przemienił buty na parę czarnych trampek, aby móc biegać i robić uniki przed ciosami, do których Granger była zdolna.

Hermiona natomiast upewniła się, że jej włosy są mocno splecione i odsunięte od twarzy, po czym wyciągnęła swoją małą torebkę, wysadzaną koralikami, i przywołała starą parę wygodnych jeansów i szary sweter. Machnęła różdżką, a ubranie ładnie dopasowało się do jej sylwetki. Spódnica i bluzka, które miała na sobie, schludnie zwinęły się na jej przedramieniu. Na koniec przywołała swoją ulubioną parę Sketcherów, w których lubiła biegać, i zamieniła na nie szpilki na niskim obcasie. Rozważała założenie swojego stroju do biegania, ale pojedynki zazwyczaj nie miały miejsca w sportowym otoczeniu, więc wystarczył swobodny strój.

— Cóż, chyba jesteśmy gotowi — zauważyła, gdy oboje zaczęli się rozciągać.

— Wiem, że to ma być prawdziwy pojedynek i walka, ale masz jakieś zasady lub prośby? — zapytał, wiedząc, że oboje w przeszłości ucierpieli więcej niż inni. Stare rany bojowe wciąż czasem dawały o sobie znać i oboje byli zbyt zajęci, by leżeć zbyt długo po dzisiejszym pojedynku w Skrzydle Szpitalnym.

— Od jakiegoś czasu nie walczyłam wręcz, ale śmiało mogę walczyć na pełnych obrotach. Jeśli pamiętasz, moje lewe biodro jest czasami wrażliwe, ale powinno być dobrze. Nie przejmuj się moim przedramieniem, może krwawić. — Wskazała na przeklęte słowo wyryte na jej skórze.

Draco skinął głową.

— Ze mną wszystko dobrze, ale jeśli możesz, uważaj na mój lewy nadgarstek. Miałem skomplikowane złamanie; jest zagojony, ale wciąż nieco wrażliwy — wyjaśnił. — Nie mogę się doczekać rzucenia kilku zaklęć, może lekkiego splątania twoich nóg. — Uśmiechnął się, a duch rywalizacji ogarnął ich oboje.

— Chciałbyś, Malfoy — odpowiedziała z uśmiechem na ustach, zanim wyszli zza parawanu.

Każdy z uczniów z zapartym tchem czekał na rozwój wydarzeń, a Astrid upewniła się, że jej tarcze ochronne są na swoim miejscu, zanim zeszła ze środka pomieszczenia i usiadła w pierwszym rzędzie, aby zapewnić pojedynkującym wystarczająco dużo miejsca. Na zimnej, kamiennej podłodze ułożono dużą, prostokątną matę, z której Hermiona była zadowolona, ponieważ będzie łaskawa dla ich stawów i kości, gdyby zaczęli się tarzać.

Weszli na środek pomieszczenia i odwrócili się do siebie plecami, robiąc dokładnie dziesięć odmierzonych kroków, zanim ponownie stanęli naprzeciwko siebie. Machnęli różdżkami elegancką falą i lekko pochylili głowy z szacunkiem dla rywala, zanim przyjęli pozycję obronną. Przez chwilę stali nieruchomo, zastanawiając się, kto pierwszy zaatakuje. Hermiona zaczęła drobnym, kłującym zaklęciem, a jej usta wykrzywiły się w półuśmiechu. Draco odbił je leniwie, unosząc brew. Wywołało to kilka chichotów pomiędzy uczniami starszych roczników, którzy mogli zobaczyć, jak wygląda przyjacielska gra wstępna. Tak rozgrzewali mięśnie do właściwej walki.

Odpowiedział zaklęciem żądlącym — odbiła je.

Dobrze wymierzone Engorgio, wycelowane prosto w palce, również zostało odbite.

Zaklęcie zmniejszające powróciło, ale uniknął go szybkim unikiem głowy.

I tak przeszli od leniwej rozgrzewki do bardziej dynamicznego pojedynku, skakania, turlania się, robienia uników, uchylania się przed coraz bardziej szarymi zaklęciami i bardzo ostrożnego poruszania się po granicy z czarną magią. Po zejściu z drogi paskudnemu zaklęciu płonącemu, Hermiona zmieniła sytuację, wysyłając mocne, ale niezbyt niebezpieczne zaklęcie nietoperza, które zostało odbite niewerbalnym Expelliarmusem, jaki jej posłał Draco.

Zacisnęła zęby, widząc triumfalny uśmiech na twarzy Malfoya, gdy jej różdżka wylądowała w jego dłoni.  Hermiona niemal w kilka sekund znalazła się w przestrzeni między nimi i odwróciła jego uwagę za pomocą bezróżdżkowego zaklęcia łaskoczącego, przez które chwycił się za bok jedną ręką, zanim kopnęła go w drugą. Obie różdżki wylądowały na podłodze, ale poza ich zasięgiem, jednak Draco zdołał tak się skoncentrować, by rzucić niewerbalną skończoność. Och, to było sprytne; powinien się był spodziewać, że Hermiona położy na nich swoje ręce, ale był gotowy do walki. W normalnych okolicznościach nigdy nie uderzyłby kobiety ani nie dotknąłby bez jej zgody, ale to był pojedynek, więc zamierzał dać z siebie wszystko.

Udało mu się podciąć jej stopy i zamierzał ją przygnieść, ale ona gładko przewróciła swoje ciało do tyłu i błyskawicznie stanęła z powrotem na nogach, z uniesionymi rękami, ale łokciami ochronnie przy ciele. Nie zdawali sobie nawet sprawy z ciągłego komentowania nauczycielki obrony przed czarną magią w tle.

— To była bardzo sprytna strategia. Pamiętajcie, że najlepiej jest być biegłym w przynajmniej podstawowej magii bezróżdżkowej. Proste zaklęcia, jak Protego, Expelliarmus i Finite, są niezbędne do przetrwania — skomentowała Astrid, a jej głos był wystarczająco donośny dla wszystkich. Uczniowie słuchali, ale nie wtrącali się do walki. — Jeśli wasza różdżka zostanie zabrana, dokładacie wszelkich starań, aby ją odzyskać lub rozbroić przeciwnika, żeby być na równym gruncie. Dzieje się tak jedynie wtedy, gdy wiecie, że jesteście w stanie walczyć i jest duża szansa, że wygracie. Jeżeli jesteś niską kobietą, ważącą sześćdziesiąt pięć kilogramów, a twoim przeciwnikiem jest wysoki mężczyzna, dwa razy wyższy od ciebie, próbujesz każdego możliwego rozwiązania. Mimo zmęczenia biegasz tak szybko, jak tylko potrafisz — powiedziała po prostu.

Niektóre dziewczęta z pierwszego rzędu zaśmiały się na jej słowa, myśląc, że to żart. Profesor jednak szybko je upomniała.

— Panie, jeśli myślicie, że żartuję, powinnyście pogłębić swoją wiedzę z arytmetyki i fizyki — oświadczyła, co natychmiast uciszyło chichot. — Bycie pragmatycznym, jeśli chodzi o swoje szanse zarówno na walkę jak i na ucieczkę, jest niezbędne do przetrwania, walki i pojedynkowania się — zakończyła, zanim skinęła na wszystkich, aby kontynuowali obserwowanie toczącego się pojedynku.

Hermiona sapnęła, gdy straciła oddech przez twardy łokieć wbity w jej brzuch, i jęknęła, kiedy wylądowała na macie, bo blondyn ponownie kopnął jej stopy. Udało jej się pociągnąć go za kostkę, aby również go powalić. Próbowała złapać oddech, kopiąc go mocno w bok, kiedy ten próbował ją unieruchomić. Draco nie było gotowy, by się poddać, ale rozproszenie bólem oznaczało, że ta utalentowana wiedźma była w stanie podejść wystarczająco blisko, by pogrążyć go w śpiączce.

Wiedział, że nie powinien obierać takiej taktyki, ale udało mu się ją rozproszyć, udając, że próbuje dosięgnąć jej boku, a zamiast tego drugą ręką sięgnął po włosy Hermiony, mocno ciągnąc. Krzyknęła i poluzowała uścisk na tyle, by mógł przerzucić stopy. I tak po prostu znalazła się na plecach, ledwie sekundę przed tym, by powstrzymać go przed zdobyciem przewagi. Jej różdżka toczyła się w jej kierunku i wpadła w dłoń na cichy rozkaz, gdy Draco próbował ją docisnąć. Zamiast tego jego ręka wylądowała na jej gardle i trzymała bez żadnego nacisku, kiedy poczuł końcówkę różdżki mocno przyciśniętą do górnej części jego uda.

Doszli do idealnego bezruchu; oboje trzymali się nawzajem w sposób, który mógł zagrozić przetrwaniu. Mógł ją udusić lub skręcić jej kark, a ona z łatwością mogła przeciąć jego tętnicę udową lub rzucić Avadę. Hermiona czuła, jak ich oddechy mieszają się z wysiłku, gdy oboje dyszeli, próbując uspokoić swoje ciała. Przez głowę Hermiony przemknęła zabawna myśl, przypominająca jej, że nigdy nie znajdowała się bliżej Malfoya i prawdopodobnie nigdy już nie będzie.

— Remis! — zawołała Astrid i klasnęła, a uczniowie przyłączyli się do niej ochoczo, doceniając zręczny pojedynek i walkę.

Draco ostrożnie zsunął się z Hermiony i wstał, podając jej rękę, którą przyjęła. Pokłonili się sobie nawzajem z szacunkiem, zanim zwrócili się do uczniów. Astrid przygotowała stół, przy którym mogli wygodnie usiąść, upewniając się, że przestrzeń pozostała nieformalna. Hermiona była zadowolona, że nie będzie przesłuchiwana jak na oficjalnych panelach, ocierając pot z szyi.

— Dziękuję naszym pojedynkującym za wspaniałą prezentację. Teraz macie okazję zadać pytania, ale zachowajcie porządek i treściwość, dobrze? — zasugerowała Astrid i obserwowała, jak kilka dłoni ochoczo unosi się w powietrze. Na pewno dzisiaj skończą późno, pomyślała Hermiona.

I nie myliła się, Prefekci odprowadzili wszystkich uczniów do ich domów nie wcześniej niż przed wpół do dziesiątej tego wieczoru, zanim sami nauczyciele wyszli z sali.

— Ach, merde, przegapię mój świstoklik, jeśli się nie pospieszę. — Astrid zarzuciła podróżny płaszcz na ramiona i szybko go zapięła, po czym zmniejszyła walizkę i wsunęła ją do kieszeni spodni.

— Mam nadzieję, że twoja ciocia wkrótce poczuje się lepiej. Bezpiecznej podróży. — Uśmiechnęła się Hermiona, wymieniając uściski i pocałunki w policzki, chichocząc, gdy Draco wyglądał na zaskoczonego, że piękna blondynka zrobiła z nim to samo.

A bientôt, mes amies. — Pomachała ręką i wyszła przez duże drzwi zamku w rześką noc.

Hermiona znalazła chusteczkę w kieszeni i wręczył mu ją, gdy szli po schodach. Draco z zaciekawieniem uniósł brew.

— Masz trochę szminki na policzku — wyjaśniła, wskazując na miejsce, gdzie Astrid zostawiła jasnoróżowy ślad.

— Dzięki. — Wytarł go, zanim oddał jej chusteczkę. Jego syn był w wieku, w którym wszystko dostrzegał i zadawałby zbyt wiele pytań, zwiększając swoją ciekawość związkami ojca, relacjami i tym podobne. — Świetnie się dzisiaj bawiłem, pomimo niekończących się pytań — dodał po chwili, gdy szli w kierunku swoich komnat.

— Dobrze było się pojedynkować bez wojny — przyznała. — Myślę, że jutro rano będę dość obolała, rozciągnęłam mięśnie, których zwykle nie mam okazji użyć podczas biegania — zachichotała, czując się zmęczoną, ale zadowoloną z treningu zapewnionego przez walkę.

— Może powinniśmy robić tego typu trening co miesiąc lub co dwa tygodnie — zasugerował Draco w swój zwykły, nonszalancki sposób, ale Hermiona już do tego przywykła i zrozumiała, że to szczera propozycja.

— Mam wolne przez większość sobotnich wieczorów i niedzielnych poranków — powiedziała, zdając sobie sprawę, że właśnie przyznała się do braku życia towarzyskiego.

Draco uniósł brew.

— Tak jak teraz? — drażnił się z rozbawionym uśmiechem, zanim wzruszył ramionami. — To znaczy, że jest nas dwoje. W przyszłym tygodniu, w niedzielę przed śniadaniem? — zaproponował.

— Umowa stoi — zgodziła się Hermiona, gdy podeszli do drzwi jej komnaty. — Dobranoc, Malfoy — powiedziała, otwierając drzwi.

— Myślę, że nadszedł czas, byś zaczęła zwracać się do mnie po imieniu, Granger — oświadczył nagle.

Hermiona odwróciła się, zaskoczona tą nagłą propozycją.

— Zrobię to, gdy zaczniesz nazywać mnie Hermioną — odpowiedziała.

Touché. — Uśmiechnął się. — Dobranoc, Hermiono — powiedział; jego śliczne, szare oczy były przepełnione humorem, a atmosfera między nimi przyjaźnią.

— Dobranoc, Draco. — Uśmiechnęła się i ponownie odwróciła ku drzwiom.

— Tatusiu, jak było? — Usłyszeli z otwierających się drzwi kilka stóp od nich, których do tej pory nie zauważyli.

— Scorpiusie Hyperionie Malfoy, dlaczego jeszcze nie śpisz? — Draco zmarszczył brwi, patrząc na syna z dezaprobatą, ale nie mógł się na niego złościć, bo wiedział, że chłopiec nie zaśnie, zanim nie usłyszy opowieści o pojedynku jako bajki na dobranoc.

Hermiona uśmiechnęła się do Scorpiusa. Widziała, że był synem swojego ojca.

— Lepiej wejdź do środka. Nie masz skarpetek, a kamienie są zimne. Chyba nie chcesz się przeziębić — zasugerowała.

— Tak, proszę pani. Dobranoc, proszę pani. — Uśmiechnął się, zbyt energiczny o tej porze.

— Dobranoc, Scorpiusie — powiedziała dosadnie, ale z uśmiechem obserwowała, jak chłopiec wbiega do komnaty Malfoyów.

Draco przewrócił oczami.

— Wiesz, to ja jestem jego ojcem. Powinien słuchać mnie, nie ciebie — zauważył.

— Jestem ładniejsza, więc myślę, że dlatego moje słowa brzmią lepiej. — Wyszczerzyła zęby zanim zniknęła w swojej komnacie, nie dając mu szansy na zakwestionowanie swoich słów.

Nie to, żeby chciał to zrobić, bo mól książkowy jak zwykle miał rację.

__________

Witajcie :) w niedzielne popołudnie pojawiam się z kolejną częścią historii. Tak jak ostatnio wspominałam, to jeden z moich ulubionych rozdziałów. Uwielbiam ten pojedynek między Draco i Hermioną i tę ich więź, która z każdym rozdziałem rozwija się coraz bardziej. Mam nadzieję, że Was też to cieszy. Dajcie znać, co sądzicie.

Kolejne rozdziały będą się pojawiały dwa razy w tygodniu, chcę trochę przyspieszyć, by móc po zakończeniu publikacji tej historii ruszyć z "To, co najlepsze". Ciężko jest mi teraz wbić się w tamten klimat, ale jak tylko skończę tłumaczenie "Bibliotekarki Hogwartu", wezmę się za dalsze rozdziały "To, co najlepsze". Wiem, że obiecuję to od dawna, ale ostatnio wszystko nie układało się po mojej myśli i po prostu nie miałam na to czasu. Musicie mi wybaczyć... Tak więc kolejny rozdział "Bibliotekarki Hogwartu" pojawi się w środę.

Tyle ode mnie! Komentujcie i oceniajcie. Miłego odpoczynku! Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy