wtorek, 28 grudnia 2021

[T] Bibliotekarka Hogwartu: Rozdział 7

 29 listopada 2008

 

Hermiona obejrzała się w lustrze i upewniła, że wszystkie prezenty znalazły się w torebce, po czym owinęła się ciasno grubym, szarym płaszczem podróżnym i szalikiem. Włożyła parę znoszonych, ale dobrze utrzymanych rękawiczek z czarnej skóry  i odświeżyła wodoodporne zaklęcie na nogach od butów aż do kolan. Zima w szkockich górach nadeszła wcześnie i temperatury spadły bardzo szybko. Teren pokrył koc śnieżnobiałego śniegu i mróz dawał o sobie znać. Nie mogła już biegać, więc zamiast tego trzy lub cztery razy w tygodniu we wczesnych godzinach porannych spacerowała po zaśnieżonym terenie. Czasami dołączali do niej Astrid, Sara lub Draco, ale najczęściej ten czas wykorzystywała na przemyślenia i znalezienie odrobiny czasu dla siebie, kiedy nie spędzała go z Draco, rozciągając mięśnie podczas walki.

Dzisiaj był niezwykły dzień. Najmłodszy mieszkaniec Muszelki miał zostać magicznie pobłogosławiony, a Hermiona miała zostać dumną matką chrzestną, dołączając do szeregu rodziców chrzestnych, w tym Charliego, jako ojca chrzestnego Victoire i Gabrielle, siostry Fleur, która była matką chrzestną małej Dominique. Teraz Hermiona obiecała, że zaopiekuje się małym Louisem, jeśli coś się stanie jego rodzicom. Louis był małym wojownikiem. Urodzony trochę za wcześnie, musiał przez jakiś czas pozostać w szpitalu. Magia Fleur wariowała, a jej ciało odczuwało większe napięcie niż w przypadku pozostałych dwóch ciąż, więc Hermiona podejrzewała, że to będzie ostatnia.

Louis był bardzo delikatny i trochę zajęło, zanim udało mu się dojść do pełni sił i wyzdrowieć tak samo, jak jego matce. Hermiona rozważała swój prezent przez chwilę, zastanawiając się, co może podarować małemu Louisowi jako jego matka chrzestna, dopóki nie zdała sobie sprawy, że jego kochający rodzice dadzą mu wszystko, czego będzie potrzebował. Postanowiła więc podarować mu coś na przyszłość i coś, co sprawi mu teraz radość. Jeszcze raz sprawdziła pogodę na zewnątrz, po czym ciaśniej owinęła się ciężkim płaszczem i zeszła po schodach w kierunku holu wejściowego.

Na korytarzach nie było prawie żadnego ruchu. Był leniwy, niedzielny poranek, a pogoda sprawiała, że duża część uczniów decydowała się na pozostanie w swoich ciepłych dormitoriach i Pokojach Wspólnych, i większości z nich nie widziano aż do kolacji. Powierzyła bibliotekę bardzo zdolnym rękom Hanny, która cieszyła się dniem z dala od swoich komnat, pozwalając Neville’owi spędzić trochę czasu z synem. Szybki spacer do bramy i punktu aportacyjnego był zachwycający; zapach świeżego śniegu tak znajomy i kojący w spokojny poranek.

Muszelka tego dnia była pełna ciepła i śmiechu. Ogień trzaskał w kominku, a na kuchennym stole znajdowała się niedzielna pieczeń i kilka różnych ciast, by uczcić powitanie Louisa w magicznej społeczności. Hermiona przypomniała sobie zdjęcia z własnego chrztu; jej mama zawsze mówiła, że to nudne, ale ważne dla jej dziadków, bo tego chcieli. Zupełnie inną ceremonią były magiczne błogosławieństwa dla dzieci. Zamiast czuć się zmuszoną lub zbyt uszeregowaną, rodzina zbierała się, by powitać dziecko w swoim świecie i być świadkami, jak rodzic chrzestny lub rodzice chrzestni składają śluby przewodnictwa w życiu dziecka. Często niewielka biżuteria lub cenny przedmiot był nasycony magią dwóch rodzin, z których pochodzili rodzice, i był przechowywany jako pamiątka.

Hermiona rozpromieniła się z dumy, gdy złożyła przysięgę i tchnęła swoją ochronną magię w małą złotą bransoletkę, pobłogosławioną przez Delacourtów i Weasleyów, po czym podniosła małego Louisa, by mu ją założyć. Praktycznie w ogóle się nie poruszył i przytulił się mocno do jej ciała, gdy trzymała go blisko, a rodzina wiwatowała za ich zdrowie, i ceremonia dobiegła końca. Wspaniale było znów zobaczyć Charliego po jakimś czasie i musiała obiecać, że przyjedzie do Rumunii na długi weekend w Nowy Rok, aby odwiedzić lokalne magiczne archiwa w Bukareszcie i spotkać się z niedawno zaręczonym poskramiaczem smoków i jego partnerką.

Fleur wciąż wyglądała na nieco zmęczoną, ale promieniała radością na widok swojej rodziny i niemal wybuchła płaczem, gdy Hermiona wręczyła jej prezent od wszystkich rodziców chrzestnych jej dzieci — piękny album ze zdjęciami, których nigdy wcześniej nie widziała; wizytę Victoire u wujka w Rumunii oraz Dominique w Saint-Tropez wraz z ciocią Gabrielle. Zostały puste strony na zdjęcia, które Hermiona zamierzała zapełnić podczas rodzinnej wizyty w Hogwarcie w lato. Ten cenny prezent został dobrze przyjęty przez rodziców dzieci.

Po kilku kieliszkach gorącego cydru i zdecydowanie za dużej ilości ciasta, Hermiona wyszła z domku z obietnicą, że wkrótce odpowie na listy Fleur i Charliego. Z uśmiechem na twarzy teleportowała się na piękną, zimową plażę. Jednak rozkosz nie trwała długo. Gdy jej stopy uderzyły w zamarzniętą ziemię w okolicach Hogwartu, ogarnął ją chwilowy smutek, bo rozmyślała o szczęściu swoich przyjaciół. Wszyscy mieli partnerów lub byli zamężni, niektórzy mieli dzieci, inni podróżowali po świecie i adoptowali zwierzęta. Hermiona była szczęśliwa i zadowolona ze swojego stylu życia, ale czasami brakowało jej towarzystwa i namiętności, które towarzyszyły związkom, oraz miłości i wsparcia partnera. Grupa uczniów idących ścieżką z Hogsmeade przerwała jej rozmyślania i odpowiedziała na ich powitanie, machając ręką, po czym przeszła przez drzwi bramy na teren szkoły.

Była już prawie przy zamku, kiedy instynktownie zrobiła unik przed lecącą śnieżką, słysząc, że zamiast w nią, ta wpadła prosto w drzewo za nią. Zmarszczyła brwi i rozejrzała się w poszukiwaniu sprawcy. Jej usta wykrzywiły się w rozbawionym uśmiechu, gdy zauważyła zażartą walkę na śnieżki Malfoyów.

— Przepraszam, proszę pani! — zawołał Scorpius przez pole, próbując uformować kolejną kulę, którą uderzyłby swojego ojca, jednocześnie unikając nadlatującej śnieżki z chichotem. Jego oczy błyszczały, włosy sterczały niechlujnie spod czapki z dzianiny i rzucił własną śnieżką w ojca.

Draco wydawał się bawić tak samo dobrze, jak jego syn, sądząc po wysiłku, jaki włożył, by udawać, że trudno jest uniknąć śnieżek, i różowych policzkach, co świadczyło, że spędzili już trochę czasu na zabawie.

— Dołączysz do nas, Hermiono? — zapytał z wyzywającym uśmiechem.

Gryfonka zjeżyła się na wyzwanie i wyciągnęła różdżkę z rękawa, skręcając włosy w kok i zabezpieczając je, zanim pochyliła się, by zebrać trochę śniegu.

— Chcesz, żebym do was dołączyła, prawda? — spytała i rzuciła pierwszą kulę, celując w starszego Malfoya i chybiając, gdy ten z łatwością zrobił unik.

— Scorpius, ratunku! Jestem atakowany! — Draco uchylał się przed kolejnymi śnieżkami, dopóki jego chichoczący syn nie stanął przed nim.

— Nie martw się, tatusiu, pomogę! — powiedział i zaczął formować kulę na Hermionę, po czym przerwał. — Tatusiu, Mandy Parkinson powiedziała, że nie powinienem bić dziewczyn. Panna Hermiona jest dziewczyną, więc nie powinienem w nią uderzać, zgadza się? — zapytał, patrząc przez chwilę nerwowo na Hermionę.

Dorośli przerwali, zastanawiając się, jak wyrazić słowami złożone zjawiska społeczne związane z normami płci i równością.

— Tak, panna Hermiona jest dziewczyną. Cóż, jest damą, nie dziewczyną, ale rozumiesz, o co chodzi. — Uśmiechnął się Draco, chcąc spowodować, że zdenerwowany chłopiec też się uśmiechnie. Wciąż czasem był niepewny, zwłaszcza przed innymi, ale Draco miał nadzieję, że Scorpius wkrótce z tego wydorośleje i nabierze większej pewności siebie. — Ale to, że jest damą, nie oznacza, że nie możesz z nią walczyć jak dżentelmen — zasugerował.

— Więc mogę bić dziewczyny? Ale… nie chcę. Nie chcę nikogo bić. Cóż, Mandy Parkinson czasami mówi złośliwe rzeczy o pannie Hermionie. — Zmarszczył brwi, zanim zdał sobie sprawę, że Hermiona to słyszała. — Przepraszam, proszę pani — powiedział, sądząc, że tak trzeba.

Hermiona zachichotała i pochyliła się, by przykucnąć obok niego.

— W porządku, nie wszyscy mnie lubią i to jest normalne. Nie wszyscy będą cię lubić; powinieneś przestać przejmować się tym, jak sprawić, by cię polubili. Pewnego dnia Mandy Parkinson zrozumie, co naprawdę ma znaczenie. Aby wyjaśnić to lepiej, uderzanie kogokolwiek jest zazwyczaj złe, ponieważ powinno się być w stanie rozwiązać każdą walkę słowami. Uderzenie kogoś słabszego lub mniejszego od siebie, tylko dlatego, że możesz, jest zawsze złe. Nigdy nie powinieneś tego robić. Ale jeśli ktoś ci grozi lub próbuje cię skrzywdzić, walczysz i odpowiadasz tym samym, nieważne czy to chłopiec czy dziewczynka — wyjaśniła, chcąc się upewnić, że chłopiec rozumie, o co jej chodzi.

Scorpius skinął głową, wciąż wyglądając na nieco niepewnego, więc Hermiona spojrzała na Draco, aby zobaczyć, czy wpadł na pomysł, którym mógłby to lepiej wyjaśnić.

— Pamiętasz mój sobotni pojedynek z panną Hermioną? — zapytał i czekał, aż chłopiec skinie głową. — No cóż, uderzyłem pannę Hermionę i rzucałem w nią urokami, mimo że jest damą.

— Serio? — Scorpius wyglądał na zaskoczonego. — A pani odpowiedziała tym samym? — zapytał Hermionę.

Skinęła zachęcająco głową.

— Tak, odpłacam tym, co dostaję. Rozumiesz dlaczego? — zapytała.

— Ponieważ jesteście przyjaciółmi? — podał najbardziej logiczną odpowiedź.

Draco zaśmiał się.

— Jesteśmy, ale to nie jest powód. Hermiona jest mi równa i zgadzamy się, że walka i sport są fizyczne. Ktoś zawsze może zostać zraniony, niezależnie od tego czy jest chłopcem, czy dziewczynką — wyjaśnił.

— Więc… jeśli Mandy Parkinson jest krową i mówi podłe rzeczy, powinienem najpierw powiedzieć, że nie powinna mówić takich rzeczy i nie przyjaźnić się z nią, jeśli nalega. Ale jeśli próbowała mnie skrzywdzić lub mi groziła, że skrzywdzi pannę Hermionę, mogę ją uderzyć — podsumował Scorpius, wyglądając na nieco zakłopotanego, kiedy zauważył zmarszczone brwi ojca.

— Krótko mówiąc, tak. Ale w przyszłości nie powinieneś odnosić się do Mandy Parkinson, używając zwierzęcych określeń — ostrzegł Draco, zanim wstał i wyczyścił śnieg z kolana. — A teraz bitwa na śnieżki? — zapytał.

Scorpius jednak potrząsnął głową.

— Chcę gorącą czekoladę. Poczyta mi pani, pani Hermiono? — spytał z nadzieją.

— Jasne. — Hermiona uśmiechnęła się i owinęła płaszczem, by uchronić się przed wzmagającym wiatrem.

— Dziękuję! Pójdę powiedzieć elfom! — Pobiegł przed siebie do zamku, zanim Draco zdążył się sprzeciwić.

— Sprawi, że przedwcześnie osiwieję… — westchnął i szarmancko zaoferował Hermionie łokieć.

— Hej, ja siwieję od lat — prychnęła i chwyciła go za przedramię, podnosząc jedną ręką rąbek płaszcza, by trzymać go z dala od stóp na śnieżnej ścieżce.

— Dziękuję za pomoc w wyjaśnieniu. Ostatnio ma zwyczaj wyskakiwać z pytaniami, na które po prostu nie wiem, jak odpowiedzieć — przyznał Draco, czując się trochę dziwnie, że nie ma odpowiedzi, które zadowoliłyby umysł ośmioletniego chłopca.

— Nie ma problemu. Spotkałam Mandy Parkinson tylko kilka razy, ale jest niezwykle podobna do swojej matki — zauważyła Hermiona. Nigdy nie odniosłaby się do ucznia w uwłaczający sposób, ale nie miała żadnych skrupułów, mówiąc, że Pansy Parkinson była i nadal pozostaje jedną z najgorszych plotkar w Londynie. Niektórzy ludzie nie dojrzeli, tak jak oni. Mandy była jak dwie krople wody podobna do matki, nawet miała nos mopsa…

— O tak, dobrze o tym wiem. Plotki na temat mojego rozwodu, które rozpowiedziała, sprawiły, że miałem ochotę skręcić jej kark — prychnął. — Kiedyś naprawdę byliśmy przyjaciółmi. Stanowiła dla mnie pocieszenie. Potem jej ojciec awansował w szeregach, a moja rodzina była w niełasce. Od tamtej pory staliśmy się zupełnie inni — zadumał się Draco, gdy szli dalej poprzez puszysty śnieg.

Hermiona zawsze zastanawiała się, czy prawdziwa przyjaźń była naprawdę możliwa wśród Ślizgonów na ich roku, przy całej tej polityce i rodzinnych obowiązkach.

— Nie potrafię sobie wyobrazić, jakie to musiało być — przyznała. — Czy nadal przyjaźnisz się z kimś z naszego roku? — zaryzykowała, mając nadzieję, że to nie brzmi wścibsko.

— Z Blaise’em. — Draco uśmiechnął się półuśmiechem. — Dobrze sobie poradził. Wbrew naukom swojej matki, poszedł na prawo i poślubił francuską kobietę sukcesu. Przez wielu naszych znajomych jest uważana za „nowobogacką”, ponieważ pochodziła ze skromnego środowiska i ciężko pracowała, by zarobić pieniądze, które teraz posiada. Ale Blaise jest szczęśliwy. Tworzą cudowną parę i właśnie adoptowali, by powiększyć rodzinę. — Zaśmiał się.

— Musieli adoptować czy chcieli? — zapytała Hermiona z zaciekawieniem. Po Ostatecznej Bitwie nastąpił wzrost adopcji sierot wojennych, ale większość magicznych rodzin wolała wypróbować wszystkie możliwe metody na posiadanie dzieci przed adoptowaniem.

— O nie, nie dzieci. Zaadoptowali kilka psów ratowniczych, żeby dołączyły do trzech koni w ich posiadłości. Pokażę ci zdjęcia, zanim zaczniesz czytać Scorpowi.

— Z chęcią. — Uśmiechnęła się Hermiona i puściła jego łokieć, gdy dotarli do holu wejściowego, aby mogła otrzepać śnieg i rzucić kilka dobrze wycelowanych zaklęć osuszających buty i płaszcz, zanim ruszyli schodami. — A tak przy okazji, jakie masz plany na święta? — zapytała, uświadamiając sobie, że wcześniej o tym zapomniała.

— Poza przetrwaniem tego przeklętego balu? — jęknął. — Niektórzy z moich uczniów byli całkowicie nie do zniesienia, prosząc o weekendowe wycieczki do Londynu i Merlin-Wie-Co, aby kupić kostiumy i sukienki. To było kompletne szaleństwo.

Hermiona zaśmiała się.

— To też. Minerva oświadczyła, że my też będziemy musieli się przebrać, więc powinnam czegoś poszukać — zadumała się.

— Niech zgadnę; przeczytasz kilka książek na ten temat — droczył się, choć w jego głosie nie było złośliwości, tylko coś na kształt sentymentu.

— Cóż, jestem bibliotekarką. — Wzruszyła ramionami. — Na pewno nie przebiorę się za Elizabeth Bennet. — Wzdrygnęła się. — Z całym szacunkiem dla Jane Austen, ale to nie dla mnie. — Zmarszczyła brwi.

— Chyba jest kilka opcji. Myślę, że będę musiał wybrać się do mugolskiego Londynu. Scorp chce kostium superbohatera. Skąd takie wziąć? — zapytał, nie bardzo wiedząc, jak się za to zabrać.

— Jeśli chcesz, w przyszłym tygodniu jadę na zakupy do Londynu. Mogę coś dla niego kupić, jeżeli dasz mi jego wymiary. A jeśli chcesz zrobić świąteczne zakupy, możesz do mnie dołączyć — zaproponowała, gdy weszli na ich piętro, śmiejąc się z dźwięków dochodzących przez otwarte drzwi, gdzie młody Malfoy kłócił się ze skrzatem domowym o gorącą czekoladę.

— Byłoby wspaniale. Ktoś wspomniał o takim miejscu… Primarco czy coś takiego? Nie wiem, Sara nie była zbytnio pomocna, a raczej bardzo rozkojarzona. — Zmarszczył brwi.

Hermiona roześmiała się na tę sugestię.

— Bez obaw, możemy tam także wpaść, jeśli chcesz. Poczekaj moment, pójdę się przebrać i za chwilę przyjdę po Scorpiusa — obiecała, po czym zniknęła w swojej komnacie, by zdjąć płaszcz i zmienić buty.

Draco tylko potrząsnął głową, kiedy usłyszał, jak jego syn mówi skrzatowi domowemu, że nie prosił o trzy gorące czekolady tylko dla siebie, i poszedł przygotować chłopca do czytania.

____________

Witajcie :) dzień wcześniej niż zapowiadałam pojawiam się z nowym rozdziałem. Niestety jutro nie miałabym możliwości, ponieważ wypadł mi niespodziewany wyjazd. Ale pewnie nie macie mi tego za złe. Wiem, że długość rozdziałów nadal nie powala na kolana, niestety nie mam na to wpływu. Jednak treść powinna Was zadowolić. Przynajmniej mam taką nadzieję.

Tłumaczenie idzie bardzo sprawnie, więc postanowiłam, że rozdział 8 pojawi się koło piątku. Następne są już dłuższe, a czasu coraz mniej, bo w telewizji Turniej Czterech Skoczni i ja jako prawdziwy fan oglądam wszystko... ale postaram się, aby rozdział 9 wydać w niedzielę. Póżniej zobaczymy, bo wracam do pracy i może być różnie. Jednak obiecałam sobie, że to tłumaczenie pójdzie sprawnie do samego końca i tego się trzymam. Także trzymajcie kciuki.

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia! Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy