29 listopada 2008
Hermiona
obejrzała się w lustrze i upewniła, że wszystkie prezenty znalazły się w
torebce, po czym owinęła się ciasno grubym, szarym płaszczem podróżnym i
szalikiem. Włożyła parę znoszonych, ale dobrze utrzymanych rękawiczek z czarnej
skóry i odświeżyła wodoodporne zaklęcie na nogach od butów aż do kolan.
Zima w szkockich górach nadeszła wcześnie i temperatury spadły bardzo szybko.
Teren pokrył koc śnieżnobiałego śniegu i mróz dawał o sobie znać. Nie mogła już
biegać, więc zamiast tego trzy lub cztery razy w tygodniu we wczesnych
godzinach porannych spacerowała po zaśnieżonym terenie. Czasami dołączali do
niej Astrid, Sara lub Draco, ale najczęściej ten czas wykorzystywała na
przemyślenia i znalezienie odrobiny czasu dla siebie, kiedy nie spędzała go z
Draco, rozciągając mięśnie podczas walki.
Dzisiaj
był niezwykły dzień. Najmłodszy mieszkaniec Muszelki miał zostać magicznie
pobłogosławiony, a Hermiona miała zostać dumną matką chrzestną, dołączając do
szeregu rodziców chrzestnych, w tym Charliego, jako ojca chrzestnego Victoire i
Gabrielle, siostry Fleur, która była matką chrzestną małej Dominique. Teraz
Hermiona obiecała, że zaopiekuje się małym Louisem, jeśli coś się stanie jego
rodzicom. Louis był małym wojownikiem. Urodzony trochę za wcześnie, musiał przez
jakiś czas pozostać w szpitalu. Magia Fleur wariowała, a jej ciało odczuwało
większe napięcie niż w przypadku pozostałych dwóch ciąż, więc Hermiona
podejrzewała, że to będzie ostatnia.
Louis
był bardzo delikatny i trochę zajęło, zanim udało mu się dojść do pełni sił i
wyzdrowieć tak samo, jak jego matce. Hermiona rozważała swój prezent przez
chwilę, zastanawiając się, co może podarować małemu Louisowi jako jego matka
chrzestna, dopóki nie zdała sobie sprawy, że jego kochający rodzice dadzą mu
wszystko, czego będzie potrzebował. Postanowiła więc podarować mu coś na
przyszłość i coś, co sprawi mu teraz radość. Jeszcze raz sprawdziła pogodę na
zewnątrz, po czym ciaśniej owinęła się ciężkim płaszczem i zeszła po schodach w
kierunku holu wejściowego.
Na
korytarzach nie było prawie żadnego ruchu. Był leniwy, niedzielny poranek, a
pogoda sprawiała, że duża część uczniów decydowała się na pozostanie w swoich
ciepłych dormitoriach i Pokojach Wspólnych, i większości z nich nie widziano aż
do kolacji. Powierzyła bibliotekę bardzo zdolnym rękom Hanny, która cieszyła
się dniem z dala od swoich komnat, pozwalając Neville’owi spędzić trochę czasu
z synem. Szybki spacer do bramy i punktu aportacyjnego był zachwycający; zapach
świeżego śniegu tak znajomy i kojący w spokojny poranek.
Muszelka
tego dnia była pełna ciepła i śmiechu. Ogień trzaskał w kominku, a na kuchennym
stole znajdowała się niedzielna pieczeń i kilka różnych ciast, by uczcić
powitanie Louisa w magicznej społeczności. Hermiona przypomniała sobie zdjęcia
z własnego chrztu; jej mama zawsze mówiła, że to nudne, ale ważne dla jej
dziadków, bo tego chcieli. Zupełnie inną ceremonią były magiczne
błogosławieństwa dla dzieci. Zamiast czuć się zmuszoną lub zbyt uszeregowaną,
rodzina zbierała się, by powitać dziecko w swoim świecie i być świadkami, jak
rodzic chrzestny lub rodzice chrzestni składają śluby przewodnictwa w życiu
dziecka. Często niewielka biżuteria lub cenny przedmiot był nasycony magią
dwóch rodzin, z których pochodzili rodzice, i był przechowywany jako pamiątka.
Hermiona
rozpromieniła się z dumy, gdy złożyła przysięgę i tchnęła swoją ochronną magię
w małą złotą bransoletkę, pobłogosławioną przez Delacourtów i Weasleyów, po
czym podniosła małego Louisa, by mu ją założyć. Praktycznie w ogóle się nie
poruszył i przytulił się mocno do jej ciała, gdy trzymała go blisko, a rodzina
wiwatowała za ich zdrowie, i ceremonia dobiegła końca. Wspaniale było znów
zobaczyć Charliego po jakimś czasie i musiała obiecać, że przyjedzie do Rumunii
na długi weekend w Nowy Rok, aby odwiedzić lokalne magiczne archiwa w
Bukareszcie i spotkać się z niedawno zaręczonym poskramiaczem smoków i jego
partnerką.
Fleur
wciąż wyglądała na nieco zmęczoną, ale promieniała radością na widok swojej
rodziny i niemal wybuchła płaczem, gdy Hermiona wręczyła jej prezent od
wszystkich rodziców chrzestnych jej dzieci — piękny album ze zdjęciami, których
nigdy wcześniej nie widziała; wizytę Victoire u wujka w Rumunii oraz Dominique
w Saint-Tropez wraz z ciocią Gabrielle. Zostały puste strony na zdjęcia, które
Hermiona zamierzała zapełnić podczas rodzinnej wizyty w Hogwarcie w lato. Ten
cenny prezent został dobrze przyjęty przez rodziców dzieci.
Po
kilku kieliszkach gorącego cydru i zdecydowanie za dużej ilości ciasta,
Hermiona wyszła z domku z obietnicą, że wkrótce odpowie na listy Fleur i
Charliego. Z uśmiechem na twarzy teleportowała się na piękną, zimową plażę.
Jednak rozkosz nie trwała długo. Gdy jej stopy uderzyły w zamarzniętą ziemię w
okolicach Hogwartu, ogarnął ją chwilowy smutek, bo rozmyślała o szczęściu
swoich przyjaciół. Wszyscy mieli partnerów lub byli zamężni, niektórzy mieli
dzieci, inni podróżowali po świecie i adoptowali zwierzęta. Hermiona była
szczęśliwa i zadowolona ze swojego stylu życia, ale czasami brakowało jej
towarzystwa i namiętności, które towarzyszyły związkom, oraz miłości i wsparcia
partnera. Grupa uczniów idących ścieżką z Hogsmeade przerwała jej rozmyślania i
odpowiedziała na ich powitanie, machając ręką, po czym przeszła przez drzwi
bramy na teren szkoły.
Była
już prawie przy zamku, kiedy instynktownie zrobiła unik przed lecącą śnieżką,
słysząc, że zamiast w nią, ta wpadła prosto w drzewo za nią. Zmarszczyła brwi i
rozejrzała się w poszukiwaniu sprawcy. Jej usta wykrzywiły się w rozbawionym
uśmiechu, gdy zauważyła zażartą walkę na śnieżki Malfoyów.
—
Przepraszam, proszę pani! — zawołał Scorpius przez pole, próbując uformować
kolejną kulę, którą uderzyłby swojego ojca, jednocześnie unikając nadlatującej
śnieżki z chichotem. Jego oczy błyszczały, włosy sterczały niechlujnie spod
czapki z dzianiny i rzucił własną śnieżką w ojca.
Draco
wydawał się bawić tak samo dobrze, jak jego syn, sądząc po wysiłku, jaki
włożył, by udawać, że trudno jest uniknąć śnieżek, i różowych policzkach, co
świadczyło, że spędzili już trochę czasu na zabawie.
—
Dołączysz do nas, Hermiono? — zapytał z wyzywającym uśmiechem.
Gryfonka
zjeżyła się na wyzwanie i wyciągnęła różdżkę z rękawa, skręcając włosy w kok i
zabezpieczając je, zanim pochyliła się, by zebrać trochę śniegu.
—
Chcesz, żebym do was dołączyła, prawda? — spytała i rzuciła pierwszą kulę,
celując w starszego Malfoya i chybiając, gdy ten z łatwością zrobił unik.
—
Scorpius, ratunku! Jestem atakowany! — Draco uchylał się przed kolejnymi
śnieżkami, dopóki jego chichoczący syn nie stanął przed nim.
—
Nie martw się, tatusiu, pomogę! — powiedział i zaczął formować kulę na
Hermionę, po czym przerwał. — Tatusiu, Mandy Parkinson powiedziała, że nie
powinienem bić dziewczyn. Panna Hermiona jest dziewczyną, więc nie powinienem w
nią uderzać, zgadza się? — zapytał, patrząc przez chwilę nerwowo na Hermionę.
Dorośli
przerwali, zastanawiając się, jak wyrazić słowami złożone zjawiska społeczne
związane z normami płci i równością.
—
Tak, panna Hermiona jest dziewczyną. Cóż, jest damą, nie dziewczyną, ale
rozumiesz, o co chodzi. — Uśmiechnął się Draco, chcąc spowodować, że
zdenerwowany chłopiec też się uśmiechnie. Wciąż czasem był niepewny, zwłaszcza
przed innymi, ale Draco miał nadzieję, że Scorpius wkrótce z tego wydorośleje i
nabierze większej pewności siebie. — Ale to, że jest damą, nie oznacza, że nie
możesz z nią walczyć jak dżentelmen — zasugerował.
—
Więc mogę bić dziewczyny? Ale… nie chcę. Nie chcę nikogo bić. Cóż, Mandy
Parkinson czasami mówi złośliwe rzeczy o pannie Hermionie. — Zmarszczył brwi,
zanim zdał sobie sprawę, że Hermiona to słyszała. — Przepraszam, proszę pani —
powiedział, sądząc, że tak trzeba.
Hermiona
zachichotała i pochyliła się, by przykucnąć obok niego.
—
W porządku, nie wszyscy mnie lubią i to jest normalne. Nie wszyscy będą cię
lubić; powinieneś przestać przejmować się tym, jak sprawić, by cię polubili.
Pewnego dnia Mandy Parkinson zrozumie, co naprawdę ma znaczenie. Aby wyjaśnić
to lepiej, uderzanie kogokolwiek jest zazwyczaj złe, ponieważ powinno się być w
stanie rozwiązać każdą walkę słowami. Uderzenie kogoś słabszego lub mniejszego
od siebie, tylko dlatego, że możesz, jest zawsze złe. Nigdy nie powinieneś tego
robić. Ale jeśli ktoś ci grozi lub próbuje cię skrzywdzić, walczysz i
odpowiadasz tym samym, nieważne czy to chłopiec czy dziewczynka — wyjaśniła,
chcąc się upewnić, że chłopiec rozumie, o co jej chodzi.
Scorpius
skinął głową, wciąż wyglądając na nieco niepewnego, więc Hermiona spojrzała na
Draco, aby zobaczyć, czy wpadł na pomysł, którym mógłby to lepiej wyjaśnić.
—
Pamiętasz mój sobotni pojedynek z panną Hermioną? — zapytał i czekał, aż
chłopiec skinie głową. — No cóż, uderzyłem pannę Hermionę i rzucałem w nią
urokami, mimo że jest damą.
—
Serio? — Scorpius wyglądał na zaskoczonego. — A pani odpowiedziała tym samym? —
zapytał Hermionę.
Skinęła
zachęcająco głową.
—
Tak, odpłacam tym, co dostaję. Rozumiesz dlaczego? — zapytała.
—
Ponieważ jesteście przyjaciółmi? — podał najbardziej logiczną odpowiedź.
Draco
zaśmiał się.
—
Jesteśmy, ale to nie jest powód. Hermiona jest mi równa i zgadzamy się, że
walka i sport są fizyczne. Ktoś zawsze może zostać zraniony, niezależnie od
tego czy jest chłopcem, czy dziewczynką — wyjaśnił.
—
Więc… jeśli Mandy Parkinson jest krową i mówi podłe rzeczy, powinienem najpierw
powiedzieć, że nie powinna mówić takich rzeczy i nie przyjaźnić się z nią,
jeśli nalega. Ale jeśli próbowała mnie skrzywdzić lub mi groziła, że skrzywdzi
pannę Hermionę, mogę ją uderzyć — podsumował Scorpius, wyglądając na nieco
zakłopotanego, kiedy zauważył zmarszczone brwi ojca.
—
Krótko mówiąc, tak. Ale w przyszłości nie powinieneś odnosić się do Mandy
Parkinson, używając zwierzęcych określeń — ostrzegł Draco, zanim wstał i
wyczyścił śnieg z kolana. — A teraz bitwa na śnieżki? — zapytał.
Scorpius
jednak potrząsnął głową.
—
Chcę gorącą czekoladę. Poczyta mi pani, pani Hermiono? — spytał z nadzieją.
—
Jasne. — Hermiona uśmiechnęła się i owinęła płaszczem, by uchronić się przed
wzmagającym wiatrem.
—
Dziękuję! Pójdę powiedzieć elfom! — Pobiegł przed siebie do zamku, zanim Draco
zdążył się sprzeciwić.
—
Sprawi, że przedwcześnie osiwieję… — westchnął i szarmancko zaoferował
Hermionie łokieć.
—
Hej, ja siwieję od lat — prychnęła i chwyciła go za przedramię, podnosząc jedną
ręką rąbek płaszcza, by trzymać go z dala od stóp na śnieżnej ścieżce.
—
Dziękuję za pomoc w wyjaśnieniu. Ostatnio ma zwyczaj wyskakiwać z pytaniami, na
które po prostu nie wiem, jak odpowiedzieć — przyznał Draco, czując się trochę
dziwnie, że nie ma odpowiedzi, które zadowoliłyby umysł ośmioletniego chłopca.
—
Nie ma problemu. Spotkałam Mandy Parkinson tylko kilka razy, ale jest niezwykle
podobna do swojej matki — zauważyła Hermiona. Nigdy nie odniosłaby się do
ucznia w uwłaczający sposób, ale nie miała żadnych skrupułów, mówiąc, że Pansy
Parkinson była i nadal pozostaje jedną z najgorszych plotkar w Londynie.
Niektórzy ludzie nie dojrzeli, tak jak oni. Mandy była jak dwie krople wody
podobna do matki, nawet miała nos mopsa…
—
O tak, dobrze o tym wiem. Plotki na temat mojego rozwodu, które rozpowiedziała,
sprawiły, że miałem ochotę skręcić jej kark — prychnął. — Kiedyś naprawdę
byliśmy przyjaciółmi. Stanowiła dla mnie pocieszenie. Potem jej ojciec
awansował w szeregach, a moja rodzina była w niełasce. Od tamtej pory staliśmy
się zupełnie inni — zadumał się Draco, gdy szli dalej poprzez puszysty śnieg.
Hermiona
zawsze zastanawiała się, czy prawdziwa przyjaźń była naprawdę możliwa wśród
Ślizgonów na ich roku, przy całej tej polityce i rodzinnych obowiązkach.
—
Nie potrafię sobie wyobrazić, jakie to musiało być — przyznała. — Czy nadal
przyjaźnisz się z kimś z naszego roku? — zaryzykowała, mając nadzieję, że to
nie brzmi wścibsko.
—
Z Blaise’em. — Draco uśmiechnął się półuśmiechem. — Dobrze sobie poradził.
Wbrew naukom swojej matki, poszedł na prawo i poślubił francuską kobietę
sukcesu. Przez wielu naszych znajomych jest uważana za „nowobogacką”, ponieważ
pochodziła ze skromnego środowiska i ciężko pracowała, by zarobić pieniądze, które
teraz posiada. Ale Blaise jest szczęśliwy. Tworzą cudowną parę i właśnie
adoptowali, by powiększyć rodzinę. — Zaśmiał się.
—
Musieli adoptować czy chcieli? — zapytała Hermiona z zaciekawieniem. Po
Ostatecznej Bitwie nastąpił wzrost adopcji sierot wojennych, ale większość
magicznych rodzin wolała wypróbować wszystkie możliwe metody na posiadanie
dzieci przed adoptowaniem.
—
O nie, nie dzieci. Zaadoptowali kilka psów ratowniczych, żeby dołączyły do
trzech koni w ich posiadłości. Pokażę ci zdjęcia, zanim zaczniesz czytać
Scorpowi.
—
Z chęcią. — Uśmiechnęła się Hermiona i puściła jego łokieć, gdy dotarli do holu
wejściowego, aby mogła otrzepać śnieg i rzucić kilka dobrze wycelowanych zaklęć
osuszających buty i płaszcz, zanim ruszyli schodami. — A tak przy okazji, jakie
masz plany na święta? — zapytała, uświadamiając sobie, że wcześniej o tym
zapomniała.
—
Poza przetrwaniem tego przeklętego balu? — jęknął. — Niektórzy z moich uczniów
byli całkowicie nie do zniesienia, prosząc o weekendowe wycieczki do Londynu i
Merlin-Wie-Co, aby kupić kostiumy i sukienki. To było kompletne szaleństwo.
Hermiona
zaśmiała się.
—
To też. Minerva oświadczyła, że my też będziemy musieli się przebrać, więc
powinnam czegoś poszukać — zadumała się.
—
Niech zgadnę; przeczytasz kilka książek na ten temat — droczył się, choć w jego
głosie nie było złośliwości, tylko coś na kształt sentymentu.
—
Cóż, jestem bibliotekarką. — Wzruszyła ramionami. — Na pewno nie przebiorę się
za Elizabeth Bennet. — Wzdrygnęła się. — Z całym szacunkiem dla Jane Austen,
ale to nie dla mnie. — Zmarszczyła brwi.
—
Chyba jest kilka opcji. Myślę, że będę musiał wybrać się do mugolskiego
Londynu. Scorp chce kostium superbohatera. Skąd takie wziąć? — zapytał, nie
bardzo wiedząc, jak się za to zabrać.
—
Jeśli chcesz, w przyszłym tygodniu jadę na zakupy do Londynu. Mogę coś dla
niego kupić, jeżeli dasz mi jego wymiary. A jeśli chcesz zrobić świąteczne
zakupy, możesz do mnie dołączyć — zaproponowała, gdy weszli na ich piętro,
śmiejąc się z dźwięków dochodzących przez otwarte drzwi, gdzie młody Malfoy
kłócił się ze skrzatem domowym o gorącą czekoladę.
—
Byłoby wspaniale. Ktoś wspomniał o takim miejscu… Primarco czy coś takiego? Nie
wiem, Sara nie była zbytnio pomocna, a raczej bardzo rozkojarzona. — Zmarszczył
brwi.
Hermiona
roześmiała się na tę sugestię.
—
Bez obaw, możemy tam także wpaść, jeśli chcesz. Poczekaj moment, pójdę się
przebrać i za chwilę przyjdę po Scorpiusa — obiecała, po czym zniknęła w swojej
komnacie, by zdjąć płaszcz i zmienić buty.
Draco
tylko potrząsnął głową, kiedy usłyszał, jak jego syn mówi skrzatowi domowemu,
że nie prosił o trzy gorące czekolady tylko dla siebie, i poszedł przygotować
chłopca do czytania.
____________
Witajcie :) dzień wcześniej niż zapowiadałam pojawiam się z nowym rozdziałem. Niestety jutro nie miałabym możliwości, ponieważ wypadł mi niespodziewany wyjazd. Ale pewnie nie macie mi tego za złe. Wiem, że długość rozdziałów nadal nie powala na kolana, niestety nie mam na to wpływu. Jednak treść powinna Was zadowolić. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Tłumaczenie idzie bardzo sprawnie, więc postanowiłam, że rozdział 8 pojawi się koło piątku. Następne są już dłuższe, a czasu coraz mniej, bo w telewizji Turniej Czterech Skoczni i ja jako prawdziwy fan oglądam wszystko... ale postaram się, aby rozdział 9 wydać w niedzielę. Póżniej zobaczymy, bo wracam do pracy i może być różnie. Jednak obiecałam sobie, że to tłumaczenie pójdzie sprawnie do samego końca i tego się trzymam. Także trzymajcie kciuki.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia! Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)