6 grudnia 2008
Hermiona
śmiała się z kłopotliwego położenia Draco, obserwując jego syna pośrodku
mugolskiego sklepu Primark, próbującego zdecydować, czy pójdzie na Bal
Bożonarodzeniowy jako Thor czy Wolverine.
—
Co myślisz, tatusiu? — zapytał chłopiec, wyglądając na pełnego nadziei i
niezdecydowania.
Draco,
naprawdę niepewny, co to za miejsce, dlaczego było tu tak wielu ludzi, którzy
kupowali te tanie rzeczy, a przede wszystkim, jak się tutaj znalazł, spojrzał na
dwa kostiumy.
—
Cóż, jeśli się nad tym zastanowić, jeden z nich to Bóg z fajną peleryną, a
drugi to włochaty mężczyzna, trochę jak wilkołak. Wybrałbym Boga, kolego. —
Wskazał.
—
Zrobiłbyś to, prawda? — powiedziała Hermiona, drażniąc się z rozbawieniem, otrzymując
w zamian celny łokieć w żebra, co sprawiło, że zaczęła chichotać jeszcze
bardziej.
—
Powinienem pójść jako Thor, pani Hermiono? Nie ma Lokiego — mruknął Scorpius
trochę smutno.
—
Ale masz wspaniałego tatę i ja też upewnię się, że będę wspaniałym towarzystwem.
Szybko zapomnisz, że nie ma Lokiego — obiecała z uśmiechem, a on w końcu się
zgodził.
Draco
podniósł kostium i podejrzliwie odsunął go od swojego ciała.
—
Nawet nie chcę wiedzieć, z czego to jest zrobione — zadrwił cicho. Oczywiście
miał na sobie dopasowaną koszulę i spodnie, i zawsze starał się, aby jego syn
nosił czystą bawełnę, jeśli tylko mógł. Ta rzecz wyglądała na zupełnie nowy
poziom niewygody.
—
Hej, to tylko jeden wieczór. Będzie idealnie na niego pasować — zapewniła go
Hermiona i złapała paczkę gumek do włosów przy kasie, które utrzymywały jej
bujne włosy. Lubiła kupować takie drobiazgi w tym sklepie.
—
Dobrze, ale potem pójdziemy coś zjeść, umieram z głodu. — Wyrwał jej gumki do
włosów z ręki i położył je na blacie razem ze stosem zakupów, aby doliczyć je
do ich rachunku.
Hermiona
zgodziła się skinieniem głowy i wrzuciła swój zakup do torebki, gdy wyszli na
rześkie zimowe powietrze.
—
Gdzie chcielibyście zjeść? — zapytała niepewna, co dwaj Malfoyowie lubili jeść,
kiedy wychodzili na miasto. Wiedziała już, że Scorp uważał paluszki rybne za
najlepszą rzecz na świecie od czasów Nutelli na toście i był w stanie zjeść ich
talerz, co sprawiało, że Draco drżał, ponieważ w ogóle nie lubił ich zapachu.
—
Rybę? — spytał Scorp jak na zawołanie, sprawiając, że Hermiona się uśmiechnęła.
—
Nie dzisiaj, Scorp, jadłeś wczoraj. Może jakiś makaron? — zasugerował Draco.
Przynajmniej jego syn uwielbiał warzywa i cieszył się wieloma prostymi
wegetariańskimi posiłkami pomiędzy zachciankami na ryby.
—
Ten czerwony z serem? — Rozpromienił się. — Tak, proszę! Pani Hermiono, możemy
zjeść makaron? — zapytał, chcąc, żeby ona także polubiła takie jedzenie.
—
Oczywiście, uwielbiam makaron — powiedziała, zaskoczona, gdy poczuła, jak mała
rączka wsuwa się w jej dłoń i trzyma. Spojrzała w dół na chłopca, który
uśmiechał się do niej nieśmiało, zastanawiając, czy wszystko jest w porządku.
Ścisnęła lekko jego dłoń na znak akceptacji i skierowali się do pobliskiej
włoskiej restauracji.
Zanim
usiedli, Scorp spojrzał na swojego tatę.
—
Tatusiu, muszę do toalety, gdzie mam iść? — zapytał.
Draco
rozejrzał się za znakami i wyjaśnił, że ma za nimi podążać. Wiedział, że
chłopiec sobie poradzi. Wziął płaszcz Hermiony i odsunął jej krzesło, zanim
usiadł naprzeciwko niej.
—
Mój syn bardzo cię lubi — zauważył. — Masz coś przeciwko? — W końcu padło
między nimi pytanie, które zaprzątało mu głowę.
—
Nie znam słodszego chłopca. Cóż, teraz jestem matką chrzestną Louisa, więc może
mieć konkurencję w kategorii „najsłodszy uśmiech”, ale poza tym, jest cudownym
dzieckiem, naprawdę — powiedziała Hermiona z uśmiechem ponad krawędzią jej
menu.
I
Draco nie miał wątpliwości, że była pewna każdego słowa. Akceptowała zarówno
jego przyjaźń, jak i żywiołową naturę jego syna, i była dla niego życzliwa.
—
Bardziej lubi spędzać czas z tobą w bibliotece niż odwiedzać mnie w lochach. —
Zmarszczył brwi w udawanym rozczarowaniu, ale naprawdę nie mógł winić dziecka.
Hermiona
uniosła szpiczastą brew. Ten gest sprawił, że ogarnęła go melancholia, ponieważ
tak bardzo przypominał mu jego zmarłego ojca chrzestnego.
—
Przebywasz w lochach, więc jeszcze mu się dziwisz? Tam jest zimno, jak w
jeziorze za dnia! Nie mam pojęcia, jak uczniowie mogą spać w swoich
dormitoriach i potrafić się ogrzać — zastanawiała się. — Mogę być z tobą
szczera? — zapytała po chwili wahania, niepewna, czy powinna, ale byli
przyjaciółmi, więc chciała, aby usłyszał jej myśli.
—
Jak mogłabyś nie? — spytał Draco z rozbawionym uśmiechem, ale skinął głową, aby
ją zachęcić do mówienia.
—
Myślę, że tęskni za… mamą. Niekoniecznie za swoją mamą, ale może za poczuciem
posiadania mamy? Kobietą w jego życiu, z którą mógłby czuć się komfortowo —
powiedziała ostrożnie, mając nadzieję, że nie przekracza granicy.
Draco
westchnął, pocierając przez chwilę swój gładki podbródek w zamyśleniu.
—
Cóż, jestem przekonany, że na pewno nie tęskni za mamą. Nigdy nie była dla
niego matką, tak naprawdę. I nigdy nie wiedziałem, jak mu wytłumaczyć, że nie
tak mama powinna go kochać i troszczyć się o niego. Myślę, że czegoś mu brakuje,
ale nie jestem pewny, czy do końca wie czego. Ale kobiecy wpływ na jego życie
na pewno mu się przydał i muszę ci za to podziękować — przyznał.
—
Jest bardzo sympatyczny; mam tylko nadzieję, że będzie odwiedzał mnie w
bibliotece, gdy w jego życiu pojawi się nowa mama — zadumała się, zanim
przejrzała menu, nie dostrzegając zdziwionego spojrzenia Draco.
Scorp
pojawił się przy stole, wyglądając na rozczarowanego.
—
Tatusiu, nie mogłem umyć rąk, umywalka była za wysoko i nie umiałem sięgnąć. —
Zmarszczył brwi.
—
Proszę, unieś ręce — mruknął Draco, rzucając zaklęcie czyszczące bez różdżki, a
jego syn znów się uśmiechnął, siadając obok ojca i starając się zachować
maniery, tak jak go nauczono.
Hermiona
ukryła swój rozbawiony uśmiech za menu, po czym pomogła mu wybrać, podczas gdy
Draco zamawiał coś do picia i butelkę wina, którą dorośli mieli się podzielić.
Gdy byli w połowie posiłku, węglowodany z makaronu zdawały się przejmować ciało
Scorpiusa i dodały mu energii, co zaowocowało długą opowieścią o historii,
którą przeczytał w swojej najnowszej książce o Wikingach. Hermiona była pewna,
że Fenrir nie był prawdziwy, ale wydawało się, że odgrywał ważną rolę.
Przynajmniej Scorp miał naturalny talent do opowiadania historii, więc, kto
wie, może kiedyś zostanie sławnym pisarzem.
—
Och, co za idealny obrazek. — Opowieść Scorpiusa przerwał znajomy, przesłodzony
głos.
—
Cześć, Pansy. Co cię sprowadza do takiego lokalu? Myślałem, że mugolski Londyn
jest poniżej twojej godności — wycedził Draco, nie będąc pod wrażeniem wiedźmy
z twarzą mopsa, stojącej przy ich stole i patrzącej na nich z pogardą.
—
Jedzenie było naprawdę okropne. Przynajmniej nie musiałam płacić za hańbę.
Dlaczego nie jestem zdziwiona, że znalazłam cię tutaj ze szlamowatą księżniczką
Gryffindoru? — Spojrzała na Hermionę z obrzydzeniem.
—
Witaj, Pansy, dobrze wiedzieć, że przez te lata pracowałaś nad swoim
charakterem — odpowiedziała idealnie uprzejmie Hermiona, a jej usta wygięły się
w sarkastycznym uśmiechu.
Pansy
szydziła z niej nieuprzejmie.
—
Próbujesz wspinać się w hierarchii, prawda? — wycedziła zimno.
Hermiona
uniosła brew.
—
Dobre w byciu na dnie jest to, że jedyna droga pnie się w górę. Ty natomiast
wydajesz się być w spirali na dół — zauważyła.
Nie
była zwolenniczką plotek, ale wszyscy wiedzieli, że małżeństwo Pansy wisiało na
włosku, a ona pozostała tak paskudną osobą, jaką była kiedyś. Dawno, dawno
temu, Hermiona myślała, że Pansy zachowywała się tak z powodu swojego
dzieciństwa i wojny, którą przeżyli. Parkinsonowie nie byli znani z ciepła,
traktując córkę jak bydło, które miało zostać wydane za mąż za najwyższą cenę.
I z tego powodu Hermiona współczuła kobiecie. Ale to nie usprawiedliwiało
nienawiści Pansy ani sposobu, w jaki się wobec niej zachowywała przez te
wszystkie lata.
—
Przynajmniej nie jestem brudną szlamą — syknęła Pansy, po czym odeszła,
eksponując swą wyniosłość.
Chwilę
później pełną napięcia ciszę przy stole przerwał Scorpius, który wyglądał na
kompletnie zdezorientowanego.
—
Tatusiu, co to jest szlama? — zapytał, ale ucichł, gdy usta Draco zacisnęły się
w wąską kreskę, słysząc to słowo z ust swojego syna. Ale tym razem ktoś go
uprzedził w wyjaśnieniach.
—
Szlama to obelga, którą niektórzy czarodzieje i czarownice używają w
odniesieniu do ludzi takich jak ja, którzy są mugolakami — wyjaśniła spokojnie
Hermiona, odkładając serwetkę, ponieważ straciła apetyt. — To bardzo brzydkie
słowo i jest używane przez tych, którzy wierzą, że ludzie tacy jak ty i tacy
jak ja nie powinni być przyjaciółmi ani nie mieć w życiu tych samych przywilejów.
Scorpius
zmarszczył brwi.
—
Ale… dlaczego? Lubię być pani przyjacielem, pani Hermiono. — Wydął wargi.
Hermiona
posłała mu mały uśmiech i nie zdając sobie z tego sprawy, odsunęła grzywkę
chłopca za ucho i odsłoniła jego przystojną twarzyczkę.
—
Ja też lubię być przyjaciółką twoją i twojego taty. Nie czujesz, że jesteś
lepszy od innych lub zasługujesz na więcej, prawda? — zapytała Hermiona.
Scorpius
zastanawiał się nad tym przez chwilę, ale potrząsnął głową.
—
Nie, chyba że chodzi o lody. Zjem wszystkie, jeśli są truskawkowe — przyznał,
wywołując śmiech dorosłych. Ale Hermiona wiedziała, że zrozumiał, o co chodzi.
—
Gdyby to był smak czekoladowy, też miałabym trudność z podzieleniem się —
przyznała. — Ale rozumiesz, dlaczego nie powinno się używać tego słowa, prawda?
— zapytała.
Chłopiec
skinął głową.
—
Tak. I powiem Mandy Parkinson, że też nie powinna ich używać — odpowiedział
stanowczo, po czym dopił wodę. — Robimy jeszcze zakupy czy wracamy do domu? —
zapytał.
Draco
spojrzał na niego zaskoczony tym, że jego syn tak łatwo uznał Hogwart za swój
dom, ale skinął głową.
—
Wracamy do domu. Czeka nas kolejna walka na śnieżki — obiecał Draco i wstał, by
zapłacić za posiłek.
W
międzyczasie Hermiona pomogła Scorpiusowi założyć płaszcz i upewniła się, że czubki
jego uszu są zasłonięte śliczną, wełnianą czapką, po czym zawiązała swój
szalik, widząc, że na zewnątrz wzmaga się wiatr. Poczuła ciężar płaszcza na
ramionach i sięgnęła do tyłu, by go włożyć, dziękując Draco z uśmiechem, zanim
wyruszyli na poszukiwania najbliższego punktu teleportacyjnego.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
—
Tato? Mogę cię zapytać o coś dotyczące panny Hermiony? — spytał Scorpius
starszego Malfoya tego wieczoru, kiedy wkładał swoją nową ulubioną piżamę z
Pikachu, zakupioną podczas podróży do mugolskiego Londynu.
—
Możesz — powiedział Draco, po czym zaprowadził go do łóżka i przykrył.
Scorp
poruszył się trochę, zanim znalazł idealną pozycję, i spojrzał na niego w
zamyśleniu.
—
Dlaczego panna Hermiona ma wypisane brzydkie słowo na ramieniu, skoro to
brzydkie słowo?
Draco
usiadł obok niego, przeglądając książki swojego syna, i próbując wymyślić, jak
odpowiedzieć na tego rodzaju pytanie. Jak mógł złamać mu serce i powiedzieć, że
kiedyś sam używał tego słowa względem swojej przyjaciółki? Jak mógł w ogóle
wyjaśnić, że to przeklęte słowo zostało wyryte w jej ciele zaklętym sztyletem
przez jego szaloną ciotkę w jego rodzinnym domu? Jak wytłumaczyć wojnę
ośmiolatkowi?
—
Tato? — zapytał Scorp, zastanawiając się, dlaczego tata nie odpowiada.
Draco
westchnął i wybrał jedną z książek Roalda Dahla, które kochał jego syn, i w
końcu spojrzał mu w oczy.
—
Hermiona ma wypisane brzydkie słowo na ramieniu, ponieważ szalona wiedźma
nienawidziła jej i jej talentu tak bardzo, że próbowała zmiażdżyć jej ducha,
naznaczając ją przeklętym ostrzem. Podczas wojny było ciężko, a Hermiona jest
bohaterką, która walczyła podczas najtrudniejszej z bitew — próbował wyjaśnić.
—
Więc szalona wiedźma nie zmiażdżyła jej ducha? — zapytał chłopiec z
zaciekawieniem, powtarzając te ważne słowa.
Draco
posłał mu półuśmiech.
—
Oczywiście, że nie. Hermiona się nie poddaje. — Potargał włosy chłopca i usiadł
obok niego na zagłówku, pozwalając chłopcu przytulić się do swojego boku na
pocieszenie. — A teraz dowiedzmy się, co się stało podczas pierwszego dnia
Matyldy w szkole, dobrze?
_______________
Witajcie :) mamy piątek, więc pora na kolejny rozdział tłumaczenia. Chyba można go uznać za przejściowy, bo zbliżamy się do ważnych momentów historii. Pewnie każdy z Was znajdzie tu coś dla siebie, przynajmniej mam taką nadzieję.
Kolejna część pojawi się w niedzielę. Powoli zbliżamy się do końca opowieści, ale jeszcze wiele fajnych i ważnych scen przed nami. W niedzielę wracam do Warszawy, ale przede mną tylko trzy dni pracy i długi weekend, więc z pewnością coś przetłumaczę. Czekajcie cierpliwie. :)
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Udanego Sylwestra i wszystkiego dobrego w Nowym Roku! Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)