O dwudziestej trzeciej Draco wrócił do
domu z randki z Astorią. Wszedł i zobaczył Pansy śpiącą na kanapie i Blaise'a
siedzącego w ciemności na podłodze, owiniętego kocem, a obok niego stał
pojemnik z lodami.
— Fajny wieczór? — Draco uśmiechnął
się złośliwie.
— Pansy kazała mi oglądać Titanica — wymamrotał Blaise.
— Och, sprawił, że płakałeś? Był zbyt
trudny? — zapytał drwiąco Draco.
— Przynajmniej ma emocje i nie boi się
ich okazywać — powiedziała Pansy z wciąż zamkniętymi oczami.
— Jak twoja randka? — rzucił Blaise,
gdy Draco położył klucze na kontuarze i usiadł obok Pansy.
— Było dobrze. Mamy ze sobą wiele
wspólnego i jest przepiękna — odpowiedział.
— Poważnie… tylko na tym ci zależy?
Jeżeli dziewczyna, z którą się spotykasz, ma duże cycki, jest szczupła i ma
ładną buzię, to nie obchodzi cię, że jest głupia albo naprawdę podła? —
zapytała Pansy.
— Nie! Ale… musisz czuć pociąg do tej
drugiej osoby — bronił się Draco.
— To, jak ktoś wygląda, nie powinno
być ważne. Chodzi o to, jak się czujesz z tą osobą, czy chcesz z nią być przez
cały czas, czuć iskrę między wami za każdym razem, gdy ją dotkniesz lub po
prostu na nią patrzysz i myślisz „Wow, mam wielkie szczęście, że z nią jestem”
— powiedziała Pansy.
To sprawiło, że Draco zatkało. Pansy
wstała, pocałowała Blaise’a w policzek i weszła do jego pokoju.
— Idę spać — oznajmił Draco i
skierował się do swojej sypialni.
Myślał o tym, co powiedziała Pansy,
gdy się przebierał i kładł do łóżka. Astoria była naprawdę miła, ale nie czuł
motyli w brzuchu ani iskry, gdy ich palce się dotykały. Z drugiej strony to
była dopiero pierwsza randka… Ale znał ją od Hogwartu. Pomyślał o kilku innych
dziewczynach, z którymi się spotykał, i zdał sobie sprawę, że z żadną tego nie
czuł… Z wyjątkiem jednej osoby, z którą nigdy nie był na randce.
Hermiony Granger.
Szybko potrząsnął głową i odrzucił tę
myśl. To Hermiona — dziewczyna, którą gardził przez wiele lat; dziewczyna, z
którą walczył na wojnie. I dziewczyna mieszkająca obok, z którą przyjaźnił się
od kilku lat. Westchnął i spróbował zasnąć.
~*~*~*~*~*~*~*~
Hermiona obudziła się, czując
zmęczenie i zdezorientowanie. Całą noc myślała o tym, co powiedziała Pansy, co
oznaczało, że się nie wyspała i miała wrażenie, że praca będzie trwać wiecznie.
Weszła do kuchni, gdzie jedli Ginny, Luna, Ron i Neville.
— Doberek. — Hermiona ziewnęła.
— Dzień dobry — odpowiedziała Luna
śpiewającym tonem.
— Przestań brzmieć tak szczęśliwie,
gdy wszyscy mamy depresję! — jęknął Neville.
— Dlaczego macie depresję? — zapytała
Hermiona, siadając obok Ginny.
— Neville nie może utrzymać pracy,
Ginny i Harry ciągle się kłócą, a Ron ma humorek. — Luna uśmiechnęła się.
— Ach, tak… Ginny, porozmawiaj z
Harrym o powodach twojej złości. Neville, wypisz swoje mocne i słabe strony,
wtedy pomogę ci znaleźć pracę. A ty, Ron, naucz się funkcjonować jak człowiek,
wtedy będziesz miał więcej szczęścia w życiu — poradziła Hermiona.
— Dobra, ale ty przyznaj, że lubisz
Draco, a potem zaproś go na randkę. — Zachichotała Ginny, popijając herbatę.
— Och, możesz przestać? Nie ma nic
między mną a Draco! Nie lubię go, on nie lubi mnie w ten sposób i poza tym…
miał wczoraj randkę! — warknęła Hermiona.
— Założę się o siedem sykli, że to
potrwa tydzień — powiedział Neville.
Hermiona
wykonała niegrzeczny gest w jego stronę, po czym poszła do łazienki, żeby wziąć
prysznic. Przebrała się w czarne dżinsy i białą bluzkę, po czym wróciła do
kuchni, gdzie obecnie znajdował się też Teo.
— Doberek, Dora — powiedziała.
— Doberek, Napuszona — odpowiedział. —
Poza tym, dlaczego, Luna? Ze wszystkich pseudonimów na świecie, nadałaś mi
najbardziej dziewczęcy, jaki mogłaś wymyślić.
— Och, ale w ten sposób jest fajniej.
— Ginny uśmiechnęła się i zmierzwiła jego włosy, przechodząc obok niego, by
wstawić miskę do zlewu.
— Nie powinnaś być w domu ze swoim
narzeczonym? — zapytał „Dziewczynę Pottera”.
Ginny obróciła się gwałtownie i
wycelowała w niego różdżką, odrzucając go do tyłu tak, że wpadł w zamrażarkę.
— Zasłużyłeś na to — wymamrotał Ron.
— Mój związek to nie twoja sprawa —
syknęła Ginny i sięgnęła po torebkę.
— Gin… na twoim miejscu nie
teleportowałbym się. — Neville się uśmiechnął.
Rzuciła Ronowi ostre spojrzenie, po
czym wyszła na korytarz, zatrzaskując za sobą drzwi. Luna uderzyła Teo w głowę,
a pozostali patrzyli na niego.
— Co? — zapytał niewinnie.
— Wiesz co — rzuciła Luna.
— Tylko zadałem pytanie — bronił się.
— Jeżeli jadła z nami śniadanie, to
najwyraźniej nie jest to dobry znak, więc nie wspominaj o tym — powiedziała
Hermiona surowo.
— Dobrze, przepraszam, przeproszę ją.
— Teo uniósł ręce.
Właśnie wtedy drzwi się otworzyły i
wszedł Draco.
— Co się dzieje z Dziewczyną Pottera?
— zapytał.
— Dziękuję! — wymamrotał Teo pod
nosem.
— Nic wielkiego — wyjaśnił Ron.
— Więc, jak tam twoja randka? —
spytała Luna, nawiązując bezpośredni kontakt wzrokowy z Hermioną, która w
odpowiedzi zacmokała i przewróciła oczami.
— Dobrze — odpowiedział.
Wszyscy popatrzyli na niego
zdezorientowani, gdy jego oczy zdawały się podążać za Hermioną, gdziekolwiek
się udawała, jakby próbował coś rozgryźć. Hermiona zauważyła to i uniosła brew.
— Co to ma znaczyć? — warknęła.
— Hmm? Nic — wymamrotał.
Hermiona odpuściła i upewniła się, że
nie wchodzi mu w drogę po tym, co dotarło do niej ubiegłego wieczoru i wydawało
się zaskakująco proste. Po zjedzeniu tostów, wzięła swoją torbę i stos
dokumentów, po czym podeszła do drzwi.
— Pa, wszystkim! — zawołała. — Ron,
czy mogę się teleportować do Ministerstwa?
— Oczywiście; jeśli coś byśmy tam
zmodyfikowali, dostalibyśmy grzywnę. Ta teleportacja dotyczy tylko naszych
mieszkań, mieszkania Gin i Nory. — Uśmiechnął się z dumą.
Hermiona przewróciła oczami, pomachała
na pożegnanie i wyszła. W chwili, gdy dotarła do pracy, zauważyła, że panuje
totalny chaos; ludzie biegali, dokumenty latały tam i z powrotem między
biurkami, a większość osób wyglądała na zmęczonych. Poszła do swojego biura, by
zostawić rzeczy przed udaniem się do głównego pomieszczenia, żeby zobaczyć, co
się dzieje. Kiedy tam dotarła, ujrzała swojego szefa, Davida Evansa, i
Chłopca-Który-Przeżył we własnej osobie.
— Harry! Co ty tutaj robisz? —
wykrzyknęła, szybko go przytulając.
— Długa historia. — Westchnął. — Zanim
przejdziemy do sprawy; czy z Gin jest wszystko w porządku?
— Tak, wszystko dobrze. Przyszła do
nas na śniadanie. Czy między wami wszystko gra? — zapytała Hermiona.
— Cóż, po prostu ostatnio nie była
sobą, a ja…
— Moglibyście przełożyć tę pogawędkę
na później? Mamy pracę do wykonania! — oświadczył David.
— Przepraszam, proszę pana. Może pan
przybliżyć, co to za sprawa? — zwróciła się do szefa, który krążył przed półką
z książkami, szukając czegoś.
— Grupa Śmierciożerców, którzy nie
zostali skazani, była widziana razem, zachowując się podejrzanie. Jeśli to nie
jest wystarczająco stresujące, Antonin Dołohov uciekł z Azkabanu zeszłej nocy —
powiedział.
— Antonin… to ten… on zabił…
— Remusa Lupina — tak, wiemy — warknął
jej szef.
Pod pewnymi względami przypominał
Szalonookiego Moody’ego, chociaż porównując ich obu, Szalonooki wydawał się
niezwykle wrażliwym człowiekiem. Gdy pomyślała o Remusie i Tonks, poczuła
przyspieszone bicie serca i odpływ kolorów z twarzy. To dzięki Bellatriks i
Antoninowi Dołohovowi Teddy dorastał teraz bez mamy i taty, i Hermionę
przerażała myśl, że ponownie by się z tego nie podniósł.
— Wszystko dobrze, Miona? — zapytał
Harry, delikatnie ściskając jej dłoń.
Spojrzała w górę, wyrywając się ze snu
na jawie, chociaż jej oczy zamgliły się.
— Tak, dobrze. Więc, co teraz zrobimy?
— Szybko zmieniła temat.
— Musimy przesłuchać wszystkich
Śmierciożerców. Potter i kilku innych aurorów udadzą się do Azkabanu, aby
przesłuchać tych, którzy tam przebywają, a my zajmiemy się tymi na wolności.
Ludźmi takimi jak Karkaroff, Yaxley, młody Malfoy i jego matka…
— Draco? On nie ma z tym nic
wspólnego! — załkała Hermiona. — Mieszkam obok niego i od lat nie używa magii!
Nie trzeba go przesłuchiwać.
— Miona, wiem, że nic na niego nie
mamy, ale i tak musimy to zrobić — powiedział Harry.
— Ale to głupie! On jest niewinny! —
krzyknęła.
— Wystarczy, panno Granger! Nawet
gdybyś była jego żoną — przesłuchasz go, czy ci się to podoba, czy nie —
oświadczył David, sprawiając, że się wzdrygnęła.
Harry przygryzał wargę, żeby
powstrzymać się przed uśmieszkiem, więc Hermiona szturchnęła go w żebra. Śmiał
się, ponieważ nigdy nie widział, żeby Hermiona kłóciła się ze swoim szefem, a
żartu o Pani Malfoy używał od dawna.
— Dobrze. — Westchnęła. — Kiedy
zaczynamy?
— Teraz — odpowiedział Harry, wziął ją
za ramię i zniknęli. Wylądowali w pomieszczeniu, gdzie na środku ustawiono stół
i dwa krzesła. Na ścianie wisiało duże lustro, za którym, jak przypuszczała,
ukrywało się kilku aurorów.
— Poczekaj tutaj, właśnie ich szukają.
Powodzenia — powiedział Harry i zniknął.
Hermiona westchnęła i opadła na
krzesło. Miała rację — to będzie długi dzień.
___________
Witajcie :) o dość nietypowej godzinie publikuję kolejny rozdział tłumaczenia. Powoli akcja zaczyna się rozkręcać, więc ta część powinna Wam się spodobać. Dajcie znać w komentarzach.
Kolejny rozdział prawdopodobnie opublikuję we wtorek, ale nic nie obiecuję, bo mam mega dużo pracy i coraz mniej wolnego czasu... Ale może dzisiaj jeszcze coś przetłumaczę. Zobaczymy.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!
🔥🔥🔥🔥♥️
OdpowiedzUsuń