wtorek, 26 kwietnia 2022

[T] Podróż z nieznajomym: Rozdział 1: Nieznajomy

 

Jedną z pięknych rzeczy związanych z samotnym podróżowaniem jest to, że stworzone wspomnienia nie są skażone przez nikogo innego; żadnych rodzinnych dramatów, rozpadających się relacji, które obciążają; żadnego byłego na zdjęciach, którego obecności nie chcesz. Minusem jest oczywiście to, że nie ma z kim tworzyć nowych wspomnień — nikogo oprócz ciebie i nieznajomego od czasu do czasu, który nigdy więcej nie odegra żadnej roli w twoim życiu. Ale czyż to nie brzmi ekscytująco?

Hermiona Granger westchnęła tęsknie, wciąż zadowolona, że zdecydowała się jechać sama na wakacje. Nie żeby Harry czy Ron (albo ktokolwiek) chciał do niej dołączyć — największa czarodziejska biblioteka w Europie musiała być, przynajmniej dla jej dwóch najlepszych przyjaciół, najnudniejszym celem, jaki można sobie wyobrazić.

Spojrzała na swoją małą torebkę wyszywaną koralikami i uśmiechnęła się na myśl o wszystkich problemach, jakie mugole musieli znosić, aby podróżować w różne miejsca.

Przybycie na lotnisko na kilka godzin przed faktycznym startem; czekanie tam wieki z powodu opóźnionego lub odwołanego lotu; spędzanie czasu, jedząc drogie kanapki; kupowanie ubrań, na które nigdy nikogo nie stać. Nie wspominając o czuciu się jak przestępca podczas przechodzenia przez odprawę celną. Potem pokazy środków bezpieczeństwa, z których miejmy nadzieję, nigdy nie będzie trzeba korzystać, ponieważ nikt nie zwraca uwagi na instrukcje dotyczące korzystania z kamizelki ratunkowej — oprócz świadomości, że jest przechowywana pod siedzeniem.

Ale, co najważniejsze, Hermionie oszczędzono trzymania się podłokietników, podczas gdy jej wnętrzności skręcają się, a serce gwałtownie opada do żołądka, kiedy samolot wznosi się w niebo. Hermiona nigdy nie lubiła latać — ani samolotem, ani na miotle, ani na testralu. To prawda, że teleportacja, podróż przez Sieć Fiuu czy świstokliki nie wywoływały mniejszych mdłości, jednak objawy mijały znacznie szybciej i nie wymagały wznoszenia się czterdzieści tysięcy stóp nad poziomem morza.

Nie, Hermiona zdecydowanie wolała podróżować w magiczny sposób. Jedno spojrzenie na zegar uświadomiło jej, że świstoklik zaraz się uaktywni. Przyłożyła palec do starego wiadra i odliczyła sekundy.

Cztery, trzy, dwa, jeden… To znajome uczucie uderzyło, jakby niewidzialne siły wywierały nacisk ze wszystkich stron; jakby prąd wciągnął cię pod wodę, kradnąc oddech i wirując, aż nie będziesz w stanie odróżnić góry od dołu. Skończyło się tak szybko, jak się zaczęło, a Hermiona znalazła się pośrodku okrągłego pokoju z kopułą zamiast sufitu.

— Herzlich Willkommen — powiedziała stojąca przed nią wiedźma.

Hermiona przybrała minę, która, jak miała nadzieję, wyglądała nieco przepraszająco i dała do zrozumienia, że nie mówi zbyt dobrze w tym języku.

— Herzlich… — zaczęła nieśmiało, a czarownica uśmiechnęła się.

— Język angielski? — zaoferowała.

Hermiona odetchnęła z ulgą.

— Tak, proszę.

— Witamy w Akwizgranie — ciągnęła kobieta, brzmiąc tak, jakby miała wygłosić przemówienie, które wygłaszała wcześniej niezliczoną ilość razy. Miała silny, niemiecki akcent. — Mamy nadzieję, że pobyt będzie przyjemny. Tu znajdzie pani wszystkie potrzebne informacje — wyczarowała broszurę, którą Hermiona przyjęła z szeptanym podziękowaniem — jak również we wszystkich naszych ośrodkach informacji turystycznej w całym kraju. Zarezerwowała już pani nocleg?

Hermiona zapewniła ją, że tak i ponownie jej podziękowała. Wiedźma zaprowadziła ją do jednego z kominków. Była dość długa kolejka; cały rocznik z Beauxbatons — sądząc po rozmowach w języku francuskim i jasno niebieskich mundurkach — czekał na Sieć Fiuu do następnego celu.

Hermiona nie miała nic przeciwko. W końcu się nie spieszyła. To kolejny urok podróżowania: czas wydaje się mniej ważny. Nie żeby to było mniej znaczące, o nie. Po prostu się go nie marnuje. Czekanie, zatrzymywanie się, obserwacja: to wszystko jest częścią doświadczenia. Znowu, zwłaszcza podczas samotnej podróży — nikt nie stoi obok ciebie i nie toniesz w ich niespokojnej niecierpliwości i ciągłych pytaniach w stylu: „dlaczego dotarcie tam trwa tak cholernie długo?”. Ale o to właśnie chodzi — samo dotarcie tam i pielęgnowanie każdej chwili.

Gdy tylko weszła do pokoju, w którym będzie nocować przez tydzień, ogarnął ją ciężar samotności; ścisnęło ją w żołądku i przez sekundę nie mogła oddychać. Na szczęście tylko przez sekundę, kiedy odezwał się zdrowy rozsądek. Hermiona opanowała się, otrząsając z niepożądanego użalania nad sobą i biorąc kilka głębokich oddechów.

Wszystko jest dobrze, powiedziała do siebie. Dziwne — czasami wystarczyło trochę otuchy we własnym imieniu. Jakby musiała kiedyś dotrzeć do tego punktu — tylko ten jeden raz — żeby móc ruszyć dalej i cieszyć się każdą minutą wakacji.

Po krótkim zwiedzaniu miasta i spędzeniu czasu na podziwianiu zaskakująco nieozdobionego tronu Karola Wielkiego (mugole nie wiedzieli, że słynny cesarz miał czarodziejskie korzenie), Hermiona udała się do swojego celu.

Wejście do biblioteki — stara, zakurzona księgarnia, w której oknie wisiała tabliczka o treści w stylu „bankructwo” (a przynajmniej tak zakładała Hermiona) — wymagało od odwiedzających zacytowania wersu z dowolnego magicznego fragmentu jakiegokolwiek pisma, aby drzwi zamieniły się na korytarz.

— Z powodu aportacji Jinx, po raz pierwszy nałożonej na zamek po masowym rozłamie w 1154 roku (patrz rozdział 75), niemożliwe jest aportowanie się lub deportacja do i z Hogwartu — szepnęła Hermiona do drzwi.

Poczuła lekki przeciąg, jakby sklep próbował ją wciągnąć, a Hermiona — po szybkim obejrzeniu się przez ramię, by sprawdzić, czy nie ma mugolskich obserwatorów — przeszła przez szybę.

Jej usta lekko się rozchyliły, gdy wpatrywała się w łuk przed sobą — wielkie litery wyrzeźbione w kamieniu z napisem „Bibliotheca Ars Magica Europaea”. Widok był wystarczająco oszałamiający. Hermiona została zalana niesamowitymi wrażeniami; od ogromnego holu wejściowego i recepcji, gdzie poproszono ją o oddanie różdżki i otrzymała instrukcje dotyczące właściwego obchodzenia się z książkami (nie żeby Hermiona kiedykolwiek traktowała książki bez szacunku), do rzeczywistej biblioteki — holu tak wysokiego, że Hermiona nie mogła dostrzec sufitu. Wszędzie znajdowały się ruchome spiralne schody, prowadzące do mnóstwa półek z największą kolekcją książek, jaką Hermiona kiedykolwiek widziała.

Od czego zacząć? Wyciągnęła listę z książkami, które musiała przeczytać przed podróżą — Godryk zabronił Hermionie przybyć nieprzygotowaną do drugiej co do wielkości biblioteki na całym świecie (największego i najstarszego tworu byłej Mezopotamii). W końcu udała się do działu oznaczonego „Dzieła Ekskluzywne Akwizgranu” i odetchnęła z ulgą, widząc, że w bibliotece oferowano różne języki, aby pomóc zapoznać się z treścią.

Hermiona szybko przyznała, że mogłaby spędzić w tym miejscu całe życie. Chłonęła każde zdanie, każdą ilustrację, robiąc zarówno notatki i poświęcając czas, bo wiedziała, że nie wróci tu szybko. W końcu miała własną księgarnię, którą musiała się zająć. Może powinna trzymać rękę na pulsie i sprzedać ją temu, kto zaoferuje najwyższą cenę…

— Uważaj, Granger, żebyś się nie pośliniła, bo prawdopodobnie nie będzie cię stać na odkupienie — zadrwił znajomy głos.

Hermiona wykrzywiła się i spojrzała w górę.

Cholernie fantastycznie.

Draco Malfoy stał kilka metrów dalej, ze skrzyżowanymi rękami, oparty o jedną z półek. Na jego głupiej, przystojnej twarzy pojawił się durny uśmieszek. Chwila, przystojnej? Od kiedy, na Godryka, zaczęła uważać Draco Malfoya za przystojnego?

Pewnie odkąd zaczął co jakiś czas wpadać do twojego sklepu, szepnął głos w jej głowie, zawsze chętny do udzielania prawidłowej odpowiedzi.

— Co tu robisz, Malfoy? — wysyczała Hermiona przez zaciśnięte zęby, uważając, by ton jej głosu nie wzrósł powyżej poziomu szeptu.

— Mógłbym ci zadać to samo pytanie, Granger. — Zsunął się z półki i zrobił kilka leniwych kroków ku niej. — Z drugiej strony, powinienem się spodziewać, że cię tu znajdę. To musi być twój… — urwał z figlarnym błyskiem w oku.

— Mój co, Malfoy?

— Nieważne.

Hermiona wściekła się w duchu. Nie mogła znieść, kiedy ludzie zaczynali zdanie, ale nie chcieli go dokończyć; to było jak czytanie książki i odkrywanie, że brakuje ostatnich stron. Zerknęła na niego.

Skoncentruj się…

— Naprawdę próbujesz wejść do mojego umysłu? — zapytał Draco z niedowierzaniem, po czym wybuchnął śmiechem, który, z jakiegoś powodu, wywołał u Hermiony dreszcze. — Och, Granger, nie kłopocz się, nie uda ci się.

Hermiona stłumiła wulgaryzmy, które miała na języku. Miał rację; jego umysł był całkowicie zablokowany. Nie mogła uchwycić nawet jednej jego myśli.

— W takim razie powiedz mi — zaczęła, a jej ciekawość powoli, ale pewnie nadgryzała jej cierpliwość. — Chyba że chodziło ci tylko o obrazę mnie, to jeśli możesz, oszczędź sobie trudu.

Draco cmoknął.

— Obraza? Nie… nie zniżyłbym się aż tak, prawda?

— Och, proszę, robiłeś to wiele razy. Jakże wygodnie jest dla ciebie zapomnieć.

— Z całą pewnością nie zapomniałem — odpowiedział, przysuwając krzesło i siadając przy stole, który właśnie zajmowała.

— Nie przypominam sobie — zaczęła Hermiona ostro, choć szybko zdała sobie sprawę, że mimo wszystko podniosła głos, więc kontynuowała szeptem: — Nie przypominam sobie, żebym cię zapraszała do stolika.

— Nie potrzebuję twojego pozwolenia, Granger. To przestrzeń publiczna. No dobra, zobaczmy… co my tu mamy? — Draco bezczelnie wyrwał jej zwój z rąk i przejrzał jego zawartość. — Magia krwi w kulturze Azteków — wierzenia, cele i praktyki… Granger, to jest…. mroczne.

Hermiona zamrugała kilka razy ze zdumienia.

— Umiesz to czytać?

— Wiesz, też miałem starożytne runy.

— Tak, ale — wybełkotała — to rzadki wariant galicyjski, nasz program tego nie obejmował.

— No i? — Draco uniósł brew i odłożył zwój z delikatnością, której się nie spodziewała. — Nie doceniasz mnie. Właśnie zablokowałem twoją, przyznaję, nieoczekiwaną i nędzną próbę wejścia do mojego umysłu. Z pewnością jestem w stanie z marszu przetłumaczyć kilka starych run.

Hermiona zaniemówiła i skarciła się za to, że nie jest w stanie w odpowiedzi rzucić czegoś błyskotliwego. Po prostu siedziała tam, wpatrując się w niego i jego głupie, niemrugające oczy. Co on tu w ogóle robił?

— Przyjechałem tu w interesach, jeśli się nad tym zastanawiasz — powiedział nagle.

— Nie mów mi, że też używasz legilimencji — wypaliła Hermiona, coraz bardziej zirytowana.

— Nie, jestem komunikatywną osobą.

Hermiona skomentowała to prychnięciem z oburzeniem.

— Co?

— Jasne, zgrywasz czarującego.

— Zdziwiłabyś się. — Hermiona mimowolnie przełknęła ślinę, słysząc jego zmianę akcentu, a także widząc zarozumiały uśmiech, który rozszerzył jego wargi. — Jeśli to cię oczarowało, chciałabyś… napić się ze mną kawy?

— Och — bąknęła osłupiała. Ciepło uderzyło w jej twarz i odwróciła się w daremnej próbie ukrycia tego.

— Artykulacja jest kluczowa, Granger — wycedził, po czym dodał, akcentując każdą sylabę: — Żeby ludzie mogli cię zrozumieć.

— Och, zamknij się — syknęła, ale nie poczuła się zirytowana.

W rzeczywistości cieszyła się z ich ripost. Dlaczego więc nie napić się z nim kawy? Poza swoją zuchwałością, Draco miał niewiele wspólnego z pokręconym nastolatkiem sprzed wielu lat. Poza tym nie była na randce od… od jakiegoś czasu.

— No dalej, Granger, nie mam całego dnia. W sumie mam, ale i tak pospiesz się.

— W porządku, napiję się z tobą kawy.

— Świetnie — powiedział Draco, wstając i patrząc na nią wyczekująco.

— Teraz?

— Oczywiście, że teraz. Jest tutaj kawiarnia, którą chciałem zobaczyć. Myślę, że zaspokoi twój gust.

Miał rację — zaspokoiła. Mała kawiarnia, położona na starym mieście w Akwizgranie, miała różne porcelanowe dzbanki do kawy, zwisające z sufitu, a ściany pomieszczenia były całkowicie pokryte regałami z książkami.

— Więc mówisz, że po całym dniu spędzonym w otoczeniu książek, jedynym miejscem, które wybierasz na wakacje… jest biblioteka.

— Mniej więcej tak — powiedziała nieśmiało Hermiona, mieszając filiżankę kawy; ruch, który wykonywała już zbyt długo, a nawet nie dodała cukru.

— Cóż, to do ciebie podobne — skomentował, po czym pociągnął łyk swojej kawy. — Jesteś dość przewidywalna.

— Słucham?

— Nie ma się czym denerwować, Granger. — Zachichotał Draco. Głupim, cholernie uroczym chichotem. — Nawet mi się to podoba. Nie zmieniasz się dla oczekiwań innych. Wiesz, po wojnie wszyscy chcieli, żebyś się rozwijała; zmieniła świat. Ale zamiast tego kupiłaś starą księgarnię.

— Przewidywalność to nie komplement.

— I? Nie jest to też zniewaga. To nie musi być czymś. Po prostu bierz rzeczy takimi, jakie są, przestań za bardzo się w nie wczytywać.

Potem mrugnął. Po prostu mrugnął do niej. Co to miało znaczyć? Och, pokaże mu przewidywalność, proszę bardzo!

I nie tracąc ani chwili na myślenie, mrugnęła.

— Interesujące — powiedział Draco, nie przerywając kontaktu wzrokowego. — Ale wiesz, nie musisz się tak bardzo starać. Jak powiedziałem: przewidywalność nie jest zła.

— Och, chrzanić to — jęknęła Hermiona, unosząc ręce. — Poddaję się. Masz ochotę na ciasto?

I tak oto zjedli ciasto. Hermionie szczególnie posmakowało to o nazwie „Bienenstich” — migdałowo-budyniowy smakołyk, z którego kalorie praktycznie leciały na ciebie. Pomiędzy kęsami zerknęła na Draco. Miał zamknięte oczy, delektując się kolejnym miejscowym przysmakiem. Wyglądał raczej… Jak, Hermiono? Przestań wzdychać!

— Zawsze uwielbiałeś słodycze — zauważyła z uśmiechem, który Draco skomentował pytającym spojrzeniem. — Wiesz, nie tylko ty jesteś dobry w obserwowaniu ludzi. Pamiętam, że prawie co tydzień twoja sowa przynosiła ci tony słodyczy do szkoły. — Draco zrozumiał, co ma na myśli, i kontynuował jedzenie ciasta. — Ale dlaczego nie spuchłeś jak balon, wciąż pozostaje dla mnie zagadką.

Draco przełknął kęs, zanim odpowiedział:

— Dobre geny. I dużo ćwiczeń.

— Nadal grasz w Quidditcha?

— Sporadycznie. Aczkolwiek, polubiłem piłkę nożną.

Widelec Hermiony zatrzymał się w połowie drogi między talerzem a jej ustami.

— Niemożliwe — powiedziała. — Pogrywasz sobie ze mną.

— Ależ skąd. — Uśmiechnął się. — Jest prosta. Tylko jedna piłka, dwie bramki, dziewięćdziesiąt minut… fantastyczne, jeśli chcesz się oderwać od problemów.

— Jakich problemów?

— Och, to i tamto. Głównie praca. Opinia publiczna. Normalne problemy, z którymi zmagasz się także ty.

Hermiona odniosła wrażenie, że poruszyli temat, o którym nie miał ochoty rozmawiać.

— Więc, gdzie grasz w piłkę nożną?

— Znalazłem w Bath drużynę, która jest w lokalnej lidze. I zgadnij co! Dean Thomas jest kapitanem drużyny.

Hermiona musiała sobie przypomnieć, żeby trzymać szczękę zamkniętą. Draco Malfoy był zupełnym przeciwieństwem przewidywalności.

— Na początku nie był zbyt chętny, żebym do nich dołączył… ale Dean zdecydowanie jest tym, który zakopuje topory wojenne nad piwem, i tak też zrobiliśmy. Podobno jestem dobrym środkowym obrońcą.

Hermiona odchrząknęła, próbując odzyskać spokój. W jakiś sposób Draco sprawił, że poczuła się, jakby znowu miała czternaście lat. A teraz nie mogła się powstrzymać przed wyobrażeniem go sobie w piłkarskiej koszulce. Zdecydowanie pora zmienić temat.

— Jakie interesy cię tutaj sprowadzają? — zapytała.

— Biblioteka potrzebuje nowych funduszy — odpowiedział między łykami cappuccino. Hermiona nie mogła nic poradzić na to, że podążała za ruchem jego języka, który wystrzelił, by zebrać pianę z górnej wargi. — Pomyślałem, że odwiedzę to miejsce i zobaczę, czy chciałbym zostać dobroczyńcą.

— Co byś z tego miał?

— Niewiele… głównie moje nazwisko na jakiejś przypadkowej tablicy gdzieś w holu wejściowym, albo raczej na ławce, nie wiem. Aha, i — jak mógłbym zapomnieć — dożywotnie członkostwo honorowe z nieograniczonym dostępem do biblioteki i archiwów zastrzeżonych.

— Przenaszalnych? — zapytała z nadzieją Hermiona.

— Och, Granger… niestety nie — powiedział Draco z udawanym westchnieniem.

— Szkoda — wystarczająco trudno było zdobyć wejściówkę na tydzień! To też było dość drogie. Nie wyobrażam sobie, jak kosztowne byłoby dożywotnie członkostwo…

— Wiesz, zawsze mógłbym wprowadzić w to kogoś.

Hermiona zarumieniła się po raz drugi tego dnia. Mogła to stwierdzić po sposobie, w jaki swędziała ją skóra. To było zbyt dziwne… a może nie? Draco był dość uprzejmy — trzeba przyznać, że wciąż był przebiegłym Ślizgonem — ale ogólnie dowcipny i wyrafinowany. I zaskakująco miły. Jeszcze bardziej zaskakujące było zainteresowanie nią; Hermiona nie była ani ślepa, ani na tyle tępa, by nie zdawać sobie z tego sprawy.

— Kogo masz na myśli? — zapytała luzackim tonem.

— Och, wiesz — Draco poklepał się po brodzie, jakby intensywnie się zastanawiał — prawdopodobnie kogoś z ogromnym zainteresowaniem literaturą. Jakiegoś bystrzaka.

— A więc… na pewno nie Ron.

Draco prychnął.

— Zdecydowanie nie.

Przez chwilę milczał, a Hermiona zaczęła się denerwować. W jej głowie pojawiło się jednocześnie tysiące pytań: czy to prowadzi dokądkolwiek? Jeśli tak, to gdzie dokładnie? Czy to by coś znaczyło? Czy chciałaby, żeby coś znaczyło? Co powiedzieliby jej przyjaciele? Czy to miałoby jakiekolwiek znaczenie po tylu latach?

Hermionie nie udało się stłumić jęku, będącego wyrazem jej frustracji z braku odpowiedzi.

— Coś nie tak? — spytał Draco, ponownie uchwytując jej spojrzenie.

Godryku, jego oczy… są po prostu szare, Hermiono!

— Nic, to tylko… ty… i ja… tutaj… — Pozwoliła, by jej twarz opadła w dłonie.

— Rozumiem — powiedział głosem pełnym rozczarowania. — Słuchaj, wiem, że to niepojęte, ale oto jesteśmy. Kto by pomyślał? Cóż… cieszę się, że wypiłaś ze mną kawę. Ale nie chciałbym, żebyś czuła się niezręcznie, więc… zostawię cię z twoimi myślami.

— Co? — Hermiona spojrzała na blondyna, który był już gotowy do wyjścia, kładąc na stole mugolski banknot — zdecydowanie za dużo jak na to, co zamówili.

— Nie, naprawdę, w porządku… Hermiono. Na razie.

Z tymi słowami obrócił się na pięcie i skierował do wyjścia.

— Draco, czekaj! — powiedziała Hermiona, wstając i pospiesznie zabierając swoje rzeczy, po czym wyszła za nim na zewnątrz.

Gdy tylko przeszła przez drzwi, złapała go za ramię. Odwrócił się z diabelskim uśmiechem, a ona natychmiast zorientowała się, co to znaczy.

— Och, ty… — dymiła z wściekłości — ty cholerny Ślizgonie!

— To ma mnie obrazić? — Uniósł brew. — Chciałem tylko zobaczyć, co się stanie, to wszystko.

— Niech zgadnę — wiedziałeś, że przyjdę.

Draco zrobił krok ku niej, przez co serce Hermiony źle się zachowało — nie miało bić szybciej!

— Cóż, nie wiedziałem tego na pewno, ale zaryzykowałem i szala przechyliła się na moją korzyść. — Uśmiechnął się, zakładając jej za ucho kosmyk niesfornych włosów — znany kod dla „chcę cię pocałować”. Stopy Hermiony (podobnie jak reszta jej ciała) postanowiły działać przeciwko niej, podchodząc coraz bliżej. — Jak mówiłem — dodał. — Przewidywalne.

— Nie jestem przewidywalna — szepnęła przy jego ustach.

— Tak, jesteś.

I po tym zamknął pozostałą odległość między nimi, składając na jej ustach niezwykły pocałunek, a świat Hermiony zaczął wirować. Czy pocałunki kiedykolwiek tak smakowały? To jest oszałamiające, to… brakowało jej słów. Nachyliła się i rozkoszowała sposobem, w jaki trzymał rękę zagrzebaną w jej włosach, teksturą jego ust, kuszącym zapachem i jego ciepłym dotykiem — na brodę Merlina, czy coś w tym mężczyźnie nie było idealne?

Kiedy odsunął się po dłuższej chwili, Hermiona po prostu stała w odrętwieniu po pocałunku.

— Czekałem na to od dłuższego czasu — powiedział cicho.

Jego włosy, które najwyraźniej potargała, wyglądały niesamowicie atrakcyjnie, a policzki barwił jasny róż. Dobrze wiedzieć, że nie tylko ona była oszołomiona tym, co się stało.

— Serio? — tylko to wydobyło się z jej ust.

— O tak. — Draco uśmiechnął się do niej. — Londyn jest taki… pełen oczu. Wolę podróżować z nieznajomymi.

— Nie jestem nieznajomą.

Zaśmiał się.

— Rymuje się z tobą, więc się liczy. Słuchaj, muszę lecieć… nudna biznesowa kolacja. Do zobaczenia jutro, tak?

— Jak długo zostaniesz? — zawołała za nim, a Draco cofnął się powoli. Jego słodki uśmiech zamienił się w złośliwy, który sprawił, że serce Hermiony zatrzepotało.

— Jak długo chcesz.

____________

Witajcie :) Rozpoczął się nowy tydzień, więc pora na obiecaną historię. Jak wrażenia po pierwszej części? Lubicie takiego Draco? Ja nadal jestem nim mega oczarowana. Być może Hermiona brzmi tutaj troszkę naiwnie, ale uwierzcie mi, jeszcze pokaże swoje drugie oblicze. :)

Drugi rozdział pojawi się w czwartek, a ostatni w sobotę w wyjątkowy dla mnie dzień. Jaki? Cóż, możecie zgadywać. :) Jeśli chodzi o inne tłumaczenia to już za chwilę majówka, więc pewnie nie będę miała czasu nic przygotować, ale od maja pewnie ruszę tłumaczenie „Apartamentu 9 i 3/4”. Kto wie, może uda się też skończyć „To, co najlepsze”. Zobaczymy, nic nie obiecuję. Nie chcę sobie nakładać zbędnej presji.

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy