Jedną z pięknych rzeczy związanych z
samotnym podróżowaniem jest to, że stworzone wspomnienia nie są skażone przez
nikogo innego; żadnych rodzinnych dramatów, rozpadających się relacji, które
obciążają; żadnego byłego na zdjęciach, którego obecności nie chcesz. Minusem
jest oczywiście to, że nie ma z kim tworzyć nowych wspomnień — nikogo oprócz
ciebie i nieznajomego od czasu do czasu, który nigdy więcej nie odegra żadnej
roli w twoim życiu. Ale czyż to nie brzmi ekscytująco?
Hermiona Granger westchnęła tęsknie,
wciąż zadowolona, że zdecydowała się jechać sama na wakacje. Nie żeby Harry czy
Ron (albo ktokolwiek) chciał do niej dołączyć — największa czarodziejska
biblioteka w Europie musiała być, przynajmniej dla jej dwóch najlepszych
przyjaciół, najnudniejszym celem, jaki można sobie wyobrazić.
Spojrzała na swoją małą torebkę
wyszywaną koralikami i uśmiechnęła się na myśl o wszystkich problemach, jakie
mugole musieli znosić, aby podróżować w różne miejsca.
Przybycie na lotnisko na kilka godzin
przed faktycznym startem; czekanie tam wieki z powodu opóźnionego lub
odwołanego lotu; spędzanie czasu, jedząc drogie kanapki; kupowanie ubrań, na
które nigdy nikogo nie stać. Nie wspominając o czuciu się jak przestępca
podczas przechodzenia przez odprawę celną. Potem pokazy środków bezpieczeństwa,
z których miejmy nadzieję, nigdy nie będzie trzeba korzystać, ponieważ nikt nie
zwraca uwagi na instrukcje dotyczące korzystania z kamizelki ratunkowej — oprócz
świadomości, że jest przechowywana pod siedzeniem.
Ale, co najważniejsze, Hermionie
oszczędzono trzymania się podłokietników, podczas gdy jej wnętrzności skręcają
się, a serce gwałtownie opada do żołądka, kiedy samolot wznosi się w niebo.
Hermiona nigdy nie lubiła latać — ani samolotem, ani na miotle, ani na
testralu. To prawda, że teleportacja, podróż przez Sieć Fiuu czy świstokliki
nie wywoływały mniejszych mdłości, jednak objawy mijały znacznie szybciej i nie
wymagały wznoszenia się czterdzieści tysięcy stóp nad poziomem morza.
Nie, Hermiona zdecydowanie wolała
podróżować w magiczny sposób. Jedno spojrzenie na zegar uświadomiło jej, że
świstoklik zaraz się uaktywni. Przyłożyła palec do starego wiadra i odliczyła
sekundy.
Cztery,
trzy, dwa, jeden… To znajome uczucie uderzyło, jakby
niewidzialne siły wywierały nacisk ze wszystkich stron; jakby prąd wciągnął cię
pod wodę, kradnąc oddech i wirując, aż nie będziesz w stanie odróżnić góry od
dołu. Skończyło się tak szybko, jak się zaczęło, a Hermiona znalazła się
pośrodku okrągłego pokoju z kopułą zamiast sufitu.
— Herzlich Willkommen — powiedziała
stojąca przed nią wiedźma.
Hermiona przybrała minę, która, jak
miała nadzieję, wyglądała nieco przepraszająco i dała do zrozumienia, że nie
mówi zbyt dobrze w tym języku.
— Herzlich… — zaczęła nieśmiało, a
czarownica uśmiechnęła się.
— Język angielski? — zaoferowała.
Hermiona odetchnęła z ulgą.
— Tak, proszę.
— Witamy w Akwizgranie — ciągnęła
kobieta, brzmiąc tak, jakby miała wygłosić przemówienie, które wygłaszała
wcześniej niezliczoną ilość razy. Miała silny, niemiecki akcent. — Mamy
nadzieję, że pobyt będzie przyjemny. Tu znajdzie pani wszystkie potrzebne
informacje — wyczarowała broszurę, którą Hermiona przyjęła z szeptanym
podziękowaniem — jak również we wszystkich naszych ośrodkach informacji
turystycznej w całym kraju. Zarezerwowała już pani nocleg?
Hermiona zapewniła ją, że tak i
ponownie jej podziękowała. Wiedźma zaprowadziła ją do jednego z kominków. Była
dość długa kolejka; cały rocznik z Beauxbatons — sądząc po rozmowach w języku
francuskim i jasno niebieskich mundurkach — czekał na Sieć Fiuu do następnego
celu.
Hermiona nie miała nic przeciwko. W
końcu się nie spieszyła. To kolejny urok podróżowania: czas wydaje się mniej
ważny. Nie żeby to było mniej znaczące, o nie. Po prostu się go nie marnuje.
Czekanie, zatrzymywanie się, obserwacja: to wszystko jest częścią
doświadczenia. Znowu, zwłaszcza podczas samotnej podróży — nikt nie stoi obok
ciebie i nie toniesz w ich niespokojnej niecierpliwości i ciągłych pytaniach w
stylu: „dlaczego dotarcie tam trwa tak cholernie długo?”. Ale o to właśnie
chodzi — samo dotarcie tam i pielęgnowanie każdej chwili.
Gdy tylko weszła do pokoju, w którym
będzie nocować przez tydzień, ogarnął ją ciężar samotności; ścisnęło ją w żołądku
i przez sekundę nie mogła oddychać. Na szczęście tylko przez sekundę, kiedy
odezwał się zdrowy rozsądek. Hermiona opanowała się, otrząsając z niepożądanego
użalania nad sobą i biorąc kilka głębokich oddechów.
Wszystko
jest dobrze, powiedziała do siebie. Dziwne —
czasami wystarczyło trochę otuchy we własnym imieniu. Jakby musiała kiedyś
dotrzeć do tego punktu — tylko ten jeden raz — żeby móc ruszyć dalej i cieszyć
się każdą minutą wakacji.
Po
krótkim zwiedzaniu miasta i spędzeniu czasu na podziwianiu zaskakująco
nieozdobionego tronu Karola Wielkiego (mugole nie wiedzieli, że słynny cesarz
miał czarodziejskie korzenie), Hermiona udała się do swojego celu.
Wejście do biblioteki — stara,
zakurzona księgarnia, w której oknie wisiała tabliczka o treści w stylu
„bankructwo” (a przynajmniej tak zakładała Hermiona) — wymagało od
odwiedzających zacytowania wersu z dowolnego magicznego fragmentu
jakiegokolwiek pisma, aby drzwi zamieniły się na korytarz.
— Z powodu aportacji Jinx, po raz
pierwszy nałożonej na zamek po masowym rozłamie w 1154 roku (patrz rozdział
75), niemożliwe jest aportowanie się lub deportacja do i z Hogwartu — szepnęła
Hermiona do drzwi.
Poczuła lekki przeciąg, jakby sklep
próbował ją wciągnąć, a Hermiona — po szybkim obejrzeniu się przez ramię, by
sprawdzić, czy nie ma mugolskich obserwatorów — przeszła przez szybę.
Jej usta lekko się rozchyliły, gdy
wpatrywała się w łuk przed sobą — wielkie litery wyrzeźbione w kamieniu z
napisem „Bibliotheca Ars Magica Europaea”. Widok był wystarczająco oszałamiający.
Hermiona została zalana niesamowitymi wrażeniami; od ogromnego holu wejściowego
i recepcji, gdzie poproszono ją o oddanie różdżki i otrzymała instrukcje
dotyczące właściwego obchodzenia się z książkami (nie żeby Hermiona
kiedykolwiek traktowała książki bez szacunku), do rzeczywistej biblioteki —
holu tak wysokiego, że Hermiona nie mogła dostrzec sufitu. Wszędzie znajdowały
się ruchome spiralne schody, prowadzące do mnóstwa półek z największą kolekcją
książek, jaką Hermiona kiedykolwiek widziała.
Od czego zacząć? Wyciągnęła listę z
książkami, które musiała przeczytać przed podróżą — Godryk zabronił Hermionie
przybyć nieprzygotowaną do drugiej co do wielkości biblioteki na całym świecie
(największego i najstarszego tworu byłej Mezopotamii). W końcu udała się do
działu oznaczonego „Dzieła Ekskluzywne Akwizgranu” i odetchnęła z ulgą, widząc,
że w bibliotece oferowano różne języki, aby pomóc zapoznać się z treścią.
Hermiona szybko przyznała, że mogłaby
spędzić w tym miejscu całe życie. Chłonęła każde zdanie, każdą ilustrację,
robiąc zarówno notatki i poświęcając czas, bo wiedziała, że nie wróci tu
szybko. W końcu miała własną księgarnię, którą musiała się zająć. Może powinna
trzymać rękę na pulsie i sprzedać ją temu, kto zaoferuje najwyższą cenę…
— Uważaj, Granger, żebyś się nie
pośliniła, bo prawdopodobnie nie będzie cię stać na odkupienie — zadrwił
znajomy głos.
Hermiona wykrzywiła się i spojrzała w
górę.
Cholernie
fantastycznie.
Draco Malfoy stał kilka metrów dalej,
ze skrzyżowanymi rękami, oparty o jedną z półek. Na jego głupiej, przystojnej
twarzy pojawił się durny uśmieszek. Chwila, przystojnej?
Od kiedy, na Godryka, zaczęła uważać Draco Malfoya za przystojnego?
Pewnie
odkąd zaczął co jakiś czas wpadać do twojego sklepu,
szepnął głos w jej głowie, zawsze chętny do udzielania prawidłowej odpowiedzi.
— Co tu robisz, Malfoy? — wysyczała
Hermiona przez zaciśnięte zęby, uważając, by ton jej głosu nie wzrósł powyżej
poziomu szeptu.
— Mógłbym ci zadać to samo pytanie,
Granger. — Zsunął się z półki i zrobił kilka leniwych kroków ku niej. — Z
drugiej strony, powinienem się spodziewać, że cię tu znajdę. To musi być twój…
— urwał z figlarnym błyskiem w oku.
— Mój co, Malfoy?
— Nieważne.
Hermiona wściekła się w duchu. Nie
mogła znieść, kiedy ludzie zaczynali zdanie, ale nie chcieli go dokończyć; to
było jak czytanie książki i odkrywanie, że brakuje ostatnich stron. Zerknęła na
niego.
Skoncentruj
się…
— Naprawdę próbujesz wejść do mojego
umysłu? — zapytał Draco z niedowierzaniem, po czym wybuchnął śmiechem, który, z
jakiegoś powodu, wywołał u Hermiony dreszcze. — Och, Granger, nie kłopocz się,
nie uda ci się.
Hermiona stłumiła wulgaryzmy, które
miała na języku. Miał rację; jego umysł był całkowicie zablokowany. Nie mogła
uchwycić nawet jednej jego myśli.
— W takim razie powiedz mi — zaczęła,
a jej ciekawość powoli, ale pewnie nadgryzała jej cierpliwość. — Chyba że
chodziło ci tylko o obrazę mnie, to jeśli możesz, oszczędź sobie trudu.
Draco cmoknął.
— Obraza? Nie… nie zniżyłbym się aż
tak, prawda?
— Och, proszę, robiłeś to wiele razy.
Jakże wygodnie jest dla ciebie zapomnieć.
— Z całą pewnością nie zapomniałem —
odpowiedział, przysuwając krzesło i siadając przy stole, który właśnie
zajmowała.
— Nie przypominam sobie — zaczęła
Hermiona ostro, choć szybko zdała sobie sprawę, że mimo wszystko podniosła
głos, więc kontynuowała szeptem: — Nie przypominam sobie, żebym cię zapraszała
do stolika.
— Nie potrzebuję twojego pozwolenia,
Granger. To przestrzeń publiczna. No dobra, zobaczmy… co my tu mamy? — Draco
bezczelnie wyrwał jej zwój z rąk i przejrzał jego zawartość. — Magia krwi w kulturze Azteków — wierzenia,
cele i praktyki… Granger, to jest…. mroczne.
Hermiona zamrugała kilka razy ze
zdumienia.
— Umiesz to czytać?
— Wiesz, też miałem starożytne runy.
— Tak, ale — wybełkotała — to rzadki
wariant galicyjski, nasz program tego nie obejmował.
— No i? — Draco uniósł brew i odłożył
zwój z delikatnością, której się nie spodziewała. — Nie doceniasz mnie. Właśnie
zablokowałem twoją, przyznaję, nieoczekiwaną i nędzną próbę wejścia do mojego
umysłu. Z pewnością jestem w stanie z marszu przetłumaczyć kilka starych run.
Hermiona zaniemówiła i skarciła się za
to, że nie jest w stanie w odpowiedzi rzucić czegoś błyskotliwego. Po prostu
siedziała tam, wpatrując się w niego i jego głupie, niemrugające oczy. Co on tu
w ogóle robił?
— Przyjechałem tu w interesach, jeśli
się nad tym zastanawiasz — powiedział nagle.
— Nie mów mi, że też używasz
legilimencji — wypaliła Hermiona, coraz bardziej zirytowana.
— Nie, jestem komunikatywną osobą.
Hermiona skomentowała to prychnięciem
z oburzeniem.
— Co?
— Jasne, zgrywasz czarującego.
— Zdziwiłabyś się. — Hermiona
mimowolnie przełknęła ślinę, słysząc jego zmianę akcentu, a także widząc
zarozumiały uśmiech, który rozszerzył jego wargi. — Jeśli to cię oczarowało,
chciałabyś… napić się ze mną kawy?
— Och — bąknęła osłupiała. Ciepło
uderzyło w jej twarz i odwróciła się w daremnej próbie ukrycia tego.
— Artykulacja jest kluczowa, Granger —
wycedził, po czym dodał, akcentując każdą sylabę: — Żeby ludzie mogli cię zrozumieć.
— Och, zamknij się — syknęła, ale nie
poczuła się zirytowana.
W rzeczywistości cieszyła się z ich
ripost. Dlaczego więc nie napić się z nim kawy? Poza swoją zuchwałością, Draco
miał niewiele wspólnego z pokręconym nastolatkiem sprzed wielu lat. Poza tym
nie była na randce od… od jakiegoś czasu.
— No dalej, Granger, nie mam całego
dnia. W sumie mam, ale i tak pospiesz się.
— W porządku, napiję się z tobą kawy.
— Świetnie — powiedział Draco, wstając
i patrząc na nią wyczekująco.
— Teraz?
— Oczywiście, że teraz. Jest tutaj
kawiarnia, którą chciałem zobaczyć. Myślę, że zaspokoi twój gust.
Miał rację — zaspokoiła. Mała
kawiarnia, położona na starym mieście w Akwizgranie, miała różne porcelanowe
dzbanki do kawy, zwisające z sufitu, a ściany pomieszczenia były całkowicie
pokryte regałami z książkami.
— Więc mówisz, że po całym dniu
spędzonym w otoczeniu książek, jedynym miejscem, które wybierasz na wakacje…
jest biblioteka.
— Mniej więcej tak — powiedziała
nieśmiało Hermiona, mieszając filiżankę kawy; ruch, który wykonywała już zbyt
długo, a nawet nie dodała cukru.
— Cóż, to do ciebie podobne —
skomentował, po czym pociągnął łyk swojej kawy. — Jesteś dość przewidywalna.
— Słucham?
— Nie ma się czym denerwować, Granger.
— Zachichotał Draco. Głupim, cholernie uroczym chichotem. — Nawet mi się to
podoba. Nie zmieniasz się dla oczekiwań innych. Wiesz, po wojnie wszyscy
chcieli, żebyś się rozwijała; zmieniła świat. Ale zamiast tego kupiłaś starą
księgarnię.
— Przewidywalność to nie komplement.
— I? Nie jest to też zniewaga. To nie
musi być czymś. Po prostu bierz rzeczy takimi, jakie są, przestań za bardzo się
w nie wczytywać.
Potem mrugnął. Po prostu mrugnął do
niej. Co to miało znaczyć? Och, pokaże mu przewidywalność, proszę bardzo!
I nie tracąc ani chwili na myślenie,
mrugnęła.
— Interesujące — powiedział Draco, nie
przerywając kontaktu wzrokowego. — Ale wiesz, nie musisz się tak bardzo starać.
Jak powiedziałem: przewidywalność nie jest zła.
— Och, chrzanić to — jęknęła Hermiona,
unosząc ręce. — Poddaję się. Masz ochotę na ciasto?
I tak oto zjedli ciasto. Hermionie
szczególnie posmakowało to o nazwie „Bienenstich” — migdałowo-budyniowy
smakołyk, z którego kalorie praktycznie leciały na ciebie. Pomiędzy kęsami
zerknęła na Draco. Miał zamknięte oczy, delektując się kolejnym miejscowym
przysmakiem. Wyglądał raczej… Jak,
Hermiono? Przestań wzdychać!
— Zawsze uwielbiałeś słodycze —
zauważyła z uśmiechem, który Draco skomentował pytającym spojrzeniem. — Wiesz,
nie tylko ty jesteś dobry w obserwowaniu ludzi. Pamiętam, że prawie co tydzień
twoja sowa przynosiła ci tony słodyczy do szkoły. — Draco zrozumiał, co ma na
myśli, i kontynuował jedzenie ciasta. — Ale dlaczego nie spuchłeś jak balon,
wciąż pozostaje dla mnie zagadką.
Draco przełknął kęs, zanim
odpowiedział:
— Dobre geny. I dużo ćwiczeń.
— Nadal grasz w Quidditcha?
— Sporadycznie. Aczkolwiek, polubiłem
piłkę nożną.
Widelec Hermiony zatrzymał się w
połowie drogi między talerzem a jej ustami.
— Niemożliwe — powiedziała. —
Pogrywasz sobie ze mną.
— Ależ skąd. — Uśmiechnął się. — Jest
prosta. Tylko jedna piłka, dwie bramki, dziewięćdziesiąt minut… fantastyczne,
jeśli chcesz się oderwać od problemów.
— Jakich problemów?
— Och, to i tamto. Głównie praca.
Opinia publiczna. Normalne problemy, z którymi zmagasz się także ty.
Hermiona odniosła wrażenie, że
poruszyli temat, o którym nie miał ochoty rozmawiać.
— Więc, gdzie grasz w piłkę nożną?
— Znalazłem w Bath drużynę, która jest
w lokalnej lidze. I zgadnij co! Dean Thomas jest kapitanem drużyny.
Hermiona musiała sobie przypomnieć,
żeby trzymać szczękę zamkniętą. Draco Malfoy był zupełnym przeciwieństwem
przewidywalności.
— Na początku nie był zbyt chętny,
żebym do nich dołączył… ale Dean zdecydowanie jest tym, który zakopuje topory
wojenne nad piwem, i tak też zrobiliśmy. Podobno jestem dobrym środkowym
obrońcą.
Hermiona odchrząknęła, próbując
odzyskać spokój. W jakiś sposób Draco sprawił, że poczuła się, jakby znowu
miała czternaście lat. A teraz nie mogła się powstrzymać przed wyobrażeniem go
sobie w piłkarskiej koszulce. Zdecydowanie pora zmienić temat.
— Jakie interesy cię tutaj
sprowadzają? — zapytała.
— Biblioteka potrzebuje nowych
funduszy — odpowiedział między łykami cappuccino. Hermiona nie mogła nic
poradzić na to, że podążała za ruchem jego języka, który wystrzelił, by zebrać
pianę z górnej wargi. — Pomyślałem, że odwiedzę to miejsce i zobaczę, czy
chciałbym zostać dobroczyńcą.
— Co byś z tego miał?
— Niewiele… głównie moje nazwisko na
jakiejś przypadkowej tablicy gdzieś w holu wejściowym, albo raczej na ławce,
nie wiem. Aha, i — jak mógłbym zapomnieć — dożywotnie członkostwo honorowe z
nieograniczonym dostępem do biblioteki i archiwów zastrzeżonych.
— Przenaszalnych? — zapytała z
nadzieją Hermiona.
— Och, Granger… niestety nie —
powiedział Draco z udawanym westchnieniem.
— Szkoda — wystarczająco trudno było
zdobyć wejściówkę na tydzień! To też było dość drogie. Nie wyobrażam sobie, jak
kosztowne byłoby dożywotnie członkostwo…
— Wiesz, zawsze mógłbym wprowadzić w
to kogoś.
Hermiona zarumieniła się po raz drugi
tego dnia. Mogła to stwierdzić po sposobie, w jaki swędziała ją skóra. To było
zbyt dziwne… a może nie? Draco był dość uprzejmy — trzeba przyznać, że wciąż
był przebiegłym Ślizgonem — ale ogólnie dowcipny i wyrafinowany. I zaskakująco
miły. Jeszcze bardziej zaskakujące było zainteresowanie nią; Hermiona nie była
ani ślepa, ani na tyle tępa, by nie zdawać sobie z tego sprawy.
— Kogo masz na myśli? — zapytała
luzackim tonem.
— Och, wiesz — Draco poklepał się po
brodzie, jakby intensywnie się zastanawiał — prawdopodobnie kogoś z ogromnym
zainteresowaniem literaturą. Jakiegoś bystrzaka.
— A więc… na pewno nie Ron.
Draco prychnął.
— Zdecydowanie nie.
Przez chwilę milczał, a Hermiona
zaczęła się denerwować. W jej głowie pojawiło się jednocześnie tysiące pytań:
czy to prowadzi dokądkolwiek? Jeśli tak, to gdzie dokładnie? Czy to by coś
znaczyło? Czy chciałaby, żeby coś znaczyło? Co powiedzieliby jej przyjaciele?
Czy to miałoby jakiekolwiek znaczenie po tylu latach?
Hermionie nie udało się stłumić jęku,
będącego wyrazem jej frustracji z braku odpowiedzi.
— Coś nie tak? — spytał Draco,
ponownie uchwytując jej spojrzenie.
Godryku, jego oczy… są po prostu szare, Hermiono!
— Nic, to tylko… ty… i ja… tutaj… —
Pozwoliła, by jej twarz opadła w dłonie.
— Rozumiem — powiedział głosem pełnym
rozczarowania. — Słuchaj, wiem, że to niepojęte, ale oto jesteśmy. Kto by
pomyślał? Cóż… cieszę się, że wypiłaś ze mną kawę. Ale nie chciałbym, żebyś
czuła się niezręcznie, więc… zostawię cię z twoimi myślami.
— Co? — Hermiona spojrzała na
blondyna, który był już gotowy do wyjścia, kładąc na stole mugolski banknot —
zdecydowanie za dużo jak na to, co zamówili.
— Nie, naprawdę, w porządku… Hermiono.
Na razie.
Z tymi słowami obrócił się na pięcie i
skierował do wyjścia.
— Draco, czekaj! — powiedziała Hermiona,
wstając i pospiesznie zabierając swoje rzeczy, po czym wyszła za nim na
zewnątrz.
Gdy tylko przeszła przez drzwi,
złapała go za ramię. Odwrócił się z diabelskim uśmiechem, a ona natychmiast
zorientowała się, co to znaczy.
— Och, ty… — dymiła z wściekłości — ty
cholerny Ślizgonie!
— To ma mnie obrazić? — Uniósł brew. —
Chciałem tylko zobaczyć, co się stanie, to wszystko.
— Niech zgadnę — wiedziałeś, że
przyjdę.
Draco zrobił krok ku niej, przez co
serce Hermiony źle się zachowało — nie miało bić szybciej!
— Cóż, nie wiedziałem tego na pewno, ale zaryzykowałem i szala przechyliła
się na moją korzyść. — Uśmiechnął się, zakładając jej za ucho kosmyk
niesfornych włosów — znany kod dla „chcę cię pocałować”. Stopy Hermiony
(podobnie jak reszta jej ciała) postanowiły działać przeciwko niej, podchodząc
coraz bliżej. — Jak mówiłem — dodał. — Przewidywalne.
— Nie jestem przewidywalna — szepnęła
przy jego ustach.
— Tak, jesteś.
I po tym zamknął pozostałą odległość
między nimi, składając na jej ustach niezwykły pocałunek, a świat Hermiony
zaczął wirować. Czy pocałunki kiedykolwiek tak smakowały? To jest
oszałamiające, to… brakowało jej słów. Nachyliła się i rozkoszowała sposobem, w
jaki trzymał rękę zagrzebaną w jej włosach, teksturą jego ust, kuszącym
zapachem i jego ciepłym dotykiem — na brodę Merlina, czy coś w tym mężczyźnie
nie było idealne?
Kiedy odsunął się po dłuższej chwili,
Hermiona po prostu stała w odrętwieniu po pocałunku.
— Czekałem na to od dłuższego czasu —
powiedział cicho.
Jego włosy, które najwyraźniej
potargała, wyglądały niesamowicie atrakcyjnie, a policzki barwił jasny róż.
Dobrze wiedzieć, że nie tylko ona była oszołomiona tym, co się stało.
— Serio? — tylko to wydobyło się z jej
ust.
— O tak. — Draco uśmiechnął się do
niej. — Londyn jest taki… pełen oczu. Wolę podróżować z nieznajomymi.
— Nie jestem nieznajomą.
Zaśmiał się.
— Rymuje się z tobą, więc się liczy.
Słuchaj, muszę lecieć… nudna biznesowa kolacja. Do zobaczenia jutro, tak?
— Jak długo zostaniesz? — zawołała za
nim, a Draco cofnął się powoli. Jego słodki uśmiech zamienił się w złośliwy,
który sprawił, że serce Hermiony zatrzepotało.
— Jak długo chcesz.
____________
Witajcie :) Rozpoczął się nowy tydzień, więc pora na obiecaną historię. Jak wrażenia po pierwszej części? Lubicie takiego Draco? Ja nadal jestem nim mega oczarowana. Być może Hermiona brzmi tutaj troszkę naiwnie, ale uwierzcie mi, jeszcze pokaże swoje drugie oblicze. :)
Drugi rozdział pojawi się w czwartek, a ostatni w sobotę w wyjątkowy dla mnie dzień. Jaki? Cóż, możecie zgadywać. :) Jeśli chodzi o inne tłumaczenia to już za chwilę majówka, więc pewnie nie będę miała czasu nic przygotować, ale od maja pewnie ruszę tłumaczenie „Apartamentu 9 i 3/4”. Kto wie, może uda się też skończyć „To, co najlepsze”. Zobaczymy, nic nie obiecuję. Nie chcę sobie nakładać zbędnej presji.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Do następnego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)