Bar był ciemny i pachniał stęchlizną.
Draco nie bywał tu od lat. Przeszedł obok obskurnych czarodziei i kłębów dymu z
cygar do stolika w ukrytym kącie.
— Poważnie, Zabini?
— Klimacik, mój przyjacielu. Kiedyś to
doceniałeś.
— Kiedyś byłem inny niż teraz. — Usta
Draco zacisnęły się w linię.
Blaise zaśmiał się serdecznie,
wskazując na miejsce.
— Powstrzymywałeś się od pieprzonych
szlam.
— Uważaj, co mówisz, Blaise. I nie
używaj tego słowa. — Draco wsunął się na siedzenie, rzucając towarzyszowi
mordercze spojrzenie.
— Rany, coś ty taki drażliwy? Być może
to jest coś więcej niż jedynie niewinne bzykanko na boku…
— Czego chcesz?
— Wielu rzeczy, Draco. Próbowałem
załatwić to w prosty sposób, ale, oczywiście, musiało być po twojemu i byłeś
dla mnie taki nieuprzejmy.
— Nie mogłem tak po prostu…
— Nie. Kiedyś byłeś jednym z nas,
stary. Co się stało z twoją ślizgońską stroną?
— Nadal
jestem Ślizgonem.
— Cóż, mnie nie oszukasz.
Draco zmarszczył brwi i zatrzymał
kelnerkę — wiedźmę, która nie miała na sobie zbyt wiele. Przeszła mu przez
głowę myśl, co jej ojciec musi o tym myśleć, a potem wzdrygnął się,
zastanawiając, ile ma lat. Może Blaise miał rację.
— Ognista Whisky — podwójna.
Blaise uśmiechnął się.
— No i proszę.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hermiona nie miała takiego zamiaru,
ale gdy zbliżał się dzień powrotu Rose z Hogwartu, zaczęła trochę oddalać się
od Draco. Wiedziała, że nie będą mogli tak często się widywać, ponieważ będzie zajęty
Scorpiusem — i, szczerze mówiąc, wciąż przerażała ją głębia jej uczuć do niego.
Jeśli zauważył, nic nie powiedział.
Właściwie myślała, że on może zrobić to samo. W końcu oboje zgodzili się, że
pozostaną w luźnej relacji, chociaż wiedzieli, że to było znacznie głębsze.
Postanowiła nie zagłębiać się w to zbytnio ze strachu przed tym, co mogłaby
znaleźć.
Minęło kilka dni, zanim wrócił do
tematu. Nie zaprosił jej też ponownie do dworu. Potem, w nieistotny czwartek,
bez ostrzeżenia podniósł wzrok znad biurka.
— Mogę wpaść dzisiaj wieczorem?
Zaskoczyło ją to, ale tęskniła za nim.
— Tak.
— Dobrze. — Uśmiechnął się, wstał,
ucałował jej skroń i wyszedł z gabinetu.
Tego wieczoru pochylił ją nad blatem
kuchennym i wziął od tyłu. To było tak silne i szalone, że Hermiona przewróciła
całą miskę owoców. Stwierdziła, że zbytnio ją to nie obchodzi. Nie został na
noc.
Pierwszy weekend Rose w mieszkaniu
Hermiony przebiegł płynnie. Upiekły ciasteczka z kawałkami czekolady,
pomalowały paznokcie i obejrzały kilka oryginalnych komedii romantycznych na
Netflixie. Miło było znów spędzić czas z córką, dopóki nie pojawił się temat
chłopców.
— Więc, mamo… wyszłaś do ludzi? Byłaś
na jakichś randkach?
— Ja… — Nie wiedziała, co powiedzieć. Tak, zdecydowałam się skorzystać z twojej rady
i bzykać do utraty tchu z tatą twojego kolegi z klasy? Ale jej twarz ją
zdradziła, mimo że postanowiła nie mówić ani słowa.
— Och, rumienisz się! To znaczy tak. —
Jej uśmiech był zaraźliwy i Hermiona prawie zapomniała, jak fajnie było mieć ze
sobą Rose — jak dobrze się dogadywały.
— To jeszcze nic poważnego. — Kłamstwo. — Ale jeśli tak się stanie, na
pewno go poznasz. — Już poznałaś.
— Cóż, cieszę się, że jesteś
szczęśliwa. Wyglądasz lepiej niż kiedykolwiek — bez obrazy.
Hermiona uśmiechnęła się na szczerość
córki. To zdecydowanie była zaleta Weasleyów.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
We dworze Malfoyów zawsze były
imponujące ogrody. Draco rzadko spędzał w nich czas, ale zdecydował się na
spacer, żeby oczyścić głowę. Zgodził się na razie zagrać w grę Zabiniego, w zamian
za to, że nie przekaże prasie zdjęć jego z Hermioną. Wiedział, że byłaby
rozczarowana, gdyby dowiedziała się, że zgodził się na szantaż, ale jaki miał
wybór?
Potrzebował czegoś na Blaise’a, żeby
wydostać się spod jego kontroli.
— Tilly!
Jego ulubiony skrzat domowy pojawił
się przed nim z głośnym trzaskiem.
— Tak, mistrzu?
— Chcę, żebyś przez jakiś czas
śledziła pana Zabiniego i informowała mnie o wszystkich jego działaniach. Ale —
to bardzo ważne — pod żadnym pozorem
nie możesz pozwolić, żeby cię zobaczył. Zrozumiałaś?
— Tak, mistrzu Draco. Tilly potrafi
być bardzo ostrożna. Nikt nie zobaczy Tilly.
— Świetnie. Niech Mimsy przejmie za
ciebie obowiązki pod twoją nieobecność.
— Tak, mistrzu. Tilly dziękuje ci za
to specjalne zadanie!
Po czym zniknęła z trzaskiem, znów
zostawiając Draco samego.
Wpatrywał się w zębate geranium,
zauważając, że zęby w tym sezonie ładnie się układają. Miejmy nadzieję, że
będzie miał okazję wykorzystać je w niektórych eliksirach, kiedy w pełni
dojrzeją — Merlin wiedział, że minęło trochę czasu, odkąd był w swoim
laboratorium. Granger sprawiła, że brakowało mu na to czasu.
— Zawsze nienawidziłam tych roślin.
Trochę wulgarne jak na wspólny ogród, nie sądzisz? — Jego matka podkradła się
do niego bez ostrzeżenia.
— Dzień dobry, matko. — Pocałował ją w
policzek. — Są dość brzydkie, ale przydatne.
— Tak, cóż. Może zasadzę trochę
hortensji. — Narcyza mrugnęła, przechodząc obok niego, najwyraźniej będąc w
trakcie własnej przechadzki po terenie.
Wydawało się, że minęły wieki, odkąd
widział ją na zewnątrz. Jej turkusowe szaty mieniły się w słońcu — wyjęła swoją
letnią garderobę.
— Dobrze dzisiaj wyglądasz.
— Tak, ale kto może mnie za to winić?
Obaj moi chłopcy są w domu i to szczęśliwi.
Na wzmiankę o swoim synu Draco
podniósł wzrok.
— Gdzie w ogóle jest Scorpius?
— Och, po śniadaniu udał się do
Potterów. Mówił, że ci o tym powiedział. — Przesunęła długimi palcami po
liściach złotogłowia.
— Nie powiedział, ale prawdopodobnie
myślał, że tak. — Przewrócił oczami, ale uśmieszek pojawił się na jego ustach.
— Oczywiście, że jest z Albusem. Ci dwaj są ciągle razem.
— Po ciężkim dzieciństwie, które
miałeś, cieszę się, że on ma tak dobrego przyjaciela.
Klatka piersiowa Draco zacisnęła się,
słysząc, że jego matka mówi w ten sposób. Malfoyowie rzadko przyznawali się do
swoich prawdziwych uczuć, a jeszcze rzadziej do swoich wad. Przełknął ślinę.
— Ja też.
— Wiesz, rozmawiałam z panią Minister,
gdy była tutaj w zeszłym tygodniu.
— Och? — Nie zdawał sobie z tego
sprawy.
— Też ma problemy ze snem. — Posłała mu
chytry uśmiech. — Powiedziałam jej, jaka jest dla ciebie dobra. Wiem, że
prawdopodobnie nie interesuje cię moja opinia, ale… bardzo się cieszę, że ją
znalazłeś, Draco. Myślę, że dobrze by tu pasowała.
Odchrząknął.
— Tak, cóż. Nawet jeśli tak… nastąpiło
kilka komplikacji.
— Tak, tak. Słyszałam twoją rozmowę z
Tilly. Gdybyś potrzebował pomocy, kochanie, wystarczy poprosić.
Nie wiedział, dlaczego po tylu latach
był tym zaskoczony. Narcyza Malfoy zawsze była o krok przed wszystkimi. Draco
po prostu skinął głową.
Zadowolona zwróciła się w stronę
głównego wejścia.
— Herbata?
— Brzmi cudownie, matko. — Wyciągnął
do niej rękę.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
— Jesteś absolutnie pewny, Draco? To
najlepszy sposób na wykorzystanie funduszy?
Hermiona spojrzała na niego pytająco,
kiedy przeglądała zwój przed nią. Z roztargnieniem postukała piórem w biurko,
gdy ponownie przeczytała drobny druk.
— Na dłuższą metę może nie. Ale,
myśląc o teraźniejszości, jeśli uszczęśliwimy właścicieli firm na Ulicy
Pokątnej, będziesz miała gwarancję reelekcji, gdy nadejdzie czas.
To nie było kłamstwo, ale Draco
nienawidził tego, że naginał się choć trochę do planu Zabiniego — nie
wspominając o tym, że Granger urwałaby mu jaja, gdyby wiedziała, dlaczego to
robi. Blaise zainwestował teraz w prawie połowę tamtejszych firm i zapewnił, iż
mała łapówka sprawi, że Minister pozostanie w ich łaskach.
Przez chwilę wyglądała na
niezdecydowaną, ale potem wydawała się rozmyślać nad czymś wewnętrznie.
— Przypuszczam, że masz rację. Jeśli
udobruchamy ich teraz, będzie bardziej prawdopodobne, że w przyszłości będą
bardziej podatni na zmianę budżetu. — Uśmiechnęła się, zadowolona z jego
politycznego mózgu. — Wiedziałam, że masz w sobie coś więcej niż ładną buzię.
— Och, więc jestem ładny?
Hermiona mrugnęła.
— Bardzo.
Opuściła swoje pióro i podpisała zwój.
Potem wstała i pocałowała go przelotnie.
Reszta tygodnia minęła w podobny
sposób. Blaise nie prosił Draco o ciągłe przysługi, ale mimo to czuł cień
topora wiszący nad swoją głową. Tilly co wieczór zdawała mu raporty, ale nie
natrafiła jeszcze na nic ciekawego. Był sfrustrowany. A całe to skradanie się w
połączeniu z tym, że Scorpius był w domu, naprawdę wpłynęło na jego czas z
Hermioną. Musiał postawić sprawę jasno lub wkrótce wymyślić inny sposób
działania. Byłaby na niego wściekła, gdyby powiedział jej o zdjęciu i szantażu.
Zanim nadszedł piątek, niesamowicie
pragnął czasu sam na sam z nią, na który nie miał szans w pracy. Oprócz
Zabiniego, Potter również przyglądał się każdemu ich ruchowi. Draco wiedział,
że rozmowa między nimi była prywatna, ale nie mógł powstrzymać się od
zastanawiania się, co by zrobiła Granger, gdyby wiedziała, że jej najlepszy
przyjaciel poprosił go, by to skończył.
Draco zatrzymał się przy kawiarni i
kupił dwie herbaty, po czym udał się na codzienne spotkanie z Minister.
Postawił przed nią jeden z papierowych kubków, odchrząkując.
— Przyjdź dzisiaj wieczorem do dworu.
— Przepraszam, to była prośba czy
żądanie? — Hermiona uniosła brew na niego.
Draco westchnął i usiadł, popijając
długi łyk herbaty, zanim przeformułował.
— Chciałabyś dzisiaj wieczorem przyjść
do dworu? Scorpius zostaje u Potterów i czuję, że ostatnio nie spędzamy ze sobą
zbyt wiele czasu.
To była prawda. Hermiona zauważyła, że
spędzali razem coraz mniej chwil. Szczerze mówiąc, czuła się całkiem samotna
bez niego śpiącego obok każdej nocy, ale wiedziała, że jest zajęty swoim synem
i nie chciała robić problemu.
— Właściwie, to brzmi cudownie. Rose
nocuje u koleżanki, a u mnie ma być dopiero jutro.
— Idealnie.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hermiona spakowała zapasowy zestaw
ubrań do torebki — tej, na którą zawsze rzucała Zaklęcie pogłębienia. Nie
chciała być zarozumiała, ale pomyślała, że zostanie na noc u Draco.
Szmaragdowo-zielony komplet bielizny, który miała na sobie pod szatami, na
pewno sprawi, że będzie tego chciał.
Ledwo wyskoczyła z kominka w jego
salonie, gdy przycisnął ją do przeciwległej ściany; zielony proszek Fiuu nawet
do końca się nie rozproszył. Jego usta łapczywie pożerały jej, a język wsuwał
się w nią, by smakować. Kiedy się cofnął, mruknęła:
— Jesteśmy trochę niecierpliwi, co?
Draco przesunął dłonią od jej biodra w
górę i wyżej, zatrzymując się na krótko na piersi i ściskając ją przez chwilę,
po czym przeszedł do odsłoniętego obojczyka i otoczył jej gardło, delikatnie
pocierając kciukiem.
— Tęskniłem za tobą… za tym.
— Udowodnij — błagała, zanim wbiła się
w jego usta.
Draco docisnął ją mocniej do ściany i
jęknęła, gdy jego usta opuściły jej, by wędrować po szczęce, uchu i szyi.
Uniósł kolano, by rozsunąć jej uda.
— Granger — jęknął, zanim ponownie
chwycił jej usta.
Byli tak zajęci sobą, że nie
usłyszeli, jak kominek znowu ożywa i wyskakuje z niego blond głowa.
— Tata?! Minister?!
Draco natychmiast puścił Hermionę i
obrócił się, by zobaczyć, że jego syn wpatruje się w nich z przerażeniem.
— Scorpius? Po co wróciłeś?
— Zapomniałem miotły, a Al chciał
zagrać w Quidditcha. Pójdę po nią szybko. Już mnie nie ma.
Czerwony jak burak, wybiegł z pokoju i
popędził ku wielkim schodom, prowadzącym do sypialni.
Draco spojrzał na Hermionę, której
usta otwierały się i zamykały bez żadnego dźwięku.
— Chyba muszę z nim porozmawiać.
Skinęła głową, siadając na pobliskim
krześle. Jej usta były opuchnięte, a policzki zaczerwienione.
— Nie odchodź… dobrze, Hermiono?
— Dobrze — szepnęła; ledwo to dosłyszał.
Draco wchodził po dwa stopnie naraz,
kierując się do pokoju Scorpiusa. Znalazł go, siedzącego na łóżku i
trzymającego miotłę, z oszołomionym wyrazem twarzy.
— Hej…
— Hermiona Granger, tato? Serio?
— Wiem, że to musi być szok. — Usiadł
na łóżku obok syna.
Scorpius roześmiał się.
— Niezupełnie, ale zdajesz sobie
sprawę, że to rujnuje moje szanse z Rose?
— Myślałem, że to przezwyciężyłeś.
Kiedy zwrócił się do niego, Draco zdał
sobie sprawę, jak bardzo on i syn byli do siebie podobni. Zwłaszcza przez
sarkazm na twarzy, który mu pokazywał.
— Rozgrywam to na spokojnie, tato.
Zaczynam od „bycia przyjaciółmi”.
— Racja, cóż… nie jest tak, że poślubiam Hermionę.
— Ale to tylko kwestia czasu, prawda?
No weź, tato. Wiem, jak Malfoyowie działają, jeśli chodzi o miłość.
To szybko wymykało się spod kontroli.
— Kto mówił coś o miłości?
— Nawet nie umawiałeś się na randki po
śmierci mamy, a teraz co… tylko całujesz się z Minister Magii Hermioną Granger w naszym salonie dla gównianych
wygłupów?
— Język! — To spowodowało, że chłopak
przewrócił oczami. — Ja… to skomplikowane, Scorp. Pracujemy razem i nie ma
przyzwolenia na randkowanie.
— Och. — Scorpius przez chwilę bawił
się miotłą. — Cóż, dla jasności — jeśli jest tak niesamowita, jak jej córka, to
pochwalam. Poza tym, gdybyśmy byli przyrodnim rodzeństwem, to byłoby prawie jak
zakazana miłość.
— Kurwa — mruknął Draco.
— Język! — Scorpius roześmiał się. —
Cóż, naprawdę powinienem wracać do Ala. Powiedz pani Granger, że przepraszam,
że przeszkodziłem.
— Powiem.
Draco patrzył, jak jego syn odchodzi,
z sercem puchnącym z dumy. Nie był pewien, jak udało mu się wychować tak
dojrzałego i akceptującego młodego człowieka.
Zszedł po schodach, kierując się
prosto do salonu, w którym zostawił swoją ukochaną. Z pewnością był jej winny
długą noc, by wszystko wynagrodzić.
— Granger? — zawołał, gdy wszedł do
pokoju.
Ale jej już nie było.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hermiona usiadła na kanapie i płakała.
Nie była pewna, dlaczego Scorpius przyłapujący ich na całowaniu tak nią
wstrząsnął, ale nie mogła zostać. A gdyby
to była Rose? Okłamywała wszystkich, których kochała — nawet Harry’ego.
I co w ogóle było między nią a Draco
Malfoyem? Ból w klatce piersiowej mówił, że to było coś, czemu nie była gotowa
stawić czoła — coś, o czym nie była gotowa powiedzieć Harry’emu, Ronowi czy
Rose. Tym razem naprawdę działała pochopnie.
Czując, jak wzmaga się ból w jej
klatce piersiowej, pozwoliła łzom płynąć i położyła się na kanapie, ściągając
koc z zagłówka, by owinąć go wokół siebie. To miała być po prostu dobra zabawa
— świetny seks i ktoś ciepły w jej łóżku. Nie miała się w nim zakochać. Ale
kiedy tam leżała, wiedziała, że powrót do poprzedniego stanu nie wchodzi w grę.
Im bardziej myślała o nieobecności Draco w swoim życiu, tym bardziej to bolało.
Kiedy słońce stało się wystarczająco
irytujące, wpadając przez szpary w jej roletach, obudziła się i spróbowała
rozciągnąć swoje sztywne ciało. Bolało ją wszystko — mięśnie, głowa, serce.
Zdecydowała, że przed przybyciem Rose potrzebuje mocnej kawy i trochę białka. Weszła
do kuchni i nastawiła garnek.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Draco niewiele spał ostatniej nocy.
Uznał, że Hermiona potrzebowała przestrzeni po tym, co się stało. Mimo że
powiedział jej, żeby nie wychodziła, ona i tak to zrobiła. To nie było trwałe.
Za bardzo się o nią troszczył, żeby to dłużej ciągnąć. Może najlepiej będzie,
jeśli zrobią sobie przerwę, przynajmniej do czasu, aż zapanuje nad sytuacją z
Blaise’em.
Sama myśl przyprawiała go o mdłości.
Obok Scorpiusa i jego matki, była najważniejszą osobą w jego życiu. Co gorsza,
nie powiedział jej tego. Może Potter miał rację. Jeśli to całe ukrywanie się i
kłamstwo miało na nią negatywny wpływ, najlepiej byłoby, gdyby to zakończyli.
Jej praca, jej reputacja — wszystko to
było ważniejsze niż ich romans. Nie mógł nawet publicznie nazywać jej swoją
dziewczyną. Nawet nie chodzili na randki.
Draco wytoczył się z łóżka; jego ciało
protestowało przeciwko brakowi rzeczywistego odpoczynku. Usiadł za biurkiem, by
napisać do niej list.
Droga
Hermiono,
myślisz,
że mogłabyś poświęcić kilka minut dzisiejszego wieczora na spotkanie ze mną?
Musimy porozmawiać.
D.M.
Był krótki i na temat, ale miał
nadzieję, że wyczuje leżącą u jego podstaw pilność.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Rose była pod prysznicem (najwyraźniej
ciśnienie wody było tu lepsze niż u Rona), kiedy Hermiona przestraszyła się,
słysząc dźwięk stukania w okno. Spojrzała znad trzeciej filiżanki kawy i
zobaczyła wyniosłego puchacza Draco. Szybko go wpuściła, dając mu trochę
bekonu, jednocześnie odwiązując wiadomość od jego nogi.
Kilka razy przeczytała jego notatkę. Dobrze. Ja też będę mogła powiedzieć to, co
potrzebuję. Łzy napłynęły jej do oczu, gdy pomyślała o trudnej rozmowie,
która ich czekała. Odpisała, by mu powiedzieć, że najlepiej będzie, jeśli
spotkają się w mugolskim Londynie, aby nikt ich nie widział. Zabierała Rose na
kolację i mogła skorzystać z toalety podczas posiłku.
Rose była podekscytowana perspektywą
wyjścia na kolację z mamą.
— Nie żebym nie lubiła twojego
gotowania, mamo.
— W porządku. Wiem, że nie jestem
najlepszą kucharką. — Hermiona rozejrzała się po swojej nieskazitelnie czystej
kuchni, z której rzadko korzystała.
— Jesteś najlepsza we wszystkim innym
— nie wszyscy możemy być idealni pod każdym względem. — Poszła do swojego
pokoju. — Mam się wystroić czy ubrać zwyczajnie? — zawołała z korytarza.
Hermiona zastanawiała się nad tym
przez chwilę.
— Przypuszczam, że coś pomiędzy.
Możesz założyć tę granatową sukienkę, jeśli chcesz.
Poszła do własnej szafy, by przejrzeć
ubrania. Co założyć, żeby powiedzieć swojemu nie do końca chłopakowi, że sprawy wymykają się spod kontroli i być
może muszą zrobić krok w tył?
Czarna. Czarny znaczy, że to poważna
sprawa. Większość mugolskich kobiet miała pod ręką „małą czarną” na specjalne
okazje, a Hermiona zawsze wierzyła w jej posiadanie ze względów praktycznych.
Była prosta — linia A z dekoltem w łódkę i krótkim rękawem, klasyczna. Nada się
idealnie.
Wyszły kilka godzin wcześniej, żeby
przed kolacją pospacerować po mieście. Rose uwielbiała obserwować turystów, a
Hermiona potrzebowała świeżego powietrza i wysiłku, by oczyścić głowę. Założyła
wygodne szpilki na niskim obcasie, aby stopy później jej nie dobijały. Szły
wzdłuż Tamizy, ciesząc się lekką bryzą. To był kojący, ale niezbyt upalny
dzień, idealny do obserwowania ludzi.
Hermiona zobaczyła starszą parę
trzymającą się za ręce, gdy patrzyli na wodę. Białe włosy kobiety tańczyły na
wietrze, a jej mąż uśmiechał się do niej; zmarszczki od śmiechu świadczyły o
dobrze przeżytym życiu. Przeszyło ją uczucie zazdrości, bo było to dla nich
takie łatwe. Kiedy zaczęła bzykać się z Draco, chodziło o pożądanie — jej
szalony pociąg do niego. Ale teraz? Teraz pragnęła dla nich tej malowniczej
domowości i nie była pewna, czy kiedykolwiek to będzie możliwe.
— Mamo, wszystko w porządku? — Rose
obserwowała ją, patrząc na parę.
— O tak. Nic mi nie jest, kochanie.
Chodźmy dalej.
Znalazły się na Charing Cross, w małej
włoskiej restauracji, zwanej L’ulivo.
Odsłonięta cegła i intymna atmosfera wydawały się bardziej odpowiednie dla par
niż randki matki z córką, ale obie miały ochotę na makaron. A po drugiej
stronie ulicy była mała wnęka, która mogła dać jej i Draco trochę prywatności.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hermiona upiła łyk czerwonego wina,
czując się bardziej niż trochę zaniepokojona. Rose radośnie jadła swoje
gnocchi, od czasu do czasu wydając ciche dźwięki. Draco wkrótce się pojawi i
będzie musiała wyjść „do toalety”. Zaplanowała to co do sekundy i miała
nadzieję, że Rose będzie zbyt pochłonięta swoim makaronem, by przejmować się,
że zniknie na parę minut.
Z niszy po drugiej stronie ulicy
wystrzeliły iskry i Hermiona wiedziała, że to sygnał.
— Zaraz wracam. Muszę skorzystać z
udogodnień. Nie pozwól im zabrać mojego penne. — Mrugnęła do Rose i przesunęła
się w tył. W łazience aportowała się do wnęki po drugiej stronie ulicy.
Draco rzucił jedno spojrzenie na
Hermionę w jej czarnej sukience; z dekoltem w łódkę, odsłaniającym jej
obojczyki, i sposobem, w jaki uwydatniała jej szczupłą talię, podkreślając
biodra, które uwielbiał chwytać, gdy…
— Draco?
Odchrząknął.
— Och, racja. Chyba powinniśmy
porozmawiać. Swoją drogą, wyglądasz fantastycznie.
Nie mogła powstrzymać lekkiego
rumieńca, który zabarwił jej policzki.
— Dziękuję.
Merlinie, jeszcze to utrudniała.
Chciał otoczyć ją ramionami i powiedzieć, że zrezygnuje z pracy — powiedzieć
jej wszystko o Blaisie Zabinim i jego głupim planie, ale nie. Musiał postawić
ją na pierwszym miejscu i to był najlepszy sposób. W głębi duszy wciąż był
Ślizgonem. Jego pokerowa twarz i umiejętność kłamania były w tym momencie legendarne,
prawda? Wziął głęboki oddech.
— Posłuchaj, Granger. To nie działa.
Hermiona podniosła wzrok. Jego szare
oczy były niewzruszone, a maska obojętności na miejscu. Minęło tak wiele czasu,
odkąd widziała tę zimniejszą stronę Draco, że prawie zapomniała o jej
istnieniu. Naprawdę mówił to, co myślała, że mówi? Jeśli tak, dlaczego tak
bardzo bolało, skoro planowała powiedzieć mu to samo?
— Możesz mieć rację. Przepraszam, że
spanikowałam i wyszłam, kiedy Scorpius nas przyłapał, ale… to stało się zbyt
realne.
— Tak, cóż… obawiam się, że cała
sprawa wymknęła się spod kontroli. Ale dobrze się bawiliśmy. Prawda, Granger? —
Rozdzierało go od środka, że był tak bezduszny. Chciał tylko jej dotknąć.
Zamrugała, czując napływające łzy. Nie, nie pozwól mu zobaczyć, jak płaczesz.
Ty też chciałaś to powiedzieć.
— Tak, bawiliśmy się. — Przygryzła
wargę, tłumiąc szloch. — Mogłam stracić pracę, Draco. Oboje mogliśmy. Nigdy nie
chciałam, by to zaszło tak daleko.
Słysząc, jak to mówi, poczuł się
jeszcze gorzej. Naprawdę chciała to zakończyć — on po prostu starał się o nią
dbać.
— Racja. Myślę, że mamy jasność.
Wracamy do bycia znajomymi z pracy i nikim więcej.
Coś roztrzaskało się w piersi Hermiony
na słowa „nikim więcej”. Chciała się wściec i krzyczeć na niego. Nie chcesz o nas walczyć? Nie wierzysz w
nas? Ale czego mogła się spodziewać po Draco Malfoyu? Skinęła tylko głową;
nieproszona łza spłynęła po jej policzku.
Draco spojrzał na nią i zobaczył, że
płacze. Czy to mogło ranić ją tak samo, jak raniło jego? Wątpliwe. Sięgnął ku niej, jakby chciał otrzeć łzę, po czym
przemyślał to. Gdyby jej dotknął, nie byłby w stanie przestać.
— Do zobaczenia w poniedziałek —
powiedział cicho, po czym odwrócił się i zniknął.
Hermiona wyciągnęła rękę i oparła się
o ścianę, pozwalając sobie na chwilę poczuć ból. To było gorsze niż poproszenie
Rona o rozwód; paląca agonia w środku jak nóź wbity w jej serce. Płakała tylko
przez chwilę, ocierając łzy i biorąc głęboki oddech, zanim aportowała się z
powrotem do łazienki. Rose jej potrzebowała; nie mogła jej martwić.
Przyjrzała się swojemu odbiciu w
lustrze i rzuciła szybkie zaklęcie poprawiające wygląd, by ukryć opuchliznę pod
oczami. Potem ponownie dołączyła do Rose przy ich stole.
— Wszystko wyszło dobrze? — zapytała
jej córka z bezczelnym, weasleyowskim uśmiechem.
— Rose! — Ale to było właśnie to,
czego jej serce potrzebowało — odrobiny beztroski. — Tak, wszystko wyszło
zgodnie z oczekiwaniami. — Jej serce zamarło na własne wyznanie. Wzięła duży
kęs zimnego makaronu i wypiła resztę wina.
Miała wrażenie, że w tym momencie
mogłaby wypić całą winnicę.
__________
Witajcie :) późnym wieczorem zapraszam na kolejny rozdział. Nieźle się porobiło, co nie? Najgorsze jest chyba to, że nie widać światełka w tunelu... A wystarczyło, żeby po prostu pogadali, ale wtedy nie byłoby tych smutnych rozdziałów zbliżających się wielkimi krokami...
Kolejny rozdział prawdopodobnie będzie dopiero w piątek. Praca i życie mnie dobija. Dlaczego doba nie ma więcej godzin? Wtedy wszystko byłoby inaczej. Tak więc czekajcie, bo mimo wszystko warto.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia. Enjoy!
Aaaa no nie, co tu się dzieje! Tak nie można! Proszę mi to tu szybko naprawić! Na Merlina, tego się nie spodziewałam. Lecę do następnego rozdziału, żeby zobaczyć czy sytuacja się poprawiła 🙏
OdpowiedzUsuń