Głowa Draco pulsowała i był cały
obolały. Czuł się tak, jakby miał kaca. W pewnym sensie tak było — tylko
że bolało go serce i cierpiało z powodu wydarzeń poprzedniego wieczora. Ale
będzie trzymał się planu. Dopóki Tilly nie dowie się czegoś przydatnego o
Blaisie, nie miał wielkiego wyboru. Incydent ze Scorpiusem dowiódł, że byli
zbyt nieostrożni, pozwalając swoim emocjom wyprzedzić logikę.
Nie był zaskoczony, że go poniosło,
ale Hermiona? Zawsze była taka praktyczna. Może nie docenił wpływu, jaki
wywierał na tę upartą czarownicę. Merlinie, już za nią tęsknił. Przeczołgał się
przez weekend, nie pozwalając sobie na zbyt wiele odczuwania czegokolwiek.
Zmusił się do uśmiechu, by napić się herbaty z matką i Scorpiusem, ale poza tym
z całkowitą apatią wykonywał swoje zadania w posiadłości.
Kiedy nadszedł poniedziałek, kusiło
go, by znów wysłać sowę, że jest chory. Myśl o wznowieniu codziennych spotkań z
Granger była bolesna. Przynajmniej z góry wiedział, że później nie będzie miał
możliwości całowania jej do nieprzytomności, gdy już nie będzie w stanie znieść
napięcia. W tym momencie było tak, jak wtedy, gdy zaczynał, a wizje jej wijącej
się pod nim stały się tylko fantazją. Dopiero teraz posiadał miesiące
prawdziwych wspomnień, które go prześladowały. Nie był pewien, czy mógłby po
prostu udawać, że ich nie było i malować uśmiech, gdy umierał w środku.
Ignorując wir negatywności w swoim
mózgu, zmusił się, by dotrzeć do biura na czas. Przygotowywał się na ich
codzienne spotkanie, jego klatka piersiowa wybijała lekkomyślny rytm.
Przynajmniej tego ranka miała na sobie szare oliwkowe szaty. Może nawet zrobiła
to celowo, żeby nie prowokować jego żądzy. Próbował pocieszyć się tą myślą, gdy
w ciszy czytała kilka zwojów, zanim na niego spojrzała. Ale to było oczywiste,
że wyglądała cudownie w każdym kolorze, w każdym ubiorze. Jego spojrzenie
zatrzymało się na niej trochę za długo, wpatrując się w jej napuchniętą dolną
wargę, którą przygryzła zębami.
— Zamierzasz usiąść, Draco? — Hermiona
uniosła brew.
— Oczywiście, że tak.
Kurwa, była taka seksowna, gdy się
irytowała. Musiał szybko postawić ściany. Jego oczy wędrowały po jej biurku.
Nie przyniósł dzisiaj rano herbaty, ale obok jej pióra stała parująca filiżanka.
Wyglądała na to, że Sally przejęła jego pałeczkę.
Ich spotkanie przebiegało spokojnie i
niezręcznie, żadne z nich nie wymieniło nawet najmniejszych uprzejmości.
Hermiona unikała kontaktu wzrokowego jak groszopryszczki.
— Wszystko tu wygląda dobrze. Poproszę
Sally, by zaniosła to dzisiaj do Departamentu Międzynarodowej Współpracy
Magicznej.
Jej rzeczowy ton i brak uśmiechu na
twarzy przeszył go od środka, ale nie mógł tego pokazać. Na zewnątrz był
obrazem spokoju, chłodu i opanowania. Ta brawura Malfoyów naprawdę była cenną
wartością w takich momentach.
— Doskonale. I jutro mam spotkanie z
premier mugoli.
Głowa Hermiony uniosła się z
prawdziwym zainteresowaniem.
— A jak tam się sprawy mają?
— Stresująco. Wszyscy mugole są
wstrząśnięci jej zastąpieniem i zmianą. Ale przynajmniej nie mamy się czym
martwić. — Posłał jej uśmieszek, ale nie włożył w to serca.
— Dobre i tyle. Dziękuję, doradco.
— Nie ma za co, Minister.
Wyszedł z jej gabinetu, z
westchnieniem zamykając drzwi. Wcześniej zostawał po ich porannym spotkaniu,
wykonując pracę u niej, zamiast we własnym gabinecie. Teraz czuł, że to
bezcelowe. Nie był jeszcze gotowy, by być sam na sam ze swoimi myślami, więc
zamiast tego zrobił coś, co jego młodsze ja uznałoby za szczególnie wstydliwe —
szukał towarzystwa Harry’ego Pottera.
Potknął się lekko, wysiadając z windy
na drugim piętrze, ledwo unikając szybujących notatek międzywydziałowych. Mógł
przysięgnąć, że kolorowe samoloty celowo go atakują.
— Wszystko dobrze, Malfoy? — Harry
stał na korytarzu, próbując stłumić śmiech.
Draco po raz ostatni skrzywił się, gdy
przeleciały diabelskie notatki. Przygładził włosy, zwracając się do Harry’ego:
— Niezbyt, Potter. Możemy porozmawiać?
— Jasne. — Harry zaprowadził go do
swojego gabinetu i gestem nakazał Draco usiąść. Kpiąco splótł palce pod brodą i
przybrał pobożny ton. — Więc, na czym polega twój problem?
Draco tylko na niego patrzył; jego
gniew wypłynął na powierzchnię. Może to
był zły pomysł.
— Och — jęknął cicho Potter, gdy
zrozumiał. Opuścił ręce. — Więc zrobiłeś to.
Lekko skinął głową.
— Zrobiłem.
— Jak to przyjęła?
— My… chyba myślała tak samo. Tak mi
się wydaje. — Milczał przez chwilę, zanim ukrył twarz w dłoniach i jęknął. —
Scorpius przyłapał nas na całowaniu.
Ponowne przeżywanie upokarzającej
chwili przed Harrym Potterem było prawie tak samo złe, jak początkowe
doświadczenie.
Harry stłumił chichot.
— Parszywe szczęście, kolego.
Przepraszam. Wiesz, James kiedyś przyłapał mnie i Ginny.
Draco zmarszczył brwi.
— Na całowaniu?
— Nie… na tym drugim. Uciekł tak szybko, że potknął się i upadł na tyłek.
Ginny niemal pobiegła za nim sprawdzić, jak się ma.
Wbrew sobie, Draco zaczął chichotać.
Nigdy nie chciał wyobrażać sobie Pottera uprawiającego seks, ale posiadanie
kogoś, z kim mógłby dzielić swoje zakłopotanie, było dziwnie oczyszczające.
Wkrótce Harry do niego dołączył i obaj mężczyźni wybuchli śmiechem.
Potrzebował tego.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hermiona westchnęła, czytając kilka
nowych propozycji. Jedna dotyczyła wydania nowego pamiątkowego sierpa ze
zdjęciem Dumbledore’a. To był fajny pomysł, ale prawdopodobnie zbyt drogi, by
go zrealizować. Będzie musiała omówić to z Draco. Tęskniła za nim — za tym, jak
śmiali się z niedorzecznych anegdot w Proroku
Codziennym; za tym, jak jego włosy opadały na oko i jak je odgarniała; za
tym, jak pochylał się nad jej biurkiem i bzykał ją do utraty tchu. Przygryzła
wargę na to wspomnienie i zmusiła się do myślenia o czymś innym.
To była tortura. Miała wrażenie, że
przyjął to wszystko ze spokojem, podczas gdy ona była tą, która cierpiała —
chociaż sposób, w jaki patrzył na nią dziś rano, sprawił, że pomyślała, iż to
jakaś część jego gry. Zawsze był dobry w nieokazywaniu prawdziwych uczuć.
Niezależnie od tego wiedziała, że jeśli ludzie się dowiedzą, oboje mogą stracić
pracę. Może powinna poświęcić trochę czasu zapoznaniem się z regulacjami
dotyczącymi związków w Ministerstwie. Jednak była całkowicie przekonana, że w
księgach jest niewiele na ten temat. To wszystko wydawało się dość głupie. W
końcu była teraz samotną czarownicą — nie wspominając już o tym, że także
przywódcą czarodziejskiej Anglii. Dlaczego nie mogła umawiać się z kim chce?
W tej chwili myślenie o tym było
bezsensowne, a biorąc pod uwagę to, jak bardzo się rozkojarzyła, musiała stąd
wyjść. Napisała krótką wiadomość do Sally, że nie wróci do końca dnia. Potem
wysłała Ronowi sowę. Był środek tygodnia, ale naprawdę chciała zobaczyć Rose.
Kiedy przybyła do swojego starego
domu, Rose otworzyła jej drzwi.
— Mama! — Jej córka szybko ją
uściskała.
— Cześć, skarbie! — Hermiona rozejrzała
się. — Twój ojciec jest w pracy?
— Tak, na zewnątrz jest zbyt gorąco,
żeby cokolwiek robić, więc czytałam.
Hermiona ożywiła się tym. Książki
zawsze były świetną rozrywką.
— Co czytasz?
Rose pokazała jej okładkę. Była to
mugolska opowieść dla młodych dorosłych o dziewczynie osieroconej na pustyni,
która odkrywa, że ma moce.
— To seria… jak dotąd całkiem niezła.
— Właśnie tak brzmi. Jak tu się
wszystko układa?
Kuchnia wyglądała na czystą, podobnie
jak wszystko inne. Wydawało się, że bez niej dom się nie rozpada, co było
zarówno pocieszające, jak i trochę denerwujące.
— Świetnie! Tata gotuje prawie co
wieczór. Zrobił pyszne curry i ciasta. — Rose podeszła do lodówki i poszperała
w środku. — Jesteś głodna? Myślę, że zostało trochę z wczoraj.
— Właściwie, brzmi świetnie.
Usiadła przy swoim starym, kuchennym
stole, podczas gdy Rose odgrzała jedzenie w kuchence mikrofalowej — nie mogła
jeszcze używać magii w domu, ale Hermiona i tak zawsze uważała, że magiczne
odgrzewanie pozostawia zabawny posmak.
Po jedzeniu postanowiły zagrać w
mugolską grę karcianą, ponieważ Hermiona odmówiła zagrania w Eksplodującego
Durnia. Nauczyła Rose, jak grać w Uno, na długo przed tym, jak ta otrzymała
list akceptacyjny do Hogwartu, i zawsze świetnie się bawili, grając całą
rodziną. Hermiona co jakiś czas rzucała zaklęcia na karty, aby się odwróciły
lub upadły z powrotem na stos, na co Rose krzyczała: „Oszukujesz!”.
Tak oto Ron wrócił do domu kilka
godzin później, odnajdując je w kuchni wśród śmiechu, kiedy po wnętrzu fruwały
karty. Przez jego twarz przebiegł krótki błysk zatroskania. Ale potem
uśmiechnął się szeroko i usiadł, by dołączyć do gry.
— Miona, chcesz zostać na kolację?
— Tak, z przyjemnością.
Tak więc pozwoliła swojemu byłemu
mężowi ugotować dla nich wołowinę Wellingtona i to sprawiło jej najwięcej
radości w ostatnich dniach. Prawie zapomniała o palącym bólu w klatce
piersiowej, mówiącym jej, że coś jest niekompletne.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Był upalny, lipcowy dzień i Draco
cieszył się z weekendowego wytchnienia. W tym momencie codzienne spotkania z
Hermioną były czystą agonią. Słuchanie jej genialnych pomysłów i wpatrywanie
się w jej piękną twarz, jednocześnie udając, że nie ma nic przeciwko temu, iż
nie jest z nią w każdy możliwy sposób,
było uczuciem niepodobnym do żadnego innego, jakie miał wcześniej. To naprawdę
udowodniło mu jedno, chociaż wciąż wahał się, czy wypowiedzieć to słowo na
głos. Płacz nie był mu obcy — przez lata często to robił. Zeszłej nocy śnił o
niej: trzymał ją mocno, kiedy pnącza wyrosły z ziemi i porwały ją. Kiedy
obudził się ze łzami spływającymi po jego twarzy i ból przeszył jego klatkę
piersiową, to do niego dotarło. Nigdy wcześniej tak nie płakał z powodu
kobiety. On ją kochał.
Podrapał się po zaroście, błąkając się
bez celu po dworze i docierając do pokoju Scorpiusa. Jego syn dla odmiany był w
domu i Draco zaśmiał się, kiedy zerknął przez otwarte drzwi i zobaczył go
rozciągniętego na podłodze w morzu komiksów wokół niego.
— Co czytasz, Scorp?
Scorpius podniósł komiks z
zamaskowanym superbohaterem w kolorze czerwono-niebieskim. Draco rozpoznał, że
to Spider-coś tam.
— Niesamowity
Spider-Man, numer dwudziesty piąty. Próbuje uratować Mary Jane przed
Electro.
Draco nie miał pojęcia, o czym on
mówi, ale uwielbiał, jaki pełny pasji był jego syn.
— Brzmi intensywnie.
— Bo jest. — Wstał i podszedł do
swojego biurka. — Myślałem. Chcę zrobić w mojej serii superbohatera mugoskiego
pochodzenia. Może dziewczynę.
Draco próbował zignorować małe ukłucie
w piersi.
— Myślę, że to byłoby cudowne.
Scorpius pokazał mu kilka wstępnych
rysunków; wiele z nich było uderzająco podobnych do Rose, ale w gorsecie.
Musiał się z tego śmiać wewnętrznie. Jednak rysunki były naprawdę dobre i
powiedział mu to. Ku jego zaskoczeniu, główny bohater Scorpiusa nie wyglądał
jak on sam, ale raczej jak Albus, z ciemnymi włosami i zielonymi oczami. Każdy kocha Harry’ego Pottera.
— Wszystko dobrze, tato? — zapytał po
chwili Scorpius.
— Tak. Nic mi nie będzie.
Ostatecznie.
Po wyjściu z pokoju syna, kontynuował
zwiedzanie dworu. Pokoi było tak wiele, że czasami zapominał ile. Minął
bibliotekę i zdał sobie sprawę, że nigdy nie pokazał jej Hermionie.
Uwielbiałaby ją. Westchnął, mając nadzieję, że pewnego dnia będzie miał okazję
to zrobić.
W końcu przeszedł obok salonu, w
którym zobaczył matkę rozmawiającą z Tilly. Mówiły tak cicho, że nie mógł ich
usłyszeć — ale wiedział, że ostatnio dał Tilly tylko jedno zadanie.
— Wszystko w porządku, matko?
Podniosła wzrok, a na jej ustach
pojawił się figlarny uśmiech.
— Tak, kochanie. Właśnie dawałam Tilly
dodatkowe instrukcje dotyczące dość interesującego zadania, nad którym pracuje.
— Co ty kombinujesz? — Wszedł do
środka i usiadł naprzeciwko niej.
— Wiem o szantażu, Draco.
Jego oczy rozszerzyły się odrobinę,
zanim odzyskał spokój.
— Skąd?
— Zapomniałeś, że nigdy nie należy
kwestionować moich metod?
Narcyza miała wszędzie oczy i uszy.
Nie był pewien, dlaczego wcześniej o tym nie pomyślał.
— Słucham…
— Założę się, że nie pomyślałeś, iż
kochanki Blaise’a są śledzone.
Draco pochylił się do przodu na swoim
krześle. Nie pomyślał o tym… i o tym, że Blaise zdradza swoją chorowitą żonę.
— To jest…
— Wiem, iście ślizgońskie. — Usiadła
wygodnie, zadowolona z siebie.
— Chciałem powiedzieć genialne, ale to też pasuje.
— Zdziwiłbyś się, jak bardzo mężczyźni
są wygadani podczas pogaduszek do poduszki. — Przez chwilę przyglądała się
uważnie synowi. — Chociaż ty pewnie nie.
— Matko!
— Draco!
A potem usłyszał dźwięk, którego nie
słyszał od dawna — śmiech Narcyzy.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hermiona poruszyła się i odwróciła,
nie mogąc zasnąć. Wcześniej nie zdawała sobie z tego sprawy, ale przyzwyczaiła
się do tego, że Draco zostawał. Jego obecność była pocieszająca i tęskniła za
jego ciężkim oddechem, kiedy leżał na boku. Zmieniła pościel od czasu, gdy u
niej był, i jego zapach już dawno zniknął z jej łóżka. Za tym też tęskniła.
Przynajmniej w weekendy wiedziała, że
Rose jest po drugiej stronie mieszkania, cicho chrapiąc. W ciągu tygodnia była
tylko Hermiona. Sama ze swoimi myślami. Samotność zaczynała jej ciążyć. Widząc
kilka pierwszych promieni słońca prześwitujących przez zasłony, postanowiła
wstać i zaparzyć kawę. Zapowiadał się długi dzień.
Patrzenie na swojego byłego kochanka
przez biurko było gorsze niż próba spania bez niego. Wyglądał na tak
niewzruszonego tym wszystkim, że zaczęła się zastanawiać, czy była jedyną
osobą, która poczuła coś więcej. Chociaż maska obojętności była tą, którą Draco
często wykorzystywał przez lata — zwykle to oznaczało, że ukrywał pod nią coś
więcej.
Czasami zapominała, że był
utalentowanym oklumenem.
Jego szare oczy zamigotały czymś,
czego nie mogła rozpoznać.
— Te dokumenty z Departamentu Kontroli
Nad Magicznymi Stworzeniami wymagają tylko twojego podpisu.
Hermiona przyjęła od niego zwój, ich
ręce przypadkowo się otarły. Nawet ten niewinny kontakt wystarczył, by wywołać
w niej dreszczyk emocji. Jej policzki zaróżowiły się na chwilę.
— Dziękuję. — Pospiesznie nabazgrała
swoje nazwisko i spojrzała na niego. Obserwował ją, ale szybko spuścił wzrok. —
Jak się miewasz? — zapytała.
— Dobrze — skłamał. — Myślę, że najlepiej
będzie, jeśli nie będziemy rozmawiali o sprawach osobistych, pani Minister.
Skinęła głową, próbując powstrzymać
łzy, które nagle zagroziły napłynięciem.
Zaczął się podnosić.
— Jeśli to wszystko…
— Tak, dziękuję.
Wyszedł bez słowa.
Gdyby tylko Hermiona mogła zobaczyć, w
jaki sposób wcisnął się w pierwszą dostępną wnękę, opierając ręce o ścianę, aż
poczuł, że ból ustępuje… Wtedy wiedziałaby, że nie tylko ona cierpi.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Kolejny tydzień minął w podobny
sposób: Draco przybrał chłodną postawę, by poradzić sobie ze swoim cierpieniem,
a Hermiona rzuciła się w wir pracy, by zająć umysł i tym samym uwolnić się od
bólu rozłąki. Ich spotkania były krótkie i profesjonalne. Draco widział jednak,
że Hermiona traciła na wadze. Zastanawiał się, czy zauważyła cienie pod jego
oczami.
Harry rzucał mu porozumiewawcze
spojrzenia za każdym razem, gdy przechodził obok niego na korytarzu. Wrócili do
cotygodniowych lunchów i mieli sporo do omówienia, bo był szczyt lata, a
Scorpius spędzał wiele czasu z Albusem. Nigdy głośno nie przyznałby się do tego
Potterowi, ale był szczęśliwy, że ich synowie się przyjaźnili — to sprawiało,
że czuł się mniej okropnie z powodu tego, jakim kompletnym dupkiem był w
szkole, wiedząc, że wychował kogoś takiego.
Dzisiaj poszli na lunch do pobliskiego
mugolskiego pubu. Harry zasugerował to miejsce, żeby nikt nie pytał o
„ekstremalne kwoczenie” Draco.
— Nie jestem kwoką, Potter.
— Oczywiście, że jesteś, i to jest
wręcz obrzydliwe. Może poczujesz się lepiej po piwie lub dwóch.
Zwykle nie miał w zwyczaju pić w porze
lunchu, ale Złoty Chłopiec miał rację. Po zjedzeniu połowy ryby z frytkami i
wypiciu prawie dwóch kufli Guinnessa powiedział:
— Może miałeś rację.
Harry uśmiechnął się.
— Przepraszam, co to było, Malfoy?
Mógłbyś powtórzyć?
— Nie przesadzaj z tym twoim cholernym
szczęściem — mruknął śmiertelnie poważnie Draco.
Uświadomił sobie, że się uśmiecha,
mimo że próbował się skrzywić, i nagle pojawiła się ta irytująca myśl. Merlinie, Harry Potter był moim
przyjacielem.
Miał lepszy nastrój, gdy wrócił do
gabinetu, ale szybko minął, gdy zdał sobie sprawę, kto czeka w środku.
— Zabini.
— Draco.
Wszedł do środka i zamknął drzwi.
— Czemu zawdzięczam tę przyjemność? — Upewnił się, że
podkreślił ostatnie słowo, żeby Blaise wiedział, że tak nie było.
— Wiem, że, technicznie rzecz biorąc,
nie masz prawa głosu na posiedzeniach Wizengamotu, ale pomogłoby, gdybyś
poświadczył za moją kandydatką — lub przynajmniej ręczył za nią u pani
Minister, która dokona ostatecznego zatwierdzenia.
— Kto to taki? — Draco usiadł i
wyciągnął się trochę, jakby to go nudziło.
— Millie Bulstrode.
Szczęka Draco opadła.
— Chcesz, żebym polecił Millicentę Bulstrode do Wizengamotu?
To prawda, że ich dawna koleżanka z
klasy nie była Śmierciożercą, ale po Hogwarcie została wciągnięta w podejrzany
handel mrocznymi artefaktami i zawsze była okrutna wobec Hermiony.
— Teraz jest porządną osobą, Draco.
Jej mąż prowadzi sklep z miotłami na zamówienie, ale po latach bezskutecznych
prób posiadania dzieci, trochę jej się nudzi. Potrzebuje zajęcia.
— Więc myślisz, że prawodawstwo to
dobry kierunek. — Draco potrząsnął głową. — Powiedz jej, żeby zaczęła robić na
drutach.
— Myślę, że docenisz powagę swojej
sytuacji. Machnięcie różdżką i te zdjęcia trafią prosto do Proroka Codziennego.
Draco skrzywił się.
— Dobra. Będzie miała moją aprobatę,
gdy kwit wyląduje na biurku Minister.
Blaise uśmiechnął się i wstał z
krzesła.
— Doskonale. Do zobaczenia, Draco.
Draco patrzył, jak odchodzi, ukrywając
pogardę dla swojego byłego przyjaciela. Był teraz obrazem uległości, ale
wszystko, czego potrzebował, to jedna soczysta plotka od Tilly, a byłby jak
testral z kością. Nie mógł się doczekać.
Chociaż był dobry w ukrywaniu swoich
prawdziwych uczuć, Draco nie czuł potrzeby utrzymywania fasady w domu. Scorpius
przestał pytać, czy wszystko z nim w porządku po mniej więcej pięćdziesiątym
razie, a zamiast tego próbował odwrócić jego uwagę własnymi historiami. Narcyza
nalegała na herbatę częściej niż zwykle. Kiedy przekroczył próg, rzucił swoją
zewnętrzną szatę gdzieś w pobliżu frontowej szafy. Nawet nie zawracał sobie
głowy patrzeniem i sprawdzaniem, czy skrzat domowy się nią zajął.
Wszedł głębiej do domu i był
zaskoczony, widząc matkę czekającą na niego u stóp wielkich schodów.
— Głowa do góry, Draco. Dzisiaj wieczorem
jemy rodzinną kolację.
Naprawdę podobał mu się fakt, że
Narcyza była dawną sobą. Krzątała się teraz po całym dworze, a nie tylko po
swoim skrzydle. Robiła nawet kilka remontów i planowała zorganizowanie jednej
lub dwóch imprez charytatywnych.
Draco zajrzał do Scorpiusa, który już
mył się przed kolacją, po czym sam postanowił się odświeżyć. Zamrugał dwa razy,
widząc swoje odbicie w lustrze. Ostatnio ledwo przejmował się swoim wyglądem,
wychodząc na cały dzień. Teraz, kiedy doszło do zerwania z Granger, wydawało
się, że nie ma to większego sensu. Był bardziej blady niż zwykle, miał
podkrążone oczy, a rysy twarzy wydawały się jeszcze ostrzejsze niż wcześniej.
Stracił też trochę na wadze, jego szaty szyte na miarę były nieco luźniejsze.
Najbardziej zauważalny był jego zarost — golił się raz na kilka dni zamiast
codziennie, a ciemniejszy blond odcień na jego podbródku był tego dowodem.
Otrząsając się, spryskał twarz wodą.
Nie musiał dawać z siebie wszystkiego na tę kolację.
Był za trzecim zakrętem, kiedy pojawiła
się Tilly z trzaskiem, z szerokim uśmiechem na małej twarzy. Jej nadmiernie
duże uszy drżały z podniecenia.
— Panie, Pani, Tilly donosi, że ma
wieści o panu Zabinim!
___________
Witajcie :) w niedzielne popołudnie pojawiam się z nowym rozdziałem. Jest trochę smutno i tak jakoś niezręcznie momentami, ale mimo wszystko uwielbiam tego Draco. Ta jego bezradność jest smutna ale jednocześnie bardzo urocza. A Narcyza w tym opowiadaniu to sztos! Dajcie znać, jak Wasze wrażenia.
Na kolejny rozdział zapraszam we wtorek. Właśnie siadam do jego tłumaczenia, także powinien być na czas.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłej niedzieli! Enjoy!
No i jak tu nie kochać Narcyzy? Mam nadzieję, że Blaise się odwali jak najszybciej. Oby Draco i Hermiona jak najszybciej się pogodzili bo ta sytuacja łamie moje serce.
OdpowiedzUsuń