Draco zagryzł wargę i prychnął z
frustracji. Zazwyczaj był mistrzem negocjacji, ale cała Ślizgońska przebiegłość
świata nie mogła oprzeć się ścianie komunikacji, jaką były skrzaty domowe. Z
ludźmi mógł sobie poradzić z zamkniętymi oczami. Byli beznadziejnie łatwi, ulegali pochlebstwom lub chłodnej charyzmie.
Ale skrzaty domowe miały tendencję do mówienia non stop tego samego i jego
własne nie stanowiły wyjątku.
— Pytam tylko, czy byście to rozważyli,
Quincy. I na pewno nie proszę was,
żebyście odchodzili. Po prostu pytam, czy moglibyście pozwolić mi dawać wam
trochę pieniędzy co tydzień i może coś w miarę nieznoszonego do ubrania.
— Pan Draco próbuje nas uwolnić. Jesteśmy
lojalni i pracowici, a Pan chce nas odprawić.
Starszy skrzat domowy wydawał się
rozdarty między obudzeniem a bólem.
— Wcale, że nie. Chcę, żebyście wykonywali pracę tak, jak dotychczas. Żebyście
nadal tu mieszkali i pracowali. Absolutnie nic się nie zmieni. Chcę tylko dać wam
trochę pieniędzy za waszą pracę.
— Pan Draco próbuje dać nam ubrania.
Próbuje nas uwolnić.
— Zapomnij o ubraniach. Jeśli jesteście
zadowoleni ze swoich poszewek, nie mam nic przeciwko. Możecie nawet kupić nowe.
Lepsze. Za pieniądze, które wam zapłacę.
— Pan Draco daje nam wszystko, czego
potrzebujemy. Nie chcemy żadnych pieniędzy. Dlaczego Pan Draco chce, żebyśmy
odeszli?
Draco położył ręce za głowę, zamknął
oczy i odetchnął głęboko, aby odzyskać spokój.
— Quincy, nie chcę was odsyłać. Chcę,
żebyście tu zostali i robili to, co
zawsze, poza pozwoleniem mi na dawanie wam niewielkiej kwoty pieniędzy co
tydzień. Proszę o przysługę. Ale
równie dobrze mógłbym nakazać, żebyście je wzięli. Co jest absurdalne, no kto
przy zdrowych zmysłach dostałby rozkaz brania
pensji?
— Pan Draco mówi, że nie będziemy
wolnymi skrzatami. Ale mówi o pensji. Tylko wolne skrzaty otrzymują pensję.
Quincy skrzywił się z obrzydzeniem na
samą myśl.
— Mam gdzieś, jak to nazwiesz, Quincy.
— Draco był naprawdę zirytowany. — Nazwij to prezentem, dobra? Co tydzień będę
dawał wam prezent. Nic się nie zmieni.
Jasne?
Quincy mocno wypuścił powietrze.
— Inne skrzaty nie będą zadowolone.
Quincy powie im, że Pan Draco rozkazał nam przyjąć prezent w postaci pieniędzy.
Draco skinął głową i złożył dłonie w
geście uznania.
— Dziękuję,
Quincy.
Draco opuścił pomieszczenie dla służby,
czując, że jest pozbawiony wszelkiej energii. Oparł się o drzwi i uderzył głową
w drewno.
Niektóre kobiety lubiły kwiaty. Inne
biżuterię. Draco musiał zakochać się w tej jednej kobiecie, która wolałaby,
żeby uprzykrzał życie swoim skrzatom domowym, wpychając im pieniądze do gardeł.
Czego
nie zrobię, by zaimponować dziewczynie.
Draco uśmiechnął się, przypominając
sobie rozmowę z Hermioną przy kominku wczoraj wieczorem. Potter zgodził się dać
im trochę prywatności, gdy się żegnali.
—
Więc… jutro jest mecz Gryffindor kontra Slytherin — powiedział Draco.
—
Naprawdę? Nigdy nie pamiętam, kiedy te mecze są organizowane.
—
Wybieram się.
—
Naprawdę?
—
Nie przegapiłem żadnego. Może się tam spotkamy?
Hermiona
zagryzła wargę.
—
Czy to nie jest zbyt… publiczne?
—
Zapłaciłem za ich stroje. To normalne, że przychodzę na mecze. — Draco
uśmiechnął się figlarnie. — Co ty na to? Przyjacielski zakład. Jeśli wygra
Gryffindor, postawię ci kolację po meczu. A jeśli zwycięży Slytherin… pozwolisz
mi postawić ci kolację jako gest jedności między domami i w imię dobrego
sportowego ducha. Jak ci się to widzi, profesor Granger?
Hermiona
założyła kosmyk włosów za ucho i zarumieniła się.
—
Przypuszczam, że mogę się na to zgodzić.
Draco
uśmiechnął się.
—
W takim razie tam się spotkamy.
Pochylił
się i lekko pocałował ją w usta, wykorzystując odrobinę powściągliwości, jaką
posiadał, aby nie zamienić tego w pełny pocałunek. Niechętnie przerwał,
pozwalając kciukowi musnąć jej kość policzkową.
—
Dobranoc, Hermiono.
Draco westchnął, myśląc o pocałunkach,
które wymienili wczoraj wieczorem… szczególnie o tym w kuchni, który był
absolutnie idealny. Zasnął z jej smakiem na języku i obudził się dziś rano z
kutasem na baczność po nocy śnienia o dotyku jej skóry pod jego palcami. Jego
reakcje były tak niekontrolowane, gdy był dzieckiem. Czuł się podekscytowany,
że dzisiaj ją zobaczy.
Merlinie,
gdyby nastoletni ja mógł to zobaczyć. Zawróciła mi w głowie Hermiona Granger.
~*~*~*~*~*~*~*~
Hermiona przeszukiwała dział Quidditcha
w bibliotece, desperacko szukając czegoś,
co by jej pomogło.
— Biografie, taktyki, na pewno musi tu
być książka wyjaśniająca podstawy — Hermiona warknęła z frustracją.
Powiedzenie, że nigdy nie była fanką
Quidditcha, byłoby niedopowiedzeniem. Za każdym razem, gdy Ron, Harry i Ginny
bez przerwy gadali o tym sporcie i miotłach, jej oczy się szkliły. Pod każdym
względem była wzorową uczennicą, zawsze spragnioną nowych informacji i chętną
do nauki... oprócz tej jednej dziedziny. Quidditch śmiertelnie ją nudził.
Ale Draco lubił Quidditcha. Co jeśli
chciałby z nią porozmawiać na ten temat? Musiała móc cokolwiek powiedzieć. Może istniał podręcznik… na przykład Quidditch dla opornych albo coś w tym
stylu? Powinna zapytać panią Pince, choć sama ta myśl ją przerażała.
Pani Pince była często porównywana do
sępa, ale zdaniem Hermiony to był początek góry lodowej. Jasne, pani Pince była
niezmiernie opiekuńcza wobec książek, do pewnego stopnia, który nawet Hermiona
uważała za przesadny. Jeszcze bardziej zależało jej na tym, aby w jej cennej
bibliotece było zawsze śmiertelnie cicho. Pod tym względem… tak, była sępem.
Ale gdyby ktoś faktycznie czegoś szukał i miał z tym problem, pani Pince
była bezużyteczna jak panda w okresie godowym. Wylegiwała się na krześle, nie
odrywając oczu od książki, którą czytała. Nie była bibliotekarką z powołaniem.
Raczej opiekunką fizycznej przestrzeni biblioteki i książek w niej.
Hermiona podeszła do jej biurka i
chrząknęła, by zwrócić uwagę kobiety.
Nic.
Hermiona odezwała się:
— Przepraszam, pani Pince. Zastanawiam
się, czy mogłaby mi pani pomóc.
Nic. Może spała.
— Pani
Pince.
Oderwała się od książki, spojrzała w
górę i rzuciła Hermionie mordercze spojrzenie.
— Co?
Hermiona przełknęła ślinę.
— Zastanawiałam się, czy w bibliotece
są książki zawierające podstawy Quidditcha.
Usta pani Pince zamieniły się w wąską
kreskę.
— Wiesz, gdzie jest Dział Quidditcha,
prawda? Może sama poszukasz?
Jej bezużyteczność zaczynała irytować
Hermionę, która wyprostowała się z oburzeniem i powiedziała:
— Szukałam
tam, ale nie znalazłam niczego wystarczająco podstawowego dla moich celów.
Szukam prostego wprowadzenia do sportu.
Pani Pince zmrużyła oczy i wykrzywiła
usta w niebezpieczny uśmieszek. Hermionie przypomniała się czarownica z Jasia i Małgosi. Tak właśnie wyglądała w
jej umyśle.
— Chodź za mną — powiedziała z fałszywą
uprzejmością.
Poprowadziła Hermionę obok Działu Ksiąg
Zakazanych do kąta biblioteki, o którego istnieniu nie miała pojęcia.
— Dział dziecięcy? — zapytała, unosząc
brew na widok miny podłej czarownicy. — Serio?
Pani Pince znów zadrwiła złowieszczym
uśmieszkiem. Hermiona zaczęła doceniać ten wyraz twarzy, kiedy Draco tak
przystojnie nosił go na swojej twarzy. Z drugiej strony pani Pince wyglądała
wręcz groteskowo. Podpełzła do dolnej półki, wyciągnęła cienką, błyszczącą,
kolorową książkę i podała ją Hermionie.
To była kolorowanka o Quidditchu dla
dzieci w wieku 4-7 lat.
— To może być to, czego szukasz, profesor Granger.
Hermiona zmarszczyła brwi. Och, ty suko.
Nie będzie się wstydzić. Tego chciała
ta wiedźma.
— Dziękuję bardzo, pani Pince. Bardzo
to doceniam.
Hermiona przerzuciła strony książki.
Jeśli miała być szczera, to bardziej przypominało zabawkę niż kolorowankę.
No
dobra… czegoś się z tego nauczę.
______________
Witajcie :) mam nadzieję, że te rozdziały umiliły Wam dzień, tak jak mnie. Teraz czas na nadrabianie tłumaczenia. W planach jeszcze trzy historie na wiosnę, ale czy to wyjdzie, to czas pokaże. W środę zapraszam na kolejny rozdział „To, co jest między nami” (blog i ao3).
Tyle ode mnie. Miłego weekendu! Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)