sobota, 26 kwietnia 2025

[T] Hot for Teacher: Bloki na kutasy

 

Obaj mężczyźni spojrzeli na siebie z pogardą i konsternacją. Ron zmrużył oczy i przechylił głowę, lekko otwierając szczękę z powodu obecności blondyna. W tym momencie weszła Hermiona.

— Na jakiś czas powinniśmy mieć spokój. Ron! Susan!

— Hej, Hermiono! — Wzrok Rona powędrował na kanapę i zatrzymał się na Draco. — Ktoś mi wyjaśni, dlaczego Malfoy

— Towarzyszy Hermionie. Pozwólcie, że wezmę wasze płaszcze — odpowiedziała Ginny z łatwością.

To po niej Albus odziedziczył absolutną odmowę przyznawania się do niezręczności w sytuacjach towarzyskich.

Ron i Susan usiedli na dwuosobowej sofie, tuż obok Hermiony i Draco. Blondyn zdobył się na odwagę i objął Hermionę, przyciągając ją bliżej siebie na kanapie. Cud męskości, Draco. Cud cholernej męskości.

— Więc nie wiedziałem, że wy dwoje…

Ron gestem na nich wskazał.

— To trwa od niedawna — odpowiedziała szybko Hermiona, popijając wino.

Harry przewrócił oczami.

— Miejmy to z głowy. Ron… nie lubisz Malfoya. Malfoy… nie lubisz Rona. A jednak siedzicie w moim domu i pijecie mój alkohol. Draco i Hermiona chcą być „dyskretni” — odwrócił się ku Draco, który pokazał mu kciuk do góry — ponieważ Hermiona uczy jego syna, a ten mały gnojek jest w niej zabujany. — Draco i Hermiona zrobili miny, ale zostali zignorowani przez Harry’ego, który zwrócił się do Draco. — Tak, Ron i Hermiona spotykali się przez jakieś dwa miesiące, jakieś piętnaście lat temu. Ale ledwo to pamiętamy, bo to była najbardziej niezręczna sytuacja, jakiej kiedykolwiek byliśmy świadkami w naszym życiu.

— Dzięki, Harry — powiedziała Hermiona, przewracając oczami.

— Nie, chodzi mi o to, że między wami nie było żadnej chemii. Żadnej. Aż bolało na to patrzeć…

— Tak, wiem. Przeżyłam to. Dzięki — Hermiona mu przerwała. — Harry tak lakonicznie próbuje powiedzieć, że wojna dawno się skończyła i nie ma powodu, dla którego nie moglibyśmy się dogadać.

Ginny zajęła swoje miejsce.

— Porozmawiajmy o czymś ciekawszym. Czy to nie interesujące, że Hermiona i Draco się spotykają?

Hermiona potrząsnęła głową, powstrzymując się od schowania twarzy w dłoniach. Draco lekko się przesunął obok niej i delikatnie pogłaskał jej ramię, sprawiając, że nawiązała z nim krótki kontakt wzrokowy.

Uśmiechnął się na widok jej ślicznego rumieńca. Merlinie, naprawdę mógłby się przyzwyczaić do zmuszania jej do tego. A dziś wieczorem wyglądała smakowicie, ubrana w jedwabną bluzkę, która podkreślała odcień jej skóry, i parę krótkich, czarnych cygaretek pięknie podkreślających jej figurę. I tak dobrze pachniała. Mógł wyczuć nuty bergamotki i gardenii w jej perfumach, co działało dość pobudzająco na jego ciało. Dzięki Merlinowi, że ten cholerny portret się zamknął.

— A jak w ogóle do tego doszło? Bez urazy, Malfoy, ale zawsze byłeś dupkiem i jeśli masz jakieś zalety, to nigdy mnie o nich nie poinformowano — zapytał Ron.

Draco zmarszczył brwi.

— Jak właściwie to ma mnie nie obrazić?

Hermiona wtrąciła się:

— Wiesz, że syn Draco uczy się w Hogwarcie. Doszło do małego incydentu i Draco przyszedł do szkoły…

— Podrywasz nauczycielkę swojego syna? Fiu, fiu, Malfoy, klasowe zagranie.

Ron uśmiechnął się nad kieliszkiem wina.

Draco miał ochotę rzucić jakąś ripostą… albo po prostu mu przyłożyć. Ale dla dobra Hermiony ugryzł się w język i był niezmiernie wdzięczny Susan, która szturchnęła Rona w żebra. Grymas rudego i mamrotanie pod nosem „Ała, kobieto” nie były aż tak niepozorne.

— Oczywiście, że wiemy o Scorpiusie. To uroczy chłopiec. Zawsze myślałam, że nasza Rose się w nim podkochuje — powiedziała uprzejmie Susan.

Draco skinął głową.

— Mam przeczucie, że to działa w obie strony.

— Co to był za incydent? — zapytał Ron po chwili.

Ginny prychnęła.

— Scorpius to mały kobieciarz, prawda Hermiono?

Hermiona przewróciła oczami.

— Czy nie mieliśmy po prostu „zapomnieć o całej sprawie”?

Draco uśmiechnął się i ścisnął ją za ramię, co wywołało kolejny uroczy rumieniec u czarownicy.

— Mój syn napisał do Hermiony bardzo bezpośredni list. Najwyraźniej od jakiegoś czasu był w niej zakochany.

Ron prychnął.

— Merlinie, nie marnuje czasu, co nie? — Zwracając się do Susan, zapytał: — Powiedziałaś, że Rose się w nim podkochuje? Naprawdę nie powinniśmy jej do tego zachęcać.

Draco przewrócił oczami, a Ron spojrzał na niego.

— Więc ty wkroczyłeś na Hermionę, bo twój syn nie dał rady.

Hermiona odgryzła się:

— Nie wkroczył. Nie było żadnego wkraczania. Możemy porozmawiać o czymś innym?

Ginny miała bardzo poważną minę, a jej akcent zdawał się ostrzejszy i bardziej elegancki:

— Oczywiście. Może porozmawiamy o pogodzie? A może usiądziemy w kole i opowiemy, jak nam minął dzień? Harry, kochanie, może zaczniesz?

Cóż, kochanie. Zostałem dziś wezwany do biura, ponieważ doszło do jakiegoś strasznego wybuchu w magazynie eliksirów w Bristolu. Aurorzy byli tym wszystkim wstrząśnięci, niech im Merlin błogosławi. Okazało się, że ta sprawa była dość przerażającą pomyłką. Stary człowiek, który jest właścicielem budynku, uruchomił alarm z Magicznych Dowcipów Weasleyów, który, jak się okazuje, ma dość wybuchowy efekt, gdy wchodzi w kontakt z dużą ilością jadu bahanki. Więc spędziłem cały dzień na robocie papierkowej, podczas gdy prawdziwi aurorzy udali się na akcje. Niesamowity dzień, nie uważasz? — odpowiedział Harry w podobnym snobistycznym tonie, popijając wino.

Draco słuchał całej tej historii z niedowierzaniem na twarzy.

Tym się zajmujesz w swojej pracy? Myślałem, że będziesz polować na czarnoksiężników i zbierać laury za bohaterskie wyczyny, jak to miało miejsce w szkole.

Harry wzruszył ramionami.

— Co mogę powiedzieć? W szkole osiągnąłem szczyt.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

— Ginny, to jest pyszne — pochwaliła jedzenie Hermiona. — Myślę, że nawet lepsze niż Stworka.

— Tak. Dał mi swój przepis tuż przed… no wiesz. Końcem.

— Stworek. To ten dziwny skrzat domowy, którego tu kiedyś mieliście, prawda? — zapytał Draco. — Przykro mi słyszeć, że umarł. Był… cóż, był dla mnie dość miły, gdy go poznałem.

Harry pokręcił głową.

— Nie umarł. Oddaliśmy go Hogwartowi.

Widelec Hermiony upadł.

Ile razy…

— O, kurczaki — mruknęła pod nosem Ginny.

— …mam ci to wyjaśniać, Harry Jamesie Potterze?

— Dodała drugie imię, jest wściekła — Ron szepnął do siostry.

Nie możesz. Podarować. Skrzatów domowych.

Draco wpatrywał się w swój talerz.

— To naprawdę przepyszne, Ginny. Użyłaś jakiegoś specjalnego rodzaju czosnku do nacierania?

Harry uniósł ręce w geście fałszywej kapitulacji.

— Znowu to samo. Jak inaczej być to nazwała? Nie potrzebowaliśmy go. Hogwart tak. Więc pozwoliliśmy mu wykorzystywać swój talent. Po co dziś musisz poruszać ten temat?

Ginny skinęła głową.

— Tak. To… bardzo dobrze pasuje do wina, które przyniosłeś i tak na marginesie jest wyśmienite.

— Nawet nie próbowałeś płacić mu pensji, Harry! Traktowałeś go jak swoją własność.

Susan skinęła głową.

— Czy te nuty wiśniowe to przypadek?

— Hermiono, ten stary kretyn był co najmniej tak stary jak Dumbledore. Nie mogłem mu nawet kazać brać ode mnie pensji.

Draco nieśmiało zwrócił się do Ginny.

— Domyślam się, że ten spór jest wyłącznie między nimi.

— On jest człowiekiem, Harry!

Ginny skinęła głową.

— Mógł być miły dla ciebie, ale dla reszty z nas był skończonym dupkiem. Harry wciąż jest trochę wściekły z tego powodu.

— Człowiekiem? Hermiono, on nigdy nim nie był.

Ron wyszeptał przez stół.

— Był cholernie okropny dla Hermiony. A ona wciąż wygłasza te swoje wszowe bzdury.

Że co proszę, Ronaldzie?

— O kurde — mruknął Harry.

— Chodziło mi o to, Hermiono, że Stworek był obrzydliwym, starym gnojem, który sprzedał nas śmierciożercą, a tobie zależy tylko na jego cholernych prawach pracowniczych — wyjaśnił Ron.

Harry stanął w jego obronie.

Pomyśl o tym, Hermiono. Malfoy prawdopodobnie ma mnóstwo skrzatów we Dworze. I obstawiam, że im nie płaci, prawda Malfoy?

Draco prawie zakrztusił się jedzeniem, gdy usłyszał swoje nazwisko.

— Ja… hmm. Mam kilka skrzatów domowych, które dla mnie pracują, ale… — Zobaczył, jak Hermiona bierze łyk wina, wyraźnie niekomfortowo — oczywiście, że im płacę.

Hermiona uśmiechnęła się do niego promiennie.

— Naprawdę?

Draco przełknął ślinę. Prawdę mówiąc… nie. Nie płacił swoim skrzatom domowym. Ale to tylko dlatego, że były we Dworze odkąd on sam był dzieckiem. Zarządzały posiadłością bez zarzutu i rzadko je widywał. Same w sobie skrzaty we Dworze były dość snobistyczne i trzymały się swoich przyzwyczajeń. Prawdopodobnie zamordowałyby go we śnie, gdyby próbował zapłacić im pensję. Oczywiście wsadziłyby potem głowy do piekarnika, ale i tak.

— Oczywiście.

Draco wziął wyjątkowo duży łyk wina.

Usta Hermiony wygięły się w uroczym uśmiechu i położyła dłoń na jego kolanie.

— Nie miałam pojęcia. Draco, to… takie miłe z twojej strony.

Nie mógł powstrzymać uśmiechu na ustach. Oto piękna kobieta patrzyła na niego, jakby był najwspanialszą osobą na świecie, kładąc rękę na jego kolanie i rumieniąc się tak słodko… Jestem. Cholernym. Cudem. Męskości.

Porozmawia ze skrzatami domowymi, jak tylko wróci do domu. Przynajmniej spróbuje. Ale na razie zignorował jej pochwały i wziął jej dłoń, która spoczywała na jego kolanie, w swoją i potarł kciukiem kostki.

Ron obserwował ich, przewracając oczami.

Wow Malfoy, nie miałem pojęcia, że jesteś zwolennikiem wszy.

Ginny, Harry i Susan skrzywili się w oczekiwaniu.

Po raz ostatni, Ronaldzie. To nie wszy tylko WESZ!

— Tak, jasne, właśnie to powiedziałem. Tak czy inaczej, Malfoy, wróćmy do kwestii skrzatów domowych.

Pozostała trójka dorosłych, którzy nie byli zauroczeni Draco, skuliła się.

— Hej, Ron — przerwał mu Harry. — Nie uważasz, że powiedzieliśmy już wystarczająco dużo na ten temat dzisiejszego wieczora? Jestem pewien, że Malfoy wolałby nie rozmawiać o swoich pracownikach, będąc na randce.

Draco rzucił Harry’emu subtelne, wdzięczne spojrzenie, marszcząc brwi w konsternacji. Ten tylko wzruszył ramionami i przewrócił oczami.

Reszta kolacji przebiegła o wiele sprawniej. Poza koniecznością stłumienia poczucia winy, które czuł za to drobne kłamstewko (natychmiast to naprawi), Draco spędził całkiem przyjemny wieczór. Susan udało się utrzymać Rona w ryzach. Było oczywiste, kto nosi spodnie w tym związku. A jedzenie było wyśmienite. Jednak najlepsze chwile to te, kiedy Hermiona nawiązywała z nim przelotny kontakt wzrokowy, natychmiast odwracała wzrok i rumieniła się, gdy ją na tym przyłapywał. Nie był pewien, czy on był powodem rumieńca, czy może wino, ale w każdym razie miał trudności z oderwaniem od niej wzroku.

Spojrzał tęsknie na jej usta, życząc sobie, by mógł spędzić z nią chociaż chwilę sam na sam. Wcześniej prawie ją pocałował, ale ten odrażający portret wszystko zepsuł. Pamiętał dotyk jej włosów na opuszkach palców, kiedy lekko przytulał jej szyję. Jej perfumy zdawały się przenikać Miękkie, chętne i…

— TY PODŁY SYNU STAROŻYTNEGO RODU! ZEPSUŁA CIĘ TA TWOJA BRUDNA, ZGNIŁA DZIWKA I TWOJE OBRZYDLIWE FANTAZJE, ŻEBY MIEĆ JĄ W SWOIM ŁÓŻKU!

Draco zbladł. Mój kurwa tam umrzeć. W jadalni Harry’ego Pottera.

Więc to koniec. Moje życie się skończyło. W sumie było w porządku, ale chciałbym zaliczyć PO RAZ OSTATNI. BARDZO CI DZIĘKUJĘ ZA ZWRÓCENIE NA TO UWAGI, TY NIEZNOSZALNA, STARA KROWO!      

Hermiona wyskoczyła z krzesła.

— Zaklęcie wyciszające musiało przestać działać. Ja się tym zajmę, Harry, nie zawracaj sobie głowy.

Pozostała czwórka dorosłych, którzy nie zostali śmiertelnie upokorzeni, miała łzy w oczach, powstrzymując śmiech, który tak rozpaczliwie chcieli uwolnić.

— Ani. Się. Ważcie… nie — błagał Draco.

— Hahahahahahaha! — Ginny nie mogła dłużej wytrzymać. — Na Merlina, Malfoy.

— Wiem — mruknął Draco.

— Jesteś tak samo napalony, jak twój trzynastolatek.

Ginny wciąż nie przestawała się śmiać.

— Jakie są szanse, że wszyscy zgodzicie się, żebym rzucił na was Obliviate?

— Absolutnie, kurwa, nigdy, bo to jest cholernie zabawne — odpowiedział Ron.

Hermiona weszła do pokoju, rumieniąc się gwałtownie i uważając, by nie nawiązać zbyt intensywnego kontaktu wzrokowego z Draco.

— Ginny, pozwól mi pozmywać.

Susan otworzyła usta, żeby zaoferować pomoc, ale Draco ją uprzedził.

— Pomogę ci!

Celnie zignorował figlarne szyderstwa i cichy śmiech skierowany w jego stronę.

Oboje stali w kuchni, kierując różdżki na stół i lewitując naczynia. Draco odezwał się pierwszy.

— Nie sądzę, by kiedykolwiek istniała sytuacja, w której mógłbym być po prostu fajny i uprzejmy w twojej obecności.

Hermiona się roześmiała.

— Chyba tacy nie jesteśmy.

Draco zaśmiał się ciepło.

— Też tak mi się wydaje.

Pracowali w milczeniu przez minutę lub dwie, rzucając Chłoszczyć na naczynia i unosząc je w schludny stos. Hermiona odwróciła się do niego z zalotnym spojrzeniem.

— Chociaż muszę powiedzieć, że to było niezłe zagranie z tym wymyśleniem o płaceniu skrzatom domowym.

Wzrok Draco powędrował w górę ku linii włosów.

— Ty… jak…?

Hermiona przewróciła oczami.

— Gdyby to była prawda, przyznałbyś się do tego z przekonaniem. W końcu jesteś Ślizgonem.

Uśmiechnęła się do niego z politowaniem.

Draco zaśmiał się.

— Z przyjemnością porozmawiam z nimi na ten temat. Ale najpierw chcę coś zrobić i muszę być absolutnie pewny, że pani Black nie może teraz nadawać.

Wzrok Draco powędrował na usta Hermiony.

Podążyła za ruchem, jej oddech się zatrzymał.

— Tak — odpowiedziała bardziej chrapliwym głosem nic zwykle.

Przesunął palcami po jej przedramieniu, ramieniu, obojczyku, aż dotarł do jej szyi. Drugą ręką trzymał ją w talii. Gdy przyciągnął ją do siebie, Hermiona niemal straciła przytomność, odurzona jego zapachem. Przytrzymywał jej szyję, przesuwając kciukiem w górę i w dół. W końcu pochylił głowę i pocałował ją w usta.

Hermiona zobaczyła czarne kropki przed oczami. Miała wrażenie, że ma zwidy. Jego usta były ciepłe i miękkie, ale stanowcze. Jęknęła cicho podczas pocałunku, a on go pogłębił, wsuwając dłoń w jej włosy i przyciągając jeszcze bliżej.

Draco lekko otworzył usta, zachęcając ją do zrobienia tego samego, a ona przystała na to. Och, Merlinie, smakowała bosko. Jak słońce i wino. Kiedy ich języki tańczyły w zgranym rytmie, poczuł, jak jego kutas drgnął w spodniach, ożywając na jej smak i dotyk ciepłego ciała. Była jeszcze lepsza, niż sobie wyobrażał. Pochłaniał ją, przyciągając blisko, przesuwając dłonie po jej kręgosłupie, talii, włosach.

— Przepraszam, że przerywam to, co z pewnością wysłałoby portret pani Black w osiem otchłani piekła, ale Ginny zaraz wyciągnie Ognistą Whisky, jeśli macie ochotę.

Harry stał, opierając się o ścianę kuchni, uśmiechając się jak idiota.

Draco warknął.

Do cholery, Potter. Czy nie można mieć chwili prywatności w twoim domu?

— Nie, kiedy cudzołożysz z moją najlepszą przyjaciółką na moim kuchennym blacie.

Draco pokręcił głową i mruknął pod nosem.

— Ten dom jest pełen bloków na kutasy.

_________________

Mam nadzieję, że ten rozdział nie raz Was rozśmieszył. Ja osobiście śmiałam się kilka razy, także szczerze polecam, jeśli ktoś ma gorszy dzień. Przed nami jeszcze jeden rozdział.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy