Sen
Hermiony był wyrazisty, niewiarygodnie realistyczny. Dokładnie taki, jak jej
koszmary. Ale to nie był tego rodzaju sen. Czuła się bezpiecznie. Ciepło.
Obejmowały ją silne ramiona. Plecy bolały ją trochę od tej pozycji, ale nie
przeszkadzało jej to. Mężczyzna ze snu oddychał jej w szyję, wysyłając dreszcze
wzdłuż kręgosłupa, a rozkoszne ciepło rozlało się między jej udami. Znała to
uczucie. To, które mogła jedynie rozpalić w sobie za zasłonami swojego łóżka z
baldachimem, w którym teraz była. Ścisnęła uda, rozniecając płomienie. Wydała
cichy jęk, zdyszany i skomlący; jej ciało potrzebowało więcej. Chciała, żeby
ręce mężczyzny ze snu wspięły się wyżej. Lubiła drażnić swoje sutki. To
pomagało. Wiła się, przesuwając swoje ciało niżej i przeciągając jego dłonie
wyżej. Były duże. Znacznie większe niż jej. Każda z nich z łatwością mogła
zakryć jej miseczki rozmiaru B. Dłonie zrobiły dokładnie to, na co liczyła,
ściskając je z wystarczającą siłą, zanim kciuk i palce wskazujące trafiły na
jej sutek, ściskając je i obracając w taki sposób, że jej majtki zwilgotniały.
Biodra mężczyzny ze snu drgnęły, przyciskając ciepłe wybrzuszenie do jej
pleców, a z jego ust wydobył się głęboki, ochrypły jęk. Hermiona gwałtownie
otworzyła oczy. To nie był sen. Tylko prawdziwe jęknięcie. Prawdziwego
mężczyzny.
—
Malfoy?
Odwróciła
się w jego ramionach i zobaczyła go półprzytomnego, z trudnym do rozszyfrowania
wyrazem twarzy.
Błysk
fioletowej magii zalał pokój, docierając nawet do ich fortu z koców przez
szczeliny w materiale i przetarte łaty.
—
Osłony zdjęte — wyszeptała Hermiona.
Poderwała
się, uderzając o wierzch koca, zrzucając stos książek i powodując, że krzesło
upadło z hukiem na podłogę.
—
Kto tam jest? — zawoła Stokes, wpadając na zaplecze.
Minie
trochę czasu, zanim ich znajdzie. W głowie Hermiony kołatały myśli o tym, co
powie, jak mu to wytłumaczą.
Malfoy
miotał się po podłodze, uwięziony pod kocem. Znalazł lukę, wysuwając głowę
akurat w chwili, gdy Stokes do nich dotarł.
—
Co to za rozpusta? Panno Granger, panie Malfoy, proszę natychmiast się
wytłumaczyć!
Twarz
Stokesa poczerwieniała, gdy wrzeszczał, a ręce poruszały się chaotycznie.
—
Panie Stokes, proszę się uspokoić. Mogę zapewnić, że nie ma tu absolutnie żadnej
rozpusty i wszystko wytłumaczę.
—
Jestem zupełnie spokojny — krzyknął do niej. — Musimy natychmiast wezwać panią
dyrektor!
Zanim
Hermiona zdążyła cokolwiek powiedzieć, Stokes przywołał swojego Patronusa —
świecącego, niebieskiego leniwca.
—
Proszę przekazać tę wiadomość dyrektor McGonagall. Pani dyrektor, dwoje uczniów
zostało znalezionych dziś rano w moim sklepie. Powierzono im zadanie zamknięcia
sklepu, a zamiast tego zostali tu na noc. Proszę o natychmiastowe przybycie i
wyjaśnienie sytuacji.
Stokes
tupnął nogą, kończąc swoją wypowiedź.
Hermiona
miała nadzieję, że leniwiec poruszy się wystarczająco wolno, by dać jej czas do
namysłu, ale ponieważ był to magiczny Patronus, a nie prawdziwy leniwiec,
nadzieje dziewczyny legły w gruzach, gdy zobaczyła, jak Patronus szybko
odlatuje.
—
Panno Granger, jestem bardzo rozczarowany. Właśnie do zapobiegania takim
zachowaniom zostałaś tu zatrudniona, a tymczasem została panna chętną
wspólniczką intryg pana Malfoya.
Hermiona
z trudem powstrzymała się przed przewróceniem oczami. 
—
Biorąc pod uwagę, jak bardzo bał się pan zostać sam na sam w pomieszczeniu z
Malfoyem, nie sądzę, żeby to był dokładnie ten koszmarny scenariusz, który
sobie pan wymarzył, kiedy uświadomił sobie pan, że będzie zmuszony spędzić z
nim czas. A gdyby tylko pozwolił mi pan wyjaśnić, przekonałby się pan, że nie
ma tu żadnego spisku. To tylko kilka nieszczęśliwych zbiegów okoliczności, bez
poważnych obrażeń.
Stokes
otworzył usta, wyglądając na gotowego do kolejnego wykładu, gdy głośne pukanie
do drzwi księgarni oznajmiło przybycie McGonagall. Hermiona poczuła ulgę. W
końcu odezwał się głos rozsądku, ale spojrzała na Draco i zobaczyła, że jego
twarz zamarła ze strachu. Zastanawiała się nad jego historią z nowo mianowaną
dyrektor.
Stokes
spojrzał na nich oboje.
—
Chodźcie ze mną.
Milcząc,
poszli z nim do frontu sklepu. Mężczyzna otworzył drzwi i zamknął je za McGonagall,
bo z pewnością nie byli jeszcze gotowi na przyjęcie klientów.
Pani
dyrektor stała wyprostowana, a szpiczasty kapelusz dodawał jej jeszcze więcej animuszu.
Mocno zmarszczyła brwi.
—
Zdecydowanie nie tak chciałam zacząć dzień. — Rzuciła uczniom miażdżące
spojrzenie. — Panie Stokes, proszę mi wyjaśnić, co tu się właściwie dzieje.
—
Tak, oczywiście, pani dyrektor.
Stokes
zaprowadził ich wszystkich do małego stolika przy kominku, rozświetlonego
machnięciem różdżki. McGonagall i Stokes usiedli po jednej stronie, a Hermiona
i Draco po drugiej.
—
Widzi pani — zaczął Stokes — wczoraj wieczorem dostałem wiadomość od mojej
żony, zna pani moją żonę Genevive Stokes, pani dyrektor. — McGonagall skinęła
głową, wyglądając na niezainteresowaną zbędnymi szczegółami. — Cóż —
kontynuował mężczyzna. — Powiedziała, że źle się czuje i zapytała, czy mógłbym
wrócić do domu i się nią zaopiekować. Oczywiście wiedziałem, że muszę to
zrobić, więc znalazłem Hermionę i poprosiłem, żeby zajęła się sklepem i
pokazałem jak zamknąć beze mnie, po czym wyszedłem.
—
Więc zostawił pan swoich podopiecznych? — McGonagall spojrzała na niego
zmrużonymi oczami. — Są pełnoletni, nie rozumiem w czym problem.
Skinęła
głową, akcentując swój punkt widzenia i zachęcając go do kontynuowania.
—
Wyszedłem, a kiedy wróciłem dziś rano, zastałem ich razem owiniętych w koc.
Wypowiedział
te słowa tonem zgorszonej staruszki. Hermiona prychnęła.
—
Masz coś do powiedzenia, panno Granger? — zapytała McGonagall.
—
Utknęliśmy tu na noc bez możliwości wyjścia. Spodziewaliście się, że będziemy
spać na twardej podłodze? Nie wspominając już o tym, że jeśli coś by się między
nami wydarzyło, to po godzinach pracy, a jak pani dyrektor zauważyła, jesteśmy
pełnoletni. Więc naprawdę nie rozumiem, w czym jest problem.
—
Naprawdę nie spodziewałam się takiej nonszalancji w tej sprawie z twojej
strony, panno Granger — powiedziała McGonagall, unosząc brwi do linii włosów. —
Oboje z panem Malfoyem nie zdążyliście wrócić do szkoły przed godziną policyjną
i macie poważne kłopoty. Niezależnie od wieku, zasady nadal was obowiązują.
Muszę wysłać sowę do kuratora Draco, a wam grożą miesiące szlabanu.
Na
wzmiankę o kuratorze Hermiona zauważyła, że ręce Draco zaczynają się trząść.
Zacisnęła usta.
—
Pani dyrektor, sądzę, że powinniśmy skontaktować się z kuratorem Malfoya.
Jego
oczy rozszerzyły się, a potem spuścił wzrok, by przyjrzeć się słojom drewna na
stole.
Hermiona
kontynuowała:
—
Tak, myślę, że powinien zostać poinformowany, że dwoje dorosłych uczniów
spędziło noc poza szkołą, a dorośli, którzy się nimi opiekowali, zdawali się
nie wiedzieć o tym przez kilka godzin. Jak to możliwe, że tak długo zajęło pani
zorientowanie się, że zaginęliśmy, pani dyrektor?
McGonagall
zaczęła się jąkać:
—
Znaczy… mamy zaklęcia i wygląda na to, że… widzi pani… myślę… po bitwie, wygląda
na to, że nie wszystkie nasze protokoły zostały skutecznie przywrócone i… może
nie musimy mieszać w to władz. Przynajmniej na razie.
Hermiona
skinęła głową.
—
Myślę, że to chyba najlepsze rozwiązanie. Jesteśmy tu z Malfoyem od kilku godzin,
przydałby nam się prysznic i coś do jedzenia. Wygląda na to, że będziemy
musieli opuścić pierwsze lekcje dzisiejszego dnia, ale jeśli wyjdziemy teraz,
zdążymy na drugą. — Hermiona wstała i z napięciem czekała, aż reszta pójdzie w
jej ślady. Po chwili Draco wstał, a potem pani dyrektor. — Oboje jak zwykle
przyjdziemy do pracy dziś po lekcjach — dodała przez ramię, otwierając drzwi.
—
Eee, jasne.
Stokes
skinął głową.
—
Dobrze.
W
milczeniu wracali do zamku. Kiedy dotarli do głównych schodów, gdzie mieli się rozdzielić,
McGonagall odchrząknęła.
—
Zaklęcia sygnalizujące godzinę policyjną zostaną dziś rzucone na nowo. Jeśli
kiedykolwiek znowu coś takiego zrobicie, zapewniam was, że nie wywiniecie się
tak łatwo.
Hermiona
miała ochotę się roześmiać — jakby McGonagall w którymkolwiek momencie tej
całej gehenny miała nad nią kontrolę. Zamiast tego jednak pochyliła głowę.
—
Tak, pani dyrektor. Dziękuję.
Zachowanie
złudnego poczucia kontroli kobiety leżało w najlepszym interesie Hermiony.
McGonagall skinęła surowo głową i ruszyła po schodach, stukając butami o
marmurową posadzkę.
Hermiona
odwróciła się, by udać się do wieży Gryffindoru, ale Malfoy wyciągnął rękę i
złapał ją za rękaw. Zwróciła się ku niemu z zaskoczeniem.
—
O co chodzi?
—
Dziękuję.
Był
jeszcze bledszy niż zwykle.
Uśmiechnęła
się, żałując, że nie może zrobić nic więcej, żeby go uspokoić.
—
To nic takiego. Nie wspominajmy o tym.
Wziął
ją za rękę. Jego dłoń była spocona.
—
Nie, naprawdę, mam u ciebie dług.
Hermiona
wzruszyła ramionami.
—
Wiesz, ja też wybrnęłam z kłopotów. To nie był jakiś bezinteresowny czyn.
—
Mój ojciec był człowiekiem, który nie spłacał długów — nie miał honoru. Nie
chcę być taki. Jestem ci coś winien, dobra?
Jeśli
to było dla niego takie ważne, mogła na to przystać.
—
Dobra. Odwdzięcz mi się, wykonując swoje głupie prace społeczne, dobrze?
Pokręcił
głową.
—
To nieuczciwa wymiana. Przemyśl to.
Hermiona
pochyliła głowę, godząc się na ten kompromis. Chciała coś powiedzieć,
powiedzieć mu, że się cieszy, że nie zabrali go do Azkabanu, albo że nie chce,
żeby się bał. Ale nie potrafiła ubrać myśli w słowa. Zamiast tego uśmiechnęła
się słabo i weszła po schodach.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Kiedy
Hermiona dotarła na zajęcia z astronomii, Harry podbiegł do niej.
—
Hermiono, gdzie byłaś? Ginny mówiła, że nie spałaś w dormitorium, a kiedy nie
widzieliśmy cię na pierwszej lekcji, zacząłem trochę wariować.
Hermiona
przytuliła chłopaka.
—
Nic mi nie jest. To tylko małe nieporozumienie.
Poszli
razem do swojej ławki obok Rona i Lavender.
—
Widzisz, Harry, mówiłem ci, że przyjdzie. Miona, nie uwierzysz, jak Harry się o
ciebie martwił. Sprawdził nawet Skrzydło Szpitalne. Więc gdzie właściwie byłaś?
Zasnęłaś, ucząc się w bibliotece?
Hermiona
przewróciła oczami. Ron naprawdę nie wyobrażał sobie jej inaczej niż wiecznej
kujonki, prawda?
—
Nie, właściwie to utknęliśmy na noc w księgarni. Malfoy i ja nie wydostaliśmy się,
zanim zadziałały automatyczne osłony — odpowiedziała nonszalancko, wyciągając
notatki.
—
Z Malfoyem? — dopytywał Ron z obrzydzeniem w głosie. — Dlaczego dopiero teraz
słyszę o twojej współpracy z tym palantem?
—
Och, eee, po prostu nie sądziłam, ze to aż tak ważne, żeby o tym wspominać. A
to, że utknęliśmy, było po prostu zwykłym zbiegiem okoliczności, tak jak
mówiłam Harry’emu — odpowiedziała, patrząc na zegarek. 
Zajęcia
zaraz miały się zacząć. Nie miała czasu ani energii, żeby im to tłumaczyć.
Lavender
oparła głowę na ramieniu Rona.
—
Draco z tobą nie flirtował, prawda? Ten facet to ogromny flirciarz. Ciągle mnie
podrywał, zanim zeszliśmy się z Ronusiem.
—
Jeśli będzie się do ciebie przymilał, przysięgam, Hermiono, że przeklnę go i przeniesie
się do innego wymiaru — oświadczył Ron, przyciągając uwagę swoim tonem.
—
Nikt niczego nie próbował. Utknęliśmy w księgarni, a teraz jesteśmy wolni. I
dlaczego miałoby cię obchodzić, gdyby próbował mnie pocałować?
Lavender
spojrzała na Rona, a jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
—
Tak, Ron, dlaczego miałoby cię to obchodzić?
—
Eee, to moja przyjaciółka. Mogę bronić jej honoru, prawda?
Lavender
zamyśliła się, próbując to przemyśleć. Hermionie zdawało się, że widzi dym
unoszący się nad jej głową, gdy dziewczyna próbowała zdecydować, czy to
akceptowalna odpowiedź. Zanim jednak podjęła decyzję, profesor Sinistra
przywołała uczniów do porządku.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hermiona
szybko uciekła, gdy zajęcia się skończyły. Miała kolejne z Harrym, ale ku jej uldze,
Ron i ona nie mieli już więcej wspólnych zajęć tego dnia.
Harry
dogonił ją, gdy była mniej więcej w połowie drogi na numerologię.
—
Wiesz, że on się o ciebie martwi, prawda? Powinnaś była nam powiedzieć, że
pracujesz z Malfoyem. A poza tym, powinnaś była zrezygnować z tej pracy.
Hermiona
rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie.
—
Nie odejdę tylko dlatego, że nie lubisz mojego współpracownika.
Harry
zmarszczył brwi.
—
Chodzi mi o to, że ty też go nie lubisz. Poza tym, nie chcę, żebyś cierpiała.
Wszyscy wiemy, jak obraźliwie Malfoy do ciebie mówi. Nienawidzę świadomości, że
będziesz z nim uwięziona w tym sklepie każdego popołudnia. Jego miejsce jest w
celi.
Hermiona
starała się nie denerwować zbytnio na Harry’ego. Jeszcze niedawno czuła to samo
względem Malfoya. Ale widząc strach w jego oczach, wszystko się zmieniło. Był
jeszcze taki młody i tyle przeszedł.
—
Myślę… myślę, że chce być lepszy.
Uniósł
brwi.
—
Więc nie wyzywał cię ani nie naśmiewał się z twojego wyglądu?
—
W sumie tak, robił to.
Harry
skrzyżował ramiona, jakby chciał powiedzieć „a nie mówiłem?”.
Przewróciła
oczami.
—
Nie spędziłeś z nim czasu. Jest inny. Wszystko wydaje się inne. Nie mówię, że
to, co zrobił kiedyś, jest w porządku. Sądzę, że najwyraźniej tego żałuje.
—
Powiedział ci to? Że żałuje swoich czynów?
Harry
zatrzymał się. Byli już tuż przed drzwiami sali.
Hermiona
wiedziała, że przegrała tę debatę. Westchnęła.
—
Nie. Nie powiedział tego.
—
Zawsze chcesz dostrzegać w każdym to, co najlepsze, Hermiono. I to w tobie
kocham. Ale to nie zawsze jest najmądrzejsze podejście. Zdrowa nieufność
utrzymuje ludzi przy życiu.
Krew
Hermiony wrzała.
—
Nie pouczaj mnie o utrzymywaniu ludzi przy życiu, Harry Jamesie Potterze.
Utrzymywałam ciebie i Rona przy życiu przez ostatnie siedem lat. Moje
poświęcenie, by to robić, sprawiło, że obsesyjnie skupiam się na szczegółach i
faktach oraz wiem wszystko, co się da, przez co ty i Ron przez lata
nazywaliście mnie „robotem” i „za mądrą, by być człowiekiem”. Powinieneś więc
wiedzieć, że jeśli uważam, iż ktoś zasługuje na moje zaufanie, to dlatego, że
polegam na swoich instynktach, które są cholernie dobre. I żebyś wiedział, nie
można mieć wszystkiego na raz. Albo jestem zbyt zimna i wyrachowana, albo zbyt
miękka i za bardzo się przejmuję. Wybierz, jak mnie poniżysz; inaczej wyjdziesz
na głupka.
Hermiona
minęła go i wpadła do sali. Wszystkie oczy były zwrócone na nią, krzyki z
łatwością dobiegały zza drzwi. Zaróżowiła się ze wstydu, ale uniosła głowę
wysoko i rozpakowała torbę, przygotowując się do zajęć, jakby nic niezwykłego
się nie stało.
Draco
podszedł i zajął miejsce obok niej. To, które zazwyczaj zajmował Harry.
—
Więc dowiedzieli się, że pracujesz ze mną, co?
Cholera. Zupełnie zapomniała, że on też chodzi na te
zajęcia.
—
To nie miało z tobą nic wspólnego.
Zaśmiał
się cicho.
—
Jasne, Loczku.
Harry
usiadł po drugiej stronie sali, wpatrując się w ich oboje, gdy szeptali. Malfoy
skinął głową w stronę Harry’ego, uśmiechając się do niego.
—
Przestań — wyszeptała Hermiona.
Malfoy
wzruszył ramionami.
—
Jestem miły.
—
Zrażasz go do siebie.
Malfoy
spojrzał na Hermionę, zbliżając ich twarze.
—
Jeśli nie chodziło o mnie, to dlaczego miałbym go zrażać?
Jęknęła.
—
Jesteś najbardziej frustrującym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek spotkałam.
Uśmiechnął
się złośliwie.
—
Wiesz, co pomaga na frustrację?
Zanim
zdążył odpowiedzieć na swoje idiotyczne pytanie, Vector podeszła do tablicy i
zaczęła wykład. Hermiona nie była pewna, czy czuje ulgę, czy rozczarowanie.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Po
obiedzie Hermiona opuściła zamek i jak zwykle ruszyła w stronę Hogsmeade. Ale
gdy tylko dotarła do bramy, zastała tam czekającego na nią Malfoya.
—
Witaj — przywitała się ostrożnie.
—
Cześć, eee… pomyślałem, że moglibyśmy pójść razem.
Znów
poczuła ucisk w brzuchu.
—
Jasne. Dzięki. Chętnie.
Skrzywiła
się. Dlaczego wszystko, co do niego mówiła, brzmiało tak głupio? Ale nie
skomentował tego, tylko się uśmiechnął i przytrzymał jej bramę.
—
Myślisz, że Stokes nadal będzie na nas wściekły? — zapytał, idąc za nią.
Wzruszyła
ramionami.
—
Ten facet się ciebie boi i zatrudnił mnie, żebym cię pilnowała. Wątpię, żeby
robił nam z tego powodu jakieś wyrzuty.
Zaśmiał
się.
—
W przeciwieństwie do twoich przyjaciół, co?
—
Nie masz dowodu, że ta rozmowa dotyczyła ciebie.
Hermiona
mocniej otuliła się kurtką — wiatr się wzmagał, a w powietrzu unosił się chłód.
Malfoy
stuknął różdżką w jej ramię, niedbale rzucając na nią zaklęcie rozgrzewające.
—
Tak — przyznał — ale jeśli nie mnie, to kogo?
—
Dzięki — powiedziała, wskazując na ramię, na które rzucił zaklęcie. Skinął
głową, lekko się uśmiechając. — Nie twierdzę, że kłótnia dotyczyła ciebie. Ale
gdyby tak było, łatwo zrozumieć, o co chodzi Harry’emu, prawda? Nie masz zbyt
imponującej przeszłości. Ale to na Rona jestem wściekła.
—
Mówiąc hipotetycznie, oczywiście — dodał Draco, uśmiechając się szerzej.
Dotarli
do księgarni, a on przytrzymał jej drzwi i dzwonek zabrzęczał delikatnie, informując
o ich przybyciu. Stokes miał klienta i po prostu skinął głową, gdy skierowali
się na zaplecze.
Hermiona
zaczęła rozpinać płaszcz.
—
Widzisz, mówiłam ci, że nie będzie sprawiał kłopotów.
Sięgnęła,
żeby powiesić płaszcz, ale Malfoy wziął go z jej rąk i zrobił to za nią.
Przechyliła głowę, zastanawiając się, skąd nagle wzięły się te wszystkie miłe
gesty.
Odwrócił
się i zaczął siadać przy swoim stoliku.
—
Więc, eee, myślałaś o tym, w jaki sposób mogę ci się odwdzięczyć?
Ach, czuł się winny; to miało
więcej sensu.
—
Nie. Czego zazwyczaj żąda się w zamian za długi? Albo w tym przypadku dług
dożywocia?
Hermiona
zaśmiała się z własnego, głupiego żartu.
Nie
patrzył na nią, tylko przesuwał różdżką po unoszącym się pergaminie, szukając
aktualnie analizowanej książki.
—
Śmiejesz się, Loczku, ale to nie żart. Właśnie mnie przed tym uratowałaś. I
jestem ci coś winien w zamian.
Znalazł
książkę na liście, pergamin zniknął, zanim rozpoczął skomplikowane procedury
ochronne, którym poddawano niebezpieczne książki.
Hermiona
skorzystała z okazji, by przywołać zwój i zaczęła poszukiwania tytułu książki leżącej
najbliżej niej na stole. Podniósł wzrok, zauważając jej pomoc, po czym w
milczeniu wrócił do pracy.
Atmosfera
w pomieszczeniu zupełnie różniła się od tej z pierwszego dnia wspólnej pracy.
Nadal wyczuwała jego obecność. Bardzo wyraźnie. Ale czuła się bardziej normalnie
— swobodnie. Spędzili trochę czasu, rozmawiając o tym, jak potoczyła się
sytuacja z McGonagall, ale Hermiona zdała sobie sprawę, że ich krótka chwila
podczas wspólnego obudzenia się została całkowicie zepchnięta na dalszy plan. Nigdy
tak naprawdę nie czuła mężczyzny, mającego erekcję. Anatomicznie wiedziała, jak
to wszystko działa. Wiedziała też, że to normalny proces biologiczny. Mężczyźni
często mieli wzwód po przebudzeniu. To nie miało z nią nic wspólnego. Mimo to,
jego ręce były na niej i nie wydawał się tego nienawidzić…
—
Malfoy.
Podniósł
wzrok znad swojej pracy, jego zwinne dłonie zwalniały, rzucając skomplikowane
zaklęcia.
Wzięła
głęboki oddech, nie do końca pewna, jak to ująć.
—
Uważasz, że jestem atrakcyjna?
Jego
dłonie zamarły, a cień uśmiechu uniósł jeden kącik ust.
—
Znaczy, ogólnie. Nie konkretnie dla ciebie. Czy jestem atrakcyjna dla mężczyzn?
— Słowa wylewały się z jej ust w niebezpiecznym tempie. — Po prostu dziś rano,
pamiętasz ten poranek. Cóż, to sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać, czy
jestem… atrakcyjna.
—
Zwolnij, Loczku. Wróćmy do początku. Dlaczego pytasz?
Pokręciła
głową.
—
Przepraszam, to głupie. Nie powinnam była pytać.
Przycisnął
dłonie do stołu i podniósł się z krzesła. Powoli obszedł je i podszedł do niej.
—
To nie jest głupie. W rzeczywistości jesteś znana z inteligencji. Ale żeby
odpowiedzieć na twoje pytanie, potrzebuję więcej informacji. Mężczyźni mają
różne gusta i preferencje. A atrakcyjnych może być wiele rzeczy. Pomóż mi
zrozumieć, a odpowiem na każde twoje pytanie.
Jego
głos był niski i uspokajający. Hermiona poczuła się odurzona, spokojniejsza niż
kiedykolwiek, gdy była sama, a jednocześnie rozpromieniona. Jej serce waliło w
piersi, gdy przewidywała, co mógłby o niej powiedzieć.
Przełknęła
ślinę i spróbowała zebrać myśli.
—
Po prostu minęły lata, odkąd byłam z Victorem i McLaggenem, i nikt tak naprawdę
nie patrzył na mnie od tamtej pory. Ron jest tak zauroczony Lavender, a mnie
nigdy nie dotknął. Nigdy nie sprawił, że cokolwiek poczułam. Wiem, że ten
poranek nic nie znaczył, ale czułam coś. Pragnęłam? I to sprawiło, że zaczęłam
się zastanawiać, czy mężczyźni mogą czuć to samo do mnie i czy ja naprawdę mogłabym
ich chcieć.
Pochylił
się, przesuwając swoją piękną twarz ku niej.
—
Pragnęłaś mnie dziś rano, Granger?
Jego
słowa przyprawiły ją o dreszcz. Przez chwilę rozważała skłamanie, ale chciała
od niego informacji, a najlepszym sposobem na uzyskanie rzetelnej odpowiedzi
było zapewnienie sobie rzetelnych danych wejściowych.
—
Eee, tak. Pragnęłam.
Uśmiechnął
się szeroko, odsłaniając idealne zęby. Ten uśmiech nie był ani drwiący, ani
nawet radosny; bardziej przypominał uśmiech mężczyzny, który właśnie rozwiązał wyjątkowo
irytującą zagadkę.
—
Interesujące.
—
Musisz powiedzieć coś więcej. W ogóle nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
Słyszała,
jak błagalnie brzmi, i aż ją skręcało w duchu, ale umierała z ciekawości.
—
Tak, Hermiono. Jesteś bardzo atrakcyjna i podobało mi się dotykanie ciebie dziś
rano. I chociaż wiem, że właśnie powiedziałem, iż niektórzy mężczyźni lubią
różne rzeczy, Weasley jest pieprzonym idiotą, skoro miał szansę i ją zmarnował.
Tak. Cholernie. Zjebał. Że nigdy nie sprawił, żebyś poczuła się dobrze. Chcesz,
żeby ktoś zrobił ci dobrze?
Serce
Hermiony waliło w piersi. Chciała się w nim rozpłynąć, rozkoszować się
świadomością, że jej pragnie, że ktoś jej chce. Ale wiedziała też, że musi
zachować spokój. Musiała zebrać więcej informacji.
—
Możesz to zrobić?
___________
Witajcie :) w tym rozdziale wiele się działo, ale powoli kształtuje się sposób myślenia Hermiony i główny temat tej historii. Mam nadzieję, że w jakiś sposób Was to intryguje. Dajcie znać!
Kolejne rozdziały prawdopodobnie pojawią się w kolejny weekend. Niestety w tygodniu mam wiele innych obowiązków i ciężko jest cokolwiek obiecywać. Także weekend jest pewniejszy. Nie wiem też kiedy pojawi się nowy rozdział „To, co jest między nami”. Moja beta ma mnóstwo rzeczy na głowie, także też proszę o cierpliwość.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)