No dobra, to nie może być przypadek — pomyślała Hermiona.
W
ciągu ostatnich kilku miesięcy zauważyła, że Scorpius Malfoy już na nią nie
patrzył. Nie było to nic wielkiego. Pomijając sposób, w jaki to robił — ostentacyjnie na nią nie patrzył. Na
zajęciach trzymał wzrok na tablicy, nawet odpowiadając na pytania. Robił to celowo, bo co jakiś czas przyłapywała go
na patrzeniu na nią, a on szybko odwracał wzrok w drugą stronę — kontynuując
swoje wysiłki, by na nią nie patrzeć.
Od
początku dzisiejszych zajęć Hermiona przyłapała Scorpiusa na gapieniu się na
nią już cztery razy. Ale zamiast rumieńca, który pojawiał się na jego twarzy,
gdy był w niej zauroczony, jego twarz była przepełniona napięciem. Założyłaby
się o wszystko, że miało to związek z nią i Draco.
Więc on wie.
Próbowała
stłumić uśmiech na twarzy. Tak, to komplikowało sprawę, bo była jego
nauczycielką, a Scorpius bez wątpienia czuł się trochę niezręcznie, ucząc się
od dziewczyny ojca. Ale z drugiej strony, Draco musiał mu powiedzieć.
On traktuje mnie poważnie.
Przypomniała
sobie ich rozmowę sprzed miesiąca, kiedy leżeli w łóżku.
— Więc… tak się zastanawiam. Czy
nadal mamy być „dyskretni”? Powiesz o nas swojemu synowi?
Draco poruszył się i przyciągnął ją
bliżej do siebie.
— Oczywiście, że mu powiem. Ale nie
teraz, jeśli nie masz nic przeciwko.
Hermiona lekko przygryzła dolną
wargę.
— To twój syn. Ty zdecydujesz,
kiedy.
Spojrzał na nią z zaciekawieniem.
— Przeszkadza ci, że on nie wie?
Wzruszyła ramionami.
— Nie wypada mi się wtrącać.
Pocałował ją w ramię.
— To niesprawiedliwe. To twój
związek tak samo jak mój. Oczywiście, że nie chcesz się ukrywać.
Rozpromieniła się.
— Masz rację. Nie lubię się
ukrywać.
Założył luźny kosmyk włosów za jej
ucho i pocałował ją lekko w usta.
— Wolałbym poczekać, aż… ty i ja…
no wiesz.
— Będziemy ze sobą na serio.
Skinął głową.
— Nie to żebym nie miał poważnych
zamiarów. Nie traktuję tego jak przelotną znajomość, Hermiono. Ale potrzebujemy
trochę czasu, żeby się do siebie przyzwyczaić i być parą.
— Rozumiem.
Pocałował ją w policzek.
— Kiedy oboje osiągniemy ten próg,
powiem mu o tym od razu. Obiecuję.
Próbowała
stłumić w sobie chęć piśnięcia z radości.
Anioł-Hermiona:
Nie ma co tak przeżywać. Lepiej skupić
się na zadaniu — edukacji przyszłości czarodziejskiej Brytanii. Scorpius
ewidentnie czuje się nieswojo. Nie pogarszaj sytuacji.
Diabeł-Hermiona:
(drwiąc) Jebać. To. Twój chłopak w końcu
powiedział o tobie swojemu synowi. Chyba nie myślisz, że…
Hermiona
szybko przerwała potok myśli. Nie była „tą dziewczyną”. Była wyluzowaną
dziewczyną, która się wycofała i pozwoliła Draco opowiedzieć synowi o ich
związku na jego własnych warunkach. Ufała mu i to się opłaciło. Nie chciała już
dłużej rozważać, że pewne słowo na sześć liter jest już blisko.
Wyluzuj. Wszystko idzie ku dobremu.
Uśmiechnęła
się. Powiedział Scorpiusowi. To coś
znaczyło.
~*~*~*~*~*~*~*~
Odkąd
Sciorpius uderzył Jamesa Pottera w twarz, zyskał popularność wśród Ślizgonek. W
ciągu dwóch godzin, odkąd usiadł w bibliotece, żeby odrobić pracę domową z
numerologii, nie mniej niż cztery dziewczyny rzuciły mu zalotne spojrzenia lub
uśmiechy. Takie rzeczy były dla niego nowością. Nie interesowała go żadna z
tych, które nagle zdały sobie sprawę z jego istnienia, ale ta uwaga działała
cuda na jego ego — co było pomocne w kontaktach z dziewczyną, którą naprawdę lubił. Rozpaczliwie chciał
napisać sowę do taty i opowiedzieć mu o tym nowym odkryciu, jednak nie mógł się
pozbyć złośliwości, którą czuł z powodu zlekceważenia, gdy tata nie powiedział
mu o swojej nowej zdobyczy.
—
Halo. Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
Scorpius
został wyrwany z zamyślenia.
—
Przepraszam, co powiedziałaś?
Rose
zmarszczyła brwi.
—
Nic.
Nie
była zachwycona małym fanklubem Scorpiusa w kącie biblioteki.
Sciorpius
był zdezorientowany. Wydawała się dziś trochę nieswoja. Co mógł zrobić.
—
Eee… Rose?
—
Co? — bąknęła agresywnym tonem.
—
Coś cię gryzie. Zrobiłam coś nie tak?
Westchnęła.
—
Może po prostu wolałabym, żeby mój partner do nauki był trochę bardziej
skupiony. Jeśli wolisz dołączyć do swoich ślizgońskich fanek, niż uczyć się ze
mną, to chyba powinieneś to zrobić.
Oczy
Scorpiusa się rozszerzyły.
—
O czym ty mówisz?
Prychnęła.
—
Rozumiem. Jesteś teraz popularny. Po co miałbyś spędzać dodatkowy czas na nauce
z Gryfonką?
Jezu Chryste, ona tak na serio?
—
Rose, masz na myśli te ślizgońskie dziwki, które łażą za mną od kilku tygodni? Szczerze mówiąc wolę uczyć się z tobą,
niż spędzać z nimi czas.
Rose
powstrzymała uśmiech, spuszczając głowę, żeby ukryć rumieniec.
—
No dobra.
Scorpius
uśmiechnął się krzywo.
—
Gdybym nie znał sytuacji, powiedziałbym, że jesteś zazdrosna.
Ich
wspólne uczenie się stawało się coraz bardziej zalotnym flirtem w ciągu
ostatnich miesięcy. Czuł się teraz o wiele pewniej w jej towarzystwie. Prawie na tyle pewnie, by zaprosić ją na
kolejny wypad do Hogsmeade, ale chciał się upewnić, że niczego nie przegapił.
Rose
prychnęła.
—
Nie bądź śmieszny.
—
Nie wiem, Weasley. Jesteś trochę zielona. Co, o ile mnie pamięć nie myli,
całkiem nieźle ci pasuje.
Rose
przygryzła wargę, daremnie próbując ukryć uśmiech.
—
Czyli chciałbyś, żebym była zazdrosna?
Scorpius
się zarumienił. Powiedz to. Zrób to dla
Albusa, Simona, dla każdego faceta, który kiedykolwiek stracił mowę w obecności
dziewczyny, która mu się podobała.
—
Może.
Punkt dla Scorpiusa Malfoya. Jesteś
bogiem wśród mężczyzn!
Rose
się uśmiechnęła.
—
To ślizgoński sposób, żeby mi powiedzieć, że mnie lubisz?
Scorpius
przełknął ślinę. Jak mógłbym wyrazić to jaśniej?
Powiedziałem „może”, prawda? Otworzył usta, żeby jej odpowiedzieć, gdy
papierowy samolocik przeleciał mu koło ucha i gładko wylądował przed nim.
Otwórz mnie głosił napis.
Rose
przewróciła oczami.
—
Serio? Założę się, że to od twoich fanek.
Scorpius
zachichotał, widząc, jaka jest słodka, gdy jest zazdrosna, otwierając samolot.
Jego dobry humor prysł, gdy zobaczył, co w nim było.
To
był niezwykle sprośny rysunek profesor Granger, która robiła bardzo niegrzeczne rzeczy jego ojcu.
Scorpius
zgniótł kartkę w pięści i gwałtownie odwrócił głowę, szukając sprawcy. Jego
wzrok padł na Jamesa Pottera, którzy szydził z niego i przybił kilka piątek z
kilkoma bardziej bezmyślnymi członkami jego świty.
—
Ty gryfońska szumowino — mruknął Scorpius.
—
Co?
—
Nie, Rose, nie chodzi o ciebie. Tylko
o Jamesa Pottera. — Zmrużył oczy, obserwując bruneta wychodzącego z biblioteki.
— Zaraz wracam.
—
Scorpiusie, nie! Wpadniesz w kłopoty.
Już
wstał i ruszył do wyjścia. Szybko dogonił Gryfonów. Nie była to
najrozsądniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobił, ale był zbyt wściekły, żeby
się tym przejmować.
—
Myślisz, że jesteś zabawny?
Rzucił
rysunkiem w Jamesa.
—
Nie podoba ci się mój rysunek, Malfoy? Czuję się zraniony.
Jeden
z kumpli Jamesa pochylił się.
—
Chcesz, żebyśmy dali mu lekcję sztuki?
Ten
zachichotał.
—
Wracajcie do Pokoju Wspólnego. Sam dam sobie radę z tym bezzębnym zaskrońcem.
Scorpius
się wściekł.
—
Z czym masz problem? Czemu zawsze
jesteś takim palantem?
—
Może po prostu ci nie ufam i takim jak ty, Malfoy. Nie obchodzi mnie, co mówią
ludzie, tacy jak twój tata nie zasługują na to, by oddychać tym samym
powietrzem, co reszta z nas.
Scorpius
niebezpiecznie zmrużył oczy.
—
Mówiłem ci już, żebyś nie czepiał się mojej rodziny.
James
prychnął.
—
Myślałem, że masz słabość do profesor Granger. Nie jesteś choć trochę wkurzony,
że się zakradł i ją uwiódł? — zachichotał.
Scorpius
się zarumienił. Potter z pewnością wiedział, gdzie zadać cios. Scorpius nie był
pewien, skąd dowiedział się o jego zauroczeniu profesor Granger, ale założyłby
się, że wszyscy już wiedzieli.
—
Powinieneś zobaczyć swoją minę, Malfoy. Żałosne.
Twój tata może i jest Śmierciożercą, ale przynajmniej wie, jak dostać to, czego
chce. A ty? Nie potrafisz nawet zaprosić mojej kuzynki na jebaną randkę, skoro ewidentnie z jakiegoś głupiego powodu jej się podobasz.
Co ty mówisz? Scorpius się tego nie spodziewał. Nie chodziło
tylko o to, że Potter go drażnił. Tylko o to, że ten dupek ma rację. Kurwa. Nienawidził tego. Wolał myśleć o
Jamesie Potterze jak o mięśniaku, który ledwo potrafi zawiązać buty.
—
O co chodzi, Malfoy? Trafiłem w czuły punkt? — Zaśmiał się. — Chcesz mnie znowu
uderzyć, słoneczko? No dalej. Tym razem nie będziesz mógł po prostu zwiać.
Odepchnął
go.
—
Nie dotykaj mnie, kurwa — odgryzł się
Scorpius.
—
Co zamierzasz z tym zrobić? Jesteś za bardzo mięczakiem, żeby mnie uderzyć bez
wsparcia mojego brata?
Scorpius
wiedział, że on chciał go tylko sprowokować, żeby wdać się w bójkę i móc
twierdzić, że bronił się w samoobronie. Nie chciał mu na to pozwolić. Odwrócił się
i poszedł z powrotem do biblioteki.
—
Hej, Malfoy?
Odwrócił
się, by zobaczyć, jak pięść Jamesa Pottera uderza go prosto w oko.
Na
Merlina, to bolało, ale co ważniejsze, coś w nim obudziło. Rzucił się na
starszego chłopaka i powalił ich obu na ziemię.
Scorpius
miotał się i zadawał ciosy na oślep, czasem trafiając. Adrenalina krążyła w
jego ciele i ledwo zdawał sobie sprawę, że James też zadał mu kilka mocnych ciosów.
—
Co to ma znaczyć? Natychmiast
wstańcie z podłogi!
To
była profesor Granger.
James
spojrzał na swoją matkę chrzestną, przybierając niewinny ton.
—
Ciociu Hermiono, dzięki Merlinowi, że tu jesteś. Ten Ślizgon próbował…
—
Chyba nie sądzisz, że uwierzyłabym, że pan Malfoy to zaczął, Jamesie Syriuszu
Potterze. Nie jestem tak naiwna jak twoja matka. — Spojrzała gniewnie na dwóch
nastoletnich chłopców. — Nie potrafię teraz myśleć na tyle jasno, żeby obliczyć
ile punktów domów stracicie za to. Nie wspominając o niezwykle pomysłowych szlabanach, na które mam ochotę pozwolić
Flichowi wymyślić dla was obu. Na razie chodźcie za mną do mojego gabinetu, a
ja wyślę sowę do waszych ojców. — Zauważyła kartkę papieru na podłodze obok
miejsca, gdzie dwaj chłopcy jeszcze chwilę temu się kłócili. — Co to jest?
Scorpius
jęknął, gdy profesor Granger otworzyła kartkę, żeby znaleźć rysunek.
Jej
oczy się rozszerzyły, a na twarzy pojawił się rumieniec. Odchrząknęła i
spojrzała Scorpiusowi w oczy.
—
Narysowałeś to?
Pokręcił
głową.
—
Nie, pani profesor. Przysięgam, że to nie ja.
Wtrącił
się James.
—
Oczywiście, że kłamie. Jest chory, ciociu Hermiono. I uderzył mnie,
gdy powiedziałem mu, że nie powinien…
—
Więc to ty to narysowałeś? — Oczywiście,
że tak. Ten rysunek jest niegrzeczny i ordynarny, i oczywiście miała zamiar
spróbować tego samego z Draco, ale i tak
gówniarz był bezczelny. — Dlaczego?
Co cię opętało, żeby narysować tak prymitywne przedstawienie mnie i ojca pana
Malfoya?
James
milczał. Wpatrywał się w punkt na podłodze, odpowiadając ściszonym głosem:
—
Tylko się z nim drażniłem, ciociu Hermiono. Nie miałem nic złego na myśli.
Odwróciła
się do Scorpiusa, który po raz kolejny ostentacyjnie unikał jej wzroku.
—
Chodźcie ze mną.
James
obrócił się, by się uśmiechnąć do Scorpiusa, gdy szli za nią. Zrobił Dziubek.
—
Nie martw się, Malfoy. Jestem pewien, że tatuś znajdzie sposób, żeby anulowała
twoją karę.
Scorpius
spiorunował go wzrokiem. Po prostu zajebiście.
~*~*~*~*~*~*~*~
Drzwi
do gabinetu Hermiony otworzyły się z hukiem i wparował do środka wściekły Draco
Malfoy.
—
Gdzie on jest?
Scorpius
odwrócił się i zobaczył ojca z wyrazem twarzy, którego nigdy wcześniej nie
widział. Czy naprawdę nigdy wcześniej nie widział gniewu ojca skierowanego w
jego stronę? Dodaj to do listy pierwszych razów.
—
Więc teraz wdajesz się w bójki? Co jest z
tobą nie tak? To nie ty!
Scorpius
nie patrzył na niego.
—
Tak. Ja wdaję się w bójki, a ty masz sekrety.
Draco
uniósł brew i zerknął na Hermionę na ułamek sekundy. To wystarczyło.
—
Wiedziałem — mruknął Scorpius pod nosem.
Drzwi
się ponownie otworzyły i wszedł Harry Potter ubrany w pełny strój Aurora.
Wyglądał dość groźnie, gdy spojrzał na najstarszego syna.
—
Co ty sobie, kurwa, myślałeś? —
Uderzył go w tył głowy. — Ty to zacząłeś, prawda?
James
otworzył usta z niedowierzaniem.
—
Dlaczego wszyscy zakładają, że to ja to zacząłem? To cholerny Ślizgon!
Harry
przewrócił oczami i ponownie uderzył syna w tył głowy.
—
Ała!
—
Nie jesteś idiotą, więc przestań tak się zachowywać. A jeśli jeszcze raz
usłyszę, że znęcasz się nad Scorpiusem, przysięgam na wszystko, co święte, wydziedziczę cię.
—
Ja nie…
Kolejne
uderzenie.
—
Ała!
—
Dlaczego zakładam, że mimo wszystko
jesteś idiotą? Naprawdę nie powinieneś tak się zachowywać. To by ci bardzo
ułatwiło życie. — Odwrócił się do Hermiony. — Czy mój syn to zaczął?
Skinęła
głową.
Harry
prychnął szyderczo na syna i ponownie uderzył go w tył głowy.
—
Ała, tato, przestań.
—
Najpierw ty. Przestań zachowywać się tak, jakbyś wychował się wśród wilków, a ja przestanę wbijać ci trochę rozumu do
tego tępego łba.
Draco
pokręcił głową.
—
Potter, nie musisz udawać, że mój syn brał w tym udział wbrew swojej woli. Jest
tak samo odpowiedzialny.
Scorpius
przewrócił oczami.
—
Mówisz tak tylko dlatego, że w moim wieku
to ty znęcałeś się nad ludźmi z
powodu ich zmarłych rodziców i wszczynałeś bójki.
Draco
był zaskoczony.
—
Scorp, byłem idiotą w swoim wieku. Ty nie. Ty
taki nie jesteś.
—
A może jestem? Nie wiem. Może ci się tylko
wydawało, że mnie znasz. Bo najwyraźniej na to wygląda. — Złapał rysunek z
biurka Hermiony i wcisnął go ojcu w ręce. — Wszyscy
wiedzą, tato. Wiem, że uważasz się za sprytnego, ale kiepsko ukryłeś fakt, że
pieprzysz się z moją nauczycielką.
Troje
dorosłych w pokoju się zarumieniło i odwróciło wzrok. Kątem oka Harry dostrzegł
uśmieszek Jamesa i ponownie wykorzystał okazję, żeby uderzyć syna w tył głowy.
—
Ała!
—
Narysowałeś to?
James
skinął głową.
Harry
pokręcił głową.
—
Przysięgam na Boga, gdyby istniała wojskowa wersja Hogwartu, James, wysłałby
cię tam bez wahania.
Draco
zgniótł rysunek w dłoniach i westchnął głęboko.
—
Nigdy cię nie okłamałem, Scorpiusie. Profesor Granger i ja dopiero zaczynaliśmy
się spotykać, kiedy o to zapytałeś, więc technicznie
rzecz biorąc…
—
Nie rób tego! To ślizgońskie pierdolenie, którego używasz wobec wszystkich
innych, na mnie nie zadziała! Skłamałeś,
tato. Powinieneś był mi powiedzieć.
Po
czym Scorpius wybiegł z gabinetu.
Harry
stał tam, trzymając Jamesa za kark. Zmrużył oczy i odprowadził ich obu do
wyjścia.
—
Zamierzam tylko… — jego głos przycichł — doprowadzić do pionu mojego syna.
Zniknęli,
zostawiając Draco i Hermionę samych.
Draco
westchnął i uszczypnął nasadę nosa.
—
Hermiono, tak mi przykro, że musiałaś
to widzieć.
Hermiona,
która milczała przez cały czas, odzyskała głos. Wydobył się drżąco z jej ust.
—
Dlaczego mu nie powiedziałeś?
Spojrzał
na nią pytająco.
—
Rozmawialiśmy już o tym. Scorpius nie dałby rady…
—
Mam dość tego, że wszyscy lekceważą
tego dzieciaka. To najbardziej dojrzały trzynastolatek, jakiego spotkałam w
życiu, nie licząc mnie w tym wieku. Poradziłby sobie. Powinieneś był mu
powiedzieć.
Draco
jęknął.
—
Naprawdę cię to zdenerwowało?
—
Tak, bo mówisz synowi wszystko, ale
zapomniałeś wspomnieć, że masz dziewczynę. A on najwyraźniej wiedział o tym
przez cały czas.
Draco
prychnął.
—
James Potter naprawdę jest dupkiem. I okropnym artystą. Ten obrazek w ogóle nie
oddaje mojego piękna.
Hermiona
rzuciła mu kąśliwe spojrzenie.
—
Nie bądź słodki. Jestem na ciebie zła.
Nie
mógł stłumić oburzenia w głosie.
—
Dlaczego?
—
Serio, Draco? Założyłam, że powiedziałeś mu o nas jakiś czas temu —
przynajmniej kiedy byliśmy już oficjalnie razem. Od jakiegoś czasu dziwnie mnie
traktuje. Domyśliłam się, że to dlatego, że wiedział. I wiesz co? Miałam rację! Po prostu myślałam, że uznasz tę
relację za wystarczająco ważną, żeby wspomnieć o niej swojemu synowi.
—
Oczywiście, że jest ważna.
—
Najwyraźniej nie.
—
Hermiono, jak możesz tak mówić? Zaprosiłem cię do siebie. Nigdy nie robiłem tego z żadną inną czarownicą poza
Astorią. Oczywiście, że traktuję nas
poważnie.
Hermiona
prychnęła i ruszyła w stronę drzwi.
—
Co ty robisz? Nie skończyliśmy rozmawiać.
—
Serio?
Poszedł
za nią na korytarz.
—
Hermiono, nie odchodź ode mnie.
—
Zostaw mnie w spokoju, Draco.
—
Hermiono…
Dotknął
jej ramienia.
—
Nie. Jesteśmy razem prawie dwa
miesiące. To jest moment, w którym ludzie podejmują decyzję. Czy po prostu się
dobrze bawią, czy widzą, że to na serio.
—
Zgadzam się, Hermiono. I to jest na serio. Myślę o tobie na poważnie.
Zmiękła.
—
Spójrz na to z mojej perspektywy. Wiedziałam, wchodząc w to, że Scorpius jest
najważniejszą osobą w twoim życiu. Nie jestem jędzą, więc oczywiście uważam, że
to jest wspaniała relacja. Ale po dwóch miesiącach najważniejsza osoba w życiu
mojego chłopaka nic o mnie nie wie. Jak mam na to zareagować?
Draco
westchnął. Miała rację. Całkowicie schrzanił
sprawę. Teraz nie tylko jego syn był na niego zły, ale też kobieta, którą…
—
Draco. — Wyglądała na zbolałą. — Nie jestem pewna, czy naprawdę to
przemyślałeś.
Jego
serce na chwilę przestało bić.
—
Co ty robisz?
—
Mówię tylko, że najwyraźniej nie jesteś aż tak gotowy na prawdziwy związek, jak
ci się wydawało.
Draco
stał z otwartymi ustami.
—
Naprawdę próbujesz przez to ze mną zerwać?
Nie. Nie pozwolę ci.
Westchnęła.
—
Gdybym chciała to zrobić, nie jestem pewna, czy miałbyś coś do powiedzenia w
tej sprawie.
—
Tak, oczywiście, że chcę coś
powiedzieć. Jesteśmy bardzo daleko od
zerwania, Hermiono. Walczę o ciebie.
—
Skoro chcesz o mnie walczyć, dlaczego mnie ukrywasz? Wierzyłam, że powiesz mu w
swoim czasie i na swój sposób. Ale po prostu tego nie zrobiłeś.
—
Dlaczego to cię tak dręczy?
Westchnęła,
przypominając sobie jego obietnicę. Kiedy
oboje osiągniemy ten próg, powiem mu o tym od razu. Obiecuję.
No
i stało się. Nie traktował jej poważnie. Nie chciała być nachalna, ale wierzyła,
że po dwóch miesiącach Draco wiedział, na czym stoją.
—
Kiedyś powiedziałeś mi, że powiesz Scorpiusowi, kiedy będziemy myśleć o sobie
na poważnie. Założyłam, że gdy twój syn zaczął się dziwnie zachowywać przy mnie
na zajęciach, to znaczyło, że mu powiedziałeś. I chyba po prostu… jestem
rozczarowana.
Draco
czuł się wtedy tak mały, jakby miał jakieś osiem centymetrów wzrostu. Jak mógł
jej to wytłumaczyć?
—
Hermiono, nasz związek jest świeży. Nie chciałem go komplikować, zanim nie
będziemy gotowi.
—
Więc traktowałeś nasz związek tak
samo, jak traktowałeś swojego syna. Próbowałeś nas „chronić”, dopóki nie
będziemy gotowi? Wiadomość z ostatniej chwili, Draco. Jestem dorosłą kobietą.
Nie będę się denerwować i uciekać przy pierwszym konflikcie, bo naprawdę wiem,
na czym stoisz. Zależy mi na tobie.
—
Schrzaniłem, jasne? Wiem o tym. Ale czy to, że martwiłem się o zniszczenie
naszego związku, nie pokazuje, że mi zależy? To było oczywiście nieuzasadnione…
—
Draco… przerwę ci. Po prostu daj sobie kilka dni. Pomyśl, czego naprawdę
chcesz.
—
Nie potrzebuję kilku dni. Już teraz
wiem, czego pragnę.
—
Draco, wykorzystaj te cholerne dni. Doceń moją hojność. — Odwróciła się, by iść
do swojego pokoju. Jej zmysły Aurora były wyostrzone i kiedy ruszył za nią,
warknęła: — Wykorzystaj. Te. Cholerne.
Dni. Draco.
Został
na środku korytarza, gapiąc się na oddalającą się jej sylwetkę. Na szczęście
nie było w pobliżu dzieci. Tylko pani Pomfrey szła do schowka z zapasami
eliksirów po więcej korzenia waleriany.
—
KURWA! — Draco pierwszy raz w swoim
życiu wymierzył cios w ścianę. — KURWA!
— krzyknął, pocierając złamane kostki dłoni.
Pani
Pomfrey przewróciła oczami.
—
Dosyć tego. Idę na emeryturę.
___________________
Witajcie :) no i trochę się skomplikowało, ale spokojnie wszystko się niedługo wyjaśni. Zostały cztery rozdziały do końca, więc cierpliwie czekajcie na happy end. Dajcie znać jak wrażenia po rozdziale.
Kolejne rozdziały zostaną opublikowane w tym tygodniu. Myślę, że koło weekendu. Trzymajcie kciuki, żeby plan wypalił.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia. Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)