niedziela, 24 sierpnia 2025

[T] Hot for Teacher: Kłótnie

 

No dobra, to nie może być przypadek — pomyślała Hermiona.

W ciągu ostatnich kilku miesięcy zauważyła, że Scorpius Malfoy już na nią nie patrzył. Nie było to nic wielkiego. Pomijając sposób, w jaki to robił — ostentacyjnie na nią nie patrzył. Na zajęciach trzymał wzrok na tablicy, nawet odpowiadając na pytania. Robił to celowo, bo co jakiś czas przyłapywała go na patrzeniu na nią, a on szybko odwracał wzrok w drugą stronę — kontynuując swoje wysiłki, by na nią nie patrzeć.

Od początku dzisiejszych zajęć Hermiona przyłapała Scorpiusa na gapieniu się na nią już cztery razy. Ale zamiast rumieńca, który pojawiał się na jego twarzy, gdy był w niej zauroczony, jego twarz była przepełniona napięciem. Założyłaby się o wszystko, że miało to związek z nią i Draco.

Więc on wie.

Próbowała stłumić uśmiech na twarzy. Tak, to komplikowało sprawę, bo była jego nauczycielką, a Scorpius bez wątpienia czuł się trochę niezręcznie, ucząc się od dziewczyny ojca. Ale z drugiej strony, Draco musiał mu powiedzieć.

On traktuje mnie poważnie.

Przypomniała sobie ich rozmowę sprzed miesiąca, kiedy leżeli w łóżku.

 

— Więc… tak się zastanawiam. Czy nadal mamy być „dyskretni”? Powiesz o nas swojemu synowi?

Draco poruszył się i przyciągnął ją bliżej do siebie.

— Oczywiście, że mu powiem. Ale nie teraz, jeśli nie masz nic przeciwko.

Hermiona lekko przygryzła dolną wargę.

— To twój syn. Ty zdecydujesz, kiedy.

Spojrzał na nią z zaciekawieniem.

— Przeszkadza ci, że on nie wie?

Wzruszyła ramionami.

— Nie wypada mi się wtrącać.

Pocałował ją w ramię.

— To niesprawiedliwe. To twój związek tak samo jak mój. Oczywiście, że nie chcesz się ukrywać.

Rozpromieniła się.

— Masz rację. Nie lubię się ukrywać.

Założył luźny kosmyk włosów za jej ucho i pocałował ją lekko w usta.

— Wolałbym poczekać, aż… ty i ja… no wiesz.

— Będziemy ze sobą na serio.

Skinął głową.

— Nie to żebym nie miał poważnych zamiarów. Nie traktuję tego jak przelotną znajomość, Hermiono. Ale potrzebujemy trochę czasu, żeby się do siebie przyzwyczaić i być parą.

— Rozumiem.

Pocałował ją w policzek.

— Kiedy oboje osiągniemy ten próg, powiem mu o tym od razu. Obiecuję.

 

Próbowała stłumić w sobie chęć piśnięcia z radości.

Anioł-Hermiona: Nie ma co tak przeżywać. Lepiej skupić się na zadaniu — edukacji przyszłości czarodziejskiej Brytanii. Scorpius ewidentnie czuje się nieswojo. Nie pogarszaj sytuacji.

Diabeł-Hermiona: (drwiąc) Jebać. To. Twój chłopak w końcu powiedział o tobie swojemu synowi. Chyba nie myślisz, że…

Hermiona szybko przerwała potok myśli. Nie była „tą dziewczyną”. Była wyluzowaną dziewczyną, która się wycofała i pozwoliła Draco opowiedzieć synowi o ich związku na jego własnych warunkach. Ufała mu i to się opłaciło. Nie chciała już dłużej rozważać, że pewne słowo na sześć liter jest już blisko.

Wyluzuj. Wszystko idzie ku dobremu.

Uśmiechnęła się. Powiedział Scorpiusowi. To coś znaczyło.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Odkąd Sciorpius uderzył Jamesa Pottera w twarz, zyskał popularność wśród Ślizgonek. W ciągu dwóch godzin, odkąd usiadł w bibliotece, żeby odrobić pracę domową z numerologii, nie mniej niż cztery dziewczyny rzuciły mu zalotne spojrzenia lub uśmiechy. Takie rzeczy były dla niego nowością. Nie interesowała go żadna z tych, które nagle zdały sobie sprawę z jego istnienia, ale ta uwaga działała cuda na jego ego — co było pomocne w kontaktach z dziewczyną, którą naprawdę lubił. Rozpaczliwie chciał napisać sowę do taty i opowiedzieć mu o tym nowym odkryciu, jednak nie mógł się pozbyć złośliwości, którą czuł z powodu zlekceważenia, gdy tata nie powiedział mu o swojej nowej zdobyczy.

Halo. Czy ty mnie w ogóle słuchasz?

Scorpius został wyrwany z zamyślenia.

— Przepraszam, co powiedziałaś?

Rose zmarszczyła brwi.

— Nic.

Nie była zachwycona małym fanklubem Scorpiusa w kącie biblioteki.

Sciorpius był zdezorientowany. Wydawała się dziś trochę nieswoja. Co mógł zrobić.

— Eee… Rose?

— Co? — bąknęła agresywnym tonem.

— Coś cię gryzie. Zrobiłam coś nie tak?

Westchnęła.

— Może po prostu wolałabym, żeby mój partner do nauki był trochę bardziej skupiony. Jeśli wolisz dołączyć do swoich ślizgońskich fanek, niż uczyć się ze mną, to chyba powinieneś to zrobić.

Oczy Scorpiusa się rozszerzyły.

— O czym ty mówisz?

Prychnęła.

— Rozumiem. Jesteś teraz popularny. Po co miałbyś spędzać dodatkowy czas na nauce z Gryfonką?

Jezu Chryste, ona tak na serio?

— Rose, masz na myśli te ślizgońskie dziwki, które łażą za mną od kilku tygodni? Szczerze mówiąc wolę uczyć się z tobą, niż spędzać z nimi czas.

Rose powstrzymała uśmiech, spuszczając głowę, żeby ukryć rumieniec.

— No dobra.

Scorpius uśmiechnął się krzywo.

— Gdybym nie znał sytuacji, powiedziałbym, że jesteś zazdrosna.

Ich wspólne uczenie się stawało się coraz bardziej zalotnym flirtem w ciągu ostatnich miesięcy. Czuł się teraz o wiele pewniej w jej towarzystwie. Prawie na tyle pewnie, by zaprosić ją na kolejny wypad do Hogsmeade, ale chciał się upewnić, że niczego nie przegapił.

Rose prychnęła.

— Nie bądź śmieszny.

— Nie wiem, Weasley. Jesteś trochę zielona. Co, o ile mnie pamięć nie myli, całkiem nieźle ci pasuje.

Rose przygryzła wargę, daremnie próbując ukryć uśmiech.

— Czyli chciałbyś, żebym była zazdrosna?

Scorpius się zarumienił. Powiedz to. Zrób to dla Albusa, Simona, dla każdego faceta, który kiedykolwiek stracił mowę w obecności dziewczyny, która mu się podobała.

— Może.

Punkt dla Scorpiusa Malfoya. Jesteś bogiem wśród mężczyzn!

Rose się uśmiechnęła.

— To ślizgoński sposób, żeby mi powiedzieć, że mnie lubisz?

Scorpius przełknął ślinę. Jak mógłbym wyrazić to jaśniej? Powiedziałem „może”, prawda? Otworzył usta, żeby jej odpowiedzieć, gdy papierowy samolocik przeleciał mu koło ucha i gładko wylądował przed nim.

Otwórz mnie głosił napis.

Rose przewróciła oczami.

— Serio? Założę się, że to od twoich fanek.

Scorpius zachichotał, widząc, jaka jest słodka, gdy jest zazdrosna, otwierając samolot. Jego dobry humor prysł, gdy zobaczył, co w nim było.

To był niezwykle sprośny rysunek profesor Granger, która robiła bardzo niegrzeczne rzeczy jego ojcu.

Scorpius zgniótł kartkę w pięści i gwałtownie odwrócił głowę, szukając sprawcy. Jego wzrok padł na Jamesa Pottera, którzy szydził z niego i przybił kilka piątek z kilkoma bardziej bezmyślnymi członkami jego świty.

— Ty gryfońska szumowino — mruknął Scorpius.

— Co?

Nie, Rose, nie chodzi o ciebie. Tylko o Jamesa Pottera. — Zmrużył oczy, obserwując bruneta wychodzącego z biblioteki. — Zaraz wracam.

— Scorpiusie, nie! Wpadniesz w kłopoty.

Już wstał i ruszył do wyjścia. Szybko dogonił Gryfonów. Nie była to najrozsądniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobił, ale był zbyt wściekły, żeby się tym przejmować.

— Myślisz, że jesteś zabawny?

Rzucił rysunkiem w Jamesa.

— Nie podoba ci się mój rysunek, Malfoy? Czuję się zraniony.

Jeden z kumpli Jamesa pochylił się.

— Chcesz, żebyśmy dali mu lekcję sztuki?

Ten zachichotał.

— Wracajcie do Pokoju Wspólnego. Sam dam sobie radę z tym bezzębnym zaskrońcem.

Scorpius się wściekł.

— Z czym masz problem? Czemu zawsze jesteś takim palantem?

— Może po prostu ci nie ufam i takim jak ty, Malfoy. Nie obchodzi mnie, co mówią ludzie, tacy jak twój tata nie zasługują na to, by oddychać tym samym powietrzem, co reszta z nas.

Scorpius niebezpiecznie zmrużył oczy.

— Mówiłem ci już, żebyś nie czepiał się mojej rodziny.

James prychnął.

— Myślałem, że masz słabość do profesor Granger. Nie jesteś choć trochę wkurzony, że się zakradł i ją uwiódł? — zachichotał.

Scorpius się zarumienił. Potter z pewnością wiedział, gdzie zadać cios. Scorpius nie był pewien, skąd dowiedział się o jego zauroczeniu profesor Granger, ale założyłby się, że wszyscy już wiedzieli.

— Powinieneś zobaczyć swoją minę, Malfoy. Żałosne. Twój tata może i jest Śmierciożercą, ale przynajmniej wie, jak dostać to, czego chce. A ty? Nie potrafisz nawet zaprosić mojej kuzynki na jebaną randkę, skoro ewidentnie z jakiegoś głupiego powodu jej się podobasz.

Co ty mówisz? Scorpius się tego nie spodziewał. Nie chodziło tylko o to, że Potter go drażnił. Tylko o to, że ten dupek ma rację. Kurwa. Nienawidził tego. Wolał myśleć o Jamesie Potterze jak o mięśniaku, który ledwo potrafi zawiązać buty.

— O co chodzi, Malfoy? Trafiłem w czuły punkt? — Zaśmiał się. — Chcesz mnie znowu uderzyć, słoneczko? No dalej. Tym razem nie będziesz mógł po prostu zwiać.

Odepchnął go.

— Nie dotykaj mnie, kurwa — odgryzł się Scorpius.

— Co zamierzasz z tym zrobić? Jesteś za bardzo mięczakiem, żeby mnie uderzyć bez wsparcia mojego brata?

Scorpius wiedział, że on chciał go tylko sprowokować, żeby wdać się w bójkę i móc twierdzić, że bronił się w samoobronie. Nie chciał mu na to pozwolić. Odwrócił się i poszedł z powrotem do biblioteki.

— Hej, Malfoy?

Odwrócił się, by zobaczyć, jak pięść Jamesa Pottera uderza go prosto w oko.

Na Merlina, to bolało, ale co ważniejsze, coś w nim obudziło. Rzucił się na starszego chłopaka i powalił ich obu na ziemię.

Scorpius miotał się i zadawał ciosy na oślep, czasem trafiając. Adrenalina krążyła w jego ciele i ledwo zdawał sobie sprawę, że James też zadał mu kilka mocnych ciosów.

— Co to ma znaczyć? Natychmiast wstańcie z podłogi!

To była profesor Granger.

James spojrzał na swoją matkę chrzestną, przybierając niewinny ton.

— Ciociu Hermiono, dzięki Merlinowi, że tu jesteś. Ten Ślizgon próbował…

— Chyba nie sądzisz, że uwierzyłabym, że pan Malfoy to zaczął, Jamesie Syriuszu Potterze. Nie jestem tak naiwna jak twoja matka. — Spojrzała gniewnie na dwóch nastoletnich chłopców. — Nie potrafię teraz myśleć na tyle jasno, żeby obliczyć ile punktów domów stracicie za to. Nie wspominając o niezwykle pomysłowych szlabanach, na które mam ochotę pozwolić Flichowi wymyślić dla was obu. Na razie chodźcie za mną do mojego gabinetu, a ja wyślę sowę do waszych ojców. — Zauważyła kartkę papieru na podłodze obok miejsca, gdzie dwaj chłopcy jeszcze chwilę temu się kłócili. — Co to jest?

Scorpius jęknął, gdy profesor Granger otworzyła kartkę, żeby znaleźć rysunek.

Jej oczy się rozszerzyły, a na twarzy pojawił się rumieniec. Odchrząknęła i spojrzała Scorpiusowi w oczy.

— Narysowałeś to?

Pokręcił głową.

Nie, pani profesor. Przysięgam, że to nie ja.

Wtrącił się James.

— Oczywiście, że kłamie. Jest chory, ciociu Hermiono. I uderzył mnie, gdy powiedziałem mu, że nie powinien…

Więc to ty to narysowałeś? — Oczywiście, że tak. Ten rysunek jest niegrzeczny i ordynarny, i oczywiście miała zamiar spróbować tego samego z Draco, ale i tak gówniarz był bezczelny. — Dlaczego? Co cię opętało, żeby narysować tak prymitywne przedstawienie mnie i ojca pana Malfoya?

James milczał. Wpatrywał się w punkt na podłodze, odpowiadając ściszonym głosem:

— Tylko się z nim drażniłem, ciociu Hermiono. Nie miałem nic złego na myśli.

Odwróciła się do Scorpiusa, który po raz kolejny ostentacyjnie unikał jej wzroku.

— Chodźcie ze mną.

James obrócił się, by się uśmiechnąć do Scorpiusa, gdy szli za nią. Zrobił Dziubek.

— Nie martw się, Malfoy. Jestem pewien, że tatuś znajdzie sposób, żeby anulowała twoją karę.

Scorpius spiorunował go wzrokiem. Po prostu zajebiście.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Drzwi do gabinetu Hermiony otworzyły się z hukiem i wparował do środka wściekły Draco Malfoy.

Gdzie on jest?

Scorpius odwrócił się i zobaczył ojca z wyrazem twarzy, którego nigdy wcześniej nie widział. Czy naprawdę nigdy wcześniej nie widział gniewu ojca skierowanego w jego stronę? Dodaj to do listy pierwszych razów.

— Więc teraz wdajesz się w bójki? Co jest z tobą nie tak? To nie ty!

Scorpius nie patrzył na niego.

— Tak. Ja wdaję się w bójki, a ty masz sekrety.

Draco uniósł brew i zerknął na Hermionę na ułamek sekundy. To wystarczyło.

— Wiedziałem — mruknął Scorpius pod nosem.

Drzwi się ponownie otworzyły i wszedł Harry Potter ubrany w pełny strój Aurora. Wyglądał dość groźnie, gdy spojrzał na najstarszego syna.

— Co ty sobie, kurwa, myślałeś? — Uderzył go w tył głowy. — Ty to zacząłeś, prawda?

James otworzył usta z niedowierzaniem.

— Dlaczego wszyscy zakładają, że to ja to zacząłem? To cholerny Ślizgon!

Harry przewrócił oczami i ponownie uderzył syna w tył głowy.

Ała!

— Nie jesteś idiotą, więc przestań tak się zachowywać. A jeśli jeszcze raz usłyszę, że znęcasz się nad Scorpiusem, przysięgam na wszystko, co święte, wydziedziczę cię.

Ja nie…

Kolejne uderzenie.

Ała!

Dlaczego zakładam, że mimo wszystko jesteś idiotą? Naprawdę nie powinieneś tak się zachowywać. To by ci bardzo ułatwiło życie. — Odwrócił się do Hermiony. — Czy mój syn to zaczął?

Skinęła głową.

Harry prychnął szyderczo na syna i ponownie uderzył go w tył głowy.

Ała, tato, przestań.

— Najpierw ty. Przestań zachowywać się tak, jakbyś wychował się wśród wilków, a ja przestanę wbijać ci trochę rozumu do tego tępego łba.

Draco pokręcił głową.

— Potter, nie musisz udawać, że mój syn brał w tym udział wbrew swojej woli. Jest tak samo odpowiedzialny.

Scorpius przewrócił oczami.

— Mówisz tak tylko dlatego, że w moim wieku to ty znęcałeś się nad ludźmi z powodu ich zmarłych rodziców i wszczynałeś bójki.

Draco był zaskoczony.

— Scorp, byłem idiotą w swoim wieku. Ty nie. Ty taki nie jesteś.

— A może jestem? Nie wiem. Może ci się tylko wydawało, że mnie znasz. Bo najwyraźniej na to wygląda. — Złapał rysunek z biurka Hermiony i wcisnął go ojcu w ręce. — Wszyscy wiedzą, tato. Wiem, że uważasz się za sprytnego, ale kiepsko ukryłeś fakt, że pieprzysz się z moją nauczycielką.

Troje dorosłych w pokoju się zarumieniło i odwróciło wzrok. Kątem oka Harry dostrzegł uśmieszek Jamesa i ponownie wykorzystał okazję, żeby uderzyć syna w tył głowy.

Ała!

— Narysowałeś to?

James skinął głową.

Harry pokręcił głową.

— Przysięgam na Boga, gdyby istniała wojskowa wersja Hogwartu, James, wysłałby cię tam bez wahania.

Draco zgniótł rysunek w dłoniach i westchnął głęboko.

— Nigdy cię nie okłamałem, Scorpiusie. Profesor Granger i ja dopiero zaczynaliśmy się spotykać, kiedy o to zapytałeś, więc technicznie rzecz biorąc

— Nie rób tego! To ślizgońskie pierdolenie, którego używasz wobec wszystkich innych, na mnie nie zadziała! Skłamałeś, tato. Powinieneś był mi powiedzieć.

Po czym Scorpius wybiegł z gabinetu.

Harry stał tam, trzymając Jamesa za kark. Zmrużył oczy i odprowadził ich obu do wyjścia.

— Zamierzam tylko… — jego głos przycichł — doprowadzić do pionu mojego syna.

Zniknęli, zostawiając Draco i Hermionę samych.

Draco westchnął i uszczypnął nasadę nosa.

— Hermiono, tak mi przykro, że musiałaś to widzieć.

Hermiona, która milczała przez cały czas, odzyskała głos. Wydobył się drżąco z jej ust.

— Dlaczego mu nie powiedziałeś?

Spojrzał na nią pytająco.

— Rozmawialiśmy już o tym. Scorpius nie dałby rady…

— Mam dość tego, że wszyscy lekceważą tego dzieciaka. To najbardziej dojrzały trzynastolatek, jakiego spotkałam w życiu, nie licząc mnie w tym wieku. Poradziłby sobie. Powinieneś był mu powiedzieć.

Draco jęknął.

— Naprawdę cię to zdenerwowało?

— Tak, bo mówisz synowi wszystko, ale zapomniałeś wspomnieć, że masz dziewczynę. A on najwyraźniej wiedział o tym przez cały czas.

Draco prychnął.

— James Potter naprawdę jest dupkiem. I okropnym artystą. Ten obrazek w ogóle nie oddaje mojego piękna.

Hermiona rzuciła mu kąśliwe spojrzenie.

— Nie bądź słodki. Jestem na ciebie zła.

Nie mógł stłumić oburzenia w głosie.

Dlaczego?

— Serio, Draco? Założyłam, że powiedziałeś mu o nas jakiś czas temu — przynajmniej kiedy byliśmy już oficjalnie razem. Od jakiegoś czasu dziwnie mnie traktuje. Domyśliłam się, że to dlatego, że wiedział. I wiesz co? Miałam rację! Po prostu myślałam, że uznasz tę relację za wystarczająco ważną, żeby wspomnieć o niej swojemu synowi.

Oczywiście, że jest ważna.

— Najwyraźniej nie.

— Hermiono, jak możesz tak mówić? Zaprosiłem cię do siebie. Nigdy nie robiłem tego z żadną inną czarownicą poza Astorią. Oczywiście, że traktuję nas poważnie.

Hermiona prychnęła i ruszyła w stronę drzwi.

— Co ty robisz? Nie skończyliśmy rozmawiać.

— Serio?

Poszedł za nią na korytarz.

— Hermiono, nie odchodź ode mnie.

— Zostaw mnie w spokoju, Draco.

— Hermiono…

Dotknął jej ramienia.

Nie. Jesteśmy razem prawie dwa miesiące. To jest moment, w którym ludzie podejmują decyzję. Czy po prostu się dobrze bawią, czy widzą, że to na serio.

— Zgadzam się, Hermiono. I to jest na serio. Myślę o tobie na poważnie.

Zmiękła.

— Spójrz na to z mojej perspektywy. Wiedziałam, wchodząc w to, że Scorpius jest najważniejszą osobą w twoim życiu. Nie jestem jędzą, więc oczywiście uważam, że to jest wspaniała relacja. Ale po dwóch miesiącach najważniejsza osoba w życiu mojego chłopaka nic o mnie nie wie. Jak mam na to zareagować?

Draco westchnął. Miała rację. Całkowicie schrzanił sprawę. Teraz nie tylko jego syn był na niego zły, ale też kobieta, którą…

— Draco. — Wyglądała na zbolałą. — Nie jestem pewna, czy naprawdę to przemyślałeś.

Jego serce na chwilę przestało bić.

— Co ty robisz?

— Mówię tylko, że najwyraźniej nie jesteś aż tak gotowy na prawdziwy związek, jak ci się wydawało.

Draco stał z otwartymi ustami.

Naprawdę próbujesz przez to ze mną zerwać? Nie. Nie pozwolę ci.

Westchnęła.

— Gdybym chciała to zrobić, nie jestem pewna, czy miałbyś coś do powiedzenia w tej sprawie.

— Tak, oczywiście, że chcę coś powiedzieć. Jesteśmy bardzo daleko od zerwania, Hermiono. Walczę o ciebie.

— Skoro chcesz o mnie walczyć, dlaczego mnie ukrywasz? Wierzyłam, że powiesz mu w swoim czasie i na swój sposób. Ale po prostu tego nie zrobiłeś.

— Dlaczego to cię tak dręczy?

Westchnęła, przypominając sobie jego obietnicę. Kiedy oboje osiągniemy ten próg, powiem mu o tym od razu. Obiecuję.

No i stało się. Nie traktował jej poważnie. Nie chciała być nachalna, ale wierzyła, że po dwóch miesiącach Draco wiedział, na czym stoją.

— Kiedyś powiedziałeś mi, że powiesz Scorpiusowi, kiedy będziemy myśleć o sobie na poważnie. Założyłam, że gdy twój syn zaczął się dziwnie zachowywać przy mnie na zajęciach, to znaczyło, że mu powiedziałeś. I chyba po prostu… jestem rozczarowana.

Draco czuł się wtedy tak mały, jakby miał jakieś osiem centymetrów wzrostu. Jak mógł jej to wytłumaczyć?

— Hermiono, nasz związek jest świeży. Nie chciałem go komplikować, zanim nie będziemy gotowi.

— Więc traktowałeś nasz związek tak samo, jak traktowałeś swojego syna. Próbowałeś nas „chronić”, dopóki nie będziemy gotowi? Wiadomość z ostatniej chwili, Draco. Jestem dorosłą kobietą. Nie będę się denerwować i uciekać przy pierwszym konflikcie, bo naprawdę wiem, na czym stoisz. Zależy mi na tobie.

— Schrzaniłem, jasne? Wiem o tym. Ale czy to, że martwiłem się o zniszczenie naszego związku, nie pokazuje, że mi zależy? To było oczywiście nieuzasadnione…

— Draco… przerwę ci. Po prostu daj sobie kilka dni. Pomyśl, czego naprawdę chcesz.

Nie potrzebuję kilku dni. Już teraz wiem, czego pragnę.

— Draco, wykorzystaj te cholerne dni. Doceń moją hojność. — Odwróciła się, by iść do swojego pokoju. Jej zmysły Aurora były wyostrzone i kiedy ruszył za nią, warknęła: — Wykorzystaj. Te. Cholerne. Dni. Draco.

Został na środku korytarza, gapiąc się na oddalającą się jej sylwetkę. Na szczęście nie było w pobliżu dzieci. Tylko pani Pomfrey szła do schowka z zapasami eliksirów po więcej korzenia waleriany.

KURWA! — Draco pierwszy raz w swoim życiu wymierzył cios w ścianę. — KURWA! — krzyknął, pocierając złamane kostki dłoni.

Pani Pomfrey przewróciła oczami.

— Dosyć tego. Idę na emeryturę.

___________________

Witajcie :) no i trochę się skomplikowało, ale spokojnie wszystko się niedługo wyjaśni. Zostały cztery rozdziały do końca, więc cierpliwie czekajcie na happy end. Dajcie znać jak wrażenia po rozdziale.

Kolejne rozdziały zostaną opublikowane w tym tygodniu. Myślę, że koło weekendu. Trzymajcie kciuki, żeby plan wypalił.

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia. Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy