czwartek, 20 października 2022

[T] Mine: Rozdział 10: Kawa

 

Hermiona planowała spotkać się z Benem w lokalnej kawiarni przy ulicy, gdzie mieszkała. Rose wciąż była u jej rodziców, a ponieważ miała odebrać ją w porze lunchu, umówili się na spotkanie około dziesiątej rano. Kiedy tam dotarła, czekał na nią, wyglądając na lekko zdenerwowanego, ale też ulżyło mu, że rzeczywiście przyszła.

Była szczęśliwa, bo łatwo im się rozmawiało i w krótkim czasie wiele się o nim dowiedziała. Był Krukonem w Hogwarcie; jego ulubioną rozrywką było czytanie; ulubiony przedmiot to starożytne runy; był mugolakiem, tak jak ona; a jego ulubionym słodyczem z Miodowego Królestwa była czekoladowa żaba. Otrzymał wybitne na prawie wszystkich sumach i owutemach i tuż po ukończeniu Hogwartu zatrudniono go w Departamencie Edukacji Magicznej.

Kiedy spojrzała na zegarek i zarejestrowała godzinę, była zaskoczona, że musiała wkrótce wyjść, aby odebrać Rose.

— Bardzo przepraszam, Ben, ale za kilka minut muszę wyjść. Obiecałam rodzicom, że będę u nich w domu na lunch o jedenastej trzydzieści, i już prawie dochodzi ta godzina — wyjaśniła.

— Och, dobrze. W porządku. — Lekko się do niej uśmiechnął. — Dobrze się z tobą bawiłem.

Odwzajemniła jego gest.

— Ja też dobrze się bawiłam.

— Spotkamy się jeszcze? Może pójdziemy na randkę? — zapytał z nadzieją.

— Ja… ja naprawdę nie wiem — powiedziała Hermiona, przygryzając wargę.

Wydawał się być takim miłym facetem, ale Hermiona po prostu nie czuła do niego niczego innego poza przyjaźnią; może dlatego, że mieli ze sobą zbyt wiele wspólnego. Nie chciała go zawieść, ale musiała być z nim szczera i nie wprowadzać go w błąd.

— Och… — mruknął przygnębiony.

— Nie chodzi o to, że źle się z tobą bawiłam, bo bawiłam się świetnie — wyjaśniła szybko. — Po prostu… jestem mamą i… ty ukończyłeś Hogwart w zeszłym roku. Jesteś młody, Ben. Chyba nie chcesz być z kimś, kto ma dziecko w tak młodym wieku, prawda?

— Ja… chyba nie? — powiedział, niepewny siebie.

— A może zawrzemy układ? — zaoferowała.

Ożywił się, słuchając intensywnie.

— Dobra?

— Poświęć tydzień i pomyśl o tym. Zastanów się, co by znaczyło umawianie się z kimś, kto ma dziecko. Wiedz, że nie chodziłoby tylko o mnie, ale także o moją córkę. Nie będę też mogła dużo wychodzić, ponieważ zwykle w tygodniu pracuję i opiekuję się Rose. W weekendy zawsze przynoszę pracę do domu i mam też obowiązki rodzinne, którym poświęcam większość czasu. Więc… tak, jak powiedziałam. Poświęć tydzień i pomyśl o tym. Jeśli nadal chcesz spróbować, wyślij mi sowę. Umówimy się na spotkanie innym razem, chociaż nie wiem, kiedy to nastąpi, dobrze?

Ben skinął głową.

— Pewnie. Pomyślę. — Wstał z miejsca w tym samym momencie, co ona. — Mogę odprowadzić cię do domu?

Pokręciła głową.

— Nie, nie trzeba. Może porozmawiamy wkrótce?

Skinął głową.

— Tak, może. — Pochylił się i pocałował ją delikatnie w policzek. — Do zobaczenia, Hermiono.

— Do zobaczenia, Ben — powiedziała, patrząc, jak skręca w alejkę i czekając, aż usłyszy trzask jego teleportacji, zanim sama poszła do domu.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Chwilę później Hermiona weszła do domu swoich rodziców, Joe’go i Kathleen Granger. Zanim zdążyła krzyknąć „cześć”, przywitała ją jej córka z piskiem „mama!” i podbiegła do niej.

Hermiona uklękła i przytuliła małą.

— Cześć, kochanie! Tęskniłaś za mną?

— Tiak!

— Dobrze się bawiłaś?

— Tiak!

— Jesteś głodna?

— Tiak! Jeść!

Hermiona śmiała się z entuzjazmu córki. Patrzyła, jak mała biegnie do innego pokoju. Wstała i podeszła do matki, która stała obok, obserwując całą sytuację.

— Witaj, mamo — powiedziała, przytulając ją.

— Witaj, Hermiono. Dobrze się bawiłaś na swoim bankiecie? — zapytała, siadając na kanapie.

Hermiona usiadła obok niej i skinęła głową.

— Tak. Było przepięknie i wiele osób prosiło mnie do tańca. Stopy bolały mnie do rana! — odpowiedziała, śmiejąc się.

Pani Granger zachichotała, a potem zapytała:

— A jak dzisiejsza randka przy kawie? Jak poszło?

Hermiona lekko wzruszyła ramionami.

— Poszło dobrze, ale nie jestem pewna, czy coś z tego będzie.

— Och? Dlaczego tak mówisz? — dopytywała jej matka.

— Cóż, mamy ze sobą wiele wspólnego, a on jest miłym facetem, ale… jest młodszy ode mnie i chyba nie zdaje sobie sprawy, co to znaczy być z kimś, kto ma dziecko. To duża odpowiedzialność. Powiedziałam mu, żeby się nad tym zastanowił, a jeśli do końca tygodnia nadal będzie chciał się umówić, może się ze mną skontaktować.

Pani Granger skinęła głową.

— Brzmi mądrze. Pewnie to nie jest to, na co liczył, ale mądre dla was obojga.

— Czy słyszę tam moją małą dziewczynkę? — zapytał pan Granger, wchodząc do salonu, trzymając Rose na biodrze, która właśnie jadła ciastko.

— Cześć, tato! — powiedziała Hermiona, wstając z kanapy i całując go w policzek. Potem spojrzała na Rose. — Kto ci dał to ciastko, młoda damo? Nie zjesz przez to lunchu.

Rose obdarzyła mamę niewinnym uśmiechem i wskazała na pana Grangera.

— Dziadzia Joe! — wypaplała.

— Hej, to miał być nasz mały sekret — powiedział, łaskocząc wnuczkę po brzuchu, co sprawiło, że zaczęła chichotać i wiercić się.

— Mówiąc o lunchu, powinien już być gotowy — oznajmiła pani Granger. — Może więc nakarmimy tę młodą damę — zasugerowała, również łaskocząc Rose. — Potem pójdziecie do domu, by mogła się zdrzemnąć.

Hermiona uśmiechnęła się.

— Brzmi jak plan. Mam nadzieję, że Rose dobrze się zachowywała zeszłej nocy? — zapytała, gdy zebrali się wokół stołu, sadzając Rose na krzesełku, które dla niej mieli.

— Była aniołem — powiedział pan Granger.

Hermiona spojrzała na mamę w celu wyjaśnienia, wiedząc, że jej tata nigdy nie powiedziałby nic złego o Rose. Pani Granger skinęła głową na znak zgody.

— Naprawdę dobrze się spisała, spędzając tutaj po raz pierwszy noc. Mieliśmy mały problem, kiedy na chwilę zgubiliśmy Kic-kica, ale znaleźliśmy go w poduszkach na kanapie i problem zniknął.

— Naprawdę doceniam to, że zajęliście się nią przez noc. Nie byłam pewna, o której wrócę do domu ani jak bardzo będę zmęczona tego ranka. Właściwie dobrze było móc chociaż raz pospać dłużej niż do szóstej rano — powiedziała z uśmiechem.

— Wiesz, że zajmiemy się nią w każdej chwili, kochanie — oznajmiła pani Granger, klepiąc ją po ręce. — Jeśli kiedykolwiek poczujesz, że potrzebujesz przerwy… lub chcesz iść na randkę… Będziemy przeszczęśliwi, mogąc się nią zająć.

Pan Granger skinął głową na zgodę, jedząc lunch.

— Dziękuję, mamo — powiedziała Hermiona. — Z pewnością w przyszłości z tego skorzystam, gdy znajdę czas na randki.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Później tego popołudnia, kiedy Rose spała wygodnie w swoim pokoju, Hermiona zaczęła sprzątać dom, który obecnie był zaśmiecony kilkoma zabawkami Rose i różnymi innymi rzeczami. Wychowana jako mugol, nadal wykonywała większość obowiązków w mugolski sposób, tak jak miało to miejsce dzisiaj. Kiedy podnosiła rzeczy z podłogi, natknęła się na zmięty numer Tygodnika Czarownica; ten z Draco na okładce. Cieszyła się, że bankiet już za nimi i nie będzie musiała więcej się tym stresować. Właściwie całą tę sprawę z Tygodnikiem Czarownica mogła wymazać z pamięci. Ulżyło jej, że nie będzie musiała znów widzieć Draco… chyba że niespodziewanie pojawi się w jej gabinecie. Myśl o ostatnim spotkaniu z nim natychmiast sprawiła, że się zarumieniła, ale potem przypomniała sobie rozmowę, którą odbyła z Ginny. Co, jeśli naprawdę przyszedł, żeby ją zaprosić, by móc przeprosić? Czy w ogóle przyjęłaby jego przeprosiny, gdyby to zrobił? Rozmawiała sama ze sobą przez około dziesięć minut, zanim wyjęła kawałek pergaminu i pióro.

 

Jeśli nadal chcesz tej kawy, chętnie się spotkam gdzieś, aby porozmawiać, ale musisz obiecać, że będziesz trzymać ręce przy sobie.

Hermiona

 

Obudziła Świnkę, która drzemała w swojej klatce, i powiedziała jej, żeby nie odlatywała, dopóki odbiorca nie odpisze. Rzuciła zaklęcie ochronne na małą sowę, tak na wszelki wypadek.

Dopiero późnym wieczorem Świnka wróciła z odpowiedzią.

 

Powiedz gdzie i kiedy.

Draco

PS: Nie mogę obiecać.

 

Hermiona przygryzła wargę, zastanawiając się, czy to dobry pomysł. Osiągnął jej szczyt ciekawości i odpisała mu.

 

Jutro w południe w sklepie z kanapkami obok Ministerstwa.

Zachowuj się albo wyjdę.

Hermiona

 

— Przepraszam, Świnko — powiedziała, gdy sowa spojrzała na nią z zaciekawieniem. — Chcę, żebyś to szybko dostarczyła, potem możesz odpocząć, dobrze?

Mała sówka zahukała cicho, pozwalając jej przypiąć list.

— A jeśli będzie się uśmiechał, czytając go, masz moje pozwolenie, żeby go ugryźć — szepnęła.

Hermiona obudziła się następnego ranka z listem na stole.

 

Będę.

Draco

PS: Twoja cholerna sowa mnie ugryzła.

 

Hermiona uśmiechnęła się z satysfakcją.

____________

Witajcie :) w czwartkowy wieczór pora na kolejną dawkę słodkości. Wiem, że było krótko, ale chyba dobrze się bawiliście, prawda? Mnie oczywiście oczarowała Rosie i uwielbiam te wiadomości Hermiony i Draco. Zwłaszcza ostatnia mnie mega rozbawiła. A jak Wasze wrażenia? Dajcie znać.

Na kolejny rozdział zapraszam w sobotę. Dopiero jutro siądę do jego tłumaczenia. Dzisiaj jestem na to zbyt zmęczona. Praca wykańcza psychicznie i fizycznie. Nie mogę uwierzyć, że już dwa lata tam pracuję. Nawet niewiadomo kiedy to zleciało...

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego końca tygodnia. Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy