Hermiona planowała spotkać się z Benem
w lokalnej kawiarni przy ulicy, gdzie mieszkała. Rose wciąż była u jej
rodziców, a ponieważ miała odebrać ją w porze lunchu, umówili się na spotkanie
około dziesiątej rano. Kiedy tam dotarła, czekał na nią, wyglądając na lekko
zdenerwowanego, ale też ulżyło mu, że rzeczywiście przyszła.
Była szczęśliwa, bo łatwo im się
rozmawiało i w krótkim czasie wiele się o nim dowiedziała. Był Krukonem w
Hogwarcie; jego ulubioną rozrywką było czytanie; ulubiony przedmiot to starożytne
runy; był mugolakiem, tak jak ona; a jego ulubionym słodyczem z Miodowego
Królestwa była czekoladowa żaba. Otrzymał wybitne na prawie wszystkich sumach i
owutemach i tuż po ukończeniu Hogwartu zatrudniono go w Departamencie Edukacji
Magicznej.
Kiedy spojrzała na zegarek i
zarejestrowała godzinę, była zaskoczona, że musiała wkrótce wyjść, aby odebrać
Rose.
— Bardzo przepraszam, Ben, ale za
kilka minut muszę wyjść. Obiecałam rodzicom, że będę u nich w domu na lunch o
jedenastej trzydzieści, i już prawie dochodzi ta godzina — wyjaśniła.
— Och, dobrze. W porządku. — Lekko się
do niej uśmiechnął. — Dobrze się z tobą bawiłem.
Odwzajemniła jego gest.
— Ja też dobrze się bawiłam.
— Spotkamy się jeszcze? Może pójdziemy
na randkę? — zapytał z nadzieją.
— Ja… ja naprawdę nie wiem —
powiedziała Hermiona, przygryzając wargę.
Wydawał się być takim miłym facetem,
ale Hermiona po prostu nie czuła do niego niczego innego poza przyjaźnią; może
dlatego, że mieli ze sobą zbyt wiele wspólnego. Nie chciała go zawieść, ale
musiała być z nim szczera i nie wprowadzać go w błąd.
— Och… — mruknął przygnębiony.
— Nie chodzi o to, że źle się z tobą
bawiłam, bo bawiłam się świetnie — wyjaśniła szybko. — Po prostu… jestem mamą
i… ty ukończyłeś Hogwart w zeszłym roku. Jesteś młody, Ben. Chyba nie chcesz
być z kimś, kto ma dziecko w tak młodym wieku, prawda?
— Ja… chyba nie? — powiedział,
niepewny siebie.
— A może zawrzemy układ? —
zaoferowała.
Ożywił się, słuchając intensywnie.
— Dobra?
— Poświęć tydzień i pomyśl o tym.
Zastanów się, co by znaczyło umawianie się z kimś, kto ma dziecko. Wiedz, że
nie chodziłoby tylko o mnie, ale także o moją córkę. Nie będę też mogła dużo
wychodzić, ponieważ zwykle w tygodniu pracuję i opiekuję się Rose. W weekendy
zawsze przynoszę pracę do domu i mam też obowiązki rodzinne, którym poświęcam
większość czasu. Więc… tak, jak powiedziałam. Poświęć tydzień i pomyśl o tym.
Jeśli nadal chcesz spróbować, wyślij mi sowę. Umówimy się na spotkanie innym
razem, chociaż nie wiem, kiedy to nastąpi, dobrze?
Ben skinął głową.
— Pewnie. Pomyślę. — Wstał z miejsca w
tym samym momencie, co ona. — Mogę odprowadzić cię do domu?
Pokręciła głową.
— Nie, nie trzeba. Może porozmawiamy
wkrótce?
Skinął głową.
— Tak, może. — Pochylił się i
pocałował ją delikatnie w policzek. — Do zobaczenia, Hermiono.
— Do zobaczenia, Ben — powiedziała,
patrząc, jak skręca w alejkę i czekając, aż usłyszy trzask jego teleportacji,
zanim sama poszła do domu.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Chwilę później Hermiona weszła do domu
swoich rodziców, Joe’go i Kathleen Granger. Zanim zdążyła krzyknąć „cześć”,
przywitała ją jej córka z piskiem „mama!” i podbiegła do niej.
Hermiona uklękła i przytuliła małą.
— Cześć, kochanie! Tęskniłaś za mną?
— Tiak!
— Dobrze się bawiłaś?
— Tiak!
— Jesteś głodna?
— Tiak! Jeść!
Hermiona śmiała się z entuzjazmu
córki. Patrzyła, jak mała biegnie do innego pokoju. Wstała i podeszła do matki,
która stała obok, obserwując całą sytuację.
— Witaj, mamo — powiedziała,
przytulając ją.
— Witaj, Hermiono. Dobrze się bawiłaś
na swoim bankiecie? — zapytała, siadając na kanapie.
Hermiona usiadła obok niej i skinęła
głową.
— Tak. Było przepięknie i wiele osób
prosiło mnie do tańca. Stopy bolały mnie do rana! — odpowiedziała, śmiejąc się.
Pani Granger zachichotała, a potem
zapytała:
— A jak dzisiejsza randka przy kawie?
Jak poszło?
Hermiona lekko wzruszyła ramionami.
— Poszło dobrze, ale nie jestem pewna,
czy coś z tego będzie.
— Och? Dlaczego tak mówisz? —
dopytywała jej matka.
— Cóż, mamy ze sobą wiele wspólnego, a
on jest miłym facetem, ale… jest młodszy ode mnie i chyba nie zdaje sobie
sprawy, co to znaczy być z kimś, kto ma dziecko. To duża odpowiedzialność.
Powiedziałam mu, żeby się nad tym zastanowił, a jeśli do końca tygodnia nadal
będzie chciał się umówić, może się ze mną skontaktować.
Pani Granger skinęła głową.
— Brzmi mądrze. Pewnie to nie jest to,
na co liczył, ale mądre dla was obojga.
— Czy słyszę tam moją małą
dziewczynkę? — zapytał pan Granger, wchodząc do salonu, trzymając Rose na
biodrze, która właśnie jadła ciastko.
— Cześć, tato! — powiedziała Hermiona,
wstając z kanapy i całując go w policzek. Potem spojrzała na Rose. — Kto ci dał
to ciastko, młoda damo? Nie zjesz przez to lunchu.
Rose obdarzyła mamę niewinnym
uśmiechem i wskazała na pana Grangera.
— Dziadzia Joe! — wypaplała.
— Hej, to miał być nasz mały sekret —
powiedział, łaskocząc wnuczkę po brzuchu, co sprawiło, że zaczęła chichotać i
wiercić się.
— Mówiąc o lunchu, powinien już być
gotowy — oznajmiła pani Granger. — Może więc nakarmimy tę młodą damę —
zasugerowała, również łaskocząc Rose. — Potem pójdziecie do domu, by mogła się
zdrzemnąć.
Hermiona uśmiechnęła się.
— Brzmi jak plan. Mam nadzieję, że
Rose dobrze się zachowywała zeszłej nocy? — zapytała, gdy zebrali się wokół
stołu, sadzając Rose na krzesełku, które dla niej mieli.
— Była aniołem — powiedział pan
Granger.
Hermiona spojrzała na mamę w celu
wyjaśnienia, wiedząc, że jej tata nigdy nie powiedziałby nic złego o Rose. Pani
Granger skinęła głową na znak zgody.
— Naprawdę dobrze się spisała,
spędzając tutaj po raz pierwszy noc. Mieliśmy mały problem, kiedy na chwilę
zgubiliśmy Kic-kica, ale znaleźliśmy go w poduszkach na kanapie i problem
zniknął.
— Naprawdę doceniam to, że zajęliście
się nią przez noc. Nie byłam pewna, o której wrócę do domu ani jak bardzo będę
zmęczona tego ranka. Właściwie dobrze było móc chociaż raz pospać dłużej niż do
szóstej rano — powiedziała z uśmiechem.
— Wiesz, że zajmiemy się nią w każdej
chwili, kochanie — oznajmiła pani Granger, klepiąc ją po ręce. — Jeśli
kiedykolwiek poczujesz, że potrzebujesz przerwy… lub chcesz iść na randkę…
Będziemy przeszczęśliwi, mogąc się nią zająć.
Pan Granger skinął głową na zgodę,
jedząc lunch.
— Dziękuję, mamo — powiedziała
Hermiona. — Z pewnością w przyszłości z tego skorzystam, gdy znajdę czas na
randki.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Później tego popołudnia, kiedy Rose
spała wygodnie w swoim pokoju, Hermiona zaczęła sprzątać dom, który obecnie był
zaśmiecony kilkoma zabawkami Rose i różnymi innymi rzeczami. Wychowana jako
mugol, nadal wykonywała większość obowiązków w mugolski sposób, tak jak miało
to miejsce dzisiaj. Kiedy podnosiła rzeczy z podłogi, natknęła się na zmięty
numer Tygodnika Czarownica; ten z
Draco na okładce. Cieszyła się, że bankiet już za nimi i nie będzie musiała
więcej się tym stresować. Właściwie całą tę sprawę z Tygodnikiem Czarownica mogła wymazać z pamięci. Ulżyło jej, że nie
będzie musiała znów widzieć Draco… chyba że niespodziewanie pojawi się w jej
gabinecie. Myśl o ostatnim spotkaniu z nim natychmiast sprawiła, że się
zarumieniła, ale potem przypomniała sobie rozmowę, którą odbyła z Ginny. Co,
jeśli naprawdę przyszedł, żeby ją zaprosić, by móc przeprosić? Czy w ogóle
przyjęłaby jego przeprosiny, gdyby to zrobił? Rozmawiała sama ze sobą przez
około dziesięć minut, zanim wyjęła kawałek pergaminu i pióro.
Jeśli
nadal chcesz tej kawy, chętnie się spotkam gdzieś, aby porozmawiać, ale musisz
obiecać, że będziesz trzymać ręce przy sobie.
Hermiona
Obudziła Świnkę, która drzemała w
swojej klatce, i powiedziała jej, żeby nie odlatywała, dopóki odbiorca nie
odpisze. Rzuciła zaklęcie ochronne na małą sowę, tak na wszelki wypadek.
Dopiero późnym wieczorem Świnka
wróciła z odpowiedzią.
Powiedz
gdzie i kiedy.
Draco
PS:
Nie mogę obiecać.
Hermiona przygryzła wargę,
zastanawiając się, czy to dobry pomysł. Osiągnął jej szczyt ciekawości i
odpisała mu.
Jutro
w południe w sklepie z kanapkami obok Ministerstwa.
Zachowuj
się albo wyjdę.
Hermiona
— Przepraszam, Świnko — powiedziała,
gdy sowa spojrzała na nią z zaciekawieniem. — Chcę, żebyś to szybko
dostarczyła, potem możesz odpocząć, dobrze?
Mała sówka zahukała cicho, pozwalając
jej przypiąć list.
— A jeśli będzie się uśmiechał,
czytając go, masz moje pozwolenie, żeby go ugryźć — szepnęła.
Hermiona obudziła się następnego ranka
z listem na stole.
Będę.
Draco
PS:
Twoja cholerna sowa mnie ugryzła.
Hermiona uśmiechnęła się z
satysfakcją.
____________
Witajcie :) w czwartkowy wieczór pora na kolejną dawkę słodkości. Wiem, że było krótko, ale chyba dobrze się bawiliście, prawda? Mnie oczywiście oczarowała Rosie i uwielbiam te wiadomości Hermiony i Draco. Zwłaszcza ostatnia mnie mega rozbawiła. A jak Wasze wrażenia? Dajcie znać.
Na kolejny rozdział zapraszam w sobotę. Dopiero jutro siądę do jego tłumaczenia. Dzisiaj jestem na to zbyt zmęczona. Praca wykańcza psychicznie i fizycznie. Nie mogę uwierzyć, że już dwa lata tam pracuję. Nawet niewiadomo kiedy to zleciało...
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego końca tygodnia. Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)