sobota, 3 grudnia 2022

[M] Tatastrofa

 

Miniaturka napisana na tegoroczną edycję No Nut November

 

Draco wszedł do salonu przez kominek i stanął jak wryty. Zazwyczaj witał go dźwięk rozmów Hermiony z Rose, ale dzisiaj panowała kompletna cisza. Analizując sytuację, postanowił sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Odwiesił płaszcz na wieszak przy drzwiach wejściowych, a walizkę postawił na stoliku kawowym i udał się w głąb mieszkania. W łazience było ciemno, kuchnia świeciła pustkami, więc udał się do części sypialnianej. 

Zauważył przymknięte drzwi do pokoju Rose. Chwycił za klamkę i otworzył je ostrożnie. Jego córka smacznie spała w swoim łóżeczku, tuląc przytulankę. Odetchnął z ulgą i kontynuował poszukiwania Hermiony. Wszedł do ich sypialni i zobaczył ją, leżącą na wielkim łóżku z baldachimem. Oboje wiedzieli, że jest zbytnio przesadzone i nie pasuje do tego mieszkania, ale, mimo to, postanowili sprawić sobie odrobinę luksusu. Cicho stąpając, przeszedł po parkiecie i usiadł na skraju łóżka. Spała, spokojnie oddychając. W pierwszej chwili chciał ją obudzić, ale porzucił ten pomysł, przyglądając się jej. Wyglądała na zmęczoną. Nigdy nie narzekała na nadmiar obowiązków, bo świetnie organizowała sobie czas i potrafiła rozwiązać każdy problem. Jednak ostatnio zauważył, że jest jakaś przygaszona. Domyślał się, że pracowanie i opiekowanie się dzieckiem może być męczące na dłuższą metę. Musiał z nią o tym porozmawiać.

— Poczekam, aż się obudzisz — mruknął pod nosem.

To wystarczyło, by Hermiona delikatnie się poruszyła. Zaskoczony tym, jak lekki miała sen, wstał, nie chcąc jej budzić. Niestety, skończyło się tylko na chęciach. Hermiona powoli otworzyła oczy i uśmiechnęła się do niego.

— Hej, już wróciłeś? Która godzina? — zapytała, próbując odczytać czas na budziku.

— Po szesnastej. Wszystko w porządku? — spytał z troską w głosie.

Westchnęła.

— Tak, wszystko dobrze, tylko jestem trochę zmęczona. Tyle się wydarzyło od rana i po prostu musiałam na chwilę się zdrzemnąć.

Zaintrygowany, przysiadł na brzegu łóżka i złapał ją za rękę.

— Co się stało?

— Zaczęło się od tego, że Rose marudziła, odkąd się obudziła. Tuż po twoim wyjściu poszłam do jej pokoju i chciałam, żeby wstała na śniadanie. Wyraźnie jej się to nie spodobało, ponieważ rzuciła we mnie pluszakiem i zaczęła płakać. Od razu w mojej głowie pojawiły się przypuszczenia, że coś ją boli. Ale, oczywiście, nie dała się dotknąć. Mógł to także po prostu być jej napad złości.

Draco zmarszczył brwi.

— Napad złości? Nie mówiłaś, że ma takie epizody.

Wzruszyła ramionami.

— Nie pytałeś. Poza tym, nie było się czym chwalić. To nic przyjemnego, gdy twoje dziecko próbuje wymusić coś na tobie. Ona dobrze wie, że to na mnie nie działa, ale, mimo wszystko, coraz częściej to się dzieje.

— Ale wszystko minęło?

Hermiona pokręciła głową.

— Nie do końca. Owszem, po kilku minutach przestała płakać, gdy zauważyła, że ją ignoruję. Pozwoliła się wziąć na ręce i zanieść do kuchni. Śniadanie, oczywiście, przebiegło tak, jak zwykle — trzy czwarte jedzenia na jej ubraniu i na niej.

Draco parsknął śmiechem.

— Przepraszam — mruknął, widząc karcące spojrzenie żony. — Po prostu wyobraziłem to sobie i…

— Wiem, że to brzmi śmiesznie, ale, wierz mi, dla osoby, która przygotowuje śniadanie i wie, że jej dziecko wyjdzie głodne, to nie jest zabawne. Standardowo był problem z doprowadzeniem jej do porządku, przez co obie wylądowałyśmy w łazience. Dla twojej wiadomości — twoja córka nienawidzi kąpieli. Dostaje białej gorączki, gdy tylko widzi wodę nalewaną do wanny.

— Ale przecież co wieczór ją kąpiesz — powiedział Draco, całkowicie zaskoczony.

Hermiona prychnęła.

Próbuję ją kąpać. Wierz mi, to nie jest takie proste, jak się wydaje.

— Nigdy nie słyszałem, żeby płakała…

— Na łazienkę jest rzucone zaklęcie wyciszające — odparła Hermiona rzeczowo.

— Więc to dlatego…

— Tak, ale wracając, po kąpieli zaproponowałam jej, że możemy pooglądać bajki lub pobawić się zabawkami. Zdecydowała się na bajki, co, w gruncie rzeczy, było dobrym wyborem, bo przynajmniej nie istniało ryzyko dostania w głowę klockiem. Naprawdę, nie wiem, skąd u niej takie zapędy do rzucania rzeczami. Prawdopodobnie ma to po tobie, bo na pewno nie po mnie — powiedziała Hermiona, ale, widząc jego zdegustowane spojrzenie, dodała: — No co, na kogoś muszę to zwalić. Naprawdę, Draco, nasza córka ostatnio jest nie do zniesienia.

— Może to chwilowe — mruknął, wzruszając ramionami. — Dzieci bywają rozbrykane. To chyba normalne.

Hermiona rzuciła mu poważne spojrzenie.

— Rozbrykane? Draco, ona jest gorsza od Hugo, dziecka Rona i Lavender. Oboje wiemy, że ten dzieciak ma w sobie coś z diabła. Naprawdę, nie wiem, co w nią wstąpiło, ale odkąd skończyła dwa lata, zmieniła się nie do poznania. Może ty tego nie widzisz, bo w twojej obecności zachowuje się jak mały aniołek, ale gdy wychodzisz… Opieka nad nią to koszmar. I ja czasem już mam tego dość — powiedziała, wzdychając przeciągle.

— Potrzebujesz pomocy? Przecież zawsze możesz skontaktować się z twoją matką albo z moją. Moja mama chętnie ci pomoże w opiece nad Rose. Po śmierci Lucjusza czuje się bardzo samotna, a dobrze wiesz, że kocha ją nad życie.

Hermiona usiadła i wyprostowała się.

— Proszenie o pomoc nie jest w moim stylu. To by świadczyło o tym, że sobie nie radzę. Wiem, że pracowanie i wychowywanie dziecka jednocześnie to wyzwanie, ale, mimo wszystko, sama chciałabym sprostać temu zadaniu. W końcu jestem jej matką.

Draco patrzył na nią z podziwem wymieszanym z konsternacją. Domyślał się, że gryfońska duma nie pozwala jej poprosić o pomoc. Zwłaszcza jego matkę. Mimo faktu, że ich relacje znacząco się poprawiły ostatnimi czasy. Gdyby była chociaż jedna osoba, która mogłaby…

— Ja mogę ci pomóc — powiedział po prostu.

Hermiona zamrugała.

— Co?

— Mogę ci pomóc w opiece nad Rose. Przecież to także moje dziecko. Sama mówiłaś, że przy mnie zachowuje się jak aniołek, więc nie powinno być źle.

Hermiona parsknęła śmiechem.

— Nawet nie wiesz, na co się piszesz.

— Nie wierzysz we mnie?

Położyła rękę na jego dłoni.

— Draco, tu nie chodzi o wiarę w ciebie. Dobrze wiesz, że w ciebie wierzę, ale znam naszą córkę od tej złej strony i domyślam się, że mogłoby to zaburzyć twój obraz idealnej córeczki, jaką, według ciebie, jest.

Draco przewrócił oczami.

— Chcę po prostu ci pomóc. Zajmę się nią po drzemce, a ty będziesz mogła odpocząć. Możesz nawet pójść do Ginny i się zrelaksować. Jak dobrze pamiętam, od dawna szukałyście pretekstu do spotkania, więc to idealna okazja.

Hermiona przygryzła wargę. Fakt, potrzebowała chwili przerwy, jednak obawiała się, że Draco sobie nie poradzi. Ale, skoro chciał spróbować… to dlaczego nie dać mu tej szansy? 

— Jesteś pewny, że tego chcesz? — zapytała z nadzieją w głosie.

Skinął głową.

— Oczywiście. Nie muszę dzisiaj pracować w domu, więc zajmę się małą, a ty się szykuj.

Uśmiechnęła się lekko i szybko wyszła z łóżka. Spakowała najpotrzebniejsze rzeczy do swojej wyszywanej koralikami torebki. Po drodze do salonu zajrzała jeszcze do pokoju Rose, która nadal mocno spała. Draco stanął za Hermioną i oboje obserwowali córkę.

— Nie martw się, nie będzie źle. Poradzimy sobie. Ona mnie uwielbia — zapewnił ją Draco.

Hermiona skomentowała to przeciągłym prychnięciem.

— Zobaczymy czy będziesz taki radosny za kilka godzin.

Po czym skierowała się do salonu, gdzie znajdował się kominek z podłączoną Siecią Fiuu. Na odchodne rzuciła mu szeroki uśmiech i powiedziała:

— Powodzenia, bo, wierz mi, przyda ci się. Myślę, że nie będę tam długo…

Draco machnął ręką.

— Ciesz się chwilą, poradzimy sobie.

Hermiona nic nie powiedziała, tylko tajemniczo się uśmiechnęła, po czym wrzuciła garść proszku w płomienie, weszła do kominka i wywołała adres domu Potterów. Gdy zniknęła, Draco odetchnął przeciągle i dopiero wtedy do niego dotarło, w co się wpakował. Hermiona nie zwykła niczego wyolbrzymiać, ale on poradzi sobie i będzie miał wszystko pod kontrolą. Jego plan był konkretny — sprawić, by jego dziecko było radosne i szczęśliwe. Brzmi prosto i musi się udać, prawda?

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Draco stał nad łóżeczkiem Rose i głaskał ją po policzku, szepcząc jej imię. Początkowo zdawało się to nie działać, ale po chwili mała poruszyła się nieznacznie i otworzyła oczy. Gdy go zobaczyła, na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.

— Dzień dobry, Rosie. Jak się spało?

Dziewczynka zaśmiała się i potarła rączką zaspane oczy.

— Pora wstawać. Dzisiaj spędzisz popołudnie i wieczór z tatą, mamusia ma wolne. Cieszysz się?

— Tiak! — zawołała radośnie.

Draco uśmiechnął się i sięgnął, by wyjąć ją z łóżeczka. Niestety, nie było to takie proste, ponieważ zaczęła wierzgać nogami i rękami. Podczas kolejnej próby na jego twarzy wylądował pluszak. W pierwszej chwili nieco go zamurowało, ale postanowił nie okazywać złych emocji. Odetchnął cicho, złapał dziecko pod pachami i po prostu wyjął z łóżeczka, nie czekając na jej reakcję. Małej wyraźnie się to nie spodobało, ponieważ zaczęła się wyrywać z jego rąk, więc postawił ją na podłodze i obserwował. Ona niemal od razu pobiegła do komody stojącej naprzeciwko. Zręcznym ruchem otworzyła dolną szufladę i zaczęła wyrzucać ubrania. Widząc to, Draco pokonał odległość jednym, zwinnym krokiem i zebrał kupkę strojów leżącą tuż obok jego nóg.

— Rosie, nie musisz wyjmować wszystkich ubrań. Jesteś już ubrana, nie ma potrzeby przebierania się.

Jednak dziewczynka zdawała się go nie słyszeć i kontynuowała wyrzucanie ubrań z komody. Trwało to dobre kilka minut. Rose opróżniała szufladę, a Draco ją zapełniał. Na początku starał się nie okazywać zirytowania, ale gdy dziesiąty raz wyrzuciła ubrania na podłogę, bez słowa chwycił ją i usadził na podłodze koło wyjścia z pokoju, a sam, mamrocząc coś pod nosem, posprzątał bałagan, który zrobiła. 

— No dobrze, posprzątane. Rosie, nie można tak wyrzucać ubrań z szuflady. Mama będzie zła, jak to zobaczy. Nie będziesz już tak robiła, prawda? — zapytał, odwracając się.

Niestety, jego córka zniknęła. Spanikowany, zajrzał w każdy kąt pomieszczenia; obok łóżeczka, za nim, za zasłonką. Bez skutku. Nigdzie jej nie było. Wiedział, że będzie miał przechlapane, jeśli coś złego się stanie, dlatego kontynuował poszukiwania w innych pokojach. Sypialnia i kuchnia świeciły pustkami, korytarz także. Gdy miał udać się do salonu, usłyszał dziecięcy śmiech. Odetchnął z ulgą i skierował za nim. Wchodząc, myślał nad tym, co jej powie, ale kiedy zobaczył, co dzieje się w salonie, kompletnie odebrało mu mowę.

Rosie stała przy stoliku kawowym, z którego kapał atrament, ale najgorsze było to, co znajdowało się na blacie — dokumenty, które przyniósł w swojej walizce. Nie miał pojęcia, jak otworzyła zamek, widocznie nie domknął go dokładnie. Wszystkie kartki były pokryte atramentem, tak jak i całe ciało Rose. Jej najwyraźniej to się bardzo podobało, ponieważ śmiała się radośnie. Draco nie wiedział, jak na to zareagować. Mógł ją upomnieć, nakrzyczeć, ale prawdopodobnie rozpłakałaby się i wystraszyła. Śmianie się z tej sytuacji kompletnie nie wchodziło w grę, ponieważ nie było mu do śmiechu. Dokumenty był w stanie uratować prostym zaklęciem, ale najbardziej przerażała go perspektywa kąpieli Rose. Zwłaszcza po tym, co powiedziała Hermiona. 

Ostrożnie podszedł do dziecka i spojrzał na nie. Nadal wesołe, robiło kleksy na kartkach i za każdym razem chichotało. Uśmiechnął się do niej nieznacznie.

— Widzę, że świetnie się bawisz, prawda?

— Tiak! Tata, pacz! — zawołała, pokazując mu swoje arcydzieło.

Wziął kartkę do ręki i przyglądał się temu, co namalowała, a ona zdawała się oczekiwać na jego komentarz.

— Bardzo ładne. Ale wydaje mi się, że nie powinnaś malować także po sobie. Masz całe ręce i buzię w atramencie. Musimy cię doprowadzić do porządku.

Dziewczynka chyba zrozumiała aluzję, ponieważ pokręciła głową i zaczęła biegać po salonie, chlapiąc przy tym tuszem po dywanie.

— Rosie, proszę cię, nie biegaj po dywanie. Ubrudzisz cały. Podejdź tu do mnie — poprosił.

Niestety, zignorowała go i kontynuowała bieg, tworząc okręgi z atramentu na dywanie. Zirytowany, Draco wstał i złapał ją. Pisnęła i zaczęła się wyrywać, jednak tym razem trzymał ją bardzo mocno. Przysunął ją do piersi i wtedy poczuł dziwny zapach. Uniósł ją i się zaciągnął. Kiedy zrozumiał, co się stało, momentalnie zbladł.

Cholera — przeklął w myślach, zastanawiając się, kto mógłby mu pomóc z przewinięciem dziecka. Nigdy tego nie robił, kompletnie nie wiedział, jak to się robi. Niewiele jego znajomych miało dzieci i jakąkolwiek styczność z takimi czynnościami. Nagle w jego głowie pojawiła się myśl, której wiedział, że zapewne będzie żałował, ale nie miał innego wyjścia.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Kominek ożył zielonymi płomieniami i w salonie Malfoyów stanął Harry Potter. Widać było zaskoczenie na jego twarzy na widok, który zastał. Bałagan na stoliku kawowym i brudny dywan od razu przyciągnął jego uwagę. Już miał coś powiedzieć, ale Draco skutecznie mu to uniemożliwił.

— Krótkie pytanie, Potter. Masz dzieci?

Harry zamrugał.

— Mam.

— Super, pomagasz czasem rudej w opiece nad nimi?

— Moja żona ma na imię Ginny, ale tak, czasem jej pomagam.

Słysząc to, Draco podszedł do niego i wręczył mu Rose. Harry przez chwilę jej się przyglądał, starając się połączyć kropki i zrozumieć, co tu się, u licha, wydarzyło. Draco wiedział, że zacznie zadawać pytania, dlatego od razu wszystko wytłumaczył.

— Hermiona ma dzisiaj wychodne. Sam jej to zaproponowałem. Widziałem, że jest zmęczona, dlatego postanowiłem jej pomóc. Myślałem, że opieka nad Rose jest prosta, ale od początku wszystko jest nie tak, jak powinno. Ale najgorsze jest to, że trzeba ją przewinąć, a ja kompletnie nie wiem, jak to się robi.

Harry znowu zamrugał.

— Hermiona ci nie pokazała?

Draco przewrócił oczami.

— Może i pokazywała, ale nie byłem zbyt zainteresowany. Nie chcę, żeby uznała mnie za frajera. Dlatego potrzebuję twojej pomocy. Rose podobno nie jest fanką kąpieli, a bez tego się nie obejdzie. A, poza tym, muszę jej przygotować coś do jedzenia, ale, szczerze mówiąc, nie wiem, co jedzą tak małe dzieci. Chyba nigdy się w to nie zagłębiałem, zawsze Hermiona się wszystkim zajmowała.

Harry słuchał jego wyjaśnień i kiwał głową w zrozumieniu. Wiedział, jak wygląda sytuacja w domu Malfoyów. Ginny często rozmawiała na ten temat z Hermioną. Znając swoją przyjaciółkę, domyślał się, że po prostu chciała wszystkim zająć się sama, sądząc, że w taki sposób pokaże, jak dobrą jest matką. Tyle, że taka harówka na dłuższą metę była wykańczająca psychicznie i fizycznie.

Spojrzał na Rose, która uśmiechała się do niego szeroko. Pogłaskał ją po nosie, wywołując chichot.

— Dobra, Malfoy, pomogę ci. Może nie jestem mistrzem w opiece nad dziećmi, ale myślę, że sobie poradzimy. Zajmę się kąpielą i przewinięciem, a ty doprowadź salon do porządku i przygotuj dla niej coś do jedzenia.

Trzymając Rose na ręce, Harry przeszedł do kuchni i zaczął przeglądać szafki. Wyjął miski i postawił na blacie, a z lodówki wziął jedzenie dla dzieci. Draco podszedł do niego i zaczął czytać instrukcję na opakowaniu.

— Wystarczy podgrzać. To chyba potrafisz? — zapytał ironicznie Harry.

Draco skinął głową.

— Tak, Potter, nie jestem aż tak tępy. Poradzę sobie. Skąd w ogóle wiedziałeś, że mamy coś takiego? 

Harry uśmiechnął się lekko.

— Gdy byłem tu ostatnim razem, Hermiona akurat karmiła Rose — wyjaśnił. — Wiem, że karmienie też bywa wyzwaniem jeśli chodzi o tę młodą damę, ale spokojnie, nie panikuj. Poradzimy sobie.

Draco skrzywił się.

— Zaczynam podejrzewać, że Hermiona miała rację, mówiąc, że nasza córka to niezła rozrabiara.

Harry skwitował to uśmiechem.

— Hermiona nigdy się nie myli. Niestety.

— Chyba po prostu przeceniłem swoje umiejętności — powiedział Draco, wzruszając ramionami.

— Będzie dobrze, zobaczysz. Zajmiesz się salonem? My idziemy do łazienki, prawda, Rosie? — Harry zwrócił się do dziewczynki, która obserwowała ich obu.

— Po cio? — zapytała.

— Pokażę ci fajną sztuczkę. Lubisz zaklęcia? Twoja mama nauczyła mnie wyczarowywać kanarki, mogę ci pokazać, jeśli chcesz? — zaproponował Harry, idąc z Rose do łazienki.

Draco usłyszał tylko jej radosny pisk, ale nie skupiał się na tym, co mówiła. Sięgnął po różdżkę i zaczął sprzątać w salonie.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Pół godziny później salon był posprzątany, a Rose wykąpana i przebrana. Oczywiście podczas kąpieli nie obyło się bez zalania całej podłogi w łazience i zmoczenia koszuli Harry’ego, ale ten zdawał się tym nie przejmować. Być może chciał pokazać Draco, że mimo trudności, nie należy panikować. Później, jakimś cudem, Harry ubrał Rose w piżamę, po czym oboje udali się do kuchni, gdzie Draco właśnie przygotował kolację. Wizualnie nie wyglądała zbyt zachęcająco do jedzenia, ale nie mieli innych opcji do wyboru. Karmienie, o dziwo, przebiegało bez problemów. Być może Rose była zmęczona wydarzeniami z tego dnia. Obaj mężczyźni byli tym nieco zaskoczeni, ale nic nie mówili. 

Gdy Rose zjadła, Harry zaniósł ją do jej pokoju, a Draco w międzyczasie umył naczynia, a potem poszedł za nimi i obserwował. Dziewczynka zaczęła się wyrywać, więc Harry puścił ją i obserwował. Podeszła do szafki, na której stały książki i wskazała na nie. Uśmiechając się, podszedł do niej.

— Chcesz, żeby ci poczytać? — zapytał.

Rose skinęła głową z entuzjazmem, a potem zerknęła za siebie i uśmiechnęła się do Draco, który odwzajemnił gest.

— Tiak! Tata cyta!

Mężczyźni wymienili spojrzenia i Draco podszedł bliżej, kucając przy Rose.

— Chcesz, żebym ci poczytał?

Kolejne entuzjastyczne skinienie głową.

— No dobrze, chodź, wybierzemy coś do czytania.

Wziął ją na ręce, tak, by mogła wskazać jedną z książek. Wybrała mugolskie Baśnie Andersena. Draco wiedział, że bardzo lubi te utwory i Hermiona czytała je niemal bez przerwy, znając już słowa na pamięć. On jednak nigdy nie miał okazji ich przeczytać.

Wziął książkę i usiadł na bujanym krześle, stojącym obok lampki. Rose od razu usadowiła się wygodnie na jego kolanach i wtuliła w pierś. Wyciągnęła rączkę, by otworzyć grubą okładkę i zaczęła kartkować, ekscytując się każdą ilustracją.

Harry obserwował tę scenę z lekkim uśmiechem na ustach. Z opowieści Hermiony wiedział, że Rose uwielbia spędzać czas z Draco, ale ten nie zawsze ma dla niej wolną chwilę. Kto wie, może po dzisiejszym dniu to się zmieni?

Nagle Draco spojrzał na Harry’ego i powiedział:

— Możesz już iść, Potter. Myślę, że sobie poradzimy.

Harry skinął głową.

— Jest zmęczona, więc pewnie niedługo zaśnie.

Po czym skierował się do wyjścia, ale zatrzymał go dźwięk głosu Draco.

— Dzięki za wszystko, Potter. Bez ciebie bym sobie nie poradził. Ale, błagam… nie mów nic Hermionie.

Harry obrócił się w jego stronę i wyszczerzył zęby w uśmiechu.

— Spokojnie, to zostanie między nami. Poza tym, dziewczyny są u Luny. Wydaje mi się, że niedługo Hermiona powinna wrócić.

Draco westchnął przeciągle.

— Miała rację… jak zwykle miała rację.

Harry jeszcze przez chwilę obserwował Draco i Rose. Ona wskazywała Brzydkie kaczątko i mówiła coś po swojemu, a Draco przytakiwał, chcąc dać jej do zrozumienia, że wszystko pojmuje. Po kilku minutach obserwacji, Harry po cichu przeszedł do salonu, wziął w garść trochę proszku Fiuu, uaktywniając sieć poprzez wrzucenie do go kominka i przeniósł się do swojego domu.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Hermiona wróciła do domu jakiś czas później. Rozejrzała się po salonie, ale nie dostrzegła niczego dziwnego. W kuchni był porządek, w łazience także, więc cicho przeszła do części sypialnianej. Dostrzegła smugę światła w pokoju Rose. Chwyciła za klamkę, uchylając drzwi. Widok, który zastała, rozczulił jej serce. Draco siedzał z Rose na bujanym krześle. On opierał się wygodnie, a ona wtulała w jego pierś. Oboje smacznie spali. Baśnie Andersena leżały obok nogi krzesła. Najwidoczniej zsunęły się, gdy oboje zasnęli. Hermiona podeszła do nich i cicho wypowiedziała imię Draco. Po kilku próbach otworzył oczy i uśmiechnął się do niej.

— Hej, już wróciłaś?

— Tak, przed chwilą. Może położę ją do łóżeczka? — zaproponowała.

Zgodził się bez wahania. Hermiona powoli ułożyła ją na miękkim materacu, podała pluszaka i przykryła kocykiem. Draco w międzyczasie przeciągnął się, czując nasilający się ból pleców, spowodowany niewygodną pozycją do snu. Wstał z krzesła i podszedł do Hermiony, która obserwowała swoje smacznie śpiące dziecko. Objął żonę ramieniem i pocałował w czoło.

— Miałaś rację. Dała mi nieźle w kość. Nie sądziłem, że opieka nad dzieckiem może być tak trudna.

Hermiona uśmiechnęła się lekko.

— To kwestia praktyki. Ale, jak to mówią, pierwsze koty za płoty.

Draco westchnął cicho.

— Niby tak. Powinienem był wcześniej ci pomagać, bo dzisiaj naprawdę nie wiedziałem, co robić. Obiecuję, że znajdę więcej czasu i…

— Draco, jestem pewna, że tak będzie, ale nie rozmawiajmy teraz o tym. Chodźmy spać, to był długi dzień.

Skinął głową i oboje wyszli z pokoju córki, nie robiąc zbędnego hałasu. Udali się do swojej sypialni, gdzie Hermiona opowiedziała Draco, jak minęło spotkanie z Ginny i Luną. Słuchając opowieści, ułożył się na łóżku i ostatkiem sił próbował zrozumieć jej słowa. Jednak trud dnia i zmęczenie dały o sobie znać i zanim Hermiona skończyła opowiadać, zasnął. Hermiona zauważyła to i uśmiechnęła się rozczulająco. Nachyliła się i pocałowała go w czoło, mówiąc:

— Dobrze się spisałeś, tatuśku.

Po czym sama zasnęła, cały czas się uśmiechając i próbując sobie wyobrazić, co się działo pod jej nieobecność, ponieważ przeczuwała, że Draco dzięki Rose miał wiele atrakcji. A to dopiero początek.


___________________

Witajcie :) pojawiam się trochę niespodziewanie, ale wydaje mi się, że to dobry moment, by wstawić tę miniaturkę. Pisanie jej było wielką przyjemnością i mam nadzieję, że chociaż trochę Was rozbawiła. Dajcie znać, co sądzicie.

U mnie wiele się dzieje. Dobrego i złego, stąd przerwa do Nowego Roku. Muszę poukładać sobie wiele spraw i pomóc ciężko chorej mamie. Trzymanie kciuków wskazane, wręcz konieczne. W międzyczasie postaram się coś potłumaczyć, by w Nowym Roku mieć z czym ruszyć.

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Trzymajcie się. Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy