Miniaturka napisana
na tegoroczną edycję No Nut November
Draco wszedł do salonu przez kominek i
stanął jak wryty. Zazwyczaj witał go dźwięk rozmów Hermiony z Rose, ale dzisiaj
panowała kompletna cisza. Analizując sytuację, postanowił sprawdzić, czy
wszystko jest w porządku. Odwiesił płaszcz na wieszak przy drzwiach
wejściowych, a walizkę postawił na stoliku kawowym i udał się w głąb
mieszkania. W łazience było ciemno, kuchnia świeciła pustkami, więc udał się do
części sypialnianej.
Zauważył przymknięte drzwi do pokoju
Rose. Chwycił za klamkę i otworzył je ostrożnie. Jego córka smacznie spała w
swoim łóżeczku, tuląc przytulankę. Odetchnął z ulgą i kontynuował poszukiwania
Hermiony. Wszedł do ich sypialni i zobaczył ją, leżącą na wielkim łóżku z
baldachimem. Oboje wiedzieli, że jest zbytnio przesadzone i nie pasuje do tego
mieszkania, ale, mimo to, postanowili sprawić sobie odrobinę luksusu. Cicho
stąpając, przeszedł po parkiecie i usiadł na skraju łóżka. Spała, spokojnie
oddychając. W pierwszej chwili chciał ją obudzić, ale porzucił ten pomysł,
przyglądając się jej. Wyglądała na zmęczoną. Nigdy nie narzekała na nadmiar
obowiązków, bo świetnie organizowała sobie czas i potrafiła rozwiązać każdy
problem. Jednak ostatnio zauważył, że jest jakaś przygaszona. Domyślał się, że
pracowanie i opiekowanie się dzieckiem może być męczące na dłuższą metę. Musiał
z nią o tym porozmawiać.
— Poczekam, aż się obudzisz — mruknął
pod nosem.
To wystarczyło, by Hermiona delikatnie
się poruszyła. Zaskoczony tym, jak lekki miała sen, wstał, nie chcąc jej
budzić. Niestety, skończyło się tylko na chęciach. Hermiona powoli otworzyła
oczy i uśmiechnęła się do niego.
— Hej, już wróciłeś? Która godzina? —
zapytała, próbując odczytać czas na budziku.
— Po szesnastej. Wszystko w porządku?
— spytał z troską w głosie.
Westchnęła.
— Tak, wszystko dobrze, tylko jestem
trochę zmęczona. Tyle się wydarzyło od rana i po prostu musiałam na chwilę się
zdrzemnąć.
Zaintrygowany, przysiadł na brzegu
łóżka i złapał ją za rękę.
— Co się stało?
— Zaczęło się od tego, że Rose
marudziła, odkąd się obudziła. Tuż po twoim wyjściu poszłam do jej pokoju i
chciałam, żeby wstała na śniadanie. Wyraźnie jej się to nie spodobało, ponieważ
rzuciła we mnie pluszakiem i zaczęła płakać. Od razu w mojej głowie pojawiły
się przypuszczenia, że coś ją boli. Ale, oczywiście, nie dała się dotknąć. Mógł
to także po prostu być jej napad złości.
Draco zmarszczył brwi.
— Napad złości? Nie mówiłaś, że ma
takie epizody.
Wzruszyła ramionami.
— Nie pytałeś. Poza tym, nie było się
czym chwalić. To nic przyjemnego, gdy twoje dziecko próbuje wymusić coś na
tobie. Ona dobrze wie, że to na mnie nie działa, ale, mimo wszystko, coraz
częściej to się dzieje.
— Ale wszystko minęło?
Hermiona pokręciła głową.
— Nie do końca. Owszem, po kilku
minutach przestała płakać, gdy zauważyła, że ją ignoruję. Pozwoliła się wziąć
na ręce i zanieść do kuchni. Śniadanie, oczywiście, przebiegło tak, jak zwykle
— trzy czwarte jedzenia na jej ubraniu i na niej.
Draco parsknął śmiechem.
— Przepraszam — mruknął, widząc
karcące spojrzenie żony. — Po prostu wyobraziłem to sobie i…
— Wiem, że to brzmi śmiesznie, ale,
wierz mi, dla osoby, która przygotowuje śniadanie i wie, że jej dziecko wyjdzie
głodne, to nie jest zabawne. Standardowo był problem z doprowadzeniem jej do
porządku, przez co obie wylądowałyśmy w łazience. Dla twojej wiadomości — twoja
córka nienawidzi kąpieli. Dostaje białej gorączki, gdy tylko widzi wodę
nalewaną do wanny.
— Ale przecież co wieczór ją kąpiesz —
powiedział Draco, całkowicie zaskoczony.
Hermiona prychnęła.
— Próbuję
ją kąpać. Wierz mi, to nie jest takie proste, jak się wydaje.
— Nigdy nie słyszałem, żeby płakała…
— Na łazienkę jest rzucone zaklęcie
wyciszające — odparła Hermiona rzeczowo.
— Więc to dlatego…
— Tak, ale wracając, po kąpieli
zaproponowałam jej, że możemy pooglądać bajki lub pobawić się zabawkami.
Zdecydowała się na bajki, co, w gruncie rzeczy, było dobrym wyborem, bo
przynajmniej nie istniało ryzyko dostania w głowę klockiem. Naprawdę, nie wiem,
skąd u niej takie zapędy do rzucania rzeczami. Prawdopodobnie ma to po tobie,
bo na pewno nie po mnie — powiedziała Hermiona, ale, widząc jego zdegustowane
spojrzenie, dodała: — No co, na kogoś muszę to zwalić. Naprawdę, Draco, nasza
córka ostatnio jest nie do zniesienia.
— Może to chwilowe — mruknął,
wzruszając ramionami. — Dzieci bywają rozbrykane. To chyba normalne.
Hermiona rzuciła mu poważne
spojrzenie.
— Rozbrykane? Draco, ona jest gorsza
od Hugo, dziecka Rona i Lavender. Oboje wiemy, że ten dzieciak ma w sobie coś z
diabła. Naprawdę, nie wiem, co w nią wstąpiło, ale odkąd skończyła dwa lata,
zmieniła się nie do poznania. Może ty tego nie widzisz, bo w twojej obecności
zachowuje się jak mały aniołek, ale gdy wychodzisz… Opieka nad nią to koszmar.
I ja czasem już mam tego dość — powiedziała, wzdychając przeciągle.
— Potrzebujesz pomocy? Przecież zawsze
możesz skontaktować się z twoją matką albo z moją. Moja mama chętnie ci pomoże
w opiece nad Rose. Po śmierci Lucjusza czuje się bardzo samotna, a dobrze wiesz,
że kocha ją nad życie.
Hermiona usiadła i wyprostowała się.
— Proszenie o pomoc nie jest w moim
stylu. To by świadczyło o tym, że sobie nie radzę. Wiem, że pracowanie i
wychowywanie dziecka jednocześnie to wyzwanie, ale, mimo wszystko, sama
chciałabym sprostać temu zadaniu. W końcu jestem jej matką.
Draco patrzył na nią z podziwem
wymieszanym z konsternacją. Domyślał się, że gryfońska duma nie pozwala jej
poprosić o pomoc. Zwłaszcza jego matkę. Mimo faktu, że ich relacje znacząco się
poprawiły ostatnimi czasy. Gdyby była chociaż jedna osoba, która mogłaby…
— Ja mogę ci pomóc — powiedział po
prostu.
Hermiona zamrugała.
— Co?
— Mogę ci pomóc w opiece nad Rose.
Przecież to także moje dziecko. Sama mówiłaś, że przy mnie zachowuje się jak
aniołek, więc nie powinno być źle.
Hermiona parsknęła śmiechem.
— Nawet nie wiesz, na co się piszesz.
— Nie wierzysz we mnie?
Położyła rękę na jego dłoni.
— Draco, tu nie chodzi o wiarę w
ciebie. Dobrze wiesz, że w ciebie wierzę, ale znam naszą córkę od tej złej
strony i domyślam się, że mogłoby to zaburzyć twój obraz idealnej córeczki,
jaką, według ciebie, jest.
Draco przewrócił oczami.
— Chcę po prostu ci pomóc. Zajmę się
nią po drzemce, a ty będziesz mogła odpocząć. Możesz nawet pójść do Ginny i się
zrelaksować. Jak dobrze pamiętam, od dawna szukałyście pretekstu do spotkania,
więc to idealna okazja.
Hermiona przygryzła wargę. Fakt,
potrzebowała chwili przerwy, jednak obawiała się, że Draco sobie nie poradzi.
Ale, skoro chciał spróbować… to dlaczego nie dać mu tej szansy?
— Jesteś pewny, że tego chcesz? —
zapytała z nadzieją w głosie.
Skinął głową.
— Oczywiście. Nie muszę dzisiaj
pracować w domu, więc zajmę się małą, a ty się szykuj.
Uśmiechnęła się lekko i szybko wyszła
z łóżka. Spakowała najpotrzebniejsze rzeczy do swojej wyszywanej koralikami
torebki. Po drodze do salonu zajrzała jeszcze do pokoju Rose, która nadal mocno
spała. Draco stanął za Hermioną i oboje obserwowali córkę.
— Nie martw się, nie będzie źle.
Poradzimy sobie. Ona mnie uwielbia — zapewnił ją Draco.
Hermiona skomentowała to przeciągłym
prychnięciem.
— Zobaczymy czy będziesz taki radosny
za kilka godzin.
Po czym skierowała się do salonu,
gdzie znajdował się kominek z podłączoną Siecią Fiuu. Na odchodne rzuciła mu
szeroki uśmiech i powiedziała:
— Powodzenia, bo, wierz mi, przyda ci
się. Myślę, że nie będę tam długo…
Draco machnął ręką.
— Ciesz się chwilą, poradzimy sobie.
Hermiona nic nie powiedziała, tylko
tajemniczo się uśmiechnęła, po czym wrzuciła garść proszku w płomienie, weszła
do kominka i wywołała adres domu Potterów. Gdy zniknęła, Draco odetchnął
przeciągle i dopiero wtedy do niego dotarło, w co się wpakował. Hermiona nie
zwykła niczego wyolbrzymiać, ale on poradzi sobie i będzie miał wszystko pod
kontrolą. Jego plan był konkretny — sprawić, by jego dziecko było radosne i
szczęśliwe. Brzmi prosto i musi się udać, prawda?
~*~*~*~*~*~*~*~
Draco stał nad łóżeczkiem Rose i
głaskał ją po policzku, szepcząc jej imię. Początkowo zdawało się to nie
działać, ale po chwili mała poruszyła się nieznacznie i otworzyła oczy. Gdy go
zobaczyła, na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
— Dzień dobry, Rosie. Jak się spało?
Dziewczynka zaśmiała się i potarła
rączką zaspane oczy.
— Pora wstawać. Dzisiaj spędzisz
popołudnie i wieczór z tatą, mamusia ma wolne. Cieszysz się?
— Tiak! — zawołała radośnie.
Draco uśmiechnął się i sięgnął, by
wyjąć ją z łóżeczka. Niestety, nie było to takie proste, ponieważ zaczęła
wierzgać nogami i rękami. Podczas kolejnej próby na jego twarzy wylądował
pluszak. W pierwszej chwili nieco go zamurowało, ale postanowił nie okazywać
złych emocji. Odetchnął cicho, złapał dziecko pod pachami i po prostu wyjął z
łóżeczka, nie czekając na jej reakcję. Małej wyraźnie się to nie spodobało,
ponieważ zaczęła się wyrywać z jego rąk, więc postawił ją na podłodze i
obserwował. Ona niemal od razu pobiegła do komody stojącej naprzeciwko.
Zręcznym ruchem otworzyła dolną szufladę i zaczęła wyrzucać ubrania. Widząc to,
Draco pokonał odległość jednym, zwinnym krokiem i zebrał kupkę strojów leżącą
tuż obok jego nóg.
— Rosie, nie musisz wyjmować
wszystkich ubrań. Jesteś już ubrana, nie ma potrzeby przebierania się.
Jednak dziewczynka zdawała się go nie
słyszeć i kontynuowała wyrzucanie ubrań z komody. Trwało to dobre kilka minut.
Rose opróżniała szufladę, a Draco ją zapełniał. Na początku starał się nie
okazywać zirytowania, ale gdy dziesiąty raz wyrzuciła ubrania na podłogę, bez
słowa chwycił ją i usadził na podłodze koło wyjścia z pokoju, a sam, mamrocząc
coś pod nosem, posprzątał bałagan, który zrobiła.
— No dobrze, posprzątane. Rosie, nie
można tak wyrzucać ubrań z szuflady. Mama będzie zła, jak to zobaczy. Nie
będziesz już tak robiła, prawda? — zapytał, odwracając się.
Niestety, jego córka zniknęła.
Spanikowany, zajrzał w każdy kąt pomieszczenia; obok łóżeczka, za nim, za
zasłonką. Bez skutku. Nigdzie jej nie było. Wiedział, że będzie miał
przechlapane, jeśli coś złego się stanie, dlatego kontynuował poszukiwania w
innych pokojach. Sypialnia i kuchnia świeciły pustkami, korytarz także. Gdy
miał udać się do salonu, usłyszał dziecięcy śmiech. Odetchnął z ulgą i
skierował za nim. Wchodząc, myślał nad tym, co jej powie, ale kiedy zobaczył,
co dzieje się w salonie, kompletnie odebrało mu mowę.
Rosie stała przy stoliku kawowym, z
którego kapał atrament, ale najgorsze było to, co znajdowało się na blacie —
dokumenty, które przyniósł w swojej walizce. Nie miał pojęcia, jak otworzyła
zamek, widocznie nie domknął go dokładnie. Wszystkie kartki były pokryte
atramentem, tak jak i całe ciało Rose. Jej najwyraźniej to się bardzo podobało,
ponieważ śmiała się radośnie. Draco nie wiedział, jak na to zareagować. Mógł ją
upomnieć, nakrzyczeć, ale prawdopodobnie rozpłakałaby się i wystraszyła.
Śmianie się z tej sytuacji kompletnie nie wchodziło w grę, ponieważ nie było mu
do śmiechu. Dokumenty był w stanie uratować prostym zaklęciem, ale najbardziej
przerażała go perspektywa kąpieli Rose. Zwłaszcza po tym, co powiedziała
Hermiona.
Ostrożnie podszedł do dziecka i
spojrzał na nie. Nadal wesołe, robiło kleksy na kartkach i za każdym razem
chichotało. Uśmiechnął się do niej nieznacznie.
— Widzę, że świetnie się bawisz,
prawda?
— Tiak! Tata, pacz! — zawołała,
pokazując mu swoje arcydzieło.
Wziął kartkę do ręki i przyglądał się
temu, co namalowała, a ona zdawała się oczekiwać na jego komentarz.
— Bardzo ładne. Ale wydaje mi się, że
nie powinnaś malować także po sobie. Masz całe ręce i buzię w atramencie.
Musimy cię doprowadzić do porządku.
Dziewczynka chyba zrozumiała aluzję,
ponieważ pokręciła głową i zaczęła biegać po salonie, chlapiąc przy tym tuszem
po dywanie.
— Rosie, proszę cię, nie biegaj po
dywanie. Ubrudzisz cały. Podejdź tu do mnie — poprosił.
Niestety, zignorowała go i
kontynuowała bieg, tworząc okręgi z atramentu na dywanie. Zirytowany, Draco
wstał i złapał ją. Pisnęła i zaczęła się wyrywać, jednak tym razem trzymał ją
bardzo mocno. Przysunął ją do piersi i wtedy poczuł dziwny zapach. Uniósł ją i
się zaciągnął. Kiedy zrozumiał, co się stało, momentalnie zbladł.
Cholera
— przeklął w myślach, zastanawiając się, kto mógłby mu pomóc z przewinięciem
dziecka. Nigdy tego nie robił, kompletnie nie wiedział, jak to się robi.
Niewiele jego znajomych miało dzieci i jakąkolwiek styczność z takimi
czynnościami. Nagle w jego głowie pojawiła się myśl, której wiedział, że
zapewne będzie żałował, ale nie miał innego wyjścia.
~*~*~*~*~*~*~*~
Kominek ożył zielonymi płomieniami i w
salonie Malfoyów stanął Harry Potter. Widać było zaskoczenie na jego twarzy na
widok, który zastał. Bałagan na stoliku kawowym i brudny dywan od razu
przyciągnął jego uwagę. Już miał coś powiedzieć, ale Draco skutecznie mu to
uniemożliwił.
— Krótkie pytanie, Potter. Masz
dzieci?
Harry zamrugał.
— Mam.
— Super, pomagasz czasem rudej w
opiece nad nimi?
— Moja żona ma na imię Ginny, ale tak,
czasem jej pomagam.
Słysząc to, Draco podszedł do niego i
wręczył mu Rose. Harry przez chwilę jej się przyglądał, starając się połączyć
kropki i zrozumieć, co tu się, u licha, wydarzyło. Draco wiedział, że zacznie
zadawać pytania, dlatego od razu wszystko wytłumaczył.
— Hermiona ma dzisiaj wychodne. Sam
jej to zaproponowałem. Widziałem, że jest zmęczona, dlatego postanowiłem jej
pomóc. Myślałem, że opieka nad Rose jest prosta, ale od początku wszystko jest
nie tak, jak powinno. Ale najgorsze jest to, że trzeba ją przewinąć, a ja
kompletnie nie wiem, jak to się robi.
Harry znowu zamrugał.
— Hermiona ci nie pokazała?
Draco przewrócił oczami.
— Może i pokazywała, ale nie byłem
zbyt zainteresowany. Nie chcę, żeby uznała mnie za frajera. Dlatego potrzebuję
twojej pomocy. Rose podobno nie jest fanką kąpieli, a bez tego się nie
obejdzie. A, poza tym, muszę jej przygotować coś do jedzenia, ale, szczerze
mówiąc, nie wiem, co jedzą tak małe dzieci. Chyba nigdy się w to nie
zagłębiałem, zawsze Hermiona się wszystkim zajmowała.
Harry słuchał jego wyjaśnień i kiwał
głową w zrozumieniu. Wiedział, jak wygląda sytuacja w domu Malfoyów. Ginny
często rozmawiała na ten temat z Hermioną. Znając swoją przyjaciółkę, domyślał
się, że po prostu chciała wszystkim zająć się sama, sądząc, że w taki sposób pokaże,
jak dobrą jest matką. Tyle, że taka harówka na dłuższą metę była wykańczająca
psychicznie i fizycznie.
Spojrzał na Rose, która uśmiechała się
do niego szeroko. Pogłaskał ją po nosie, wywołując chichot.
— Dobra, Malfoy, pomogę ci. Może nie
jestem mistrzem w opiece nad dziećmi, ale myślę, że sobie poradzimy. Zajmę się
kąpielą i przewinięciem, a ty doprowadź salon do porządku i przygotuj dla niej
coś do jedzenia.
Trzymając Rose na ręce, Harry
przeszedł do kuchni i zaczął przeglądać szafki. Wyjął miski i postawił na
blacie, a z lodówki wziął jedzenie dla dzieci. Draco podszedł do niego i zaczął
czytać instrukcję na opakowaniu.
— Wystarczy podgrzać. To chyba
potrafisz? — zapytał ironicznie Harry.
Draco skinął głową.
— Tak, Potter, nie jestem aż tak tępy.
Poradzę sobie. Skąd w ogóle wiedziałeś, że mamy coś takiego?
Harry uśmiechnął się lekko.
— Gdy byłem tu ostatnim razem,
Hermiona akurat karmiła Rose — wyjaśnił. — Wiem, że karmienie też bywa
wyzwaniem jeśli chodzi o tę młodą damę, ale spokojnie, nie panikuj. Poradzimy
sobie.
Draco skrzywił się.
— Zaczynam podejrzewać, że Hermiona
miała rację, mówiąc, że nasza córka to niezła rozrabiara.
Harry skwitował to uśmiechem.
— Hermiona nigdy się nie myli.
Niestety.
— Chyba po prostu przeceniłem swoje
umiejętności — powiedział Draco, wzruszając ramionami.
— Będzie dobrze, zobaczysz. Zajmiesz
się salonem? My idziemy do łazienki, prawda, Rosie? — Harry zwrócił się do
dziewczynki, która obserwowała ich obu.
— Po cio? — zapytała.
— Pokażę ci fajną sztuczkę. Lubisz
zaklęcia? Twoja mama nauczyła mnie wyczarowywać kanarki, mogę ci pokazać, jeśli
chcesz? — zaproponował Harry, idąc z Rose do łazienki.
Draco usłyszał tylko jej radosny pisk,
ale nie skupiał się na tym, co mówiła. Sięgnął po różdżkę i zaczął sprzątać w
salonie.
~*~*~*~*~*~*~*~
Pół godziny później salon był
posprzątany, a Rose wykąpana i przebrana. Oczywiście podczas kąpieli nie obyło
się bez zalania całej podłogi w łazience i zmoczenia koszuli Harry’ego, ale ten
zdawał się tym nie przejmować. Być może chciał pokazać Draco, że mimo
trudności, nie należy panikować. Później, jakimś cudem, Harry ubrał Rose w
piżamę, po czym oboje udali się do kuchni, gdzie Draco właśnie przygotował
kolację. Wizualnie nie wyglądała zbyt zachęcająco do jedzenia, ale nie mieli
innych opcji do wyboru. Karmienie, o dziwo, przebiegało bez problemów. Być może
Rose była zmęczona wydarzeniami z tego dnia. Obaj mężczyźni byli tym nieco
zaskoczeni, ale nic nie mówili.
Gdy Rose zjadła, Harry zaniósł ją do
jej pokoju, a Draco w międzyczasie umył naczynia, a potem poszedł za nimi i
obserwował. Dziewczynka zaczęła się wyrywać, więc Harry puścił ją i obserwował.
Podeszła do szafki, na której stały książki i wskazała na nie. Uśmiechając się,
podszedł do niej.
— Chcesz, żeby ci poczytać? — zapytał.
Rose skinęła głową z entuzjazmem, a
potem zerknęła za siebie i uśmiechnęła się do Draco, który odwzajemnił gest.
— Tiak! Tata cyta!
Mężczyźni wymienili spojrzenia i Draco
podszedł bliżej, kucając przy Rose.
— Chcesz, żebym ci poczytał?
Kolejne entuzjastyczne skinienie
głową.
— No dobrze, chodź, wybierzemy coś do
czytania.
Wziął ją na ręce, tak, by mogła
wskazać jedną z książek. Wybrała mugolskie Baśnie
Andersena. Draco wiedział, że bardzo lubi te utwory i Hermiona czytała je
niemal bez przerwy, znając już słowa na pamięć. On jednak nigdy nie miał okazji
ich przeczytać.
Wziął książkę i usiadł na bujanym
krześle, stojącym obok lampki. Rose od razu usadowiła się wygodnie na jego
kolanach i wtuliła w pierś. Wyciągnęła rączkę, by otworzyć grubą okładkę i
zaczęła kartkować, ekscytując się każdą ilustracją.
Harry obserwował tę scenę z lekkim
uśmiechem na ustach. Z opowieści Hermiony wiedział, że Rose uwielbia spędzać
czas z Draco, ale ten nie zawsze ma dla niej wolną chwilę. Kto wie, może po
dzisiejszym dniu to się zmieni?
Nagle Draco spojrzał na Harry’ego i
powiedział:
— Możesz już iść, Potter. Myślę, że
sobie poradzimy.
Harry skinął głową.
— Jest zmęczona, więc pewnie niedługo
zaśnie.
Po czym skierował się do wyjścia, ale
zatrzymał go dźwięk głosu Draco.
— Dzięki za wszystko, Potter. Bez
ciebie bym sobie nie poradził. Ale, błagam… nie mów nic Hermionie.
Harry obrócił się w jego stronę i
wyszczerzył zęby w uśmiechu.
— Spokojnie, to zostanie między nami.
Poza tym, dziewczyny są u Luny. Wydaje mi się, że niedługo Hermiona powinna
wrócić.
Draco westchnął przeciągle.
— Miała rację… jak zwykle miała rację.
Harry jeszcze przez chwilę obserwował
Draco i Rose. Ona wskazywała Brzydkie
kaczątko i mówiła coś po swojemu, a Draco przytakiwał, chcąc dać jej do
zrozumienia, że wszystko pojmuje. Po kilku minutach obserwacji, Harry po cichu
przeszedł do salonu, wziął w garść trochę proszku Fiuu, uaktywniając sieć
poprzez wrzucenie do go kominka i przeniósł się do swojego domu.
~*~*~*~*~*~*~*~
Hermiona wróciła do domu jakiś czas
później. Rozejrzała się po salonie, ale nie dostrzegła niczego dziwnego. W
kuchni był porządek, w łazience także, więc cicho przeszła do części
sypialnianej. Dostrzegła smugę światła w pokoju Rose. Chwyciła za klamkę,
uchylając drzwi. Widok, który zastała, rozczulił jej serce. Draco siedzał z
Rose na bujanym krześle. On opierał się wygodnie, a ona wtulała w jego pierś.
Oboje smacznie spali. Baśnie Andersena
leżały obok nogi krzesła. Najwidoczniej zsunęły się, gdy oboje zasnęli.
Hermiona podeszła do nich i cicho wypowiedziała imię Draco. Po kilku próbach
otworzył oczy i uśmiechnął się do niej.
— Hej, już wróciłaś?
— Tak, przed chwilą. Może położę ją do
łóżeczka? — zaproponowała.
Zgodził się bez wahania. Hermiona
powoli ułożyła ją na miękkim materacu, podała pluszaka i przykryła kocykiem.
Draco w międzyczasie przeciągnął się, czując nasilający się ból pleców,
spowodowany niewygodną pozycją do snu. Wstał z krzesła i podszedł do Hermiony,
która obserwowała swoje smacznie śpiące dziecko. Objął żonę ramieniem i
pocałował w czoło.
— Miałaś rację. Dała mi nieźle w kość.
Nie sądziłem, że opieka nad dzieckiem może być tak trudna.
Hermiona uśmiechnęła się lekko.
— To kwestia praktyki. Ale, jak to
mówią, pierwsze koty za płoty.
Draco westchnął cicho.
— Niby tak. Powinienem był wcześniej
ci pomagać, bo dzisiaj naprawdę nie wiedziałem, co robić. Obiecuję, że znajdę
więcej czasu i…
— Draco, jestem pewna, że tak będzie,
ale nie rozmawiajmy teraz o tym. Chodźmy spać, to był długi dzień.
Skinął głową i oboje wyszli z pokoju
córki, nie robiąc zbędnego hałasu. Udali się do swojej sypialni, gdzie Hermiona
opowiedziała Draco, jak minęło spotkanie z Ginny i Luną. Słuchając opowieści,
ułożył się na łóżku i ostatkiem sił próbował zrozumieć jej słowa. Jednak trud
dnia i zmęczenie dały o sobie znać i zanim Hermiona skończyła opowiadać, zasnął.
Hermiona zauważyła to i uśmiechnęła się rozczulająco. Nachyliła się i
pocałowała go w czoło, mówiąc:
— Dobrze się spisałeś, tatuśku.
Po czym sama zasnęła, cały czas się
uśmiechając i próbując sobie wyobrazić, co się działo pod jej nieobecność,
ponieważ przeczuwała, że Draco dzięki Rose miał wiele atrakcji. A to dopiero
początek.
___________________
Witajcie :) pojawiam się trochę niespodziewanie, ale wydaje mi się, że to dobry moment, by wstawić tę miniaturkę. Pisanie jej było wielką przyjemnością i mam nadzieję, że chociaż trochę Was rozbawiła. Dajcie znać, co sądzicie.
U mnie wiele się dzieje. Dobrego i złego, stąd przerwa do Nowego Roku. Muszę poukładać sobie wiele spraw i pomóc ciężko chorej mamie. Trzymanie kciuków wskazane, wręcz konieczne. W międzyczasie postaram się coś potłumaczyć, by w Nowym Roku mieć z czym ruszyć.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Trzymajcie się. Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)