wtorek, 2 stycznia 2024

[T] Dziesięć na dziesięć: Dzień czwarty

Rozdział betowała mademoiselle. Bardzo dziękuję za pomoc!

 

Czwartego dnia Hermiona niechętnie opuściła swój pokój, ale tym razem Malfoya nigdzie nie było widać. Korzystając z chwili wytchnienia, szybko chwyciła garść proszku Fiuu i uklęknęła przed kominkiem. Płomienie trzaskały wokół jej głowy, gdy wywołała Norę i nie minęło więcej niż kilka sekund, zanim Molly pojawiła się tuż przed nią.

— Hermiona! — zawołała zaskoczona. — Wszystko w porządku, kochanie?

Zaniepokojony wyraz twarzy kobiety dał Hermionie do zrozumienia, że przynajmniej jedno z rodzeństwa Weasleyów wspomniało dzień wcześniej o jej dziwnym zachowaniu.

— W porządku — odpowiedziała napiętym głosem. — Chciałam tylko zapytać Rona, czy mógłby dziś przyjść. Przypuszczam, że nikogo nie będzie w domu na Grimmauld.

— Tak, oczywiście — powiedziała Molly, kiwając głową. — Oni będą w pracy. Dobrze, powiem Ronowi, kiedy wróci do domu i poproszę o przekazanie wiadomości.

— Dziękuję, Molly.

Starsza kobieta posłała jej ciepły uśmiech, ale Hermiona widziała troskę wypisaną w każdej zmarszczce na jej twarzy.

— Jesteś pewna, że wszystko w porządku, kochanie?

Hermiona lekko skinęła głową, ale Molly kontynuowała:

— To całkiem zrozumiałe, że jesteś zdenerwowana. Jeśli jest coś, co moglibyśmy zrobić, to…

— Nie — przerwała Hermiona. — Znaczy, dziękuję — dodała, by zatuszować to niegrzeczne zachowanie. — Ale nie, muszę po prostu z nimi porozmawiać i tyle… To nic wielkiego…

Wahanie w jej głosie nasilało się z każdą sekundą, gdy Molly obdarzała ją tym niezwykle współczującym, matczynym spojrzeniem, więc Hermiona potrząsnęła głową, aby wyrazić to, czego nie mogły przekazać słowa. Potem usłyszała dźwięk otwieranych drzwi do pokoju Malfoya na piętrze.

— Muszę iść — rzuciła szybko. — Dziękuję, Molly.

— Oczywiście, kochanie…

Hermiona wstała, zanim kobieta wypowiedziała ostatnie słowo, pobiegła w stronę schodów i ukryła się obok nich jak dziecko, gdy Malfoy schodził. Mogła mieć tylko nadzieję, że kiedy dotrze na dół, skieruje się na lewo do kuchni. Gdyby poszedł do salonu i ją zobaczył…

Jednak tym razem uniknęła pewnej śmierci spowodowanej umartwianiem się. Gdy tylko usłyszała dźwięk otwieranej szafki kuchennej, pobiegła po schodach i postanowiła poczekać w swoim pokoju, aż teren będzie czysty.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Tego wieczoru odgłosy rozmów z dołu oderwały Hermionę od czytania. Podskoczyła, zapominając, że jej przyjaciele skorzystają z Fiuu. Żałowała, że nie powiedziała Molly, aby aportowali się bezpośrednio do jej pokoju. Chociaż szczerze mówiąc, ta prośba niewiele pomogłaby w przekonaniu kobiety, że wszystko jest w porządku, co tak gorliwie sugerowała Hermiona.

Szybko otworzyła drzwi i wystawiła głowę na korytarz.

— Chodźcie tutaj, proszę! — zawołała.

Po chwili usłyszała tupot trzech par stóp na schodach i wycofała się, zostawiając uchylone drzwi. Ron pchnął je, a Harry i Ginny weszli za nim. Gdy tylko przekroczyli próg, Hermiona rzuciła się do przodu, by zamknąć i ponownie zablokować drzwi, dodając na dokładkę zaklęcie wyciszające.

— No cóż, zapytałbym, jak się masz — zaczął Ron, unosząc brwi na widok jej paranoi — ale mama już nam powiedziała, że wszystko u ciebie w porządku.

— Wygląda na takie samo w porządku jak podczas SUMów — zauważył Harry, przyglądając się podłodze pokrytej książkami i pergaminami.

— Zabawne — rzuciła Hermiona ze śmiertelną powagą. — Chciałabym zobaczyć, jak któryś z was mieszka z Malfoyem przez cztery dni i nadal żywy czuje się dobrze.

To otrzeźwiło ich obu.

— Przynajmniej dobrze wygląda — wtrąciła Ginny.

Hermiona spojrzała na dziewczynę, która od niechcenia przeglądała bibeloty na półce z książkami.

— Że co? — niemal jęknęła.

Ginny wzruszyła ramionami.

— Mówię tylko, że mogłaś trafić na Goyle’a. Albo tego małego kretyna Avery’ego z mojego roku. Wygląda jak świerszcz.

Hermiona zamrugała.

— Myślisz, że Malfoy dobrze wygląda?

Ginny uniosła brwi.

— A ty nie?

— Ej, Ginny… — jęknął Ron z grymasem.

Hermiona mamrotała bezgłośnie, rozglądając się po pokoju, jakby mogła znaleźć właściwą odpowiedź przypiętą do jednej z beżowych ścian. Jedyne, co spostrzegła, to Harry’ego siedzącego na skraju łóżka, wpatrującego się zdecydowanie w dywan z zaróżowionymi policzkami.

— Nie — wybuchła Hermiona, wzdychając z oburzenia. — To Malfoy.

— Cóż, nie pytam, czy on cię pociąga — stwierdziła Ginny. — Z pewnością miałaby na to wpływ jego osobowość, ale obiektywnie… — urwała, jakby Malfoy był tak przystojny, że nie trzeba było tego powtarzać dwa razy.

Hermiona poczuła, że chyba będzie miała gorączkę.

— Nie widziałam go z bliska od czasu procesu — ciągnęła Ginny, teraz w roztargnieniu przeglądając książkę, jakby rozmawiały o pogodzie. — Z pewnością dojrzał. Zmężniał. Wiesz, co mam na myśli.

Spojrzała na Hermionę, która z jakiegoś powodu powiedziała:

— Jest wysoki.

Ginny posłała jej współczujący uśmiech.

— Nikt nie będzie cię oceniał, jeśli uważasz, że jest przystojny.

To było odważne, biorąc pod uwagę, że Hermiona była w tej chwili niesamowicie zajęta taksowaniem Ginny. A Ron wyglądał, jakby miał zatrucie pokarmowe.

— Prawda, Harry?

Harry podniósł głowę na dźwięk swojego imienia i zarumienił się jeszcze bardziej.

— Ech, racja. — Zdjął okulary i użył koszulki do wyczyszczenia szkieł. — Nie miałbym ci tego za złe — mruknął.

Ginny uśmiechnęła się.

— Cóż, dziękuję — powiedziała Hermiona, czując się całkowicie skonsternowana. — Ale to nie jest konieczne, bo tak nie uważam, a nawet gdybym, a tak nie jest, to nie… chciałam porozmawiać o czymś innym.

Ginny zamknęła książkę, którą trzymała w dłoniach, wciąż wyglądając na zadowoloną z siebie, i skupiła całą uwagę na Hermionie. Zarówno Harry, jak i Ron wyglądali na uspokojonych.

Hermiona wzięła głęboki oddech i zaczęła chodzić wzdłuż łóżka, próbując odzyskać tok myśli.

— Malfoy uważa, że Ministerstwo kłamie, mówiąc, że małżonkowie są dobierani na zasadzie magicznej zgodności. Uważa, że to kwestia polityczna.

Jej trójka przyjaciół spojrzała na nią.

— Bazując na czym? — zapytał Harry po dłuższej przerwie.

— Cóż, może na niczym — przyznała Hermiona. — Jednak listy, które otrzymaliśmy z naszym dopasowaniem, mówiły o szeroko zakrojonych testach przeprowadzonych w celu ustalenia kompatybilności, ale nie przeszliśmy żadnych badań. Uważa, że to przykrywka dla spisku mającego na celu wyhodowanie czystokrwistych, w szczególności Świętej Dwudziestki Ósemki, poprzez dopasowanie ich z mugolakami.

Harry i Ginny wymienili spojrzenia.

— To… teoria — powiedział powoli Ron, ściągając brwi. — Z pewnością utrudniłoby to rekrutację na następną wojnę, gdyby wszyscy śmierciożercy mieli zięciów i synowe pochodzenia mugolskiego.

— I wnuki półkrwi — dodał Harry.

— Dokładnie — zgodziła się Hermiona.

— Ale w jaki sposób w takim razie ustalają dopasowania? — zapytała Ginny. — Znaczy, jesteśmy ze Świętej Dwudziestki Ósemki. Dlaczego Kingsley nie mógł cię połączyć z Ronem?

Hermiona spojrzała na chłopaka i chociaż wyglądał zdecydowanie niezręcznie, słysząc tę sugestię, wszyscy wiedzieli, że w ten sposób byłoby o wiele łatwiej.

— Malfoy myśli, że dopasowanie go ze mną wysłało czytelny sygnał innym zwolennikom supremacji krwi — odpowiedziała Hermiona. — Że z moją sławą jestem najgorszą karą dla rodziny Malfoyów.

— Powiedział ci to? — zapytał Ron z gniewem w głosie.

— Tak! — powiedziała Hermiona. — Mówił wiele obrzydliwych rzeczy. To Malfoy — powtórzyła, widząc, że wszyscy w pomieszczeniu zapomnieli z kim ma do czynienia.

— Dupek — mruknął Harry, kręcąc głową.

Hermiona z wdzięcznością skinęła głową w jego stronę. Myślała podobnie.

— W każdym razie — kontynuowała. — Jeśli Ministerstwo kłamie w sprawie testów zgodności, mamy doskonałe podstawy do unieważnienia tego małżeństwa. Ale będziemy musieli to udowodnić. Potrzebuję waszej pomocy, żeby się temu przyjrzeć, póki tu utknęłam, ale proszę, bądźcie ostrożni. Kingsley będzie miał wiele wymówek, by chcieć zachować tę przykrywkę. Być może mają już gotowe sfabrykowane wyniki testów.

Harry wstał i spojrzał na pozostałą dwójkę.

— Tak, możemy popytać. Dowiedzieć się, kto jeszcze znalazł się w pierwszym rzucie i z kim został połączony. Jeśli jakieś dopasowanie nie będzie pasować do wzorca, wtedy będziemy pewni.

Hermiona skinęła głową.

— Dziękuję. Zamierzam kontynuować poszukiwania jak dotychczas. Na wypadek, gdyby się mylił.

— Na wypadek, gdybyście rzeczywiście do siebie pasowali? — zapytała Ginny.

Hermiona zmrużyła oczy.

— Gdybyśmy byli magicznie kompatybilni, tak.

— Racja. — Zadowolony uśmiech powrócił na twarz rudowłosej i Hermiona skrzyżowała ramiona na piersi.

— Damy ci znać, gdy czegoś się dowiemy — powiedział Ron, występując naprzód i pojednawczo kładąc dłoń na jej łokciu.

Hermiona uśmiechnęła się, po raz pierwszy czując się naprawdę podbudowana; teraz miała posiłki.

— Postaraj się myśleć pozytywnie — poprosił Harry, krzywiąc się, jakby bolało go udzielenie tej samej banalnej rady, którą kiedyś mu dała.

— Spróbuję — powiedziała.

Ron wyszedł pierwszy, a za nim Harry, ale Ginny zatrzymała się na chwilę przed Hermioną.

— Powodzenia — powiedziała, spoglądając na pusty korytarz. Następnie pochyliła się i zniżyła głos. — I nie bądź dla siebie zbyt surowa. Cokolwiek się zdarzy…

Hermiona parsknęła oburzona, mając zamiar upierać się, że nic się nie stanie, ale Ginny ponownie uniosła brwi.

— Mam na myśli cokolwiek, Hermiono — wyjaśniła łagodnie. — Jeśli nie znajdziesz wyjścia z tej sytuacji, to nie twoja wina.

Hermiona zacisnęła usta, gdy usłyszała słowa drugiej dziewczyny. Niezależnie od tego, czy została wybrana na partnerkę Malfoya, czy nie, żadne z nich nie powinno nigdy znaleźć się w takiej sytuacji. Hermiona nie powinna odpowiadać za znajdowanie słabych punktów w prawie swojego rządu, pozwalających zachować jej autonomię; powinni jej to zapewnić.

Jej broda zadrżała niebezpiecznie, gdy walczyła z chęcią ponownego rozpłakania się ze złości, ale skinęła głową w podziękowaniu, a Ginny posłała jej ostatni uspokajający uśmiech, zanim wyszła przez drzwi.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Chociaż poszukiwania zagłuszały jej głód przez większą część popołudnia i wieczoru, zanim wybiła dziesiąta, Hermiona nie mogła już dłużej ignorować bólu pustego żołądka. Zaznaczyła miejsce w książce, którą właśnie czytała i odrzuciła kołdrę.

Nakładając sweter na podkoszulek, cicho otworzyła drzwi sypialni i wyjrzała na zewnątrz. Szczelina pod drzwiami Malfoya była ciemna, a w domu panowała cisza. Usta Hermiony wykrzywiały się w tę i z powrotem, gdy rozważała swoje szanse.

W pokoju Malfoya znajdowała się własna łazienka i podejrzewała, że rzucił na nią zaklęcie wyciszające, ponieważ nigdy nie słyszała dźwięku prysznica. W związku z tym nie miała zielonego pojęcia o jego harmonogramie dnia. Dodając to do czasu, który spędziła aktywnie ukrywając się przed nim, nie było pewne, czy o tej porze będzie spał, czy nie. Wiedząc, że nie ma na to rady, zamknęła za sobą drzwi, tak delikatnie, jak to możliwe, i ruszyła w dół po schodach.

Oddychając z ulgą w obliczu utrzymującej się ciemności na parterze, Hermiona weszła do kuchni i włączyła światło.

Brzdęk tłuczonej porcelany zagłuszył krzyk Hermiony, która z szoku prawie połknęła własną twarz. Malfoy pojawił się tuż przed nią.

— Cholera jasna, Granger! — warknął, cofając się od rozlanej na podłodze pomiędzy nimi kałuży herbaty.

— Dlaczego siedzisz w ciemności? — zapytała, trzymając się za bijące serce.

Oczy Malfoya powędrowały do żyrandola pośrodku sufitu, a następnie do włącznika światła na ścianie za nią. Z opóźnieniem zdała sobie sprawę, że w jednej ręce ściskał różdżkę, a czubek jarzył się słabym blaskiem dzięki zaklęciu Lumos.

Przewróciła oczami i cofnęła się do ściany, kilkakrotnie włączając i wyłączając włącznik.

— Światło — powiedziała stanowczo.

— Najwyraźniej — zagotował się, mrużąc oczy na jej protekcjonalny ton.

Zgasił różdżkę i użył jej do naprawy rozbitego kubka oraz usunięcia rozlanej herbaty. Skończył szybkim Chłoszczyść na lepkiej płytce.

Obserwując jak rzuca zaklęcia, wzrok Hermiony skupił się na Malfoyu, który podwinął rękawy swojej koszuli, odsłaniając umięśnione ramiona. Przy każdym machnięciu różdżką ścięgna napinały się, a wydatne żyły pulsowały pod jego porcelanową skórą, gdy…

— Co?

Hermiona gwałtownie podniosła głowę. Malfoy przyglądał się jej uważnie. Skrzyżował ramiona na szerokiej piersi, po czym ruchem głowy odrzucił kosmyk włosów z twarzy. To nie zadziałało i ten sam kosmyk opadł mu na czoło, nadając mu przyjemnie potargany wygląd, który…

Och.

Och nie.

Hermiona zamierzała zabić Ginny Weasley.

— Na co patrzysz? — warknął Malfoy, postępując o krok.

Hermiona cofnęła się, mocniej owijając się swetrem, gdy uświadomiła sobie, że nie ma stanika.

— Na n-nic — wyjąkała, wpatrując się w podłogę między nimi. — Przykro mi z powodu herbaty.

Nawet z boku widziała, jak to zaskoczyło Malfoya.

Wykorzystując jego ciszę z oszołomienia, prześlizgnęła się obok i podeszła do spiżarni.

— Ja tylko… — Szperała przez chwilę, zanim znalazła paczkę ciastek Jaffa. — Zejdź mi z drogi — dokończyła, omijając go i przyciskając znalezisko do piersi.

Nie odważyła się obejrzeć przez ramię, wykonując taktyczny odwrót.

 ___________________

Witajcie! Po dłuższej przerwie wracam z nowym rozdziałem. Nie jest łatwo wbić się z temat po tak długiej przerwie, ale chyba nie wyszło źle. Historia trochę nabiera tępa i już niedługo naprawdę będzie się działo. Możecie się także spodziewać ciut dłuższych rozdziałów.

Jak wrażenia po tej części? Dajcie znać.

Kolejny rozdział planuję dodać pod koniec tygodnia.

Tyle ode mnie. Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku! Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia! Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy