sobota, 8 czerwca 2024

[T] Apartament 9 i 3/4: Rozdział 16

 

Był dwudziesty drugi czerwca i Neville zaprzątał sobie głowę tylko jedną sprawą — rozmową kwalifikacyjną. Dobrze się bawił, pracując z Ronem i George’em, ponieważ nikogo nie obchodziło, czy zrobił coś głupiego — to był sklep z żartami do rozpuku. Jeśli miałby kiedykolwiek pracować w Hogwarcie, choć nie sądził, że w ogóle dostanie tę pracę, musiałby zachowywać się… jak dorosły, którym nie był. Hermiona i Luna bez przerwy namawiały go, by to zrobił, ale zlekceważył je, przekonany, iż to nie jest dla niego. Tego dnia w sklepie było bardzo cicho, a Neville siedział znudzony za ladą. Ron podszedł do niego i walnął go w głowę egzemplarzem Proroka Codziennego.

— Hej! Za co to było? — zapytał.

— Chcę, żebyś wyświadczył mi przysługę. Możesz wstać i przejść dziesięć kroków w lewo. — Neville to uczynił. — Weź trochę proszku Fiuu i wrzuć go do kominka. — Też to zrobił. — I idź na rozmowę kwalifikacyjną.

Neville zaśmiał się i przewrócił oczami, po czym ponownie usiadł. Ron zawołał George’a i szepnął mu coś na ucho. Ten uśmiechnął się i podszedł do Neville’a.

— Nev, obawiam się, że mamy złe wieści — powiedział uroczyście.

— O co chodzi? — zapytał.

— Musimy pozwolić ci odejść. — George uśmiechnął się.

— Co masz na myśli? — westchnął.

— ZWALNIAM CIĘ! — wrzasnął George, wskazując na jego palcem. — Przepraszam, zawsze chciałem to zrobić. Ale tak, zwalniam cię. — Zaśmiał się, gdy dołączył do nich Ron.

— Wygląda na to, że potrzebujesz nowej pracy — mruknął Ron. — Och! Patrz na to! — Położył na blacie gazetę, wskazując ogłoszenie o rozmowie kwalifikacyjnej.

— Ron, mówiłem ci, że tego nie zrobię — warknął Neville.

— Tak, ale dlaczego? — zapytał niewinnie.

— Ponieważ… Ponieważ to jest Hogwart! Miejsce, gdzie my… Gdzie straciliśmy wszystkich… To miejsce, gdzie Hermiona została spetryfikowana, gdzie Harry musiał wziąć udział w turnieju, gdzie Draco drwił z nas przez lata, miała tam też miejsce ta cała sprawa z pająkiem… Zbyt wiele złych wspomnień — wymamrotał.

— Tak, ale co z tymi wszystkimi dobrymi momentami? Kiedy pokochałeś zielarstwo, kiedy ty i Ginny poszliście na bal i nie wróciliście aż do świtu! A co z tym, że uratowałeś wszystkich, zabijając Nagini — to ohydne wspomnienie, ale byłeś bohaterem — powiedział George.

— Zdaję sobie sprawę z tego, że to brzmi jak naprawdę głupi pomysł, ale masz tak wiele do zaoferowania — jesteś zabawny, masz zielarstwo w jednym paluszku i dzieci będą cię kochać! — wykrzyknął Ron.

Neville zastanawiał się przez minutę, zanim podjął decyzję.

— Dobra, niech będzie, zrobię to — powiedział, a Ron klepnął go po plecach. — O cholera, naprawdę to robię… Dobra! Kurtka, mózg, panika — mam wszystko. Życzcie mi powodzenia! — Neville miotał się.

— Oddychaj, Sprout, oddychaj. — George uśmiechnął się ironicznie.

— Oddychać?! Nie mam na to czasu. Chwila — jeśli mnie nie przyjmą, mogę tu wrócić? — zapytał.

— Tak, oczywiście. A teraz idź, zanim stchórzysz! — Ron roześmiał się.

Neville pomachał im na pożegnanie, po czym aportował się do Hogsmeade. Szedł brukowaną ulicą aż do bram Hogwartu, gdzie zastał swoich dawnych profesorów McGonagall i Flitwicka, stojących na zewnątrz.

— Longbottom! Jak cudownie cię widzieć. Co cię tutaj sprowadza? — zapytała McGonagall.

— Przyszedłem na rozmowę kwalifikacyjną. Chcę zostać nauczycielem zielarstwa! — wypalił.

— Och, świetnie! Byłoby wspaniale, gdyby dawny uczeń z nami pracował! — wykrzyknął Flitwick, klaszcząc w swoje małe dłonie.

— Masz świadomość, że rozmowy zaczynają się za pół godziny?

— Naprawdę? Cóż, to była dość spontaniczna decyzja, trochę jak w filmie, w którym wcieliłem się w idiotę, a potem był moment o cholera, muszę to zrobić i nie zastanawiałem się ani chwili. W filmach zazwyczaj przeskok czasowy jest od razu, bo to wygodne dla aktora i zdaję sobie sprawę, że to nie jest film, ale w zasadzie próbuję powiedzieć, że jestem przygłupem i nie powinniście mnie zatrudniać — mamrotał, a McGonagall zachichotała i poklepała go po ramieniu.

— Dobrze cię znów widzieć. — Rozpromieniła się. — Chodź. Oprowadziłabym cię, ale już znasz wszystkie kąty.

— Cóż, aż tak to nie. — Neville uśmiechnął się.

McGonagall i Flitwick poprowadzili go przez znajome korytarze, które teraz wyglądały zupełnie inaczej niż przed wojną. Zabrali go do starego biura Dumbledore’a.

— Usiądź tu, za chwilę cię poprosimy — powiedziała McGonagall i oboje profesorowie weszli do gabinetu.

Neville rozejrzał się i zobaczył coś na ścianie. Na środku znajdował się złoty talerz z imionami wszystkich, którzy zginęli: Nimfadory Tonks, Remusa Lupina, Freda Weasleya, Severusa Snape’a, Colina Creeveya i wielu innych. Wokół talerza wisiały nazwiska i zdjęcia wszystkich uczniów, którzy walczyli na wojnie. Neville wzdrygnął się, gdy zobaczył swoje imię — krew spływała mu po twarzy i trzymał gigantyczny miecz, rozmawiając z Luną. Uczniowie przeszli obok niego, kilku z nich rozpoznał i uważał, aby nie nawiązywać z nimi kontaktu wzrokowego, kiedy weszło kilku innych dorosłych. Neville zaczął się denerwować — wszyscy wyglądali bardzo profesjonalnie; dorośli w garniturach z walizkami, podczas gdy on miał na sobie dżinsy i rozpinany sweter. Szybko zorientował się, że nadal ma przypiętą odznakę Magicznych Dowcipów Wealseyów, więc ją zdjął. Jedno po drugim mężczyźni wchodzili do gabinetu, aż w końcu przyszła kolej na Neville’a. Wziął głęboki oddech i wszedł.

— Dzień dobry, panie Longbottom — McGonagall przywitała się. Neville prychnął i musiał zakryć usta dłonią, gdy dwóch profesorów i ktoś, kto, jak przypuszczał, był z Ministerstwa, posłali mu pytające spojrzenia.

— Przepraszam, po prostu nie jestem do tego przyzwyczajony. To normalne… Longbottom, mówiłem ci, żebyś zamienił kota w filiżankę, a nie w talerz! — Uśmiechnął się.

Flitwick zaśmiał się, a pozostali zachowali powagę. Neville odchrząknął i usiadł.

— Na początek, jakie masz doświadczenie zawodowe? — zapytała McGonagall.

— Cóż, pracowałem jako auror, ale zostałem zwolniony, bo podpaliłem dokumenty Harry’ego. Potem próbowałem pracować z mugolami i przypadkowo użyłem zaklęcia, przez co musiałem wymazać im z pamięci moje istnienie. Później pracowałem u George’a Wealsyea w sklepie, ale mnie zwolnił, więc przyszedłem na tę rozmowę — wyjaśnił Neville, cały czas myśląc o tym, jak głupio to zabrzmiało. Zaczął żałować, że w ogóle tu przyszedł.

— W porządku, jakie OWUTEMy pan zdał? — zapytał pracownik Ministerstwa.

— Na miarę moich możliwości; oblałem eliksiry, oblałem transmutację, zdałem zielarstwo, dobrze poradziłem sobie z wróżbiarstwem i zdałem astrologię — powiedział Neville.

— Jakie ma pan doświadczenie z dziećmi? — spytał Flitwick.

— Szczerze mówiąc, niewielkie. Mieszkam niedaleko Harry’ego i Ginny, u których co weekend jest Teddy Lupin, więc widuję go często i… Słuchajcie, nie będę was okłamywać, bo prawdopodobnie mam najmniejsze kwalifikacje do tej pracy spośród wszystkich kandydatów. Skończyłem Hogwart zaledwie cztery lata temu, ale uwielbiam zielarstwo i kocham tę szkołę. Chcę móc pomagać dzieciom. Cholera, dziwnie się czuję, mówiąc to, ponieważ chodziłem do szkoły z wieloma z nich — ale nauczyłbym ich wielu fajnych rzeczy i myślę, że byłbym w tym całkiem niezły — plątał się.

Po kolejnych pytaniach było po wszystkim. Neville wyszedł, nie czując się zbyt pewnie, czy dostanie tę pracę. Zszedł ze wzgórza i wszedł do baru Hogs Head. Usiadł przy stoliku w rogu i zamówił piwo imbirowe. Kelnerka przyniosła je minutę później.

— Proszę bardzo, jedno piwo imbirowe. Co taka smutna mina? — zapytała.

— Poddaję się i tyle — wymamrotał. Kelnerka wpatrywała się w niego, wyglądając, jakby próbowała sobie coś przypomnieć. — Co?

— O Merlinie! Neville! Neville Longbottom! — wykrzyknęła.

— Tak, i… Och! Hanna! Hanna Abbot!

— We własnej osobie. — Zaśmiała się. — Świetnie cię widzieć.

— Ciebie też — odpowiedział.

— Więc, co porabiałeś? — zapytała, odsuwając krzesło.

— Staram się o pracę, ale jak zwykle zawaliłem. — Uśmiechnął się. — A ty?

— Próbuję utrzymać porządek w barze. Bezskutecznie. — Zachichotała. — Jak to się stało, że tu jesteś? Mieszkasz z Ronem, prawda?

— Tak. Luna i Hermiona obok nas, Harry i Gin po drugiej stronie ulicy. Jest wspaniale. A ja właśnie byłem na rozmowie kwalifikacyjnej w Hogwarcie — profesor Sprout odeszła na emeryturę — odpowiedział.

— Ach, super. Byłoby świetnie, gdybyś dostał tę pracę, wymiatałbyś. — Uśmiechnęła się.

— Nie rób sobie nadziei. — Westchnął.

— Jestem pewna, że poradziłeś sobie lepiej, niż myślisz. W każdym razie ja…

— Hanna! Tutaj! — zawołał mężczyzna za barem.

— Obowiązki wzywają. — Przewróciła oczami. — Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy.

Po czym wstała i przysunęła krzesło do stolika. Napisała coś na serwetce i podała mu ją. Mrugnęła i wróciła za bar. Neville uśmiechnął się do siebie i dokończył drinka, po czym aportował się do domu.

____________

Witajcie :) pewnie nikt się tego nie spodziewał. W sumie to była dość spontaniczna decyzja, ale powinniście być zadowoleni. Rozdział dotyczący Neville'a i jego dream job. Jak zwykle wyszło śmiesznie, ale chyba to w tym opowiadaniu lubimy.

Jeśli chodzi o moją sytuację, to opowiadanie jest bez bety i chyba już tak je dokończę. Wydaje mi się, że nie ma poważnych błędów, chociaż po takiej przerwie mogą się zdarzyć. Gdyby ktoś chciał pomóc to dajcie znać. 

Od razu zapraszam na rozdział 17, który także został opublikowany. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy