Lipiec 2004
Draco
opróżnił trzeci kieliszek Ognistej Whisky, siedząc na sofie i wpatrując się
uważnie w kominek. Gdy minuty zamieniły się w godzinę, a ta w dwie, poczuł, jak
w jego środku narasta wściekłość i odrzucenie. Granger się nie pojawiła.
Powinien był się tego spodziewać. Podobało jej się niebezpieczeństwo,
stanowczość, ale kiedy przyszło co do czego, to może nie jego chciała.
Potrzebowała kogoś, kto pomoże jej się od niej samej uwolnić.
Westchnął
i potarł twarz dłonią. Był naprawdę żałosny, myśląc, że przyjmie jego
zaproszenie. Wcale nie był dla niej miły. Wiedział o tym. Brnął w to jak
zawsze, zwracając się do niej tak, jak przez ostatnie dziesięć lat. To nie był
sposób na uwiedzenie kobiety — wiedział o tym — a jednak, kurwa, nie mógł
przestać. Lecz nie mógł po prostu kupić jej kwiatów; nie mógł ot tak zmienić
się z dnia na dzień, to wzbudziłoby podejrzenia. Zaproszenie jej na seks nie
było jednak najlepszym pomysłem. Poza tym to była cholerna Granger, na Salazara. Późne spotkania nie pasowały do tego, kim
była, i już powinien o tym wiedzieć. Nie żeby kiedykolwiek dała mu szansę, aby
dowiedział się, kim naprawdę była.
Zacisnął
szczękę i wstał, czując lekkie zażenowanie. Nie mógł się doczekać dzisiejszego
wieczoru, żeby znów ją mieć. Planował pokazać jej świat, którego, jak był
pewien, jeszcze nie widziała. Może po to, żeby zaspokoić jej mroczną stronę w
znacznie ostrożniejszy i kontrolowany sposób, ale możliwe, że był w tym
zbyt bezpośredni. Gdyby postępował tak w przeszłości, miałby ją tylko dla siebie
o wiele wcześniej. Wytrzymywanie wieczoru z idiotami z zespołu Pottera nie było
tym, co w umyśle Draco było definicją idealnego piątku. Perkins kradnący
kobiecie jedzenie, Gallagher gadający głupoty i McLeod rechoczący z każdej
bzdury, którą paplał jego kumpel. To było naprawdę obrzydliwe. Jak, u licha,
Granger mogła to znosić, siedząc z tymi prostakami w każdy piątek? Z drugiej
strony, pomimo inteligencji wirującej pod tą ogromną czupryną, nigdy zbyt
mądrze nie dobierała ludzi do swojego otoczenia. Chociaż z dzisiejszego
towarzystwa to Potter i Granger byli ludźmi, z którymi Draco mógłby spędzać
czas — i to było wystarczająco przerażające.
Potter
wcale nie był takim złym gościem. Był pretensjonalnym dobroczyńcą — nadal
świętym Potterem — tak, a czasami Draco tak po prostu chciał uderzyć go w
twarz, ale mimo tego wszystkiego nie był złym facetem.
Granger
to inny przypadek. Granger to… Granger.
Spędził sporo czasu, fantazjując o dotykaniu jej, wiązaniu, czczeniu jej ciała
i dawaniu jej najczystszej przyjemności, jakiej kiedykolwiek doświadczyła,
chociaż zawsze wiedział, że to się nigdy nie wydarzy. Teraz, gdy do czegoś doszło… cóż, był jednocześnie
pobudzony i zdruzgotany. Jej odpowiedzi dawały mu poczucie nadziei, ale jeśli
nigdy więcej nie będzie mógł jej dotknąć, jego cierpienie będzie trwało do
końca życia.
Ale
Granger nie wiedziała, z czym się zmagał. Nie obchodziło jej to. Nie rozumiem, powiedziała tym
nieodpartym, zdyszanym, przepełnionym strachem głosem, a on odpowiedział, że
nie musi rozumieć. Nie musiała, bo wiedział, że nigdy nie zrozumie.
Nie
zrozumiałaby tortury pragnienia czegoś, czym tak żarliwie się gardzi. Nie
zrozumiałaby paraliżującej zazdrości, gdy widział, jak przez te wszystkie lata
wzdychała do tego tępego Łasica. Nie zrozumiałaby bólu, który odczuł, gdy
patrzył, jak torturowała ją kobieta, którą ubóstwiał w okresie dojrzewania. Nie
zrozumiałaby męki odczuwania zarówno wstrętu, jak i podniecenia za każdym
razem, gdy spojrzała, albo przeszła obok. Nie zrozumiałaby wrodzonej potrzeby troszczenia
się o nią, chronienia jej, posiadania jej. Nadal pamiętał mękę, gdy zdał sobie
sprawę, że jego zapachy Amortencji to jabłka, jaśmin i książki. To była ona. Zawsze, kurwa, ona i nikt nie mógł jej dorównać. To było jak wielka, pusta
przestrzeń w jego wnętrzu, taka, którą tylko ona mogła zająć.
Myślał
o jej jękach i skomleniach, gdy dotykał miękkich piersi i czuł sztywne sutki w
swoich dłoniach. Jej włosy łaskotały go w twarz, a zapach uderzał jak burza.
Był twardy, zanim jeszcze przycisnął ją do ściany, i całkowicie się zatracił w
chwili, gdy pierwszy raz jęknęła. Prawdę mówiąc, nie był pewien, czy byłby w
stanie się powstrzymać, gdyby go o to poprosiła.
Wiedział,
że nie była trzeźwa, gdy podszedł do niej przy barze. Zobaczenie tego, jak
drobna czarownica podskakuje, by zwrócić uwagę barmana, było pokusą, której nie
mógł się oprzeć. Żartowanie z niej było przyjemnością, chociaż potrafiła być
niezwykle irytująca. A potem spojrzała na niego tym swoim kuszącym spojrzeniem,
a on był już wtedy lekko wstawiony. Poczuł przypływ nadziei, chłopięce
uniesienie, zanim nazwała go Śmierciożercą, doprowadzając go do wybuchu.
Oczywiście,
żałował tego, jak przebiegł ich pierwszy raz. Z pewnością nie tak sobie to
wyobrażał, nie jako wściekłego pieprzenia jej przy ścianie w pubie. Mimo
to był to najlepszy seks w jego życiu w najbardziej niezręcznej pozycji, na
jaką mogli sobie pozwolić w ciasnej przestrzeni. W przeszłości miał
wielogodzinne, niesamowicie mokre i gorące romanse z pięknymi, rozwiązłymi
wiedźmami, ale nie… i nikogo nie pragnął tak jak jej.
I
to zżerało go od środka.
Wszedł
do łazienki i zdjął koszulę oraz spodnie. Jego kutas był twardy od myślenia o
niej, wspominania i czekania, więc puścił zimną wodę i wszedł pod prysznic,
żeby wściekle masturbować się, fantazjując o ciągnięciu jej za włosy i
pokazaniu jej, jak dobry może być tylko dla niej.
A
ona by jęczała, skomlała i dochodziła tak mocno, że widziałaby gwiazdy.
Doszedł.
Jego wytrysk pryskał na kafelki pod prysznicem. Draco oparł czoło o ścianę,
ciężko oddychając. Kurwa. Obiecał
sobie, kiedy był jeszcze w szkole, że nie pozwoli, aby myśli o Granger wzięły
nad nim górę. Przysiągł sobie, że będzie ją trzymał zamkniętą w swoim umyśle i
pozwoli, aby fantazje na jej temat również nie przełożyły się na rzeczywistość.
Przez lata ten system się sprawdzał, chociaż był męczarnią — a potem musiało mu
odbić i wszystko spieprzył.
Jak
mógłby teraz wrócić do poprzedniego stanu?
Była
prawie druga w nocy, kiedy w końcu położył się do łóżka, godząc się ze swoją
druzgocącą porażką, i spał prawie do południa. To Poppy obudziła go swoim
zwykłym, piskliwym kaszlem.
—
Pan Draco musi się już obudzić — powiedziała w chwili, gdy otworzył oczy.
—
Co tu robisz, Poppy? — wychrypiał Draco i odwrócił się do niej. — Wracaj do
matki. Powiedz jej, że będę na czas.
—
Już prawie czas, panie Draco — oświadczyła Poppy. — Poppy wyjdzie, żeby
pozwolić panu się ubrać. Tylko szybko!
Jęknął
w poduszkę, ale wiedział, że matka będzie rozczarowana, jeśli pojawi się choć
pół minut za późno. Więc zwlókł się z łóżka i sięgnął po parę bokserek w
szufladzie, po czym wyszedł z sypialni i wszedł do łazienki. Miał włosy w
nieładzie, a oczy wciąż opuchnięte od snu.
Umył
twarz zimną wodą, podczas gdy Poppy zapytała, czy już się ubrał.
—
Wyglądam przyzwoicie — warknął, a skrzatka wpadła do środka, niosąc różdżkę,
parę czarnych spodni i świeżo wyprasowaną, białą koszulę. Draco uniósł brew i
spojrzał na nią. — Biała?
—
Pani Narcyza to wybrała, panie — wyjaśniła. — Twierdzi, że gdyby nie ten wybór,
pan zdecydowałby się na czerń.
—
Oczywiście, że tak — mruknął Draco, sięgając po spodnie.
Biała
koszula leżała na nim całkiem przyzwoicie, może była trochę za ciasna, ale
wsunął ją za pas spodni, zanim poprawił mankiety. Następnie sięgnął po różdżkę
i jednym ruchem nadgarstka zajął się bałaganem na włosach. Rozplątały się i
ułożyły idealnie. Zaklęcie odświeżające usta sprawiło, że woń po whisky
zniknęła, i chociaż nadal czuł się cholernie zmęczony, przynajmniej dobrze
wyglądał. Ostatnią rzeczą, jaką zrobił, było upewnienie się, że pachnie lepiej,
niż sam czuł, a Poppy pisnęła, popędzając go, gdy ostatni raz spojrzał na
siebie w lustrze, poprawiając niesforny kosmyk.
—
Pan jest bardzo przystojny — powiedziała — ale pani Narcyza czeka!
—
Dobrze, dobrze — mruknął i schował różdżkę do kieszeni. — Chodźmy więc.
Wyciągnął
rękę do małej skrzatki, która ją chwyciła i się deportowali.
~*~*~*~*~*~*~*~
Dwór
Malfoyów zmienił się od czasu wojny. Kiedy Draco i jego ojciec zostali skazani
na pobyt w Azkabanie, zostawili Narcyzę samą, a ona chciała raz na zawsze
wymazać z pamięci wspomnienia o Czarnym Panu, Śmierciożercach i wojnie.
Przebudowała posiadłość, aby bardziej przypominała jedną z ich rezydencji we
Francji, i chociaż Draco tego nie pochwalał, wyglądała trochę zbyt, cóż, kontynentalnie jak na jego gust. Prawie
wszystko pomalowano w odcieniach bieli, beży lub pudrowego niebieskiego.
Bardzo barokowo. Dwór wyglądał jak ciastko, przez co kompletnie nie był w jego
guście.
Spotkał
matkę w jadalni. Miała na sobie fioletową sukienkę, a włosy zostały ułożone w
ten sam elegancki kok, co zawsze. Jego matka była piękną kobietą, o znacznie
łagodniejszych rysach niż jej starsze siostry. Przywitała go ciepłym uśmiechem
i wyciągnęła ku niemu ręce.
—
Witaj, kochanie — przywitała się i pocałowała go w oba policzki. — Bardzo
uszczęśliwiasz swoją biedną, starą matkę, przychodząc tutaj. — Poklepała go po
piersi, przy okazji dostrzegając napięte guziki. — Musisz dbać o figurę, Draco.
Nie przystoi komuś o twoim statusie być muskularnym.
—
Jestem Aurorem, matko — prychnął
Draco. — Moim zadaniem jest nie dać się pokonać, a nie rezygnować z ćwiczeń
tylko dlatego, że nasz status rodzinny tego „wymaga”. Poza tym, od Francji
utrzymuję tę samą sylwetkę. To nie moja wina, że wybierasz ubrania, które
mógłbym nosić, mając siedemnaście lat.
—
Bzdury — skarciła go Narcyza. — Bardzo się cieszę, że tu jesteś.
Zacisnął
szczękę i wymamrotał:
—
Dla ciebie wszystko, matko, chociaż wiesz, że gardzę tego typu wydarzeniami.
Westchnęła
i zmarszczyła brwi.
—
Nie patrz tak na mnie, Draco. Ja tylko próbuję ci pomóc.
—
Tak, cóż — Draco przeciągał słowa i nalał sobie szklankę musującej lemoniady —
raczej jestem w stanie znaleźć sobie żonę, dziękuję bardzo.
Narcyza
zacisnęła usta i uniosła brodę.
—
Masz dwadzieścia cztery lata, kochanie — mruknęła. — Kiedy twój ojciec i ja
byliśmy w twoim wieku, już dawno wzięliśmy ślub.
Draco
przewrócił oczami.
—
Tak, dość często o tym wspominasz, matko.
Uniosła
brew, zanim podeszła do niego, by wygładzić zagięcie na białej koszuli.
—
Jesteś takim przystojnym dżentelmenem, Draco. Każda kobieta miałaby szczęście,
mając ciebie, ale jest jeszcze ta irytująca reputacja, za którą musimy
odpokutować, i ty o tym wiesz.
—
Matko — wymamrotał — nie zaczynaj z tym…
—
Cóż, wiesz, że to prawda! — nalegała. — Ten ślad na twoim ramieniu zostanie z
tobą do końca życia, a to oznacza, że będziesz musiał podjąć pewne wysiłki, aby
zostać ponownie przyjętym w wyższe sfery. Odpowiednie małżeństwo mogłoby ci w
tym pomóc.
Przewrócił
oczami i wziął łyk lemoniady.
—
Jasne, to kto jest dzisiejszą szczęściarą?
—
Emily Rochester — powiedziała Narcyza.
Draco
uniósł brwi.
—
Rochester? Matko, wiesz, że są półkrwi, prawda?
Narcyza
zmarszczyła brwi.
—
Nie bądź taki drobiazgowy, Draco. Czasy się zmieniają i my musimy zmieniać się
razem z nimi. Tak, jej matka jest mugolką, ale zarówno pan, jak i pani
Rochester są prominentnymi członkami społeczeństwa i oboje są bardzo lubiani w
Ministerstwie. — Kiedy Draco nie opuścił brwi, Narcyza przewróciła oczami. —
Gdybyś nie był tak trudny dla Astorii, nie bylibyśmy tu teraz.
Draco
prychnął i podszedł do okien. Ogród wyglądał dziś wyjątkowo cudownie.
—
Astoria i ja nie chcieliśmy tego samego w życiu. Zakończenie kontraktu było
wspólną decyzją.
—
Nie chcieliście tego samego, mówisz? — Narcyza prychnęła. — Powiedz mi zatem,
co tak bardzo was różni?
Draco
skrzywił się. Nie mógł powiedzieć matce, że Astoria Greengrass przede wszystkim
się go bała, zawsze tak było i sama myśl o intymnej relacji z nim przerażała
ją. Pocałował ją raz, a ona spojrzała na niego załzawionymi oczami i błagała,
żeby był delikatny. To wszystko przez to, że Pansy wypaplała o ich szkolnych,
seksualnych przygodach, bo kiedyś Draco nie był zbyt łagodny w łóżku i niczym
się nie przejmował. To, co Pansy szczegółowo opowiedziała siostrom Greengrass,
było mu nieznane, ale Draco zaniepokoił się, widząc łzy strachu w oczach
Astorii i nigdy więcej jej nie pocałował. Nie, nie mógł tego powiedzieć matce.
Co
ważne, nie mógł powiedzieć matce, że kiedy Astoria długo mówiła o tym, jaka
brzydka, niekompetentna i śmieszna była Granger na Gali Ministerstwa dwa lata
temu, krew Draco wrzała. To była potrójna zniewaga.
Po
pierwsze, zachowywała się dziecinnie. Przetrwali wojnę, Draco dopiero co wrócił
z Francji i wszyscy byli zmuszeni do dość gwałtownego dorastania. Ale nie
Astoria Greengrass. Chroniona przez strategiczną skromność ojca podczas wojny,
została oszczędzona przed większością okrucieństw. Wytykanie rzeczy, które
rozśmieszyłyby ich, gdyby mieli czternaście lat, nie było w najmniejszym
stopniu atrakcyjne w zniszczonych wojną oczach Draco.
Po
drugie, Astoria nigdy nie miała nic przeciwko mugolakom. Właściwie zawsze ich
broniła. Ale Granger nienawidziła, i to z tego powodu, że była uosobieniem
wszystkiego, czego Astoria nie miała. Była odważna, mądra, niezależna i
zacięta. W oczach Astorii całkiem dzika. Dla niej każdy, kto nie został
wychowany według standardów czystej krwi, bez względu na swoje pochodzenie, był
w hierarchii niżej niż ona. To najbardziej snobistyczna kobieta, jaką Draco
kiedykolwiek miał nieszczęście poznać.
Po
trzecie, Astoria doskonale wiedziała o uczuciach Draco do Granger. Nie był
pewien, jak się o tym dowiedziała, ale podejrzewał, że albo Theo, albo Blaise
(bo chociaż Pansy paplała na lewo i prawo, nigdy czegoś takiego by nie rozgadała) wspomniał o tym przy Daphne, która z
kolei powiedziała o tym siostrze. Ta wiedza zarówno bawiła, jak i denerwowała
Astorię; Draco był, jak sama mówiła, idealną partią dla niej, więc jak mógł
darzyć uczuciami nisko urodzoną dzikuskę, taką jak Hermiona Granger, skoro
przed nim stała kobieta czystej krwi, taka jak Astoria?
Oczywiście,
komentarze Astorii na temat Granger były dość bezwzględne, a Draco po prostu
miał już dość. Powiedział kilka niefortunnych słów, żeby ją jeszcze bardziej
przestraszyć, i ostatecznie zgodzili się zakończyć swój kontrakt małżeński. Co
prawda, nie był wtedy w najlepszej formie, ale udało mu się wykonać zadanie i
wydostał się z tego, co wiedział, że będzie jebanym koszmarem małżeństwa.
—
Sprawy czysto prywatne — wycedził Draco, popijając lemoniadę.
To
wystarczyło Narcyzie, by dalej nie drążyć tematu. Nie wiedziała o skłonnościach
swojego syna, ale miała wystarczającą wiedzę, by nie zadawać pytań.
Emily
Rochester przybyła do Dworu ze swoją matką, Eleanor, dokładnie gdy zegar wybił
dwunastą. Lunch był całkiem znośny, a Narcyza zachowywała się przesadnie
uprzejmie wobec czarownicy mugolskiego pochodzenia, ale Draco spostrzegł
wahanie na jej twarzy. Wiedziała, że Malfoyowie słyną z utrzymania czystości
krwi, a ich udział w wojnie — a w szczególności Draco — był gwoździem do trumny
w tym całym wydarzeniu.
Emily
natomiast patrzyła na niego błyszczącymi oczami. Wydawało się, że nie przejmuje
się jego przeszłością. Nie, nawet z zapałem go o nią pytała, gdy zostali sami.
Draco
tego nienawidził. Dziewczyna była wystarczająco ładna, z brązowymi, kręconymi
włosami i piwnymi oczami, ale miały zły odcień brązu — piwa, a nie cynamonu — i
zły rodzaj loków — eleganckie, miękkie fale, a nie chaotyczna mieszanka
zdefiniowanych fal i loków. Mówiąc wprost, nie była Granger, a to, że moczyła
majtki, myśląc o tym, że był skazanym Śmierciożercą, nie sprawiło, że ją lubił.
Mogło chodzić o to lub o fakt, że był obrzydliwie bogaty. Tak czy inaczej,
wkurzało go to.
Starał
się, jak mógł, zostawić wojnę za sobą, ale świat zdawał się mu o niej
nieustannie przypominać. Rzeczywiście, robił nikczemne rzeczy przez te dwa lata
— nawet wcześniej, odkąd ciotka Bella uciekła z Azkabanu. Krzywdził ludzi,
torturował ich i pomagał Czarnemu Panu w jego szaleństwie, ale Draco był tylko
dzieckiem, kiedy to się wydarzyło, wprowadzonym w błąd przez szalonych ludzi.
Wziął odpowiedzialność za swoje błędy i wybory, ale miał zaledwie szesnaście
lat, kiedy go napiętnowano, a żaden dorosły wokół niego nie próbował przemówić
mu do rozsądku.
Pamiętał,
jak jego matka martwiła się, że Bellatrix będzie go uczyć Czarnej Magii, tuż po
tym kiedy wyszła z Azkabanu. Miał zaledwie piętnaście lat, a jego największym
zmartwieniem w tym wieku powinno być rozkazywanie Grabbe’owi lub Goyle’owi,
zadzieranie z Potterem lub sprawienie, że Granger go pocałuje. Nauka
najmroczniejszych klątw i czarów nie była czymś, o czym nawet myślał. Ale kiedy
ciotka wkroczyła w jego życie, wszystko się zmieniło. Świat stał się groźny, a
on został uwiedziony obietnicą ogromnej mocy i wpływów. Rok później otrzymał
Mroczny Znak.
W
pewnym sensie był to najdumniejszy moment jego życia. Udowodnił, że jest
wystarczająco dobry, by zasłużyć na miejsce wśród najczystszych czarodziejów.
Ale, oczywiście, był to jednocześnie najgorszy moment w jego życiu. Wtedy nie
wiedział, jak zniszczy to jego przyszłość, ale nie minęło wiele miesięcy, zanim
przekonał się o tym na własnej skórze.
Tatuaż
na szyi nagle zaczął go swędzieć. Czasami tak się działo, głównie gdy myślał o
Azkabanie. Gdyby nie Shacklebolt i układ, który mu zaproponował, Draco nadal by
tam tkwił. Zwiądłby w jednej z tych ciemnych cel, zdegradowany do niczego poza
numerem na szyi, i nie jadłby lunchów z matką w jej odnowionym dworze.
Nie
chciał, by mu o tym przypominano, a już na pewno nie chciał partnerki, którą
podniecałyby traumatyczne przeżycia, kiedy by ich całkowicie nie rozumiała.
Rochester
wróciły do siebie bez sugestii ponownego spotkania, ku wielkiemu rozczarowaniu
Narcyzy. Kiedy oboje, po odejściu gości, usiedli razem w ogrodzie, mruknęła:
—
Nie próbuję cię zmuszać do związku, Draco. Chcę tylko, żebyś był szczęśliwy.
Draco
wymamrotał:.
—
Tak, to i wnuki.
—
Cóż — westchnęła wyczerpana — wybacz mojemu słabemu, matczynemu sercu za to, że
pragnę lepszej przyszłości.
Draco
westchnął i wyciągnął swoje długie nogi.
—
Tylko z ciekawości — jak daleko jesteś w stanie się posunąć? Podsunęłaś mi
czarownicę półkrwi. Jak długo potrwa, zanim przeszukasz ten kraj w poszukiwaniu
idealniej mugolaczki?
Narcyza
zacisnęła usta w cienką linię i długo milczała. Przemówiła w końcu słabym
cichym głosem:
—
Jest tylko jedna czarownica mugolskiego pochodzenia, którą warto poślubić dla
dobra tej rodziny, ale jestem prawie pewna, że ta młoda dama nie chce mieć z
nami w ogóle nic wspólnego.
Brzuch
Draco opadł. Musiał przełknąć ślinę, żeby nie usłyszała w jego głosie nagłego
szoku.
—
I o kim mowa?
Spojrzała
na niego swoimi niebieskimi oczami, a jej twarz była twarda jak kamień.
—
Nie bądź głupi, Draco. — Kiedy odwróciła wzrok, między jej brwiami utworzyła
się zmarszczka. — Ale obawiam się, że to znacznie przekracza nasze możliwości.
Gdybym wcześniej znała przyszłość, powiedziałabym ci, żebyśmy był dla niej miły
w szkole, ale jesteśmy tutaj. — Przełknęła ślinę. — Co więcej, była torturowana
w tym domu przez moją własną siostrę. Nie, Draco, żadna mugolaczka nie przyjmie
naszego nazwiska, ponieważ nigdy nie chcieliby mieć z nami nic wspólnego.
Widziałam to dzisiaj w oczach pani Rochester. Nieufność. Pogardę. Panna Granger jest ich bohaterką, a my spaliliśmy mosty na
długo przed tym, jak moja siostra wyryła tę obelgę na jej ramieniu, a teraz
żadne pieniądze nie oczyszczą naszego nazwiska.
Draco
zacisnął szczękę, próbując kontrolować oddech. Takiego rozwoju wydarzeń w ogóle
się nie spodziewał. Narcyza od dawna rozważała możliwość skontaktowania się ze
swoją wydziedziczoną siostrą Andromedą, ale nigdy, nawet za milion lat, nie
pomyślał, że mogłaby być tolerancyjna wobec zostania Zdrajczynią Krwi.
—
Więc — mruknął, marszcząc brwi — gdyby Granger mnie nie nienawidziła, to brałabyś
ją pod uwagę?
Narcyza
westchnęła głęboko i wstała z ławki.
—
Bezowocne jest wyobrażanie sobie czegoś takiego, mój drogi.
—
Proszę, odpowiedz.
Spojrzała
na niego przez ramię, zaciskając usta w cienką linię.
—
Gdyby panna Granger przyjęła nasze nazwisko, z pewnością byłaby w stanie
wydobyć je z zapaści. Naturalnie, nie bylibyśmy kojarzeni tylko z nią, ale
także z Potterem i — Salazarze, dopomóż — z Weasleyami. — Odwróciła głowę i
ruszyła w stronę domu. — Role się odwróciły, Draco, i musimy odnaleźć się w tej
nowej sytuacji, i wznieść się ponad nią.
~*~*~*~*~*~*~*~
—
Trudno mi w to uwierzyć! — Theo się roześmiał i opadł głową na oparcie kanapy.
— Narcyza Malfoy zaprasza mugolaki do negocjacji kontraktu małżeńskiego między dziedzicem Malfoyów a córką mugolaka?
—
Śmiej się, ile chcesz — mruknął Draco i napił się Ognistej. — Matka jest
zdesperowana.
—
Oczywiście! — wykrzyknął Theo. — Ona potrzebuje miniaturowego Draco biegającego
po wielkim, starym domu!
Malfoy
prychnął.
—
To się szybko nie wydarzy.
—
Więc jaka była? — zapytał Theo i oparł brodę na dłoni. — Czy była kolejną
pozbawioną mózgu, żądną złota pięknością? A może jędzą? Myszą? Wiesz, jej matka
jest mugolaczką. Z pewnością zdobyło
to u ciebie jakieś uznanie?
Draco
zacisnął zęby i wziął łyk alkoholu.
—
Nie była nią.
Nott
dramatycznie przewrócił oczami.
—
Kurczę, stary! Musisz sobie ją odpuścić! Spędzasz tyle samo czasu na
narzekaniu, jak bardzo jej nienawidzisz, co na rozwodzeniu się na temat tego,
jak bardzo jej pragniesz. Czas iść naprzód, porzucić fantazję i żyć w
prawdziwym świecie. Ty i Granger razem jesteście, byliście i zawsze będziecie
złudzeniem.
Mógłbym mu powiedzieć, pomyślał Draco. Mógłby mu powiedzieć, że to już
nie jest fantazja, że ją zdobył i że zalazł jej za skórę. Mógłby mu to wszystko
wyznać, pochwalić się, że jemu, Draco
Malfoyowi, udało się porwać Złotą Dziewczynę i ją przelecieć, pomimo jej
nienawiści. Ale bał się, że to może wszystko zniszczyć. Gdyby się tym chwalił
na około, wszystko diabli by wzięli.
Zamiast
tego jęknął i zapadł się głębiej w fotel.
—
Będziesz musiał rzucić na mnie Obliviate albo ona do końca życia będzie w moim
umyśle.
Stuknął
się w głowę i westchnął głęboko.
—
Stary — powiedział Theo, tym razem poważnym tonem — to nie jest miłość. To
obsesja.
—
Tak, cóż, może, ale co z tego? — Draco zmarszczył brwi. — Obsesja czy nie,
wciąż porównuję wszystkie kobiety do niej i uważam, że są niedoskonałe.
—
Tak, wiemy — prychnął Theo. — Pansy
narzekała na to przez cały szósty rok.
Draco
rzucił mu ponure spojrzenie.
—
Dobra — Theo westchnął i zsunął się na skraj kanapy. — To moja teoria: nie
znasz Granger. Wszystko, co o niej wiesz, to założenia, które sam sobie
wykreowałeś. Więc stworzyłeś z niej personę, kogoś, kto jest definicją
twojej idealnej kobiety. Ten ideał nie jest realny. Ocenianie kogokolwiek
według tych standardów cię rozczaruje, a mogę się założyć o lewe jądro, że ona
zawiodłaby cię w porównaniu z Granger z twojej głowy.
Draco
przewrócił oczami.
—
Nie prosiłem cię o psychoanalizę.
—
Mylę się?
Tak.
—
Skąd mam wiedzieć?
—
Dobra, powiedz jedną rzecz, którą o niej wiesz.
Draco
potarł brodę.
—
Lubi czytać.
—
To się nie liczy. To powszechnie znany fakt. Spróbuj jeszcze raz.
—
W porządku. Nie lubi latać.
—
Wszyscy, którzy byli na boisku Quidditcha, kiedy Weasley próbował zabrać ją na
lot na miotle, o tym wiedzą! No, wysil się bardziej.
—
Dobra — warknął Draco i usiadł prosto. — Kiedy nie zna odpowiedzi na pytanie,
marszczy brwi; kiedy jest podekscytowana lub zła, jej włosy puszą się bardziej
dziko; kiedy jest skupiona, ma wokół siebie aurę ostrożności, co oznacza, lepiej nie przeszkadzaj, jeśli chcesz żyć.
Kiedy jest smutna, jej oczy błyszczą jak ciemne, złote beryle; kiedy jest
wściekła, błyszczą ogniem; kiedy jest podekscytowana, błyszczą jak światło
gwiazd, a kiedy się boi…
Ugryzł
się w język i na chwilę przekręcił szczęką, zanim sięgnął po swojego drinka.
—
To obserwacje — zbył go Theo. — Muszę przyznać, że wszystkie bardzo
spostrzegawcze, ale jednak obserwacje. To udowadnia, jakim jesteś świrem.
Słuchaj, chodzi mi o to, że jej nie znasz. Nie znasz jej myśli i opinii na
różne tematy, nie wiesz, o czym marzy, czego się obawia, ani jej ambicji — po
prostu nic o niej nie wiesz.
Och, pomyślał Draco, ale za to wiedział, jak słodko
brzmi, gdy dochodzi. Znał uczucie jej wilgoci na swoich palcach. Wiedział, jak
wspaniale się czuła na jego kutasie. Wiedział, jak drżała w jego ramionach.
Wiedział, jak smakował pot na jej skórze. Wiedział o tym wszystkim i to dawało
mu przynajmniej pewną świadomość o tym, kim była.
—
Mógłbym się dowiedzieć — powiedział Draco. — W końcu jesteśmy
współpracownikami. Wczorajszy wieczór spędziłem, siedząc obok niej i pijąc.
—
Że co? — Theo podskoczył na swoim miejscu, głupi uśmiech przykleił się do jego
twarzy. — Siedziałeś obok niej w Taczce i przeżyłeś? Dlaczego mi nie
powiedziałeś?
—
Dlaczego miałbym? — prychnął. — Nie mamy dwunastu lat, Theo.
Jego
przyjaciel pokręcił głową i uśmiechnął się.
—
Panikowałeś obok niej, prawda? Pociłeś się jak świnia, mając nadzieję, że jej
palce przypadkowo trącą twoje?
Draco
patrzył na niego beznamiętnie. Nie,
macałem jej udo, prawie zrobiłem jej palcówkę i musiałem się powstrzymać, by
jej nie pocałować. Gość prawdopodobnie dostałby zawału, gdyby mu to
ogłosił.
—
Nie bądź dziecinny, Theodore.
—
Nie jestem dziecinny — tylko romantyczny.
—
Jasne — wycedził Draco.
—
No dobra — westchnął. — Udało ci się siedzieć obok Granger przez cały wieczór,
nie spuszczając się w gacie ani nie wywołując Trzeciej Wojny Czarodziejów! Nie
spuściłeś się, prawda?
Draco
tylko na niego spojrzał.
Theo
uśmiechnął się szeroko.
—
W takim razie wypijmy za to!
~*~*~*~*~*~*~*~
Hermiona
spędziła sobotę w Bibliotece Czarodziejów w Cambridge. Bibliotekarka, pani
Carding, zawsze pozwalała Hermionie korzystać z zasobów, mimo że nie była już
studentką. Przeszukała całą bibliotekę w poszukiwaniu książek o Czarnej Magii.
—
To do pracy — skłamała Hermiona, gdy pani Carding rzucała podejrzliwe
spojrzenia.
Hermiona
myślała o pójściu do biblioteki i archiwów Ministerstwa, i nie byłoby w tym nic
niezwykłego, gdyby przebywała tam w weekendy, ale Harry miał rację. Gdyby
Montague dowiedział się o jej prywatnym śledztwie, nie byłby zadowolony.
Oczywiście,
biblioteka Ministerstwa prawdopodobnie zawierała większość ksiąg, których
szukała, ale Biblioteka Uniwersytetu Cambridge była jedną z najlepiej
zaopatrzonych i była pewna, że i tak znajdzie tam większość tego, co
potrzebuje. Przez dziesięciolecia napisano wiele tekstów o Mrocznym Znaku,
szczególnie po śmierci Voldemorta. Hermiona wybrała tyle, ile zdołała znaleźć,
i spędziła popołudnie oraz większość wieczoru na ich przeglądaniu. Na kolację
zjadła szybką sałatkę, uważając, aby żaden sos nie spadł na strony książek
(jedzenie było surowo zabronione w bibliotece, a pani Carding zrobiła dla niej
wyjątek).
Jedna
z książek opisywała, jak klątwa wpleciona w znak miała zmusić nosiciela do
lojalności, ale wiedziała, że to nieprawda. Profesor Snape był lojalny wobec
Dumbledore’a przez siedemnaście lat, od śmierci matki Harry’ego do jego
własnej, a byli też inni Śmierciożercy, który zmienili strony. Draco Malfoy był
jednym z nich, jeśli rzeczywiście go
zreformowano.
Inna
księga głosiła, że Znak będzie się rozrastał, jeśli nosiciel odwróci się od
Czarnej Magii, ale wiedziała, że to również było brednią; ponownie profesor
Snape był tego dowodem.
Spośród
ośmiu książek tylko trzy wspominały o Znaku i używaniu Czarnej Magii. W jednej
z nich twierdzono, że posiadacz Mrocznego Znaku w jakiś sposób dzielił moc z
Voldemortem poprzez Czarną Magię. W innej snuto teorię, że Znak może być
kanałem Czarnej Magii, a w ostatniej spekulowano, że może być jej wzmacniaczem.
Hermiona uznała idee przewodu i wzmacniacza za całkiem interesujące, bo mogły
tłumaczyć, dlaczego Znak Malfoya wciąż był wyraźny — podczas gdy inne zbladły,
jego tatuaż pozostał uwydatniony.
Kiedy
zegar wybił ósmą, pani Carding przepraszająco wyprosiła ją z biblioteki. Pełna
buzujących myśli i z nabazgranymi notatkami, postanowiła nie iść prosto do domu
przez kominek, ale wstąpić na Grimmauld Place.
Ginny
spotkała ją na korytarzu, chwiejąc się z powodu ogromnego brzucha.
—
O, hej, nieznajoma! — zaćwierkała. — Nie spodziewaliśmy się ciebie tutaj.
Hermiona
uśmiechnęła się i pomachała.
—
Muszę tylko zamienić kilka słów z Harrym. Jest w domu?
—
Poleruje swój sprzęt do Quidditcha na górze — powiedziała Ginny. Potem
zatrzymała się, by parsknąć śmiechem. — Merlinie, to zabrzmiało lubieżnie!
Wiesz, co mam na myśli! Jutro grają mecz w Norze. Masz czas, by dołączyć?
—
Och — mruknęła Hermiona niechętnie — nie jestem pewna, czy…
—
Bez obaw — rzuciła Ginny i machnęła ręką. — Nie spodziewałam się, że się
zgodzisz. Pomyślałam, że miło będzie zapytać.
Hermiona
się uśmiechnęła.
—
Dzięki, w takim razie pójdę na górę.
—
Jasne — wymamrotała Ginny. — Wstawię wodę.
—
Genialnie.
Hermiona
pobiegła po schodach do pracowni.
Harry
rozłożył swój sprzęt na stole i wcierał olej w skórzane elementy rynsztunku.
Spojrzał na nią, a jego okulary lekko zsunęły mu się z nosa.
—
O, cześć, Miona! Co się dzieje?
Przygryzła
wargę i wyprostowała się, zanim zamknęła za sobą drzwi.
—
Harry, obiecaj mi, że się na mnie nie zdenerwujesz, ale trochę poszperałam.
Zrozumiał
od razu. Marszcząc brwi, położył ręce na biodrach.
—
Mówiłem ci, żebyś dała spokój.
—
Wiem! — jęknęła Hermiona. — Wiem, ale mam teorię, która, jak sądzę, wyda się
całkiem przekonująca.
Harry
przewrócił oczami i oparł się o stół.
—
No dobra. Dawaj. Posłuchajmy.
Skinęła
głową i wzięła głęboki oddech.
—
Wiesz, że Mroczne Znaki uwięzionych Śmierciożerców praktycznie wyblakły? —
Harry przytaknął, wciąż nie rozumiejąc, do czego zmierza. — Więc po komentarzu
Gallaghera na temat upoważnienia Malfoya do używania Zaklęć Niewybaczalnych,
przypomniałam sobie, że widziałam jego Mroczny Znak w zeszłym roku podczas
turnieju Quidditcha w Ministerstwie.
Spojrzała
na niego, by sprawdzić, czy nadąża.
Harry
uniósł brwi, czekając na jej puentę, ale cisza się przeciągała.
—
No i?
Hermiona
gestem dłoni wskazała na coś oczywistego.
—
Nie wyblakł, Harry. Voldemort umarł w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym
ósmym roku, czyli sześć lat temu. — Zmarszczyła brwi. — Pamiętam, że
pomyślałam, że to dziwne, że wyglądał tak świeżo,
wcale niewyblakły i nierozmyty jak inne. — Obserwowała go, zaciskając szczękę.
— Myślę, że możliwe, że Gallagher mówił prawdę. Myślę, że Znak jest zasilany
Czarną Magią. Ożywa dzięki użyciu Czarnej Magii.
Harry
zmarszczył brwi, spinając się. Zaczął mu rosnąć ciemny zarost, a Hermiona była
zaskoczona, że Ginny nie zmusiła go do ogolenia się, ale dzięki temu wyglądał
starzej, dojrzalej.
—
Nie powinnaś się w to zagłębiać, Hermiono. Cokolwiek to jest, nie ma to z nami
nic wspólnego.
Zdziwiła
się.
—
Nic wspólnego… Harry, to skazany Śmierciożerca!
Jeśli samo Ministerstwo przyznało mu
prawo do używania Niewybaczalnych, to coś tu nie gra!
—
Malfoy jest na bezterminowym okresie próbnym — powiedział Harry. — Jeden
fałszywy ruch i trafi prosto do Azkabanu. Myślisz, że pozwolą mu bawić się
Czarną Magią? Myślisz, że podejmie ryzyko?
—
Cóż — prychnęła Hermiona — może Montague trzyma go pod stałą obserwacją.
—
Bo niby co robi, Hermiono?
—
Nie wiem! Walczy z ogniem za pomocą…
—
Harry! Hermiono! Herbata gotowa!
Potter
odchrząknął i wyprostował się.
—
Słuchaj, Miona, mówię ci to, bo mi na tobie zależy: odpuść.
Zamrugała.
—
Harry Potterze, wiesz coś o tym,
prawda?
Przekręcił
szczęką, przenosząc wzrok z niej na drzwi i z powrotem. Zrobił krok bliżej i
zniżył głos.
—
Wiem o kilku sprawach, jasne? Ale nie wszystko. Wiem tylko, że to ściśle poufne
informacje, które nie powinny wyjść na światło dzienne. Nie wiem, czy pozwolono
mu używać Niewybaczalnych, ale wiem, że otrzymał specjalne zadania, które są
tajne. — Westchnął. — Nie jestem nawet pewien, czy Robards ma uprawnienia, by mieć do nich dostęp. — Spojrzał na nią.
— Mówię ci, Hermiono — trzymaj się od tego z daleka.
Zmrużyła
oczy i skrzyżowała ramiona.
—
I ty po prostu to akceptujesz?
—
Co mam zrobić? — zapytał. — Mogę być wysoko postawiony, a i tak to jest ponad
moje możliwości! Zdecydowanie ponad twoje.
Opadła
jej szczęka i zmarszczyła brwi. Wkurzyła się i syknęła:
—
Czarna Magia to śliska ścieżka, Harry, i ty o tym wiesz. Jeśli Montague
pozwolił na to w tajemnicy, co
powstrzyma go przed ekspansją? Skąd możemy wiedzieć, że ma dobre intencje? A co
jeśli jest po prostu kolejnym Voldemortem, w magicznym…
—
Hermiono! — syknął i ujął jej twarz w dłonie. Zamrugał, wyglądając na
zaniepokojonego. — Masz paranoję. Rozmawialiśmy o tym. Wojna się skończyła,
Voldemorta już nie ma, a świat nie jest zależny od tego, czy odkryjesz prawdę.
Jasne? W Ministerstwie jest wiele rzeczy, o których nie mamy pojęcia, a to jest
jedna z nich. Odpuść! Proszę!
—
Hej! — warknęła Ginny z dołu. — Herbata!
Westchnął
i wyprostował się.
—
Chodźmy na dół. Nie mieszaj się w to, Hermiono. — Z surowym spojrzeniem
odwrócił się i otworzył drzwi. — Już idziemy, skarbie!
Hermiona
niechętnie poszła za nim. Została na jedną filiżankę, podczas której ona i
Harry byli dziwnie cicho, zanim poszła do domu, by w samotności rozmyślać.
Harry przyznał się do większej liczby rzeczy, niż prawdopodobnie zdawał sobie
sprawę, ponieważ tajemnicze akta z archiwum wciąż tkwiły w jej umyśle.
Akta,
tajne zadania, Czarna Magia, Mroczny Znak Malfoya — jakoś to wszystko było ze
sobą powiązane. Musiała tylko rozgryźć jak.
Jego
różdżka. Tak, mogła spróbować się dowiedzieć, czy Malfoy rzucał jakieś mroczne
zaklęcia. Przeszukując swoje regały z książkami, znalazła jedną z tych, których
używała na zajęciach z Magicznych Wykroczeń w Cambridge, a mianowicie Podręcznik z miejsca zbrodni.
Przerzucając zniszczone i pobazgrane kartki, znalazła zaklęcie ujawniające
klątwy Inguiri Incantatem. W wielu
przypadkach było to dość żmudne, ponieważ można było namierzyć tylko jedno
zaklęcie na raz. Jeśli różdżka emitowała blask, dowodziło to, że użyto
konkretnego zaklęcia. Im silniejszy blask, tym bliższy czas rzucenia zaklęcia.
Niektórzy
twierdzili, że wszystkie klątwy, przekleństwa i uroki to Czarna Magia, ale
wiele z nich było używanych nawet przez uczniów Hogwartu. Hermiona
wystarczająco dużo czytała o Czarnej Magii, aby zrozumieć, że Petrificus Totalus i Locomotor Wibbly to naprawdę dziecinna
zabawa w porównaniu z niektórymi przerażającymi klątwami. Zaklęcia
Niewybaczalne były trzema z nich, ale były też inne, które sprawiały, że krew
ofiary wrzała, albo dusza człowieka była wysycana.
Jakoś
musiała zdobyć różdżkę Malfoya. Przynajmniej mogłaby zobaczyć, czy ostatnio
używał Niewybaczalnych, i po prostu działać dalej.
Ale
to nie było proste. Jak zdoła zdobyć jego różdżkę? Był wystarczająco ostrożny i
był zręcznym Aurorem. Kiedy wystarczająco opuści gardę? Po seksie?
Prychnęła
pod nosem. Czy naprawdę rozważała przelecenie go, by dostać jego różdżkę? Ale
ciekawość paliła ją tak samo mocno, jak jej zakazane pragnienie, żeby poddać
się fantazjom; gdyby mogła ubić dwie pieczenie na jednym ogniu, jej życie
stałoby się o wiele łatwiejsze.
Spojrzała
na zegarek. Była prawie dziewiąta wieczorem. Nadal to nie za późno na wieczorną
wizytę, prawda? Sama myśl o tym sprawiła, że poczuła trzepotanie brzucha. To
było przerażające i ekscytujące jednocześnie. Poprzedniego wieczoru powiedział
jej, że zostawi dla niej otwartą swoją Sieć Fiuu, ale nie powiedział, czy
będzie to obowiązywać na czas nieokreślony, czy tylko na wczorajszą noc.
Musiała się o tym przekonać.
Wpadła
do sypialni i zanurkowała do szafy. Jeśli miała uwieść Draco Malfoya — cóż, nie
sądziła, że kiedykolwiek to nastąpi! — co mogłaby założyć? Nie miała prawie w
ogóle seksownych ubrań, tylko letnie sukienki i oliwkowe spódnice. Ostatecznie
zdecydowała się na letnią sukienkę w kolorze pudrowego różu, która ledwo
sięgała do kolan. Rzadko czuła się w niej komfortowo ze względu na jej długość
(lub jej brak), ale być może właśnie tego potrzebowała tej nocy. Ron zawsze
wolał piersi, ale Hermiona zauważyła, że Malfoy przygląda się wielu kobiecym
nogom i przypuszczała, że może to docenić. Poza tym dekolt sprawiał, że jej
cycki wyglądały całkiem nieźle.
Próbując
ułożyć włosy w coś mniej obrzydliwego niż ptasie gniazdo, zaczęła wątpić w
swoje zdrowie psychiczne. Obiecała sobie, że nie pozwoli mu zaleźć sobie za
skórę, a teraz dobrowolnie zmierzała do legowiska smoka na seks! Ale
nieustannie sobie powtarzała, że seks nie był powodem, dla którego tam szła.
Nie, chodziło o różdżkę. Różdżkę.
I
jego kutasa.
Kurwa. Jęknęła i oparła się o zlew, żeby wziąć kilka
głębokich oddechów. Może to było czyste szaleństwo. Cóż, tak było, ale Hermiona
robiła gorsze rzeczy. Przebranie się za Bellatrix Lestrage, żeby włamać się do
skarbca wiedźmy w banku Gringotta, było prawdopodobnie bardziej szalone niż to.
Wydostanie się ze wspomnianego skarbca na grzbiecie smoka, było bez wątpienia
bardziej szalone niż to. Cofanie się w czasie, żeby wziąć udział we wszystkich
możliwych zajęciach w szkole, kiedy miała zaledwie czternaście lat, było
prawdopodobnie bardziej szalone niż to. Włamanie się do labiryntu
śmiercionośnych pułapek, żeby powstrzymać najgroźniejszego czarnoksiężnika,
kiedy miała zaledwie dwanaście lat, było zdecydowanie bardziej szalone niż to.
To
był tylko seks, mimo wszystko, z irytującym kretynem, który był wysportowany i
drażniąco przystojny, który potrafił roztopić ją jedną ręką i być może był
mrocznym, niebezpiecznym czarodziejem.
Ale była Gryfonką. Wywodziła się z domu dla ludzi o odważnych sercach i tak dalej. Rzuciwszy ostatnie długie spojrzenie w lustro, skinęła głową do siebie, chwyciła swoją ulubioną torebkę z koralikami i skierowała się do kominka. Wymamrotała adres, a jej serce podskoczyło, gdy płomienie zapłonęły na zielono. Kominek w jego mieszkaniu nadal był dla niej otwarty. Zamknęła oczy, robiąc odważny krok w nieznane.
_____________
Witajcie :) dziś nadszedł dzień na publikację kolejnego rozdziału tej historii. Mam nadzieję, że cierpliwie czekacie, bo w kolejnym będzie się działo i to bardzo dużo.
Publikacja kolejnego rozdziału jest planowana na 14 czerwca. W międzyczasie pewnie ukażą się rozdziały Hot for Teacher. Być może uda się skończyć to tłumaczenie. Zobaczymy jak będzie.
Tyle ode mnie. Miłego weekendu i tygodnia. Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)