sobota, 31 maja 2025

[T] To, co jest między nami: Dla ciebie wszystko, matko

 Lipiec 2004

 

Draco opróżnił trzeci kieliszek Ognistej Whisky, siedząc na sofie i wpatrując się uważnie w kominek. Gdy minuty zamieniły się w godzinę, a ta w dwie, poczuł, jak w jego środku narasta wściekłość i odrzucenie. Granger się nie pojawiła. Powinien był się tego spodziewać. Podobało jej się niebezpieczeństwo, stanowczość, ale kiedy przyszło co do czego, to może nie jego chciała. Potrzebowała kogoś, kto pomoże jej się od niej samej uwolnić.

Westchnął i potarł twarz dłonią. Był naprawdę żałosny, myśląc, że przyjmie jego zaproszenie. Wcale nie był dla niej miły. Wiedział o tym. Brnął w to jak zawsze, zwracając się do niej tak, jak przez ostatnie dziesięć lat. To nie był sposób na uwiedzenie kobiety — wiedział o tym — a jednak, kurwa, nie mógł przestać. Lecz nie mógł po prostu kupić jej kwiatów; nie mógł ot tak zmienić się z dnia na dzień, to wzbudziłoby podejrzenia. Zaproszenie jej na seks nie było jednak najlepszym pomysłem. Poza tym to była cholerna Granger, na Salazara. Późne spotkania nie pasowały do tego, kim była, i już powinien o tym wiedzieć. Nie żeby kiedykolwiek dała mu szansę, aby dowiedział się, kim naprawdę była.

Zacisnął szczękę i wstał, czując lekkie zażenowanie. Nie mógł się doczekać dzisiejszego wieczoru, żeby znów ją mieć. Planował pokazać jej świat, którego, jak był pewien, jeszcze nie widziała. Może po to, żeby zaspokoić jej mroczną stronę w znacznie ostrożniejszy i kontrolowany sposób, ale możliwe, że  był w tym zbyt bezpośredni. Gdyby postępował tak w przeszłości, miałby ją tylko dla siebie o wiele wcześniej. Wytrzymywanie wieczoru z idiotami z zespołu Pottera nie było tym, co w umyśle Draco było definicją idealnego piątku. Perkins kradnący kobiecie jedzenie, Gallagher gadający głupoty i McLeod rechoczący z każdej bzdury, którą paplał jego kumpel. To było naprawdę obrzydliwe. Jak, u licha, Granger mogła to znosić, siedząc z tymi prostakami w każdy piątek? Z drugiej strony, pomimo inteligencji wirującej pod tą ogromną czupryną, nigdy zbyt mądrze nie dobierała ludzi do swojego otoczenia. Chociaż z dzisiejszego towarzystwa to Potter i Granger byli ludźmi, z którymi Draco mógłby spędzać czas — i to było wystarczająco przerażające.

Potter wcale nie był takim złym gościem. Był pretensjonalnym dobroczyńcą — nadal świętym Potterem — tak, a czasami Draco tak po prostu chciał uderzyć go w twarz, ale mimo tego wszystkiego nie był złym facetem.

Granger to inny przypadek. Granger to… Granger. Spędził sporo czasu, fantazjując o dotykaniu jej, wiązaniu, czczeniu jej ciała i dawaniu jej najczystszej przyjemności, jakiej kiedykolwiek doświadczyła, chociaż zawsze wiedział, że to się nigdy nie wydarzy. Teraz, gdy do czegoś doszło… cóż, był jednocześnie pobudzony i zdruzgotany. Jej odpowiedzi dawały mu poczucie nadziei, ale jeśli nigdy więcej nie będzie mógł jej dotknąć, jego cierpienie będzie trwało do końca życia.

Ale Granger nie wiedziała, z czym się zmagał. Nie obchodziło jej to. Nie rozumiem, powiedziała tym nieodpartym, zdyszanym, przepełnionym strachem głosem, a on odpowiedział, że nie musi rozumieć. Nie musiała, bo wiedział, że nigdy nie zrozumie.

Nie zrozumiałaby tortury pragnienia czegoś, czym tak żarliwie się gardzi. Nie zrozumiałaby paraliżującej zazdrości, gdy widział, jak przez te wszystkie lata wzdychała do tego tępego Łasica. Nie zrozumiałaby bólu, który odczuł, gdy patrzył, jak torturowała ją kobieta, którą ubóstwiał w okresie dojrzewania. Nie zrozumiałaby męki odczuwania zarówno wstrętu, jak i podniecenia za każdym razem, gdy spojrzała, albo przeszła obok. Nie zrozumiałaby wrodzonej potrzeby troszczenia się o nią, chronienia jej, posiadania jej. Nadal pamiętał mękę, gdy zdał sobie sprawę, że jego zapachy Amortencji to jabłka, jaśmin i książki. To była ona. Zawsze, kurwa, ona i nikt nie mógł jej dorównać. To było jak wielka, pusta przestrzeń w jego wnętrzu, taka, którą tylko ona mogła zająć.

Myślał o jej jękach i skomleniach, gdy dotykał miękkich piersi i czuł sztywne sutki w swoich dłoniach. Jej włosy łaskotały go w twarz, a zapach uderzał jak burza. Był twardy, zanim jeszcze przycisnął ją do ściany, i całkowicie się zatracił w chwili, gdy pierwszy raz jęknęła. Prawdę mówiąc, nie był pewien, czy byłby w stanie się powstrzymać, gdyby go o to poprosiła.

Wiedział, że nie była trzeźwa, gdy podszedł do niej przy barze. Zobaczenie tego, jak drobna czarownica podskakuje, by zwrócić uwagę barmana, było pokusą, której nie mógł się oprzeć. Żartowanie z niej było przyjemnością, chociaż potrafiła być niezwykle irytująca. A potem spojrzała na niego tym swoim kuszącym spojrzeniem, a on był już wtedy lekko wstawiony. Poczuł przypływ nadziei, chłopięce uniesienie, zanim nazwała go Śmierciożercą, doprowadzając go do wybuchu.

Oczywiście, żałował tego, jak przebiegł ich pierwszy raz. Z pewnością nie tak sobie to wyobrażał, nie jako  wściekłego pieprzenia jej przy ścianie w pubie. Mimo to był to najlepszy seks w jego życiu w najbardziej niezręcznej pozycji, na jaką mogli sobie pozwolić w ciasnej przestrzeni. W przeszłości miał wielogodzinne, niesamowicie mokre i gorące romanse z pięknymi, rozwiązłymi wiedźmami, ale nie… i nikogo nie pragnął tak jak jej.

I to zżerało go od środka.

Wszedł do łazienki i zdjął koszulę oraz spodnie. Jego kutas był twardy od myślenia o niej, wspominania i czekania, więc puścił zimną wodę i wszedł pod prysznic, żeby wściekle masturbować się, fantazjując o ciągnięciu jej za włosy i pokazaniu jej, jak dobry może być tylko dla niej.

A ona by jęczała, skomlała i dochodziła tak mocno, że widziałaby gwiazdy.

Doszedł. Jego wytrysk pryskał na kafelki pod prysznicem. Draco oparł czoło o ścianę, ciężko oddychając. Kurwa. Obiecał sobie, kiedy był jeszcze w szkole, że nie pozwoli, aby myśli o Granger wzięły nad nim górę. Przysiągł sobie, że będzie ją trzymał zamkniętą w swoim umyśle i pozwoli, aby fantazje na jej temat również nie przełożyły się na rzeczywistość. Przez lata ten system się sprawdzał, chociaż był męczarnią — a potem musiało mu odbić i wszystko spieprzył.

Jak mógłby teraz wrócić do poprzedniego stanu?

Była prawie druga w nocy, kiedy w końcu położył się do łóżka, godząc się ze swoją druzgocącą porażką, i spał prawie do południa. To Poppy obudziła go swoim zwykłym, piskliwym kaszlem.

— Pan Draco musi się już obudzić — powiedziała w chwili, gdy otworzył oczy.

— Co tu robisz, Poppy? — wychrypiał Draco i odwrócił się do niej. — Wracaj do matki. Powiedz jej, że będę na czas.

— Już prawie czas, panie Draco — oświadczyła Poppy. — Poppy wyjdzie, żeby pozwolić panu się ubrać. Tylko szybko!

Jęknął w poduszkę, ale wiedział, że matka będzie rozczarowana, jeśli pojawi się choć pół minut za późno. Więc zwlókł się z łóżka i sięgnął po parę bokserek w szufladzie, po czym wyszedł z sypialni i wszedł do łazienki. Miał włosy w nieładzie, a oczy wciąż opuchnięte od snu.

Umył twarz zimną wodą, podczas gdy Poppy zapytała, czy już się ubrał.

— Wyglądam przyzwoicie — warknął, a skrzatka wpadła do środka, niosąc różdżkę, parę czarnych spodni i świeżo wyprasowaną, białą koszulę. Draco uniósł brew i spojrzał na nią. — Biała?

— Pani Narcyza to wybrała, panie — wyjaśniła. — Twierdzi, że gdyby nie ten wybór, pan zdecydowałby się na czerń.

— Oczywiście, że tak — mruknął Draco, sięgając po spodnie.

Biała koszula leżała na nim całkiem przyzwoicie, może była trochę za ciasna, ale wsunął ją za pas spodni, zanim poprawił mankiety. Następnie sięgnął po różdżkę i jednym ruchem nadgarstka zajął się bałaganem na włosach. Rozplątały się i ułożyły idealnie. Zaklęcie odświeżające usta sprawiło, że woń po whisky zniknęła, i chociaż nadal czuł się cholernie zmęczony, przynajmniej dobrze wyglądał. Ostatnią rzeczą, jaką zrobił, było upewnienie się, że pachnie lepiej, niż sam czuł, a Poppy pisnęła, popędzając go, gdy ostatni raz spojrzał na siebie w lustrze, poprawiając niesforny kosmyk.

— Pan jest bardzo przystojny — powiedziała — ale pani Narcyza czeka!

— Dobrze, dobrze — mruknął i schował różdżkę do kieszeni. — Chodźmy więc.

Wyciągnął rękę do małej skrzatki, która ją chwyciła i się deportowali.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Dwór Malfoyów zmienił się od czasu wojny. Kiedy Draco i jego ojciec zostali skazani na pobyt w Azkabanie, zostawili Narcyzę samą, a ona chciała raz na zawsze wymazać z pamięci wspomnienia o Czarnym Panu, Śmierciożercach i wojnie. Przebudowała posiadłość, aby bardziej przypominała jedną z ich rezydencji we Francji, i chociaż Draco tego nie pochwalał, wyglądała trochę zbyt, cóż, kontynentalnie jak na jego gust. Prawie wszystko pomalowano w odcieniach  bieli, beży lub pudrowego niebieskiego. Bardzo barokowo. Dwór wyglądał jak ciastko, przez co kompletnie nie był w jego guście.

Spotkał matkę w jadalni. Miała na sobie fioletową sukienkę, a włosy zostały ułożone w ten sam elegancki kok, co zawsze. Jego matka była piękną kobietą, o znacznie łagodniejszych rysach niż jej starsze siostry. Przywitała go ciepłym uśmiechem i wyciągnęła ku niemu ręce.

— Witaj, kochanie — przywitała się i pocałowała go w oba policzki. — Bardzo uszczęśliwiasz swoją biedną, starą matkę, przychodząc tutaj. — Poklepała go po piersi, przy okazji dostrzegając napięte guziki. — Musisz dbać o figurę, Draco. Nie przystoi komuś o twoim statusie być muskularnym.

— Jestem Aurorem, matko — prychnął Draco. — Moim zadaniem jest nie dać się pokonać, a nie rezygnować z ćwiczeń tylko dlatego, że nasz status rodzinny tego „wymaga”. Poza tym, od Francji utrzymuję tę samą sylwetkę. To nie moja wina, że wybierasz ubrania, które mógłbym nosić, mając siedemnaście lat.

— Bzdury — skarciła go Narcyza. — Bardzo się cieszę, że tu jesteś.

Zacisnął szczękę i wymamrotał:

— Dla ciebie wszystko, matko, chociaż wiesz, że gardzę tego typu wydarzeniami.

Westchnęła i zmarszczyła brwi.

— Nie patrz tak na mnie, Draco. Ja tylko próbuję ci pomóc.

— Tak, cóż — Draco przeciągał słowa i nalał sobie szklankę musującej lemoniady — raczej jestem w stanie znaleźć sobie żonę, dziękuję bardzo.

Narcyza zacisnęła usta i uniosła brodę.

— Masz dwadzieścia cztery lata, kochanie — mruknęła. — Kiedy twój ojciec i ja byliśmy w twoim wieku, już dawno wzięliśmy ślub.

Draco przewrócił oczami.

— Tak, dość często o tym wspominasz, matko.

Uniosła brew, zanim podeszła do niego, by wygładzić zagięcie na białej koszuli.

— Jesteś takim przystojnym dżentelmenem, Draco. Każda kobieta miałaby szczęście, mając ciebie, ale jest jeszcze ta irytująca reputacja, za którą musimy odpokutować, i ty o tym wiesz.

— Matko — wymamrotał — nie zaczynaj z tym…

— Cóż, wiesz, że to prawda! — nalegała. — Ten ślad na twoim ramieniu zostanie z tobą do końca życia, a to oznacza, że będziesz musiał podjąć pewne wysiłki, aby zostać ponownie przyjętym w wyższe sfery. Odpowiednie małżeństwo mogłoby ci w tym pomóc.

Przewrócił oczami i wziął łyk lemoniady.

— Jasne, to kto jest dzisiejszą szczęściarą?

— Emily Rochester — powiedziała Narcyza.

Draco uniósł brwi.

— Rochester? Matko, wiesz, że są półkrwi, prawda?

Narcyza zmarszczyła brwi.

— Nie bądź taki drobiazgowy, Draco. Czasy się zmieniają i my musimy zmieniać się razem z nimi. Tak, jej matka jest mugolką, ale zarówno pan, jak i pani Rochester są prominentnymi członkami społeczeństwa i oboje są bardzo lubiani w Ministerstwie. — Kiedy Draco nie opuścił brwi, Narcyza przewróciła oczami. — Gdybyś nie był tak trudny dla Astorii, nie bylibyśmy tu teraz.

Draco prychnął i podszedł do okien. Ogród wyglądał dziś wyjątkowo cudownie.

— Astoria i ja nie chcieliśmy tego samego w życiu. Zakończenie kontraktu było wspólną decyzją.

— Nie chcieliście tego samego, mówisz? — Narcyza prychnęła. — Powiedz mi zatem, co tak bardzo was różni?

Draco skrzywił się. Nie mógł powiedzieć matce, że Astoria Greengrass przede wszystkim się go bała, zawsze tak było i sama myśl o intymnej relacji z nim przerażała ją. Pocałował ją raz, a ona spojrzała na niego załzawionymi oczami i błagała, żeby był delikatny. To wszystko przez to, że Pansy wypaplała o ich szkolnych, seksualnych przygodach, bo kiedyś Draco nie był zbyt łagodny w łóżku i niczym się nie przejmował. To, co Pansy szczegółowo opowiedziała siostrom Greengrass, było mu nieznane, ale Draco zaniepokoił się, widząc łzy strachu w oczach Astorii i nigdy więcej jej nie pocałował. Nie, nie mógł tego powiedzieć matce.

Co ważne, nie mógł powiedzieć matce, że kiedy Astoria długo mówiła o tym, jaka brzydka, niekompetentna i śmieszna była Granger na Gali Ministerstwa dwa lata temu, krew Draco wrzała. To była potrójna zniewaga.

Po pierwsze, zachowywała się dziecinnie. Przetrwali wojnę, Draco dopiero co wrócił z Francji i wszyscy byli zmuszeni do dość gwałtownego dorastania. Ale nie Astoria Greengrass. Chroniona przez strategiczną skromność ojca podczas wojny, została oszczędzona przed większością okrucieństw. Wytykanie rzeczy, które rozśmieszyłyby ich, gdyby mieli czternaście lat, nie było w najmniejszym stopniu atrakcyjne w zniszczonych wojną oczach Draco.

Po drugie, Astoria nigdy nie miała nic przeciwko mugolakom. Właściwie zawsze ich broniła. Ale Granger nienawidziła, i to z tego powodu, że była uosobieniem wszystkiego, czego Astoria nie miała. Była odważna, mądra, niezależna i zacięta. W oczach Astorii całkiem dzika. Dla niej każdy, kto nie został wychowany według standardów czystej krwi, bez względu na swoje pochodzenie, był w hierarchii niżej niż ona. To najbardziej snobistyczna kobieta, jaką Draco kiedykolwiek miał nieszczęście poznać.

Po trzecie, Astoria doskonale wiedziała o uczuciach Draco do Granger. Nie był pewien, jak się o tym dowiedziała, ale podejrzewał, że albo Theo, albo Blaise (bo chociaż Pansy paplała na lewo i prawo, nigdy czegoś takiego by nie rozgadała) wspomniał o tym przy Daphne, która z kolei powiedziała o tym siostrze. Ta wiedza zarówno bawiła, jak i denerwowała Astorię; Draco był, jak sama mówiła, idealną partią dla niej, więc jak mógł darzyć uczuciami nisko urodzoną dzikuskę, taką jak Hermiona Granger, skoro przed nim stała kobieta czystej krwi, taka jak Astoria?

Oczywiście, komentarze Astorii na temat Granger były dość bezwzględne, a Draco po prostu miał już dość. Powiedział kilka niefortunnych słów, żeby ją jeszcze bardziej przestraszyć, i ostatecznie zgodzili się zakończyć swój kontrakt małżeński. Co prawda, nie był wtedy w najlepszej formie, ale udało mu się wykonać zadanie i wydostał się z tego, co wiedział, że będzie jebanym koszmarem małżeństwa.

— Sprawy czysto prywatne — wycedził Draco, popijając lemoniadę.

To wystarczyło Narcyzie, by dalej nie drążyć tematu. Nie wiedziała o skłonnościach swojego syna, ale miała wystarczającą wiedzę, by nie zadawać pytań.

Emily Rochester przybyła do Dworu ze swoją matką, Eleanor, dokładnie gdy zegar wybił dwunastą. Lunch był całkiem znośny, a Narcyza zachowywała się przesadnie uprzejmie wobec czarownicy mugolskiego pochodzenia, ale Draco spostrzegł wahanie na jej twarzy. Wiedziała, że Malfoyowie słyną z utrzymania czystości krwi, a ich udział w wojnie — a w szczególności Draco — był gwoździem do trumny w tym całym wydarzeniu.

Emily natomiast patrzyła na niego błyszczącymi oczami. Wydawało się, że nie przejmuje się jego przeszłością. Nie, nawet z zapałem go o nią pytała, gdy zostali sami.

Draco tego nienawidził. Dziewczyna była wystarczająco ładna, z brązowymi, kręconymi włosami i piwnymi oczami, ale miały zły odcień brązu — piwa, a nie cynamonu — i zły rodzaj loków — eleganckie, miękkie fale, a nie chaotyczna mieszanka zdefiniowanych fal i loków. Mówiąc wprost, nie była Granger, a to, że moczyła majtki, myśląc o tym, że był skazanym Śmierciożercą, nie sprawiło, że ją lubił. Mogło chodzić o to lub o fakt, że był obrzydliwie bogaty. Tak czy inaczej, wkurzało go to.

Starał się, jak mógł, zostawić wojnę za sobą, ale świat zdawał się mu o niej nieustannie przypominać. Rzeczywiście, robił nikczemne rzeczy przez te dwa lata — nawet wcześniej, odkąd ciotka Bella uciekła z Azkabanu. Krzywdził ludzi, torturował ich i pomagał Czarnemu Panu w jego szaleństwie, ale Draco był tylko dzieckiem, kiedy to się wydarzyło, wprowadzonym w błąd przez szalonych ludzi. Wziął odpowiedzialność za swoje błędy i wybory, ale miał zaledwie szesnaście lat, kiedy go napiętnowano, a żaden dorosły wokół niego nie próbował przemówić mu do rozsądku.

Pamiętał, jak jego matka martwiła się, że Bellatrix będzie go uczyć Czarnej Magii, tuż po tym kiedy wyszła z Azkabanu. Miał zaledwie piętnaście lat, a jego największym zmartwieniem w tym wieku powinno być rozkazywanie Grabbe’owi lub Goyle’owi, zadzieranie z Potterem lub sprawienie, że Granger go pocałuje. Nauka najmroczniejszych klątw i czarów nie była czymś, o czym nawet myślał. Ale kiedy ciotka wkroczyła w jego życie, wszystko się zmieniło. Świat stał się groźny, a on został uwiedziony obietnicą ogromnej mocy i wpływów. Rok później otrzymał Mroczny Znak.

W pewnym sensie był to najdumniejszy moment jego życia. Udowodnił, że jest wystarczająco dobry, by zasłużyć na miejsce wśród najczystszych czarodziejów. Ale, oczywiście, był to jednocześnie najgorszy moment w jego życiu. Wtedy nie wiedział, jak zniszczy to jego przyszłość, ale nie minęło wiele miesięcy, zanim przekonał się o tym na własnej skórze.

Tatuaż na szyi nagle zaczął go swędzieć. Czasami tak się działo, głównie gdy myślał o Azkabanie. Gdyby nie Shacklebolt i układ, który mu zaproponował, Draco nadal by tam tkwił. Zwiądłby w jednej z tych ciemnych cel, zdegradowany do niczego poza numerem na szyi, i nie jadłby lunchów z matką w jej odnowionym dworze.

Nie chciał, by mu o tym przypominano, a już na pewno nie chciał partnerki, którą podniecałyby traumatyczne przeżycia, kiedy by ich całkowicie nie rozumiała.

Rochester wróciły do siebie bez sugestii ponownego spotkania, ku wielkiemu rozczarowaniu Narcyzy. Kiedy oboje, po odejściu gości, usiedli razem w ogrodzie, mruknęła:

— Nie próbuję cię zmuszać do związku, Draco. Chcę tylko, żebyś był szczęśliwy.

Draco wymamrotał:.

— Tak, to i wnuki.

— Cóż — westchnęła wyczerpana — wybacz mojemu słabemu, matczynemu sercu za to, że pragnę lepszej przyszłości.

Draco westchnął i wyciągnął swoje długie nogi.

— Tylko z ciekawości — jak daleko jesteś w stanie się posunąć? Podsunęłaś mi czarownicę półkrwi. Jak długo potrwa, zanim przeszukasz ten kraj w poszukiwaniu idealniej mugolaczki?

Narcyza zacisnęła usta w cienką linię i długo milczała. Przemówiła w końcu słabym cichym głosem:

— Jest tylko jedna czarownica mugolskiego pochodzenia, którą warto poślubić dla dobra tej rodziny, ale jestem prawie pewna, że ta młoda dama nie chce mieć z nami w ogóle nic wspólnego.

Brzuch Draco opadł. Musiał przełknąć ślinę, żeby nie usłyszała w jego głosie nagłego szoku.

— I o kim mowa?

Spojrzała na niego swoimi niebieskimi oczami, a jej twarz była twarda jak kamień.

— Nie bądź głupi, Draco. — Kiedy odwróciła wzrok, między jej brwiami utworzyła się zmarszczka. — Ale obawiam się, że to znacznie przekracza nasze możliwości. Gdybym wcześniej znała przyszłość, powiedziałabym ci, żebyśmy był dla niej miły w szkole, ale jesteśmy tutaj. — Przełknęła ślinę. — Co więcej, była torturowana w tym domu przez moją własną siostrę. Nie, Draco, żadna mugolaczka nie przyjmie naszego nazwiska, ponieważ nigdy nie chcieliby mieć z nami nic wspólnego. Widziałam to dzisiaj w oczach pani Rochester. Nieufność. Pogardę. Panna Granger jest ich bohaterką, a my spaliliśmy mosty na długo przed tym, jak moja siostra wyryła tę obelgę na jej ramieniu, a teraz żadne pieniądze nie oczyszczą naszego nazwiska.

Draco zacisnął szczękę, próbując kontrolować oddech. Takiego rozwoju wydarzeń w ogóle się nie spodziewał. Narcyza od dawna rozważała możliwość skontaktowania się ze swoją wydziedziczoną siostrą Andromedą, ale nigdy, nawet za milion lat, nie pomyślał, że mogłaby być tolerancyjna wobec zostania Zdrajczynią Krwi.

— Więc — mruknął, marszcząc brwi — gdyby Granger mnie nie nienawidziła, to brałabyś ją pod uwagę?

Narcyza westchnęła głęboko i wstała z ławki.

— Bezowocne jest wyobrażanie sobie czegoś takiego, mój drogi.

— Proszę, odpowiedz.

Spojrzała na niego przez ramię, zaciskając usta w cienką linię.

— Gdyby panna Granger przyjęła nasze nazwisko, z pewnością byłaby w stanie wydobyć je z zapaści. Naturalnie, nie bylibyśmy kojarzeni tylko z nią, ale także z Potterem i — Salazarze, dopomóż — z Weasleyami. — Odwróciła głowę i ruszyła w stronę domu. — Role się odwróciły, Draco, i musimy odnaleźć się w tej nowej sytuacji, i wznieść się ponad nią.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

— Trudno mi w to uwierzyć! — Theo się roześmiał i opadł głową na oparcie kanapy. — Narcyza Malfoy zaprasza mugolaki do negocjacji kontraktu małżeńskiego między dziedzicem Malfoyów a córką mugolaka?

— Śmiej się, ile chcesz — mruknął Draco i napił się Ognistej. — Matka jest zdesperowana.

— Oczywiście! — wykrzyknął Theo. — Ona potrzebuje miniaturowego Draco biegającego po wielkim, starym domu!

Malfoy prychnął.

— To się szybko nie wydarzy.

— Więc jaka była? — zapytał Theo i oparł brodę na dłoni. — Czy była kolejną pozbawioną mózgu, żądną złota pięknością? A może jędzą? Myszą? Wiesz, jej matka jest mugolaczką. Z pewnością zdobyło to u ciebie jakieś uznanie?

Draco zacisnął zęby i wziął łyk alkoholu.

— Nie była nią.

Nott dramatycznie przewrócił oczami.

— Kurczę, stary! Musisz sobie ją odpuścić! Spędzasz tyle samo czasu na narzekaniu, jak bardzo jej nienawidzisz, co na rozwodzeniu się na temat tego, jak bardzo jej pragniesz. Czas iść naprzód, porzucić fantazję i żyć w prawdziwym świecie. Ty i Granger razem jesteście, byliście i zawsze będziecie złudzeniem.

Mógłbym mu powiedzieć, pomyślał Draco. Mógłby mu powiedzieć, że to już nie jest fantazja, że ją zdobył i że zalazł jej za skórę. Mógłby mu to wszystko wyznać, pochwalić się, że jemu, Draco Malfoyowi, udało się porwać Złotą Dziewczynę i ją przelecieć, pomimo jej nienawiści. Ale bał się, że to może wszystko zniszczyć. Gdyby się tym chwalił na około, wszystko diabli by wzięli.

Zamiast tego jęknął i zapadł się głębiej w fotel.

— Będziesz musiał rzucić na mnie Obliviate albo ona do końca życia będzie w moim umyśle.

Stuknął się w głowę i westchnął głęboko.

— Stary — powiedział Theo, tym razem poważnym tonem — to nie jest miłość. To obsesja.

— Tak, cóż, może, ale co z tego? — Draco zmarszczył brwi. — Obsesja czy nie, wciąż porównuję wszystkie kobiety do niej i uważam, że są niedoskonałe.

— Tak, wiemy — prychnął Theo. — Pansy narzekała na to przez cały szósty rok.

Draco rzucił mu ponure spojrzenie.

— Dobra — Theo westchnął i zsunął się na skraj kanapy. — To moja teoria: nie znasz Granger. Wszystko, co o niej wiesz, to założenia, które sam sobie wykreowałeś. Więc stworzyłeś z niej personę, kogoś, kto jest definicją  twojej idealnej kobiety. Ten ideał nie jest realny. Ocenianie kogokolwiek według tych standardów cię rozczaruje, a mogę się założyć o lewe jądro, że ona zawiodłaby cię w porównaniu z Granger z twojej głowy.

Draco przewrócił oczami.

— Nie prosiłem cię o psychoanalizę.

— Mylę się?

Tak.

— Skąd mam wiedzieć?

— Dobra, powiedz jedną rzecz, którą o niej wiesz.

Draco potarł brodę.

— Lubi czytać.

— To się nie liczy. To powszechnie znany fakt. Spróbuj jeszcze raz.

— W porządku. Nie lubi latać.

— Wszyscy, którzy byli na boisku Quidditcha, kiedy Weasley próbował zabrać ją na lot na miotle, o tym wiedzą! No, wysil się bardziej.

— Dobra — warknął Draco i usiadł prosto. — Kiedy nie zna odpowiedzi na pytanie, marszczy brwi; kiedy jest podekscytowana lub zła, jej włosy puszą się bardziej dziko; kiedy jest skupiona, ma wokół siebie aurę ostrożności, co oznacza, lepiej nie przeszkadzaj, jeśli chcesz żyć. Kiedy jest smutna, jej oczy błyszczą jak ciemne, złote beryle; kiedy jest wściekła, błyszczą ogniem; kiedy jest podekscytowana, błyszczą jak światło gwiazd, a kiedy się boi…

Ugryzł się w język i na chwilę przekręcił szczęką, zanim sięgnął po swojego drinka.

— To obserwacje — zbył go Theo. — Muszę przyznać, że wszystkie bardzo spostrzegawcze, ale jednak obserwacje. To udowadnia, jakim jesteś świrem. Słuchaj, chodzi mi o to, że jej nie znasz. Nie znasz jej myśli i opinii na różne tematy, nie wiesz, o czym marzy, czego się obawia, ani jej ambicji — po prostu nic o niej nie wiesz.

Och, pomyślał Draco, ale za to wiedział, jak słodko brzmi, gdy dochodzi. Znał uczucie jej wilgoci na swoich palcach. Wiedział, jak wspaniale się czuła na jego kutasie. Wiedział, jak drżała w jego ramionach. Wiedział, jak smakował pot na jej skórze. Wiedział o tym wszystkim i to dawało mu przynajmniej pewną świadomość o tym, kim była.

— Mógłbym się dowiedzieć — powiedział Draco. — W końcu jesteśmy współpracownikami. Wczorajszy wieczór spędziłem, siedząc obok niej i pijąc.

— Że co? — Theo podskoczył na swoim miejscu, głupi uśmiech przykleił się do jego twarzy. — Siedziałeś obok niej w Taczce i przeżyłeś? Dlaczego mi nie powiedziałeś?

— Dlaczego miałbym? — prychnął. — Nie mamy dwunastu lat, Theo.

Jego przyjaciel pokręcił głową i uśmiechnął się.

— Panikowałeś obok niej, prawda? Pociłeś się jak świnia, mając nadzieję, że jej palce przypadkowo trącą twoje?

Draco patrzył na niego beznamiętnie. Nie, macałem jej udo, prawie zrobiłem jej palcówkę i musiałem się powstrzymać, by jej nie pocałować. Gość prawdopodobnie dostałby zawału, gdyby mu to ogłosił.

— Nie bądź dziecinny, Theodore.

— Nie jestem dziecinny — tylko romantyczny.

— Jasne — wycedził Draco.

— No dobra — westchnął. — Udało ci się siedzieć obok Granger przez cały wieczór, nie spuszczając się w gacie ani nie wywołując Trzeciej Wojny Czarodziejów! Nie spuściłeś się, prawda?

Draco tylko na niego spojrzał.

Theo uśmiechnął się szeroko.

— W takim razie wypijmy za to!

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Hermiona spędziła sobotę w Bibliotece Czarodziejów w Cambridge. Bibliotekarka, pani Carding, zawsze pozwalała Hermionie korzystać z zasobów, mimo że nie była już studentką. Przeszukała całą bibliotekę w poszukiwaniu książek o Czarnej Magii.

— To do pracy — skłamała Hermiona, gdy pani Carding rzucała podejrzliwe spojrzenia.

Hermiona myślała o pójściu do biblioteki i archiwów Ministerstwa, i nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby przebywała tam w weekendy, ale Harry miał rację. Gdyby Montague dowiedział się o jej prywatnym śledztwie, nie byłby zadowolony.

Oczywiście, biblioteka Ministerstwa prawdopodobnie zawierała większość ksiąg, których szukała, ale Biblioteka Uniwersytetu Cambridge była jedną z najlepiej zaopatrzonych i była pewna, że i tak znajdzie tam większość tego, co potrzebuje. Przez dziesięciolecia napisano wiele tekstów o Mrocznym Znaku, szczególnie po śmierci Voldemorta. Hermiona wybrała tyle, ile zdołała znaleźć, i spędziła popołudnie oraz większość wieczoru na ich przeglądaniu. Na kolację zjadła szybką sałatkę, uważając, aby żaden sos nie spadł na strony książek (jedzenie było surowo zabronione w bibliotece, a pani Carding zrobiła dla niej wyjątek).

Jedna z książek opisywała, jak klątwa wpleciona w znak miała zmusić nosiciela do lojalności, ale wiedziała, że to nieprawda. Profesor Snape był lojalny wobec Dumbledore’a przez siedemnaście lat, od śmierci matki Harry’ego do jego własnej, a byli też inni Śmierciożercy, który zmienili strony. Draco Malfoy był jednym z nich, jeśli rzeczywiście go zreformowano.

Inna księga głosiła, że Znak będzie się rozrastał, jeśli nosiciel odwróci się od Czarnej Magii, ale wiedziała, że to również było brednią; ponownie profesor Snape był tego dowodem.

Spośród ośmiu książek tylko trzy wspominały o Znaku i używaniu Czarnej Magii. W jednej z nich twierdzono, że posiadacz Mrocznego Znaku w jakiś sposób dzielił moc z Voldemortem poprzez Czarną Magię. W innej snuto teorię, że Znak może być kanałem Czarnej Magii, a w ostatniej spekulowano, że może być jej wzmacniaczem. Hermiona uznała idee przewodu i wzmacniacza za całkiem interesujące, bo mogły tłumaczyć, dlaczego Znak Malfoya wciąż był wyraźny — podczas gdy inne zbladły, jego tatuaż pozostał uwydatniony.

Kiedy zegar wybił ósmą, pani Carding przepraszająco wyprosiła ją z biblioteki. Pełna buzujących myśli i z nabazgranymi notatkami, postanowiła nie iść prosto do domu przez kominek, ale wstąpić na Grimmauld Place.

Ginny spotkała ją na korytarzu, chwiejąc się z powodu ogromnego brzucha.

— O, hej, nieznajoma! — zaćwierkała. — Nie spodziewaliśmy się ciebie tutaj.

Hermiona uśmiechnęła się i pomachała.

— Muszę tylko zamienić kilka słów z Harrym. Jest w domu?

— Poleruje swój sprzęt do Quidditcha na górze — powiedziała Ginny. Potem zatrzymała się, by parsknąć śmiechem. — Merlinie, to zabrzmiało lubieżnie! Wiesz, co mam na myśli! Jutro grają mecz w Norze. Masz czas, by dołączyć?

— Och — mruknęła Hermiona niechętnie — nie jestem pewna, czy…

— Bez obaw — rzuciła Ginny i machnęła ręką. — Nie spodziewałam się, że się zgodzisz. Pomyślałam, że miło będzie zapytać.

Hermiona się uśmiechnęła.

— Dzięki, w takim razie pójdę na górę.

— Jasne — wymamrotała Ginny. — Wstawię wodę.

— Genialnie.

Hermiona pobiegła po schodach do pracowni.

Harry rozłożył swój sprzęt na stole i wcierał olej w skórzane elementy rynsztunku. Spojrzał na nią, a jego okulary lekko zsunęły mu się z nosa.

— O, cześć, Miona! Co się dzieje?

Przygryzła wargę i wyprostowała się, zanim zamknęła za sobą drzwi.

— Harry, obiecaj mi, że się na mnie nie zdenerwujesz, ale trochę poszperałam.

Zrozumiał od razu. Marszcząc brwi, położył ręce na biodrach.

— Mówiłem ci, żebyś dała spokój.

— Wiem! — jęknęła Hermiona. — Wiem, ale mam teorię, która, jak sądzę, wyda się całkiem przekonująca.

Harry przewrócił oczami i oparł się o stół.

— No dobra. Dawaj. Posłuchajmy.

Skinęła głową i wzięła głęboki oddech.

— Wiesz, że Mroczne Znaki uwięzionych Śmierciożerców praktycznie wyblakły? — Harry przytaknął, wciąż nie rozumiejąc, do czego zmierza. — Więc po komentarzu Gallaghera na temat upoważnienia Malfoya do używania Zaklęć Niewybaczalnych, przypomniałam sobie, że widziałam jego Mroczny Znak w zeszłym roku podczas turnieju Quidditcha w Ministerstwie.

Spojrzała na niego, by sprawdzić, czy nadąża.

Harry uniósł brwi, czekając na jej puentę, ale cisza się przeciągała.

— No i?

Hermiona gestem dłoni wskazała na coś oczywistego.

— Nie wyblakł, Harry. Voldemort umarł w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym ósmym roku, czyli sześć lat temu. — Zmarszczyła brwi. — Pamiętam, że pomyślałam, że to dziwne, że wyglądał tak świeżo, wcale niewyblakły i nierozmyty jak inne. — Obserwowała go, zaciskając szczękę. — Myślę, że możliwe, że Gallagher mówił prawdę. Myślę, że Znak jest zasilany Czarną Magią. Ożywa dzięki użyciu Czarnej Magii.

Harry zmarszczył brwi, spinając się. Zaczął mu rosnąć ciemny zarost, a Hermiona była zaskoczona, że Ginny nie zmusiła go do ogolenia się, ale dzięki temu wyglądał starzej, dojrzalej.

— Nie powinnaś się w to zagłębiać, Hermiono. Cokolwiek to jest, nie ma to z nami nic wspólnego.

Zdziwiła się.

— Nic wspólnego… Harry, to skazany Śmierciożerca! Jeśli samo Ministerstwo przyznało mu prawo do używania Niewybaczalnych, to coś tu nie gra!

— Malfoy jest na bezterminowym okresie próbnym — powiedział Harry. — Jeden fałszywy ruch i trafi prosto do Azkabanu. Myślisz, że pozwolą mu bawić się Czarną Magią? Myślisz, że podejmie ryzyko?

— Cóż — prychnęła Hermiona — może Montague trzyma go pod stałą obserwacją.

— Bo niby co robi, Hermiono?

— Nie wiem! Walczy z ogniem za pomocą…

Harry! Hermiono! Herbata gotowa!

Potter odchrząknął i wyprostował się.

— Słuchaj, Miona, mówię ci to, bo mi na tobie zależy: odpuść.

Zamrugała.

— Harry Potterze, wiesz coś o tym, prawda?

Przekręcił szczęką, przenosząc wzrok z niej na drzwi i z powrotem. Zrobił krok bliżej i zniżył głos.

— Wiem o kilku sprawach, jasne? Ale nie wszystko. Wiem tylko, że to ściśle poufne informacje, które nie powinny wyjść na światło dzienne. Nie wiem, czy pozwolono mu używać Niewybaczalnych, ale wiem, że otrzymał specjalne zadania, które są tajne. — Westchnął. — Nie jestem nawet pewien, czy Robards ma uprawnienia, by mieć do nich dostęp. — Spojrzał na nią. — Mówię ci, Hermiono — trzymaj się od tego z daleka.

Zmrużyła oczy i skrzyżowała ramiona.

— I ty po prostu to akceptujesz?

— Co mam zrobić? — zapytał. — Mogę być wysoko postawiony, a i tak to jest ponad moje możliwości! Zdecydowanie ponad twoje.

Opadła jej szczęka i zmarszczyła brwi. Wkurzyła się i syknęła:

— Czarna Magia to śliska ścieżka, Harry, i ty o tym wiesz. Jeśli Montague pozwolił na to w tajemnicy, co powstrzyma go przed ekspansją? Skąd możemy wiedzieć, że ma dobre intencje? A co jeśli jest po prostu kolejnym Voldemortem, w magicznym…

— Hermiono! — syknął i ujął jej twarz w dłonie. Zamrugał, wyglądając na zaniepokojonego. — Masz paranoję. Rozmawialiśmy o tym. Wojna się skończyła, Voldemorta już nie ma, a świat nie jest zależny od tego, czy odkryjesz prawdę. Jasne? W Ministerstwie jest wiele rzeczy, o których nie mamy pojęcia, a to jest jedna z nich. Odpuść! Proszę!

Hej! — warknęła Ginny z dołu. — Herbata!

Westchnął i wyprostował się.

— Chodźmy na dół. Nie mieszaj się w to, Hermiono. — Z surowym spojrzeniem odwrócił się i otworzył drzwi. — Już idziemy, skarbie!

Hermiona niechętnie poszła za nim. Została na jedną filiżankę, podczas której ona i Harry byli dziwnie cicho, zanim poszła do domu, by w samotności rozmyślać. Harry przyznał się do większej liczby rzeczy, niż prawdopodobnie zdawał sobie sprawę, ponieważ tajemnicze akta z archiwum wciąż tkwiły w jej umyśle.

Akta, tajne zadania, Czarna Magia, Mroczny Znak Malfoya — jakoś to wszystko było ze sobą powiązane. Musiała tylko rozgryźć jak.

Jego różdżka. Tak, mogła spróbować się dowiedzieć, czy Malfoy rzucał jakieś mroczne zaklęcia. Przeszukując swoje regały z książkami, znalazła jedną z tych, których używała na zajęciach z Magicznych Wykroczeń w Cambridge, a mianowicie Podręcznik z miejsca zbrodni. Przerzucając zniszczone i pobazgrane kartki, znalazła zaklęcie ujawniające klątwy Inguiri Incantatem. W wielu przypadkach było to dość żmudne, ponieważ można było namierzyć tylko jedno zaklęcie na raz. Jeśli różdżka emitowała blask, dowodziło to, że użyto konkretnego zaklęcia. Im silniejszy blask, tym bliższy czas rzucenia zaklęcia.

Niektórzy twierdzili, że wszystkie klątwy, przekleństwa i uroki to Czarna Magia, ale wiele z nich było używanych nawet przez uczniów Hogwartu. Hermiona wystarczająco dużo czytała o Czarnej Magii, aby zrozumieć, że Petrificus Totalus i Locomotor Wibbly to naprawdę dziecinna zabawa w porównaniu z niektórymi przerażającymi klątwami. Zaklęcia Niewybaczalne były trzema z nich, ale były też inne, które sprawiały, że krew ofiary wrzała, albo dusza człowieka była wysycana.

Jakoś musiała zdobyć różdżkę Malfoya. Przynajmniej mogłaby zobaczyć, czy ostatnio używał Niewybaczalnych, i po prostu działać dalej.

Ale to nie było proste. Jak zdoła zdobyć jego różdżkę? Był wystarczająco ostrożny i był zręcznym Aurorem. Kiedy wystarczająco opuści gardę? Po seksie?

Prychnęła pod nosem. Czy naprawdę rozważała przelecenie go, by dostać jego różdżkę? Ale ciekawość paliła ją tak samo mocno, jak jej zakazane pragnienie, żeby poddać się fantazjom; gdyby mogła ubić dwie pieczenie na jednym ogniu, jej życie stałoby się o wiele łatwiejsze.

Spojrzała na zegarek. Była prawie dziewiąta wieczorem. Nadal to nie za późno na wieczorną wizytę, prawda? Sama myśl o tym sprawiła, że poczuła trzepotanie brzucha. To było przerażające i ekscytujące jednocześnie. Poprzedniego wieczoru powiedział jej, że zostawi dla niej otwartą swoją Sieć Fiuu, ale nie powiedział, czy będzie to obowiązywać na czas nieokreślony, czy tylko na wczorajszą noc. Musiała się o tym przekonać.

Wpadła do sypialni i zanurkowała do szafy. Jeśli miała uwieść Draco Malfoya — cóż, nie sądziła, że kiedykolwiek to nastąpi! — co mogłaby założyć? Nie miała prawie w ogóle seksownych ubrań, tylko letnie sukienki i oliwkowe spódnice. Ostatecznie zdecydowała się na letnią sukienkę w kolorze pudrowego różu, która ledwo sięgała do kolan. Rzadko czuła się w niej komfortowo ze względu na jej długość (lub jej brak), ale być może właśnie tego potrzebowała tej nocy. Ron zawsze wolał piersi, ale Hermiona zauważyła, że Malfoy przygląda się wielu kobiecym nogom i przypuszczała, że może to docenić. Poza tym dekolt sprawiał, że jej cycki wyglądały całkiem nieźle.

Próbując ułożyć włosy w coś mniej obrzydliwego niż ptasie gniazdo, zaczęła wątpić w swoje zdrowie psychiczne. Obiecała sobie, że nie pozwoli mu zaleźć sobie za skórę, a teraz dobrowolnie zmierzała do legowiska smoka na seks! Ale nieustannie sobie powtarzała, że seks nie był powodem, dla którego tam szła. Nie, chodziło o różdżkę. Różdżkę.

I jego kutasa.

Kurwa. Jęknęła i oparła się o zlew, żeby wziąć kilka głębokich oddechów. Może to było czyste szaleństwo. Cóż, tak było, ale Hermiona robiła gorsze rzeczy. Przebranie się za Bellatrix Lestrage, żeby włamać się do skarbca wiedźmy w banku Gringotta, było prawdopodobnie bardziej szalone niż to. Wydostanie się ze wspomnianego skarbca na grzbiecie smoka, było bez wątpienia bardziej szalone niż to. Cofanie się w czasie, żeby wziąć udział we wszystkich możliwych zajęciach w szkole, kiedy miała zaledwie czternaście lat, było prawdopodobnie bardziej szalone niż to. Włamanie się do labiryntu śmiercionośnych pułapek, żeby powstrzymać najgroźniejszego czarnoksiężnika, kiedy miała zaledwie dwanaście lat, było zdecydowanie bardziej szalone niż to.

To był tylko seks, mimo wszystko, z irytującym kretynem, który był wysportowany i drażniąco przystojny, który potrafił roztopić ją jedną ręką i być może był mrocznym, niebezpiecznym czarodziejem.

Ale była Gryfonką. Wywodziła się z domu dla ludzi o odważnych sercach i tak dalej. Rzuciwszy ostatnie długie spojrzenie w lustro, skinęła głową do siebie, chwyciła swoją ulubioną torebkę z koralikami i skierowała się do kominka. Wymamrotała adres, a jej serce podskoczyło, gdy płomienie zapłonęły na zielono. Kominek w jego mieszkaniu nadal był dla niej otwarty. Zamknęła oczy, robiąc odważny krok w nieznane.

_____________

Witajcie :) dziś nadszedł dzień na publikację kolejnego rozdziału tej historii. Mam nadzieję, że cierpliwie czekacie, bo w kolejnym będzie się działo i to bardzo dużo. 

Publikacja kolejnego rozdziału jest planowana na 14 czerwca. W międzyczasie pewnie ukażą się rozdziały Hot for Teacher. Być może uda się skończyć to tłumaczenie. Zobaczymy jak będzie.

Tyle ode mnie. Miłego weekendu i tygodnia. Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy