sobota, 2 sierpnia 2025

[T] To, co jest między nami: Na wypadek gdybym zapomniał

Luty 1996

 

Były Walentynki. Draco nienawidził Walentynek. Bezsensowny dzień, w którym ludzie w imię „miłości” zamieniali się w kompletnych idiotów. Pomimo surowych zasad Umbridge, nic nie powstrzymywało nastolatków od całowania się na korytarzach po zajęciach.

Draco był zniesmaczony. Głównie dlatego, że nie ukrywał się w ciemności, by dać komuś najlepszego całusa w życiu. Nie, on krążył. Umbridge chciała raportów — szczegółowych raportów. Chociaż Draco niezbyt się tym przejmował. Wyćwiczył wzrok, żeby znaleźć coś o wiele ciekawszego, niż liżące się nastolatki.

Chciał znaleźć Granger. Wiedział, że nie będzie jej w Wieży Gryffindoru, prawdopodobnie czaiła się w bibliotece, chyba że Weasley w końcu się ogarnął i zaczął działać. Draco miał nadzieję, że nie. Nie przepadał za Potterem, ale Weasleya wręcz nienawidził. Był przekonany, że był niechciany przez matkę, że Matka Weasleyów pragnęła dziewczynki i że został boleśnie odstawiony na bok, gdy Łasica w końcu przyszła na świat. Ta myśl wywołała uśmiech na jego twarzy.

Obrzucił groźnymi spojrzeniami mizdrzące się pary, odjął kilka punktów, a potem wślizgnął się do biblioteki, wodząc wzdłuż alejek, które, jak wiedział, Granger często odwiedzała, aż dostrzegł jej stałe miejsce między regałami.

Była tam, z bujnymi włosami, których część spięła. Zauważył, że nie czytała. Miała czerwony nos, a oczy opuchnięte; płakała.

Emocje go zaskoczyły. Spiął się i wpatrywał w nią. Chciał w coś uderzyć — lub kogoś. Bez wątpienia to ten debil Weasley doprowadził ją do łez — zawsze ten pieprzony Weasley — ale kurwa, nadal była taka śliczna. Jej wielkie, złocistobrązowe oczy błyszczały, policzki płonęły rumieńcem i była w niej wrażliwość, która sprawiała, że jego serce krwawiło z bólu. Chciał ją przytulić, pocałować, powiedzieć, jak skrzywdziłby tego, kto skrzywdził ją. Co powstrzymywało go przed podejściem, usadzeniem się obok niej, wzięciem jej za rękę? Co powstrzymywało go przed przyciśnięciem jej do stołu i muśnięciem ustami jej skóry? Co powstrzymywało go przed chwyceniem jej piersi, włożeniem rąk w jej majtki, sprawieniem, by jęknęła?

Narastała w nim wściekłość, gdy na nią patrzył, i zacisnął zęby. Musiał pomyśleć o nieprzyjemnych rzeczach: Weasleyu w bieliźnie, całującym się z Umbridge, Flitwicku i McGonagall w kompromitujących pozycjach — zepchnął wszystkie obrazy Granger w najgłębsze zakamarki umysłu, wpychając ją do jej małego pokoju i zamykając drzwi na klucz.

Oddychał powoli, głęboko, a jego umysł się opróżniał. Snape nauczył go odsuwać od siebie wszystko, co mogłoby nim wstrząsnąć, w tym Granger.

Tak, jego nauczyciel wiedział o jego fascynacji Granger, bo widział to w jego głowie. Wszystko wkrótce się zmieni, powiedział mu ojciec, teraz gdy Czarny Pan powrócił. Ta myśl ekscytowała Draco równie mocno, co przerażała, ale tak naprawdę nie rozumiał, dlaczego Severus Snape postanowił zadbać o to, by posiadał nieprzenikniony umysł. Z pewnością chodziło mu o to, żeby sekrety Czarnego Pana były bezpieczne.

Nie, żeby Draco miał coś przeciwko — zawsze podziwiał ludzi biegłych zarówno w oklumencji, jak i w legilimencji — a trening pod okiem mistrzów sprawiał, że czuł się wyjątkowo, nawet jeśli oznaczało to, że Snape będzie wtajemniczony w każdą myśl buzującą w hormonach jego nastoletniej głowy.

Na początku był zawstydzony, próbował temu zaprzeczyć, ale nie mógł wyprzeć się własnych myśli. Wyobrażał sobie Granger nagą i jęczącą wystarczająco wiele razy, by nawet stoicki profesor Snape poczuł się niezręcznie i nieswojo. Odkrywszy, że większość jego myśli krąży wokół niej, zmienił taktykę i bezceremonialnie poprosił Draco „Proszę, kontroluj swoje myśli — zamknij ją za drzwiami”, zanim ponownie spróbował wejść do jego głowy.

Malfoy nigdy nie miał problemów z sortowaniem i szufladkowaniem myśli oraz emocji, więc oklumencja przyszła mu dość naturalnie; teraz czuł jej kojący wpływ, to otępienie, patrząc na Granger we łzach. Rozluźnił zaciśnięte dłonie, których wcześniej nie dostrzegł, i mógł kontynuować swoją obserwację.

Była piękna i była szlamą. Dwa fakty. Kiedy Czarny Pan podbije świat, jej miejsce będzie poniżej dna hierarchii. Kolejny fakt. Nie jest warta więcej niż skrzat domowy. Może, pomyślał, jest szansa, by ją schwytać. Tak, to miałoby sens. Jego ojciec z pewnością by na to przystał, a Czarny Pan by go wynagrodził; pokonała go w każdym szkolnym teście, więc sprawiedliwość nakazywałaby jej mu służyć.

Trzepotała w jego myślach do drzwi, wołając go uwodzicielsko; mogłaby mu służyć nago, jej wielkie oczy błagałyby go, by jej dotknął.

Draco — wołała go. — Mój kochany, wypuść mnie.

Nie, pomyślał i cofnął się, pogrążając umysł w ciemności. Musiał ciężko ćwiczyć, jeśli chciał ją utrzymać w tyle umysłu. Snape powiedział mu, że nie może się rozpraszać, bo zostaną mu powierzone ważne zadania. Bardzo ważne i nie pozwoli, by Hermiona Granger mu w tym przeszkodziła.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Lipiec 2004

 

Gazetę wciśnięto mu w twarz zaraz po tym, jak wyszedł z kominka tego ranka. Posypały się gratulacje i wiwaty, a niektórzy życzyli mu większego szczęścia następnym razem, twierdząc, że Selwyn byłby doskonałym kandydatem do przesłuchania.

Draco wpadł we wściekłość po przeczytaniu artykułu i tego ranka przeszedł prosto przez drugie piętro, by zejść poziom niżej, do najważniejszego gabinetu. Zażądał natychmiastowej rozmowy z Ministrem, a jego sekretarka podskoczyła z zaskoczenia.

— Panie Malfoy! — pisnęła, a jej duże, okrągłe oczy rozszerzyły się.

Policzki pokryły się dzikim rumieńcem, kiedy się uśmiechnęła. Podejrzewał, że się w nim podkochuje, i złagodził wyraz twarzy.

— Saro. — Uśmiechnął się do niej uroczo. — Jest u siebie? Naprawdę muszę omówić z nim kilka pilnych spraw.

— No cóż, tak, ale…

— Dobrze.

Draco minął biurko i skierował się do drzwi. Otworzył je, nawet nie pukając.

Shacklebolt siedział za biurkiem i spojrzał na niego z zaniepokojeniem. Gdy dostrzegł jego zaciętość, westchnął głęboko.

— Panie Malfoy. Proszę wejść.

Draco zacisnął szczękę i wszedł do środka. Drzwi zamknęły się za nim na klucz i Minister wymamrotał zaklęcie wyciszające.

— Jak mniemam, chodzi o artykuł. — Shacklebolt gestem wskazał mu, żeby usiadł, ale Draco nadal stał. — Rozumiem, że to wszystko jest dla pana zaskoczeniem i przepraszam, ale musieliśmy to rozgłosić. Jesteśmy coraz bliżej, czuję to. Tyle lat i w końcu docieramy do celu.

Malfoy wykrzywił usta w grymasie. Zrobił krok bliżej do biurka Ministra.

— Mogę odwalać za ciebie brudną robotę, Shacklebolt, ale trzymaj to z dala od wszystkiego innego w moim życiu.

Mężczyzna westchnął głęboko i splótł palce na biurku.

— To, że twój zespół został wysłany na miejsce celem aresztowania, nie było moim zamiarem — powiedział. — To wszystko wina Robardsa. I niefortunny zbieg okoliczności.

— Nie chcę być częścią twoich intryg — warknął Draco. — Po prostu działam zgodnie z twoimi instrukcjami i nic poza tym.

Ciemne oczy Kingsleya stwardniały.

— Uważaj, Malfoy. Przekazałeś mi fascynujące wspomnienie, i to na wiele sposobów. Nowy Czarny Pan?

Draco wziął głęboki oddech.

— Nie zwalaj tego szaleństwa na mnie.

— Nie robię tego — rzekł Minister — ale muszę przyznać, że przedstawił niezłe argumenty. Jesteś jedynym członkiem wewnętrznego kręgu Lorda Voldemorta, który otwarcie się ujawnia, ekspertem w posługiwaniu się Czarną Magią i twój Znak jest aktywny.

— Przez ciebie! — warknął Malfoy, czując w sobie gniew.

Oddychał ciężko, błyskając zębami. Musiał się uspokoić i ogarnąć. Zaczął wszystko sortować w głowie, wypełniając umysł pustką, zamykając wszystkie drzwi.

Kingsley Shacklebolt westchnął ciężko.

— Malfoy, wiem, że mi nie ufasz, ale mam nadzieję, że wierzysz, gdy mówię, że walczę o lepszą przyszłość dla nas wszystkich.

Draco wyprostował się. Z większym opanowaniem przeczesał włosy dłonią. Napłynęła do niego obojętność, której bardzo potrzebował.

— Wierzę, że jesteś gotów poświęcić się dla dobra ogółu, ale ja nie jestem dla ciebie aż tak bardzo cenny. Łatwa ofiara.

Minister zamrugał, zaskoczony.

— Jesteś dla mnie bardzo ważny, Malfoy.

Draco zaśmiał się beztrosko.

— Potter jest dla ciebie ważny. Granger jest dla ciebie ważna. Każdy w twoim cennym Zakonie jest dla ciebie ważny, Ministrze. Ja jestem tylko marionetką. — Odwrócił się do drzwi i zatrzymał tuż przed nimi. Rzucając okiem przez ramię, powiedział: — Wiem, gdzie wyląduję, gdy to wszystko się skończy, jak śmieć wyrzucony do kosza, z umysłem zamienionym w jajecznicę.

— Wiesz, że bym tego nie zrobił.

— Naprawdę? — Uśmiechnął się szyderczo. — Przysięgniesz?

Szczęka Shacklebolta zacisnęła się, a on siedział w milczeniu.

— Tak myślałem — prychnął Draco i otworzył drzwi, zanim wyszedł na zewnątrz.

Jego dzień został zrujnowany. Wszyscy, którzy gratulowali mu wczorajszego, znakomitego znaleziska — szkoda tylko, że zwłok — spotykali się z jego zimnym spojrzeniem, gdy szturmem przemierzał korytarz i wracał na swoje piętro. Spokojnie, lecz lodowato, kazał Collinsowi się odpieprzyć, po czym usiadł w swoim boksie i rzucił zaklęcie wyciszające wraz z osłoną, żeby utrzymać go w ciszy i spokoju.

Przez resztę poranka wypełniał papierkową robotę z wczorajszego wezwania i wszystko wydawało mu się takie nienaturalne. Musiał napisać, że cel nie żył po przybyciu, a w rubryce „przyczyny śmierci” zanotować „Zabójcza Klątwa”, bo wciąż miał cholernie ważne zadanie do wykonania.

Siedział w swoim boksie, wymyślając wymówkę, by pójść na piętro Pottera i spróbować znaleźć Granger. Przypomniał sobie moment, gdy dostał wiadomość dotyczącą miejsca pobytu wymykającego się podejrzanego. Draco zmroziło, poprosił Robardsa, żeby Potter się tym zajął, ale Robards był nieugięty. Draco zebrał więc Collinsa, Eppingera i Langdona i aportował się z nimi prosto do domku w Lake Districts, w pełnym umundurowaniu i z całym wyposażeniem.

Ciało zaczęło cuchnąć przez weekend w ciepłym, lipcowym upale. Draco myślał, że z powodu zaklęć odstraszających mugoli nikt nigdy go nie znajdzie — a nawet jeśli, to i tak nie będzie chciał się kontaktować ze służbami.

Eppinger szybko przeszukał pomieszczenie, sprawdzając, czy nie ma w nim resztek magii, i stwierdził, że jest czyste. Collins migiem ustalił przyczynę śmierci, a kiedy Langdon wrócił do biura, by wezwać Departament Śledczy — w końcu zabito lorda — Robards stwierdził, że nie ma takiej potrzeby. Lord Selwyn znajdował się na liście potwierdzonych zwolenników Czarnego Pana i nie było wątpliwości, że chodzi o Śmierciożerców zabijających Śmierciożerców. Sam fakt, że zginął od Zabójczej Klątwy, zdawał się to potwierdzać.

Zabrali ciało z powrotem do Ministerstwa i sprawa została zamknięta. Schwytano i rozprawiono się z kolejnym zwolennikiem Voldemorta, i ogólnie rzecz biorąc, był to całkiem udany dzień dla Ministerstwa Magii.

Draco poczuł mdłości. Nie znał planów ani motywów Shacklebolta, ale pamiętał, co widział w głowie Selwyna: usługi płatnicze Gringotta. Jego ojciec korzystał z tych samych, przekazując coroczną darowiznę na Hogwart. Plan miał zostać sporządzony, a raty miały być spłacane bez przerwy, dopóki właściciel skarbca nie wstrzymał płatności — lub nie umarł. Gdziekolwiek trafiły pieniądze Selwyna, płynęłyby dalej, gdyby został aresztowany i osadzony w Azkabanie. Nawet zamrożenie aktywów nie mogło tego powstrzymać, a nikt poza samym Selwynem nie mógł uzyskać żadnych informacji o tym, gdzie trafiły kosztowności. Magia goblinów była silniejsza niż autorytet Ministra.

Malfoy musiał więc udawać, że nic wcześniej o tym nie wiedział, a raport, który sporządził, był w najlepszym razie kiepski.

Nie zauważył, że zegar wybił kwadrans po dwunastej, dopóki nie spojrzał w górę i nie zobaczył, że wszyscy wyszli już ze swoich boksów. Wzdychając, wstał i włożył kurtkę. Ruszył w stronę wind. Pozwolił, by gniew wirował; to była łatwa emocja, taka, z którą mógł sobie poradzić. Dopóki był w stanie zachować spokój i opanowanie, mógł pozwolić jej trwać, odcinając się od wszystkiego innego. Oklumencja stała się jego drugą naturą, terapeutyczną formą medytacji, powstrzymującą go przed uderzeniem kogoś prosto w twarz.

Skręcił za róg i nagle zaatakowały go wirujące, brązowe loki oraz zapach jabłek pomieszany z jaśminem. Jego ręka wystrzeliła odruchowo, powstrzymując przed upadkiem.

Spojrzała na niego, jej brązowe oczy błyszczały od niewylanych łez. Kurwa.

Nie mogła zatrzasnąć swoich stalowych drzwi w jego umyśle i wciąż słyszał słodki głos płynący w oddali. Była zraniona. Cierpiała. Kto, kurwa, ją skrzywdził? Gniew był emocją, na którą pozwalał sobie w swojej pustce, ale nie niepokój. Stłumił go, bojąc się, że wyleje się i zmusi go do zrobienia czegoś… nierozsądnego.

— Granger — powiedział cicho, zwracając na nią uwagę.

Patrzyła tak, jakby nigdy wcześniej go nie widziała — albo jakby bała się o swoje życie. Jego płuca się zacisnęły.

— Wszystko w porządku? — zapytał, a ona spięła się w jego uścisku.

Chciał ją przytulić, scałować łzy i po prostu ją poczuć, ale sposób, w jaki na niego patrzyła, zaniepokoił go. Praktycznie nie widział Hermiony od tamtej nocy, prawie dwa tygodnie temu, a nie rozstali się w idealnej atmosferze.

W pustce pojawiła się rysa, niepokój sączył się przez nią pomimo jego wysiłków. Nie powinien był się zgodzić, kiedy poprosiła go o przejęcie kontroli. Powinien był ją oczarować, uwieść, uspokoić — a nie brać, nie obciążać jej słowami bezpieczeństwa, ograniczeniami i karami. Co on, kurwa, sobie myślał? Czy próbował ją odstraszyć? Może robił to nieświadomie. Czy o to chodziło? Bała się go? Skrzywdził ją? Może bała się mu powiedzieć, żeby przestał? Czy wszystko spieprzył, bo nie potrafił się przy niej kontrolować? Zawiódł ją? Czy może zdała sobie sprawę, że nie był tego wart?

Nie. Nie, nie, nie

Zmusił szczelinę do zamknięcia, a wszechogarniająca czerń znów pozostała nietknięta.

Wyrwała rękę z jego uścisku, jakby oparzona jego dotykiem, i stanęła na drżących nogach, nerwowo prostując rozkosznie obcisłą spódnicę.

— Nic mi nie jest — mruknęła zduszonym głosem i pospiesznie go minęła.

Draco zamarł. Szczelina znów się otworzyła, a pustka rozstąpiła.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

To był pomysł Gallaghera, żeby zrobić imprezę w biurze celebrującą sukces, mimo że Draco i jego zespół zapewniali pozostałych, że nic wielkiego nie osiągnęli. Znaleźli tylko gnijące zwłoki. Ale Gallagher, jak na idiotę przystało, miał to gdzieś. Wyciągnął butelkę Ognistej i zwołał Pottera wraz z jego zespołem na korytarz.

Malfoy milczał, popijając drinka, podczas gdy inni rozmawiali o tym, jak zdesperowani są Śmierciożercy. Draco przestał ich poprawiać po dwóch latach starań. Większość Śmierciożerców zniknęła — byli martwi lub uwięzieni. Pozostali tylko zwolennicy. Oczywiście, oni nie dostrzegali różnicy.

Nie spuszczał wzroku z Granger. Stała obok Pottera, z nietkniętą szklanką Ognistej Whisky w dłoni. Każdy głupek, który by się przyjrzał, wiedziałby, że Granger nie pije Ognistej. Jedynym mocniejszym alkoholem, niż piwo kremowe i wino, był gin.

Ponownie przyjrzał się jej obcisłej spódniczce, tej, w której jej tyłek wyglądał absolutnie bosko. Z parą szpilek — co było bardzo nietypowe u Granger — jej pośladki wyglądały jeszcze bardziej kusząco. Obraz gryfońskiego, czerwonego tyłka i lśniącej cipki po tym, jak dawał jej klapsy, zamajaczył mu w głowie i musiał wziąć łyk trunku, żeby spalić myśli. Po spojrzeniu, którym go wcześniej obdarzyła, i kwasowości w jej głosie, gdy powiedziała mu, że nic jej nie jest, wiedział, że nie ma ochoty powtarzać tego wieczoru, i że winić za to może tylko samego siebie.

Jej złote spojrzenie powędrowało ku niemu. Cudem wytrzymał jego wagę. Policzki Hermiony zaróżowiły się, jego brzuch się napiął, a ona odwróciła wzrok.

Nie. Spójrz na mnie.

Ale nie zrobiła tego. Nie, celowo patrzyła wszędzie, tylko nie na niego.

Podczas obserwowania jej, usłyszał, jak Potter pyta o Zabójczą Klątwę. Granger gwałtownie podniosła wzrok, prostując plecy. To wzbudziło jej zainteresowanie. Och, Draco uwielbiał to spojrzenie.

— Przeprowadziliście dokładne śledztwo na miejscu zbrodni? — zapytała, a jej głos owiał go niczym pieszczota.

— Nie ma takiej potrzeby — odparł Collins lekceważąco. — Widzieliśmy to już wcześniej: Śmierciożercy zabijają Śmierciożerców, żeby trzymać się z dala od Azkabanu. Strata czasu, serio.

Zjeżyła się.

— Strata czasu? — prychnęła głośno i odstawiła nietkniętą szklankę na stolik obok. — Przepraszam, ale czy masz jakieś dowody na to, że faktycznie wspierał Voldemorta w większym stopniu niż tylko jako zagorzały czystokrwisty?

Collins skinął głową w stronę Draco, który spiął się, ale nie dał tego po sobie poznać.

Granger odwróciła wzrok w jego stronę, tym razem z determinacją.

— Więc? — prychnęła.

Draco wzruszył ramionami i uniósł brew.

— Nie wydaje mi się, żebyś uwierzyła mi na słowo, prawda?

Zmarszczyła brwi.

— Uwierzenie na słowo brane jako niezbity dowód, to nie jest nasz sposób postępowania, prawda? — odparła. — Czyżbyś zapomniał? Masz niezbite dowody?

Malfoy zamrugał powoli i uśmiechnął się do niej. Między jej brwiami pojawiła się urocza zmarszczka.

— Śmiało, Granger. Badaj miejsce zbrodni jak długo chcesz i zobaczymy, czy znajdziesz jakieś dowody na poparcie innej teorii.

Upił łyk drinka, patrząc na nią wyzywająco. Mógłby jej pokazać niezbite dowody, gdyby tylko chciała.

Nadęła się, prostując ramiona.

— Dobra — warknęła i odwróciła się na pięcie, by ruszyć w stronę gabinetu Robardsa.

Draco zacisnął szczękę i prychnął. Mogła prosić Robardsa cały dzień, ale nie zamierzał wysyłać tam ekipy. Ale dziesięć minut później wyszła z gabinetu z triumfalnym uśmiechem, a Robards deptał jej po piętach, z grymasem na twarzy.

— Malfoy! — warknął.

Westchnąwszy, Draco opróżnił resztkę drinka i odstawił szklankę na bok.

— Tak, proszę pana?

— Granger chce zbadać miejsce morderstwa Selwyna — mruknął. — Ty dowodziłeś akcji, to twoja sprawa. Zabierz ją tam.

Draco wsunął ręce do kieszeni spodni, żeby ukryć drżenie.

— Ale, proszę pana, mówił pan już, że nie potrzebujemy oględzin miejsca zbrodni.

Główny Auror westchnął głęboko i spojrzał na niego niecierpliwie.

— Po prostu idź.

Malfoy przekręcił szczęką. Takiego obrotu spraw się nie spodziewał. Spojrzał na Granger, która nagle spuściła z tonu. W jakiś sposób to sprawiło, że stał się nieco mniej niechętny. 

Tak, Granger, pójdę z tobą. Będziemy tam tylko ty i ja.

Westchnął i skinął głową, po czym ruszył w stronę wind.

— Chodź, Granger. Nie mamy całego dnia.

Obcasy stukały kilka kroków za nim i powstrzymywał się przed obejrzeniem się przez ramię. Niczym dżentelmen przepuścił ją, by pierwsza weszła do windy, ale nawet na niego nie spojrzała. Gdy drzwi się zamknęły i ruszyli w dół, Draco wycedził:

— Znów znudziło ci się porządkowanie archiwów?

Nie wiedział, dlaczego to powiedział. Nie wiedział, dlaczego postanowił z niej kpić. Może dlatego, że to było znajome? Może dlatego, że wolał te wrogie przekomarzania niż ciszę między nimi? Draco nie wiedział, ale wolałby, żeby porozmawiali o normalnych sprawach. Tak naprawdę chciał zapytać, jak minął jej weekend, czy ma plany na wieczór i czy nie chciałaby się kiedyś z nim spotkać.

Granger mruknęła w odpowiedzi:

— Ja tylko wykonuję swoją pracę, Malfoy.

Zanucił i pozwolił, by jego wzrok spoczął na niej. Biała bluzka była może nieco nudna — bez wyzywającego dekoltu, luźny i nieśmiały fason, kryjący materiał — ale spódnica była magiczna. Jej włosy wyglądały na gładsze, ale wciąż dostrzegał loki. Pozwoliła, by opadały kaskadą na plecy, większość spięła w kok, z którego wystawała różdżka, a Draco musiał zaciskać pięści w kieszeniach, żeby nie wyciągnąć ręki i ich nie dotknąć. Tylko jedna rzecz na świecie była tak przyjemna w dotyku jak jej włosy — jej wilgoć.

Wysiadła, gdy tylko winda się zatrzymała, a drzwi otworzyły. Pobiegła do punktu aportacji, ale długie nogi Draco z łatwością dotrzymały jej kroku. Kiedy dotarli na miejsce, wyciągnął do niej rękę, ale ona tylko się na nią spojrzała.

— Wiesz, dokąd mamy się udać? — zapytał, doskonale wiedząc, że nie miała bladego pojęcia.

Zacisnęła usta, jej drobna sylwetka się spięła i nie spojrzała na niego, kładąc dłoń na jego ramieniu. Jej dotyk był lekki, ale Draco i tak musiał stłumić jęk. Zebrał się w sobie i poszerzył pustkę w umyśle. Zniknęli z trzaskiem, a następnie aportowali się przed rozpadającą się chatę. Hermiona natychmiast odsunęła się od niego i ruszyła ku drzwiom. Draco zacisnął usta i poszedł za nią.

Chociaż wiedział, że był dokładny, doprowadzając wszystko do porządku, to był świadom, że jeśli ktokolwiek coś znajdzie, to będzie właśnie Granger.

Podszedł za nią, gdy zatrzymała się przy drzwiach wejściowych. Tam rzuciła zaklęcie na swoje stopy i odwróciła się, by zrobić to samo na Draco. Spojrzawszy w dół, dostrzegł delikatny połysk na swoich butach ze smoczej skóry. Weszła do środka, a on podążał za nią przez pokoje na parterze, gotowy odwrócić jej uwagę, gdyby coś przeoczył. Ona natomiast napięła ramiona i odwróciła się, by spojrzeć na niego gniewnie, po raz pierwszy, odkąd wyszli z biura.

— Malfoy — warknęła — proszę, nie zbliżaj się. Przeszkadzasz. I niczego nie dotykaj.

Nadąsał się, cofając się, z rękami w kieszeniach spodni.

Przeszła do salonu.

— Tutaj znaleźliście ciało?

— Tak, tam na podłodze — powiedział.

Wyciągnęła różdżkę z włosów, a kok rozpłynął się w pasma, które opadły na jej ramiona. Zapach jabłek i jaśminu niemal go przytłoczył, i musiał jeszcze bardziej pogłębić pustkę. Obserwował ją, jak mamrocze zaklęcia i macha nadgarstkiem; jej umiejętności magiczne były nienaganne — eleganckie, precyzyjne, naturalne.

Uważnie się jej przyglądał. W Hogwarcie zawsze wściekał się na jej zdolności; była szlamą, nie pochodziła ze starożytnej i potężnej rodziny, więc jak mogła być tak dobra w magii? Jak mogła pokonać go we wszystkim oprócz latania i eliksirów? Jak mogła opanowywać nowe zaklęcie za pierwszym razem i sprawiać, że wszyscy inni wypadali źle? Na piątym, a może na szóstym roku, fakt, że jest szlamą, zaczął tracić na znaczeniu. Potem wściekł się, że nie dostrzegała, iż zasługuje na kogoś lepszego niż Święty Potter i Łasic. Zasługiwała na kogoś równego sobie, kogoś tak magicznie uzdolnionego, kogoś tak inteligentnego. Na szóstym roku jego jedyną ucieczką od rzeczywistości była myśl, że może na nią zasługiwać, bez względu na to, jak wielkim urojeniem była.

To samo pragnienie dręczyło go od środka, gdy obserwował jej pracę. Jakby nie zauważała jego obecności, krzątając się po pokoju, rzucając zaklęcie za zaklęciem. Tworzyła sztukę, a on mógł patrzeć na nią godzinami. Delikatny, czerwony blask przybrał formę zwłok Lorda Selwyna, a ona powoli, za pomocą jednego skomplikowanego zaklęcia, odbudowywała scenę zbrodni.

Draco zastanawiał się, czy Robards, a może nawet Potter, udzielili jej pochwały, na jaką zasługiwała za swoje umiejętności. Po serii długich, skomplikowanych zaklęć rytualnych, czerwona mgła w kształcie Selwyna uklęknęła, z głową zwróconą w stronę drzwi.

Granger spojrzała w górę, podążając za wzrokiem postaci, a Draco poczuł, jak krew w żyłach ścina mu się na twarzy.

Ponownie machnęła różdżką i kształt upadł na podłogę. Kolejne machnięcie i ruch się odwrócił. Raz po raz, przynosiło to ulgę Lordowi Selwynowi w ostatnich chwilach.

Zacisnęła usta i zamyślona podeszła do drzwi wejściowych. Stanęła plecami do schodów, przodem do drzwi, zupełnie jak Draco tamtej nocy. Wstrzymał oddech. Odwróciła głowę w stronę salonu po lewej stronie, uniosła różdżkę i napięła się.

— Zabójcza Klątwa musiała pochodzić stąd — stwierdziła i zmarszczyła brwi. — Spojrzał tutaj i wtedy został zabity. — Przygryzła wargę. Ignorowała Draco, jakby w ogóle go tam nie było. — Chyba że spojrzał na coś innego. Ale na co?

Znów weszła do salonu, zmarszczyła brwi, a potem zaczęła rzucać kolejną serię skomplikowanych zaklęć. Wkrótce na podłodze rozległy się kroki, niektóre święcące tym samym czerwonym światłem co postać Selwyna, a inne delikatną, srebrną łuną.

Malfoy przełknął ślinę i napiął ciało. Serce waliło mu jak młotem. Skupił się na pustce w umyśle i dzięki temu trochę się uspokoił. Hermiona rzuciła na ich buty zaklęcie ochronne, odpychające magię; jej zaklęcia nie mogły wykryć, że ślady, które widzieli, należały do niego, do tych samych butów, które teraz miał na nogach.

Ostatnim machnięciem różdżki ciche, świecące kroki zaczęły się łączyć w jeden ciąg, zaczynając od drzwi wejściowych — a potem ruszyły.

Śledziła ich ruch, mamrocząc do siebie. Z małej torby na ramieniu wyjęła notes i Samopiszące Pióro, i zaczęła komentować swoje odkrycia.

— Jeden ciąg śladów stóp wskazuje na jednego sprawcę. Nie wchodzi od razu do pokoju, w którym doszło do morderstwa. Kroki wchodzą do domu, prowadzą do każdego pokoju na parterze, a potem na górę… — Zaczęła wchodzić po schodach, notatnik i pióro unosiły się tuż obok niej, podczas gdy jej myśli spisywały się na papierze. Draco szedł kilka kroków za nią, starając się nie patrzeć na jej tyłek. — I do innych pokoi. Czy to może być pokój Selwyna?

Weszli do gabinetu, a Granger mamrotała coś pod nosem. Patrzyła, jak ślady stóp przemykają po pomieszczeniu, a Draco widział w nich siebie, grzebiącego w poszukiwaniu dowodów.

Podążyła za śladami do biurka, wyciągnęła szuflady różdżką i znowu zanuciła.

— Zdumiewająco puste biurko, a odciski stóp zdają się koncentrować wokół niego tylko przez chwilę. Czyżby ta osoba czegoś szukała?

Ślady znów przesunęły się po pokoju, a Granger podążyła za nimi wzrokiem.

Obserwował ją, widział, jak jej umysł pracuje z zapałem. Ślady stóp ciągnęły się dalej, za drzwi, więc Granger podążyła za nimi. Jej biodra otarły się o niego, gdy go mijała, a jej melodyjny głos rozniósł się po pustce. Draco zacisnął szczękę.

Ślady stóp ponownie zaprowadziły ich na dół. Granger kontynuowała komentarze i koniec końców wylądowali w salonie. Przy drzwiach pojawiły się czerwone ślady — Selwyn.

— To... to oczywiste, że w chwili morderstwa w domu był ktoś inny oprócz Selwyna — podsumowała, mrużąc oczy, a pióro to zapisało. — Sprawca siedział na krześle. Ślady są tu wyraźniejsze — może czekał. Selwyn wszedł, przeszedł do salonu i zatrzymał się.

Hermiona czuła zmęczenie. Ręka, w której trzymała różdżkę, drżała, pot zwilżył jej czoło, a ślady stóp świeciły teraz nieco słabiej.

— Granger — odezwał się w końcu Draco, ale uciszyła go.

— Sprawca ruszył, być może ku Selwynowi. — Otarła czoło grzbietem dłoni. — Selwyn zatoczył się do tyłu, a potem… — Wzięła głęboki oddech. — Sprawca podszedł do drzwi i… i w tym momencie Selwyn musiał klęczeć. Tak.

Opadła z sił, zwalniając zaklęcie, a Draco rzucił się w jej stronę, gotowy ją złapać, gdyby upadła, ale udało jej się opanować.

— Próbujesz się wyniszczyć? — mruknął Draco.

— Wykonuję swoją pracę — zadrwiła, ale mniej zuchwale niż zwykle.

Draco prychnął.

— Cóż, skończyłaś? Możemy już wracać do Ministerstwa?

Włożyła notes i pióro z powrotem do torby, związała włosy w kok, zabezpieczając go różdżką, i skinęła głową.

— Tak.

— Dobrze — mruknął i podszedł do drzwi, by je otworzyć.

Jej dłoń zadrżała, gdy położyła ją na jego ramieniu, by mogli iść obok siebie, a Draco poczuł wibracje aż do palców u stóp. Przypominało to drżenie, które miała po silnym orgazmie, i musiał się skupić na pustce, żeby jej nie chwycić i nie przycisnąć do ściany w chwili, gdy aportowali się ponownie do Ministerstwa.

Oboje milczeli, jadąc windą, a wokół nich panowała gęsta atmosfera. Malfoy musiał trzymać ręce w kieszeniach, żeby jej nie dotknąć, i zastanawiał się, jakim cudem doszedł tak daleko w hamowaniu się. Pozostał w windzie kilka sekund dłużej niż to było konieczne, gdy dotarli na drugie piętro, tylko po to, by móc wdychać jej zapach, pozwolić mu wypełnić pustkę, zanim wyszedł i wrócił do swojego boksu. Była już trzecia po południu i Granger szybko zniknęła mu z oczu.

Gdy tylko usiadł na krześle, Collins wychylił głowę zza ścianki działowej.

— Jest aż taką kujonką, jak wszyscy mówią?

Draco uniósł brew.

— Gorzej.

Collins uśmiechnął się szeroko.

— Tak myślałem. Ale jej tyłek wygląda zajebiście w tej spódnicy.

Gniew.

Gniew był emocją, na którą pozwalał sobie w swojej pustce, ale nie na twarzy. Wiedział, że jego wzrok był zimny, gdy powiedział:

— Jeśli lubisz nudę, to może.

— Nie. — Collins błysnął zębami. — Myślę, że wygląda nieźle. Daje mi vibe bibliotekarki i założę się, że w łóżku potrafi być niezłą jędzą. Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby poczytała mi książkę, jeśli rozumiesz, co mam na myśli.

Zachichotał i mrugnął, a Draco skomentował to beznamiętnym spojrzeniem.

Collins wciąż chichotał, gdy zniknął mu z pola widzenia, a Draco rozluźnił palce na biurku. Nie, nie zamierzał udusić współpracownika. Był w tym o wiele bardziej powściągliwy. Skupił się na oddechu, na poszerzaniu pustki. Dlaczego tak trudno było utrzymać ją w ryzach? Udało mu się ukrywać myśli przed samym Czarnym Panem, ale teraz nie potrafił wyrzucić z głowy myśli o jebanym Collinsie.

To przez Granger. Zawsze chodziło o nią. Nie powinien był w ogóle jej dotykać. Powinien był pozostać nieświadomy jej dotyku, jej smaku. Nigdy nie powinien był się wymknąć, bo chociaż istniała w jego umyśle od ponad dekady, dopiero tamtej nocy w Taczce zakorzeniła się w jego duszy.

Poczuł, jak jego wzrok zaczyna się rozmywać, a ciemność zalewa pole widzenia. Serce ścisnęło mu się w piersi, bijąc jak szalone, a jedyną myślą, jaka przeszła mu przez głowę, była rozpaczliwa prośba, by ją mieć, zatrzymać, posiąść. Powróciły jego mroczne myśli z czasów Wojny, gdy myślał, że być może Czarny Pan pozwoli mu ją zatrzymać, ale szybko je odepchnął. Nie chciał tego. Jeśli czegoś był pewien, to właśnie tego. Wolałby pozwolić jej odejść, niż posiąść ją w ten sposób, nawet jeśli ta myśl była równie kusząca, co niebezpieczna.

Chciał, żeby ona pragnęła go równie mocno. Chciał, żeby ich namiętność płonęła, pochłaniała. I tak się stało tamtej nocy w jego mieszkaniu. Dostał przebłysk wszystkiego, czego pragnął, na wyciągnięcie ręki; była związana, dobrowolnie mu się poddała. Jedynie nie jęczała jego imienia, ale jej dotyk, pocałunek, smak, ciepło i miękkość — wszystko było lepsze, niż mógł sobie wyobrazić.

Ale i to spieprzył.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Było wpół do piątej, gdy odgłos obcasów stukających o podłogę wyrwał go z ostatniej godziny medytacji. Granger szła ku niemu zdecydowanym krokiem. W jej oczach malowała się determinacja, a na czole odrobina niepokoju.

Zatrzymała się przy boksie Draco, wciąż unikając go wzrokiem, i podała mu teczkę.

— To moje notatki ze śledztwa. Chciałabym, żebyś je przejrzał, zanim skończę raport dla Robardsa. Byłabym wdzięczna, gdybyś mógł wpaść do mojego gabinetu ze swoimi uwagami przed wyjściem.

Gdy tylko Draco wziął teczkę, odeszła.

Wpatrywał się w nią i gdyby nie wielka, czarna pustka pochłaniająca wszystkie jego uczucia, czułby się zagubiony.

Westchnął, usiadł na krześle i zaczął przeglądać jej starannie napisane zapiski. Miała pochyłe pismo — ładne, ale miejscami pospieszne, co dobrze znał z notatek, które je kradł w szkole — i Draco potrafił odróżnić dokładny tok jej myśli od starannie przemyślanych fraz. Niektóre zdania utkwiły mu w pamięci: jeden sprawca, wysoki, mężczyzna, sądząc po rozmiarze buta, przeszukany dom, ostatnia pozycja przy drzwiach (sprawca albo obrócił się pod dziwnym kątem, albo był leworęczny, a może oburęczny — to w rzeczywistości częstsze, niż nam się wydaje), pospieszne plądrowanie, ale morderstwo z zimną krwią.

Zacisnął zęby. Granger była naprawdę bystra. Domyśliła się tego wszystkiego po kilku magicznych śladach stóp. Och, zdecydowanie zasługiwała na podwyżkę.

Wyciągnął pióro i dopisał Znany związek między ofiarą a sprawcą? tuż przed pospiesznym plądrowaniem, ale morderstwem z zimną krwią, dodając przeszukanie lub zasadzenie przed atakiem, żeby ją trochę zmylić. Zanotował kilka innych uwag na temat jej dedukcji, być może takich, które miały ja zdyskredytować (bo tak naprawdę była zbyt blisko, żeby mógł czuć się komfortowo), po czym wstał z krzesła, poprawił garnitur i udał się na jej piętro.

Idąc, spotkał wychodzącego z pokoju Pottera i uprzejmie pozdrowili się skinieniem głowami. Poczuł lekkie podniecenie na myśl o tym, że Hermiona będzie sama. Może to sprawi, że Granger będzie mniej niechętna do rozmowy?

Zatrzymał się przed jej gabinetem. Drzwi były otwarte, ale i tak zapukał, zanim wszedł. Spojrzała na niego zza biurka szeroko otwartymi, zdenerwowanymi oczami i szybko wstała.

— Cześć — burknęła i zacisnęła dłonie.

Draco uniósł brew i podał jej teczkę.

— Zrobiłem kilka notatek, ale ogólnie rzecz biorąc, uznałem, że jest dość obszernie.

— Och. — Spojrzała na plik dokumentów w dłoniach. — Dziękuję.

Przez chwilę stali w milczeniu. Draco nie chciał jeszcze wychodzić, więc zapytał:

— Często tak wyczerpująco pracujesz?

— Yyy, nie — odparła, unikając jego wzroku. — Jest… jest łatwiej, gdy miejsce zbrodni nie jest skażone. I… i zazwyczaj jest tam co najmniej dwóch czarodziejów.

Rzuciła mu szybkie spojrzenie, po czym znów odwróciła wzrok.

— Wybacz. — Wzruszył ramionami i wsunął ręce do kieszeni. — Ale to była imponująca robota.

Jej policzki poczerwieniały.

— Dziękuję. — Znów na niego spojrzała. — Właściwie, Malfoy, jest… jest coś, o czym muszę z tobą porozmawiać, jeśli masz czas.

Poczuł, że w pustce jego umysłu tworzy się pęknięcie. Skinął głową.

— Mam czas.

Przygryzła dolną wargę — tą puszystą, miękką, cudowną, dolną wargę — i poszła zamknąć drzwi. Wymamrotała zaklęcie wyciszające i odwróciła się do niego.

Draco starał się zachować spokój, pełne opanowanie, ale było to trudne. Stała tam, w obcisłej spódnicy, z rumieńcem na twarzy, z tymi wielkimi, cholernie kuszącymi oczami, a pęknięcie rozdarło pustkę.

Przełknęła ślinę, jej usta rozchyliły się. Nie mógł powstrzymać się od patrzenia na nie, gdy powiedziała:

— Rozumiem, że jesteś rozczarowany i wciąż zły z powodu tego, co zrobiłam, więc przepraszam.

Nie słuchał. Rozczarowany i zły? Z powodu czegoś, co zrobiła? Chciała wszcząć awanturę? Zmusić go do ukarania jej? Mógł to zrobić… cholernie tego pragnął.

Odepchnęła się od drzwi i podeszła do biurka.

— A-ale jesteśmy dorośli, Malfoy, i ja nie…

Przełknęła ślinę, a jej twarz poczerwieniała. Kolor był tak rozkoszny jak jej tyłek po klapsach. Mówiła dalej, jej miękkie usta poruszały się niezwykle kusząco.

Na początku nie usłyszał jej słów — nie, był zbyt zajęty wyobrażaniem sobie swoich ust na jej wargach. Potem do niego podpłynęły; jakby to nigdy się nie wydarzyło. Czyżby chciała udawać, że to nigdy nie miało miejsca?

— Słucham?

Zamrugała, wyraźnie zszokowana, a jej twarz zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nie mogła wydusić z siebie ani słowa.

Draco zmarszczył brwi i zacisnął szczękę. To wyjaśniało, dlaczego go unikała. Chciała o tym wszystkim zapomnieć i nawet miała czelność mu to powiedzieć.

Pustka się skurczyła, a szczelina poszerzyła. Zrobił krok w stronę Hermiony, ale cofnęła się. W tę grę można grać we dwoje.

— O czym ty mówisz, Granger?

Nie chciał, żeby jego głos brzmiał na tak napięty, przepełniony złością. Nie był wściekły, tylko sfrustrowany. Jej słowa mówiły jedno, a rumieniec na twarzy kompletnie co innego. Nie opierała się zbytnio, kiedy krzyczała z rozkoszy w jego łóżku.

Przełknęła ślinę, uderzając pośladkami o biurko.

Draco poczuł, jak dreszcz go porywa; miał ją już wcześniej w takiej pozycji i było cholernie fantastycznie. Zrobił kolejny krok ku niej, pewny siebie, elegancki.

— Powiedz mi jeszcze raz, co się stało — mruknął, omiatając wzrokiem jej ciało. — Na wypadek gdybym zapomniał.

Wyzna to, nawet gdyby musiał to z niej wydusić.

Och, jej policzki wręcz płonęły. W oczach lśnił strach i pożądanie. Jej pierś falowała, a oddech wydobywał się z niej ciężkimi strugami; zacisnęła palce na krawędzi biurka, uda ocierały się o siebie. Kutas Draco drgnął, pustka rozwiała się. Z lewej strony pozostało pożądanie, gęste i wymagające jak powietrze między nimi; otaczał go jej zapach, jej wzrok błagał, by pieprzył ją do nieprzytomności, a on zmniejszył dystans, gotowy na spełnienie tej prośby.

Granger wydała z siebie cichy jęk, gdy przycisnął ją do biurka, i gdyby nie jej obcisła spódnica, wcisnąłby się między jej uda, pozwalając jej poczuć jego rosnącą erekcję na cipce. Musiał zadowolić się staniem blisko, jej piersi niemal ocierały się o niego przy każdym oddechu.

— Mów, Granger — mruknął, zbliżając się do jej ust. — Zamieniam się w słuch.

Granger oniemiała. Uwielbiał mieć moc doprowadzania jej do takiego stanu. Wciągnął jej oddech, musnął ustami jej usta, usłyszał jęk; to wystarczyło, by całkowicie mu stanął, i nie był w stanie myśleć o niczym innym, jak tylko o posmakowaniu jej, gdy pochylił się, by posiąść jej usta swoimi.

Prąd. Piorun. Fajerwerki.

Kurwa, tak bardzo za tym tęsknił. Smakowała jeszcze lepiej niż ostatnio, jej usta były jeszcze delikatniejsze. Nie dał jej nawet chwili na zastanowienie, zanim wsunął język do jej ust, oblizując i smakując, pożerając ją pocałunkami.

Złapała za klapy jego marynarki, przyciągnęła bliżej i rozpłynęła się w nim. Chciała udawać, że to nigdy się nie wydarzyło? Nie ma szans.

Draco objął ją ramionami, rozłożył dłonie na jej biodrach i dolnej części pleców, przyciskając ją do siebie. Całował ją z całą mocą, na jaką było go stać, ssąc jej usta i język, jakby był głodny. Chciał całować ją bez tchu, bezmyślnie. Pragnął, by rozpłynęła się w jego ramionach, w pełni uległa, należąc tylko do niego.

Oderwał się od jej ust, pragnąc posmakować reszty ciała. Obsypywał pocałunkami jej szczękę i szyję, szukając guzików albo zamka na jej spódnicy. Chciał posmakować jej soków, znów poczuć jej podniecenie na swoim języku, sprawić, by krzyczała dla niego, by doszła na jego ustach.

Ale najpierw musiał ją ukarać, bo tak gorąco o to błagała. Jego kutas pulsował, a ona smakowała tak słodko w jego ustach, jednak musiał jej pokazać, co ją czeka, gdy go zawiedzie. Odsunął się, napotkał spojrzenie pełne niepokoju, które chłonął z zapałem. Szybko ją obrócił, zmuszając do pochylenia się nad biurkiem.

Granger krzyknęła, próbując złapać się rękami, ale Draco jej nie pozwolił. Ostatnim razem, gdy tak ją trzymał przy biurku, przerwano im. Nie tym razem.

Żar w jego ciele sprawił, że krew wrzała mu w żyłach. Przycisnął krocze do jej miękkiego tyłka, dając jej wyraźnie do zrozumienia, jak bardzo go podnieca. Jego dłonie rozpaczliwie szukały czegoś, czego mógłby się chwycić i zedrzeć z niej tę cholerną spódnicę. Klepnąłby ją w śliczny tyłek, aż by się zaczerwienił, kazał jej powiedzieć „Dziękuję, panie”, zanim przeleciałby ją na tym biurku, aż zrozumiałaby, że nie może bez niego żyć. Ale w ramionach Granger szybko pojawiła się desperacja.

— M-Malfoy, przestań — wyszeptała, ale w jej głosie nie było nawet odrobiny siły. To była słaba próba, którą przejrzał na wylot. Jednak nalegała dalej: — Czekaj, przestań!

— Zachowuj się, Granger — warknął i szarpnął ją za włosy, musztrując ją.

Krzyknęła, naparła mocniej na biurko i przez chwilę nawet brzmiała realistycznie.

— Przestań! P-proszę, przestań! — Była dobrą aktorką. Podobało mu się to. — H-hipogryf!

Krew zamarła w żyłach Draco. Serce mu stanęło. Jego kutas zmiękł natychmiast.

Jak, kurwa, mógł nie dostrzec szczerości w jej głosie? Dlaczego padło słowo bezpieczeństwa?

Odsunął się natychmiast, wpatrując się w nią z szeroko otwartymi oczami, gdy z trudem się podnosiła.

Przepraszam, Granger! Nie chciałem! Myślałem, że grasz! Myślałem, że tego chcesz! Powiedz to, cholerny tchórzu! Przestań. Oceń. Popraw. Uspokój. Ale on powiedział tylko:

— Droczymy się, Granger?

Czemu, do cholery, wybrał akurat to?

Oczy Granger zaszły łzami, ale gniew sprawił, że jej ramiona się napięły.

— Jesteś cholernym dupkiem!

Odepchnęła go, chwyciła płaszcz i wybiegła z biura.

Draco ugryzł się w wewnętrzną stronę policzka tak mocno, że z rany popłynęła krew.

_________________

Witajcie :) w sobotnie popołudnie zapraszam na kolejny rozdział tłumaczenia. Niezrozumienia wśród bohaterów ciąg dalszy, ale obiecuję, że niedługo wszystko przegadają i wyjaśnią. Cierpliwości :)

Kolejny rozdział pojawi się 16 sierpnia. Jeśli chodzi o inne opowiadania to na razie publikacja Hot for Teacher jest wstrzymana. Nie mam na razie weny do tłumaczenia tamtej historii, ale jej nie porzucam. Wszystko w swoim czasie będzie zrobione.

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy