Draco rozglądał się po pomieszczeniu z pogardą
oraz błyskiem gniewu w oczach. Przestronna sala balowa w Ministerstwie była
odświętnie udekorowana tym, co ktoś uznał za romantyczne ozdoby. Wokół nowo
wzniesionych, bezużytecznych kolumn korynckich wisiały wielkie girlandy bujnych
kwiatów. Słychać było delikatną muzykę. Gdziekolwiek spojrzał, widział zwiewną,
białą tkaninę, która bez wątpienia miała wzbudzać skojarzenie małżeńskiego
szczęścia.
Efekt mógł być czarujący, ale sądząc po minach
zgromadzonych, nikt nie dał się nabrać na żałosny powód, dla którego się tu
zebrali.
Lucjusz stanął obok niego i z odrazą powąchał
kiepskiej jakości wino w kieliszku.
— Hańba.
Nie było do końca jasne, czy mówił o jakości
wina, czy wyglądu sali, ale Draco z całą pewnością zgadzał się z tym
stwierdzeniem.
— To Prawo to parodia — mruknął Draco,
wystarczająco głośno, by przechodzący obok mugolak spojrzał na niego
niezręcznie i przyspieszył kroku. — A ten bal to absurdalne marnotrawstwo
pieniędzy i energii. Nie wspominając o marnowaniu mojego czasu.
— W rzeczy samej. — Z wyrazem niesmaku Lucjusz
postawił swój ledwo tknięty kielich na tacy przechodzącego kelnera. — Niemniej
jednak, jako że nasze próby uchylenia tego Prawa okazały się bezskuteczne, a Ministerstwo — ton głosu Lucjusza jasno
wyrażał jego opinię na ten temat — wymagało obecności wszystkich uprawnionych
czarodziejów i czarownic dziś wieczorem, najlepiej będzie jeśli wykorzystamy
ten czas na sto procent. Będą tu wszystkie czarownice, więc skorzystajmy z
okazji, aby mądrze zdecydować, którą z nich ściągniemy za pomocą kilku
galeonów.
Przypomnienie sobie, że wszystkie jego
perspektywy małżeńskie ograniczały się do tego jednego, przesadnie
udekorowanego pomieszczenia — i to nawet nie do wszystkich panien, lecz tylko
tych z fioletową wstążką, oznaczającą mugolskie pochodzenie, albo z
pomarańczową, świadczących o statusie półkrwi — wywołało na jego ustach
szyderczy uśmiech. Nie zadał sobie nawet trudu, by skomentować fakt, że
wszystkie czarownice czystej krwi nosiły wstążki w tak rażąco jaskrawym
odcieniu różu, iż wręcz czekał aż pojawią się Weasleyowie, by móc nacieszyć się
kontrastem z ich okropnymi, rudymi włosami.
Jak na zawołanie, w jego polu widzenia pojawił
się jeden z przedstawicieli tego rodu. Niestety ten, który był prawie łysy i
nosił białą wstążkę, tak jak Lucjusz, co wskazywało, że jest tu jako rodzic
jednej z czarownic lub czarodziejów, którzy musieli zawrzeć związek małżeński
zgodnie z nowym prawem.
Dziwne, pomyślał, wszyscy
Weasleyowie już dawno zawarli małżeństwa. Oczywiście Harry Potter od razu
poślubił Ginny, a pozostali jeden po drugim dobierali się w pary. Kogo więc
Artur mógł eskortować?
Odpowiedź nadeszła, gdy tłum nieco się
przerzedził, i Draco zobaczył, jak Artur podaje jeden z kielichów wina
wyglądającej zaskakująco odmienionej Hermionie Granger. Nie zadowalając się
jedynie noszeniem obowiązkowej, fioletowej wstążki, Granger miała na sobie
satynową suknię w tym samym kolorze, a tasiemka na jej ramieniu wyglądała jak
kunsztowna ozdoba. Zastanawiał się, czy to zaplanowała. Ani trochę nie
wstydziła się swojego pochodzenia. Była największą mugolaczką spośród
wszystkich mugolaczek.
Wstydził się przyznać, ale wyglądała całkiem
schludnie. Ktokolwiek wybrał jej suknię, podjął dobrą decyzję. Podkreślała jej
figurę we właściwych miejscach i dziewczyna kipiała bezkompromisową dumą,
pomimo wymuszonych okoliczności. Głowę, pokrytą lokami, które łagodnie opadały,
okalając twarz, trzymała wysoko, choć jej oczy wyglądały na opuszczone.
Część jego samego pragnęła podziwiać jej wdzięk,
co bardzo go to irytowało. Nie chciał dostrzegać w niej niczego godnego
podziwu. Pochodziła z mugolskiej rodziny, nie wspominając o tym, że należała do
Złotej Trójki, która tak bardzo utrudniała mu życie w szkole i podczas wojny.
Wolał nie myśleć o tym, że ona i jej zeznanie były jednym z powodów, dla
których mógł swobodnie uczestniczyć w uroczystości, zamiast gnić w Azkabanie.
To była kolejna myśl, która go irytowała. Była tylko zwykłą czarownicą, bez
magicznej rodziny, przez co musiała przekonać ojca swojego przyjaciela, żeby ją
wspierał, a fakt, że społeczeństwo czuło, jakby było jej coś winne, drażnił
Draco. Fakt, że w jego wnętrzu tkwiła cząstka, która rzeczywiście czuła, że on
sam jej coś zawdzięcza, doprowadzał go do wściekłości. A to czyniło go
okrutnym.
Przyłapał się na tym, że podszedł do niej, zanim
zdążył to przemyśleć.
— Dobrze się bawisz, Granger? Z pewnością jesteś
zachwycona. Masz okazję poślubić kogoś z wyższych sfer i zrujnować nienaganny
ród. Z pewnością to nie dzieje się codziennie.
— Malfoy — powitała go z lekką kąśliwością w
głosie, przez którą nie sposób było stwierdzić czy to słowo było powitaniem,
czy też ostrzeżeniem. — Nie powinieneś właśnie wykupywać przyszłej panny
młodej?
Zmrużył oczy, słysząc jej słowa, które
niepokojąco przypominały te wypowiedziane przed chwilą przez jego ojca. Jednak
wtedy nie wywołały one tej oślepiającej furii. Jakim prawem sugerowała, że
pieniądze to jego jedyna zaleta?
— Każda czarownica byłaby zachwycona, mogąc
poślubić kogoś z rodu Malfoyów — zadrwił. — Mógłbym wskazać każdą, a to więcej, na co ty możesz sobie pozwolić. Skoro wszyscy
żałośni Weasleyowie są już w związkach małżeńskich, będziesz miała szczęście,
jeśli jakikolwiek czarodziej czystej krwi spojrzy na ciebie dwa razy, nie
mówiąc już o tym, że zgodzi się splamić swoje dziedzictwo twoją brud…
— Panie Malfoy! — warknął ostrzegawczo Artur
Weasley. Jego wzrok był zimny, gdy patrzył na młodszego mężczyznę. — Byłoby
najlepiej dla wszystkich, gdybyś nie
dokończył tego zdania.
Draco nie wiedział, co w tej kobiecie tak go
wkurzało. Zawsze tak było. Afiszowała się swoją magią — jakby miała do niej
takie samo prawo, jak ci, którzy urodzili się w czarodziejskich rodzinach — i
zawsze wszystko wiedziała najlepiej, co doprowadzało go do szału. Opanował się,
gdy Lucjusz podszedł do niego, zamawiając kieliszek o wiele lepszego wina.
— No, no, Arturze — wycedził Lucjusz z udawanym
lenistwem — to chyba nie miejsce na rzucanie groźbami. Przecież wszyscy
jesteśmy tu z tych samych powodów. Draco może i jest trochę nieokrzesany, ale
mówi prawdę. Jestem pewien, że nie było w tym nic obraźliwego.
Po raz pierwszy w oczach Hermiony pojawił się ten
sam ogień, który Draco pamiętał ze szkoły.
— Tak, panie Malfoy, wszyscy jesteśmy tu z tych
samych powodów. Jesteśmy tu, ponieważ czarnoksiężnik półkrwi, którego
wielbiłeś, wypowiedział wojnę, która zdziesiątkowała populację czarodziejów, a
teraz to pokolenie, w tym twój syn, musi zostać poświęcone, by odpokutować
wasze głupie błędy.
Dłoń Lucjusza zacisnęła się na nóżce kielicha, a
wyraz jego oczu sprawił, że Draco domyślił się, iż nienawidzi tej małej,
szlamowatej czarownicy niemal tak samo jak on.
Zanim jednak Lucjusz zdążył odpowiedzieć,
Hermiona zadrwiła:
— Wybaczcie, że mówię prawdę. Jestem pewna, że to
nie było nic obraźliwego.
Uśmiechnęła się lekko.
Weasley ostrzegawczo położył dłoń na ramieniu
młodej kobiety.
— Hermiono.
Spojrzał ostro na obu Malfoyów i nie znalazłszy
żadnego wytłumaczenia — bo był Weasleyem i miał maniery wieśniaka — siłą
odprowadził Hermionę. Draco był zaskoczony, że nawet nie stawiała oporu;
pozwoliła mu się odwrócić i skierować w inny kąt.
— Brudna szlama — mruknął pod nosem Lucjusz,
obserwując odchodzącą dwójkę.
— Nazywają ją Najbystrzejszą Czarownicą Swojego Pokolenia
— skomentował zamyślony Draco, obserwując jej kurczącą się postać w purpurowej
sukni.
— Hańbiące marnotrawstwo magii i talentu —
powiedział Lucjusz, odwracając się, by po raz kolejny spojrzeć na innych gości
w sali balowej, zapominając o incydencie.
Ale kolejne słowa syna przywróciły jego uwagę.
— Chcę mądrych dzieci.
Zapadła chwila ciszy, gdy Lucjusz zarejestrował
to stwierdzenie.
— Draco, chyba żartujesz! — syknął, patrząc na
mugolaczkę, która wciąż była w zasięgu wzroku, z wyrazem obrzydzenia na twarzy.
— To prawdopodobnie najgorszy wybór na Panią Malfoy, biorąc pod uwagę samą
krew. I prawie to samo, biorąc pod uwagę wszystko inne.
— Ale skupiając się na magii — zauważył niecierpliwie Draco. — Skoro muszę mieć dzieci,
kto będzie najlepszą kandydatką do spłodzenia kolejnego pokolenia Malfoyów?
Jeśli mają mieć silną magię, władzę i wpływy w społeczeństwie — społeczeństwie,
które nie ceni więzów krwi i rozrodu, a w którym wszystkie rody czystej krwi
nie są już czyste?
Pozwolił ojcu podążać za tokiem jego myśli.
— Jak sądzę, będziesz strasznie nieszczęśliwy —
powiedział Lucjusz z dreszczem, po chwili zastanowienia nad argumentacją syna.
Jego słowa były cichą akceptacją.
Draco nie odpowiedział. Gdyby Voldemort wygrał,
Draco miałby szczęście, będąc tylko „strasznie nieszczęśliwym”. Gdyby musiał
poślubić mugolaczkę, ten plan miał przynajmniej tę dodatkową zaletę, że
rozwścieczyłby Hermionę Granger do tego stopnia, że kipiałaby ze złości. Ta
wizja niemal wywołała uśmiech na jego twarzy.
~*~*~*~*~*~*~*~
— Malfoy! — krzyknął Artur Weasley i nie było
jasne, czy zwracał się do syna, czy do ojca, ponieważ obaj byli o krok od
powiedzenia ohydnych rzeczy. — Trzymaj język za zębami, albo natychmiast
wychodzimy.
— Zajmij swoje miejsce, Arturze — rozkazał
Kingsley Shacklebolt. Poczekał, aż mężczyzna usiądzie wygodnie na krześle obok
Hermiony, zanim skierował wzrok na Malfoyów. — Nie będę tolerował żadnych
komentarzy na temat czystości krwi ani odniesień do magicznego dziedzictwa
panny Granger. Jeśli będziecie się upierać przy takich lekceważących obelgach,
natychmiast zakończę małżeńskie negocjacje.
Lucjusz odwzajemnił spojrzenie Shacklebolta.
— Nie możesz odrzucić naszej prośby, Ministrze. Obiecano nam, że Święta
Dwudziestka Ósemka będzie miała pierwszeństwo wyboru, a my pierwsi wystąpiliśmy
z propozycją.
— Mogę odrzucić te negocjacje — zauważył Kingsley
— i otworzyć drogę kolejnej rodzinie
ze Świętej Dwudziestki Ósemki do wysuwania roszczeń. Z pewnością nie sądziłeś,
że jesteście jedyną rodziną czarodziejów czystej krwi, która ubiega się o rękę
Hermiony Granger. — Spojrzenia, jakie wymienili dwaj blondyni, jasno
wskazywały, że nie wzięli pod uwagę możliwości rywalizacji — niedopatrzenie,
które wskazywało na to, że ich uprzedzenia związane z czystością krwi wciąż
były silne. — Sugeruję, panie Malfoy — zwrócił się do młodszego mężczyzny — byś
spróbował uzyskać zgodę swojej przyszłej żony. Musi kogoś wybrać, ale nie
musisz to być ty.
Draco wiercił się niespokojnie na krześle. Nie
był pewien, czy cokolwiek, co mógłby powiedzieć, przekonałoby ją do akceptacji
jego propozycji. Liczył na wpływy, władzę i pozycję swojej rodziny, by zmusić
ją do małżeństwa.
Spojrzał na Granger i zauważył, że nawet na niego
nie patrzyła. Wbiła wzrok w drzwi, jakby czekała tylko, aż ją wyprowadzą z
pokoju. Jej wyraz twarzy, taki sam jak przez cały czas — pusty i pozbawiony
żywotności, którą miała tamtego wieczoru, gdy pyskowała do jego ojca na balu
Prawa Małżeńskiego. Dziś po prostu puściła koło uszu te słowa, zostawiając
Arturowi Weasleyowi możliwość wyrażenia sprzeciwu.
— Panno Granger — zaczął Draco, a formalne słowa
nieomal ugrzęzły mu w gardle, choć zdołałby sprawić, że na niego spojrzała. —
Rodzina Malfoyów stara się o twoją rękę. Jako potężny i wpływowy ród jesteśmy
przyzwyczajeni do tego, by mieć wszystko, co najlepsze. Pomimo... pewnych uczuć
innych w tej sprawie… wierzymy — ja
wierzę — że w tej nietypowej sytuacji jesteś najlepszą kandydatką do roli Pani
Malfoy. Nie ma innych opcji, które spełniałyby nasze standardy. Ponadto
jesteśmy gotowi zaoferować ci szereg ustępstw w małżeństwie, aby zapewnić
zadowolenie z tego układu obu stronom.
Słowa te były pierwszymi skierowanymi do Hermiony
i wszyscy się odwrócili, by zobaczyć, jak zareaguje. W pomieszczeniu panowała
cisza przez kilka chwil. Potem Hermiona przechyliła pytająco głowę na bok i
powiedziała:
— Bardzo często używasz słowa „my”. Miałabym
poślubić ciebie, czy twojego ojca?
Draco zmarszczył brwi, a jego ojciec się
skrzywił. Dziewczyna albo była głupia, co było niemożliwe, biorąc pod uwagę to,
co Draco o niej wiedział, albo celowo zachowywała się nierozumnie, żeby ich
zirytować.
— Granger. — Draco zmarszczył brwi. — Wyszłabyś
za mnie, i tylko za mnie. Używam tego
określenia, bo reprezentuję rodzinną dynastię.
Zastanowiła się nad tym.
— Nawet nie rozważyłbyś ślubu ze mną, gdyby nie
to Prawo.
To nie było pytanie, tylko stwierdzenie faktu.
Draco i tak odpowiedział:
— Oczywiście, że nie, Granger. Żadnego z nas by
tu nie było, gdyby nie to Prawo.
Wzięła kilka głębokich oddechów, wpatrując się w
swoje dłonie. Cisza ciągnęła się tak długo, że zaczęła go niepokoić. Gdzie
podziało się śmiertelne oburzenie i zaciśnięte usta, których się spodziewał? Ta
nieruchoma, milcząca dziewczyna była daleka od Gryfonki, którą pamiętał.
— Hermiono — Weasley przerwał ciszę, kładąc
ojcowską dłoń na jej ramieniu. — Nie musisz się teraz na nic zgadzać. Słyszałaś
Kingsleya, masz inne opcje. Możemy cię umieścić w rodzinie, w której będziesz
szczęśliwa.
Nie drwiła z tego.
— Wątpię, panie Weasley. Bardzo wątpliwe. — Z
westchnieniem sięgnęła do torby i wyjęła arkusz pergaminu i pióro. — Mam pewne
warunki.
Obaj Malfoyowie odprężyli się nieznacznie,
rozumiejąc, że negocjacje naprawdę się rozpoczęły.
— Oczywiście — przyznał wspaniałomyślnie Lucjusz.
— Jak powiedział Draco, jesteśmy przygotowani na spełnienie szeregu warunków,
gdy dołączysz do naszej rodziny. Może na zapewnienie opieki… mugolskim członkom rodziny?
Dziwne, że nie zakrztusił się tym określeniem i
sugestiami, że będzie spokrewniony, choć tylko przez małżeństwo, z mugolami.
Hermiona zbyła jego słowa machnięciem ręki.
— Nie mam żadnej rodziny. Tylko Weasleyów i
Harry’ego, a oni z pewnością nie potrzebują od was żadnych środków do życia.
Draco był zaskoczony tą informacją i zastanawiał
się, co się stało z jej rodzicami. Sądząc po smutnym spojrzeniu Artura,
domyślił się, że coś złego.
Hermiona ostrożnie odłożyła różdżkę na biurko i
wziąwszy arkusz pergaminu, narysowała linię przez środek.
Ach,
lista. To z pewnością pasowało do Hermiony Granger, którą pamiętał.
Chociaż czytał ją do góry nogami, wyglądało na
to, że po jednej stronie napisała Dynastia
Malfoyów, a po drugiej Hermiona
Granger.
— Powiedz mi, czego w tym małżeństwie oczekujesz…
ode mnie — rozkazała, unosząc pióro nad kartką.
Kiedy Draco nie odpowiedział od razu, jego ojciec
przemówił:
— Oczekujemy od ciebie odpowiedniego zachowania,
godnego twojej pozycji jako Pani Malfoy, przez cały czas trwania związku. Choć
nie jesteś czystej krwi — uniósł rękę, by osłonić się przed spojrzeniem
Kingsleya — oczekujemy, że będziesz przestrzegać zasad dobrego wychowania i
zwyczajów czarodziejów czystej krwi tam, gdzie to możliwe.
Hermiona napisała na górze kolumny: Zachowanie godne czarodziejów czystej krwi.
Na ten pozytywny znak Lucjusz kontynuował:
— Naszym najpilniejszym zmartwieniem jest
kontynuacja linii Malfoyów. Jednym z powodów, dla których cię wybraliśmy, jest
to, że jesteś jedną z najbystrzejszych czarownic swojego pokolenia. —
Uśmiechnął się do niej w sposób sugerujący, że powinna docenić jego komplement.
— Nalegamy na co najmniej dwójkę dzieci, zgodnie z nakazem Ministerstwa, i mamy
nadzieję, że odziedziczą inteligencję i magiczne zdolności obojga rodziców.
Na twarzy Hermiony pojawił się lekki grymas,
który Draco mógł jedynie uznać za związany z perspektywą spania z nim. Zmrużył
oczy. Dopisała do listy: Dwoje dzieci o
magicznych i intelektualnych zdolnościach.
W pomieszczeniu panowała cisza, gdy obaj
Malfoyowie zastanawiali się, co jeszcze mogliby dodać do swojej listy.
Wyglądało na to, że ich żądania były bardzo skromne, gdy podsumowała je w ten
sposób.
— Oczywiście oczekujemy posłuszeństwa we
wszystkim — dodał chytrze Lucjusz.
Hermiona prychnęła.
— Oczywiście, że tak. Jednakże nie mogę wam tego
zagwarantować bezwarunkowo.
Mimo to napisała na liście Posłuszeństwo w sytuacjach, gdy nie koliduje to z innymi warunkami.
Draco musiał powstrzymać szczękę od opadnięcia.
Myśl o posłusznej Hermionie Granger zdumiewała go, a co dopiero o takiej, która
słuchała właśnie go. Właściwie czuł się trochę nieswojo. Znacznie łatwiej
byłoby żyć z Granger, która nie sprzeciwiałaby się każdemu jego postępkowi, ale
jednocześnie… jakoś nie podobała mu się ta myśl.
Brązowe oczy zwróciły się ku niemu i nie mógł się
oprzeć wrażeniu, że wciąż wyglądają na smutne. Starał się to zignorować.
— A ty, Draco? — zapytała. — Niedoszły mężu,
czego być ode mnie wymagał?
Myśl o sobie jako o jej małżonku wywołała u niego
dreszcz. Czuł coś, czego nie potrafił do końca określić. Chciał coś powiedzieć,
coś o możliwościach. Ale trzech
mężczyzn wpatrywało się niego, a zwłaszcza jego ojciec, potęgując napięcie. Słowa
po prostu nie chciały wydobyć się z ust Draco.
— Cóż, z pewnością nie chciałbym, żebyś była
nieszczęśliwa — wyrzucił z siebie w końcu.
Wydawało mu się, że jej wzrok posmutniał jeszcze
bardziej, ale uśmiechnęła się.
— Tak, wspomniałeś coś o zapewnieniu mi
„zadowolenia z układu”.
Na liście napisała: Zadowolenie.
Potem wpatrywała się w listę, jakby chciała
zapamiętać swoją przyszłość.
— A ty, panno Granger? — zapytał Lucjusz,
przerywając jej namysł. — Czego od nas wymagasz?
Spojrzała na niego poważnie.
— Tylko tego, żebyście pozwolili mi mieć to,
czego ode mnie nie wymagacie.
Wzrok Draco powędrował ku niej, jego ślizgońskie
instynkty nagle się wyostrzyły, ale w jej wyrazie twarzy nie było nic, co
mogłoby wzbudzić podejrzenia.
— Obawiam się, że musi nam panna to wyjaśnić —
powiedział Lucjusz.
Unosząc pergamin, Hermiona wskazała na pustą
część listy ze swoim imieniem i nazwiskiem.
— Sporządzę listę rzeczy, które dotyczą tylko
mnie. Jeśli nie stwierdzicie, że ich potrzebujecie, to zatrzymam je dla siebie.
Będą tylko moje. — Odłożyła arkusz z powrotem na stół. — Na przykład — napisała
słowo w trakcie wypowiadania go — mój błyskotliwy dowcip.
Starsi mężczyźni się roześmiali, jakby
opowiedziała żart, jednak Draco zachował powagę. Tak samo Hermiona.
— Chyba nie mamy nic przeciwko temu, żeby
Hermiona zachowała swój błyskotliwy dowcip dla siebie, prawda? — zaśmiał się
Lucjusz.
Hermiona po kolei zaczęła spisywać swoją listę.
Jak w uroczystym rytuale, recytowała słowa, starannie je zapisując, a lista
była znacznie dłuższa niż ich. Radość. Odwaga.
Lojalność. Poczucie humoru. Wrażliwość. Gniew. Współczucie.
Kiedy dodała do listy Przywiązanie i Miłość,
Draco nie mógł powstrzymać narastającego w piersi napięcia. Działo się coś
strasznego, ale nie potrafił tego określić.
— Nie będę się tobą dzielić, Granger! Nie
będziesz mogła swobodnie okazywać uczuć ani miłości nikomu innemu!
Przestała pisać i spojrzała na niego,
kontemplując jego rozgniewany wyraz twarzy, po czym w zamyśleniu napisała Wierność na liście po stronie Malfoyów.
— Czy to łagodzi twoje obawy? — zapytała.
Lucjusz skinął głową, a Draco zmusił się do
oparcia o krzesło, podczas gdy ona kontynuowała pisanie. Łatwość, z jaką uległa
jego żądaniu, tylko spotęgowała jego niepokój, ale nadal nie potrafił tego
wyrazić.
Kiedy w końcu odłożyła pióro, lista zawierała
dziesiątki pozycji po jej stronie, zapisanych nieskazitelnie drobnym pismem. Po
drugiej stronie tylko pięć.
Tylko te pięć rzeczy definiowało jego małżeństwo,
ale Draco czuł, że jego serce bije zdecydowanie za mocno. Myślał, że pragnie
czegoś więcej, ale pocieszał się faktem, że później porozmawia z nią prywatnie.
Dowie się, co miała na myśli, pisząc listę.
— To naprawdę wszystko, czego sobie życzysz,
panno Granger? — zapytał starszy Malfoy, a jego spojrzenie było lekko
rozbawione prostotą jej prośby. — Prywatności myśli i uczuć?
Podsumował to tak prosto, ale Draco był
przekonany, że nic w tym nie było proste. Czegoś im brakowało. Hermiona nie
robiłaby takiego show ze sporządzania spisu, gdyby nie miało to jakiegoś
większego znaczenia.
— To wszystko — powiedziała. — Zachowam kontrolę
nad wszystkim, co jest moje. Należę tylko do siebie i nigdy nie będę żałować
tobie ani twojej rodzinie tego, co znajduje się po waszej stronie listy.
W głowie Draco rozległ się dzwonek ostrzegawczy.
Mogła dotrzymać słowa, ale nie mogła obiecać, że spełni każdy punkt idealnie,
nie czując urazy. To było niemożliwe.
Hermiona wstała i wyciągnęła rękę do Lucjusza,
jakby chciała ją uścisnąć.
— Zgadzam się poślubić Draco Malfoya na
warunkach, które ustaliliśmy.
— Hermiono — zaprotestował Artur. — Jesteś pewna,
że nie chcesz się nad tym dłużej zastanowić? Nie ma potrzeby podejmować tak
pochopnej decyzji.
Ale Lucjusz już ujął dłoń Hermiony i ściskając
ją, powiedział:
— Zgoda.
Potem zwróciła wzrok na Draco i ponownie
wyciągnęła rękę.
— Zgadzasz się, Draco? Zgadzasz się na te
warunki?
Wstał i spojrzał na jej dłoń, wyciągniętą w
pustkę w wyczekiwaniu, a wszystko w nim podpowiadało mu, żeby nie przystawał na
tę ofertę. Wiedział, że jeśli powie ojcu o swoich wątpliwościach, wyjdzie na
głupca. To on nalegał na ślub z Hermioną Granger. Była dziwnie uległa, pomimo
tej jednej, ekscentrycznej prośby. Uścisnął więc jej rękę, zastanawiając się
nad mocnym, chłodnym dotykiem jej skóry na swoim. Była zbyt spokojna.
— Zgadzam się, Granger.
— Chciałabym, żeby rytuał więzi odbył się teraz —
dodała. — Ceremonia ślubna może poczekać, zostanie przeprowadzona tak, jak
uznano to za stosowne. Ale chcę rytuału więzi.
Rytuał ten faktycznym aktem zjednoczenia. Od
momentu jego wykonania czarodziej i czarownica byli zasadniczo mężem i żoną,
chociaż społeczność czarodziejów zazwyczaj wymagała tradycyjnej ceremonii
ślubnej, aby uznać małżeństwo.
Nie było to niczym niezwykłym i czasami odbywało
się w ramach ceremonii zaręczyn. Lucjusz nie widział powodu do sprzeciwu i choć
Weasley protestował dość stanowczo, Shacklebolt nie potrzebował jego zgody, o
ile zdanie przyszłych małżonków było jednomyślne.
Dwoje młodych ludzi stanęło przed Ministrem
Magii. Hermiona ściskała w dłoniach swoją listę. Odwróciła się, by przytulić
pana Weasleya, a w jej oczach pojawiły się łzy.
— Przeproś Harry’ego ode mnie — powiedziała ledwo
uchwytnym szeptem.
Draco usłyszał to dopiero, gdy stanęła obok
niego.
— Mogę go przyprowadzić, jeśli chcesz —
zaproponował Artur i zrobił minę, jakby chciał sprowadzić swojego najlepszego
przyjaciela, ale Hermiona pokręciła głową.
Związanie było prostym zaklęciem rzuconym na ich
splecione dłonie. Ceremonia ślubna mogła zakończyć się pocałunkiem, ale nie
było potrzeby okazywania uczuć, więc Hermiona po prostu odwróciła się od Draco,
gdy było po wszystkim.
Usiadła z powrotem przy stole, wzięła pióro,
zapisała ostatnią pozycję na liście i jeszcze raz uważnie ją przejrzała.
Następnie stuknęła różdżką w pergamin i bez słowa rzuciła zaklęcie, które
sprawiło, że arkusz zaświecił jasno i uniósł się w powietrze. Drżącymi rękami
sięgnęła po niego bez wahania, rozdarła dokładnie na pół, wzdłuż linii, którą
narysowała jako pierwszą.
Nagle przeraźliwy krzyk wypełnił powietrze. Dwie
połówki pergaminu zatrzepotały w nagłym wybuchu energii, który rozświetlił
pomieszczenie i sprawił, że wszyscy podskoczyli z głośnym okrzykiem.
Krzyk nagle ucichł, gdy Hermiona sapnęła,
odchyliła plecy od krzesła, wpatrując się w sufit. Jej ręce zwisały za nią pod
nienaturalnym kątem, a różdżka wypadła jej z palców. Draco skoczył ku niej, nie
wiedząc, co się dzieje, ale czując, jak strach i lęk ściskają mu brzuch. Jej
twarz wykrzywił grymas bólu, ale tylko na chwilę.
Wtedy światło zgasło. Draco złapał ją, gdy opadła
z powrotem na krzesło, dysząc. Dwie połówki listy powoli opadły na podłogę.
Draco widział, że jedna z nich się kurczy i więdnie, jakby była spalana. W
szaleństwie rzucił na nią zaklęcie unieruchamiające, nie wiedząc, dlaczego
musiał to zrobić, ale czując irracjonalną potrzebę uratowania jej przed dalszym
niszczeniem.
— Co tu się dzieje, do cholery? — warknął
Lucjusz.
Wyciągnął różdżkę i wycelował ją jednocześnie we
wszystkich w pomieszczeniu, jakby spodziewał się zagrożenia z każdej strony.
Nikt jednak nie zwracał na niego uwagi, bo ich wzrok był utkwiony w
brązowowłosej mugolaczce, która teraz siedziała cicho na krześle.
— Hermiono?
Artur Weasley uklęknął obok niej z zatroskaną
miną, przez co odwróciła wzrok w jego stronę.
— Tak — odpowiedziała.
Jej twarzy, choć wcześniej pozbawiona wyrazu,
teraz była wręcz pusta.
— Hermiono, co się stało? Co zrobiłaś?
Nie odpowiedziała, tylko zamrugała kilka razy z
tym samym pustym wyrazem twarzy.
Draco chwycił obie kartki. Podczas gdy pergamin
wymagań Malfoyów wciąż był cały, z atramentowymi liniami jarzącymi się upiornym
blaskiem, drugi kawałek z listą cech, które Hermiona Granger zachowała dla
siebie, był zmięty i zdeformowany. Linie zgęstniały od pajęczego bazgroły, a
wszystko miało upiorny odcień szarości.
Drzwi otworzyły się z hukiem, gdy wbiegł Harry
Potter, a jego różdżka wciąż świeciła od zaklęć, które rzucił, by włamać się do
gabinetu Ministra Magii.
— Słyszałem krzyk Hermiony!
Jego różdżka była skierowana do Malfoyów, ale
szybko zobaczył Hermionę całą i zdrową na krześle, z Draco obok niej i Arturem
klęczącym naprzeciwko.
— Hermiono, wszystko w porządku?
Żaden mężczyzna w pomieszczeniu nie potrafił
wytłumaczyć, co się właśnie wydarzyło, a szok malujący się na ich twarzach
sprawił, że Harry gorączkowo domagał się odpowiedzi.
Artur łamiącym się głosem opowiedział o
wydarzeniach i o tym, co jego zdaniem zaszło, podczas gdy Hermiona nadal
siedziała nieruchoma i obojętna. Pokazał Harry’emu dwie listy, a na twarzy
Pottera pojawiło się przerażające zrozumienie.
— Miałeś na nią uważać, Arturze! — krzyknął,
podnosząc Hermionę i biorąc ją w ramiona.
Poddała się temu bez oporu.
— Przepraszam, Harry — powtarzał Artur, a na jego
twarzy malował się smutek. — Naprawdę przepraszam. Nie miałem pojęcia.
Znajdziemy sposób, żeby to naprawić.
— Miałeś ją pilnować! — wrzasnął, celując różdżką
w mężczyzn i manewrując Hermioną tyłem do drzwi, jakby chciał ją stamtąd
zabrać. — Zwłaszcza od ostatniego razu! Powinieneś być uważniejszy! — Łzy
zaszkliły mu oczy. Cichszym głosem przemówił do czarownicy w swoich ramionach:
— Hermiono, kochanie, zabiorę cię do Świętego Munga. Już dobrze, nie musisz
wychodzić za niego za mąż, jeśli nie chcesz. Dopilnuję tego.
Kiedy zniknął za rogiem, nikt nie raczył nawet
wyjaśniać, że ona jest już mężatką. Więź się dopełniła.
Draco spojrzał na pergamin, który trzymał w
dłoniach. Miał resztki dwóch list i z rosnącym przerażeniem uświadomił sobie,
że złączone — i postrzępione — reprezentują w całości jego nową żonę.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Piętnaście lat później
Dworzec King’s Cross był pełen niespokojnych
rodziców, którzy przyjechali wcześnie, by odebrać swoje dzieci. Draco wiedział,
że Potterowie i Weasleyowie go widzieli i chociaż ich relacje z biegiem lat
znacznie się zacieśniły — z konieczności — nigdy nie czuł się komfortowo w ich
towarzystwie, szczególnie w sytuacjach rodzinnych.
Hermiona, oczywiście, nigdy nie pojawiła się na
dworcu. Mówiono, że była samotniczką, nieufną wobec swojej sławy jako bohaterki
wojennej i starała się unikać rozgłosu. Dzieci to rozumiały, bo całe życie
zmagały się z dziwną chorobą matki.
Z jednej strony była niesamowicie inteligentna,
potrafiła wyrecytować użyteczne informacje w mgnieniu oka. Była też biegła w
każdym zadaniu, które jej powierzono, i często robiła to bez pytania, gdy
Malfoy ją prosił. Z drugiej strony, miała problemy z prowadzeniem swobodnej
rozmowy i często wydawała się niezainteresowana czymkolwiek niezwiązanym z jej
dziećmi.
Draco miał sporo problemów, próbując wymyślić,
jak ominąć jej posłuszeństwo, gdy dzieci nie były wystarczająco duże, by zdawać
sobie sprawę, że ich matka zrobi dla nich dosłownie wszystko, a one
nieświadomie miały skłonność do wydawania absurdalnych poleceń.
Starał się nie myśleć o żonie czekającej w domu,
jeśli rzeczywiście czekała. Siedziała. I nadal będzie siedzieć, gdy wróci do
domu z dziećmi, więc może to kwalifikowało się jako czekanie?
Urodzenie dzieci było dość trudne. Oczywiście,
nie chodziło o same ciąże. Hermiona bez narzekania przyjmowała wszystkie
eliksiry, chodziła na wizyty do uzdrowiciela, jadła dokładnie to, co jej kazano
i ściśle przestrzegała wszystkich zaleceń.
Nie, trudność polegała na zapłodnieniu jej. Draco
był przerażony, gdy potwierdził, że jego żona jest raczej obcą osobą o znajomej
twarzy. Nigdy nie sądził, że będzie mu brakować ciętego języka Granger, ale
kobieta z jej włosami i ciałem nie miała jej oczu. Były łagodne, ale puste i aż
go skręcało. Miesiącami nie mógł znieść myśli o skonsumowaniu ich małżeństwa.
Wyczerpywał się, próbując znaleźć kontrzaklęcie, wydając galeony na zatrudnienie
każdego eksperta w tej dziedzinie, jakiego udało mu się znaleźć.
Każdego miesiąca on i Potter pracowali
niestrudzenie nad tym, co Hermiona sobie zrobiła. Po pierwszych miesiącach
Potter zrezygnował z pozwolenia Hermionie na pobyt w rezydencji. Jako żona
Draco, tam właśnie powinna mieszkać, a kiedy stało się jasne, że nie grozi jej
niebezpieczeństwo ze strony Malfoyów, wydawało się rozsądnym, by przystosować
ją do stałego zamieszkania we dworze.
Lucjusz nie stanowił żadnej pomocy. Nie rozumiał,
o co to całe zamieszanie. Z jego punktu widzenia szlama w końcu poznała swoje miejsce
i uważał za wyjątkowo szczęśliwy zbieg okoliczności, że rodzina Malfoyów mogła
korzystać z jej nazwiska i reputacji bez agresywnie nastawionej osobowości.
Zaproponował nawet, że spłodzi spadkobierców
Draco, jeśli ten nadal będzie miał problemy ze skonsumowaniem małżeństwa.
To przelało czarę goryczy i Draco wyrzucił go ze
swojego skrzydła Dworu, odsuwając ojca kompletnie od sprawy — bo nie miał
pojęcia, czy Wierność na liście
oznaczała wierność mężowi, czy rodzinie Malfoyów — i w końcu skonsumował swoje
małżeństwo.
Przez cały czas była uległa i podatna, można by
nawet rzec, że zadowolona. A Draco musiał zagryźć wargę, żeby nie wydać jej
rozkazów, które sprawiłyby, że zachowywałaby się jak normalna żona, normalna
kobieta.
A potem płakał. Płakał głośno, rzewnie, bo nigdy
w życiu nie czuł się tak brudny, bezużyteczny i bezradny.
Jednak dziewięć miesięcy później urodził się
Scorpius. To wydarzenie było najradośniejszym dniem w życiu Draco. Tego dnia
znowu płakał, tym samym wielkim, przenikliwym szlochem, który towarzyszył
poczęciu Scorpiusa, a słynny Harry Potter niezręcznie objął go ramieniem i
poklepał po plecach.
To były jednak łzy ulgi, a Harry nie mógł znać
lęków, które prześladowały go przez dziewięć miesięcy. Że mały Scorpius urodzi
się, wyglądając jak potwór. Że opuści łono matki z wyrazem spokojnego
zadowolenia i pustymi oczami. W chwili, gdy zaczął zawodzić — wymachując
bladymi rączkami, z czupryną blond włosów na głowie tak cienkich, że aż
prześwitywały — zupełnie jak normalne dziecko, Draco zaczął płakać. Tulił
maleństwo blisko siebie i obiecał, że bez względu na to, co jeszcze zrobi ze
swoim życiem, będzie dobrym ojcem.
Callisto urodziła się dwa lata później. Kiedy
Draco oznajmił, że Hermiona znów jest w ciąży, Ginny i Harry mieli bardzo
obojętne miny, które szybko ustąpiły miejsca wymuszonej radości i obowiązkowym
gratulacjom. Ale choć nigdy nie wyrazili sprzeciwu, wiedzieli.
Oczywiście, nie wszystko. Nie mogli wiedzieć, że
Draco był tak zdesperowany, tak zrozpaczony i tak cholernie samotny, że zwrócił
się do żony, z którą dzieli łoże. Oczywiście, nie odmówiła, wyraziła zgodę
wieki temu na skrawku pergaminu. Przytulił ją i zapragnął, żeby przez chwilę,
tylko przez chwilę, znów była dawną Granger. Wyszeptał jej imię i przez ułamek
sekundy zdawało mu się, że dostrzegł jakiś błysk w jej oczach. To była tylko
gra świateł, ale wystarczyła, by odnalazł ukojenie, którego rozpaczliwie
potrzebował. Potem nie było już łez, tylko nienawiść do samego siebie, z którą
nauczył się żyć, i bolesne pragnienie, które nigdy nie zniknęło.
Przez lata, Draco, bardzo rzadko korzystał z
ciała żony, ale nigdy więcej nie zaszła w ciążę. Urodziła dwójkę niezwykle
inteligentnych i niezwykle magicznie uzdolnionych dzieci, które mu obiecano, i
to wszystko. Z jednej strony czuł ulgę, bo nie musiał już więcej się wstydzić,
że inni wiedzą, że nie potrafi się powstrzymać.
Ale z drugiej strony bardzo kochał swoje dzieci i
uważał, że kolejne mogłoby być dla rodziny Malfoyów jedynie błogosławieństwem.
Ponieważ był to początek nauki Callisto w
Hogwarcie, Draco po raz pierwszy nie miał przy sobie obojga dzieci tak długo.
Bardzo za nimi tęsknił, więc z niecierpliwością czekał na peronie, aby zabrać
je do domu i cieszyć się tymi kilkoma wspólnymi dniami wakacji.
Kiedy uczniowie wysiadali z pociągu i Draco
dostrzegł dwie głowy o jasnych włosach, poczuł natychmiastową poprawę nastroju.
Callisto łatwo było rozpoznać; odziedziczyła po matce loki i ogólną niechęć do
bycia utrzymywaną w ryzach, a Scorpius był wierną kopią ojca, łącznie z
nieznośnym uśmieszkiem i wyniosłą postawą.
Dzisiaj było gorzej niż zwykle, bo chłopiec
wydawał się być wściekły. Ale nawet wizja młodzieńczego ataku złości nie
popsuła nastroju Draco. Tęsknił za sensem ojcostwa — interakcją z drugim
człowiekiem. Kiedy dzieci nie było, miał tendencję do zamykania się w sobie,
niemal tak odizolowany jak żona.
Nie minęło dużo od czasu, zanim Scorpius
wyjaśnił, o co chodzi. Draco od lat wysłuchiwał wszystkich ich drobnych
problemów, a dzieci wiedziały, że zwraca na nie uwagę, ilekroć się odzywały.
Po powrocie do rezydencji Draco pomógł mu się
rozpakować i wysłuchał narzekań chłopaka na dziewczynę ze szkoły, która ciągle
wpędzała go w kłopoty. Draco nie skomentował tego zbytnio, bo wiedział, że
dziecięce wybryki są nieodłączną częścią prestiżowej szkoły z internatem dla
czarodziejów. Gdyby zaistniał jakiś poważny problem, dyrektorka bez wątpienia
by go o tym poinformowała. Merlin wiedział, że jego ojciec był stale
informowany o wszystkim, co działo się w Hogwarcie za młodzieńczych lat Draco,
i nie miał zamiaru wywierać na Scorpiusie takiej presji.
Ale kiedy Scorpius powiedział „Nienawidzę jej”,
instynkt Draco nagle się włączył.
— Myśli, że wszystko wie. — Scorpius chodził po
swoim pokoju, marszcząc brwi. — Myśli, że jest taka wyjątkowa, bo jej wujek to
słynny Harry Potter i ma najlepsze oceny w szkole. Jest brzydką kujonką z tymi
okropnymi, rudymi włosami.
Mógł mówić tylko o Rose Weasley. Była na tym
samym roku co Scorpius i Albus, a Draco wiedział, że jego syn nie pałał do niej
szczególną sympatią. Nie rozumiał dlaczego. Była słodką dziewczyną, choć nieco
psotną i przesadnie dramatyczną — uosobieniem Gryffindoru. Na szczęście zdawała
się odziedziczyć inteligencję po wujkach, a nie po ojcu, posiadającym
przeciętne zdolności rozumienia czegokolwiek.
Scorpius wciąż mówił:
— I jestem prawie pewien, że Albus i ja sprawimy,
że pożałuje tego, że próbowała mnie upokorzyć na eliksirach. — Spojrzał na ojca
i prychnął: — Jestem Malfoyem, a ona
tylko głupią Weasley.
Draco nie wiedział, dlaczego te słowa tak go
zdenerwowały. Wszystkie emocje huczały w nim jak szalone i ogarnęło go
przeraźliwe uczucie strachu. W głowie słyszał inne obelgi, o wiele gorsze niż
„głupia” i „Weasley”. Przed oczami przesuwał mu się obraz za obrazem —
przedstawiające wściekłą dziewczynę o szalonych włosach i błyszczących oczach.
I czuł echo tej samej pogardy i wyniosłości, które widział odbite na twarzy
syna.
— Przestań — powiedział do Scorpiusa. — Przestań,
po prostu przestań.
Uniósł ręce, jakby chciał fizycznie uniemożliwić
mu mówienie, ale nie mógł znaleźć więcej słów. Ciężar w piersi miażdżył go,
wyciskając całe powietrze. Obrazy w jego umyśle przelatywały coraz szybciej i
usłyszał krzyk — przeraźliwy krzyk nastolatki pod wpływem Cruciatusa.
Zdezorientowany Scorpius zrobił krok do przodu.
— Ojcze, wszystko w porządku?
— Nigdy więcej — wydyszał Draco i nie mógł nabrać
powietrza, żeby dokończyć. Spróbował ponownie. — Nigdy więcej tak nie mów.
Scorpiusowi zajęło chwilę, zanim zrozumiał, co
powiedział, zanim jego ojciec się zdenerwował.
— Och — jęknął. — To tylko Weasley. — Jego twarz
znów się skrzywiła. — Ona jest taka…
— Powiedziałem, żebyś tak nie mówił! — ryknął
Draco, krzycząc na syna po raz pierwszy w życiu.
Scorpius, teraz naprawdę zszokowany, zamarł,
gapiąc się na niego.
— Musisz przeprosić — dodał Draco gorączkowo,
ochrypłym głosem. — Musisz jej powiedzieć, że nie masz tego na myśli. Nigdy nie mów takich rzeczy, nie rób takich rzeczy, ani nie rób ich
bez uprzednich przeprosin. Musisz jej to powiedzieć, póki możesz. Może jeszcze
jest czas — czas, żeby ci wybaczyła. Może nie będzie… — jego głos ucichł.
Scorpius wpatrywał się w niego ze łzami w oczach.
Było jasne, że nie wie, co się dzieje, a Draco zebrał się w sobie na tyle, by
przeprosić syna, po czym wybiegł z pokoju.
Uciekł z dziecięcego skrzydła, jakby goniły go
demony, i wpadł do pokoju, gdzie Hermiona wciąż siedziała cicho, czytając
książkę.
Nie wiedział, po co tu przyszedł. Wiedział, że
nie będzie w stanie mu pomóc, wiedział, że nie będzie w stanie go pocieszyć.
Wiedział, że nie będzie w stanie odpuścić mu grzechów.
A widok jej tam, tak spokojnej — czytającej,
ciągle czytającej — nagle wprawił go w taką furię, że nie myślał trzeźwo. Cała
złość, frustracja i strach wypłynęły z niego strumieniami.
— To wszystko twoja wina, Granger! Miałaś tu być!
— wrzasnął. — To ty miałaś ich uczyć dobroci, życzliwości i… i… i miłości.
Słowa z jej listy przewijały się przez jego
umysł, kpiąc z niego. Przywiązanie. Radość.
Śmiech.
— Miałaś zebrać wszystkie te rozbite kawałki,
poskładać je w całość i stworzyć rodzinę! Miałaś coś zmienić, miałaś sprawić,
że będą lepsze ode mnie, lepsze od mojej rodziny. A zamiast tego jesteś po
prostu… jesteś po prostu…
Ale nie mógł kontynuować. Choć chciał ją winić,
nigdy nie mógł. Zapytała, po co przyszedł, a on był zbyt naiwny, zbyt zagubiony
i wciąż zbyt dumny, by powiedzieć jej choćby cząstkę tego, co teraz wiedział.
Patrzyła na niego, jej twarz była pusta i
pozbawiona wyrazu, a on nie mógł znieść poczucia winy, które go dręczyło.
Uklęknął u jej stóp, położył głowę na jej kolanach i błagał ją, jak to robił
czasami, gdy czuł, że nic mu nie zostało.
— Wróć, Granger. Proszę, wróć. Nie zostawiaj mnie
w ten sposób.
Minęły lata, odkąd to zrobił. To było jedno z
niewielu poleceń, których nigdy nie wykonywała. Próbował wszelkich możliwych
sposobów, by zyskać jej współpracę w jej własnym powrocie do zdrowia, ale nigdy
mu się to nie udało.
— Proszę, Granger — krzyknął — proszę, powiedz mi
tylko, jak to naprawić. Powiedz mi, jakie jest rozwiązanie. Zrobię wszystko.
Dłoń dotknęła jego włosów w pocieszającym dotyku.
Ale sprawił, że włosy na karku stanęły mu dęba, bo wiedział, że to gest, który
kazał jej wykonać, gdy któreś z dzieci przyszło do niej z płaczem, więc nie
przyniósł mu ukojenia. Płakał jeszcze mocniej, a jego łzy sprawiły, że jej
książka nasiąkła wodą.
Po kilku minutach w końcu zebrał się w sobie i
podniósł z podłogi. Szybkie zaklęcie naprawiło jej książkę i Hermiona wróciła
do czytania.
Rozległo się ciche, nieśmiałe pukanie do drzwi.
Draco westchnął pod nosem i otworzył je. Jego córka stała po drugiej stronie, z
szeroko otwartymi, brązowymi oczami i gigantyczną książką w ramionach.
Żadne z nich nie odezwało się przez chwilę, po
czym Callisto zapytała drżącym głosem:
— Czy to już czas, żeby poczytać mamusi?
Od lat nie używała słowa „mamusia” i Draco poczuł
ukłucie żalu, że jego wybuchy zdołały przestraszyć oboje dzieci.
— Oczywiście — powiedział; gardło wciąż miał
podrażnione od płaczu. — Spodobałoby jej się.
Kiedy Callisto weszła do pokoju, Hermiona
odłożyła książkę i spojrzała na nią — iluzja intencji i zainteresowania doszła
do perfekcji po kilku latach. Callisto wdrapała się na kanapę obok niej i
otworzyła książkę.
— Mamo, chciałabyś wybrać rozdział do
przeczytania?
Hermiona pokręciła głową.
— Nie, kochanie, może wybierzesz sama?
Czasami Hermiona wybierała Smutek, czasami Przywiązanie.
Systematycznie, w sposób, który wydawał się przypadkowy, wybierała z każdego
rozdziału, a czasami odmawiała wyboru. Jedynym rozdziałem, którego nigdy nie
wskazywała, była Miłość, ponieważ
Draco nie mógł się zmusić, by wysłuchać jej opowieści.
— Wybieram Śmiech
— powiedziała Callisto, a Draco poczuł przypływ wstydu, że być może wybrała go,
bo w tym domu było za mało śmiechu.
Merlin wiedział, że Hermiona nigdy się nie
śmiała.
Historia opowiadała o dziewczynie, która zażyła
Eliksir Wielosokowy i przypadkowo zamieniła się w kota. Była to jedna z
ulubionych historii Callisto i zawsze ją rozśmieszała.
Kiedy Callisto się śmiała, Hermiona się
uśmiechała. Kiedy Callisto płakała, Hermiona dotykała jej włosów. Tym razem
Hermiona się uśmiechnęła i spojrzała na córkę, jakby opowiadały sobie żart.
Może kiedyś Callisto dostrzeże różnicę, ale dziś była jeszcze wystarczająco
młoda, by uwierzyć w te starannie skonstruowane kłamstwa.
Ta książka była jedną z najlepszych rzeczy, jakie
Draco kiedykolwiek stworzył. Początkowo powstała z myślą, że spróbuje zebrać
jak najwięcej wspomnień Hermiony. Następnie będzie jej je czytał, próbując wryć
jej własne wspomnienia w jej pustą osobowość. Hermiona potrafiła wyrecytować
każdą z tych historii z pamięci.
Draco spędził całe lata na poszukiwaniach.
Przeprowadził wywiady z jej wszystkimi przyjaciółmi, nauczycielami, a nawet
zapuścił się w mugolskie środowisko, by porozmawiać z kimś, kto znał ją jako
małe dziecko. Jej rodzice zginęli po wojnie, co było powikłaniem zaklęcia Obliviate, więc byli poza zasięgiem.
Znalazł jednak zdjęcia, pamiętniki i sąsiadów, z którymi mógł porozmawiać.
Skrupulatnie zebrał najdrobniejsze szczegóły z życia Hermiony, a potem stworzył
książkę.
Jeden rozdział na każdą pozycję na jej
małżeńskiej liście: Łzy, Podniecenie, Duma, Radość, Uczucie — każda historia została
starannie spisana, tworząc razem barwną mozaikę życia jednej niezwykle mądrej i
niezwykle odważnej, młodej kobiety. Dziesiątki rozdziałów, magicznie zebranych
i skompresowanych w jedną, gigantyczną księgę.
To był jedyny sposób, w jaki jego dzieci miały
kiedykolwiek poznać swoją matkę. Początkowo myślały, że to tylko dziecięce
opowieści. Ale potem od czasu do czasu słyszały niektóre historie od wujka
Harry’ego i zaczęły rozumieć, że to historia życia ich matki z Przedczasu, jak
to nazywały. To była opowieść o Hermionie Granger przedstawiona w tysiącach
fragmentów.
Książka była jednocześnie jedną z najgorszych
rzeczy, jakie Draco kiedykolwiek stworzył. Kawałek po kawałku, poznając
wszystkie intymne szczegóły dotyczące Hermiony Granger — jej pasji i
niezachwianej postawy w obronie sprawiedliwości, jej lojalności i zaradności —
każdy fragment był kolejnym gwoździem do jego przysłowiowej trumny. Był w
połowie książki i od miesięcy przeżywał Śmiech,
dopiero zaczynając Uczucie, gdy zdał
sobie sprawę, że jest beznadziejnie zakochany w kobiecie, która już nie
istnieje.
Jego serce było rozdarte i zrozpaczone, a kiedy
śnił, to o powrocie do Hogwartu i nie mógł oderwać od niej wzroku, gdy machała
ręką w powietrzu, odpowiadając na pytanie profesora; albo wpatrywał się w jej
usta, gdy ochrypłym głosem robiła mu wykład na temat czegoś, co prawdopodobnie
już wiedział.
Sny i wspomnienia utwierdzały go w przekonaniu,
jak wiele brakowało Hermionie Malfoy. Przestał przeglądać wspomnienia z
myślodsiewni, gdy uświadomił sobie, że mógłby tak żyć, że uzależnia się od
widoku, jak tańczy z Weasleyami, otwierając świąteczne prezenty. Co więcej,
choć życie było bolesne, tym bardziej nie do zniesienia było ciągłe oglądanie
tego, czego nigdy nie będzie mógł mieć.
To dlatego nie mógł znieść przebywania w tym
pokoju, gdy czytali rozdział o Miłości.
Nawet gdy Hermiona wybrała Łzy, a
Draco musiał słuchać, jak jego córka czyta historię o tym, jak jej matka
dwukrotnie próbowała popełnić samobójstwo po wojnie — ostatni raz tuż przed
uchwaleniem Prawa Małżeńskiego — nie było tak źle, jak wtedy, gdy słuchał
opowieści o tym, jak głęboko i bezgranicznie kochała, wiedząc, że on sam nigdy
nie znajdzie się w tym rozdziale.
Kiedy Callisto czytała Hermionie, Draco usłyszał
za sobą jakiś dźwięk. Odwrócił się i zobaczył młodego Scorpiusa stojącego
niepewnie w drzwiach. Wiedząc, że syn martwi się o nastrój ojca, Draco skinął
głową w stronę kanapy i fałszywie pogodnym tonem zasugerował:
— Scorpius, może dotrzymasz towarzystwa
dziewczynom? Twoja siostra czyta mamie.
Chłopiec skinął głową, ale wyglądał, jakby chciał
coś powiedzieć. Draco tylko pokręcił głową, nie mając odpowiednich słów, by
omówić to, co chciał przekazać Scorpiusowi. Wyjaśnienie swojej skomplikowanej
historii i ujawnienie niezliczonych wad musiało poczekać. Draco po prostu nie
mógł dziś znieść kolejnych emocjonalnych wstrząsów.
Gdy Scorpius przechodził obok matki, by zająć
miejsce tuż przy niej, Draco wyciągnął rękę i czule ścisnął ramię syna. Chłopiec
był już prawie tak wysoki jak on. Poczuł, jak Scorpius odrobinę się rozluźnia
na znak, że ojciec nie jest na niego zły.
Podczas gdy dwójka dzieci czytała i śmiała się z
tego, jak Wredny Chłopiec i jego przyjaciele podążali za dziewczynką przez
śnieg i zostali obrzuceni śnieżkami przez niewidzialnego ucznia, Draco wymknął
się do swojego gabinetu. Potrzebował chwili samotności, by pomyśleć.
Zamknął za sobą drzwi i podszedł, jak to miał w
zwyczaju, do szafki zajmującej całą ścianę. Leżały na niej zwoje pergaminu,
starannie opisane książki i gablota ze szklanymi drzwiczkami, które
promieniowały światłem z wnętrza. W powietrzu wisiały dwa paski pergaminu, z
których usunięto pierwotny urok hibernacji i zastąpiono go czymś silniejszym i
trwalszym. Na jednym z nich znajdowała się lista z zaledwie pięcioma pozycjami
i to właśnie z tego paska wydobywał się blask. Był bardzo jasny, a słowa były
wyraźnie wydrukowane charakterem pisma, który Draco znał już doskonale,
czytając każde zadanie domowe, jakie kiedykolwiek oddała.
Spojrzał jednak na drugi pasek. Był ciemny — w
kolorze popiołu — i delikatny, niemal przezroczysty. Starannie wydrukowana
lista słów i zwrotów była trudna do odczytania, ale Draco nie musiał ich
widzieć, żeby je przeczytać; znał wszystkie na pamięć.
Przyszła mu do głowy znajoma myśl, taka sama,
jaką miał niemal za każdym razem, gdy tam stał. Ze wszystkich rzeczy, które
pragnął, gdyby mógł mieć tylko jedną — tylko
jedną z tej listy — sprzedałby duszę za ostatnią rzecz, którą do niej
dodała. Rzecz, na której znalezienie wydał tysiące galeonów. Rzecz, o którą
błagał i której żądał od Hermiony. Ale czy to była część magii, czy po prostu
pech, to — tak jak ona — na zawsze pozostawało poza jego zasięgiem.
Swoim bardzo znajomym charakterem pisma, na samym
dole listy, tam gdzie pergamin się zwijał, Hermiona dodała ostatnią rzecz,
która na zawsze miała należeć do niej.
Nazwa
zaklęcia.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Osiem lat później
Draco poszedł szukać Scorpiusa i nie był
zaskoczony, widząc go krążącego tuż za drzwiami kościoła. Wykorzystał ułamek
sekundy, by pozwolić, aby podziw dla najstarszego syna ogarnął go bez reszty. W
wieku dwudziestu jeden lat, tylu samo, ile mieli jego rodzice w dniu ślubu,
Scorpius był wyższy od ojca, choć o tej samej szczupłej budowie. Jego jasne,
malfoyowskie włosy lśniły w słońcu, niewątpliwie już potargane przez nerwowo
wsuwające się w nie dłonie. Jego formalne szaty były nieskazitelne —
czarno-srebrne i dyskretnie luksusowe — i wirowały wokół jego stóp, gdy raz po
raz przechadzał się po małym dziedzińcu, nie widząc pięknych ogrodów pełnych
wiosennych kwiatów.
Z nagłym, ostrym ukłuciem Draco przypomniał
sobie, jak to jest być młodym i bez reszty zakochanym, pełnym nadziei i
rozpaczy jednocześnie. Poczuł ukłucie winy i smutku, niemal kojące w swojej
znajomości, i starał się ukryć je przed synem — nawyk, który również znał po
wielu latach.
— Scorpiusie — zawołał do niego cicho. — Już
czas.
Kiedy Scorpius podniósł wzrok, by spotkać się z
ojcami ojca, narastające emocje były niczym jasne światło w czekoladowej głębi
jego oczu. Były dokładnie takie same jak oczy matki, a przynajmniej takie,
jakie Draco je pamiętał, zanim straciły takie cechy jak Namiętność, Podniecenie i
Przywiązanie.
Szybko wyczyścił umysł, zanim zdążyłby
wyrecytować całą treść w swoich myślach. Robił to wystarczająco często, bez
względu na to, jak bardzo starał się zapomnieć. Dziś była to ostatnia rzecz, o
której powinien myśleć.
— Chodź, synu — powiedział, starając się
bezskutecznie ukryć współczucie w głosie.
Razem weszli do kościoła. Goście wciąż krążyli,
powoli zajmując miejsca. Draco z grzecznym uśmiechem powitał ich, kierując się
ku przodowi kościoła, gdzie czekała jego żona. Normalnie nie zostawiłby jej
nawet na chwilę na tak publicznym zgromadzeniu. Świat czarodziejów wciąż uważał
ją za samotniczą bohaterkę, dbającą o swoją prywatność, więc Malfoy rzadko
zabierał ją na duże imprezy, wiedząc, że żadna z nich jej się nie spodoba. Radość. Szczęście.
Wiedział jednak, że gdyby w skorupie, z którą żył
przez ponad dwadzieścia pięć lat, pozostał choć strzęp Hermiony, chciałaby być
obecna przy tej okazji. Dlatego zadbał o to, by ubrała się w odpowiednie szaty,
starannie dobrał biżuterię, która jego zdaniem przypadnie jej do gustu, i kazał
jednemu ze skrzatów domowych uczesać ją i nałożyć gustowny makijaż. A kiedy
poszedł szukać syna, zostawił ją pod opieką dwójki najlepszych przyjaciół.
Pomimo wagi okazji i licznych trosk, które
niewątpliwie ich dręczyły, wiedział, że nie pozwolą, by prasa, a nawet dobrze
życzący przyjaciele, zaczepili ją. Gdy on i Scorpius podeszli, Ron i Harry
wstali i obdarzyli Hermionę identycznymi pocałunkami w policzek, na co
uśmiechnęła się pogodnie. Zadowolenie.
Zawsze taka zadowolona.
Tego uśmiechu, jej jedynego, Draco nienawidził z
pasją od lat. Ale ta nienawiść dawno przerodziła się w coś w rodzaju
rezygnacji. Przynajmniej nie była nieszczęśliwa. A to z pewnością więcej, niż
mógł powiedzieć o sobie. W niektóre dni, jak dzisiaj, gdy siadał obok niej i
delikatnie ujmował ją za rękę, czuł zazdrość o to zadowolenie. Żałował, że nie
może mieć choć odrobiny dla siebie. Żeby móc podarować to synowi.
Spojrzał na Scorpiusa, który wpatrywał się w
zamknięte drzwi na tyłach kościoła, z sercami w oczach, w zupełnie niepodobny
do Malfoyów sposób. Na szczęście nikt na niego nie patrzył, bo wszyscy skupili
się na zerkaniu za siebie. Z wyjątkiem Harry’ego Pottera, którego udawany wyraz
twarzy nie zmylił Draco ani trochę. Na chwilę skrzyżował wzrok ze swoim rywalem
z dzieciństwa, który teraz był, można by rzecz, jego najlepszym i jedynym
przyjacielem — mężczyzną, który cierpliwie wspierał Draco przez dwadzieścia pięć
lat beznadziejnego małżeństwa. Przez tyle dni zazdrościł Hermionie tych pustych
oczu, tej głowy pustej od myśli, a Harry przypominał mu, jak bardzo jego syn i
córka go potrzebowali, i pomagał mu przezwyciężyć fale mrocznych uczuć, które
nim miotały.
Dzisiaj w oczach Harry’ego malował się smutek.
Nigdy o tym nie rozmawiali, ale niemożliwe, żeby Harry nie wiedział. Draco
poczuł ogarniający go wstyd i ścisnął mocniej dłoń Hermiony, daremnie szukając
pocieszenia, którego ona nigdy nie mogła mu dać. Artur dawno temu powiedział
mu, że bycie ojcem oznacza czasem poczucie bycia okropną porażką. Powiedział
Draco, że bez względu na to, jak prawdziwe do się wydawało w danej chwili,
nigdy nie było to prawdą.
Chciałby, żeby Artur wciąż żył, by mu
przypominał, że nie jest porażką. Ale mężczyzna zmarł na zawał serca kilka lat
temu. Molly siedziała sama w pierwszym rzędzie krzeseł, pomimo dzieci i wnuków,
które ją otaczały, a Draco poczuł współczucie dla jej samotności.
Rozbrzmiała muzyka, ciężkie drzwi ukazały młodą
Rose, olśniewającą w przepięknej, srebrzystobiałej sukni. Ron prowadził
najstarszą córkę, a jej uśmiech, gdy spojrzała w głąb nawy, w stronę mężczyzny
czekającego na końcu, był tak jasny, że rozświetlił cały ciemny kościół. Jej
piękne, rude włosy — włosy Weasleyów — spływały jej po plecach miękkimi falami,
a biała wstążka wokół loków niewątpliwie była dziełem jej matki, bo Lavender
Weasley nigdy nie potrafiła się oprzeć wstążkom.
Była piękna. Wszyscy goście szeptali tę samą
myśl, a światła błyskały, gdy setki aparatów fotograficznych robiły zdjęcia
jednocześnie.
Draco wstał i uniósł Hermionę razem ze sobą,
kierując jej uwagę na rudowłosą dziewczynę zmierzającą w ich stronę. Chciał
sobie wyobrazić, jak czule się do nich uśmiecha, ale wiedział, że nie powinien.
Rzucił okiem na twarz Scorpiusa i nie mógł
oderwać wzroku. Poczuł, a nie usłyszał westchnienie syna i przez chwilę zdawało
mu się, że czuje również, jak serce syna wypełnia się tak wielkim uczuciem, że
jedynym możliwym scenariuszem było bolesne pęknięcie.
Draco wiedział, jak to jest mieć złamane serce.
Uważał jednak, że jego serce pękło już tyle razy, że nie mogło jeszcze
bardziej. Jednak widok, jak jego syn patrzy na swoją nastoletnią miłość,
przechodzącą zaledwie trzydzieści centymetrów od niego, by zająć miejsce obok
rozpromienionego z radości Franka Longbottoma, najstarszego syna Neville’a i
Hanny, sprawił, że Draco zdał sobie sprawę, iż wszystko, co czuł, blednie w
porównaniu z druzgocącą świadomością, że jego syn będzie musiał nauczyć się
tego samego, czego on nauczył się o życiu bez ukochanej osoby.
Gdy ponownie zajęli swoje miejsca, twarz
Scorpiusa, już blada jak ściana, Draco powtarzał w myślach: Odpuść. Odpuść, odpuść. Odpuść, póki możesz.
Malfoyowie mieli strasznego pecha w miłości.
Kiedyś mogli mieć wszystko, czego zapragnęli, w zależności od pozycji rodziny i
majątku. Ale były rzeczy, których nie dało się kupić za pieniądze. A w świecie
po Voldemorcie ich pozycja społeczna nie miała już takiej wartości jak kiedyś.
Dwa pokolenia Malfoyów zostały zniszczone przez krzywą uczenia się. Mógł tylko
mieć nadzieję, że trzecie pokolenie będzie miało więcej szczęścia. Gorąco
pragnął, aby po dzisiejszym dniu jego syn mógł iść naprzód i nie spędzać
dziesięcioleci, tęskniąc za kobietą, której nie mógł mieć.
Nie wsłuchiwał się w ceremonię, ściskając dłoń
Hermiony tak mocno, że aż zadrżała. Oczywiście, nie narzekała. Ledwo to
zauważyła. Gdyby ktokolwiek obserwował, zobaczyłby tylko ten delikatny uśmiech,
gdy patrzyła, jak ukochana córka jednego z jej najlepszych przyjaciół wychodzi
za mąż — jako pierwsza z dzieci Złotego Trio — za syna innego, sławnego
bohatera wojennego.
Kiedy nie mógł znieść widoku Scorpiusa, który
boleśnie wpatrywał się w pannę młodą, odwrócił się na chwilę, by spojrzeć na
córkę. Nie patrzyła na parę przy ołtarzu; jej wzrok był utkwiony w drużbach.
Draco kolejno przechodził wzrokiem wzdłuż
szeregu, zatrzymując się w końcu na młodym Albusie Potterze. Przeszedł go
dreszcz, gdy uświadomił sobie, że jego córeczka żywi czułe uczucia do
najcichszego Pottera. Był tak pochłonięty dramatyczną, nieodwzajemnioną
miłością Scorpiusa, że nie zwrócił uwagi na to, gdzie patrzy jego córka.
Poczuł nagłą panikę, ale szybko ją zignorował.
Albus Potter wychował się w rodzinie, która rozumiała miłość, nie popełni
kolosalnych błędów Draco i Scorpiusa. Callisto przypominała swoją matkę
bardziej, niż mogła pojąć. Miała wielkie serce, wrodzoną zdolność kochania —
coś, czego z pewnością nigdy nie odziedziczyła ani nie nauczyła się od
malfoyowskiej strony rodziny. Nie było powodu, dla którego Draco miałby się
martwić, że jej uczucie przyniesie jej same nieszczęścia. Draco był pewien, że
to jego córka ma największą szansę na znalezienie miłości, na bycie kochaną.
Znów poczuł to obce drżenie w swoim okaleczonym
sercu. To była nadzieja. Zabawne, jak odporne było serce, że nieustannie
reagowało na najmniejszą pozytywną sytuację, nawet gdy było nieodwracalnie
ranne.
Gdy publiczność wiwatowała, a Scorpius z trudem
zmusił się do klaskania, Frank pocałował uśmiechniętą Rose. A wzrok Albusa
Pottera powędrował ponad głowami wszystkich, by wymienić cichy uśmiech z
atrakcyjną, młodą dziewczyną o prostych, czarnych włosach, siedzącą samotnie na
skraju zatłoczonej sali. Bez wątpienia na niego czekającą.
Uśmiech na twarzy Callisto lekko zbladł, zanim
odwróciła się z powrotem do nowych państwa Longbottomów, klaszcząc bez przerwy.
Draco ponownie ścisnął dłoń Hermiony, jakby ten
gest mógł w jakiś sposób złagodzić wrażenie, że jego oddech stał się
przerywany.
Hermiona, jak zwykle, nie odpowiedziała… miała
ten sam uśmiech i te same, puste oczy.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Pięćdziesiąt lat później
Gdy oddech Hermiony stał się płytszy, Draco
spojrzał na jej ukochane włosy, teraz zupełnie białe ze starości, ale wciąż
kręcone jak zawsze. Miał nadzieję, że znajdzie spokój w następnym życiu,
lepszym niż tym. Zasługiwała na to. Chciał tego dla niej. Po raz pierwszy, odkąd
zbliżał się koniec, pozwolił sobie na pocałowanie jej w usta. Wydawało mu się
to niesprawiedliwe, będące parodią prawdziwego życia. Ale gdy jego usta
dotknęły jej delikatnym, niewinnym pocałunkiem i pożegnał się, jej oczy nagle
znów się otworzyły.
Wpatrywał się w bursztyn, który był mu bardziej
znajomy niż jego własna twarz w lustrze. A jednak to było inne.
— K-kto? — zapytała, a jej głos brzmiał
chrapliwie w gardle, które od miesięcy nie wypowiedziało ani jednego słowa.
Draco był zaskoczony, zszokowany. Nie zadała
pytania, którego by od niej nie żądano od prawie siedemdziesięciu pięciu lat.
Na szczęście, to było najłatwiejsze ze wszystkich pytań, na które trzeba było
odpowiedzieć.
— Draco — powiedział, czując, jak w jego
odrętwiałym sercu narastają najdziwniejsze emocje.
— Malfoy? — wydyszała. — Taki stary.
— Minęło… dużo czasu — rzekł niepewnie, wciąż nie
mogąc uwierzyć, że to nie halucynacje.
— A więc koniec?
Spojrzała na niego i przez chwilę miał wrażenie,
że w jej oczach przemknęły wspomnienia z całego życia. Widział siebie jako
młode, rozdrażnione dziecko, jako rozgniewanego dorosłego, jako kochającego
ojca, jako złamanego człowieka.
— Tak, Granger.
Skinął głową, powracając do dawnego nawyku.
— Dzięki… Merlinie… — wyszeptała z niemałym
wysiłkiem, zanim świszczący oddech w jej gardle zmienił się w rzężenie
przedśmiertne, a potem ucichł całkowicie.
Jej puste oczy wpatrywały się w sufit.
— Granger? — zapytał Draco, nagle czując
przenikliwy chłód, jakby całe ciepło w pokoju zniknęło. — Granger? Hermiono!
To było jak ponowne jej stracenie. Ile razy
jeszcze będzie to przeżywał? Czy naprawdę tak to się skończy? Nie sądził, że
zdoła oddychać. Nie sądził, że zostało w nim aż tyle uczuć. Myślał, że pragnął
tylko chwili, ale może to było najgorsze, co mogło go spotkać. Jedna chwila, w
nieodpowiednim czasie, w nieodpowiedni sposób, wszystko było po prostu nie tak.
— To był pocałunek — dobiegł z kąta pokoju głos
Callisto, pełen zachwytu. Znacznie starsza, z włosami pobielałymi od starości,
nigdy nie przestała być romantyczką, mimo że spędziła życie samotnie. — To był
pocałunek prawdziwej miłości.
— To był urok! — odparł Scorpius cynicznym
głosem, który uniósł się nad głosem siostry. Nigdy nie odzyskał poczucia
romantyzmu, mimo że trzykrotnie się ożenił i miał siedmioro dzieci. — To
stanowiło po prostu koniec uroku.
Po tylu latach Draco nie wiedział, które
wyjaśnienie było gorsze.
____________________
Witajcie :) w sobotnie popołudnie zapraszam na nowe tłumaczenie. Sporo osób czekało na tego one shota, zatem mam nadzieję, że Wam się spodoba. Dajcie znać, jak wrażenia. Ja wiem, że to zdecydowanie nie są moje klimaty, no ale czasem potrzeba odmiany.
Jeśli chodzi o moje bieżące tłumaczenia to prawdopodobnie w przyszłym tygodniu pojawią się nowe rozdziały „Rzeczy...”, a jutro planuję dodać coś ekstra, także czekajcie, zwłaszcza jeśli lubicie historie ze stalkingiem w tle. :)
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu. Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)