sobota, 11 października 2025

[T] [M] Szkic żywej śmierci

Draco rozglądał się po pomieszczeniu z pogardą oraz błyskiem gniewu w oczach. Przestronna sala balowa w Ministerstwie była odświętnie udekorowana tym, co ktoś uznał za romantyczne ozdoby. Wokół nowo wzniesionych, bezużytecznych kolumn korynckich wisiały wielkie girlandy bujnych kwiatów. Słychać było delikatną muzykę. Gdziekolwiek spojrzał, widział zwiewną, białą tkaninę, która bez wątpienia miała wzbudzać skojarzenie małżeńskiego szczęścia.

Efekt mógł być czarujący, ale sądząc po minach zgromadzonych, nikt nie dał się nabrać na żałosny powód, dla którego się tu zebrali.

Lucjusz stanął obok niego i z odrazą powąchał kiepskiej jakości wino w kieliszku.

— Hańba.

Nie było do końca jasne, czy mówił o jakości wina, czy wyglądu sali, ale Draco z całą pewnością zgadzał się z tym stwierdzeniem.

— To Prawo to parodia — mruknął Draco, wystarczająco głośno, by przechodzący obok mugolak spojrzał na niego niezręcznie i przyspieszył kroku. — A ten bal to absurdalne marnotrawstwo pieniędzy i energii. Nie wspominając o marnowaniu mojego czasu.

— W rzeczy samej. — Z wyrazem niesmaku Lucjusz postawił swój ledwo tknięty kielich na tacy przechodzącego kelnera. — Niemniej jednak, jako że nasze próby uchylenia tego Prawa okazały się bezskuteczne, a Ministerstwo — ton głosu Lucjusza jasno wyrażał jego opinię na ten temat — wymagało obecności wszystkich uprawnionych czarodziejów i czarownic dziś wieczorem, najlepiej będzie jeśli wykorzystamy ten czas na sto procent. Będą tu wszystkie czarownice, więc skorzystajmy z okazji, aby mądrze zdecydować, którą z nich ściągniemy za pomocą kilku galeonów.

Przypomnienie sobie, że wszystkie jego perspektywy małżeńskie ograniczały się do tego jednego, przesadnie udekorowanego pomieszczenia — i to nawet nie do wszystkich panien, lecz tylko tych z fioletową wstążką, oznaczającą mugolskie pochodzenie, albo z pomarańczową, świadczących o statusie półkrwi — wywołało na jego ustach szyderczy uśmiech. Nie zadał sobie nawet trudu, by skomentować fakt, że wszystkie czarownice czystej krwi nosiły wstążki w tak rażąco jaskrawym odcieniu różu, iż wręcz czekał aż pojawią się Weasleyowie, by móc nacieszyć się kontrastem z ich okropnymi, rudymi włosami.

Jak na zawołanie, w jego polu widzenia pojawił się jeden z przedstawicieli tego rodu. Niestety ten, który był prawie łysy i nosił białą wstążkę, tak jak Lucjusz, co wskazywało, że jest tu jako rodzic jednej z czarownic lub czarodziejów, którzy musieli zawrzeć związek małżeński zgodnie z nowym prawem.

Dziwne, pomyślał, wszyscy Weasleyowie już dawno zawarli małżeństwa. Oczywiście Harry Potter od razu poślubił Ginny, a pozostali jeden po drugim dobierali się w pary. Kogo więc Artur mógł eskortować?

Odpowiedź nadeszła, gdy tłum nieco się przerzedził, i Draco zobaczył, jak Artur podaje jeden z kielichów wina wyglądającej zaskakująco odmienionej Hermionie Granger. Nie zadowalając się jedynie noszeniem obowiązkowej, fioletowej wstążki, Granger miała na sobie satynową suknię w tym samym kolorze, a tasiemka na jej ramieniu wyglądała jak kunsztowna ozdoba. Zastanawiał się, czy to zaplanowała. Ani trochę nie wstydziła się swojego pochodzenia. Była największą mugolaczką spośród wszystkich mugolaczek.

Wstydził się przyznać, ale wyglądała całkiem schludnie. Ktokolwiek wybrał jej suknię, podjął dobrą decyzję. Podkreślała jej figurę we właściwych miejscach i dziewczyna kipiała bezkompromisową dumą, pomimo wymuszonych okoliczności. Głowę, pokrytą lokami, które łagodnie opadały, okalając twarz, trzymała wysoko, choć jej oczy wyglądały na opuszczone.

Część jego samego pragnęła podziwiać jej wdzięk, co bardzo go to irytowało. Nie chciał dostrzegać w niej niczego godnego podziwu. Pochodziła z mugolskiej rodziny, nie wspominając o tym, że należała do Złotej Trójki, która tak bardzo utrudniała mu życie w szkole i podczas wojny. Wolał nie myśleć o tym, że ona i jej zeznanie były jednym z powodów, dla których mógł swobodnie uczestniczyć w uroczystości, zamiast gnić w Azkabanie. To była kolejna myśl, która go irytowała. Była tylko zwykłą czarownicą, bez magicznej rodziny, przez co musiała przekonać ojca swojego przyjaciela, żeby ją wspierał, a fakt, że społeczeństwo czuło, jakby było jej coś winne, drażnił Draco. Fakt, że w jego wnętrzu tkwiła cząstka, która rzeczywiście czuła, że on sam jej coś zawdzięcza, doprowadzał go do wściekłości. A to czyniło go okrutnym.

Przyłapał się na tym, że podszedł do niej, zanim zdążył to przemyśleć.

— Dobrze się bawisz, Granger? Z pewnością jesteś zachwycona. Masz okazję poślubić kogoś z wyższych sfer i zrujnować nienaganny ród. Z pewnością to nie dzieje się codziennie.

— Malfoy — powitała go z lekką kąśliwością w głosie, przez którą nie sposób było stwierdzić czy to słowo było powitaniem, czy też ostrzeżeniem. — Nie powinieneś właśnie wykupywać przyszłej panny młodej?

Zmrużył oczy, słysząc jej słowa, które niepokojąco przypominały te wypowiedziane przed chwilą przez jego ojca. Jednak wtedy nie wywołały one tej oślepiającej furii. Jakim prawem sugerowała, że pieniądze to jego jedyna zaleta?

— Każda czarownica byłaby zachwycona, mogąc poślubić kogoś z rodu Malfoyów — zadrwił. — Mógłbym wskazać każdą, a to więcej, na co ty możesz sobie pozwolić. Skoro wszyscy żałośni Weasleyowie są już w związkach małżeńskich, będziesz miała szczęście, jeśli jakikolwiek czarodziej czystej krwi spojrzy na ciebie dwa razy, nie mówiąc już o tym, że zgodzi się splamić swoje dziedzictwo twoją brud…

— Panie Malfoy! — warknął ostrzegawczo Artur Weasley. Jego wzrok był zimny, gdy patrzył na młodszego mężczyznę. — Byłoby najlepiej dla wszystkich, gdybyś nie dokończył tego zdania.

Draco nie wiedział, co w tej kobiecie tak go wkurzało. Zawsze tak było. Afiszowała się swoją magią — jakby miała do niej takie samo prawo, jak ci, którzy urodzili się w czarodziejskich rodzinach — i zawsze wszystko wiedziała najlepiej, co doprowadzało go do szału. Opanował się, gdy Lucjusz podszedł do niego, zamawiając kieliszek o wiele lepszego wina.

— No, no, Arturze — wycedził Lucjusz z udawanym lenistwem — to chyba nie miejsce na rzucanie groźbami. Przecież wszyscy jesteśmy tu z tych samych powodów. Draco może i jest trochę nieokrzesany, ale mówi prawdę. Jestem pewien, że nie było w tym nic obraźliwego.

Po raz pierwszy w oczach Hermiony pojawił się ten sam ogień, który Draco pamiętał ze szkoły.

— Tak, panie Malfoy, wszyscy jesteśmy tu z tych samych powodów. Jesteśmy tu, ponieważ czarnoksiężnik półkrwi, którego wielbiłeś, wypowiedział wojnę, która zdziesiątkowała populację czarodziejów, a teraz to pokolenie, w tym twój syn, musi zostać poświęcone, by odpokutować wasze głupie błędy.

Dłoń Lucjusza zacisnęła się na nóżce kielicha, a wyraz jego oczu sprawił, że Draco domyślił się, iż nienawidzi tej małej, szlamowatej czarownicy niemal tak samo jak on.

Zanim jednak Lucjusz zdążył odpowiedzieć, Hermiona zadrwiła:

— Wybaczcie, że mówię prawdę. Jestem pewna, że to nie było nic obraźliwego.

Uśmiechnęła się lekko.

Weasley ostrzegawczo położył dłoń na ramieniu młodej kobiety.

— Hermiono.

Spojrzał ostro na obu Malfoyów i nie znalazłszy żadnego wytłumaczenia — bo był Weasleyem i miał maniery wieśniaka — siłą odprowadził Hermionę. Draco był zaskoczony, że nawet nie stawiała oporu; pozwoliła mu się odwrócić i skierować w inny kąt.

— Brudna szlama — mruknął pod nosem Lucjusz, obserwując odchodzącą dwójkę.

— Nazywają ją Najbystrzejszą Czarownicą Swojego Pokolenia — skomentował zamyślony Draco, obserwując jej kurczącą się postać w purpurowej sukni.

— Hańbiące marnotrawstwo magii i talentu — powiedział Lucjusz, odwracając się, by po raz kolejny spojrzeć na innych gości w sali balowej, zapominając o incydencie.

Ale kolejne słowa syna przywróciły jego uwagę.

— Chcę mądrych dzieci.

Zapadła chwila ciszy, gdy Lucjusz zarejestrował to stwierdzenie.

— Draco, chyba żartujesz! — syknął, patrząc na mugolaczkę, która wciąż była w zasięgu wzroku, z wyrazem obrzydzenia na twarzy. — To prawdopodobnie najgorszy wybór na Panią Malfoy, biorąc pod uwagę samą krew. I prawie to samo, biorąc pod uwagę wszystko inne.

— Ale skupiając się na magii — zauważył niecierpliwie Draco. — Skoro muszę mieć dzieci, kto będzie najlepszą kandydatką do spłodzenia kolejnego pokolenia Malfoyów? Jeśli mają mieć silną magię, władzę i wpływy w społeczeństwie — społeczeństwie, które nie ceni więzów krwi i rozrodu, a w którym wszystkie rody czystej krwi nie są już czyste?

Pozwolił ojcu podążać za tokiem jego myśli.

— Jak sądzę, będziesz strasznie nieszczęśliwy — powiedział Lucjusz z dreszczem, po chwili zastanowienia nad argumentacją syna.

Jego słowa były cichą akceptacją.

Draco nie odpowiedział. Gdyby Voldemort wygrał, Draco miałby szczęście, będąc tylko „strasznie nieszczęśliwym”. Gdyby musiał poślubić mugolaczkę, ten plan miał przynajmniej tę dodatkową zaletę, że rozwścieczyłby Hermionę Granger do tego stopnia, że kipiałaby ze złości. Ta wizja niemal wywołała uśmiech na jego twarzy.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

— Malfoy! — krzyknął Artur Weasley i nie było jasne, czy zwracał się do syna, czy do ojca, ponieważ obaj byli o krok od powiedzenia ohydnych rzeczy. — Trzymaj język za zębami, albo natychmiast wychodzimy.

— Zajmij swoje miejsce, Arturze — rozkazał Kingsley Shacklebolt. Poczekał, aż mężczyzna usiądzie wygodnie na krześle obok Hermiony, zanim skierował wzrok na Malfoyów. — Nie będę tolerował żadnych komentarzy na temat czystości krwi ani odniesień do magicznego dziedzictwa panny Granger. Jeśli będziecie się upierać przy takich lekceważących obelgach, natychmiast zakończę małżeńskie negocjacje.

Lucjusz odwzajemnił spojrzenie Shacklebolta.

— Nie możesz odrzucić naszej prośby, Ministrze. Obiecano nam, że Święta Dwudziestka Ósemka będzie miała pierwszeństwo wyboru, a my pierwsi wystąpiliśmy z propozycją.

— Mogę odrzucić te negocjacje — zauważył Kingsley — i otworzyć drogę kolejnej rodzinie ze Świętej Dwudziestki Ósemki do wysuwania roszczeń. Z pewnością nie sądziłeś, że jesteście jedyną rodziną czarodziejów czystej krwi, która ubiega się o rękę Hermiony Granger. — Spojrzenia, jakie wymienili dwaj blondyni, jasno wskazywały, że nie wzięli pod uwagę możliwości rywalizacji — niedopatrzenie, które wskazywało na to, że ich uprzedzenia związane z czystością krwi wciąż były silne. — Sugeruję, panie Malfoy — zwrócił się do młodszego mężczyzny — byś spróbował uzyskać zgodę swojej przyszłej żony. Musi kogoś wybrać, ale nie musisz to być ty.

Draco wiercił się niespokojnie na krześle. Nie był pewien, czy cokolwiek, co mógłby powiedzieć, przekonałoby ją do akceptacji jego propozycji. Liczył na wpływy, władzę i pozycję swojej rodziny, by zmusić ją do małżeństwa.

Spojrzał na Granger i zauważył, że nawet na niego nie patrzyła. Wbiła wzrok w drzwi, jakby czekała tylko, aż ją wyprowadzą z pokoju. Jej wyraz twarzy, taki sam jak przez cały czas — pusty i pozbawiony żywotności, którą miała tamtego wieczoru, gdy pyskowała do jego ojca na balu Prawa Małżeńskiego. Dziś po prostu puściła koło uszu te słowa, zostawiając Arturowi Weasleyowi możliwość wyrażenia sprzeciwu.

— Panno Granger — zaczął Draco, a formalne słowa nieomal ugrzęzły mu w gardle, choć zdołałby sprawić, że na niego spojrzała. — Rodzina Malfoyów stara się o twoją rękę. Jako potężny i wpływowy ród jesteśmy przyzwyczajeni do tego, by mieć wszystko, co najlepsze. Pomimo... pewnych uczuć innych w tej sprawie… wierzymy — ja wierzę — że w tej nietypowej sytuacji jesteś najlepszą kandydatką do roli Pani Malfoy. Nie ma innych opcji, które spełniałyby nasze standardy. Ponadto jesteśmy gotowi zaoferować ci szereg ustępstw w małżeństwie, aby zapewnić zadowolenie z tego układu obu stronom.

Słowa te były pierwszymi skierowanymi do Hermiony i wszyscy się odwrócili, by zobaczyć, jak zareaguje. W pomieszczeniu panowała cisza przez kilka chwil. Potem Hermiona przechyliła pytająco głowę na bok i powiedziała:

— Bardzo często używasz słowa „my”. Miałabym poślubić ciebie, czy twojego ojca?

Draco zmarszczył brwi, a jego ojciec się skrzywił. Dziewczyna albo była głupia, co było niemożliwe, biorąc pod uwagę to, co Draco o niej wiedział, albo celowo zachowywała się nierozumnie, żeby ich zirytować.

— Granger. — Draco zmarszczył brwi. — Wyszłabyś za mnie, i tylko za mnie. Używam tego określenia, bo reprezentuję rodzinną dynastię.

Zastanowiła się nad tym.

— Nawet nie rozważyłbyś ślubu ze mną, gdyby nie to Prawo.

To nie było pytanie, tylko stwierdzenie faktu.

Draco i tak odpowiedział:

— Oczywiście, że nie, Granger. Żadnego z nas by tu nie było, gdyby nie to Prawo.

Wzięła kilka głębokich oddechów, wpatrując się w swoje dłonie. Cisza ciągnęła się tak długo, że zaczęła go niepokoić. Gdzie podziało się śmiertelne oburzenie i zaciśnięte usta, których się spodziewał? Ta nieruchoma, milcząca dziewczyna była daleka od Gryfonki, którą pamiętał.

— Hermiono — Weasley przerwał ciszę, kładąc ojcowską dłoń na jej ramieniu. — Nie musisz się teraz na nic zgadzać. Słyszałaś Kingsleya, masz inne opcje. Możemy cię umieścić w rodzinie, w której będziesz szczęśliwa.

Nie drwiła z tego.

— Wątpię, panie Weasley. Bardzo wątpliwe. — Z westchnieniem sięgnęła do torby i wyjęła arkusz pergaminu i pióro. — Mam pewne warunki.

Obaj Malfoyowie odprężyli się nieznacznie, rozumiejąc, że negocjacje naprawdę się rozpoczęły.

— Oczywiście — przyznał wspaniałomyślnie Lucjusz. — Jak powiedział Draco, jesteśmy przygotowani na spełnienie szeregu warunków, gdy dołączysz do naszej rodziny. Może na zapewnienie opieki… mugolskim członkom rodziny?

Dziwne, że nie zakrztusił się tym określeniem i sugestiami, że będzie spokrewniony, choć tylko przez małżeństwo, z mugolami.

Hermiona zbyła jego słowa machnięciem ręki.

— Nie mam żadnej rodziny. Tylko Weasleyów i Harry’ego, a oni z pewnością nie potrzebują od was żadnych środków do życia.

Draco był zaskoczony tą informacją i zastanawiał się, co się stało z jej rodzicami. Sądząc po smutnym spojrzeniu Artura, domyślił się, że coś złego.

Hermiona ostrożnie odłożyła różdżkę na biurko i wziąwszy arkusz pergaminu, narysowała linię przez środek.

Ach, lista. To z pewnością pasowało do Hermiony Granger, którą pamiętał.

Chociaż czytał ją do góry nogami, wyglądało na to, że po jednej stronie napisała Dynastia Malfoyów, a po drugiej Hermiona Granger.

— Powiedz mi, czego w tym małżeństwie oczekujesz… ode mnie — rozkazała, unosząc pióro nad kartką.

Kiedy Draco nie odpowiedział od razu, jego ojciec przemówił:

— Oczekujemy od ciebie odpowiedniego zachowania, godnego twojej pozycji jako Pani Malfoy, przez cały czas trwania związku. Choć nie jesteś czystej krwi — uniósł rękę, by osłonić się przed spojrzeniem Kingsleya — oczekujemy, że będziesz przestrzegać zasad dobrego wychowania i zwyczajów czarodziejów czystej krwi tam, gdzie to możliwe.

Hermiona napisała na górze kolumny: Zachowanie godne czarodziejów czystej krwi.

Na ten pozytywny znak Lucjusz kontynuował:

— Naszym najpilniejszym zmartwieniem jest kontynuacja linii Malfoyów. Jednym z powodów, dla których cię wybraliśmy, jest to, że jesteś jedną z najbystrzejszych czarownic swojego pokolenia. — Uśmiechnął się do niej w sposób sugerujący, że powinna docenić jego komplement. — Nalegamy na co najmniej dwójkę dzieci, zgodnie z nakazem Ministerstwa, i mamy nadzieję, że odziedziczą inteligencję i magiczne zdolności obojga rodziców.

Na twarzy Hermiony pojawił się lekki grymas, który Draco mógł jedynie uznać za związany z perspektywą spania z nim. Zmrużył oczy. Dopisała do listy: Dwoje dzieci o magicznych i intelektualnych zdolnościach.

W pomieszczeniu panowała cisza, gdy obaj Malfoyowie zastanawiali się, co jeszcze mogliby dodać do swojej listy. Wyglądało na to, że ich żądania były bardzo skromne, gdy podsumowała je w ten sposób.

— Oczywiście oczekujemy posłuszeństwa we wszystkim — dodał chytrze Lucjusz.

Hermiona prychnęła.

— Oczywiście, że tak. Jednakże nie mogę wam tego zagwarantować bezwarunkowo.

Mimo to napisała na liście Posłuszeństwo w sytuacjach, gdy nie koliduje to z innymi warunkami.

Draco musiał powstrzymać szczękę od opadnięcia. Myśl o posłusznej Hermionie Granger zdumiewała go, a co dopiero o takiej, która słuchała właśnie go. Właściwie czuł się trochę nieswojo. Znacznie łatwiej byłoby żyć z Granger, która nie sprzeciwiałaby się każdemu jego postępkowi, ale jednocześnie… jakoś nie podobała mu się ta myśl.

Brązowe oczy zwróciły się ku niemu i nie mógł się oprzeć wrażeniu, że wciąż wyglądają na smutne. Starał się to zignorować.

— A ty, Draco? — zapytała. — Niedoszły mężu, czego być ode mnie wymagał?

Myśl o sobie jako o jej małżonku wywołała u niego dreszcz. Czuł coś, czego nie potrafił do końca określić. Chciał coś powiedzieć, coś o możliwościach. Ale trzech mężczyzn wpatrywało się niego, a zwłaszcza jego ojciec, potęgując napięcie. Słowa po prostu nie chciały wydobyć się z ust Draco.

— Cóż, z pewnością nie chciałbym, żebyś była nieszczęśliwa — wyrzucił z siebie w końcu.

Wydawało mu się, że jej wzrok posmutniał jeszcze bardziej, ale uśmiechnęła się.

— Tak, wspomniałeś coś o zapewnieniu mi „zadowolenia z układu”.

Na liście napisała: Zadowolenie.

Potem wpatrywała się w listę, jakby chciała zapamiętać swoją przyszłość.

— A ty, panno Granger? — zapytał Lucjusz, przerywając jej namysł. — Czego od nas wymagasz?

Spojrzała na niego poważnie.

— Tylko tego, żebyście pozwolili mi mieć to, czego ode mnie nie wymagacie.

Wzrok Draco powędrował ku niej, jego ślizgońskie instynkty nagle się wyostrzyły, ale w jej wyrazie twarzy nie było nic, co mogłoby wzbudzić podejrzenia.

— Obawiam się, że musi nam panna to wyjaśnić — powiedział Lucjusz.

Unosząc pergamin, Hermiona wskazała na pustą część listy ze swoim imieniem i nazwiskiem.

— Sporządzę listę rzeczy, które dotyczą tylko mnie. Jeśli nie stwierdzicie, że ich potrzebujecie, to zatrzymam je dla siebie. Będą tylko moje. — Odłożyła arkusz z powrotem na stół. — Na przykład — napisała słowo w trakcie wypowiadania go — mój błyskotliwy dowcip.

Starsi mężczyźni się roześmiali, jakby opowiedziała żart, jednak Draco zachował powagę. Tak samo Hermiona.

— Chyba nie mamy nic przeciwko temu, żeby Hermiona zachowała swój błyskotliwy dowcip dla siebie, prawda? — zaśmiał się Lucjusz.

Hermiona po kolei zaczęła spisywać swoją listę. Jak w uroczystym rytuale, recytowała słowa, starannie je zapisując, a lista była znacznie dłuższa niż ich. Radość. Odwaga. Lojalność. Poczucie humoru. Wrażliwość. Gniew. Współczucie.

Kiedy dodała do listy Przywiązanie i Miłość, Draco nie mógł powstrzymać narastającego w piersi napięcia. Działo się coś strasznego, ale nie potrafił tego określić.

— Nie będę się tobą dzielić, Granger! Nie będziesz mogła swobodnie okazywać uczuć ani miłości nikomu innemu!

Przestała pisać i spojrzała na niego, kontemplując jego rozgniewany wyraz twarzy, po czym w zamyśleniu napisała Wierność na liście po stronie Malfoyów.

— Czy to łagodzi twoje obawy? — zapytała.

Lucjusz skinął głową, a Draco zmusił się do oparcia o krzesło, podczas gdy ona kontynuowała pisanie. Łatwość, z jaką uległa jego żądaniu, tylko spotęgowała jego niepokój, ale nadal nie potrafił tego wyrazić.

Kiedy w końcu odłożyła pióro, lista zawierała dziesiątki pozycji po jej stronie, zapisanych nieskazitelnie drobnym pismem. Po drugiej stronie tylko pięć.

Tylko te pięć rzeczy definiowało jego małżeństwo, ale Draco czuł, że jego serce bije zdecydowanie za mocno. Myślał, że pragnie czegoś więcej, ale pocieszał się faktem, że później porozmawia z nią prywatnie. Dowie się, co miała na myśli, pisząc listę.

— To naprawdę wszystko, czego sobie życzysz, panno Granger? — zapytał starszy Malfoy, a jego spojrzenie było lekko rozbawione prostotą jej prośby. — Prywatności myśli i uczuć?

Podsumował to tak prosto, ale Draco był przekonany, że nic w tym nie było proste. Czegoś im brakowało. Hermiona nie robiłaby takiego show ze sporządzania spisu, gdyby nie miało to jakiegoś większego znaczenia.

— To wszystko — powiedziała. — Zachowam kontrolę nad wszystkim, co jest moje. Należę tylko do siebie i nigdy nie będę żałować tobie ani twojej rodzinie tego, co znajduje się po waszej stronie listy.

W głowie Draco rozległ się dzwonek ostrzegawczy. Mogła dotrzymać słowa, ale nie mogła obiecać, że spełni każdy punkt idealnie, nie czując urazy. To było niemożliwe.

Hermiona wstała i wyciągnęła rękę do Lucjusza, jakby chciała ją uścisnąć.

— Zgadzam się poślubić Draco Malfoya na warunkach, które ustaliliśmy.

— Hermiono — zaprotestował Artur. — Jesteś pewna, że nie chcesz się nad tym dłużej zastanowić? Nie ma potrzeby podejmować tak pochopnej decyzji.

Ale Lucjusz już ujął dłoń Hermiony i ściskając ją, powiedział:

— Zgoda.

Potem zwróciła wzrok na Draco i ponownie wyciągnęła rękę.

— Zgadzasz się, Draco? Zgadzasz się na te warunki?

Wstał i spojrzał na jej dłoń, wyciągniętą w pustkę w wyczekiwaniu, a wszystko w nim podpowiadało mu, żeby nie przystawał na tę ofertę. Wiedział, że jeśli powie ojcu o swoich wątpliwościach, wyjdzie na głupca. To on nalegał na ślub z Hermioną Granger. Była dziwnie uległa, pomimo tej jednej, ekscentrycznej prośby. Uścisnął więc jej rękę, zastanawiając się nad mocnym, chłodnym dotykiem jej skóry na swoim. Była zbyt spokojna.

— Zgadzam się, Granger.

— Chciałabym, żeby rytuał więzi odbył się teraz — dodała. — Ceremonia ślubna może poczekać, zostanie przeprowadzona tak, jak uznano to za stosowne. Ale chcę rytuału więzi.

Rytuał ten faktycznym aktem zjednoczenia. Od momentu jego wykonania czarodziej i czarownica byli zasadniczo mężem i żoną, chociaż społeczność czarodziejów zazwyczaj wymagała tradycyjnej ceremonii ślubnej, aby uznać małżeństwo.

Nie było to niczym niezwykłym i czasami odbywało się w ramach ceremonii zaręczyn. Lucjusz nie widział powodu do sprzeciwu i choć Weasley protestował dość stanowczo, Shacklebolt nie potrzebował jego zgody, o ile zdanie przyszłych małżonków było jednomyślne.

Dwoje młodych ludzi stanęło przed Ministrem Magii. Hermiona ściskała w dłoniach swoją listę. Odwróciła się, by przytulić pana Weasleya, a w jej oczach pojawiły się łzy.

— Przeproś Harry’ego ode mnie — powiedziała ledwo uchwytnym szeptem.

Draco usłyszał to dopiero, gdy stanęła obok niego.

— Mogę go przyprowadzić, jeśli chcesz — zaproponował Artur i zrobił minę, jakby chciał sprowadzić swojego najlepszego przyjaciela, ale Hermiona pokręciła głową.

Związanie było prostym zaklęciem rzuconym na ich splecione dłonie. Ceremonia ślubna mogła zakończyć się pocałunkiem, ale nie było potrzeby okazywania uczuć, więc Hermiona po prostu odwróciła się od Draco, gdy było po wszystkim.

Usiadła z powrotem przy stole, wzięła pióro, zapisała ostatnią pozycję na liście i jeszcze raz uważnie ją przejrzała. Następnie stuknęła różdżką w pergamin i bez słowa rzuciła zaklęcie, które sprawiło, że arkusz zaświecił jasno i uniósł się w powietrze. Drżącymi rękami sięgnęła po niego bez wahania, rozdarła dokładnie na pół, wzdłuż linii, którą narysowała jako pierwszą.

Nagle przeraźliwy krzyk wypełnił powietrze. Dwie połówki pergaminu zatrzepotały w nagłym wybuchu energii, który rozświetlił pomieszczenie i sprawił, że wszyscy podskoczyli z głośnym okrzykiem.

Krzyk nagle ucichł, gdy Hermiona sapnęła, odchyliła plecy od krzesła, wpatrując się w sufit. Jej ręce zwisały za nią pod nienaturalnym kątem, a różdżka wypadła jej z palców. Draco skoczył ku niej, nie wiedząc, co się dzieje, ale czując, jak strach i lęk ściskają mu brzuch. Jej twarz wykrzywił grymas bólu, ale tylko na chwilę.

Wtedy światło zgasło. Draco złapał ją, gdy opadła z powrotem na krzesło, dysząc. Dwie połówki listy powoli opadły na podłogę. Draco widział, że jedna z nich się kurczy i więdnie, jakby była spalana. W szaleństwie rzucił na nią zaklęcie unieruchamiające, nie wiedząc, dlaczego musiał to zrobić, ale czując irracjonalną potrzebę uratowania jej przed dalszym niszczeniem.

— Co tu się dzieje, do cholery? — warknął Lucjusz.

Wyciągnął różdżkę i wycelował ją jednocześnie we wszystkich w pomieszczeniu, jakby spodziewał się zagrożenia z każdej strony. Nikt jednak nie zwracał na niego uwagi, bo ich wzrok był utkwiony w brązowowłosej mugolaczce, która teraz siedziała cicho na krześle.

— Hermiono?

Artur Weasley uklęknął obok niej z zatroskaną miną, przez co odwróciła wzrok w jego stronę.

— Tak — odpowiedziała.

Jej twarzy, choć wcześniej pozbawiona wyrazu, teraz była wręcz pusta.

— Hermiono, co się stało? Co zrobiłaś?

Nie odpowiedziała, tylko zamrugała kilka razy z tym samym pustym wyrazem twarzy.

Draco chwycił obie kartki. Podczas gdy pergamin wymagań Malfoyów wciąż był cały, z atramentowymi liniami jarzącymi się upiornym blaskiem, drugi kawałek z listą cech, które Hermiona Granger zachowała dla siebie, był zmięty i zdeformowany. Linie zgęstniały od pajęczego bazgroły, a wszystko miało upiorny odcień szarości.

Drzwi otworzyły się z hukiem, gdy wbiegł Harry Potter, a jego różdżka wciąż świeciła od zaklęć, które rzucił, by włamać się do gabinetu Ministra Magii.

— Słyszałem krzyk Hermiony!

Jego różdżka była skierowana do Malfoyów, ale szybko zobaczył Hermionę całą i zdrową na krześle, z Draco obok niej i Arturem klęczącym naprzeciwko.

— Hermiono, wszystko w porządku?

Żaden mężczyzna w pomieszczeniu nie potrafił wytłumaczyć, co się właśnie wydarzyło, a szok malujący się na ich twarzach sprawił, że Harry gorączkowo domagał się odpowiedzi.

Artur łamiącym się głosem opowiedział o wydarzeniach i o tym, co jego zdaniem zaszło, podczas gdy Hermiona nadal siedziała nieruchoma i obojętna. Pokazał Harry’emu dwie listy, a na twarzy Pottera pojawiło się przerażające zrozumienie.

— Miałeś na nią uważać, Arturze! — krzyknął, podnosząc Hermionę i biorąc ją w ramiona.

Poddała się temu bez oporu.

— Przepraszam, Harry — powtarzał Artur, a na jego twarzy malował się smutek. — Naprawdę przepraszam. Nie miałem pojęcia. Znajdziemy sposób, żeby to naprawić.

— Miałeś ją pilnować! — wrzasnął, celując różdżką w mężczyzn i manewrując Hermioną tyłem do drzwi, jakby chciał ją stamtąd zabrać. — Zwłaszcza od ostatniego razu! Powinieneś być uważniejszy! — Łzy zaszkliły mu oczy. Cichszym głosem przemówił do czarownicy w swoich ramionach: — Hermiono, kochanie, zabiorę cię do Świętego Munga. Już dobrze, nie musisz wychodzić za niego za mąż, jeśli nie chcesz. Dopilnuję tego.

Kiedy zniknął za rogiem, nikt nie raczył nawet wyjaśniać, że ona jest już mężatką. Więź się dopełniła.

Draco spojrzał na pergamin, który trzymał w dłoniach. Miał resztki dwóch list i z rosnącym przerażeniem uświadomił sobie, że złączone — i postrzępione — reprezentują w całości jego nową żonę.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Piętnaście lat później

 

Dworzec King’s Cross był pełen niespokojnych rodziców, którzy przyjechali wcześnie, by odebrać swoje dzieci. Draco wiedział, że Potterowie i Weasleyowie go widzieli i chociaż ich relacje z biegiem lat znacznie się zacieśniły — z konieczności — nigdy nie czuł się komfortowo w ich towarzystwie, szczególnie w sytuacjach rodzinnych.

Hermiona, oczywiście, nigdy nie pojawiła się na dworcu. Mówiono, że była samotniczką, nieufną wobec swojej sławy jako bohaterki wojennej i starała się unikać rozgłosu. Dzieci to rozumiały, bo całe życie zmagały się z dziwną chorobą matki.

Z jednej strony była niesamowicie inteligentna, potrafiła wyrecytować użyteczne informacje w mgnieniu oka. Była też biegła w każdym zadaniu, które jej powierzono, i często robiła to bez pytania, gdy Malfoy ją prosił. Z drugiej strony, miała problemy z prowadzeniem swobodnej rozmowy i często wydawała się niezainteresowana czymkolwiek niezwiązanym z jej dziećmi.

Draco miał sporo problemów, próbując wymyślić, jak ominąć jej posłuszeństwo, gdy dzieci nie były wystarczająco duże, by zdawać sobie sprawę, że ich matka zrobi dla nich dosłownie wszystko, a one nieświadomie miały skłonność do wydawania absurdalnych poleceń.

Starał się nie myśleć o żonie czekającej w domu, jeśli rzeczywiście czekała. Siedziała. I nadal będzie siedzieć, gdy wróci do domu z dziećmi, więc może to kwalifikowało się jako czekanie?

Urodzenie dzieci było dość trudne. Oczywiście, nie chodziło o same ciąże. Hermiona bez narzekania przyjmowała wszystkie eliksiry, chodziła na wizyty do uzdrowiciela, jadła dokładnie to, co jej kazano i ściśle przestrzegała wszystkich zaleceń.

Nie, trudność polegała na zapłodnieniu jej. Draco był przerażony, gdy potwierdził, że jego żona jest raczej obcą osobą o znajomej twarzy. Nigdy nie sądził, że będzie mu brakować ciętego języka Granger, ale kobieta z jej włosami i ciałem nie miała jej oczu. Były łagodne, ale puste i aż go skręcało. Miesiącami nie mógł znieść myśli o skonsumowaniu ich małżeństwa. Wyczerpywał się, próbując znaleźć kontrzaklęcie, wydając galeony na zatrudnienie każdego eksperta w tej dziedzinie, jakiego udało mu się znaleźć.

Każdego miesiąca on i Potter pracowali niestrudzenie nad tym, co Hermiona sobie zrobiła. Po pierwszych miesiącach Potter zrezygnował z pozwolenia Hermionie na pobyt w rezydencji. Jako żona Draco, tam właśnie powinna mieszkać, a kiedy stało się jasne, że nie grozi jej niebezpieczeństwo ze strony Malfoyów, wydawało się rozsądnym, by przystosować ją do stałego zamieszkania we dworze.

Lucjusz nie stanowił żadnej pomocy. Nie rozumiał, o co to całe zamieszanie. Z jego punktu widzenia szlama w końcu poznała swoje miejsce i uważał za wyjątkowo szczęśliwy zbieg okoliczności, że rodzina Malfoyów mogła korzystać z jej nazwiska i reputacji bez agresywnie nastawionej osobowości.

Zaproponował nawet, że spłodzi spadkobierców Draco, jeśli ten nadal będzie miał problemy ze skonsumowaniem małżeństwa.

To przelało czarę goryczy i Draco wyrzucił go ze swojego skrzydła Dworu, odsuwając ojca kompletnie od sprawy — bo nie miał pojęcia, czy Wierność na liście oznaczała wierność mężowi, czy rodzinie Malfoyów — i w końcu skonsumował swoje małżeństwo.

Przez cały czas była uległa i podatna, można by nawet rzec, że zadowolona. A Draco musiał zagryźć wargę, żeby nie wydać jej rozkazów, które sprawiłyby, że zachowywałaby się jak normalna żona, normalna kobieta.

A potem płakał. Płakał głośno, rzewnie, bo nigdy w życiu nie czuł się tak brudny, bezużyteczny i bezradny.

Jednak dziewięć miesięcy później urodził się Scorpius. To wydarzenie było najradośniejszym dniem w życiu Draco. Tego dnia znowu płakał, tym samym wielkim, przenikliwym szlochem, który towarzyszył poczęciu Scorpiusa, a słynny Harry Potter niezręcznie objął go ramieniem i poklepał po plecach.

To były jednak łzy ulgi, a Harry nie mógł znać lęków, które prześladowały go przez dziewięć miesięcy. Że mały Scorpius urodzi się, wyglądając jak potwór. Że opuści łono matki z wyrazem spokojnego zadowolenia i pustymi oczami. W chwili, gdy zaczął zawodzić — wymachując bladymi rączkami, z czupryną blond włosów na głowie tak cienkich, że aż prześwitywały — zupełnie jak normalne dziecko, Draco zaczął płakać. Tulił maleństwo blisko siebie i obiecał, że bez względu na to, co jeszcze zrobi ze swoim życiem, będzie dobrym ojcem.

Callisto urodziła się dwa lata później. Kiedy Draco oznajmił, że Hermiona znów jest w ciąży, Ginny i Harry mieli bardzo obojętne miny, które szybko ustąpiły miejsca wymuszonej radości i obowiązkowym gratulacjom. Ale choć nigdy nie wyrazili sprzeciwu, wiedzieli.

Oczywiście, nie wszystko. Nie mogli wiedzieć, że Draco był tak zdesperowany, tak zrozpaczony i tak cholernie samotny, że zwrócił się do żony, z którą dzieli łoże. Oczywiście, nie odmówiła, wyraziła zgodę wieki temu na skrawku pergaminu. Przytulił ją i zapragnął, żeby przez chwilę, tylko przez chwilę, znów była dawną Granger. Wyszeptał jej imię i przez ułamek sekundy zdawało mu się, że dostrzegł jakiś błysk w jej oczach. To była tylko gra świateł, ale wystarczyła, by odnalazł ukojenie, którego rozpaczliwie potrzebował. Potem nie było już łez, tylko nienawiść do samego siebie, z którą nauczył się żyć, i bolesne pragnienie, które nigdy nie zniknęło.

Przez lata, Draco, bardzo rzadko korzystał z ciała żony, ale nigdy więcej nie zaszła w ciążę. Urodziła dwójkę niezwykle inteligentnych i niezwykle magicznie uzdolnionych dzieci, które mu obiecano, i to wszystko. Z jednej strony czuł ulgę, bo nie musiał już więcej się wstydzić, że inni wiedzą, że nie potrafi się powstrzymać.

Ale z drugiej strony bardzo kochał swoje dzieci i uważał, że kolejne mogłoby być dla rodziny Malfoyów jedynie błogosławieństwem.

Ponieważ był to początek nauki Callisto w Hogwarcie, Draco po raz pierwszy nie miał przy sobie obojga dzieci tak długo. Bardzo za nimi tęsknił, więc z niecierpliwością czekał na peronie, aby zabrać je do domu i cieszyć się tymi kilkoma wspólnymi dniami wakacji.

Kiedy uczniowie wysiadali z pociągu i Draco dostrzegł dwie głowy o jasnych włosach, poczuł natychmiastową poprawę nastroju. Callisto łatwo było rozpoznać; odziedziczyła po matce loki i ogólną niechęć do bycia utrzymywaną w ryzach, a Scorpius był wierną kopią ojca, łącznie z nieznośnym uśmieszkiem i wyniosłą postawą.

Dzisiaj było gorzej niż zwykle, bo chłopiec wydawał się być wściekły. Ale nawet wizja młodzieńczego ataku złości nie popsuła nastroju Draco. Tęsknił za sensem ojcostwa — interakcją z drugim człowiekiem. Kiedy dzieci nie było, miał tendencję do zamykania się w sobie, niemal tak odizolowany jak żona.

Nie minęło dużo od czasu, zanim Scorpius wyjaśnił, o co chodzi. Draco od lat wysłuchiwał wszystkich ich drobnych problemów, a dzieci wiedziały, że zwraca na nie uwagę, ilekroć się odzywały.

Po powrocie do rezydencji Draco pomógł mu się rozpakować i wysłuchał narzekań chłopaka na dziewczynę ze szkoły, która ciągle wpędzała go w kłopoty. Draco nie skomentował tego zbytnio, bo wiedział, że dziecięce wybryki są nieodłączną częścią prestiżowej szkoły z internatem dla czarodziejów. Gdyby zaistniał jakiś poważny problem, dyrektorka bez wątpienia by go o tym poinformowała. Merlin wiedział, że jego ojciec był stale informowany o wszystkim, co działo się w Hogwarcie za młodzieńczych lat Draco, i nie miał zamiaru wywierać na Scorpiusie takiej presji.

Ale kiedy Scorpius powiedział „Nienawidzę jej”, instynkt Draco nagle się włączył.

— Myśli, że wszystko wie. — Scorpius chodził po swoim pokoju, marszcząc brwi. — Myśli, że jest taka wyjątkowa, bo jej wujek to słynny Harry Potter i ma najlepsze oceny w szkole. Jest brzydką kujonką z tymi okropnymi, rudymi włosami.

Mógł mówić tylko o Rose Weasley. Była na tym samym roku co Scorpius i Albus, a Draco wiedział, że jego syn nie pałał do niej szczególną sympatią. Nie rozumiał dlaczego. Była słodką dziewczyną, choć nieco psotną i przesadnie dramatyczną — uosobieniem Gryffindoru. Na szczęście zdawała się odziedziczyć inteligencję po wujkach, a nie po ojcu, posiadającym przeciętne zdolności rozumienia czegokolwiek.

Scorpius wciąż mówił:

— I jestem prawie pewien, że Albus i ja sprawimy, że pożałuje tego, że próbowała mnie upokorzyć na eliksirach. — Spojrzał na ojca i prychnął: — Jestem Malfoyem, a ona tylko głupią Weasley.

Draco nie wiedział, dlaczego te słowa tak go zdenerwowały. Wszystkie emocje huczały w nim jak szalone i ogarnęło go przeraźliwe uczucie strachu. W głowie słyszał inne obelgi, o wiele gorsze niż „głupia” i „Weasley”. Przed oczami przesuwał mu się obraz za obrazem — przedstawiające wściekłą dziewczynę o szalonych włosach i błyszczących oczach. I czuł echo tej samej pogardy i wyniosłości, które widział odbite na twarzy syna.

— Przestań — powiedział do Scorpiusa. — Przestań, po prostu przestań.

Uniósł ręce, jakby chciał fizycznie uniemożliwić mu mówienie, ale nie mógł znaleźć więcej słów. Ciężar w piersi miażdżył go, wyciskając całe powietrze. Obrazy w jego umyśle przelatywały coraz szybciej i usłyszał krzyk — przeraźliwy krzyk nastolatki pod wpływem Cruciatusa.

Zdezorientowany Scorpius zrobił krok do przodu.

— Ojcze, wszystko w porządku?

— Nigdy więcej — wydyszał Draco i nie mógł nabrać powietrza, żeby dokończyć. Spróbował ponownie. — Nigdy więcej tak nie mów.

Scorpiusowi zajęło chwilę, zanim zrozumiał, co powiedział, zanim jego ojciec się zdenerwował.

— Och — jęknął. — To tylko Weasley. — Jego twarz znów się skrzywiła. — Ona jest taka…

— Powiedziałem, żebyś tak nie mówił! — ryknął Draco, krzycząc na syna po raz pierwszy w życiu.

Scorpius, teraz naprawdę zszokowany, zamarł, gapiąc się na niego.

— Musisz przeprosić — dodał Draco gorączkowo, ochrypłym głosem. — Musisz jej powiedzieć, że nie masz tego na myśli. Nigdy nie mów takich rzeczy, nie rób takich rzeczy, ani nie rób ich bez uprzednich przeprosin. Musisz jej to powiedzieć, póki możesz. Może jeszcze jest czas — czas, żeby ci wybaczyła. Może nie będzie… — jego głos ucichł.

Scorpius wpatrywał się w niego ze łzami w oczach. Było jasne, że nie wie, co się dzieje, a Draco zebrał się w sobie na tyle, by przeprosić syna, po czym wybiegł z pokoju.

Uciekł z dziecięcego skrzydła, jakby goniły go demony, i wpadł do pokoju, gdzie Hermiona wciąż siedziała cicho, czytając książkę.

Nie wiedział, po co tu przyszedł. Wiedział, że nie będzie w stanie mu pomóc, wiedział, że nie będzie w stanie go pocieszyć. Wiedział, że nie będzie w stanie odpuścić mu grzechów.

A widok jej tam, tak spokojnej — czytającej, ciągle czytającej — nagle wprawił go w taką furię, że nie myślał trzeźwo. Cała złość, frustracja i strach wypłynęły z niego strumieniami.

— To wszystko twoja wina, Granger! Miałaś tu być! — wrzasnął. — To ty miałaś ich uczyć dobroci, życzliwości i… i… i miłości.

Słowa z jej listy przewijały się przez jego umysł, kpiąc z niego. Przywiązanie. Radość. Śmiech.

— Miałaś zebrać wszystkie te rozbite kawałki, poskładać je w całość i stworzyć rodzinę! Miałaś coś zmienić, miałaś sprawić, że będą lepsze ode mnie, lepsze od mojej rodziny. A zamiast tego jesteś po prostu… jesteś po prostu…

Ale nie mógł kontynuować. Choć chciał ją winić, nigdy nie mógł. Zapytała, po co przyszedł, a on był zbyt naiwny, zbyt zagubiony i wciąż zbyt dumny, by powiedzieć jej choćby cząstkę tego, co teraz wiedział.

Patrzyła na niego, jej twarz była pusta i pozbawiona wyrazu, a on nie mógł znieść poczucia winy, które go dręczyło. Uklęknął u jej stóp, położył głowę na jej kolanach i błagał ją, jak to robił czasami, gdy czuł, że nic mu nie zostało.

— Wróć, Granger. Proszę, wróć. Nie zostawiaj mnie w ten sposób.

Minęły lata, odkąd to zrobił. To było jedno z niewielu poleceń, których nigdy nie wykonywała. Próbował wszelkich możliwych sposobów, by zyskać jej współpracę w jej własnym powrocie do zdrowia, ale nigdy mu się to nie udało.

— Proszę, Granger — krzyknął — proszę, powiedz mi tylko, jak to naprawić. Powiedz mi, jakie jest rozwiązanie. Zrobię wszystko.

Dłoń dotknęła jego włosów w pocieszającym dotyku. Ale sprawił, że włosy na karku stanęły mu dęba, bo wiedział, że to gest, który kazał jej wykonać, gdy któreś z dzieci przyszło do niej z płaczem, więc nie przyniósł mu ukojenia. Płakał jeszcze mocniej, a jego łzy sprawiły, że jej książka nasiąkła wodą.

Po kilku minutach w końcu zebrał się w sobie i podniósł z podłogi. Szybkie zaklęcie naprawiło jej książkę i Hermiona wróciła do czytania.

Rozległo się ciche, nieśmiałe pukanie do drzwi. Draco westchnął pod nosem i otworzył je. Jego córka stała po drugiej stronie, z szeroko otwartymi, brązowymi oczami i gigantyczną książką w ramionach.

Żadne z nich nie odezwało się przez chwilę, po czym Callisto zapytała drżącym głosem:

— Czy to już czas, żeby poczytać mamusi?

Od lat nie używała słowa „mamusia” i Draco poczuł ukłucie żalu, że jego wybuchy zdołały przestraszyć oboje dzieci.

— Oczywiście — powiedział; gardło wciąż miał podrażnione od płaczu. — Spodobałoby jej się.

Kiedy Callisto weszła do pokoju, Hermiona odłożyła książkę i spojrzała na nią — iluzja intencji i zainteresowania doszła do perfekcji po kilku latach. Callisto wdrapała się na kanapę obok niej i otworzyła książkę.

— Mamo, chciałabyś wybrać rozdział do przeczytania?

Hermiona pokręciła głową.

— Nie, kochanie, może wybierzesz sama?

Czasami Hermiona wybierała Smutek, czasami Przywiązanie. Systematycznie, w sposób, który wydawał się przypadkowy, wybierała z każdego rozdziału, a czasami odmawiała wyboru. Jedynym rozdziałem, którego nigdy nie wskazywała, była Miłość, ponieważ Draco nie mógł się zmusić, by wysłuchać jej opowieści.

— Wybieram Śmiech — powiedziała Callisto, a Draco poczuł przypływ wstydu, że być może wybrała go, bo w tym domu było za mało śmiechu.

Merlin wiedział, że Hermiona nigdy się nie śmiała.

Historia opowiadała o dziewczynie, która zażyła Eliksir Wielosokowy i przypadkowo zamieniła się w kota. Była to jedna z ulubionych historii Callisto i zawsze ją rozśmieszała.

Kiedy Callisto się śmiała, Hermiona się uśmiechała. Kiedy Callisto płakała, Hermiona dotykała jej włosów. Tym razem Hermiona się uśmiechnęła i spojrzała na córkę, jakby opowiadały sobie żart. Może kiedyś Callisto dostrzeże różnicę, ale dziś była jeszcze wystarczająco młoda, by uwierzyć w te starannie skonstruowane kłamstwa.

Ta książka była jedną z najlepszych rzeczy, jakie Draco kiedykolwiek stworzył. Początkowo powstała z myślą, że spróbuje zebrać jak najwięcej wspomnień Hermiony. Następnie będzie jej je czytał, próbując wryć jej własne wspomnienia w jej pustą osobowość. Hermiona potrafiła wyrecytować każdą z tych historii z pamięci.

Draco spędził całe lata na poszukiwaniach. Przeprowadził wywiady z jej wszystkimi przyjaciółmi, nauczycielami, a nawet zapuścił się w mugolskie środowisko, by porozmawiać z kimś, kto znał ją jako małe dziecko. Jej rodzice zginęli po wojnie, co było powikłaniem zaklęcia Obliviate, więc byli poza zasięgiem. Znalazł jednak zdjęcia, pamiętniki i sąsiadów, z którymi mógł porozmawiać. Skrupulatnie zebrał najdrobniejsze szczegóły z życia Hermiony, a potem stworzył książkę.

Jeden rozdział na każdą pozycję na jej małżeńskiej liście: Łzy, Podniecenie, Duma, Radość, Uczucie — każda historia została starannie spisana, tworząc razem barwną mozaikę życia jednej niezwykle mądrej i niezwykle odważnej, młodej kobiety. Dziesiątki rozdziałów, magicznie zebranych i skompresowanych w jedną, gigantyczną księgę.

To był jedyny sposób, w jaki jego dzieci miały kiedykolwiek poznać swoją matkę. Początkowo myślały, że to tylko dziecięce opowieści. Ale potem od czasu do czasu słyszały niektóre historie od wujka Harry’ego i zaczęły rozumieć, że to historia życia ich matki z Przedczasu, jak to nazywały. To była opowieść o Hermionie Granger przedstawiona w tysiącach fragmentów.

Książka była jednocześnie jedną z najgorszych rzeczy, jakie Draco kiedykolwiek stworzył. Kawałek po kawałku, poznając wszystkie intymne szczegóły dotyczące Hermiony Granger — jej pasji i niezachwianej postawy w obronie sprawiedliwości, jej lojalności i zaradności — każdy fragment był kolejnym gwoździem do jego przysłowiowej trumny. Był w połowie książki i od miesięcy przeżywał Śmiech, dopiero zaczynając Uczucie, gdy zdał sobie sprawę, że jest beznadziejnie zakochany w kobiecie, która już nie istnieje.

Jego serce było rozdarte i zrozpaczone, a kiedy śnił, to o powrocie do Hogwartu i nie mógł oderwać od niej wzroku, gdy machała ręką w powietrzu, odpowiadając na pytanie profesora; albo wpatrywał się w jej usta, gdy ochrypłym głosem robiła mu wykład na temat czegoś, co prawdopodobnie już wiedział.

Sny i wspomnienia utwierdzały go w przekonaniu, jak wiele brakowało Hermionie Malfoy. Przestał przeglądać wspomnienia z myślodsiewni, gdy uświadomił sobie, że mógłby tak żyć, że uzależnia się od widoku, jak tańczy z Weasleyami, otwierając świąteczne prezenty. Co więcej, choć życie było bolesne, tym bardziej nie do zniesienia było ciągłe oglądanie tego, czego nigdy nie będzie mógł mieć.

To dlatego nie mógł znieść przebywania w tym pokoju, gdy czytali rozdział o Miłości. Nawet gdy Hermiona wybrała Łzy, a Draco musiał słuchać, jak jego córka czyta historię o tym, jak jej matka dwukrotnie próbowała popełnić samobójstwo po wojnie — ostatni raz tuż przed uchwaleniem Prawa Małżeńskiego — nie było tak źle, jak wtedy, gdy słuchał opowieści o tym, jak głęboko i bezgranicznie kochała, wiedząc, że on sam nigdy nie znajdzie się w tym rozdziale.

Kiedy Callisto czytała Hermionie, Draco usłyszał za sobą jakiś dźwięk. Odwrócił się i zobaczył młodego Scorpiusa stojącego niepewnie w drzwiach. Wiedząc, że syn martwi się o nastrój ojca, Draco skinął głową w stronę kanapy i fałszywie pogodnym tonem zasugerował:

— Scorpius, może dotrzymasz towarzystwa dziewczynom? Twoja siostra czyta mamie.

Chłopiec skinął głową, ale wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć. Draco tylko pokręcił głową, nie mając odpowiednich słów, by omówić to, co chciał przekazać Scorpiusowi. Wyjaśnienie swojej skomplikowanej historii i ujawnienie niezliczonych wad musiało poczekać. Draco po prostu nie mógł dziś znieść kolejnych emocjonalnych wstrząsów.

Gdy Scorpius przechodził obok matki, by zająć miejsce tuż przy niej, Draco wyciągnął rękę i czule ścisnął ramię syna. Chłopiec był już prawie tak wysoki jak on. Poczuł, jak Scorpius odrobinę się rozluźnia na znak, że ojciec nie jest na niego zły.

Podczas gdy dwójka dzieci czytała i śmiała się z tego, jak Wredny Chłopiec i jego przyjaciele podążali za dziewczynką przez śnieg i zostali obrzuceni śnieżkami przez niewidzialnego ucznia, Draco wymknął się do swojego gabinetu. Potrzebował chwili samotności, by pomyśleć.

Zamknął za sobą drzwi i podszedł, jak to miał w zwyczaju, do szafki zajmującej całą ścianę. Leżały na niej zwoje pergaminu, starannie opisane książki i gablota ze szklanymi drzwiczkami, które promieniowały światłem z wnętrza. W powietrzu wisiały dwa paski pergaminu, z których usunięto pierwotny urok hibernacji i zastąpiono go czymś silniejszym i trwalszym. Na jednym z nich znajdowała się lista z zaledwie pięcioma pozycjami i to właśnie z tego paska wydobywał się blask. Był bardzo jasny, a słowa były wyraźnie wydrukowane charakterem pisma, który Draco znał już doskonale, czytając każde zadanie domowe, jakie kiedykolwiek oddała.

Spojrzał jednak na drugi pasek. Był ciemny — w kolorze popiołu — i delikatny, niemal przezroczysty. Starannie wydrukowana lista słów i zwrotów była trudna do odczytania, ale Draco nie musiał ich widzieć, żeby je przeczytać; znał wszystkie na pamięć.

Przyszła mu do głowy znajoma myśl, taka sama, jaką miał niemal za każdym razem, gdy tam stał. Ze wszystkich rzeczy, które pragnął, gdyby mógł mieć tylko jedną — tylko jedną z tej listy — sprzedałby duszę za ostatnią rzecz, którą do niej dodała. Rzecz, na której znalezienie wydał tysiące galeonów. Rzecz, o którą błagał i której żądał od Hermiony. Ale czy to była część magii, czy po prostu pech, to — tak jak ona — na zawsze pozostawało poza jego zasięgiem.

Swoim bardzo znajomym charakterem pisma, na samym dole listy, tam gdzie pergamin się zwijał, Hermiona dodała ostatnią rzecz, która na zawsze miała należeć do niej.

Nazwa zaklęcia.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Osiem lat później

 

Draco poszedł szukać Scorpiusa i nie był zaskoczony, widząc go krążącego tuż za drzwiami kościoła. Wykorzystał ułamek sekundy, by pozwolić, aby podziw dla najstarszego syna ogarnął go bez reszty. W wieku dwudziestu jeden lat, tylu samo, ile mieli jego rodzice w dniu ślubu, Scorpius był wyższy od ojca, choć o tej samej szczupłej budowie. Jego jasne, malfoyowskie włosy lśniły w słońcu, niewątpliwie już potargane przez nerwowo wsuwające się w nie dłonie. Jego formalne szaty były nieskazitelne — czarno-srebrne i dyskretnie luksusowe — i wirowały wokół jego stóp, gdy raz po raz przechadzał się po małym dziedzińcu, nie widząc pięknych ogrodów pełnych wiosennych kwiatów.

Z nagłym, ostrym ukłuciem Draco przypomniał sobie, jak to jest być młodym i bez reszty zakochanym, pełnym nadziei i rozpaczy jednocześnie. Poczuł ukłucie winy i smutku, niemal kojące w swojej znajomości, i starał się ukryć je przed synem — nawyk, który również znał po wielu latach.

— Scorpiusie — zawołał do niego cicho. — Już czas.

Kiedy Scorpius podniósł wzrok, by spotkać się z ojcami ojca, narastające emocje były niczym jasne światło w czekoladowej głębi jego oczu. Były dokładnie takie same jak oczy matki, a przynajmniej takie, jakie Draco je pamiętał, zanim straciły takie cechy jak Namiętność, Podniecenie i Przywiązanie.

Szybko wyczyścił umysł, zanim zdążyłby wyrecytować całą treść w swoich myślach. Robił to wystarczająco często, bez względu na to, jak bardzo starał się zapomnieć. Dziś była to ostatnia rzecz, o której powinien myśleć.

— Chodź, synu — powiedział, starając się bezskutecznie ukryć współczucie w głosie.

Razem weszli do kościoła. Goście wciąż krążyli, powoli zajmując miejsca. Draco z grzecznym uśmiechem powitał ich, kierując się ku przodowi kościoła, gdzie czekała jego żona. Normalnie nie zostawiłby jej nawet na chwilę na tak publicznym zgromadzeniu. Świat czarodziejów wciąż uważał ją za samotniczą bohaterkę, dbającą o swoją prywatność, więc Malfoy rzadko zabierał ją na duże imprezy, wiedząc, że żadna z nich jej się nie spodoba. Radość. Szczęście.

Wiedział jednak, że gdyby w skorupie, z którą żył przez ponad dwadzieścia pięć lat, pozostał choć strzęp Hermiony, chciałaby być obecna przy tej okazji. Dlatego zadbał o to, by ubrała się w odpowiednie szaty, starannie dobrał biżuterię, która jego zdaniem przypadnie jej do gustu, i kazał jednemu ze skrzatów domowych uczesać ją i nałożyć gustowny makijaż. A kiedy poszedł szukać syna, zostawił ją pod opieką dwójki najlepszych przyjaciół.

Pomimo wagi okazji i licznych trosk, które niewątpliwie ich dręczyły, wiedział, że nie pozwolą, by prasa, a nawet dobrze życzący przyjaciele, zaczepili ją. Gdy on i Scorpius podeszli, Ron i Harry wstali i obdarzyli Hermionę identycznymi pocałunkami w policzek, na co uśmiechnęła się pogodnie. Zadowolenie. Zawsze taka zadowolona.

Tego uśmiechu, jej jedynego, Draco nienawidził z pasją od lat. Ale ta nienawiść dawno przerodziła się w coś w rodzaju rezygnacji. Przynajmniej nie była nieszczęśliwa. A to z pewnością więcej, niż mógł powiedzieć o sobie. W niektóre dni, jak dzisiaj, gdy siadał obok niej i delikatnie ujmował ją za rękę, czuł zazdrość o to zadowolenie. Żałował, że nie może mieć choć odrobiny dla siebie. Żeby móc podarować to synowi.

Spojrzał na Scorpiusa, który wpatrywał się w zamknięte drzwi na tyłach kościoła, z sercami w oczach, w zupełnie niepodobny do Malfoyów sposób. Na szczęście nikt na niego nie patrzył, bo wszyscy skupili się na zerkaniu za siebie. Z wyjątkiem Harry’ego Pottera, którego udawany wyraz twarzy nie zmylił Draco ani trochę. Na chwilę skrzyżował wzrok ze swoim rywalem z dzieciństwa, który teraz był, można by rzecz, jego najlepszym i jedynym przyjacielem — mężczyzną, który cierpliwie wspierał Draco przez dwadzieścia pięć lat beznadziejnego małżeństwa. Przez tyle dni zazdrościł Hermionie tych pustych oczu, tej głowy pustej od myśli, a Harry przypominał mu, jak bardzo jego syn i córka go potrzebowali, i pomagał mu przezwyciężyć fale mrocznych uczuć, które nim miotały.

Dzisiaj w oczach Harry’ego malował się smutek. Nigdy o tym nie rozmawiali, ale niemożliwe, żeby Harry nie wiedział. Draco poczuł ogarniający go wstyd i ścisnął mocniej dłoń Hermiony, daremnie szukając pocieszenia, którego ona nigdy nie mogła mu dać. Artur dawno temu powiedział mu, że bycie ojcem oznacza czasem poczucie bycia okropną porażką. Powiedział Draco, że bez względu na to, jak prawdziwe do się wydawało w danej chwili, nigdy nie było to prawdą.

Chciałby, żeby Artur wciąż żył, by mu przypominał, że nie jest porażką. Ale mężczyzna zmarł na zawał serca kilka lat temu. Molly siedziała sama w pierwszym rzędzie krzeseł, pomimo dzieci i wnuków, które ją otaczały, a Draco poczuł współczucie dla jej samotności.

Rozbrzmiała muzyka, ciężkie drzwi ukazały młodą Rose, olśniewającą w przepięknej, srebrzystobiałej sukni. Ron prowadził najstarszą córkę, a jej uśmiech, gdy spojrzała w głąb nawy, w stronę mężczyzny czekającego na końcu, był tak jasny, że rozświetlił cały ciemny kościół. Jej piękne, rude włosy — włosy Weasleyów — spływały jej po plecach miękkimi falami, a biała wstążka wokół loków niewątpliwie była dziełem jej matki, bo Lavender Weasley nigdy nie potrafiła się oprzeć wstążkom.

Była piękna. Wszyscy goście szeptali tę samą myśl, a światła błyskały, gdy setki aparatów fotograficznych robiły zdjęcia jednocześnie.

Draco wstał i uniósł Hermionę razem ze sobą, kierując jej uwagę na rudowłosą dziewczynę zmierzającą w ich stronę. Chciał sobie wyobrazić, jak czule się do nich uśmiecha, ale wiedział, że nie powinien.

Rzucił okiem na twarz Scorpiusa i nie mógł oderwać wzroku. Poczuł, a nie usłyszał westchnienie syna i przez chwilę zdawało mu się, że czuje również, jak serce syna wypełnia się tak wielkim uczuciem, że jedynym możliwym scenariuszem było bolesne pęknięcie.

Draco wiedział, jak to jest mieć złamane serce. Uważał jednak, że jego serce pękło już tyle razy, że nie mogło jeszcze bardziej. Jednak widok, jak jego syn patrzy na swoją nastoletnią miłość, przechodzącą zaledwie trzydzieści centymetrów od niego, by zająć miejsce obok rozpromienionego z radości Franka Longbottoma, najstarszego syna Neville’a i Hanny, sprawił, że Draco zdał sobie sprawę, iż wszystko, co czuł, blednie w porównaniu z druzgocącą świadomością, że jego syn będzie musiał nauczyć się tego samego, czego on nauczył się o życiu bez ukochanej osoby.

Gdy ponownie zajęli swoje miejsca, twarz Scorpiusa, już blada jak ściana, Draco powtarzał w myślach: Odpuść. Odpuść, odpuść. Odpuść, póki możesz.

Malfoyowie mieli strasznego pecha w miłości. Kiedyś mogli mieć wszystko, czego zapragnęli, w zależności od pozycji rodziny i majątku. Ale były rzeczy, których nie dało się kupić za pieniądze. A w świecie po Voldemorcie ich pozycja społeczna nie miała już takiej wartości jak kiedyś. Dwa pokolenia Malfoyów zostały zniszczone przez krzywą uczenia się. Mógł tylko mieć nadzieję, że trzecie pokolenie będzie miało więcej szczęścia. Gorąco pragnął, aby po dzisiejszym dniu jego syn mógł iść naprzód i nie spędzać dziesięcioleci, tęskniąc za kobietą, której nie mógł mieć.

Nie wsłuchiwał się w ceremonię, ściskając dłoń Hermiony tak mocno, że aż zadrżała. Oczywiście, nie narzekała. Ledwo to zauważyła. Gdyby ktokolwiek obserwował, zobaczyłby tylko ten delikatny uśmiech, gdy patrzyła, jak ukochana córka jednego z jej najlepszych przyjaciół wychodzi za mąż — jako pierwsza z dzieci Złotego Trio — za syna innego, sławnego bohatera wojennego.

Kiedy nie mógł znieść widoku Scorpiusa, który boleśnie wpatrywał się w pannę młodą, odwrócił się na chwilę, by spojrzeć na córkę. Nie patrzyła na parę przy ołtarzu; jej wzrok był utkwiony w drużbach.

Draco kolejno przechodził wzrokiem wzdłuż szeregu, zatrzymując się w końcu na młodym Albusie Potterze. Przeszedł go dreszcz, gdy uświadomił sobie, że jego córeczka żywi czułe uczucia do najcichszego Pottera. Był tak pochłonięty dramatyczną, nieodwzajemnioną miłością Scorpiusa, że nie zwrócił uwagi na to, gdzie patrzy jego córka.

Poczuł nagłą panikę, ale szybko ją zignorował. Albus Potter wychował się w rodzinie, która rozumiała miłość, nie popełni kolosalnych błędów Draco i Scorpiusa. Callisto przypominała swoją matkę bardziej, niż mogła pojąć. Miała wielkie serce, wrodzoną zdolność kochania — coś, czego z pewnością nigdy nie odziedziczyła ani nie nauczyła się od malfoyowskiej strony rodziny. Nie było powodu, dla którego Draco miałby się martwić, że jej uczucie przyniesie jej same nieszczęścia. Draco był pewien, że to jego córka ma największą szansę na znalezienie miłości, na bycie kochaną.

Znów poczuł to obce drżenie w swoim okaleczonym sercu. To była nadzieja. Zabawne, jak odporne było serce, że nieustannie reagowało na najmniejszą pozytywną sytuację, nawet gdy było nieodwracalnie ranne.

Gdy publiczność wiwatowała, a Scorpius z trudem zmusił się do klaskania, Frank pocałował uśmiechniętą Rose. A wzrok Albusa Pottera powędrował ponad głowami wszystkich, by wymienić cichy uśmiech z atrakcyjną, młodą dziewczyną o prostych, czarnych włosach, siedzącą samotnie na skraju zatłoczonej sali. Bez wątpienia na niego czekającą.

Uśmiech na twarzy Callisto lekko zbladł, zanim odwróciła się z powrotem do nowych państwa Longbottomów, klaszcząc bez przerwy.

Draco ponownie ścisnął dłoń Hermiony, jakby ten gest mógł w jakiś sposób złagodzić wrażenie, że jego oddech stał się przerywany.

Hermiona, jak zwykle, nie odpowiedziała… miała ten sam uśmiech i te same, puste oczy.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Pięćdziesiąt lat później

 

Gdy oddech Hermiony stał się płytszy, Draco spojrzał na jej ukochane włosy, teraz zupełnie białe ze starości, ale wciąż kręcone jak zawsze. Miał nadzieję, że znajdzie spokój w następnym życiu, lepszym niż tym. Zasługiwała na to. Chciał tego dla niej. Po raz pierwszy, odkąd zbliżał się koniec, pozwolił sobie na pocałowanie jej w usta. Wydawało mu się to niesprawiedliwe, będące parodią prawdziwego życia. Ale gdy jego usta dotknęły jej delikatnym, niewinnym pocałunkiem i pożegnał się, jej oczy nagle znów się otworzyły.

Wpatrywał się w bursztyn, który był mu bardziej znajomy niż jego własna twarz w lustrze. A jednak to było inne.

— K-kto? — zapytała, a jej głos brzmiał chrapliwie w gardle, które od miesięcy nie wypowiedziało ani jednego słowa.

Draco był zaskoczony, zszokowany. Nie zadała pytania, którego by od niej nie żądano od prawie siedemdziesięciu pięciu lat. Na szczęście, to było najłatwiejsze ze wszystkich pytań, na które trzeba było odpowiedzieć.

— Draco — powiedział, czując, jak w jego odrętwiałym sercu narastają najdziwniejsze emocje.

— Malfoy? — wydyszała. — Taki stary.

— Minęło… dużo czasu — rzekł niepewnie, wciąż nie mogąc uwierzyć, że to nie halucynacje.

— A więc koniec?

Spojrzała na niego i przez chwilę miał wrażenie, że w jej oczach przemknęły wspomnienia z całego życia. Widział siebie jako młode, rozdrażnione dziecko, jako rozgniewanego dorosłego, jako kochającego ojca, jako złamanego człowieka.

— Tak, Granger.

Skinął głową, powracając do dawnego nawyku.

— Dzięki… Merlinie… — wyszeptała z niemałym wysiłkiem, zanim świszczący oddech w jej gardle zmienił się w rzężenie przedśmiertne, a potem ucichł całkowicie.

Jej puste oczy wpatrywały się w sufit.

— Granger? — zapytał Draco, nagle czując przenikliwy chłód, jakby całe ciepło w pokoju zniknęło. — Granger? Hermiono!

To było jak ponowne jej stracenie. Ile razy jeszcze będzie to przeżywał? Czy naprawdę tak to się skończy? Nie sądził, że zdoła oddychać. Nie sądził, że zostało w nim aż tyle uczuć. Myślał, że pragnął tylko chwili, ale może to było najgorsze, co mogło go spotkać. Jedna chwila, w nieodpowiednim czasie, w nieodpowiedni sposób, wszystko było po prostu nie tak.

— To był pocałunek — dobiegł z kąta pokoju głos Callisto, pełen zachwytu. Znacznie starsza, z włosami pobielałymi od starości, nigdy nie przestała być romantyczką, mimo że spędziła życie samotnie. — To był pocałunek prawdziwej miłości.

— To był urok! — odparł Scorpius cynicznym głosem, który uniósł się nad głosem siostry. Nigdy nie odzyskał poczucia romantyzmu, mimo że trzykrotnie się ożenił i miał siedmioro dzieci. — To stanowiło po prostu koniec uroku.

Po tylu latach Draco nie wiedział, które wyjaśnienie było gorsze.

____________________

Witajcie :) w sobotnie popołudnie zapraszam na nowe tłumaczenie. Sporo osób czekało na tego one shota, zatem mam nadzieję, że Wam się spodoba. Dajcie znać, jak wrażenia. Ja wiem, że to zdecydowanie nie są moje klimaty, no ale czasem potrzeba odmiany.

Jeśli chodzi o moje bieżące tłumaczenia to prawdopodobnie w przyszłym tygodniu pojawią się nowe rozdziały „Rzeczy...”, a jutro planuję dodać coś ekstra, także czekajcie, zwłaszcza jeśli lubicie historie ze stalkingiem w tle. :)

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu. Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy