niedziela, 12 października 2025

[T] To, co jest między nami: Złowrogi strój

Wrzesień 2004

 

Draco zapiął ostatni guzik marynarki przed lustrem. Guziki były wypolerowane na srebrno, zgodnie z prośbą matki, ale kolor garnituru pozostał czarny. Przynajmniej to udało mu się ugrać. Marynarka w oficerskim stylu, uszyta na wzór munduru Aurora, również na prośbę Narcyzy, sprawiała, że wiedział, że będzie wyglądał dość niekomfortowo na balu. Wyraźnie zaznaczone ramiona nadawały mu surowy i sztywny wygląd, a wysoki kołnierz w żaden sposób nie łagodził jego rysów. Szaty, które opadały mu na ramiona niczym szyty na miarę wojskowy płaszcz, również w niczym nie pomagały.

To by było na tyle z lepszego prezentowania się, pomyślał z goryczą. Jeśli już, to dla tych, którzy uważali go za złowrogiego Śmierciożercę, z pewnością wyglądał stosownie. Może czerń to błąd, ale szarość byłaby nudna, a każdy inny kolor wulgarny.

Zgrzytając zębami, pogodził się z faktem, że prawdopodobnie nie pozna dzisiaj nikogo nowego. Nie chciał nawet iść na ten głupi bal charytatywny. Mógł spędzić sobotę, robiąc coś o wiele przyjemniejszego — z kimś wyjątkowym.

Przez cały tydzień on i Granger tańczyli wokół siebie, rzucając sobie spojrzenia na korytarzach. Nie mieli czasu, żeby się spotkać, żadnej okazji, więc Draco robił, co mógł, by ją uwieść niewielkimi gestami, wyciągając asy z rękawa; przynosił jej kawę do gabinetu, zanim przychodziła rano, czasami zostawiając liścik z łobuzerskim wierszykiem.

 

Pozwól moim rękom wędrować i zezwól im być przed, za, między, nad i pod.

 

Stawał blisko niej w windzie, ilekroć zdarzyło im się nią razem jechać, czasami muskając palcami materiał jej bluzki, gdy nikt nie widział; zniewalał ją wzrokiem, gdy wiedział, że go obserwuje — oblizywał usta sugestywnie i uśmiechał się złośliwie, a Granger rumieniła się, łapała oddech, przełykała ślinę i uśmiechała.

Kurwa, napięcie między nimi było nie do zniesienia i Draco był półtwardy przez cały tydzień. O mało nie stracił panowania nad sobą w Taczce poprzedniego wieczoru i miał ochotę pójść za nią, gdy udała się do toalety.

Zabrał swoją ekipę, żeby dołączyć do Pottera w pubie, lecz tym razem nie miał szczęścia. Nie mógł koło niej usiąść, dotknąć jej, gdy nikt nie widział, więc zadowolił się pieprzeniem jej wzrokiem. Nie obchodziło go nawet, czy ktoś zauważy, że ją obserwuje. Dał wszystkim znać, że należy do niego.

Rozbierał ją kawałek po kawałku; najpierw bluzkę, potem spódnicę. Później zniknął jej stanik, sprawiając, że te śliczne, przyciemnione, różowe sutki stwardniały. Powoli zdjął jej buty, całując jej nogi aż do majtek. Zdjął je zębami, wracając, by pożreć jej słodką, miękką cipkę.

Był napalony przez większość nocy i mógł tylko mieć nadzieję i życzyć sobie, by Granger była mokra dla niego. Chciał ją złapać na zewnątrz, zanim pójdzie do domu, i zaprosić do siebie, ale pod koniec wieczoru wyglądała na wyczerpaną. I dlaczego miałaby nie być, skoro niestrudzenie pracowała, by utrzymać drużynę Pottera w ryzach? Nie, nie miał serca, by ją jeszcze bardziej wykańczać, nawet gdyby niczego innego nie pragnął.

A ten zdradziecki Puchon, Collins, gapił się na nią przez cały wieczór, próbując oczarować uśmiechami i ogólnikowymi pytaniami. Granger była uprzejma i odpowiadała, ale Draco wolałby po prostu wybić mu zęby. Prędzej czy później będzie musiał to zrobić.

Granger wyszła z Potterem, a ich oczy się spotkały, gdy się żegnała. Nie stosował oklumencji, pozwalając jej zobaczyć ogień płonący tylko dla niej. Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo jest dla niego wyjątkowa.

Na wszelki wypadek ubiegłej nocy trzymał otwartą Sieć Fiuu, ale Granger się nie pojawiła. Nie spodziewał się, że przyjdzie, jednak wciąż miał nadzieję. W sobotni poranek wpatrywał się w sufit, żałując, że nie zaprosił jej poprzedniego wieczoru. Mogła się zgodzić, nawet gdyby była bardzo zmęczona. Nie musieliby się nawet kochać, mogliby po prostu spać razem; może mógłby ją obudzić, robiąc jej minetkę, wysysając z niej przyjemności, zanim jeszcze otworzyłaby oczy. W zaufaniu zadowoliłby się po prostu podaniem jej śniadania.

Rano masturbował się, myśląc o niej pod prysznicem — to napięcie robiło się absurdalne — po czym udał się do Dworu na późny brunch z matką. Tam sprecyzowała plan na wieczór i cele, na które chciałaby przekazać pieniądze. Rodzina Malfoyów zawsze angażowała się w działalność charytatywną, częściowo po to, by utrzymać dobrą opinię społeczną, a częściowo dlatego, że ich stale rosnący majątek z roku na rok przekraczał ich skarbce. Nie wspominając o tym, że po śmierci ciotki Belli i wuja Rudolfa, olbrzymi dorobek Lestange’ów przeszedł w ręce Narcyzy. A raczej do majątku Malfoyów, łącząc się z rodzinną fortuną. Teraz gdy ich majątek był tak ogromny, Bank Gringotta przeznaczył całe piętro na połączone skarbce, z dodatkowymi zabezpieczeniami (zwłaszcza że trójka nastolatków zdołała włamać się do skarbca Bellatrix tuż pod nosem pracowników banku, a następnie uciec na grzbiecie cholernego smoka).

Nie żeby Malfoyowie potrzebowali bogactwa Bellatrix. Były to jedynie przepełnione skarbce pełne skradzionych artefaktów i wyłudzonego złota. Ale ktoś musiał tym zarządzać, a ponieważ jego ojciec odsiadywał dożywocie w Azkabanie, Draco był jedynym posiadaczem całej fortuny rodzinnej. Matka potrzebowała jego zgody na każdą transakcję, mimo że była faktyczną dziedziczką fortuny siostry.

Jednak Draco nigdy tak naprawdę nie wtrącał się w sprawy matki. Jeśli chciała wesprzeć finansowo jakiś ulubiony projekt, nie zabraniał jej. Mieli aż nadto, a Narcyza była bystrą kobietą, która równie dobrze jak Draco zarządzałaby tym majątkiem, ale ze względu na starożytną magię fortuna nie mogła należeć do kogoś, kto nie urodził się Malfoyem. Och, okrutna ironia tradycjonalizmu.

Kiedy nadszedł czas teleportacji do Bentworth, czekał na matkę przy kominku, stukając palcami w ramię w rytm tykania zegara. Gdy Narcyza się pojawiła, ubrana w królewską, granatową suknię, ozdobioną srebrem i szafirami, nie mógł powstrzymać uśmiechu.

— Wyglądasz zachwycająco, matko — powiedział i pocałował jej dłoń.

Uśmiechnęła się i poklepała go po piersi.

— Mówiłam ci, że ten krój marynarki będzie na tobie pięknie wyglądał, kochanie. Ale to niefortunny kolor.

Draco uniósł brew.

— Tak, cóż, chyba nie doceniam tego stroju.

— Bez obaw — rzekła. — Po prostu będziesz musiał dwa razy bardziej pracować swoim urokiem osobistym.

— Nie martw się, matko. — Zaśmiał się. — Po prostu zabrzęczę kluczami do Gringotta, a kobiety będą lgnąć do mnie jak pszczoły do miodu.

Spojrzała na niego gniewnie.

— To nie temat do śmiechu, Draco. Nie kupujemy zapałek.

— No cóż — uśmiechnął się — będę uosobieniem uroku i uprzejmości.

Narcyza prychnęła piskliwie, po czym podeszła do kominka i chwyciła garść proszku Fiuu. Wypowiedziała adres, a płomienie zzieleniały. Draco podał jej ramię, a ona przyjęła je z wyćwiczoną elegancją. Podczas gdy płomienie lizały ich ciała, Draco zamknął w sobie emocje i wypełnił umysł czarną pustką. Był zabójcą Atticusa Crawleya i miał spędzić noc na tej samej gali, po której sam pan Crawley włóczył się, opowiadając ordynarne dowcipy o mugolakach i o tym, jak należy ich traktować, śmiejąc się z nich za ich plecami.

Nie było poczucia żalu, żadnego współczucia dla zmarłego, ale Draco skupił się na tłumieniu poczucia winy, wpychając je za grubą stal i ciężkie rygle; chociaż pan Crawley był okropnym człowiekiem, jego żona była kochana i łatwowierna, a do tego martwiła się o męża, z którym miała nadzieję połączyć się żywcem.

Dotarli do salonu dla gości w Abbott Hall. Draco nie był tam od czasów sprzed Hogwartu, ale wciąż pamiętał to miejsce, jakby to było wczoraj. Wspaniała rezydencja nie zmieniła się ani trochę od prawie dwudziestu lat, i powitał ich skrzat domowy o imieniu Crocket, który rezydował także w domu Crawleyów.

— Panie Malfoy, pani Malfoy — powiedział stary skrzat i skłonił się nisko, jego duże uszy niemal sięgały ziemi. Kiedy się wyprostował, pstryknął palcami, a resztki sadzy zniknęły z ich ubrań. — Jesteśmy zaszczyceni państwa obecnością. Uroczystość odbywa się w galerii, na górze, po głównych schodach.

Para skinęła głowami do skrzata i przeszła przez okazałą posiadłość. Dwór Malfoyów był imponującym budynkiem, to prawda, ale Abbott Hall był wspaniały, średniowieczny. Starodawna rodzina z ogromną fortuną. Większość Abbottów mieszkała w Dolinie Godryka i chociaż Draco nie znał szczegółów, wiedział, że rodzina rozstała się wieki temu. Gałąź rodziny z Doliny Godryka zawierała małżeństwa z czarodziejami półkrwi i mugolakami, a gałąź z Bentworth utrzymywała czystość krwi — a gdy Draco i Narcyza szli przez hol w kierunku schodów, na ścianach wisiały dziesiątki portretów przedstawiających dumne, czystej krwi czarownice i czarodziejów z rodu Abbottów sprzed wieku. Ród Abbottów był niemal tak stary jak ród Malfoyów i przebywał w Anglii od około dwóch wieków dłużej.

Draco zastanawiał się, czy jego dawna koleżanka z klasy, Hanna Abbott, kiedykolwiek postawiła stopę w swoim rodzinnym domu. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek widział ją tam jako dziecko, a biorąc pod uwagę, że brat Józefiny Crawley, Barnaba Abbott, porywczy fanatyk, był mieszkańcem rezydencji, wątpił, by skłócona gałąź rodziny Abbottów pojawiła się tu w ostatnich latach. Raczej nie byli tu mile widziani.

Po schodach szedł nieprzerwany strumień gości, wielu z nich Draco rozpoznawał. Przestał chodzić na bale i imprezy charytatywne, gdy był już wystarczająco dorosły, by odmówić, ale wielu gości odwiedzało Dwór Malfoyów na wieczorku w drugi dzień świąt i choć bardzo się starał, nie mógł się od nich uwolnić.

Galeria była zapierającym dech w piersi pomieszczeniem. Wysadzana ogromnymi oknami i portretami, miała kilka stóp długości i wysokości, a pomieszczenie wypełniali olśniewający ludzie, którzy przesiadywali przy kieliszkach musującego szampana i Ognistej Whisky. W oddali grał kwartet smyczkowy, a jego dźwięki płynęły przez salę niczym delikatna ścieżka dźwiękowa do gwaru głosów i śmiechu.

Ledwo zdążyli sięgnąć po szklanki, gdy pani Crawley przebiegła przez tłum z szerokim uśmiechem na ustach.

— Och, Cyziu, kochanie! — krzyknęła i pocałowała Narcyzę w policzek.

— Józiu, moja droga — przywitała ją Narcyza. — Zobacz, kogo w końcu udało mi się namówić, by do mnie dołączył.

Pani Crawley spojrzała na Draco szeroko otwartymi, błyszczącymi oczami, a on uśmiechnął się i skinął głową.

— Dziękuję za gościnę, Józefino.

— Och, jest naprawdę przystojny — westchnęła kobieta, kładąc dłonie na piersi. — Tak bardzo podobny do ojca!

— Tak — przytaknęła Narcyza. — Ale ma w sobie urok Blacków.

Pani Crawley zachichotała, a obie kobiety szybko pogrążyły się w zwykłym plotkowaniu.

Draco westchnął głęboko i upił łyk Ognistej Whisky, uważnie lustrując wzrokiem tłum. Przez chwilę spodziewał się, że pan Crawley podejdzie do nich ze swoim typowym, pewnym siebie, ale życzliwym uśmiechem, lecz gdy dotarła do niego rzeczywistość, Draco poczuł ucisk w piersi. Nie było go tam, bo Draco go zabił.

Szlama Pottera byłaby absolutnym skarbem, a poza tym nie wygląda na nieszczęśliwą, więc czemu by tego nie wykorzystać?

Zacisnął szczękę. Ten człowiek zasłużył na śmierć. Poczuł, jak gniew kipi pod skórą, i wziął głęboki oddech, wzmacniając pustkę, wpychając pana Crawleya z powrotem do celi. Zachowa spokój przez cały wieczór i zrobi to dla swojej matki.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Hermiona czuła się nieswojo we własnej skórze. Abbott Hall miał w sobie coś odstraszającego, czego nie potrafiła do końca określić; nie chodziło o masywność budynku ani o pałacowe ogrody — to było uczucie, dziedzictwo, coś, co rezonowało w samym kamieniu. Nie była tu mile widziana. Nie powinna tu być. Nie była godna.

Poprawiła pozłacany naszyjnik i odważnie postawiła pierwsze kroki na schodach ku wejściu. Przybyło kilka innych par, więc podążyła za nimi, gdy podeszli do służącego w drzwiach.

Spytał o jej nazwisko, a ona je podała. Przejrzał listę, po czym skinął głową i życzył jej miłego wieczoru.

Wejście do samego budynku było jeszcze bardziej przerażające niż obserwowanie go z zewnątrz. Uświadomiło Hermionie, że nie należy do tego świata; wszędzie byli przystojni ludzie, ubrani w drogie, eleganckie suknie i szaty, a ona czuła się dość tandetnie w swojej sukience z drugiej ręki i pospiesznie ułożonej fryzurze.

Jeśli majestat Abbott Hall sprawiał, że czuła się tandetna, to spojrzenia, którymi ją obdarzano w sali balowej, sprawiały, że czuła się jak śmieć. Widząc suknie innych kobiet — balowe z odpowiednimi dekoltami i długimi rękawami — czuła się raczej, cóż, niedostatecznie ubrana. Nie tak chciała się prezentować, co sprawiało, że mina jej zrzedła, bo naprawdę podobała jej się ta sukienka. Rzadko kiedy czuła się tak kobieca i piękna jak dziś wieczorem, ale to uczucie przyćmiły wstyd i upokorzenie.

Starsze czarownice patrzyły na nią z obrzydzeniem, podczas gdy wielu czarodziejów pozwalało swoim oczom wodzić po jej ciele w kompletnie niestosowny sposób. Mogłoby to być pochlebne, gdyby intencja w ich spojrzeniach nie była tak oczywista. Nie patrzyli nawet na jej twarz, co sprawiło, że jej decyzja o niezałożeniu bielizny wydawała się największym błędem wieczoru.

Planowała założyć bieliznę pod spód, ale odkryte plecy nie zostawiały miejsca na stanik, a sposób, w jaki materiał sukienki zaczepiał się o brzegi majtek, sprawiał, że wyglądała z nimi bardziej sugestywnie niż bez nich. Nikt i tak się nie dowie. Teraz żałowała tej decyzji.

Przełknęła ślinę i przecisnęła się przez tłum. Kiedy ją rozpoznano, jej wygląd zdawał się popadać w zapomnienie. Wszyscy byli podekscytowani możliwością rozmowy z Hermioną Granger, a gdy tylko wieść się rozeszła, zewsząd napływały osoby pragnące ją poznać. To było przytłaczające i szybko wytrąciło ją z równowagi. Nie miała żadnego przeszkolenia w zakresie autoprezentacji.

W przeciwieństwie do Harry’ego i Rona. Hermiona po wojnie wycofała się z życia publicznego. Zajęta nauką, a potem pracą, nie miała czasu na wywiady i artykuły, i nie czuła się z tego powodu szczególnie smutna. Właściwie, gdyby tylko mogła trzymać się z dala od rozgłosu, to by to zrobiła.

Coś błysnęło, zobaczyła blond włosy Rity Skeeter i natychmiast skręciła, wtapiając się w tłum. Wpatrywała się uważnie w stopy, uważając, żeby się nie potknąć, gdy musiała gwałtownie zatrzymać się przed parą nieruchomych, czarnych butów.

Podnosząc wzrok, ze zdumieniem dostrzegła parę znajomych, orzechowych oczu w silnej, przystojnej twarzy.

Uśmiechnęła się nerwowo, czując, jak żołądek podchodzi jej do gardła.

— Cormac! Co za niespodzianka.

Błysnął zębami, jego wzrok śledził jej kształty, zanim zatrzymał się na twarzy. Odgarniając złocistobrązowe loki z oczu, powiedział:

— Hermiona Granger. Miło cię tu zobaczyć! Dawno się nie widzieliśmy.

Uśmiech Hermiony zmienił się w zaciśnięcie zębów. Dawno to mało powiedziane. Cormac McLaggen całkiem otwarcie próbował ją złowić, tuż po rozstaniu z Ronem. Odrzuciła go głośno, ale on nalegał. Zabiegał o nią przez trzy miesiące, nazywając jej ciągłe odrzucanie go grą wstępną, co — z oczywistych powodów — sprawiło, że odrzucała go jeszcze bardziej. Po publicznym i dość upokarzającym załamaniu Hermiony, podczas którego wyzywała go od najgorszych, robiła wszystko, co w jej mocy, żeby nie wchodzić mu w drogę. Na szczęście nie obracali się w tych samych kręgach.

Mrugnęła do niego, nie wiedząc, co powiedzieć, ale on ją uprzedził i zapytał:

— Przyszłaś tu sama?

Przełknęła ślinę.

— Tak. — Nie mogła kłamać, a raczej nie potrafiła wymyślić kłamstwa wystarczająco szybko. To tylko sprowokowałoby go do zadawania pytań, na które nie umiałaby odpowiedzieć, a to jeszcze bardziej by ją zniechęciło. — Ale jestem tu tylko dlatego, że gospodyni osobiście mnie zaprosiła.

Cormac uśmiechnął się i podszedł bliżej.

— Tak, droga Józefina musi być zachwycona, że Złota Dziewczyna pojawiła się na jej balu. — Zmierzył ją ponownie wzrokiem, zatrzymując się przelotnie na jej biuście, a jego uśmiech zmienił się w zadowolony z siebie. — Muszę przyznać, że wyglądasz dość olśniewająco. Seksownie.

Uśmiechnęła się żałośnie.

— Dziękuję.

Pochylił się.

— Jeśli nie masz towarzystwa na wieczór, Hermiono, z przyjemnością do ciebie dołączę. Wiem, że wyglądalibyśmy razem obłędnie. — Zerknął ponad jej głową. — O, patrz. Jest Skeeter. Zobaczymy, czy się zgodzi. Panno Skeeter!

Hermiona zaklęła pod nosem i szybko zniknęła Cormacowi z oczu. Usłyszała, jak woła za nią, ale już zdążyła przecisnąć się przez tłum, a serce waliło jej w piersi. Cormac był mężczyzną, który przyprawiał ją o gęsią skórkę, i to nie w pozytywnym sensie. Jego widok przywołał jedynie złe wspomnienia i była niezmiernie wdzięczna, że po rozstaniu z Ronem odzyskała jasność umysły, by zdać sobie sprawę, że przespanie się z nim byłoby najgorszym pomysłem na świecie — nawet jeśli on uważał to za najlepszy.

Hermiona przeciskała się przez tłum, by zdystansować się od samej myśli, i znów znalazła się w tłumie gości pragnących jej niepodzielnej uwagi. Wiedziała, że to będzie długa noc.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Kiedy rozeszła się plotka, że Narcyza Malfoy i jej syn przyszli na bal, tłumy ruszyły w ich stronę. Draco uświadomił sobie, że jego matka rzeczywiście była ukochaną postacią wśród bogatych żon czarodziejskiej Anglii — czego Draco prawie nie zauważał jako dziecko. Wiedział oczywiście, że to prawda, ale pocieszające było to, że po wojnie nigdy nie popadła w niełaskę.

Mimo popularności Narcyzy, względem Draco dało się wyczuć wszechobecną niechęć. Był byłym Śmierciożecą, skazańcem, a teraz Aurorem. Jego wzrost i ogólne naburmuszone zachowanie nie poprawiały sytuacji, mimo że starał się być uprzejmy. Choć niektórzy witali go z podziwem i oczywistym zauroczeniem, wielu trzymało się od niego z daleka — głównie czarodzieje półkrwi i mugolaki. Z pewnością, pomyślał, jego dość odstraszający strój nie poprawiał sytuacji, przez co starał się złagodzić chociaż mimikę twarzy.

Jednak niektórzy z czarodziejów czystej krwi patrzyli na niego z pogardą. Znał to spojrzenie aż za dobrze — dla nich był zdrajcą. Rodzina Malfoyów straciła nie tylko sojuszników po zwycięskiej stronie wojny, ale także wielu przyjaciół, decydując się na zdradę podczas ostatecznej bitwy, po upadku Czarnego Pana. Draco pomyślał, że w sali balowej było wielu ludzi, którzy nigdy nie odważyliby się otwarcie poprzeć Czarnego Pana, ale cieszyliby się, gdyby Śmierciożercy wygrali Wojnę.

Pomimo pustki, Draco dopisał nazwiska do listy, które zawsze wyobrażał sobie jako następców Shacklebolta. Zazwyczaj nienawidził powierzonego mu zadania, ale innym razem czuł satysfakcję. To była jedna z tych chwil; widząc wyniosłą odrazę na twarzach niektórych ludzi, gdy patrzyli gniewnie na wszystkich mugolaków, ogarnęła go chęć zemsty. Nie był święty, jeśli chodzi o klasę i tolerancję, ale był świadkiem prawdziwych rozmów rówieśników swojego ojca. Bywał z nimi w pokojach, słyszał, jak mówią o szmalach jako o robakach czy pasożytach — istotach niższego rzędu, których miejsce było tak daleko poniżej czystej krwi, że nic nie mogło się im podporządkować. Byliby sługami, niewolnikami i dziwkami. Słyszał plany, pomysły, fantazje; nawet brał w nich udział. Dyskutowano o nich tak, jak omawia się szczegóły polowania na lisy, bo szlamy były podludźmi.

Kiedyś Draco też w to wierzył.

— Draco?

Rozległ się za nim cichy głos.

Odwrócił się i zobaczył uśmiechniętą Emily Rochester. Odwzajemnił uśmiech i skłonił dworsko.

— Emily. Cudownie cię widzieć.

Jej policzki pokryły się rumieńcem i odgarnęła kosmyk włosów za ucho. Miała na sobie zieloną sukienkę z wysokim, eleganckim dekoltem i bufiastą spódnicą. Bardzo porządna i skromna. Jej włosy na czole były elegancko ułożone, bez ani jednego niepasującego kosmyka.

— Wyglądasz olśniewająco. To twój mundur Aurora?

— Nie — odparł Draco i uśmiechnął się blado. — Strój jest nim zainspirowany, ale dziękuję.

Rumieniec na jej policzkach pogłębił się i spuściła wzrok.

— Cały na czarno. Groźny strój. Dość odważny, śmiem twierdzić.

— Tak — wycedził i pociągnął łyk whisky. — To była pomyłka.

Przyglądała mu się przez chwilę, jej brązowe oczy oceniały go w dość oczywisty sposób.

— Nie wiedziałam, że zależy ci na pomaganiu mugolakom.

— Dla lepszego świata i tak dalej — rzucił, unosząc brew. — Towarzyszę mojej matce. Nalegała.

Emily skinęła głową, a na jej ustach pojawił się uśmiech.

— Widzę, że kontynuujesz poszukiwania odpowiedniej żony. Widziałam twoje zdjęcie z Alicią Hutton w gazetach kilka tygodni temu. Jest miła. Chociaż niezbyt bystra.

Draco oblizał wargi i wziął głęboki oddech, starając się nie powiedzieć czegoś złośliwego.

— Panna Hutton i ja jesteśmy tylko znajomymi. Po prostu dbamy o pozory.

W oczach dziewczyny zamigotała iskra i Draco natychmiast pożałował swoich słów. Nie chciał robić jej nadziei, ale poszerzony uśmiech podpowiedział mu, że nieumyślnie mógł to zrobić.

— Jeszcze raz dziękuję za ten lunch — powiedziała i podeszła bliżej. — Ledwo mogłam przestać o nim myśleć. Było cudownie. Bardzo miło spędziłam czas. Dwór jest przepiękny.

Tak jak i nasz majątek, pomyślał z goryczą.

— Dziękuję. To wszystko zasługa matki.

— Spodziewałam się, że będzie dużo ciemniej — mruknęła dziewczyna i zmierzyła go wzrokiem. Zrobiła kolejny krok. — Pełno tam mrocznych i niebezpiecznych artefaktów.

Draco zacisnął szczękę. No i proszę, ewidentne zainteresowanie czarnoksiężnikami.

— Przykro mi, że cię rozczarowałem.

— Nie — odpowiedziała chrapliwym tonem, a jej oczy błyszczały. — Nie zrobiłeś tego. Właściwie, uważam, że otrzymałam najciemniejsze i najniebezpieczniejsze, co Dwór mógł zaoferować.

Spojrzała na niego otwarcie. Draco znał ten wyraz twarzy. To tak, jakby błagała go, by zabrał ją do pustego pokoju i udowodnił jej, jak bardzo jest mroczny. Nienawidził tego. Emily Rochester była dziewczyną, która lubiła marzyć i wyobrażać sobie różne rzeczy, ale gdyby Draco pokazał jej, jak złowrogi potrafi być, przeraziłby ją. Upił kolejny łyk whisky, ignorując jej komentarz, i zapytał:

— Ty i twoja matka jesteście zaangażowane w którąś z dzisiejszych zbiórek?

— Och, tak! — zaćwierkała i zaczęła opowiadać o swoim projekcie.

Słuchał tylko jednym uchem, omiatając pomieszczenie wzrokiem. Kilka osób, które zobaczył — kilku mężczyzn — to osoby, które widział w umyśle pana Crawleya; niektórzy zgadzali się z jego pomysłami, inni je potępiali, a jednak byli tam, przechadzając się między ludźmi, nie wiedząc, że dzielą sekret, który mógłby ich wszystkich obalić, gdyby kiedykolwiek wyszedł na jaw.

Obserwował ich żony, paradujące w drogich sukniach i klejnotach, w błogiej nieświadomości przyszłości, którą mogły sfinansować ich ukochane datki.

Wtedy, pośród wszystkich klejnotów i jedwabiu, zobaczył .

Serce mu stanęło, stawy zespoliły się, gdy wpatrywał się w bezkresną przestrzeń; Hermiona Granger. Czy to możliwe, że była na balu? Ale to bez wątpienia była ona. Nikt inny nie zapierał mu tchu w piersiach, nikt inny nie mógł sprawić, że wszyscy inni w pomieszczeniu po prostu przestaliby istnieć.

Draco omal nie stracił panowania nad sobą, widząc ją tam, w długiej, szkarłatnej sukni, która kusząco otulała jej kształty. Miała upięte włosy, odsłaniające gładką szyję i eleganckie ramiona, a na rękach długie, czarne rękawiczki. Wyglądała jak ze snu i przez chwilę pomyślał, że śni.

Pustka zadrżała, a jej słodki głos niósł się z zamkniętego pokoju. Weź mnie, kochanie. Uczyń mnie swoją.

Jeszcze go nie widziała. Wtapiała się w tłum, ściskając dłonie spragnionym fanom. Widział, jak komentują jej strój, pozornie komplementują ją — jak należy — a ona uśmiecha się nerwowo, a jej twarz przybiera ten śliczny odcień różu.

To było zupełnie jak na Balu Bożonarodzeniowym na czwartym roku i Draco poczuł to samo zmieszanie w sercu, które pamiętał z wtedy, dziesięć lat temu. Tylko teraz, pomyślał, wszystko się zmieniło.

— Draco?

Głos Emily niemal oderwał go od Granger, ale nie do końca. Spojrzał na nią szybko i powiedział:

— Przepraszam, ale muszę iść.

Po czym przepchnął się obok niej. Nawet się nie obejrzał, żeby zobaczyć jej reakcję; nie obchodziło go to.

Granger rozmawiała z przedstawicielem Wizengamotu, a potem omal nie została zaatakowana przez dziennikarza z Czarownicy. Wszyscy byli zachwyceni, widząc najsłynniejszą czarownicę mugolskiego pochodzenia na imprezie charytatywnej dla mugolaków.

Draco prześlizgnął się przez tłum, wciąż zachowując dystans, po prostu obserwując. Granger uśmiechała się, była uprzejma i miła, ale Draco widział napięcie w jej ramionach; czuła się nieswojo. Jak ryba wyjęta z wody.

I przyszła bez kawalera. Nawet nie było przy niej Potterowej, więc Draco ogarnęło pragnienie, by ją eskortować.

Pustka pękła, a jej głos zabrzmiał głośniej.

Dopił Ognistą, okrążając ją szerokim kręgiem. Możliwe, że wilczo, ale nie dbał o to. Kiedy ją zobaczył z odsłoniętymi plecami, musiał przełknąć gardłowy jęk. Jak kobieta może wyglądać tak apetycznie? Patrzył, jak kurczy się w chwili, gdy zostaje sama; rozglądała się, zdawała się szukać baru w tłumie i ruszyła przed siebie.

Draco poszedł za nią, a pustka rozpadała się z każdym jego krokiem. To było upiornie znajome, ale tym razem skończy się inaczej.

Podchodząc do niej, wciągnął w nozdrza zapach jabłek i jaśminu, i poprosił barmana o kolejnego drinka.

Granger odwróciła się do niego z westchnieniem na dźwięk jego głosu.

— Malfoy?

Uśmiechnął się ironicznie, odwracając się do niej, opierając łokciem o bar.

— Granger.

Jej policzki natychmiast poczerwieniały, w oczach pojawiło się zaskoczenie, usta się rozchyliły. Och, napięcie nie zelżało, a Draco miał wrażenie, jakby wrócili do punktu wyjścia tamtego wieczoru. Nerwowo założyła kosmyk włosów za ucho; nie był tak gładki jak na Balu Bożonarodzeniowym, ale tak mu się bardziej podobało. Loki zwisały z jej upięcia, sprawiając, że wyglądała odrobinę mniej elegancko, niż wszystkie bogate damy sunące po parkiecie sali balowej. Podobało mu się to.

— Nie… nie wiedziałam, że tu będziesz — powiedziała, a jej cynamonowe oczy błyszczały.

— Nigdy nie chodzę na takie imprezy — rzucił, chłonąc jej kształty.

Satynowa sukienka nie otulała jej ciała niczym druga skóra, ale sposób, w jaki podkreślała jej krągłości, rozpalał jego wyobraźnię. Zerkając na jej biodra, podejrzewał, że może nawet nie ma na sobie majtek. Brak ramiączka od stanika na plecach podpowiadał mu, że zdecydowanie nie ma go na sobie. Ta myśl sprawiła, że zrobiło mu się gorąco, a roztopione pożądanie spłynęło mu do żołądka, mieszając w kutasie.

— Zaprosiła mnie pani Crawley — wyjaśniła Granger, upijając łyk szampana. — Nie byłam pewna, czy w ogóle powinnam przychodzić.

— Cieszę się, że przyszłaś. — Draco uśmiechnął się, a Granger odwróciła wzrok, gdy jej policzki nabrały głębszego odcienia czerwieni. Naprawdę mu się to podobało. — Muszę przyznać, Granger, że wyglądasz absolutnie olśniewająco. Pomimo gryfońskiej czerwieni.

Błysnęła zębami w uśmiechu, ale ukryła go dłonią.

— Nie powiedziałbyś tego, gdybyś wiedział, co to za sukienka.

— Naprawdę? — Draco spojrzał na nią łobuzersko i uniósł brew. — Czy to wyzwanie?

Uniosła brodę, wciąż się uśmiechając, i powiedziała:

— To mugolską sukienka, kupiona w lumpeksie w Londynie.

Nie spodziewał się tego — a może właśnie tego spodziewał się po Granger. Zaśmiał się i pokręcił głową.

Skandaliczne! Niech nikt inny się o tym nie dowie, bo cię zlinczują. Ja natomiast uważam, że wygląda na tobie rewelacyjnie.

— Dziękuję. — Jej uśmiech stał się nieśmiały, gdy odwróciła się w stronę baru. — Chyba gdzieś widziałam Narcyzę. To słodkie, że przyszedłeś z matką.

Draco mruknął coś pod nosem i pozwolił, by jego wzrok pogłaskał nagą skórę jej pleców. Chciał ją pocałować, polizać.

— A ty przyszłaś sama.

Uniosła brew.

— Skąd wiesz, że jestem tu sama?

— Skąd wiesz, że przyszedłem z matką? — zażartował.

Prychnęła, ale rumieniec nie zniknął z jej policzków. Zamrugała, wyraźnie zastanawiając się, co odpowiedzieć, a potem w jej złocistych oczach zamigotała wątpliwość.

Draco zamrugał powoli i uśmiechnął się do niej pocieszająco.

— Czasami potrafi być bardzo przekonująca, a jakim byłbym synem, gdybym jej odmówił?

Ulga ukoiła wątpliwości, ale starała się to ukryć.

— Mylę się, zakładając, że przyszłaś tu sama? — zapytał i nachylił się nieco bliżej.

— Nie — mruknęła i spojrzała na bar. — Ginny nie mogła przyjść, a wiem, że nie warto przyprowadzać Harry’ego Pottera do sali pełnej ludzi szukających wpływów.

Draco zmarszczył brwi.

— Tym ludziom nigdy nie zależałoby na Potterze bardziej niż na tobie, Granger. Jesteś Złotą Dziewczyną, najsłynniejszą mugolaczką w Wielkiej Brytanii.

Uśmiechnęła się blado i wyprostowała ramiona. Znów poczuł napięcie. Chciał ją po prostu pogłaskać, ukoić jej trudy.

Stali chwilę w milczeniu, obserwując uśmiechy i rozmowy ludzi wokół, zanim Granger przysunęła się bliżej i powiedziała:

— Podoba mi się twój garnitur, ale mogłeś po prostu założyć mundur Aurora.

Draco zaśmiał się.

— Moja matka byłaby przerażona, gdybym pojawił się w stroju roboczym. Paradoksalnie, to ona chciała, żeby tę marynarkę zaprojektować w ten sposób.

Zanuciła, a dźwięk odbił się echem od jego ciała i osiadł w kroczu.

— To zabawne — mruknęła. — Ostatnim razem, kiedy byliśmy razem na takim balu, wyśmiewałeś mnie, że jestem mugolaczką — a teraz oboje jesteśmy na imprezie charytatywnej dla mugolaków. Los bywa przewrotny.

— Rzeczywiście — rzucił cicho.

— Wtedy chciało mi się płakać. Spójrz na nas teraz.

Draco zacisnął szczękę, próbując odepchnąć wspomnienie.

— Chyba taki był zamiar. — Powoli wciągnął jej zapach i dodał: — Mógłbym sprawić, że znowu zapłaczesz, jeśli zechcesz, ale z innych powodów.

Granger wpatrywała się w niego — i och, te kuszące oczy błyszczały.

— D-dzisiaj?

Draco uśmiechnął się ironicznie. Uwielbiał jej niewinność.

— Czyż nie czekaliśmy już wystarczająco długo?

Przygryzła wargę, na jej twarzy malowała się niepewność i strach. Draco poczuł ucisk w piersi — bała się go? Jego? Zapytała go, czy zrobiłby to jeszcze raz, czy znów przejąłby kontrolę, ale nie zrobi tego, jeśli się go bała.

Zmarszczył brwi i westchnął, pochylając się bliżej.

— Tylko jeśli chcesz, Granger. Nie musimy.

Przełknęła ślinę, a jej oddechy stały się krótsze.

— Chcę — wyszeptała. — Chcę, ale…

— Panno Granger! — Pani Crawley podeszła do nich, wyciągając ręce w stronę dziewczyny. — Cieszę się, że przyjęła pani zaproszenie. — Spojrzała na Draco i uśmiechnęła się szeroko. — No proszę, co za śliczna para. Założę się, że zapieralibyście wszystkim dech w piersiach, gdybyście razem zatańczyli!

— O nie, pani Crawley — Granger wymamrotała pospiesznie. — Właśnie rozmawialiśmy o pracy.

Twarz pani Crawley złagodniała i złożyła dłonie.

— Jest pani zbyt miła, panno Granger, ale nawet Atticus nie chciałby, żeby ktokolwiek ze zgromadzonych myślał tu o pracy. Bardzo chciałabym zobaczyć, jak pani tańczy.

— Och — Uśmiechnęła się przepraszająco — Nie jestem dobrą tancerką. Obawiam się, że mam dwie lewe nogi.

Draco parsknął śmiechem i odstawił swoją szklankę na bar, po czym podał jej dłoń.

— Chodź, Granger. Jestem pewien, że inaczej czułabyś się ze swoimi stopami, gdybyś choć raz miała porządnego partnera do tańca.

Wpatrywała się w niego, prychnęła i mocno zarumieniła. Przełknęła ślinę, odstawiła kieliszek i włożyła swoją dłoń w jego wystawioną. Dotyk jej skóry wywołał falę uderzeniową na całym jego ciele, przyprawiając go o gęsią skórkę i sprawiając, że miał ochotę po prostu przyciągnąć ją do siebie i pocałować. Prosty gest, a znaczył tak wiele.

Wyprowadził ją na parkiet. Kilka par już tańczyło, więc Draco szybko położył rękę na jej plecach. Miała ciepłą i gładką skórę, ale czuł, jak drży pod jego dotykiem. Rozłożył palce, utrzymując ją w bezruchu, gdy zaczął się poruszać.

— Naprawdę nie jestem dobrą tancerką — wyszeptała.

— To bez znaczenia — powiedział i spojrzał na nią z góry. — Po prostu poczuj rytm, licz kroki, a ja zajmę się resztą.

Jej drżący uśmiech sprawił, że serce mu się ścisnęło.

Mimo że Granger nie była najlepszą tancerką, wciąż nie była najgorszą partnerką, jaką miał. Początkowo niechętnie pozwalała komuś sobą kierować, ale po chwili się uspokoiła, oddając mu inicjatywę. Sunęła po parkiecie bez wysiłku, ale głównie dlatego, że Draco niemal ją unosił, mocno nią kierując. Wiedział, że wyglądają dobrze, bo dostrzegł pełne podziwu spojrzenia, które rzucali w ich stronę zgromadzeni goście.

Granger uśmiechała się szeroko, a jej policzki pokryły się rumieńcem. Jej ciało wtapiało się w niego, poddając się jego woli, gdy kierował. Naprawdę była grzeczną dziewczynką, a Draco starał się ze wszystkich sił, żeby się nie schylić i jej nie pocałować.

Kiedy piosenka dobiegła końca, zwolnił ich do zatrzymania i puścił ją, kłaniając się. Granger dyszała z uśmiechem, który rozpoznał u innych dziewczyn, z którymi tańczył. Był to uśmiech dziecięcego podniecenia, adrenaliny i radości.

— Dziękuję! — Zachichotała. — Było całkiem fajnie!

— No cóż, kiedy w końcu się odprężyłaś i mi zaufałaś — wtedy tańczyliśmy, Granger. — Upewnił się, że mruczy, ściszając głos i zobaczył, jak na jej skórze tworzy się gęsia skórka. — Zastosuj to dziś wieczorem, a na pewno będziemy się świetnie bawić.

Uśmiechnął się do niej, przygryzając dolną wargę.

Granger gwałtownie wciągnęła powietrze, a jej źrenice się rozszerzyły. Jeśli się nie mylił, zdawało mu się, że dostrzega pod satyną delikatny zarys napiętych sutków i musiał się zebrać w sobie.

— Idź — zachęcił. — Wmieszaj się w tłum, okaż zainteresowanie, zabłyśnij. Znajdę cię za jakiś czas.

— Jak długo będę musiała czekać? — zapytała ochrypłym głosem.

Draco wyprostował się i spojrzał na nią. Wyglądała na zdenerwowaną, ale niecierpliwą, z dolną wargą między zębami, oczami błagającymi, by ją wziął, a jej sutki odznaczały się pod sukienką. Podobało mu się to jej spojrzenie — to wyczekujące, błagalne spojrzenie. Oblizał wargi.

— Cierpliwości, Granger. Dobre rzeczy przychodzą do tych, którzy czekają.

Jęknęła cicho, a jej policzki zapłonęły. Draco skłonił się i pocałował ją w dłoń, rozkoszując się smakiem jej skóry na ustach. Podziękował jej za taniec i prześlizgnął się przez tłum.

Jego kutas pulsował, twardy i gotowy, ale on też musiał poczekać. Oczyścił umysł, pomyślał o nieprzyjemnych rzeczach i powoli poczuł, jak pożądanie słabnie. Cierpliwość to cnota, wiedział o tym, ale także miał świadomość, że gra w oczekiwanie jest równie podniecająca, jak gra wstępna. Jeszcze bardziej cieszyła go myśl, że ktoś tak chętny jak Granger musi czekać. Ale obserwując, jak uśmiecha się do tryskających entuzjazmem osób próbujących zwrócić jej uwagę, zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie to on będzie cierpiał najbardziej.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Wieczór trwał.

Obserwował, jak tańczy z jednym czy dwoma starszymi mężczyznami, ale kiedy nikt nią nie prowadził, wyraźnie można było dostrzec, że ma dwie lewe nogi. Mimo to nie mógł oderwać od niej wzroku. Mimowolnie patrzył na nią, niczym siła przyciągająca ich do siebie. Jej sukienka wirowała w powietrzu, a rozcięcie tak kusząco odsłaniało jej nogę. Myśl, że pod koniec wieczoru on znajdzie się między tymi nogami, była niemal surrealistyczna. Nawet Czarny Kod nie pokrzyżowałby tych planów.

Kiedy nikt inny tylko Cormac McLaggen wziął ją za rękę w tańcu, kręgosłup Draco się wyprostował i napiął. Widział dyskomfort na jej twarzy, napięcie w ramionach i poczuł, że ściska szklankę w dłoni trochę za mocno. Cholerny Cormac McLaggen. Jak on śmiał się do niej zbliżyć? O ich klęsce było głośno kilka lat temu i wszyscy wiedzieli, że McLaggen praktycznie nękał Granger. W tamtym czasie Draco pragnął tylko tego, żeby go przekląć, a gdyby nie był na szkoleniu we Francji, przekląłby go, ale najpierw złamałby mu nos.

Uśmiech na twarzy McLaggena wiele sugerował — wyraźnie czegoś oczekiwał po tym wieczorze, czego Granger najwyraźniej nie chciała mu dać. Przynajmniej nie jemu, co sprawiło, że usta Draco wykrzywiły się w uśmieszku. Była gotowa oddać się Draco, ale nie jebanemu Cormacowi McLaggenowi.

Zgrzytając zębami, upił łyk drinka i zawołał starego skrzata Crocketa.

Stworzenie pojawiło się z trzaskiem u boku Draco i skłoniło się nisko.

— Panie Malfoy.

Unosząc brew, Draco wycedził:

— Wydaje mi się, że pan McLaggen wprawia gości w zakłopotanie. Wyprowadź go, dobrze?

— Zakłopotanie?

Skrzat wyglądał na wręcz przerażonego.

— Tak — przytaknął. — Dotyka damy w niestosowny sposób. Nie chciałbyś chyba, żeby to źle świadczyło o pani Crawley, prawda?

— Oczywiście, że nie! — Skrzat wyprostował się, z zaciętą twarzą. — Crocket się tym zajmie. Dziękuję za zwrócenie uwagi, panie Malfoy.

Skłaniając się, skrzat zniknął z trzaskiem.

Draco z uśmieszkiem obserwował, jak taniec między Granger i Mclaggenem dobiega końca. Dziewczyna odsunęła się od niego ręce szybciej niż od gorącego talerza, ale McLaggen poszedł za nią, gdy odeszła. Mężczyznę zatrzymał jednak skrzat, który pojawił się tuż przed nim. Niektórzy rozglądali się, by zobaczyć, co się dzieje, a McLaggen warknął coś obscenicznego na to oskarżenie i Draco zaśmiał się złośliwie, patrząc, jak skrzat brutalnie obchodzi się z młodym McLaggenem, wyprowadzając go z sali balowej. Draco sam by to zrobił, ale o wiele zabawniej było patrzeć na to w ten sposób.

— Draco, kochanie! — Narcyza przepchnęła się przez tłum w jego stronę pod ścianą, wyrywając go z jego radości. Na jej twarzy malowała się natarczywość, gdy podała mu kieliszek sherry. — To prawda? Tańczyłeś z panną Granger? Nie widziałam!

Prychnął zgryźliwie i upił łyk.

— Tak, matko. Tańczyliśmy. To nie koniec świata.

Narcyza parsknęła i machnęła ręką.

— Koniec… Draco, myślałam, że się nienawidzicie! Chcesz mi powiedzieć, że się pogodziliście? Jesteście w przyjaznych stosunkach?

— Cóż — wycedził — kolegujemy się.

— Twój ojciec nienawidził połowy swoich współpracowników. To nie jest czynnik decydujący.

Westchnął głęboko.

— Mamy z Granger skomplikowaną relację zawodową — powiedział, starając się niczego nie ujawnić. Jego matka była wyjątkowo spostrzegawcza. — Pracujemy razem nad sprawą zaginięcia Atticusa. Rozmawialiśmy, pani Crawley nas znalazła i nalegała, żebyśmy zatańczyli. I zrobiliśmy to.

Narcyza załamała ręce, wyraźnie szukając czegoś do powiedzenia.

— I… podobało ci się?

Draco uniósł brew.

— Ma dwie lewe nogi.

— Ludzie mówią, że wyglądaliście razem wyjątkowo dobrze — mruknęła z przejęciem. — Że taniec był niesamowity. Ona nie może mieć dwóch lewych nóg.

— Możesz za to podziękować mojej instruktorce tańca.

— Draco!

Przewrócił oczami i westchnął.

— Była łatwą partnerką. Wiedziała, że nie jest zbyt biegła, więc pozwoliła mi przejąć prowadzenie.

Narcyza mruknęła.

— To rzeczywiście dobra cecha.

Zacisnęła usta, wyraźnie powstrzymując się od dalszego mówienia.

Draco rozpoznał to spojrzenie i westchnął głęboko.

— Matko, czy jest jeszcze coś, o co chciałabyś zapytać lub dodać?

— Cóż — zaczęła Narcyza — może powinniśmy zaprosić ją kiedyś na kolację?

Draco zamrugał.

— Matko — mruknął — to, że się nie chcemy pozabijać, nie znaczy, że możesz ją uwzględniać w swoich poszukiwaniach odpowiedniej synowej.

— Chcę tylko zadbać o naszą reputację, Draco — wyjaśniła. — Jeśli panna Granger byłaby z nami w przyjaznych stosunkach, to z pewnością by nam pomogło.

— Matko, proszę — westchnął. — To moja współpracownica i staram się utrzymać z nią dobre stosunki służbowe, ale to kruche. Jeśli chcesz, żeby Granger polubiła naszą rodzinę, to może powinniśmy zacząć od zdobycia jej szacunku, a nie zapraszania na kolację do rezydencji, w której była torturowana.

Mina Narcyzy zrzedła. Skinęła głową i spuściła wzrok.

— Masz rację, Draco. Musimy postępować ostrożnie i nie narzucać się.

Zacisnął szczękę i upił głęboki łyk sherry. Nie narzucać się? Cóż, już to robił, i to na wiele sposobów.

Narcyza znów wmieszała się w tłum, a Draco pozostał przy ścianie. Kilka kobiet do niego podeszło, by przedstawić swoje córki, a on uśmiechnął się uprzejmie, jednak nie był nimi specjalnie zainteresowany. Nie, utkwił wzrok w Granger, a kiedy jej nie widział, krążył, by w końcu ją ujrzeć. Nieustannie otaczali ją ludzie, pragnący poznać Złotą Dziewczynę, a kilku mężczyzn najwyraźniej próbowało ją uwieść. Odmówiła, ku uldze Draco, a od czasu do czasu widział nawet, jak sama się rozgląda. Pomyślał, że może go szuka. Nie było tak trudno go znaleźć, był wyższy od większości i miał tak charakterystyczny kolor włosów, ale nigdy nie patrzyła mu w oczy. Może po to, by zachować siłę. No cóż, przynajmniej mógł udawać, że to z tego powodu.

Zatańczył jeszcze kilka razy. Najpierw z matką, a potem z panią Crawley, zanim został przekazany między trzy kobiety, których matki szukały dla nich bogatego męża. Najwyraźniej nie był ich pierwszym wyborem, biorąc pod uwagę jego przeszłość, ale jego bogactwo i urok zdawały się to rekompensować z nawiązką.

Kiedy po prostu nie mógł już dłużej czekać, odnalazł Granger i podszedł do niej. Spojrzała mu w oczy i jej policzki natychmiast poczerwieniały. Uwielbiał, że tak na nią działał i chciał zobaczyć, jak daleko sięgnie rumieniec. Czy jej piersi też się zarumieniły? Brzuch zatrzepotał? Kolana się trzęsły? Cipka zrobiła się mokra?

Z gracją pochylił się, by szepnąć jej do ucha:

— Spotkajmy się za dwie minuty przy głównych schodach.

A potem ruszył w dalszą drogę. Nie obejrzał się przez ramię, żeby sprawdzić, czy kończy rozmowę, czy wyglądała na zdezorientowaną. Dwie minuty później czekał już przed galerią, opierając się o ścianę w cieniu.

W holu było kilka osób; para całowała się pod schodami, chichocząc jak dzieci w szkole; dwie kobiety głośno plotkowały tuż za drzwiami wejściowymi do sali balowej; dziecko siedziało na stopniach, kopiąc niewidzialne kamyki.

Ale wschodnie schody były puste. Prowadziły do ciemnych korytarzy Abbott Hall. Draco pamiętał, jak zwiedzał tę ogromną rezydencję w dzieciństwie i znał idealne miejsce, gdzie będą sami. Czekał więc cierpliwie, by zobaczyć, czy ona nadal ma na to ochotę.

Z każdą sekundą serce podchodziło mu do gardła, ale kiedy w końcu wyszła, jej policzki się zaróżowiły, a włosy rozwiały nieco, i poczuł ulgę. Zwilżył usta, odpychając się od ściany.

— Granger — powiedział, a ona odwróciła się od niego. Jej oczy błyszczały złotem, a ona nerwowo zacisnęła dłonie. Draco uśmiechnął się krzywo, czując wzbierające się w nim ciepło, narastające pożądanie. Wyciągnął do niej rękę. — Chodź.

Przełknęła ślinę i rozejrzała się, ale nikt nie zwracał na nich uwagi. Ostrożnie podeszła do niego w ciemności i położyła dłoń na jego dłoni.

Poprowadził ją w opustoszałe korytarze, niczym dwoje niegrzecznych uczniów Hogwartu po godzinie policyjnej. Tylko zimne światło księżyca sączyło się przez wysokie, witrażowe okna. Nawet nie dotarł do pokoju, który miał na myśli, bo po prostu nie mógł już tego znieść i musiał przycisnąć ją do ściany, by posiąść jej miękkie usta.

Och, słodki Salazarze, to był raj.

Za każdym razem, gdy ją całował, smakowała bardziej słodko, a wsuwając język w jej usta, uświadomił sobie, że jest od niej uzależniony. Rozkoszował się pocałunkami, pożerając ją zębami i językiem, a ona jęczała w jego usta, dłońmi oplatając jego szyję.

— Kurwa, Granger — warknął i dotknął jej piersi. Ta mała ślicznotka nie miała na sobie stanika, tak jak podejrzewał, i wyraźnie czuł twardniejące sutki pod ciężką satyną. — Błagasz o seks, prawda?

— Nawet nie wiedziałam… — wyszeptała, a jej głos drżał, gdy całował ją w szyję — że tu będziesz.

— Więc ubrałaś się tak dla kogoś innego? — podpuszczał ją, przesuwając dłonią od jej piersi do gardła. Wiedział, że to nieprawda, że prawdopodobnie nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo jest zniewalająca, ale Draco czuł pulsującą potrzebę. W oparach pragnienia i pożądania chciał, żeby wiedziała, że należy dla niego. Powoli objął dłonią jej gładką szyję i obserwował, jak jej oczy się rozszerzają z niepokoju i czystego, nieskażonego pożądania. Spojrzał na nią z góry, zobaczył zaczerwienione i opuchnięte usta i mruknął: — Nie mogłaś się na mnie doczekać, prawda?

— Ja… ja po prostu chciałam dobrze wyglądać — powiedziała i oblizała wargi.

Draco jęknął i musnął językiem jej usta, zaciskając dłoń na jej gardle. Jej zapach go otulał, a bijący od niej żar podniecał.

— Zawsze dobrze wyglądasz. Tym razem chciałaś wyglądać kusząco, Granger. To zupełnie inna gra.

— Dobrze mi poszło? — zapytała niewinnie, ale dostrzegł wyzwanie w jej oczach.

Zaciskając szczękę, chwycił ją za ramię i pociągnął do najbliższego pokoju. To był salon, dokładnie tak opuszczony, jak się spodziewał. Jednym ruchem nadgarstka kominek ożył. Zatrzasnął podwójne drzwi i przyciągnął ją do siebie.

— Chcesz, żebym cię ocenił? Żebym ci powiedział, jak bardzo seksownie wyglądasz dziś wieczorem?

Przygryzła wargę, a jej oczy zaszły mgłą.

— Jak myślisz, za jak bardzo seksowną inni mnie uznają?

Och, grała w niebezpieczną grę. Draco przyciągnął ją bliżej i pozwolił, by jego dłoń sunęła wzdłuż nagich pleców, aż jego palce dotknęły drapowanego materiału u dołu. Zastanawiał się… Wsunął dłoń pod sukienkę, mocno chwycił ją za jedną pierś, sprawiając, że gwałtownie sapnęła. Czubki jego palców musnęły ciepłe, wilgotne ciało między jej nogami i jęknął gardłowo. Nie miała majtek, nawet malutkich. Bezczelna dziewczyna.

Obrócił ją w ramionach, chwytając ją za szczękę.

— Masz tupet — mruknął — przychodzisz tu bez niczego pod sukienką.

— Nie mogłam — jęknęła. — Byłoby widać brzegi majtek.

Draco mruknął i ponownie dotknął jej piersi, ugniatając je.

— Lepiej dla mnie.

Przysunął ją do ściany, rozsunął jej nogi, a ona jęknęła, opierając się o panele. Przywarł do jej pulchnego tyłka, pozwalając jej poczuć swoją erekcję przez spodnie, a ona westchnęła cicho.

— Proszę, Malfoy — błagała. — Dłużej tego nie zniosę!

Wciągał w nozdrza jej zapach, rozkoszując się jej dotykiem. Wreszcie, kurwa.

— Zanim cokolwiek zrobimy — powiedział cierpliwie — musimy chwilę porozmawiać, ty i ja. — Pocałował ja w szyję, przesunął dłońmi po satynowej sukience aż do bioder. — Wiem, że uważasz to niesprawiedliwe właśnie w tym momencie, ale nic na to nie poradzę.

Przeklęła cicho i przysunęła się do niego tyłkiem, na co syknął.

— Cierpliwości, kochanie — wyszeptał. — Muszę wiedzieć, że tego chcesz.

— Boże, tak.

— Nie chcę żadnych nieporozumień. — Objął ją dłońmi w talii, czując pod nimi miękkość jej brzucha. — Zamierzam cię przelecieć, Granger, ale musisz mi powiedzieć, jak.

Wciągnęła powietrze, lekko dysząc.

— Ty… ty wiesz jak.

— Powiedz mi.

— Proszę, panie! — jęknęła. — Przejmij kontrolę… weź mnie!

Weź mnie, kochanie. Uczyń mnie swoją.

Och, mógłby zabić, żeby to jeszcze raz usłyszeć. Ale najpierw najważniejsze.

— Muszę wiedzieć, póki jesteś wystarczająco przytomna, że właśnie tego chcesz.

— Chcę tego — wyszeptała.

— Pamiętasz słowo bezpieczeństwa?

— Tak.

— Jak brzmi?

— Hipogryf.

Biedactwo brzmiało na torturowane.

— A kiedy możesz go użyć?

— Kiedy… — Przełknęła ślinę, a z jej gardła wyrwał się jęk. — Kiedy nie będzie przyjemnie.

Draco schwytał płatek jej ucha zębami, na co jęknęła.

— Obiecujesz?

— Tak!

To był tylko syk, jej pośladki otarły się o niego, a on westchnął.

Wiedział, że powinien wcześniej ustalić zasady, poprosić o granice, ale jego kutas odmawiał współpracy. Zamiast tego ugniatał jej ciało i powiedział:

— Jesteś gotowa oddać mi kontrolę?

Granger wykręciła się w jego uścisku i wychrypiała:

— Boże, tak!

Uśmiechając się, wsunął dłoń w rozcięcie jej sukienki i szybko zanurkował pod materiał. Objął dłońmi jej cipkę, a ona krzyknęła bez opamiętania, kołysząc biodrami, by spotkać jego dłoń.

— Proszę! — jęknęła.

Draco jęknął w jej włosy, dotyk jej aksamitnych warg niemal go przygniótł. Taka ciepła, tak cholernie mokra, tak spragniona — była poza wszystkim, o czym kiedykolwiek marzył, jakby dotykał jej po raz pierwszy.

— Tylko dla mnie? — zapytał, muskając palcami jej śliską skórę.

— Tylko dla ciebie — zanuciła drżącym głosem.

Jej słowa spływały po nim jak miód, miękkie, słodkie i ciepłe. Niemal sprawiły, że doszedł. Znalazł jej łechtaczkę, a ona cicho krzyknęła. Okrążał ją powoli, nie spiesząc się, by poskromić jej ciało, mapując każdy centymetr jej ciała, a ona wiła się w jego ramionach z urywanym oddechem. Och, to było po prostu niezwykłe; mógłby wsuwać palce w jej mokrą cipkę bez końca.

Zmieniał ruchy, czyniąc swoje zabiegi tak kuszącymi, jak tylko mógł, a Granger wierzgała i jęczała, a jej cipka łkała z tęsknoty i pragnienia. Zacisnęła uda, jęcząc bezradnie, podczas gdy Draco ocierał się i pieścił.

Och — wyjęczała, a jej nogi trzęsły się niemiłosiernie. — Błagam!

Uważając, by nie pobudzić nadmiernie jej nerwów, przesunął długie palce w dół bliżej wejścia i wsunął je bez oporu. Była tak ciepła i ciasna, że nie mógł powstrzymać gardłowego jęku, który się z niego wydobył. Idealna. Była cholernie idealna. Granger wydała z siebie urwany okrzyk, a jej palce zacisnęły się na ścianie.

— O, Boże — dyszała i poruszyła biodrami.

Draco warknął, wtulając się w jej gardło, a jego palce powoli ją wypełniały. Zacisnął palce, odnajdując punkt G w jej wnętrzu, a ona jęczała chrapliwie. Taka wrażliwa. Pocałował jej gardło.

— Podoba ci się to, prawda? Podoba ci się, jak tak eksploruję twoje ciało?

— Tak — jęknęła. — Tak!

Przyspieszył, czując jej napięcie pod sobą. Żadna wizja nie była tak cudowna jak widok kobiety mającej orgazm, a Draco nie mógł się doczekać, aż zobaczy, jak rozpada się pod jego dotykiem kilka razy tego wieczoru. Zaczęła wić się wokół niego, jej cipka zaciskała się i przygotowywała na wytrysk, i to był jego sygnał.

Wyjął z niej palce, usłyszał jej rozpaczliwe jęki i uśmiechnął się, gdy odwróciła się, by spojrzeć na niego wielkimi, zdezorientowanymi oczami.

— Jeszcze nie, kochanie — mruknął i uniósł śliskie palce do ust, oblizując je do czysta i wydając z siebie dźwięk głębokiej rozkoszy. Smakowała tak cholernie dobrze — jak wiosenna rosa i zachód słońca nad morzem — a on ślinił się na myśl o spróbowaniu jej prosto z samego źródła.

— Nie skończysz? — wydyszała, niemal oskarżycielsko.

Draco zmarszczył brwi i mruknął coś pod nosem, po czym ujął jej podbródek i pogłaskał usta.

— Wrócisz na salę balową i znajdziesz panią Crawley. Podziękujesz jej za zaproszenie i powiesz, że nie możesz zostać dłużej. Jesteś trochę zmęczona i musisz się położyć. Użyjesz kominka i udasz się do mnie. — Pogłaskał wzrokiem jej piękną twarz i odgarnął kosmyk jej włosów za ucho. Musiał powstrzymać się przed mocnym chwyceniem jej i wciśnięciem się między jej uda. — Rozbierzesz się i będziesz na mnie czekać, klęcząc na moim łóżku, aż przyjdę. Mogłabyś to dla mnie zrobić?

Granger przełknęła ślinę, jej policzki zaróżowiły się, a oczy rozszerzyły ze strachu i oczekiwania.

— Ale kiedy przyjdziesz?

Cóż, to było podchwytliwe pytanie, ale zignorował je i powiedział:

— Nie wiem. Będziesz musiała po prostu poczekać.

— A co, jeśli to zajmie cały wieczór? — zapłakała.

— To zajmie cały wieczór — odparł ponuro, czując narastającą w nim niecierpliwość… i intrygę. Rozszerzenie jej źrenic na ostry ton sprawiło, że pożądanie wezbrało się w nim jak fala. Westchnął głęboko i zmarszczył brwi. — Mógłbym cię pieprzyć na tej kanapie, jeśli wolisz, ale Granger, poprosiłaś mnie, żebym przejął kontrolę i kochanie… — pogłaskał ją po policzku i przyłożył usta do jej ucha — nie zrobię tego, dopóki mi jej nie oddasz.

— Och — westchnęła potulnie.

— Więc — wyszeptał — możesz to dla mnie zrobić?

Skinęła głową.

— T-tak.

Spojrzał na nią z góry, okazując tyle autorytetu, ile tylko mógł, zanim podarłby jej sukienkę na strzępy. Chciał, żeby to powiedziała.

— Tak, co? — warknął.

Skurczyła się na jego oczach.

— Tak, panie.

Cofnął się o krok, zadowolony z niepokoju w jej oczach. Rzeczywiście, planował ją dobrze wyszkolić. Mimo to jego kutas napinał się w spodniach, zastanawiając się, co on, kurwa, robi — dlaczego jeszcze jej nie pieprzy na kanapie? Ale nie, cierpliwość jest cnotą, a dobre rzeczy przychodzą do tych, którzy czekają.

Westchnął, przeczesał włosy dłonią i poprawił mankiety. Odwracając się do drzwi, powiedział:

— Och, i Granger… nie chcę, żebyś się dotykała w oczekiwaniu. Twoje orgazmy i wszystko inne, które czekają na dziś wieczór, należą do mnie. Zrozumiałaś?

Niemal widział, jak jej mury się walą, przyjmując jego rozkaz, i to był piękny widok. Wypuściła z trudem powietrze i skinęła głową.

— Tak, panie.

Uśmiech Draco poszerzył się. Och, to będzie fajna noc.

— Grzeczna dziewczynka.

_____________

Witajcie :) w niedzielne popołudnie zapraszam na nowy rozdział tłumaczenia. Robi się coraz ciekawiej, prawda? Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo lubię to opowiadanie i to, jak oni na siebie reagują. Poza tym w tej historii jest bardzo fajna kreacja Narcyzy.

Kolejny rozdział zostanie opublikowany za dwa tygodnie w weekend 25-26 października. Mogę tylko obiecać, że warto czekać, bo będzie bardzo gorąco.

Równocześnie zapraszam na niespodziewaną nowość ode mnie. W trochę tajemniczym klimacie, ale myślę, że Wam się spodoba.

Tyle ode mnie. Miłego tygodnia! Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy