sobota, 22 listopada 2025

[T] Facet z sąsiedztwa: Rozdział 5

Hermiona wprowadziła się do Dworu Malfoyów w upalny, letni dzień.

Niemal niezauważalny wietrzyk owiewał teren, niosąc ze sobą słodkie zapachy spieczonej słońcem glicynii i bluszczu. Wszędzie rozbrzmiewały odgłosy wsi. Gruchanie ptaków, cykanie owadów — drobne znaki tętniącego życiem świata przyrody, których tak bardzo brakowało w wielkim, szarym mieście jak Londyn.

Posiadłość Malfoyów była o wiele większa niż jakiekolwiek inne miejsce, w którym Hermiona kiedykolwiek mieszkała. Trudno było nie czuć się tu nieco skrępowaną — jakby nie pasowała do otoczenia.

Hermiona nie wiedziała, co rodzice Draco o niej myślą; spotykali się zaledwie od dwóch miesięcy, a poznała ich kiedyś na uprzejmej, ale formalnej kolacji. Z pewnością nie pochwalali faktu, że ich syn tak szybko przeprowadził się tu z Hermioną? Ta zastanawiała się, czy woleliby, żeby był z kobietą, która ma doświadczenie w zarządzaniu taką posiadłością.

W zeszłym tygodniu podzieliła się z Draco swoimi przemyśleniami, ale on był tak zaciekle uspokajający — a jednocześnie wyraźnie zaspokojony, że mogłaby zmienić zdanie w sprawie przeprowadzki — że Hermiona nie miała serca ponownie o tym wspominać.

Draco zawsze wydawał się tak zaniepokojony, że Hermiona pewnego dnia może się opamiętać i z nim zerwać. To było uroczo głupie. Czy nie wiedział, że z niego jest niezły kąsek?

Hermiona przechadzała się teraz z Draco po ogrodzie, trzymając w ramionach dwie sadzonki pomidorów z balkonu na Flora Place.

Terakotowe doniczki z pomidorami, stojące w cieniu na małym balkonie Hermiony, zawsze były zimne i nieco wilgotne w dotyku w Londynie. Teraz jednak zdawały się pochłaniać całe słońce i światło. Jakby glina odetchnęła z ulgą, w końcu opuszczając metropolię.

Draco szedł obok niej, dyskretnie podtrzymując dłonią dno jednej z doniczek. Hermiona powiedziała mu, że może bez problemu nieść je sama, ale było jasne, że nie przepadał za widokiem Hermiony niosącej cokolwiek. Uśmiechnęła się do siebie; czasami był taki staromodny.

— Pięknie tu, prawda? — zapytał Draco, obserwując jej reakcję na widok ogrodu. — Najpiękniej po tej stronie Atlantyku. A przynajmniej tak nam mówiono.

Hermiona się roześmiała.

— Co jest po drugiej stronie Atlantyku? — spytała.

— Nic, bo nie warto stąd wyjeżdżać — powiedział stanowczo, a ona zaśmiała się jeszcze głośniej.

— Słodko — zażartowała. — I tak niewiele mi potrzeba. Chcę tylko kąta dla moich pomidorków.

— Och, dziękuję wam bardzo, pomidorki — powiedział poważnie, patrząc na zwiędłe liście. — Za to, że zachęciłyście Hermionę do przeprowadzki tutaj. Mam nadzieję, że będzie wam się tu lepiej egzystowało niż w Londynie. Wierzcie mi, mamy służących, którzy znają się na ogrodnictwie, więc nie będziecie już ofiarami jej nadgorliwego przycinania i rzadkiego podlewania…

— Przestań! — zaśmiała się Hermiona, wyrywając mu doniczki z dłoni. — Jak śmiesz insynuować, że to moja sprawka? Spróbuj sam.

— Cóż za niewiarygodnie idealne przejście — mruknął, obracając ją lekko w talii. — Ku mojemu zaskoczeniu.

Hermiona daremnie rozglądała się po liściach i drewnianych słupkach swoich sadzonej.

— Co to jest?

— Proszę — rzekł z uśmiechem. — Daj mi je.

Draco wziął od niej doniczki. Postawił je na kamiennej ławce, obok czegoś, co wyglądało na ogromny, pusty kwadrat świeżej, ciemnej ziemi.

Był podzielony na małe rzędy, a wzdłuż każdego z nich wsadzono drewniane tabliczki z uroczymi grawerunkami w kształcie kwiatów lub warzyw.

To był…

— Grządki! — krzyknęła Hermiona.

Zachwyt był tak nagły i głośny, że mała gromadka ptaków zerwała się do lotu z zaniepokojonym trzepotem.

— Tu wszędzie będą rosły pomidory — powiedział Draco z zapałem, pokazując jej. — Te, które już masz, pójdą w ten kąt, a ja mam więcej nasion, którymi możemy wypełnić resztę. Nigdy wcześniej niczego nie sadziłem, ale ciągle mówiłaś o ogrodzie na podwórku twoich rodziców i chciałem tylko, żebyś miała tu wszystko, czego zapragniesz…

Było tak pięknie. Grządki otaczał równy rząd różowych płytek kwarcowych, a wszystko, czego potrzebowali, było już rozłożone. Srebrna taca z dwiema nowymi łopatkami i dwoma nowymi grabkami. Dwa komplety rękawiczek, a nawet malowniczy koc w kratę, z papierowymi torebeczkami pełnymi nasion. Obok stały dwie schłodzone szklanki lemoniady.

Hermiona była bliska łez.

— Zrobimy to razem? — zapytała, odwracając się do niego i machając rękami. — Myślałam, że nienawidzisz ogrodnictwa!

— Nigdy tego nie powiedziałem! — zaprotestował. — Mówiłem tylko, że nigdy nie spędzałem dużo czasu w ogrodzie. Chcę się z tobą uczyć nowych rzeczy.

Hermiona przypomniała sobie, jak kiedyś poprosiła Rona, żeby coś z nią zrobił — poszedł z nią na lekcje tańca towarzyskiego. Powiedział jej, że nigdy nie będzie w tym dobry i żeby po prostu dała sobie radę bez niego.

— Dziękuję — powiedziała Hermiona do Draco, płacząc. — Dziękuję… tak się cieszę, że będę z tobą sadzić. To takie słodkie, że o wszystkim pomyślałeś…

Hermiona, zbyt przepełniona wdzięcznością, by móc sformatować bardziej logiczną odpowiedź, chwyciła Draco za kołnierz i stanęła na palcach, by go pocałować.

Tego dnia posadzili nasiona pomidorów i rzodkiewki, mimo że dowiedzieli się, że to nie jest odpowiednia pora roku na sadzenie. Po prostu przyjemnie było przebywać na słońcu, przyjemnie było patrzeć, jak Draco czyta książkę o ogrodnictwie z poważną miną. Hermiona drażniła się z nim, dopóki się nie poddał i nie rzucił się na nią na kocu.

Dwa tygodnie później, mniej więcej wtedy, gdy nasiona wyrosły w jędrne pędy, Draco oświadczył się Hermionie.

Spędzili sobotnie popołudnie, popijając aperol i czytając sonety na wielkim kamiennym tarasie przed ich sypialnią. Zapadł wieczór i teraz Draco z Hermioną leżeli na stygnących kamiennych płytach, trzymając się za ręce i patrząc na olśniewającą Drogę Mleczną na niebie.

Nie było tu żadnego zanieczyszczenia powietrza. Hermiona widziała gwiazdy. Widziała resztę swojego życia.

— Hermiono — zaczął cicho Draco.

— Hmm?

Odwróciła się do niego, opierając policzek o kamień tarasu.

Draco ją obserwował.

W ciemności ledwo dostrzegała jego rysy. Jasne, blond włosy, ostry kontur szczęki.

Jego oczy były ledwo widoczne w ciemności. Ale blask gwiazd nad głową sprawiał, że błyszczały.

— Hermiono — powtórzył, nieco napiętym głosem. — Wyjdziesz za mnie?

Hermiona nie odpowiedziała od razu.

— Co? — wyszeptała. — Ale… to za szybko.

Byli ze sobą tylko trzy miesiące.

Ale balon radości rozpierał ją w piersi. Poczuła łzy płynące po policzkach. Czy on mówił poważnie?

Draco podpełzł do niej i ją pocałował.

— Wyjdziesz za mnie? — zapytał, trzymając ją za policzek. — Proszę…

— Tak — odpowiedziała, szlochając. — Tak, Draco! O mój Boże… tak…

Później tej nocy, gdy Draco wbijał się w Hermionę raz po raz, syknął jej do ucha, że jest jego i że będzie się nią opiekował na zawsze.

Nowy, diamentowy pierścionek lśnił na dłoni Hermiony, położonej na jedwabnej pościeli.

— Kocham cię — jęknęła, a on warknął w odpowiedzi na te słowa.

— Kocham cię — powiedział. Jego kciuk przesunął się z jej nadgarstka w dół do pierścionka i nacisnął platynową obrączkę, jakby upewniając się, że nadal tam jest. — Kocham cię, kocham cię.

Następnego ranka Draco przyniósł jej śniadanie do łóżka, a Hermiona była pewna, że jej życie jest idealne. Że niczego innego nie mogłaby chcieć.

Ale się myliła.

W rześki, październikowy poranek Hermiona stała boso na ciemnych, marmurowych płytkach głównej łazienki i wpatrywała się w migoczącą, zaczarowaną kreskę na pozytywnym teście ciążowym.

Ona i Draco mieli zostać rodzicami.

Płakała ze szczęścia w łazience, starając się, by jej nie usłyszał. Chciała mu zrobić niespodziankę.

Jej mąż tak bardzo się starał, by ją uszczęśliwić. Czasami czuła, że w poprzednim życiu musiała być święta, skoro zasłużyła na kogoś takiego jak Draco. Hermiona często się martwiła, że nie będzie w stanie być dla niego dobrą partnerką — ale w końcu mogła mu dać coś idealnego.

Draco będzie zachwycony.

Właśnie budował niski, drewniany płotek wokół najnowszego dodatku do ich ogrodu: grządki ze stokrotkami.

Hermiona stwierdziła, że wykorzysta ten czas, by wybrać pokój, który przerobi na pokój dziecięcy. Wyobrażała sobie różowe pomieszczenie i łóżeczko na środku jako prezent dla Draco, gdy się o tym dowie.

— Twój tatuś będzie taki podekscytowany — wyszeptała radośnie do dziecka. Już zaczynała mówić do swojego brzucha, choć wiedziała, że brzuszek pojawi się dopiero za miesiąc. — Będzie chciał, by twój pokój znajdował się blisko naszej sypialni. Żebyśmy mogli cię witać rano i mówić dobranoc wieczorem.

Ich sypialnia znajdowała się na piętrze. Korytarze były ciche i spokojne w to długie, jesienne popołudnie. Hermiona trzymała rękę na brzuchu, cicho stąpając po szerokich, lśniących podłogach.

Chciała, żeby w pokoju dziecięcym znajdowały się duże okna, wychodzące na południe, by dziecko mogło widzieć ogródek stokrotek.

Na tym piętrze, poza główną sypialnią, tylko jeden pokój spełniał to kryterium.

Był na końcu korytarza, za rogiem. Draco kiedyś wspominał, że w tym pokoju znajdowały się stare meble z czasów szkolnych i że z powodu kurzu, a może nawet pleśni, Hermiona powinna unikać wchodzenia do środka. Obiecał jej, że jak tylko wszystko posprząta, będą mogli przerobić pokój na cokolwiek zechce.

Perspektywa pleśni była z pewnością przerażająca — zwłaszcza że Hermiona wiedziała, iż kobiety w ciąży muszą bardzo uważać na wszelakie toksyny w powietrzu. Postanowiła jednak być odważna. Obietnica idealnej niespodzianki dla Draco była zbyt trudna do zignorowania.

Rzuciła na twarz zaklęcie filtrujące powietrze i obiecała sobie, że wyjdzie stamtąd po minucie lub dwóch.

Kiedy ruszyła klamką, okazało się, że drzwi są zamknięte.

Niezrażona spróbowała rzucić Alohomorę. Ale zaklęcie zamykające, którym był zabezpieczony pokój, było silniejsze. Było jasne, że Draco nie chciał ryzykować, by Hermiona wdychała skażone powietrze.

W końcu udało jej się otworzyć drzwi po serii potężniejszych zaklęć włamywaczy, których nauczyła się od Freda i George’a w Hogwarcie. Z jęczącym skrzypnięciem ciężkie drzwi ustąpiły.

Hermiona się uśmiechnęła. Weszła do środka.

Było strasznie ciemno.

Całkowicie zasłonięte okna nie przepuszczały światła słonecznego. Gdy zmrużyła oczy, mogła dostrzec ciemne sylwetki kilku zasłoniętych mebli, najwyraźniej schowanych w magazynie.

Ale — nawet w ciemności — było jasne, że ten pokój, rozmiarem i kształtem bardzo pasował na pokój dziecięcych.

Hermiona rozsunęła zasłony, chcąc lepiej się przyjrzeć. Zatrzymała się na chwilę przy oknie. Dostrzegła Draco plewiącego grządkę stokrotek i uśmiechnęła się.

Sam jego widok przyprawiał ją o dreszcze. Był taki przystojny.

Jasne, blond włosy Draco były nieco przyciemnione na skroniach od potu. Otarł czoło grzbietem dłoni. Miał silne ramiona; przedramiona błyszczały w słońcu.

— Tata jest taki przystojny — powiedziała do dziecka, głaszcząc je dłonią po brzuchu. — Jak rycerz w lśniącej zbroi.

Hermiona pozwoliła sobie jeszcze przez chwilę pomarzyć o wysokiej, silnej sylwetce męża. Wyglądał, jakby miał zamiar zdjąć koszulę…

W końcu jednak zmusiła się, by odwrócić się od okna. W tym tempie nic nie zdziała.

Pokój był idealny na sypialnię dla dziecka. Nie za duży i nie za mały — a okna były piękne, duże, wpuszczając mnóstwo wiejskiego słońca. Musieli tylko zadbać o to, by łóżeczko stało w miejscu, gdzie dziecko nie może się przypadkowo poparzyć.

Właściwie — łóżeczko wyglądałoby bardzo ładnie tam, gdzie teraz stało to stare biurko!

Częściowo zakryto je ciężkim, białym prześcieradłem, które Hermiona szarpnęła do podłogi, próbując zobaczyć, jaki kolor ma drewno. Najłatwiej byłoby wyobrazić sobie tam łóżeczko. Materiał opadł z szelestem i wzbił się w górę, kierując ku niej wielką kulę kurzu. Zakryła nos i usta jedną ręką; drugą pomachała, odganiając drobne pyłki. Odpłynęły, musujące w popołudniowym świetle wpadającym przez okno za nią. Gdy powietrze się oczyściło, sprawdziła, czy jej zaklęcie nadal jest na swoim miejscu, po czym opuściła rękę.

Biurko było w ciepłym, miodowym odcieniu. Jakie piękne! Łóżeczko w tym samym odcieniu wyglądałoby idealnie!

Przesunęła dłonią po czerwonawym drewnie, strzepując resztki kurzu. Nagle jej uwagę przykuło tekturowe pudełko, dosunięte do ściany. Było przykryte prześcieradłem.

Pudełko szczelnie zamknięto, a otwór owinięto kilkoma warstwami magicznej taśmy. Hermiona nigdy we Dworze nie widziała tekturowych pudełek. A tym bardziej takiego, które wyglądało na tak starannie zamknięte.

W głębi duszy martwiła się, że natknie się na dowody romansu. Może na lubieżne listy miłosne? Albo szczegóły tajnych posiadłości drugiej rodziny Draco?

Draco wciąż pracował na zewnątrz. Hermiona przygryzła wargę. Zanim zdążyła się zastanowić, użyła różdżki i rozcięła taśmę.

O mało nie parsknęła śmiechem na widok w środku. Jak głupio było się martwić! W pudełku znajdowało się pełno zdjęć.

Z ulgą (karcąc się za własną paranoję) sięgnęła do środka i wyciągnęła kilka z góry. Jakież to było słodkie. To nie były zwykłe zdjęcia — tylko jej zdjęcia. Wyglądało na to, że Draco szykuje się do zrobienia jakiegoś kolażu? Może na świąteczny prezent? Zdjęcia ewidentnie były stare. Zauważyła jedno z lat w Hogwarcie, o które Draco zapewne poprosił Harry’ego lub Ginny. Na nim Hermiona właśnie wygrała konkurs z numerologii i promieniała szczęściem.

Uśmiechnęła się, a potem obejrzała kolejne zdjęcie. To zrobił jej były szef z Ministerstwa, gdy jej departament zdobył nowy grant.

Przekartkowała dalej.

I zamarła. Przysunęła zdjęcie bliżej twarzy.

Nigdy wcześniej nie widziała tego zdjęcia. Znajdowała się w swoim mieszkaniu we Flora Place, półnaga. W samym staniku i spodenkach, zwrócona twarzą w lewo, sfotografowana przez okno. Jej sutki wystawały przez stanik — wyglądała, jakby właśnie wzięła prysznic.

Hermiona patrzyła, nic nie rozumiejąc.

To zdjęcie musiało zostać zrobione z zewnątrz, z dołu. Przez jakiegoś zboczeńca?

Odłożyła zdjęcia. Poczuła mdłości.

Wysypała resztę zawartości na biurko.

Było ich tak wiele. Nawet te niewinne nabrały teraz krzykliwego, przerażającego znaczenia. Przynajmniej kilka z nich pochodziło z Flora Place. Nie była świadoma, że ktoś ją obserwuje. Czasem w pełni ubrana, czasem w staniku, a raz tylko w ręczniku. Zawsze odwracając wzrok od aparatu, zawsze nieświadoma, że ktoś ją obserwuje.

Dlaczego Draco je miał?

To było głupie pytanie. Hermiona starała się nie rozumieć odpowiedzi. Ale była ona niemożliwie, przerażająco oczywista.

Niektóre zdjęcia zostały zrobione w zeszłym roku. Zanim Draco wprowadził się do mieszkania numer Osiem.

Oddech Hermiony stał się nierówny i urywany. Wpadła w panikę. Ale nawet wtedy cichy, niemożliwy do zignorowania głosik w jej głowie odezwał się, przebijając się przez zamęt. Głos, który powiedział, że to ma sens. Że nigdy do końca nie było zrozumiałe, że Draco tak idealnie wkroczył w jej życie. Jak zawsze był zbyt dobry, zbyt prawdziwy.

Hermiona zakryła usta dłonią, starając się nie zwymiotować.

W końcu spojrzała w górę, przez okno, na ogród. Obcy mężczyzna, którego myślała, że znała, zajmował się stokrotkami.

Draco wyglądał jak dzielny i oddany mąż. Nawet teraz nie mogła uwierzyć, jaki był przystojny. Patrzyła, jak starannie przycina kwiaty i wkłada je do kryształowego wazonu.

Każdego popołudnia przynosił jej świeżo zerwane kwiaty. Byli razem prawie siedem miesięcy i ani razu o tym nie zapomniał.

Nie musisz tak się przejmować tymi kwiatami — zachichotała kiedyś Hermiona, drocząc się z nim. Był drobiazgowy w kwestii każdego złamanego płatka, każdego poranionego liścia. — Wyglądasz niemal… przerażająco, kiedy je sprawdzasz.

Ku jej zaskoczeniu, błysk wstydu przemknął przez poważne, szare oczy Draco. Wyraz ten był niemal zbyt szybki, by go dostrzec.

Chcę tylko, żeby wszystko było idealne — wyjaśnił, odchrząkując. — Bardzo tego pragnę. Tylko tyle.

Przypomniała sobie tę wymianę zdań, patrząc, jak Draco wychodzi z ogrodu, z dwudziestoma idealnymi stokrotkami ułożonymi w wazonie dla swojej żony. Chwilę później stał przy drzwiach na dole. Hermiona usłyszała charakterystyczny dźwięk, gdy zdejmował buty w progu.

— Kochanie — zawołał Draco. — Przyniosłem ci kwiaty. Nigdy nie uwierzysz, co widziałem — myślę, że ten mały, brązowy króliczek, którego zawsze widujemy, znalazł sobie króliczą partnerkę.

Jego głos był ciepły, pełen miłości. Hermiona słyszała czułość wibrującą w każdym słowie.

Wpatrywała się w jedno ze swoich zdjęć, zrobione z ulicy przed Flora Place. To musiało być wykonane w grudniu; na kuchennym blacie widać było jej małą choinkę.

Kąt zdjęcia sugerował, że Draco stał w zaciemnionym miejscu na ulicy. Częściowi zasłoniętym drzwiami.

Hermiona próbowała go sobie wyobrazić w tej pozie. Stojącego na zimnie, całkiem samego. Obserwującego ją przez szybę.

Może marzącego o dniu, w którym przyniesie jej stokrotki z ogrodu.

Schowała zdjęcia z powrotem do pudełka.

Draco ją kochał. Bardziej niż ktokolwiek inny — a teraz Hermiona była niemal pewna, że kochał ją bardziej, niż byłby w stanie kochać normalny mężczyzna.

Zamknęła tekturowe wieko i naprawiła magiczną taśmę. Rzuciła białe prześcieradło z powrotem na biurko, po czym wyszła z pokoju tak cicho, jak tylko potrafiła.

— Kochanie? — ponownie usłyszała z dołu głos Draco, ale tym razem zaniepokojony.

— Jestem! — powiedziała. — Już idę.

Jej mąż był dziwny. Może nawet trochę przerażający. Ale Hermionę zaskoczyło poczucie dumy z bezdennej głębi miłości Draco. Mrocznej i nieznanej. Ale była skierowana ku niej.

Cóż — nie tylko niej. Już nie.

— Tata nas kocha — mruknęła, kładąc dłoń na brzuchu. — Tak bardzo. Zobacz, jak ciężko pracował, żeby móc nas kochać.

Może ona też była dziwna.

— Draco — powiedziała, schodząc po stopniach. — Mam dla ciebie niespodziankę.

Starała się nie okazywać podekscytowanego uśmiechu, gdy Draco natychmiast przerwał swoje zajęcie, by do niej podejść.

— Niespodziankę? — zapytał, a jego szare oczy rozbłysły.

Jego wzrok powędrował najpierw na jej twarz, na jej radosny uśmiech. Potem na dłoń spoczywającą na brzuchu.

Natychmiast spojrzał z powrotem na jej twarz. Miał szeroko otwarte oczy, a ostra, mocna linia szczęki zacisnęła się z niedowierzającą nadzieją. Hermiona zachichotała.

Gdy wbiegał po dwa stopnie naraz do niej, postanowiła, że później powie mu, że znalazła pudełko ze zdjęciami. Może dziś wieczorem, może jutro…

Jak tylko wybiorą imię dla dziecka!

____________

Witajcie :) tak kończy się ta historia. Mam nadzieję, że mimo swojego pokręconego charakteru w jakimś stopniu Wam się spodobała. Tłumaczyło ją się fajnie i cieszę się, że kolejne opowiadanie za mną. Dziękuję, że nadal tu jesteście i zawsze mnie wspieracie, bo w gruncie rzeczy tłumaczę i publikuję dla Was.

Teraz czeka nas przerwa od publikacji. Chcę w pełni poświęcić czas nadrabianiu tłumaczenia „To, co jest między nami”. Po Nowym Roku wrócę z czymś nowym, ale o tym za jakiś czas.

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu. Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy