Hermiona
wprowadziła się do Dworu Malfoyów w upalny, letni dzień.
Niemal
niezauważalny wietrzyk owiewał teren, niosąc ze sobą słodkie zapachy spieczonej
słońcem glicynii i bluszczu. Wszędzie rozbrzmiewały odgłosy wsi. Gruchanie ptaków,
cykanie owadów — drobne znaki tętniącego życiem świata przyrody, których tak
bardzo brakowało w wielkim, szarym mieście jak Londyn.
Posiadłość
Malfoyów była o wiele większa niż jakiekolwiek inne miejsce, w którym Hermiona
kiedykolwiek mieszkała. Trudno było nie czuć się tu nieco skrępowaną — jakby
nie pasowała do otoczenia.
Hermiona
nie wiedziała, co rodzice Draco o niej myślą; spotykali się zaledwie od dwóch
miesięcy, a poznała ich kiedyś na uprzejmej, ale formalnej kolacji. Z pewnością
nie pochwalali faktu, że ich syn tak szybko przeprowadził się tu z Hermioną? Ta
zastanawiała się, czy woleliby, żeby był z kobietą, która ma doświadczenie w
zarządzaniu taką posiadłością.
W
zeszłym tygodniu podzieliła się z Draco swoimi przemyśleniami, ale on był tak zaciekle
uspokajający — a jednocześnie wyraźnie zaspokojony, że mogłaby zmienić zdanie w
sprawie przeprowadzki — że Hermiona nie miała serca ponownie o tym wspominać.
Draco
zawsze wydawał się tak zaniepokojony, że Hermiona pewnego dnia może się
opamiętać i z nim zerwać. To było uroczo głupie. Czy nie wiedział, że z niego
jest niezły kąsek?
Hermiona
przechadzała się teraz z Draco po ogrodzie, trzymając w ramionach dwie sadzonki
pomidorów z balkonu na Flora Place.
Terakotowe
doniczki z pomidorami, stojące w cieniu na małym balkonie Hermiony, zawsze były
zimne i nieco wilgotne w dotyku w Londynie. Teraz jednak zdawały się pochłaniać
całe słońce i światło. Jakby glina odetchnęła z ulgą, w końcu opuszczając
metropolię.
Draco
szedł obok niej, dyskretnie podtrzymując dłonią dno jednej z doniczek. Hermiona
powiedziała mu, że może bez problemu nieść je sama, ale było jasne, że nie
przepadał za widokiem Hermiony niosącej cokolwiek. Uśmiechnęła się do siebie;
czasami był taki staromodny.
—
Pięknie tu, prawda? — zapytał Draco, obserwując jej reakcję na widok ogrodu. —
Najpiękniej po tej stronie Atlantyku. A przynajmniej tak nam mówiono.
Hermiona
się roześmiała.
—
Co jest po drugiej stronie Atlantyku? — spytała.
—
Nic, bo nie warto stąd wyjeżdżać — powiedział stanowczo, a ona zaśmiała się
jeszcze głośniej.
—
Słodko — zażartowała. — I tak niewiele mi potrzeba. Chcę tylko kąta dla moich
pomidorków.
—
Och, dziękuję wam bardzo, pomidorki — powiedział poważnie, patrząc na zwiędłe
liście. — Za to, że zachęciłyście Hermionę do przeprowadzki tutaj. Mam
nadzieję, że będzie wam się tu lepiej egzystowało niż w Londynie. Wierzcie mi,
mamy służących, którzy znają się na ogrodnictwie, więc nie będziecie już
ofiarami jej nadgorliwego przycinania i rzadkiego podlewania…
—
Przestań! — zaśmiała się Hermiona, wyrywając mu doniczki z dłoni. — Jak śmiesz
insynuować, że to moja sprawka? Spróbuj sam.
—
Cóż za niewiarygodnie idealne przejście — mruknął, obracając ją lekko w talii.
— Ku mojemu zaskoczeniu.
Hermiona
daremnie rozglądała się po liściach i drewnianych słupkach swoich sadzonej.
—
Co to jest?
—
Proszę — rzekł z uśmiechem. — Daj mi je.
Draco
wziął od niej doniczki. Postawił je na kamiennej ławce, obok czegoś, co
wyglądało na ogromny, pusty kwadrat świeżej, ciemnej ziemi.
Był
podzielony na małe rzędy, a wzdłuż każdego z nich wsadzono drewniane tabliczki
z uroczymi grawerunkami w kształcie kwiatów lub warzyw.
To
był…
—
Grządki! — krzyknęła Hermiona.
Zachwyt
był tak nagły i głośny, że mała gromadka ptaków zerwała się do lotu z
zaniepokojonym trzepotem.
—
Tu wszędzie będą rosły pomidory — powiedział Draco z zapałem, pokazując jej. —
Te, które już masz, pójdą w ten kąt, a ja mam więcej nasion, którymi możemy
wypełnić resztę. Nigdy wcześniej niczego nie sadziłem, ale ciągle mówiłaś o
ogrodzie na podwórku twoich rodziców i chciałem tylko, żebyś miała tu wszystko,
czego zapragniesz…
Było
tak pięknie. Grządki otaczał równy rząd różowych płytek kwarcowych, a wszystko,
czego potrzebowali, było już rozłożone. Srebrna taca z dwiema nowymi łopatkami
i dwoma nowymi grabkami. Dwa komplety rękawiczek, a nawet malowniczy koc w
kratę, z papierowymi torebeczkami pełnymi nasion. Obok stały dwie schłodzone
szklanki lemoniady.
Hermiona
była bliska łez.
—
Zrobimy to razem? — zapytała, odwracając się do niego i machając rękami. —
Myślałam, że nienawidzisz ogrodnictwa!
—
Nigdy tego nie powiedziałem! — zaprotestował. — Mówiłem tylko, że nigdy nie
spędzałem dużo czasu w ogrodzie. Chcę się z tobą uczyć nowych rzeczy.
Hermiona
przypomniała sobie, jak kiedyś poprosiła Rona, żeby coś z nią zrobił — poszedł
z nią na lekcje tańca towarzyskiego. Powiedział jej, że nigdy nie będzie w tym
dobry i żeby po prostu dała sobie radę bez niego.
—
Dziękuję — powiedziała Hermiona do Draco, płacząc. — Dziękuję… tak się cieszę,
że będę z tobą sadzić. To takie słodkie, że o wszystkim pomyślałeś…
Hermiona,
zbyt przepełniona wdzięcznością, by móc sformatować bardziej logiczną
odpowiedź, chwyciła Draco za kołnierz i stanęła na palcach, by go pocałować.
Tego
dnia posadzili nasiona pomidorów i rzodkiewki, mimo że dowiedzieli się, że to
nie jest odpowiednia pora roku na sadzenie. Po prostu przyjemnie było przebywać
na słońcu, przyjemnie było patrzeć, jak Draco czyta książkę o ogrodnictwie z
poważną miną. Hermiona drażniła się z nim, dopóki się nie poddał i nie rzucił
się na nią na kocu.
Dwa
tygodnie później, mniej więcej wtedy, gdy nasiona wyrosły w jędrne pędy, Draco
oświadczył się Hermionie.
Spędzili
sobotnie popołudnie, popijając aperol i czytając sonety na wielkim kamiennym
tarasie przed ich sypialnią. Zapadł wieczór i teraz Draco z Hermioną leżeli na
stygnących kamiennych płytach, trzymając się za ręce i patrząc na olśniewającą
Drogę Mleczną na niebie.
Nie
było tu żadnego zanieczyszczenia powietrza. Hermiona widziała gwiazdy. Widziała
resztę swojego życia.
—
Hermiono — zaczął cicho Draco.
—
Hmm?
Odwróciła
się do niego, opierając policzek o kamień tarasu.
Draco
ją obserwował.
W
ciemności ledwo dostrzegała jego rysy. Jasne, blond włosy, ostry kontur
szczęki.
Jego
oczy były ledwo widoczne w ciemności. Ale blask gwiazd nad głową sprawiał, że
błyszczały.
—
Hermiono — powtórzył, nieco napiętym głosem. — Wyjdziesz za mnie?
Hermiona
nie odpowiedziała od razu.
—
Co? — wyszeptała. — Ale… to za szybko.
Byli
ze sobą tylko trzy miesiące.
Ale
balon radości rozpierał ją w piersi. Poczuła łzy płynące po policzkach. Czy on
mówił poważnie?
Draco
podpełzł do niej i ją pocałował.
—
Wyjdziesz za mnie? — zapytał, trzymając ją za policzek. — Proszę…
—
Tak — odpowiedziała, szlochając. — Tak, Draco! O mój Boże… tak…
Później
tej nocy, gdy Draco wbijał się w Hermionę raz po raz, syknął jej do ucha, że
jest jego i że będzie się nią opiekował na zawsze.
Nowy,
diamentowy pierścionek lśnił na dłoni Hermiony, położonej na jedwabnej
pościeli.
—
Kocham cię — jęknęła, a on warknął w odpowiedzi na te słowa.
—
Kocham cię — powiedział. Jego kciuk przesunął się z jej nadgarstka w dół do
pierścionka i nacisnął platynową obrączkę, jakby upewniając się, że nadal tam
jest. — Kocham cię, kocham cię.
Następnego
ranka Draco przyniósł jej śniadanie do łóżka, a Hermiona była pewna, że jej
życie jest idealne. Że niczego innego nie mogłaby chcieć.
Ale
się myliła.
W
rześki, październikowy poranek Hermiona stała boso na ciemnych, marmurowych
płytkach głównej łazienki i wpatrywała się w migoczącą, zaczarowaną kreskę na
pozytywnym teście ciążowym.
Ona
i Draco mieli zostać rodzicami.
Płakała
ze szczęścia w łazience, starając się, by jej nie usłyszał. Chciała mu zrobić
niespodziankę.
Jej
mąż tak bardzo się starał, by ją uszczęśliwić. Czasami czuła, że w poprzednim
życiu musiała być święta, skoro zasłużyła na kogoś takiego jak Draco. Hermiona
często się martwiła, że nie będzie w stanie być dla niego dobrą partnerką — ale
w końcu mogła mu dać coś idealnego.
Draco
będzie zachwycony.
Właśnie
budował niski, drewniany płotek wokół najnowszego dodatku do ich ogrodu:
grządki ze stokrotkami.
Hermiona
stwierdziła, że wykorzysta ten czas, by wybrać pokój, który przerobi na pokój
dziecięcy. Wyobrażała sobie różowe pomieszczenie i łóżeczko na środku jako
prezent dla Draco, gdy się o tym dowie.
—
Twój tatuś będzie taki podekscytowany — wyszeptała radośnie do dziecka. Już
zaczynała mówić do swojego brzucha, choć wiedziała, że brzuszek pojawi się
dopiero za miesiąc. — Będzie chciał, by twój pokój znajdował się blisko naszej
sypialni. Żebyśmy mogli cię witać rano i mówić dobranoc wieczorem.
Ich
sypialnia znajdowała się na piętrze. Korytarze były ciche i spokojne w to
długie, jesienne popołudnie. Hermiona trzymała rękę na brzuchu, cicho stąpając
po szerokich, lśniących podłogach.
Chciała,
żeby w pokoju dziecięcym znajdowały się duże okna, wychodzące na południe, by
dziecko mogło widzieć ogródek stokrotek.
Na
tym piętrze, poza główną sypialnią, tylko jeden pokój spełniał to kryterium.
Był
na końcu korytarza, za rogiem. Draco kiedyś wspominał, że w tym pokoju
znajdowały się stare meble z czasów szkolnych i że z powodu kurzu, a może nawet
pleśni, Hermiona powinna unikać wchodzenia do środka. Obiecał jej, że jak tylko
wszystko posprząta, będą mogli przerobić pokój na cokolwiek zechce.
Perspektywa
pleśni była z pewnością przerażająca — zwłaszcza że Hermiona wiedziała, iż
kobiety w ciąży muszą bardzo uważać na wszelakie toksyny w powietrzu.
Postanowiła jednak być odważna. Obietnica idealnej niespodzianki dla Draco była
zbyt trudna do zignorowania.
Rzuciła
na twarz zaklęcie filtrujące powietrze i obiecała sobie, że wyjdzie stamtąd po
minucie lub dwóch.
Kiedy
ruszyła klamką, okazało się, że drzwi są zamknięte.
Niezrażona
spróbowała rzucić Alohomorę. Ale
zaklęcie zamykające, którym był zabezpieczony pokój, było silniejsze. Było
jasne, że Draco nie chciał ryzykować, by Hermiona wdychała skażone powietrze.
W
końcu udało jej się otworzyć drzwi po serii potężniejszych zaklęć włamywaczy,
których nauczyła się od Freda i George’a w Hogwarcie. Z jęczącym skrzypnięciem
ciężkie drzwi ustąpiły.
Hermiona
się uśmiechnęła. Weszła do środka.
Było
strasznie ciemno.
Całkowicie
zasłonięte okna nie przepuszczały światła słonecznego. Gdy zmrużyła oczy, mogła
dostrzec ciemne sylwetki kilku zasłoniętych mebli, najwyraźniej schowanych w
magazynie.
Ale
— nawet w ciemności — było jasne, że ten pokój, rozmiarem i kształtem bardzo
pasował na pokój dziecięcych.
Hermiona
rozsunęła zasłony, chcąc lepiej się przyjrzeć. Zatrzymała się na chwilę przy
oknie. Dostrzegła Draco plewiącego grządkę stokrotek i uśmiechnęła się.
Sam
jego widok przyprawiał ją o dreszcze. Był taki przystojny.
Jasne,
blond włosy Draco były nieco przyciemnione na skroniach od potu. Otarł czoło
grzbietem dłoni. Miał silne ramiona; przedramiona błyszczały w słońcu.
—
Tata jest taki przystojny — powiedziała do dziecka, głaszcząc je dłonią po
brzuchu. — Jak rycerz w lśniącej zbroi.
Hermiona
pozwoliła sobie jeszcze przez chwilę pomarzyć o wysokiej, silnej sylwetce męża.
Wyglądał, jakby miał zamiar zdjąć koszulę…
W
końcu jednak zmusiła się, by odwrócić się od okna. W tym tempie nic nie
zdziała.
Pokój
był idealny na sypialnię dla dziecka. Nie za duży i nie za mały — a okna były
piękne, duże, wpuszczając mnóstwo wiejskiego słońca. Musieli tylko zadbać o to,
by łóżeczko stało w miejscu, gdzie dziecko nie może się przypadkowo poparzyć.
Właściwie
— łóżeczko wyglądałoby bardzo ładnie tam, gdzie teraz stało to stare biurko!
Częściowo
zakryto je ciężkim, białym prześcieradłem, które Hermiona szarpnęła do podłogi,
próbując zobaczyć, jaki kolor ma drewno. Najłatwiej byłoby wyobrazić sobie tam
łóżeczko. Materiał opadł z szelestem i wzbił się w górę, kierując ku niej
wielką kulę kurzu. Zakryła nos i usta jedną ręką; drugą pomachała, odganiając
drobne pyłki. Odpłynęły, musujące w popołudniowym świetle wpadającym przez okno
za nią. Gdy powietrze się oczyściło, sprawdziła, czy jej zaklęcie nadal jest na
swoim miejscu, po czym opuściła rękę.
Biurko
było w ciepłym, miodowym odcieniu. Jakie piękne! Łóżeczko w tym samym odcieniu
wyglądałoby idealnie!
Przesunęła
dłonią po czerwonawym drewnie, strzepując resztki kurzu. Nagle jej uwagę
przykuło tekturowe pudełko, dosunięte do ściany. Było przykryte prześcieradłem.
Pudełko
szczelnie zamknięto, a otwór owinięto kilkoma warstwami magicznej taśmy. Hermiona
nigdy we Dworze nie widziała tekturowych pudełek. A tym bardziej takiego, które
wyglądało na tak starannie zamknięte.
W
głębi duszy martwiła się, że natknie się na dowody romansu. Może na lubieżne
listy miłosne? Albo szczegóły tajnych posiadłości drugiej rodziny Draco?
Draco
wciąż pracował na zewnątrz. Hermiona przygryzła wargę. Zanim zdążyła się
zastanowić, użyła różdżki i rozcięła taśmę.
O
mało nie parsknęła śmiechem na widok w środku. Jak głupio było się martwić! W
pudełku znajdowało się pełno zdjęć.
Z
ulgą (karcąc się za własną paranoję) sięgnęła do środka i wyciągnęła kilka z
góry. Jakież to było słodkie. To nie były zwykłe zdjęcia — tylko jej zdjęcia.
Wyglądało na to, że Draco szykuje się do zrobienia jakiegoś kolażu? Może na
świąteczny prezent? Zdjęcia ewidentnie były stare. Zauważyła jedno z lat w
Hogwarcie, o które Draco zapewne poprosił Harry’ego lub Ginny. Na nim Hermiona
właśnie wygrała konkurs z numerologii i promieniała szczęściem.
Uśmiechnęła
się, a potem obejrzała kolejne zdjęcie. To zrobił jej były szef z Ministerstwa,
gdy jej departament zdobył nowy grant.
Przekartkowała
dalej.
I
zamarła. Przysunęła zdjęcie bliżej twarzy.
Nigdy
wcześniej nie widziała tego zdjęcia. Znajdowała się w swoim mieszkaniu we Flora
Place, półnaga. W samym staniku i spodenkach, zwrócona twarzą w lewo,
sfotografowana przez okno. Jej sutki wystawały przez stanik — wyglądała, jakby
właśnie wzięła prysznic.
Hermiona
patrzyła, nic nie rozumiejąc.
To
zdjęcie musiało zostać zrobione z zewnątrz, z dołu. Przez jakiegoś zboczeńca?
Odłożyła
zdjęcia. Poczuła mdłości.
Wysypała
resztę zawartości na biurko.
Było
ich tak wiele. Nawet te niewinne nabrały teraz krzykliwego, przerażającego
znaczenia. Przynajmniej kilka z nich pochodziło z Flora Place. Nie była
świadoma, że ktoś ją obserwuje. Czasem w pełni ubrana, czasem w staniku, a raz
tylko w ręczniku. Zawsze odwracając wzrok od aparatu, zawsze nieświadoma, że
ktoś ją obserwuje.
Dlaczego Draco je miał?
To
było głupie pytanie. Hermiona starała się nie rozumieć odpowiedzi. Ale była ona
niemożliwie, przerażająco oczywista.
Niektóre
zdjęcia zostały zrobione w zeszłym roku. Zanim Draco wprowadził się do
mieszkania numer Osiem.
Oddech
Hermiony stał się nierówny i urywany. Wpadła w panikę. Ale nawet wtedy cichy,
niemożliwy do zignorowania głosik w jej głowie odezwał się, przebijając się
przez zamęt. Głos, który powiedział, że to ma sens. Że nigdy do końca nie było
zrozumiałe, że Draco tak idealnie wkroczył w jej życie. Jak zawsze był zbyt
dobry, zbyt prawdziwy.
Hermiona
zakryła usta dłonią, starając się nie zwymiotować.
W
końcu spojrzała w górę, przez okno, na ogród. Obcy mężczyzna, którego myślała,
że znała, zajmował się stokrotkami.
Draco
wyglądał jak dzielny i oddany mąż. Nawet teraz nie mogła uwierzyć, jaki był
przystojny. Patrzyła, jak starannie przycina kwiaty i wkłada je do
kryształowego wazonu.
Każdego
popołudnia przynosił jej świeżo zerwane kwiaty. Byli razem prawie siedem
miesięcy i ani razu o tym nie zapomniał.
—
Nie musisz tak się przejmować tymi
kwiatami — zachichotała kiedyś Hermiona, drocząc się z nim. Był drobiazgowy
w kwestii każdego złamanego płatka, każdego poranionego liścia. — Wyglądasz niemal… przerażająco, kiedy je
sprawdzasz.
Ku
jej zaskoczeniu, błysk wstydu przemknął przez poważne, szare oczy Draco. Wyraz
ten był niemal zbyt szybki, by go dostrzec.
—
Chcę tylko, żeby wszystko było idealne
— wyjaśnił, odchrząkując. — Bardzo tego
pragnę. Tylko tyle.
Przypomniała
sobie tę wymianę zdań, patrząc, jak Draco wychodzi z ogrodu, z dwudziestoma
idealnymi stokrotkami ułożonymi w wazonie dla swojej żony. Chwilę później stał
przy drzwiach na dole. Hermiona usłyszała charakterystyczny dźwięk, gdy
zdejmował buty w progu.
—
Kochanie — zawołał Draco. — Przyniosłem ci kwiaty. Nigdy nie uwierzysz, co
widziałem — myślę, że ten mały, brązowy króliczek, którego zawsze widujemy,
znalazł sobie króliczą partnerkę.
Jego
głos był ciepły, pełen miłości. Hermiona słyszała czułość wibrującą w każdym
słowie.
Wpatrywała
się w jedno ze swoich zdjęć, zrobione z ulicy przed Flora Place. To musiało być
wykonane w grudniu; na kuchennym blacie widać było jej małą choinkę.
Kąt
zdjęcia sugerował, że Draco stał w zaciemnionym miejscu na ulicy. Częściowi
zasłoniętym drzwiami.
Hermiona
próbowała go sobie wyobrazić w tej pozie. Stojącego na zimnie, całkiem samego.
Obserwującego ją przez szybę.
Może
marzącego o dniu, w którym przyniesie jej stokrotki z ogrodu.
Schowała
zdjęcia z powrotem do pudełka.
Draco
ją kochał. Bardziej niż ktokolwiek inny — a teraz Hermiona była niemal pewna,
że kochał ją bardziej, niż byłby w stanie kochać normalny mężczyzna.
Zamknęła
tekturowe wieko i naprawiła magiczną taśmę. Rzuciła białe prześcieradło z
powrotem na biurko, po czym wyszła z pokoju tak cicho, jak tylko potrafiła.
—
Kochanie? — ponownie usłyszała z dołu głos Draco, ale tym razem zaniepokojony.
—
Jestem! — powiedziała. — Już idę.
Jej
mąż był dziwny. Może nawet trochę przerażający. Ale Hermionę zaskoczyło
poczucie dumy z bezdennej głębi miłości Draco. Mrocznej i nieznanej. Ale była
skierowana ku niej.
Cóż
— nie tylko niej. Już nie.
—
Tata nas kocha — mruknęła, kładąc dłoń na brzuchu. — Tak bardzo. Zobacz, jak
ciężko pracował, żeby móc nas kochać.
Może
ona też była dziwna.
—
Draco — powiedziała, schodząc po stopniach. — Mam dla ciebie niespodziankę.
Starała
się nie okazywać podekscytowanego uśmiechu, gdy Draco natychmiast przerwał
swoje zajęcie, by do niej podejść.
—
Niespodziankę? — zapytał, a jego szare oczy rozbłysły.
Jego
wzrok powędrował najpierw na jej twarz, na jej radosny uśmiech. Potem na dłoń
spoczywającą na brzuchu.
Natychmiast
spojrzał z powrotem na jej twarz. Miał szeroko otwarte oczy, a ostra, mocna
linia szczęki zacisnęła się z niedowierzającą nadzieją. Hermiona zachichotała.
Gdy
wbiegał po dwa stopnie naraz do niej, postanowiła, że później powie mu, że
znalazła pudełko ze zdjęciami. Może dziś wieczorem, może jutro…
Jak
tylko wybiorą imię dla dziecka!
____________
Witajcie :) tak kończy się ta historia. Mam nadzieję, że mimo swojego pokręconego charakteru w jakimś stopniu Wam się spodobała. Tłumaczyło ją się fajnie i cieszę się, że kolejne opowiadanie za mną. Dziękuję, że nadal tu jesteście i zawsze mnie wspieracie, bo w gruncie rzeczy tłumaczę i publikuję dla Was.
Teraz czeka nas przerwa od publikacji. Chcę w pełni poświęcić czas nadrabianiu tłumaczenia „To, co jest między nami”. Po Nowym Roku wrócę z czymś nowym, ale o tym za jakiś czas.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu. Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)