Draco
spojrzał na jej dłoń spoczywającą na jego miotle.
—
Wiesz, że mógłbym odlecieć w każdej chwili. Zmusić cię, żebyś po prostu
puściła, prawda?
Hermiona
wzruszyła ramionami.
—
A co, jeśli nie puszczę, i wyciągniesz mnie przez okno?
—
Puściłabyś.
—
Nie ryzykowałbyś.
Westchnął
głośno i zaczął powoli się wycofywać przez okno, wciąż siedząc na miotle.
Hermiona mocno trzymała rączkę, ale odsunęła się, by go wpuścić.
Zeskoczył
z miotły, gdy już bezpieczny znajdował się w środku, a Hermiona starała się ze
wszystkich sił nie zauważyć, jak jego uda napinają się w spodniach
przyklejonych do nóg od deszczu. Przeczesał palcami mokrą grzywkę, przez co
Hermiona musiała się siłą powstrzymać, żeby się na niego nie rzucić. Był tak
cholernie przystojny — tym bardziej, że wiedziała, jakie w dotyku są jego usta,
palce i wybrzuszenie jego kutasa.
Uśmiechnął
się ironicznie, ale wiedziała, że wyczuwa kierunek jej myśli.
—
Seamus nie sprawił, że doszłaś? Dlatego mnie szukałaś?
Ach,
tak. Był też niezłym palantem. Prawie o tym zapomniała.
—
Och, odwal się, Draco. Mówiłam ci, że nic z nim nie zrobię. To byłoby nie w
porządku.
Podszedł
do niej, zmniejszając dzielący ich dystans.
—
Bo tylko ze mną wydaje się to właściwe, prawda, Loczku?
Odepchnęła
go, przyciskając dłoń do jego przemoczonej deszczem koszuli, i zdała sobie
sprawę, jak bardzo musi być mu zimno. Rzuciła na niego zaklęcie osuszające, a
potem rozgrzewające, jedno po drugim.
—
Nie bądź dupkiem, Draco.
Spojrzał
na swoje ciało, prawdopodobnie czując, jak jej magia go ogarnia. Jego oczy
pociemniały. Znów zrobił krok ku niej, odprowadził ją z powrotem do wnęki okna,
podniósł i posadził na parapecie; zimne powietrze muskało jej plecy.
—
Czuję pożądanie w twojej magii. Wiedziałaś, że nie umiesz tego ukryć?
Musnął
ustami jej ucho, gdy mówił. Zadrżała, więc objął ją ramieniem, powodując
rumieniec na jej twarzy. Stanął między jej udami.
—
Musimy porozmawiać.
Jej
głos był zdyszanym szeptem.
Skinął
głową.
—
Jasne, Granger. Porozmawiamy. Później.
Wiedziała,
że ją uspokaja, ale trudno jej było się powstrzymać. Jej ciało było tak
zestrojone z jego, tak chętne do sprawiania mu przyjemności i bycia
zaspokojonym.
—
Jesteś mokra dla mnie?
Pachniał
świeżym deszczem i swoim zwykłym, korzennym zapachem. Chciała go polizać,
poczuć jego smak na języku.
Przygryzła
dolną wargę. Nie uległa pokusie. Do niczego się nie przyzna.
—
Mogę sam się o tym przekonać, wiesz?
Mimo
jej wysiłków, z jej ust wyrwał się cichy jęk.
Uśmiechnął
się, opuszczając powieki i delektując się dźwiękiem.
—
Och, spodobałoby ci się, co? Gdybym wsunął palce w twoje maleńkie majtki i sam
się przekonał, jak bardzo jesteś teraz podniecona?
Palce
Hermiony zacisnęły się na twardym kamieniu pod nią. Byli na widoku. Każdy mógł
ich zobaczyć. Większość uczniów było na kolacji. Wyszła wcześniej. Ale ryzyko
wciąż istniało.
—
Draco — jęknęła.
Przechylił
głowę na bok, w jego oczach pojawił się głód.
—
To było tak czy nie?
Była
taka bezsilna.
—
Tak. — Skinęła głową. — Tak, chętnie. Tak, zrób to.
Klęknął,
zanim zdążyła zrozumieć, co się dzieje. Jego dłonie wślizgnęły się pod jej
pośladki, chwytając majtki i ściągając je do łydek. Ostrożnie nałożył materiał
na obie jej stopy, po czym włożył je do kieszeni swoich spodni. Pocałował
wewnętrzną stronę jej kolana, a następnie rozsunął szerzej jej nogi. Dłonie
powoli przesunęły się w górę ud. Hermiona wstrzymała oddech, gdy jego usta
powędrowały wyżej. Wilgotny, ciepły język musnął jej udo.
—
Nigdy, nikt nigdy… — urwała, gdy delikatnie przesunął zębami po jej skórze.
—
Wiem. To dla ciebie zupełnie nowe. A ja będę pierwszym.
Choć
nie widziała jego twarzy, schowanej pod spódnicą, słyszała uśmiech w jego
głosie. Lekko wbił zęby w jej udo, na tyle mocno, by zostawić wgłębienia, dowód
swojej obecności.
—
Jasne. Tak.
Skinęła
głową, nie pamiętając już, z czym się zgadza.
Położył
dłonie na miejscu, gdzie jej uda stykały się z biodrami i rozchylił ją przed
sobą. Czubek jego języka dotarł do jej cipki i powoli powędrował aż do
nabrzmiałej łechtaczki.
—
O, bogowie. O, bogowie — wyszeptała.
Odrzuciła
głowę do tyłu i zamknęła oczy, delektując się niesamowitym przypływem doznań.
Nacisk jego języka, pulsowanie łechtaczki, śliskość cipki i jego ślina.
Zacisnęła uda, próbując ogarnąć narastający orgazm. Mimo że jej uda trzymały
się mocno, kontynuował lizanie. Zanurzył się w jej cipce, drażniąc delikatnie.
Wydawał się nie spieszyć, pomimo ich wrażliwego położenia.
Hermiona
spróbowała oprzeć się o okno za sobą, ale przypomniała sobie, że ono także nie
dawało im ani odrobiny prywatności. Nadal było otwarte na oścież, a ona, oprócz
tego, że zostałaby zauważona w kompromitującej pozycji, z łatwością mogłaby się
przewrócić. Jakby Matka Natura chciała potwierdzić jej obawy, wiatr zmienił
kierunek za nią, wdmuchując ulewny deszcz do środka, mocząc tył jej białej,
szkolnej koszuli. Chłód i deszcz ledwo ją interesowały. Zamiast tego skupiła
się na punkcie między nogami — na liźnięciach, którymi ją obsypywał, wchodząc
coraz wyżej i zbliżając się do łechtaczki. Liczył się tylko Draco jego język i
to, jak się czuła.
Okrążał
jej łechtaczkę, jeszcze nie dając jej tego, czego potrzebowała, ale kusząco się
zbliżał. Jęknęła i wypchnęła biodra do przodu, błagając o więcej. Miękki język
dotknął jej łechtaczki i powoli, boleśnie powoli, zaczął ją okrążać. Hermiona
czuła narastające napięcie. Była już blisko.
—
Szybciej, proszę, szybciej! — mówiła zbyt głośno, jej głos odbijał się echem od
kamieni.
Draco
się cofnął, jego twarz wyłoniła się spod jej kraciastej spódnicy. Był pokryty
jej sokami, twarz lśniła, a policzki się zaczerwieniły.
—
Cicho, musisz być cicho. Nie chcę przerywać, dopóki nie dojdziesz. Zachowuj
się.
Hermiona
energicznie skinęła głową. Przygryzła dolną wargę, walcząc, by nie stracić
panowania nad sobą.
—
Grzeczna dziewczynka. Dasz radę.
Jego
głos był tak kojący. Czuła, że może zrobić wszystko, dopóki on w nią wierzy.
Uśmiechnął
się do niej sprośnie i to wystarczyło, żeby ją podniecić.
—
Moja dziewczyna.
Znów
zanurkował między jej uda, a Hermiona podciągnęła spódnicę. Chciała na niego
patrzeć, widzieć, jak wielbi ją na kolanach. Jego usta opadły na jej cipkę i
ssały, a napięcie rosło coraz bardziej, aż sięgnęła krawędzi i zaczęła
dochodzić, a jej wnętrze zacisnęło się.
—
Kurwa, Draco, tak — powiedziała ciszej, ale dźwięk jej jęków i westchnień wciąż
wypełniał powietrze.
Okrążał
jej łechtaczkę językiem raz po raz, przeciągając jej orgazm. Kiedy w końcu
przyspieszył i Hermiona mogła znów oddychać, poczuła, jak jej ciało wiotczeje.
Upadła w jego oczekujące ramiona, zbyt wyczerpana intensywnym orgazmem, by się
utrzymać. Przyciągnął ją mocno, otulając ramionami. Oparła głowę na nim,
pozwalając mu się trzymać.
W
oddali na schodach, miarowy stukot obcasów o kamień przyprawił Hermionę o
szybsze bicie serca. Obcasy oznaczały profesora. Byli w nieładzie. Spódnicę
wciąż miała podciągniętą do pasa, a Draco był pokryty śliską wydzieliną i miał
dość widoczną erekcję. Ktokolwiek nadchodził, domyśliłby się, co robili.
Spojrzała
w oczy Draco, a strach przeszył ją do szpiku kości. Nie wiedziała, co robić.
Nie mogła dać się tak złapać. Po prostu nie mogła.
—
Cholera — zaklął cicho. Wstał, jednocześnie pomagając jej stanąć. — W górę —
rozkazał.
Nie
trzeba jej było dwa razy powtarzać. Hermiona wbiegła po schodach najszybciej,
jak potrafiła, poprawiając po drodze spódnicę. Jej uda były lepkie i
posklejane, gdy próbowała się ruszyć; czuła powiem wiatru na skórze i żałowała,
że nie ma na sobie majtek. Dotarła na półpiętro i zwróciła się ku bibliotece,
ale Malfoy złapał ją za rękę i poprowadził w przeciwnym kierunku.
—
Dokąd idziemy? — syknęła, rozglądając się, mając nadzieję, że nikt ich nie
zobaczy.
—
Nie do biblioteki, gdzie spędza czas wielu uczniów z naszego rocznika —
odpowiedział kąśliwym głosem.
Szarpnął
klamką kilku drzwi, spiesząc korytarzem. W końcu jedna z nich ustąpiła i
pociągnął ją za sobą do pomieszczenia. Wyciągnął koszulę ze spodni i otarł nią
twarz, po czym sięgnął po różdżkę i rzucił na Hermionę szybkie zaklęcie
oczyszczające, a chłodne dreszcze jego magii spłynęły na nią kaskadami.
—
Dziękuję. — Wskoczyła na biurko i rozejrzała się przez chwilę. Byli w
pomieszczeniu, którego nie używano w tym roku. W kącie leżało kilka książek, a
na półkach różne, pozornie przypadkowe przedmioty (tabakierki, pióra, zapałki i
igły). — Stara sala transmutacji — powiedziała na głos, rozpoznając typowe
przedmioty do transmutacji dla początkujących.
—
Hmm, no tak. Chyba tak. — Potarł kark. — Mieliśmy… Mówiłaś, że chcesz
porozmawiać. Wcześniej. Zanim… no wiesz.
—
Och! Tak. Chciałam. Chcę.
Oboje
brzmieli tak, jakby dopiero zaczęli uczyć się mówić — jąkali się i ze
skrępowaniem kręcili w kółko, próbując coś powiedzieć.
Wciągnęła
powietrze powoli i głęboki, wypuszczając je powoli i równomiernie.
—
Słuchaj, nie miałeś prawa złościć się na mnie z powodu tej randki.
—
Żartujesz sobie? Nie przyszłaś mnie przeprosić? Myślałem, że jak nie odeszłaś,
to znaczy, że…
Hermiona
mu przerwała.
—
Przepraszam, że cię zraniłam. Owszem, byłam nieczuła, ale Draco, nie masz do
mnie żadnych praw. Nigdy nie mówiłeś, że chcesz, żebym przestała się spotykać z
innymi ludźmi albo żebym nie umawiała się z nimi na randki. Wiedziałeś, o co
chodzi. A biorąc pod uwagę wszystko, co mówiłeś o mnie w przeszłości, skąd
miałam wiedzieć?
Przeczesał
włosy dłonią, ciągnąc je za końcówki.
—
A co z tym wszystkim, co ostatnio o tobie powiedziałem? To nic nie znaczy?
Hermiona
wzruszyła ramionami.
—
To wiele znaczy. Sprawia, że czuję się pożądana, seksowna i doceniana. Ale
biorąc pod uwagę naszą historię, wiem, że niebezpiecznie jest snuć domysły.
—
Kurwa. — Uderzył dłonią w biurko obok niej i poskoczyła. — Kurwa, przepraszam…
Merlinie, to wszystko jest takie trudne. Nie chcę cię przestraszyć. Nie chcę
powiedzieć za dużo ani za mało, nie chcę być zbyt natarczywy ani zbyt mroczny.
Wszystko, czego dotknę, zawsze wydaje się być pogmatwane.
Hermiona
wyciągnęła do niego ręce, objęła go i przytuliła. Pozwolił jej na to. Jego
potężna postać zapadła się w nią, gdy głaskał ją po plecach. Chciała, żeby
wiedział, że jej na nim zależy. Nie widziała w nim siły zniszczenia, ale kogoś,
czyj świat nieustannie się wali, nie dając mu szansy, by stanął na nogi.
Chciała mu powiedzieć, że nikt inny tak na nią nie działał. Ale bała się. Więc
zamiast tego, spróbowała sprawić, by poczuł to wszystko swoim mocnym uściskiem
i delikatnymi dłońmi.
Po
chwili Draco odchrząknął.
—
Nie podobało mi się to, że idziesz gdzieś z Seamusem.
Jego
głowa wciąż spoczywała na jej ramieniu; nie widziała jego twarzy, ale brzmiał
szczerze.
—
Przepraszam, że cię zdenerwowałam.
—
Nie o to… — Westchnął i wyprostował się. — Nie mówię ci tego, żeby cię
przeprosić. Chciałem wyjaśnić. Nie podoba mi się to, że spędzasz czas z innymi.
Gdybym poprosił cię, żebyś nie spotykała się z nikim innym oprócz mnie… co być
powiedziała?
Hermiona
poczuła, jak uśmiech unosi kąciki jej ust. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo
chciała, żeby wypowiedział te słowa. Ale… tak naprawdę jeszcze tego nie powiedział.
Zmrużyła oczy.
—
Spróbuj.
—
Właśnie to zrobiłem — odpowiedział z charakterystycznym uśmieszkiem na twarzy.
—
Nie. Nie próbowałeś. Spróbuj. Ale tak na serio.
—
Hermiono, czy chciałabyś ze mną chodzić? Tylko ze mną?
Zachowała
neutralny wyraz twarzy, pozwalając mu się przez chwilę wściekać. Przygryzł
policzek, czekając, patrząc na nią z tak wielkim oczekiwaniem.
—
Tak, Draco. Chciałabym.
Uniósł
brwi aż do linii włosów.
—
Tak?
Skinęła
głową.
—
Tak.
Pochylił
się, przysuwając usta do jej ust i całując ją powoli i zmysłowo. Wplótł palce w
jej włosy, odchylając głowę do tyłu, by zapewnić sobie idealny kąt do objęcia
jej ust.
Hermiona
poddała mu się, pozwalając przejąć inicjatywę, podczas gdy on ssał jej dolną
wargę i pociągnął ją zębami. To było inne niż wszystkie poprzednie pocałunki.
Nie spieszył się, nie dla jej dobra ani z powodu jej braków umiejętności, ale
po prostu dlatego, że mu się nie spieszyło. Wiedział, że ma czas.
Drzwi
zadrżały, a Hermiona go odepchnęła.
—
Cholera. Kolejny profesor?
Draco
zacisnął usta.
—
Nie wiem. Ale robi się późno. Powinnaś wracać do dormitorium. Zobaczymy się
jutro?
Hermiona
się uśmiechnęła.
—
Tak. Odprowadzisz mnie do pracy? — zażartowała.
—
Jasne. Z przyjemnością.
Wziął
ją za rękę i pomógł zejść z biurka.
Nie
puścił jej dłoni, gdy wróciła na ziemię. W odpowiedzi delikatnie ją ścisnęła.
—
Cieszę się.
Uśmiechnął
się, a jego twarz rozjaśniła się w ten rzadki sposób, który sprawił, że poczuła
trzepotanie w brzuchu i zmiękły jej kolana.
—
Ja też.
Hermiona
stanęła na palcach, wyciągając się, by dać mu ostatniego całusa na dobranoc.
Zlitował się nad nią i pochylił, żeby mogła dosięgnąć.
—
Dobranoc, Loczku.
Przytrzymał
jej drzwi i czuła na sobie jego wzrok.
Poszła
z powrotem korytarzem, kierując się do Wieży Gryffindoru, skradając się po
schodach i wchodząc do swojego dormitorium.
—
Promieniejesz.
Hermiona
westchnęła. Naprawdę miała nadzieję, że Ginny będzie brała prysznic albo będzie
spała.
—
To przez schody; zawsze łapię przez nie zadyszkę.
Ginny
siedziała na swoim łóżku, ubrana w jedwabne spodnie od piżamy i za dużą
podkoszulkę, która z pewnością kiedyś należała do Harry’ego.
—
I tej wersji będziesz się trzymać? Schody?
Znajomy,
psotny uśmiech na jej twarzy sprawił, że Hermiona zapragnęła jej wszystko
wyznać. Podzielić się wszystkimi postępami, których dokonała z pomocą Draco.
Ale to było coś nowego — coś tylko dla niej i dla niego. Chciała, żeby tak
zostało jeszcze przez jakiś czas.
—
Tak. Schody. Muszę wziąć prysznic. Zobaczymy się rano, dobrze?
Hermiona
chwyciła ręcznik i spojrzała na drzwi. Zwieje, robiąc jedynie kilka kroków.
—
Dobra. Ale wiedz, że na razie pozwolę ci mieć sekrety. Prędzej czy później je z
ciebie z wyciągnę.
Hermiona
pokręciła głową.
—
Nie mam żadnych sekretów.
—
Jasne, że nie masz! — krzyknęła za nią Ginny, gdy drzwi łazienki się zamknęły.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hermiona
wymknęła się przez frontowe drzwi sklepu i zaczęła biec.
Draco
wyskoczył zaledwie kilka sekund za nią.
—
To oszustwo! — krzyknął, a jego głos niósł się echem po niemal pustych ulicach
Hogsmeade.
—
To sprytne planowanie! — rzuciła przez ramię, dostrzegając, że dogania ją bez
najmniejszego problemu.
Wystarczyło
kilka kroków, by ją dogonił, odwrócił i zablokował jej drogę. Wrzasnęła,
próbując zwolnić, by nie upaść, ale wpadła prosto na niego.
—
Przysięgam, że zielony ci pasuje, ty mała żmijo!
Hermiona
z trudem go minęła, ale trzymał ją mocno, stąpając po bruku. Obrócił ją w
ramionach, przyciskając plecami do ściany najbliższego sklepu.
—
Mówiłem ci, że nigdy mnie nie wyprzedzisz.
Hermiona
zmarszczyła nos, nienawidząc tego, że się myli.
—
Jestem mniejsza. Bardziej aerodynamiczna. Poza tym, w twoim sporcie nawet nie
biegasz, tylko latasz. Myślałam, że mam szansę.
Uniósł
jedną rękę nad jej głowę, opierając się o ścianę, krępując ją.
—
A ja wiedziałem, że nie masz. — Jego twarz zbliżała się do jej z każdym
wypowiedzianym słowem. — A moją nagrodą będzie pocałunek.
Hermiona
zachichotała. Wygłupiał się, ale przy tym był przystojny i słodki. Uwielbiała
oglądać tę jego stronę. Tę, której nikt inny nie mógł zobaczyć. Skinęła głową.
—
Musi być sprawiedliwie.
Pochylił
się, muskając jej usta swoimi. Przeszył ją rozkoszny dreszcz i natychmiast
zapragnęła więcej. Przechyliła głowę, szukając jego ust, ale okazało się, że są
poza zasięgiem. Zmarszczyła brwi, wyprostowała się i spróbowała ponownie. W
odpowiedzi cofnął się, drażniąc ją. Hermiona jednak nigdy nie dawała się
przechytrzyć. Podskoczyła, obejmując go ramionami za szyję, a nogami w pasie.
Gdy skupił się nad tym, by nie upaść, pocałowała go.
—
Wygrywam!
Pocałowała
go w brodę, ocierając się o niemal niewidoczny blond zarost.
—
Hermiona?
—
Ron?
______________
Witajcie :) w sobotnie popołudnie zapraszam na trzy nowe rozdziały tłumaczenia. Miłej lektury :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)