sobota, 1 listopada 2025

[T] Rzeczy, których nie nauczysz się z książek: Rozdział 10

Draco spojrzał na jej dłoń spoczywającą na jego miotle.

— Wiesz, że mógłbym odlecieć w każdej chwili. Zmusić cię, żebyś po prostu puściła, prawda?

Hermiona wzruszyła ramionami.

— A co, jeśli nie puszczę, i wyciągniesz mnie przez okno?

— Puściłabyś.

— Nie ryzykowałbyś.

Westchnął głośno i zaczął powoli się wycofywać przez okno, wciąż siedząc na miotle. Hermiona mocno trzymała rączkę, ale odsunęła się, by go wpuścić.

Zeskoczył z miotły, gdy już bezpieczny znajdował się w środku, a Hermiona starała się ze wszystkich sił nie zauważyć, jak jego uda napinają się w spodniach przyklejonych do nóg od deszczu. Przeczesał palcami mokrą grzywkę, przez co Hermiona musiała się siłą powstrzymać, żeby się na niego nie rzucić. Był tak cholernie przystojny — tym bardziej, że wiedziała, jakie w dotyku są jego usta, palce i wybrzuszenie jego kutasa.

Uśmiechnął się ironicznie, ale wiedziała, że wyczuwa kierunek jej myśli.

— Seamus nie sprawił, że doszłaś? Dlatego mnie szukałaś?

Ach, tak. Był też niezłym palantem. Prawie o tym zapomniała.

— Och, odwal się, Draco. Mówiłam ci, że nic z nim nie zrobię. To byłoby nie w porządku.

Podszedł do niej, zmniejszając dzielący ich dystans.

— Bo tylko ze mną wydaje się to właściwe, prawda, Loczku?

Odepchnęła go, przyciskając dłoń do jego przemoczonej deszczem koszuli, i zdała sobie sprawę, jak bardzo musi być mu zimno. Rzuciła na niego zaklęcie osuszające, a potem rozgrzewające, jedno po drugim.

— Nie bądź dupkiem, Draco.

Spojrzał na swoje ciało, prawdopodobnie czując, jak jej magia go ogarnia. Jego oczy pociemniały. Znów zrobił krok ku niej, odprowadził ją z powrotem do wnęki okna, podniósł i posadził na parapecie; zimne powietrze muskało jej plecy.

— Czuję pożądanie w twojej magii. Wiedziałaś, że nie umiesz tego ukryć?

Musnął ustami jej ucho, gdy mówił. Zadrżała, więc objął ją ramieniem, powodując rumieniec na jej twarzy. Stanął między jej udami.

— Musimy porozmawiać.

Jej głos był zdyszanym szeptem.

Skinął głową.

— Jasne, Granger. Porozmawiamy. Później.

Wiedziała, że ją uspokaja, ale trudno jej było się powstrzymać. Jej ciało było tak zestrojone z jego, tak chętne do sprawiania mu przyjemności i bycia zaspokojonym.

— Jesteś mokra dla mnie?

Pachniał świeżym deszczem i swoim zwykłym, korzennym zapachem. Chciała go polizać, poczuć jego smak na języku.

Przygryzła dolną wargę. Nie uległa pokusie. Do niczego się nie przyzna.

— Mogę sam się o tym przekonać, wiesz?

Mimo jej wysiłków, z jej ust wyrwał się cichy jęk.

Uśmiechnął się, opuszczając powieki i delektując się dźwiękiem.

— Och, spodobałoby ci się, co? Gdybym wsunął palce w twoje maleńkie majtki i sam się przekonał, jak bardzo jesteś teraz podniecona?

Palce Hermiony zacisnęły się na twardym kamieniu pod nią. Byli na widoku. Każdy mógł ich zobaczyć. Większość uczniów było na kolacji. Wyszła wcześniej. Ale ryzyko wciąż istniało.

— Draco — jęknęła.

Przechylił głowę na bok, w jego oczach pojawił się głód.

— To było tak czy nie?

Była taka bezsilna.

— Tak. — Skinęła głową. — Tak, chętnie. Tak, zrób to.

Klęknął, zanim zdążyła zrozumieć, co się dzieje. Jego dłonie wślizgnęły się pod jej pośladki, chwytając majtki i ściągając je do łydek. Ostrożnie nałożył materiał na obie jej stopy, po czym włożył je do kieszeni swoich spodni. Pocałował wewnętrzną stronę jej kolana, a następnie rozsunął szerzej jej nogi. Dłonie powoli przesunęły się w górę ud. Hermiona wstrzymała oddech, gdy jego usta powędrowały wyżej. Wilgotny, ciepły język musnął jej udo.

— Nigdy, nikt nigdy… — urwała, gdy delikatnie przesunął zębami po jej skórze.

— Wiem. To dla ciebie zupełnie nowe. A ja będę pierwszym.

Choć nie widziała jego twarzy, schowanej pod spódnicą, słyszała uśmiech w jego głosie. Lekko wbił zęby w jej udo, na tyle mocno, by zostawić wgłębienia, dowód swojej obecności.

— Jasne. Tak.

Skinęła głową, nie pamiętając już, z czym się zgadza.

Położył dłonie na miejscu, gdzie jej uda stykały się z biodrami i rozchylił ją przed sobą. Czubek jego języka dotarł do jej cipki i powoli powędrował aż do nabrzmiałej łechtaczki.

— O, bogowie. O, bogowie — wyszeptała.

Odrzuciła głowę do tyłu i zamknęła oczy, delektując się niesamowitym przypływem doznań. Nacisk jego języka, pulsowanie łechtaczki, śliskość cipki i jego ślina. Zacisnęła uda, próbując ogarnąć narastający orgazm. Mimo że jej uda trzymały się mocno, kontynuował lizanie. Zanurzył się w jej cipce, drażniąc delikatnie. Wydawał się nie spieszyć, pomimo ich wrażliwego położenia.

Hermiona spróbowała oprzeć się o okno za sobą, ale przypomniała sobie, że ono także nie dawało im ani odrobiny prywatności. Nadal było otwarte na oścież, a ona, oprócz tego, że zostałaby zauważona w kompromitującej pozycji, z łatwością mogłaby się przewrócić. Jakby Matka Natura chciała potwierdzić jej obawy, wiatr zmienił kierunek za nią, wdmuchując ulewny deszcz do środka, mocząc tył jej białej, szkolnej koszuli. Chłód i deszcz ledwo ją interesowały. Zamiast tego skupiła się na punkcie między nogami — na liźnięciach, którymi ją obsypywał, wchodząc coraz wyżej i zbliżając się do łechtaczki. Liczył się tylko Draco jego język i to, jak się czuła.

Okrążał jej łechtaczkę, jeszcze nie dając jej tego, czego potrzebowała, ale kusząco się zbliżał. Jęknęła i wypchnęła biodra do przodu, błagając o więcej. Miękki język dotknął jej łechtaczki i powoli, boleśnie powoli, zaczął ją okrążać. Hermiona czuła narastające napięcie. Była już blisko.

— Szybciej, proszę, szybciej! — mówiła zbyt głośno, jej głos odbijał się echem od kamieni.

Draco się cofnął, jego twarz wyłoniła się spod jej kraciastej spódnicy. Był pokryty jej sokami, twarz lśniła, a policzki się zaczerwieniły.

— Cicho, musisz być cicho. Nie chcę przerywać, dopóki nie dojdziesz. Zachowuj się.

Hermiona energicznie skinęła głową. Przygryzła dolną wargę, walcząc, by nie stracić panowania nad sobą.

— Grzeczna dziewczynka. Dasz radę.

Jego głos był tak kojący. Czuła, że może zrobić wszystko, dopóki on w nią wierzy.

Uśmiechnął się do niej sprośnie i to wystarczyło, żeby ją podniecić.

— Moja dziewczyna.

Znów zanurkował między jej uda, a Hermiona podciągnęła spódnicę. Chciała na niego patrzeć, widzieć, jak wielbi ją na kolanach. Jego usta opadły na jej cipkę i ssały, a napięcie rosło coraz bardziej, aż sięgnęła krawędzi i zaczęła dochodzić, a jej wnętrze zacisnęło się.

— Kurwa, Draco, tak — powiedziała ciszej, ale dźwięk jej jęków i westchnień wciąż wypełniał powietrze.

Okrążał jej łechtaczkę językiem raz po raz, przeciągając jej orgazm. Kiedy w końcu przyspieszył i Hermiona mogła znów oddychać, poczuła, jak jej ciało wiotczeje. Upadła w jego oczekujące ramiona, zbyt wyczerpana intensywnym orgazmem, by się utrzymać. Przyciągnął ją mocno, otulając ramionami. Oparła głowę na nim, pozwalając mu się trzymać.

W oddali na schodach, miarowy stukot obcasów o kamień przyprawił Hermionę o szybsze bicie serca. Obcasy oznaczały profesora. Byli w nieładzie. Spódnicę wciąż miała podciągniętą do pasa, a Draco był pokryty śliską wydzieliną i miał dość widoczną erekcję. Ktokolwiek nadchodził, domyśliłby się, co robili.

Spojrzała w oczy Draco, a strach przeszył ją do szpiku kości. Nie wiedziała, co robić. Nie mogła dać się tak złapać. Po prostu nie mogła.

— Cholera — zaklął cicho. Wstał, jednocześnie pomagając jej stanąć. — W górę — rozkazał.

Nie trzeba jej było dwa razy powtarzać. Hermiona wbiegła po schodach najszybciej, jak potrafiła, poprawiając po drodze spódnicę. Jej uda były lepkie i posklejane, gdy próbowała się ruszyć; czuła powiem wiatru na skórze i żałowała, że nie ma na sobie majtek. Dotarła na półpiętro i zwróciła się ku bibliotece, ale Malfoy złapał ją za rękę i poprowadził w przeciwnym kierunku.

— Dokąd idziemy? — syknęła, rozglądając się, mając nadzieję, że nikt ich nie zobaczy.

— Nie do biblioteki, gdzie spędza czas wielu uczniów z naszego rocznika — odpowiedział kąśliwym głosem.

Szarpnął klamką kilku drzwi, spiesząc korytarzem. W końcu jedna z nich ustąpiła i pociągnął ją za sobą do pomieszczenia. Wyciągnął koszulę ze spodni i otarł nią twarz, po czym sięgnął po różdżkę i rzucił na Hermionę szybkie zaklęcie oczyszczające, a chłodne dreszcze jego magii spłynęły na nią kaskadami.

— Dziękuję. — Wskoczyła na biurko i rozejrzała się przez chwilę. Byli w pomieszczeniu, którego nie używano w tym roku. W kącie leżało kilka książek, a na półkach różne, pozornie przypadkowe przedmioty (tabakierki, pióra, zapałki i igły). — Stara sala transmutacji — powiedziała na głos, rozpoznając typowe przedmioty do transmutacji dla początkujących.

— Hmm, no tak. Chyba tak. — Potarł kark. — Mieliśmy… Mówiłaś, że chcesz porozmawiać. Wcześniej. Zanim… no wiesz.

— Och! Tak. Chciałam. Chcę.

Oboje brzmieli tak, jakby dopiero zaczęli uczyć się mówić — jąkali się i ze skrępowaniem kręcili w kółko, próbując coś powiedzieć.

Wciągnęła powietrze powoli i głęboki, wypuszczając je powoli i równomiernie.

— Słuchaj, nie miałeś prawa złościć się na mnie z powodu tej randki.

— Żartujesz sobie? Nie przyszłaś mnie przeprosić? Myślałem, że jak nie odeszłaś, to znaczy, że…

Hermiona mu przerwała.

— Przepraszam, że cię zraniłam. Owszem, byłam nieczuła, ale Draco, nie masz do mnie żadnych praw. Nigdy nie mówiłeś, że chcesz, żebym przestała się spotykać z innymi ludźmi albo żebym nie umawiała się z nimi na randki. Wiedziałeś, o co chodzi. A biorąc pod uwagę wszystko, co mówiłeś o mnie w przeszłości, skąd miałam wiedzieć?

Przeczesał włosy dłonią, ciągnąc je za końcówki.

— A co z tym wszystkim, co ostatnio o tobie powiedziałem? To nic nie znaczy?

Hermiona wzruszyła ramionami.

— To wiele znaczy. Sprawia, że czuję się pożądana, seksowna i doceniana. Ale biorąc pod uwagę naszą historię, wiem, że niebezpiecznie jest snuć domysły.

— Kurwa. — Uderzył dłonią w biurko obok niej i poskoczyła. — Kurwa, przepraszam… Merlinie, to wszystko jest takie trudne. Nie chcę cię przestraszyć. Nie chcę powiedzieć za dużo ani za mało, nie chcę być zbyt natarczywy ani zbyt mroczny. Wszystko, czego dotknę, zawsze wydaje się być pogmatwane.

Hermiona wyciągnęła do niego ręce, objęła go i przytuliła. Pozwolił jej na to. Jego potężna postać zapadła się w nią, gdy głaskał ją po plecach. Chciała, żeby wiedział, że jej na nim zależy. Nie widziała w nim siły zniszczenia, ale kogoś, czyj świat nieustannie się wali, nie dając mu szansy, by stanął na nogi. Chciała mu powiedzieć, że nikt inny tak na nią nie działał. Ale bała się. Więc zamiast tego, spróbowała sprawić, by poczuł to wszystko swoim mocnym uściskiem i delikatnymi dłońmi.

Po chwili Draco odchrząknął.

— Nie podobało mi się to, że idziesz gdzieś z Seamusem.

Jego głowa wciąż spoczywała na jej ramieniu; nie widziała jego twarzy, ale brzmiał szczerze.

— Przepraszam, że cię zdenerwowałam.

— Nie o to… — Westchnął i wyprostował się. — Nie mówię ci tego, żeby cię przeprosić. Chciałem wyjaśnić. Nie podoba mi się to, że spędzasz czas z innymi. Gdybym poprosił cię, żebyś nie spotykała się z nikim innym oprócz mnie… co być powiedziała?

Hermiona poczuła, jak uśmiech unosi kąciki jej ust. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo chciała, żeby wypowiedział te słowa. Ale… tak naprawdę jeszcze tego nie powiedział. Zmrużyła oczy.

— Spróbuj.

— Właśnie to zrobiłem — odpowiedział z charakterystycznym uśmieszkiem na twarzy.

— Nie. Nie próbowałeś. Spróbuj. Ale tak na serio.

— Hermiono, czy chciałabyś ze mną chodzić? Tylko ze mną?

Zachowała neutralny wyraz twarzy, pozwalając mu się przez chwilę wściekać. Przygryzł policzek, czekając, patrząc na nią z tak wielkim oczekiwaniem.

— Tak, Draco. Chciałabym.

Uniósł brwi aż do linii włosów.

— Tak?

Skinęła głową.

— Tak.

Pochylił się, przysuwając usta do jej ust i całując ją powoli i zmysłowo. Wplótł palce w jej włosy, odchylając głowę do tyłu, by zapewnić sobie idealny kąt do objęcia jej ust.

Hermiona poddała mu się, pozwalając przejąć inicjatywę, podczas gdy on ssał jej dolną wargę i pociągnął ją zębami. To było inne niż wszystkie poprzednie pocałunki. Nie spieszył się, nie dla jej dobra ani z powodu jej braków umiejętności, ale po prostu dlatego, że mu się nie spieszyło. Wiedział, że ma czas.

Drzwi zadrżały, a Hermiona go odepchnęła.

— Cholera. Kolejny profesor?

Draco zacisnął usta.

— Nie wiem. Ale robi się późno. Powinnaś wracać do dormitorium. Zobaczymy się jutro?

Hermiona się uśmiechnęła.

— Tak. Odprowadzisz mnie do pracy? — zażartowała.

— Jasne. Z przyjemnością.

Wziął ją za rękę i pomógł zejść z biurka.

Nie puścił jej dłoni, gdy wróciła na ziemię. W odpowiedzi delikatnie ją ścisnęła.

— Cieszę się.

Uśmiechnął się, a jego twarz rozjaśniła się w ten rzadki sposób, który sprawił, że poczuła trzepotanie w brzuchu i zmiękły jej kolana.

— Ja też.

Hermiona stanęła na palcach, wyciągając się, by dać mu ostatniego całusa na dobranoc. Zlitował się nad nią i pochylił, żeby mogła dosięgnąć.

— Dobranoc, Loczku.

Przytrzymał jej drzwi i czuła na sobie jego wzrok.

Poszła z powrotem korytarzem, kierując się do Wieży Gryffindoru, skradając się po schodach i wchodząc do swojego dormitorium.

— Promieniejesz.

Hermiona westchnęła. Naprawdę miała nadzieję, że Ginny będzie brała prysznic albo będzie spała.

— To przez schody; zawsze łapię przez nie zadyszkę.

Ginny siedziała na swoim łóżku, ubrana w jedwabne spodnie od piżamy i za dużą podkoszulkę, która z pewnością kiedyś należała do Harry’ego.

— I tej wersji będziesz się trzymać? Schody?

Znajomy, psotny uśmiech na jej twarzy sprawił, że Hermiona zapragnęła jej wszystko wyznać. Podzielić się wszystkimi postępami, których dokonała z pomocą Draco. Ale to było coś nowego — coś tylko dla niej i dla niego. Chciała, żeby tak zostało jeszcze przez jakiś czas.

— Tak. Schody. Muszę wziąć prysznic. Zobaczymy się rano, dobrze?

Hermiona chwyciła ręcznik i spojrzała na drzwi. Zwieje, robiąc jedynie kilka kroków.

— Dobra. Ale wiedz, że na razie pozwolę ci mieć sekrety. Prędzej czy później je z ciebie z wyciągnę.

Hermiona pokręciła głową.

— Nie mam żadnych sekretów.

— Jasne, że nie masz! — krzyknęła za nią Ginny, gdy drzwi łazienki się zamknęły.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Hermiona wymknęła się przez frontowe drzwi sklepu i zaczęła biec.

Draco wyskoczył zaledwie kilka sekund za nią.

— To oszustwo! — krzyknął, a jego głos niósł się echem po niemal pustych ulicach Hogsmeade.

— To sprytne planowanie! — rzuciła przez ramię, dostrzegając, że dogania ją bez najmniejszego problemu.

Wystarczyło kilka kroków, by ją dogonił, odwrócił i zablokował jej drogę. Wrzasnęła, próbując zwolnić, by nie upaść, ale wpadła prosto na niego.

— Przysięgam, że zielony ci pasuje, ty mała żmijo!

Hermiona z trudem go minęła, ale trzymał ją mocno, stąpając po bruku. Obrócił ją w ramionach, przyciskając plecami do ściany najbliższego sklepu.

— Mówiłem ci, że nigdy mnie nie wyprzedzisz.

Hermiona zmarszczyła nos, nienawidząc tego, że się myli.

— Jestem mniejsza. Bardziej aerodynamiczna. Poza tym, w twoim sporcie nawet nie biegasz, tylko latasz. Myślałam, że mam szansę.

Uniósł jedną rękę nad jej głowę, opierając się o ścianę, krępując ją.

— A ja wiedziałem, że nie masz. — Jego twarz zbliżała się do jej z każdym wypowiedzianym słowem. — A moją nagrodą będzie pocałunek.

Hermiona zachichotała. Wygłupiał się, ale przy tym był przystojny i słodki. Uwielbiała oglądać tę jego stronę. Tę, której nikt inny nie mógł zobaczyć. Skinęła głową.

— Musi być sprawiedliwie.

Pochylił się, muskając jej usta swoimi. Przeszył ją rozkoszny dreszcz i natychmiast zapragnęła więcej. Przechyliła głowę, szukając jego ust, ale okazało się, że są poza zasięgiem. Zmarszczyła brwi, wyprostowała się i spróbowała ponownie. W odpowiedzi cofnął się, drażniąc ją. Hermiona jednak nigdy nie dawała się przechytrzyć. Podskoczyła, obejmując go ramionami za szyję, a nogami w pasie. Gdy skupił się nad tym, by nie upaść, pocałowała go.

— Wygrywam!

Pocałowała go w brodę, ocierając się o niemal niewidoczny blond zarost.

— Hermiona?

— Ron?

______________

Witajcie :) w sobotnie popołudnie zapraszam na trzy nowe rozdziały tłumaczenia. Miłej lektury :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy