czwartek, 25 grudnia 2025

[T] Siedem dni w grudniu: Pięć rozmów

Pięć rozmów

 

20 grudnia 1998

 

Korytarze świeciły pustkami; większość pomieszczeń była pusta, a zamek nietypowo cichy i spokojny, zupełnie inny niż typowy dzień w szkole pełnej rozbrykanych uczniów.

Szybko przyzwyczaili się do ciszy. Była bardzo mile widziana i rozkoszowali się jej spokojem. Było miło.

W Pokoju Wspólnym trzaskał ogień w kominku, gdy czytali w fotelach stojących blisko siebie, kiedy Hermiona przerwała ciszę.

— Twoje blizny…

Draco uniósł twarz znad książki unoszącej się przed nim i zaznaczył stronę, którą czytał, kawałkiem pergaminu. Skupił na niej całą swoją uwagę.

Nic więcej nie powiedziała. Zastanawiała się nad sformułowaniem pytania inaczej, ale kompletnie jej to nie wyszło, bo słowa po prostu nie wyleciały z jej ust.

Draco wiedział, że ma na myśli blizny po Sectumsemprze. Przez chwilę zastanawiał się, o co właściwie chciała zapytać, i postanowił porozmawiać o tym, co o nich myśli.

— Nie przeszkadzają mi.

— Często myślisz o tamtym dniu? — zapytała niepewnie.

— Nawet kiedy nie chcę — odpowiedział, patrząc w ogień.

— Nienawidzisz Harry’ego za to, co zrobił?

— Tak — powiedział bez wahania.

To była instynktowna odpowiedź na pytanie, ale nie do końca prawdziwa. Spojrzał na swoje dłonie, wbijając wzrok w kolana, gdy mówił.

— Nie. Nie nienawidzę go tak, jak wcześniej. I nie nienawidzę go za to, że rzucił na mnie klątwę, ani za to, że zostawił mi blizny.

Głęboki oddech wyrwał się z jego ust, zanim wyznał jej jeden ze swoich sekretów. Nigdy nie wypowiedział tego na głos, ale coś w jego piersi chciało, żeby wiedziała.

On chciał, żeby wiedziała.

— Nienawidzę… nienawidziłem go, bo kiedy tam leżałem, wykrwawiając się, kurewsko umierając, myślałem, że w końcu mam wyjście. A potem mnie go pozbawiono. Ten cholerny idiota nie potrafił nawet dokończyć zadania.

Szloch ugrzązł jej w gardle, próbując wydostać się na zewnątrz, gdzie mógł go usłyszeć, ale stłumiła odruch w sobie.

Piekły ją oczy.

— Chciałeś umrzeć? — zapytała, a jej głos się załamał.

— Chciałem znaleźć wyjście — powiedział, nie patrząc na nią.

Pociąg był zbyt silny; potrzeba pocieszenia go była silniejsza niż chęć pozostania tam, gdzie siedziała, więc się nie opierała.

Nie podniósł wzroku, czując, jak idzie w jego kierunku. Patrzył w to samo miejsce, gdy poczuł ciepło jej ciała, kiedy usiadła. Zapomniał o mruganiu i oddychaniu. Serce zaczęło bić, gdy oparła głowę na jego ramieniu. A potem świat się zresetował, jego oczy zamrugały; znów odetchnął. Serce biło, ona wciąż tam była, jakby zawsze należała do niego.

Może i tak było.

Jej myśli wirowały. Do tej chwili tak naprawdę nie rozumiała ciężaru jego misji, do jakiej desperacji go doprowadziła, że pragnął własnej śmierci. Wszystko po to, by uciec od Voldemorta, i nawet po śmierci tego drania wiedziała, że decyzje, które podjął i te, które zostały podjęte przez niego, będą miały skutki w przyszłości.

Nowa fala nienawiści do zmarłego mężczyzny wezbrała się w niej, gdy w umyśle rozkwitła myśl, a w ustach pytanie.

— Kiedy pomyślałeś, że warto mnie ocalić?

Cisza.

— Nie musisz…

— Na czwartym roku.

Tak jak myślała.

— Mistrzostwa Świata w Quidditchu. Ty…

— Tak. Ja… wtedy nie byłem przekonany, że mugolaki są równi czarodziejom. Nie potrafię wskazać, kiedy dokładnie to się stało, ale na czwartym roku wiedziałem, że nie zasługujesz na śmierć za to, że jesteś mugolaczką.

Przytuliła się do niego mocniej, gdy ogarnęła go odwaga, postanowił zadać to samo pytanie.

— Kiedy pomyślałaś, że jestem coś warty?

Hermiona odwróciła się, by na niego spojrzeć. Miała spokojną twarz, pełną skupienia, gdy mówiła.

— Nigdy nie uważałam, że jesteś bezwartościowy, ale coś się zmieniło tamtego dnia we dworze. Kiedy Bellatrix mnie torturowała, byłeś tam ze mną. Ryzykowałeś życie, żeby uchronić mnie przed cierpieniem.

Po raz pierwszy od powrotu do Hogwartu wspomnieli cokolwiek z tamtego dnia. Nie był gotowy, by o tym rozmawiać i rozpaczliwie miał nadzieję, że nie podejmą tematu, jeszcze nie.

— Prawie nic nie zrobiłem.

— Zrobiłeś wystarczająco dużo — zapewniła go Hermiona, ściskając jego dłoń i ponownie opierając głowę na ramieniu.

Ciało Draco rozluźniło się, a on rozsiadł się na kanapie, trzymając jej dłoń w swojej, patrząc w ogień i chłonąc wszystko.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

21 grudnia 1998

 

Hermiona nie była zapaloną szachistką. Nie przepadała za tą grą i uważała ją za niepraktyczną, niezależnie od tego, ile razy Ronald próbował ją do niej przekonać. Ale kiedy Malfoy zapytał ją, czy chce z nim zagrać w szachy w bibliotece, cóż, nie mogła odmówić. To zapał w jego głosie, iskra w oczach i chwila słabości bezsprzecznie do niej przemówiły.

— Dobra, ale zagrajmy w mugolski sposób. Sprawmy, by było jeszcze lepiej.

— Wątpię, że to pomoże ci wygrać, ale przyjmuję wyzwanie — powiedział z uśmieszkiem.

 

♟♟♟

 

Była zmęczona. Grali już trzecią partię, kiedy zebrała się na odwagę i puściła wodze fantazji. Draco wykonał ruch. Przygryzła wargę, udając skupienie, zastanawiając się, którą figurą poruszyć; potem zapytała go o coś, co od dawna chodziło jej po głowie.

— Wyobrażasz sobie życie w świecie mugoli?

Przesunęła czarnego pionka na c6 i zadała kolejne pytanie. Jego wzrok był utkwiony w szachownicy; postanowił, że to będzie szybka partia i przesunął skoczka obok swojej królowej na c3.

Nic nie powiedział, czekając na jej ruch i zastanawiając się, czy wpadła na to pytanie, gdy tam byli, czy też pomyślała o tym dawno temu i odłożyła na później. Biorąc pod uwagę, że to Hermiona, uznał drugą opcję za bardziej prawdopodobną, co oznaczało, że myślała o nim w przeszłości, o czym już wiedział. Powiedziała mu o tym we wrześniu, ale i tak zrobiło mu się ciepło na sercu.

Podążył wzrokiem za jej dłonią, gdy przesuwała pionka na d5. Draco wiedział, ze nie przepada za tą grą, ale starała się i doceniał to.

Odchrząknęła z irytacją, a on zdał sobie sprawę, że nie odpowiedział na jej pytanie.

— Wybacz. Hmm… Na jakiś czas? Jasne. Na dłuższą metę, nie, chyba że będę do tego zmuszony.

Wziął królową i postawił na e2.

Hermiona zmarszczyła brwi, oceniając rozgrywkę. Nie zamierzała poświęcać grze zbyt wiele uwagi, ale była na to zbyt ambitna. Przesunęła jednego ze swoich pionków i zbiła pionek Draco na e4.

— Co to właściwie znaczy „na jakiś czas”?

— Załóżmy, że zdecyduję się zrezygnować z tradycyjnego, czarodziejskiego wykształcenia wyższego i zapisać na mugolską uczelnię. Myślę, że dałbym radę — powiedział, wzruszając ramionami, przesuwając skoczka na e4 i zbijając pionka Hermiony.

— Myślałeś o tym już wcześniej — mruknęła, mrużąc oczy.

Gra toczyła się zbyt szybko.

Myślał o możliwości pójścia na mugolską uczelnię. Hermiona była jednocześnie zaskoczona i zirytowana.

Wpatrywała się w szachownicę, ze złością widoczną na twarzy, i przesunęła skoczka na f6. Coś jej podpowiadało, że to zła decyzja, ale miała już dość tej gry. Szachy są przereklamowane.

Draco uśmiechnął się do niej diabolicznie i przesunął skoczka na d6.

— Szach-mat. Myślałem, a ty?

Hermiona przewróciła oczami.

— Koniec szachów na dziś. I tak… myślałam o tym — oświadczyła, zaskoczona nonszalancją, z jaką to powiedział, biorąc pod uwagę, kim był i jakie ideały wpoili mu kiedyś rodzice.

Jak bardzo wszystko się zmieniło.

— To co w takim razie oznacza „być do tego zmuszonym”?

Przechylił głowę w lewo.

— Nakaz ministerialny, wygnanie, ukrywanie się przez wężoustym psychopatą i tak dalej.

— Wszystkie bardzo ważne powody — powiedziała Hermiona, kiwając głową.

— A co z tobą?

Skrzyżowała ramiona na piersi, myśląc.

— Nie sądzę, żebym mogła wyrzec się magii i świata czarodziejów, teraz, kiedy wiem, gdzie naprawdę jest moje miejsce. Chyba że zostanę do tego zmuszona, tak jak powiedziałeś, nie wyobrażam sobie życia na dłuższą metę w świecie mugoli.

— A co z mniej tragicznymi powodami? Sytuacjami o niższej stawce — zapytał Draco.

— Na przykład?

— Coś błahego, jak spotkanie mężczyzny swoich marzeń. W tym przypadku zakochanie się w mugolu.

Hermiona przygryzła wargę. Zaskoczyło ją to.

— Szczerze mówiąc, nie myślałam o tym.

— Nie myślałaś?

— Nie. Chyba… sama nie wiem; chyba zakładałam, że poznam tu kogoś…

— W Hogwarcie?

— Tak… nie… eee, w świecie czarodziejów — wyjaśniła, speszona.

Żadne z nich się nie odezwało.

Cisza stawała się zbyt niezręczna jak na jej gust.

— Naprawdę tak myślisz?

— O czym?

— Że zakochanie się to błaha sprawa.

— Cóż, w porównaniu z ucieczką przed psychopatą brzmi dość błaho, prawda?

— Zapomnij o psychopacie.

Draco przewrócił oczami i westchnął.

— Nie, nie uważam, żeby to było błahe.

— Zakochałeś się kiedyś?

Zaskoczyło go to pytanie i nie mogła uwierzyć, że je zadała.

— Nie sądzę, nie, a ty?

Była jeszcze bardziej zdumiona niż wcześniej. Hermiona nie mogła uwierzyć, że rozmawia o miłości z Draco Malfoyem.

— Tak… nie, sama nie wiem. Myślałam, że jestem zakochana w…

— Łasicu — przerwał jej.

— W Ronie — poprawiła go. — Ale kto wie? Może to było tylko głupie zauroczenie?

Draco uśmiechnął się do niej krzywo.

— Przynajmniej wiesz, że to było głupie.

Odepchnęła go, a on się roześmiał.

Przyzwyczaiła się do tego dźwięku i im częściej go słyszała, tym bardziej jej się podobał.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

22 grudnia 1998

 

— Jak myślisz, co powiedzieliby twoi rodzice, gdyby wiedzieli, że spędzasz ze mną święta? Znaczy, że rozmawiamy — zapytała Hermiona, zakładając loki za ucho, co zazwyczaj robiła ze zdenerwowania.

Nie planując tego, oboje obudzili się później niż zwykle i razem jedli śniadanie w Wielkiej Sali.

— Chyba tak naprawdę chcesz zapytać, co powiedzieliby moi rodzice, gdyby wiedzieli, że się przyjaźnimy — powiedział Draco z uśmieszkiem.

Hermiona przygryzła wargę.

— Tak.

— Mój ojciec by się wściekł. Matka… sam nie jestem pewien — mruknął, odwracając wzrok.

— Martwisz się, że się dowiedzą?

— Nie. Martwiłem się wcześniej — odparł Draco i spuścił wzrok na swoje niedojedzone śniadanie.

— Przed wojną — wyszeptała Hermiona.

Z trudem przychodziło mu patrzenie na nią z jednoczesną świadomością, że jego rodzice, a głównie ojciec, nie pochwalaliby jego przyjaźni z nią. Nie chodziło o to, co o tym myślą, ale nie chciał jej zranić tym wyznaniem. Nie chciał widzieć jej cierpienia.

Kłamanie nie wchodziło w grę. Jego szczerość była jedną z ostatnich rzeczy w jego życiu, która nie została naruszona, a Draco podałby jej ją na srebrnej tacy, gdyby tylko go o to poprosiła.

— Tak, ale już nie. Mój ojciec jest w Azkabanie, a ja jestem panem dworu. Niewiele mogą powiedzieć ani zrobić — wyjaśnił, w końcu patrząc na Hermionę.

— A co z twoimi przyjaciółmi?

— Masz na myśli Harry’ego i Rona?

Draco skinął głową.

— Pomyśleliby, że oszalałam i zwariowałam.

Uniósł brew.

— Serio?

Hermiona splotła dłonie i wyprostowała się.

— Miesiącami się ukrywałam i walczyłam na wojnie. Chyba zasłużyłam na to, żeby być tak szaloną, jak tylko zapragnę.

Uśmiechnął się.

Na początku wahała się i przez sekundę lub dwie zastanawiała się, czy powiedzieć, co myśli, ale jej wątpliwości nie trwały długo.

— Czuję też, że zasłużyłam na to, by zaprzyjaźnić się z kimkolwiek zechcę, niezależnie od tego, co myślą inni — powiedziała, patrząc mu prosto w oczy.

Przełknął ślinę.

— Dobrze.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

23 grudnia 1998

 

Chodzili po terenach i postanowili usiąść w milczeniu przy szklarniach. Było popołudnie, słońce osiągnęło punkt kulminacyjny, a jego żar pozostał już tylko odległym wspomnieniem. Chłodne powietrze sprawiło, że ich nosy zrobiły się czerwone, a ręce schowali pod szatami, i to wystarczyło, by zadać sobie pytanie, dlaczego w ogóle wyszli na zewnątrz, ale oboje chcieli odpocząć od zamku.

Hermiona spojrzała w niebo. Było wyjątkowo błękitne, magicznie błękitne, chabrowe; gdzieniegdzie prześwitywały strzępki chmur, co przypominało jej Wielką Salę i jej zaczarowany sufit. Przypomniał jej się Dumbledore i szybko odrzuciła tę myśl. Ostatnio, im więcej myślała o nim, jego intrygach, knuciu i wszystkim, co po prostu nie miało sensu, tym mniej wielbiła starego czarodzieja.

Jej wzrok powędrował ku niebu, a myślami ku zaczarowanemu sufitowi, i pomyślała o Tyn, jak precyzyjnie magia naśladuje naturę. Niebo w zamku wyglądało równie realistycznie, jak to nad nią, ale sama magia była naturą i była prawdziwa.

Hermiona zastanawiała się, czy przerwać myślenie i powiedzieć o tym Draco, wiedząc, że tylko od zawsze oddawał się takim rozmyślaniom, ale to on odezwał się pierwszy.

— Dostałem sowę od mojej matki.

Zaskoczyło ją, że się z nią tym podzielił. Wiedziała, że temat jego rodziców jest delikatny i niemożliwy do poruszenia bez wtrącania własnych doświadczeń.

— Odpisałeś jej?

— Nie.

— Powinieneś — powiedziała z westchnieniem.

Draco wiedział, że nie mogła się powstrzymać i nie miał jej tego za złe. Fakt, że nie chciał rozmawiać z rodzicami, przypominał jej, że ona nie ma swoich.

— Może. Po prostu… ona ciągle nalega, żebym wybaczył ojcu i do niego napisał, ale ja nie jestem na to gotowy i nie wiem, czy kiedykolwiek będę — odpowiedział, świadomy, że nie miał zamiaru zdradzać aż tak wiele.

— Powiedziałeś jej to? — zapytała Hermiona.

— Nie. Nie tymi słowami.

Spojrzała na niego, a on dostrzegł smutek odbijający się na jej twarzy, szybszy oddech i ochrypły głos.

— Twoja matka prosi cię, żebyś zrobił to, co uważa za rozsądne, co jest najlepsze dla twojej rodziny, a ty nie dałeś jej powodu, by myślała, że może się mylić albo że tego nie chcesz. Nie powinieneś się na nią złościć, przynajmniej na razie, skoro nie zna wszystkich faktów.

Hermiona miała rację, nie żeby powiedział jej od razu, ale miała rację i wzruszyło go, że okazała łaskę jego matce, podczas gdy on sam tego nie zrobił. Nie chodziło o to, że uważał Hermionę za łagodniejszą czy bardziej wyrozumiałą, ale o to, że zmieniła się pod wpływem okoliczności, na które nie miała wpływu. Może przynajmniej powinien dać matce kredyt zaufania i szansę na zrozumienie, dlaczego żywił takie uczucia do Lucjusza.

Myśl o rodzicach przywołała na myśl własne myśli Hermiony i odważył się zadać pytanie, które chodziło mu po głowie od chwili, gdy powiedziała mu, co zrobiła, by ich uratować.

— Czujesz się winna z powodu tego, co zrobiłaś swoim rodzicom? Chciałabyś cofnąć się w czasie i powstrzymać siebie samą?

Najwyraźniej nadeszła kolej Draco na zadawanie niewygodnych pytań. Jej rodzice nie byli tematem, który lubiła poruszać. To było po prostu zbyt smutne, zbyt nieodwracalne i niewątpliwie doprowadziłoby ją do łez, ale zadawała mu wcześniej niewygodne pytania i odpowiadał na nie. Teraz kolej na nią.

— Tak i nie — powiedziała, milcząc przez chwilę.

Czuła, jak zaciska jej się gardło, gdy zbierała siły, by wypowiedzieć na głos to, o czym myślała od tak dawna, co szarpało jej serce.

— Zrobiłam to, co zrobiłam, by ich uratować, żeby utrzymać ich przy życiu. Ale jednocześnie zabiłam to, kim byli, a teraz jestem dla nich martwa. Czy było warto? Tak, bo żyją. Ludzie, którymi się stali, żyją. Ale bywają dni… bywają dni, gdy zachowuję się samolubnie i żałuję, że to zrobiłam. Jaki był tego, kurwa, sens, skoro i tak ich straciłam?

No cóż, prawa wyszła na wierzch; to były prawdziwe emocje, przyznanie się do porażki i frustracji. Najbystrzejsza Czarownica Swojego Pokolenia i po co?

Coś pękło w Hermionie. Łzy lały się strumieniami i nie potrafiła powstrzymać szlochu. Nigdy wcześniej nie załamała się tak bardzo, z bólem tak dotkliwym, że utrudniał dobre widzenie; ściskał klatkę piersiową i zapierał dech w piersi. Ale w rozmowie z Draco było coś takiego; rozluźniało jej język i sprawiało, że jej emocje wychodziły na wierzch, otwierała się przed nim, obnażała. Wszystkie warstwy jej osobowości zostały obdarte; upadły na ziemię, a ona była zmuszona poczuć wszystko, co w sobie tłumiła.

Draco nie miał żadnych mądrych słów; nie było niczego, co mogłoby ją pocieszyć. W pewnym sensie sam stracił rodziców, wersję siebie sprzed wojny, zanim Czarny Pan wkroczył w ich życie i próbował zniszczyć Draco, ale nawet wtedy ich sytuacja była zupełnie inna. Jego rodzice wciąż wiedzieli, kim jest. Ich więź, jakkolwiek wypaczona i skażona, wciąż istniała.

Hermiona straciła więź z rodzicami i to wszystko różniło.

Nie współczuł jej. Gdy rozpadała się na jego oczach, myślał, że jest najodważniejszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkał.

Nie, nie miał żadnych mądrych słów do przekazania, ale mógł ofiarować siebie.

Położył rękę na jej plecach i objął ją w talii, przyciągając do siebie.

Trzymała się jego szaty i płakała za rodzicami, za sobą, za Draco, za wszystkim i wszystkimi, których stracili.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Widok Hermiony płaczącej za rodzicami coś w nim poruszył. Miał osiemnaście lat i był wyczerpany psychicznie i emocjonalnie. Przez ostatnie dwa lata przeżył za dużo, widział za dużo i pragnął cholernie długiej przerwy, by czuć się i zachowywać stosownie do wieku.

Draco miał dość ponurej atmosfery. Był zmęczony wstydem za swoje czyny z przeszłości i z powodu Hermiony. Ciężar winy, który dźwigała, był ogromny, ale nie było powodu, dla którego musiała dźwigać go sama.

Po powrocie do zamku odprowadził ją do portretu Grubej Damy, a tuż przed wejściem Hermiona pocałowała go w policzek i wyszeptała mu do ucha „dziękuję”. Wtedy wszystko ułożyło się w całość. Ku jego zaskoczeniu, słowa Theo rozbrzmiały mu w głowie.

Życie było cholernie krótkie.

Hermiona nie przyszła do Wielkiej Sali na kolację; nie spodziewał się że mogłaby, ale to nie poprawiło mu nastroju. Ten nocy sen nie nadchodził; jego umysł pracował na najwyższych obrotach, więc usiadł przy biurku i napisał list do matki, opisując jej wszystko, dokładnie to, co czuł, i szczerze liczył, że go zrozumie. Chciał, żeby go zrozumiała. Przelanie uczuć na papier pomogło i po wizycie w sowiarni udało mu się zasnąć, ale nie na długo.

Obudził się, gdy na zewnątrz było jeszcze ciemno, i leżał w łóżku przez kilka godzin, wciąż rozmyślając. Kiedy wyszło słońce, zastało na jego łóżku ulepszoną wersję jego samego, a przynajmniej tak sobie postanowił.

Potrzeba pójścia naprzód, przewrócenia kartki była przytłaczająca; miał już dość swojej cholernej przeszłości. Nigdy nie będzie w stanie się jej pozbyć, ale mógł wykorzystać ją na swoją korzyść, by dalej się reformować, by stać się lepszym.

Zapomniał, że determinacja była jedną z jego najlepszych cech. Wojna wybiła mu ją z głowy. To, co kiedyś stanowiło jego drugą naturę, zostało mu odebrane i odrzucone.

Ale nastał nowy dzień i sięgnął głęboko, aż odnalazł to w sobie. Gdy poranne światło wypełniło jego pokój, postanowił, że się tym zajmie; wydobędzie ten aspekt swojego charakteru z ukrycia, odkurzy go i założy jak zbroję.

Przyzna się do tego, co zrobił, i nauczy z tym żyć, ale bez wstydu. Będzie chodził z podniesioną głową i będzie osobą, którą naprawdę chciał być, lepszym człowiekiem; chciał znów być sobą — lepszą wersją siebie.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

24 grudnia 1998

 

Rzadko opuszczali zamek po zmroku. Noc była zimna, ale była Wigilia, a niebo było nietypowo czyste jak na grudzień. Gwiazdy dały widowisko, którego nie można było przegapić, więc po kolacji wyszli na zewnątrz.

Otulili się zimowymi płaszczami, szkolnymi szalikami i rzucili zaklęcia rozgrzewające. Dla pewności rzucili zaklęcia w okolicy Czarnego Jeziora i usiedli.

Draco i Hermiona w milczącym porozumieniu postanowili, że nie będą już rozmawiać o swoich rodzicach, przynajmniej przez jakiś czas. To nigdy nie będzie łatwy ani przyjemny temat do rozmowy. Było wiele innych rzeczy, o których mogli rozmawiać — lżejsze, przyjemniejsze tematy poruszane przez ludzi w ich wieku, których życie nie zmusiło do bycia nastoletnimi żołnierzami.

— Mugolski uniwersytet czy magiczne wyższe wykształcenie? — zapytał Draco, siadając bliżej do Hermiony, bo to było praktyczne rozwiązanie w taką pogodę.

Hermiona przygryzła wargę i spojrzała na niego nieśmiało.

— Naprawdę nie jestem pewna.

— Co? — bąknął zaskoczony, unosząc brwi ku niebu. — Mówisz mi, że wspaniała Hermiona Granger nie ma planu na najbliższe dziesięć lat?

— W zasadzie mam — odparła, przewracając oczami. — Tak się składa, że nie mam planu na rok po Hogwarcie. A ty? — zapytała z wyzwaniem w głosie.

— Nie mam nawet planu na jutro — rzekł, wzruszając ramionami.

Hermiona się roześmiała.

To nie do końca była prawda; brał pod uwagę różne opcje, ale to nie miało znaczenia — rozśmieszył ją. Zaczynał pragnąć tego dźwięku.

— Po prostu… nie wiem, co chcę robić. Mój dziesięcioletni plan w dużej mierze opiera się na tym, co będę robić po Hogwarcie, w temacie edukacji, ale tak naprawdę jeszcze nie wiem, czego chcę.

— Wiesz, że nie musisz od razu iść na studia. Możesz zrobić sobie rok przerwy — powiedział Draco tonem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

Wpatrywała się w niego z otwartymi ustami.

— Cały rok?

— Merlinie, to semestr. Zrób sobie semestr wolnego i zacznij od nowa w styczniu.

— To brzmi logicznie — mruknęła, brzmiąc spokojniej.

— Sensowne, prawda?

Teraz nadeszła jej kolej, by przysunąć się bliżej i rzucić na nowo zaklęcie rozgrzewające, na wypadek gdyby potrzebowała jakiegoś pretekstu do swojego czynu.

— No dobra, mam wolny semestr, co dalej?

To było dokładnie to pytanie, które chciał, by zadała.

— Załóżmy, że mamy wolny semestr.

Tak, myślał o tym wcześniej.

— My — powiedziała.

— Tak, my. Moglibyśmy podróżować.

— My — powtórzyła.

— Jesteś głucha, Granger? Tak, my. W tym teoretycznym scenariuszu moglibyśmy podróżować.

Powiedział to na głos, bo był Draco Malfoyem. I cholernie najwyższy czas, by zacząć się tak zachowywać.

Hermiona zamrugała o jeden raz za dużo.

— Dobra, teoretycznie podróżujemy. Dokąd jedziemy?

— Gdziekolwiek chcemy. Mam na to środki.

— Twoje hipotetyczne galeony — mruknęła z figlarnym uśmiechem.

Skinął głową.

— W rzeczy samej.

Obróciła głowę w tę i z powrotem.

— Mogłoby być fajnie. Moglibyśmy podróżować z plecakami po Europie i nocować w hostelach…

— Zwariowałaś? — zapytał spanikowany Draco.

Hermiona zachichotała.

— Chciałam tylko zobaczyć twoją reakcję.

— To było w bardzo złym guście — odparł, wpatrując się w nią gniewnie.

— Poleciałbyś? Hipotetycznym samolotem.

— Hipotetycznie, poleciałbym… może.

Znów się roześmiała, a jego pierś wypełniło coś, czego nie potrafił wyjaśnić.

— A potem moglibyśmy aplikować na tę samą uczelnię — dodał Draco.

— Tą samą?

— Tylko dla tradycji — powiedział, wzruszając ramionami, jakby to był jedyny powód, dla którego miałby iść tam, gdzie ona.

Serce Hermiony biło szybciej niż zwykle.

— Bylibyśmy świetnymi partnerami do nauki. Co byśmy wybrali? Akademicko oczywiście.

— Chemię, eliksiry, uzdrawianie, medycynę, prawo, finanse…

— Finanse nie są dla mnie — odparła, kręcąc głową.

— Dobra, to badania i rozwój, zarówno naukowy, jak i magiczny.

— Podoba mi się.

— Wiem. — Mrugnął do niej. — Mamy czas, żeby to rozgryźć.

— Hipotetycznie — zdołała powiedzieć, zanim poczuła się kompletnie oszołomiona tym mrugnięciem.

— Tak.

Uśmiechnęła się do niego. Oboje spojrzeli na jezioro i siedzieli w milczeniu, nieustannie rozmyślając.

Poprzedni dzień był ciężki dla Hermiony. Gdy wróciła do dormitorium, znów zaczęła płakać i spędziła popołudnie i większość wieczoru, rozmyślając, płacząc i tęskniąc za rodzicami. Rano poczuła się lżejsza, wciąż pogrążona w żałobie, ale ciężar nie był już tak wielki.

Chociaż rozmawiali od początku semestru, nigdy nie w tak… intymny sposób. To było coś nowego, ale czuła, jakby robili to od zawsze, od samego początku.

Jakiś czas po tym, jak zadomowili się na ósmym roku, zauważyła, że z utęsknieniem wyczekuje jego towarzystwa. Jej mózg pragnął jego żartów, jego punktu widzenia i kontrargumentów, które oferował, gdy rozmawiali o czymkolwiek. Bez jej pozwolenia ta potrzeba się rozwinęła. Jej uszy tęskniły za dźwiękiem jego głosu; tęskniła za jego zapachem, jej zmysły potrzebowały go.

To była dość niekomfortowa sytuacja, pomyślała jej zawsze praktyczna strona.

Hermiona objęła kolana; jej wzrok był utkwiony w bezkresnej ciemności jeziora i odbijających się w jego powierzchni gwiazdach. Spojrzała w górę i zobaczyła go w gwiazdach odbijających się w wodzie, tuż obok niej. Nie zauważając tego, przyzwyczaiła się do jego obecności, tak jak teraz, wszędzie naraz. Poczuła ucisk i pieczenie w gardle oraz łzy napływające do oczu.

Odnalazła to, czego brakowało jej od tamtych, zmieniających życie godzin we dworze. Spokój to bycie blisko niego, obok niego, z nim.

Był grudzień i za sześć miesięcy mieli skończyć szkołę. Jak miała dalej żyć? Jak znaleźć siłę, by patrzeć w niebo z dala od Hogwartu? Z dala od niego.

Czy to było zdrowe, że potrzebowała kogoś takiego? Że go pragnęła? Pewnie nie, ale walić to. Dała z siebie wszystko, a teraz chciała tego dla siebie. Chciała go mieć tylko dla siebie.

Malfoy i Granger. Czy to było trochę perwersyjne? Może dla niektórych. W tym momencie przestała się przejmować opinią innych. Nadszedł czas, by choć raz być egoistką. Zasłużyła na to, kurwa.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Później tej nocy, leżąc w łóżku, Draco rzucił Lumos i wpatrywał się w sufit, jakby światło miało mu pomóc dostrzec wyraźniej swoje ja. Podobnie jak poprzedniej nocy, powtarzał sobie w myślach to, co już wiedział, co próbował przekazać, ale słowa zawiodły go, gdy najbardziej ich potrzebował. Rodzice nie mogli nic zrobić ani powiedzieć na temat jego przyjaźni z Hermioną. Gdyby z nim była, wyrzekł by się ich lub kogokolwiek innego, byle tylko mieć ją blisko siebie.

Kiedy pomyślałeś, że warto mnie ocalić?

Każdego cholernego dnia od czwartego roku. Każdego dnia, wbrew wszystkiemu, kim był, wszystkiemu, w co wierzył, wszystkiemu, czego go nauczono. Salazarze, próbował z tym walczyć, ale poniósł klęskę. I tak oto był tu, myśląc o tym wiele razy wcześniej i wiedząc, że będzie ją ratował raz po raz.

Myślała, że jest coś wart.

Od tamtego dnia po powrocie do szkoły, gdy wsiadł do pociągu i próbował być sam, kurwa, nawet wcześniej, zdawał sobie sprawę, że nie zasługuje na drugą szansę, ale był egoistą i ją wykorzystał. Nigdy nie myślał, że poczuje coś takiego do Hermiony Granger, a jednak był tam, w tym samym miejscu, odkąd szepnął do jej głowy, żeby zabrać jej ból. Bez woli, bez planu, związał swoje życie z jej życiem. Nie rozmawiali o tym, ale wiedział, że ona to czuła.

To coś w jego piersi — połączenie, więź dusz — spełniło swoje zadanie.

_____________

Witajcie :) w bożonarodzeniowy wieczór pojawiam się z dwoma ostatnimi rozdziałami tego krótkiego opowiadania. Jest dość specyficzne, nostalgiczne, melancholijne, ale bardzo je lubię i cieszę się, że również możecie je przeczytać.

Od razu zapraszam na ostatni rozdział. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy