Boże Narodzenie
25 grudnia 1998
Promienie
słońca musnęły jej twarz i otworzyła oczy. Drobinki kurzu tańczyły wokół jej
pola widzenia i ożywały za każdym razem, gdy jeden z nich dotknął światła, by
zaraz zniknąć. Pogrążona w myślach i wpół przytomna Hermiona zapomniała
zasłonić baldachim poprzedniego wieczora, ale to sprawiło jej wielką
niespodziankę.
Wstała
i usiadła na parapecie, by obserwować padający śnieg. Nastał poranek w dniu
Bożego Narodzenia, w Hogwarcie padał śnieg i dało się wyczuć wszechobecną
magię. Wszystko wyglądało czarująco, klimatycznie, ale nawet to nie
powstrzymało niszczycielskiej fali melancholii, która zalała Hermionę.
Odkąd
wróciła znad jeziora, nie mogła przestać myśleć o tym, że wszystko się kończy.
Hogwart był ostatnią pozostałością życia, które znała sprzed wojny i musiała
odejść. Po zakończeniu semestru będzie musiała zacząć od nowa.
W
wieku dziewiętnastu lat wydawało jej się surrealistyczne przeżycie kilku żyć, a
jednocześnie ominięcie tylu doświadczeń.
Pokręciła
głową. Rozmyślanie o przyszłości mijało się z celem, skoro nie miała pojęcia,
co dokładnie chce robić po szkole. Hipotetyczne podróżowanie z Malfoyem dało
jej do myślenia. Położyła się spać, pochłonięta myślą o tym, jak oboje będą
zwiedzać świat, tylko przez semestr, a potem pójdą na studia. Czy zrobią to
jako przyjaciele? Czy będą kimś więcej dla siebie? Czy on tego zechce?
Ona bardzo tego chciała.
Przez
cały czas, który spędzili razem, nigdy nie rozmawiali o swojej więzi, nie tak
szczerze, jak chciała od dnia ucieczki z dworu.
Po
rozmowie z Draco w pociągu, rozmowa o tym nie wydawała się już tak istotna. Ale
teraz możliwość wspólnej przyszłości, nawet hipotetycznej, napawała ją ciepłem
i ekscytacją na myśl o dniach, które przestaną być ponure i samotne.
Wróciła
do łóżka, postanawiając otworzyć prezenty. Pierwszy pakunek był od Molly, co
nieuchronnie przypomniało jej o rodzicach i o tym, że nie dostanie od nich żadnych
prezentów. Nigdy więcej niczego od nich nie dostanie.
—
Przestań — powiedziała sama do siebie, zanim będzie za późno.
No dobra, prezent od Molly.
W
tym roku matriarcha Weasleyów prześcignęła samą siebie. Sweter Hermiony był
ciemnozielony, zrobiony z najdelikatniejszej włóczki, jakiej kiedykolwiek
dotykała, i miał zwyczajowo złote „H”. Uwielbiała go, ale zaczął ją ogarniać
smutek i nie chciała zepsuć sobie tego dnia. Reszta prezentów mogła poczekać.
Po
odświeżeniu wróciła do dormitorium i włożyła nowy sweter. Zanim wyszła z
pokoju, przywołała pudełko z prezentem dla Malfoya i szalik Gryffindoru, myśląc
jednocześnie o wieku sposobach, w jakie mogłaby sprawić, by wręczanie prezentów
nie było niezręczne, ale wydawało się to niemożliwe.
Harry
pisał do niej kilka razy i wykorzystała jego listy, szukając prezentu dla
Draco, oczywiście bez wiedzy Harry’ego. Czy czuła się źle, okłamując jednego ze
swoich najlepszych przyjaciół? Tak, ale to było małe kłamstewko. Wynagrodzi mu
to.
Kiedy
paczka dotarła, od razu udała się do swojego dormitorium i zabrała do pracy.
Harry, zgodnie z prośbą, przysłał jej odtwarzacz CD i kilka płyt jej ulubionych
zespołów w odpowiedzi na list, w którym napisała, że tęskni za mugolską muzyką.
To były starannie dobrane składanki, które, jak czuła, spodobałyby się Draco.
Znalezienie
odpowiedniej kombinacji zaklęć, które sprawdziłyby się w magicznym świecie,
było trudne, ale dała radę.
Żołądek
skręcał jej się z niecierpliwości. Była pewna, że doceni gest, ale to było coś
więcej. Czuła, jakby dawała mu cząstkę siebie, coś, czego nie ofiarowała nikomu
innemu, nawet Ronowi.
W
myślach wciąż analizowała logistykę wręczania prezentu. Gdy wyłoniła się z
otworu w portrecie, zamarła. Jej głowa gwałtownie obróciła się w prawo; niczym
słonecznik zwrócony na wschód, by śledzić słońce, stanęła twarzą do niego.
Był
tam, czekał na nią.
—
Przyszedłeś — powiedziała, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
—
Tak. Wesołych Świąt — przywitał się, odwzajemniając uśmiech.
—
Wesołych Świąt — odpowiedziała, podchodząc bliżej.
Więź
rozbudziła się, buczała w niej, przyciągając do niego.
Hermiona
musiała się powstrzymać. Serce podskoczyło jej do gardła. Ta więź, która ją do
niego przywiązywała — pragnęła, by jej ramiona objęły go w talii, by policzki
przycisnęły się do jego piersi. Pragnęła poczuć zapach jego skóry z wodą
kolońską i usłyszeć bicie serca tuż nad swoim. Ale nie odważyła się.
—
Wyglądasz bardzo świątecznie.
Wskazała
na jego bordowy sweter i szalik Slytherinu. Cofnęła się, zachowując odpowiednią
odległość.
—
Ty również.
—
Racja. Ja… mam coś dla ciebie — powiedziała, starając się zachować jak
najbardziej naturalny ton.
—
Ja tak samo.
—
Najpierw otwórz swój. To… cóż, otwórz i wyjaśnię — powiedziała, przygryzając
wargę z niecierpliwości.
Draco
nie spieszył się z rozpakowywaniem prezentu. Hermiona patrzyła, jak jego długie
i eleganckie palce traktowały papier jak delikatne płatki, starannie rozrywając
każdą warstwę bez ścinania.
Była
oczarowana i nie zauważyła, kiedy jego wzrok przesunął się znad prezentu, by na
nią spojrzeć i powiódł po jej linii szczęki, zarysie ust, dostrzegł każdy pieg
pokrywający grzbiet jej nosa, ani jak jego jabłko Adama podskoczyło, gdy
przełknął.
Prezent
został rozpakowany, a gadżety w pudełku wywołały uśmiech na jego twarzy.
—
To się nazywa odtwarzacz CD, a to są płyty CD. Tak otwierasz — poinstruowała
go, pokazując wszystko. — Włóż tu jedną z płyt i załóż słuchawki na uszy. —
Wskazała na nie. — Następnie naciśnij ten przycisk i zacznie grać muzyka.
Musiała
stanąć na palcach, by wszystko dokładnie mu pokazać.
Otworzył
oczy ze zdumienia.
—
To tu zadziała?
—
W magicznym świecie? Tak, to było cholernie trudne, ale udało mi się znaleźć
odpowiednią kombinację zaklęć i działa.
—
Stworzyłaś nową magię?
—
Co? Nie, po prostu…
—
Połączyłaś kilka zaklęć, by zadziałało poprawnie.
—
No tak.
—
Czyli stworzyłaś nową magię, Granger.
Dla mnie, dodał w myślach.
—
Gdy tak to ujmujesz… — mruknęła nieśmiało.
—
Nazywam rzeczy po imieniu. Dziękuję — powiedział Draco, starając się
zminimalizować podziw w głosie, bo uważała to za coś błahego.
Ale
dla niego wiele to znaczyło.
To
coś w jego piersi — więź — huczało, skakało, próbując wyrwać się z więzów i do
niej dotrzeć, ale Draco nie poruszył się.
—
Mam nadzieję, że spodobają ci się wybrane przeze mnie zespoły.
—
Z pewnością — zapewnił ją, patrząc na nią i wciąż próbując otrząsnąć się z
faktu, że stworzyła dla niego magię i podtrzymując chęć przytulenia jej i
wtulenia się w jej szyję.
Odchrząknął.
—
Teraz moja kolej. Cóż, nie jest to tak imponujące jak nowa magia… — Zmrużyła
oczy, a on się uśmiechnął. — Ale mam nadzieję, że i tak ci się spodoba.
Hermiona
już była zachwycona prezentem od niego. Kształt wskazywał, że to książka. Jej
palce lekko drżały, gdy rozwiązywała czerwoną wstążkę, trzymającą w ryzach
pakunek i ostrożnie odrywała papier. Nie śmiała spojrzeć na Draco, gdy
zobaczyła, co dostała.
Przesunęła
palcami po wyżłobionych literach tytułu, złoconych krawędziach i głębokim
brązie skóry, która wydawała się być w nieskazitelnym stanie. Palec delikatnie
wodził po obrysie czterech rogów herbu jej ukochanej szkoły. Wpatrywała się w
skarb w swoich dłoniach, nie mogąc wykrztusić słowa.
—
Zamurowało cię. Widzę, że ta książka sama w sobie kryje magię. Wesołych Świąt.
—
Nie mogę…
—
Oczywiście, że tak.
—
Malfoy, to jest…
—
Pierwsze wydanie Historii Hogwartu,
tak, doskonale zdaję sobie z tego sprawę — powiedział oczywistym tonem.
—
To jest bezcenne, to jest…
—
Twoje. Należy do ciebie. Odrzucasz mój dar, Granger?
—
Co? Nie! Ja tylko…
—
To przestań gadać i ciesz się tym.
—
To… — Westchnęła. — Dziękuję — powiedziała szczerze.
—
Proszę bardzo. Czy teraz możemy zejść na śniadanie? Lub czy nadal mam słuchać,
jak nie potrafisz mówić pełnymi zdaniami?
—
Chodźmy — wymamrotała, tuląc książkę do piersi.
—
Świetnie. Umieram z głodu.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Poszli
na śniadanie ze swoimi prezentami. Wielka Sala wyglądała bardziej magicznie niż
zwykle, gdy z zaczarowanego sufitu padał śnieg. Dwanaście choinek pokrytych
białym puchem, wyglądało dostojnie, a wokół nich tańczyły maleńkie wróżki,
dodając eterycznego akcentu migoczącym światełkom.
Draco
i Hermiona spędzili dzień w Pokoju Wspólnym, zajmując się otrzymanymi
prezentami i wychodzili tylko na posiłki. Po świątecznej kolacji postanowili
zakończyć wieczór na Wieży Astronomicznej, siedząc obok siebie i obserwując
padający śnieg.
—
Byłaś dziś strasznie cicha — powiedział Draco, patrząc na Hermionę.
—
Albo byłam pochłonięta czytaniem książki, albo myśleniem o niej. Nadal nie mogę
uwierzyć, że jest moja. Dziękuję — odparła, bawiąc się rękawem swetra.
—
Przestań mi dziękować, bo ci ją zabiorę.
—
Wierzę, że mógłbyś — rzuciła wyzywająco.
Draco
zmrużył oczy.
—
Jest coś jeszcze. Widzę to. Rozmyślasz…
—
Jak zwykle.
—
Miałem zamiar powiedzieć, że więcej niż przeciętnie, gdybyś tylko pozwoliła mi
dokończyć.
Hermiona
nie planowała o tym rozmawiać. Jak dotąd to był cudowny dzień i nie chciała
psuć nastroju swoją melancholią i wszystkim, co kołatało się w jej głowie.
Kiedyś lepiej ukrywała swoje uczucia, ale wyglądało na to, że jej poprzednie sztuczki
nie działały, gdy chodziło o Draco.
A
poza tym, czy nie chciała, by wiedział, co czuje? Czyż nie mówiła, że chce być
egoistką i mieć go tylko dla siebie? Może czas przestać udawać, że wszystko
gra; może czas dostać to, czego chce.
Westchnęła.
—
Tak. Po prostu… Możesz uwierzyć, że zostało nam tylko sześć miesięcy szkoły?
—
Czas za szybko ucieka.
—
Wiem. Spędziliśmy tu ostatnie siedem lat naszego życia — powiedziała,
rozglądając się po przestrzeni wokół siebie.
—
Mniej więcej — odparł Draco.
Pokręciła
głową.
—
Cieszysz się na koniec? — zapytał.
—
Boję się. Owszem, cieszę się, ale przede wszystkim się boję. A ty?
—
To i to.
Nadszedł
ten moment. Zamierzała powiedzieć coś, czego nie będzie mogła cofnąć. Nic
śmiałego, tylko aluzję, przynętę, którą albo złapie, albo puści. Mogło to pójść
w obie strony, ale naprawdę chciała, by potoczyło się po jej myśli. Musiało, bo alternatywa byłaby zbyt bolesna.
—
Będzie mi brakowało tego miejsca, tych murów, tego widoku. Ludzi… niektórzy
ludzie, których tu poznałam, stali się dla mnie ważni.
—
Boisz się, że nie zobaczysz ich po Hogwarcie?
—
Tak — przyznała, patrząc na niego.
Zmarszczył
brwi.
—
Naprawdę myślisz, że nie zobaczysz swoich przyjaciół po Hogwarcie? — prychnął.
— Myślisz, że na to pozwolą?
Hermiona
zaśmiała się nerwowo.
—
Nie, nie chodzi o nich. Miałam na myśli… innych ludzi.
—
Innych ludzi — powtórzył.
—
Tak — wymamrotała cicho.
To
coś — więź — nie mogło już tego znieść, a on był zmęczony ciągłym opieraniem
się.
Zburz mury. Słowa Theo rozbrzmiały w jego głowie.
—
Czy to dotyczy również mnie?
Złapał
przynętę. Ta nagła śmiałość nie powinna jej zaskoczyć, ale tak się stało. Oboje
byli powściągliwi, ostrożni i nieco wycofani od czasu przybycia do Hogwartu we
wrześniu, ale może… może w zeszłym tygodniu coś do niego dotarło, tak jak do
niej.
—
Jestem jedną z osób, o które się martwisz? — zapytał, zerkając na nią.
—
Tak — odpowiedziała, spuszczając wzrok.
—
Więc przestań się zamartwiać. Dlaczego myślisz, że pozwolę ci stracić ze sobą
kontakt? — dopytywał, przybliżając się do niej.
Spojrzała
na niego z rozchylonymi ustami i sercem galopującym jak uwięzione, dzikie testrale.
—
Co?
—
Dlaczego myślisz, że nie będę chciał cię widywać ani z tobą rozmawiać po ukończeniu
szkoły? — powtórzył głosem, który wybrzmiał głośniej niż chciał. W uszach
dudnił mu puls. — Sprawiałem takie wrażenie?
Pokręciła
głową.
—
Nie, ale… co niby miałam zakładać?
Skinął
głową.
—
Masz rację. Mój błąd. Cały semestr się powstrzymywałem. I byłem… bałem się od
chwili tego, co się wydarzyło we dworze. Ale koniec z tym. Życie jest zbyt
krótkie — powiedział. — Wszystko, co wczoraj powiedziałem, mówiłem na serio.
Hermiona
zamrugała.
—
O hipotetycznym podróżowaniu?
—
Tak, nie wiedziałem, jak to zrobić, żeby nie zabrzmiało zbyt naiwnie. Ale
biorąc pod uwagę obecne okoliczności…
Uśmiechnęła
się.
—
To nie jest hipotetyczne. Nie, jeśli byś tego chciała. Planuję się z tobą
spotykać, rozmawiać i spędzać czas, jeśli tylko ty też tego pragniesz.
—
Chciałabym.
—
W takim razie ustalone — rzekł.
Spojrzał
na nią, biorąc ją za rękę i splatając swoje palce z jej palcami.
Idealne dopasowanie. Oczywiście, że
tak.
Nie
rozumiał, jak to się stało, jak powstała więź i jak związała go z Hermioną,
kiedy szeptał w jej myślach, że wszystko będzie dobrze, ale tak się stało i nie
zamierzał już z tym walczyć. Poddał się; zaakceptował to. To było jak płynięcie
na fali i utrzymywanie głowy nad wodą, cokolwiek by się nie wydarzyło.
Więź
szumiała w piersi; uspokoiła się, dała mu znać, że jest tam, gdzie powinien —
obok Hermiony. Razem z nią. Westchnął i spojrzał w niebo.
Hermiona
uniosła dłoń; nić, która wychodziła z jej piersi i oplatała Draco, przyciągała
ją do niego, ale nie stawiała żadnego oporu. Palcami musnęła jego policzek
niczym piórko, sprawiając, że zadrżał i zamknął oczy. Wtedy wyobraziła sobie
obraz w swojej głowie i przywołała go do siebie.
—
Draco? — wyszeptała.
—
Hmm?
Niepewnie
odwróciła jego twarz ku sobie; kiedy otworzył oczy, Hermiona spojrzała w nie i
pocałowała go.
—
Jemioła — powiedziała, wskazując na gałąź magicznie unoszącą się nad nimi.
Uśmiechnął
się szeroko.
—
Była tam przez cały ten czas?
Przygryzła
wargę i wzruszyła ramionami.
—
Nie wiem.
Uniósł
brwi ze zdziwienia.
—
Wyczarowałaś ją?
Nie
odpowiedziała, tylko się uśmiechnęła i ponownie go pocałowała.
W
końcu wciąż były święta. W Hogwarcie padał śnieg, a magia była wszechobecna.
KONIEC
Dziś nie będę się rozwodzić. W najbliższych dniach zostaną opublikowane rozdziały innych opowiadań, więc czekajcie cierpliwie. A tymczasem cieszmy się świętami i czasem z najbliższymi. Przede mną jeszcze ponad dziesięć dni urlopu, także zamierzam dobrze je wykorzystać.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)