Autor: Arcanum Felis
Bety: ZefirAstro, Rzan., Patronuska
Fandom: Harry Potter
Para: Dramione
Status: Miniaturka
(liczba słów: 4 707)
Gatunek: humor
Klasyfikacja: T
Opis: Wyobrażacie
sobie bezrobotnego Dracona Malfoya? Cóż, ja nigdy nie myślałem, że będę musiał
się z tym zmierzyć. Szukanie pracy to koszmar i chyba dzięki Merlinowi w moje
ręce wpadło TO ogłoszenie. Gdybym wiedział, w co się pakuję, najprawdopodobniej
zastanowiłbym się dwa razy… Chociaż nie, może nie było tak źle. W sumie nawet
mi się podobało…
N/A: Miniaturka
powstała z myślą o konkursie, który niestety się nie odbył. To dramione pisane z perspektywy Draco,
więc szykujcie się na porządną dawkę męskich przemyśleń o życiu i nie tylko ;) W
miniaturce występuje mieszanka czasów teraźniejszego i przeszłego, ale to
zamierzony zabieg. Chciałam przedstawić wspomnienia i teraźniejsze emocje
Dracona.
„Przykro mi, ale nie mam wyboru. Muszę
cię zwolnić.” Te słowa odbijały się echem w mojej głowie, kiedy wychodziłem z
gabinetu dyrektora, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje. Ta sytuacja była
wręcz absurdalna, bo przez ostatni rok byłem najlepszym pracownikiem i
dzięki mnie pozyskaliśmy sporo nowych klientów. Jednak teraz nie ma to
żadnego znaczenia, bo nasza kancelaria upadła. Dlaczego Stevens nie
poinformował nas o tym wcześniej, tylko postawił przed faktem dokonanym?
Przecież może udałoby się nam znaleźć jakieś rozwiązanie? Nie potrafię i nie
chcę zrozumieć tego, z jaką łatwością ukrywał to przed nami! Mnie tak się nie
traktuje. Draco Malfoy oczekuje szacunku! Zobaczysz, Stevens, jeszcze nie raz o
mnie usłyszysz! Znajdę pracę w innej kancelarii i jeszcze będziesz błagał,
żebym u ciebie pracował!
Bezrobocie to coś strasznego. Siedzę w
domu i nie mam co robić. Nie widzę nic ekscytującego w czytaniu bzdur, które
drukuje Prorok Codzienny albo w podglądaniu sąsiadów, co tak bardzo lubi Blaise
Zabini, mój nieprzewidywalny przyjaciel. Zaczynam podejrzewać, że z jego
psychiką jest coś nie tak, ale na razie zachowam to dla siebie. Może mu coś
kiedyś wypomnę, będzie to dobry materiał do wykorzystania, gdybym czegoś od
niego potrzebował. Szwędam się po mieszkaniu i nawet kieliszek czegoś
mocniejszego nie poprawia mojego nastroju. Kiedy spoglądam na kalendarz, aż
jęczę z przerażenia. Minął dopiero jeden dzień, a ja już wariuję. Merlinie, daj
mi siłę!
Dwa czy trzy dni później ktoś puka do
moich drzwi. W progu mieszkania stoją Blaise i Teodor Nott. Moi kumple
postanowili mnie odwiedzić. Jakie to rozczulające… Rozmowa z nimi ani trochę
nie poprawiła mojego nastroju. Oczywiście próbowali podnieść mnie na duchu, ale
z marnym skutkiem. Nott podsunął mi pomysł, żebym przejrzał ogłoszenia o pracę
zamieszczone w Proroku, jednak wątpię, że znajdę tam coś godnego uwagi. Chociaż
może warto spróbować? Zajmę się tym jutro. Dzisiaj nie mam do tego
cierpliwości.
Kiedy następnego dnia korzystam z rady
Notta, zalewa mnie krew. Dlaczego mam wrażenie, że wszyscy pracodawcy, którzy
zamieszczają ogłoszenia w gazetach, mają wygórowane wymagania? Z tej
pozbawionej sensu paplaniny wynika, że idealny pracownik powinien:
a) być młody (mam jedynie dwadzieścia
pięć lat, więc może się załapię);
b) mieć przynajmniej pięć lat
doświadczenia (co za dyskryminacja! Ja pracowałem trzy lata i mam tyle nagród,
że przebijam pod tym względem wszystkich);
c) znać wszystkie języki świata (po
jaką cholerę mam znać mowę olbrzymów?);
d) wykonywać pracę niewolniczą (jeżeli
myślą, że będę godzinami przerzucał dokumenty, to grubo się mylą!);
e) być dobrze wychowanym (tak i
najlepiej nie odpowiadać na zaczepki pozbawionych kultury klientów!).
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że
każde ogłoszenie jest takie samo i dodatkowo, żadne nie zdradza zbyt wielu
szczegółów! A ja szukam czegoś wyjątkowego, oryginalnego, czegoś…
oszałamiającego! Szukam pracy, do której będę chodził z radością. Idealna
praco, czekam na ciebie!
Merlinie, dopomóż!
Ciskam gazetą i warczę z irytacją.
Kolejne ogłoszenie wyprowadziło mnie z równowagi i mam ochotę dać sobie z tym
spokój. Muszę coś ze sobą zrobić. Idę się przejść. Może dzięki temu, znajdę
jakieś rozwiązanie tej chorej sytuacji?
Uważasz,
że jesteś ambitnym i dobrym prawnikiem? Szukasz nowych wyzwań i możliwości?
Jesteś nastawiony na ciężką pracę, która przynosi satysfakcję? Jeżeli chociaż
raz odpowiedziałeś/aś TAK na te pytania, zgłoś się do nas! Być może czekamy
właśnie na Ciebie.
Przecieram oczy ze zdumienia, czytając
ogłoszenie w Żonglerze. Czy to, że ta mała dziewczynka dała mi tę gazetę do
ręki, kiedy przechodziłem tuż obok niej, było przypadkiem, czy może Merlin w
końcu mnie wysłuchał? Chyba znalazłem to, o co mi chodziło! Nie piszą nic o
wymaganiach, więc zawsze będzie można dodać coś od siebie. Jak to mówią, dobry
bajer nie jest zły, byle był skuteczny.
Wystarczy, że zadzwonię i umówię się
na spotkanie. Tylko tyle albo aż tyle... Nie ma co siać paniki. Muszę
spróbować. W sumie mogę to zrobić od razu, tylko gdzie jest najbliższa budka
telefoniczna?
Ha! Zaprosili mnie na spotkanie!
Okazało się, że rozmowa zajęła nam dłużej, niż się spodziewałem, ponieważ był
to pierwszy etap! Prawie skończyły mi się drobne. Od razu robią przesiew
potencjalnych pracowników. Za dwa dni jestem umówiony z działem rekrutacji i
być może już za tydzień będę u nich pracował. Nie wiem za dużo na temat tej
pracy, bo z tych nerwów zapomniałem o to zapytać, ale to nic. Dowiem się
wszystkiego na miejscu. Teraz muszę zadbać o siebie, bo pierwsze wrażenie jest
najistotniejsze. Te poradniki o tym, że liczy się to, co w głowie, są zwykłymi
farmazonami. Owszem inteligentni ludzie zyskują tak dodatkowe punkty, ale
przede wszystkim trzeba się dobrze prezentować.
Przeglądam się w witrynie jednego ze
sklepów na ulicy Pokątnej. Muszę zrobić coś ze swoimi włosami i kupić nowy
garnitur, bo ten nie wygląda najlepiej. Biorę głęboki oddech i kieruję się do
fryzjera. Nowy etap w życiu czas zacząć!
Uwielbiam ten moment, kiedy wchodzę do
domu po wizycie u fryzjera, trzymając w rękach torby z nowymi ubraniami. Dbanie
o wygląd to priorytet, bo dzięki temu można wiele osiągnąć. Mój były szef
często zastanawiał się, dlaczego do naszej kancelarii przychodzi mnóstwo
kobiet. Odpowiedź na to pytanie była banalna — ja i Tom potrafiliśmy je
oczarować i zawsze robiliśmy wszystko, żeby były zadowolone z naszej pracy.
Oczywiście mam na myśli czysto zawodowe relacje. Kiedyś zdarzyło mi się
flirtować z jedną klientką, ale szybko to zakończyłem, bo chciała czegoś
poważnego, a ja nie miałem czasu na związki.
Przymierzam ponownie nowy garnitur i
przeglądam się w lustrze. Wyglądam całkiem nieźle. Oby to wystarczyło. Za dwa
dni wszystko się okaże.
Dlaczego te dwa dni tak się dłużą?
Kręcę się po mieszkaniu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Serce o mało nie
wyskoczy mi z piersi, gdy tylko pomyślę o spotkaniu, a w głowie mam tysiące
pytań bez odpowiedzi. To chyba atak paniki, bo na pewno nie histerii!
Spokojnie, Draco, wszystko będzie dobrze. Pójdziesz tam, pokażesz się z jak
najlepszej strony i dostaniesz tę pracę.
Merlinie, ręce mi się trzęsą! To nie
był dobry pomysł. Zadzwonię do nich i odwołam spotkanie. Tak, to powinienem
zrobić!
Nie! Nie mogę odwołać tej rozmowy.
Potrzebuję pracy i pieniędzy. Dużo pieniędzy. Dobra, spokojnie. Wdech i wydech.
Wdech i wydech.
Wszystko będzie dobrze. Musi być
dobrze.
Nadszedł dzień prawdy. Siedzę na
fotelu w korytarzu obok kancelaryjnej recepcji. Muszę przyznać, że całe wnętrze
prezentuje się nieźle. Jasne ściany kontrastują z ciemną podłogą, a fioletowe
dodatki nadają całości charakteru. Recepcjonistka uśmiecha się do każdego, kto
przechodzi przez próg i wydaje mi się, że profesjonalnie wykonuje swoje
obowiązki. Widać, że panuje tu ciepła atmosfera. Obym tylko umiał się
dostosować.
Mam wrażenie, że tylko ja zostałem
dzisiaj zaproszony na rozmowę. Próbowałem wypytać Annę — recepcjonistkę, czy
oprócz mnie są jacyś inni kandydaci, ale była bardzo tajemnicza. Zaczęła mrugać
jednym okiem i wyglądała tak, jakby miała jakiś tik nerwowy. Dopiero parę
sekund później załapałem, że mruga do mnie. Nie do końca zrozumiałem to
mruganie, ale wygląda na to, że mam większe szanse, niż myślałem.
Próbuję nie patrzeć w stronę drzwi do
gabinetu, w którym podobno odbywają się rozmowy kwalifikacyjne, jednak jest to
silniejsze ode mnie. Tłumaczę to swojej podświadomości tym, że po prostu
podziwiam drewno, z którego wykonano te drzwi i tę złotą klamkę, która błaga o
to, żeby ją otworzyć.
Merlinie, zaczynam świrować i plotę
głupoty. Chciałbym wreszcie tam wejść i mieć to wszystko za sobą. Chcę pokazać,
jak bardzo zależy mi na tej pracy.
No dalej, otwórz te cholerne drzwi!
Jak na zawołanie słyszę skrzypienie i
z gabinetu wychodzi wysoki mężczyzna. Pozdrawia recepcjonistkę skinieniem głowy
i kieruje się w stronę wyjścia, ignorując moją obecność. Po chwili Anna
informuje rekrutera o moim przybyciu. Moment ze sobą rozmawiają, a ja
cierpliwie czekam na rozwój wydarzeń.
Nagle kobieta wychodzi na zewnątrz,
patrzy na mnie i gestem ręki zaprasza do środka. Wstaję z fotela, poprawiam
ubranie i wolnym krokiem idę we wskazanym kierunku. Kątem oka zerkam na Annę,
która mówi cicho „Powodzenia”. Przytakuję i wchodzę do pokoju, zamykając za
sobą drzwi. Najpierw widzę duże, wydaje mi się, że ręcznie robione biurko i
stos papierów po jego lewej stronie. Podnoszę wzrok i widzę osobę, z którą będę
rozmawiał. Długie, brązowe włosy kręcą się nieznacznie, a ciemne oczy patrzą na
mnie z zainteresowaniem. Lekko się uśmiecha, ale jej twarz jest pozbawiona
zbędnych emocji. Mam wrażenie, że skądś ją znam. Te włosy i wyraz twarzy są
takie same jak u…
— Granger?
Kobieta spogląda na mnie, a jej
uśmiech się poszerza.
— Witaj, Malfoy. Kto by pomyślał, że
spotkamy się w takich okolicznościach.
Przełykam głośno ślinę i powoli siadam
na wskazanym gestem dłoni krześle. Mam nogi jak z waty i mało brakuje, żebym
zemdlał.
Patrzę na nią przelotnie, zaciskając
szczękę. To nie może być prawda! Jak to możliwe, że o mojej pracy marzeń będzie
decydowała rozmowa z cholerną Hermioną Granger? Merlinie, co ja ci zrobiłem?
Dlaczego mnie tak karzesz? Czy moje życie zawsze musi być takie popieprzone?
Nagle słyszę cichy śmiech. Patrzę w
tamtym kierunku i widzę iskierki rozbawienia w jej oczach. Prycham pod nosem i
się prostuję. Przez chwilę mierzymy się spojrzeniami.
Otwiera gruby notatnik, biorąc
jednocześnie pióro do ręki.
— Dobrze, przejdźmy do konkretów. Co
wyróżnia cię spośród wszystkich kandydatów? Dlaczego to właśnie ciebie,
mielibyśmy zatrudnić?
Posyłam jej nerwowy uśmiech i
odpowiadam na pytania. Z każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem na jej twarzy
pojawia się coraz większe zdziwienie, a ja czuję się odrobinę pewniej.
Kilka pytań i odpowiedzi później moja
sytuacja wydaje się bardziej klarowna. Granger jest chyba pod wrażeniem moich
dotychczasowych osiągnięć. Skąd to wiem? Patrzy na mnie z niedowierzaniem i już
nawet przestała wymyślać trudne pytania. Wie, że i tak mnie zatrudnią. W sumie
nie mają innego wyboru, bo drugiego takiego kandydata nie znajdą. Wprawdzie
nadal zgrabnie omija kluczową dla mnie sprawę, a mianowicie stanowisko, o które
się staram, ale myślę, że za chwilę lub dwie dowiem się wszystkiego.
Zerkam na nią z ukosa i czekam na
dalszy rozwój sytuacji. Przerzuca długopis w dłoni i zastanawia się, co dalej.
Zapisuje coś w swoim grubym notatniku, po czym wzdycha z rezygnacją.
— Dobrze, Malfoy. Masz tę pracę.
Zostaniesz moim asystentem.
Mrugam dwa razy.
— Słucham? — dopytuję, mając nadzieję,
że się przesłyszałem, na co ta uśmiecha się kpiąco. Nie wiedziałem, że to
potrafi.
— Szukaliśmy osoby na stanowisko
asystenta…
— Asystenta rekruterki?
— Nie, Malfoy, asystenta prezesa.
Szefowej.
Mrugam dwa razy. Nie, to nie może być
prawda.
— Że co?
— Jestem właścicielką tej kancelarii.
— Będziesz moją szefową? — Ciągle nie
może to do mnie dotrzeć.
Hermiona wzrusza ramionami.
— No, tak.
— Myślałem, że szukacie prawników! —
krztuszę się wypowiadanymi słowami.
Posyła mi zagadkowe spojrzenie.
— Na razie nie szukam nowych
prawników, bo jestem bardzo zadowolona z pracy moich podwładnych. Poszukiwałam
asystentki albo asystenta, bo Rose, która dotychczas pracowała na tym
stanowisku, wyjechała za granicę. Oczywiście nie musisz przyjmować tej pracy,
jeśli nie jesteś w stanie pracować pode mną, ale sądzę, że ta praca jest ci
potrzebna, więc dobrze się zastanów. Przejrzałam twoje referencje i dokumenty,
które mi przysłałeś i muszę stwierdzić, że jesteś bardzo dobrym prawnikiem.
Zapewne myślisz, że praca asystenta nie jest dla ciebie, ale nie będzie ona polegała
na przekładaniu dokumentów.
Prycham z irytacją.
— Tak, jasne. Oprócz przekładania
papierów będę robił ci kawę.
Przewraca oczami.
— Nie, kawę robi Anna. Ty będziesz
pomagać mi przy sprawach, przeze mnie prowadzonych.
— W sensie?
Granger uśmiecha się pod nosem i
spogląda na mnie z wyższością.
— Mój asystent towarzyszy mi podczas
rozmów z klientami i w sądzie. Często dzielę się z nim swoimi przemyśleniami
dotyczącymi spraw i słucham jego sugestii.
— Czyli mam ci podpowiadać? —
dopytuję.
Wzrusza ramionami.
— Zwał jak zwał, Malfoy, masz mówić,
co byś zrobił w danej sytuacji. Przy odrobinie szczęścia może wykorzystam twój
błyskotliwy pomysł. Jeśli przekonasz mnie, że zależy ci na tej pracy, szybko
awansujesz.
Unoszę brwi ze zdziwieniem. Wszystko,
co mówi, wydaje się sensowne, ale to nie może być takie proste.
— Dobra, gdzie jest haczyk?
— Nie ma żadnego haczyka. Proponuję ci
pracę na dobrych warunkach z odpowiednim wynagrodzeniem. Wierz mi, nie będziesz
żałował tego, że ją przyjąłeś. Gdybym była na twoim miejscu, nie wahałabym się
ani chwili dłużej.
Zastanawiam się przez chwilę, bo
naprawdę nie wiem, co robić. Mógłbym odwrócić się na pięcie i poszukać czegoś
innego, ale te wszystkie ogłoszenia, które przejrzałem, nie sprostały moim
oczekiwaniom. Oferta Granger wydaje się dobra. Cóż, muszę przyznać, że bardzo
dobra. Ale to stanowisko… Nigdy nie byłem asystentem. Zawsze to ja kimś
rządziłem. Może mogłaby mi dać chwilę na zastanowienie? Ale znowu, gdyby się
rozmyśliła?
Zerkam na Hermionę, która cały czas
mnie obserwuje i czeka na moją odpowiedź. Na jej twarzy nie widzę żadnych
emocji. Nie sądzę, żeby próbowała mnie oszukiwać, to nie ten typ człowieka.
Nigdy nie umiała kłamać, przynajmniej ja tego nie zauważyłem.
Wzdycham z rezygnacją.
— Dobrze, będę twoim asystentem.
Kobieta uśmiecha się i wyciąga dłoń w
moim kierunku. Przez chwilę patrzę na nią jak na wariatkę, ale sekundę później
odwzajemniam jej gest.
— Witam na pokładzie — mówi oficjalnym
tonem.
Przytakuję i kieruję się w stronę
drzwi. Mam przeczucie, że jeszcze nie raz będę żałował tej decyzji.
Dwa dni później rozpoczynam pracę w
kancelarii. Tak jak przypuszczałem mam wiele dokumentów do posegregowania, ale
Granger nie nazywa tego niewolniczą pracą. Według niej dzięki temu „zapoznam
się z prowadzonymi sprawami i sposobem działania firmy”. Tak, jasne. Takie kity
może wciskać niedoświadczonym pracownikom administracji publicznej, którzy nie
mają zielonego pojęcia o prawie. Ja zajmowałem się tym trzy lata i nie jestem
żółtodziobem! Ale nie będę robił afery, tylko bez gadania wykonam swoje
obowiązki. Niech widzi, że zależy mi na tej cholernej pracy. Im szybciej ją do
tego przekonam, tym szybciej dostanę upragnione stanowisko.
Jeżeli myślicie, że zakres obowiązków
asystenta jest łatwy i przyjemny, to grubo się mylicie. Siedzę przykurzony,
pośród sterty papierów i mam wrażenie, że to nigdy się nie skończy, bo Anna co
godzinę przynosi kolejne segregatory. Nie miałem pojęcia, że Granger jest taka
obrotna. Założyła tę kancelarię dwa lata temu, a przeprowadziła więcej spraw,
niż wszyscy pracownicy Stevensa razem wzięci! Jak ona to robi? Być może
obezwładnia przeciwników czarami, ale to byłoby zbyt proste. Na pewno się tego
dowiem. Zrobię wszystko, żeby poznać jej sekret.
Anna podchodzi do mnie z kolejną
partią dokumentów, uśmiechając się przepraszająco, a moja szefowa stoi w
drzwiach swojego gabinetu i patrzy na mnie rozbawionym wzrokiem. Granger, jak
ja ciebie nienawidzę!
Kolejne dni nie różnią się niczym od
pierwszego. Nadal tonę w dokumentach i mam ochotę ze sobą skończyć. Ewentualnie
mógłbym rzucić tę przeklętą pracę, ale potrzebuję pieniędzy, a tu zaoferowali
mi wysoką stawkę. Tylko to mnie trzyma przy biurku.
Na początku trzeciego tygodnia do
Granger przyszedł Potter. Był wyraźnie zaskoczony moją obecnością w kancelarii
swojej przyjaciółki. Widocznie nie
podobało mu się to, że mnie zatrudniła. Cóż, o ile wiem, nie jest od niego
zależna i może robić, co tylko chce. Chyba nie przyjął tego zbyt dobrze, bo
przez drzwi jej gabinetu słychać było głośną rozmowę. Nie mam pojęcia, dlaczego
ona się z nim jeszcze zadaje. Wszyscy dobrze wiedzą, że to dzięki niej przeżył
wojnę i pokonał Czarnego Pana. To ona wymyśliła cały plan. On był tylko
pionkiem w grze. Cała ta aura Wybrańca to bujda wyssana z palca.
Nagle drzwi do gabinetu otworzyły się
szeroko i stanął w nich Potter. Wyglądał na zdenerwowanego i szybko skierował
się do wyjścia. Granger podbiegła do niego i poprosiła o jeszcze chwilę
rozmowy, jednak on ją odtrącił. Wyszedł, nie odwracając się za siebie, a ona
patrzyła na to wszystko z przerażeniem. Zawsze widząc ją w takim stanie, czuję
coś na kształt współczucia. Może to dziwne, a jednak jej współczuję. Dalej nie
rozumiem, dlaczego tak bardzo zależy jej na zdaniu Pottera. Przecież wszyscy
dobrze wiedzą, że jest cholernie inteligentną osobą. Nawet ja jestem tego
świadomy, ale nie zamierzam mówić o tym na głos. Sam fakt, że założyła tę
kancelarię i wszystko zorganizowała, o tym świadczy. Nie powinna przejmować się
Potterem.
Mam ochotę podejść teraz do niej i
zapytać, o co chodziło, ale nie będę tego robił. W końcu uważa mnie za
ignoranta bez serca. Niech tak pozostanie. Tak jest lepiej.
Kilka dni później Granger zaprasza
mnie do swojego gabinetu i oświadcza, że będę brał udział w spotkaniu z ważnym
klientem. Oczywiście staram się nie okazywać przesadnej radości. Profesjonalizm
przede wszystkim!
Dotychczas pokazałem się z jak
najlepszej strony i ani razu nie usłyszałem złego słowa. Szczerze mówiąc,
myślałem, że Granger będzie patrzeć na mnie z góry i się wywyższać. Tymczasem
jest zupełnie inaczej. Pracujemy jak równy z równym i słowem nie wspomni o tym,
co było. Nawet wtedy, gdy przez przypadek zalałem akta Weasleya. Zdziwiło mnie,
że nie krzyknęła, tylko podeszła do biurka i wysuszyła wszystko zaklęciem.
Oczywiście zrobiłem to specjalnie, bo chciałem zobaczyć, czy tylko udaje taką
spokojną. Miałem nadzieję, że wyjdzie z niej dawna, wojownicza Hermiona
Granger, jednak nic takiego nie miało miejsca. Podejrzewam, że przeszła jakąś
terapię wyciszającą czy coś w tym rodzaju, bo jest nazbyt spokojna. Nie to,
żebym się o nią martwił, to tylko moje obserwacje.
Granger pokrótce przedstawia mi
sprawę, którą będziemy się zajmowali. Oszustwa finansowe to z reguły banalne
sprawy, ale zapewne to tylko pozory. Dlaczego tak myślę? To z tego względu, że
Hermiona Granger nigdy nie prowadzi błahych spraw. Zawsze kryje się w nich coś
podchwytliwego i tajemniczego. Ta kobieta momentami zachowuje się jak auror.
Uwielbia adrenalinę i w takich momentach czuje się najlepiej. Cóż, w tej
kwestii jesteśmy bardzo podobni. Może dzięki temu będziemy mogli chociaż trochę
się dogadać?
Następnego dnia do kancelarii
przychodzi wysoki mężczyzna z żoną i od razu kierują się do gabinetu Granger.
Ja podążam za nimi i siadam obok mojej szefowej. Wczoraj dokładnie omówiliśmy
strategię działania i pytania, które zadamy, dlatego nie okazujemy
zdenerwowania. Przynajmniej ja staram się go nie okazywać, bo Granger ma to we
krwi. Siedzi prosto i utrzymuje kontakt wzrokowy z klientem. Od czasu do czasu
notuje coś w swoim grubym notatniku. Mężczyzna odpowiada bardzo szczegółowo,
ale jego żona wzbudza moje podejrzenia. Rozgląda się po gabinecie i wygląda
tak, jakby chciała stąd uciec. Mam wrażenie, że coś ukrywa i ukradkiem zerkam
na Granger, która w tym samym momencie rzuca mi przelotne spojrzenie mówiące
„Nie teraz, obgadamy to potem”. Nieznacznie przytakuję i słucham dalszego
wywodu mężczyzny.
Godzinę później wychodzą z kancelarii,
a my omawiamy swoje spostrzeżenia. Okazuje się, że mamy podobne odczucia, co do
szczerości kobiety, który przyszła. Granger myśli, że ma coś na sumieniu. Cóż,
może i tak jest, ale jak na razie nie mamy co do tego stuprocentowej pewności.
Trzeba to wszystko przemyśleć.
Przez następne trzy godziny
dyskutujemy o naszych kolejnych działania przy aromatycznej kawie, którą
niedawno przyniosła Anna. Ciekawe skąd wiedziała jaką kawę lubię?
— Ja jej powiedziałam — mówi cicho
Granger.
Patrzę na nią ze zdziwieniem, nic nie
rozumiejąc. Chwilę później uświadamiam sobie, że Granger mówi o kawie. Czyżby
uczyła się legilimencji i oklumencji?
— To też, Malfoy. Po prostu mówisz na
głos.
Mrugam dwa razy.
— Kiedy? — pytam sam nie do końca
wiedząc, czy o pierwszą część jej wypowiedzi czy drugą. Dla pewności udam, że
jednak chodzi o naukę — w końcu nam, Malfoyom, nigdy nic się nie wymyka, gdy
tego nie chcemy. Granger musiało się to przesłyszeć. Zgadła po prostu o czym
myślałem i tyle.
— Po wojnie. Sam dobrze wiesz, że nie
można było nikomu ufać. Każdy z nas musiał sobie radzić na własną rękę.
— Nie trzymałaś się z Potterem?
Przytakuje i zamyka notatnik.
— Zawsze był w pobliżu mnie, ale
chciałam wreszcie zrobić coś dla siebie. W tajemnicy przed wszystkimi uczyłam
się oklumencji, a we wrześniu jako jedyna z naszej trójki wróciłam do Hogwartu.
Zresztą dobrze o tym wiesz, bo ty także wróciłeś do szkoły.
— Musiałem wrócić.
— Wiem i bardzo się cieszę, że to
zrobiłeś, bo dzięki temu zdałeś Owutemy i poszedłeś na studia prawnicze, a
teraz pracujesz w mojej kancelarii — mówi, uśmiechając się szeroko. — Nawet nie
zapytałam, czy ci się tu podoba. Mam nadzieję, że nie czujesz się
wykorzystywany.
Nie wiem, co mógłbym jej odpowiedzieć.
Dawny ja zapewne powiedziałby, że czuje się jak niewolnik, ale tak naprawdę
jest mi tu bardzo dobrze. Mimo nawału pracy nie jestem zmęczony i zirytowany.
Podoba mi się tu, ale czy powinienem jej to powiedzieć?
Biorę głęboki wdech i posyłam jej swój
uśmiech.
— Cóż, nie jest źle. Zawsze jednak
mogłoby być lepiej.
Opiera się wygodnie na krześle i
wkłada ręce pod boki.
— Uznam to za tak.
W słoneczne październikowe popołudnie
wychodzę z pracy w świetnym nastroju. Razem z Granger jesteśmy na dobrej drodze
do rozwiązania sprawy oszustwa. Zebraliśmy wiele dowodów, jednak nadal nie
wiemy, kto był wtyką. Chciałbym wreszcie dowiedzieć się prawdy i zobaczyć minę
prokuratora, kiedy Granger przedstawi w sądzie wszystko, co mamy. Zapewne nie
będzie taki wesolutki jak ostatnio, gdy wparował do kancelarii, żeby obwieścić
nam dobrą nowinę. On i jego świta obsmarowali naszego klienta tak, że ten długo
się z tego nie wygrzebie. Merlinie, chciałbym, żeby było już po wszystkim.
Od tygodnia nie mogę przestać myśleć o
żonie klienta. Czuję, że ona coś kombinuje, ale nie mam pojęcia jak to
udowodnić. Granger przestała być taka spokojna. Chodzi po gabinecie w tę i z
powrotem, i myśli tak intensywnie, że włosy na jej głowie puszą się
niemiłosiernie. Wolę nie wspominać o tym przy niej, bo ostatnio, kiedy
powiedziałem, że za dużo słodzi, rzuciła we mnie zajadłym wzrokiem, że do dziś
czuję fantomowy ból w kościach.
Przemierzam ulicę Londynu i nagle
zauważam znajomą postać. Po drugiej stronie ulicy po chodniku idzie żona
naszego klienta. Rozgląda się dookoła siebie, ale chyba mnie nie rozpoznaje.
Wygląda na zdenerwowaną. Kieruje się ku małej kawiarenki, która znajduje się
tuż za rogiem. Postanawiam iść za nią. Jestem kilka metrów w tyle, ale cały
czas mam ją w zasięgu wzroku. Wchodzi do kawiarni i się rozgląda. Nagle
przechodzi przez pomieszczenie i siada przy stoliku w rogu, przy którym siedzi
jakiś mężczyzna. Ukradkiem również wchodzę do środka i zajmuję miejsce za
filarem, tak że mnie nie widzą. Obserwuję ich. Ten mężczyzna wydaje mi się
znajomy. Sięgam do torby po gazetę i rozglądam się dookoła siebie, ale nikt nie
zwraca na mnie uwagi, więc dyskretnie podsłuchuję ich rozmowę.
— Jak wygląda sytuacja? — pyta
mężczyzna.
— Niezbyt dobrze, John. Wydaje mi się,
że ta… że ta adwokatka coś podejrzewa. Kiedy ostatni raz byłam u niej z
Markiem, ona i jej asystent prześwietlali mnie wzrokiem. Boję się, że dowiedzą
się prawdy. To nie może wyjść na światło dzienne. Nikt nie może się dowiedzieć,
że to dzięki mnie zdobyłeś te informacje o firmie. On by tego nie zrozumiał.
Nikt by tego nie zrozumiał.
— Spokojnie, Mary, nikt się niczego
nie dowie. Ale nawet gdyby to wyszło na jaw, to nie masz się o co martwić. Ja
się tobą zaopiekuję.
— Naprawdę?
— Oczywiście. Dowiedziałaś się czegoś
jeszcze? Jaki mają plan jego adwokaci?
Kobieta zaczyna opowiadać o naszej
strategii, a ja nie mogę uwierzyć w to, że jest taka głupia. Ten facet
perfidnie ją wykorzystuje, a ona tańczy tak, jak on jej zagra. Jest taka ślepa,
że nie widzi tego, jak facet nią pomiata. Obiecuje jej szczęśliwe życie, ale
podejrzewam, że kiedy ta sprawa się skończy, będzie miał ją gdzieś.
Muszę o tym powiedzieć Granger.
Wiedziałem, że to Mary jest wtyką! To ona za tym wszystkim stoi. Ciekawe czy
moja szefowa mi uwierzy.
Szybko wychodzę z kawiarni i wchodzę w
boczną uliczkę. Wyciągam różdżkę i przenoszę moje wspomnienia do małej fiolki.
Dobrze, że mamy w kancelarii myślodsiewnię. Pokażę jej swoje wspomnienia i
wygramy tę sprawę!
Następnego dnia razem z Granger
oglądamy moje wspomnienia. Kiedy wracamy do gabinetu, siada na fotelu i patrzy
na mnie przenikliwym wzrokiem. Nie podoba mi się to. Nawet bardzo mi się to nie
podoba. Nie wiem, czy jest zaskoczona, czy bardziej wkurzona, że to nie ona to
odkryła. Powoli podchodzę do krzesła i siadam na nie, nic nie mówiąc. Przez
chwilę siedzimy w milczeniu. Sekundy upływają bardzo szybko, a ja mam ochotę
uciec stąd, jak najdalej się da.
Nagle tę niezręczną ciszę przerywa jej
zirytowane warknięcie. Chyba nauczyła się tego ode mnie, bo dźwięk brzmi
identycznie.
— Malfoy, wytłumacz mi, jak to jest
możliwe, że przez te kilka tygodni nie potrafiliśmy tego udowodnić?
Wzruszam ramionami.
— Widocznie dobrze się z tym kryła.
— Ale przecież to było oczywiste!
Każdy prawnik, którego znam od razu po tamtej rozmowie, w której
uczestniczyłeś, zacząłby bacznie ją obserwować, a my kręciliśmy się w kółko,
nie mając żadnego punktu zaczepienia. Merlinie! — woła, chowając twarz w dłoniach.
— Granger, to nie twoja wina. Chciałaś
tę sprawę rozpracować i bardzo dobrze ci się to udało. Znalazłaś wiele powiązań
i dzięki tobie prokurator będzie miał do przesłuchania dodatkowe osoby, które
są po naszej stronie. Nie obwiniaj się, a ciesz, że jesteśmy na dobrej drodze
do zakończenia tej sprawy. Podejrzewam, że prędzej czy później, rozwiązalibyśmy
tę zagadkę — mówię, próbując podnieść ją na duchu.
Kobieta uśmiecha się lekko.
— Nie wiem, może i tak, ale dziękuję,
że mi to pokazałeś pokazałeś. Teraz musimy coś wymyślić, żeby zaczęła mówić
prawdę.
— Będzie ciężko, bo ona jest wpatrzona
w tego Johna jak w obrazek — dodaję.
Zerka na mnie z zainteresowaniem, a
chwilę później otwiera akta z zebranymi dowodami i zaczynamy dyskutować. Mam
przeczucie, że to będzie długi dzień. Napiłbym się kawy. Jak na zawołanie, do
gabinetu wchodzi Anna z dwiema filiżankami na tacy. Patrzę na Granger, która
próbuje stłumić chytry uśmieszek.
Dwa tygodnie później odbywa się
rozprawa sądowa. Siedzę na sali i obserwuję Granger w akcji. Zgrabnie
przechodzi z jednego wątku do drugiego, doprowadzając prokuratora do załamania
nerwowego.
Właśnie przesłuchuje jednego z
pracowników konkurencyjnej firmy, który zapiera się, że o niczym nie wiedział i
on generalnie nie ma pojęcia, po co został tu wezwany. Na szczęście taka
paplanina nie jest straszna Granger, która od razu przechodzi do ataku. W toku
naszego prywatnego śledztwa doszliśmy do wniosku, że ten mężczyzna był
łącznikiem pomiędzy Mary i Johnem. Przypadkiem trafiliśmy na nagranie, na
którym zarejestrowano jego rozmowę z kobietą. Kiedy Granger poprosiła o
puszczenie tego nagrania twarz prokuratora zaczęła przybierać różne barwy — od
zielonej po czerwoną, a nasz świadek nie mogąc dłużej wytrzymać, wskazuje ręką
Mary i mówi, że ona to wymyśliła.
Publiczność zebrana na sali zaczyna
szemrać, a ja uśmiecham się z satysfakcją, widząc przerażoną twarz żony naszego
klienta. Nie spodziewałem się, że prawda wyjdzie tak szybko, ale najwidoczniej
Granger po prostu nie mogła się powstrzymać.
Nasze
spojrzenia się spotykają i szybko przytakuję. Uśmiecha się nieznacznie, po czym
odwraca głowę w stronę sędziego i prosi o przesłuchanie Mary. Kobieta podchodzi
do barierki całkowicie oszołomiona. Oczywiście sędzia informuje ją, że jako
członek rodziny jednej ze stron nie musi składać zeznań, ale kobieta ignoruje
jego słowa i spogląda na Granger, która szybko podchodzi do niej i zaczyna
przesłuchanie. Zadaje niewygodne pytania, które doprowadzają Mary do łez.
Jednak Hermiona nie poprzestaje na tym i zaczyna opowiadać o jej rozmowie z
Johnem w kawiarni. Oczywiście nie ujawnia skąd to wie. Nazywa mnie tajnym
informatorem. Podoba mi się ta ksywka i nawet do mnie pasuje.
Nagle Mark wstaje ze swojego miejsca i
zaczyna wyzywać swoją żonę od najgorszych, co doprowadza ją do coraz większej
histerii. Spanikowana mówi prawdę o oszustwach i o swoich kontaktach z Johnem.
Kiedy kończy mówić, sędzia kręci głową z politowaniem, a Hermiona Granger cała
w skowronkach wraca na swoje miejsce. Uśmiecham się pod nosem, widząc jej
reakcję i nagle zerka w moją stronę. W jej oczach tańczą tajemnicze iskierki.
Pół godziny później sprawa dobiega
końca. Mark został uniewinniony, a jego konkurent będzie musiał wypłacić mu
ogromne odszkodowanie. Sprawa Mary rozstrzygnie się w odrębnym postępowaniu,
ale my nie będziemy się w to już mieszać.
Stoimy na korytarzu i żegnamy się z
naszym klientem, który wylewnie dziękuje nam za współpracę i gratuluje.
— Ja nigdy nie odważyłbym się tak
zaryzykować — mówi.
Granger patrzy na mnie, a potem na
niego.
— Wie pan, kto nie ryzykuje, ten nie
zyskuje.
Mark uśmiecha się do nas i odchodzi.
Oboje śledzimy go wzrokiem, ale nagle słyszę jej głos:
— Dobra robota, Malfoy.
Mrugam dwa razy i patrzę na nią z
zaskoczeniem.
— Czy ty mnie właśnie pochwaliłaś? —
pytam.
Przewraca oczami.
— O tak, ale nie licz na to, że
powtórzę to publicznie.
Uśmiecham się pod nosem. Chyba
spędzamy ze sobą za dużo czasu, bo Hermiona zaczyna mnie naśladować, a ja uczę
się od niej opanowania.
— Nie musisz tego robić, chociaż miło
byłoby usłyszeć to na forum publicznym.
Prycha.
— W twoich snach — dodaje poważnym
tonem, ale to tylko pozory, bo w jej oczach nadal tańczą tajemnicze iskierki
rozbawienia.
Zerkamy na siebie, nic nie mówiąc.
Nagle Granger odwraca się na pięcie i idzie w kierunku sędziego, a ja śledzę ją
wzrokiem jak zahipnotyzowany. Przez te kilka tygodni poznałem ją z zupełnie
innej strony. Owszem nadal uważa, że jest najmądrzejszą osobą na świecie, ale
widzę, że jest też człowiekiem. Nie przejmowała się przeszłością i zatrudniła mnie,
chociaż nie musiała tego robić. Dała mi drugą szansę i chyba powinienem jej za
to podziękować. Wiem, Draco Malfoy nigdy nikomu nie dziękuje, ale kiedyś musi
być ten pierwszy raz, prawda?
____________
Witajcie :) W to piątkowe popołudnie publikuję miniaturkę. Jestem ciekawa Waszych reakcji. Chciałam przedstawić dramione w trochę innej wersji niż zazwyczaj ;) Piszcie, co sądzicie. Każdy komentarz mnie ucieszy :)
Wiem, że obiecałam Wam kolejny rozdział Fretki, ale niestety nie wyrobiłam się. Zajęłam się rozdziałem Muzycznej misji i całkowicie zapomniałam o tłumaczeniach. Być może będą w przyszłym tygodniu, ale nie będę obiecywać.
To tyle. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu. Enjoy!
To aż się prosi o c.d.n. Zostawiłaś tak otwarte zakończenie, że chętnie bym widziała z tej miniaturki jakiś nieco dłuższy tekst. Tym bardziej, że są w nim dorośli bohaterowie, brak ciągłych, nienawistnych przepychanek i jest to po prostu kawałek naprawdę przyjemnego do czytania opowiadanka. Zabawne, ile bym nie czytała opowieści, w których Hermiona, Draco lub obydwoje są prawnikami - zawsze mają dla mnie swój urok. Może dlatego, że ta profesja wyjątkowo do każdego z nich pasuje, że mają tu całkiem spore pole do popisu i dość często, zmuszeni lub nie, po prostu ze sobą współpracują. A to na ogół się fajnie czyta.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Margot
Szczerze mówiąc, kiedy pisałam tę miniaturkę nie myślałam o dalszym ciągu, ale może kiedyś na podstawie tego powstanie coś dłuższego z perspektywy Draco? Nie lubię historii, w których na siłę się kłócą i przepychają. Wolę takie, w których oboje są dojrzali, a zawód prawnika pasuje do nich idealnie ;)
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam :)
Hejo hejooo ;D
OdpowiedzUsuńBezrobotny Draco to niemal oksymoron! W sumie jakby się nad tym głębiej zastanowić, to to samo odnosi się do biednego Dracona albo takiego, który pracuje DLA Granger. Czyli mówiąc krótko: doskonały pomysł na miniaturkę!
I faktycznie nie kończy się jakimś wielkim uczuciem, ale akceptacją, zrozumieniem i pogodzeniem się z daną rzeczywistością, a o to chyba w tym najbardziej chodziło. I masz za to ogromny plus ode mnie :D
Pozdrawiam, Iva Nerda
Hah to prawda, bezrobotny Draco to totalna abstrakcja, ale potrzebowałam jakiegoś "punktu zwrotnego" w jego życiu, alby napisać tę miniaturkę (zasady konkursu i takie tam). Nie chciałam wywoływać wielkiego big love. Ta miniaturka od początku do końca miała opierać się na czysto zawodowej relacji. A fakt, że przy okazji Draco poznał Hermionę z zupełnie innej strony, to efekt uboczny :D
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam :)
Bardzo fajna miniaturka, a przemyślenia Draco jak najbardziej w moim guście :D!
OdpowiedzUsuńOgólnie fajnie, że mamy tutaj otwarte zakończenie i każdy może dopowiedzieć sobie coś od siebie... Co prawda zazwyczaj wole zakończenia, gdzie wszystko jest podane wprost, ale akurat tutaj bardzo ten zabieg mi się podoba :D
Jeszce raz: świetna miniatura!
Pozdrawiam,
Charlotte
Dziękuję! Super, że się podobało. Nie chciałam na siłę wplatać romansowego wątku, więc pozostali na stopie czysto zawodowej :) Otwarte zakończenie daje możliwość wielu interpretacji :D
UsuńPozdrawiam
#MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się, że miniaturka jest pisana w pierwszej osobie z perspektywy Dracona. Aż przypomina mi się jak sama szukałam pracy, to mordęga! Podoba mi się, że Hermiona podeszła do tego tak profesjonalnie, chciałabym zobaczyć minę Malfoya, gdy ją rozpoznał :D
Biedny Draco będzie podwładnym Hermiony, bardzo mi się to podoba, może to troche utrze mu nosa.
Miło się czyta jak współpracują i rozmawiają normalnie. Dobrze, że Draco odkrył ten mały spisek, a rozprawa poszła po ich myśli. To z pewnością ich do siebie zbliży. Czuję jednak mały niedosyt, szkoda, że ta miniaturka była taka krótka :/
Pozdrawiam!