wtorek, 5 grudnia 2017

Rozdział 16: Prośby Dumbledore’a

Draco zupełnie nieruchomo siedzi na krześle obok mnie w gabinecie dyrektora. Wiem, że ten obojętny wyraz twarzy to maska, ale teraz nie ma to żadnego znaczenia. Uderzam palcami o kolano, aby wyzwolić więcej energii w pomieszczeniu.
— Dyrektorze. — Draco pozdrawia Dumbledore’a lekkim skinięciem głowy, gdy ten siada. Mężczyzna uśmiecha się delikatnie, jednak zmarszczki wokół oku wydają się napięte. Trzy wojny to o wiele za dużo dla jednej osoby, a on przeżył dwie, jeśli doliczyć walkę z Grindelwaldem w dwóch czasoprzestrzeniach.
— Panie Malfoy — zaczyna Dumbledore — rozumiem, że przyjął pan propozycję Zakonu dotyczącą ochrony ciebie i twojej matki. — Draco przytakuje. — Czy mam rację, że nie chciałbyś dołączyć do Zakonu i walczyć?
— Walczyłem w jednej wojnie, aby utrzymać ją przy życiu i robiłem wiele rzeczy, których nie powinienem. Jak zrozumiałem, wasza strona nie wymaga walki w zamian za ochronę, prawda? — odpowiada Draco spokojnie, chociaż jego słowa są trochę urywane.
— Nic nie jest od ciebie wymagane, panie Malfoy, oprócz zerwania więzów z Voldemortem — mówi Dumbledore.
— To nie problem. I tak, nie chciałbym walczyć.
— Zrozumiałe po tym wszystkim. Ty i twoja matka będziecie mieszkać w bezpiecznym i dobrze chronionym miejscu, ale na czas wojny muszę prosić, aby żadne z was nie opuszczało schronienia. To daje wam pewne możliwości, będziesz mógł się przygotować do owutemów, biorąc pod uwagę, że prawdopodobnie nie będziesz mógł wrócić na siódmy rok. Proszę stwórz listę rzeczy, które ty i twoja matka będziecie potrzebować, a ja zgromadzę je przed twoim wyjazdem.
Draco nie może wyjść z szoku i stać go tylko na lekkie skinięcie głową. Dyrektor robi to samo, wciąż się uśmiechając.
— Są jeszcze dwie sprawy, o które chciałbym zapytać, panie Malfoy — kontynuuje Dumbledore. Oczy Draco zwężają się i obserwują mężczyznę. — W bezpiecznym domu, który wam oferujemy, będą także mieszkać pan Potter, pan Weasley i panna Granger. Niewiele osób może tam wejść albo o nim wiedzieć. Dlatego proszę, abyś pomagał mi w przygotowywaniu eliksirów i leczeniu, oczywiście wewnątrz domu.
— A druga rzecz — mówi Draco.
— Nie chcę, żeby pan Potter wiedział o moim odejściu. Kiedy to się stanie, będziesz jedyną osobą która może mu o tym powiedzieć, ponieważ pannę Granger obowiązuje wieczysta przysięga. Wie wystarczająco dużo, bo język jego przyjaciółki trochę się rozluźnił i mogłaby przesadzić.
— Dlaczego nie można powiedzieć mu wcześniej? — pyta, a ja przełykam gulę w gardle i odwracam wzrok.
— Nie chcę spędzić reszty czasu na złość na to, czego nie można uniknąć. Nie chcę też, aby pan Potter poszukiwał innego sposobu, zamiast szkolić się na nadchodzącą wojnę — odpowiada Dumbledore, po czym dodaje, lekko się uśmiechając. — I nie zależy mi na pożegnaniach.
— Tak, proszę pana — mówi z szacunkiem Draco. — Mogę to zrobić.
Dyrektor uśmiecha się z dumą.
— Dziękuję. Dobranoc, panie Malfoy. Porozmawiamy ponownie, zanim nadejdzie czas — oświadcza mężczyzna.
Draco przytakuje i wychodzi z gabinetu. Jasne, niebieskie oczy zwracają się na mnie.
— Panno Granger, jeszcze nigdy nie byłem taki szczęśliwy, udowadniając sobie, że się myliłem, ponieważ naprawdę zmieniłaś myślenie pana Malfoya.
Potrząsam głową.
— To nie ja — odpowiadam. — Właśnie tego chciał. Po prostu nie miał pojęcia, że mógł to wybrać za pierwszym razem.
Dumbledore przytakuje mądrze.
— Och, pan Potter — wita się dyrektor. Harry opada na krzesło, które uprzednio zajmował Draco. — Przypuszczam, że panna Granger powiedziała ci trochę więcej o planie, który stworzyliśmy.
— Tak, proszę pana.
— Jestem w trakcie sfinalizowania kontraktu z goblinami, aby zwrócić puchar Hufflepuffu. To oczywiście ten, który Tom z łatwością mógłby dostać, ale zapewniły mnie, że został zabrany ze skrytki Bellatrix i będzie bezpiecznie schowany, dopóki nie skończymy papierkowej roboty.
— Jak przekonał pan gobliny, aby dały panu przedmiot należący do kogoś innego? — pytam trochę zawstydzonym głosem. Dumbledore chichocze.
— Wydaje mi się, że dzięki kontraktowi ze skarbca Gringotta, dotyczącego przechowywania przedmiotów skradzionych z historycznych miejsc. To zmusza gobliny do użycia czarnej magii będącej horkruksem. W ten sposób za niewielką nagrodę za oddanie przedmiotu prawowitemu właścicielowi, gobliny były zachwycone, że się go pozbywamy. Jak to dobrze, że Filius prowadził goblińską politykę. — Dumbledore kończy z westchnieniem, a ja uśmiecham się w zamian. To znacznie łatwiejsze niż ucieczka na smoku.
— Co następnie? — pyta Harry.
— Diadem został już odnaleziony i obecnie spoczywa z magicznym pudełku, na które rzuciłem tymczasowy urok. Ostatni, który musicie znaleźć to medalion, ukryty u Stworka?
Jego niebieskie oczy spoglądają na mnie.
— Tak.
— Cóż, on jest moim skrzatem. Mogę po prostu nakazać mu, oddanie nam go — mówi Harry.
— Nie — mówię ostro. — Nakazano mu chronić go przez całe życie, dopóki nie zostanie zniszczony, a sprzeczne rozkazy spowodują, że nie będzie ich słuchał, a raczej karał się za to, że zdradza osobę, która się o niego troszczyła. Nie możesz mu go odebrać siłą i nie polecam ci próbowania tego.
— Więc, w jaki sposób go zdobędziemy? — pyta Harry.
— Musisz zdobyć jego szacunek, aby myślał o tobie jako o swoim Mistrzu, a nie tylko właścicielu. Dopóki ci nie zaufa, będzie wolał umrzeć niż zrezygnować z medalu, który przyrzekł chronić.
Harry wzdycha.
— Może ja znam sposób na przekonanie skrzata — mówi Dumbledore. — Wkrótce wraz z gośćmi wprowadzicie się do domu, więc może poproś go o wysprzątanie domu i przygotowanie dla gości.
— Jeśli będziesz dla niego miły — wtrącam — pojawi się tutaj. Robił to wcześniej.
Harry przytakuje, wzdychając głęboko.
— Stworku — woła Harry. Głośny trzask ogłasza przybycie skrzata.
— Panie — kpi Stworek i kłania się lekko. Szczęka Harry’ego zaciska się na chwilę, zanim się uspokaja i uśmiecha.
— Stworku, Malfoyowie przez jakiś czas będą u nas mieszkać — mówi Harry. Skrzat patrzy na niego zszokowany. — Pani Malfoy była siostrzenicą pani Black, prawda? — Stworek przytakuje. — Chciałbym, abyś przygotował dom, żeby było nam tam miło i przytulnie.
— Oczywiście — odpowiada natychmiast Stworek bez szydzenia. Harry uśmiecha się, a potem przez chwilę wygląda na rozdartego.
— Stworku, nie chcę aby Malfoyowie zostali skrzywdzeni — mówi. — Więc nakazuję ci, abyś nie mówił nikomu o tym, że u nas mieszkają bez wyraźnej zgody którejkolwiek z osób przebywających teraz w tym gabinecie. — Stworek krzywi się na chwilę, ale potem opada i przytakuje. — Bardzo ci dziękuję. — Skrzat pochyla się jeszcze niżej i znika z trzaskiem.
— Nie powiedziałeś nic o medalionie — komentuję cicho, a warga Harry’ego unosi się w kąciku.
— Tego skrzata nie da się pokonać jednego wieczora.
Uśmiecham się.
— To prawda.
— Skoro już to rozwiązaliśmy — zaczyna znowu Dumbledore — musimy przedyskutować jedną kwestię. Zaplanowałem… specjalny trening przez ten rok. Profesor Flitwick był na tyle uprzejmy, że chętnie zgodził się, aby uczyć was i pana Weasleya cztery wieczory w tygodniu: poniedziałek, wtorek, czwartek i sobotę. Te lekcje skoncentrują się na pojedynku, szczególnie z wykwalifikowanym przeciwnikiem i wieloma. Wojna się zbliża, ale uważam, że nie będziecie potrzebowali zbyt wiele czasu na doskonalenie swoich umiejętności i zdobycie doświadczenia. — Przytakujemy uroczyście. — Nadal będę się spotykał z panem Potterem w środowe i niedzielne wieczory. A teraz czas do łóżek. Musimy odpoczywać ile się da.
Dumbledore uśmiecha się, gdy wstajemy i życzymy mu dobrej nocy. Jego oczy nadal wyglądają na smutne, jakby zostawiał nas w rzeźni. W takiej chwili ciężko jest mieć jakąkolwiek nadzieję na to, co przyniesie dzień, ale nie mogę się powstrzymać przed odczuciem, że tym razem jesteśmy lepiej przygotowani.

~*~*~*~*~*~

Profesor Flitwick idzie rytmicznym krokiem, gdy razem z Harrym i Ronem wchodzimy do Pokoju Życzeń. Znajdujemy się tutaj, ponieważ to najlepsze miejsce na ukryty trening zamiast pustej klasy lub gabinetu. Profesor rozgląda się dookoła, zanim odwraca się do nas z uśmiechem.
— Magia może być całkiem dziwna — mówi cicho, a ja odpowiadam uśmiechem. Na pewno może być. Po przeanalizowaniu stanu pomieszczenia, odwraca się do nas jeszcze raz. — Zaczniemy od oceny poziomu na jakim obecnie się znajdujecie, a potem przejdziemy dalej. Będę walczył z panem Potterem, panem Weasleyem i z panną Granger, a potem przeprowadzimy rundę z całą waszą trójką, aby zobaczyć, jak współpracujecie.
Ron uśmiecha się na trzeci pomysł, ale wiem, że jest ostrożny. Dumbledore nigdy nie wybrałby naszej trójki na trening bez powodu.
— Panie Potter? — Harry i profesor Flitwick stają naprzeciwko siebie, podczas gdy ja i Ron stajemy w kącie, aby obserwować. — Na trzy, raz, dwa, trzy.
Harry rzuca zaklęcie, które uderza w ścianę, od której Flitwick się odsunął. Mężczyzna wysyła wąskie promienie, stale ruszając się w polu. Czary nie są zbyt potężne czy niebezpieczne, ale utrzymują Harry’ego w defensywie i zmuszają do rzucania zaklęcia tarczy. Zaklęcia przytłaczają chłopaka. Jego ruchy stają się niechlujne, a kilka z zaklęć przebija się przez jego tarczę. Dostrzegam moment zawahania i Harry ląduje na podłodze, trafiony oszałamiaczem rzuconym przez profesora.
Harry odzyskuje przytomność i dołącza do mnie, a Ron zajmuje jego miejsce, spoglądając ze znacznie mniejszą pewnością siebie. Flitwick rzuca zaklęcie tarczy, w odpowiedzi na pierwszy czar Rona. Weasley chce szybko skończyć pojedynek, a jego potężny urok lekko potrząsa profesorem, ale wytrzymuje. Ron ma przewagę, a mężczyzna jest w defensywie. Już widzę błąd. Łatwo jest dostrzec lukę i skrycie życzę Ronowi, żeby nie był na to gotowy. Ron kipi zarozumiałością, gdy Flitwick przechodzi do ataku. Szok przebiega przez twarz Rona, gdy mężczyzna rzuca oszałamiacza, unikając zaklęcia rudzielca.
Teraz rozumiem, dlaczego Dumbledore wybrał go na te lekcje. Pozwolił, aby chłopcy zostali skompromitowani i przegrali. Nie jestem pewna, czy mnie pójdzie lepiej.
Robię krok do przodu i czekam. Postanowiłam, że pierwsza rzucę zaklęcie w tym pojedynku. Uśmiecha się do mnie, ale wygląda jak goblin, a nie jak przyjaciel. Nagle prosto na mnie leci niebieskie światło. Przekręcam się na bok i rzucam zaklęcie tarczy. Stoję mocno na nogach, gdy w moim kierunku strzela strumień wody. Trzymam swoją tarczę, odrzucając od siebie ciecz, która chwilę później zamienia się w lód. Przez chwilę patrzę na lód otaczający moją tarczę, ale nagle słyszę świst kolejnego zaklęcia, które przerywa moją magiczną ochronę, a jego siła odrzuca mnie do tyłu wraz z lodem.
Kręci mi się w głowie i wiem, że muszę się tego pozbyć. Przebiegam w myślach przez listę zaklęć, ale większość z nich nie daje mi jakichkolwiek szans na sukces. Analizuję zaklęcia na „L”, gdy wokół mnie nastaje ciemność.
Budzę się, widząc uśmiechniętego profesora, wyciągającego do mnie rękę. Pozwalam mu się podnieść.
— Zobaczymy, czy lepiej sobie poradzicie, walcząc wspólnie — mówi, po czym ustawia się na swoim miejscu. Zakładałam, że tak będzie, ale chyba zapomniałam o jednej rzeczy, która szybko staje się oczywista. Błędy, które zrobiliśmy, nie zostały przez nas przeanalizowane i opracowane. Zamiast tego musimy działać bardzo szybko.
— Harry, ruszaj — krzyczę, gdy Flitwick rzuca zaklęcie. Jednak, zamiast przerażonego Harry’ego, wszystko robi się czarne.
— Bardzo interesujące — mówi profesor, gdy odzyskujemy przytomność. — Panowie Potter i Weasley są silni, ale wydaje się, że brakuje im pewnej taktycznej świadomości. Panie Potter, rzuca pan zaklęciami, nie myśląc o tym, gdzie polecą, a przejmując się tylko tym, żeby przetrwać. — Krzywię się, gdy to mówi. Harry’emu nie zależy tylko na przetrwaniu. Nawet podczas wolny, widział tylko tyle, ile przeżył Voldemort.
— Panie Weasley — zwraca się do Rona — wydaje mi się, że twój problem polega na tym, że jesteś zbyt pochopny i łatwo wpadasz w pułapki, ponieważ wierzysz, że panujesz nad sytuacją. I panna Granger — uśmiecha się do mnie. — Wydajesz się nieco niezdecydowana w walce, chociaż twój wielki intelekt oferuje wiele, co bardzo utrudnia pojedynkowanie, ponieważ spędzasz zbyt wiele czasu, starając się wybrać najlepsze możliwe zaklęcia, zamiast jednego, które pomoże ci wygrać.
— Mogę być bardziej zdecydowana — bronię się. Wygrałam wiele pojedynków podczas wojny.
— Och, wiem o tym — odpowiada szybko. — Mimo to chciałbym powiedzieć, że im bardziej wykwalifikowany przeciwnik, tym bardziej kombinujesz. Masz szeroki wachlarz zaklęć, ale powoduje to, że bardziej starasz się zrozumieć, jak idealnie je wykończyć. Nie pozwól, aby przeciwnik rzucał twoje zaklęcia lub narzucał ci ruchy. Powinnaś być elastyczna, tak, przystosować bitwę pod siebie, ale ujawniać swoje mocne strony, a nie tylko słabości.
— Teraz, pora na pracę domową — dodaje wesoło. — Panie Potter, chciałbym, abyś przestudiował swoje otoczenie na następną lekcję. Zastanów się, gdzie znajduje się twój punkt obronny, gdyby nagle cię zaatakowano, a gdzie słabości, które cię zgniatają. Panie Weasley, powinieneś pomyśleć, jak nie lekceważyć przeciwnika, wyobraź sobie, że jesteś królem, z którym każdy pionek potrafi wygrać. Dowiedz się, jakie to ma zastosowanie dla magicznego świata i w jaki sposób może ci to wyjść na dobre.
— Panno Granger, chciałbym abyś sporządziła listę nie więcej niż dwudziestu pięciu zaklęć, które będą obejmować szeroki zakres ataków. Poszukaj zaklęć, które znasz i są stosowane do walki. Być może to będzie jedno zaklęcie, ale dopiero walka zweryfikuje, czy jest pożyteczne. Zobaczymy się w sobotę, aby kontynuować trening. Dobrze się przygotujcie.
Przytakujemy, po czym wychodzimy na korytarz. Chociaż to genialny pomysł, aby przygotować nas na nadchodzącą wojnę, nadal nie jestem pewna czy damy sobie radę. Harry spotyka się z Flitwickiem i Dumbledore’em z wyjątkiem jednego wieczora. Podczas gdy oceny w tym momencie nie są zbyt ważne, nasza trójka będzie dość podejrzana. Poza tym jak mamy sobie poradzić z nawałem pracy domowej, szkoleniem i planowaniem wojny. Nic nie wydaje się proste.


_____________

Witajcie :) Minął tydzień od publikacji poprzedniego rozdziału, dlatego dzisiaj wracam z kolejną częścią, w której miała miejsce pierwsza konfrontacja Draco-Dumbledore. Jak Wam się podoba ta scena? Mnie najbardziej zainteresował ten trening Złotego Trio. Mogliśmy przekonać się, jak radzą sobie w sytuacjach kryzysowych. To dopiero początek ich zmagań! Piszcie, co sądzicie o rozdziale. Dziękuję za każdy komentarz.
Tyle ode mnie. Kolejna część pojawi się za tydzień. Enjoy!

4 komentarze:

  1. Spodobała mi się lekcja z profesorem Flitwickiem, bardzo przemyślana i dopracowana. Czytało mi się ten rozdział przyjemnie i szybko, mam wrażenie, że jest nieco krótszy nic pozostałe... Ale, bez zbędnych słów lecę dalej! :D
    Charlotte

    wschod-slonca-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam wrażenie, że ten rozdział jest krótszy, ale najważniejsze, że zawarto w nim kilka kluczowych momentów. A lekcja to początek dobrej zabawy :D

      Usuń

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy