sobota, 6 stycznia 2018

Rozdział 17: Wykreślanie zaklęć i dni

Moje pióro trzeszczy na pergaminie. Gdy kończę, niewielki uśmiech pojawia się na mojej twarzy. Spowodowało go patrzenie na pergamin o trzech stopach długości. Czytam listę trzykrotnie, zanim kładę ją na stół i odsuwam się.
— To niemożliwe — mówię, pociągając swoje włosy.
— Wspaniała Hermiona Granger przyznała się do porażki? Nigdy nie myślałem, że nadejdzie taki dzień — oświadcza Draco z uśmiechem.
Odwracam się do chłopaka, który leży na jednej z kanap w Pokoju Życzeń. Jęczę.
— Sto trzydzieści cztery — odgryzam się. — Sto trzydzieści cztery. Co mam zrobić, aby zredukować je go dwudziestu pięciu?
Draco chichocze.
— Słyszałem, że Czarny Pan używa tylko dziesięciu zaklęć podczas pojedynku, a każdego z nich więcej niż dwa razy w różnych kombinacjach. Jestem wręcz pewien, że na koniec zawsze rzuca uśmiercającą klątwę — dodaje, wzruszając ramionami.
— Bardzo pomocne — mówię z kamienną twarzą.
— Najlepiej jest używać serii zaklęć — mówi Draco. — Wiesz, kilka czarów rzucanych bardzo szybko, które dobrze razem współgrają.
— Wiem, czym jest łańcuch zaklęć — prycham. — Ale muszę pamiętać, że łańcuch może liczyć tylko dwadzieścia pięć zaklęć.
Przewraca oczami.
— Pokaż mi to. — Daję mu listę. — Alfabetycznie? — mruczy.
— Oczywiście. Chociaż wyrzuciłam czar, którego nie mogę użyć w pojedynku.
— To dlatego nie ma tu Alohomory.
— Myślałam, że mogłabym użyć jej w kontenerze z zaklęciami w jakimś pomieszczeniu, a następnie za pomocą Alohomory otworzyć go, gdyby cel znajdował się w zasięgu, ale uważam, że to byłaby pułapka, a nie pojedynek, więc pominęłam je — wyjaśniam mu.
Draco potrząsa głową, ale nie komentuje, nadal czytając.
— Incendio, Lacarnum Inflamarae i Zaklęcie Płonące są takie same. Wzniecają pożar — mówi chłopak.
— Tak, ale metoda kontrolowania różni się od siebie, a zaklęcie płonące to bicz płomieni, Lacarnum Indlamarae kula ognia, a Incendio przypomina dmuchawę — wyjaśniam.
— Nie wiem, czym jest dmuchawa, ale nie potrzebujesz trzech zaklęć do wzniecenia ognia.
— Są użyteczne w różnych okolicznościach. Incendio nie może być użyte jako zaklęcie płonące, a ono nie może usunąć wielu tarcz, co z dobrym skutkiem robi Incendio — nalegam.
— Hermiono — mówi powoli — nie ma miejsca na trzy zaklęcia, które mają taką samą funkcję. Właściwie, cztery zaklęcia. Wielki pożar? Kiedy byś tego potrzebowała?
— Przeciwko inferiusom.
Draco wzdycha.
— To niemożliwe, jeśli będziesz tak się upierać przy zachowaniu wszystkich zaklęć na tej liście. Oczywiście jest jedno specyficzne zaklęcie, które będzie idealne dla każdej sytuacji. Ale tu nie chodzi o idealne zaklęcia. Idealne zaklęcia mogą kosztować cię życie. Masz spisać dwadzieścia pięć zaklęć, które utrzymają cię przy życiu i pomogą pokonać większość przeciwników.
Wzdycham i kiwam głową. Na mojej twarzy pojawia się uśmieszek, gdy znowu na niego patrzę.
— Większość przeciwników? Nie sądzisz, że jestem w stanie pokonać wszystkich?
Przewraca oczami.
— Nie wściekaj się, Granger. Wierzę, że twoje ego jest wystarczająco duże, aby dołączyć do grona bohaterów.
— Cóż, mam nadzieję, że odnajdziemy twoje, gdy się wprowadzisz. Nie wiem, co byś zrobił bez niego — oświadczam i wracam do zaklęć.
Draco kręci głową, ale nie odpowiada. A ja mam listę do skrócenia.

~*~*~*~*~*~

Luna zbiega na dół, kręcąc się od czasu do czasu. Zatrzymuje się nagle przede mną i Harrym. Uśmiecha się lekko, podając aksamitną torebkę chłopakowi. Kiedy ją bierze, szklane fiolki odbijają się od siebie.
— To dla ciebie — mówi. Harry wyciąga jedną szklaną fiolkę z przezroczystą cieczą, w której wiruje odrobina zieleni. — To jad bazyliszka — oferuje Luna. — Potrzebujecie tego, prawda?
Moja szczęka opada.
— Em… dzięki — mamrocze Harry, rumieniąc się lekko, gdy spotyka jej spojrzenie.
— Skąd to masz, Luna? — pytam, starając się nie brzmieć ciekawsko.
— Oczywiście z Komnaty Tajemnic.
Harry wygląda na zaskoczonego.
— Jak? To znaczy, jak na to wpadłaś? — pyta chłopak, a uśmiech dziewczyny nawet się nie zmniejsza.
— Syknęłam, tak jak planowała Hermiona, chociaż nigdy tego nie zrobiłaś, prawda? — Głos Luny jest taki świeży.
— Nie zrobiłam — mamroczę.
— Syknęłaś? — Harry patrzy na Lunę i mnie.
— Tak. — Uśmiecha się. — Tak jak ty robisz we śnie. — Harry czerwieni się. — W każdym razie — kontynuuje — muszę porozmawiać z narglami. — Tanecznym krokiem odchodzi od nas, nie zauważając niezręczności, którą spowodowała.
— Jad bazyliszka, huh? — komentuje Harry, wkładając fiolkę z powrotem do worka.
— Skąd mogła wiedzieć? — wyrywam się.
Harry odwraca się do mnie, ale wciąż patrzę na miejsce, skąd Luna zniknęła.
— Wiedzieć?
— Że potrzebujemy jadu. Tak, planowałam zejść na dół i go zabrać, ale ostatnia bitwa rozpoczęła się tak szybko, że. To… się stało. Jak mogłaby…
— Może pamięta — wtrąca Harry. — Jak Draco i ty?
Potrząsam głową.
— Nie może.
— Dlaczego? — on naciska.
— Ponieważ umarła — mówię cicho, odwracają się od przyjaciela. Harry potyka się, ale znajduje mur i osuwa się na podłogę.
— Umarła?
Siadam obok niego.
— Wielu ludzi umarło, Harry — szeptam. — Właściwie, prawie wszyscy. — Biorę go za rękę. — Ale teraz żyją i musimy zrobić wszystko, aby tak pozostało.
Odpowiada uśmiechem. Z workiem w jego szacie, idziemy dalej.
— Więc Luna, hę? — pytam, mrugając.
Harry chichocze.
— Szczerze nie wiem — odpowiada.
— Ale lubisz ją.
Rumieni się lekko.
— Tak, to znaczy, coś w niej jest. Jest inna… ma takie spojrzenie i… nie wiem.
— Zawsze taka była, inaczej wyglądała, jej oczy zdawały się nie mieć końca, a myślami uciekała w miejsca, które wykraczają poza granice świata — cytuję go.
— Dokładnie — odpowiada.
Zagryzam wargę.
— Właściwie taka jest — mamroczę do siebie.

~*~*~*~*~*~

— Ciekawe, bardzo interesujące wybory, panno Granger — mówi Flitwick, patrząc na moją listę. Pękam z dumy. Trudność zadania sprawiła, że moja satysfakcja rośnie. — Ciekawi mnie jak wykorzystasz je w pojedynku. Panie Weasley, czy myślał pan o tym, co powiedziałem? — pyta mężczyzna, zwracając się do Rona, który niechętnie odwraca wzrok.
— Trochę — mruczy. — Ale nie wiem, czy rozumiem.
— Lubisz szachy, prawda?
— Tak.
— Cóż, czy nie jesteś najlepszym żyjącym graczem w szachy? — kontynuuje Flitwick.
— Jestem lepszy niż los. — Ron uśmiecha się.
— Czy widziałeś kiedyś, żeby pionek odwrócił przebieg gry? — Ron potrząsa głową. — Więc prawdopodobnie nie patrzyłeś zbyt dokładnie. To bardzo subtelny ruch, ale czy masz jakieś umiejętności czy strategię, która cię pokonała?
Ron rumieni się.
— Tak — mamrocze.
— Dlaczego?
Ron patrzy na swoje stopy, ale odpowiada.
— Nie obserwowałem gońca. Nigdy wcześniej tak nie grali.
— Wiedziałeś, że jesteś lepszy w tej grze, więc zwracasz mniej uwagi na to, co robi inny gracz — mówi Flitwick. — Nie mogłeś sobie wyobrazić, że przegrasz, więc nie byłeś na to przygotowany. — Ron przytakuje, nie patrząc w górę. — Właśnie o tym mówię. Niedostrzeganie mało znaczących osób i zaklęć doprowadzą do twojego upadku, jeśli nie weźmiesz ich pod uwagę na samym początku. Możesz wygrać, ale nie zawsze tak będzie.

~*~*~*~*~*~

Przypadkowe zaklęcie w ostatecznej walce, kończy życie Billa Weasleya. Nie pamiętam, kto dostał, kto uniknął lub kto odbił. Ale gdy upada na kolana, jego uśmiech znika. Przeciwnik czuje napływ siły i chęć do walki. Bill wydaje się szczęśliwy przez chwilę, mając nadzieję na wygraną. Ale potem dostaje w plecy i kaszle krwią. Jego narządy wypadają przez usta na ziemię.
Fleur spieszy z pomocą, omijając zaklęcia rzucane w jej kierunku. Nie zwraca uwagi na gruz wokół siebie. Ciało Billa trzęsie się w konwulsjach, gdy opada obok niego. Woła, błagając, by żył. Chociaż jej głos zagubił się w dźwięku bitwy. Ale on odszedł. Powoli opuszcza głowę na ziemię. Dotyka ustami jego czoła.
Kiedy podnosi się, wściekłość emanuje z jej ciała. Zamienia się w wilę, pojawiają się pazury, skrzydła i gniew. Morduje jednego śmierciożercę, zanim wraca do ludzkiej postaci. Jej ciało odzyskuje dawny kształt, gdy bierze ostatni oddech. Na jej pięknej twarzy pokrytej potem i brudem, pojawiają się łzy, wypływające z pustych oczu. Odwracam się. Walczę. Będę opłakiwać, gdy wygramy.

~*~*~*~*~*~

— Panie Potter — mówi Flitwick, przywracając mnie do teraźniejszości. — Jak twoje obserwacje?
— Wydaje się, że w obrębie Hogwartu znajduje się milion ukrytych miejsc — mówi Harry, a mężczyzna uśmiecha się.
— Tak, to prawda.
— Jest też mnóstwo pomieszczeń na zasadzkę i jestem niemal zaskoczony, że tak mało jest tu bitew, które mogłyby narazić niewinne osoby — kontynuuje Harry.
Takich jak ja, myślę nagle. Odpycham tę myśl. Zajmę się tym, gdy wygramy wojnę wraz z wszystkimi ludźmi, którzy zginęli i których nie miałam okazji opłakiwać — którzy oczywiście teraz żyją.
— Czy coś jeszcze zauważyłeś? — naciska Flitwick z uśmiechem.
— Starałem się robić tak, jak pan prosił i zastanawiałem się, gdzie iść, aby obronić się w każdym miejscu, do którego pójdę. Podczas gdy na zatłoczonych korytarzach jest mniejsza szansa na atak z zaskoczenia, jest szansa na większe straty. Było dużo wolnej przestrzeni na wejściu i w rogach.
— Jakieś wnioski?
— Zasadzki są okropne?
Flitwick chichocze.
— Owszem są — zgadza się. — Ale obserwuj dalej. Zawsze. Im bardziej będziesz próbował analizować obszar i przyglądać się ludziom, tym więcej dostrzeżesz. Teraz powinniśmy zobaczyć, czy to poprawiło waszą walkę w pojedynkach? Tak samo jak wcześniej, jeden na jednego, a potem troje na jednego.
Harry zaczyna jeszcze raz. Widzę kilka błędów, których nie zrobiłby trzy lata temu. Są przestrzenie, w których Flitwick mógłby szybko zaatakować, ale nie ze względu na naukę. Flitwick uśmiecha się, gdy Harry w sekundę rozpoznaje pułapkę, zanim podskakuje i odsuwa się. To ma miejsce kilka chwil przed oszołomieniem chłopaka, ale jest postęp.
Flitwick zaczyna bardziej agresywnie niż poprzednim razem w pojedynku z Ronem. Chłopak jest bardzo zaskoczony zmianą taktyki. Od razu trafia do defensywy, to jego jedyna opcja. Gdy role się odwracają, Ron wydaje się ostrożny, co jest postępem samo w sobie. Ale Flitwick wraca do ataku i ogłusza chłopaka.
Siedemnaście, tak myślę Flitwick użył siedemnaście zaklęć. Ale teraz moja kolej.
Szary dym obejmuje cały obszar. Serio, zasłona dymna? Jest rzadko używana w pojedynkach, bardziej do ucieczki. Opadam na ziemię i idę na bok, nie chcąc być kaczką siedzącą w jednym miejscu. Rzucam tarczę, czekając na zaklęcie, które uderzy. Tarcza pojawia się i ochrania mnie, ale nie lecą zaklęcia. Odwołuję ją, jednak wokół mnie nie ma nic innego oprócz dymu, przez który nic nie widać. Niczego także nie słyszę.
Finite Incantatem — szeptam, wycofując zasłonę dymną. Szarość znika, przecięta przez błysk niebieskiego promienia lecącego prosto na mnie. Robię unik w bok, upadając na brzuch. Rzucam kolejną tarczę i wstaję.
Flitwick znajduje się bliżej niż się spodziewałam, a jego zaklęcie rozbija moją tarczę.
Herbifors — krzyczę, wskazując różdżką profesora. Trzask różdżki powoduje, że patrzy na swoją lewą nogę. Małe purpurowe róże wyrastają z ziemi. Na moich ustach pojawia się lekki uśmiech. Rzucam to zaklęcie kilka razy, za każdym razem blisko jego stóp. Wiem, że cierpliwie wzdycha, obserwując moje poczynania, ale to nie przeszkadza w treningu.
Herbivicus — mówię, wskazując rozproszone purpurowe róże. Z blaskiem zielonego światła, różane krzewy zastępują cierniowe. Przesuwam się w prawo, gdy Flitwick przecina krzaki. Wyrzucam gałązki, ciernie i kwiaty, których się pozbył.
Machnięcie różdżki i szybko rzuca zaklęcie w moją stronę. Uderza w tarczę, powodując, że upadam na ziemię. Zanim rzucę kolejną klątwę albo nawet pomyślę, wszystko staje się czarne.
Flitwick ofiaruje mi dłoń, po tym jak odzyskuję przytomność. Wstaję.
— Właśnie tego oczekiwałem od najlepszej uczennicy — uśmiecha się, a ja odpowiadam tym samym. — Jeśli chodzi o pracę domową, panowie Potter i Weasley, kontynuujcie to, o czym rozmawialiśmy, panno Granger, proszę przeanalizować zaklęcia, które wybrałaś i jak najlepiej je połączyć.
Przytakujemy i dziękujemy mu, zanim opuszczamy Pokój Życzeń.

___________

Witajcie :) w sobotnie przedpołudnie publikuję kolejny rozdział tłumaczenia. Jak widać, nasi bohaterowie w pełni przygotowują się na zbliżające się pojedynki. Mieliśmy okazję poczytać o wymianie zdań między Draco i Hermioną, ale także przeżywaliśmy dramat Fleur we wspomnieniu Hermiony. Mnie najbardziej rozbił ten fragment, w sumie nie wiem dlaczego. Być może przez tragedię, jaką przeżywała Fleur. Na dodatek mieliśmy bonusik w postaci radosnej Luny, która jest taka urocza, prawda? Podzielcie się swoimi wrażeniami!
Jeśli chodzi o moje inne teksty to:
— Fretki nadal nie ma, czekajcie cierpliwie, kiedyś się pojawi; 
— dzisiaj zaczynam pisać rozdział Last Minute Love i mam nadzieję skończyć go szybko, więc trzymajcie kciuki; 
— kolejny rozdział Live Again pewnie ukaże się w przyszłym tygodniu; 
— ostatni rozdział Zakazanych czeka na betowanie, ale myślę, że za dwa czy trzy tygodnie wyślę go becie, bo teraz życie trochę jej nie oszczędza i nie chcę jej jeszcze bardziej obciążać;
— w międzyczasie mogą pojawiać się moje kolejne krótkie tłumaczenia.
Cóż tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu! Enjoy!

5 komentarzy:

  1. Hejo hejooo ;D
    W końcu udało mi się do Ciebie dotrzeć, a że po raz pierwszy od niepamiętnych czasów robię to na komputerze, a nie na telefonie, jak do tej pory, jestem zaskoczona nową, niebieściutką szatą graficzną. Przepiękną skądinąd :D
    A teraz przechodzimy do właściwej treści, czyli rozdziału, w którym oczywiście skupiłam się najbardziej na naszej głównej parce. Cóż poradzić, że jestem naszpikowana Dramione i poza nimi niemal nic już nie dostrzegam ;D
    Widać, że wszystko zaczyna im się ukladać i mam nadzieję, ze już niedługo dodasz kolejny rozdział. Chociaż czytając listę opowiadań, które piszesz i tłumaczysz, ciśnie mi się na usta jedna fraza, a mianowicie "Jak Ty znajdujesz na to wszystko czas?!"
    Życzę powodzenia i sporo czasu na pisanie,
    Iva nerda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeny zapomniałam odpisać na komentarz! Ach ta moja głowa...
      Hah bardzo mi miło, że podoba Ci się szata graficzna. Jest taka urocza, a jednocześnie ma w sobie to coś <3
      Powiem szczerze, że kocham rozmowy Draco z Hermioną. Mają w sobie pewną intymność i są takie woow.
      Hah lista jest długa, a czasu coraz mniej, ale powoli ogarniam swoje życie i twórczość. Muszę trochę podgonić, bo czytelnicy stracą nadzieję. Ale staram się, naprawdę!
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Czekam na kontynuację!!! :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział, chciałabym, żeby w końcu Hermiona wygrała z profesorem, ale wiem, że przecież to dopiero druga lekcja, więc czeka ją jeszcze długa droga. Zwłaszcza że Flitwick to doświadczony czarodziej
    Charlotte

    wschod-slonca-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hermiona jest sprytną osóbką i podejrzewam, że niedługo go pokona :D

      Usuń

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy