sobota, 17 lutego 2018

Rozdział 19: Przygotowania

— Potter — wita go Snape, pochylając lekko głową. W jego twarzy i głosie nie ma szyderstwa.
— Profesorze. — Harry dławi się z zaskoczenia. Moje wargi unoszą się w kącikach wbrew mej woli. My, Harry, Ron i ja nie spodziewaliśmy się zastać Snape’a w gabinecie dyrektora.
— Grimmauld Place 12 — odpowiada po prostu Snape. — Dobranoc.
Po czym szeleszcząc płaszczem, znika na schodach. Trzy pary oczu zwracają się do dyrektora siedzącego przy biurku.
— Co to do cholery było? — pyta Ron. — Ała — piszczy, gdy uderzam go w głowę.
— Maniery — mamroczę, a Dumbledore chichocze.
— Profesor Snape został strażnikiem domu Blacków — wyjaśnia mężczyzna. — To pomaga zmniejszyć ilość ludzi, którzy wiedzą o jego istnieniu. Mam na myśli członków Zakonu Feniksa, ale wolałbym, aby zostało to ograniczone do osób tam mieszkających. Dodatkowo mam coś dla ciebie, panno Granger.
Podaje mi mały, skórzany woreczek ze zwitkiem pergaminu.
— To — Dumbledore wskazuje sakiewkę — informacja o zaklęciu Fideliusa. Przeczytasz to tylko raz, bo potem pergamin stanie w płomieniach. Te informacje są bardzo dobrze strzeżone, ale jestem pewien, że rozumiesz jak bardzo dawno zostały spisane. Raz przeczytane zostaną w pamięci na zawsze. Ta wiedza może także zawładnąć twoim umysłem, który może się jej poddać, jednak myślę, że trzeba być przygotowanym na wszystkie ewentualności.
Przytakuję i zerkam na pergamin. Wszystkie ewentualności? Tak, musimy być przygotowani na śmierć wszystkich i wiedzieć, jak zapewnić bezpieczeństwo ocalałym.
— Dziękuję — mówię.
Przechyla głowę, ale nie odpowiada. Być może uważa to za ciężar, a nie dar, ale muszę to znieść.
— Spotkamy się jeszcze raz po egzaminach — oświadcza mężczyzna, lekko się uśmiechając i mając przyćmione oczy.
Wychodzimy i wracamy do pokoju wspólnego. Zaczął się czerwiec. Przez następne dwa tygodnie będziemy zdawać egzaminy, a potem zostanie tydzień do końca semestru. Ściskam pergamin w dłoni, gdy kierujemy się do wieży Gryffindoru. Muszę jak najszybciej to rozpracować.

~*~*~*~*~*~

Następnego dnia wieczorem siedzę z Draco w Pokoju Życzeń. Zmagam się z zaklęciem Fideliusa, a chłopak apatycznie kończy pisać nasze eseje. Być może powinnam czuć się źle, ale zbliżająca się wojna zajmuje mój umysł.
— Wiesz, że jeśli strażnik umrze, każda osoba, której on lub ona powierzyła tajemnicę zostanie jego następcą? — mówię Draco, ściągając brwi i marszcząc czoło. On w odpowiedzi unosi wzrok, wzdychając.
— O czym myślisz? — pyta.
— Jeżeli nie można zaufać jednej z prawowitych osób i przyczyni się to śmierci strażnika, to grozi nam wielkie niebezpieczeństwo.
Draco prostuje się.
— Czy jest jakiś sposób, aby nikt nie mógł ujawnić tożsamości strażnika?
— Tak, szukam potrzebnych do tego zaklęć, ale nadal pozostaje kwestia, że nawet jeśli dana osoba nie spowoduje śmierci strażnika, nadal będą mogli czerpać korzyści z nieszczęścia i zmieniać strony.
Ślizgon zamiera obok mnie.
— Myślisz, że ktoś by to zrobił? — szepta.
Zerkam na Draco, który odwraca wzrok.
— Nie — oświadczam stanowczo — ale muszę być przygotowana na każdą ewentualność, dobrowolne, mimowolne i ewentualne udogodnienia domu, abyśmy nie musieli spędzać kolejnych miesięcy w szkole.
Trącam go łokciem, na co przewraca oczami, jednak rozluźnia się, słysząc moje słowa.
— Czy istnieje jakiś sposób na zmodyfikowanie tego uroku, aby umieścić tam zastępczego strażnika po śmierci pierwszego?
Przyciągam Draco do siebie, aby go przytulić.
— Jesteś niesamowity — mówię mu.
— Wiem. — Uśmiecha się, także mnie przytulając, znacznie mniej niezręcznie niż kiedyś.
Przewracam oczami.
— Cóż, to dwa z trzech — oświadczam.
— Trzech?
— Problemy, o których myślę. Pierwszy: powstrzymanie ludzi przed ujawnieniem strażnika. Dwa: śmierć strażnika i trzy: wpuszczenie nowych osób do domu bez Snape’a, tak aby ta wiedza nie wpadła w niepowołane ręce.
— Tak jak notatka?
— Tak.
— Jest stara czystokrwista metoda, która może się okazać przydatna — mówi od niechcenia, wracając do esejów.
— Zamieniam się w słuch, panie Malfoy — szydzę, uśmiechając się lekko. Spogląda w górę, ukazując swój firmowy gest.
— Jest podobna do niewidzialnego tuszu lub czegoś podobnego, ale z tą różnicą, że tylko określona osoba lub zdanie może sprawić, że będzie widoczna.
— Tak jak mapa — myślę głośno.
— Mapa?
— Ujawnia się tylko po wypowiedzeniu danej frazy, w przeciwnym razie to zwykły pergamin.
— Coś podobnego. To podstępny urok, ale warty swojej ceny — podsumowuje Draco.
— Myślę, że już mamy zadanie do wykonania — mamroczę.
— Trzy tygodnie?
— Tak.
Draco wzdycha.
— W porządku.

~*~*~*~*~*~

Półtora tygodnia później Draco i ja znów jesteśmy w gabinecie dyrektora.
— O czym chciałaś rozmawiać, panno Granger? — pyta Dumbledore.
— Draco i ja znaleźliśmy kilka problemów, które mogą się pojawić w związku z zaklęciem Fideliusa. Chciałabym abyśmy przedyskutowali rozwiązania — mówię, a mężczyzna przytakuje, więc kontynuuję. — Jeżeli rzucimy Czar Związanego Języka na strażnika domu, sprawimy, że nikt nie będzie mógł ujawnić jego tożsamości, nawet będąc torturowanym. Ten pergamin — wyciągam go z torby — został zaczarowany, więc tylko obecny strażnik lub jego następca może go zmienić. Wydaje mi się, że odnalazłam klucz na zaklęcie Fideliusa. Spowoduje to, że w tym samym czasie dwie osoby mogą być jednocześnie strażnikiem. Chodzi o imiona, a obecnie wygląda to tak: Harry, Ron, ja, Draco, a potem jego matka. Więc jeśli Snape umrze, strażnikiem zostaje Harry. Gdy obaj umrą, zastępujemy ich Ron i ja, a potem kolejni. Zaklęcie powinno przetrwać do kolejnego pokolenia.
— Bardzo dobry pomysł, panno Granger — chwali mnie Dumbledore, a ja rumienię się lekko.
— Wciąż potrzeba pana i profesora Snape’a, aby połączyć go z Fideliusem — mówię.
— Najmądrzejsza czarownica naszych czasów — mamrocze pod nosem Draco.
— W każdym razie, ostatni problem, który musimy omówić, to wprowadzanie nowych osób do domu, jeśli to byłoby konieczne — zaczynam jeszcze raz. — Będziemy potrzebować Snape’a do zapisania informacji na pergaminie, ale ich treść będzie niewidoczna, chyba że zostanie użyta określona fraza. Poza tym jeśli użyjemy Czaru Związanego Języka, tylko dwoje domowników będzie mogło wypowiedzieć tę frazę za jednym razem. Jednak, gdy kolejni wejdą na nich miejsca, będą mogli z tego skorzystać.
— Jak zwykle przekroczyłaś moje oczekiwania, panno Granger — chwali mnie dyrektor.
— Nie mogłabym tego zrobić bez Draco — odpowiadam, patrząc na mojego przyjaciela.
Dumbledore uśmiecha się.
— Nie mógłbym być bardziej zadowolony z dokonanego przez ciebie postępu, panie Malfoy. Jestem wdzięczny za pomoc, którą ofiarowałeś pannie Granger.
Draco przytakuje, ale nic nie mówi.
— Zostały dwa dni do końca egzaminów — mówi Dumbledore. — Weekend po nich powinniście wykorzystać na odpoczynek. Spotkam się z wami i panem Potterem w poniedziałkowy wieczór, aby dokończyć przygotowania. Do tego czasu, bądźcie ostrożni.
Życzymy dyrektorowi dobrej nocy i wracamy do naszych pokoi wspólnych.

~*~*~*~*~*~

Gdy oddaję profesorowi Snape’owi mój arkusz egzaminacyjny, podsuwam także małą wiadomość. Przytakuje i wsuwa pergamin do kieszeni. Wczoraj w nocy napisałam list, który od pewnego czasu tlił się w mojej głowie. Brzmiał następująco:

Czarny Panie,
Zrobiłam, co mogłam, aby położyć kres dyrektorowi Dumbledore’owi, jednak bezskutecznie. Na przekór nieprzyjemności sytuacji, nie mogę tak po prostu wybrać śmierci, jak planowałam w sierpniu. Pozbędę się dyrektora 30 czerwca. Oczekuję, że moje starania przyniosą zamierzony rezultat.
Hermiona Granger

Snape dostarczy wiadomość. Mogę sobie wyobrazić, jak to przebiegnie. Voldemort będzie rechotał podczas czytania mojego listu, a Snape w ciszy na to patrzył. Potrząsam głową. To ostatni weekend przed wojną i spędzę go z przyjaciółmi.

~*~*~*~*~*~

— Żałujesz tego? — pyta Draco, gdy leżymy w Pokoju Życzeń w ostatni piątek.
— Czego? — pytam, patrząc w gwiazdy.
— Czegokolwiek.
— Nie — odpowiadam bez wahania. — Tęsknię za rodzicami, ale najcięższe już minęło. Chciałam ich ochronić.
— Wiem — szepta. Ciepło rozprzestrzenia się na mojej skórze, gdy lekko mnie dotyka.
— Nie powiedziałam im wiele. Mam na myśli to, że magiczny świat może być niebezpieczny i nie mogą mnie ochronić. Co by zmieniło, gdyby to wiedzieli? Zmartwiliby się jeszcze bardziej. Byłam najbliżej ich, jak tylko mogłam, ale nie mogłam ich chronić lepiej niż oni mnie. — Mój głos zanika.
— Przepraszam.
— Za co? — Patrzę na Draco, który wciąż wpatruje się w gwiazdy.
— Za to, przez co przechodziłaś. Za morderstwo twoich rodziców. Za torturowanie ciebie… dwa razy — szepta.
— To nie twoja wina — odpowiadam.
— Mogłem coś zrobić — mamrocze, a jego słowa są przepełnione gniewem i nienawiścią.
— Draco. — Podpieram się na ręce, aby móc dobrze go widzieć. — Mogłabym ci podać milion powodów, dlaczego to nie jest twoja wina i jak nie mógłbyś tego powstrzymać, przynajmniej bez spowodowania własnej śmierci, ale powiem tylko, że wybaczam ci. Nie wierzę, że miałeś jakieś opcje lub wiedziałeś lepiej. Mimo to musisz wiedzieć, że nie mam nic przeciwko tobie.
Jego oczy przybliżają się do mnie. Podziwiam rysy jego twarzy i emocje się na niej rysujące. Gniew ustępuje miejsca spokojowi. Bierze głęboki oddech, a potem przytakuje.
— W porządku. — Wzdycha zanim jeszcze raz otworzy oczy. Szare tęczówki patrzą na moje brązowe. Przez chwilę czuję, że moja klatka piersiowa drży, ale nie przejmuję się tym, gdy kładę się obok niego.

~*~*~*~*~*~

— Hej — mówi Harry, gdy wpada na mnie, kiedy spaceruję na błoniach.
— O czym myślisz? — pytam, a jego usta unoszą się z jednej strony.
— Czy to nie oczywiste? — Wzruszam ramionami. Chłopak lekko marszczy brwi żartobliwie. — Chciałem zapytać o Lunę, co jej się stało.
— Harry…
— Muszę wiedzieć, Hermiono — mówi, a ja siadam na ławce.
— Prawdę mówiąc, nie jestem pewna tego, co się wtedy wydarzyło — odpowiadam powoli. — Około półtora roku temu złapano nas i zabrano do Malfoy Manor. Luna także tam była. Chociaż wyglądała jak skóra i kości. Nie wiedziała, jak długo ją tam przetrzymywali, nie mówiła spójnie. Zabraliśmy ją ze sobą, gdy uciekliśmy, ale nigdy nie poczuła się lepiej. Została porwana jako zakładniczka, aby manipulować jej ojcem, który próbował nas schwytać w pewnym momencie, ale zginął po naszej ucieczce. Luna utknęła między gniewem a chęcią walki z tymi, którzy spowodowali jej ból. Zrobiliśmy, co mogliśmy — wyjaśniam, patrząc mu w oczy.
— Jak… jak umarła?
Wpatruję się w swoje dłonie na kolanach.
— Zostawiliśmy ją w naszej kryjówce, właściwie w namiocie i poszliśmy zbierać informacje, ale okazało się, że to zasadzka, a ty byłeś ciężko ranny. Myślałam, że cię straciliśmy, ale wtedy pojawiła się Luna. Rzuciła mi torbę z naszymi zapasami, mówiąc „Do zobaczenia wkrótce” i odpychając mnie, aby walczyć z demonami. A potem zniknęła w blasku zielonej i czarnej klątwy — dławię się, szlochając. Czuję ból w klatce piersiowej. Harry obejmuje mnie ramieniem.
— Znowu ją widzisz — szepta. — Jest teraz z nami. — Przytakuję, wtulając głowę w jego tors.
— Boli mnie patrzenie na nią, gdy wiem o wszystkim — mamroczę.
— Wiem.
—  Obserwowanie jak słabnie i walczy, aby stać się silniejszą i porzucić wszystko w tym samym czasie. — Zerkam na oczy Harry’ego. — Nie przeżyję tego ponownie — mówię cicho.
— Nie pozwolimy, żeby ją porwali — oświadcza ostro Harry.
— Nie wiem, kiedy i jak to zrobili. Nigdy by nie powiedziała… albo tego nie pamiętała…
— Zabierzemy ją ze sobą do bezpiecznego domu, jej ojca także. Tym razem będzie inaczej, z nami będą bezpieczni — podkreśla.
Przytakuję, czując łzy spływające po policzkach.
— W porządku — odpowiadam, ale wiem, że nie możemy tego zrobić.


 ____________

Witajcie :) mamy weekend, więc pora na coś nowego ode mnie. Jestem teraz zajęta pisaniem rozdziału Last Minute Love i generalnie zapominam o terminach i publikacjach. Wybaczcie, ale gdy piszę, całkowicie wyłączam się z rzeczywistości.
Co sądzicie o rozdziale? Wiem, że długość może nie powalać, ale mieliśmy kilka fajnych scen. Zapewne scenka dramione najbardziej przypadła Wam do gustu. Piszcie w komentarzach.
Tyle ode mnie. Niedługo pewnie coś opublikuję, ale kiedy, ech who knows... Miłego weekendu i tygodnia! Enjoy!

3 komentarze:

  1. Super 👌🏼 czekam na kolejny!! 💕

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę ciężkie te rozdziały, ale zarazem bardzo piękne. Jestem jednocześnie ciekawa i przerażona tym, co będzie dalej.
    Naprawdę świetny tekst
    Charlotte

    wschod-slonca-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz całkowitą rację, a ja jedynie mogę podziękować za komentarz, bo jak widać, jest ich coraz mniej :(

      Usuń

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy