— Potter — wita go Snape, pochylając lekko głową. W
jego twarzy i głosie nie ma szyderstwa.
— Profesorze. — Harry dławi się z zaskoczenia. Moje
wargi unoszą się w kącikach wbrew mej woli. My, Harry, Ron i ja nie
spodziewaliśmy się zastać Snape’a w gabinecie dyrektora.
— Grimmauld Place 12 — odpowiada po prostu Snape. —
Dobranoc.
Po czym szeleszcząc płaszczem, znika na schodach. Trzy
pary oczu zwracają się do dyrektora siedzącego przy biurku.
— Co to do cholery było? — pyta Ron. — Ała — piszczy,
gdy uderzam go w głowę.
— Maniery — mamroczę, a Dumbledore chichocze.
— Profesor Snape został strażnikiem domu Blacków —
wyjaśnia mężczyzna. — To pomaga zmniejszyć ilość ludzi, którzy wiedzą o jego
istnieniu. Mam na myśli członków Zakonu Feniksa, ale wolałbym, aby zostało to
ograniczone do osób tam mieszkających. Dodatkowo mam coś dla ciebie, panno
Granger.
Podaje mi mały, skórzany woreczek ze zwitkiem
pergaminu.
— To — Dumbledore wskazuje sakiewkę — informacja o
zaklęciu Fideliusa. Przeczytasz to tylko raz, bo potem pergamin stanie w
płomieniach. Te informacje są bardzo dobrze strzeżone, ale jestem pewien, że
rozumiesz jak bardzo dawno zostały spisane. Raz przeczytane zostaną w pamięci
na zawsze. Ta wiedza może także zawładnąć twoim umysłem, który może się jej
poddać, jednak myślę, że trzeba być przygotowanym na wszystkie ewentualności.
Przytakuję i zerkam na pergamin. Wszystkie
ewentualności? Tak, musimy być przygotowani na śmierć wszystkich i wiedzieć,
jak zapewnić bezpieczeństwo ocalałym.
— Dziękuję — mówię.
Przechyla głowę, ale nie odpowiada. Być może uważa to za
ciężar, a nie dar, ale muszę to znieść.
— Spotkamy się jeszcze raz po egzaminach — oświadcza
mężczyzna, lekko się uśmiechając i mając przyćmione oczy.
Wychodzimy i wracamy do pokoju wspólnego. Zaczął się
czerwiec. Przez następne dwa tygodnie będziemy zdawać egzaminy, a potem
zostanie tydzień do końca semestru. Ściskam pergamin w dłoni, gdy kierujemy się
do wieży Gryffindoru. Muszę jak najszybciej to rozpracować.
~*~*~*~*~*~
Następnego dnia wieczorem siedzę z Draco w Pokoju
Życzeń. Zmagam się z zaklęciem Fideliusa, a chłopak apatycznie kończy pisać
nasze eseje. Być może powinnam czuć się źle, ale zbliżająca się wojna zajmuje
mój umysł.
— Wiesz, że jeśli strażnik umrze, każda osoba, której
on lub ona powierzyła tajemnicę zostanie jego następcą? — mówię Draco,
ściągając brwi i marszcząc czoło. On w odpowiedzi unosi wzrok, wzdychając.
— O czym myślisz? — pyta.
— Jeżeli nie można zaufać jednej z prawowitych osób i przyczyni
się to śmierci strażnika, to grozi nam wielkie niebezpieczeństwo.
Draco prostuje się.
— Czy jest jakiś sposób, aby nikt nie mógł ujawnić
tożsamości strażnika?
— Tak, szukam potrzebnych do tego zaklęć, ale nadal
pozostaje kwestia, że nawet jeśli dana osoba nie spowoduje śmierci strażnika,
nadal będą mogli czerpać korzyści z nieszczęścia i zmieniać strony.
Ślizgon zamiera obok mnie.
— Myślisz, że ktoś by to zrobił? — szepta.
Zerkam na Draco, który odwraca wzrok.
— Nie — oświadczam stanowczo — ale muszę być
przygotowana na każdą ewentualność, dobrowolne, mimowolne i ewentualne
udogodnienia domu, abyśmy nie musieli spędzać kolejnych miesięcy w szkole.
Trącam go łokciem, na co przewraca oczami, jednak
rozluźnia się, słysząc moje słowa.
— Czy istnieje jakiś sposób na zmodyfikowanie tego
uroku, aby umieścić tam zastępczego strażnika po śmierci pierwszego?
Przyciągam Draco do siebie, aby go przytulić.
— Jesteś niesamowity — mówię mu.
— Wiem. — Uśmiecha się, także mnie przytulając,
znacznie mniej niezręcznie niż kiedyś.
Przewracam oczami.
— Cóż, to dwa z trzech — oświadczam.
— Trzech?
— Problemy, o których myślę. Pierwszy: powstrzymanie
ludzi przed ujawnieniem strażnika. Dwa: śmierć strażnika i trzy: wpuszczenie
nowych osób do domu bez Snape’a, tak aby ta wiedza nie wpadła w niepowołane
ręce.
— Tak jak notatka?
— Tak.
— Jest stara czystokrwista metoda, która może się
okazać przydatna — mówi od niechcenia, wracając do esejów.
— Zamieniam się w słuch, panie Malfoy — szydzę,
uśmiechając się lekko. Spogląda w górę, ukazując swój firmowy gest.
— Jest podobna do niewidzialnego tuszu lub czegoś
podobnego, ale z tą różnicą, że tylko określona osoba lub zdanie może sprawić,
że będzie widoczna.
— Tak jak mapa — myślę głośno.
— Mapa?
— Ujawnia się tylko po wypowiedzeniu danej frazy, w
przeciwnym razie to zwykły pergamin.
— Coś podobnego. To podstępny urok, ale warty swojej
ceny — podsumowuje Draco.
— Myślę, że już mamy zadanie do wykonania — mamroczę.
— Trzy tygodnie?
— Tak.
Draco wzdycha.
— W porządku.
~*~*~*~*~*~
Półtora tygodnia później Draco i ja znów jesteśmy w
gabinecie dyrektora.
— O czym chciałaś rozmawiać, panno Granger? — pyta
Dumbledore.
— Draco i ja znaleźliśmy kilka problemów, które mogą
się pojawić w związku z zaklęciem Fideliusa. Chciałabym abyśmy przedyskutowali
rozwiązania — mówię, a mężczyzna przytakuje, więc kontynuuję. — Jeżeli rzucimy
Czar Związanego Języka na strażnika domu, sprawimy, że nikt nie będzie mógł
ujawnić jego tożsamości, nawet będąc torturowanym. Ten pergamin — wyciągam go z
torby — został zaczarowany, więc tylko obecny strażnik lub jego następca może
go zmienić. Wydaje mi się, że odnalazłam klucz na zaklęcie Fideliusa. Spowoduje
to, że w tym samym czasie dwie osoby mogą być jednocześnie strażnikiem. Chodzi
o imiona, a obecnie wygląda to tak: Harry, Ron, ja, Draco, a potem jego matka.
Więc jeśli Snape umrze, strażnikiem zostaje Harry. Gdy obaj umrą, zastępujemy
ich Ron i ja, a potem kolejni. Zaklęcie powinno przetrwać do kolejnego
pokolenia.
— Bardzo dobry pomysł, panno Granger — chwali mnie
Dumbledore, a ja rumienię się lekko.
— Wciąż potrzeba pana i profesora Snape’a, aby
połączyć go z Fideliusem — mówię.
— Najmądrzejsza czarownica naszych czasów — mamrocze
pod nosem Draco.
— W każdym razie, ostatni problem, który musimy
omówić, to wprowadzanie nowych osób do domu, jeśli to byłoby konieczne —
zaczynam jeszcze raz. — Będziemy potrzebować Snape’a do zapisania informacji na
pergaminie, ale ich treść będzie niewidoczna, chyba że zostanie użyta określona
fraza. Poza tym jeśli użyjemy Czaru Związanego Języka, tylko dwoje domowników
będzie mogło wypowiedzieć tę frazę za jednym razem. Jednak, gdy kolejni wejdą
na nich miejsca, będą mogli z tego skorzystać.
— Jak zwykle przekroczyłaś moje oczekiwania, panno
Granger — chwali mnie dyrektor.
— Nie mogłabym tego zrobić bez Draco — odpowiadam,
patrząc na mojego przyjaciela.
Dumbledore uśmiecha się.
— Nie mógłbym być bardziej zadowolony z dokonanego
przez ciebie postępu, panie Malfoy. Jestem wdzięczny za pomoc, którą
ofiarowałeś pannie Granger.
Draco przytakuje, ale nic nie mówi.
— Zostały dwa dni do końca egzaminów — mówi
Dumbledore. — Weekend po nich powinniście wykorzystać na odpoczynek. Spotkam
się z wami i panem Potterem w poniedziałkowy wieczór, aby dokończyć
przygotowania. Do tego czasu, bądźcie ostrożni.
Życzymy dyrektorowi dobrej nocy i wracamy do naszych
pokoi wspólnych.
~*~*~*~*~*~
Gdy oddaję profesorowi Snape’owi mój arkusz
egzaminacyjny, podsuwam także małą wiadomość. Przytakuje i wsuwa pergamin do
kieszeni. Wczoraj w nocy napisałam list, który od pewnego czasu tlił się w
mojej głowie. Brzmiał następująco:
Czarny
Panie,
Zrobiłam, co
mogłam, aby położyć kres dyrektorowi Dumbledore’owi, jednak bezskutecznie. Na
przekór nieprzyjemności sytuacji, nie mogę tak po prostu wybrać śmierci, jak
planowałam w sierpniu. Pozbędę się dyrektora 30 czerwca. Oczekuję, że moje
starania przyniosą zamierzony rezultat.
Hermiona Granger
Snape dostarczy wiadomość. Mogę sobie wyobrazić, jak
to przebiegnie. Voldemort będzie rechotał podczas czytania mojego listu, a
Snape w ciszy na to patrzył. Potrząsam głową. To ostatni weekend przed wojną i
spędzę go z przyjaciółmi.
~*~*~*~*~*~
— Żałujesz tego? — pyta Draco, gdy leżymy w Pokoju
Życzeń w ostatni piątek.
— Czego? — pytam, patrząc w gwiazdy.
— Czegokolwiek.
— Nie — odpowiadam bez wahania. — Tęsknię za
rodzicami, ale najcięższe już minęło. Chciałam ich ochronić.
— Wiem — szepta. Ciepło rozprzestrzenia się na mojej
skórze, gdy lekko mnie dotyka.
— Nie powiedziałam im wiele. Mam na myśli to, że
magiczny świat może być niebezpieczny i nie mogą mnie ochronić. Co by zmieniło,
gdyby to wiedzieli? Zmartwiliby się jeszcze bardziej. Byłam najbliżej ich, jak
tylko mogłam, ale nie mogłam ich chronić lepiej niż oni mnie. — Mój głos
zanika.
— Przepraszam.
— Za co? — Patrzę na Draco, który wciąż wpatruje się w
gwiazdy.
— Za to, przez co przechodziłaś. Za morderstwo twoich
rodziców. Za torturowanie ciebie… dwa razy — szepta.
— To nie twoja wina — odpowiadam.
— Mogłem coś zrobić — mamrocze, a jego słowa są
przepełnione gniewem i nienawiścią.
— Draco. — Podpieram się na ręce, aby móc dobrze go
widzieć. — Mogłabym ci podać milion powodów, dlaczego to nie jest twoja wina i
jak nie mógłbyś tego powstrzymać, przynajmniej bez spowodowania własnej
śmierci, ale powiem tylko, że wybaczam ci. Nie wierzę, że miałeś jakieś opcje
lub wiedziałeś lepiej. Mimo to musisz wiedzieć, że nie mam nic przeciwko tobie.
Jego oczy przybliżają się do mnie. Podziwiam rysy jego
twarzy i emocje się na niej rysujące. Gniew ustępuje miejsca spokojowi. Bierze
głęboki oddech, a potem przytakuje.
— W porządku. — Wzdycha zanim jeszcze raz otworzy
oczy. Szare tęczówki patrzą na moje brązowe. Przez chwilę czuję, że moja klatka
piersiowa drży, ale nie przejmuję się tym, gdy kładę się obok niego.
~*~*~*~*~*~
— Hej — mówi Harry, gdy wpada na mnie, kiedy spaceruję
na błoniach.
— O czym myślisz? — pytam, a jego usta unoszą się z
jednej strony.
— Czy to nie oczywiste? — Wzruszam ramionami. Chłopak
lekko marszczy brwi żartobliwie. — Chciałem zapytać o Lunę, co jej się stało.
— Harry…
— Muszę wiedzieć, Hermiono — mówi, a ja siadam na
ławce.
— Prawdę mówiąc, nie jestem pewna tego, co się wtedy
wydarzyło — odpowiadam powoli. — Około półtora roku temu złapano nas i zabrano
do Malfoy Manor. Luna także tam była. Chociaż wyglądała jak skóra i kości. Nie
wiedziała, jak długo ją tam przetrzymywali, nie mówiła spójnie. Zabraliśmy ją
ze sobą, gdy uciekliśmy, ale nigdy nie poczuła się lepiej. Została porwana jako
zakładniczka, aby manipulować jej ojcem, który próbował nas schwytać w pewnym
momencie, ale zginął po naszej ucieczce. Luna utknęła między gniewem a chęcią
walki z tymi, którzy spowodowali jej ból. Zrobiliśmy, co mogliśmy — wyjaśniam,
patrząc mu w oczy.
— Jak… jak umarła?
Wpatruję się w swoje dłonie na kolanach.
— Zostawiliśmy ją w naszej kryjówce, właściwie w
namiocie i poszliśmy zbierać informacje, ale okazało się, że to zasadzka, a ty
byłeś ciężko ranny. Myślałam, że cię straciliśmy, ale wtedy pojawiła się Luna.
Rzuciła mi torbę z naszymi zapasami, mówiąc „Do zobaczenia wkrótce” i
odpychając mnie, aby walczyć z demonami. A potem zniknęła w blasku zielonej i
czarnej klątwy — dławię się, szlochając. Czuję ból w klatce piersiowej. Harry
obejmuje mnie ramieniem.
— Znowu ją widzisz — szepta. — Jest teraz z nami. —
Przytakuję, wtulając głowę w jego tors.
— Boli mnie patrzenie na nią, gdy wiem o wszystkim —
mamroczę.
— Wiem.
— Obserwowanie
jak słabnie i walczy, aby stać się silniejszą i porzucić wszystko w tym samym
czasie. — Zerkam na oczy Harry’ego. — Nie przeżyję tego ponownie — mówię cicho.
— Nie pozwolimy, żeby ją porwali — oświadcza ostro
Harry.
— Nie wiem, kiedy i jak to zrobili. Nigdy by nie
powiedziała… albo tego nie pamiętała…
— Zabierzemy ją ze sobą do bezpiecznego domu, jej ojca
także. Tym razem będzie inaczej, z nami będą bezpieczni — podkreśla.
Przytakuję, czując łzy spływające po policzkach.
____________
Witajcie :) mamy weekend, więc pora na coś nowego ode mnie. Jestem teraz zajęta pisaniem rozdziału Last Minute Love i generalnie zapominam o terminach i publikacjach. Wybaczcie, ale gdy piszę, całkowicie wyłączam się z rzeczywistości.
Co sądzicie o rozdziale? Wiem, że długość może nie powalać, ale mieliśmy kilka fajnych scen. Zapewne scenka dramione najbardziej przypadła Wam do gustu. Piszcie w komentarzach.
Tyle ode mnie. Niedługo pewnie coś opublikuję, ale kiedy, ech who knows... Miłego weekendu i tygodnia! Enjoy!
Super 👌🏼 czekam na kolejny!! 💕
OdpowiedzUsuńNaprawdę ciężkie te rozdziały, ale zarazem bardzo piękne. Jestem jednocześnie ciekawa i przerażona tym, co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetny tekst
Charlotte
wschod-slonca-dramione.blogspot.com
Masz całkowitą rację, a ja jedynie mogę podziękować za komentarz, bo jak widać, jest ich coraz mniej :(
Usuń