To już dziś, myślę, gdy stoję przed kamiennym
gargulcem w poniedziałkowy wieczór. Harry znajduje się po mojej prawej stronie,
a Draco po lewej. Ron został, aby zabrać nasze kufry i upewnić się, że wszyscy
są bezpieczni.
Draco chwyta nie za rękę i patrzę na jego szare oczy.
Powoli zwalniam oddech i zerkam na strażnika.
— Cytrynowe dropsy — mówię.
Posąg odsłania kamienne schody. Harry wchodzi pierwszy
do gabinetu dyrektora. Na biurku leżą trzy ciemne, drewniane pudełka.
— Dobry wieczór — wita się Dumbledore. — Wszystko
idzie zgodnie z planem. Snape przybędzie później z kilkoma zwolennikami, którzy
chcą uratować horkruksy. Do tego czasu, pan Malfoy i jego matka będą ukryci w
domu. Czy macie trzy fiolki, panie Potter?
Harry kładzie je na biurku. Każda zawiera gęstą,
przejrzystą ciecz, przesyconą zielenią.
— Mamy godzinę, zanim zaczniemy. Cytrynowego dropsa?
Kręcimy głowami.
— Panie Potter, możemy zamienić słówko? — pyta
mężczyzna, zapraszając chłopaka na kanapę w kącie.
— Jak myślisz, co to ma oznaczać? — pyta mnie Draco.
— Pożegnanie — szeptam.
Siedzimy przez chwilę w niekomfortowej ciszy, dopóki
nie dołącza do nas Harry.
— Malfoy, twoja kolej — mówi niedbale Harry, chociaż
jego mina zdradza napięcie, którego wcześniej nie było.
Draco wydaje się być zszokowany, ale mimo wszystko
wstaje i podchodzi do dyrektora. Wybraniec ściska moją dłoń, gdy siedzimy obok
siebie.
— Hermiono — mamrocze Draco, gdy wraca. Zmieniam go
obok staruszka.
— Panno… Czy masz coś przeciwko, żebym mówił do ciebie
Hermiono? — pyta, a ja potrząsam głową, nie mogąc wykrztusić słowa. Uśmiecha
się do mnie. — Hermiono, tak mi przykro z powodu tego, że urodziłaś się, aby
uratować czarodziejski świat, który nie zawsze był dla ciebie dobry. I za
wyzwania, które jeszcze przed tobą. Chciałbym móc cię odciążyć, ale tak jak
Harry, nie mogę cię ochronić przed wszystkim. Dziękuję, że dałaś nadzieję staremu
czarodziejowi. Dziękuję za wszystko, co zrobiłaś. Mamy u ciebie dług.
— Profesorze — mówię cicho, starając się nie płakać.
— Dbaj o siebie — szepta, podając mi rękę, gdy wstaje.
— Dziękuję za wszystko profesorze, za wszystko —
odpowiadam, przyjmując ją. Prowadzi mnie z powrotem do biurka i siadam między
chłopakami.
— Myślę, że będziemy potrzebowali trochę szczęścia —
oświadcza Dumbledore, podając nam fiolki ze złotym płynem. Wypijamy Felix
Felicis.
Zegar wybija 22:15.
Dumbledore wywija różdżką skomplikowany wzór,
mamrocząc zaklęcie, którego nie rozpoznaję. Na biurku pojawia się mgliste kółko,
a w jego granicach korytarz dworu. Widok przesuwa się do przodu, a następnie
skręca za róg. Biała dłoń z długimi palcami zwija się w pięść i puka do drzwi.
— Wejść — oświadcza przeszywający głos Narcyzy Malfoy.
Przechodzimy przez otwarte drzwi, a w lustrze dostrzegamy odbicie Snape’a.
— Widzimy przez jego oczy? — pytam Dumbledore’a, a on
przytakuje.
— Severusie. — Narcyza wita go pocałunkiem w policzek.
— Myślałam, że będziesz się przygotowywał z innymi.
— Jestem gotowy, za dwadzieścia pięć minut wyruszamy
do Hogwartu — oświadcza Snape.
— Upewnij się, że Draco będzie bezpieczny — prosi.
— Właśnie dlatego tu jestem.
— Coś nie tak?
— Draco cię potrzebuje.
— Nie wolno mi wyjechać, wiesz o tym. — Narcyza
patrzy, marszcząc brwi, a Snape delikatnie dotyka jej ramienia.
— Mogę cię do niego zabrać — mówi cicho.
— Severusie — jęczy kobieta, a jej głos waha się
między naganą a błaganiem.
— Draco cię potrzebował i tak jest także teraz. Będzie
w wielkim niebezpieczeństwie, jeśli nie pójdziesz ze mną właśnie w tym momencie
— odpowiada Snape niemal rozkazująco.
— Ale Czarny Pan…
— Lub twój syn? Co wybierasz?
Oczy Narcyzy zwężają się.
— Jak śmiesz o to pytać? — pęka. — Zabierz mnie do
niego.
Po jej słowach w wyniku jednego machnięcia różdżki
ubrania i potrzebne rzeczy wlatują do małej torby. Snape zamyka ją i wraz z
kobietą wchodzi do kominka.
— Hogwart, gabinet dyrektora — woła Snape w
płomieniach. Na twarzy kobiety pojawia się szok, zanim znikają w zieleni.
~*~*~*~*~*~
Kiedy pani Malfoy pojawia się w gabinecie, Dumbledore
szybko do niej doskakuje, łapiąc zanim upadnie. Usadza ją na krześle,
asekurując. Wręczając Draco torbę i różdżkę matki, mówi:
— Najlepiej będzie, jeśli potrzymasz to przez chwilę.
— Draco, co tu się dzieje? — skrzeczy pani Malfoy.
— Ratuję cię — odpowiada surowo Draco, ale uśmiecha
się ironicznie do aktualnej sytuacji.
— Harry. — Dumbledore odciąga go na bok. Czarna
różdżka leży na jego otwartych dłoniach. — Harry Jamesie Potterze, ja Albus
Percival Wulfric Brian Dumbledore, przekazuję ci tę różdżkę z własnej woli,
abyś mógł być jej panem. — Mężczyzna wskazuje na różdżkę i Harry ją bierze.
Kłębiąca się w niej magia opada na pomieszczenie, sprawiając, że włosy jeżą się
na karku.
— Co ty zrobiłeś? — szepta pani Malfoy. Dumbledore
spogląda na zegar.
22:45
— Już czas — mówi, a Harry, Draco i ja bierzemy po
buteleczce jadu bazyliszka.
— Draco, musimy uciekać w tej chwili — rozkazuje pani
Malfoy.
— Nie, matko — odpowiada.
— Musimy wrócić — błaga kobieta. Draco otwiera pudełko
przed sobą. Medalion Slytherina leży na czarnym aksamicie. Odkorkowuje fiolkę i
wlewa całą zawartość na medalion. Wrzask wymieszany ze spalaniem się medalionu,
przeszywa powietrze w gabinecie. Draco spogląda na przerażoną twarz swojej
matki, robiąc upartą minę.
— Teraz nie możemy wrócić — mówi po prostu. Kobieta
odczytuje adres z pergaminu, który jej pokazuje.
— Stworku — woła Harry. Skrzat pojawia się z
trzaskiem, uśmiechając się.
— Tak, panie? — pyta radośnie.
— Zabierz do domu Draco i panią Malfoy, proszę. Ukryj
ich w bezpiecznym miejscu i nie pozwól pani Malfoy wyjść z domu — rozkazuje
Wybraniec.
— Tak, panie — odpowiada Stworek, kłaniając się nisko.
Bierze za ręce panią Malfoy i Draco, po czym cała trójka znika.
— Panno Granger — mówi Dumbledore.
Otwieram pudełko leżące po lewej stronie biurka. Lakierowane
drewno jest miękkie w dotyku. Koniuszki moich palców wyczuwają magię bijącą od
niego. Pudełko otwiera się ze zbyt dużą swobodą. Na czarnym, aksamitnym
materiale leży Diadem Ravenclawu. Kusi mnie, aby go dotknąć, ale ustawiam swoją
tarczę i otwieram fiolkę.
— On cię nigdy nie pokocha — syczy diadem. — Nikt
nigdy cię nie pokocha. Będą cię wykorzystywać, dopóki nie dostaną tego, czego
chcą, a potem odtrącą cię, jak szlamowatą dziw…. Ahhhh — Wyszeptane słowa
zamieniają się w pisk, gdy oblewam horkruksa trucizną. Robię krok w tył,
patrząc na dyrektora.
Dumbledore uśmiecha się i spogląda na zegar.
23:00
— Dumbledore, już są — oświadcza jeden z mężczyzn na
obrazie.
— Harry. — Dyrektor wskazuje ostatnią skrzynkę.
Wybraniec otwiera ją, aby zobaczyć Puchar Hufflepuffu. Ściska mocno fiolkę,
wpatrując się w głębię pudełka.
— Dla Syriusza — szepta Harry i oblewa trucizną
puchar. Ten sam nieludzki krzyk przelatuje przez pomieszczenie, po czym
następuje niesamowita cisza. Pod nami słychać kroki, a Dumbledore posyła mi
ostatnie spojrzenie. Jeden ruch jego dłoni sprawia, że ja i Harry znajdujemy
się w kącie. Na dodatek okrywa nas peleryną niewidką.
— Wybaczcie mi — mamrocze mężczyzna. Siada za
biurkiem, gdy otwierają się drzwi.
Pierwszy wchodzi Snape, za nim Bellatrix Lestrage,
Rodolphus Lestrage, Alecto i Amycus Carrow i Fenrir Greyback. Bellatrix
paraduje do Dumbledore’a, który nie zmienia swojego położenia.
— Gdzie jest szlama, staruchu? — pyta emanując
pewnością siebie, siadając na biurku.
— Panna Granger odeszła, przepraszam, że muszę cię o
tym poinformować — odpowiada spokojnie dyrektor. — Radziłbym, abyście w tej
chwili opuścili zamek.
— Ty… — Bella odsuwa się, aby wymierzyć w niego
różdżką, lecz w porę uniemożliwia jej to Snape.
— Co ci mówiłem? — warczy Severus. — Nie możesz używać
magii, dopóki są tu rzucone zaklęcia osłaniające. Chyba że chciałabyś być tu
zamknięta do momentu, aż zjawią się aurorzy.
— Stary głupiec powinien być nauczony co najmniej
dwóch rzeczy. — Kobieta przewraca oczami i odwraca się.
— Och, Bellatrix, byłaś taką wielką czarownicą, z
wielkimi możliwościami zanim zamieniłaś się w żądną władzy czarownicę półkrwi —
mówi Dumbledore.
— Jak śmiesz — wścieka się Bella, gdy Snape po raz
kolejny uniemożliwia jej jakikolwiek ruch.
— Już skontaktowałem się z władzami, zaraz tu będą,
więc zapewne już nadszedł czas, aby się z tym pogodzić — ogłasza dyrektor.
— Niech przyjdą — syczy z radości Bellatrix.
— Musimy iść — prosi Amycuc Carrow, niespokojnie
rozglądając się po pokoju.
— Severusie — szepta Dumbledore. — Proszę…
— Avada Kedavra
— mówi cicho Snape, a śmiercionośny zielony promień uderza w dyrektora szkoły.
Harry wciąż jest blisko mnie, ale czuję, że magia zanika. Chwytam za różdżkę i
rzucam na niego zaklęcie niewidzialności.
— Chodźmy — warczy Snape na radosnych śmierciożerców z
chichoczącą Bellatrix w roli głównej. Czekam, aż ich kroki całkowicie ucichną,
po czym zrzucam pelerynę niewidkę.
— Uciekli? — pytam portrety.
— Właśnie przekraczają granice — odpowiada ten sam
dyrektor, co poprzednio. — Jeden zniknął, Severus nie będzie w stanie dłużej
otwierać bramy.
— Dziękuję — mówię, zanim odwracam się do Harry’ego i
anuluję zaklęcia. Stoi tam przez chwilę, zanim opada na ziemię.
— Odszedł — szepta, szeroko otwierając oczy. Patrzy na
martwego dyrektora, a potem na mnie. — Dumbledore nie żyje.
Pędzę w kierunku przyjaciela i otaczam go ramionami.
— Wiem, przepraszam — powtarzam w kółko, gdy oddech
Harry’ego zamienia się w szloch.
Zostajemy tam przez jakiś czas, płacząc i przytulając
się, opłakując śmierć wielkiego człowieka. Gdy zegar wybija, spoglądam w górę.
23:30
— Musimy iść — mówię cicho.
— Hermiono? — Powoli ciągnę go za ramię.
— No chodź.
Pozwala mi zaprowadzić się na korytarz na siódmym
piętrze. Na zewnątrz stoi Ron i Luna z naszymi kuframi. Luna podbiega do nas i
mocno obejmuje Harry’ego, a ja podchodzę do Rona.
— Hermiono? — pyta, a ja w odpowiedzi potrząsam głową.
— Musimy iść — oświadczam, stając przy ścianie.
Pojawiają się drzwi. Przechodzimy przez nie i otwieramy obraz, wiszący na
końcu. Czaruję kufry, aby przemieszczały się za nami, po czym pomagam Ronowi,
Lunie i Harry’emu.
— Do zobaczenia — szeptam i niknę w ciemności.
~*~*~*~*~*~
Po czterdziestu pięciu minutach wędrówki, jestem
strasznie zmęczona, ale mam pewność, że opuściliśmy Hogwart. Ustawiam kufry i
grupa zatrzymuje się. Przez całą drogę nic nie mówiliśmy.
— Stworku — szepta Harry.
Momentalnie pojawia się skrzat, wpatrując się w swego
pana.
— Zabierz nas do domu — mówi, a stworzenie przytakuje
i zabierając nas na dwie tury, wreszcie jesteśmy w domu Blacków.
Draco wchodzi do pokoju, kierując się do mnie. Jego
uścisk, przynosi mi wielką ulgę.
— Martwiłem się — szepta. — O północy mijał termin i
bałem się, że przysięga… ale już jesteś.
— Odszedł — mamroczę.
— Wiem.
— Co do cholery on tutaj robi? — krzyczy Ron. Wysuwam
się z uścisku Draco i staję między nim a różdżką rudzielca.
— Ron — warczy Harry. Weasley rozgląda się między mną,
Harrym i Draco, nie opuszczając różdżki.
— Jaką figurą byłem ja, gdy na pierwszym roku graliśmy
w szachy? — pyta mnie.
— Koniem — odpowiadam.
— Jaką była Hermiona? — pyta Ron Harry’ego.
— Wieżą — odpowiada Wybraniec. Ron obniża swoją
różdżkę.
— Chcę uzyskać kilka cholernych odpowiedzi —
oświadcza, a Harry wzdycha.
— I będziesz je miał — mówię. — Ale to długa historia,
więc teraz chodźmy spać. Porozmawiamy jutro.
Ron niechętnie się zgadza. Stworek umieszcza nasze kufry w odpowiednich pokojach i
szykujemy się do snu.
__________
Witajcie :) w ten niedzielny słoneczny dzień publikuję kolejny rozdział tłumaczenia. Zapewne jesteście zaskoczeni jego treścią. Cóż, autorka najwyraźniej chciała trochę podkręcić tempo akcji. Oczywiście jestem ciekawa Waszych reakcji, więc komentujcie, to naprawdę daje energii do dalszego tłumaczenia.
Teraz mam trochę zawirowań w życiu, więc ciężko powiedzieć cokolwiek o kolejnych publikacjach. Musicie po prostu uzbroić się w cierpliwość, o ile jeszcze ją macie, bo ostatnio często wystawiam Was na próbę.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia! Enjoy!
Super!!!💕 💕
OdpowiedzUsuńO matko, nie wiem, co napisać, kolejne rozdziały będą naprawdę trudne, a jednocześnie jestem nimi tak zaciekawiona i już nie mogę się doczekać, aż je przeczytam!
OdpowiedzUsuńCharlotte
wschod-slonca-dramione.blogspot.com
Mogłoby się wydawać, że historia potoczy się tak jak w sadze, ale w rzeczywistości będzie zupełnie inaczej. O tym przekonacie się niedługo :)
Usuń