W pierwszym tygodniu naszego pobytu w domu Blacków
zapanowało coś na kształt rutyny. Pani Malfoy wciąż odmawia wspólnych posiłków,
ale Ron dołączył do nas już trzeciego dnia. Pomimo braku kłótni między Draco i
Ronem często iskrzy. Luna stwierdziła, że musimy poczekać trzy tygodnie, zanim
zaczniemy cokolwiek planować. Stworek i Luna wydawali się jedynymi, którzy
dobrze radzą sobie w tej dość niezręcznej sytuacji.
Nagle nasz spokojny obiad przerywa wrzask dobiegający
ze schodów. Harry, Ron, Draco i ja pędzimy do pokoju pani Malfoy. Przez na wpół
otwarte okno wylatuje wielka sowa. Skulona kobieta siedzi na podłodze, łkając.
Wokół niej leżą ruszające się fotografie.
Każde zdjęcie przedstawia Lucjusza Malfoya podczas makabrycznych
tortur, zaklęć jak i fizycznego uszkodzenia. Ból przepełniający każde zdjęcie
słychać nawet tutaj. Pani Malfoy trzyma w dłoniach jeszcze jedno zdjęcie. Nie
rusza się. Widać na nim martwego pana Malfoya, w kawałkach.
Prostym machnięciem różdżką Draco usuwa fotografie z
zasięgu wzroku. Opada na kolana i obejmuje kobietę ramieniem.
— Cii, już dobrze — szepta.
Kobieta przez chwilę pozwala na to, chcąc chociaż
odrobiny wsparcia, ale potem warcząc, odpycha go i wstaje.
— To twoja wina, Draco — krzyczy. — To twoja wina, że
on nie żyje. Jak mogłeś? Twojemu ojcu?
— Oszczędź mnie — odszczekuje Draco, również wstając.
— Proszę, matko, powiedz mi, że ten dom nie jest cmentarzem. Zapobiegnięcie tej
śmierci nie byłoby naszą nagrodą. Prawdę mówiąc, śmierć może nadejść jeszcze
szybciej za pomocą zielonego światła, albo powoli męcząc się każdego dnia.
Wybacz, że nie chcę patrzeć, jak twoje szare oczy wypełnia pustka… Dementor
byłby szybszym pomysłem, ale wynik taki sam.
— Jeżeli naprawdę w to wierzysz, dlaczego nie
przyprowadziłeś tutaj swojego ojca? — atakuje Narcyza. — Dlaczego zostawiłeś go
na tak haniebną śmierć?
Śmiech przepełniony goryczą odbija się echem po
pomieszczeniu.
— Ten drań nie przyszedłby, nawet gdybyś go błagała.
Odwróciłby się od nas i obserwował, jak bylibyśmy torturowani, aby wyciągnąć
informacje, zanim nakarmiliby nami tego cholernego węża. Nie miej złudzeń,
mamo, ponieważ ta niesłuszna lojalność, którą go darzysz, nigdy nie była
odwzajemniona.
Po czym z szelestem materiału Draco wychodzi z pokoju.
Potrzeba chwili aby ktokolwiek się poruszył lub
pomyślał. Gdy zaklęcie zostaje zdjęte, biegnę za nim.
— Zostawcie mnie — słyszę za sobą krzyk pani Malfoy.
Chłopcy pospiesznie wychodzą na korytarz, spełniając
jej prośbę, a ja doganiam Draco, gdy zamyka drzwi do swojej sypialni.
— Poczekaj — mamroczę, lekko dysząc.
Odwraca się do mnie powoli.
— Hermiono, ja… — zaczyna.
— Nie odtrącaj mnie — szeptam.
Ból w jego oczach, łamie moje serce. Otwiera drzwi,
wpuszczając mnie do środka.
Będąc w mrocznym pokoju, podchodzę do niego i obejmuję
w talii. Jego ramiona otaczają mnie, trzymając mocno. Czuję jak przez jego
ciało przechodzą dreszcze. Odsuwa się i kładzie dłoń na mojej twarzy. Jego oczy
wpatrują się we mnie.
— Nie jestem odważny — szepta, a ja nie odpowiadam.
Utrzymuje ze mną kontakt wzrokowy, gdy robi krok do przodu, opierając mnie o
ścianę.
— Nie jestem wystarczająco odważny — szepta jeszcze
raz. Jego oddech ogrzewa moją twarz. — Rozumiesz to? — Potrząsam głową
najmocniej jak potrafię. Draco wzrusza ramionami, wzdychając i sapiąc.
— Podczas ostatniej wojny był tylko jeden sposób, aby
odgonić od siebie demony. Jedna chwila, ale tylko jej potrzebowałem… Teraz też
potrzebuję tej chwili — mówi, oczekując mego zrozumienia.
Nagle wszystko mi się rozjaśnia, a w płucach brakuje
powietrza. On nie może mieć na myśli…
— Draco, ja… ja nie mogę być… em… szybkim numerkiem —
jąkam się. — Ja po prostu…
Chłopak odchodzi.
— Rozumiem — mówi, a na jego twarzy pojawia się maska
obojętności.
— Draco — mówię i wyciągam rękę w jego stronę. Obojętność
na chwilę znika, ale tylko na moment.
— Chcę być sam — odpowiada szorstko.
— Ale…
— Proszę.
Pozwalam mojej dłoni opaść wzdłuż ciała i przytakuję.
Podchodzę powoli do drzwi, odwracając się, gdy dotykam klamki. Draco odwraca
wzrok, próbując ukryć ból. Wychodzę na zewnątrz, powoli zamykając drzwi.
Kiedy robię krok w przód, rozlega się głośny trzask i
krzyk, zanim wszystko cichnie. Ciągnę za klamkę, ale jest zamknięte.
— Alohomora
— wypowiadam zaklęcie.
Drzwi nie puszczają. Kopię w nie z frustracją.
Dobiegająca z wewnątrz cisza niepokoi mnie, zapewne rzucił zaklęcie
wyciszające. Robię krok w tył.
— Confringo
— krzyczę, a drzwi wylatują z zawiasów, po czym z szelestem opadają tuż obok
moich stóp. Wchodzę do środka, mrucząc zaklęcie naprawcze.
Draco dyszy otoczony przewróconymi i połamanymi
meblami.
— Reparo Maxima
— wołam, po czym wszystkie wracają do pierwotnej postaci.
Blondyn patrzy na mnie, dysząc wolniej. Wzrok ma
nieufny i kuli ramiona jak dzikie zwierze.
— Wydaje mi się, że wszystko już powiedziałaś, Granger
— mówi, stając prosto.
— Mogłabym, gdybyś mnie nie wyrzucił — odszczekuję. —
I kiedy wróciliśmy do Granger?
Wzdycha.
— Proszę, Hermiono,
chcę być teraz sam.
— Cóż, wielka szkoda — odpowiadam, robiąc krok w jego
stronę. — Ponieważ nie chcę zostawić ciebie samego.
Obejmuję go ramionami i opieram głowę o klatkę
piersiową. Trzyma mnie mocno przez chwilę, po czym próbuje odepchnąć.
— Nie mogę — mówi, więc cofam się.
— Nie możesz, co? — pytam bardziej dosadnie niż
zamierzałam.
— Nie mogę być tak blisko ciebie, nie teraz.
— Dlaczego?
— Podczas wojny robiłem rzeczy, z których nie jestem
dumny — wyjaśnia nagle. — Dałem sobie z tym spokój, ponieważ próbowałem
przetrwać i pozostać przy zdrowych zmysłach. Teraz stoisz obok mnie i to
sprawia, że czuję się, tak jak wtedy, ale nie mogę cię mieć. Nie mogę cię
dotykać. Więc nie mogę stać tu z tobą i patrzeć, gdy wciąż czuję zimno.
Ból uwydatnia się w każdym jego mięśniu. Chcę by się
skończył. Chcę zobaczyć, jak się uśmiecha, przewraca oczami i żartuje. Pamiętam
jego wygłodniały wzrok, gdy wracał do swojego łóżka po moim koszmarze. Pamiętam
delikatność jego dłoni, gdy leczył moje obrażenia. Pamiętam dyskusje
przepełnione pasją i ciche wieczory, podczas których obserwowaliśmy gwiazdy.
Otaczam rękami jego szyję, stając na palcach i wpijam
się w jego usta. Trzyma mnie mocno dłońmi, jedną na plecach, a drugą we
włosach. Pogłębia pocałunek, zachęcając mnie do zabawy. Kładę dłonie na jego
piersi, odpychając lekko. Widzę zaskoczenie na jego twarzy.
— Nie będę szybkim numerkiem — mówię poważnie — ale to
nie znaczy, że chcę być tylko przyjaciółką. Jesteś pewny, że tego chcesz? Mnie?
— Mój głos lekko drży, gdy wypowiadam ostatnie pytanie.
Czuję motyle w brzuchu, które powodują, że moje dłonie
drżą lekko. Draco przybliża się do mnie.
— Pragnę cię,
Hermiono Jean Granger — szepta, zanim znów mnie całuje.
Popycha mnie na łóżko, nie przerywając pocałunku.
Odsuwam się.
— Nie dzisiaj — szeptam, przytulając się do niego. —
Chcę po prostu być tutaj dla ciebie.
— W porządku — odpowiada, przyciągając mnie bliżej. —
Śpijmy.
~*~*~*~*~*~
— Ron, nie rób tego — mówi ostro Harry.
— Puszczaj mnie — odszczekuję rudzielec.
Drzwi otwierają się z trzaskiem, Harry przeklina
dosadnie, kiedy próbuje wyciągnąć chłopaka z pokoju.
— Nie jesteś z nikim w związku, co? — Ron wrzeszczy na
mnie.
Mrugam kilka razy z zaskoczenia.
— Co ty… — mój głos zanika, gdy rozglądam się po
sypialni, która zdecydowanie nie jest moja.
— Wynoś. Się — nakazuje Draco obok mnie na łóżku,
wciąż otaczając mój brzuch ramieniem. Sennie mruży oczy, ramię wokół mnie
napina się, gdy przyciąga mnie bliżej.
— W co do cholery grasz, Malfoy? — krzyczy Ron.
— Ja też chciałabym to wiedzieć. — Z korytarza
dochodzi zimny głos pani Malfoy.
Draco warczy.
— Wynoście się z mojego pokoju. Wszyscy — krzyczy. —
Chcę spać. — Wtula głowę w zagłębienie mojej szyi, wyjaśniając, że ja mam
zostać. Pomimo senności, czuję, że jego mięśnie wciąż są napięte.
— Musimy omówić tę… sytuację — szydzi pani Malfoy.
— Tak — zgadza się Ron.
Kobieta odwraca się do niego.
— To sprawa rodzinna — odpowiada krótko.
— Chodź, Miona. — Ron wyciąga do mnie rękę. Głaskanie
klatki piersiowej Draco może nie być kontrolowane, ale wyraźnie czuję, jak jego
dłoń zaciska się na mojej talii. Mrużę oczy, patrząc na przyjaciela.
— Wydaje mi się, że Draco prosił, żebyś opuścił jego
pokój, a nie ja — odpowiadam chłodno.
Wyobrażam sobie uśmiech satysfakcji na twarzy
blondyna. Ron rzuca ostre spojrzenia na nas, po czym prycha głośno.
— Kiedy potraktuje cię jak smocze gówno, a potem rzuci
ze złamanym sercem, nie przychodź do mnie się wyżalać — warczy, odwracając się
na pięcie i wychodząc.
Harry wzdycha i podąża za nim, w locie wypowiadając
ciche „przepraszam”, zanim znika za rogiem. Drzwi się zamykają z panią Malfoy w
pokoju.
— Draco — cedzi po chwili ciszy.
— Tak, mamo — odpowiada, nie zmieniając pozycji, mocno
mnie obejmując.
— Nie mogę uwierzyć, że zrobiłbyś to w takiej sytuacji
— skarży się.
Draco wdycha i wreszcie siada.
— Robiąc co? — odszczekuje, rzucając mi przepraszające
spojrzenie, zanim przenosi wzrok na swą matkę.
— Wiesz, co robisz z… z nią.
Nagle rozumiem przeprosiny, jego matka tego nie
aprobuje, ponieważ jestem mugolaczką, a nie dlatego, że jej syn został
przyłapany w łóżku z dziewczyną.
— Dlaczego po prostu tego nie powiesz, mamo? — strzela
Draco, wstając. — Czy te słowa są dla ciebie zbyt brutalne? Czy zdajesz sobie
sprawę, że uprzedzenia są najokrutniejszą rzeczą w tym domu? — Podchodzi do
niej, gdy mówi.
Oczy pani Malfoy wypełnia chłód.
— Twój ojciec właśnie odszedł, a ty pozwalasz sobie na
mały „bunt”? — pyta.
— „Bunt”? — ryczy Draco, po czym wybucha zimnym
śmiechem. — Spędziłem wiele lat, walcząc z przyczyn, których nawet ty nie
potrafiłaś usprawiedliwić, żebyś mogła oddychać. Mówisz, że śmierć ojca to moja
wina? Śmiało. Chcesz, żebym obejrzał zdjęcia z jego torturowania? Powiedz
słowo. Chcesz nakazywać mi, gdzie powinnyśmy się zatrzymać? Mam to gdzieś. Ale
nie waż się nazywać Hermiony „małym buntem”. Chociaż raz jesteś bezpieczna i
nie muszę mówić, że ta krucjata jest czymś więcej niż pokazaniem naszych
umiejętności. Mogę robić co chcę i chcę ją.
Pani Malfoy po raz pierwszy milczy z szoku.
— Co by powiedział twój ojciec? — próbuje ponownie z
trzęsącym głosem.
— Tego się nie dowiemy — odpowiada chłopak, powodując,
że usta matki zaciskają się wąską kreskę.
—Jak sobie życzysz — syczy, odwracając się i
wychodząc, trzaskając drzwiami.
Draco opuszcza ramiona, cicho wzdychając. Potem
odwraca się i raczkując, wraca na łóżko, kładąc się obok mnie.
— Chcesz porozmawiać? — pytam po dłuższej chwili.
— Nie.
Przytakuję.
___________
Witajcie :) Początek tygodnia to dobry moment na publikację kolejnej części, więc jestem. Ciekawi mnie jak zareagowaliście na długo wyczekiwaną scenę pocałunku. W tej historii bardzo podoba mi się to, że wszystko przebiegło bez wielkiego BUM. Od przyjaźni przeszli do czegoś więcej... ach pięknie! Piszcie jak wrażenia.
Kolejną część planuję dodać za tydzień, ale nie wiem czy się uda, ponieważ jadę do domu, a tam zawsze dzieje się coś nieoczekiwanego. Więc trzymajcie kciuki.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego (krótkiego) tygodnia! Enjoy!
Hejo hejooo 😉
OdpowiedzUsuńA no jestem i ja, po trudach i znojach w końcu tu zawitałam. I jestem absolutnie oczarowanatym rozdziałem. I nie mówię tu tylko o big kiss ever, ale także o całej tej scenie, począwszy od wyznania Dracona, że nie jest odważny, aż po całą słowną przepychankę z Narcyzą.
Jestem absolutnie na tak! I oby więcej takich rozdziałów!
Pozdrawiam, Iva Nerda
Hej, hej!
UsuńCieszę się, że rozdział przypadł Ci do gustu. Ja ogólnie jestem zaskoczona, że autorka tak to rozegrała, dało się wyczuć emocjonalne napięcie między nimi i w ogóle wow.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam