sobota, 25 sierpnia 2018

Rozdział 28: Lista


— Więc minister został porwany i rozpoczęły się ataki — oświadczam. Luna kiwa głową podczas naszego drugiego spotkania planistycznego w salonie. Jedyną różnicą jest to, że Ron siedzi obok Tracy, obejmując ją ramieniem.
— Tym razem rozpoczęli ataki od neutralnych rodzin — mówi Draco.
— Zaczęli od nas — dodaje Tracy.
— Czy coś się stało Greengrassom? — pyta Draco dziewczynę.
— Wysłałam sowę do Dafne, kiedy znalazłam schronienie. Napisała, że opuszczają kraj.
Draco kiwa głową na jej odpowiedź.
— Jaki jest następny krok? — pyta Harry.
— Co widziała Lovegood?
— Czy wygraliśmy? — szepcze Ron.
— Nie — mówi Luna, wyglądając na całkowicie oderwaną od rzeczywistości. — Nie wygraliśmy. — Momentalnie wszyscy markotnieją i patrzą w dal. — Ale możemy to zmienić.
Pięć par oczu odwraca się w jej stronę.
— Jak? — pytam, przewidując myśli wszystkich.
Luna wyciąga kawałek pergaminu i kładzie go pośrodku kręgu. Zapisano tam starannym pismem pięć nazwisk.

Antonin Dołohov
Bellatrix Lestrage
Fenrir Grayback
Travers
Yaxley

— To jest pięć osób, które zdecydowanie utrudnią nam końcowy triumf w ostatecznej bitwie — wyjaśnia Luna. — Musimy ich usunąć z gry przed listopadem.
— Jak to zrobimy? — pyta Tracy.
— Za półtora tygodnia będą uczestniczyć w serii ataków i mamy mnóstwo okazji do rozwiązania kilku problemów — odpowiada blondynka. — A Travers, Dohołov i Yaxley są tymi, których szukasz.
Kciuki Ślizgonki robią się białe, gdy mocno ściska podłokietnik i zaciska szczękę. Zemsta tańczy w jej oczach.
— Jak wielu Śmierciożerców można się spodziewać? — pyta Ron, przyciągając bliżej Tracy. — Gdzie, kiedy i w jakim celu?
— Pięciu Śmierciożerców przy pierwszym ataku na mugolską wioskę dokładnie za dziesięć dni. Mają zabijać i robić chaos. — Po krótkiej ciszy Luna kontynuuje: — Travers będzie jednym z pięciu.
— Pięciu na sześciu, nienajlepsza perspektywa — mówi Ron, kalkulując w głowie. — Niespodzianka dałaby nam trochę przewagi, ale mieszkający tam mugole mogą stanowić problem. Zbyt wiele łatwych celów, jednak niewiele można z tym zrobić. Bo tak naprawdę nie skupią się na nich, dopóki nie skończą z nami, ale i tak będą chętni do ataku.
— Sześciu? — pyta Draco.
Ron rozgląda się po pokoju.
— Sześciu.
— To zbyt niebezpieczne dla Luny — dodaję. — Nie możemy stracić naszego proroka.
— Czy może się upewnić, że nikogo nie stracimy? — szepcze Ron.
— Nie mogę być pewna, jeśli mnie tam nie będzie — odpowiada ze smutkiem Luna. Rudzielec spogląda na mnie oczywistą dezorientacją.
— Luna ma ograniczoną moc, ponieważ nie może zobaczyć siebie, ani tego jak wpłynie na wydarzenia wokół niej. Jeśli odejdzie, nie będzie w stanie powiedzieć nam, jakie mamy szanse — wyjaśniam.
— Więc pięciu na pięciu — mamrocze Ron.
— Obiecałem, że nie będę walczył za tę ochronę — wtrąca się Draco. — Pomogę uwarzyć eliksiry, w planowaniu strategii, mogę leczyć, ale nie mogę tam być.
— Że co, proszę? — jęczy Ron z niedowierzaniem. — Będziesz tutaj bezpieczny, podczas gdy my możemy umrzeć?
Szczęka Draco zaciska się, gdy ciska błyskawice w kierunku rudzielca. Tracy próbuje odwrócić uwagę Rona, ale bez powodzenia.
— Jest 84,7% szansy, że ktoś, najprawdopodobniej Draco, umrze, jeśli będzie wam towarzyszył — mówi Luna. — 12% szansy, jeśli nie pójdzie.
— Jak to możliwe? — wypala Ron bez zastanowienia.
— Będą rozwścieczeni, widząc kogoś, kto ich zdaniem powinien walczyć u ich boku i pojedynkować się z wami — odpowiada dziewczyna.
Oczy Rona prześlizgują się na Draco, który uśmiecha się z zadowoleniem. Poklepuję blondyna po ramieniu, a on podskakuje.
— Przestań — upominam go.
— Mamy dziesięć dni — mówi Harry, sprowadzając nas na ziemię. — Tracy, chcesz walczyć? — Ślizgonka kiwa głową. — Okej. Luna, postaraj się zobaczyć, czy jest coś szczególnego, na co musimy zwrócić uwagę. Reszta z nas będzie trenować, tak to znaczy, że ty też Malfoy. Musimy dawać z siebie wszystko, by być gotowym. Hermiona, Ron i ja ćwiczyliśmy razem, więc musimy do tego wrócić. Przy okazji pomożemy Tracy w dynamice. Zabieramy się do pracy.

~*~*~*~*~*~

— Już wiem, dlaczego byłaś taka zmęczona, gdy trenowaliście z Flitwickiem — mamrocze Draco, kładąc się obok mnie na podłodze. Dotarliśmy do jego pokoju i opadliśmy ze zmęczenia. Nawet łóżko jest za daleko.
— Jednakże Flitwick poświęcał nam tylko kilka godzin, a Harry jest tyranem — jęczę.
— To twój przyjaciel.
Zapada między nami cisza, ponieważ rozmowa pochłania zbyt wiele energii, aby ją kontynuować. Gdybyśmy nie byli tak obolali, moglibyśmy zasnąć. Harry przecisnął nas przez prasę podczas ostatnich sześciu dni. Ciągle zmienia skład, aby utrzymać nas w ryzach, ale gdyby nie eliksiry ochronne, którymi wzmacniamy się przed treningiem, połowa z nas już dawno by się poddała. Chociaż narzekamy na zmęczenie, czujemy się przygotowani lepiej niż kiedykolwiek wcześniej.

~*~*~*~*~*~

Luna odsuwa różdżkę od skroni, wlewając srebrzystą nić do myślodsiewni, którą przed śmiercią podarował mi Dumbledore. Biorąc głęboki oddech, sześcioro z nas zanurza się w jej wspomnieniach.
— O tym mieście mówiłam — oświadcza Luna.
Rozglądamy się po spokojnej, mugolskiej wiosce, gdzie mieści się kilka małych rodzinnych sklepów, pub i wiele domów. Dzieci bawiące się na ulicy, przeskakują w różne kierunki, jak nakładane obrazy.
— To jest główna droga — kontynuuje Luna, idąc do przodu.
Reszta z nas podąża za nią, wciąż wpatrując się w ludzi, którzy przeskakują między miejscami w mieście, a potem wracają na swoje miejsce, wciąż się ruszając.
— Luna, dlaczego oni tak się zachowują? — pytam, patrząc na migoczącego i nieistniejącego mężczyznę. — Czy to zaklęcie?
Dziewczyna patrzy w tamtą stronę.
— Nie — mówi po prostu, uśmiechając się do mężczyzny. — Istnieje 28% szans, że jego żona powie mu o ciąży, zanim nastanie wieczór, a jeśli to zrobi, on zostanie w domu, rozpieszczając ją i jednocześnie doprowadzając do szaleństwa. Nie będzie go w mieście podczas ataku.
— Więc tak to widzisz? — naciskam, a ona kiwa głową, wzruszając ramionami i patrząc niewinnie.
— Jest kilka dróg, które nie łączą się z tą — kontynuuje Luna. — Tutaj kamienne budynki — wskazuje na kilka sklepów — zapewnią dobrą osłonę.
Dziewczyna podchodzi do końca ulicy, a potem odwraca się do nas.
— Pojawią się między szóstą a siódmą wieczorem — dodaje.
Natychmiast scena zmienia się w noc, a za blondynką ukazuje się pięć postaci. Migoczą w różnych pozycjach, ale nie ruszają naprzód.
— Mogą przybyć w różnych formacjach, ale wszyscy będą tutaj. Będziecie musieli zaklęcia rzucić antyaportacyjne i antyświstoklikowe, gdy tu przybędą, ale zanim dowiedzą się, że tu jesteście.
Ziemia trzęsie się i Śmierciożercy spoglądają na siebie. Harry, Ron, Tracy i ja wychodzimy ze wspomnienia, ustawiając się w różnych miejscach. Luna zamraża scenę i idzie w kierunku jednego ze Śmierciożerców. Maska ujawnia zapadnięte policzki i brak szczęki w okolicy podbródka. Lekko niebieskawy odcień podkreśla siwiznę.
— To jest Travers. Nie może ujść z tego cało. Brak umiejętności, złamana różdżka, poćwiartowanie na części, to nie wystarczy — mówi ponuro Luna. — Jeśli opuści to miasto żywy, wróci do swoje pana, będzie torturowany i uzdrowiony. Stanie się jeszcze większym zagrożeniem. Wiem, że niektórzy z was zabijali potwora w ludzkiej skórze, ale nie możecie się wahać. To co zaplanowali… co by zrobili, gdyby was tu nie było… oni nie są ludźmi. W sprawiedliwym świecie ich dusze byłyby wyssane przez dementora. Nie mamy wyboru. To co mamy, cały ten świat, to wy. Nie wahajcie się, nie zastanawiajcie się, nie dawajcie drugiej szansy. Pozbądźcie się ich i wróćcie do domu. Proszę.
Luna odwraca się. Wzdychając, lądujemy w domu Blacków.
— Kolacja — oświadcza Stworek, gdy tylko się pojawiamy. Harry przytakuje ze znużeniem i podążamy za nim do jadalni. Pan Lovegood i pani Malfoy już siedzą przy stole. Posiłek przebiega w ciszy, ponieważ młodzi myślą o tym, co czeka ich następnego dnia.

~*~*~*~*~*~

Trzy pary rozdzielają się po kolacji. Draco i ja przebywamy w jego pokoju, siedząc na kanapie, zagubieni we własnych myślach. Chłopak zerka na mnie.
— Poprosiłbym, żebyś została, gdybym myślał, że to zrobisz — mówi.
— Nie mogę — odpowiadam.
— Wiem.
Wtulam się w jego ramiona.
— Istnieje bardzo mała szansa, że ktokolwiek umrze — oświadczam, brzmiąc zbyt optymistycznie nawet dla moich uszu.
— To, że Luna nie pokazała nam bitwy, nie napawa mnie radością — mamrocze Draco. — Jest wiele zła pomiędzy bezpieczeństwem a śmiercią.
— Wiem — szepczę, a Draco wzdycha i przyciąga mnie bliżej.
— To było najgorsze pięć lat mojego życia — mówi cicho. — Wszystko się zmieniło, gdy Czarny Pan wrócił i nie w dobrym tego słowa znaczeniu. Przez pierwsze dwa lata wracałem do Hogwartu i myślałem, że wszystko się ułoży, ale wojna… wojna… teraz zaczęła się na nowo. Znowu to czuję, a jedyna osoba, za którą mógłbym umrzeć, aby ją ochronić, ma zamiar błąkać się po polu bitwy i nic nie mogę na to poradzić.
Słowa grzęzną mi w gardle. Nie mieliśmy czasu zastanowić się nad tym, kim dla siebie jesteśmy, nie było żadnych deklaracji miłości. Jego nagłe otwarcie wstrząsa mną na chwilę. W odpowiedzi całuję go, starając się przekazać wszystko, o czym myślę. Odwdzięcza się taką samą pasją i skrajną desperacją.
— Wrócę do ciebie — szepczę, gdy przerywamy, nie otwierając oczu.
— Nie możesz tego obiecać — odpowiada, opierając czoło na moim.
— Muszę walczyć — mówię.
— Wiem o tym. Nie byłabyś sobą, gdybyś stała na uboczu. Zawsze to wiedziałem. Nawet w tej przeklętej celi siedziałaś i chciałaś umrzeć z dobrze znanych powodów. Problem polega na tym… że nie chcę cię stracić. Więc do czego nas to zaprowadzi?
Oczy Draco otwierają się i wpatrują w moje. Wzruszam ramionami, wtulając głowę w zagłębienie na jego szyi.
— Nie mogę prosić, żebyś została, ale… wróć — szepcze w moje włosy i całuje w czubek głowy. Jego ciałem wstrząsa dreszcz, ale mimo to otacza mnie ramionami i przytula mocno.
Przyszłość jeszcze nie jest zaplanowana, jeszcze nie. Nie będzie nas jutro na kolacji, ale bogowie, proszę, pozwólcie nam wrócić do domu.


__________

Witajcie :) w sobotnie popołudnie publikuję kolejną część tłumaczenia. Nie wiem jak Wy, ale ja już nie mogę się doczekać ostatecznych rozstrzygnięć. Poza tym scena dramione była taka niesamowita <3 Piszcie jak wrażenia!
Kolejny rozdział zapewne pojawi się za tydzień, może trochę wcześniej. Postanowiłam skupić się tylko na tym tłumaczeniu, aby go skończyć w niedługim czasie. Więc trzymajcie kciuki.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu i tygodnia. Enjoy!

3 komentarze:

  1. Cud, miód i orzeszki 😊
    Chociaż jak dla mnie rozdział nieco krótki.
    Pozdrawiam Ruda 😙

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Niestety nie mam wpływu na długość rozdziału, ale myślę, że kolejne Wam to wynagrodzą.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Tyle emocji C:

    OdpowiedzUsuń

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy