Następnego dnia po bitwie nastrój mieszkańców
Grimmauld Place nieco przygasł. Śpię do późna, tak jak większość, chcąc nieco
odpocząć. Jednak spocone i kręcące się obok mnie ciało momentalnie mnie
wybudza. Mrugam, chcąc się obudzić, zdziwiona mruczeniem i jęczeniem.
Odwracam się w stronę jego źródła. Blondyn obok mnie
wykrzywia twarz w dziwnym grymasie. Nigdy go takiego nie widziałam. Przypomina
mi się wspomnienie, w którym był torturowany jako dziecko.
— Nie — jęczy nagle, pot spływa mu po czole.
Kładę ręce na jego ramiona i delikatnie potrząsam.
Odpowiada kwileniem.
— Draco — mówię cicho, wzmacniając uścisk. — Draco,
obudź się.
Jego oczy otwierają się szeroko, są przepełnione
strachem i dzikością. Rozgląda się po pokoju, szukając niebezpieczeństwa, zanim
znowu na mnie zerka. Otacza mnie ramionami i przyciąga do piersi. Jego płuca
szybko unoszą się i opadają. Nic nie mówię, po prostu go trzymam.
Po chwili jego oddech wyrównuje się, a ramiona
rozluźniają. Odsuwam się, patrząc w szare oczy.
— Koszmar? — pytam.
Kiwa głową i siada.
— Muszę się ogarnąć — mówi, chwytając czyste ubrania i
udając się pod prysznic.
Przytakuję, chociaż już dawno nie ma go w pokoju.
Widziałam tylko dwa jego koszmary, odkąd przybyliśmy na Grimmauld Place. Czuje
się niekomfortowo, rozmawiając o nich, pomimo tego, że był ze mną, gdy miałam
podobne problemy. Wydaje mi się, że chodzi o coś więcej.
Każdy z nas
ma swoje demony, które nie zawsze pozostają w zamknięciu. Jego słowa sprzed kilku miesięcy,
gdy spędzaliśmy noce w Pokoju Życzeń, odbijają się echem w mojej głowie. Będę
tutaj, jeśli będzie mnie potrzebował, ale to jego demony i poradzi sobie z nimi
na swój własny sposób.
Z tą myślą zsuwam się z łóżka i przygotowuję na dzień.
~*~*~*~*~*~
Pary znajdują się w różnych pokojach i wręcz unikamy
siedzenia z kimkolwiek innym niż nasz partner. Być może mogłabym złagodzić
poczucie winy Rona i lęki Harry’ego, ale nie mieszam się. Jestem na tyle
sprytna, aby wiedzieć, że Tracy może zrobić o wiele więcej dla Rona niż ja.
Właśnie dlatego do siebie pasują, tak jak Luna do Harry’ego i Draco do mnie.
Owinięta ramionami blondyna nieustannie czytam książki
w bibliotece Blacków. Znalazłam kilka zaklęć, które będą pomocne, ale to nie
ich szukam tylko tych maskujących magiczne stworzenia. Chociaż akcja jest
prosta, to pomaga bardziej niż dowcipy Rona czy rozsądek Harry’ego.
~*~*~*~*~*~
Siedzimy razem przy stole podczas kolacji. Spokojny
brzdęk srebrnych sztućców może być powszechny w czystokrwistej rodzinie, ale
tutaj jest to oznaka, że niektórzy z mieszkańców wciąż dochodzą do siebie po
ostatniej nocy. Pani Malfoy, która zazwyczaj nie odzywała się podczas posiłków,
rozgląda się po nas i wzdycha.
— Tracy, kochanie — zaczyna pani Malfoy po opróżnieniu
kieliszka — co planujesz po tym wszystkim?
Macha swą delikatną dłonią, wskazując naszą obecną sytuację.
— Nie jestem pewna — odpowiada dziewczyna, zwracając
uwagę na kobietę. — Pomyślałam o byciu magomedykiem, ale teraz… nie wiem.
Lekko kręci głową.
— Magomedyk, czy to nie jest zawód, który planujesz,
Draco?
Odwraca się do swojego syna, który patrzy na Tracy,
lekko ściskając moje kolano.
— Tak, to prawda, matko.
— Jak cudownie — odpowiada. — Panie Lovegood, czy
zamierza pan kontynuować… publikację? — dodaje z lekkim wahaniem.
Mężczyzna macha głową w obu kierunkach.
— Zapewne tak — mówi. — Chociaż nie w tym samym stylu.
Zamierzam powrócić do korzeni i być może skoncentrować się na polityce
niezwiązanej ze stworzeniami.
— Polityka? — Oczy pani Malfoy rozjaśniają się, teraz
ta rozmowa nabiera sensu i z pewnością może w niej uczestniczyć.
— Cóż, Prorok Codzienny jest kupowany i nawet za niego
płacą, chociaż jest przepełniony bzdurami — kontynuuje mężczyzna, a pani Malfoy
lekko wzrusza ramionami i unosi brew. — Ale ważne jest, aby ludzie znali fakty.
Jak mogli być naprawdę przygotowani, skoro nie wiedzieli, co tak naprawdę się
działo?
— Myślę, że przecenia pan społeczeństwo. Większość
nawet nie przejmuje się tym, co robi rząd.
— Uważam, że nie docenia pani ludzi. Rząd musi zostać
pociągnięty do odpowiedzialności, za nieudzielanie potrzebnych informacji.
Dlatego właśnie Prorok Codzienny zajmuje się propagandą i plotkami, a nie
wiadomościami.
Pani Malfoy uśmiecha się, wzruszając ramionami.
Kolacja dobiega końca, gdy oboje przerywają tę debatę. Obraz obojga zmienia się
— pan Lovegood z dziwaka na inteligentnego i miłego, a pani Malfoy ze stoickiej
czystokrwistej na miłą i błyskotliwą kobietę. Kto by pomyślał, że w takiej
chwili między nimi może powstać coś na kształt przyjaźni?
~*~*~*~*~*~
Moja dłoń rozciąga się po łóżku, czując zimne
prześcieradło. Pokój, wciąż ciemny jak smoła, jest pusty. Podskakuję, a serce
bije w zawrotnym tempie. Wtedy odzywa się rozsądek, prawdopodobnie poszedł do
łazienki, więc nie ma się czym martwić. Mimo to łapię szlafrok i wyskakuję z
łóżka.
Drzwi do łazienki są otwarte, w pomieszczeniu panuje
ciemność. Tak samo na korytarzu. Wolnym krokiem idę do schodów i schodzę.
Słyszę rozmowę dobiegającą z kuchni. Nie mówią cicho i nie brzmią na
zadowolonych.
— Powiedz mi, Malfoy, jak to było? — mówi Harry. W
jego tonie nie ma złośliwości, tylko desperacka potrzeba wiedzy.
— Nie wiem, jak to wygląda po waszej stronie. Musisz
zapytać Hermionę — odpowiada szczerze Draco.
— Ona mi nie powie — oznajmia Harry. — Ale przyjmę
wszystko.
Zatrzymuję się koło drzwi. Mogę sobie wyobrazić
wzruszenie ramion Draco, gdy przemawia.
— To było piekło. Czarny Pan mówił: zabij tych ludzi,
torturuj tamtych i musiałeś to robić. Robiłeś to albo umierałeś… lub gorzej.
Ludzie tracili nadzieję, więc kiedy Śmierciożercy pukali do ich drzwi, po
prostu się poddawali. Błagali — jego oczy lśnią wspomnieniami — błagali o
śmierć. — Draco lekko kręci głową. — Oczywiście dla Czarnego Pana to było zbyt
łatwe. Jeżeli chcieli śmierci, dawał im przeznaczenie gorsze od niej,
wykorzystując ból i cierpienie, by wyciągnąć z nich wszystkie informacje.
— Stary, dlaczego nie odszedłeś? — zagaduje Ron, a
Draco prycha.
— Nie mogłem — wyjaśnia. — Zabiliby moją mamę, gdybym
zrobił choćby krok poza granicę. Dwa, nigdy bym tam nie dotarł. I trzy, nawet
jeśli… zamknęli wszystkie granice przed tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym
dziewiątym i nie można było opuszczać Anglii.
— Co masz na myśli? — naciska Harry.
— Magicznie zamknięto wszystkie. Żaden mugol,
czarodziej, czarodziejka, skrzat i wszystko inne nie mogło przekroczyć granic.
Cholera, nawet woda nie mogła się przez nią przebić.
— Cholera jasna — szepce Ron.
— Co powiedzieli mugolom z innych krajów? — pyta
Harry.
— Nie wiem — mówi Draco, opadając na swoje krzesło. —
Nie mogliśmy kontaktować się z nikim z zewnątrz, nawet mugolskim środkami
komunikacji. Bali się, że Czarny Pan zainteresuje się też tym, więc uwięzili
nas razem. Nie mieliśmy jak uciec. To był właściwie początek końca.
— Ale ci wszyscy ludzie… mugole… — drąży temat Harry,
a Draco kręci głową.
— Czekali na śmierć lub gorzej, taa.
Zsuwam się po ścianie, aby usiąść na podłodze przy
drzwiach kuchni, słuchając jego opowieści.
— To okropne — mówi Harry.
— Polejesz? — pyta Ron, chłopcy przytakują i wlewają
płyn do szklanek. Po kilku minutach ciszy, Ron kontynuuje rozmowę: — Rozumiem,
że to było złe i w ogóle, ale dlaczego nie chcesz walczyć? Chodzi mi o to, że
Hermiona pamięta i walczy. Czy to nie powoduje u ciebie większej determinacji
do zmiany tego, co miało miejsce?
Uśmiecham się sama do siebie. Nie ma złośliwości w
jego słowach, tylko szczere zmieszanie i zbyt wiele alkoholu.
— Jak myślisz, co robiłem podczas wojny? — Draco prosi
o jego szklankę, wlewa końcówkę, po czym odkręca kolejną butelkę.
— To, co musiałeś — mówi cicho Harry.
Draco wzrusza ramionami.
— Może. Może powinienem umrzeć.
— Śmierć nie wydaje się zbyt prosta, przez to co
powiedziałeś — dodaje Ron.
Kolejne wzruszenie ramionami.
— Nie, Śmierciożercy … cóż, pewnie nie zabiliby mnie
tak szybko. Jednak… to oznaczałoby więcej tortur, bycie pod różdżką bądź
zmuszanie do władania nią.
Między chłopakami zapada cisza, podczas której każdy
analizuje jego słowa.
— Nie będę już trzymał różdżki, aby kogoś skrzywdzić —
deklaruje Draco. — Czary które znam, te przychodzące do mnie w takich chwilach…
nigdy więcej.
W ciszy wstaję i wracam do pokoju. Oficjalnie jest to
pokój Draco, ale ostatnio spędzam tu wszystkie noce. Wycieram łzy z twarzy i
kładę się na łóżku. Przez chwilę pozwalam, by pochłonęły mnie wspomnienia z
wojny. Potem szufladkuję je w moim umyśle, oczyszczam go i zasypiam.
~*~*~*~*~*~
— Dzień doberek — mówię radośnie, wchodząc do kuchni
na śniadanie.
— Cholera jasna, Miona — jęczy Ron, trzymając się za
głowę.
Harry i Draco również jęczą przez mój celowo
głośniejszy ton.
— Ile wypiliście? — pytam, patrząc na kilka pustych
butelek po ognistej whisky stojących na blacie.
— Za mało — mówi Draco, w tym samym czasie gdy Harry
mamrocze:
— Wystarczająco.
A Ron dodaje:
— Zbyt wiele.
Luna, Tracy i ja wybuchamy śmiechem. Pani Malfoy
uśmiecha się do chłopców, a pan Lovegood stawia na stole trzy szklanki
tętniącego życiem zielonego płynu.
— Pijcie — rozkazuje.
— Eliksir na kaca? — pyta Ron, chwytając szklankę.
Draco ostrożnie sięga po swoją, przekazując ostatnią
Harry’emu.
— Nikt z nas nie potrzebuje aż tyle eliksiru —
oznajmia Draco.
— Nie mamy wszystkich składników, a przygotowanie go
zajmuje dobę — wyjaśnia pan Lovegood. — W sumie genialne, skoro ktoś mający
kaca nie powinien warzyć eliksirów. Ale to wam pomoże.
Chłopcy patrzą po sobie.
— Do dna, panowie — mówi Harry opróżniając szklankę.
Ron i Draco idą w jego ślady. Ich twarze wykrzywiają się z obrzydzeniem, gdy z
trzaskiem odstawiają puste szklanki.
— To jest gorsze niż eliksir wielosokowy — skarży się
Ron, a pan Lovegood wzrusza ramionami.
— Więc już znasz swój limit — odpowiada po prostu.
Przestają jęczeć, zaczynając jeść śniadanie, a ich
bóle głowy słabną i żołądki stabilizują się.
~*~*~*~*~*~
Kilka godzin później, gdy jestem w bibliotece z Draco,
odwracam się w jego stronę.
— Obudziłam się, gdy cię nie było — mówię.
— Przepraszam, nie mogłem spać — odpowiada.
— Słyszałam trochę z tego, co zeszłej nocy
powiedziałeś w kuchni, kiedy poszłam cię szukać — przyznaję się.
Szok na jego twarzy szybko zastępuje westchnienie, a
potem uśmiech.
— To nie ma znaczenia. Potter i Weasley prawdopodobnie
wszystko ci powiedzą… jeśli pamiętają — mówi. — Wczorajszej nocy nie
powiedziałem nic, czego nie mógłbym ci powiedzieć.
— Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że wyznania
pod wpływem alkoholu są takie prawdziwe. — Wzrusza ramionami. — Tak naprawdę
nie rozmawialiśmy o wojnie — mówię powoli.
— No nie — odpowiada.
— Powinniśmy?
— Co moglibyśmy powiedzieć? — wzdycha. — Oboje to
pamiętamy.
Przytakuję.
— Wiem, ale… ale jeśli kiedykolwiek zechcesz lub
będziesz potrzebował… — oferuję.
— Wiem, kochanie — mówi, przytulając mnie. — Ty także
możesz ze mną rozmawiać.
Kiwam głową, zanim kładę głowę na jego ramieniu.
Wydaje się, że nocna popijawa i uczciwość chłopców
poprawiły nastrój w domu. Możliwe, że to tylko przypomniało nam, iż może być
znacznie, znacznie gorzej. Ewentualnie chłopcy stosunkowo dobrze to znoszą. Ale
bez względu na przyczynę, mam nadzieję, że dzięki temu będziemy na bieżąco ze
wszystkim.
________
Witajcie :) w sobotni wieczór publikuję kolejny rozdział. Mam nadzieję, że nie jesteście nim zawiedzeni, chociaż w sumie sporo się w nim wydarzyło. Pojednanie chłopców wydaje się kluczowym elementem układanki. Do czego się to przyczyni? Przekonacie się w kolejnych rozdziałach.
Aktualnie przebywam w domu, ale niestety już jutro wyjeżdżam. W moim życiu teraz zaszły wielkie zmiany, ponieważ znalazłam nową pracę i zaczynam od poniedziałku. Już nie mogę się doczekać! Kolejny etap życia w Warszawie czas zacząć... Zobaczymy, jak będzie. Postaram się regularnie dodawać rozdziały, a za wszelkie obsuwy z góry przepraszam. Muszę się przyzwyczaić do nowego systemu, zwłaszcza pracy zmianowej. Ech, mam nadzieję, że dam radę.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!
Nic się nie martw, trzeba znać priorytety :) Rozdział bardzo mi przypadł do gustu. Pojednanie chłopaków jakoś rozgrzało moje serce. Jestem również ciekawa, co się dzieje w głowie Narcyzy, bardzo interesująca z niej postać. Jak jestem już przy Malfoyach to wspomne o Draco. Żal mi go straszliwie, mam nadzieje, że uda im się przezwyciężyć wszystkie trudności
OdpowiedzUsuńJako, że pora wczesna, a ja muszę pędzić po edukację to jestem zmuszona zakończyc tutaj swoje małe przemyślenia. Powodzenia w nowej pracy :) Nie mogę się doczekac nastepnego rozdzialu .
Wreszcie mam chwilę, żeby odpisać na komentarz. Przede wszystkim bardzo za niego dziękuję. Rozmowa chłopaków daje nadzieję na lepsze jutro i zgadzam się z tym, że Narcyza jest tutaj bardzo ciekawie przedstawiona. Problemy Draco siedzą głęboko w nim, ale w najbliższym czasie wszystko się wyklaruje ;)
UsuńPozdrawiam